Home > Personalo > Stocki

Stocki

January 16th, 2012 Leave a comment Go to comments

W wyniku jakiejś konwersacji na Blipie przypomniałem sobie o czasach, w których zdjęcia stockowe dostarczano do agencji reklamowych w specjalnych albumach. I zrobiłem sobie nostalgia trip, aż mi się w nosie od kurzu zakręciło. Posłuchajcie.

Dziś zdjęcia stockowe bierze się z Internetu. Dawniej Internetu nie było albo był, ale jakiś taki pokraczny i niekomercyjny. Co ciekawe, zdjęcia takich drukowanych wydawnictw ze zdjęciami (Xzibit approves) są praktycznie nie do znalezienia w sieci — wpisanie „stock photo album” albo „stock photo book” zwraca oczywiście stockowe zdjęcia różnych albumów i książek. Na szczęście do dziś mamy parę albumów w firmie: służą koleżance jako podstawka do elcedeka z nieregulowaną wysokością.

W agencji był specjalny regał na stocki. Bo było ich od pyty, na świetnym grubym papierze, wielgachne knigi. I gdy dyrektor artystyczny potrzebował zdjęcia, powiedzmy, samotnej kobiety śmiejącej się do sałaty, zlecał to zadanie wyszukiwarce. Zupełnie jak dziś. Tylko że wtedy wyszukiwarka była człowiekiem, a nawet — jeśli dyrektor artystyczny był wyjątkową szychą — nawet kilkoma podwładnymi. Siadaliśmy, braliśmy sobie po dziesięć albumów każde i szukaliśmy baby z sałatą. Jak ktoś znalazł, zaznaczał stronę kolorowym Post-Itkiem (takim malusieńkim), żeby dyrektor artystyczny mógł sobie wybrać. A najgorsze było, jak dyrektor artystyczny miał klarowną wizję (czytaj: był ostatnim chujem) i po przejrzeniu wszystkich znalezionych propozycji kręcił nosem i mówił „nie ma żadnej rudej patrzącej w prawo, miała być ruda z sałatą i miała patrzeć w prawo” — i trzeba było szukać od nowa.

Coś je, ale za mało się śmieje, poza tym nie widać sałaty.

Przeglądanie stocków wspominam jako najbardziej rozpieprzające psychę zajęcie ever — a pamiętajcie, że robię w reklamie. Po kilkuset stronach roześmianych dziewcząt, chłopców radosnych, seniorów szczęśliwych i czystych, bobasów rumianych i zupełnie niezasranych rzeczywistość odpływała, a ja lądowałem w jakiejś lynchiańskiej onirycznej suburbii, w której za pomalowanymi na biało płotkami kryje się straszliwa chora zbrodnia. Jedyne smutne zdjęcia mieściły się w działach „Social Issues”, gdzie ludzie brali w żyłę narkotyki w zaułkach, szefowie wrzeszczeli na podwładne, a czyjeś bezcielesne dłonie skuwały kajdany. No, ale to tylko kilka stron i dalej jazda, rodzina z bardzo dobrym uzębieniem biegnie po plaży w ładnych swetrach. Raz po jointach wymyśliliśmy z kolegą Magiczną Krainę Sztoklandia, w której wszyscy byli szczęśliwi i mieli dobre życie. I jak czasami trafialiśmy na mieście na jakąś wycieczkę emerytów z RFN, których stylówa w mózgojebnym stopniu pokrywała się z wystrojem ludzi z działu „Seniors”, to się śmialiśmy, że przyjechali ze Sztoklandii popatrzeć na ludzką mizerię.

Aha, i jeszcze fajny był dział „Abstract”, gdzie pełno było jakichś takich przerażających potworków wygenerowanych w 3D. Ta konwersacja na Blipie, od której się zaczęło, teraz pamiętam, to był ^kambuz, który wpisał w wyszukiwarkę grafiki (Google, nie żywą wyszukiwarkę) hasło „internet” — idźcie wpisać, zobaczycie, o czym mówię.

No dobrze. Kiedy już któryś z human search engines znalazł zdjęcie kobiety śmiejącej się do sałaty i dyrektor artystyczny je zaakceptował, to był dopiero początek kłopotów. Kładliśmy album na skanerze i dociskaliśmy dziesięcioma innymi albumami, klnąc gościa, który wymyślił, że albumy ze stockami najlepiej robić w klejonej oprawie. Skanowaliśmy zdjęcie, po czym ci z nas, co byli biegli w Photoshopie, spędzali trochę czasu, usuwając morę i syfy (photoshopowy plugin Despeckle był w tym dobry).

I takie brzydkie zeskanowane zdjęcie służyło jako poglądówka do projektu. Jeśli klient wybrał projekt, trzeba było zdjęcie kupić. I najgorsze, absolutnie najgorsze, co mógł zrobić pracownik, to zgubić jego numer. Bo, uważacie, te zdjęcia miały takie numerki identyfikacyjne pod spodem. I zdarzało się, że niedoświadczony pracownik branży reklamowej taki numerek wycinał przy kadrowaniu zdjęcia w Photoshopie, a plik nazwał kobieta_salata1.tif. I trzeba było szukać numerku w tych księgach od nowa, co oznaczało czasem przejrzenie całego stosu. Takim ludziom pluliśmy do pierogów w pomieszczeniu socjalnym. Uważni czytelnicy zauważą, że w ilustrującym notkę albumie numery umieszczono bezpośrednio na zdjęciach, sprytnie minimalizując ryzyko tego typu wpadki.

Numerek dyktowało się przez telefon (albo wysyłało faksem!) komuś w agencji stockowej. I to zdjęcie do nas przyjeżdżało, uważajcie, w kopercie, na slajdzie, czasami z bardzo daleka, z centrali w obcym kraju. I ten slajd skanowali nam na mieście w zakładzie skanującym, po czym wracał do nas, a myśmy go odsyłali do agencji stockowej. W kopercie.

Jak się pojawiły stocki na płytach CD, najpierw dołączane do albumów, dopiero później jako samodzielne byty, tośmy normalnie brawo bili. A potem jak przyszedł Internet i w ogóle taka opcja, że można wpisać w okienko „ruda śmieje się do sałaty, patrząc w prawo”, to niektórzy nawet płakali.

I to wszystko działo się nie w jakiejś prehistorii, tylko dziesięć lat temu.

Tags:
  1. janekr
    February 16th, 2012 at 18:33 | #1

    Gammon No.82 :

    mtwapa :
    Kilkunasto- czy nawet 24h porody nie sa jakims wyjatkiem. To musi byc duza frajda zamowic sobie karetke (najlepiej z ginekologiem-poloznikem w srodku) czekajaca na mrozie 12h.

    Lepiej busik z ludźmi, jak wyskoczy dystocja barkowa, to chyba minimum cztery osoby są potrzebne do ukończenia porodu.

    Właśnie teraz w blogrolce wyskoczył link do najnowszej notki lemingarni.
    O ile dobrze zrozumiałem, narzeka ona na to, że chciałaby porodu domowego, ale jej nie pozwalają.
    Może by ktoś ją pocieszył, że może to i lepiej?

  2. February 18th, 2012 at 00:09 | #3

    nowokaina :

    http://kefir2010.wordpress.com/2012/01/15/nielegalne-testy-szczepionek-w-iii-rp-polskie-dzieci-sluza-zydowskim-korporacjom-jako-kroliki-doswiadczalne-ludobojstwo-narodu-polskiego-trwa-nielegalne-testy-eksperymenty-na-ludziach-marazm-i-b/
    A ja znalazłam to. Fajniutkie!

    zdajecie sobie sprawę komu służycie, czy robicie to po prostu z głupoty? jak tusk będzie wam kazał pracować do 90-tego roku życia, to też przyklaśniecie temu i powiecie, że to niezbędna reforma w duchu nowoczesnego liberalizmu?
    zawsze rozwalali mnie ludzie, którzy umyślnie i z premedytacją służą systemowi. powiedzcie – macie jakieś biznesiki, często spotykacie ludzi w czarnych garniturach, czy też siedzicie na ciepłych urzędniczych posadkach? musi być jakieś logiczne wytłumaczenie tego.

  3. February 18th, 2012 at 00:11 | #4

    kefir2010 :

    zdajecie sobie sprawę komu służycie

    No właśnie, Żydom czy Jaszczurom?

  4. February 18th, 2012 at 00:12 | #5

    kefir2010 :

    zawsze rozwalali mnie ludzie, którzy umyślnie i z premedytacją służą systemowi. powiedzcie – macie jakieś biznesiki, często spotykacie ludzi w czarnych garniturach, czy też siedzicie na ciepłych urzędniczych posadkach? musi być jakieś logiczne wytłumaczenie tego.

    Ja na przykład święcie wierzę, że ty swojego blogaska prowadzisz nie dla kasy od tajemniczych mocodawców, tylko z czystej, nieskażonej prywatnymi interesikami głupoty i frustracji.

  5. February 18th, 2012 at 00:42 | #6

    Ale trzeba przyznać, że kefir jest szybki!

    Nawiasem, czuję się podbudowana myślą, że grzeję ciepłą posadkę. Miło się dowiedzieć czegoś takiego trzy miesiące przed maturą ^^

  6. February 18th, 2012 at 01:51 | #7

    Zacny Kefirze

    musi być jakieś logiczne wytłumaczenie tego

    – oczywiście jest i nic nie przejmuj się niemiłymi rzeczami, których tu Ci nagadają, racja jest jedna jedyna i to właśnie Ty ją masz. Ani myślę Ci się przeciwstawić, bo nigdy i za nic opinii nie zmienisz, nieprawdaż? Uważam, że posiadanie własnej dobrej teorii konspiracyjnej to mądre działanie, uwalniające od potrzeby czytania, myślenia i dyskutowania, trzeba tylko dobrze się napiąć i głosić. A to skupienie różnych teorii konspiracyjnych w jednej (szczepionki +Żydzi + mordowanie Polaków +zbrodniczy Tusk) to już genialne pociągnięcie i chyba nikt i nic Cię nie przebije.

    Jedyne ryzyko to przekłucie, ale lataj wysoko i się wybronisz.

  7. Jubal
    February 18th, 2012 at 02:35 | #8

    @ kefir2010:

    (…) zdajecie sobie sprawę komu służycie (…)

    Eris. A może Illuminati Primi szepczą nam do uszka. A może nie.

  8. mig_watch
    February 18th, 2012 at 17:20 | #9

    @kefir2010

    O, stary, ja z racji swojej specjalizacji dziennikarskiej spotykam niemal wyłącznie ludzi w garniturach. W tym całkiem niezły procent w czarnych.

  9. RobertP
    February 21st, 2012 at 08:56 | #10

    @ kefir2010:
    Nie wiedziałem, że duże litery też należą do spisku.

  10. asmoeth
    February 21st, 2012 at 09:12 | #11

    kefir2010 :

    jak tusk będzie wam kazał pracować do 90-tego roku życia, to też przyklaśniecie temu i powiecie, że to niezbędna reforma w duchu nowoczesnego liberalizmu?

    Oczywiście! Z dobrze poinformowanych źródeł wiem, że proreżymowe trolle będą mogły przejść na emeryturę w wieku 60 lat. Dla mnie to dobry deal!

    zawsze rozwalali mnie ludzie, którzy umyślnie i z premedytacją służą systemowi. powiedzcie – macie jakieś biznesiki, często spotykacie ludzi w czarnych garniturach, czy też siedzicie na ciepłych urzędniczych posadkach?

    Sami nosimy czarne garnitury, głuptasie.

  11. Yaca
    February 21st, 2012 at 12:52 | #12

    asmoeth :

    Sami nosimy czarne garnitury, głuptasie.

    Damn it! Mój jest tylko granatowy – wciąż czekam na awans…

  12. ramone.alcin
    February 26th, 2012 at 10:29 | #13

    Ja nosze taki w paski, z melonikiem i parasolem.

  13. Kuba Ober
    March 12th, 2014 at 23:19 | #14

    Nie zapominajmy również, że słowo “computer” jeszcze za czasów Projektu Manhattan znaczyło rachmistrz, a nie komputer. Kobieciarz Feynman rozporządzał salą takich female computers (nic mi do Feynmana, a kobieciarzem był, a bo co).

Comment pages
1 2 3 3675
  1. No trackbacks yet.

Optionally add an image (JPEG only)