Starożytne mądrości profesora
Blog de Bart zalicza co jakiś czas odwiedziny użytkowników forum „Dobra dieta”. Najwyraźniej dobra dieta zakłada czasem dodawanie do spożywanych potraw odrobiny batshitu, bo forum to ma potencjał co najmniej Wegedzieciaka. Gorycz przeze mnie przemawia, bo czytajcie, jak mnie podsumowali:
Autor bloga Bart cieżko pracuje wyśmiewając u siebie (również w innych miejscach w necie) wiele tematów poruszanych i na tym forum, np. metodę Ahkara, Słoneckiego, homeopatię, prof. Majewską, rodziców antyszczepionkowych, w tym także tych z ciężko poszkodowanymi dziećmi: autystycznymi, z padaczką itd.
Zna się świetnie na wszystkim
Nie wiem czy oceniał już dietę niskowęglowodanową, ale nie szukałam.
Opinia o nim na innym forum:On jest uzależniony od popularności, zrobi wszystko aby być na topie. Kiedyś był piewcą teorii spiskowych wszelkiej masci, teraz jest ich najgorętszym krytykiem
Nie zdziwię się jeśli za chwilę zarzuci obecne tematy i ujawni się jako ciemiężony gej by po pewnym czasie zrobić zwrot i wypinac pierś jako wszechpolak.
On jest elokwentny ale jego postawa zalezy od ilości wejść. „Oglądalność” spada to zmiana frontu, blog(i) musi być na topie, nie ważne jak.
De bart to taki wyedukowany pseudo idiota. Udaje inteligenta i wierzy w medycynę.
Nie ukrywam, przykro mi się zrobiło, szczególnie gdy przeczytałem, że jestem pseudo idiotą. Zwłaszcza że te zarzuty to wszystko prawda, może oprócz wyedukowania. Przerwałem studia po roku, na maturze miałem niby dobre stopnie, ale nie oddali mi świadectwa w dziekanacie, bo nie rozliczyłem się z biblioteką, więc nie mam nawet jak tych dobrych stopni udokumentować. Cała moja wiedza opiera się na tym, co wyguglam. Kompulsywnym sprawdzaniem statystyk bloga wypełniam czarną, zimną pustkę swej samotnej, bezcelowej egzystencji, a w wyniku nierozwiązanych kwestii z figurą ojca mam nabożny stosunek do wszelkiej maści naukowców, lekarzy i osób z tytułami naukowymi. Stąd kiedy przeczytałem na forum portalu Racjonalistyczny Psychopata (nieustające ukłony, pani Marysiu), że chorzy na raka powinni w celu uzyskania pomocy skontaktować się z prof. Michałem Tombakiem, natychmiast zagrały mi gruczoły i ruszyłem do poszukiwania informacji, kim jest ów profesor i jakimi metodami uszczęśliwia ludzkość — bo jako bezmyślny ateistyczny racjonalista potrzebuję wskazówek profesorów, żeby wiedzieć, co mam myśleć.
Żeby nie nudzić czytelnika, profesor Tombak już na wstępie swojej książki „Czy można żyć 150 lat?” wylicza pięć przyczyn, z powodu których nie żyjemy 150 lat. Oto one: zaniedbany kręgosłup, nieprawidłowe oddychanie, nieprawidłowe odżywianie, brak wewnętrznej higieny ciała i brak umiejętności szczęśliwego życia.
Po kolei. Zaniedbany kręgosłup to minimalne przemieszczenia kręgów, które, uciskając nerwy i naczynia krwionośne powiązane z poszczególnymi organami, powodują wiele chorób, m.in.: alergię, bolesną miesiączkę, hemoroidy, lumbago, głuchotę. Siadają nerki, wątroba, oczy, pęcherz moczowy. Nogi robią się zimne, kolana bolą, łapią skurcze. Recepta? Spać na twardym, siedzieć prosto, ćwiczyć.
Nieprawidłowe oddychanie polega na porzuceniu oddychania przeponowego, brzuchem, na rzecz oddychania „górną, najmniejszą częścią płuc”. Prof. Tombak szacuje, że oddychanie przeponowe wydłuża życie o 30-40 lat.
Nieprawidłowe odżywianie to zjadanie produktów rafinowanych, nabiału, zbyt dużych ilości mięsa, produktów mącznych, drożdży (są bardzo niebezpieczne!). Wielkie zło to posmarowane masłem kanapki z wędliną (łączą węglowodany, tłuszcze i białka, organizm nie potrafi tego porządnie strawić, w efekcie niestrawione resztki lądują w jelicie, gdzie chleb gnije, a wędlina tworzy osad i kamienie kałowe — o kamieniach za chwilę). Prof. Tombak radzi, żeby jeść z umiarem oraz dostarczać sobie energię życia „pokarmem, który rośnie pod promieniami słońca”.
Brak wewnętrznej higieny ciała to przede wszystkim zanieczyszczenie jelita grubego ciężkimi kamieniami kałowymi (prof. Tombak ocenia, że przeciętny człowiek nosi ich w sobie od 8 do 15 kilogramów!) powstałymi ze źle przetrawionego pokarmu. Napęczniałe od kamieni jelito napiera na inne organy, do tego niewłaściwie pracuje („nie wiadomo, czy z niego do krwi przenika więcej brudów czy pożytecznych substancji”). Jelito można oczyścić dwukierunkowo: od dołu codzienną gruntowną lewatywą z wody z małą domieszką świeżo wyciśniętego soku z cytryny (uwaga na pestki!), od góry megadawkami kefiru i soku jabłkowego, ewentualnie owocami.
Od braku umiejętności szczęśliwego życia cierpi nie tylko dusza, ale i ciało. Upartym sztywnieją karki, krytykantów bolą stawy i mięśnie, osoby gniewne i nienawistne doświadczają infekcji, a rozpamiętujący krzywdy dostają raka.
I to już. Zadbajmy o kręgosłup, oddychajmy brzuchem, nie jedzmy kanapek z szynką, co jakiś czas zapijmy lewatywę dwoma litrami kefiru i myślmy pozytywnie, a dożyjemy 150 lat.
Tu w zasadzie mógłbym zakończyć notkę, konkludując, że przepis na zdrowie profesora Tombaka to niezbyt oryginalna mieszanina chiropraktyki, New Age, zafiksowanej analnie medycyny alternatywnej i kilku sprawdzonych, dobrych porad (jedz mniej i lepiej, ćwicz, siedź prosto, miej pozytywne nastawienie do świata). Ale jest bonus. Otóż obcowanie z dziełami Tombaka dostarcza wielkiej przyjemności badaczowi Otchłani, bowiem z jego książek wręcz wylewa się radosny, nieskrępowany bullshit — niemal na każdej stronie można znaleźć jakiś wyssany z palca „fakt naukowy”, jakąś nieprawdopodobną statystykę, jakieś dziwaczne „starożytne przysłowie”, jakąś kosmicznie idiotyczną hipotezę medyczną. Inni piszący krytycznie o Tombaku też się w pewnym momencie poddawali, porzucali próbę dyskusji z tezami pana profesora i z lubością cytowali pełnymi garściami mądrości rosyjskiego uzdrowiciela.
No bo jak tu się powstrzymać, gdy się czyta, że ostatnie badania naukowe udowodniły, że „organizm człowieka jest jednym wielkim, energetycznym systemem, którego wszystkie komórki i organy są między sobą ściśle powiązane energią płynącą po 12 meridianach energetycznych”? Albo gdy trafia się na opowieść o Hindusie, który dożył 130 lat dzięki oddychaniu raz na minutę? Albo że w klasztorze Szaolin skazanych na śmierć zabijano, karmiąc ich wyłącznie mięsem? Jak nie cytować za profesorem Tombakiem różnych mądrości Wschodu, np. przysłowia „Jeśli małżonkowie dzień rozpoczęli od kłótni — niech pomyślą o tym, co jedli poprzedniego dnia”, ponoć bardzo popularnego w Japonii? Albo tej „starej wschodniej mądrości”, że dziewięć ciężarnych kobiet zebranych razem nie urodzi dziecka w ciągu miesiąca? Prof. Tombak sypie takimi przysłowiami jak z rękawa! Jak nie przekleić tego genialnego fragmentu książki, w którym Michał Tombak odkrywa, że skoro w ciągu życia spożywamy ok. 50 milionów kilokalorii, to zamiast przeżyć 55 lat na dziennej diecie 2500 kcal, możemy przeżyć 137 lat na diecie 1000 kcal? Jak nie zachwycać się statystykami, wedle których 70% ludzi na świecie ma problemy z nadwagą, a 60% cierpi na chroniczne zaparcia? Że lewatywy zapobiegają rakowi piersi? Że w nieczyszczonym lewatywami i dietami organizmie stawy i kości pokrywają się warstwą soli tak grubą, że przy ruszaniu głową słychać chrupanie? Że przegroda nosowa jest odpowiedzialna za „fizjologiczną równowagę w pracy wszystkich organów naszego ciała”?
Prof. Tombak twierdzi, że głowa i górna część ciała posiadają ładunek dodatni, a dolna część ciała i nogi — ujemny. Od góry ładujemy się energią kosmiczną, od dołu ziemską. To dlatego człowiek chodzi wyprostowany. Tombak zaleca chodzenie na bosaka — „najlepsze obuwie to brak obuwia”, mawiał według niego Hipokrates. Obuwie odcina nas od ładunków elektrycznych Ziemi i jest przyczyną wielu groźnych chorób, w tym wieńcówki, nerwicy i bólu głowy.
Sporą część swojej książki prof. Tombak poświęca piciu. Znajdziemy tam rozdział „Jak pić wodę”, przypominający tytułem pytanie do eksperta w XX-wiecznej radiowej audycji satyrycznej „Nie tylko dla orłów”: „Panie profesorze, jak jeść ser?” (w części poświęconej pożywieniu znalazłem rozdział „Jak spożywać desery”). Dowiemy się, że gotując wodę, zabijamy w niej „bioenergoinformację z wnętrza Ziemi”, a sok z marchwi ma strukturę i skład podobny do ludzkiej krwi („tylko zamiast atomu żelaza występuje atom magnezu”). W rozdziale o soku z czosnku zaraz obok znakomitego przepisu na nalewkę czosnkową (znalezionego przez „wyprawę UNESCO” w tybetańskim klasztorze, datowanego na IV-V wiek pne., w skrócie: 35 deko czosnku, 200 ml spirytusu) można przeczytać, że „przy silnym bólu zębów na nadgarstek lewej ręki należy położyć rozdrobniony na miazgę ząbek czosnku, zabandażować i ból ustanie”.
W rozdziale o pożywieniu profesor, bazując na doświadczeniach „starożytnych dietetyków”, wyszczególnia trzy typy ludzi: X (drobna kość, z natury bojaźliwy, mizerny, ciągle marznie), Y (łysina; dłoń średniej wielkości, w dotyku ciepła, przyjemna) i Z (chód wolny, ociężały; nie lubi deszczowej pogody). Każdemu typowi profesor przypisuje najlepsze dla niego pokarmy, ale jeśli nie chcecie zapamiętywać długiej listy albo jesteście typem X (BU! Zimno?) i nie lubicie akurat zupy z pokrzywy, istnieje prosta starożytna (a jakże!) metoda:
Na bawełnianej nici długości 80 cm zawieszamy obrączkę — koniecznie złotą. Obie końcówki nici wziąć kciukiem i palcem wskazującym. Podnieść produkt, który chcemy zjeść, poczekać kilka sekund, do momentu kiedy obrączka się zatrzyma. W myśli zadajemy sobie pytanie, czy odpowiada nam ten produkt czy nie? Jeżeli obrączka będzie zataczać koła w kierunku według wskazówek zegara albo odwrotnie, to pożywienie odpowiada naszemu organizmowi. Jeżeli zacznie wahać się w prawo, lewo lub lewo i prawo, to lepiej go nie jeść.
W rozdziale „Poznaj siebie” Tombak opisuje swoją błyskotliwą diagnozę stanu zdrowia nieznajomej młodej kobiety w kawiarni: „Pani obuwie jest zdarte z przodu i w środku, a to oznacza, że ma pani chorą wątrobę”. Nieznajoma dostaje od niego jeszcze przepis na masaż likwidujący ból głowy („każda tabletka to trucizna!”). Stronę dalej, w rozdziale „Myśl, która leczy”, możemy dowiedzieć się, że…
Komórki naszego ciała posiadają zdolność prymitywnego myślenia, które przypomina nierozwinięte myślenie małego dziecka. To zawsze należy brać pod uwagę, gdy zwracamy się do chorego organu. Człowiek powinien wyobrazić sobie chory organ, skoncentrować swoją uwagę na przekazaniu w myślach choremu organizmowi rozkazu, spróbować się z nim „skontaktować”. Żądania skierowane do chorego organu powinny być wyrażone zdecydowanie i jasno, w formie przemawiania do kapryśnego, ale ukochanego dziecka, które nie wypełnia swoich obowiązków.
Z kolei w rozdziale poświęconym wyglądowi prof. Tombak kategorycznie stwierdza, że ludzie o oczach piwnych nie wiedzą, czego chcą, małe uszy to oznaka ograniczoności, a nos skrzywiony w prawo świadczy o umiłowaniu pracy fizycznej.
I już dalej nie mogę, a dojechałem ledwie do połowy jednej książki. Czuję, że profesor Tombak nie jest jednak autorytetem, którego mi trzeba. W dodatku przeczytałem w Wikipedii, że z tą jego profesurą to jakaś niejasna sprawa. I już zupełnie straciłem do niego serce. A od krytykowania rozbolały mnie stawy i mięśnie.
Dla nieblipujących: tymczasem w Krośnie…: http://www.krosno24.pl/informacje.php3?id=4946
“dostał się do centrum, gdzie urządzano największe koncerty na świecie dla fanów muzyki techno. Szef tego zespołu chciał zrobić go zastępcą, stopniowo wprowadzał w tajniki muzyki. W końcu mu powiedział: „Przyszedł czas, abyśmy powiedzieli kim jesteśmy, co robimy i dlaczego”. W którymś momencie Leszek Dokowicz zorientował się, że to są sataniści, gromadzą młodzież na całym świecie, by oddać ją szatanowi. On cudownie z tego wyszedł, ale za zdradę groziła mu śmierć.”
Epickie.
edit: przprszm, ale jeszcze to:
“- Dlaczego w chwili obecnej księża nie apelują do dzieci i młodzieży na katechezach w zakresie symboliki satanistycznej i okołosatanistycznej, malowanek motylków na twarzach, przyklejaniem nalepek – pytał, zaznaczając że sam miał bardzo poważny osobisty kontakt z szatanem”
Motylki, biedne motylki.
GrubyMaciek :
Ty, ale ja znam ten film de Sici [*]. Ja jestem stary, strasznie.
Po prostu Vauban i ja jesteśmy w ogóle na tyle starzy, że robimy sobie [**] żarty z hipotetycznego gwałcenia niemieckich spadochroniarzy. Nie jest to próba obrony generała Juina albo jego podwładnych. Dodam, że jestem zbyt stary, żeby zgwałcić kogokolwiek w ogóle, nawet samego Kurta Studenta (i tak nie żyje).
[*] Miałem napisać “siki”?
[**] W rzeczywistości żartuję tylko ja, bo wizja gwałcenia niemieckich spadochroniarzy wydaje mi się zabawna na mój skromny sposób, a nie w ogóle. Chociaż żadnemu żywemu spadochroniarzowi nie życzę.
Benzodiazepiny :
Może, ale ja nie rozumiem :-(
Może w paru wypadkach typu Eben Emael (fortyfikacja pozbawiona obrony przeciwdesantowej, phi). Natomiast jako standardowa niemiecka piechota zachowywali się jak każda standardowa niemiecka piechota. Zresztą ja się nie znam, może niech Vauban coś zrapierzy?
Adam Gliniany :
Czy tam jest jakieś wyjątkowe natężenie sił Złego?
@ Gammon No.82:
Nie wiem, ja na innym końcu kraju mieszkam. Ale zapytam tambylców.
Gammon No.82 :
Niedaleko są Bieszczady, czyli Biesy dają Czada.
Gammon No.82 :
Z najwyższą ochotą, ale boję się że gospodarz mnie pogoni, wielokrotnie dawał do zrozumienia że #rapiery nie są jego fetyszem;) Skrobnę notkę w wolnej chwili, porapierzymy sobie u mnie.
Gammon No.82 :
W locie.
Przepiekne! Regionalny egzorcysta orze homelka, bo
Natomiast
wyglada jak dowod, ze biologia jest zbedna egzorcyscie.
jaszczomp :
Bardzo współczuję. Ja sam mam rodziców, zasadniczo bardzo zdroworozsądkowych, którzy w niektórych paraterapiach dali się zamemić. Np. toczę regularne boje o homeopatię i jakiekolwiek racjonalo się nie przebija, dowód anegdotyczny “pomogło mi na katar”, “przechodziłem łagodniej”, blabbity-bla. W przypadku raka i czegoś takiego chybabym się popłakał z bezsilnej złości – no bo co, najbliższemu będę żałował ziółek? Mimo że wiem że to bzdura, a on/ona wierzy że może pomóc, bo pan dochtór rzekli?
Jedyne co można kiedyś zrobić potem, to podejść z kijem do pana doktora.
Barts :
To wymaga nadludzkiego wygimnastykowania, przecież ci spadochroniarze byli w obronie.
Barts :
Smutna sprawa. Niestety obawiam się, że kijów nie starczy. Jak wiadomo, próba pogonienia kijami homeopatów przez Radziwiłła dostała odpór z ministerstwa.
niedofizyk :
Chwilunia, obowiązuje ustawa o zawodzie lekarza, a nie ministerstwo. Właśnie zawisła w OSL-u jedna sprawa, czekajmy na ciąg dalszy. Może być równie śmiesznie, co w przypadku OBERONa.
Btw. doktor Tombak podaje jakieś dobre ćwiczenia na “kręgosłup”?
Podobno najlepszym jest martwy ciąg:
http://www.youtube.com/watch?v=AE09LkzoRpg
Gammon No.82 :
Właśnie czytam i…
Czyli prawie sukces.
niedofizyk :
Tak miedzy nami: groziło przedawnienie, a ten cholera proces przed sądami lekarskimi jest TRÓJinstancyjny (służy apelacja do NSL i JESZCZE apelacja’ do sądu powszechnego). Gdyby czas nie naglił, chłopak dostałby trzy lata zakazu.
Ponadto sprawa Teofila G. (któremu w oryginale jest L. cośtam) bardzo uprościła wszystkie kolejne postępowania wobec szarlatanów. Doprowadziła też do noweli w KELu: do metod “uznanych przez naukę za szkodliwe lub bezwartościowe”, czyli w zgodzie z pracą Radzickiego o znachorstwie [1960], dołożono metody “nie zweryfikowane naukowo”, co obecnie sprowadza zabawę do dowodu negatywnego.
Gammon No.82 :
Może to być:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Decapitated
http://pl.wikipedia.org/wiki/Lux_Occulta
http://pl.wikipedia.org/wiki/Jaros%C5%82aw_Szubrycht
Gammon No.82 :
Czyli, że nasi górą? Tak choć trochę?
Yaca :
Trochę tak.
@ jareecki:
heh, Lux Occulta. Bardzo lubiłem w szkole średniej.
Benzodiazepiny :
1943 – Angole spadli im na głowy i dostali wpierdol
magister Sianko :
Nejmly dzie?
@Gammon – no to faktycznie, jesli zart to to zmienia postac rzeczy. Nie zalapalem, najlepszym sie zdarza. Stary juz jestem ;)
Koledze Sianku moze chodzic o niezbyt udany desant powietrzny na Sycylie (Husky). Wszystko prawie sie zgadza ale:
– samoloty transportowe dostaly sie pod Friendly Fire i poniosly duze straty
– Falszirmjagrzy byli tak naprawde Falszirmjagrami tylko z nazwy, bo to byla dywizja Pancerno-Spadochronowa Hermann Göring
@ Benzodiazepiny:
Sycylia, most Primosole koło Katanii.
GrubyMaciek :
O, nie zauważyłem komcia.
Konkretnie to operacja “Marston”. nie “Hermann Göring: tylko 1. Fallschirmjägerdivision i nawet skakali na pozycje przy moście.
Panowie.
bart :
I nagle zdjęcie z Bartowego avatara przybrało jakiś taki groźno-karcący wyraz…
cadaver :
E tam, martwy ciąg jest zajebistym ćwiczeniem, które pośrednio i bezpośrednio angażuje mnóstwo grup mięśniowych. Tylko trzeba sobie dobrać ciężar bez testosteronowej napinki, taki żeby nie odpaść w połowie serii tudzież nie zwomitować wypitej w czasie ćwiczeń wody. Lubię martwy ciąg.
“Techno to sataniści” i nawiedzona książeczka do nabożeństwa “rządzą”.
Jasny gwint! To prawie jak “Fahrenheit 451”!
GURU MEDITATION: 0#00000001 PRESS LEFT MOUSE BUTTON TO CONTINUE.
OFFTOP
Kurwa.
Zaniosłem aparat do serwisu Nikona (tak się przynajmniej nazwali) bo lampa coś szwankuje. Facet w 10 sekund ocenił, że trzeba wysłać do serwisu głównego w celu dokonania oceny. Jedyne 10 dni roboczych i 38 funciaków. Za samą ocenę możliwości naprawy. Jeżeli ocena będzie pozytywna, to naprawa powinna potrwać jakieś 10 dni roboczych. Koszt to przynajmniej drugie tyle + części. Zapytałem więc czy chociaż na miejscu mi matrycę wyczyszczą. Nope. Wysyłka do serwisu i koszt czyszczenia – 60 funciaków. Sam aparat pewnie jest wart mniej niż tylko te 2 błahostki.
Kurwa.
@Nikon
W Warszawie to samo. Zaniosłem, wycenili naprawę drożej niż nowszy model kosztuje w sklepie. Więc podziękowałem i kupiłem nówkę w MM (chodziło o jakiś kompakt w cenie ok. 500 zyka). Chciałem odebrać ten stary z naprawy bez naprawiania, ale musiałbym zapłacić 50 zyka za wycenę naprawy, więc podziękowałem po raz drugi i aparat sobie u nich leży (już ze dwa lata).
@Nikon
Cthulhu karze tych, którzy kupują Nikony. :)
Yaca :
Myślisz, że w serwisie Sony (primo voto Konica Minolta) jest inaczej?
Hope not. Jeszcze nie miałem przyjemności. Choć wcześniej używałem Canona (stąd moja rapierowa uwaga) i chcę do niego wrócić, jak Sony padnie. Co mam nadzieję nie nastąpi szybko.
“I nagle zdjęcie z Bartowego avatara przybrało jakiś taki groźno-karcący wyraz…”
E tam. Wszyscy wiemy, że w realu Bart jest łagodnym miśkiem.
Yaca :
Zamieni stryjek siekierkę na kijek…
Bart wrócił! Pan profesor bardzo mi przypadł go gustu – również na Wikipedii wyczytalem, że jedyne, co mi potrzebne do życia to azot, potem sprawdziłem, ile jest go w ziemskiej atmosferze – i zasnąłem snem spokojnym o przyszłość gatunku ludzkiego.
Gammon No.82 :
No wiesz co, podałeś markę prostopadle nieadekwatną w tej jednej z najstarszych wojen.
venividi :
Jest jakaś wojna?
A przecież ja tylko o serwisach.
Gammon No.82 :
Canon vs. Nikon. Najstarsza wojna o #rapiery.
Gammon No.82 :
Yin i yang, światło i ciemnosć, Nikon i Canon przecież.
venividi :
My, Pentaxianie, jesteśmy ponad.
magister Sianko :
Albo poniżej. Kwestia perspektywy.
magister Sianko :
Ja też pentek
Nikt w Gościu Niedzielnym nie potrafi uruchomić konsoli.
Podobno prawdziwi linuksiarze to tylko camera obscura, co mnie chyba dyskwalifikuje. Od lat mam Nikona F80 i nie zanosi się, żebym kupił jakąś cyfrówkę.
Misiael :
Za to wiedzą co to joystick.
Analogowo byłem Yashica-manem, po cyfrowej rewolucji przeszedłem na ciemną stronę, mam Canona. Niedużego.
Skan :
Po polsku “radosna pała”.
Adam Gliniany :
Nie no, to już hardkor, ale porządny hipster nie wyjdzie z domu bez Holgi lub Lomo. No i jeszcze Leica.
venividi :
Gestapowska leica ze swastykami.
Jeszcze by nie.
vauban :
Nie przejmuj się. Podobno liczy sie technika.
amatil :
Swoją drogą zastanawiam się, czy to też czasem nie bywa droga leczenia kompleksów. Ostatnio (od kiedy jest ciepło) obserwuję wysyp kolesi z wypas lustrzankami, obwieszonymi wszelkim możliwym plastikiem z napisem Canon/Nikon/Pentax/Sony/etc (niepotrzebne skreślić), jaki się da kupić w sklepie. A używają ich tylko do robienia zdjęć żonie z dzieckiem na spacerze.
Aż mnie naszło, żeby zacząć produkować akcesoria i gadżety dla aparatów marki Zenit. To dopiero ma potencjał hipsterski.
@ vauban:
Chyba, że:
“(…) starcia między flotą niemiecką a aliancką (norweską i brytyjską) podczas niemieckiej inwazji na Norwegię w kwietniu 1940 roku, w czasie II wojny światowej, toczone w porcie w Narwiku i na wodach okolicznych fiordów. Zapoczątkowało je przewiezienie niemieckiego desantu do Narwiku na pokładach 10 niszczycieli oraz pokonanie przez nie obrony norweskich okrętów i wysadzenie desantu 9 kwietnia.
Yaca :
E tam, Ken Rockwell pisał o takich już dawno temu.
mvnh :
To działa odwrotnie – ruskie obiektywy wkręca się do Canona.
Yaca :
Ja używam lustrzanki głównie do robienia zdjęć mojej kotki, a żona do inwentaryzowania kwiatków. I nie – kompaktem nie byłoby równie dobrze. Bo nie.
venividi :
No właśnie cytowany wyżej Ken Rockwell jest zarazem macewangelistą godnym najszczytniejszych wyczynów WO, a jednocześnie LeicaManem.
Co dziwne, polscy fanatycy makówek w ogóle nie jarają się Leicami. A przecież to logicznie rzecz biorąc idzie w pakiecie.
Yaca :
Zawsze jak czytam takie komentarze zastanawiam się, co właściwie w tym złego.
janekr :
To chyba nie do końca tak, bo jak się strzela Leicą to jednak trzeba się babrać w utrwalaczach i innych chemikaliach – a to jakieś fotograficzne linuksiarstwo przecież, daleko od ideału “out of the box” (mówię tu oczywiście o analogu, bo cyfrówki tej firmy to jednak nisza).
venividi :
janekr :
Nic w tym nie ma złego. Sam mam lustro i używam tylko jego (do pracy, w domu, na spacerze), bo nie mam innego. Złe to się robi w momencie założenia na obiektyw sześciu osłon antyodblaskowych, dwóch filtrów, battery packa (na dwugodzinny spacer nad rzeką), lampy (w pełnym słońcu) i dokręcenia uchwytu do statywu (którego się nie zabrało). Po prostu masa ludzi dokupuje akcesoriów na popis. Jak noszenie hipsterskich aparatów sprzed czterdziestu lat. I nie przeszkadza mi to (każdemu jego porno), tylko powoduje delikatny uśmiech pod nosem. Ot, tyle.
venividi :
Chemikalia nie powinny być wstrętne co najmniej niektórym makówkarzom…
Yaca :
Akurat przy portretach w pełnym słońcu lampa się przydaje.
venividi :
HELLO!!!
Yaca :
Ale to są lepsze zdjęcia, niż takie z samojebki.
mvnh :
Będą też pasować do enerdowskich Praktic, czyli będą na m42, to jest najpopularniejszy standard obiektywów do dziś. Do mojej Dużej Lady mam przejściówkę na m42 (bo popularna) i na PSixa (bo kurwa takich obiektywów jeszcze sporo lat nie będzie na rynku lustrzanek, w każdym razie nie w tej cenie, na którą mnie stać).
mig_watch :
Czyli chodziło o Ejdsvolda i bliźniaczego Norge?
http://en.wikipedia.org/wiki/HNoMS_Eidsvold
EDIT: o znalazłem
http://en.wikipedia.org/wiki/HNoMS_Norge
No, może…
janekr :
Bo kompaktem byłoby CHUJOWO wręcz.
Adam Gliniany :
Wiem. Choć i to zależy.
bart :
Too mainstream?
@ Misiael:
Niech ktoś mnie uszczypnie… Robienie z tragedii cyrku politycznego bo “nasza partia” dostała kolejny łomot w kolejnych wyborach to niby ma być dojrzałość? Facet niechcący sam obala postawioną tezę: bo może właśnie ci dwudziestolatkowie popadający w paranoje, fanatycznie wielbiący Pana Prezesa, Partię i Radio itp. to właśnie ludzie niedojrzali…?
DoktorNo :
Tak, dojrzałość jest na mocy gramatyki DO CZEGOŚ.
Dojrzeli do władzy. Mam nadzieję, że władza nie dojrzała do nich.
@ Gammon No.82:
Ja domyślnie mówiłem do dojrzałości do życia. :P Takiego normalnego życia, czyli pracy, rozwiązywania problemów, współpracy z innymi ludźmi…
DoktorNo :
No masz ty wygórowane oczekiwania. Tu jest Polska!
Gammon No.82 :
I dlatego, jak o tym myślę, to mam depresje! :P
@aparaty
Na mojej wishlist jest Leica MP i M10 oraz Ebony RW45E. Na ebayu poluję teraz na Yashikę Electro GX. Czy jestem hipsterem?
P.S. Nie mam roweru i nie noszę za dużych okularów.
@ Gammon No.82:
No co? Obrońcy? Obrońcy. Narwiku? Narwiku.
magister Sianko :
Tak. O właśnie, ma ktoś sprawną lampę? Mogę przynieść Prakticę z ruskim tele.
bart :
Gospodarz krzyczy nie doczytawszy do końca, a przecież w tym samym zdaniu pisałem: “mówię tu oczywiście o analogu, bo cyfrówki tej firmy to jednak nisza”
A chodziło mi o to, że jeśli już ktoś się lansuje Leicą to będzie to Leica analogowa, a dziedziną jego będzie streetphoto.
Dziwna strona z intrygującym tekstem:
A co w tym intrygującego? To przecież już dawno temu ktoś u nas chciał TORa delegalizować, bo to, panie, pedofile!
Kwadrans czerstwej prozy:
http://www.fantastyka.pl/4,3089.html
I najświeższy #boskiterlikoski i jego nowy o.m.c. bestseller “Zawrócony”:
http://fronda.pl/blogowisko/wpis/nazwa/zawrocony_1_27433
czereśnia :
Akurat proza jest o tyle dobra, że pokazuje wąsatemu skarpetko-sandałowemu mieszkańcowi fandomu, jak to do dupy jest w naszym społeczeństwie homoseksualistom.
artiil :
No ej, to przecież klasyka chrześcijańskiego internetu.
Someone’s been seriously trolled.
Prawo Poego
mateuszb :
“This can be an overwhelming and frightening time for children. Their bodies change in painful and unexpected ways.” Znaczy co, wyrastają im macki?
Zaraz, a to nie są jakieś trolle?
Offtop:
Ścierwo pieczone pod ciastem chlebowym, spróbujcie kiedyś.
#Aparaty
Najbardziej offowa jest Sigma. ;) Szczególnie starsze modele (SD9). ;)
czereśnia :
Czterdziestolatek przymierzający się do habilitacji? Chyba na macu. Albo na teologii.
http://youtu.be/IZFX7C1a94U
Właściwie to powinno być: Liv Tyler (Stealing Beauty)
@ vauban:
Heh mam Electro 35 GTN ale od dłuższego czasu leży w szafie (bateria)
Odkąd zaprzestali wywoływać Kodachromów dałem se spokój.
@ Yaca“Czterdziestolatek przymierzający się do habilitacji? Chyba na macu. Albo na teologii.”
A co za problem? Znam przynajmniej dwóch informatyków (as in computer science) habilitowanych w okolicach 35-ki, plus jeden chyba młodziej, ale nie mogę daty znaleźć. Wszyscy diablo mocni.
Yaca :
To dlatego, że włosy go kują w rękę:
“Przeciągnął ręką po krótkich włosach. Lubił czuć, że przystrzyżone są na tyle krótko, że kują go rękę.”
Nie kuj ręki, która cię strzyże, czy jakoś tak.
Kochani, wy się nie wczytaliście nawet w pierwszy akapit.
No i oczywiście napisałem zanim przeczytałem, i takie są skutki. Poprzedni komć oczywiście bez sensu, przepraszam :( — wracam lurkać.
Terlik :
Aaargh!
niedofizyk :
Widocznie brat Tomasz planuje przeprowadzenie ekspedycji, której trasa wiedzie przez Aleje Niepodległości i ulice Rakowieckie, aż do Pól Mokotowskich. Celem ekspedycji jest znalezienie śladów poprzedniej ekspedycji, która miała zbudować kładkę między dwoma Polami Mokotowskimi.
Nie wiem, czy już o to pytałem. Znacie kogoś, kto po lewatywie wysrał 15 kilo legendarnych kamieni kałowych?
“Zdaniem pana R. pacjentka ma jeszcze wadę serca – kardiolog zrobił echo, wady nie znalazł. Na wieść o tym, że wada została zauważona przez uzdrowiciela duchowego rzekł, że widać nie jest godzien ujrzenia wady”.
asmoeth :
To ta, którą kierował Radosław Babek?
Gammon No.82 :
Zło. Przez Twoje pytanie zguglałam “ile waży kupa” i wyskoczyło mi coś takiego:
@Bart
@czereśnia i zło
A wpisywaliście już w wyszukiwarkę obrazków “Niebo nad Smoleńskiem”?
niedofizyk :
Widzę główkę! Złu też się podoba.