Warzywko w łydzi
Pamiętacie opowieść o ludziach pijących naftę, mocz i wybielacz, by wyleczyć się z urojonych robali? Na pewno pamiętacie, tego nie można łatwo zapomnieć. Po napisaniu tamtej notki miałem wrażenie, że dotarłem do dna ludzkiej kreatywności w dziedzinie altmedu. Że nic dziwaczniejszego i smutniejszego nie da się wymyślić. To uczucie towarzyszyło mi podczas pisania następnej altmedowej notki, poświęconej Józefowi Słoneckiemu — ot, taki sympatyczny lajcik na odtrucie po nafcie. Po nafcie wszystko będzie już lajcikiem. Ale uczucie wypalenia zniknęło, gdy usłyszałem o jednym ormiańskim doktorze z Ameryki, który namawia chorych na raka do samookaleczeń i skaryfikacji za pomocą nasion roślin strączkowych.
A zaczęło się w 1943 r. od przypalonego jogurtu. Mały Ormianin George Ashkar miał przygotować mleko na jogurt — zagotować je, a następnie schłodzić (potem do takiego mleka dodaje się dwie łyżki „starego” jogurtu, bakterie mnożą się w nowej pożywce i po nocy w średnio ciepłym miejscu garniec jogurtu gotowy). Nieuważny George przypalił mleko, a ponieważ był nie tylko nieostrożny, ale i trochę leniwy, zrezygnował z gotowania nowej porcji mleka i przyrządził jogurt z przypalonego. Następnego ranka okazało się, że jogurt z wierzchu smakuje normalnie — cała spalenizna zgromadziła się w jego dolnej, wodnistej części. Mały George zamyślił się głeboko i…
http://www.youtube.com/watch?v=xHw2wMs6RGQEureka! Ponieważ wszystkie złe cząsteczki zgromadziły się w wodnistej części mleka, zapewne i w ludzkim organizmie chorobotwórcze toksyny (bo to toksyny powodują wszystkie choroby, każde dziecko przecież wie) gromadzą się w wodnistej części krwi. Aby uleczyć człowieka, wystarczy ową wodnistą część jakoś odsączyć.
Swoją podróż ku uszczęśliwieniu ludzkości mały George postanowił rozpocząć od uleczenia własnej matki z reumatyzmu. W tym celu przypalił jej papierosem skórę na nodze. Nie ma większej miłości niż matczyna, powiadam.
Powstał bąbel, wypełniła go przezroczysta surowica. To w niej, „wodnistej części krwi”, dokładnie tak jak w wodnistej części jogurtu, znajdowały się toksyny powodujące maminy reumatyzm. Ciach! Mały George przeciął bąbel, popłynął syf.
Pęcherz był gotowy i ja musiałem przeciąć martwą skórę aby opróżnić zawartą surowicę więc to zrobiłem — kiedy surowica wyciekła z pęcherza moja mama powiedziała mi , że poczuła ulgę w bólu — to była pierwsza oznaka, że leczenie zadziała.
Metoda przypalania i nacinania nie zadowalała małego George’a. Wiedział, że to prowizorka i że musi wymyślić jakiś sposób, by efektywniej usuwać toksyny. Mały George postanowił jeszcze raz uciec się do sprawdzonych gastronomicznych analogii…
Ja wiem z mojego kuchennego doświadczenia, że przed gotowaniem grochu (fasoli) i groszku włoskiego (chick peas) trzymamy je w wodzie przez noc aby można je było szybciej ugotować, ponieważ groch i groszek włoski maja zdolność absorpcji wody co powoduje łatwiejsze gotowanie.
George Ashkar wcisnął więc matce w ranę nasiono ciecierzycy, popularnie (choć niewłaściwie) zwane cieciorką. Żeby zbierać w nie toksyny — nie dlatego, że był złym człowiekiem.
Kiedy cieciorka nasiąkła, Ashkar wymienił ją na nową, suchą. I tak przez pół roku. Potem bowiem jej reumatyzm ustąpił i „ona zmarła w roku 1970 z przyczyn naturalnych” (szczerze mówiąc, mnie po sześciu miesiącach takich zabaw ustąpiłoby wszystko, tylko PRZESTAŃ JUŻ MNIE TORTUROWAĆ, SYNUŚ). W międzyczasie George Ashkar udoskonalił swoją metodę, zastępując przypalanie papierosem nacieraniem czosnkiem. Nazwał swoją terapię metodą absorpcji neutralnej infekcji (NIA). Wkrótce miało okazać się, że leczy ona nie tylko z reumatyzmu, ale praktycznie ze wszystkiego — i to ze stuprocentową skutecznością.
O tym wszystkim, jeśli mi nie wierzycie (przyznaję, macie prawo), możecie przeczytać w autobiograficznej notce doktora Ashkara na jego stronie zatytułowanej skromnie „Lekarstwo na raka”. Możecie też przeczytać o tym w książce wydanej przez naszych starych znajomych z kaliskiego wydawnictwa Idea Contact. To ci, co wydali w Polsce „Szczepienia — niebezpieczne, ukrywane fakty” — zbiór bredni, nad którym pastwiłem się w notce „Kłamcy i polio”. Mają jeszcze tylko jedną, trzecią książkę na składzie: „Oleje kluczem do zdrowia” o diecie doktor Budwig. Pewnie też byłby z niej sympatyczny materiał na notkę. Na stronę wydawcy warto zajrzeć, bo opublikowany na niej wstęp do polskiego wydania to arcydzieło altmedowego bełkotu: maksymy o pięknej i prostej prawdzie, porównywanie Ashkara do Kopernika i Jezusa, opowieści o tajemniczych chińskich klinikach, w których Europejczycy i Amerykanie za grubą kasę leczą się z nieuleczalnych nowotworów (Ashkarowi doklejono „ponowne odkrycie starożytnej chińskiej metody”, widać opowieść o jogurcie nawet altmedowcom wydała się zbyt niezwykle zabawna) oraz zwyczajowa teoria o BigPharmie uciskającej Ashkara, bo metoda jest za tania.
Lecznicze działanie wypełnionej warzywem rany w nodze wydaje się nieprawdopodobne — a jednak! Sam doktor Ashkar jest żywym przykładem na skuteczność swojej metody. Warto wspomnieć przy okazji, że George Ashkar nie jest lekarzem: ma tytuł doktora fizyki zdobyty na Uniwersytecie Łomonosowa w Moskwie. Ponieważ taki doktor to nie doktór, w USA Ashkar został skazany na grzywnę i karę więzienia w zawieszeniu za praktykowanie medycyny bez licencji.
W 2003 r. u Ashkara wykryto raka trzustki. Doktor George twierdzi, że przy takim nowotworze do zdrowia wraca ledwo trzy procent pacjentów; 45-75% umiera zaraz po operacji. Lekarz operujący Ashkara, onkolog z 35-letnim doświadczeniem, nie dawał mu żadnych szans.
Lekarze otworzyli mu brzuch i zdiagnozowali ciężki przypadek raka trzustki. Diagnozę przekazali jego żonie. Powiedzieli, żeby szykowała się do pogrzebu.
– George oni powiedzieli, że masz raka trzustki i wkrótce umrzesz! A my przecież nie mamy pieniędzy na pogrzeb! – powiedziała jego żona.
– Skoro nie mamy pieniędzy, to nie będzie pogrzebu …bo nie umrę. Po czym, ku zdziwieniu lekarzy na własną prośbę wypisał się ze szpitala i zastosował swoją metodę. Po 2 miesiącach wyzdrowiał i żyje do dziś.
Należy dodać, że Ashkar odmówił przejścia chemioterapii. To ważne — Ashkar i jego naśladowcy są wrogami tej metody i doradzają, by rezygnować z niej na rzecz cieciorki.
Czy faktycznie Ashkar wyleczył się sam z nowotworu? Według jego dokumentacji szpitalnej chirurdzy otworzyli mu brzuch nie tylko w celu postawienia diagnozy; przeprowadzili przy okazji dość skomplikowaną operację zwaną pankreatoduodenektomią lub operacją Whipple’a — i to najprawdopodobniej temu zabiegowi, nie metodzie absorpcji neutralnej infekcji, doktor Ashkar zawdzięcza zdrowie. Jakiś zwolennik zdrowego rozsądku trollujący na niby-czacie z Ashkarem zorganizowanym na forum osób stosujących NIA twierdzi wręcz, że sam nowotwór nie był tak poważny, jak go pan George maluje.
Forum jest oczywiście polskie. W ogóle my Polacy możemy czuć się wyróżnieni, bo metoda dr. Ashkara jest rozpowszechniona właściwie wyłącznie w naszym kraju. Z całego świata tylko nadwiślańskie plemię pcha sobie cieciorkę w rany. Duża w tym zasługa promotora Ashkara, polonusa Aleksa Polańskiego, przedstawiciela Life Improvement Institute z USA, akwizytora generatorów wody antyoksydacyjnej (hej, wiedzieliście, że ludzki płód składa się w stu procentach z wody?).
Czas na hardkor. Czujcie się ostrzeżeni: pod tym linkiem na forum poświęconym NIA obejrzycie zdjęcia ze stosowania cieciorki. Aż gula rośnie na myśl, że taką inwazyjną, niebezpieczną, bezsensowną i bolesną metodę wciska się chorym na raka (oczywiście nie tylko nim — na pięknej stronie ze świadectwami pan Woźniak z Kalisza chwali się, że dzięki NIA ustąpił pewien problem z biodrem odczuwany po dłuższym siedzeniu za biurkiem). Z przeboju forum, wspomnianego niby-czatu z dr. Ashkarem można dowiedzieć się, że:
- metoda NIA ma stuprocentową skuteczność (dr Ashkar wycofuje się później z tego, zmieniając stuprocentową gwarancję wyleczenia na stuprocentową gwarancję braku powrotu choroby po jej ustąpieniu — być może w wyniku doniesień o śmierci osób stosujących cieciorkę);
- doktor Ashkar lubi czasem wtrącić do dyskusji wrzutkę o Żydach fabrykujących dowody na istnienie w Iraku broni masowego rażenia;
- onkologowie do dziś nie wiedzą, czym jest rak (tamże, zaraz po Żydach);
- cała medycyna to oszustwo — za wyjątkiem stuprocentowo skutecznej ciecierzycowej metody Ashkara (też tamże, dobry wpis);
- dzisiejsze pomidory są niesmaczne i nie mają wartości odżywczych, w związku z czym robaki nie chcą ich jeść i dlatego pomidory się nie psują;
- choć doktor Ashkar wytłumaczył „komitetowi leków onkologicznych FDA”, że chemia nie działa na raka, komitet ten nadal popiera chemioterapię — doktor Ashkar odkrył powód takiego zachowania: członkowie komitetu mają udziały w BigPharmie.
Terapia doktora Ashkara jest czymś tak wystrzelonym w kosmos, że nawet przywiązane do dziennikarskiej bezstronności „Fakty TVN — Prawda Leży Pośrodku” nie były w stanie odpowiednio uwzględnić argumentów zwolenników metody, przedstawiły całą sprawę jednostronnie, z punktu widzenia kompleksu medyczno-przemysłowego, a nawet uciekły się do bezpieczniackiej metody ukrytej kamery, by ośmieszyć lekarzy nawołujących do cieciorkowania zamiast chemii (komentarz o reportażu na forum „Dobra dieta”: „Co do materiału i twórczości radosnych chłopców i dziewcząt prowadzonych przez agentów wrogich Polsce to w ogóle brak słów. Za taki materiał w taki istotnej sprawie powinno się ich co najmniej skazać na banicję”).
Na koniec smaczek: okazuje się, że filozofia dr. Ashkara znakomicie współgra z filozofią Biosłone. Według jednego z adiutantów Mistrza „metoda NIA bardzo dobrze się komponuje z M[iksturą]O[czyszczającą], K[oktajlem]Błonnikowym, D[ietą]P[rozdrowotną]”, „sposób jest dobry, choć oni nie potrafią go do końca wyjaśnić”. Sam Mistrz „z wielką uwagą śledzi wątek”.
dr Patty :
Człowiek jest tym, co go tworzy:
Jest żarciem, które zjada,
Lub głodem, który go morzy.
Dupa blada.
Takie już z niego sapiens Homo.
[w tym miejscu powinna być spacja]
A co dalej nastąpi? Wiadomo.
Elektryfikacja
Życie jest formą istnienia białka, nanaanana, nanananana!
No dobrze, uznaj już sobie że wygrałaś/wygrałeś/wygrałoś (w dalszym ciągu uprzejmie proszę o określenie się, zanim tego typu fleksyjne wygibasy staną się nużące). Katarynka i dzwoneczek są twoje. No i nie daj się prosić o poprawną odpowiedź, bo jak na razie znowu dryfujesz w mętne niejasności. Ech, níl sa saol seo ach ceo.
A czy to w ogóle są pytania, czy nieudolne popisywanie się “wiem, ale nie powiem”? Bo pytanie “czym jest człowiek” ma mniej więcej tyle odpowiedzi, co “co tutaj robisz” (piszę posta / oddycham / siedzę na krześle / patrzę na monitor / itp.)
Lurkerka_Borgia :
Jak na końcu czegoś jest znak zapytania, to trzeba zakładać, że pytanie.
Np. “idziemy na wódkę?”, “dupa?” albo “l/jfdb>gt?”
Wszakże trollica nie postawiła znaku zapytania, tylko wyraziła prywatne przekonanie
Zarazem jednak wkrótce dodała, że
Pytanie o pytanie pozostaje nieprzeniknioną tajemnicą. Nie wiem, czy warto ją rozwiązywać.
Podobno pierwsze pytanie nie jest niejednoznaczne, jednak mnie, osobie przyziemnej, od razu przyszła do głowy taka odpowiedź:
Ciało człowieka tworzy kupę, siku, dwutlenek węgla, ślinę, łzy, śluzy i martwy naskórek.
A czasem nawet tworzy ciało innego człowieka lub do niego przyczynki, bywa też, że mleko.
A jeszcze rzadziej tworzy np. skomplikowane układy choreograficzne, a nawet, last but not least…
Elektryfikację.
@ Razor Blady:
Czy nie rozumiesz, że to nie ja mam sie wysilać nad odpowiedzią na pytanie tylko WY ! To nie ja bowiem bazgrzę tutaj jadowicie w kwestiach uzdrawiania o których zapewne macie żadne albo i mgliste pojęcie a szafujecie opinie dyskredytujące i ośmieszajace człowieka.
Nie przytaczam tutaj waszych tekstów aby nie wdawać się z wami w bezsensowną dyskusję o tym czy coś człowieka uzdrawia czy też nie, bo zapewne żaden z was nie doświadczał sytuacji o których głupio dyskutujecie.
Trafiłam tutaj ze względu na tytuł tego bloga bo akurat dobrze znam ten temat o którym wy nie macie zielonego pojęcia o czym świadczy fakt że nie wiecie prostej rzeczy – czym jest człowiek.
To prowadzi do bezposredniej konkluzji, ze nie wiecie czym tak naprawdę jesteścia a macie czelność dyskutowac o tym czego istoty i funkcjonowania nie znacie. Żałosne tol a sam przewodniczący to bezmyslny rob ot ukierunkowany przez trójwymiarową inteligencje – bo tylko taka zna. Szkoda dla was czasu dzieciaki – zajrzę tutaj jak dorośniecie do pełmnowymiarowego życia tak aby nie powiedzieć kiedyś z pozycji katafalku “ależ ze mnie dureń”.
Wiele rzeczy o sobie słyszałem, ale “bezmyślny robot ukierunkowany przez trójwymiarową inteligencję” to coś nowego.
dr Patty :
Było tak od razu. Nie ma sprawy, klient nasz pan, musimy tylko ustalić szczegóły. Płacisz od godziny czy za dzieło? Jaka stawka? Podaj wymagania jakie ma spełniać gotowe opracowanie (objętość, stopień szczegółowości itd.) i termin w jakim ma powstać. Jakieś tezy też by się przydały. I jeszcze: Do czego Ci to potrzebne, znaczy jaka grupa docelowa? Podpisany pod opracowaniem masz być Ty, czy ludzie którzy to napisali (od razu mówię, że jak ma być według bzdurnych tez to swojego nazwiska pod spodem nie umieszczę).
Dr Patty, to w końcu jesteś ona czy on? Zdecydujże się wreszcie.
Może obniż poziom negatywnych wibracji w wypowiedzi, bo to może grozić zaburzeniem homeostazy u piszącego :) A tak troszkę bardziej serio. Z tonu twoich wypowiedzi można było odnieść wrażenie, że chcesz nam dać do zrozumienia że WIESZ, a my NIE. Jako osoba, której zdarzy się czasem wspomóc kogoś w nauce zauważyłem, że jeśli osoba ucząca się czegoś nie wie, to całkiem skuteczną metodą pomocy w przyswajaniu wiedzy jest… wytłumaczenie. Co robi źle, udzielenie wskazówek, wyjaśnienie bardziej skomplikowanych zagadnień. Tak, żeby mogła zrozumieć, z czym to się je, lub nawet samodzielnie szukać dalszych informacji.
I teraz mały konkurs: jak myślisz, czemu bliższe są twoje zachowania:
a) nauczyciel, głoszący Prawdę, udzielający rad i wskazujący drogę;
b) “WY GUNWO WIECIE HURR DURR SAMI SE MYŚLCIE NIE LUBIĘ WAS”
… bo jak na razie nic nie wyjaśniłeś/łaś póki co :)
@Bart – nie jesteś robotem, tylko rob otem. To pewnie ktoś jak Or Ot, tylko bezmyślny.
dr Patty :
dr Patty :
Tytuł bloga to jest yyy… Blog de Bart (?). To jest znaczeniowo powiązane z uzdrawianiem?
dr Patty :
Och być może. Zawsze jest kłopot, gdy obserwator jest częścią tego, co obserwowane.
Ale przynajmniej z praktyczną pewnością wiemy, czym i kim ty tak naprawdę jesteś.
@ dranica:
“Warzywko w łydzi” – to ten temat (tytuł jest niewłaściwym okresleniem – przepraszam).
Może zbyt szeroko określiłam ten temat jako choroba-leczenie-uzdrawianie ale nie jestem blogerką – zmyłki literowe kazdemu się trafiają!
Ktoś z moich kolegów lub koleżanek “po fachu” podesłał mi namiar na ten blog właśnie z tym głupim tematem. Głupim dlatego, że przecież to nasionko jest w łydzi a nie warzywko!
Chciałam się dowiedzieć co za typy dyskutują szyderczo o naturalnym uzdrawianiu i okazuje się że typy wcale nie znają tematu “choroba-leczenie-uzdrawianie” a jedynie pastwią się nad jakimś człowiekiem (też go pewnie nie znając) oraz nad metodą którą proponuje (też jej pewnie nie znając od strony praktycznej). Jako lekarz bez granic widziałam wiele – widziałam tez ludzi z bandazem na nodze – szczęśliwych i radosnych, bez wypadniętych po chemioterapii włosów i szarej, zniszczonej trucizną cery. Jedną z nich była siostra zakonna z którą miałam okazje pracować. Dlatego zainteresowałam sie tym tematem i stwierdzam, że jest w tym o wiele większy sens aniżeli zatruwanie organizmu w celu wyeliminowania objawów chorobowych.
Oczywiście spojrzałam na to nie od strony mojej fachowej i wyuczonej wiedzy jako lekarza, ale od strony wiedzy którą zdobyłam, m.in. w czasie ostatniej i stosunkowo niedawnej misji w Nepalu/Tybecie.
Tych kilka wejść na wasz portal pozwoliło mi sie zorientować, że jeden idiota napisał “warzywko w łydzi” a inni, nawet nie zorientowawszy sie w podstawowym błędzie merytorycznym postanowili sobie pofolgować, dyskutując o czymś o czym pojęcia nie mają, dyskredytując człowieka który tak po prostu bezinteresownie chce pomagać innym. Nie znam go ale domyślam się, że właśnie taki cel mu przyświeca.
Nie jest to niczym innym, jak tylko bezmyślną i wielce szkodliwą manipulacją “opinii publicznej”!
No ale zapewne po to jest ten blog. NIC TU PO MNIE!
Może jak już za kilka lat przejdę na emeryturę to też sobie taki blog uruchomię, tyle że celem jego będzie podniesienie świadomości ludzi (również takich jak wy). Zdrowia życzę!
PS.Na imię mam Patrycja
dr Patty :
Jakoś ciężko mi uwierzyć, że to lekarka wygaduje takie brednie, podobnie jak kocopoły o bezmyślnych robotach ukierunkowanych przez trójwymiarową inteligencję. Z drugiej strony, jest przecież dr Jaśkowski. Peron nie wybiera, komu odjeżdża.
Dziękuję za ostateczne rozwianie wątpliwości, użycie wobec siebie rodzaju męskiego składam zatem na karb omyłki.
Rozumiem, że twierdzisz, że jesteś lekarką. Nieobce zatem powinno ci być takie coś jak “medycyna oparta na faktach”. Mam wrażenie, że źródłem twojego oburzenia jest śmieszkowanie z praktyk typu wsadzanie nasion w celowo w tym celu tworzone rany. To by sugerowało, że wierzysz w skuteczność tego typu działań, bo to by tłumaczyło tak emocjonalną reakcję. Jeśli tak, to gdzie są DOWODY na skuteczność takiej “terapii”? Zmniejszenia śmiertelności przy porodzie nie zmniejszyły zamawiania i palenie wilczej sierści, tylko m. in. mycie rąk przez położników. Ospa prawdziwa nie została eradykowana energetyzującą mocą piramidek, tylko dzięki powszechnym, obowiązkowym szczepieniom.
Poza tym no wybacz, ale czepianie się ekstrapolacji z nasion na warzywa przy działaniach tego samego kalibru (o ile nie zostanie udowodnione, że jest inaczej) co lewatywy z kawy czy straszenie tasiemca łukiem elektrycznym jest słabe. To trochę tak, jakby botanik się nieustająco wk*rwiał, że pomidorów nie ma na dziale z owocami. Swoją drogą nie zdziwiłbym się, gdyby stosujący tę metodę wkładali sobie też bardziej rozwinięte roślinki.
bart :
Przecież jednak lojalnie uprzedzała, że jest bez granic.
bart :
Była/jest w Polszcze lekarka, która twierdzi, że numerze PESEL zakodowana jest informacja o żydowskim pochodzeniu i na tej podstawie demaskuje agenturę Izraela wśród swoich pacjentów.