Archive

Posts Tagged ‘rzepa’

Lepanto i Bornholm

September 5th, 2008 59 comments

Ten post miał być o czymś innym, o dzieleniu się z wami radością z otrzymania pocztą Cudownego Medalika. W końcu napisał do mnie maila sam prezes Stowarzyszenia Kultury Chrześcijańskiej im. Ks. Piotra Skargi i zapewnił mnie, że najpóźniej w ciągu tygodnia medalik otrzymam. Minęło już dziewięć dni i nic. Jak tu wierzyć katolikom-homofobom?

By zabić czas oczekiwania, połaziłem sobie po internetach.

Nie wiem, czy zauważyliście, że na stronie Cudownego Medalika można już przeczytać pełne świadectwa łaski (nowych czytelników zapraszam do przeczytania pierwszego postu o Cudownym Medaliku, w którym nabijam się z pourywanych testimoniali). Tata co prawda mniej pije i zaczął chodzić do kościoła, ale pani, która miała wypadek samochodowy, doznała lekkiego urazu głowy (co też pani mówi, Kapitanie Oczywistos) i musi sobie kupić nowy samochód. To zresztą nie jedyne świadectwo, w którym noszenie medalika powoduje wypadek — jeden pan kierowca nie nosił medalika, raz go wziął ze sobą w trasę i od razu zderzył się z bardzo dużym koniem.

Najciekawiej rozwinęła się historia o ateistycznym małżeństwie. Pamiętacie mój mini-konkurs na jej dokończenie, który gremialnie olaliście? I tak bym wygrał. Obstawiałem, że pan ateista potknął się na schodach i pękła mu twarz. Prawie trafiłem:

W ostatnich dniach listopada pan W. upadł tak nieszczęśliwie, że leżał ciężko chory.

Co ciekawe, zdarzyło mu się to już po tym, jak się nawrócił i zaczął nosić Cudowny Medalik. Czyli Pan Bóg nierychliwy i pamiętliwy, byle medalik Go nie udobrucha.

Zwiedziłem też po raz kolejny stronę ofiarodawcy medalika, Stowarzyszenia Kultury Chrześcijańskiej im. Ks. Piotra Skargi. Mają tam świetnie utrzymane archiwum online pisma „Przymierze z Maryją”. To bardzo ciekawe wydawnictwo — dział zawierający wiadomości ze świata nosi w nim nazwę „Dlaczego Matka Boża płacze?”.

„Przymierze z Maryją” nie zajmuje się wyłącznie sprawami duchowymi, chce konkurować również z prasą poradnikową i lifestyle’ową. Dlatego można znaleźć w nim rady w kwestii urządzania wnętrz:

— (…) Ksiądz mówi, że źle umeblowaliśmy nasze nowe mieszkanie? Przepraszam bardzo, ale proszę sobie zapamiętać, że każda sztuka była zrobiona według projektu najwybitniejszych majstrów stolarzy!

— Nie wątpię w to, ale czy macie w swoim domu trzy niezbędne rzeczy, nieodzowne do osiągnięcia szczęścia rodzinnego?

— Trzy meble? Ciekawa jestem, co za meble? (…)

Młode małżeństwa zwykle mają kłopot z umeblowaniem, więc zalecam im kupić sobie trzy meble o cudownej sile. Choćby byli najbiedniejsi, mogą się o nie postarać, i tylko wtenczas będą szczęśliwi, jeśli będą je posiadać. (…)

Jakie są to meble, bez których nie istnieje szczęście rodzinne?

Rodzinny stół, krzyż i kołyska.

To miło, że SKChiKPS pochyla się również nad problemami życiowymi małżeństw heteroseksualnych. Głównie jednak piszą o homoseksualistach, i to tak wiele o nich piszą, że muszą używać różnych oryginalnych synonimów, jak w tytule „Zuchwała prowokacja sodomitów”.

SKChiKPS ma swoją młodzieżówkę „Krucjata — Młodzi w Życiu Publicznym”, a w niej — Sekcję Rycerską Lepanto. Nazwa pochodzi od nazwy zatoki, na wodach której w XVI w. chrześcijanie pokonali Turków podczas wielkiej bitwy morskiej, ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że Sekcję Rycerską sponsoruje jakiś producent spoiw do glazury. Wcześniej dawał na klub piłkarski Spoiwa Lepanto Budzynianka Budziądz, ale spadli do IV ligi, więc przerzucił się na małych dewotów.

Sekcja Rycerska jeździ w różne atrakcyjne miejsca na biwaki. Ostatnio nawiedzili Bornholm:

Jak na każdym obozie, nie zabrakło modlitwy i wspólnej refleksji nad dzisiejszym światem. Nawet Bornholm, mimo iż piękny, okazał się być opuszczony przez katolików. Na całej wyspie znajdował się tylko jeden kościół i jeden ksiądz! Być może byliśmy pierwszą od dłuższego czasu grupą młodych ludzi odmawiającą różaniec na tej ziemi. Cóż… Może kiedyś tam wrócimy — my katolicy — wraz z misjonarzami i naturalne piękno wyspy wzbogacimy katolickimi duszami jej mieszkańców.

Aż mi się moja zła morda śmieje, jak sobie ten potop katolickich misjonarzy wizualizuję…

Różaniec: 2 zł.
Bilet na prom: 120 zł.
Widok min Duńczyków: bezcenny.

Oczywiście zabawnie będzie, jeśli Rycerze Lepanto będą na Bornholmie oferować darmowe porady medyczne w zamian za przyjęcie kilku broszur i Cudownego Medalika. Gorzej, jeśli postanowią nawracać mieszkańców bardziej hmm… tradycyjnymi metodami. W końcu to Sekcja Rycerska Lepanto, nie Sekcja Lekarska Lepanto.

Ze strony SKChiKPS jeden klik — i jesteśmy w dziale „Świat: obyczaje” naszej starej dobrej Rzepy. Piotrek Zychowicz najwyraźniej na urlopie, zastępuje go Bartłomiej Radziejewski, też fajny chłopak. W tekście „Spis winowajców” pisze o organizacji Californians Against Hate, która zamierza publikować listy darczyńców wspierających kampanię na rzecz przegłosowania w Kalifornii prawa delegalizującego śluby homoseksualne. Na koniec tekstu Bartek prosi o komentarz dwie osoby:

Czy tego rodzaju akcja miałaby szanse powodzenia w Polsce? — Publikowanie takich list to standardowy sposób walki o popularyzację swoich racji — mówi Szymon Niemiec, polski aktywista homoseksualny.

— Takie akcje powinny otworzyć oczy wszystkim tym, którzy uważają działaczy homoseksualnych za nieszkodliwych pięknoduchów. Istnieje bowiem agresywne lobby gejowskie, które usiłuje ingerować w życie normalnych ludzi. Z nimi nie ma sensu dyskutować. Przed nimi trzeba się bronić — komentuje publicystka i działaczka społeczna Joanna Najfeld.

Polski aktywista homoseksualny kontra publicystka i działaczka społeczna. Komu wierzyć? Ach, Joanna Najfeld! To ta koleżanka Terlikowskiego, prawicowa seksbomba, która w telewizyjnej dyskusji odmówiła podania ręki innemu „polskiemu aktywiście homoseksualnemu”, bo nie była pewna, gdzie on swoją rękę wsadzał. Czyli Rzepa kontynuuje piękną tradycję nadawania różnym chorym z nienawiści palantom ładnych tytułów, że wspomnę tylko określanie zdewociałej homofobki „znaną brytyjską specjalistką od spraw rodziny”.

Kiełbaski — post scriptum

August 22nd, 2007 6 comments

Muszę napisać jeszczę kilka słów o aferze kiełbasianej, bo z perspektywy widzę, że jednego w moim tekście zabrakło: własnego poglądu na opisane w nim historie.

Czy uważam zakaz spożywania kiełbasek na biwaku (obojętnie — podgrzanych na ogniu czy nie) za bzdurę? Tak.

Nie dlatego, że — jak napisał jeden z moich komentatorów — muzułmanie są w UK gośćmi i powinni się stosować do zasad i zwyczajów panujących w tym kraju. Uważam biwakowy zakaz za bzdurę, między innymi dlatego że uczestnictwo w biwakach nie jest obligatoryjne. Jeśli nie lubisz widoku ludzi zjadających robaki, nie jedź na obóz survivalowy.

Piotr Zychowicz pisze w komentarzu do mojego posta: “Moj sprzeciw wzbudzaja natomiast wszelkie tendencje do narzucania ludziom z gory, w sposob urzedowy, rozmaitych zachowan sprzecznych z ich tradycja, obyczajami, a przede wszystkim zdrowym rozsadkiem”. Ja z kolei jako ateista nie lubię, gdy moja wolność jest ograniczana przez przekonania religijne innych ludzi. Nie podoba mi się też, gdy religia wchodzi w strefę publiczną albo, co gorsza, państwową. Potrafię jednak kierować się zdrowym rozsądkiem, a nie pryncypiami. Kaplica w Sejmie razi mnie bardzo, kaplica w Centrum Onkologii na Ursynowie zupełnie mi nie przeszkadza. Dlatego gdyby poproszono mnie o powstrzymanie się od wpieprzania kanapek z szynką przy biurku w Ramadan z uwagi na siedzącego obok kolegę-muzułmanina, posłuchałbym i podreptał ze swoim żarciem na stołówkę zakładową. Dla mnie to żaden problem — dla niego to pewnie duża ulga.

W obu przypadkach — biwakowym i biurowym — moja wolność zostaje ograniczona przez czyjąś religię. W pierwszym jednak coś zostaje mi odebrane, w drugim czynię koledze z pracy zwykłą uprzejmość. Nie jestem aż takim Dawkinsoidem, żeby mu tej grzeczności odmówić, tylko dlatego że uważam religijne poszczenie za głupotę.

Różnice są subtelne, zwłaszcza dla człowieka żyjącego w naszym pięknym kraju, którego hymnem narodowym powinno być zawołanie “jak ci się nie podoba, to wypierdalaj”. W kraju, w którym poważny ogólnopolski dziennik zachowuje się jak tabloid i podsyca cechujące część społeczeństwa kołtuństwo i zaściankowość, usprawiedliwiając się “niechęcią do narzucania ludziom z góry, w sposób urzędowy, rozmaitych zachowań”. Co, na marginesie, na pewno bardzo ładnie brzmi na spotkaniu Koła Młodych Libertarian, ale mam wrażenie, że w realu słabo się broni.

Inny komentator pisze: “takie ‘pomaganie’ neguje sens WYRZECZENIA u poszczącej osoby i świadczy o całkowitym niezrozumieniu sensu postu”, co dla mnie jest dość zabawną tezą. Czy sam post nie jest już wystarczającym wyrzeczeniem? Czy muzułmanin poszczący na pustkowiu jest gorszy od tego, który cały Ramadan spędza w restauracji, patrząc, jak inni się obżerają?

Swoją drogą, jedzenie przy biurku to brzydki zwyczaj, Ramadan czy nie Ramadan.

Skauci i ich kiełbaski

August 20th, 2007 13 comments

Pamiętacie Piotra Zychowicza? To ten zaangażowany dziennikarz “Rzeczypospolitej”, który opowiada bajeczki o zakazie mówienia “mama” i “tata” w szkockich szpitalach. Teraz uderza znowu:

Pracownicy szkockiej służby zdrowia nie mogli uwierzyć własnym uszom, gdy ogłoszono im nowe zarządzenie szefostwa: od 12 września przez miesiąc nie będą mogli jeść przy swoich biurkach.

Z korytarzy znikną również wózki rozwożące kanapki i napoje, a nawet maszyny z batonikami. Wszystko po to, żeby nie drażnić widokiem jedzenia muzułmańskich pracowników i pacjentów. W połowie września zaczyna się bowiem święty dla muzułmanów miesiąc — ramadan. W jego trakcie wyznawcy Allaha muszą pościć od świtu do zmierzchu.

Piotr Zychowicz tak już ma, że lubi zmieniać zalecenia w zarządzenia i przekręcać różne rzeczy. Wyjaśnijmy więc:

HOSPITAL staff in the Lothians have been told not to eat at their desks to avoid offending Muslim colleagues during Ramadan.

NHS Lothian has advised doctors and other health workers not to have working lunches during the 30-day fast, which begins next month.

The health service’s Equality and Diversity Officer sent an e-mail to all senior managers, giving guidance on religious tolerance.

This includes ensuring Muslim staff are given breaks to pray, and time off to celebrate Eid at the end of Ramadan.

It is understood they also advised hospital managers to move food trolleys away from areas where Muslims work.

(The Scotsman)

OK, czyli nie pracownicy nie mogli uwierzyć własnym uszom, ale kierownictwo. Wózki też chyba nie znikną, a maszyny z batonikami to już chyba Mr. Zychowicz sobie dopowiedział. Ale to malutkie przekłamania. Widzicie gdzieś słowo “Scotland” w cytowanym tekście? Nie ma, jest za to “Lothians”. Co to jest? To region Szkocji, w dodatku dość niewielki.

pigs.jpgNo dobrze, jedźmy dalej. Co tam jeszcze Piotrek napisał…

Kilka miesięcy temu w jednej z angielskich szkół zabroniono dzieciom śpiewać piosenkę o trzech świnkach (świnia to dla muzułmanów nieczyste zwierzę) i zamiast tego kazano zaśpiewać o “trzech szczeniaczkach”.

Rzeczywiście, niepokojące. Może jednak warto wspomnieć, że w owej szkole muzułmanie stanowią 60% uczniów, a cała historia zdarzyła się nie kilka miesięcy, a cztery lata temu.

sausage.jpgPrzejdźmy do tytułowych kiełbasek, bo na pewno wszyscy już głodni. Najpierw Zychowicz:

Brytyjskie Towarzystwo Skautyzmu zabroniło ostatnio swoim podopiecznym jedzenia kiełbasek z ogniska, co było odwieczną tradycją na harcerskich obozach. Powód: widok skwierczącej na ogniu wieprzowiny mógłby urazić uczucia muzułmanów.

A teraz prawda, bo prawda nas wyzwoli, prawda?

Liczba skautów, którzy nie mogli zjeść kiełbasek z ogniska w związku z możliwością urażenia uczuć religijnych muzułmanów: 300. Ten straszliwy wykwit politycznej poprawności miał miejsce podczas biwaku na wyspie Brownsea. Zresztą nawet gdyby mogli jeść kiełbaski, nie mieliby ich na czym upiec, bo ognisk zakazano z uwagi na zagrożenie pożarowe.

Liczba skautów, którzy mniej więcej w tym samym czasie wpieprzali kiełbaski: 40 000. Tylu ich przyjechało na ogólnoświatowy zlot skautów w Hylands Park (Chelmsford, Essex), gdzie mięso było w menu — zwykłe, halal i koszerne.

Nie ma żadnego oficjalnego zakazu. Brytyjskie Stowarzyszenie Skautów pozwala jeść kiełbaski.

Tygodnik “Polityka” prowadzi akcję “Zostańcie z nami”, w której nagradza stypendiami najzdolniejszych polskich młodych naukowców, żeby zachęcić ich do pozostania w kraju. Piotr Zychowicz prowadzi chyba własną, PiSiorską odmianę tej inicjatywy: nie wyjeżdżajcie do Wielkiej Brytanii, bo jak wasze dziecko zachoruje i trafi do szpitala, zagłodzą je tam z powodu Ramadanu. I choć będzie kwiliło rozdzierająco “Opiekunie prawny, nakarm mnie”, wy nie będziecie mogli dać mu nawet kawałka zwykłej kiełbasy. Straszna wizja. Chyba rzeczywiście zostanę w Polsce.

EDIT: Zapraszam do czytania postscriptum do tekstu.

“Mama” i “tata” zakazani w szkockich szpitalach

February 20th, 2007 40 comments

Podtytuł: Czyli jak się rodzi bzdura…

W chwilach wolnych czytam sobie wieści na portalu pardon.pl — sądząc po ilości prawicowych baranów w komentarzach, dość popularnym. No i dziś wyczytałem tam niesamowitą historię.

Tekst jest opatrzony standardowym zdjęciem Straszliwej Cioty w Dragu, żeby czytelnik wiedział, jak wygląda prawdziwy homoś. A opowiada o tym, jak to w szkockich szpitalach zakazano personelowi używania słów “tata” i “mama” w odniesieniu do rodziców małych pacjentów — bo przecież niektórzy z nich mają dwóch tatusiów i zero mamuś, względnie odwrotnie. Czyli polityczna poprawność atakuje.

Coś mi zaśmierdziało. Przeprowadziłem więc malutkie blogerskie śledztwo.

Pardon przedrukował tekst z “Rzeczypospolitej”. Zostawmy więc Pardona w spokoju i zajmijmy się dziennikiem. Skąd oni to wzięli? Ano ze strony lifesite.net, która z kolei zaczerpnęła informacje z americansfortruth.com.

LifeSite i Americans For Truth? Czas na proste audiotele. Czy, sądząc po nazwach ich domen, wymienione strony prezentują poglądy:

  1. wyważone i obiektywne
  2. trockistowskie
  3. skrajnie prawicowe i fundamentalistyczno chrześcijańskie

Odpowiedzi proszę wysyłać SMS-em na numer 666. Koszt SMS-a według stawek operatora.

Nie należy oczywiście z góry odbierać tym witrynom wiarygodności. W końcu mimo swej betonowej ciasnoty mogą podawać rzetelne i prawdziwe informacje. Jedna z owych stron podaje przecież nawet link do tej straszliwej dyrektywy, która zmusza biedne szkockie pielęgniarki do posłuszeństwa. Poczytajmy zatem sami.

Faktycznie, na stronie siódmej sugeruje się używanie “partnerów” zamiast “męża” czy “żony”, a w przypadku dzieci zamiast “tata” czy “mama” proponuje się słowo “rodzic”. Czyli wszystko się zgadza! Ciaśni mieli rację! Tyle tylko, że owe sugestie, jak zresztą i cała broszura, dotyczą komunikacji z rodzicami homoseksualnymi oraz ich dziećmi.

No i pstryk, historyjka pękła.

OK, LifeSite i Americans For Truth nie okazali się zbyt wiarygodni. A biedna “Rzeczpospolita” pewnie po prostu przedrukowała bezmyślnie od nich tekst, tak jak ostatnio “Wyborcza” przepisała słowo w słowo skandaliczną depeszę agencyjną PAP o referendum aborcyjnym w Portugalii, w której to depeszy PAP nie krył specjalnie, jakie stanowisko zajmuje w sporze o przerywanie ciąży (tytuł depeszy: “Portugalia podzielona przed referendum w sprawie zabijania dzieci nienarodzonych” — a dalej równie fajnie).

Być może tak właśnie było. Być może “Rzeczpospolita” jest bez winy. Trzeba wierzyć w ludzkie dobro i dziennikarską bezstronność. Jednak, mimo owej wiary i nadziei, czasem trzeba zadać parę niewygodnych pytań. Na przykład takich:

  1. Dlaczego dziennikarze “Rzeczypospolitej” czerpią treści z fundamentalistycznych portali?
  2. Dlaczego nie czytają dostępnych publicznie dokumentów, o których owe portale informują, by w ten sposób zweryfikować newsa u źródła? Bo są kiepskimi dziennikarzami, być może. OK. Ale w takim razie:
  3. Dlaczego zwracają się o komentarz w tej sprawie do Lynette Burrows, którą nazywają “znaną brytyjską specjalistką od spraw rodziny”, a z której poglądami można zapoznać się tu?

Gorąco zachęcam do skorzystania z ostatniego linku, wtedy zorientujecie się nie tylko, kim jest pani Burrows, ale też co robi w “Rzeczypospolitej”. To najwyraźniej stara znajoma autora tekstu o Szkocji, naszego szperacza po portalach dla Ciasnych i autora omawianej w tym poście notatki, Piotra Zychowicza. Krótki cytacik z pani Lynette, żeby was zachęcić:

Chodzi o tzw. gejowski styl życia. Narkotyki, alkohol, rozwiązłość seksualna. W tym środowisku ludzie Zachodu umieszczają niewinne dzieci. Efektem są poważne zaburzenia psychiczne.

Nie pozostaje mi nic innego, jak pogratulować dziennikowi “Rzeczpospolita” i portalowi Pardon rzetelności dziennikarskiej. W zasadzie mógłbym opowiedzieć jeszcze raz o tym komiksie Raczkowskiego z pierdoleniem, ale już mi się nie chce.

P.S. Tekst za “Rzeczpospolitą” przedrukowała właśnie internetowa “Wyborcza”. Nosz kurwa…

P.P.S. I Wierzejski też o tym pisze.