Powrót z krainy ucisku

August 3rd, 2008 26 comments

SLD: No i jak ci się podobało na Gotlandii?
UPR: Szwecja to straszny kraj! Takiego zniewolenia człowieka przez człowieka nie widziałem od czasów PRL. Dobrze, że nie wziąłem ze sobą dzieci, bo musiałyby do mnie mówić „rodzicu 1”, a do żony — „rodzicu 2”…
SLD: To nie w Szwecji, tylko w Szkocji, a poza tym nie w Szkocji, tylko w Hiszpanii. I nie rodzic 1 i 2, tylko rodzic A i B. I nie mówić, tylko pisać. Zresztą nieważne. Żadnych plusów nie zauważyłeś?
UPR: Zauważyłem. Bardzo podobały mi się drogi — równiutkie i puściutkie.
SLD: Właśnie! I wszyscy jeździli zgodnie z przepisami. Fantastyczne, prawda?
UPR: Nie! To dowód straszliwego ucisku, jakiemu poddawani są obywatele szwedzcy przez reżim. Surowe i nieprzystające do rzeczywistości przepisy ruchu drogowego są w Szwecji wymuszane przez drakońskie wysokości mandatów, nawet za minimalne przekroczenie prędkości. Ucisk!
SLD: Moim zdaniem to nie drakońskie kary, ale rodzaj niezrozumiałej dla Polaka umowy społecznej. Chodzi mi po głowie taka utopijna wizualizacja, w której ośmiomilionowy naród szwedzki na wielkim zebraniu podejmuje decyzję, że będzie — on, ten naród — jeździć z dozwoloną prędkością, dzięki czemu być może uda się osiągnąć w Szwecji stan zupełnego braku śmierci w wypadkach samochodowych. Na korzyść mojej teorii świadczy też fakt, że przez cały pobyt nie widziałem ani jednego patrolu drogówki, a jedyny mijany fotoradar był dokładnie oznakowany.
UPR: Z mojego punktu widzenia wygląda to na odruch Pawłowa, wyćwiczony przez lata totalnej państwowej inwigilacji. Po jakimś czasie jesteś już tak zastraszony, że nie potrzeba policji, żebyś się bał przekraczać dozwoloną prędkość. A utopijne wizualizacje w zeszłym wieku doprowadziły do powstania gułagów.
SLD: OK, w takim razie zamiast wizualizacji podstaw sobie wybory. Dlaczego jeśli istnieje taka społeczna potrzeba, nie pojawiła się jeszcze partia polityczna „Prowadź jak Polak”?
UPR: Pewnie się już pojawiła, tylko totalitarne media przedstawiły ją w krzywym zwierciadle.

* * *

SLD: Wiesz, czego jeszcze nie widziałem? Billboardów. Na całej wyspie, nawet w głównym mieście — Visby — nie widziałem ani jednego. Z reklam w zasadzie tylko przywiązywane do słupów kawałki tektury z plakatem informującym, że przyjechał cyrk.
UPR: Absolutne zdławienie wolnorynkowej konkurencji. Nawet mi się nie chce z tobą na ten temat kłócić.
SLD: A może to znowu ta umowa społeczna, o której mówiłem wcześniej? Jeżeli reklamy szpecą krajobraz, może więc z nich zrezygnować? Wydaje mi się, że Szwedzi są dużo bardziej dojrzałym społeczeństwem niż my i takich umów zawierają wiele. Na przykład ta z udogodnieniami dla niepełnosprawnych. Byle dziura w ziemi udająca toaletę ma podjazd dla wózka. Nie wiesz czasem, czy w narodzie szwedzkim jest większy odsetek chorób genetycznych ze względu na fakt, że przez lata tworzyli małą, zamkniętą społeczność? Czy też po prostu starają się nikogo nie wykluczać z udziału w życiu?
UPR: Nie wiem, Korwin o tym chyba nie pisał. Pamiętam, że powiedział raz coś przykrego dziewczynce na wózku, ale to nie była Szwedka.

* * *

SLD: Absolutnym przebojem był dla mnie zupełny brak psich gówien na chodnikach i trawnikach. Widziałem wielu Szwedów z psami, więc to nie tak, że w Szwecji nie trzyma się w domach psów…
UPR: Ale wiesz, że tam „praworządni” obywatele donoszą na tych, co nie sprzątają po psach? Jesteś chyba w stanie pojąć nawet tym swoim ograniczonym lewicowym móżdżkiem, jakie to brzydkie donosicielstwo i ograniczenie wolności jednostki, czytaj psa, do nieskrępowanej realizacji swoich potrzeb?
SLD: No, ale czyste trawniki…
UPR: Nie chcesz chyba powiedzieć, że nieobesrany trawnik jest ważniejszy od wolności?

* * *

SLD: A wiesz, jakie były pierwsze słowa po polsku, jakie usłyszałem w terminalu promowym w Nynäshamn, kiedy się szykowałem do powrotu? Jeden pan powiedział drugiemu coś takiego: Ale on kurwa musi mieć pozwolenie kurwa na to. Jakby tutaj kurwa coś takiego bez pozwolenia kurwa postawił, to by mu łeb upierdolili.
UPR: No tak, ale na ich usprawiedliwienie musisz dodać, że obaj byli bardzo nietrzeźwi. Mi z kolei zapadł w pamięć powrót do normalności w tymże terminalu — po tygodniu uprzejmej szwedzkiej obsługi ściągnęło mnie na ziemię okienko PolFerries oklejone kartkami A4 z siedemdziesięciopunktowymi wersalikami Times New Roman obwieszczającymi światu, że PRZY OKIENKU MOŻE PRZEBYWAĆ TYLKO JEDNA OSOBA i że PROSZĘ POBRAĆ NUMEREK Z AUTOMATU PETENTÓW BEZ NUMERKA NIE OBSŁUGUJEMY!!!!
SLD: Albo ci goście, co mieli kajutę przez ścianę i uprawiali libację alkoholową, tylko im przeszkadzało to ich maleństwo, co się budziło z płaczem i wtedy tata napierdalał pięścią w ścianę ze złości, a wujek mówił, że jak on był w wieku maleństwa, to się nie budził.
UPR: No tak, ale pamiętaj, mimo wszystko musisz być dumny ze swej ojczyzny.

Tags: , ,

Ekspierd (8)

July 4th, 2008 10 comments

Strasznie zapuściłem moje stalkerskie poletko i w zasadzie powinienem przygotować i opublikować całościowe wiosenno-letnie kompendium Ekspierda, ale hmm, od przyszłego tygodnia mam urlop od rzeczywistości i nie zdążę. Udajmy więc, że czas Ekspierda płynie innym torem i poobserwujmy jego wiosenne budzenie się do życia…

Read more…

Tags:

Marketing polityczny LPR

June 14th, 2008 17 comments

Dzień dobry wszystkim.

Istotnie, nieco zapuściłem bloga. Hm, co to ja porabiałem w tym czasie? Bawiłem się swoim nowym telefonem (starszy model, oczywiście), obejrzałem trzy sezony „Weeds” i razem ze współpracownikami w trzy tygodnie przygotowałem pewien konkurs sprzedażowy. Taki konkurs normalnie szykuje się w trzy miesiące, łatwo więc obliczyć, że zrobiliśmy go dziesięć razy szybciej niż zwykle.

Was w tym czasie zapewne zelektryzowała wiadomość o Mirosławie Orzechowskim żądającym pozbawienia polskiego obywatela niemieckich piłkarzy. Ja nie miałem czasu na niusy, o wszystkim dowiadywałem się przypadkiem, z dziwnych źródeł. Na przykład o niemieckich piłkarzach z polskim obywatelstwem dowiedziałem się od pijanych gości ryczących pod moim oknem o drugiej w nocy „Chuj ci na imię, Podolski, Chuj ci na imię, Chuj ci na imięęęęęę…” — dzięki za info, chłopaki.

Ponieważ nie czytam gazet, feedów RSS ani nie oglądam telewizji, nie mam nawet pojęcia, gdzie Orzechowski odpalił swoją bombę, ale wierzę, że stało się to na jego blogu. W ogóle trzy największe mózgi LPR — dwóch byłych posłów i były wiceminister — wciąż aktywnie udzielają się w Webie 2.0. A ponieważ dziś pies z kulawą trąbką się nimi nie interesuje, mogą sobie pozwolić na więcej. Aby oszczędzić wam czasu, przygotowałem krótkie résumé.

Apel Orzechowskiego do prezydenta o odebranie piłkarzom obywatelstwa nie był pierwszą odezwą do Lecha Kaczyńskiego. Orzechowski lubi sobie czasem z prezydentem porozmawiać. Posłuchajcie odpowiedzi na słowa Kaczyńskiego o jego głębokiej niechęci do endecji, która postawiła na antysemityzm jako element konsolidacji narodowej:

Ale pozwolił pan sobie przy tej okazji na ustawienie szowinistycznego żydowskiego celownika w stronę dziedzictwa Ruchu Narodowego. Pozwolił pan sobie na wsparcie tych sił, które mówią światu o „polskich obozach zagłady”, zbudowanych na polskim antysemityzmie. A to już skandal. Ośmielił się pan powiedzieć, że „antysemityzm …zatruł umysły niemałej części ludzi, to nieszczęście dla Polaków …”. Szanowny panie prezydencie, jak pan śmiał?!

Co dalej? O, to też ładne, już bez konkretnego odbiorcy:

Ludzie Kościoła wiedzą, że tajemnica Wielkiego Czwartku ukazywana w zbiorowym geście wiernych w święto Bożego Ciała, stawia każdego z nas na co dzień w obliczu prywatnego powtarzania tej afirmacji pośród stawianych bez końca makiawelicznych pytań, mnożonych prowokacji, perfidnych bluźnierstw, „naukowych dowodów” świętokradczo próbujących podważyć i ośmieszyć Prawdę Chrystusa. Wtedy nasza prywatna procesja z rozwiniętym sztandarem wiary, ma największe znaczenie.

To echa pierwszej bomby, jaką odpalił Mirek w naszym życiu publicznym — czyli zakwestionowania teorii ewolucji przez wiceministra edukacji dużego europejskiego kraju. Swoją drogą, bodaj redaktor Stec pisał, że był w newsroomie Euro 2008, kiedy agencje nadały wiadomość o apelu Orzechowskiego o zgnojenie Podolskiego i Klose; ponoć zachodni dziennikarze wydali z siebie zbiorowe „wow!” i rzucili się do swoich laptopów. A Stec siedział czerwony jak burak.

Orzechowski namawia również do ścigania Palikota, który obraził jego uczucia religijne, obrażając ojca Rydzyka — co oznacza, że jego panteon świętych różni się zasadniczo i doborem, i kryteriami akcesji (żadnych żywych plus co najmniej jeden cud) od oficjalnego kanonu watykańskiego. Popiera bicie dzieci, oskarżając minister pracy Jolantę Fedak o budzenie „ducha sowieckiego denuncjatora własnych rodziców, Pawlika Morozowa” — no bo jeśli rodzic bije dziecko, organy ścigania muszą się o tym jakoś dowiedzieć, prawda?

Tyle u Orzechowskiego, co u Masina? U Masina głównie piłka nożna: Masin skanduje “Jebać sędziego i całą rodzinę jego”, twierdzi, że wywieszony przez kiboli Jagielloni (albo Legii, jeden pies) krzyż celtycki nie jest symbolem rasistowskim (because Wikipedia says so!) — szkoda, że jeszcze nikt go nie spytał, dlaczego jego przyjaciele komentują jego zdjęcia na portalu “Nasza Klasa” tekstem “88”. Zapewne chodzi o 88 lat PZPN.

Oprócz piłki nożnej, jak zwykle — Żydzi i geje. Masin sugeruje, że Marek Edelman zamordował Mordechaja Anielewicza i ukradł pieniądze Żydowskiej Organizacji Bojowej — OK, nie sugeruje, on po prostu pyta, warto pytać, warto rozmawiać o ważnych sprawach. Nazywa Magdalenę Środę “starszą kobieciną od pedałów”. W przerwach między przyklejaniem kupy do butów znanych ludzi nasz bohater układa i recytuje wierszyki:

Normalna rodzina to chłopak i dziewczyna.
Największy zaś wstyd to czytać gazgejwyb.

Trzeba przyznać, że wywalenie Masina z kategorii „Znani blogują” przez masońskie władze Onetu wyszło mu na dobre. Teksty są teraz ciekawsze, mocniejsze, a i aktywność większa.

Na tle dwóch powyższych gierojów zadziwiająco blado wypada internetowa aktywność mojego dawnego idola Wojciecha „język w rurkę” Wierzejskiego. W zasadzie największe sensacje zawiera w tytułach: „Droga Krzyżowa ocenzurowana przez Żydów”, „Kary cielesne — klasyczne, normalne wychowanie”, „Kwaśniewski wynajęty przez Kongres Żydów”. Treści postów są po prostu nudne — składają się na nie dyskusje z wybranymi komentatorami bloga, okraszane cytatami z prof. Wolniewicza i terminami łacińskimi zapamiętanymi ze studiów. Czyżby ojcostwo odmieniło Wojciecha, czego mu jakiś czas temu życzyłem?

Przy okazji dyskusji o karach cielesnych Wierzejski rzuca mimochodem taką uwagę:

Samo bowiem życie to stres, napięcie, zmaganie, wyzwania, problemy, cierpienie itd.

Patrząc na tego poważnego chłopczyka na zdjęciach po lewej, myślę sobie, że słowa te wiele mówią o tym, jak kształtował się dzisiejszy Wierzejski. I budzi się we mnie współczucie. Aż chyba do niego napiszę maila.

***

Jakie to wszystko ma znaczenie dla nas, satanistycznych lewaków? Jakieś ma. Oto na naszych oczach LPR — po okresie względnej normalności spowodowanej wartościami odżywczymi zawartości koryta — wraca do pracy u podstaw, czyli budowania swojej bazy wyborczej wśród grup niezagospodarowanych jeszcze przez większe siły skrajnej prawicy. LPR szuka teraz wsparcia wśród kiboli, zoologicznych antysemitów czy freaków tak wykręconych, że nawet jak dzwonią do Radia Maryja, to ojciec prowadzący wyłącza telefon. To jedna możliwość, zakładająca świadome, planowe działanie. Druga możliwość jest taka, że ponieważ nikt ich dziś nie słucha (oprócz mnie, rzecz jasna), puściły im zawory i wreszcie plotą, co chcą.

To tyle na dziś, za dwa miesiące: co nowego w salonie24. W październiku Ekspierd.

Tak powinno być w każdej parafii

April 23rd, 2008 17 comments

Znalezione na Something Awful:

Różnica między „Faktem” a „Wyborczą”

April 22nd, 2008 19 comments

To będzie krótki post — na początku wpisałem go jako komentarz pod poprzednim wpisem. Jednak ta historia zasługuje na więcej.

W firmie, w której pracuje moja koleżanka, na ścianie wiszą najciekawsze tytuły wycięte z gazety „Fakt”. ZNALAZŁEM HINDUSA W MLEKU, ATAK WŚCIEKŁEGO BOBRA itp. Ze swej strony dodałbym oczywiście okładkę wielkanocnego „Faktu”, z ogromnym cierpiącym Chrystusem oraz zajawką artykułu z wnętrza numeru: MĄŻ WBIŁ MI SIEKIERĘ W GŁOWĘ.

Mimo dużej kreatywności, tytularzom „Faktu” brakuje finezji, jaką mają ich konkurenci z Agory. Dziś w feedzie RSS gazety.pl zauważyłem perełkę. I uchowała się tylko w owym feedzie — artykuł na stronie ma już inny tytuł, Trygław jeden wie, co wydrukują w „Wyborczej”. Sama historia jest przednia:

Rev Adelir de Carli, katolicki ksiądz z Brazylii, zaginął. (…) Miał w planach pobić rekord 19 godzin spędzonych w powietrzu za pomocą baloników z helem. Wyposażony w spadochron, skafander, GPS, telefon satelitarny i wszystkie inne przybory zaginął na wysokości 6 tysięcy metrów.

A jej początkowy tytuł był prześlicznym haiku, z zachowaniem rytmiki i podziału na pięć, siedem i pięć sylab. Brakowało chyba tylko obowiązkowego dla haiku odniesienia do przyrody, można jednak dyskutować, czy za takie odniesienie nie uznać morderczego żywiołu, który pochłonął biednego duchownego. Ów tytuł, a w zasadzie piękny w swej prostocie wiersz brzmiał następująco:

Ksiądz uczepiony
tysiąca baloników
zaginął w niebie.

Tags: