Archive

Archive for the ‘Personalo’ Category

Arnold siedzi

August 25th, 2006 6 comments

Za wrocławskim wydaniem GW:

Arnold B., kontrowersyjny wrocławski biznesmen i ubiegłoroczny kandydat na prezydenta Polski, siedzi w areszcie. Prokuratura zarzuca mu udział w grupie przestępczej i wypranie nawet kilku milionów brudnych pieniędzy.
Arnold B. to jeden z najbardziej kontrowersyjnych przedsiębiorców Dolnego Śląska. Ma 38 lat. Po kolei zajmował się reklamą (spółka Astec SA), filmem i reżyserią (animowana bajka “Swojaki” została zaprezentowana na 19. edycji festiwalu Ale Kino!), prowadził agencję modelek i organizował castingi do filmów (m.in. samodzielnie wyprodukowanej parodii “Wiedźmina”). Jest właścicielem agencji Elita, która zajmuje się handlem, reklamą, animacją, filmem i telekomunikacją, a od dwóch lat wprowadza sieć bezprzewodowego internetu eteria.net.

Rok temu ogłosił, że wystartuje w wyborach na prezydenta RP, ale nie udało mu się zebrać wymaganych 100 tys. podpisów. Podczas krótkiej kampanii zaprezentował jednak swoje sztandarowe poglądy: zniesienie przymusowej służby wojskowej i walkę z dyskryminacją kobiet w ciąży przez ZUS.

Policjanci z sekcji do walki z przestępczością gospodarczą zbadali powiązania między firmami B. i przeanalizowali wpłaty gigantycznych sum pieniędzy, jakich dokonywał on pomiędzy rachunkami bankowymi. Wpadli na trop wielkiej pralni brudnych pieniędzy.

– Pochodzące z przestępstwa środki płynęły z Poznania. Trafiały na rachunki wrocławskich spółek należących do B., po kolei na różne konta. Najczęściej były to wpłaty od kilkunastu do kilkuset tysięcy złotych. B. nie miał zwyczaju prowadzenia księgowości, więc co jakiś czas dla bezpieczeństwa po prostu zakładał nową firmę i proceder ruszał od nowa — mówi oficer policji pracujący przy sprawie.

Śledczy wzięli pod lupę skomplikowaną sieć firm należących do B. — To był bardzo sprawnie zorganizowany proceder — przyznają. — B. był szarą eminencją, a pracowali dla niego głównie znajomi.

W areszcie znalazło się również sześciu współpracowników B., w tym Sylwia O., była modelka, która razem z Arnoldem B. reżyserowała “Wiedźmana”.

Prok. Robert Łęcki, naczelnik Wydziału V wrocławskiej Prokuratury Okręgowej: — Wszystkim postawiliśmy zarzuty działania w zorganizowanej grupie przestępczej i prania brudnych pieniędzy.

Na swojej stronie internetowej Arnold B. wylicza swoje umiejętności: znajomość prawa gospodarczego i podatkowego, znajomość zasad księgowości i organizacji przedsiębiorstwa, umiejętność wydajnego zarządzania finansami.

Policjanci: — Rzeczywiście. W ciągu półtora roku wyprał kilka milionów złotych.

Nie chcę tu być zbytnio hermetyczny, ale wszyscy, którzy odwiedzają Usenet, wiedzą, o kogo chodzi. Człowiek obecny na wielu grupach dyskusyjnych, zabraniający przetwarzania swoich danych osobowych, gdy ktoś używał jego nazwiska (no, to teraz dopiął swego) i grożący mordobiciem oponentom w dyskusji.

Ekspert grupy o seksie, doradzający uciskanie nasady członka jako remedium na wiele problemów (wątek o aresztowaniu na owej grupie: Już nam nie doradzi…)

Krytyk filmowy opisujący większość filmów zwrotem “kupa niemożebna” (tytuł wątku na grupie filmowej: Kupa niemożebna posadzona). Jego Listę filmów według podobania się czytywałem sobie w chwilach smutku i deprechy.

Rycerz walczący z warunkami licencji OEM Microsoftu na grupie poświęconej prawu.

Wpiszcie sobie w google “buzdygan” i napawajcie się geniuszem mistrza. Mój (i nie tylko mój chyba) ulubiony cytat: Jeszcze raz zapajacujesz moim kosztem, a rozsmaruję cię na betonie.

Tags:

Pocztówka znad morza

August 16th, 2006 5 comments

Kochani,

Nad morzem było super, ale najpierw byliśmy na Mazurach, w chatce, której właścicielem jest uroczy siwy pan urzędujący tam ze swoją narzeczoną. Pan i pani to ludzie światowi i bywali, ale i tak wycięli mnie w pień. Zaczęło się od niewinnej uwagi: Miałam kiedyś takiego pieska, co to jak Zdzisio Maklakiewicz przychodził — a on się zawsze tak przytulał na przywitanie — to ten piesek się między nas wciskał i go odpychał. Potem się okazało, że na Piwowskiego mówią Piwek i żałują, że się z nim nie widzieli już chyba z półtora miesiąca. Do tego autentyczne opowieści o Himilsbachu. Jedna taka na ten przykład, jak to Himilsbach z Basią przyszli do mamy Roberta — już czujecie różnicę między tą historią a tymi innymi zmyślonymi, nie? — żeby ją przeprosić za coś tam. I Himilsbach chrypi: Szanowna pani, chcieliśmy jak najuprzejmiej przeprosić za zaistniałe nieporozumienie, szturcha Basię i rzuca No kurwa, powiedz coś… Wszystko to dla mnie jako dla człowieka, który w ósmej klasie znał całą listę dialogową Rejsu na pamięć, było przeżyciem mistycznym.

A potem pojechaliśmy do Białogóry, w sensie nad morze. I powiem wam tak:

Poród — ciężka sprawa. Wstawanie w nocy po pięć razy — owszem, nielekko. Ząbkowanie — nieprzyjemne. Wszystko to chuj w porównaniu z wyprawą rodzinną nad morze. To jest, proszę ja was, hardtkor totalny. Dojazd, wyprawy półtora kilometra na plażę, w wózku woda, ręczniki, kocyki, zabawki, kiełbasa, gazeta, majtki, w to wszystko wbity parawan, na wózku jedzie jeden bachor, drugi się drze, że nie może jechać na wózku, parking kurwa 8 złotych za dobę i chuj ci w dupę, że zostawiasz samochód tylko na trzy godziny. Wkoło ryby smażone, frytki, lody, piwo, zespoły disco polo na żywo, baloniki, piłeczki z plastikową biżuterią za złotówkę, lepsze modele za dwie, całodniowy festyn świąteczny zorganizowany przez Rodzinę Parafialną ze strzałami z armaty i dwukrotnym występem zespołu Duo Dance — raz z rana i raz z wieczora, z lekka najebani tatusie wąsaci w łańcuchach popychający pociechy w stronę morza, tłuste brzuchy normalnie, i tylko najgorzej, jak sobie uświadomisz, że jeden z tych tatusiów to ty, sans wąsy, ale to się nadrobi na następny sezon. A do tego dziewczęta licealne w t-shirtach z wesołym barankiem i podpisem PAN MNIE STRZEŻE, delikatnie prowokującym do brutalnego gwałtu i niedbałego ukrycia ciała pod ściółką.

Ale i tak luz — Białogóra po pierwsze do całkiem niedawna była terenem wojskowym i tylko wojsko mogło się kąpać i robić zamki na plaży, a do tego od morza oddziela ją wspomniany półtorakilometrowy pas lasu, co skutecznie eliminuje większość dresiarstwa — no bo nie da się podjechać samochodem pod samą wodę. Za to pojechaliśmy do Rozewia, żeby Hani pokazać latarnię morską. Jedzie się tam przez Karwię i Jastrzębią Górę — no to jest hardtkor. Ja nie wiem, jak tam można wypocząć, równie dobrze można byłoby się rozłożyć z leżaczkiem na rondzie Romana Dmowskiego. Zwielokrotniony ryk generatorów niskich częstotliwości miarowych z uchylonych szyb, przez które wystają łokcie, wąsy wszędzie, przejechać się samochodem nie da normalnie, bo wąsy idą środkiem ulicy — nic dziwnego, na chodniku już nie ma miejsca. Na samym końcu podróży, w Rozewiu pod latarnią smętny dresiarz przez 45 minut snuł telefoniczną litanię do dziewczyny, która odeszła z innym, a z tekstów, którymi operował, dałoby się wykroić warstwy liryczne do dziesięciu płyt z gatunku muzyki chodnikowej.

A potem zostawiłem małżonkę z dzieciarnią i posunąłem do Warszawy, z której do was, kochani, teraz piszę. Tato mój jak się dowiedział, że zamierzam wracać ostatniego dnia długiego weekendu po południu, doradził mi trasę opłotkami, przez setkę małych i większych miasteczek — w skrócie Tczew, Malbork, Iława, Żuromin (cześć, Robierto!). Z początku pomyślałem Głupi staruch, bredzi, ale dałem mu szansę. I oto się okazało, że droga to świetna i pusta do tego stopnia, że w pewnym momencie pomyślałem Ale mnie wyruchali, wszyscy zostali, nikt dziś nie wraca. Oczywiście było to wrażenie mylne, o czym przekonałem się wjeżdżając pod koniec podróżny na Drogę Krajową Nr 10, na której otoczył mnie rój chujów na warszawskich blachach, wyprzedzających na trzeciego, wciskających się w korek i generalnie pierdolących cały świat oprócz siebie i swojej matki.

Zatem trasę polecam, tylko uważajcie, jak macie mało w baku — na 75 kilometrach między Malborkiem a Iławą nie ma ani jednej normalnej stacji benzynowej, tylko same PPHU Delfin, czynne od 9 do 15 w dni powszednie. Ja nie uważałem i mało się nie zesrałem.

Tags:

Referral Fun cz. 2

August 7th, 2006 4 comments

No dobra, sok grejpfrutowy nie był jakimś strasznym sukcesem. A co powiecie na “Legia kurwa”? Pierwsze miejsce na Onecie, matkojebcy!

Tylko nie wiem, czy się cieszyć, czy bać…

Tags:

Jak z obrazka

July 30th, 2006 7 comments

W ten weekend zamieniliśmy się w archetypalną polską rodzinę, dokładnie taką komórkę społeczną, jakiej bronią pisiarze i elpeerowcy. Moje starsze dziecko przeżyło regres nocnikowy i regularnie srało pod siebie, moje młodsze głównie wyło, darło się i nie chciało spać, co uczyniło moją małżonkę zmęczoną, niewyspaną i rozdrażnioną, a ja się strasznie napierdoliłem w sobotę, więc całą niedzielę miałem monstrualnego kaca. Gdybyśmy jeszcze tylko chodzili do kościoła i byli bezrobotni, to by nas normalnie można było oprawić w ramki.

Tags:

Referral Fun

July 26th, 2006 2 comments

No i proszę. Dzięki systemowi sprawdzającemu, kto do mnie skąd przyłazi, dowiedziałem się, że Blog de Bart wyskakuje na pierwszym miejscu w wyszukiwarce Onetu przy haśle “sok grejpfrutowy”. Sukces?

Tags: