Nowoczesny katolicyzm
Raz na jakiś czas łapie mnie myśl będąca efektem mojego niskiego poczucia wartości własnej oraz wątpliwości co do słuszności swoich poglądów. A co, jeśli to Oni mają rację?
Mówiąc „Oni”, mam na myśli nowoczesnych katolików. Mówiąc „nowocześni katolicy”, nie mam na myśli ani osób wierzących w Byt Wyższy cichaczem, bez ideologicznego zadęcia, ani księży z gitarami akustycznymi. Chodzi mi o chrześcijan nie bojących się brać udziału w debacie społecznej, wykorzystujących nowe media, organizujących się w internetowe grupy nacisku. To w końcu światli ludzie, z tytułami naukowymi, własnymi pismami, portalami, firmami IT. Są bardzo pryncypialni, to fakt, ale może ta pryncypialność wynika z pozostającego poza moim zasięgiem poznawczym faktu, że lepiej rozumieją problemy dzisiejszego społeczeństwa? Może znaleźli takie miejsce przyłożenia dźwigni wiary, że w końcu ruszą z posad bryłę świata i znajdziemy się w lepszej rzeczywistości dzięki ich przenikliwości? Może faktycznie w czasach sensorycznego overkillu odpowiedzią na wszelkie bolączki ludzkości jest cisza i chłód bijący od kamiennej kościelnej posadzki, gdy się na niej krzyżem leży? Może dogmatyzm ratuje przed rozwodnieniem w relatywizmie i utratą tożsamości człowieczej?
Krótko mówiąc, nowocześni katolicy prezentują się na tyle mocno i przekonująco, że w swoje gorsze gorsze dni jestem skłonny im uwierzyć i porzucić swe ateistyczne błądzenie, a w gorsze lepsze — zastanawiać się nad jakąś możliwością porozumienia z tymi, było nie było, wartościowymi ludźmi. W końcu osoba głęboko wrośnięta w tradycjonalistyczne środowisko zapewniała mnie niedawno, że stawia Ciechana, że gdybyśmy się spotkali, znaleźlibyśmy więcej punktów stycznych, niż się spodziewam.
I jak już prawie jestem przekonany, że dzieli nas tak niewiele, nowocześni katolicy zawsze odpalają jakiegoś smroda. Na przykład stosują swoje przekonania o świętości życia od najmniejszej komóreczki do wiadomości o katastrofie lotniczej w Montanie. Zginęło w niej siedmioro dzieci, ale nie one są dla nowoczesnych katolików najważniejsze. Najważniejsze, że były to m.in. wnuki właściciela sieci klinik aborcyjnych, a samolot rozbił się na cmentarzu, na którym znajduje się pomniczek ku czci abortowanych płodów. Nowocześni katolicy twierdzą, że to znak od Boga.
Kiedy czytam takie historie, przypomina mi się natychmiast, że nowoczesny katolik nie różni się ode mnie tylko tym, co porabia w niedzielę rano. Nowoczesny katolik, jeśli katolikiem jest prawdziwym, żyje w świecie walki mocy piekielnych z mocami jasności, wojny, w której obie strony, choć nie z tego świata, manifestują się w realu. W pewnym sensie niedaleko mu więc do schizofrenika.
Dlaczego mam się tym przejmować? Jak wspomniałem, nowocześni katolicy mają ambicje kształtowania mojego świata. Włos mi się więc zjeżył podczas czytania ich wyznań zgromadzonych, ku mojej wygodzie, w jednym pasjonującym reportażu Mai Narbutt w „Rzeczypospolitej”. Nosi on tytuł „Uzdrowiciele i demony” i jest zupą już nieco zimną, bo grudniową, ale nie sposób przejść obok niego obojętnie. Pretekstem do jego napisania była wizyta w Polsce ugandyjskiego księdza-uzdrowiciela Johna Bashobory. W efekcie końcowym powstał zaś opis panopticum osobliwości. Postanowiłem przygotować z niego wypis, skupiając się na poszczególnych bohaterach i ich osobistych wierzeniach.
Zacznijmy od głównego bohatera. Ksiądz Bashobora wierzy, że jego ciocia podała jego tacie truciznę wywołującą AIDS.
Anonimowy publicysta katolicki twierdzi, że ksiądz Bashobora wskrzesił dwudziestu siedmiu zmarłych. Nie fair! Pani Maju, który to publicysta? Ja będę mówił imiona, a pani niech mrugnie, OK? Tomek? Grzesiek? Kambei Biedroneczka?
Dominik Tarczyński, organizator polskich występów ks. Bashobory, prostuje, że wskrzeszeń było tylko dziesięć. Nie są odnotowane przez ichnią kurię, bo ks. Bashobora często dokonuje ich w pośpiechu. Jedzie z lekarzem na ważną konferencję, na drodze dwa ciała, lekarz potwierdza zgon, ks. Bashobora ich wskrzesza i pędzi dalej, nie ma czasu. Przy okazji: drogi czytelniku, jeśli płacisz abonament RTV (srsly?), dokładasz się do pensji Dominika Tarczyńskiego, od stycznia jest on bowiem dyrektorem kieleckiego ośrodka TVP.

Kościół katolicki wierzy tylko w cuda uznane przez siebie. Wskrzeszenia dokonane przez księdza Bashoborę nie mają certyfikatu, w odróżnieniu np. od wyników zakrojonego na szeroką skalę, wieloletniego eksperymentu mającego na celu potwierdzenie prawdziwości teorii wielkich liczb, prowadzonego w ośrodku naukowym w Lourdes. Autoryzacji nie uzyskały również podobne prace badawcze w Medjugorje.
Tomasz Terlikowski, autor popularnych odcinkowych powieści przygodowych, przypomina wszystkim „letnim” katolikom, że choć mniej się o tym obecnie mówi, anioły czy cudowne uzdrowienia stanowią nadal naukę Kościoła.
Sakrament, którego udziela się na łożu śmierci choremu, miał na celu uzdrawianie, a nie wyprawianie na tamten świat, jak skłonni jesteśmy uważać — przypomina Terlikowski. — Uzdrowicielska rola ostatniego sakramentu jest traktowana jako rzecz oczywista w Afryce.
Terlikowski nie ufa homeopatii. Kiedyś podał środek homeopatyczny swojemu dziecku i „wystąpiły dziwne objawy uboczne. Dziecko zachowywało się tak, jak dzieci się nie zachowują, i było to bardzo niepokojące”. Możliwości humorystycznego rozwinięcia tego tekstu są oczywiście niezmierzone.
Obawy Terlikowskiego co do niekoszerności homeopatii potwierdza Robert Tekieli, dawny naczelny „Brulionu”, obecnie autor audycji radiowych i filmów przestrzegających przed demonicznym wpływem New Age. Uważa on, że potrząsanie mieszanką homeopatyczną to czynność magiczna, do tego zaklina się, że austriackie koncerny homeopatyczne zatrudniają spirytystów.
Tekieli z żoną chodzili kiedyś na spotkania grupy Gnosis, gromadzącej „radiestetów, wróżbitów, magów Kahunów”. Nie czuli się w niej dobrze przez „wręcz fizycznie zło bijące od tych ludzi”. Normalni ludzie przestaliby tam chodzić, jednak wiemy już, że reguły zdrowego rozsądku nie cieszą się przesadną popularnością wśród osób żarliwie wierzących. Żona Tekielego do obrony przed mrocznymi mocami grupy Gnosis założyła krzyżyk, który w wyniku walki ze złem w jedną noc poczerniał, a do tego się wygiął. O ironio, uważnie wietrzący wszędzie Szatana Tekieli jest współorganizatorem imprez masowych z udziałem księdza Bashobory.
Paweł Milcarek, kumpel Marka Jurka, redaktor naczelny magazynu „Christianitas” i dyrektor II Programu Polskiego Radia (drogi czytelniku, jeśli płacisz abonament itd.) nie widzi nic złego w homeopatii, leczy nią swoje dzieci z kolki i najwyraźniej nie łapią one takiej jazdy, jaka była udziałem dziecka Terlikowskiego. Co więcej, Milcarek postuluje, że to osoby zwalczające homeopatię mogą działać z szatańskiego podpuszczenia. Najwyraźniej Milcarkowi namącił w głowie papież Benedykt XVI, który jedzie na Oscilococcinum (homeopatycznym leku z kaczki) i nie wygląda na wysłannika piekieł. Khm. Khm khm khm.
Grzegorz Górny, redaktor naczelny „Frondy”, twierdzi, że słynny bioenergoterapeuta Kaszpirowski nie dał się ochrzcić, bo straciłby wtedy swoją moc. Na marginesie: w innym artykule wyczytałem, że Grzegorz Górny ma w niebie wymyślonego synka Serafinka, który załatwia mu lukratywne kontrakty w telewizji. Osoby, którym takie rzeczy we łbie się nie mieszczą, zapraszam do lektury „Gościa Niedzielnego”.
Na tle tego kłębowiska emerytowany arcybiskup Bolesław Pylak jawi się jako sympatyczny staruszek-poczciwina. Pasją księdza arcybiskupa jest wahadełko. Potrafi nim diagnozować ludzi przez telefon, czasem pomagało mu też w posłudze kapłańskiej:
Poproszono mnie, żebym udzielił bierzmowania chłopcu częściowo sparaliżowanemu. Odwiedziłem go w domu i oczywiście okazało się, że jego łóżko stoi w fatalnym miejscu siatki geopatycznej, a materac promieniuje szkodliwie, bo jest z gąbki.
Ciekawe, na jakim materacu sypia Tekieli.
Fot. niewidzialnych stygmatów: littledan77
grzesie2k :
Boję się pomyśleć, CO jest rozcieńczane, aby uzyskać taki “lek”.
janekr :
Wiesz, ja w imię nauki wciągałem ostatnio do nosa ludzkiego smarka i świńską śluzówkę.
No nie mogę przestać się tym chwalić, normalnie aż chce mi się iść do apteki i kupić jeszcze parę homeopatycznych środków :)
bart :
Jak to szło? Jakoś tak:
janekr :
Żeby było zabawnie, trzeba pomyśleć ;)
bart :
W “Gastrofazie” w Antyradiu był kiedyś wywiad z ekspertem, który twierdził, że L. casei są hodowane na kupie. Od tamtego czasu krzywo patrzę na Actimel.
Nie miałam intencji zajmować się kwestią pamięci wody, czy jakimkolwiek innym bardziej szczegółowym mechanizmem działania leku homeopatycznego. Guzik mnie to obchodzi.
Ważne jest tylko to, że są ludzie, nawet całkiem liczni, którym homeopatia pomaga, w taki czy inny sposób. I od tego tu zaczęłam…
Oczywiście to, czyli ISTOTA SPRAWY, zostało sprowadzane na margines, bo przecież trzeba było odwrócić kota ogonem, a potem jeszcze przyczepić uczestnikowi dyskusji etykietkę “paranormalsa”, itp.
Nie ma jak sprawna manipulacja.
Moon :
Czy ty czytasz, co piszesz? Co to znaczy, że tylko to jest ważne? Znaczy, racjonalne argumenty o badaniach nie wykazujących różnicy między homeo a placebo nie są ważne? Co to znaczy “nawet całkiem liczni”? Co to znaczy “w taki czy inny sposób”?
ISTOTĄ SPRAWY jest fakt, że rzetelne badania nie znajdują różnicy między homeopatią a placebo. Ta ISTOTA SPRAWY dodana do innej ISTOTY SPRAWY, a mianowicie faktu, że teoretyczne podstawy oraz główne zasady homeopatii wyjął sobie z dupy jakiś facio w XIX wieku, daje nam wynik mówiący, że “potrzebne są dalsze badania”, nudge nudge, wink wink. A teraz idź sobie, raz się już pożegnałaś.
Nie ufam wiarygodności badań naukowych nad homeopatią. Mam prawo mieć ograniczone zaufanie do ludzi i metod badawczych.
Natomiast są ludzie, którym homeopatia pomogła, jako ostatnia deska ratunku. Rozmawiałeś dziś z takim na forum: http://forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=32&w=93993191&v=2&s=0
Moon :
Mówisz o gościu od przewlekłego zapalenia ucha? Rzeczywiście, normalnie jedną nogą już był w grobie.
Musiałam niestety wrócić, aby zrobić sprostowanie. Ktoś próbował tu wczoraj odejść od sedna rzeczy.
Pomaga! Czasem ratuje życie…! Ale źle użyta może poważnie zaszkodzić, o czym się mało mówi.
Są tacy, którzy naprawdę byli blisko grobu, i im pomogło.
PS.
Coś tu się duplikuje. Wykasuj, proszę.
Dzięki Eli za przypomnienie skąd jest “You can call me Susan, if it makes you happy” – już od jakiegoś czasu mnie to dręczyło.
Moon :
Mhm.
Mhm.
Co tam czyjeś ucho…
P.S.
Nie duplikuje się jednak. Zmieniłam tam przecinek.
bart :
a moze to tak dziala?
I. Jeśli ktoś ma regularne napady kataru, czy – pardon – sraczki, łyka “święconą” wodę w płynie czy kapsułkach i mu pomaga – git! Czy pomogło, bo pomaga, czy też pomogło, bo gość potrafi nieświadomie oszukać swój organizm (czy zwieracze) – sytuacja win-win.
II. Gorzej, jeśli gość odwala kitę na raka, tymczasem przychodzi mu do domu narajony przez znajomego dealer shitu z eukaliptusa (Alveo, nudge nudge…) i wciska mu butlę zielonkawego soku za grube złocisze. Rozwodząc się przy tym o skuteczności – na sraczkę, na katar, na raka – i na problemy w pracy pewnie też.
III. Przypomina mi się niedawna przepychanka odnośnie wpisania na listę zawodów szamanów, różdżkarzy i innych wróżek i magików. Odezwały się głosy, że dopuszczenie prowadzenia zarejestrowanej działalności para-normalnej godzi w dobre imię zawodów takich jak lekarz czy psycholog (czy murarz, czy dekarz)… zrazu pomyślałem – skoro wróżbitów i innych gani się za niską “naukowość” i brak rzetelnych badań potwierdzających wyniki, to co zrobić z… kościołem katolickim?
IV. Słowem, wszystko opiera się o wiarę. Albo o wielką ściemę. Zależy, z którego końca huśtawki się patrzy. Tak długo, jak faktycznie nie szkodzi – czemu zakazywać ludziom pakowania pieniędzy w nadzieję (czy szit) – czy będzie to potrząśnięta odpowiednio fiolka, czy królicza łapka (biedne króliki), czy składka na Radio Ma Ryja?
[/rambling mode]
@ Blackops:
ad. I i II:
Moim zdaniem, to nie takie proste. Ludzie leczący się homeopatią nie przyjmują świadomie placebo, tylko superlekarstwo, które jest tak super, że współczesna medycyna neguje jego działanie, bo boi się konkurencji. Więc jeżeli to superlekarstwo działa na sraczkę, dlaczego nie miałoby działać na raka? Zwłaszcza że jego sprzedawcy twierdzą, że działa:
ad. III:
Może takie głosy się faktycznie odezwały, ale nie o to chodzi. Chodzi o to, że wpisanie na listę zawodów wróżki uwiarygadnia w pewnym sensie wróżbiarstwo. Homeopaci, którzy wpychają się na uczelnie medyczne, robią to w tym samym celu – “paczcie, a Akademia Medyczna w Fafystoku uczy homeopatii”, choćby tylko wynajęli od akademii salę po godzinach.
ad. IV:
Ktoś tu chce zakazywać? Pozbawiać lekarzy-homeopatów prawa wykonywania zawodu lekarza – owszem, padł taki postulat i absolutnie się z nim zgadzam.
@ migg:
Już Ajurweda twierdzi, że śmiech to zdrowie!
wo :
Chodziło mi o konkretny przypadek kolesia, który tutaj sugerował (albo bezpośrednio, albo ludzie, o których wspominał, nie pamiętam dobrze), że:
a) woda poddana działaniu mikrofal staje się zła – jest szkodliwa dla organizmów żywych, choć żadne badania tego nie potwierdzają;
b) istnieje firma, która wsparta nieopisaną szerzej technologią produkuje – korzystając z efektu rozbicia krytstalicznej struktury wody (czy podobna brednia) – jakieś kremy.
Pisałem o homeopatycznej pamięci wody – czyli o sposobie zapamiętywania w wodzie informacji i rodzaju informacji jakie są zapamiętane – co jest w najlepszym wypadku paranauką czy ezoteryką, a dla Tekielego okultyzmem. Ja sobie wyobrażam (choć się naprawdę na tym nie znam), że woda ma jakieś odleciane właściwości fizykochemiczne, ale szczerze wątpię, by miało to cokolwiek wspólnego z pamięcią wody jak wyobrażają sobie ją homeopaci.
Ja się przekonam do homeopatii i homeopatycznej koncepcji pamięci wody jak zobaczę homeopatyczny odrdzewiacz.
migg :
Zdrowy rechot dobry na wszystko… Po to pewnie spotykacie się u Barta. Aby po raz setny pośmiać się tego samego.
Choć jestem ateistką, mam więcej szacunku do zatroskanego Roberta Tekieli, aniżeli do antyklerykałów-prześmiewców.
eli.wurman :
To mnie bawi i doprowadza do szału jednocześnie – ten występujący u handlarzy woo Zespół Dualizmu Naukowego. Z jednej strony naukowcy są głupi, bo my już od dwustu lat wiemy, że woda zapamiętuje lekarstwo, jak się nią walnie o kant skórzanej kanapy. Z drugiej strony, patrzcie, kationy Zundela! To one niosą nasze niewidoczne cząsteczki!
Do dyskusji pod artykułem w GW włączył się internauta o nicku “homeopata” – na 1/10^-13 autor tekstu. I błysnął bon mocikiem “tacyście mundrzy, a tu zimna fuzja jednak jest!”. Już pomijam fakt, że niezupełnie jest, ale na Trygława, jeśli odkryjemy zimną fuzję, to zrobią to fizycy, a nie metafizycy!
Moon :
Jak tylko wlazłem na twojego blogaska i zobaczyłem te wszystkie kwiatki, jajeczka i lolkotki, wiedziałem, że będzie ubaw.
Moon :
Ale to kogoś interesuje?
@Bart napisał:
“Jak tylko wlazłem na twojego blogaska i zobaczyłem te wszystkie kwiatki, jajeczka i lolkotki, wiedziałem, że będzie ubaw.”
Śmiech to zdrowie, więc po to tam są te lolkotki… Ale ja się śmieję, nie rechoczę.
P.S.
Ludzie nie dzielą się na grupy: oświeceni vs “ciemna masa”. Nawet nie jest to faktyczna opozycja.
Nie potrafisz rozmawiać bez dziecinnych prób obrażania swojego adwersarza. Podobnie Twoi klakierzy. Na dobry początek tak tu ze mną wczoraj zacząłeś.
Moon :
Dobra, to teraz ja łyknę trolla. Ja mam bardzo ograniczone zaufanie do ludzi i metod badawczych. Dlatego właśnie żebym uwierzył w skuteczność czegokolwiek, musi to być przebadane podwójną ślepą próbą – czyli ani uczestnicy eksperymentu nie mogą wiedzieć, kto testuje prawdziwy środek a kto próbkę kontrolną, ani nie mogą tego wiedzieć organizatorzy eksperymentu, poza oczywiście jedną jedyną osobą, która tylko przygotowała próbki, do jednych lejąc wodę a do drugich Cudowny Środek. Dopiero jeśli pojawi się istotna różnica między stosującymi Cudowny Środek a stosującymi zwykłą wodę, w swoim ograniczonym zaufaniu uznam, że Cudowny Środek faktycznie nadaje się do tego, do czego jest reklamowany (czy chodzi o lek czy o środek do obniżania zużycia paliwa).
Jak to się dzieje, że ludzie wierzą w coś, co przegrywa test podwójnej ślepej próby, usprawiedliwiają swoją wiarę… “ograniczonym zaufaniem”? Jeśli Twoje zaufanie ma być istotnie ograniczone, to powinnaś właśnie akceptować wyłącznie to, co przeszło rygorystyczne testy zgodne z powyższą procedurą. Ty tymczasem wykazujesz się bezpodstawnym zaufaniem do czyjejś ściemy – “zaufajcie mi, choć testy tego nie potwierdzają”.
@ Moon:
Męcząca jesteś z tym swoim “zrozumiałam naturę Wszechświata, a wy niczego nie pojmujecie i jeszcze się wyśmiewacie, tak bardzo wami pogardzam, ale nie pójdę sobie, bo muszę się dowartościować”…
@Patso
To zupełnie nie tak… Nie zrozumiałam natury Wszechświata, tak jak większość normalnych ludzi.
Odezwałam się tu, bo nie mogę pozwolić na to, aby ludzie, którzy prawie zupełnie nie próbowali na sobie homeopatii, wydawali AUTORYTARNE sądy na jej temat.
@wo
Dla redaktora Orlińskiego wszyscy są trollami. Nawet naszego kochanego Procesa7 raz splonkował. Oczywiście nie zamierzam polemizować z kimś, kto nazywa mnie trollem.
@Bart
Jeśli kiedyś Twojemu dziecku pomoże homeopatia, to wątpię, czy “odszczekasz” to wszystko. Czy starczy Ci odwagi?
Moon :
Ależ ja widziałem homeopatię praktyczną, z całkiem niezłymi efektami – tyle tylko, że na sam koniec okazało się, że to nie homeopatia była okolicznością, która wyleczyła (co potwierdził nawrót schorzenia w podobnych warunkach). Widziałem też irydologa przy pracy (swoją drogą: jakiś zielonoświątkowy pastor czy inny kichuj).
Moon :
Bo wszyscy trollerzy to jedna rodzina,
proces czy eli
mirinda czy [wstaw tu nick który się rymuje]
Moon :
ZOMFGLOL. Ale splonkował go za bucerę: bomiolsskasowałblogaska, łeeee. I za uwagę, że akcjonariat Agory ma radziecką strukturę, czego jednak nie chciał wytłumaczyć.
Moon :
Tu nikt nikomu nie musi klakierować. Obstawiam, że gdyby przyszedł tu ktoś z poważnymi wynikami badań nad homeopatią a potwierdzającymi jej skuteczność to siłą rzeczy przyjęlibyśmy to do wiadomości. Na razie jednak jest odwrotnie. Rozsądne badania pokazują, że skuteczność homeo to ~placebo.
Moon :
A ile gryp/przeziębień/lekkich stanów zapalnych oskrzeli/ucha leczy się samo bo mamy, helołheloł: układ odpornościowy? A ktoś w między czasie łyka homeopillsy i opowiada potem: patrzcie, brałem oscilocośtam i grypa ustąpiła po 12 dniach!
Moon :
Nieładnie tak mówić za kogoś, ale uroję sobie teraz, że jestem Bartem i odpowiem: Oczywiście, zaraz po tym, jak Tobie starczy odwagi do przyznania, że oprócz gównowartych dowodów anegdotycznych nie masz nic na poparcie swojej tezy, a wszelkie poważne badania przeczą temu co ku uciesze lewacko-relatywistyczno-ateistyczno-cywilizacjośmierciowej gawiedzi głosisz.
@eli.wurman
A kto powiedział, że ja tu przyszłam, aby przedstawiać jakieś dowody?
Wyraziłam tylko swoją opinię, wspomniałam o swoich doświadczeniach, dałam świadectwo… I wystarczy. Każdy sobie sam w główce ułoży, czy kupić, czy nie kupić tego typu lek.
Moon :
In teh internets no one can hear whether you śmiejesz or you rechoczesz.
Bardzo chętnie je zmienię. Deklarowałem gdzieś w tasiemcowych dyskusjach na moim blogasku, że być może pewnego dnia odkryjemy homeopatyczną pamięć wody i fundamentalne błędy projektowe w eksperymentach wykazujących niemoc homeopatii – i wtedy będę miał za co przepraszać. Dopóki jednak żyjemy w wiekach ciemnych, to zwolennicy homeopatii wydają z siebie bezpodstawne i autorytarne odgłosy.
Szczerze mówiąc, nie zaprzątam sobie głowy taką hipotezą. Naczytałem się i nasłuchałem tyle o dowodach anegdotycznych, powrocie do średniej, efekcie potwierdzania i innych błędach, że nie miałbym podstaw do odszczekiwania czegokolwiek na przykładzie jednostkowej akcji z osobą, z którą łączy mnie emocjonalne zaangażowanie.
Bardziej mnie męczy, co się stanie, jeśli medycyna zawiedzie mnie w ten czy inny sposób. Dotknie mnie nieuleczalna choroba, zostanę błędnie zdiagnozowany itd.
A to szkoda, że nie zamierzasz, bo red. Orliński wygłosił coś, co powinno ci dać do myślenia. W ogóle mam wrażenie, że ty tu nie przyszłaś rozmawiać…
…tylko gadać, pleść bez ładu i nie słuchać. Więc naprawdę już idź, bo męczysz.
Co do podwójnej ślepej próby, o której już słyszałam.
Wybrali do niej akurat takich, na których homeopatia nie działa… Bo nie działa na wszystkich, tylko na wrażliwe organizmy. Grupa nie była reprezentatywna. Nie raz pisano o źle przeprowadzonych testach na lekach.
@ Moon:
Wrażliwe to te, które mają jedno bardziej, czy te, które mają wzdłuż?
Aha, i do podwójnej ślepej próby się nie wybiera. Się losuje, i to tak, żeby jak najbardziej oślepić komisję losującą. Np. przyszli uczestnicy eksperymentu dzwonią do pani pielęgniarki, która rzuca kostką i na tej podstawie przydziela ich do grupy. Wszystko po to, żeby uniknąć wpływu eksperymentatora na doświadczenie.
Może przez przypadek wybrali akurat takich “mało wrażliwych”?
Wrażliwe to te, które mają podwyższoną wrażliwość układu psychoneuroimmunologicznego, i hormonalnego, na dane substancje chemiczne/homeopatyczne.
P.S.
Tu też są ciekawe dane:
http://www.homeopatia.home.pl/
Moon :
To nie są leki. Leki mają potwierdzone działanie. To są “preparaty”.
Jeśli wyrażasz opinię i spotykasz sie z kontr(ale jednak!)argumentami to masz dwie opcje: albo przedstawić cokolwiek na potwierdzenie swoich obserwacji albo: Tuten, jak to? Nie wiesz gdzie Moon ma cycki na swoim blogusiu? Za majtami!.
Moon :
Sorejszyn, ale cierpisz na paranoję i masz urojenia. Poza tym: nie odpowiadasz na pytania w iście en-dżej-enowskim stylu, i to jest kolejny symptom. Cała rzecz rozbija się o to, czy nadajesz się na pacjentkę dr. House’a czy raczej na pacjentkę oddziału siostry Ratchet.
Moon :
Wysoki sądzie, siedziałem w kuchni i obierałem ziemniaki, brat wszedł, poślizgnął się na mokrej podłodze i nadział się na mój nóż. I tak trzydzieści dwa razy.
Żeby nie było: już wiem, że z ciebie troll, ale uznałem, że przyda mi się trening polemiczny.
Moon :
O, to zdrowy rozsądek też się poddaje rozcieńczaniu O_o
eli.wurman :
Powiedz to wikibucom…
Jeśli Proces7 ma być bucem, to Wy tu jesteście mega-bucami. Serwujecie komuś swoje diagnozy jego rzekomej paranoi czy trollostwa, tylko dlatego, że ten ktoś poczytał o czymś w książkach czy Internecie, i teraz Wam to powtarza.
Cytat:
“Czy mówienie o braku badań w homeopatii jest uczciwe, gdy w samej medycynie tylko 13% obecnie stosowanych procedur terapeutycznych jest popartych definitywnymi dowodami skuteczności, zgodnymi z obowiązującymi standardami badań EBM (wg BMJ Clinical Evidence) i praktycznie nie przeprowadza się w szerszym zakresie badań wpływu leków konwencjonalnych na psychikę? Dlaczego przeciwnicy homeopatii posługują się ogólnymi, wynikającymi ze światopoglądu przesłankami, a zwolennicy praktycznym, własnym doświadczeniem?”
Moon :
I ja Ci powiem, że to nawet nie jest zła definicja…
Moon :
Proces okazał się być bucem, bo: jak już napisałem – jechał swoim emo w miejscu, gdzie nikt sobie tego nie życzył oraz skłamał twierdząc, że akcjonariat agory ma radziecką strukturę, czego nie chciał ani udowodnić ani odszczekać. Poza tym – bucerą jest jechanie ze swoim emo “omigodzamknęlimiblogaska” przez tak długi czas. Dorośli ludzie mówią: pfff, i idą dalej.
Moon :
Ja serwuję. Nie stosuj odpowiedzialności zbiorowej. Twoja rzekoma paranoja jest oczywiście rzekoma do czasu potwierdzenia, jednak są mocne symptomy, które zdradzają (forma wypowiedzi, nieumiejętność ustosunkowania się do argumentów, emocjonalny stosunek) że coś z Twoim postrzeganiem jest niezakoniecznie. Oczywiście możesz też stwierdzić, że to pasożyty w Twoim mózgu i leczyć je cukierkami z jakąś toksyną.
Moon :
Ja np. w jakichś książkach przeczytałem, że Bóg nas kocha, i dlatego nas stworzył i dlatego dał nam wolną wolę, że nas kocha, i tu na ziemi sobie cierpimy, dzięki czemu mógł udowodnić że nas kocha, wysyłając tu swojego syna, by ten cierpiał z nami, byśmy mogli zrozumieć, że nas kocha i kochać jego też. Ale mi to nie robi.
Moon :
Nyhyhyhy. Pan doktor Kokoszczyński tym tekstem oddał kilka strzałów w stopę – BTW, jeśli ktoś chce porozmawiać z doktorem Kokoszczyńskim, to zapraszam na forum,gazeta.pl – użytkownik “homeopata” to na 1/10^-13% on.
Według BMJ Clinical Evidence faktycznie tylko 13% procedur spełnia najbardziej rygorystyczne standardy – warto dodać, że nie ma wśród nich ani jednej procedury homeopatycznej. Przeciwnicy homeopatii posługują się opracowaniami i twardymi wynikami badań klinicznych, a nie “ogólnymi, wynikającymi ze światopoglądu przesłankami”. A zwolennicy – owszem, tak jak ty, praktycznym własnym doświadczeniem. Nie uwierzycie, ale doktor homeopata Kokoszczyński jedzie mi właśnie na forum gazety emo “gdybyś widział łzy szczęścia w oczach rodziców”… :)
Moon :
I tu wątpliwości:
a) koleś robi hajs na homeopatii i w nią, najwyraźniej, wierzy;
b) nie definuje “definitywnego dowodu skuteczności”;
c) posługuje się terminem “procedura terapeutyczna” który, helołheloł, oznacza też np. to, co się robi w leczeniu alkoholizmu;
d) nie wskazuje na źródło badań oprócz ogólnego stwierdzenia o BMJ.
Innymi słowy jego wiarygodność leci trochę w dół.
Bart :
Wpadłem pod stół gdy przeczytałem:
Aha, oprócz tych 13% procedur spełniających najwyższe wymogi jest jeszcze 23% dobrze potwierdzonych procedur, 8% procedur “przy których lekarz i pacjent powinni rozważyć ich korzyści i skutki uboczne” i 46% procedur, których efektywność nie została jeszcze porządnie zbadana.
eli.wurman :
Wyguglałem.
@ bart:
A, to już wiem, dlaczego jak wrzucałem w pole “search” na stronie różne stringi to mi wyskakiwały różne rzeczy tylko nie to o co pytałem. A odpowiedź leży w jakimś “about-us-ie”.
@eli.wurman napisał:
Ale powtarzanie zasłyszanych, czy przeczytanych, poglądów, w które z jakichś względów się uwierzyło nie świadczy o paranoi. Musiałbyś wysłać do szpitala psychiatrycznego wszystkich chrześcijan, i innych.
Ty coś agresywny jesteś Wurman… Zajmij się swoimi robakami.
Moon :
A gdzie jakiś cytat z twojego nowego guru, doktora Kokoszczyńskiego?
I jeszcze: mojemu chłopakowi w aptece zaproponowano dziś… Maść. Maść. Dla. Konia. W aptece. [nie mieści mi się to w głowie].
Moon :
Oczywiście, o paranoi świadczą “jakieś względy”, które powodują, że wierzy się w coś, czego nie ma. U Ciebie te jakieś względy to jest uznanie, że ewolucja człowieka jest niedokończona (polecam to), istnieje jakieś przeznaczenie oraz mieszanie ezoteryki z fizyką.
Moon :
Ale przecież motyw wiary jest taki, że wychowanie+presja społeczna, a nie że faktycznie ktoś wierzy w chrześcijańskiego boga i całą resztę dupereli. Więc niekoniecznie wszystkich.
Moon :
Agresywny? W stosunku do trolla? Po prostu drę z Ciebie łacha próbując uzyskać punkt w którym puszczą Ci nerwy i polecisz z czymś, co ostatecznie przekreśli Twoje szanse na stwierdzenie czegokolwiek sensownego w dyskusji.
eli.wurman :
A niby dlaczego nie? Taki lubrykant dla twojego chłopaka. Czy było na nim napisane “żel intymny nawilżający” ? Jak widać pani w aptece bezbłędnie oceniła klienta.
@ Tutensramon:
Tęskniłem :*
eli.wurman. napisał:
Wszystko przyjmujesz dosłownie. Nie zrozumiałeś mojego “pół-żartem, pół-serio”.
@ eli.wurman:
Zróbcie razem: “ihahaha, ihahaha”!
Moon :
Mam rozumieć że żartem była ewolucja, a niedokończona serio, czy odwrotnie?
Tutensramon :
Oj, oczywiście, na twoją cześć :>
@eli.wurman
Odwrotnie. A raczej, jedno i drugie.
P.S.
Maść dla konia to ziołowy żel chłodzący. Nie nadaje się raczej do tych spraw.
Szybko! Teraz TVP2!
bart :
Nie mogę się doczekać. To ja zacytuję doktora:
Tuten jest kul. Eli potłuczony.
kabotyna :
Kurwa, nie mam telewizora, to okrucieństwo tak robić!
Moon :
?
kabotyna :
Romuald Jezus Chrstus, Elżbieta Tiara Gas i Mojżesz.
Moon :
Ale że to ja nie rozumiem żartów?
kabotyna :
No jestem, i?
@eli
i chuj
Napisałam.
“Odwrotnie. A raczej, jedno i drugie.”
Całość ma być rozpatrywana w taki sposób, bez dzielenia na słówka.
“Bo wszyscy trollerzy to jedna rodzina,
proces czy eli
mirinda czy [wstaw tu nick który się rymuje]”
kabotyna?
Moon :
“Maść dla konia”. Mi to się kojarzy z jednym,ale mi się wszystko z tym kojarzy.
PS. Moon. Skąd wiesz, że się nie nadaje? Nieprzyjemnie jest ?
Tuten, przyznaj się, to od Ciebie jest referral: http://www.masturbacja za pomocom zwierzont.
@ Ausir:
O, dokładnie tak, a więc chwyćmy się za ręce i zaśpiewajmy razem:
Bo wszyscy trollerzy to jedna rodzina,
proces czy eli
mirinda czy kabotyna
eli.wurman :
E, to był hicior na różnych sportowych forach jakiś czas temu.
Zerknąłem wtedy w skład, Arnika, mentol, kamfora – a BenGay droższy.
No i ja mam tak owłosione nogi, że specyfiki dla sierciuchów lepiej do skóry dotrą.
eli.wurman :
Jak kabotyna to nie może być mirinda bo wtedy trzeci wers ma za dużo sylab. Żeby się dało śpiewać to mirindę trzeba zmienić na cokolwiek jednosylabowego. bart? wo? Już wiem: moon.
@maść dla konia:
Phi.
@ eli.wurman:
Oczywiście.
Więc zarżyjcie analni junacy
Niech końska maść was prowadzi do orgazmu
Niech hemoroidy zakrwawią radośnie
Aby znów Tuten mógł śmiać się z pogardą
Brawo Ja.
Jednak tylko komuch umi tak pięknie ;)
bart :
Bart. Ile jest tam twojego udziału? :)
Bardzo podobało mi się to o żarciu paszy dla konia przy robieniu masy :)
Dla świń! Kupił worek 25 kg!
@ bart:
Sorry. Końskie sprawy eli von wurmana mnie zagalopowały. ;)
ps. żałuj, że nie masz telewizora. Program na 2 tv był prześliczny.
Ausir mnie strollował. Buuuuuu….
A bo to moja wina, że się rymujesz?
Offtopicznie, ale cycuś: http://www.collegehumor.com/video:1907543
@eli i cycuś
Zaraz pomyślę, że jesteś tit-curious.
mrw :
Coś we mnie pękło, kiedy bart pokazał mi to.
Ała. Teraz coś we mnie pękło.
A przed momentem dosłownie, na ITV, reklama: “Wielkie cyce w Twoim telefonie, wyślij sms o treści CYCKI”.
@ eli.wurman:
A na jaki numer, bo jestem zainteresowany.
“Jeśli przymiotnik pełni w zdaniu funkcję imiesłowu czasownikowego, “nie” piszemy osobno.”
Kij z homeopatią, ale tu złamałam klawiaturę własną twarzą.
1. Nie ma takiego imiesłowu jak “czasownikowy”. Są imiesłowy przymiotnikowe i przysłówkowe.
2. Przymiotnik nie może pełnić “funkcji imiesłowu”, tak jak czasownik nie może pełnić funkcji rzeczownika, a Przemysław Gosiewski – twojej starej.
3. Czasownik, przymiotnik i imiesłów w ogóle nie pełnią w zdaniu żadnej funkcji, bo to nie są pojęcia określające części zdania.
4. Według obecnych zasad pisowni “nie” z imiesłowami przymiotnikowymi piszemy łącznie zawsze.
5. I wszystko to w programie szóstej klasy szkoły podstawowej.
Ale z imiesłowami przysłówkowymi piszemy osobno! Tak jak ja to zrobiłam…
http://pl.wikipedia.org/wiki/Imies%C5%82%C3%B3w
Kwestia formalnego nazewnictwa jest tu mniej istotna. Polonistykę robiłam prawie 20 lat temu. Miałam prawo coś przekręcić. W szkole nie pracuję, nie “tłukę” tych nazw na co dzień.
Nie miała się czego czepić, tylko imiesłowu:)
Moon :
No nie, ratujcie mnie, Pańcia Polonistka. Tym samym trafiasz do mojej kolekcji dowodów anegdotycznych tyczących się polonistek, dziękuję :*
A to Wurman się podszywa… Nie polonistka. Nigdy nie pracowałam jako polonistka.
Moon :
Niby za kogo?
Moon :
Przyjmuję Krzywdzące Uogólnienie, że polonistka – ktoś, kto studiował/skończył polonistykę, więc pisząc, że Polonistykę robiłam 20 lat temu idealnie mi pasujesz do mojego KO.
I jeszcze wierszyk.
A jednak ktoś bezczelnie próbuje mi robić wodę z mózgu, licząc na moje zmęczenie…
Te imiesłowy nazywało się potocznie czasownikowymi, dlatego tak napisałam.
Ty masz Wurman jakąś głęboka traumę, którą uzewnętrzniasz w mało cywilizowany sposób.
Moon :
Ależ gdzie, ja po prostu lubię sobie potrollować for da lulz. A już zarzutu o “mało cywilizowany sposób” mojego trollowania nie rozumiem zupełnie. Znaczy co w nim jest mało cywilizowane? [i pliz, odpowiedz na pytanie, a nie uciekaj w njn-nowskim stylu].
Ludzie kulturalni charakteryzują się nie tylko wykształceniem i obyciem, ale również, i głównie, delikatnością uczuć, czego zupełnie nie zauważam u większości uczestników tej dyskusji.
Moon :
Okay, ale prosiłem, żebyś nie uciekała w stylu NJN, tylko odniosła się bezpośrednio do mojego pytania o mało cywilizowany sposób uzewnętrzniania mojej rzekomej traumy (która faktycznie jest trollingiem for da lulz, ale oczywiście możesz nazywać to Susan). Ty natomiast odwołałaś się do jakiejś ogólności komentatorów tego bloga.
Będę pisał za siebie, bo się nie czuję w mocy wypowiadać za kogokolwiek z komentatorów:
delikatność uczuć:
czym stwierdzasz delikatność uczuć? Ontometrem inż. Mruwnicy? Masz może do tego specjalnie spreparowany woltomierz? I na czym miałaby polegać ta “delikatność uczuć”, jak powinna być wyrażona, żebyś uznała ją za dostatecznie delikatną? I dlaczego uważasz, że powinienem wykazywać się jakąś delikatnością? Żeby co? Żeby kogoś nie urazić lub przypasować się do czyjegoś modelu? Po co – skoro tu, w tym miejscu w którym jestem, to co i jak piszę jest w jakiś sposób akceptowane, bo w żadnym momencie nie ma tu złych intencji. Trollerstwo jest tu uprawiane dla żartów, i nikt się nie obraża np. na homofobiczne(?) wstawki Tutena, bo nie ma o co.
Odpowiedziałam Ci, ale komentarz po jakimś czasie zniknął. Nie będę powtarzała, to bez sensu w tej sytuacji.
Moon :
Błąd serwera zapewne – przed wysłaniem komentarza dobrze jest skopiować go do notatnika. Ale jeśli piszesz, że się pojawił – to dziwne, od razu dostałbym go na maila. Może napisz w skrócie, raz jeszcze.
Pojawił się, był jakiś czas. Potem “oczekiwał na moderację”, a potem zniknął.
Nie mam siły tego powtarzać. Może jutro będzie przywrócony.
O znowu go widzę…
“Your comment is awaiting moderation.
Trzeba uważać, bo ja się tu pojawiłam… A ja nie jestem trollem żadnego rodzaju. Twierdzą tak tylko ci, którzy nie rozumieją metaforycznego sensu niektórych moich sformułowań.
I nie rozumiem trollowatych zachowań. Dla mnie to wszystko gruboskórność, ale osobiście mnie to tak bardzo nie uraża. Ja po prostu nie lubię takich klimatów. Za dorosła jestem na to. Przyszłam tu, bo musiałam coś sprostować.”
Moon :
A więc spamołap Cię chwycił (czasem się to zdarza).
I jechane:
Moon :
Ale to nie jest żadna okoliczność. Jesteś po prostu nickiem w internecie – nie ma więc żadnego powodu, żeby dawać faka na Twoje emo.
Moon :
W internecie każdy z nas czasem jest trollem.
Moon :
Tak sformułowane zdanie zapala lampkę “troll-alert”. Niestety – Twoje “metafory” są tak skonstruowane, że nie da się z nich wyczytać nic poza “ezoteryka+odjechanie”. I to jest Twój problem, miałaś nie raz wprost zadane pytania o rzeczy, które kryjesz za pojęciem “metafory”, ale z żadnej szansy nie skorzystałaś.
Moon :
Taki styl po prostu. Nic więcej. Nie przypisuj wydumanych znaczeń do stylu internetowej dyskusji.
Moon :
Coś jednak powoduje, że ciągle tu jesteś, zamiast tupnąć nóżką i odlecieć w swój fap-circle.
Moon :
I całe Twoje sprostowanie skończyło się na przytoczeniu kilku dowodów anegdotycznych oraz cytatów z kolesia, który zmanipulował treść (patrz: “tylko 13%”). Poproszona o jakikolwiek dowód, albo o przeanalizowanie przedstawionych dowodów zaczęłaś uciekać w jakieś emo.
Ja się tak łatwo nie wystraszam, aby zaraz uciekać… Musiałam lepiej poznać nowe środowisko, mimo trudności.
Szanse tu jakieś miałam dawane? Zabawne.
Nie moja wina, że nie każdy rozumie odpowiedzi nie-wprost. Ja nie umiem mówić inaczej.
Moon :
Oczywiście, każdorazowo taką szansą była prośba o przedstawienie dowodów na poparcie tego, co mówisz. Lub moje pytania: co rozumiesz przez pojęcie “nauka” oraz podobne. Nikt Cię nie obrażał, nikt nie ubliżał, nikt nawet nie wyjechał z “Twojej Starej”.
Moon :
Kiedy brak jest wspólnego kontekstu, trudno oczekiwać, że ktokolwiek będzie rozumiał taki rodzaj odpowiedzi.
Moon :
W takim razie nie dziw się, że nie jesteś rozumiana.
Musiałam się obracać w bardzo hermetycznym środowisku… Ale na moim blogu ludzie mnie rozumieją. I nie tylko tam.
Moon :
Nie wiem gdzie. Przecież to wskazuje na zupełne niezrozumienie.
Moon :
żyletkę?