Archive

Archive for the ‘Szef kuchni poleca…’ Category

Gejowski język w rurkę

July 10th, 2007 13 comments

Nie bałdzo chce mi się pisać o Gorącym Weekendzie IV RP, bo nie bawią mnie rozgrywki pt. “Obraził nas katecheta? To kopniemy buraka dla śmiechu, zrobi się szum i nie najemy się wstydu”. Zauważam u siebie zobojętnienie na cyrk polityczny i tylko czasem zakipi mi krew, jak poczytam komentarze na Pardonie o gejach wyjeżdżających z Polski z obawy przed dyskryminacją. Drodzy państwo komentatorzy, niech mi będzie wolno wyjawić wam prawdę objawioną: śmierdzi wam z majtek, do niczego w życiu nie dojdziecie, umrzecie w nędzy i dobrze wam tak.

Błysnęła jednak gwiazdka na mym otherwise ciemnym firmamencie: dobra dusza podesłała mi wywiad z Naszą Gwiazdą zmontowany przez chłopców z Pyta TV. PTV to taka fajna czeredka, która sprzedaje społeczeństwu następujący przekaz: “Wbrew temu, co się o nas mówi, my prawicowi debile również mamy poczucie humoru, a przynajmniej tak nam się wydaje”. A słynie Pyta TV z tego, że jeden z jej reporterów dostał kiedyś zasłużenie w ryj od Kazi Szczuki, za co cześć Kazi i chwała.

Teraz w kąciku “Jak kretyn z kretynem” odpytali pana WuWu. Gorąco polecam: Wojtek rozluźniony aż nadto, opowiada historie o wcieraniu maści na hemoroidy w tyłek i gonieniu kotów w szkole. Niektóre fragmenty są wręcz nieprawdopodobne:

trabka.jpgPTV: Czy umie pan zwinąć język w trąbkę?
WW: (próbuje zwinąć język w trąbkę) Nie. (pomaga sobie ręką) Nie, kurczę, nie umiem. Jakbyście mi powiedzieli wcześniej, tobym się poduczył, bo to chyba żadna sztuka.
PTV: To jest uwarunkowane genetycznie.
WW: Aa, nie wierzę w te uwarunkowania gemetyczne. To wszystko jest propaganda. I to taka już pachnąca, przepraszam, żeby nie było skrzywienia, ale pachnąca troszeczkę gejowstwem. Ja nie mówię, że kto zwija w trąbkę, kto nie… Tylko jak ktoś już mówi, że coś jest uwarunkowane genetycznie — ja na ten temat czytałem poważną książkę naukowców z Hiszpanii. I oni twierdzą tak: są trzy dziedziny… To jest ważne, proszę posłuchać…

WW: (oglądając zdjęcie Natalie Portman) W porządku jest… Nie mogę powiedzieć więcej, bo ja jestem człowiekiem zamężnym.

piesek.jpgWW: Tak samo z tą całą Doliną Rospudy. Można tam było znaleźć inny projekt na budowę drogi, ale tam ginie co rok sto kilkadziesiąt osób. A dla nich ważniejsza jest myszka, ważniejszy jest kret, ważniejsze jest nie wiem co tam jeszcze… jakiś szczur wodny niż sto kilkadziesiąt osób zabijanych.

W celu weryfikacji wypowiedzi mały cytacik: “Według statystyk przez ostatnie 15 lat na augustowskim odcinku “ósemki” wydarzyło się 116 wypadków drogowych, w których zginęło 15 osób, a 128 zostało rannych.” (źródło: www.motogazeta.mojeauto.pl)

Ja w ogóle sam jestem wielkim miłośnikiem przyrody, każdą wolną chwilę spędzam na łonie przyrody, ale Zielonych uważam za neobolszewików. To jest po prostu… To jest po prostu czerwony, tylko pofarbowany na zielono. I nie mam do nich żadnego zaufania. Zrobili sobie nową religię. Matka Gaja, czy tam Geja, czy jak ona tam się nazywa… Przyroda. Nowy Bóg. To są chorzy ludzie.

No i co, słaby jest? Nie macie poczucia, że gdyby WuWu nie istniał, to my, lewako-sataniści, musielibyśmy go sobie wymyślić jako symbol intelektualnej impotencji skrajnej prawicy?

Wywiad trzeba obejrzeć w całości koniecznie, bo nie całe mięsko streściłem. Są jeszcze fragmenty o serkach homogenizowanych przenikających do krwi, głupich murzynach i nazigejopudlach. Ale najwięcej jest o gejach: “Brokeback Mountain” (“Ja rozumiem, że tam kobiet nie było, były tylko konie i kowboje wokół, no i z dwojga złego, no może ktoś powie, mniejsze zło wybrał facet”), gołe siusiaki, cytowane wyżej zabawne przejęzyczenia…

piesek2.jpgWW: Pornografia. Za tym idzie właśnie masturbacja. Za tym idzie jakieś szukanie kontaktów. I tutaj się pojawia cały świat gejowski, który ma ofertę, bo to są pieniądze… Bo to… I on może się wciągnąć. Dlatego ja stawiam tezę, którą stawia wiele osób na tym się znających, że homoseksualizm jest wyuczony. Jest produktem wychowania. Jest produktem po prostu złego przykładu. Złego środowiska. Ja, który byłem w klasie z samymi dziewczynami, z definicji gejem być no po prostu nie mogłem. (…) Niektórzy może są w klasie z samymi chłopakami, może, nie wiem, różnie, im jest może trudniej, nie wiem…

W świetle powyższego najśmieszniejszym tekstem z całego wywiadu jest dla mnie ten:

Ja nie mam obsesji na temat homoseksualistów!

Zaiste.

“Rzepa” wykryła tajne plany gejów!

June 17th, 2007 17 comments

Dzięki, Wojtek, za linka.

Tak, “Rzeczpospolita”, nasza Królowa Obiektywizmu, opublikowała tajne plany gejowskiego lobby. Opublikowano je w 1987 roku w piśmie dla homoseksualistów zatytułowanym “Guide Magazine”. Autorzy, Marshall Kirk i Hunter Madsen (pod pseudonimem Erastes Pill), opisują w swoim tekście “zasady, jakie powinien stosować ruch homoseksualny, aby zaistnieć w mediach i uczynić swój program strawnym dla przeciętnego Amerykanina”:

  1. Mówcie o homoseksualistach i homoseksualizmie tak często i tak głośno, jak to możliwe.
  2. Przedstawiajcie gejów jako ofiary, nie jako agresywnych rywali.
  3. Dajcie obrońcom poczucie, że działają w dobrej sprawie.
  4. Zadbajcie, żeby geje dobrze wypadali.
  5. Sprawcie, aby wrogowie wypadli źle.
  6. Szukajcie funduszy.

Każdy fan teorii spiskowych zna określenie the smoking gun — czyli superdowód, dymiący pistolet znaleziony przy podejrzanym o zabójstwo. Powyższy tekst to jak stenogram ze spotkania Kubańczyków z CIA i mafią, na którym to spotkaniu zapada decyzja o odstrzeleniu JFK. Warto więc przyjrzeć się bliżej tej publikacji. Udałem się zatem do Gugla.

Powiem wam, bracia i siostry, najwyraźniej lobby gejowskie owej książki ani artykułu nie promuje. Za to jego fragmenty można znaleźć na dosłownie setkach stron Ciasnych i homofobów. Wszyscy piszą mniej więcej taki sam wstępniak jak “Rzepa”:

W 1987 r. w gejowskim czasopiśmie “Guide Magazine” ukazał się artykuł formułujący zasady, jakie powinien stosować ruch homoseksualny, aby zaistnieć w mediach i uczynić swój program strawnym dla przeciętnego Amerykanina. Publikujemy jego obszerne fragmenty

Problem w tym, że redakcja “Guide” twierdzi:

Nigdy nie wydrukowaliśmy takiego artykułu. Jego autor nigdy nic u nas nie zamieścił.

Auć.

Ponoć to nie było “Guide”, tylko magazyn “Christopher Street”, który — how convenient — już nie istnieje. Jak tu jednak ufać treści, skoro jedyna weryfikowalna informacja okazuje się fałszywa?

Na szczęście autorzy domniemanego artykułu rozwinęli jego ideę przewodnią w książce “Po balu. Jak Ameryka w latach 90. pokona swój strach i nienawiść wobec gejów”. Ciaśni twierdzą, że sprzedawała się jak świeże bułeczki. Zajrzyjmy zatem na Amazon. Hmm… Pozycja na liście bestsellerów: dziewięćset dwadzieścia dziewięć tysięcy dzięwięćset dwudziesta. No ale to droższa wersja, w twardych okładkach. Tańsza jest dużo wyżej, bo już na trzysta sześćdziesiąt cztery tysiące czterysta dziewięćdziesiątym szóstym miejscu.

OK, kto ją kupuje? Otóż “klienci, którzy nabyli tę książkę, kupili również 1. Marketing Zła, 2. Agenda homoseksualna podstawowym zagrożeniem wolności religijnej, 3. Jak aktywiści gejowscy i lewicowi sędziowie redefiniują małżeństwo, 4. Homoseksualizm i prawda i 5. ACLU kontra Ameryka: tajny plan przeinaczania wartości moralnych“.

Ach.

Czyli wyobraźcie sobie, że geje napisali książkę, którą kupują wyłącznie homofobi. Ciężko zatem będzie dowiedzieć się, co tak naprawdę jest w niej napisane, chyba że oprzemy się na recenzji z “Publisher’s Weekly”:

“The gay revolution has failed,” proclaims the first sentence of this punchy call to arms, Madison Avenue-style. To overcome Americans’ deep-rooted aversion to gay men and women, psychologist Kirk and ad man Madsen propose a massive media campaign designed to correct stereotypes and neutralize anti-gay prejudice. The provocative sample ads included here (together with analyses of their potential impacts) effectively challenge popular assumptions about homosexuality. The authors encourage gays to “come out of the closet,” and they outline a code of gay ethics calling for mature love relationships and greater moderation in sex. Full of fresh ideas, their book is aimed at straight and gay readers, with chapters that debunk “folk theories” on the supposed roots of homosexuality in mental illness, gender confusion or dislike of the opposite sex.

W trakcie szperania po google’u trudno mi było nie zauważyć jednego: kompletnego braku dyskusji czy odniesień do owej książki i artykułu na stronach gejowskich. Temat jest już zresztą lekko nieświeży, więc nie ja pierwszy to zauważyłem; na pewnym blogu znalazłem taki tekst:

Albo a) geje i ich stronnicy po prostu nie wiedzą, że taka książka istnieje lub też niezbyt ich interesuje jej zawartość, albo b) tak jak w przypadku sekretnego masońskiego uścisku dłoni, wszyscy poprzysięgliśmy milczenie. A teraz się wydało.

Podsumowując: pod koniec lat 80. dwóch homoseksualistów napisało książkę, która, jak twierdzi jeden z jej autorów pod cytowanym wpisem z bloga, spotkała się z ogólną krytyką ówczesnego środowiska aktywistów gejowskich. O publikacji zapomniano; dopiero 15 lat później środowiska religijnej prawicy uczyniły z niej “Protokoły Mędrców Syjonu”. Warto mieć świadomość jednego: owe sekretne plany gejów nie są wyjawiane przez agencje prasowe, nie są newsem dnia przedrukowywanym przez wszystkie gazety — aby posiąść do nich dostęp, trzeba czytywać portale religijnej prawicy, która z walki z pederastią uczyniła swój główny cel. Jaki dziennikarz korzysta z takich źródeł bez sprawdzenia podstawowych informacji? Hmm, dziennikarz zaangażowany?

Tags:

Kolejne nadużycie semantyczne?

May 11th, 2007 17 comments

Stali czytelnicy bloga wiedzą, że rzadko piszę o tzw. IV RP, wolę raczej poruszać się po jej ekstremach. Cała ta Czwarta Rzeczpospolita jawi mi się jako konstrukt medialny, coś, co nie istnieje w rzeczywistości. Autorzy tego konstruktu kreują dla nas telenowelę o walce ze złym Układem, choć efekty tej walki w realnym świecie są raczej marne. Czuję się, jakby rzucano we mnie cały czas małymi kamyczkami, zapowiadając, że za chwilę dostanę porażający cios cegłą. Dostaję raport o działalności WSI w mediach (z którego wynika, że większy wpływ na czwartą władzę ma dawne ZHP), okazuje się, że proboszcz z “M jak Miłość” donosił na Mostowiaka, w końcu na moich oczach atakuje się Układ w służbie zdrowia, aresztując doktora G. i oskarżając go o łapownictwo. Ba, żeby tylko — również o to, że nie otrzymawszy łapówki od rodziny pacjenta, odłączył go od aparatury podtrzymującej życie. Krótko mówiąc — zabił. Minister sprawiedliwości na konferencji prasowej feruje wyrok, mówiąc:

ziobro.jpg

W tym niestety smutnym poznawaniu prawdy możemy powiedzieć o ważnym wydarzeniu w tym tego słowa znaczeniu, że już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie.

Ponieważ sądy nie kierują się wyczuciem dramatyzmu właściwym dla telenowel, konfrontacja wątku serialowego z rzeczywistością jest jak zderzenie bociana z Boeingiem: sąd stwierdza, że nie istnieje nawet prawdopodobieństwo, żeby doktor G. kogokolwiek zabił i decyduje o wypuszczeniu go za kaucją (kiedy to piszę, sąd apelacyjny wstrzymuje wypuszczenie doktora G. do czasu zapoznania się z aktami dostarczonymi przez prokuraturę, która odwołała się do SA od decyzji sądu okręgowego). Sam Ziobro tłumaczy zaś, że jego słowa zostały źle zrozumiane, bo, cytując gazetę.pl…

…stwierdził wtedy, że “ten pan nigdy już nikogo więcej nie zabije”, a nie powiedział, że ten pan kogokolwiek zabił. To — zdaniem Zbigniewa Ziobro — jest bardzo duża różnica. Minister sprawiedliwości tłumaczy, że to tak jak z pijanym kierowcą, który kogoś zabił. Odbierając mu prawo jazdy, można powiedzieć, że ten ktoś nigdy więcej nikogo nie zabije, bez względu na to, czy zrobił to umyślnie, czy też nie, bo o tym decyduje sąd.

Jeśli dobrze rozumiem tę wypowiedź, doktor G. według Ziobry jednak kogoś zabił, nie wiadomo tylko, czy specjalnie, czy niechcący — tak wynika z drugiej części. Z pierwszej za to wnioskuję, że zwrot “ten pan nigdy już nikogo nie zabije” nie sugeruje, że kogoś on w przeszłości zabił.

Hmm.

Wyobraźmy sobie, że wpadam na mieście na znajomego, który to przypadkowe spotkanie chce uczcić piwkiem w knajpie. Z godnością odpowiadam, że nie spożywam już alkoholu. “Świetnie”, cieszy się ów znajomy, “a więc nie będziesz już bił żony po pijaku?”.

Czy z tego dialogu wynika, że zdarzyło mi się zbić żonę po pijanemu? Odpowiedzi można słać na otkrytkach bezpośrednio do Zbysia na adres ministerstwa. Mi ta porażająca wiedza niepotrzebna.

Fot. Życie Warszawy

Tags:

UFO

March 27th, 2007 20 comments

Śniło mi się, że mieszkałem w kraju, w którym wszyscy wierzyli w UFO.

ufo2.jpgWiara w UFO w moim narodzie przyjmowała różne formy, w zależności od wykształcenia i miejsca zamieszkania. Na wsiach dominowała doktryna, którą bardziej oświeceni wyznawcy nazywali “prostą i piękną ludową wiarą w zielone ludziki”. Sami zaś wierzyli w Szare Istoty i potrafili bronić swych przekonań, zadając trudne pytania w rodzaju “Jeśli w Roswell faktycznie rozbił się balon meteorologiczny, to dlaczego nie zgłosił się po niego żaden meteorolog?”. Moi wykształceni, wielkomiejscy przyjaciele twierdzili, że pociąga ich wyłącznie duchowy wymiar wiary w UFO, siła płynąca z przekonania, że nie jesteśmy sami w kosmosie. Jednak co weekend, jak reszta narodu, i oni biegali po łąkach z cynowymi talerzykami zawieszonymi na sznurkach, krzycząc Ziuuuuuuu! Ziuuuuuuuu!

Wszystkich zaś, i tych prostych, i tych mądrzejszych, łączyło przekonanie, że ufoludki stąpały kiedyś po Ziemi, po czym ludzkość zrobiła im coś, co sprawiło, że fru! uleciały do swoich rodziców na odległej planecie. Wierzyli też, że pewnego dnia powrócą, a wraz z ich ponownym zejściem nastanie powszechna szczęśliwość.

iwanttobelieve.gifOczywiście pejoratywnego określenia “ufoludki” używali tylko odszczepieńcy. Nie było ich wielu i zbytnio się nie wychylali; kwestionowanie wiary w UFO w moim kraju nie było mile widziane, zwłaszcza od kiedy nasz rodak został dożywotnim przewodniczącym Światowego Kongresu Ufologicznego. Starali się swój sceptycyzm ubierać w ładne sformułowania w stylu “nie zaznałem łaski wiary w kosmitów”. Kiedy któryś z nich chciał powiedzieć coś niesympatycznego o UFO, zazwyczaj używał skomplikowanych metafor dziwacznych paraleli. Niektórzy dla świętego spokoju z okazji ważniejszych rocznic przebiegali się nawet po trawie z talerzykiem.

Teoretycznie wiara w UFO była sprawą prywatną, a w Konstytucji mojego państwa zapisano rozdział państwa od ufologów. Jednak mimo to wiele ulic i placów nosiło imię Przewodniczącego ŚKU, pamięć porwanych przez UFO czciło się na akademiach państwowych, a moje dzieci miały w szkole jedną godzinę ufologii tygodniowo. Mogły zamiast tego iść na lekcję astrofizyki, ale o specjalistów w tej dziedzinie było ciężko, więc zajęcia zazwyczaj prowadził pan od wuefu, a czasem nawet ufolog.

ufo.jpgLudzie zamieszkujący sąsiednie kraje troszkę się z nas podśmiewali — u nich istnienie UFO było od dawna kwestionowane przez ogół, a ufologów nikt nie traktował poważnie. Mieszkańcom mojego państwa coś takiego nie mieściło się w głowach — u nas w UFO wierzono od pokoleń, była to wiara naszych praojców, cementująca naród w trudnych chwilach.

Owe kpiny tylko wzmocniły naszą wiarę, nauczyły nas być z niej dumnymi. Biegaliśmy z talerzykami, studiowaliśmy księgi spisane przez tych, co dostąpili łaski pobytu na pokładzie latającego spodka, wyznawaliśmy zapisane w księgach wartości. Pewnego dnia przyleci UFO i uniesie nas hen, daleko na odległą planetę, a my będziemy przez lufciki statku kosmicznego patrzeć, jak nasi sąsiedzi mają się z pyszna.

Foto: randi.org, markjamesmurphy (fark.com), sheilajoynes.com

Śmieszniej już chyba nie będzie

March 16th, 2007 16 comments

orzechowski.jpgSię dzieje, bracia i siostry. Najpierw środowisko pedagogów promujących homoseksualizm zelektryzowała wiadomość, że będą musieli odejść z pracy, a jak ich dyrektor nie zwolni, to trafi do więzienia. Jak zwykle przy takiej okazji na forum strony nauczyciel-gej.pl powróciła dyskusja nt. “Co to znaczy propagowanie homoseksualizmu”. Jeden użytkownik dopytuje się, czy będzie mógł nadal chodzić po szkole w apaszce. Na to pytanie z radością odpowiada mu wiceminister edukacji Mirosław Orzechowski:

Zostanie to precyzyjnie sformułowane w ustawie, nad którą pracujemy.

Jeżeli precyzyjnie, to na pewno znajdzie się w niej kilka paragrafów na tekstylia.

pilka.jpgZ kolei Marian Piłka i inni posłowie PiS, wśród nich showman Cymański, ten od mamy, mają inny fajny pomysł. Chcą nam odebrać świerszczyki, ale na poważnie, jak w PRL. Za posiadanie pornografii ma według projektu nowej ustawy grozić do roku więzienia. Tu z kolei definicję pornografii “ustali się na posiedzeniach komisji”.

Marian Piłka to ten pan, co powiedział, że dla Matki Polki najważniejsze jest wychowanie polskich patriotów w naszej świętej katolickiej wierze. Mam na jego temat swoją teorię: otóż w jego biografii można przeczytać, że urodził się w Trąbkach koło Garwolina. Jeśli ktoś przedstawia się “Jestem Piłka z Trąbek”, to mogą się pojawić problemy z rówieśnikami, co z kolei generuje frustrację, frustracja się odkłada i w końcu delikwent wybucha: “Śmiejecie się? To ja wam zabiorę pornole!”.

Inny news z Pacanowa: poseł Wierzejski w Polsacie zadeklarował, że “Naród w sprawach fundamentalnych, moralnych, nie powinien zabierać głosu” (ściągam od Sesolello). W takich kwestiach może zabierać głos tylko taki, że tak powiem, nadczłonek społeczeństwa jak pan poseł, względnie jego kolega Romek.

A propos Romka: przeczytałem w prasie kolorowej, że swoją żonę Basię poznał na wiecu Młodzieży Wszechpolskiej, do której należała od 16. roku życia. How romantic. I co, głupio wam teraz, wy, którzy swoje żony poznaliście nad ranem w klubie, po pigule?

Fot. Małgorzata Kujawka/AG (Orzechowski), ukgaynews.org.uk (Piłka)