Warzywko w łydzi
Pamiętacie opowieść o ludziach pijących naftę, mocz i wybielacz, by wyleczyć się z urojonych robali? Na pewno pamiętacie, tego nie można łatwo zapomnieć. Po napisaniu tamtej notki miałem wrażenie, że dotarłem do dna ludzkiej kreatywności w dziedzinie altmedu. Że nic dziwaczniejszego i smutniejszego nie da się wymyślić. To uczucie towarzyszyło mi podczas pisania następnej altmedowej notki, poświęconej Józefowi Słoneckiemu — ot, taki sympatyczny lajcik na odtrucie po nafcie. Po nafcie wszystko będzie już lajcikiem. Ale uczucie wypalenia zniknęło, gdy usłyszałem o jednym ormiańskim doktorze z Ameryki, który namawia chorych na raka do samookaleczeń i skaryfikacji za pomocą nasion roślin strączkowych.
A zaczęło się w 1943 r. od przypalonego jogurtu. Mały Ormianin George Ashkar miał przygotować mleko na jogurt — zagotować je, a następnie schłodzić (potem do takiego mleka dodaje się dwie łyżki „starego” jogurtu, bakterie mnożą się w nowej pożywce i po nocy w średnio ciepłym miejscu garniec jogurtu gotowy). Nieuważny George przypalił mleko, a ponieważ był nie tylko nieostrożny, ale i trochę leniwy, zrezygnował z gotowania nowej porcji mleka i przyrządził jogurt z przypalonego. Następnego ranka okazało się, że jogurt z wierzchu smakuje normalnie — cała spalenizna zgromadziła się w jego dolnej, wodnistej części. Mały George zamyślił się głeboko i…
http://www.youtube.com/watch?v=xHw2wMs6RGQEureka! Ponieważ wszystkie złe cząsteczki zgromadziły się w wodnistej części mleka, zapewne i w ludzkim organizmie chorobotwórcze toksyny (bo to toksyny powodują wszystkie choroby, każde dziecko przecież wie) gromadzą się w wodnistej części krwi. Aby uleczyć człowieka, wystarczy ową wodnistą część jakoś odsączyć.
Swoją podróż ku uszczęśliwieniu ludzkości mały George postanowił rozpocząć od uleczenia własnej matki z reumatyzmu. W tym celu przypalił jej papierosem skórę na nodze. Nie ma większej miłości niż matczyna, powiadam.
Powstał bąbel, wypełniła go przezroczysta surowica. To w niej, „wodnistej części krwi”, dokładnie tak jak w wodnistej części jogurtu, znajdowały się toksyny powodujące maminy reumatyzm. Ciach! Mały George przeciął bąbel, popłynął syf.
Pęcherz był gotowy i ja musiałem przeciąć martwą skórę aby opróżnić zawartą surowicę więc to zrobiłem — kiedy surowica wyciekła z pęcherza moja mama powiedziała mi , że poczuła ulgę w bólu — to była pierwsza oznaka, że leczenie zadziała.
Metoda przypalania i nacinania nie zadowalała małego George’a. Wiedział, że to prowizorka i że musi wymyślić jakiś sposób, by efektywniej usuwać toksyny. Mały George postanowił jeszcze raz uciec się do sprawdzonych gastronomicznych analogii…
Ja wiem z mojego kuchennego doświadczenia, że przed gotowaniem grochu (fasoli) i groszku włoskiego (chick peas) trzymamy je w wodzie przez noc aby można je było szybciej ugotować, ponieważ groch i groszek włoski maja zdolność absorpcji wody co powoduje łatwiejsze gotowanie.
George Ashkar wcisnął więc matce w ranę nasiono ciecierzycy, popularnie (choć niewłaściwie) zwane cieciorką. Żeby zbierać w nie toksyny — nie dlatego, że był złym człowiekiem.
Kiedy cieciorka nasiąkła, Ashkar wymienił ją na nową, suchą. I tak przez pół roku. Potem bowiem jej reumatyzm ustąpił i „ona zmarła w roku 1970 z przyczyn naturalnych” (szczerze mówiąc, mnie po sześciu miesiącach takich zabaw ustąpiłoby wszystko, tylko PRZESTAŃ JUŻ MNIE TORTUROWAĆ, SYNUŚ). W międzyczasie George Ashkar udoskonalił swoją metodę, zastępując przypalanie papierosem nacieraniem czosnkiem. Nazwał swoją terapię metodą absorpcji neutralnej infekcji (NIA). Wkrótce miało okazać się, że leczy ona nie tylko z reumatyzmu, ale praktycznie ze wszystkiego — i to ze stuprocentową skutecznością.
O tym wszystkim, jeśli mi nie wierzycie (przyznaję, macie prawo), możecie przeczytać w autobiograficznej notce doktora Ashkara na jego stronie zatytułowanej skromnie „Lekarstwo na raka”. Możecie też przeczytać o tym w książce wydanej przez naszych starych znajomych z kaliskiego wydawnictwa Idea Contact. To ci, co wydali w Polsce „Szczepienia — niebezpieczne, ukrywane fakty” — zbiór bredni, nad którym pastwiłem się w notce „Kłamcy i polio”. Mają jeszcze tylko jedną, trzecią książkę na składzie: „Oleje kluczem do zdrowia” o diecie doktor Budwig. Pewnie też byłby z niej sympatyczny materiał na notkę. Na stronę wydawcy warto zajrzeć, bo opublikowany na niej wstęp do polskiego wydania to arcydzieło altmedowego bełkotu: maksymy o pięknej i prostej prawdzie, porównywanie Ashkara do Kopernika i Jezusa, opowieści o tajemniczych chińskich klinikach, w których Europejczycy i Amerykanie za grubą kasę leczą się z nieuleczalnych nowotworów (Ashkarowi doklejono „ponowne odkrycie starożytnej chińskiej metody”, widać opowieść o jogurcie nawet altmedowcom wydała się zbyt niezwykle zabawna) oraz zwyczajowa teoria o BigPharmie uciskającej Ashkara, bo metoda jest za tania.
Lecznicze działanie wypełnionej warzywem rany w nodze wydaje się nieprawdopodobne — a jednak! Sam doktor Ashkar jest żywym przykładem na skuteczność swojej metody. Warto wspomnieć przy okazji, że George Ashkar nie jest lekarzem: ma tytuł doktora fizyki zdobyty na Uniwersytecie Łomonosowa w Moskwie. Ponieważ taki doktor to nie doktór, w USA Ashkar został skazany na grzywnę i karę więzienia w zawieszeniu za praktykowanie medycyny bez licencji.
W 2003 r. u Ashkara wykryto raka trzustki. Doktor George twierdzi, że przy takim nowotworze do zdrowia wraca ledwo trzy procent pacjentów; 45-75% umiera zaraz po operacji. Lekarz operujący Ashkara, onkolog z 35-letnim doświadczeniem, nie dawał mu żadnych szans.
Lekarze otworzyli mu brzuch i zdiagnozowali ciężki przypadek raka trzustki. Diagnozę przekazali jego żonie. Powiedzieli, żeby szykowała się do pogrzebu.
– George oni powiedzieli, że masz raka trzustki i wkrótce umrzesz! A my przecież nie mamy pieniędzy na pogrzeb! – powiedziała jego żona.
– Skoro nie mamy pieniędzy, to nie będzie pogrzebu …bo nie umrę. Po czym, ku zdziwieniu lekarzy na własną prośbę wypisał się ze szpitala i zastosował swoją metodę. Po 2 miesiącach wyzdrowiał i żyje do dziś.
Należy dodać, że Ashkar odmówił przejścia chemioterapii. To ważne — Ashkar i jego naśladowcy są wrogami tej metody i doradzają, by rezygnować z niej na rzecz cieciorki.
Czy faktycznie Ashkar wyleczył się sam z nowotworu? Według jego dokumentacji szpitalnej chirurdzy otworzyli mu brzuch nie tylko w celu postawienia diagnozy; przeprowadzili przy okazji dość skomplikowaną operację zwaną pankreatoduodenektomią lub operacją Whipple’a — i to najprawdopodobniej temu zabiegowi, nie metodzie absorpcji neutralnej infekcji, doktor Ashkar zawdzięcza zdrowie. Jakiś zwolennik zdrowego rozsądku trollujący na niby-czacie z Ashkarem zorganizowanym na forum osób stosujących NIA twierdzi wręcz, że sam nowotwór nie był tak poważny, jak go pan George maluje.
Forum jest oczywiście polskie. W ogóle my Polacy możemy czuć się wyróżnieni, bo metoda dr. Ashkara jest rozpowszechniona właściwie wyłącznie w naszym kraju. Z całego świata tylko nadwiślańskie plemię pcha sobie cieciorkę w rany. Duża w tym zasługa promotora Ashkara, polonusa Aleksa Polańskiego, przedstawiciela Life Improvement Institute z USA, akwizytora generatorów wody antyoksydacyjnej (hej, wiedzieliście, że ludzki płód składa się w stu procentach z wody?).
Czas na hardkor. Czujcie się ostrzeżeni: pod tym linkiem na forum poświęconym NIA obejrzycie zdjęcia ze stosowania cieciorki. Aż gula rośnie na myśl, że taką inwazyjną, niebezpieczną, bezsensowną i bolesną metodę wciska się chorym na raka (oczywiście nie tylko nim — na pięknej stronie ze świadectwami pan Woźniak z Kalisza chwali się, że dzięki NIA ustąpił pewien problem z biodrem odczuwany po dłuższym siedzeniu za biurkiem). Z przeboju forum, wspomnianego niby-czatu z dr. Ashkarem można dowiedzieć się, że:
- metoda NIA ma stuprocentową skuteczność (dr Ashkar wycofuje się później z tego, zmieniając stuprocentową gwarancję wyleczenia na stuprocentową gwarancję braku powrotu choroby po jej ustąpieniu — być może w wyniku doniesień o śmierci osób stosujących cieciorkę);
- doktor Ashkar lubi czasem wtrącić do dyskusji wrzutkę o Żydach fabrykujących dowody na istnienie w Iraku broni masowego rażenia;
- onkologowie do dziś nie wiedzą, czym jest rak (tamże, zaraz po Żydach);
- cała medycyna to oszustwo — za wyjątkiem stuprocentowo skutecznej ciecierzycowej metody Ashkara (też tamże, dobry wpis);
- dzisiejsze pomidory są niesmaczne i nie mają wartości odżywczych, w związku z czym robaki nie chcą ich jeść i dlatego pomidory się nie psują;
- choć doktor Ashkar wytłumaczył „komitetowi leków onkologicznych FDA”, że chemia nie działa na raka, komitet ten nadal popiera chemioterapię — doktor Ashkar odkrył powód takiego zachowania: członkowie komitetu mają udziały w BigPharmie.
Terapia doktora Ashkara jest czymś tak wystrzelonym w kosmos, że nawet przywiązane do dziennikarskiej bezstronności „Fakty TVN — Prawda Leży Pośrodku” nie były w stanie odpowiednio uwzględnić argumentów zwolenników metody, przedstawiły całą sprawę jednostronnie, z punktu widzenia kompleksu medyczno-przemysłowego, a nawet uciekły się do bezpieczniackiej metody ukrytej kamery, by ośmieszyć lekarzy nawołujących do cieciorkowania zamiast chemii (komentarz o reportażu na forum „Dobra dieta”: „Co do materiału i twórczości radosnych chłopców i dziewcząt prowadzonych przez agentów wrogich Polsce to w ogóle brak słów. Za taki materiał w taki istotnej sprawie powinno się ich co najmniej skazać na banicję”).
Na koniec smaczek: okazuje się, że filozofia dr. Ashkara znakomicie współgra z filozofią Biosłone. Według jednego z adiutantów Mistrza „metoda NIA bardzo dobrze się komponuje z M[iksturą]O[czyszczającą], K[oktajlem]Błonnikowym, D[ietą]P[rozdrowotną]”, „sposób jest dobry, choć oni nie potrafią go do końca wyjaśnić”. Sam Mistrz „z wielką uwagą śledzi wątek”.
jaś skoczowski :
Ciekawe ma pan definicje “skłonności do autorytatyzmu”
Nie. To temat na bardzo długą dyskusję, a ja w zasadzie staram się ograniczać internetowy nałóg.
Napisał pan “do 9 miesiąca”. Czy ma Pan dzieci? Nigdy pan nie bawił się z dzieckiem, kiedy jeszcze było w brzuchu matki (dziecko wystawia rączkę, pan masuje przez brzuch, dziecko zabiera rączkę i po chwili przystawia w innym miejscu – i tak długo, aż dziecku się znudzi albo do czasu, aż żona pogoni).
??
Uważam, że państwo nie powinno się wtrącać do takich rzeczy. Każdy powinien sam móc zadecydować o tym, kto po nim dziedziczy.
Nie mam zdania. Kiedyś uważałem, że oczywiste, że mogą, ale ostatnio przeczytałem parę ciekawych tekstów i nie wiem.
Chodzi właśnie o to “nieuzasadnione” i “niepotwierdzone”.
frusto :
Jej, chyba odwiedził nas ktoś z 90’sów.
frusto :
No tak jak napisał: powinna, czy nie?
frusto :
Przecież może, chodzi tylko o podatki; a państwo powinno przypierdolić różnym kulczykom, żeby kowalskim żyło się lepiej.
frusto :
Ależ tu nie ma nad czym dyskutować, po prostu nie jesteś wolnościowcem, a ja tak. Osoba zdolna do autonomii powinna mieć zapewnione wszelkie warunki do maksymalizacji tej autonomi – w tym powinna mieć prawo zabijać nieautonomiczne, nie czujące i nieświadome żyjątka w sobie. Nawet, jeśli kogoś wzruszają ich zdjęcia z usg.
frusto :
Jaki. Ciekawych. Tekstów. Napisz albo weź spierdalaj.
frusto :
No, nie, nie chodzi, jedyne badania, które przeprowadzono i badacz wyciągnął z nich wnioski, że homoseksualiści mają skłonności pedofilne miały tak bardzo zdupną metodologię, że sobie nie zdajesz sprawy – piszę o tym, co zrobił Cameron.
mdh :
Masz oczywiście na myśli praktykę filozoficzną, w tym – filozofię nauki? No to nie. Ba – to jest jedne z podstawowych elementów kursów tejże filozofii nauki (czy kursów filozofii z jej elementami), prowadzonych w sposób jak najbardziej nie historyczny.
Na oytania o Quine’a odpowiem, bo zwyczajnie rzeczywiście zacząłęm wątpić (win-wink). Co do reszty, nie masz nic do powiedzenia, więc się powtarzasz. Zamiast grzecznie potwierdzić, że owszem, ostatecznie realizm w twoim wykonaniu sprowadza się gładko do utylitaryzmu (który realizmu nie wymaga, jetsem tego świetnym dowodem – który zbywasz dość durnymi uwagami na temat mnie, nie iwele wnoszącymi, bo jaki bym nie był, taki jestem), nudzisz.
jaś skoczowski :
Tak, w tym fragmencie właśnie sugeruję, że każde rozwiązanie inne niż aborcja do 9 miesiaca ciąży na życzenie matki jest rozwiązaniem dośc autorytarnym, bo oddającym jedną osobę pod kontrolę drugiej nie ze względu na ochronę czyjejkolwiek wolności. Czyli czyjeś wartościowanie ma być ważniejsze od czyjegoś. Autorytaryzm, czyli.
jaś skoczowski :
Napisałeś pan do 9 miesiąca. W 9 miesiącu ciąży owe żyjątka na pewno czują. Czy są świadome nie wiadomo, ale układ nerwowy przejawia aktywność znacznie, znacznie wcześniej.
Wezmę i spierdolę. Życzę miłego życia.
jaś skoczowski :
Jasiu, ależ co to za pomysły. Po pierwsze utożsamiasz praktykę filozoficzną z dydaktyką. Grzecznie zapytam – ? Po drugie, to zależy kto prowadzi ten kurs. Mój kurs , tzn. ten na który ja uczęszczałem, był de facto prowadzony w sposób jak najbardziej historyczny.
Zaś co do problemu indukcji. Tak Jasiu, obecnie problem ten w Twoim fapującym sformułowaniu we współczesnej filozofii istnieje na obrzeżach tego co się wydaje obecnie i czyta. W którą stronę to poszło to już chyba dowiesz się sam, czy może jeszcze bibliografię Ci mam przygotować?
Ojej. To straszne. Nie umiesz czytać, ze zrozumieniem, na dodatek sam gubisz się w swoich wypowiedziach. Poza tym oczekujesz, że przedstawię Ci stanowiska historyczne, współczesną literaturę przedmiotu (w tym Twoje dzikie pomysły), wyłuskam tezy każdej z nich (w tym Twoje które trzeba z siatka na motyle ścigać) i na tym tle przedstawię swoja propozycję. Powaliło Cię?
Tu nie o utylitaryzm chodzi, a o pewien ciekawy związek pomiędzy teorią, praktyką i jej zastosowaniem. Mam Ci wszystko wytłumaczyć tym razem punkcik, po punkciku, tak łopatologicznie wraz z przykładami z historii nauki i techniki?
mdh :
Możesz też udawać, że prezentujesz argumentację, jak dotąd. Oraz – możesz po prostu wyrazić pogląd, który w ogóle rozstrzygnie wskazane problemy, jako, peryferyjne (peryferyjna jest oczywiście co najwyżej twoja stara, a problem indukcji jako taki jest jak najbardziej w centrum, wnioski płynące choćby z “Dwóch dogmatów” są tak daleko idące właśnie ze względu na to, że odnoszą się do nauki indukcyjnej).
mdh :
Znaczy, że pomimo tego, że nawet nie potrafisz zbytnio określić, o co Ci chodzi, masz poważny pronblem w tym, że ja, ad hoc konstruując pogląd, byłem dla Ciebie niejasny?
mdh :
Znaczy, Tobie się wydaje, że ja dyskutuje z Tobą dla Ciebie? Oczywiście, że jeśli coś wiesz (a na razie nie widać, żeby tak było), to oczekuje, że to przedstawisz. Choćby powołując się na bibliografię – może tam przynajmniej odnajdę coś więcej niż “mylisz się bo jesteś x”. Tobie się wydaje, że co? Próbuje coś Tobie udowodnić? Nie. Nienienie.
mdh :
Troll harder.
mdh :
Mój nie, bo dotyczył jakoby obrzeży współczesnej filozofii. I dotyczył głównie filozofii nauki i filozofii analitycznej.
mdh :
Kłamiesz, napisałem jasno, mogę powtórzyć (nie, nie dosłownie): jest możliwe zwątpienie radykalne, radykalny sceptycyzm. Nie jest niezgodny ani z praktyką, ani np. nie jest wewnętrznie niespójny. Nie musi prowadzić do nastawienia antynaukowego lub na psucie metod naukowych.
frusto :
Wia-do-mo jeśli ich układ nerwowy działa choć odrobinę podobnie do naszego – nie są. Bo przebywają w takim środowisku hormonalnym, które gwarantuje im śpiączkę. I nie posiadają wcześniej żadnej biografii spoza tego stanu (nawet jednodniowy noworodek ją posiada natomiast), a to znaczy, że ich świadomość jest tak ukształtowana, jak ukształtowana może być świadomość osoby, która całe życie nie była świadoma. Oczywiście, zawsze możesz stwierdzić, że jednak mogą być świadome. Ta.
Oczywiście, ja cenię kompromis. Jeśli za cenę spokoju ducha kilku idiotów mających władzę prawo do aborcji na życzenie matki obowiązywałoby do szóstego miesiąca ciąży np. to wolałbym to, niż nic. Tylko zauważ, że kompromisem nazywa się obecną sytuację, co oznacza, że nie jest to kompromis mojego stanowiska i “prolajferskich” mizoginów.
jas skoczowski :
Do psucia, kurwa, miało być.
mdh :
Bardzo zwyczajnie – bo system wiedzy jako całość można rewidować na skutek doświadczenia, bo analityczność jest nie do uchwycenia, a pojedyncze zdanie nie może przenosić ze sobą treści empirycznej.
Później (przynajmniej według Stanoszowej i mojego wrażenia – zdanie Stanoszowej ważniejsze, bo lepiej zna poglądy Quine’a) twierdził, że raczej sprawdza się określone dziedziny wiedzy, a nie całą wiedzę. Dość nieuzasadnienie.
Z jednej strony w “Filozofii logiki” zdaje się uprzywilejowywać jednak zdania opisujące zdarzenia (czyli najbliższe w jakiejś teorii zdania doświadczeniom zmysłowym, zdania brzegowe tej teorii czy jak to on zwał), z drugiej – odrzuca możliwośc przyjmowania alternetywnych logik, głównie ze względu na konserwatyzm i to coś, czego nie rozumiem i wiąże sie z jego niechęcią do modalności (jeśli dobrze pamiętam).
Tak więc nie ma to wiele wspólnego z jego wcześniejszym pojmowaniem tautologii w “Dwóch dogmatach”.
A jak to ma się do mojego sceptycyzmu? No ja nie jestem konserwatystą tak bardzo, jak on. Nie przyjmę więc, bez wahania, np. “rodzajów naturalnych”.
@ jaś skoczowski:
Jasiu odpowiadasz od czapy.
W przypadku praw logiki? Powaliło Cię? Toż już zapomniałeś jak przebiega krytyka analityczności?
Co do reszty, to jeszcze bardziej nie na temat, bo rozmawialiśmy o “Dwóch dogmatach”. Fejmy są dla zabawy, debunkowanie tego grochu z kapustą mnie akurat nie bawi.
To po kiego się na ten tekst powołujesz? Po to żeby mi potem napisać, że trochę na ten ale tak właściwie to nie.
Co do współczesnej filozofii. Nie bądź dupa drogi Jasiu. Jak chcesz się zorientować co w trawie piszczy to masz Philosopher’s Index choćby.
Tylko jak masz osobowość wieloraką albo znakomicie zarządzasz swoim dysonansem poznawczym.
mdh :
Tak, że nie wzbudza ani we mnie, ani w Quine w owym czasie nie wzbudziła wątpliwości, co do tego, że prawa logiki można rewidować ze względu na doświadczenie. Wycofał się z tego w “Filozofii logiki”.
mdh :
No ja wiem, że jakbyś chciał, to byś mógł. No ja wiem.
mdh :
Bo? Słuchaj, od jakiegoś czasu, może nie zauważyłeś, więc zwracam Ci uwagę, powtarzasz się, nic nie dodając. Dokładnie – nie dodając nic, co mogłoby być po pytaniu o uzasadnienie. Nie podałeś, co jest takiego, co w związku “praktyki” z “teorią” w sposób jakiś, mający choć znamiona konieczności, skłonić mnie powinno do przyjęcia realizmu naukowego, czy co to za ciekawą odmianę scjentyzmu przyjąłeś. W dodatku dodajesz do tego jakieś niejasne twierdzenia z psychologii.
mdh
Bo gdybyś go znał, to wiedziałbyś, że ani na rodzaje naturalne, ani na konserwatyzm w nim się Quine nie powołuje.
jaś skoczowski :
Jasiu, w filozofii nie chodzi tylko o to co kto uważa, a jak to argumentuje. A podpieraj się tym Kwejnem ile chcesz. Możesz się jeszcze podeprzeć piętnastoma innymi nazwiskami, a i tak będziesz gadał bzdury. To nie teologia dogmatyczna. A Ty zastanów się nad tym
„Skoro krytyka jest jednolita (jak utrzymujesz), to dlaczego Quine wyróżnia te dwa typy analityczności, skoro mógłby załatwić je za jednym zamachem (wg. jasiozofii)? To w końcu jest jakąś różnica pomiędzy tymi dwoma typami czy nie?”
Stąd: http://blogdebart.hell.pl/2010/03/07/warzywko-w-lydzi/comment-page-11/#comment-77238
Odwołałeś się do „Dwóch dogmatów” Potem do późniejszego Kwejna. Ja na to:
http://blogdebart.hell.pl/2010/03/07/warzywko-w-lydzi/comment-page-11/#comment-77205
„Oj, Jasiu, Jasiu… Tak się znasz, że nawet nie zauważyłeś tego, że jak przebiega krytyka pojęcia analityczności. Potem jak Ci to wytknąłem, ani słowa się nie zająkniesz, że no sorry pomyliłem się albo argumentacja mi się rozjechała (a drogie dziecko sprawdź krytykę Quine’a najpierw, ale nie, nie musisz. Przeczytałeś jeden tekst i się znasz). Ba, brniesz dalej. Streszczasz, na dodatek źle, ale OK. Machnę na to ręką.”
Więc to źle, że chciałem Cie delikatnie naprowadzić pytaniami, oszczędzając krytyki na właściwy trop. Wolisz żebym Cie flekował. OK. Bredzisz, i tylko Ci się wydaje, że znasz Kwajna. Zresztą jak nawet nie potrafisz zrekonstruować jego argumentacji w jednym całkiem prostym tekście to może filozofowanie Cie przerasta.
Ależ już przedstawiłem całkiem znaczna ilość argumentów i może moją winą jest to, że niewiele zrozumiałeś.
mdh :
Nie podpierałem się Quine’em. Wskazałem go jako przykład. Ty wyraziłeś wątpliwość, czy go rozumiem i czy streszczam go dobrze. Nie podając argumentacji, poza stwierdzeniem, że przecież Quine odróżnia prawa logiki od zdań analitycznych – ależ owszem, tak, wyróżnia. W taki sposób, że w żaden sposób nie przeszkadza to wepchnąć holizm semantyczny jego do logiki, czyli też – przeformułowywać logikę pod wpływem doświadczenia. Przez co prawa logiki zyskują (w “Dwóch dogmatach”) status jeśi nie taki sam, to bardzo podobny do praw fizyki. Dlaczego? Quine tego nie pisze. W artykule. O którym była mowa. Na co Ty stwierdzasz, że tak to Go nie wolno interpretować, bo cośtacośtam z jego epistemologią. To ja Ci piszę, że jedynym odstępstwem od takiej interpretacji tekstu Quine’a (nie samego Quine’a), jakie sam wskazał, jest postulat konserwatyzmu – czyli nie należy zmieniać rdzenia naszych teorii, skoro banglają . Co akurat całkowicie gładko zgadza się z globalnym sceptycyzmem jasia. I z tym, że to, że coś “działa” nie jest jeszcze znakiem, że odzwiecrciedla. Nie tylko Rzeczywistość, czy przedmiot badany, ale cokolwiek.
Czyli z punktu widzenia naukowca jest mało istotne, czy to w co wierzy czy nie, ale co uprawia, odzwierciedla cokolwiek. Oczywiście, może mu to poprawiać humor.
A z punktu filozofa nie. I to jest różnica między filozofią, a nauką i to jest powód dla którego ja na przykład jestem bardzo nieprzekonany co do tego, że filozofia może zrobić coś pożytecznego dla naukowców.
mdh :
Płacz dalej, miaucz kotku. Twierdzisz że jasiu cośtam, problem w tym, że na podparcie tego masz albo nic (tudzież powtórzenia tego, co już napisałeś), albo “sugestie”.
mdh :
W takim razie co poradzę na to, że najzwyczajniej nie potrafisz przedstawić swoich powalających dyskusję argumentów. I to nie jest mój problem.
jaś skoczowski :
Kłamiesz i uprawiasz teologię dogmatyczną zamiast filozofii.
„http://en.wikipedia.org/wiki/Willard_Van_Orman_Quine#Rejection_of_the_analytic-synthetic_distinction . Nie, żeby mnie przekonało, po prostu wiem, że można wiedzieć, że robili to już inni i że mieli zajebisty beret. Co jednak powinieneś wiedzieć.
Nie rozróżniam w mojej “pracy filozoficznej” (zawsze gdy chcę nazwać to, czym ja się zajmuję, słyszę w głowie to, co można przestawić za pomocą fapfapfapfap…) sądy syntetycznych i analitycznych. Bo na razie nie znalazłem niczego ładniejszego od pomysłu Kwajna na obalenie tego.”
http://blogdebart.hell.pl/2010/03/07/warzywko-w-lydzi/comment-page-11/#comment-77031
Nie podając argumentacji, bo są to rzeczy, kurwa, elementarne. No chyba, że jest się gimbusem z fiksacją na punkcie filozofii, bo filozofowie „mondre ksionżki piszom” i dlatego je przekartkowałeś.
W artykule, o którym była mowa, Quine wyróżnia dwa typy zdań, w taki sposób, że Putnam (w „Two Dogmas’ Revisited”, a za nim zastępy innych ) wprost pisze, o niezależności pierwszych czterech ustępów artykułu od pozostałych dwóch. Oczywiście Jaś jest tak „mondry”, że wie lepiej. Jasne.
[1] Możliwość przeformułowania logiki wynika właśnie z tego cośtamcośtam epistemologii. Ja stwierdziłem, że jego epistemologia ukręca łby sceptyczm różowym słonikom. Więc też fail Jasiu. Poza tym Quine akurat podaje przykład w jakich warunkach logika powinna być zrewidowana (bardzo konkretny). Problem jednak w tych okolicznościach, których sam nie rozumiesz, a ja nie zamierzam Ci tłumaczyć. Choćby dlatego, że przebicie się przez historię logik nieklasycznych zajęło mi ładnych parę lat.
[2]Kłamiesz. Rdzeń teorii to już holistycznopodobne rozwinięcie Lakatosa w filozofii nauki.
[3]No ale jak to działa to nie „działa” tak sobie tylko w pewnych określonych warunkach. Filozof który mówi „fuks” budzi tylko śmiech politowania.
Ależ to całkowicie inny problem (a na początku było o realizmie więc może się tego tzrymaj), bo mieszasz tu co najmniej trzy albo i cztery filozoficzne dyscypliny. Moje stanowisko jest takie, że jeśli zawiesiłeś się na akademickim kursie filozofii i nadal fapi Cię „problem indukcji” w swoje pierwotnej formie to Ty nie tylko naukowcom nie jesteś w stanie nic powiedzieć, filozofom też.
Jasiu, to jest Twój problem, bo idziesz we współczesną filozofię a masz o niej liche pojęcie. Dziś już się nie mówi, że indukcja jest błeee i wewogóle tragedia, Ty jeszcze tym żyjesz. Mam Ci zrobić kompletny wykład? hehe. W antykwariatach można kupić jeszcze „Przewodnik po teorii poznania” Adama Mortona. Możesz kupić, wypożyczyć, nieważne. Po prostu, DKN, przeczytaj. Poflejmujemy jak się updatujesz.
mdh :
Ależ proszę, rób to ze sobą sam. Nieprzyludziach. Proszę.
mdh
Aha, czyli rozmawialiśmy o mojej znajomości “Dwóch dogmatów” odwołując się do Putnama. Okej. No tak, owszem, Putnama nie znam (oraz tak, nie twierdziłem, że znam). Napisałem, że nie znalazłem. Ty nawet się o nim nie zająknąłeś. To znaczy dyskutowałeś ze mną po to, żebym ewentualnie na końcu przyznał się, że czegoś nie czytałem?
mdh :
Co dalej uważam za brednie i to potężną.
mdh :
Od Ciebie co jest napisane w “Dwóch dogmatach”? Zdecydowanie.
mdh :
Chyba. Twoja. Stara: “Nie, żeby mnie przekonało, po prostu wiem, że można wiedzieć, że robili to już inni i że mieli zajebisty beret. Co jednak powinieneś wiedzieć.”
Nowiecustalmy: przyczepiłeś się do czego? Do mojej znajomości tekstu, czy do jego niesłusznej interpretacji? Nigdy nie spotkałem się z inną interpretacją, poza wzmianką o pomyśle Putnama na odczytanie Quine’a. Nigdy do końca nie uważałem, że jest ważna, a przewinąłem się przez kilka osób, które mogło mi na zwrócić uwagę. Po czym spotkałem na internetsach dupka, który zamiast powiedzieć, tak dosyć normalnie, czego nie czytałem jego zdaniem, zaczął się bawić w “ja mam racje. ja”. Po tym, jak sam przyznałem, że mogę być niedoczytany. I on, hehehe, uważam, że uprawiam teologię dogmatyczną, bo?
mdh :
Co nieco osłabia tezę, że ja czegoś nie rozumiem – bo przecież nie uwierzę Ci na zasadzie mdh spoken (na co chyba jednak liczysz. Tak kind a like cały czas). Znaczy ja na pewno nie rozumiem, dlaczego miałbym brać do uwagę zdanie faceta, który regularnie na prośbę o wyjaśnienie czegoś robi pfffffffff i jest anonimowym łosiem.
mdh :
Nie, nie są, Ty natomiast chorujesz na mdhmanię.
mdh :
Nie sądzę, bo rozmowa z Tobą jest stratą czasu. Lubię rozmawiać z ludźmi, którzy potrafią wskazać mi swój błąd, zamiast krzyczeć, że jego metaforyczne prącie jest większe od mojego (to bardzo ułatwia poprawienie błędu). Jakieś kilka miesięcy temu zauważyłem już, że posiadasz najprawdopodobniej większą wiedzę ode mnie. Po dobry kilku dniach dyskusji dostałem od Ciebie dwie wskazówki, gdzie mogę się czegoś dowiedzieć. Jesteś żywą definicją buca.
mdh :
Gdybyś czytał coś więcej, niż siebie, wiedziałbyś teraz, że nie piszę, że “indukcja to błeeee”.
@ mdh:
@ jaś skoczowski:
Z każdym tygodniem robicie się bardziej hermetyczno-trismegistyczni.
mdh :
Dobra, miałem oponować, zastanowiłem się, możesz mieć rację, że holizm w wydaniu Quine’a jest swoisty. zobaczę.
mdh :
A może jednak poczytasz Quine’a, zwłaszcza te fragmenty, w których wprost pisze, że badacza przez rewizją twierdzeń będących bliżej centrum jego teorii chroni tylko konserwatyzm właśnie?
mdh :
Filozof, który powołuje się na politowanie, gdy nie ma innych argumentów, budzi moje obrzydzenie.
Gammon
Bosze, co ja zrobię, jak się okaże, że on ma jednak rację :D.
jaś skoczowski :
Nope. To nie jest rozmowa o Putnamie ale o interpretacji Kwejna. Odwołanie do Putnama służy tylko przedstawieniu tego, że to nie jest koślawy pomysł anonimowego łosia z netów. To nie moja wina, że nie czytasz. Jak już się na kogoś powołujesz, tutaj Kłajna to chociaż przeczytaj coś więcej niż tylko notatki z wykładów.
Inaczej, żeby wprowadzić różowe słoniki jak bardzo musisz zmodyfikować swoją sieć przekonań tak, żeby jednocześnie nie puścić się empirycznej poręczy?
Sprawdźmy.
(1) Jaś mówi: jednolita krytyka zdań analitycznych. Fail – Quine sam wyróżnia dwa typy. Proszę:
Statements which are analytic by general philosophical acclaim are not, indeed, far to seek. They fall into two classes.
(2) Jaś mówi: Przez co prawa logiki zyskują (w “Dwóch dogmatach”) status jeśi nie taki sam, to bardzo podobny do praw fizyki. Dlaczego? Quine tego nie pisze. W artykule. O którym była mowa.
Fail. Ależ oczywiście, że pisze na dodatek wiąże to ze swoją epistemologią. No naprawdę Jasiu.
The totality of our so-called knowledge or beliefs, from the most casual matters of geography and history to the profoundest laws of atomic physics or even of pure mathematics and logic, is a man-made fabric which impinges on experience only along the edges. Or, to change the figure, total science is like a field of force whose boundary conditions are experience. A conflict with experience at the periphery occasions readjustments in the interior of the field. Truth values have to be redistributed over some of our statements.
(…)no statement is immune to revision. Revision even of the logical law of the excluded middle has been proposed as a means of simplifying quantum mechanics
I tak można długo. Nadal jestes pewny, że znasz ten tekst?
Niedoczytany, dobre słowo na określenie ignorancji. W przypadku interpretacji można się spierać. Ty jednak nawet nie potrafisz zrekonstruować stanowiska Quine’a w tym tekście. Dla Ciebie wszystko to „holizm semantyczny” i już. Gdyby tak było napisałby. „Uwaga wszystko to holizm semantyczny” kropka. Niestety dla Ciebie napisał aż cały artykuł w którym wyróżnił, aż sześć części. Nadto jego krytyka opiera się na jakiejś koncepcji i jakiś argumentach. Jeśli dla Ciebie to wszystko to „holizm semantyczny” to jest dogmatyka. Tyś w ogóle uczestniczył w jakiś konwersatoriach? Analizowaliście jakiś tekst filozoficzny wewogóle?
Ja liczę, że wreszcie ruszysz dupsko i odwołasz się do źródeł i wkleisz coś co obnaży moją ignorancję. Tak jak ja to zrobiłem powyżej dzięki wujkowi guglowi. http://www.ditext.com/quine/quine.html
Ty oczywiście wolisz płakać, że anonimowy łoś. Łoś może anonimowy źródła nie.
Bo po to się jeździ na konferencje i czyta odpowiednie periodyki, żeby były. W innym przypadku dostaniesz solidnego kopa w dupsko jeśli tylko wychylisz nosek poza cieplarniane warunki wydziału.
Przyznaj tak szczerze, nie miałeś jeszcze żadnego recenzowanego artykułu, ani jeszcze nie skopali Cię, na żadnej nawet malutkiej lokalnej konferencyjce. Zatem wszystko jeszcze przed Tobą.
Poza tym ja jako były uczeń jednego z bardziej wyrazistych (ekhm) polskich filozofów (przyznam, że akurat zawsze ceniłem jego elegancki styl dekapitacji interlokutorów, niestety sam nie jestem równie utalentowany w tym względzie) z założenia muszę więc trzymać bucowaty fason. Hehe.
Ty zaś nie zacząłeś grzecznie i z czasem robiłeś się coraz mniej uprzejmy. Więc nie rób teraz takiej zdziwionej miny, że biją.
A oczywiście jasiozofia to się wcale do niego nie odwołuje.
jaś skoczowski :
Nie zrozumiałeś tego. Quine twierdzi, że żadnego zdanie nic nie chroni, ale jako że nasze całość naszych przekonań staje przed trybunałem doświadczenia, te przekonania będące w centrum sieci są trudne do ruszenia.
Na smaczek:
Woleński J., Epistemologia poznanie prawda wiedza realizm, PWN 2005
Quine (…) nigdy nie kwestionował analityczności praw logiki. drugi akapit na stronie 436
Edit:
Zrobiłbym wklejkę wcześniej ale zapomniałem, gdzie posiałem nowego Woleńskiego i dopiero teraz mi się przypomniało. Ze starej Epistemologii pod ręką miałem tylko pierwszy tom reszta zaginęła gdzieś pomiędzy znajomymi.
mdh :
Ja zacząłem, rajt, ja zacząłem twierdzić, że muszę w coś wierzyć, żeby coś robić. Yhem. Oraz: nie chodziło mi o to, że byłeś niegrzeczny, tylko, że zamiast wskazać właściwy tekst (Putnama, nie Quine’a), twierdziłeś, że nie znam tekstu. Znam. Tylko Ty pisałeś o innym.
mdh :
Nie, Quine tego nie twierdzi, we fragmencie który zacytowałeś używa metafory pola, w innych tekstach powołuje się na konserwatyzm, by wyjaśnić fakt, że nie rusza się twierdzeń bliżej centrum.
I wydaje mi się, że nie podaje kryterium wyznaczania centrum, ale ani jestem pewien, ani nie jestem pewien, czy dobrze rozumiem.
EDITH: W zasadzie kuknąłem i chyba wiem, na jakiej – bo “These statements are felt, therefore, to have a sharper empirical reference than highly theoretical statements of physics or logic or ontology.”
mdh :
Bo jest jednolita. I dotyczy tylko drugiej grupy, co nie przeszkadzało Quine’owi rozciągnąć jej wnioski na obydwie grupy.
mdh :
Tak, w dodatku ja widzę, że on absolutnie nie pisze tam o tym, że zdań z centrum nie wolno ruszać, bo są w centrum. Nie pisze tez o trudności w ruszaniu. Tak, więc tam jest jakiś fragment epistemologii Quine’a. Brakuje Ci jednak drugiego pucla w układance.
mdh :
Bez określenia, czym jest ten empiryczna poręcz? Dowolnie. Bo oczywiście w dwóch dogmatach, tak się składa, brak wiedzy, tka naprawdę, o tym, co Quine rozumiał przez doświadczenie empiryczne. A rozumiał je specyficznie. I wtedy oczywiście nie mam pojęcia.
Tylko, że holizm Quine’na nie jest zależny od jego preferencji dotyczących tego, jak pojmować dane empiryczne.
mdh :
Tobie się seryjnie wydaje, że ja rozmawiam tu i teraz z Tobą tak, jakbym pisał artykuł do recenzji? Ba, nawet jeśli Ty byłbyś recenzentem, bucu, pisałbym inaczej. Wrodzony konformizm.
mdh :
No niestety, nie znam tekstów dowodzących tego, że wiązanie skuteczności z realizmem jest bzdurne. Ale podałem kilka własnych uwag – na które zareagowałeś dławieniem się.
mdh :
Do tego, że jest “bleeeee”? Nie. Odwołuje się do tego, że ma ona specyficzny charakter – z racji na to, że nie daje pewnych wniosków, obraz, który tworzy się na jej podstawie zawsze może być błędny, nawet, jeśli jest użyteczny.
A ble jest to, z czego jasiu nie skorzysta. A jasiu jak najbardziej potrafi wyciągać wnioski, które można nazwać indukcyjnymi i je wyciąga.
mdh :
Jeżeli ktoś naprawdę wierzy w Słoniki – Poruszycieli Świata i Przewodniki w Tymże, to nie musi nic modyfikować w swojej sieci, bo owa sieć składa się tylko z jednego, smętnego węzełka. Podobnie, jak sieć złożona z Woli Pambuczej albo z Najwyższego Abotaka.
jaś skoczowski :
Nadzieja w słonikach, które zbawiają i ocalają.
“Słoniku różowy, stróżu mój, ty zawsze przy mnie stój.”
Przypomniał mi się wiekopomny utwór poety Waldemara Nizioła.
Zabłądziłem w lesie.
Znam las. Ale nie ten.
Gammon No.82 :
Nienawidzę Cię i kocham zarazem. Dobra, okej, zachowałem się ostatecznie i tak bucowato, bo nie znałem się, a się pyszczyłem, a w zasadzie po co. Idę płakać.
jaś skoczowski :
Ale to poeta Waldemar Nizioł jest wszystkiemu winny.
jaś skoczowski :
Nie, nie pisałem. Może na innym przykładzie co byłoby łatwiej.
Ja się posługuję recenzją filmu X i za recenzentem powtarzam, że w danej scenie aktorzy mylą imiona swoich bohaterów. Ty twierdzisz, widziałeś film ale nie możesz powiedzieć czy się pomylili czy nie bo nie znasz recenzji.
Tak zgadza się. Wkleiłem tylko fragmenty, bo analiza całej VI części byłaby ogromnym tl;dr’em.
Nie jest jednolita, bo to są dwie różne sprawy. Jakiś cytat Ci jest potrzebny, żeby udowodnić tą jednolitość krytyki. W tym tekście tego nie ma.
Pisze, na szczęście sam odpowiedziałeś sobie dzięki EDITH.
Jeszcze raz odsyłam do części VI.
Trzymanie sensownych argumentów w zanadrzu zawsze jest dobrym pomysłem.
Ale w przypadku „Two Dogmas of Empiricism” chyba wklejenie fragmentów nie jest zbyt trudne.
Gammon No.82 :
No ale zobacz jak radzą z tym przez wieki religie. Jak trzeba było kombinować, żeby jednocześnie utrzymać religijne wyjaśnienie świata, a jednocześnie nie dać się złapać na czymś sprzecznym z doświadczeniem empiryczny. Czasami mi się wydaje, że teiści to dopiero muszą się nakombinować, żeby im ta cała sieć jakoś choć pozornie banglała i mieć dość chęci na ciągłe jej przebudowywanie. O ile oczywiście nie zrobią jakiegoś denialistycznego myku i nie zapiszą się do Towarzystwa Płaskiej Ziemi.
mdh :
E tam, wystarczało zastosować “argument mocny, choć innopłaszczyznowy, bo pozalogiczny”.
jaś skoczowski :
A wiesz, że bez realizmu Thomson (DżejDżej) nie odkryłby elektronu? Steven Weinberg to bardzo ładnie opisał.
Gammon No.82 :
Nie wiedziałem, ale generalnie tezę znam – była zresztą promowana przez Feyereabenda :D
mdh :
Nenene, misiu, nie zrozumiałeś – to, że to, że jakieś stwierdzenia są “felt” to nie jest kryterium.
mdh :
Nie, nie jest mi potrzebny, wystarczy zauważyć, że cała krytyka dotyczy tylko zdań analitycznych drugiego typu. A wnioski dotyczą obu. Zawsze tłumaczyłem sobie to tak, że jeśli chodzi o prawa logiki, wczesnemu Quine’owi w ogóle nie sprawiało problemu pomyślenia, że można je rewidować.
mdh :
Ale w przypadku “Dwóch dogmatów” takich nie ma. Nie bredź.
mdh :
Tak, ale muszę zadać jedno pytanie – widzisz gdzieś podział na prawdy aprioryczne i analityczne w dwóch dogmatach? Ewentualnie – zaprzeczyłem podziałowi zdań analitycznych? Oraz: mają one jakikolwiek inny status, jeśli chodzi o rewizje? Nie, bo o tym, czy mogę być zrewidowane decyduje, czy ktoś ma wrażenie, że są bardziej, lub mnie teoretyczne. W “Filozofii logiki” natomiast wprost pisze, że po postu wskazany jest konserwatyzm.
Aha, nie byłem pewny, czy porównuje Quine prawa fizyki do praw logiki (że uważał fizykę za matematykę stosowaną, to wiem): “Revision even of the logical law of the excluded middle has been proposed as a means of simplifying quantum mechanics; and what difference is there in principle between such a shift and the shift whereby Kepler superseded Ptolemy, or Einstein Newton, or Darwin Aristotle? “
mdh :
Nie, nie wkleiłeś “tylko fragmentów” tylko wkleiłeś fragment, który nijak się ma do tego, co sam twierdziłeś.
A poza tym chciałem napisać, że fakt, to o najmniej kiepskie, jeśli nie skandaliczne, że nie znam Putnama.
jaś skoczowski :
I generalnie w dyskusji wybiegłem o jakieś pierdylion kroków za daleko poza moją skromną wiedzę, wycofuję się. Nawet jeśli zdaje mi się, że mam racje, to i tak zdaje mi się, że to moje racji manie jest jakieś głupie, więc pewnie jej nie mam.
@ jaś skoczowski:
Zanczy wycofuję się, że oczekuje na odpowiedź i zamilknę.
Gammon No.82 :
A to akurat zależy. Niektóre systemy mogą sobie pozwolić na powtarzanie „samsara, samsara”. Tyle, że implikuje to prywatność doświadczenia religijnego. (Nie jest to najszczęśliwsze określenie, ale niech będzie.) Systemy religijne bazujące na jakimś zorganizowaniu wyznawców nie mogą sobie na to pozwolić, bo nie
jaś skoczowski :
Jakie kryterium, co Ty za głupoty wymyślasz? Gdyby się tak wewogóle nie dało nic stwierdzić to byś nie mógł w ogóle mówić o zależnościach pomiędzy Twoimi przekonaniami i wtedy nie można mówić o żadnej ich sieci. Więc nie wymyślaj. Z Tobą problem jest taki, że wyrwiesz sobie coś z kontekstu i wymyślasz jakieś zawiłe historyjki. Nos w tekst i czytaj.
(a właśnie jak tłumaczysz to „felt”?)
Ty sobie nie tłumacz, Ty innym wytłumacz.
Wniosek z krytyki zdań analitycznych drugiego typu brzmi: nie ma synonimów. Teraz wymyśl jak ten wniosek rozciąga się na tautologię. Oświeć mnie.
(Ale wiesz, że jak to wymyślisz to dokonasz prawdziwego przełomu i zapewne Harvard będzie się bił z Oxford, aby taki geniusz mógł u nich wykładać.)
Czyli przeczytałeś i odwołujesz się tylko do Twojego mistycznego doświadczenia wynikającego z tej lektury.
Po pierwsze misiu to nie mieszaj podziału aprioryczne/aposterioryczne i analityczne/syntetyczne. Po drugie, Ty źle rozumiesz „rewizje”. Z kilku względów. Po pierwsze dlatego, że powinieneś znać z epistemologii/filozofii nauki kwestie związane z konwencjonalizmem Poincarégo w zakresie geometrii żeby wiedzieć, na jakiej zasadzie może taka rewizja się pojawić i dlaczego Quine pisze właśnie o holizmie. Po drugie to czy mają być zrewidowane wynika nie z czyjegoś „wrażenia” tylko z konkretnej potrzeby (w przypadku analizowanym w „Dwóch dogmatach” źródłem problemu jest mechanika kwantowa – „trybunał doświadczenia się kłania”). Po trzecie było/jest sporo zawirowań, ale to inny problem i do „Filozofii logiki” żeśmy się nie odnosili (a ja nie bardzo mam ochotę referować tego co tam się działo przez ostatnie siedemdziesiąt lat z logika kwantową i jak w tym kontekście odczytywać Kwajna, bo buc za mnie.)
Btw można to zwać konserwatyzmem, ale dlaczego jedne przekonania w sieci są bardziej a drugie mniej to chyba jest jasne.
jaś skoczowski :
Ależ tu nie ma skromna czy nieskromna. Trzeba mieć zawsze jakieś argumenty w rękawie jak się siada do stolika. Zaś te bardzo łatwo zdobyć. Masz do dyspozycji google, masz ogromna ilość tekstów filozoficznych w sieci w google books. Uczelnia pewnie oferuje też dostęp do baz danych tekstów filozoficznych. Co to za problem skompletować sobie listę najważniejszych tekstów z zakresu epistemologii/filozofii nauki i ich krytyki. Przecież to można przeczytać w kilka/kilkanaście miesięcy poświęcając tak ze 2h dziennie i jeszcze sobie notatki z ich lektury zrobić.
Idąc na przystanek autobusowy pojąłem nagle, że przecież on wewtym fragmencie, gdzie wskazuje zakres, do jakiego zmiana może następować ze względu na to, że pojedyncze zdanie nie jest, w izolacji, jakby nośnikiem empirycznego znaczenia (a to tam pisze o zmianie praw logicznych pod wpływem eksperymentu). No więc owszem, on w ogóle nie musi krytyki analityczności rozciągać na nic, pomyliłem się, pomyliłem. Całkowicie.
Co do sceptycyzmu oczywiście dalej bredzisz.
@ jaś skoczowski:
A widzisz, jednak rozmowy ze mną Ci się przydały. Szkoda, że to tak długo trwało.
@sceptycyzm
A teraz skoro już Cię tak olśniło to podaj mi jeszcze przykład nieempirycznej nauki empirycznej skoro rzekomo bredzę. W przerwie możesz mi też wyjaśnić dlaczego z realizmem maja problem fizycy teoretyczni, a doświadczalni już nie tak bardzo.
mdh :
Nie da się zaprzeczyć. W dodatku oblewanie się inwektywami mnie bawi, mam chyba skatologiczne skrzywienie.
mdh :
Nie, chyba, że boli Cię obtarty pępuszek. Gdybym się nie spierał, to w ogóle bym nie zrozumiał.
mdh :
Najpierw mi powiedz czemu miałbym, bo jeśli chodzi o to
to proste – bo do empiryzmu w ogóle nie potrzebujesz rozstrzygnięcia, czy byty obserwowane są realne, czy nie. I w dodatku – możesz sobie z ogromną dowolnością dobrać te byty.
Co najwyżej wszyscy Cię zleją. I to jest bardzo ważne, czy Cię zleją, czy nie. Oraz – twoje pomysłu mogą nijak przekładać się na technikę, to tez ważne. I oczywiście – nie jest tak, że jest jedno kryterium poprawności twoich założeń ontologicznych, czy, że jest ich skończona ilość.
A generalnie – nie lubię już Quine’a. Tak po całości, bo nagle zrozumiałem, że on to wszystko po to, by odeprzeć to, co Piekne, Dobre i jak Piękne i Dobre, to przecież ma cycki. I cipkę.
jaś skoczowski :
Inwektywy w kropelkach, czy w sprayu?
Poniekąd tak, tylko (1) na chuj je wtedy obserwować?; (2) czy zdarzył się w dziejach jakiś użyteczny program badania zależności między obserwowanymi halucynacjami?
Quine ma?
jaś skoczowski :
Ależ misiu przecież Ty sam zacząłeś. Dobrze wiesz, że ja jestem wyjątkowo uprzejmy i flekuje tylko gdy ktoś bardzo o to prosi. Hehe.
Oj tam, ja tylko znajduje zabawnym elementarną nieznajomość podręczników. Kiedyś jeden z filozofów których cenisz powiedział, że lubi tylko egzaminy pisemne, bo wtedy nie trzeba przez kilkanaście minut uświadamiać delikwentowi, że się myli. ;)
Niby takie proste, ale czy na pewno? Zacznijmy od tego, że choć rozstrzygnięcia niby nie potrzebujesz, to jednak ono samo w końcu do Ciebie przychodzi. Z ogromną dowolnością to możesz sobie dobierać byty jak leżysz cyckami do góry po obiedzie i zebrało Ci się na filozofowanie. Jeśli już przychodzi Ci sięgnąć po coś treściwszego to już tak łatwo nie ma. Już kilka razy wspominałem, że współczesna nauka to wzajemnie powiązane teorie i pewne elementy praktyki. O ile z odizolowanymi teoriami można sobie potańczyć to struktura obejmująca całość już pohulać Ci nie pozwoli. Tak dowolnie to tych bytów to sobie dobierać nie możesz licząc, że różowy słonik to będzie piękny.
Mówisz, że moje pomysły nijak nie przekładają się na technikę. Cóż, ale Ty chyba nadal nie zauważyłeś , że technika nie jest samodzielna.
Ciekawostka — skoro twierdzisz, że moje pomysły nie przekładają się na technikę, poczytaj sobie co Sady napisał o odkryciu promieni X. Dlaczego było naukowe pomimo tego, że Roentgen nie dysponował żadną teorią tego promieniowania.
Całki są Piękne i Dobre. I nie mają cycków. I cipek. W każdym razie nic mi o tym nie wiadomo.
mdh :
Masz zjebany detektor ironii. Zwłaszcza autoironii. Albo przetrzyj monitorek.
mdh :
Bo? Znaczy, postaram się pisać nie jak ja i zapytam kulturalnie: niby dlaczego coś mi nie pozwoli? Oczywiście, że mi “struktura pozwoli”. A potem ktoś będzie miał dużo śmiechu. Bo Nie chodzi o to, że nauka ma strukturę, czy o to, czy jest realistyczna (nie wiem, czy ujmowałem to modalnie, to ujmę: od tej chwili twierdze, że nauka nie musi być, a nie, że z pewnością nie jest realistyczna. Po prostu wiedza jako taka nie musi być realistyczna, by być przydatna). Chodzi o to, że jest uprawiania w grupie, musi być intersubiektywna, na intersubiektywność składa się coś więcej, niż zrozumiałość – muszą być moje wnioski nie tylko zrozumiałe, ale w ogóle mieścić się w jakiejś zbiorowej przyzwoitości. I oczywiście ta przyzwoitość nie musi opierać się o poznanie obiektywnych przedmiotów. Ba, byłoby to dość problematyczne, do poznania tych przedmiotów, które by uwzględniły to, że są przedmiotami, potrzeba by było silnego uzasadnienia. Ja np. wymagałby, by poznanie ich zachodziło w warunkach wykluczających np. praktyczne ujmowanie przedmiotu. Z tego prostego powodu, że tylko bez elementu praktycznego można np. wnioskować, że wnioski indukcyjne nie są podyktowane pragmatyzmem i utylitaryzmem, mocno osadzonym w guście badacza.
Oczywiście, spytałbym też, po co to komuś, kto chce uprawiać naukę. Natomiast osobie, która znowuż twierdziłaby, że moje kryteria są jakieś dziwne zadałbym pytanie, jak on sobie wyobraża ludzką praktykę, w której takiego silnego, subiektywnego komponentutatata nie ma. Kto niby miałby działać i na jakiej zasadzie miałby motywacje? A jeśli nie o to chodzi, to spytałbym się, jaką wartość, autoteliczną, musi mieć wiedza o przedmiotach (zwłaszcza wiedza, że w ogóle są i jak są), jeśli ten ktoś akurat się nad samą tą wiedzą nie zastanawia? Albo – dlaczego człowiek, do działania, potrzebowałby zapewnienia, że przedmioty, do których odnosi się praktycznie, są niezależne od jego świadomości? Co za różnica, czy śnie, czy obudziłem się, dopóki sen jest spójny, subiektywnie, spójny?
mdh :
Ależ zauważyłem, Ty po prostu wyciągasz tej zależności zbyt daleko idące wnioski. Np. że to co technicznie akceptowalne objawia nam jakąś rzeczywistość. Kiedy to jest bardzo niekoniecznu.
mdh :
Troll harder.
mdh :
Twoja wypowiedź wskazuje, że na całkach znasz się dużo lepiej, niż na cipkach i cyckach, i obawiam się, że w sprawach logicznych (logika jako nauka o prawdzie jako takiej) jesteś z tego względu dyletantem.
Gammon No.82 :
(1) Na chuj w ogóle badać cokolwiek. Ten sam.
(2) Nie, ale nie ze względu na to, że to halucynacje, tylko, że są kłopotem dla ludzi nie wiele znaczących.
Jesteście gorsi niż stomun.
jaś skoczowski :
No niezupełnie. Mnie się zdawało, że się bada, uznając że świat jest wart poznawania albo ze względów praktycznych.
Moje umyślątko nie nadanża.
bart :
Ale jeszcze nie czyste zuo?
Gammon No.82 :
A to się oczywiście wyklucza, jeśli nauka nie jest realistyczna. Bo przecież doskonale rozumiemy jakieś tam nasze myśli o czymś albo obiektywne idee pozwalające nam żyć w świecie przedmiotów, albo co tam.
Gammon No.82 :
Halucynacja to jest to doświadczenie, na które nia Ty, ani ja nie damy faka. A nie – nie damy faka, bo coś jest halucynacją.
jaś skoczowski :
Misiu, gdzie Ty miałeś tą filozofię? Na Game Boyu?
a) logika nie jest nauką o prawdzie jako takiej drogi misiu, bo nie ma „logiki jako takiej” jest choćby logika formalna. Zaś logika formalna jest misiu-pysiu jest o formie, wiesz te p i q. O prawdzie jako takiej to jest epistemologia. Więc jeśli już tak to ujmujesz w kwestiach logiki misio-pysiowej jestem dyletantem, ale to dlatego, że takie pomrukiwania pluszowego miśka są tylko pomrukiwaniami miśka.
b) podręczników nie znasz, bo stanowisko Quine’a masz bardzo przystępnie przedstawione w:
– Morton A., Przewodnik po teorii poznania, Warszawa 2002
– Woleński J., Epistemologia. Poznanie, prawda, wiedza i realizm, Warszawa, 2006
(są to bardzo popularne podręczniki praktycznie obowiązkowe w przypadku kursów epistemologii. Sam Morton jest tak popularny, że bez trudu znajdziesz dziesiątki jego skanów w sieci wraz z notatkami.)
Twoje przystankowe olśnienie było z gatunku „szedłem ulicą i odkryłem samodzielnie Jasiowe Twierdzenie o Dwumianie – fap, fap, ależ ja jestem mądry” ;)
Mój detektor nie obejmuje swoim działaniem dla których Kapitan O’Czywista niesie w kaburze zaskakujące odkrycia w działce którą niby się zajmują.
Misiu, ależ co miś opowiada. Miś nie może sobie twierdzić wszystkiego, co mu się podoba, bo takie misie zazwyczaj kończą w zakładach zamkniętych. Kiedyś przy jakiejś okazji sprzeczaliśmy się z kolegą o kwestie związane z językiem jakim posługują się schizofrenicy (chodziło o pewne zaburzenia, które są związane z językiem i takim pewnym odspojeniem terminów od rzeczywistości), a językiem filozofów (wtedy chodziło o idealizm niemiecki). Konkluzja była taka, że filozof może sobie wstać od biurka i zrobić herbatę, a schizofrenik nie. Clou programu zaś jest tu to robienie herbaty, bo nauka nie tylko mówi Ci jak zrobić herbatę, ale pozwala Ci też tą herbatę wypić. Teraz poproszę Cię o przedstawienie jakiegoś rodzaju wiedzy, która (a) jest nauką, (b) z pewnością nie jest realistyczna, (c) jest przydatna – znaczy coś przewiduje. (To akurat jest ważne, bo obecnie stoisz tam gdzie stało
ZOMOfeministki ze standpoint theory, że niby gdyby kobiety z Burundi wymyślały równania pola elektromagnetycznego to byłby to całkowicie inne równania z całkowicie inna matematyką. No i musisz też wymyślić dlaczego nie udało się zbudować „Aryjskiej Fizyki”, ani odrzucić „Burżuazyjnej Pesudonauki” i zbudować niepokalanej „Nauki Klasy Robotniczej”)Zresztą tego już Ty sam doszedłeś, ale niestety nie zaświeciło Ci to wystarczająco jasno w głowie, aby doszło do oświecenia.
Dlatego poprowadzę to dalej trzymając Cie za rączkę, abyś w pokrzywy nie pobiegł.
Jakiej znowu przyzwoitości? Nie biegaj w pokrzywy. Dobrze kombinujesz z tą intersubiektywnością. Tylko, że ten temat trzeba trochę podążyć. Zwłaszcza, że to akurat całkiem ciekawe zagadnienie. Otóż dlaczego ta intersubiektywność jest taka ważna dla nauki.
No właśnie ta intersubiektywność raczej musi się opierać o poznanie intersubiektywnie poznawalnych przedmiotów. Teraz błyśnij intelektem i wytłumacz mi dlaczego intersubiektywnie poznawane przedmioty nie są przedmiotami obiektywnymi.
Znowu mieszasz, udowadniając na swoim przykładzie, że filozofia podana nieprzygotowanym szkodzi.
(a) źle pojmujesz działalność praktyczną w niej nie chodzi o to kto czego jak bardzo chce, a co należy zrobić i jak, żeby coś wykonać. Gdyby praktyka była naznaczona tym silnym subiektywnym komponentem nie można by mówić o fizyce doświadczalnej, o inżynierii, czy wreszcie o terminowaniu u jakiegokolwiek mistrza. Można to ciągnąć nawet dalej nie można by mówić o konstrukcji systemów automatycznych odkryć naukowych, komputerowych systemów sterujących choćby produkcją w fabrykach i takich tam.
(b)Pytanie o wartość wiedzy jest źle sformułowane, bo nie wiem o co Ci chodzi. To równie dobrze można zapytać jaką wartość ma fizyka dla kogoś kto się nad nią nie zastanawia. Tylko o soo choodzi.
(c) Człowiek nie tyle potrzebuje, co sam się przekonuje w praktyce czy coś istnieje czy nie. Tu znowu mieszasz, bo wspominasz o świadomości i niezależności od niej – to zaś tereny filozofii umysłu. Jesteś pewny, że wiesz w co się pakujesz? Jeśli chcesz, żebym Ci w ogóle o filozofii poopowiadał to może przy jakimś mocniejszym napitku, a nie tak weflejmowo.
(d) Argument snu jest nieteges, bo pytasz innymi słowy co z solipsyzmem i jest on a fuuj.
Och, a przedstaw mi jakieś perpetuum mobile, albo jakiś inny czar techniki który nie byłby zgodny ze stanowiskiem nauki zamiast się puszyć. Może to być grzałka prof. Pająka na „wolna energię”, tylko niech mi wodę na herbatę zagotuje.
bart :
Wiem i bardzo nad tym ubolewam. Też chciałbym umieć pisać tak żeby ktoś czytał więcej niż dwa akapity. Niestety umiem tylko przynudzać. ;(
jaś skoczowski :
Iiiitam. Żeby mówić o halucynacji to najpierw trzeba mieć do dyspozycji niehalucynację.
mdh :
No i napisałem, co to jest niehalucynacja – to jest halucynacja trwająca
mdh :
Tak, ja wiem, ale nazwanie nauki o prawdzie takiej prawdologia brzmi gorzej.
mdh :
Formą. Czyli. Czym?
I jak o formie, to na pewno nie o p i q. Logika o p i q potrafi powiedzieć: p i q. I w wersji klasycznej: że są prawdziwe lub fałszywe.
mdh :
Nie są. W sensie, że popularne. Popularne są materiały źródłowe. Ten czytałem pierdylion lat temu, przed pierwszym ziołem.
mdh :
Nie, raczje zabolało, bo musiałem przyznać rację. Tobie. Brr.
mdh :
I to oczywiście wyznacza przynajmniej jakąś normę as norma, a nie fakt, że ktoś może mnie za to skrzywdzić? Wiesz oczywiście, co to jest norma, co zasada, a co jeszcze innego, czy musiałbym poszukać Ci nazw, które skojarzysz? Istnieje zasada, zgodnie z którą w pewnych miejscach pozbawia się wolność i obecnie aktualnie – nie za samo głupie gadanie. Za pewne też nie wiesz, dlaczego. Ale podpowiem Ci: bo oznaczenie kogoś jako chorego psychicznie nie oznacza, że on nie ma rozeznania. Od wielu, wielu lat.
mdh :
No bo przecież u mistrza uczysz się działać, a nie jak działać. Bo przecież do działania wystarczy Ci wiedza specjalistyczna. Bo przecież nie ma moralnych dylematów, czy niespecyficznych dylematów praktycznych.
mdh :
O znowu opowiadasz.
mdh :
O to, że nawet dla niezainteresowanego fizyka ma wartość zapośredniczoną. Niezależną od tego, czy jest realistyczna. Zwłaszcza dla niego nieistotną, zwłaszcza, jeśli nie interesuje się filozofią fizyki.
mdh :
Istnieje, czy istnieje realnie? Bo o istnienieniu człowiek nie musi się nawet przekonywać, ono jest zakładane przez sposób, w jaki o czymś mówi.
mdh :
Nie o jakiejś, tylko niespecyficznej świadomości w kontekście pytania: “Co za różnica, czy śnie, czy obudziłem się, dopóki sen jest spójny, subiektywnie, spójny?”. Nie musisz mi “opowiadać” niczego, odpowiedz na jedno pytanie. Ze związkiem, bo:
mdh :
To na temat nie jest i pytanie nie było z natury: co jeśli coś jest moim tworem, całkowicie. Gdyby sen był tworem zawsze, to nie byłoby problemów z tworzeniem snów. U każdego, a nie tylko nielicznych.
mdh :
O tak, a do gadania nie-próżni doskonała próżnie. Bo przecież liczą się tylko rozróżnienia jakościowe.
jaś skoczowski :
Misiu, ale co Ty chcesz nazywać skoro to już na to epistemologia wołają? Teraz będziesz wymyślał własną terminologię, przemeblowania robił i wymyślisz cała filozofię od nowa. Hehe. Powodzenia.
Ależ co miś opowiada. Formą czyli wzajemnymi zależnościami, struktura w jakiej pozostają . Logika (tutaj KRZ)nigdy nie powie Ci, że p czy q są prawdziwe, bo nie wypowiada się o samych zmiennych zdaniowych, a konstrukcji w jakiej je umieszczasz. ZOMG. Ty w ogóle miałeś coś wspólnego z logiką? ZOMG!!!!111!1
ZOMG, misiu Ty w ogóle odróżniasz materiały źródłowe od opracowań? Morton to opracowanie innych tekstów to raz. Dwa po kiego coś czytać i nic z tego co się czytało nie załapać? Trzy, a rusz dupsko i przeguglaj sobie zestawy lektur do kursów epistemologii.
Znowu biegasz w pokrzywy. Jeśli nie jesteś w stanie zrobić sobie tej anegdotycznej herbaty, w ogóle funkcjonować samodzielnie, to nie ma nic wspólnego z normami, zasadami czy czym tam sobie wymyślisz. Jeśli chory nie doczeka się pomocy po prostu umrze. Tu akurat problem dotyczy poważnych zaburzeń wpływających na percepcję rzeczywistości, nie patentu Jasia na podryw „na sceptyka”.
Tak jest. Weź teraz kajecik, ołówek i pisz.
Tak wewogóle to o co Ci chodzi, pytasz o moralne aspekty gwintowanie rur stalowych, czy spawania łukiem krytym?
Gotów jestem bronić tezy, że dla fizyka-doświadczalnika ma znaczenie.
(a) Co z tym „tworzeniem snów”? Możesz jakoś jaśniej, bo nie wiem o co Ci chodzi. Twierdzisz, że Twoje sny zsyła Ci CIA przez HAARPa?
(b) Zaś co do snu. Problem jest natury solipsystycznej. Po prostu.
Nie pierdziel głupot. Jeśli sen niczym nie różni się od nie-snu to jaka różnica?
jaś skoczowski :
Tak, to się wyklucza.
Znowu nie nadanżam.
Kwestia “czy ja rozumiem moje myśli” ma się chyba nijak do “czy elektron/łyżeczka istnieje”.
Kwestia idej co pozwalają żyć w świecie przedmiotów jest bezprzedmiotowa bez uznania istnienia świata przedmiotów. Chyba.
Halucynacja jest przygodą, która zdarza się tylko umysłom przygotowanym. Mój chyba nie jest. Niemniej pytanie o to, czy był już jakiś produktywny program badania związków między halucynacjami, nie doczekało się odpowiedzi.
No akurat na poziomie halucynacja-niehalucynacja raczej tak.
Jeśli twierdzisz inaczej, pokaż mi półhalucynację, ćwierćhalucynację, siedemkroćhalucynację (acz nie jednohalucynację w siedmiu kolejnych dniach), pi-halucynację i pierwiastek-z-dwóch-halucynację. W następnej kolejności możemy przejść do halucynacji obliczanych przez liczbę urojoną :-P
mdh :
Bardzo Cię proszę, nie bredź. Oczywiście, nie mówi w takim sensie, że możesz rozstrzygnąć, że są. Ale mogą być albo, albo. Ba, scharakteryzowanie (co do wartości logicznej spójników) pewnych konstrukcji jest niemożliwe bez znania zmienny zdaniowych.
mdh :
Może podam Ci mój? Nie, nie było tam w ogóle jako tako Woleńskiego. I wiesz, że nie ma nic do rzeczy, że to nie był dobry kurs?
Gammon No.82 :
Własny wizerunek w lustrze, o ile czemuś odpowiada – bo to coś inni często bardzo inaczej widzą.
mdh :
Zaraz to Ty się z mną kłócisz, czy ja umiem herbatę zaparzyć? Potrafię i przez jezdnię przejść też, problem polega na tym, że nie jestem pewien przez to, że herbata istnieje i nie jestem pewny, czy wiem, co to jest herbata.
mdh :
Znowu masz nie wiele do powiedzenia?
mdh :
Ale w sensie, że może uprawiać ją hobbystycznie? Ależ oczywiście, ludzie czasem się nudzą. Piszą wiersze, kopulują, zażywają. Uprawiają filozofię.
mdh :
Bo przecież tworzymy nasze włosy na przykład, analogicznie, jak sny. Nie, łosiu, nie jesteś twórcą swoich snów, chyba, że potrafisz świadomie śnić, co jest, przy braku łaskawości osoby, z która rozmawiasz, dość trudne do udowodnienia.
mdh :
Nie jest, chyba, że mógłbym tworzyć świadomie swoje sny. Albo tak przeinaczył znaczenie słowa ja, żeby podpadało pod nie coś, co jest całkiem wbrew mojej woli.
mdh :
Niczym. Ciekawe.
Gammon No.82 :
No dobra, możliwe, że dlatego, że nie wiem.
jaś skoczowski :
No bo oczywiście każda dziedzina ma swoje dylematy moralne, niespecyficzne (np. czy może komuś zaszkodzić, czy podczas niej można naruszyć czyjąś własność, jakie będą stosunki miezyluzkie, jesli można je wykonywać w zespole itd), o czym nie wiesz. Przykro mi.
mdh
Być może (najprawdopodobniej!) to tylko moje dyletanctwo, ignorancja, chamstwo i co tam jeszcze, ale nie wydaje mi się, że potrafię z Tobą rzeczowo dyskutować. Przestaję, wycofuję się z moich twierdzeń i koniec. Kurwa.
Choć w sumie nie tylko kurwa, bo przynajmniej się powściągnąłem, wiec też i dziękuję.
jaś skoczowski :
W sensie, że ja patrząc w lustro widzę kogoś innego, niż ty patrząc w lustro?
A tak w ogóle do czego wy dwaj zmierzacie? Wiecie jeszcze?
EDIT: eeee, wcześniej nie zauważyłem, teraz już nigdzie.
Gammon No.82 :
W sensie, że rozbieżności czyjeś w postrzeganiu Ciebie i twoje w postrzeganiu Ciebie mogą być spore.
Gammon No.82 :
Cały czas trzymam rękę na pulsie. Patrz: fizyka doświadczalna –> metodologia i historia nauki –> wieleloaplikacyjne kryterium demarkacji (bo nauka, to nie tylko teorie jak się Jasiowi wydaje) –> realizm w nauce (ściślej pewne nawiązania do tzw. entity realism i ogólnie stanfordzkiej szkoły w filozofii nauki)
Tyle, że Jaś zamiast walić na odlew interpretacjami mechaniki kwantowej i atakować podejście realistyczne coś dziwnego wymyśla. No fajnie, że próbuje coś samodzielnie wykombinować to się chwali. Tyle, że nie tędy droga. Ja przecież nie będę mu pisał jakie argumenty można wysuwać i w jakiej kolejności, żebym musiał się trochę pomęczyć. To łapałoby się na jakąś wyrafinowaną formę dewiacji intelektualnej. Chłe, chłe, chłe.
jaś skoczowski :
Piłeś? No proszę Cię bez takich głupot i bełkotu.
Co Ty piszesz? Kurwa. Bez zmiennych zdaniowych w ogóle nie ma żadnych konstrukcji. Rozumiesz? Ze zmiennych zdaniowych (p, q, r, s…) oraz spójników (negacja, koniunkcja, alternatywa, implikacja, równoważność…). Stosując się do reguł tworzenia wyrażeń dopiero sobie budujesz konstrukcje. Spójniki Jasiu to są w tym KRZ o którym piszesz – stałe. Rozumiesz? Zdefiniowane już. Z nich budujesz te „pewne konstrukcje”. KRZ zresztą nie charakteryzuje konstrukcji co do spójników, a zajmuje się takimi ciekawymi konstrukcjami które mają pewne ciekawe właściwości – patrz skrócona metoda zerojedynkowa.
Weź się ogarnij trochę, bo ręce opadają jak pyszczysz i sam nie wiem o co.
Kurwa, bo studia polegają na studiowaniu, a nie czekaniu, aż Ci na taczce przywiozą i do korytka wleją, cobyś se poszalał.
Ewolucja już o to zadbała, żeby jakoś to działało. Ring any bells?
Panbuku widzisz i nie grzmisz.
Taki skecz był. „Ucz się Jasiu”. Nomen omen.
http://www.youtube.com/watch?v=z4dMWaI6MBY
No właśnie zawodowo ma. Wiecej, już ten przykład padł.
A kto jest twórcą HAARP? Ty zakładasz świadome i w pełni kontrolowane tworzenie. http://sjp.pwn.pl/haslo.php?id=2531490 powodować powstawanie czegoś można i przypadkiem.
A od kiedy brak pełnej kontroli nad tym czego doświadczasz jest argumentem przeciw solipsyzmowi?
Czy ja wiem? Średnio ciekawe. Tutaj sprawę można sprowadzić do zagadnienia „brain in a vat” po pewnych modyfikacjach.
Wydaje mi się, że czas już na jakieś końcowe oświadczenia.
mdh :
Ale przecież chodziło o wartość zmiennych zdaniowych. A ni o to, że są jakieś konstrukcje bez klocuszków.
bart :
Ja swoje podałem. mdh nie zauważył, bo mu mdh zasłonił ekran.
bart :
Ale przynajmniej bez problemu można wskazać najnudniejszy flejm-pingpong na BdB. Ile to już, miesiąc trwa?
eli.wurman :
Całkowicie nie zgadzam się, żeby był jakiś pinpong. mdh łapał piłeczki i połykał, w dodatku twierdząc, że ja łamię zasady, bo chcę, żeby oddał. Podejrzewam, że to nie były piłeczki, tylko kulki rumowe. Stąd nie mam siły, na geniusza nie dasz rady.
Tak, mdh to jakby napisał Ci spierdalaj.
eli.wurman :
Zaraz tam nudny. Dziwny tylko, bo było delikatnie. No i tak długo nie trwa.
jaś skoczowski :
Moje masz w odpowiedzi do Gammona. Swojego nie podałeś tylko posmęciłeś, że bidny z Ciebie chłopczyk.
bart :
Sorry za zaśmiecanie blogaska. Niestety “grzeczne” flejmy mi nie wychodzą. :(
bart :
Aha, jeszcze jedno – jedyne odwołanie mdh, które w ogóle się pojawiło, konkretniejsze, wskazuje całkiem ciekawe kryterium realności: jeśli możemy sobie to zoperacjonalizować, to jest realne. Czyli np. wyprodukować, zwłaszcza kontrolowanie.
A ja mu przecież pisałem, że działanie nie wymaga takiego założenia. Czyli tak, żeby w ogóle coś było realne, powinno być do opanowania. Ale, to, że coś jest do opanowania nie jest realne z automatu.
http://www.cbc.ca/ideas/features/science/index.html#episode4
“przywiązane do dziennikarskiej bezstronności „Fakty TVN”
buhhhhhaaaa, he, he, oni są tacy bezstronni jak Ty, albo Lepper w aferze seksualnej.
Chłopie piszesz same brednie i bzdury jak Lepper o ekonomii
@ janosik:
Borze, dlaczego to robisz. Dlaczego zsyłasz tu ludzi, którzy nie widzą ironii.
Najbardziej przerażają mnie dwie rzeczy, po pierwsze, że ludzie chorzy (o obniżonej odporności na wciskanie im kitu) wpadają w łapy szarlatanów; a po drugie, że traktuje się ich jak idiotów, bo szukają nadziei gdzie popadnie.
Moja choroba nie upośledza mnie umysłowo. W życiu nie pomyślałabym o tym ciecierzycowym absurdzie, ale spotkałam osoby, które być może by się na to zdecydowały – zdesperowane, zaniedbane przez lekarzy i w szoku po diagnozie, którą traktują jak wyrok śmierci.
Gdybyśmy mieli społeczeństwo wyedukowane zdrowotnie to być może cieciorka służyłaby do wyrobu pysznego humusu i tyle!
Pola :
No więc ja staram się jak mogę, by w swoich notkach nie traktować ich jak idiotów. Ale jest taka subtelna, nieco rozmyta granica, po przekroczeniu której mogą już spotkać się z krytyką – to moment, w którym “swoje” rozwiązanie zaczynają wciskać innym. Rozmyta – bo w zasadzie nie wiadomo kiedy to się dzieje. Kiedy napiszą na forum o swoich doświadczeniach? Kiedy polecą to w swoim blogu? Według mojego wewnętrznego kompasu bęcki należą się na pewno ewangelistom krążącym w sieci z miejsca na miejsca i rozsiewającym brednie – choćby byli chorzy.
Metoda Ashkara to akurat wyjątkowe paskudztwo nawet wśród innych “alternatywnych” terapii, do których mam również bardzo krytyczne nastawienie. Po pierwsze – bo kompletnie bezsensowna, po drugie – bo wyjątkowo bolesna i inwazyjna, po trzecie – bo jej twórca zaleca rezygnację z konwencjonalnych metod leczenia. To ja już wolę łagodzenie skutków ubocznych chemioterapii homeopatią.
Pozdrawiam.
To była ogólna uwaga, o traktowaniu jak idiotów, nie do autora. Sorry, że to tak zabrzmiało.
Oczywiście krytykować chorego też można,nie jest przecież święta krową, namawiać do namysłu i edukować ile się tylko da!
Proszę tropić dalej absurdy, chętnie poczytam.
Pola :
Nie zabrzmiało. Po prostu chętnie to podkreślam, żeby nie uchodzić za robota :)
bart :
No właśnie, czytam dużo wypowiedzi na forach dotyczących nowotworów i naprawdę nie wiem jak traktować osoby, które z jednej strony w widoczny sposób pomagają innym – wspierają psychicznie, pocieszają itp., a z drugiej twierdzą, że pomaga im jakaś mocno niekonwencjonalna metoda np. trzymanie rąk na głowie. Ehh
Nie wiem czy bylo, ale dr Ashkar i jego warzywka dotarly na Uniwersytet Opolski http://www.petycje.pl/petycja/5513/list_otwarty_przeciwko_szerzeniu_pseudonauki.html
Doktor Budwig prosiłbym w ten temat nie mieszać! Skuteczność leczenia metodą dr Budwig miałem okazję obserwować na własne oczy… co znamienne, lekarz odmówił odnotowania tego w jakichkolwiek dokumentach. Nic dziwnego, że potem “nie ma oficjalnych potwierdzeń”.
BB :
No i przez tego lekarza genialna metoda leczenia… właściwie czego? przepadła w czeluściach! Przekleństwo!
A serio, to proponuję dokształcić się w temacie dowodów anegdotycznych i dlaczego są bezwartościowe.
BB :
A co to był za lekarz. Jak się nazywał. Gdzie i kiedy to było. Jakie leczenie było prowadzone poza stosowaniem diety? Czy zgłosiłeś to do Izby Lekarskiej?
BB :
Doprawdy, ogromnie dziwne.
BB :
Czy twierdzisz, że lekarz prowadzący nie odnotował poprawy stanu własnego pacjenta?
Gammon No.82 :
Lekarz Odmawiający Odnotowanie to przecież stały element tych opowieści, obok Lekarza Nie Dającego Żadnych Szans.
bart :
Czasem trudno uwierzyć, do jakich poświęceń osobistych są zdolni lekarze, aby tylko zadowolić swoich mocodawców z BigPharmy i NWO.
Czemu trudno? Przecież Iluminaci im za to płacą, a wogle to une lekarze to nie są ludzie, tylko portale organiczne Jaszczurów. Każdy współwyznawca Astromaryi ci to wyjasni.
Aethelstan :
…drzewiej zwane emanacjami.
Trochę dziwny autor tego bloga, niby wszystkie metody uznaje za bzdury a sporo czasu poświęca na nie. A może tylko pisze tak na podpuche? Cóż zapuśc sobie profilaktycznie chemioterapie, życze zdrówka.
gdsgdsfgdgsd :
E, nie, to nie ja jestem trochę dziwny, tylko ty nie rozumiesz. A to całkiem proste. Blog jest dość poważnie traktowany przez Google, w związku z tym istnieją duże szanse, że jakiś zdesperowany chory trafi na niego i przemyśli swój pomysł na bezsensowne samookaleczenie. A ty z kolei jesteś przykładem, że trafiają do mnie również nawiedzeni altmedowcy i wtedy mam trochę uciechy.
gdsgdsfgdgsd :
Głuptasie, chemioterapii nie stosuje się profilaktycznie.
Oczywiście, medycyna traktująca chorych na raka chemioterapią i promieniowaniem jonizującym (które same de facto powodują poważne komplikacje zdrowotne) jest jedynym słusznym wyborem. Idź pan po rozum. Ludzie od tysiącleci obywali się bez medycznych wynalazków.
Leczenie raka wg. nowoczesnej medycyny zakłada trzepanie forsy z publicznej kasy zdrowia. Cała obecna medycyna w symbiozie z farmaceutyką to niesamowity biznes.
http://www.youtube.com/watch?v=rVostO9Kz08&feature=player_embedded
Aq :
Chętnie pójdę, jak tylko podeprzesz swoje twierdzenia wynikami jakichś badań, np. spadku przeżywalności czy długości życia chorych na raka w wyniku stosowania chemioterapii czy naświetleń.
Owszem, obywali się, umierając młodziej.
Naprawdę zakłada? Ale gdzie zakłada? Są jakieś “Protokoły mędrców Syjonu” dla medycyny? Dokumenty jakiegoś Synodu Medyków?
Aq :
Za to wizyty u specjalistów medycyny tybetańskiej i homeopatyki są za darmo.
Aq :
Mam dla ciebie złą wiadomość. Raju, który rzekomo mieliśmy utracić, nigdy nie było. Żyjemy w piekle, z którego się mozolnie wygrzebujemy, krok po kroku. Wiesz, tu pół roku przeżywalności dłużej, tam jedna dziesiąta punktu procentowego śmiertelności mniej.
bart :
Nie są! Mój osobisty szarlatan z nakręcanym zegarkiem kasuje (ostatnio 150 zł za wizytę).
“Ludzie od tysiącleci obywali się bez medycznych wynalazków.”
Przekupieni łże-archeolodzy podrzucają na stanowiska egipskie narzędzia chirurgiczne, greckie recepty na piguły i inne takie.
janekr :
Jak już wyrzucasz pieniądze, to postarałbyś się wierzyć, bo tak to w ogóle bez sensu.
AJ :
Już nie wyrzucam…
“Owszem, obywali się, umierając młodziej.”
Pliz, tylko nie lansuj debilnego memu “czterdziestolatek był starcem”. Niska średnia życia oznaczała przecież małą przeżywalność dzieci – jeśli już ktoś dożył dorosłości, miał szanse na 60-70 lat, co zresztą łatwo sprawdzić, patrząc na przykład na przedwojenną wieś (gdzie warunki higieniczno-żywieniowe i dostęp do lekarza często-gęsto stały na poziomie średniowiecznym).
Moi dziadkowie (urodzeni jeszcze za caratu) żyli długo. Natomiast to, że z czwórki ich dzieci niemowlęctwo przeżyło tylko troje, było przed wojną normalnym elementem codzienności, a nie wyjątkową tragedią, jak dzisiaj (to a propos wypowiedzi Aq).
Lurkerka_Borgia :
OK, w zamian poproszę o nieopowiadanie anegdot o dziadkach.
Also.
bart :
Nie wiem, czy dobrze to odczytuję – wyszło mi, że tylko 61% białych chłopców urodzonych w 2004 roku ma szansę dożyć 10 roku życia. Nie za mało?…
Lurkerka_Borgia :
Nie, bo life expectancy to oczekiwana dalsza długość trwania życia i podaje się ją dla danej grupy wiekowej. W pierwszej kolumnie masz podaną ODDTŻ dla noworodków, w drugiej – dla dziesięciolatków (czyli do wartości w kolumnie dodajesz 10) itd. To pozwala obejść kwestię śmiertelności noworodków.
Czyli, wg tej tabelki, noworodek urodzony w 1850 roku miał szansę przeżyć 38 lat, ale już 30-latek miał szansę dożyć 64 roku życia?
Lurkerka_Borgia :
Średnio. W porównaniu ze współczesnym niemowlakiem i 30-latkiem, którzy przekroczą 75 lat.
Czyli Ashkar wyleczył się z raka, po operacji onkolog powiedział wyraźnie aby przeżyć musi poddać się operacji, zrezygnował z chemii i swoją metodą sie wyleczył. Opinia onkologa który operował Ashkara jest wiarygodnia, niż kogoś z forum kto niczego nie widział.
MAthias :
Co?
MAthias :
Jak sobie przeczytasz, czego te statystyki dotyczą, a najlepiej sięgniesz bezpośrednio do ich źródła (wystarczy nawet abstrakt), dowiesz się, że to nie są statystyki przeżywalności pacjentów chorych na raka (która sięga w Australii – bo to stamtąd badania – 60% dla okresu pięciu lat), tylko wkładu chemioterapii w tę przeżywalność:
A pracę napisali konkurenci zajmujący się naświetleniami.
Więc proszę się ogarnąć i nie gadać bzdur.
bart :
A no to, nie rozmawiałeś z onkologiem operującym Ashkara (w przeciwieństwie do mnie) więc nie wiesz nic na ten temat i musisz się zdawać na opinię kogoś z forum, który ma takie pojęcie jak ty. Ashkar miał przerzut na trzustkę i tym samym trzustka była zaatakowana, operacja pomogła jak najbardziej, nie mniej jednak dla przyżycia konieczna była chemioterapia, z której Ashkar zrezygnował. Wiesz co powiedział jego lekarz? Sama operacja była niewystarczająca dla przeżycia i cokolwiek Ashkar zastosował to uratowało mu życie. Tyle na tem temat
@MAthias
bart :
Pokazują badania to jak chemioterapia skraca życie, tak przez Ciebie zachwalana. Znajomy po roku chemioterapii odszedł, chemia dobiła mu nerki i dostał taki nawrót choroby że na dalszą chemię był już za słaby.