Ach, te zwodnicze tytuły “Gościa”, hihi
Coś czuję, że to będzie hit na prawicy. Internetowe wydanie „Gościa Niedzielnego” od rana wali na głównej stronie tematem dnia: „Dzieci w homozwiązkach — fakty!”. A w leadzie artykułu „Gość” uderza z grubej rury:
Dzieci z tradycyjnych rodzin są znacznie szczęśliwsze i zdrowsze niż te wychowane przez pary jednopłciowe — wskazują badania przeprowadzone przez naukowców z amerykańskiego Uniwersytetu Texas w Austin.
Haha, tylko nie.
Owszem, naukowcy z Austin przeprowadzili badania na dużej grupie Amerykanów (trzy tysiące respondentów w wieku 18-39 lat) i owszem, wyszły im różne smutne statystyki, które „Gość” z chrześcijańską sumiennością wylicza — o myślach samobójczych, braku pracy i problemach ze związkami — tylko że owe wyniki nie dotyczyły dzieci wychowywanych przez pary jednopłciowe. Dzieci wychowywane przez pary jednopłciowe w ogóle nie są uwzględnione w wynikach, uwzględnione są za to osoby, u których jedno z rodziców angażowało się w związki (lub związek) z osobami tej samej płci, przy czym autor badania Mark Regnerus nie dopytuje, czy było otwartym czy skrytym homoseksualistą albo czy był to np. pojedynczy epizod — a w opisie badania przyznaje sam, że nazywanie ich Mamą Lesbijką i Tatą Gejem jest umowne:
In the results section, for maximal ease, I often make use of the acronyms IBF (child of a still-intact biological family), LM (child of a lesbian mother), and GF (child of a gay father). It is, however, very possible that the same-sex romantic relationships about which the respondents report were not framed by those respondents as indicating their own (or their parent’s own) understanding of their parent as gay or lesbian or bisexual in sexual orientation. Indeed, this is more a study of the children of parents who have had (and in some cases, are still in) same-sex relationships than it is one of children whose parents have self-identified or are ‘‘out’’ as gay or lesbian or bisexual. The particular parental relationships the respondents were queried about are, however, gay or lesbian in content.
W sekcji z wynikami dla ułatwienia używam skrótów PR (dziecko z pełnej rodziny), ML (dziecko lesbijki) i OG (dziecko geja). Jest jednak bardzo możliwe, że zgłoszone przez respondentów związki rodzica z osobą tej samej płci nie oznaczały, że respondent (lub sam rodzic) określał ich orientację jako homo- lub biseksualną. Jest to bardziej badanie dzieci, których rodzice przebywali (lub w niektórych wypadkach wciąż przebywają) w związku z osobą tej samej płci, niż badanie dzieci homo- czy biseksualistów. Poprosiłem jednak respondentów o określenie, czy chodzi o związki męskie, czy kobiece.
Osób wychowywanych przez pary homoseksualne udało się wylosować w próbce jedynie kilka, co sam autor przyznaje w swoim blogu.
Do tego jeśli np. respondent pochodził z rozwiedzionej rodziny, w której jeden rodzic miał epizod homoseksualny, Regnerus wrzucał go do worka „homoseksualny rodzic”, nie do worka „rozwiedziona rodzina” — jak rozbrajająco tłumaczy, żeby zwiększyć liczebność grupy, która go najbardziej interesowała. W związku z tym w efekcie końcowym mamy grupy: „pełna rodzina”, „adopcja”, „późny rozwód lub opieka naprzemienna”, „wczesny rozwód, nowy związek”, „samotny rodzic”, „inne”. A „rodzic z epizodem homoseksualnym” gromadzi przedstawicieli wszystkich tych grup. Regnerus nie porównuje np. dzieci wychowywanych przez samotnych homoseksualistów z dziećmi wychowywanymi przez samotnych heteroseksualistów.
Czego więc dowiedzieliśmy się z badania? Najwyraźniej tego, że rodziny, w których rodzice są różnej orientacji seksualnej, są bardziej nieszczęśliwe od innych. Well, duh!
Podczas pisania notki odnalazłem artykuł, którego autor przeanalizował to badanie dużo dokładniej niż ja, więc mniej więcej od połowy pisania zrzynałem posiłkowałem się jego tekstem (komcionauta Jubal podrzuca link do kontynuacji). Samo badanie jest również dostępne za darmo w całości.
P.S. Przepraszam redakcję „Gościa”, notkę pisałem na szybko, nie zauważyłem, że przepisaliście po prostu newsa KAI. Nie wy jedni też nie zweryfikowaliście tekstu, „Fronda” też jedzie tym samym leadem. Soraski, „Gościu”, soraski!
eli.wurman :
Ochłoń, a potem przeczytaj. Ewentualnie odkryj scrolla.
A jeśli umiesz zadać zadać zamknięte pytanie bez jadu, to chętnie na nie odpowiem wprost.
psychoinformatyk :
Jaki pas? Jak na razie, to ja próbuję wyłuskać cokolwiek sensownego z twoich wypowiedzi. Nie wiem, pomóż mi trochę w ramach porządnego dyskursu. Zgubiłeś mnie w okolicach twojego przywoływania ruchu sufrażystek i zachwalania ich postawy “krok po kroku.” Ja na to stwierdziłam, że w świetle walki o prawa mniejszości jest to nieco po chuju, jeśli wybaczysz stwierdzenie; I mean, jeśli chcemy nazywać się państwem prawa, to wszyscy obywatele, bez wyjątku, powinni mieć te same prawa i być traktowani, well, równo. To nie jest coś, o co trzeba walczyć odrobinę za odrobinką – to jest coś, co rozwiązuje aktualizacja dwóch, trzech przepisów o antydyskryminacji.
Możesz mi rozwinąć nieco swoją postawę?
psychoinformatyk :
Skąd idiotyczny pomysł, że jestem zdenerwowany.
psychoinformatyk :
To jest Twoje prywatne emo, chuj mnie to obchodzi.
psychoinformatyk :
Jad masz za majtami.
psychoinformatyk :
Powstrzymaj swoje emo, to dostaniesz grzeczne pytania. Na razie jesteś cham, który rzyga komciami, które wpierają ludziom różne rzeczy, mieszasz systemy walutowe. Jak się nauczysz kultury dyskusji, to wtedy będziemy rozmawiać grzecznie.
psychoinformatyk :
Jezu! Ile razy trzeba ci tłumaczyć, żebyś przestał powtarzać tę głupotę. Państwo nie rozdaje dzieci. Państwo jedynie kontroluje, czy ktoś spełnia kryteria by zapewnić dziecku odpowiednie warunki.
Nekkoru :
A gdzie ja niby kontestuję bezdyskusyjną konieczność równości wobec prawa wszelkich grup?
Chciałbym, aby tego typu problemy dało się to rozwiązać za jednym zamachem pakietem ustaw, ale samo chcenie – moje, Twoje, czy stronnictw – nie sprawi, że zostaną one przyjęte (przynajmniej w kraju demokratycznym, gdzie indziej jakiś rząd pułkowników możne sobie zadekretować co chce).
Ale aby zostały przyjęte musi istnieć jakieś poparcie społeczne, zarówno w sensie miękkim (tj. przychylności części ludu, mediów itd.), jak i twardym tj. po prostu odpowiedniego odsetka osób, który zagłosuje na pewnych polityków, którzy zechcą przeforsować takie ustawy (albo dlatego, że właśnie na to dostali mandat, albo dlatego, że taki mają pogląd a ich elektorat to łyknie).
Jeśli dane społeczeństwo jest w takim stanie ducha, że można coś przeforsować od razu to świetnie. Niestety zazwyczaj nie jest (zwł. kwestiach obyczajowych) – i wówczas trzeba zacząć pracę nad zmianą postaw ludu. I ta praca – jak każda inna – powinna być wykonywana w sposób optymalny, co zazwyczaj polega na zdobywaniu kolejnych przyczółków. I to już kwestia pragmatyczna, a nie ideowa: bo cele (tu: absolutnej równości) pozostają niezmienione.
I trudno o czytelniejszy przykład zastosowania tej logiki w praktyce niż właśnie etap walki sufrażystek, w ogólniejszym i nadal niestety trwającym procesie emancypacji kobiet. Mianowicie:
1) aby kobiety miały równe mężczyznom prawa, muszą mieć wpływ na jego stanowienie,
2) a więc muszą mieć bierne prawo wyborcze
3) a więc muszą wywalczyć czynne prawo wyborcze, żeby mogły głosować na siebie.
1…3 to kolejność ważności, a 3..1 sekwencja w czasie.
Czy naprawdę widzisz w tym opisie cokolwiek kontrowersyjnego?
mietek_1899 :
A jak dziecko powie, że nie chce mieć rodziców Kowalskich z parafi Myciska Dolne, tylko tych inteligentnych bogatych i liberalnych panów, to kierownik domu dziecka w państwie postępowym powie mu: “Zamknij się liberalny gówniarzu, nie wiesz co dla ciebie dobre”?
psychoinformatyk :
Robimy to od wielu lat, z całkiem niezłym skutkiem.
psychoinformatyk :
Osoby homoseksualne mają to prawo.
psychoinformatyk :
Problem jest taki, że nie mówi absolutnie nic.
login99195 :
ziew.. podłącz się, krzyknij, wezwij imię nadaremno itd. jak na fforumku.
Ur argument jest też o tyle invalid, że sformułowanie “rozdaje” raczył spłodzić eli.wurman, do którego to się jedynie odniosłem (przypominając mu że niestety temat adopcji nie dotyczy tylko dziecka partnera), i od tej pory już nie padło. Więc i “ile razy trzeba” to drama show.
Dlatego napisałem “w pewien sposób” – bo czyni to właśnie przez regulacje prawne. Gdyby umknął Ci cytat, to proszę
@eli.wurman
Moje emo :) Faktycznie, namiętność taka mię ogarła, że dobranoc.
psychoinformatyk :
Tak, Twoje emo.
psychoinformatyk :
I co z tego? Czy to jakoś powoduje, że państwo staje się kimś, kto rozdaje dzieci? Nie.
psychoinformatyk :
Spierdalaj.
psychoinformatyk :
Jak pokazuje historia, zmiany antydyskryminacyjne są zazwyczaj wprowadzane przy ostrym sprzeciwie jeśli nie większości, to przynajmniej dużej części społeczeństwa. Wydaje się to logiczne – gdyby społeczeństwo sprzyjało prawom danej mniejszości, nie byłaby ona dyskryminowana.
I z tego wynika coś, co powiedziałem już parokrotnie i powtórzę jeszcze raz: w kwestiach dyskryminacji prawo powinno wyprzedzać nastroje społeczne. Prawa gejów tak się ślamazarzą, bo politycy zaczęli wyznawać religię sondażową, a przestali być wychowawcami społeczeństwa.
Wrócę jeszcze do tego:
Wyobraź sobie, że pojawia się partia polityczna dążąca do niewydawania nowych praw jazdy kobietom, motywująca to niechęcią mężczyzn do bab za kierownicą, pragnąca oszczędzić kobietom złego losu. Gdzieś tu jest racjonalne uzasadnienie (niepoparte badaniami – kobiety według statystyk jeżdżą lepiej od mężczyzn, choć mają gorszą opinię), ale tak naprawdę motywy są mizoginiczne. W tej fantazji niewinne i kompetentne osoby stają się ofiarami prawa, które niby to broniąc ich przed opresją, tak naprawdę samo opresję wprowadza.
Oczywiście kobiety mają wolną wolę (choć od niedawna), w sytuacji adopcji dzieci przez pary jednopłciowe pojawia się argument “THE CHILDREN, THINK OF THE CHILDREN”. Chciałbym zwrócić na coś uwagę. Od dzieci gejów (pomińmy lesbijki dla wygody wywodu) dużo bardziej dyskryminowane w szkole są dzieci-geje. Myślę, że się ze mną zgodzisz, że łatwiej jest być w szkole heteroseksualnym synem dwóch tatusiów niż homoseksualnym chłopcem z “normalnej” rodziny. To samo racjonalne uzasadnienie, którego istnienie zakładasz w kwestii dzieci par jednopłciowych, można przyłożyć do dzieci homoseksualnych. Homofobiczne społeczeństwo nie jest na po prostu gotowe na homoseksualne dzieci i młodzież, mogą one być prześladowane, trzeba je jakoś chronić. Co zatem z nimi zrobić? Przymusowy homeschooling? Szkoły specjalne?
Reasumując, nie widzę szans na rozdzielenie tego argumentu od homofobii.
Mam jeszcze prośbę: do Eliego – prosiłbym o przykręcenie emocji, dziękuję. Do ciebie, Psychoinformatyku – żebyś powoli kończył temat, bo naprodukowałeś dużo postów, w których już zaczynasz kręcić się w kółko, a twoja chęć ulżenia losowi osób LGBT wywołuje najwyraźniej tylko ich wzmożoną irytację.
psychoinformatyk :
Tylko tyle, że nie ma w zasadzie nic wspólnego z dyskryminacją przy rozpatrywaniu wniosków adopcyjnych. Chyba, że chcesz rozdzielić drogę do osiągnięcia takiego celu rozdrobnić na małe kroczki: najpierw zadowolimy się pozytywnym rozpatrywaniem wniosków o adopcję (skrót myślowy: “dawaniem dzieci”) homoseksualistom, ale tylko, jeśli to będą dzieci jakiejś innej mniejszości, takiej, co wśród społeczeństwa nie cieszy się aktualnie zbyt dużą popularnością? Może później pożebrzemy znowu, dostaniemy jakieś inne, których żadna normalna rodzina nie chciała a za dziesięć – dwadzieścia lat w końcu homoseksualiści dostaną dzieci rasy aryj– to znaczy, wiesz o co chodzi.
Spójrz, że w tym konkretnym przypadku, albo pełne równouprawnienie od razu, albo dyskryminacja. Nie ma żadnego innego wyjścia.
bart :
To nie są emocje. Mamy przykład kolesia, który bardzo sprawnie racjonalizuje homofobię, to jest niebezpieczne, tym bardziej, że jego dowodzenie jest kołowe (skoro nie ma przyzwolenia, to nie powinno być przyzwolenia, bo przyzwolenie będzie krzywdzić). Dyskusja z taką metodą dowodzenia jest bezcelowa.
eli.wurman :
No więc uznajesz wagę pracy nad przemiana społeczną – ja w swojej działce zresztą też np. zwalczając tendencyjne metody diagnostyczne, projektując tylko takie rozwiązania selekcyjne, w których używa się miar obiektywnych i/lub adekwatnych norm, rekomendując kandydatów bez patrzenia na płeć czy nadgarstek, eliminując mizogynicznych asesorów, zalecając wdrożenie rozwiązań ułatwiających pracę matki, identyfikując przypadki mobbingu homo itd.
A dzięki temu, że to wszystko jest oparte na danych mam też tę przyjemność, że jasno i wymiernie widzę postęp. Tylko właśnie postęp – nie zadekretowaną rewolucję (bo np. nowela antymobbingowa jest krokiem milowym, ale bynajmniej sama z siebie nie wpływa na aktywność ofiar – nad tym trzeba pracować np. z ich otoczeniem zawodowym)
Owszem, a od niedawna mają i jawną reprezentację w parlamencie, więc pora na skonsumowanie tego osiągnięcia, czyli ofensywę prawodawczą oraz skoordynowane z nią działania społeczne. i ja je popieram i się z nich cieszę.
Cóż, opisuje to co sądzę (ideę kroków) – niestety nie ma w tym eksplozywnego ani homofibicznego. Chciałaś rozwinięcia, wskazując moment “sufrażystek” w którym ponoć stałem się niezrozumiały – więc rozwinąłem. Może wcześniejsza dorozjaśni.
i też dobranoc.
psychoinformatyk :
To nie jest oparte na danych. To jest oparte na wrażeniach.
Wrażeniach ludzi, których to dotyka.
bart :
Zgadzam się z tym w pełni – nie ma innego wyjścia. Ale nie jest jakąś wiedzą tajemną to, że o ile nie występują czynniki zewnętrzne (np. wiążące regulacje unijne), uchwalanie prawa wymaga jego poparcia (przynajmniej przez część osób) – a jego budowanie trwa i czasem wymaga kompromisów. Co nie zmienia puli celów ostatecznych.
Resztę muszę chwilowo pominąć, bo dobranoc.
psychoinformatyk :
Nie istnieje coś takiego jak pula celów ostatecznych.
@eli, bart
Proszę oświećcie mnie (nie ironizuję), ale czy myślę źle, gdy w duchu zgadzam się ze zdaniem:
Dla dobra gejów w Iranie lepiej krzyknąć (będąc w Iranie) “Hej, nie zabijajmy gejów” niż “Pozwólmy gejom adoptować dzieci”.
Moje myślenie, że takie zdanie może być dobre bierze się z wrażenia, że drugi krzyk może zrobić za duży oburz społeczeństwa i utrudnić zrobienie jakiekolwiek postępu w kierunku dobra. To bardzo błędne wrażenie? Uważacie, że skuteczniejszą strategią (przypominam – w Iranie) byłoby od początku postulowanie zapewnienia pełnego zestawu praw dla gejów (i reszty uciskanych grup)?
pinkunicorn :
Myślę, że raczej idzie o to, że ani nie jesteśmy w Iranie, ani nie mamy żadnej władzy politycznej. Wszelkie teksty typu “a gdyby twoja matka w Iranie” silnie podejrzewam o bycie tylko parawanikiem, za którym można sobie pouprawiać *realną* homofobię na blogasku Barta.
psychoinformatyk :
Jest ahistoryczny. Traktując serio Twoje “1,2,3” wyszłoby, że nic się w tej kwestii nie zmieniło przez ostatnie 150 lat, a to przecież bzdura. I jeśli się przyjrzeć temu, jak to się stało, że sufrażystki jednak odniosły ogromny sukces wbrew – zdawałoby się – logicznej prognozie, którą ktoś taki jak Ty mógłby wysnuć około 1870, to może być cenna lekcja na przyszłość, jak dyskryminowana grupa może rozgrywać podziały w ramach dyskryminujacej większości. Bo przecież zawsze tam, gdzie politykę masz rozgrywaną między PO a PiS (Demokratów i Republikanów, etc.), tam mniejszość może bardzo dużo załatwić wygrywając jednych przeciw drugim. Już teraz mamy sytuację, w której politykom Platformy nie wypada pojechać tekstami otwarcie homofobicznymi, które rzucali bez żadnej krępacji w 2005 (ci sami ludzie). Bo oni już mają świadomość, że to może być te kilka procent.
@czescjacek
Si, thx.
@ pinkunicorn:
W przypadku Iranu sądzę, że masz rację, ale dyskusja tak naprawdę nie toczy się w Iranie czy o Iranie, tylko o naszym własnym polskim podwórku. Przywołanie Iranu miało zapewne dostarczyć porównania, dostarczyło zamętu.
Etap palenia na stosach mamy w Europie już na szczęście za sobą, wiemy że to było zło i ekstrapolujemy w przyszłość. Tu i teraz mamy sytuację powszechnej dyskryminacji różnych kategorii społecznych z uwagi na wyróżniający je z ogółu czynnik – kolor skóry, orientację seksualną – który jest niezależny od ich własnego wyboru. Zgadzamy się że jest to złe i należy z tym coś zrobić. Dyskusja dotyczy tego, czy lepsza jest metoda małych kroków czy też radykalna rewolucja.
Powiem tak: sercem jestem za rewolucją. Metodą małych kroków nie poprawimy znacząco sytuacji i za trzydzieści lat, bo wciąż będzie dominował w społeczeństwie wąsaty model nietolerancji, powielany przez miliony prostych ludzi całkowicie bezrefleksyjnie. Powie ktoś, że dramatyzuję, bo przecież społeczeństwo ewoluuje samo z siebie, dokonuje się edukacja i laicyzacja, proszę przyjrzeć się choćby kwestii nieślubnych dzieci i ich matek, jeszcze 40 lat temu status “panny z dzieckiem”, szczególnie na wsi był gorszy niż dziś status kolorowego homoseksualisty. Ale to idzie wolno, zbyt wolno, mamy dwudziesty pierwszy wiek i budujemy autostrady.
Prawa wyborcze kobiet nie bulwersują dziś nikogo oprócz JKM, ale może pomińmy przypadki patologiczne. Dla patriarchalnego społeczeństwa szokiem jednak były. Szoki jak się zdaje społeczeństwom na ogół robią dobrze. Dlatego też jestem za sprawieniu społeczeństwu w Polsce (na razie) szoku i całkowitym równouprawnieniu związków homoseksualnych, z możliwością adopcji lub wychowywania dziecka spłodzonego przez któregoś z partnerów/partnerek w sposób, powiedzmy, tradycyjny.
Argumenty kołowe o tym, że się nie da, bo się nie da, oraz pochylanie się nad losem dzieciątek prześladowanych przez rówieśników oddalam. Dzieci są głupie i okrutne, wiemy, ale daje się je wychować o ile wychowani są ich rodzice. Tak, to trudne, ale można, wystarczyłoby egzekwowanie przepisów prawa.
Pytanie, kto miałby tę rewolucję zrobić? W sejmie mamy kilka rodzynków, ale na skutek słabego PR wciąż balansują na krawędzi skandalu lub bycia egzotyczną ciekawostką zamiast wpływową opcją polityczną. Tu trzeba będzie wiele wysiłku, liczę na młodych, bo moje pokolenie #po40 jest niestety chyba stracone.
@vauban
Si, ja w ogóle nie odnoszę tematu do PL. Podejrzewam, że gdyby Tusk przepchnął (pytanie, czy mu by wtedy 1/3 klubu nie odpadła i by nie przepchnął) związki partnerskie z adopcją dla homo, to byłby oburz episkopatu, PiSu, i trochę części społeczeństwa. Po czym ta część społeczeństwa by zobaczyła, że panbu nie rzucił piorunem w PL, wszyscy żyją itd. Trochę jak z wejściem do UE.
bart :
True. Swoją drogą smutne (dla mnie, poznawczo), że tak wiele rozstrzygnięć daje się przeforsować nie tylko wobec zupełnego badań, ale także w obecności danych i wyników sprzecznych z tezą – i że robią to naukowcy.
Dosłownie dziś mam dla pewnej osoby znanej m.in. z kampanii antyprzemocowych wobec dzieci przeanalizować artykuł o cudownym tytule The Science and Statistics Behind Spanking Suggest that Laws Allowing Corporal Punishment are in the Best Interests of the Child” będący właśnie przykładem próby (jak w Twoim o prawie jazdy) umotywowania prawnej dewolucji albo zapobieżenia ewolucji (np. w Polsce).
I to chętnie.
Cieszę się, że to podniosłeś, bo m.in. mam okazję wyjaśnić o jakich ludzi od początku mi chodziło (bo nie o mnie): o psychologów i psychoterapeutów zajmujących się pomocą dzieciom. Są to osoby, które znają skalę dramatu (samobójstwa, depresje, uzależnienia itd.), widzą działające tu mechanizmy i trendy z bliska ale pomimo całego swojego oddania sprawie walki o niedyskryminację (w tym niektórzy o wręcz “homospecjalizacji” ) – obrywają łatką homofobów, jeśli tylko wyrażą wątpliwość wobec logiki rewolucyjnej.
A robią to właśnie dlatego, że wiedzą, iż jeszcze nie są w stanie zapewnić jakiejś ochrony nowym kategoriom ofiar. I tu cała różnica miedzy Twoimi 1) dziećmi homoseksualnymi, a 2) przysposobionymi przez oficjalne homopary. Pierwsi są, drudzy (w PL) dopiero się pojawią (w sensie takim, że będzie to czytelna, dostępna informacja, bo że są nieoficjalnie to jasne).
I cały mój point sprowadza się do sprzeciwu wobec walenia wielkim kwantyfikatorem przy diagnozie homofobii u osób, które mają pogląd typu “jeszcze nie” w tej czy innej kwestii – jednocześnie będąc całym sercem (i ręcami) po antydyskryminacyjnej stronie barykady. A że tacy są, to po prostu wiem, w tym m.in. homoseksualni psychologowie. Te same osoby będą przeciwko większości form ujawniania stygm np. faktu seropozytywności osoby (w pracy, szkole itd.) – nie dlatego, że są hivofobiczne. To po prostu wynika z natury ich pracy, że są uwrażliwione przede wszystkim na jednostkę i jej koszta, a nie stan prawny i postęp cywilizacyjny.
Choć trzeba sobie jasno powiedzieć, że taka sytuacja (i argument) nie może trwać bez końca, tj. musi nadejść moment (i tu dyskusja “kiedy”), w którym argument kosztów stygmy traci ważność, bo nie da się osiągnąć dalszego postępu w zmianie społecznej, bez jednoznacznych regulacji prawnych, sankcji itd.
Z dziką chęcią, bo dla mnie temat w sensie własnej inicjatywy skończył się wczoraj o 17:14. Niestety od czasu wypowiedzi eli.wurman o 19:24 i Nekkoru o 19:38 cały czas tylko odpowiadam. I chętnie zakończę kręcenie się w kółko, o ile np. eli.wurman zaprzestanie próżnego wysiłku robienia ze mnie homofoba (bądź homofoboexplainera) wbrew prostym i nieanonimowym (bo jestem jednoznacznie góglalny) deklaracjom, tudzież osoby która nie wie jak powstają dzieci, czy co wchodzi w zakres tematu adopcja.
Te osoby nie są jedyną reprezentacją LGBT . Gdyby to nie była dziecinada dla równowagi zawezwałbym własne, które nie będą skłonne przypisywać mi błędnie rzeczy brzydkich, li tylko na podstawie własnej reakcji na słowa kluczowe. pinkunicorn przykładowo zechciał dostrzec niekontrowersyjność tematu w zakresie first things first.
psychoinformatyk :
I tu pada proste pytanie: czy dotychczasowe badania z innych krajów, np. z USA, wskazują na jakieś zagrożenia psychiczne dla dzieci par jednopłciowych? Bo jeżeli nie, to te wątpliwości są motywowane jakąś nieuświadomioną lub źle tajoną homofobią (tu wtręt wyrażający konflikt interesów: mam bardzo złe zdanie o polskich psychologach; z zetknięcia z wieloma z nich odniosłem wrażenie, że powtarzają dogmaty ze studiów i umacniają własne uprzedzenia, nie będąc otwartymi na nowe informacje i wyniki badań).
Autor omawianego w notce badania w swoim artykule w “Slate” zanim odjechał w swoje mambo-dżambo, przedstawił obecny stan wiedzy (zachęcam do kliknięcia w link, tekst jest najeżony odnośnikami do badań):
Powyższe tyczy się oczywiście głównie kwestii rodzinnych, ale jeśli dzieciom par jednopłciowych homofobiczni równieśnicy zamienialiby szkołę w piekło, musiałoby to się odbić jakoś na ich rozwoju czy problemach psychicznych. Z tego co wiem, badania nie potwierdzają, że dzieci par jednopłciowych są częściej zaczepiane w szkole (zaczepiane są podobnie jak inne dzieci, jedynie w ich wypadku częściej powodem zaczepek jest jednopłciowość rodziców).
Jeśli chcesz powstrzymać dążenia antydyskryminacyjne, lepiej, żebyś miał ważne powdy. Mam poważne wątpliwości, czy te powody naprawdę istnieją.
czescjacek :
Gdyby ktoś próbował analizować sytuację w Polsce przez paralele irańskie sam nazwałbym to demagogią. Tu padły jako
a) przykłady strategii w jakiejkolwiek zmianie społecznej (że występują w niej kroki, w pewnym porządku czasowym i ważnościowym; ogólnie, że dobry plan nie jest zły).
b) oraz jako konkretne problemy w tamtych krajach.
A mój prywatny pogląd na na sytuację specyficznie polską wyraziłem w zalinkowanym poście: tak, uważam, że w Polsce aktualnym problemem jest instytucjonalna dyskryminacja i zgadzam się z bartem, że jest ona ukryta m.in. właśnie w regulacjach adopcyjnych. I akurat tak się składa, że osobiście jestem w tej kwestii ostrożnym optymistą, tj. sądzę, że nadszedł czas aby forsować regulacje prawne w tym obszarze (na równi z innymi kwestiami typu spadki, kredyty itd.), bowiem poziom dla ich akceptacji w społeczeństwie jest wystarczający.
Ale to moja opinia: nie oskarżam automatycznie osób (typu psychoterapeuci), które też chciałyby, ale boją się o homofobię – bo wiem, z czego wynika ich troska/obawa i że jest nieudawana.
wo :
Bynajmniej, przecież tam napisałem “etap walki sufrażystek, w ogólniejszym i nadal niestety trwającym procesie emancypacji kobiet”. Oczywiście, że się zmieniło i na szczęście się nadal zmienia – co nie zmienia faktu, że wywalczenie praw wyborczych było pierwszym wielkim krokiem i absolutnie podstawową kwestią (bo dopiero czynne i bierne prawo wyborcze daje realna siłę i reprezentację).
Ale ja z tym nijak nie dyskutuję. Powtórzę: tak, obiektywnie rzecz biorąc czasem trzeba zrobić krok radykalny, dokonać punktowej zmiany, przyjąć legislację – i to one będą kamieniami milowymi, a nie powolna zmiana (zresztą indukowana i akcelerowana przez te pierwsze). Ale z tego, że czasem i w końcu trzeba, nijak koniecznie nie wynika, że należy atakować wszystkie fronty na raz (bo można niechcący zrobić sobie kuku, np. tracąc z trudem zdobytą władzę).
No zgadzam się. Dlatego napisałem:
bart :
Ale one nie wyrażają powątpiewania, 1) czy pary jednopłciowe w ogóle są w stanie stworzyć dzieciom dobry dom, tylko 2) czy aktualnie (np. w PL) są w stanie ochronić je przez krzywdą. Na 1) odpowiadają si, a 2) no.
Owszem i to na wielu różnych polach. M.in. dlatego, że są – na tle np. Zachodu – bardzo słabo wyszkoleni metodologicznie i po prostu nie są w stanie przyswajać wiedzy zawartej w publikacjach naukowych (za dużo matematyki i wykresów – wolą ciepłą narrację autorytetu).
Jestem po lekturze kompletu (byłem w trakcie pisania notki, gdy odkryłem Twoją) więc znam to i nie umiem sobie tej wolty wytłumaczyć inaczej, niż przez to o czym wspominałem wcześniej: że po prostu uznał, że musi odpłacić pokrętnymi sformułowaniami (wiedząc jak zostaną zinterpretowane) za finansowanie badania na próbie losowej; a zrobił to nader sprytnie/dupochronnie ale i tak oberwie.
Ależ – ja jako ja – nie chcę niczego powstrzymywać – poza pochopnym tagowaniem #homofob osób takich, o których pisałem.
psychoinformatyk :
Tej, no ale nikt nie jest w stanie ze stuprocentową gwarancją “ochronić” dzieci przed krzywdę, więc dlaczego własciwie dowalasz się akurat do par homo, a nie do par: biednych, wege, rasta, jehowych, jeżdżacych na trójkołowych rowerkach itd?
wo :
Pomijając to, że ja się akurat do niczego nie dowalam (wręcz przeciwnie), to akurat temat homoadopcji nakreślił bart (w notce ogólnie i w komentarzu od którego wyszedłem, mając zresztą na myśli osoby, które akurat tym się parają.
Stąd, ale ogólnie oczywiście zgoda: temat dyskryminacji dotyczy długiej listy stygm, wykluczeń i takich tam. Ja np. zajmuję się sporo bullyingiem rówieśniczym na tle religijnym, sprawnościowym, czy osobowosciowym, a także skrzywieniami w ocenie i odbiorze uczniów przez nauczycieli (np. na tle stereotypów płciowych). Tutaj jednak mało kto znaczny śmie otwarcie wyrazić sądy dyskryminacyjne (poza może kontekstem religijnym) – co bynajmniej nie zmniejsza skali problemu
psychoinformatyk :
A skoro potencjalnych powodów do dyskryminacji jest tak dużo, że trudno to nawet wyobrazić, do czego jeszcze rówieśnicy się przyczepią (“zając, ty znowu bez czapki”), tylko skończony debil fokusowałby się akurat na domniemanym zagrożeniu dyskryminacji za adopcję przez parę homo. Cieszę się, że udało nam się zamknąć ten spór konstruktywnym wniosekiem.
wo :
Mnie tam akurat sfokusowanie na kwestiach okołohomo osób, które pracują właśnie w kontekście problemów homo nie dziwi, maczlajk jak nie dziwi w wypadku KPH, które tylko z rzadka podejmuje ważkie problemy i zagrożenia typu flame retardants
psychoinformatyk :
Napisałem “ile razy trzeba ci to tłumaczyć”, bo tłumaczyłem ci już, kiedy pisałeś o “forsowaniu prawnej możliwości”. Tłumaczyła ci Nekkoru i inni. Spróbuję po raz trzeci i ostatni, bo jak znów nie zrozumiesz, to jesteś trollem albo głupkiem.
Twoje wypowiedzi co któryś raz zbaczają w bzdurnego prawicowego mema, że “oni chcą przeforsować znianę prawa, aby państwo mogło rozdawać dzieci pedałom”. Tak jakby to była jakaś akcja każdemu homo jego traktor. W rzeczywistości chodzi jedynie o zapobieganie dyskryminacji.
Jeśli tego nie zrozumiałeś, to znacz, że twoje tl;dr bazuje na głupich prawicowych memach i nie ma sensu z tobą rozmawiać o detalach, co robić i w jakiej kolejności.
Jeśli chodzi o sedno sprawy, to, jak zdiagnozował eli.wurman jesteś homofobem racjonalizującym swoją homofobię. Całe twoje rozważania bazują na założeniu, że być w szkole wyśmiewanym za homoseksualnych rodziców jest czymś potwornie strasznym. To jest projekcja twoich prywatnych obaw. Ja na przykład chciałbym być wyśmiewany z tego, że moim ojcem jest Stephen Fry albo Roland Emmerich. jak widać inni komentatorzy, np. wo, też bardziej boją się wyśmiewania z powodu koloru skóry czy biedoty.
I przestań z tym wykrencaniem się kwantyfikatorami. Co chwilę palniesz jakąś głupotę, a potem wykręcasz się, że tylko w pewien sposób, tylko taki etap, nie ja tylko inni i w ogóle tylko sufrażystki w Iranie i to poza swoją kastą.
psychoinformatyk :
Jaki rozsadek progresji zadan? W okresie przed WW1 angielskie sufrazystki regularnie tlukly sie z policja, wdzieraly sie nieproszone na przerozne imprezy polityczne i generalnie robily wokol siebie wiecej szumu niz dziesieciu Biedroniow. Do tego stopnia, ze niemieccy generalowie uwazali ze WB jest “zniewiesciala” bo premier brytyjski jest “osaczony” przez sufrazystki.
W porownaniu z ruchem sufrazystek, polscy gejowie to lagodne cieleta.
login99195 :
Zjawisko wyśmiewania polega wyborze stosunkowo małej grupy na ofiary (bo większa grupa mogłaby się odgryźć). IMHO dzieci z rodzin homoseksualnych jest chyba mniej niż tych o odmiennym kolorze skóry i zdecydowanie mniej niż tych biednych. Z racji ojcostwa bywam często na placach zabaw – 10-14-latki już tworzą swoje małe “gangi” gdzie obgadują swoich kolegów – osiedle jest “multi-culti” bo to duże miasto, ale największą obelgą nie jest “czarnuch” czy “biedak”, ale “pedalska fryzura”, “ubierasz się jak ciota”, “a męskiego roweru nie mieli?”. Obawy jak zostałby potraktowany “syn dwóch pedałów” nie są wyssane z palca.
dink :
Zataczamy kółeczko po raz kolejny…
Teraz zadaj sobie dwa proste pytania: dlaczego dziecko rodziców homoseksualnych mogłoby być ostracyzowanym przez rówieśników (poza “bo najmniejsza mniejszość”)? Co można zrobić, żeby zmienić ten stan rzeczy?
dink :
Obawy nie są, ale rzeczywistość ich nie potwierdza. Gdzieś powyżej pisałem o badaniu, z którego wyszło, że dzieci lesbijek nie są zaczepiane częściej niż inne dzieci. Ale jak już się je zaczepia, to temat mamuś się pojawia, przy czym jest to raczej mechanizm “a gdzie masz kurwa beret” niż faktyczna homofobia.
bart :
Strasznie mnie ciekawi metodologia tego badania.
dink :
Przecież to jest ten sam błąd, co “na poziomie liceum to już ustaje”. Nie wszyscy kontynuują edukację na poziomie licealnym. Tak samo na Twoich placach zabaw nie masz reprezentatywnej próbki ogółu społeczeństwa, a odselekcjonowaną grupę społeczno – zdrowotną (bo nie każde dziecko w każdej sytuacji może chodzić na plac zabaw). Są na tyle homogenni, że szukają innych różnic, nawet iluzorycznych (bo przecież domniemana demaskacja orientacji seksualnej na podstawie fryzury, to właśnie tworzenie różnic tam, gdzie ich nie ma).
Odsuń się na chwilę od swojej grupy (klasa średnia, wszyscy zdrowi itd.) i zobacz to czysto probablistycznie, ile powodów może sprawić, że dziecko będzie prześladowane. Najprostsza sprawa – jakiś Asperger czy inna forma łagodne autyzmu (odpuśćmy sobie na razie scenariusze kliniczne). Niby wszystko jest OK, ale dziecko wymaga trochę więcej cierpliwości, której rówieśnicy mu oczywiście nie dadzą. I nagle sru, mapa miasta wygląda dla ciebie inaczej, znikają z niej miejsca, na których mały Aspie może wpaść w panikę (a więc, m.in., place zabaw – w wypowiedzi Kaczyńskiego “mnie nie wychowywało podwórko” było trochę tragizmu, nie wiem, czy inni to też tak odebrali).
Jak pomyślisz o wszystkich potencjalnych problemach, z którymi na codzień boryka się spory odsetek uczniów przeciętnych podstawówek – problem, że na wywiadówki będą przychodzić jednopłciowa para Rodzic A i Rodzic B jest naprawdę fafnastorzędny.
login99195 & Nekkoru:
Ależ możesz mi i 5 lat katarynić, że jestem homofobem zainfekowanym prawicowym memem i że fufnaście innych osób tak odebrała moją wypowiedź. Możesz przez kolejne 8 stron komci nie dostrzegać moich WYRAŹNYCH i POWTÓRZONYCH DEKLARACJI że JA JESTEM ZA PRAWEM DO ADOPCJI DLA HOMO. I to nie tylko tak sobie prywatnie, a ni od dziś, tylko publicznie i tak z grubsza od zawsze (Ronan to ja – popatrz na datę…). Więc zrozum, że takie pajacowanie nie robi na mnie wrażenia.
Wypowiedziałem się natomiast w obronie wąskiej i określonej grupy innych osób – pospołu z elim i Nekkoru bardzo uważnie staracie się tego rozróżnienia nie dostrzegać. I o ile jakoś rozumiem mentalnego autopilota na początku w reakcji słowa kluczowe, o tyle nie wobec wielokrotnych powtórzeń i dojaśnień – bo to już wskazuje na konkretną motywację.
Za długo się bujam po internetach, żeby nie wiedzieć o co chodzi. Zwłaszcza że np. gdy sophers zalinkował artykuł o wymowie o niebo bardziej radykalnej (po linii “obawy”) – to cisza była jak maczkiem zasiał. (BTW sam uważam, że prof Brzezińska, która zresztą habilitację robiła z tendencyjności, wyolbrzymia tam z deka obawy).
Miej więc sobie przeczucia, podejrzenia i homofobodary – nawet że jestem prawicowcem (hjehje). Usenetowym zwyczajem: EOT (w tej tomacie) – bo flejm flejmem, ale wieczna rekurencja ssie.
ramone.alcin :
Rozsądek w sensie logicznym, tj. konstatację, że by naprawdę coś zmienić w długiej perspektywie, najpierw należy wywalczyć prawa wyborcze (o czym pisałem kilka razy). Co do form masz rację: one nie były “rozsądne” w sensie potocznym tylko rewolucyjne i to full blown.
psychoinformatyk :
Ale to tez jest nieprawda. Kobiety w UK nie walczyly tylko o prawa wyborcze, ale rowniez o takie podstawowe rzeczy jak prawo do wlasnosci, prawo do pracy, do edukacji, do rownego statusu w trakcie rozwodu. To nigdy nie byla taktyka “najpierw prawo do glosu w wyborach, a potem reszta”.
ramone.alcin :
True, to nigdy nie był jedyny front, ale odnosiłem się akurat do kwestii stanowienia prawa (gdzie kluczowa jest reprezentacja parlamentarna) – Twoje przykłady stanowią odzwierciedlenie dokładnie tej samej logiki (praw podstawowych, punktów wyjścia do zmiany społecznej) na innych płaszczyznach (edukacji m.in. na kulturotwórczej, naukowej, a własności np. na gospodarczej/biznesowej, czy społecznej w sensie spadkowym).
EDIT: powyższe oczywiście jeśli mówimy o emancypacji kobiet w szerszym sensie – bo to, że podstawowym celem akurat sufrażystek było prawo do głosu jest akurat konsensusowe
psychoinformatyk :
Bullshit, dyskusja byla n/t prawa do adopcji.
Homoseksualistom w PL od dawna nikt juz nie odmawia prawa kandydowania do parlamentu, studiowania na uniwersytetach i posiadania majatku. Jaki sens ma wiec przywolywanie przykladu sufrazystek?
ramone.alcin :
Czyli … legislacji. Ale mniejsza o to, bo przecież to padło w wątku “ewolucja czy rewolucja“, a nie “czy każdy kto wątpi to homofob” – akurat w temacie “prawa do adopcji” wypowiedziałem się tylko jednoznacznie afirmacyjnie. p.w.
psychoinformatyk :
Mnostwo problemow rozwiazuje sie za pomoca legislacji, co nie znaczy, ze kazdy problem daje sie sprowadzic do “walka o bierne prawo wyborcze”. Uczepiles sie tej legislacji jak pijany plotu.
ramone.alcin :
Mnie też. bart możesz podać o które chodzi, bo coś nie znajduję u Ciebie, natomiast w zagranicznych internetach wypadają mi np. takie z odmiennym ustaleniem:
http://www.glsen.org/binary-data/GLSEN_ATTACHMENTS/file/000/001/1104-1.pdf
EDIT:
A jeśli chodziło o Vanfraussen, What does it mean for youngsters to grow up in a lesbian family … (bo to jedyne które widzę o harasowaniu akurat dzieci lesbijek) to tam pada:
http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/16180285
co zresztą jest potwierdzane w wielu miejscach (poza wcześniej zalinkowanym raportem), np. http://www.childwelfare.gov/pubs/f_gay/f_gayb.cfm
psychoinformatyk :
Odpowiedzi w twojej ankiecie nie kłócą się z tym, co powiedziałem, ponieważ nie ustalają, czy dzieci rodzin jednopłciowych są częściej zaczepiane od innych, mówią tylko, że połowa z nich nie czuje się bezpiecznie w szkole. Szkoda, że w tej samej ankiecie nie użyto grupy kontrolnej, jeśli wiesz, co chcę powiedzieć.
“Moje” badanie:
http://www.livescience.com/6073-children-raised-lesbians-fine-studies-show.html
http://www.psychology.org.au/assets/files/lgbt-families-lit-review.pdf
W samym badaniu pada zdanie: “Although the quality of peer relationships seems to be generally similar, it seems that many children of same-sex parents, like their parents, experience homophobia and discrimination”. Autorka badania mówi z kolei:
Autor badania dodaje:
Czyli choć faktycznie mogą doświadczać więcej upokorzeń w szkole, nie odbija się to na ich dobrostanie.
No wiec:
1. ankiety wsrod dzieci to zalosna metoda badawcza, bo dzieci UWIELBIAJA zmyslac; w mojej szkole zrobili kiedys ankiete wsrod uczniow n/t inicjacji seksualnej, wiekszosc uczennic wpisala ze dziewictwo stracila we wczesnej podstawowce. Czemu? for teh lulz.
(Z kolei dzieci ktore maja powazne problemy czesto nikomu sie do nich nie przyznaja; jako dziecko mialem kompleks braku ojca, ale w zadnej ankiecie, chocby nie wiem jak anonimowej, bym sie do tego nie przyznal.)
Generalnie metoda badan spolecznych “machnijmy ankiete” jest mocno podejrzana.
2. Stawianie sobie celu “jak najmniej stresu w zyciu dziecka” jest idiotyczne.
3. Gdybysmy chcieli zminimalizowac ilosc upokorzen w zyciu dzieic, powinnismy zlikwidowac szkoly w ogole i dac kazdemu dziecku prywatnych nauczycieli. Czescia dorastana i procesu wychowawczego jest zetkniecie sie z ludzmi, ktorzy chca nas upokorzyc. Deal with it or die.
bart :
Jeśli wiem i oczywiście do oszacowania relatywnej częstości zaczepek grupa kontrolna jest potrzebna – dlatego prosiłem o konkretną linkę (bo próba ochotnicza w “moim” ankietowym badaniu online to nie jest metodologiczny orgazm).
Anyway: wewnątrzgrupowo jest tam coś dość zadziwiającego (23% zaczepek o rodziców vs 21% o własną orientację dziecka), co wskazywałoby na to, że to w jakimś sensie jest większy problem i/lub ważniejszy czynnik prowokujący. Plus oczywiście ogólne konkluzje autorów (że jest z czym walczyć, bo problem realny).
Dzięks. W “mojej” kopii stoi:
http://www.livescience.com/6073-children-raised-lesbians-fine-studies-show.html
Czyli badaczka myśli, że jedne i drugie są zaczepiane równie często, a tym, że jeśli już chodzi o dzieci rodziców LGBT, to obszarem ataku jest właśnie konfiguracja rodzinna co jest zbieżne z raportem GLSEN (wewnątrzgrupowo najczęstszy obszar). W dodatku tam nie ma słowa o próbie kontrolnej (bo to nie jest raport z badania), ani relatywnej częstości przypałów, no i wciąż to jest tylko opinia – więc szanse na metodologiczny orgazm żadne.
To również jest przegląd ustaleń (tylko nie publicystyczny, jak poprzedni) i również nie znajduję w nim ani słowa o relatywnej częstości zaczepek, ani grupie kontrolnej – jest za to dużo opisówki wewnątrzgrupowej, np.
Danych względnych null. A ja serio pytam tylko dlatego, że to ciekawe.
Tu nie ma sporu – to zresztą mój osobisty i ulubiony przesłanek do optymizmu.
ramone.alcin :
Ech.. No wiem przecież (tak jakby tym się zajmuję, tj. badaniami w ogólności). Dlatego, jak wspomniałem wyżej, prosiłem o linkę bo to co mi wpadło było niezbyt sexy, a źródło wspomniałem tylko dlatego, żeby ciężko je podejrzewać o homofobiczne artefakty (np. w doborze próby)
I to w obie strony, ale jednak lepsze, niż niepoparta danymi opinia badaczki (nawet jeśli ma rację, to poziom anecdata).
Ale to chyba nie do mnie, bo ja nic takiego nie napisałem, tylko po prostu zainteresowałem się (tak jak Ty) wzmiankowanym przez barta badaniem z grupą kontrolną (bo to dość rzadkie).
Sam tak uważam, więc…
psychoinformatyk :
Gratulacje, właśnie odkryłeś zjawisko “a gdzie masz, kurwa, beret?”.
psychoinformatyk :
Ja zakładam, że gdy autorka przeglądu badań mówi, że nie sądzi, żeby były bardziej zaczepiane, to nie opiera tego na swoich matczynych instynktach, no ale ja nie mam ciągot analnych.
bart :
No – i wraz ze mną cała ta niekumata hołota badająca dyskryminację, gdzie oczywistością jest, że bardziej tępione są cechy dostępne bezpośrednio i osobnicze (wiek, uroda, waga, zachowanie, orientacja…), niż pośrednie (takie jak orientacja czy pochodzenie społeczne rodziców)
Gdyby Ci ktoś – zapowiadając dane z metodologicznie doskonalszego badanie z grupą kontrolną – w ostateczności przedstawił “opinię badacza” to byś go zglanował/zjadł. I wyrzygał. Co zresztą miało miejsce ok 1753,45x.
psychoinformatyk :
Ja wciąż czekam, aż ty przedstawisz jakieś dane świadczące o tym, że obiekcje twoich kolegów – czy czyjego tam honoru bronisz – są motywowane czymkolwiek poważniejszym od ich homofobii.
bart :
… choć oczywiście wiesz, że nie mogę przedstawić danych o motywacji małej grupy osób – można by co najwyżej dane mogące im posłużyć za uzasadnienie (pierwotne lub wtórne) stanowiska “obawiam się” – a to nie to samo (p. casus Regnerus).
W temacie ich motywacja mogę tylko próbować pokazać jakąś linię rozumowania: że ich troska może być szczera i niehomofobiczna, a wahanie wynikać z zawodowo naturalnego sfokusowania na kosztach ofiar (nie np. postępie społecznym/prawnym). I możesz to odrzucić, uznać za nieprawdopodobne, itd. – trudno.
A dane warte przedstawienia będą gdy ktoś zbada systematycznie postawy i uzasadnienia dużej grupy (i chętnie je zobaczę). Prywatne wypowiedzi – poza tym, że anecdata – są też o tyle mało prawdopodobne, że np. większość psychoterapeutów ma szlaban na publiczne dyskusje tego typu. Mogę spróbować zachęcić jednego (geja), którego to jeszcze nie obowiązuje, ale skądinąd podejrzewam, że to nie zostanie uznane za argument.
No ale to wlasnie o to sie rozchodzi, dlaczego w sytuacji w ktorej generalnie brak twardych danych n/t powodow dla ktorych dzieci dokuczaja dzieciom, odpowiedzia na pytanie “adopcja przez rudych?” jest “dlaczego nie?” a na pytanie “adopcja przez gejow?” jest “dlaczego tak?”. Otoz nie ma IMHO innego wyjasnienia tej roznicy, niz homofobia, jawna badz ukryta, swiadoma badz nie.
psychoinformatyk :
Jak zwykle w naukach społecznych, nie da się nawet wymyślić takiego eksperymentu, który byłby jednocześnie stuprocentowo wiarygodny metodologicznie i etyczny. To jak z badaniami różnic genderowych, da się teoretycznie wyobrazić eksperymenty stuprocentowo wiarygodne (bierzemy bliźnięta jednojajowe i przymusowo odbieramy je rodzicom, etc.), ale do przeprowadzenia tylko w strasznej dyktaturze. Albo zgaduj-zgadulę z arbitralnym interpretowaniem kwestionariuszy “czy czujesz się prześladowany”.
Co za tym idzie, rozsądne jest zastosowanie klasycznej zasady: w razie wątpliwości, wybierz zwykłą ludzką przyzwoitość.
wo :
To takie nienaukowe :)
dink :
Zjawisko wyśmiewania polega na zrobieniu ofiary ze swojego dziecka. Wyśmiewane będzie to dziecko, które da się z siebie śmiać a nie to, które będzie miało rodziców homoseksualnych, inny kolor skóry, będzie biedne lub ubierało się wbrew normom społecznym.
Ktoś kto pieprzy “nie pozwalajmy homoseksualistom adoptować dzieci bo będzie miało problemy z akceptacją” nie rozumie realiów życiowych.
Mogę spróbować zachęcić jednego (geja), którego to jeszcze nie obowiązuje, ale skądinąd podejrzewam, że to nie zostanie uznane za argument.
Szczerze mówiac to odonszę wrażenie, że to czy ktoś jest homo czy nie, nie wpływa na sensownoćjego argumentacji za lub przeciw adopcji dzieci.
@wo :
No więc jakby dokładnie o to mi chodzi: jeśli mamy osobę która ma wątpliwości “czy już pora na regulację homoadopcji”, to możemy albo z mety otagować, albo domniemując niewinność rozważyć jej zachowanie i uzasadnienia. I jeśli głosi jak mietek-rozstrzygator to werdykt może być cokolwiek jasny, a jeśli np. życie zawodowe poświęca pomocy tępionym dzieciom, w tym osobom LGBT, to … no właśnie.
Ja ich nie potępiam, bo wiem, że po prostu bardziej niż Sprawą są związani emocjonalnie z krzywdą dzieci, podobnie jak wanna-be rodziców LGBT, którzy maja dokładnie te same obawy. A jak to krzywda to chyba wszystkim tu wiadomo: najwyższe poziomy prób samobójczych (a to trauma sama w sobie), ogromne depresji, stresu przewlekłego, zachowań niebezpiecznych, uzależnień, absencji i drop-outu itd. (p. Wiki, tu, tu, czy tu).
A, że czasem właśnie rozwiązaniem problemu prześladowania jest przełom typu legislacja prawa do adopcji to inna sprawa, z tym że ja mogę sądzić, że już, a np. straumatyzowany w dzieciństwie gej-wannabe-ojciec, czy psychoterapeuta widzący z bliska dramat- już niekoniecznie.
Co do kwestii metodologicznych to Tobie i ramone.alcin już osobno.
@Julia
No nie: ludzie po pierwsze różnią się poziomem zasobów radzenia sobie (tzw. coping), więc nie jest to kwestia woli, po drugie nawet największe zasoby da się wyczerpać (siłą obciążenia i/lub jego powtarzalnością). Ale, jak piszesz, to niezależne od np. rodziców LGBT (jeśli już to raczej w drugą stronę: tj. tacy rodzice antycypując problem, będą budowali w dziecku takie zasoby). Co do reszty zgoda, a w temacie owego geja to chodziło nie o argumenty za/przeciw (bo to jasne), tylko jego ocenę motywacji osób mających obawy (“czy już”), typu psychoterapeuci/psychoporadnicy itd. (bo sam jest in statu nascendi psychoterapeutą dla osób niehetero ). Ale temat i tak już niebyły.
@badanie dyskryminacji
Jak większość problemów społecznych i ten (bullying) ma charakter interakcyjny, tj. rozpatruje się go w układzie bodziec-reakcja, czyli:
A.
Skalę ataków (bodziec) można by mierzyć tylko przez 1) eksperyment i 2) obserwację nieuczestniczącą, lub ex post przez szacowania: 3) wprost samoopisowe, 4) wprost innych (np. nauczycieli, rówieśników, rodziców), oraz 5) pośrednie, przez wskaźniki typu “ilość odnotowanych incydentów” ekstrapolowana na podstawie dostępnych współczynników zgłaszalności (czyli np. jest 100x, zgłaszalność ~17%, estymujemy, że zdarza się ~588x).
B.
Stronę kosztów jednostkowych (reakcja) bada się przez samoopis wprost i niewprost zobiektywizowany (np. skale ryzyka depresji, czy kliniczne kwestionariusze dobrostanu fizycznego typu SF-36), oraz wskaźniki obiektywne typu liczba prób samobójczych, hospitalizacji, poziom absencji itd. + chętnie wzbogaca się o diagnozę poziomu zasobów radzenia sobie, czy dyspozycji osobowościowych.
I teraz:
1) i 2) odpadają ze względów etycznych (nie wolno prowokować, narażać ani nieinterweniować), 5) to najsłabsza możliwa metoda (bo współczynniki są niespecyficzne). Z tego co zostaje wiemy, że 4) czyli samoopisy są o niebo bardziej rzetelne (dlatego badania typu 360 st. to szmelc) od 5) poza sytuacją przeszkolonych asesorów (a to odpada, bo: dzieci, nauczyciele i rodzice). W dodatku po stronie kosztowej, poza danymi zewnętrznymi, możliwe jest tylko badanie typu samoopisowe.
Oczywiście not all samoopisen were created equal. Znormalizowane i wystandaryzowane metody (3) biją na łeb oceny zewnętrzne (4), ale “takie sobie ankietki” mogą być od nich słabsze – jednakowoż mając wybór miedzy równie taką sobie ankietką 3) i 4) bez wahania wybiorę pierwszą. Wybór zresztą o tyle łatwiejszy, że eksperckie 4) jest niedostępne (bo niemożliwe w przekrojowym badaniu szkół, można zrobić na małym N i ekstrapolować, ale to ma wspomniane wady).
Alternatywnie (wobec przekrojowych) można robić badania podłużne, ale to trwa wiele lat, próby są maleńkie i zawsze jest sytuacja jak u Regnerusa (“rocznik matters”). No właśnie: nawet nieznormalizowany kwestionariusz może dać informacje o trendach (jeśli jest powtarzany, bo np. rozkład przesadyzmu jest stały). I – o niedziwo – m.in. GLSEN to robi, np. stwierdzając spadkowy trend w głupich tekstach, ale stały poziom poważnych ataków.
No i na koniec: wszystkie badania z serii “nie ma negatywnych efektów rodzicielstwa LGBT” opierają się na miarach samoopisowych (sporo normalizowanych, ale niewyłącznie). Więc pomimo, że orgazmu nie ma, odrzucenie tego jest pochopne – chyba, że wolimy nie mieć danych i jak ezolodzy powiemy, że rzecz zbyt eteryczna, nieujmowalna i wogle.
psychoinformatyk :
Urojoną, dodajmy.
THE CHILDREN, WON’T SOMEBODY THINK OF THE CHILDREN.
psychoinformatyk :
Ty, ale takie rzeczy to powinny wyjść podczas procedury adopcyjnej niezależnie od orientacji seksualnej potencjalnych rodziców.
I mam serdeczną prośbę, żebyś zaczął odróżniać dzieci homoseksualne od dzieci rodziców homoseksualnych.
bart :
Odróżniam cały czas, dlatego konsekwentnie piszę o kosztach stygmy jako takiej, zwracam uwagę na to, że czym aktualnie maja do czynienia przedmiotowi “oni”, oraz ew. możesz zerknąć ile razy używam frazy “rodzice LGBT”
@bart
Uważasz, że skala dyskryminacji osób LGBT jest urojona, czy znowu chcesz to przeinterpretować w stronę “krzywda wynikająca z faktu samego bycia dzieckiem rodziców LGBT”?
Julia :
Jasne, a SUKCES osiągnie ten, kto go naprawdę pragnie.
ann_gelica :
Ale tu mowa o obawie przed skalą dyskryminacji jakiej mogą doświadczyć dzieci rodziców LGBT (przez analogię stygmy do sytuacji dzieci LGBT), a nie jakiś efektach bycia wychowanym przez rodziców LGBT – bo tych nie stwierdzamy.
psychoinformatyk :
A ta analogia to na czymś się opiera oprócz Twojego-Osobistego-Przekonania?
Po raz kolejny przypominam, że istnieje coś takiego jak procedura adopcyjna, która ma konkretny cel. A celem tym jest wyeliminowanie albo zminimalizowanie różnych zagrożeń. Także związanych z kolorem włosów rodziców adopcyjnych albo ich odstającymi uszami czy leworęcznością.
Rodzice adopcyjni przechodzą też obowiązkowe szkolenia. Zresztą możesz sobie doczytać
http://www.maluchy.pl/adopcja_i_rodziny_zastepcze/index.php3?show=2
I to wszystko (nadal) niezależnie od orientacji seksualnej rodziców adopcyjnych. Generalnie jest tak, że jest całkiem niezłe pole do popisu jeżeli chodzi o możliwości (niejawnej, oczywiście) dyskryminacji homoseksualistów. Więc spokojna twoja rozczochrana. ;)
psychoinformatyk :
Odrzucam argumentację z “#życiepoświęcampomocy”. Takie rozumowanie nas wpierdzieliło w zakaz posiadania skręta, bo każdą dyskusję rozwalał Marek Kotański swoim #życiepoświęcampomocy i już to Labudzie czy Kwaśniewskiemu wyłączało racjonalne myślenie. A poświęcaj koleś swoje życie czemukolwiek bądź, to nadal nie jest argument w dyskusji.
Argumenty za szczególnie zasługującym na uwagę zwiększeniem groźby dyskryminacji są słabe. Być może jest takie ryzyko, ale w praktyce utonie w szerszym fenomenie, że ryzyko jest zawsze i iluzją jest przekonanie, że rodzice mogą to w stu procentach kontrolować. Odrobina pecha w postaci: Aspergera, jąkania, porażenia mózgowo-rdzeniowego (in no particular order) i tak zagrozi społeczną izolacją nawet cudownemu dziecku Dody z Radziem, czy innych ideałów heteronormy.
ann_gelica :
Moje osobiste przekonanie – zgoła odmienne – przedstawiłem kilka razy, najjaśniej chyba tu. A że niektórzy mają tę obawę, przez tę analogię, to już nie poradzę…
Nauczasz chór, tj. mnie nie musisz przekonywać.
psychoinformatyk :
Skoro ta analogia nie opiera się na Twoim-Osobistym-Przekonaniu, to na czym? Wybacz, ale zwyczajnie nie łapię przeskoku myślowego, który zaszedł, tzn. z problemów homoseksualistów do problemów adoptowanych dzieci homoseksualistów. Dlatego że procedura adopcyjna, o której przynudzam.
Edit: Ach. Chodzi o to, że część osób ma obawy wyrażone w tej analogii i w sumie powinnam się nad tym pochylić ze zrozumieniem, westchnąć i pokiwać głową?
wo :
No, ja też nie traktuję tego jako argument w dyskusji “czy to już należy wprowadzić” (raczej badania typu socjologicznego), ale biorę pod uwagę dumając “czy jesteś homofobem”. Ale jak kto chce ofkors.
Rzekłbym, że wszystkie argumenty awersyjne są słabe, bo zalezą po prostu od czyjejś osobistej wrażliwości i schematów w mózgu. Dla jednych poziom ryzyka czy bilans całości jest akceptowalny, dla innych nie. Zaś sprawowania kontroli (zwł. 100%) jest oczywiście utopią, poczucie, że się ją osiąga – iluzją, niemniej wciąż jest to dominująca potrzeba. A pech grozi każdemu
psychoinformatyk :
Stygma dziecka rodziny jednopłciowej przy stygmie dziecka homoseksualnego jest doprawdy żałosna.
Nie, uważam, że skala dyskryminacji dzieci osób LGBT jest urojona, czego ty najwyraźniej nie chcesz odróżnić, choć piszesz, że odróżniasz, więc argument THE CHILDREN, WON’T SOMEBODY THINK OF THE CHILDREN uparcie nie chce przestać trącić homofobią.
I serio, uprzejmie proszę, żebyś zawijał już temat.
ann_gelica :
… i zważyć czy to a. na pewno homofobia, czy b. może niekoniecznie – od tej karkołomnej tezy (że b.) się zaczęło
psychoinformatyk :
Możesz nazywać siebie Susan, jeśli Cię to uszczęśliwia.
psychoinformatyk :
Ej, pustosłowiem ukrywasz to, że Twoją argumentację szlag trafił.
bart :
No wiem i – zawijając – póki co uzasadniłeś to opinią badaczki. Ale kij z tym, bo …
… nigdy tym (krzywdą dzieci rodziców LGBT) nie argumentowałem moje obrony owych osób, które pracując z dziećmi LGBT – one tworzą analogię do ich realnej krzywdy (ich=dzieci LGBT).
wo :
No wiec wyraźnie: uznaję, że szlag trafił moją perswazję tą argumentacją (zapewne z winy tej ostatniej, bo z czegóż…)
psychoinformatyk :
Oj już nie przesadzajmy. Homofobem nazwałem cie tylko raz. Jeśli się gubisz w dyskusji mogę ci przypomnieć. Zarzucam ci, że
1) kilka razy w twojej argumentacji bardzo zbliżyłeś się do prawicowej homofobicznej propagandy, co budzi obawy, że nie za bardzo przemyślałeś sobie temat.
2) Argument z prześladowanymi dziećmi jest głupi i zawsze homofobiczny.
oraz 3) jak tyko palniesz głupotę, to wykręcasz się, że to nie ty tak myślisz, tylko teoretyczne sufrażystki z Iranu.
Na blogu Wojciecha Orlińskiego przyszedł kiedyś taki jeden, co pisał długie komentarze i kłócił się, że ma rację, bo to jego koledzy w Krakowie kilka lat temu założyli w Polsce Internet. Do dzisiaj się z tego śmiejemy. Uważaj z takimi hasłami, bo ktoś jeszcze zrobi z tego template na śmiesznego mema.
dink :
Temu, że dzieci osób homoseksualnych mogą być zaczepiane czy wyśmiewane nikt nie przeczy. Nikt tu nie chce schować słonia za słupkiem. Chodzi tylko o to, że to jest bezsensowny argument, żeby z góry negować osoby homoseksualna przy adopcji.
No weź sobie wyobraź, że gej chce zaadoptować dziecko swojego partnera, żeby w razie czego nie było kłopotów z prawem opiekuńczym, a urzędnik mówi, nie wolno, bo dziecko będzie wyszydzane na placu zabaw, że ma pedalską fryzurę. I facet mu tłumaczy, że przecież oni mieszkają od dziesięciu lat pod jednym dachem, i dziecko już od dawna jest wyszydzane, bo ma ojca homo. A urzędnik nadal mówi nie, bo będą się z dziecka śmiali, że się ubiera jak ciota.
Głupie nie?
wo :
Nie mówiąc już o tym, jak duże jest ryzyko, że dziecko będzie dyskryminowane, bo go nikt nie adoptował.
login99195 :
I słusznie się śmiejecie. Argumentu czasu użyłem li tylko w sensie trwałości mojego stanowiska (“teraz żeś się bucu musiał zdeklarować bo jam – TheMaskator – cię nie chwaląc się docisnął“), nie zaś zacytowanej buzdygańsko-expertowo-leotarowej istotności z “zakładania internetu”. Twist at will, net will preserve.
… + jak wielka skala krzywdy się z tym właśnie wiąże (i jest wielce obadana – w odróżnieniu od mniemanej) – to #3 na mojej liście argumentów za szybką legislacją prohomoadopcyjną.
Serdeczności #spaukissane pominę na odchodnym w temacie będąc z racji tej i EOT.
Tymczasem inni:
login99195 :
Co więcej, mogę sobie doskonale wyobrazić sytuację, w której hipotetyczna para dobrze sytuowanych gejów, których będzie stać na terapeutę, rehabilitanta itd., może tak naprawdę znacznie zmniejszać ryzyko prześladowań związanych z Aspergerem/porażeniem mózgowo-rdzeniowym/utykaniem/jąkaniem (itd.), które dziecko miałoby zagwarantowane, dorastając w przeciętnej rodzinie hetero.
wo :
Wlasnie, ciekawszym problemem od adopcji przez gejow jest: w jakim stopniu zamoznosc rodzicow powinna byc kryterium przy adopcji? Lepiej byc adoptowanym przez pare nauczycieli z Zamoscia, czy przez Kulczykow?
ramone.alcin :
W wielkim.
Właściwie powinien być zestaw binarnie określonych warunków sine qua non, który odsieje złych kandydatów na rodziców, a następnie powinno się dawać najbogatszym.
Oczywiście pomijam przypadki adopcji rodzinnej (ciotka, partner rodzica biologicznego etc.)
Hmm, widze tu wspaniale mozliwosci dla finansistow: system aukcji adopcyjnych, handel opcjami na dziecko…
janekr :
Nie mówię o tym, że wystarczy chcieć żeby cos mieć, tylko o przyjmowaniu pewnych z góry ustalonych ról w relacjach z innymi. Jeśli ktoś jest lubiany i towarzyski, ma wysokie poczucie własnej wartości i pokazuje to, to nikt nie będzie chciał tracić u niego punktów przez wypominanie mu np. homoseksualnych rodziców. Za to dziecko które swoim zachowaniem podkreśla własną niższość będzie tak wałśnie traktowane.
A właśnie legalizacja związków homoseksualnych i równouprawnienie ich jest środkiem do rozwiazania tego problemu. Do momentu gdy nawet prawo będzie uważało homoseksualizm za patologię to dzieci z takich zwiazków będą musiały mieć dużo bardziej stabilną samoocenę aby nie przejmować się tym.
Julia :
Kolowa logika.
psychoinformatyk :
Psychoterapeuci i inni specjaliści w imię czyjegoś dobra mogą też uprzykrzać mu życie bez końca.
A mój znajomy wychowywał się w latach 90-tych wśród dzieciaków z polskich kamienic; żadne multi-culti ani duże miasto i mimo że wyzywanie sięod pedałów to norma to mu złego słowa nikt nie powiedział gdy flirtował sobie z szefem lokalnej osiedlowej bandy. Po prostu ignorowali to, nie dopuszczali doświadomosci że chłopak którego lubią lubi innych chłopców, ale nie prześladowali go, bo by sobie na to nie pozwolił.
ramone.alcin :
w żadnym ponad istniejące już kryterium wydolności ekonomicznej rodziny.
Julia :
To zajebiscie ze on byl taki zajebisty, ale nie wszyscy sa tak zajebiscie zajebisci I CO WTEDY PROSZE PANI?
janekr :
Bo to właśnie czynniki takie jak pieniądze, heteronormatywnosć itp. decydują o tym, czy dziecko będzie szczęśliwe czy nie? Takiego włąśnie podejscia do wychowania najbardizej nie rozumiem – dziecko ma mieć ładne i nowe ubrania, chodzic do kośćioła itp. ale po co mu zainteresowania, po co mu wolność, możliwość samorozwoju? Szczeście dziecka w życiu zależy od zamożności i od opinii rodziny w oczach sasiadów a nie od podejścia rodziców do wychowania?
w OAO (poza katolickimi, ale wtedy jest jasność) nikt nie bada kandydatów na RA na okoliczność zabierania dzieci do kościoła oraz zakupu nowych ubrań. Co do podejścia rodziców do wychowania śmiem założyć, iż na poziomie deklaracji rodziców in spe umiejętności wychowawcze są z reguły bardzo wysokie, ale do niczego nas ta konkluzja nie przybliża.
ramone.alcin :
On nie jest inny niż reszta, ani bardziej zajebisty. Tylko takich historii słyszy się mało bo fajnie jest robić ze środowiska LGBT wieczne ofiary i właśnie jeśli ktos uwierzy w to, że takiej sytuacji się nie zmieni, że zawsze musi obrywać od tłumu i być nieszczęśliwy, że to nie zależy od niego tylko od niezmiennych czynników zewnętrznych, to właśnie będzie prześladowany i będzie podtrzymywać sam ten stan.
To co tu piszę wyciagnęłam głównie z własnego życia bo przez całą podstawówkę i gimnazjum byłam odrzucana i dawałam się bić mimo że nie miałam dwóch ojców, tylko “normalną, katolicką rodzinę” (nieźle patologiczną tak przy okazji mówiąc). I bynajmniej nie wychodzi się z tego przez ukrywanie własnej odmienności i upodabnianie się do tłumu…
a. :
Wiadomo przecież, bo takie rzeczy nie wpływają na to, czy ktoś nadaje się na rodzica. Tak samo jak orientacja na to nie wpływa.
na temat orientacji vs adopcji w ogóle się nie wypowiadałam i nie planuję, natomiast jako matka dziecka doświadczającego bullyingu z trudem czytam powyższe wpisy opiewające wpływ jednostki na to, czy ktoś jej przywali bejsbolem czy nie. Zasadniczo jednak nie zamierzam brać udziału we flejmie, który zapewne nastąpi.
a. :
Jednostka ma wpływ na to, że nie musi się godzić z tym traktowaniem, bo wcale na to nie zasłużyła. Tak samo jak dzieci homoseksualistów nie zasłuzyły na prześladowania i takie rodziny wcale nie muszą godzić się z tym, że tak na pewno będzie, ponieważ mogą uchronić swoje dzieci od tego. Tym bardziej więc nie powinno się ich na takiej podstawie pozbawiać prawa do rodzicielstwa – to to tak naprawdę oni mają wpływ i mogą działać przeciwko temu.
a. :
masz takie doświadczenia czy skąd to wiesz? bo ja miałem recenzję od siostry przez parę mscy i trochę inaczej opowiadała
lysaczi :
To część mojej pracy. Jeśli OAO uzależnia swoją decyzję dotyczącą procedury preadopcyjnej i kwalifikacji od wyników wywiadu światopoglądowego (zaznaczam, że nie mówię o przypadku KOAO) to właściwym adresem odwołania jest Rzecznik Praw Obywatelskich.
Pięknie – z wszawicowego argumentu homofobicznego wpadliśmy we wszawicowy argument darwinistyczny.
pieciominutowy_nick :
WE WUZ TROLLED