Nowoczesny katolicyzm
Raz na jakiś czas łapie mnie myśl będąca efektem mojego niskiego poczucia wartości własnej oraz wątpliwości co do słuszności swoich poglądów. A co, jeśli to Oni mają rację?
Mówiąc „Oni”, mam na myśli nowoczesnych katolików. Mówiąc „nowocześni katolicy”, nie mam na myśli ani osób wierzących w Byt Wyższy cichaczem, bez ideologicznego zadęcia, ani księży z gitarami akustycznymi. Chodzi mi o chrześcijan nie bojących się brać udziału w debacie społecznej, wykorzystujących nowe media, organizujących się w internetowe grupy nacisku. To w końcu światli ludzie, z tytułami naukowymi, własnymi pismami, portalami, firmami IT. Są bardzo pryncypialni, to fakt, ale może ta pryncypialność wynika z pozostającego poza moim zasięgiem poznawczym faktu, że lepiej rozumieją problemy dzisiejszego społeczeństwa? Może znaleźli takie miejsce przyłożenia dźwigni wiary, że w końcu ruszą z posad bryłę świata i znajdziemy się w lepszej rzeczywistości dzięki ich przenikliwości? Może faktycznie w czasach sensorycznego overkillu odpowiedzią na wszelkie bolączki ludzkości jest cisza i chłód bijący od kamiennej kościelnej posadzki, gdy się na niej krzyżem leży? Może dogmatyzm ratuje przed rozwodnieniem w relatywizmie i utratą tożsamości człowieczej?
Krótko mówiąc, nowocześni katolicy prezentują się na tyle mocno i przekonująco, że w swoje gorsze gorsze dni jestem skłonny im uwierzyć i porzucić swe ateistyczne błądzenie, a w gorsze lepsze — zastanawiać się nad jakąś możliwością porozumienia z tymi, było nie było, wartościowymi ludźmi. W końcu osoba głęboko wrośnięta w tradycjonalistyczne środowisko zapewniała mnie niedawno, że stawia Ciechana, że gdybyśmy się spotkali, znaleźlibyśmy więcej punktów stycznych, niż się spodziewam.
I jak już prawie jestem przekonany, że dzieli nas tak niewiele, nowocześni katolicy zawsze odpalają jakiegoś smroda. Na przykład stosują swoje przekonania o świętości życia od najmniejszej komóreczki do wiadomości o katastrofie lotniczej w Montanie. Zginęło w niej siedmioro dzieci, ale nie one są dla nowoczesnych katolików najważniejsze. Najważniejsze, że były to m.in. wnuki właściciela sieci klinik aborcyjnych, a samolot rozbił się na cmentarzu, na którym znajduje się pomniczek ku czci abortowanych płodów. Nowocześni katolicy twierdzą, że to znak od Boga.
Kiedy czytam takie historie, przypomina mi się natychmiast, że nowoczesny katolik nie różni się ode mnie tylko tym, co porabia w niedzielę rano. Nowoczesny katolik, jeśli katolikiem jest prawdziwym, żyje w świecie walki mocy piekielnych z mocami jasności, wojny, w której obie strony, choć nie z tego świata, manifestują się w realu. W pewnym sensie niedaleko mu więc do schizofrenika.
Dlaczego mam się tym przejmować? Jak wspomniałem, nowocześni katolicy mają ambicje kształtowania mojego świata. Włos mi się więc zjeżył podczas czytania ich wyznań zgromadzonych, ku mojej wygodzie, w jednym pasjonującym reportażu Mai Narbutt w „Rzeczypospolitej”. Nosi on tytuł „Uzdrowiciele i demony” i jest zupą już nieco zimną, bo grudniową, ale nie sposób przejść obok niego obojętnie. Pretekstem do jego napisania była wizyta w Polsce ugandyjskiego księdza-uzdrowiciela Johna Bashobory. W efekcie końcowym powstał zaś opis panopticum osobliwości. Postanowiłem przygotować z niego wypis, skupiając się na poszczególnych bohaterach i ich osobistych wierzeniach.
Zacznijmy od głównego bohatera. Ksiądz Bashobora wierzy, że jego ciocia podała jego tacie truciznę wywołującą AIDS.
Anonimowy publicysta katolicki twierdzi, że ksiądz Bashobora wskrzesił dwudziestu siedmiu zmarłych. Nie fair! Pani Maju, który to publicysta? Ja będę mówił imiona, a pani niech mrugnie, OK? Tomek? Grzesiek? Kambei Biedroneczka?
Dominik Tarczyński, organizator polskich występów ks. Bashobory, prostuje, że wskrzeszeń było tylko dziesięć. Nie są odnotowane przez ichnią kurię, bo ks. Bashobora często dokonuje ich w pośpiechu. Jedzie z lekarzem na ważną konferencję, na drodze dwa ciała, lekarz potwierdza zgon, ks. Bashobora ich wskrzesza i pędzi dalej, nie ma czasu. Przy okazji: drogi czytelniku, jeśli płacisz abonament RTV (srsly?), dokładasz się do pensji Dominika Tarczyńskiego, od stycznia jest on bowiem dyrektorem kieleckiego ośrodka TVP.

Kościół katolicki wierzy tylko w cuda uznane przez siebie. Wskrzeszenia dokonane przez księdza Bashoborę nie mają certyfikatu, w odróżnieniu np. od wyników zakrojonego na szeroką skalę, wieloletniego eksperymentu mającego na celu potwierdzenie prawdziwości teorii wielkich liczb, prowadzonego w ośrodku naukowym w Lourdes. Autoryzacji nie uzyskały również podobne prace badawcze w Medjugorje.
Tomasz Terlikowski, autor popularnych odcinkowych powieści przygodowych, przypomina wszystkim „letnim” katolikom, że choć mniej się o tym obecnie mówi, anioły czy cudowne uzdrowienia stanowią nadal naukę Kościoła.
Sakrament, którego udziela się na łożu śmierci choremu, miał na celu uzdrawianie, a nie wyprawianie na tamten świat, jak skłonni jesteśmy uważać — przypomina Terlikowski. — Uzdrowicielska rola ostatniego sakramentu jest traktowana jako rzecz oczywista w Afryce.
Terlikowski nie ufa homeopatii. Kiedyś podał środek homeopatyczny swojemu dziecku i „wystąpiły dziwne objawy uboczne. Dziecko zachowywało się tak, jak dzieci się nie zachowują, i było to bardzo niepokojące”. Możliwości humorystycznego rozwinięcia tego tekstu są oczywiście niezmierzone.
Obawy Terlikowskiego co do niekoszerności homeopatii potwierdza Robert Tekieli, dawny naczelny „Brulionu”, obecnie autor audycji radiowych i filmów przestrzegających przed demonicznym wpływem New Age. Uważa on, że potrząsanie mieszanką homeopatyczną to czynność magiczna, do tego zaklina się, że austriackie koncerny homeopatyczne zatrudniają spirytystów.
Tekieli z żoną chodzili kiedyś na spotkania grupy Gnosis, gromadzącej „radiestetów, wróżbitów, magów Kahunów”. Nie czuli się w niej dobrze przez „wręcz fizycznie zło bijące od tych ludzi”. Normalni ludzie przestaliby tam chodzić, jednak wiemy już, że reguły zdrowego rozsądku nie cieszą się przesadną popularnością wśród osób żarliwie wierzących. Żona Tekielego do obrony przed mrocznymi mocami grupy Gnosis założyła krzyżyk, który w wyniku walki ze złem w jedną noc poczerniał, a do tego się wygiął. O ironio, uważnie wietrzący wszędzie Szatana Tekieli jest współorganizatorem imprez masowych z udziałem księdza Bashobory.
Paweł Milcarek, kumpel Marka Jurka, redaktor naczelny magazynu „Christianitas” i dyrektor II Programu Polskiego Radia (drogi czytelniku, jeśli płacisz abonament itd.) nie widzi nic złego w homeopatii, leczy nią swoje dzieci z kolki i najwyraźniej nie łapią one takiej jazdy, jaka była udziałem dziecka Terlikowskiego. Co więcej, Milcarek postuluje, że to osoby zwalczające homeopatię mogą działać z szatańskiego podpuszczenia. Najwyraźniej Milcarkowi namącił w głowie papież Benedykt XVI, który jedzie na Oscilococcinum (homeopatycznym leku z kaczki) i nie wygląda na wysłannika piekieł. Khm. Khm khm khm.
Grzegorz Górny, redaktor naczelny „Frondy”, twierdzi, że słynny bioenergoterapeuta Kaszpirowski nie dał się ochrzcić, bo straciłby wtedy swoją moc. Na marginesie: w innym artykule wyczytałem, że Grzegorz Górny ma w niebie wymyślonego synka Serafinka, który załatwia mu lukratywne kontrakty w telewizji. Osoby, którym takie rzeczy we łbie się nie mieszczą, zapraszam do lektury „Gościa Niedzielnego”.
Na tle tego kłębowiska emerytowany arcybiskup Bolesław Pylak jawi się jako sympatyczny staruszek-poczciwina. Pasją księdza arcybiskupa jest wahadełko. Potrafi nim diagnozować ludzi przez telefon, czasem pomagało mu też w posłudze kapłańskiej:
Poproszono mnie, żebym udzielił bierzmowania chłopcu częściowo sparaliżowanemu. Odwiedziłem go w domu i oczywiście okazało się, że jego łóżko stoi w fatalnym miejscu siatki geopatycznej, a materac promieniuje szkodliwie, bo jest z gąbki.
Ciekawe, na jakim materacu sypia Tekieli.
Fot. niewidzialnych stygmatów: littledan77
Nie będę hipokrytą i powiem, że czytam blog WO. Dobry jest. Ale mam wrażenie, że komcie ma szablonowe, żadnych niespodzianek, odkryć czy fascynacji. Ciągle ci sami i tak samo. Jeśli czyści się komentarze to następuje, prędzej bądź później, ta komciowa faza plateau.
To moja perspektywa. Te niespodzianki i nowości są nagrodą za cierpliwość i niebanowanie. Nie wiem czy warto.
Mnie skasowali forum za to, że nie banowałem. W Gazecie właśnie. Ale ja kumam ten niuans, bo gdyby nie było cenzury, racja istnienia Siwej czy Olsa byłaby żadna. Oni walczą o przeżycie.
Tutensramon :
Się znalazł, bohater ostatniej akcji.
talcio :
No to miło mi, że się przedstawiłeś jako niedojrzały pajac, który z ewentualności dania w mordę czyni sobie argument (to, czy się jest obrażanym to kwestia osobistego odczucia, które potrafi być bardzo różne). Nie będę za Tobą płakał, jak już sobie pójdziesz.
proces7 :
Co oznacza “schrzaniony akcjonariat” w kontekście całego spółko-akcyjnego mambo-dżambo?
bart :
A mnie najbardziej ubawił ten fragment:
Sedlak – Sosnowiec – KUL – Radom. I tak tyją stereotypy.
bart :
Mnie i eexm2d.
bart :
Po pierwsze, zajmij się swoim blogiem.
Po drugie, jak chcesz o czymś ze mną porozmawiać, to napisz emaila.
Po trzecie, spierdalaj.
@ eli.wurman:
Jakiej ostatniej? Ja jeszcze nie zacząłem. Czemu jesteś przeciwny dawnaiu w ryj. To świetna forma gry i zabawy zespołowej.
@wonapisał:
A dlaczego nikt nie nazwie W. Orlińskiego idiotą? Bo nie chcą mu sprawić przykrości.
talcio :
Uuuu…. Nerw bajtlowi jebnął. A taki był ładny, amerykański ;) Okazało się, że zamek mu wylata. ;)
eli.wurman :
Ożeż w mordę. Skoro ja jestem niedojrzały pajac, to dla was brakuje odpowiedniego określenia.
Eli.wurman
Nie wiem jak Ci to wyjaśnić. Mogę podać przykład: gdyby – załóżmy – Axel Springer AG chciał skupować akcje Agory w celu “wrogiego” przejęcia, nie dałby rady. Zobacz w Gazecie na Agorę i jej akcjonariat, spójrz na ilość głosów. (Wklikaj się w WIG20).
Przy czym ja nie wiem czy Ty kumasz niuans: Gazeta.pl i Agora S.A. Portal to tylko kawałek firmy. Niewielki relatywnie.
Tutensramon :
Oj, as in last action hero.
talcio :
Lol me up, talcio: przylazłeś, fuknąłeś, a potem jeszcze masz emo. No srsly, zią, jesteś bez sensu.
Moon :
Go, go, google rangers! A czy widziałaś co o WO pisze psychiatryk24 czy forum frondy?
talcio :
No widzisz? A dla ciebie się znalazło. Ciesz się, że to bBart znalazl, a nie złośliwy i pozbawiony wszylkich wartości moralnych Tutensramon. Widziałeś jak się robi z dupy masło, albo co to to jest twojej matki magula?
talcio :
@ bart:
Tfu.. Alpaga mi się przecedziła razem z pawiem przez zęby ze śmiechu. ;)
Hehe, uwierzę w to że Tutensramon lata po okolicy “alfonsów i dziwek” w czarnym płaszczu, obcisłym skórzanym stroju i maseczce, ale to jeszcze nie czyni go Zorro…
:D
Sorki, Tut, taka wizyjka mnie naszła po tych wszystkich waszych uprzejmościach.
Słodki jezu, co to za miejsce. Piszę do jednego kolesia a tu nagle wszyscy komentują moje słowa.
@ Barts:
Ale jesteśmy dla siebie mili. Stary mam taki jebitny bebzun, ze nie wiem już nawet kto ciągnie, więc z tym lataniem przesadziłeś. Poprostu pijany Zorro, dziwkarz, w pelerynie i laserowym mieczem… :)
Talcio jako normalny, kulturalny facet zdenerwował się chamskim i prostackim traktowanie mojej osoby. Nie jego wina.
Nie spotkał pewnie nigdy takiej zgrai buców jak tu.
talcio :
We call it teh internets.
Moon :
talcio :
Ciesz się, że w realu nie zajął się twoim tyłem inz.mruwnica. Popatrz na jego awatar. On takie rzeczy wsadza w tyłek swoim kochankom. Czy tego chcą czy nie.
Moon :
Próbowali tej sztuki nawet doktorzy filozofii
http://tinyurl.com/c4scn6 a RAZ sugerował, że WO się nie myje
i morduje (mataforyczne) dzieci RAZa.
http://blogrzeczpospolitej.salon24.pl/105551.html
Więc se nazywaj do woli.
Moon :
I znów sobie wypraszam. Może jestem cham, dziwkarz i zboczeniec, ale nie jestem buc.
Tutensramon :
Od razu tam cham, dziwkarz i zboczeniec. Masz po prostu swój mały świat marzeń i oczekiwań erotycznych. Mały, ale bardzo ważny.
@Bart
To miło, że cytujesz tu mojego kultowego bloga:)
Moon :
bart :
Po pierwsze nie “mały” jeśli chodzi o rycerza. Został on niejednoroktnie udekorowny orderem.
Mały świat? No w sumie racja.
Faktem jest, że nie wymagam od “partnerki negocjowlnego afektu”, tyle co koledzy od inteligencji stałych ;) partnerów smarowalnych dla łatwości prześlizgu, ale mimo wszystko nie szanuję dziewcząt z penisem. Nie lubię ich. Tak po prostu.
Kultowy, nie kultowy, ale blog, a nie bloga, srolonistko.
Te grzesiu? Odjeb się od nas analfabetów. Opisz penisa w pupaku swojego chłopaka poprawnie, zgodnie z interpunkcją , używając przepięknyh wyrazów i odwal się od koleżanki.
Rany, tak wesoło tu dawno nie było. Aż się nie chcę kłaść spać!
Moon :
Ja nawet wiem, jaką minę talcio uczynił na swojej twarzy, kiedy się zdenerwował: o, taką!
Tutensramon :
Niech zgadnę, odznaczenie pośmiertne?
@ eli.wurman:
Dupa. “o,taką” nie działa. Gówno. Rycerza nie zobaczysz, bo dostałbyś pomiesznia zmysłów. Niejaki Giger kiedyś próbował stworzyć kopię, ale mimo wysiłku wyszła mu ta nędzna pokraka, którą można zobaczyć na filmie z tzw. “obcym”.
Tutensramon :
Wolałem, kiedy nie działał. Już dziś mówiłem, nie wiem, po co klikam w linki.
Tutensramon :
Dzięks, poprawiłem.
Tutensramon :
Podobne lecz podobnym! Może gdyby pomieszało mi zmysły, kiedy mam je pomieszane – wreszcie bym się uleczył i można by zakrzyknąć: Tutensramon – santo subito!
UPDATE:
bart :
Okay, będę się w przyszłości powstrzymywał z materiałami NSFW.
eli.wurman :
Te. Nie przeginaj. Leśniczy może cię zastrzelic za litra. Normalnie z breneki. Wtedy zostanę natychmiast fajny.
eli.wurman :
Luz, pozwoliłem sobie na małą edycję.
@ bart:
Myślę że to bardziej by tam pasowało jako zamiennik.
Tutensramon :
A już liczyłem, że odnajdziesz w sobie Jezusa i mnie uzdrowisz, chlip, chlip.
@Zły link boli całe życie:
Dobrze jest czasem zerknąć na status bar – tam się wyświetla, dokąd prowadzi link.
@eli.wurman
Co przedstawiał tamten usunięty obrazek? Widziałam go, nie mogłam zgadnąć.
@ Moon:
Takie rzeczy, o których się fizjologom nie śniło: właśnie do mnie dotarło, że jest na takie rzeczy osobne miejsce w internecie i nie należy ich sprowadzać w mainstream, bo są po prostu okrutnie obrzydliwe.
Więc w zamian zerknij sobie na empatycznego misia.
OK, zanim udam się na zasłużony odpoczynek, mam pytanie do Nonchallance, hlb i innych ludzi, którzy wiedzą, o co chodzi z Moon: o co chodzi z Moon? Lubię wiedzieć, kto mi robi do blogaska, ale jak guglam koleżankę, to wpadam w jakiś krąg towarzyskich przepychanek wśród młodych twórców literackich, jakieś wzajemne żale, kasowane fora na gazecie i ogólny klimat okładania się po ryjach w skórkowych rękawiczkach. I widzę tam wasze nicki, dlatego was pytam: o co chodzi?
Znaczy, nie żebym umierał z ciekawości, dla mnie prawdziwe gwiazdy polskich Internetów pochodzą z Usenetu, a nie z gazeta.pl. Ale może ominął mnie jakiś kawałek historii.
Jak dla mnie, empatycznego misia, którym jestem zawsze. Takiego Supermena, który chce właśnie pomagać innym, ale nie bez stroju, który mógłby maskować moją dobrą naturę. W gruncie rzeczy mnie . Dobrego chłopca, który ma wolę i siłę bronić Moon przed złymi skurwlami. Ładnie ?
Twórcy literaccy? Kurde. Jak poczytałem, to też mogę zostać. Nawet takim niepokojącym i młodym. Mam to w dupie, bo ciągnę Yonego, żeby pograć metal ;). Kurwa. Metal. Tru.
@Bart
To pewnie inna Moon. Z kasowanymi forami na gazecie nie mam żadnego związku.
Gdzie ja Ci tu “robię”? Ja i tak jestem grzeczna, biorąc pod uwagę osobliwość Twoich komentatorów.
Ziemkiewicz o W.O.:
O co chodzi z Bartem?
proces7 :
Tak, kumam czym jest Agora S.A. – ale w dalszym ciągu nie wiem, jak rola akcji serii A ma się do Olsa i jakiejś tam panny, która zbanowała Ci blogaska i dlaczego tak długo jest to Twoim emo. I co to ma wspólnego z radzieckością.
Moon :
Czekaj-czekaj – jako komentator tego bloga, internetowy byt, który czuje się tu dobrze, który stara się nie przekraczać pewnych granic, które są tu uznane za właściwe komentuję sobie tutaj w granicach – te granice mi pasują. O ile sobie przypominam, to nie było tak, że ogół stałych komentatorów tego bloga napadł na Twój blogasek i zaczął robić żwir, tylko Ty przyszłaś tutaj “coś sprostować”, nie zrobiłaś tego, nie odpowiadałaś na pytania, pojechałaś grubym emo i przytargałaś swojego ziomboja, który nas tu trochę poobrażał. Więc do grzeczności jest Ci bardzo daleko.
I wracając do tematu homeopatii: czy ktoś, kto ma pojęcie o chemii mógłby to przetłumaczyć (to jest jedno ze źródeł na które powołuje się Jacek Maria Norkowski: NIELOKALNOŚĆ I HOMEOPATIA, prof. dr hab. Marcin Molski, Zakład Chemii Teoretycznej, Uniwersytet im. A. Mickiewicza w Poznaniu).
Mechanizm działania leków homeopatycznych jest bliski wyjaśnienia, czego oczywiście nie wiedział ani W.O., ani inni ;)
http://www.homeopatia.net.pl/czytelnia/nielok.pdf
Rzadko kiedy spotyka się tak cyniczne i żałosne egzemplarze.
Moon :
Oprócz bycia Pańcią Polonistką jesteś też specjalistką od chemii? Jakoś nie jestem zdziwiony (bo przecież w internecie wszyscy jesteśmy cycatymi i chętnymi czternastoletnimi dziewicami, c’nie?).
Zastanawia mnie również, że zacytowałaś fragment z pedeefa, który wrzuciłem. Bo co, bo łapki urwało i już pogooglać to nie i musisz mieć podane na tacy?
Jak na mój ogląd – laika: zupełnie nie ma tu żadnej informacji o tym, jak przekłada się uderzanie rozcieńczanym preparatem na jakieś kwantowe mambo-dżambo. Oraz – dlaczego nie ma ani słowa o wcześniej wałkowanym w tym temacie problemie: czy preparat homeopatyczny zapamiętuje też np. kał. Dlatego poprosiłem o przeczytanie przez kogoś, kto się na tym zna, żeby mi wykazał, gdzie się ten koleś rozmija z prawdą. Czego oczywiście nie zrozumiałaś robiąc fapu-fapu na okoliczność: paczcie, fizykom kwantowom możemy potwierdzić! Alleluja! Choć ileśtam postów wcześniej marudziłaś, że nauka obsysa, a ludzie do prób leków homeopatycznych są dobierani spośród niepodatnych na homeopatię.
Twoja niekonsekwencja, niegrzeczność, trollerska przeszłość (każdy zainteresowany widział, że zawsze w komciach jedziesz tym samym zgranym emo: chamstwo-obrażają-żegnam-zostaję) powoduje, że – o ile jestem przeciwnikiem bana – ucieszyłbym się, gdybyś go tu dostała.
@eli.wurman
Ja wyrażnie pisałam, że nie da się udowodnić istnienia/nieistnienia pamięci wody. Brak odpowiednich “przyrządów pomiarowych” (na obecnym etapie rozwoju nauki). Nie miałam na myśli tego, że “nauka obsysa”. Sugerowałam, czy nawet pisałam wprost, że to, co jest teraz uznawane za paranormalne, będzie kiedyś częścią fizyki… Podobnie jak z filozofii wyłoniła się fizyka, a chemia z alchemii.
Chemię znam z liceum, ale to nie jest tu istotne. Profesor podpisuje się pod tym artykułem, nie ja.
Moon :
Zacytuj to.
Moon :
Oczywiście, nie możemy udowodnić istnienia boga, bo nie mamy odpowiedniego przyrządu pomiarowego. Nigga, pliz!
Moon :
Tak jak niegdysiejsza zamiana błota w złoto, alchemia, stała się dziś chemią i zamieniamy błoto w złoto? No niezakoniecznie.
Podsumujmy:
argumenty prohomeo są takie:
– działa, bo pamięć wody; mamy na to ślad w postaci bajań o praktycznym zastosowaniu fizyki kwantowej;
– działa, bo nawet jeśli nie działa, to ludzie wierzą że działa i im pomaga;
– działa, bo mamy dowody anegdotyczne.
Ale:
– nie działa, bo pamięć wody w okolicznościach zaproponowanych przez Hahnemanna jest po prostu idiotyczna (dlaczego potrząsanie, a nie np. tłuczenie w tybetański gong);
– nie działa, bo placebo może pomóc tylko tam, gdzie mamy do czynienia z chorobami, które organizm sam z siebie jest w stanie zwalczać (nieksuteczność homeopatii w przypadku raka czy HIV/AIDS);
– nie działa, bo gdyby przeanalizować warunki w jakich tworzyły się dowody anegdotyczne, to spodziewam się, że inne okoliczności (układ odpornościowy człowieka, na rany Szymona Niemca; odpoczynek, bardziej urozmaicona dieta) miały główny wpływ na wyzdrowienie.
Moon :
Profesor, który jest wiceprzewodniczącym Rady Naukowej Fundacji Bioelektroniki im. Włodzimierza Sedlaka. Kim był Włodzimierz Sedlak? Go Go, Google Ranger!
@eli.wurman
Manipulujesz i upraszczasz, nie mam już teraz sił tego wykazywać. Jestem zmęczona.
eli.wurman napisał:
Dokładnie! Trafiłeś w sedno!
I Twoje wyobrażenie o Bogu jest zupełnie anegdotyczne.
P.S.
Ten profesor ma doktoraty z chemii i fizyki, oraz habilitację.
Moon :
Upraszczam, nie manipuluję – nie ma takiej potrzeby. Jeszcze w żadnym momencie tej dyskusji niczego nie wykazałaś, oprócz przeklejek z artykułów, które sami Ci tu podsunęliśmy (pierwszy cytat z Gazety został już utrącony jako manipulacja; odloty Molskiego czekają w kolejce). I, jakby, zupełnie mi oblatuje Twoje zmęczenie, możesz sobie iść, nie będę płakał.
Moon :
Jesteś jedną z tych trollerek, która nie zrozumie ironii nawet jak ją kopnie w sam środek nabzdyczonej dupy.
Moje wyobrażenie o bogu jest żadne, jest moje wyobrażenie o koncepcji boga. Jak to skumasz, to będziesz wiedziała, że o koncepcji pamięci wody możemy sobie pogadać z fizykami i chemikami, ale o Hahnemannowskiej koncepcji pamięci wody to już zupełnie nie.
UPDATE: No i ciągle czekam na homeopatyczny odrdzewiacz.
@eli.wurman
Ten profesor ma dwa doktoraty, z chemii i z fizyki, oraz habilitację.
A gdzieś mam tę Twoją ironię…
Moon :
Tego nie kwestionuję. Zapala mi się jednak lampka ostrzegawcza kiedy widzę nazwisko Sedlak w kontekście kolesia, który udowadnia homeopatię fizyką kwantową (działem nauki na tyle trudnym i odjechanym, że na upartego można by nim udowodnić wszystko, wraz z istnieniem boga), ulubionym działem różnych świrów od wymyślania cząstek drogą logicznych wycieczek po obecnym stanie wiedzy.
I jeszcze: wiedza, doświadczenie, tytuły naukowe nie chronią przed odlotami w stronę paranauki, choć znacznie zmniejszają prawdopodobieństwo takiego odlotu.
Moon :
To, że nie masz poczucia humoru i masz daleko do łba (nawet dalej niż ja) wiemy od dawna, błyśnij, zmień repertuar.
@eli.wurman
Powiedzmy, że mam inne poczucie humoru. Może bardziej wysublimowane. (Widziałam ten Twój obrazek zanim zniknął.)
Moon :
Ten argument zgrałaś już na wielu blogach w wielu komciach, dlatego nie daję faka. Znów lecisz w njn-owski styl komci (choć myślę teraz, że ją obrażam, kiedy tupnęła nóżką i powiedziała “żegnam” to, mimo że lurkała i wrzuciła jeszcze jakieś komcie pod innymi nickami – była konsekwentna), nie odpowiadasz na pytania. Zresztą: powtarzam to, co już na Twój temat napisałem.
Moon :
No i? Był obrzydliwy, był przytykiem skierowanym w stronę Twojego ziomboja. Faktycznie, przesadziłem, bo – jak się okazało – Bart nie życzy sobie takich treści na swoim blogu (co dla mnie jest zrozumiałe, to naprawdę paskudne było). Tyle, że jeszcze nie dałaś znać o swoim poczuciu humoru, ani o tym, gdzie kryje się sens w tych “metaforycznych” treściach które produkujesz.
eli.wurman
Odpowiadam na pytania, tak jak umiem. Nie moja wina, że nie satysfakcjonują Cię te odpowiedzi.
Przestraszył mnie ten obrazek.
Czy tu panuje atmosfera skłaniająca do objawiania swojego poczucia humoru? Z kim tu żartować?
Nie musisz umieć odczytywać moich metafor.
Spamołap mnie ugryzł, więc raz jeszcze:
Moon :
Nikt się tu z nikim nie kłóci, to raz; dwa: dorośli ludzie oczekują że za deklaracją idzie działanie (a za deklaracją o zaniechaniu – zaniechanie działania); trzy: masz grube emo, na tyle grube, że mogłabyś spróbować je leczyć u specjalisty (to widać po Twoich wpisach, komciach rozsiewanych w necie; to nie jest nic, czego trzeba się wstydzić).
Moon :
Ale wolność słowa zawiera też prawo do nieodzywania się, kiedy nie ma się nic sensownego do powiedzenia.
Moon :
Srsly, nie widzisz związku pomiędzy nie umiem odpowiadać na pytania a nie moją winą jest, że moja nieumiejętność nie jest odpowiedzią?
Moon :
Przyroda – fakt, że w niezakoniecznej odsłonie.
Moon :
Ale jeśli nie rozumiesz stylu, nie pasuje Ci styl rozmowy, żartów: nikt Cię tu, poza Twoim własnym atenszyn-whoryzmem, nie trzyma. Droga wolna.
Moon :
Z każdym, ale najpierw spróbuj, nim zakwestionujesz możliwość/ewentualność.
@eli.wurman
Wcale się nie wstydzę swojego “emo”, a nawet je lubię. Każdy powinien lubić swoje.
Wyedytowałam potem swój komentarz. Teraz się nie zgadza.
Mało komentuję na blogach. Nie pisz więc o rozsiewaniu komci przeze mnie.
Trzymają mnie tu ludzie zadający mi pytania.
Moon :
Ależ co Zuzanna plecie, przecież wystarczy wbić w google ksywkę Zuzanny i wychodzą brednie.
eli.wyurman
Co Ty się tak mną zajmujesz? Szukasz mnie po googlach, i czytasz moje komenty sprzed roku.
Moon :
Zajmujesz? Bzdura! Standard – przychodzi ktoś, kto bredzi, wrzucasz w googla i masz szerszy obraz.
To jeszcze pobredzę….
Działanie homeopatii wyjaśnia mechanizm urojony. Ważne, że ten mechanizm działa.
@ Moon:
Przeczytaj, na rany Szymona Niemca, cokolwiek Hawkinga, nim wygooglasz wyrwane z kontekstu brednie.
Moon :
Hipoteza jeszcze niczego nie wyjaśnia. Go Go Google Rangers różnicę pomiędzy tezą a hipotezą (choć OIMW takie rozróżnienie wprowadza się na lekcjach języka polskiego w jakiejś 7 klasie podstawówki, co oczywiście, dla Ciebie jako Pańci Polonistki powinno być oczywiste).
Moon :
Chyba u Ciebie na pececie. Gdyby działał mielibyśmy potwierdzone rezultaty działania tego mechanizmu i byśmy go rozważali: jak udowodnić działanie homeopatii skoro działa, a nie potrafimy jej wytłumaczyć. Na razie mamy: badania wykazują, że homeopatia nie działa i przy okazji musimy tłumaczyć, dlaczego nie działa, bo inaczej ludzie uwierzą i zaczną się domagać uznania homeopatii za jedną z metod leczniczych.
@eli.wurman
Mam w domu “Krótką historię czasu” Hawkinga. Przeczytałam prawie w całości, dawno temu.
Na mnie homeopatia działa:)
“Go Go Google Rangers”
Ja nie muszę sobie objaśniać Twoich tekstów poprzez Google. Z kim Ty masz na co dzień do czynienia, że ciągle dajesz mi takie rady?
Ten cytat nie jest wygooglany. Pochodzi z bloga mojej znajomej, która akurat czyta Mindella.
Moon :
Piłaś, prawda?
Moon :
Z kimś, komu potrzebna jest pomoc googla do prostych czynności. Po prostu używaj googla. Nim uderzysz z czymś, co jest brednią.
Moon :
To przeczytaj raz jeszcze. Ale ze sceptycznym nastawieniem. Jako książke o tym, jak wyobraźnia prowadzi nas do matematycznie potwierdzalnych faktów.
I jeszcze:
Moon :
O czym świadczy, że leczyłaś się z głupiej grypy ponad dwa tygodnie?! (Twój blip czy twitter). Nie kupuję.
Moon :
LOL. Szamanizm, taoizm, fizyka kwantowa. Does not compute.
UPDATE: Twoją brzydką cechą jest edycja komentarza po odpowiedzi. Coś, co dla komentatorów tego bloga jest fajną cechą – umożliwia poprawki linków, literówek, błędów stylistycznych: ty wykorzystujesz jako narzędzie do zmiany treści.
@eli.wurman
“Ja NIE muszę sobie objaśniać…” To była pomyłka. Potem poprawiłam to zdanie. Nie piję w ogóle.
Z grypy leczyłam się dwa tygodnie, bo ma miałam powikłania (zapalenie oskrzeli). Nie zastosowałam homeopatii na początku, jak powinnam była. Przyjęłam lek homeopatyczny dopiero na koniec.
Ja sobie zażartowałam z tym “urojonym mechanizmem”.
Moon :
Ale ja mam na mailu oryginały z każdego Twojego posta, więc wiem dokładnie, co pisałaś w pierwszej kolejności :) Zmieniasz treść i manipulujesz kontekstem, to nieładnie.
Moon :
LOL.
Moon :
LOL, a co zrobiłaś: syrop + aspiryna + rutinoscorbin?
Moon :
I to, że Ci pomógł opierasz na?
Moon :
Tak, wiem, na *frazę* urojony mechanizm wyskakuje urojona ciąża, przecież zgooglałem, nim odpowiedziałem. Acz w ustach takiego odlecianego buca jakim jesteś brzmi to jak “hej, znalazłam sobie słowo-klucz!” – i to będę dissował niezależnie od “żartobliwego użycia”. Bo spodziewam się jaki sens ewentualnie chciałabyś ukryć za taką konstrukcją.
@wurman
To już nie można zrobić literówki czy “połknięcia” wyrazu? I nie można tego potem skorygować? Zwłaszcza gdy się jest zmęczonym w środku nocy.
Nie przyjęłam tego co piszesz. Mam alergię na aspirynę. Syntetyczne witaminy też mi szkodzą.
Moon :
Jest już 6:20, przynajmniej tu, gdzie siedzę.
Moon :
Jałowość tej rozmowy jest do zmieszczenia tylko i wyłącznie w czarnej, hawkingowskiej, dziurze. Ale że chętnie uciekam od tego, co mam zrobić (no przecież siedziałem nad tym dwanaście godzin!) – odpowiem znów, to samo, raz jeszcze: manipulujesz treścią.
Moon :
W’ogle mało przyjmujesz, skupiasz się na produkcji wykwitów swojego emo, które w razie niezrozumienia oznaczasz jako “metafora” której nikt nie zrozumiał lub/i/oraz “żart” którego nikt nie zrozumiał.
Moon :
Nie ma czegoś takiego jak “naturalna witamina” vs. “syntetyczna witamina”.
Moon :
THX God – są homeopatyczne środki przeciwzapalne. Są? Raczej nie.
Po zastosowaniu leku homeopatycznego, przez trzy dni, ustąpił długotrwały i męczący kaszel.
Produkują także kapsułki z naturalnymi witaminami. Są droższe i trodniej dostać.
Oprócz aspiryny są inne leki przeciwzapalne, które nie uczulają.
Moon :
Czekam w takim razie aż wyleczysz się homeopatią z alergii na aspirynę. AFAIK homeopatia świetnie leczy uczulenia, y’know? Wynikami podziel się w komciach!
Moon :
Pre-pa-ra-tu. To raz. Dwa: po dwóch tygodniach grypy? Somehow – I’m not suprised. To teraz jeszcze rzuć, co to za syropek był, to prawdopodobnie znajdziemy wspólnie odpowiedź, czy:
a) lepszy od początku byłby syrop z cebuli;
b) lepszy od początku byłby syrop z czosnku;
c) lepszy od początku byłby syrop z cebuli oraz syrop z czosnku;
d) lepszy od początku byłby syrop z cebuli i czosnku.
Jakie dwa tygodnie grypy? Przecież napisałam, że to przeszło w zapalenie oskrzeli-kaszel.
To nie był syrop… To były mikrogranulki.
Czosnek także uczula.
Moon :
Które są dokładnie tym samym, co znajduje się w “syntetycznych”. Są droższe, bo są buce, które uważają, że jest różnica pomiędzy wit. C z herbaty z cytryną w przebiegu przeziębienia, na przykład, a wit. C z kapsułki w przebiegu przeziębienia. Choć jak wskazują badania – obie mają guzik do leczenia, przy czym herbata z cytryną (gorąca, a jak) dodatkowo rozkłada całą witaminę C.
Moon :
No ja obstawiam, że bez wspomagania akurat dwa tygodnie to jest tyle czasu, ile organizm potrzebuje żeby wydobrzeć z zapalenia oskrzeli bez antybiotyków. Dowody anegdotyczne na życzenie, ofkorz.
Moon :
A, cukierki żarłaś, i do tego uznałaś, że Ci pomogły? To już lepszy byłby syrop homeopatyczny: tam przynajmniej jest cokolwiek, co łagodzi kaszel.
Moon :
No to lecz się z uczulenia na czosnek homeopatią – o wynikach tego leczenia poinformuj w komciach.
~~—~~
Chciałbym powiedzieć już, że to EOT z mojej strony, ale ilość pierdół które produkujesz mnie fascynuje. Choć sprowadza się to do zaśmiecenia komci, za co przepraszam i obiecuję, że się nie powtórzy. Mam nadzieję, że polecisz stąd w jasną, homeopatyczno-ezoteryczną cholerę, gdzie będziesz mogła dokończyć swoją ewolucję.
Ja wiem kim wy jesteście. HOMEOFOBAMI.
Moon :
Ja mam trzy (trzeci z psychiatrii) i stwierdzam BREDZI!
To tyle, jeśli chodzi o klasyczny “dowód z autorytetu” ;-)
Jest to klasyczny pseudonaukowy bełkot, napisany w idealnej zgodności z zasadami produkcji takich bullshitów. Wplątywanie w to EPR i teleportacji kwantowej do razu podnosi http://math.ucr.edu/home/baez/crackpot.html
mrw :
Ja jestem homoempatą.
Moon, a może logiką? Jeśli:
– we wszystkich badaniach prowadzonych z zastosowaniem ślepej próby NIE MA różnicy między działaniem placebo a preparatów homeopatycznych
– pamięć wody nie działa tak jak piszesz (to że ktoś jest profesorem mnie nie przekonuje; wolę zobaczyć metodologię jego badań)
– z większością prostych infekcji organizm radzi sobie sam
to może jednak homeopatia nie ma sensu (oprócz poprawiania ludziom humoru).
BTW przytoczę kolejny raz ten sam dowód anegdotyczny (Bart, nie banuj!). Obejrzałam sobie kiedyś maść homeo. Wiesz, dlaczego działała na otarcia i podrażnienia? Bo miała solidne, niehomeopatyczne ilości kwasu bornego i wyciągu z arniki, które działają dzięki swoim właściwościom chemicznym, a nie dzięki “pamięci” wody. To, że w tubce było dziewięć i trzy czwarte cząsteczki substancji gźdry oraz prawie osiem tysięcznych atomu blrp było, jak to mówimy my ohydni zwolennicy metodologii – zaniedbywalne.
Lubię metafizyczne uduchowione głąbie, ale nie w nauce.
eli.wurman :
Otóż w języku polskim nie ma dobrego słowa pozwalającego na przetłumaczenie tego, co w nauce oznacza “paradoks Einsteina-Podolskiego-Rosena”. Francuzi mają kapitalne słowo “un truc”, oznaczające uniwersalny wildcardowy rzeczownik na cokolwiek, czego z jakiegoś powodu nie możesz albo nie chcesz sprecyzować (“j’ai pensé à un truc” – myślałem o czymś, “j’ai perdu le truc” – zgubiłem coś, i tak dalej). W języku polskim mamy tylko toporny germanizm wihajster, od niemieckiego “wie heisst er”, czyli “jak to się nazywa”; toporny, bo i tak zakłada, że podmiot mówiący w ogóle chciałby wiedzieć, jak to coś się nazywa, a nawet optymistycznie zakłada, że to ma jakąś nazwę, podczas gdy “un truc” specjalnie kojarzy się z czymś nienazwanym, niejasnym, nieprecyzyjnym.
W przekładzie na polski ten tekst oznacza więc, że homeopatia działa dzięki “un truc”. Ewentualnie dzięki wihajstrowi.
Paradoks EPR mówi nam, że konsekwentne zastosowanie teorii względności i mechaniki kwantowej do zachowania cząstek elementarnych oddzielonych znaczną odległością prowadzi do dwóch przeciwstawnych wniosków. Mechanik kwantowa mówi nam, że zmiana stanu kwantowego jednej cząstki powinna wywołać natychmiastową zmianę stanu kwantowego drugiej cząstki, nawet jeśli między nimi jest 300 000 km. Teoria względności mówi nam, że nawet jeśli w ogóle te cząstki nadal pozostają w jakiejś łączności, to sygnał o zmianie stanu jednej nie może przyjść do drugiej natychmiast, tylko najwyżej po ok. 1 sek (bo prędkość światła).
Jak naprawdę rozumieć paradoks EPR, co do tego w dzisiejszej fizyce jest wiele stanowisk. Jedną skrajność wyznacza stanowisko, że w ogóle nie ma żadnej sprzeczności, po prostu w praktyce obie teorie stosuje się z pewnymi uproszczeniami, więc taki sam parodoks dowolna księgowa mogłaby zrobić w swojej firmie, konsekwetnie używając innej metody zaokrąglania przychodów i wydatków – zaraz wyjdzie jej wirtualne manko, którego tak naprawdę nie ma. Drugą skrajność wyznacza podejście, w którym obie teorie uważa się dzięki temu za obalone i sugeruje się zamiast nich jakiś wariant totalnego mistycyzmu.
Autor tej pracy tak naprawdę nie sugeruje, w jaki sposób paradoks EPR wyjaśnia działanie homeopatii – po prostu dla niego to jest “le truc” sugerujący, że nawet jeśli w porcji homeopatycznego “leku” nie ma już ani jednej molekuły substancji wyjściowej, to ona może jakoś zdalnie oddziaływać na roztwór. Może może, może nie może, na razie nawet nie wiadomo, jak dokładnie rozumieć paradoks EPR, więc używać go można do wyjaśnienia dokładnie wszystkiego, jakiś dowcipniś powinien kiedyś próbować w sądzie grodzkim w ten sposób podważać swój mandat za przekroczenie prędkości czy za złe parkowanie (wysoki sądzie, mój samochód w rzeczywistości zaparkowany był wtedy w Pernambuco, ale nielokalnie oddziaływał na kwanty rejestrowane przez fotoradar).
bart :
Ogólnie chodzi o to, że byliśmy akuszerami przy narodzinach Moon jako trolla. Mieliśmy zwyczajnie tego pecha, że byliśmy pierwsi i nikt nie mógł nas ostrzec przed tym co nas czeka. Moon po prostu pojawia się na czymś blogu, pisze rzeczy raczej pozbawione sensu, domaga się zewsząd uwagi (klasyczna attention whore), pomiata kobietami, które postrzega jako rywalki i usiłuje podlizywać się facetom. Gdy jej się powie delikatnie by się odpapierkowała to do niej nie dociera, gdy powiesz jej mocniej do słuchu to najpierw usłyszysz “nie dyskutuję na tym poziomie”, potem “żegnam”(1000 razy), następnie grozi załamaniem nerwowym, w przypadkach skrajnych samobójstwem. Nie stroni od inwektyw, ale tutaj opcja “edit” raczej Ci tego oszczędzi, bo znana jest z tego, że edytuje swoje komentarze dość często. To jest już faza drama queen. I tak to się powtarza wszędzie – u fraglesiego, u hlb i w paru innych miejscach. Ten rycerz w lśniącej zbroi telcio co się za nią plącze po sieci też już raz dostał od niej po nosie, ale widać niczego się chłopak nie nauczył. W skrócie mniej więcej tak to wygląda, a u Ciebie już dostrzegam znany wzór. Btw. nie znosi mnie :P
Ija_Ijewna :
Nie banuję. Sam pochylam się ze zdziwieniem nad homeopatyczną maścią nagietkową, która zawiera 7% nagietka. Poza tym pisałem już, że w Euphorbium homeopatyczna substancja lecząca, czyli cudzy smark, jest rozcieńczona w stopniu nieprawdopodobnym, ale krople zawierają również kilka całkiem normalnie (>=0,1%) rozcieńczonych substancji.
To nie do końca tak. Jest sporo porządnie przeprowadzonych badań, które wykazują słabe działanie homeopatii (powyżej placebo). Jest równie dużo badań, które wykazują “słabe niedziałanie” (poniżej placebo). Jest trochę porządnie przeprowadzonych badań, które wykazują rewelacyjne działanie homeopatii – w końcu co za problem dla homeopaty nauczyć się solidnie metodologii. Cecha charakterystyczna tych badań to miejsce publikacji, które ma w nazwie albo “homeopatia”, albo “alternatywna” – to zadziwiające, jak mało negatywnych wyników publikują takie magazyny (np. ponoć wciąż nie ma negatywnych wyników badań akupunktury pochodzących z Chin). Druga ich cecha to niepowtarzalność, as in “nikomu nie udało się powtórzyć”.
bart :
To niestety nie jest zadziwiające, bo to nie jest tylko cecha takich magazynow. Wyidealizowany obraz nauki w ujęciu popperowskim sugerowałby, że naukowiec testujący jakąś hipotezę ogłasza światu, że testował i gucio z tego wyszło. W PRAKTYCE z różnych powodów, od psychologicznych po pragmatyczne (rozliczenie grantu, walka o etat, sama walka o publikację wreszcie) naukowiec niechętnie coś takiego publikuje (a nawet jak wyśle taką publikację, to mu ją pewnie odrzucą recenzenci, że trywialna, więc i tak mu nie opublikują). Już prędzej więc podkręci hipotezę tak, żeby bardziej pasowała do rezultatów – albo co gorsza rezultaty tak, żeby pasowały do hipotezy.
Stosunkowo niedawną tendencją jest więc fundowanie specjalnych czasopism publikujących wyłącznie rezultaty negatywne – żeby zachęcać naukowców, pokazując im, że jest jeszcze trzecie wyjście poza alternatywą “podkręcić czy w ogóle zapomnieć o sprawie”. Tu masz ciekawy popularny artykuł o tym problemie:
http://www.nytimes.com/2006/12/10/magazine/10section3a.t-4.html
wo :
Publication bias występuje wszędzie. Ale w magazynach poświęconych medycynie alternatywnej jest wyjątkowo mocno obecny:
BTW, ktoś napisał pracę wykazującą publication bias w dziedzinie prac o publication bias :)
@ wo: Otóż w języku polskim nie ma dobrego słowa pozwalającego na przetłumaczenie tego, co w nauce oznacza “paradoks Einsteina-Podolskiego-Rosena”. Francuzi mają kapitalne słowo “un truc”
A nie grzdyl aby to?
@ bart:Druga ich cecha to niepowtarzalność, as in “nikomu nie udało się powtórzyć”.
Nam psycholom na naszych psycholskich studiach powiadali, że niepowtarzalność to jest dobra dla specjalnych płatków śniegu, którymi wszyscy jesteśmy, ale nie dla wiarygodności badań naukowych. As in “jak się nie da odtworzyć, to cosik było walnięte z okołowarunkami przeprowadzenia badania”.
Mówili też, że “jak wyszło, że się nie różni, to też bardzo dobry wynik”. :-)
Ija_Ijewna :
A nie grzdyl aby to?
Ciężka sprawa, bo o ile od biedy da się tę publikację przełożyć jako “homeopatia działa na zasadzie grzdyla”, to jednak nie wszystkie cudowne zastosowania “un truc” tak wyjdą po polsku, por. “myślałem o grzdylu”, “gdzieś tu położyłem grzdyla z moim pitem”, “chciałbym znać grzdyla, który cię podnieci”, “czy to warsztat samochodowy? telepie mi grzdyl w tłumiku” (a wszystko to po francusku brzmi tak naturalnie z “un truc”, jak w nauce wszystko brzmi naturalnie z “paradoks nielokalności kwantowej”).
@wo
“cuś”?
Moon :
Googlnij se Jana Pająka. Też doktor nawet inżynier. Tytuł naukowy nie chroni przed “odpałem” w stronę para.
@ wo:jednak nie wszystkie cudowne zastosowania “un truc” tak wyjdą po polsku.
Dodaj przed grzdylem słówko jakiś. Zabrzmi. “Telepie mi jakiś grzdyl w tłumiku.”
Wańkowicz używał do wszystkiego kuwaki. Cosik (o, właśnie, cosik) mogło być kuwackie: jakaś kuwaka przyszła i chciała kuwaka wie czego, chociaż wszyscy wiedzą, że tę kuwacką kuwakę się montuje kuwakowo.
Jest jeszcze pipsztoł, teges, tenteges, bógwico (ale to już mało naukowe) oraz cóś (cuś?).
Może we francuskim też znajdzie się więcej cusiów i pipsztołów, tylko że ‘un truc’ należy do najpowszechniejszych?
bart :
mowisz, masz :D
Nonchallance napisała:
Tu rzeczywiście usiłowałam podlizywać się facetom… Reszta wykładu na mój temat równie wiarygodna.
migg :
Dzięki :) Warto dodać, że opisane przez ciebie badanie o skuteczności “homeopatycznego” nagietka to trzecie na liście badań rzekomo potwierdzających skuteczność homeopatii według autora “Rzepy”.
Moon :
Moon nawet nie zaczynaj :D Tutaj zamierzam być raczej widzem – a więc kubeł popcornu, piwko i nogi na stół ;P Ach i uprzedzę cię – tak, jestem aż tak źle wychowana, że trzymam nogi na stole ;P
@Nonchallance
Nie miałam nawet intencji wdawać się w dyskusję z Tobą.
@Ilja-Iljewna
Nigdy nie używałam maści “homeopatycznych”. Wyłącznie granulki, tabletki, i preparaty wodno-alkoholowe
“Moon, możę logiką?”
Ja nie mam nic przecie logice, ale Wy może tak…
Wurman pisze, że organizm sam z sibie zwalczył to długotrwałe przeziębienie z męczącym kaszlem. Było zupełnie inaczej.
Po zastosowaniu mikrogramulek, pojawił się najpierw efekt “psychologiczny”, który się nasilał w trakcie trzech dni stosowania tego preparatu (dwa razy dziennie). Wraz z postępującymi zmianami w samopoczuciu psychicznym, ustępował ostry kaszel, silny katar bakteryjny, i wycieńczenie organizmu. Dodam, że ten efekt “psychologiczny” był wyjątkowo silny przy tym ostatnim przeziębieniu. Prawdopodobnie ze względu na to, że bardzo dawno nie stosowałam tego rodzaju substancji homeopatycznych, i organizm zupełnie na nowo musiał uruchomić jakieś mechanizmy.
bart :
No właśnie nigdzie nie mogę się dowiedzieć (nawet nie wiem jak guglać) jak się nazywa taka skłonność do tego co obrzydza (przynajmniej deklaratywnie). Ktoś np. wącha kupę (hmm… w tej analogii to byłbym ja), mówi “ale śmierdzi obrzydliwie!” i odskakuje. Ale zaraz znowu ukradkiem niuch-niuch i znów krzyczy “fuj, ale smród!”. Odczekanie chwili, spojrzenie w sufit… niuch-niuch. Tam się pewnie kapitan superego naparza z kapralem ego, a szeregowy id podaje sztachety, tylko jak to się nazywa?
eli.wurman :
Mnie strasznie żenuje, aż cierpię ze współczucia nad tym jak bardzo Tuten jest… no nie wiem nawet jak to opisać… żałosny? obciachowy? vo duyen? Słownika mi nie starcza. Do tego stopnia, że rozważałem poszukanie jakiegoś skryptu do przeglądarki do greasemonkey’a do wordpressa, która pełniłaby rolę KF-u, choć to wynalazek, którego nie używam nawet w Usenecie.
Quasi :
Terenowe badania nad trollingiem.
Wy tu sobie sprechen-sprechen o homeo-cośtamcośtam, a tymczasem Tomasz P. Terlikowski ostrzega przed totalitaryzmem, który zaczyna coraz odważniej zrzucać maski praworządności i liberalny kamuflaż.
@ Moon:“Moon, możę logiką?”
Ja nie mam nic przecie logice, ale Wy może tak…
Liczba mnoga niekonieczna. Jedna jestem. :-)
No dobrze, pomogło. Miło mi, że już nie kaszlesz. A co z tymi badaniami o placebo?
Bo widzisz, nie pytałam o Twój przypadek ani o dowody anegdotyczne, tylko o udokumentowane, solidne badania. Może jakieś linki?
BTW generalnie ssanie cukierków łagodzi wszelkie podrażnienia gardła. Serio serio.
Ja nawet nie czytam tych dowodów, i innych pseudonaukowych wywodów, jakie są tu przedstawiane. Nie chce mi się za bardzo:)
Ja jestem dowodem… Kaszel u mnie nie łatwo wyleczyć – przeziębienie przemieszane z silną alergią/astmą bardzo groźnie się objawia. Nie pomagają wtedy za bardzo nawet inhalatory.
Moon :
Oczywiście. I dlatego pierdolisz w kółko te same bzdury. A teraz idź już sobie.
Moon :
No proszę, taka uduchowiona, taka dobra, a generalnie ma w dupie cudzy wysiłek, gdy ludzie chcą coś z dobrego serca wytłumaczyć. Nieładnie z Twojej strony dziewczynko, nieładnie.
Więc przeczytaj sobie co tu pisaliśmy o tzw. anegdotycznych dowodach, żeby zrozumieć, czemu ten “dowód” nic dla nas nie znaczy. Po prostu, jednostkowy przykład nie uprawnia do budowania wniosków X powoduje Y.
@Bart
Nie “pierdolę”, tylko opisuję jak przebiegało moje wyleczenie. Ktoś tu próbował udowodnić, że minęło samo z siebie.