Starożytne mądrości profesora
Blog de Bart zalicza co jakiś czas odwiedziny użytkowników forum „Dobra dieta”. Najwyraźniej dobra dieta zakłada czasem dodawanie do spożywanych potraw odrobiny batshitu, bo forum to ma potencjał co najmniej Wegedzieciaka. Gorycz przeze mnie przemawia, bo czytajcie, jak mnie podsumowali:
Autor bloga Bart cieżko pracuje wyśmiewając u siebie (również w innych miejscach w necie) wiele tematów poruszanych i na tym forum, np. metodę Ahkara, Słoneckiego, homeopatię, prof. Majewską, rodziców antyszczepionkowych, w tym także tych z ciężko poszkodowanymi dziećmi: autystycznymi, z padaczką itd.
Zna się świetnie na wszystkim
Nie wiem czy oceniał już dietę niskowęglowodanową, ale nie szukałam.
Opinia o nim na innym forum:On jest uzależniony od popularności, zrobi wszystko aby być na topie. Kiedyś był piewcą teorii spiskowych wszelkiej masci, teraz jest ich najgorętszym krytykiem
Nie zdziwię się jeśli za chwilę zarzuci obecne tematy i ujawni się jako ciemiężony gej by po pewnym czasie zrobić zwrot i wypinac pierś jako wszechpolak.
On jest elokwentny ale jego postawa zalezy od ilości wejść. „Oglądalność” spada to zmiana frontu, blog(i) musi być na topie, nie ważne jak.
De bart to taki wyedukowany pseudo idiota. Udaje inteligenta i wierzy w medycynę.
Nie ukrywam, przykro mi się zrobiło, szczególnie gdy przeczytałem, że jestem pseudo idiotą. Zwłaszcza że te zarzuty to wszystko prawda, może oprócz wyedukowania. Przerwałem studia po roku, na maturze miałem niby dobre stopnie, ale nie oddali mi świadectwa w dziekanacie, bo nie rozliczyłem się z biblioteką, więc nie mam nawet jak tych dobrych stopni udokumentować. Cała moja wiedza opiera się na tym, co wyguglam. Kompulsywnym sprawdzaniem statystyk bloga wypełniam czarną, zimną pustkę swej samotnej, bezcelowej egzystencji, a w wyniku nierozwiązanych kwestii z figurą ojca mam nabożny stosunek do wszelkiej maści naukowców, lekarzy i osób z tytułami naukowymi. Stąd kiedy przeczytałem na forum portalu Racjonalistyczny Psychopata (nieustające ukłony, pani Marysiu), że chorzy na raka powinni w celu uzyskania pomocy skontaktować się z prof. Michałem Tombakiem, natychmiast zagrały mi gruczoły i ruszyłem do poszukiwania informacji, kim jest ów profesor i jakimi metodami uszczęśliwia ludzkość — bo jako bezmyślny ateistyczny racjonalista potrzebuję wskazówek profesorów, żeby wiedzieć, co mam myśleć.
Żeby nie nudzić czytelnika, profesor Tombak już na wstępie swojej książki „Czy można żyć 150 lat?” wylicza pięć przyczyn, z powodu których nie żyjemy 150 lat. Oto one: zaniedbany kręgosłup, nieprawidłowe oddychanie, nieprawidłowe odżywianie, brak wewnętrznej higieny ciała i brak umiejętności szczęśliwego życia.
Po kolei. Zaniedbany kręgosłup to minimalne przemieszczenia kręgów, które, uciskając nerwy i naczynia krwionośne powiązane z poszczególnymi organami, powodują wiele chorób, m.in.: alergię, bolesną miesiączkę, hemoroidy, lumbago, głuchotę. Siadają nerki, wątroba, oczy, pęcherz moczowy. Nogi robią się zimne, kolana bolą, łapią skurcze. Recepta? Spać na twardym, siedzieć prosto, ćwiczyć.
Nieprawidłowe oddychanie polega na porzuceniu oddychania przeponowego, brzuchem, na rzecz oddychania „górną, najmniejszą częścią płuc”. Prof. Tombak szacuje, że oddychanie przeponowe wydłuża życie o 30-40 lat.
Nieprawidłowe odżywianie to zjadanie produktów rafinowanych, nabiału, zbyt dużych ilości mięsa, produktów mącznych, drożdży (są bardzo niebezpieczne!). Wielkie zło to posmarowane masłem kanapki z wędliną (łączą węglowodany, tłuszcze i białka, organizm nie potrafi tego porządnie strawić, w efekcie niestrawione resztki lądują w jelicie, gdzie chleb gnije, a wędlina tworzy osad i kamienie kałowe — o kamieniach za chwilę). Prof. Tombak radzi, żeby jeść z umiarem oraz dostarczać sobie energię życia „pokarmem, który rośnie pod promieniami słońca”.
Brak wewnętrznej higieny ciała to przede wszystkim zanieczyszczenie jelita grubego ciężkimi kamieniami kałowymi (prof. Tombak ocenia, że przeciętny człowiek nosi ich w sobie od 8 do 15 kilogramów!) powstałymi ze źle przetrawionego pokarmu. Napęczniałe od kamieni jelito napiera na inne organy, do tego niewłaściwie pracuje („nie wiadomo, czy z niego do krwi przenika więcej brudów czy pożytecznych substancji”). Jelito można oczyścić dwukierunkowo: od dołu codzienną gruntowną lewatywą z wody z małą domieszką świeżo wyciśniętego soku z cytryny (uwaga na pestki!), od góry megadawkami kefiru i soku jabłkowego, ewentualnie owocami.
Od braku umiejętności szczęśliwego życia cierpi nie tylko dusza, ale i ciało. Upartym sztywnieją karki, krytykantów bolą stawy i mięśnie, osoby gniewne i nienawistne doświadczają infekcji, a rozpamiętujący krzywdy dostają raka.
I to już. Zadbajmy o kręgosłup, oddychajmy brzuchem, nie jedzmy kanapek z szynką, co jakiś czas zapijmy lewatywę dwoma litrami kefiru i myślmy pozytywnie, a dożyjemy 150 lat.
Tu w zasadzie mógłbym zakończyć notkę, konkludując, że przepis na zdrowie profesora Tombaka to niezbyt oryginalna mieszanina chiropraktyki, New Age, zafiksowanej analnie medycyny alternatywnej i kilku sprawdzonych, dobrych porad (jedz mniej i lepiej, ćwicz, siedź prosto, miej pozytywne nastawienie do świata). Ale jest bonus. Otóż obcowanie z dziełami Tombaka dostarcza wielkiej przyjemności badaczowi Otchłani, bowiem z jego książek wręcz wylewa się radosny, nieskrępowany bullshit — niemal na każdej stronie można znaleźć jakiś wyssany z palca „fakt naukowy”, jakąś nieprawdopodobną statystykę, jakieś dziwaczne „starożytne przysłowie”, jakąś kosmicznie idiotyczną hipotezę medyczną. Inni piszący krytycznie o Tombaku też się w pewnym momencie poddawali, porzucali próbę dyskusji z tezami pana profesora i z lubością cytowali pełnymi garściami mądrości rosyjskiego uzdrowiciela.
No bo jak tu się powstrzymać, gdy się czyta, że ostatnie badania naukowe udowodniły, że „organizm człowieka jest jednym wielkim, energetycznym systemem, którego wszystkie komórki i organy są między sobą ściśle powiązane energią płynącą po 12 meridianach energetycznych”? Albo gdy trafia się na opowieść o Hindusie, który dożył 130 lat dzięki oddychaniu raz na minutę? Albo że w klasztorze Szaolin skazanych na śmierć zabijano, karmiąc ich wyłącznie mięsem? Jak nie cytować za profesorem Tombakiem różnych mądrości Wschodu, np. przysłowia „Jeśli małżonkowie dzień rozpoczęli od kłótni — niech pomyślą o tym, co jedli poprzedniego dnia”, ponoć bardzo popularnego w Japonii? Albo tej „starej wschodniej mądrości”, że dziewięć ciężarnych kobiet zebranych razem nie urodzi dziecka w ciągu miesiąca? Prof. Tombak sypie takimi przysłowiami jak z rękawa! Jak nie przekleić tego genialnego fragmentu książki, w którym Michał Tombak odkrywa, że skoro w ciągu życia spożywamy ok. 50 milionów kilokalorii, to zamiast przeżyć 55 lat na dziennej diecie 2500 kcal, możemy przeżyć 137 lat na diecie 1000 kcal? Jak nie zachwycać się statystykami, wedle których 70% ludzi na świecie ma problemy z nadwagą, a 60% cierpi na chroniczne zaparcia? Że lewatywy zapobiegają rakowi piersi? Że w nieczyszczonym lewatywami i dietami organizmie stawy i kości pokrywają się warstwą soli tak grubą, że przy ruszaniu głową słychać chrupanie? Że przegroda nosowa jest odpowiedzialna za „fizjologiczną równowagę w pracy wszystkich organów naszego ciała”?
Prof. Tombak twierdzi, że głowa i górna część ciała posiadają ładunek dodatni, a dolna część ciała i nogi — ujemny. Od góry ładujemy się energią kosmiczną, od dołu ziemską. To dlatego człowiek chodzi wyprostowany. Tombak zaleca chodzenie na bosaka — „najlepsze obuwie to brak obuwia”, mawiał według niego Hipokrates. Obuwie odcina nas od ładunków elektrycznych Ziemi i jest przyczyną wielu groźnych chorób, w tym wieńcówki, nerwicy i bólu głowy.
Sporą część swojej książki prof. Tombak poświęca piciu. Znajdziemy tam rozdział „Jak pić wodę”, przypominający tytułem pytanie do eksperta w XX-wiecznej radiowej audycji satyrycznej „Nie tylko dla orłów”: „Panie profesorze, jak jeść ser?” (w części poświęconej pożywieniu znalazłem rozdział „Jak spożywać desery”). Dowiemy się, że gotując wodę, zabijamy w niej „bioenergoinformację z wnętrza Ziemi”, a sok z marchwi ma strukturę i skład podobny do ludzkiej krwi („tylko zamiast atomu żelaza występuje atom magnezu”). W rozdziale o soku z czosnku zaraz obok znakomitego przepisu na nalewkę czosnkową (znalezionego przez „wyprawę UNESCO” w tybetańskim klasztorze, datowanego na IV-V wiek pne., w skrócie: 35 deko czosnku, 200 ml spirytusu) można przeczytać, że „przy silnym bólu zębów na nadgarstek lewej ręki należy położyć rozdrobniony na miazgę ząbek czosnku, zabandażować i ból ustanie”.
W rozdziale o pożywieniu profesor, bazując na doświadczeniach „starożytnych dietetyków”, wyszczególnia trzy typy ludzi: X (drobna kość, z natury bojaźliwy, mizerny, ciągle marznie), Y (łysina; dłoń średniej wielkości, w dotyku ciepła, przyjemna) i Z (chód wolny, ociężały; nie lubi deszczowej pogody). Każdemu typowi profesor przypisuje najlepsze dla niego pokarmy, ale jeśli nie chcecie zapamiętywać długiej listy albo jesteście typem X (BU! Zimno?) i nie lubicie akurat zupy z pokrzywy, istnieje prosta starożytna (a jakże!) metoda:
Na bawełnianej nici długości 80 cm zawieszamy obrączkę — koniecznie złotą. Obie końcówki nici wziąć kciukiem i palcem wskazującym. Podnieść produkt, który chcemy zjeść, poczekać kilka sekund, do momentu kiedy obrączka się zatrzyma. W myśli zadajemy sobie pytanie, czy odpowiada nam ten produkt czy nie? Jeżeli obrączka będzie zataczać koła w kierunku według wskazówek zegara albo odwrotnie, to pożywienie odpowiada naszemu organizmowi. Jeżeli zacznie wahać się w prawo, lewo lub lewo i prawo, to lepiej go nie jeść.
W rozdziale „Poznaj siebie” Tombak opisuje swoją błyskotliwą diagnozę stanu zdrowia nieznajomej młodej kobiety w kawiarni: „Pani obuwie jest zdarte z przodu i w środku, a to oznacza, że ma pani chorą wątrobę”. Nieznajoma dostaje od niego jeszcze przepis na masaż likwidujący ból głowy („każda tabletka to trucizna!”). Stronę dalej, w rozdziale „Myśl, która leczy”, możemy dowiedzieć się, że…
Komórki naszego ciała posiadają zdolność prymitywnego myślenia, które przypomina nierozwinięte myślenie małego dziecka. To zawsze należy brać pod uwagę, gdy zwracamy się do chorego organu. Człowiek powinien wyobrazić sobie chory organ, skoncentrować swoją uwagę na przekazaniu w myślach choremu organizmowi rozkazu, spróbować się z nim „skontaktować”. Żądania skierowane do chorego organu powinny być wyrażone zdecydowanie i jasno, w formie przemawiania do kapryśnego, ale ukochanego dziecka, które nie wypełnia swoich obowiązków.
Z kolei w rozdziale poświęconym wyglądowi prof. Tombak kategorycznie stwierdza, że ludzie o oczach piwnych nie wiedzą, czego chcą, małe uszy to oznaka ograniczoności, a nos skrzywiony w prawo świadczy o umiłowaniu pracy fizycznej.
I już dalej nie mogę, a dojechałem ledwie do połowy jednej książki. Czuję, że profesor Tombak nie jest jednak autorytetem, którego mi trzeba. W dodatku przeczytałem w Wikipedii, że z tą jego profesurą to jakaś niejasna sprawa. I już zupełnie straciłem do niego serce. A od krytykowania rozbolały mnie stawy i mięśnie.
@ wo:
Albo zbyt blisko. Wprowadzenie “idealnej konkurencji” na samochody byłoby koszmarem.
Używam określenia ‘idealna konkurencja’ w ekonomicznym a nie potocznym znaczeniu. Idealna konkurencja jest dobra.
No i na przykład polskie państwo praktycznie abdykowało z możliwości tworzenia i egzekwowania standardów w mediach.
Czyli bez żadnej szkody można te wszystkie Rady Etyki rozpędzić a pieniądze przeznaczyć na coś pożytecznego? Super. Zauważ, że nie mam nic przeciwko ustalaniu standardów. jestem przeciwko temu by państwo stawało się jednym z rynkowych graczy tam gdzie nie jest to konieczne.
No więc aktualnie i na bieżąco nie ma możliwości znalezienia. Tobie się wydaje, że jeśli tydzień potem znajdziesz notkę debunkującą brednie, które media podały np. o “fuszerce na S8″, to już wystarcza. No jednak nie wystarcza, bo tydzień później.
Ale to można załatwić w prawie cywilnym. Pozwy i odszkodowania za informacje zniesławiające (odpowiedzialnych za fuszerkę) i nieprawdziwe (za chmurę). Problem się rozwiąże jeśli odszkodowania zabolą, tak jak zabolały Ziobrę. Nie trzeba tworzyć swoich treści. Fakt zapłacił już tej zgwałconej dziewczynce czy ciągle się ciągnie po sądach?
T. :
Z łaski swojej, zbierz kolegów i poproś o wprowadzenie korwinowego modelu z malezji czy innego kuala lumpur. Idealnej konkurencyjności, my ass.
T. :
Jeśli dla ciebie blogi są “wartościową treścią”, to gratuluję.
T. :
You gentlemen who think you have a mission
To purge us of the seven deadly sins
Should first sort out the basic food position
Then start your preaching, that’s where it begins
You lot who preach restraint and watch your waist as well
Should learn, for once, the way the world is run
However much you twist or whatever lies that you tell
Food is the first thing, morals follow on
Z tym, że oczywiście wiadomo, o jaką “food” chodzi.
@ digan:
Z łaski swojej, zbierz kolegów i poproś o wprowadzenie korwinowego modelu z malezji czy innego kuala lumpur. Idealnej konkurencyjności, my ass.
Ogłaszam prawo Trystero. Każda dyskusja internetowa o granicy interwencji rządu w gospodarkę, z osobą o lewicowych poglądach, skończy się wyzwaniem osoby postulującej jakiekolwiek ograniczenie działań rządu od korwinistów.
T. :
Tobie się wydaje, że “te wszystkie Rady Etyki” to są państwowe instytucje, na które idą jakieś państowe pieniądze? To jest cały problem z korwinistami: wasza wiedza o świecie jest tak niebywale ekskrementalna, że z wami się nie da dyskutować, was można tylko edukować.
Rada Etyki Mediów jest prywatną instytucją, która na nic nie ma wpływu, ale za to nie idą na nią żadne “pieniądze” (zwłaszcza takie, ktore można by przeznaczyć na “coś pożytecznego”). Nie zgodzę się więc, żeby ją rozpędzać, bo to byłoby zabranianie kilku osobom spotykania się w prywatnym gronie, a więc godziłoby w wolność zgromadzeń.
T. :
Ty tak strasznie fundamentalnie nie rozumiesz jak działa prawo cywilne, że tutaj potrzebowałbyś dłuższego wywodu. Uwierz mądrzejszym, że prawo cywilne jest w takich sprawach nieprzydatne.
digan :
O jezu, to korwinizm zwycięzył na całym świecie :( Tylko jeszcze na Kubie ostały się szczątki postępu.
T. :
Ogłaszam prawo WO. Każdy internetowy dyskutant, używający określenia “wasze rozumowanie jest anty-rynkowe” jako argumentu, prędzej czy później zademonstruje, że nie ma zielonego pojęcia o przedmiocie rozmowy (np. będzie coś halucynować o “rozpędzeniu tych wszystkich rad etyki mediów”). Korwinizm to poznawcza proteza ignorantów.
@ digan:
A co powiesz o pomyśle prowadzenia przez państwo salonów fitness, darmowych oczywiście, ewentualnie na obowiązkowym uczestnictwie w zajęciach fitness każdego obywatela z BMI>28?
Czy nie uważasz, że problem braku odpowiedniej ilości ruchu i ćwiczeń fizycznych jest poważny? Obniża sprawność fizyczną społeczeństwa, powoduje rozwój drogich w leczeniu chronicznych chorób znacznie ograniczających radość z życia. Co więcej, badania naukowe pokazują korelację pomiędzy niskim wykształceniem i niskimi zarobkami a niską świadomością w kwestii zdrowego trybu życia. Tak więc, problem braku ruchu dotyczy głównie najbardziej potrzebujących członków społeczeństwa.
Nie uważasz, że rolą państwa jest zapewnienie im darmowych zajęć fitness, a nawet zmuszenie ich by (dla swojego dobra!) brali w nich udział?
T. :
Jakoś przeżyję.
Tak czy inaczej – przykro mi, państwo interweniuje w kulturę. Ma rolę mecenasa. Stawia biblioteki, szkoły muzyczne i akademie sztuk pięknych, sale koncertowe i teatry. Nikt nie chce od państwa konkurencyjności, bo to w ogóle nie jest jej zadaniem i nigdy nie było – skąd w ogóle taki pomysł? Wywiązuje się z tego mecenatu lepiej lub gorzej, ale jeszcze nigdy nie spotkałem się z głosem, żebyśmy polikwidowali teatry miejskie, bo prywaciarze na pewno zrobią to lepiej. Albo biblioteki.
Postulat padł, by jedną z tych interwencji był porządny portal informacyjny, na bieżąco debunkujący różne bzdury. Jak dla mnie całkiem spoko, tym bardziej że koszt tego nie byłby przesadnie duży. Argument z serii “prywaciarze zrobiliby to lepiej” odpada na wstępie – bo nie, nie robią.
wo :
Lubię takie przezajebiste mądrości.
miskidomleka :
Skoro jest państwowa telewizja, radio, kasa na filmy to w sumie dlaczego nie państwowy portal albo przynajmniej kasa na produkcję wartościowego kontentu. Starożytni Grecy wręcz płacili swoim obywatelom, aby chodzili do teatru, mecenat państwowy to nic zdrożnego.
K-pax :
borzu dzięki żyję w Unii, która ma bardzo daleko do ulubionych przykładów korwinistów. Jakoś jednak nie, nie na całym świecie.
bantus :
A moze instalacja głośnika w każdym mieszkaniu byłaby tańsza? No i na pewno bardziej skuteczna – ludzie mieliby wtedy szansę poznać nizaśmieconą prawdę.
T. :
Przecież państwo to robi – w wielu gminach pojawiły się tak zwane fachowo “orliki”. Przy Twoim poziomie ignorancji nie zdziwiłbym się, gdybyś o tym też nie słyszał, ale generalnie było to wywalenie sporej państowej kasy w zachęcanie mieszkańców miast i wsi do amatorskiego uprawiania piłki nożnej. Samorządy finansują ponadto rozmaite ośrodki sportu i rekreacji, również zachęcające do uprawiania tego czy tamtego. Ponadto gdybyś skończył jakąś szkołę zauważyłbyś niechybnie istnienie w niej przedmiotu zwanego “wychowaniem fizycznym”.
To jest strasznie fajne, kiedy korwinista się napnie i rzuci coś, co mu się wydaje wielkim paradoksem, typu właśnie “to może państwo ma zachęcać do uprawiania sportu”.
K-pax :
Och, bo my, jaszczury, przecież chcemy ZMUSIĆ ludzi do korzystania z tego portalu, tak, żeby mogli czytać w kółko nasze informacje. Taaak, portal internetowy najlepiej będzie realizował ideę przymusu informacyjnego…
@ wo:
Tobie się wydaje, że “te wszystkie Rady Etyki” to są państwowe instytucje, na które idą jakieś państowe pieniądze? To jest cały problem z korwinistami: wasza wiedza o świecie jest tak niebywale ekskrementalna, że z wami się nie da dyskutować, was można tylko edukować.
KRRiT też jest prywatną instytucją, zasilaną z prywatnych funduszy?
Ogłaszam prawo WO. Każdy internetowy dyskutant, używający określenia “wasze rozumowanie jest anty-rynkowe” jako argumentu, prędzej czy później zademonstruje, że nie ma zielonego pojęcia o przedmiocie rozmowy (np. będzie coś halucynować o “rozpędzeniu tych wszystkich rad etyki mediów”). Korwinizm to poznawcza proteza ignorantów.
To jest Twój cały argument w kwestii konieczności prowadzenia przez państwo, finansowanego przez podatników internetowego portalu informacyjnego?
Uwierz mądrzejszym, że prawo cywilne jest w takich sprawach nieprzydatne.
To zacytuj kogoś mądrzejszego bo przecież nie masz na myśli siebie.
T. :
Wymaganie od państwa, by płaciło na leki na raka, jest tak samo antyrynkowe jak wymaganie, by płaciło na filharmonie, czy media publiczne, czy portal bez portalozy.
@ wo:
Przecież państwo to robi – w wielu gminach pojawiły się tak zwane fachowo “orliki”. Przy Twoim poziomie ignorancji nie zdziwiłbym się, gdybyś o tym też nie słyszał, ale generalnie było to wywalenie sporej państowej kasy w zachęcanie mieszkańców miast i wsi do amatorskiego uprawiania piłki nożnej. Samorządy finansują ponadto rozmaite ośrodki sportu i rekreacji, również zachęcające do uprawiania tego czy tamtego. Ponadto gdybyś skończył jakąś szkołę zauważyłbyś niechybnie istnienie w niej przedmiotu zwanego “wychowaniem fizycznym”.
Widzisz pisowcu, państwo jest także obecne w mediach. Prowadzi telewizję publiczną i publiczne radio. Dotuje niszowe gazety. Więc Twój argument z logicznego punktu widzenia Cię kompromituje.
Ty kompletnie nie potrafisz dyskutować na jakimś nie ideologicznym, prymitywnie politycznym poziomie, na którym Ty jesteś dobro i mądrość a wszyscy inni to oni: psychole, korwiniści, kaczyści, etc. Dyskusja jest o tym gdzie są granice interwencji państwa. Czy granicą są Orliki czy darmowe kluby fitness czy granicą są darmowe kluby fitness czy obowiązek brania udziału w zajęciach klubu fitness? Podobnie w sektorze mediów: czy państwo ma mieć telewizję czy może też portale informacyjne a może także państwowy portal społecznościowy a może portale randkowe?
Ale ty pisowcu, masz ograniczony umysł, dokładnie tak jak korwiniści, którymi pogardzasz i nie potrafisz sensownie dyskutować o tym kiedy interwencja państwa jest korzystna a kiedy jest kosztowo nieefektywna. Oni nienawidzą każdej interwencji państwa. Ty każdą kochasz. Oni tych, którzy mówią, że niektóre interwencje są korzystne nazywają komunistami. Ty każdego kto twierdzi, że niektóre interwencje nie mają sensu z ekonomicznego punktu widzenia nazywasz korwinistą.
To jest strasznie fajne, kiedy korwinista się napnie i rzuci coś, co mu się wydaje wielkim paradoksem, typu właśnie “to może państwo ma zachęcać do uprawiania sportu”.
To jest strasznie smutne gdy pozbawiony większych zdolności intelektualnych pisowiec, nie potrafi prowadzić dyskusji w sposób inny niż posługując głupawymi etykietami.
T. :
Matko, jak na razie to tylko ty i K-Pax nawijacie w kółko o tym przymusie. Co wam w głowach siedzi?
miskidomleka :
Zdajesz sobie sprawę, że Twój argument jest wart tyle co ‘wymaganie by państwo prowadziło portal informacyjny jest tyle warte co wymaganie by prowadziło piekarnie’?
Problem polega na tym, że państwowa interwencja na rynku ochrony zdrowia może mieć dużo większy sens niż na rynku medialnym. By to zrozumieć musisz dowiedzieć się więcej o tym jak daleki od idealnej konkurencji jest rynek ochrony zdrowia, jakie czynniki sprawiają, że to na tym rynku, a nie na przykład na rynku obuwia sportowego, jest bardzo łatwo o market failure.
@ digan:
To zapomnij o przymusie. Skup się na sieci klubów fitness. Czy państwo powinno prowadzić sieć darmowych klubów fitness?
Taaak, jak to niewiele trzeba, żeby zostać korwinistą…
T. :
I Twoim zdaniem to, co się dzieje na portalach, jest bardzo odległe od market failure?
miskidomleka :
Myślę, że to co się dzieje na portalach jest dalekie od market failure. Co więcej, myślę, że nawet gdyby było blisko market failure to państwowy portal informacyjny niewiele by sytuację poprawił.
Zaraz ci Mr. T napisze, że rynek mediów działa jak działa bo tak naprawdę nie ma na nim wolności, wiesz te wszystkie KRRiT i tym podobne organizacje nie pozwalające niewidzialnej ręce wyprostować sytuacji.
T. :
Jeśli byłoby to tak tanie jak prowadzenie poważnego portalu informacyjnego, to jak najbardziej tak.
T. :
Widzisz, problem polega na tym, że wydaje Ci się, że “idealna konkurencyjność” będzie przekładać się na jakość treści. Otóż nie, nie będzie.
digan :
Najfajniejsze jest to, że jaśnie oświeceni towarzysze, zakładają, że media to jest w ogóle jakaś instytucja, a nie tylko, zgodnie z nazwą, środek…
@ digan
Jeśli byłoby to tak tanie jak prowadzenie poważnego portalu informacyjnego, to jak najbardziej tak.
Co masz na myśli przez tanie? Wielkość kosztów? Czy może stosunek kosztów do zysków (także społecznych)?
Widzisz, problem polega na tym, że wydaje Ci się, że “idealna konkurencyjność” będzie przekładać się na jakość treści. Otóż nie, nie będzie.
Nie, uważam, że warunkach konkurencji zostanie zaspokojony popyt każdej większej grupy konsumentów. Tych, który chcą czytać o astrologii finansowej i tych, którzy szukają, rzetelnych, sprawdzonych, dobrze ‘wyresearchowanych’ informacji.
Poproszę linka gdzie mnie zaspokoją. Po polsku.
T. :
to jest grejt, tak a propos: http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80277,9812429,Rabini_kazali_ukamienowac_psa__Mial_byc_inkarnacja.html
@ T.:
Może ja spróbuję coś ci wytłumaczyć w sprawie oskarżeń o korwinizm.
To jest cytat, za który zostałeś zaszufladkowany jako korwinista. Napisałeś to zdanie w dyskusji, gdzie wszyscy narzekali na żałosne efekty wolnej konkurencji na rynku portalowym. Odwracając kota ogonem zaproponowawałeś jakiś lepszy system edukacji (ciekawe jaki?). Oczywiście nie dałeś rady utrzymać swojego radykalnego stanowiska w sprawie idealności idealnej konkurencji i zaczynasz dryfować w stronę:
Taki sposób dyskutowania tylko potwierdza diagnozę: “korwinizm wyparty”.
T. :
Tak, wielkość kosztów.
T. :
Wiem, mnożyć się będą kolejne faktoidy, a potem nagle, pstryk, powstanie internetowy New York Times skrzyżowany z Nature i ludzie zaczną go czytać.
@ miskidomleka:
http://www.google.pl/
@państwowy portal za państwowe pieniądze
Przecież są.
Raz.
Dwa.
Trzy.
Cztery. (kuriozalny layout, swoją drogą).
I pewnie jeszcze więcej, o których nie wiem, bo w dupie maja klikalność. Żaden nie jest BBC, fakt. Mimo, że publiczne. Może nie publiczności rzecz.
T. :
ojej, powiedz, że to tylko taki troll.
digan :
Ale co jest? Digan nie ma jednego miejsca w Internecie gdzie może znaleźć wszystkie potrzebne jej, rzetelne informacje, oczywiście za darmo i dlatego uważa, że podatnicy powinni sfinansować powstanie takiego miejsca?
Oczywiście fakt, że podatnicy finansują już kilka miejsc w Internecie (portal telewizji publicznej, portal publicznego radia a także mnóstwo stron ministerstw, centralnych urzędów i agencji), gdzie teoretycznie powinny się znajdować wszystkie potrzebne, rzetelne informacje nie burzy wiary Digan, że z następnym finansowanym z kieszeni podatników portalem wszystko się zmieni a użyteczne, rzetelne informacje będą na wyciągnięcie ręki.
I Wy wyśmiewacie się z myślenia życzeniowego korwinistów :)
Zostawić ich na pół dnia i już się od buców i korwinistów wyzywają.
@ K-pax:
Proponuję, żebyś coś zrobił z ustawieniami swojej przeglądarki. Najwyraźniej masz ustawioną jakąś restrykcyjną politykę wobec cookies, co powoduje, że WordPress co i raz bierze cię za nowego komentatora albo wręcz za spamera. Na razie wydłubuję twoje komentarze z moderacji i spamołapa, ale na dłuższą metę tak być nie może.
bart :
No właśnie widzę, że coś nie bangla i to bardzo. Myslałem, że to nie u mnie, bo tylko na bdb takie nieprzyjemności napotykam.
@ matste:
Taki sposób dyskutowania tylko potwierdza diagnozę: “korwinizm wyparty”.
Nie rozumiem. To znaczy, że dla Ciebie i całego towarzystwa tutaj, nazwijmy je TTDKN, osoba, która sugeruje, że interwencja państwa na rynku powinna mieć jakieś granice jest korwinistą? Jeśli uważam, że państwo nie powinno finansować, na przykład filmów, to jestem korwinistą? Jeśli uważam, że państwo nie powinno prowadzić portali randkowych to jestem korwinistą? Wy w ten sposób funkcjonujecie intelektualnie?
To jest cytat, za który zostałeś zaszufladkowany jako korwinista. Napisałeś to zdanie w dyskusji, gdzie wszyscy narzekali na żałosne efekty wolnej konkurencji na rynku portalowym.
Ten cytat akurat nie odnosił się bezpośrednio do portali ale ok. Otóż, wszystko co napisałem sprowadzało się do tego, że szanowni dyskutanci, moim skromnym zdaniem nie zauważyli, że preferencje konsumentów sprawiły, że portale skupiły się na stronie rozrywkowej a nie informacyjnej. Stąd nie ma sensu szukać rzetelnych informacji na portalach rozrywkowych. Zwróciłem więc uwagę, że skoro ludzie nie szukają na portalach rzetelnych informacji lecz rozrywki to finansowany przez podatników portal z rzetelnymi informacjami (nawet jeśli będzie je zawierać) nie rozwiąże problemu braku kontaktu zwykłych ludzi z rzetelnymi informacjami.
Napisałem także, że rzetelne informacje są dostępne. Trzeba je tylko poszukać, do czego przydaje się Google. Osoby, które szukają rzetelnych informacji wiedzą też jak je znaleźć. Osoby, które nie wiedzą jak za pomocą Google znaleźć rzetelne informacje z reguły nie szukają rzetelnych informacji lecz rozrywki informacyjnej.
T. :
A jak nie będą, to się powoła urząd certyfikowania rzetelności (aki sanepid dla strawy – pardonnez-moi – duchowej) i zmusi do czytania tylko certyfikowanych infoków. I wszystkim będzie dobrze.
T. :
Nie jestes w TTDKN, T.? Czyli jesteś korwinistą.
A swoją drogą ten portal randkowy to jest świetny przykład. Istnieje mnóstwo naukowych badań pokazujących znaczenie znalezienia odpowiedniego partnera życiowego. Z całą pewnością istnieje społeczny interes by ułatwić wszystkim ludziom znajdowanie partnerów życiowych.
Z drugiej strony bardzo łatwo można przeprowadzić krytykę rynkowych portali randkowych, które fatalnie spełniają swoje funkcje, często zamieniając się w aukcje usług seksualnych. Rynek proponuje także łączenie oparte na algorytmach ale polskie państwo praktycznie abdykowało z możliwości tworzenia i egzekwowania standardów w sektorze portali randkowych.
Proponuje więc sfinansowanie państwowego portalu randkowego a każdego kto nie popiera mojej idei wyzywam od korwinistów.
T. :
Preferencje części konsumentów.
Po pierwsze, gdy szukasz nie konkretnych informacji, a “newsów”, gdy chcesz wiedzieć co ważnego się zdarzyło, to google ci nie pomoże, bo słowo kluczowe “co nowego” nie będzie zbyt skuteczne.
Po drugie, chyba nigdy nie próbowałeś googlać co stoi za jakąś pseudoinformacją z otchłani. Bo przeważnie wyskakują otchłaniowe przeklejanki, googlnij “fukushima infant mortality” i powiedz, na której stronie wyników znajdziesz
http://nuclearpoweryesplease.org/blog/2011/06/17/shame-on-you-janette-sherman-and-joseph-mangano/
lub
http://nuclearpoweryesplease.org/blog/2011/06/17/more-bullshit-from-joseph-mangano/
Osoby, które nie wiedzą jak za pomocą Google znaleźć rzetelne informacje z reguły nie szukają rzetelnych informacji lecz rozrywki informacyjnej.
miskidomleka :
?!
@ miskidomleka
Preferencje części konsumentów.
Sporej części skoro ta część szukająca rzetelnych informacji nie stanowi nawet niszy, którą ktoś zagospodarował portalem realizującym jej potrzeby.
Po pierwsze, gdy szukasz nie konkretnych informacji, a “newsów”, gdy chcesz wiedzieć co ważnego się zdarzyło, to google ci nie pomoże, bo słowo kluczowe “co nowego” nie będzie zbyt skuteczne.
A kto decyduje co ważnego się zdarzyło? Urząd kontroli ważności newsów? Przecież ten portal, też będzie miał jakiegoś redaktora, który będzie decydował. Na podstawie badań OBOP?
Po drugie, chyba nigdy nie próbowałeś googlać co stoi za jakąś pseudoinformacją z otchłani. Bo przeważnie wyskakują otchłaniowe przeklejanki, googlnij “fukushima infant mortality” i powiedz, na której stronie wyników znajdziesz
Oczekujesz, że ten portal, będzie falsyfikował każdą bzdurę z otchłani?
Może Cię to pocieszy, ale większość osób nie ma pojęcia o większości ‘newsów’ z otchłani. Większość moich znajomych nie słyszała o chemitrails dopóki im nie powiedziałem. Nie sądzisz, że to co robisz (falsyfikujesz otchłań) jakość skrzywia Twoją percepcję znaczenia otchłani dla Kowalskiego? Dopuszczasz taką możliwość?
T. :
Spróbuj jeszcze raz przeczytać mój poprzedni komentarz. Jest ogromna różnica między twoją początkową argumentacją z idealności idealnej konkurencji i oczywistością “interwencja państwa na rynku powinna mieć jakieś granice”. Zacząłeś dyskusję z wo broniąc radykalnej, bardzo typowej tezy, a teraz rozmywasz swoje stanowisko. Trzeci raz nie będę tego tłumaczył.
Nieprawidłowo stosujesz analogie (problem portali randkowy a problem portali informacyjnych). Ciekawe od kogo się tego nauczyłeś? Ty w ten sposób funkcjonujesz intelektualnie?
@ matste:
Zacząłeś dyskusję z wo broniąc radykalnej, bardzo typowej tezy, a teraz rozmywasz swoje stanowisko. Trzeci raz nie będę tego tłumaczył.
Czy Ty uważasz, że idea idealnej konkurencji jest korwinistyczna? Ja mam wrażenie, że nie masz zielonego pojęcia o czym dyskutujesz.
Napisałem do Orlińskiego, że rynek jest głupi tylko wtedy gdy bardzo oddala się od stanu idealnej konkurencji. Jeśli dla Ciebie to jest typowo korwinistyczna teza to jest zwykłym ignorantem, który nie ma zielonego pojęcia o całej ekonomii neo-klasycznej. Jesteś jak Ci zagubieni ludzie z otchłani choć myślisz, że nad nimi intelektualnie górujesz :) Hahahaha. Ty po prostu przeczytałeś słowa ‘rynek’ i ‘konkurencja’ i od razu Ci się Korwin-Mikke skojarzył :) Może użyj chociaż Wikipedii.
Nieprawidłowo stosujesz analogie (problem portali randkowy a problem portali informacyjnych). Ciekawe od kogo się tego nauczyłeś? Ty w ten sposób funkcjonujesz intelektualnie?
Wskaż, w którym miejscu analogia jest nieprawidłowa.
T. :
Pytanie o to, dlaczego fałszywa jest Twoja teza, jakoby prawo cywilne wystarczało do naprawienia mediów, jest na tyle istotne, że jednak cierpliwie Ci odpowiem, choć nie zasługujesz – po prostu dla dobra sensownych ludzi, którzy tu mogą zaglądać.
Prawo cywilne potrzebuje konkretnego podmiotu, którego dobra osobiste czy majątkowe doznały jakiejś wymiernej szkody z winy pozwanego. Ta szkoda może oczywiście mieć wymiar niematerialny (“utrata dobrego imienia”), ale musi się nadawać do jakiegoś intersubiektywnego opisu w sądzie. Gdyby sąd musiał rozpatrywać pozwy typu “bo mi się smutno zrobiło”, żylibyśmy w piekle. Nie chcielibyśmy takiego prawa cywilnego.
Otóż złe działania mediów często nie mają takiego skutku, w którym pozew mogłaby wytoczyć konkretna osoba prawna czy fizyczna. Uszczerbek często ponosi ktoś taki jak “społeczeństwo” (jako takie) albo jakaś grupa społeczna. To nie znaczy niestety, że sprawa jest obojętna.
Rozpatrzmy kilka konkretnych przykładów (pamiętając, że to należy traktować jako pars pro toto – szkodliwe działania mediów nie ograniczają się tylko do tego).
1. Nierzetelne informowanie o budowie infrastruktury drogowej (przykładowa “fuszerka na S8”)
2. Alarmistyczne tekstu o Fukushimie (“nadchodzi chmura mająca pięć mikrosiwertów !!!”)
3. Promowanie medycyny alternatywnej (“na raka pomaga lewatywa z nafty”)
W przypadku (1) i (2) szkodę ponosi interes społeczny. W demokracji opinia większości ma spore znaczenie, bo koniec końców od niej zależy, czy będą budowane elektrownie atomowe i autostrady. Systematyczne dezinformowanie społeczeństwa w tych kwestiach powoduje, że błędne poglądy stają się coraz popularniejsze, a w efekcie albo rządząca partia przyjmie demagogiczne i populistyczne rozwiązania (“zamrażamy program budowy elektrowni atomowych!”) – albo przestanie być rządząca.
Człowiek, który w tej sytuacji odpowiada “a ja sobie rzetelne informacje bez trudu wyguglam”, zasługuje na uprzejmą odpowiedź typu “gratulacje młotku, ale wyguglaj sobie jeszcze gdzieś, dlaczego to nie rozwiązuje problemu dezinformowania większości”.
Przykład (3) z kolei prowadzi do tego, że wielu ludzi, których jeszcze można byłoby uratować tradycyjną medycyną, w ogóle nie podejmuje leczenia, bo zamiast operacji czy chemioterapii – to nigdy nie są przyjemne sprawy – “leczy” się Oberonem, zaperem, cieciorką w łydzi albo piciem moczu. I nawet jeśli przyjmiemy socdarwinistyczne podejście typu “śmierć frajerom”, pozostaje jeszcze etyczne wyzwanie pt. “matki chorych dzieci” – czyli dość przerażające sytuacje, w których kobiety (to przeważnie ma wyraźny dżenderowy charakter) poddają swoje dzieci jakimś przerażającym cierpieniom z powodu wyznawanych przez siebie pseudometycznych teorii.
Kto może wytoczyć pozew w przypadku dezinformującego materiału o budowie drog? Firma budowlana? Obawiam się, że nawet te najgłupsze teksty nie zostaną uznane w sądzie za naruszenie ich dóbr.
Na przykład kiedy dziennikarz materiał “nowa droga już się sypie” zilustruje zbliżeniem szczeliny dylatacyjnej, to jest to materiał w oczywisty sposób nierzetelny, ale to za mało na wygranie procesu. Nowa droga pewnie faktycznie się sypie, bo po ciężkiej zimie każda konstrukcja ziemna – nowa czy stara – może wymagać jakiejś interwencji. Sąd raczej oddali pozew, co zostanie odebrane przez opinię publiczną jako potwierdzenie zarzutów (“Wredna firma budowlana przegrała w sądzie proces o artykuły pokazujące, jak bardzo sypią się ich drogi”).
Kto mógłby pozwać za artykuł “CHMURA NADCHODZI MA 5 MIKROSIWERTÓW”? Elektrownia? Ktoś, kto wpadł w panikę? Ale jakie wymierne straty przedstawi ten ktoś, kto wpadł w panikę – rachunek za zakup stu butelek butelkowanej wody mineralnej? A jakie straty miała elektrownia na tego typu tekstach? Gazeta spokojnie może się obronić tym, że chmura faktycznie nadchodziła i na pewno miała 5 mikrosiwertów, jak nie na godzinę to na tydzień, co za różnica.
Kto może pozwać za promowanie medycyny alternatywnej? Ofiara, która uwierzyła w teksty o leczeniu naftą i się leczyła naftą? Tu widzę największe szanse, ale to byłoby strasznie ciężkie do udowodnienia. Gazeta zawsze może powiedzieć, że pisała tylko, że ISTNIEJE taka terapia i ze leczy się nią Znana Celebrytka. Nie można zabronić mediom pisania o bzdurnych terapiach i celebrytach, którzy w nie wierzą. Stąd byłby tylko krok do zakazu pisania o UFO.
Prawo cywilne niestety nie wystarcza do naprawy porażki rynku w mediach, nawet gdybyśmy przyjęli wyidealizowane wizje nie wiadomo jak superdoskonałej konkurencji. Dlatego większość cywilizowanych państw ma osobne ustawowe regulacje opisujące media.
Problem w tym, że one opisują media starego typu. Portaloza rozwija się w warunkach totalnej wolnej amerykanki. Każdy chwyt jest dozwolony. Polskie prawo prasowe TEORETYCZNIE powinno też dotyczyć mediów internetowych, w praktyce to nie działa – nie mówiąc już o tym, że prawo jest anachroniczne jako takie, trzeba napisać nowe, a nie wiadomo kto mialby się tym zająć nie obawiając się medialnego linczu. Ta wolna amerykanka oczywiście opłaca się wydawcom mediów tak samo, jak Microsoftowi opłaca się brak egzekwowania regulacji antymonopolowych.
Polskie państwo na razie abdykowało z wpływu na rynek mediów – największym problemem mediów publicznych jest przecież to, że są zbyt skomercjalizowane a nie to, że są zbyt upaństwowione. Wzięcie za pysk telewizji i radia publicznego, żeby przestały robić gwiazdy tańczące na lodzie i zajęły się interesem publicznym, jest oczywiście niemożliwe z tych samych powodów, z których nie da się ruszyć anachronicznego prawa prasowego.
Największy problem propozycji Miskidomleka jest w tym, że nie wiadomo, jak się do tego zbliżyć od strony praktycznej. Ale masz rację w jednym, że to propozycja antyrynkwoa – i to jest dobry początek. Bo rynek i w tej kwestii zawodzi.
T. :
Owszem, i co z tego? Z filharmonii czy teatrów korzysta też niewielka część. Podobnie jak z lekarstw na raka.
Nic nie rozumiesz. Na podstawie “badań OBOP”, czyli lecąc za popularnością u większości, lecą właśnie komercyjne portale. Zakładam, może naiwnie, że da się znaleźć redakcję, dla której pojęcie ważności nie będzie obejmować majtek Dody i analityka astrologa, i która zaspokoi ową mniejszą część, dla której jak na razie nikt nie zaryzykował komercyjnie.
Nie każdą. Ale kiedy bzdury z otchłani przeciekają do mediów ministreamowych, do portalu gazeta.pl, do telewizji FOX, do Polskiego Radia (niestety!), debunking byłby całkiem na miejscu.
T. :
Nie no, ta analogia nie jest prawidłowa. Portal randkowy to miejsce spotkań ludzi, którzy wchodzą tam wszyscy w tym samym celu, a media, to media – taka tubka, która filtruje i kierunkuje informacje. Jeden i drugi to “platformy wymiany mysli”, ale w pierwszym wszyscy jednoczesnie kupują i sprzedają, w drugim role są wyraźnie podzielone. Poza tym randkowy trudno byłoby certyfikować (chociaż jakiś urząd z ankietami na pewno dałoby sie powołać) i jako taki dla stref wpływu jest po prostu bezwartościowy, być może właśnie dlatego nie ma jeszcze pomysłów, żeby go za cudze pieniądze zorganizować w trosce o “przyszłość świata”. Ale poszaleć w “rzetelnych” mediach za czyjaś kasę – wow! no to jest sen erotyczny każdego szanującego się lewaka.
wo :
Brednie.
T. :
Ale jest bardzo prawdopodobne, że większość Twoich znajomych słyszała, że
– w Szwecji lub Szkocji, albo jakimś innym kraju niekoniecznie na Sz., zabraniają mówić “mama i tata”
– w Niemczech jedna kobieta, proszę ja ciebie, straciła zasiłek dla bezrobotnych, bo nie chciała pracować w burdelu!
– drogi budujemy najdroższe w Europie, a co się wybuduje, to od razu się sypie, jak ta nowa droga w Warszawie; za takie pieniądze, to ja ze szwagrem by im to zbudował tak, żeby było na glanc
– trzeba pić taki płyn, co się nazywa “lugola”, żeby się wyleczyć od radioaktywnej trucizny, która do nas przyszła chmurą z Japonii
Niestety, te brednie dotarły do nich w dużym stopniu za sprawą portalozy. Oczywiście, często odpowiadają za to TAKŻE media tradycyjne, ale portale to doskonałe pudło rezonansowe. Na przykład “zabronili mówić tata i mama”, to początkowo ograniczało się tylko do papierowej “Rzeczpospolitej”, której nakład jest stosunkowo ograniczony. Ale jak tylko papierowa “Rzeczpospolita” ogłosi coś takiego, każdy portal to wali na jedynkę, w ramach “przeglądu prasy”. Więc jeden bzdet, którym ktoś zapełnił dziurę na siódmej stronie papieru, tutaj od razu ląduje w topowym spocie.
T. :
Idea idealności idealnej konkurencji jest ideą idealnie korwinistyczną. Tak, wiem, co to jest idealna konkurencja w sensie ekonomicznym. BTW, złoty podział nie jest ze złota.
Myślę, że obaj zgadzamy się, że problem portali randkowych jest mniej “poważnym”, bardziej wydumanym problemem.
Jeżeli podobieństwo miałoby coś _sugerować_, to raczej że państwo dotujące portale randkowe, powinno dotować portale informacyjne. Na zasadzie konsekwencji. Równoważnie: niedotowanie portali informacyjnych powinno prowadzić do niedotowania portali randkowych. Ty używasz wnioskowania w drugą stronę – wyolbrzymiasz, bijesz chochoła.
wo :
To z GW te rewelasją?
Bo z dzisiejszej GW dowiedziałem się, że “groźne afrykańskie choroby mogą trafić do Europy” – no ok. jest do upłynnienia parę kontenerów szczepionki na malarię, ale w tym ocokaman: “Rabini kazali ukamienować psa. Miał być inkarnacją złego prawnika”?
K-pax :
Ty też masz dostęp do tajnego limitowanego niedzielnego wydania Gazety Wyborczej? Wydało się, a przecież Michnik wielokrotnie powtarzał, żeby nie pisać o tym w internecie, nawet na sojuszniczych blogach jak BdB. Dzisiaj rano odwiedzą cię odpowiednie służby.
T. :
Problemem nie tyle jest prywatne/państwowe, ale sposób egzekwowania rzetelności dziennikarskiej w przypadku szkody przyszłej i nakierowanej na abstrakcyjnego adresata. Możnaby spróbować analogicznie do prawa zaskarzenia przez każdego konsumenta do UOKiK
kluzul umownych naruszajcych zbiorowe interesy konsumentów. Ale do tego potrzeba przymusowego bata, jakim jest UOKiK, albo jakiś SEC, albo własnie jakaś KRRiTv. Choć na końcu i tak jest pytanie: kto będzie nadzorował nadzorce?
T. :
O Jezu, przecież twoje przykłady są idiotyczne.
Państwo ingeruje w rynek w tych obszarach, gdzie istnieje konflikt miedzy tym kto finansuje, a tym kto jest konsumentem. Potrzeba bezstronnej informacji w TV jest efektem tego, że informacje w mediach prywatnych są zależne od reklamy. Pokazanie gołej dupy opłaca się bardziej niż wiadomości z tybetu. To jest właśnie problem “portalozy”. Gdzie tu masz porównanie do klubów fitness?
Tym bardziej, że w zakresie, w którym zasady rynkowe mogłyby powodować “obniżenie sprawności fizycznej społeczeństwa”, państwo robi bardzo dużo – hale sportowe, plywalnie itd.
wo :
W Niemczech ten temat “czy telewizja państwowa ma prawo z abonamentu finansować portal internetowy” był wałkowany jakiś czas temu. Zarówno prywatne stacje TV jak i inne portale protestowały argumentując tak jak Trystero. I też pytano, czy z tego może powstać coś sensownego.
W tej chwili znam przynajmniej jeden namacalny dowód, że to jednak ma sens: App “Tagesschau”, czyli streaming wiadomości z telewizji publicznej, jest jednym z najpopularniejszych darmowych programów w AppStore.
matste :
Ok, w tym miejscu dziękuję za dyskusję. Z otchłanią nie dyskutuję.
login99195 :
Rozumiem więc, że Twoim następnym krokiem będzie wymaganie powstania państwowej wyszukiwarki internetowej, państwowego serwisu społeczenościowego i generalnie państwowego Internetu, bo duża część Internetu opiera się na modelu ‘treść sprzedaje reklamy’.
Zapomnij o klubach fitness. Chcesz znacjonalizować Google Polska czy powołać nową państwową wyszukiwarkę?
T. :
Ale konkurencję zapewnia państwo opierając się na odpowiedniej ideologii i wprowadzając choćby prawo antymonopolowe, walcząc ze zmowami cenowymi itd. Idealną konkurencję jak każdą utopię mogłoby wprowadzić tylko państwo totalitarne.
wo :
I Wy myślicie, że jeden, w dodatku państwowy portal informacyjny coś tu zmieni? Ludzie przeczytają na państwowym portalu, że jednak nie zabroniono mówić tata i mam i pomyślą sobie ‘skoro na państwowym portalu to napisali to na pewno jest prawda’.
W USA jest strona internetowa, która zbiera reakcje ludzie, którzy na serio zareagowali na teksty w The Onion.
wo :
Przecież, jednym sensownym rozwiązaniem problemów, który opisujesz jest masowa cenzura mediów. Cenzura prowadzona przez niezależnych ideologicznie ekspertów.
Powstanie kolejnego portalu informacyjnego nic w tej sprawie nie zmieni. Pozostałe portale dalej będą publikować to co publikują bo tego chcą ich konsumenci.
Totalna cenzura mediów jest natomiast po pierwsze trudna do pogodzenia z wolnością słowa, niezwykle trudna do zrealizowania w erze tworzenia treści przez użytkowników.
bantus :
Idealna konkurencja to koncept oznaczająca warunki, w których mechanizm rynkowy prowadzi do optymalnej alokacji zasobów. Im więcej warunków spełnionych tym rynek jest bardziej efektywny. Im mniej warunków spełnionych tym większe ryzyko market failure. Być odczuwasz teraz potrzebę rzucenia jakiejś antykorwinistycznej uwagi, nie krępuj się, pamiętaj tylko, że koncepty, który opisałem to podstawa ekonomii neo-klasycznej.
A teraz do rzeczy: rynek portali informacyjnych (RPI) jest relatywnie blisko idealnej konkurencji (IK) choćby w porównaniu do rynku telewizji czy rynku ubezpieczeń medycznych.
1. Istnieje duża liczba sprzedających (kilka dużych portali i dziesiątki małych portali branżowych) i kupujących.
2. Małe koszty wejścia na rynek (porównaj je do stworzenia telewizji czy szpitala). Niskie bariery prawne – brak koncesji, etc.
3. Brak asymetrii informacji – relatywnie łatwo jest sprawdzić jakość produktu i jego przydatność na przykład w porównaniu do ubezpieczenia medycznego.
4. Mobilność środków produkcji niemal idealna.
5. Niewielkie koszty transakcyjne (porównaj do rynku nieruchomości)
6. Istnieje maksymalizacja zysków.
Problem jest z tym, że istnieje efekt skali i trudno nazwać newsy produktami homogenicznymi.
Mimo to, TTDKN uważa, że mamy do czynienia z market failure na rynku portali informacyjnych. Mógłbym się nawet z tym zgodzić. TTDKN uważa, że państwowy portal informacyjny rozwiąże problem. Tylko, że ja nie dostrzegam co konkretnie ten państwowy portal informacyjny miałby zmienić by zlikwidować market failure.
Pod wieloma względami, sytuacja na rynku portali przypomina mi sytuację na rynku fast foodów – jakiś market failure doprowadził do tego, że ludzie konsumują rzeczy, które są dla nich w długim terminie szkodliwe. Nie wpadłbym jednak na pomysł, że stworzenie państwowej sieci fast foodow serwujących zdrową żywność rozwiąże problem.
Na tym kończę swój udział w dyskusji.
T. :
Na tym kończysz serię wyznań wiary żarliwej.
Gammon No.82 :
Ależ Wy jesteście zabawni. Akceptuje konsensus naukowy w dziedzinie ekonomii więc wyznaję ‘wiarę żarliwą’ według denialistów. Czuje się tak jakby jakiś inny denialista zarzucił mi wiarę ‘w religię globalnego ocieplenia’.
W sumie to jestem wdzięczny za to wyzywanie od korwinistów. Ostatnio, zdecydowanie częściej korwiniści wyzywali mnie od lewaków niż lewacy wyzywali od korwinistów. Zacząłem się nawet zastanawiać czy nie prezentuję jakiegoś skrzywienia ideologicznego. Chyba jednak wszystko jest w porządku. Tylko powiedzcie Nowemu Obywatelowi, że cytuje bloga korwinisty :)
T. :
Dziękuję, staram się przynosić bliźnim odrobinę radości.
Och, równie dobrze możesz akceptować konsensus naukowy w dziedzinie teologii moralnej.
To chyba nie mnie?
T. :
A czy zachodzi taka potrzeba społeczna? Czy w konstytucji mamy prawo do szukania? Myślałem, że takie detale są oczywiste.
Ale dlaczego nie? Istnieje przeciez projekt stworzenia europejskie wyszukiwarki. Nie wiem co w tym dziwnego. Z tym, że to ma raczej związek z uniezależnieniem się od USA.
T. :
No czekaj, nie uciekaj przed krytyką. Wyjaśnij mi takie zjawisko z niemieckiego rynku medialnego:
Mamy tutaj bardzo nieidealną konkurencję – rynkowe telewizje prywatne i silną telewizję państwową. I teraz w działce programów naukowo-edukacyjnych (o tym typie informacji przecież mówimy) telewizje prywatne robią co najwyżej takie popowo-reklamowo-bezsensowne Galileo (i tak uważane przez niektórych widzów w Polsce za cud świata) a dla dzieci nic swojego, a telewizja państwowa robi mase takich świetnych rzeczy jak Quarks&Co a dla dzieci Die Sendung mit der Maus albo Wissen macht Ah!?
Chcesz na poważnie bronić tezy, że jak konkurencja będzie idealna – czyli wszystko prywatne, bez kontroli i dofinansowania państwowego albo z abonamentu to w tych kanałach prywatnych chociaż część takich Galileo zostanie zastąpiona przez programy na poziomie Quarks&Co?
K-pax :
Chyba na K-Paxie. Na planecie Ziemia brak jak dotad skutecznej szczepionki na malarie.
T. :
Bardzo ładnie nam wyjaśniłeś, dlaczego można zrobić niezłe pieniądze na rynku portali internetowych. Ale nie o tym jest w ogóle dyskusja. Dyskusja jest o tym, że portale produkują kiepski kontent, a dobrze nadzorowane media państwowe – dobry.
Gammon No.82 :
Przynajmniej byś próbował jakoś ukryć fakt, że konsensus naukowy podoba Ci się wtedy gdy odpowiada Twojemu światopoglądowi :)
login99195 :
Rozumiem, że brak kolejnego (bo kilka portali informacyjnych już jest) państwowego portalu informacyjnego łamie jakieś konstytucyjne prawo, tak?
login99195 :
Widzisz, do tej pory nie szanowałem korwinistów używających slippery slope jako argumentu przeciwko wchodzeniu państwa jako gracz a nie regulator w kolejne sektory rynkowe ale skoro TTDKN chce już państwowych wyszukiwarek to łatwo jest mi wyobrazić, że zechce państwowe portale społecznościowe a może bary szybkiej obsługi i kluby fitness.
cmos :
Czy Ty naprawdę myślisz, że zgodzę się by podstawą do dyskusji by Twoja subiektywna ocena jakości programów telewizyjnych?
cmos :
Po pierwsze, uważam, że interwencja państwa może w określonych przypadkach uczynić rynek bardziej konkurencyjnym i bardziej efektywnym. Wielokrotnie to podkreślałem na przykład w dyskusji o regulacji rynku finansowego czy udziału państwa na rynku ochrony zdrowia. Niestety, jak większość ludzi tutaj myślisz w kategorii haseł i etykietek co sprawia, że dyskusja z Tobą pozbawiona jest większego sensu. Tym bardziej, że Ty naprawdę uparłeś się by efektywność medialnego rynku mierzyć tym czy produkuje treści, które Ty uznajesz za wartościowe. To jest zdecydowanie poniżej mojego minimalnego poziomu dyskusji.
Teraz na poważnie kończę dyskusję. Przepraszam tych, którym nie dam możliwości wyzwania mnie od korwinistów :)
T. :
Najsamprzód dowiedź naukowości ekonomii, o.k.?
T. :
To nie jest tylko moje zdanie, poleciłbym “use google”, ale pewnie nie czytasz po niemiecku.
T. :
To po co zabierasz głos w dyskusji która jest właśnie o tym?
T. :
Kolegium Seniorów nie wydało jeszcze oficjalnego oświadczenia w tej kwestii.
T. :
E tam cenzura mediów… Chłopakom śni się tutaj totalna cenzura myśli. Niektórzy nawet mają od tych snów polucje.
@ K-pax:
Klapsika? Czy sam się oddalisz?
T. :
Na pewno państwowe radio i telewizja sporo zmieniają, zwłaszcza w krajach, w których jeszcze udało się nie dopuścić, żeby i one się sportaliły (Niemcy, UK). Właściwie dlaczego z państwowym portalem miałoby być inaczej? Podobnie państwowe instytucje finansujące kino potrafią zmienić bardzo dużo. Co takiego ma być w internecie, co uniemożliwiałoby działanie państwa?
T. :
Też nie. Ty jego przede wszystkim nie rozumiesz. Kiedy się rozmawia z prawdziwym ekonomistą, na przykład z profesorem Witoldem Orłowskim, to jest to człowiek świadom tego, że NAWET zapewnienie owej “idealnej alokacji zasobów” nie oznacza, że te zasoby są alokowane sensownie. Dla Ciebie “idealna alokacja” jest celem samym w sobie, o czym świadczą pierwsze wypowiedzi w tym wątku.
Tymczasem liczą się inne czynniki, nie tylko to, żeby zarabiano jak najwięcej pieniędzy na optymalnym alokowaniu zasobów. Wolny rynek sprawia, że medycyna i farmacja więcej uwagi poświęca leczeniu zmarszczek i siwizny, niż raka czy gruźlicy. Bo tam po prostu są ogromne pieniądze, więc rynek wymusza taką alokację. To kolejny przykład sytuacji, w której rynek sam z siebie jest głupi, nawet jak mu dać najidealniejszą konkurencję z możliwych. Trzeba pewne kwestie wyjmować spod kontroli rynku i poddawać kontroli społecznej.
To może przerastać Twoje zdolności percepcyjne, ale nie jesteśmy wszyscy entuzjastami propozycji Miskidomleka – on sam zresztą jej nie sformalizował na tyle, żeby można było się do niej konkretnie odnieść. Zgadzamy się jednak chyba co do tego, że krytyka jej na zasadzie “ta propozycja jest anty-rynkowa, eo ipso zła”, jest nietrafna. W portalozie obserwujemy właśnie bardzo głupie i szkodliwe działanie rynku. Pytanie w tej materii rzeczywiście brzmi “jak wyłączyć rynek”.
@ K-pax: Och, nie rozpoznałem charakterystycznego siermiężnego stylu kolegi Kill Offa z Kielc. Trzecie wcielenie też będziesz miał na “k”?
wo :
Wiedziałem, że intelektualnie jesteś lustrzanym odbiciem Korwina-Mikke i mam teraz świetny przykład.
Wydatki na chirurgie plastyczną w USA to 10 mld USD.
Wydatki na leczenie raka to w USA to 230 mld USD.
Trzeba mieć korwinistyczne podejście do faktów by napisać, że medycyna i farmacja więcej uwagi poświęca kosmetyce i chirurgi plastycznej niż nowotworom.
Miałem się nie odzywać ale skoro się prosiłeś :)
Teraz już milczę.
T. :
Przepraszam, Twoim zdaniem wszystkie wydatki na – cytuję – “leczenie zmarszczek i siwizny” – to “chirurgia plastyczna”? Jestem szczególnie zaintrygowany tym, jak duże według Ciebie jest zastosowanie chirurgii plastycznej w leczeniu siwizny. Operacyjnie farbują?
wo :
Tetrapiloktomia + zastrzyki z sadzy + ekonomia to taka nauka.
bart :
W sprawie na K może niech pójdzie na wygasający flejm u mrw?
T. :
Ty trolujesz, czy naprawdę nie odróżniasz, że “poświęcać uwagę” to nie to samo co “wydatki”?
No i te liczby to skąd bierzesz? Pokaż ten paluch?
RobertP :
Myślę że naprawdę, w końcu jakość kontentu też chciał oceniać według allokacji środków i USD, a inne kryteria były “poniżej jego minimalnego poziomu dyskusji”.
A jak wyglada mierzenie “poświęcania uwagi” i skąd wiadomo, że na zmarszki poświęca się więcej niż na raka?
RobertP :
Przed chwilą jeszcze myślałem, że jesteście na poziomie korwinistów ale teraz skłonny jestem sadzić, że jesteście poniżej :)
Proszę, possij mojego palucha:
http://www.ascopost.com/articles/january-15-2011/responsible-spending-in-cancer-care-the-steps-that-really-matter
http://www.reuters.com/article/2010/04/27/us-plastic-surgery-idUSTRE63Q02P20100427
Jeśli chcesz argumentować, że więcej uwagi poświęca się na rynek warty kilkanaście miliardów dolarów niż na rynek warty kilkaset miliardów dolarów to zapraszam na blog Pana Janusza – znajdziesz tam przyjazne dusze.
Dobra, kończę dyskusję bo naprawdę wyrobię sobie o TTDKN złe zdanie :)
wo :
Och, lewicowy Korwinie-Mikke, naprawdę nie pojmujesz, że pomyliłeś się o rząd (2 rzędy wielkości). Ciągle masz nadzieję, że się wybronisz? Twoi klakierzy już mówią, że wielkość rynku w żaden sposób nie przekłada się na wielkość uwagi – chcesz iść tę drogą?
Bo widzisz, wśród swoich wielu wad Korwin-Mikke ma taką: nie potrafi przyznać się do błędu :)
T. :
Będzie im na pewno bardzo przykro. Zaraz, ale właściwie komu?
T. :
bart :
Z wrażenia nie będę mógł zasnąć przez wiele nocy.
T. :
Naprawdę nie uważam, że walka ze zmarszczkami i siwizną sprowadza się tylko do chirurgii plastycznej.
T. :
Dlatego właśnie zdiagnozowaliśmy Ciebie jako ciężki przypadek korwinizmu.
Pamiętaj co napisałeś
T. :
T. :
Fajnie, to teraz zerknij na taki fajny wykres kołowy nr 2. Co tam mamy?
, the figure was $228 billion (Fig. 1), including $93.2 billion in direct medical costs and the rest in lost productivity because of treatment or early death, according to the National Institutes of Health (Fig. 2).
No to ile wydajemy na leczenie, skoro 135 mld z tych 228 mld to rest in lost productivity because of treatment or early death?
@ RobertP:
Mój błąd. Z tego źródła wynika, że wydatki wyniosły 125 mld USD w 2010 roku: http://oncozine.ning.com/profiles/blogs/medical-expenditure-for-cancer
Co generalnie oznacza, że Orliński pomylił się o rząd wielkości.
T. :
Z czym z pewnością zgodzi się każdy idiota, dla którego “wydatki na walkę ze zmarszczkami i siwizną” oznaczają “wydatki na chirurgię plastyczną”. No bo przecież siwiznę to tylko skalpelem, ewentualnie lancetem.
Idę się znieczulić przed niebezpieczną operacją posmarowania buzi kremikiem #po40.
Ja bardzo przepraszam, że się tu wcinam w glanowanie T, ale zaintrygował mnie pomysł państwowego finansowania portali z wartościowym kontentem nieskażonym #majtkidody (w domyślne związanych z publicznymi mediami).
Pisze ^wo:
Znaczy z abonamentu to finansować ryczałtem, czy “pay as you click”?
T. :
Mnie nie interesują czytelnicy Faktu czy nawet Metra i nie chciałbym ich od niczego odciągać, bo i tak gdzieś znajdą sobie te swoje majtki Dody. Za to przejmuję się tym, że jestem klientem mniejszościowym i moich potrzeb fakty/tefałeny/onety nie zaspokoją.
T. :
No to mamy prawdziwe Ministerstwo Prawdy.
T. :
Byłbym za basenami.
Trochę się tych postów namnożyło. Próbuję sobie wyobrazić doskonale wolny rynek w segmencie zdrowia, zarówno w kwestii usług jak i leków. Nie jestem przekonany czy RenceKtóreLeczom z maścią z żabiej kupy nie wygrałby konkurencji z onkologiem z nieprzyjemnym koktajlem leków o ledwo 50% skuteczności.
T. :
Chyba chodziło ci o: http://news.google.pl/
WO.
Wolny rynek sprawia, że medycyna i farmacja więcej uwagi poświęca leczeniu zmarszczek i siwizny, niż raka czy gruźlicy.
Teraz WO udowodni tylko, że przemysł kosmetyczny to farmacja a kosmetyczki i fryzjerzy to medycy.
http://youtu.be/zKhEw7nD9C4?t=2m25s
#upadekmediów
W tej chwili w Polsce są dwa wyjścia:
-sztuka dla sztuki
-komercha w stylu majtek dody
Chyba nikogo nie dziwi, że jest wybierana opcja druga?
A ideałem byłaby sztuka, ale dla kogoś. Znaczy się – lud musiałby czuć zainteresowanie czymś innym niż najnowsza fryzura Kory, żeby to miało sens. Więc ktoś, kto wspomniał o sztampowej pracy u podstaw (T?) moim skromnym zdaniem w dobrą stronę zmierzał. Bo ja sobie mogę czytać Wiedzę i życie, ale co z tego, jeżeli po przyjeździe do rodziny słyszę “Czemu to czytasz? Chodź, obejrzysz X-Factor” i dziwnie [ta osoba] się na mnie patrzy, kiedy mówię, że nie chcę. Darowałam sobie tekst, że to X-Factor i reszta Idoli to gówno ciekawe jako zjawisko najwyżej przy pierwszej edycji.
ann_gelica :
Praktycznie wszyscy czują zainteresowanie pytaniem “co się stało w Fukushimie i czy w Polsce jesteśmy zagrożeni”. Bardzo duża część społeczeństwa chce wiedzieć, jak wygląda budowa dróg. Bardzo duża część społeczeństwa chce wiedzieć, czy homeopatia to oszustwo czy wartościowa terapia. Dlatego właśnie tak a nie inaczej dobrałem swoje przykłady (1), (2) i (3).
Na razie portale dostarczają na te pytania odpowiedzi przeważnie fałszywych lub w najlepszym wypadku skrajnie nierzetelnych. Nie chodzi więc o to, jak wzbudzać zainteresowanie tymi trzema pytaniami (i pokrewnymi), tylko jak zapewnić rzetelne źródło codziennych informacji w polskojęzycznym internecie.