Starożytne mądrości profesora
Blog de Bart zalicza co jakiś czas odwiedziny użytkowników forum „Dobra dieta”. Najwyraźniej dobra dieta zakłada czasem dodawanie do spożywanych potraw odrobiny batshitu, bo forum to ma potencjał co najmniej Wegedzieciaka. Gorycz przeze mnie przemawia, bo czytajcie, jak mnie podsumowali:
Autor bloga Bart cieżko pracuje wyśmiewając u siebie (również w innych miejscach w necie) wiele tematów poruszanych i na tym forum, np. metodę Ahkara, Słoneckiego, homeopatię, prof. Majewską, rodziców antyszczepionkowych, w tym także tych z ciężko poszkodowanymi dziećmi: autystycznymi, z padaczką itd.
Zna się świetnie na wszystkim
Nie wiem czy oceniał już dietę niskowęglowodanową, ale nie szukałam.
Opinia o nim na innym forum:On jest uzależniony od popularności, zrobi wszystko aby być na topie. Kiedyś był piewcą teorii spiskowych wszelkiej masci, teraz jest ich najgorętszym krytykiem
Nie zdziwię się jeśli za chwilę zarzuci obecne tematy i ujawni się jako ciemiężony gej by po pewnym czasie zrobić zwrot i wypinac pierś jako wszechpolak.
On jest elokwentny ale jego postawa zalezy od ilości wejść. „Oglądalność” spada to zmiana frontu, blog(i) musi być na topie, nie ważne jak.
De bart to taki wyedukowany pseudo idiota. Udaje inteligenta i wierzy w medycynę.
Nie ukrywam, przykro mi się zrobiło, szczególnie gdy przeczytałem, że jestem pseudo idiotą. Zwłaszcza że te zarzuty to wszystko prawda, może oprócz wyedukowania. Przerwałem studia po roku, na maturze miałem niby dobre stopnie, ale nie oddali mi świadectwa w dziekanacie, bo nie rozliczyłem się z biblioteką, więc nie mam nawet jak tych dobrych stopni udokumentować. Cała moja wiedza opiera się na tym, co wyguglam. Kompulsywnym sprawdzaniem statystyk bloga wypełniam czarną, zimną pustkę swej samotnej, bezcelowej egzystencji, a w wyniku nierozwiązanych kwestii z figurą ojca mam nabożny stosunek do wszelkiej maści naukowców, lekarzy i osób z tytułami naukowymi. Stąd kiedy przeczytałem na forum portalu Racjonalistyczny Psychopata (nieustające ukłony, pani Marysiu), że chorzy na raka powinni w celu uzyskania pomocy skontaktować się z prof. Michałem Tombakiem, natychmiast zagrały mi gruczoły i ruszyłem do poszukiwania informacji, kim jest ów profesor i jakimi metodami uszczęśliwia ludzkość — bo jako bezmyślny ateistyczny racjonalista potrzebuję wskazówek profesorów, żeby wiedzieć, co mam myśleć.
Żeby nie nudzić czytelnika, profesor Tombak już na wstępie swojej książki „Czy można żyć 150 lat?” wylicza pięć przyczyn, z powodu których nie żyjemy 150 lat. Oto one: zaniedbany kręgosłup, nieprawidłowe oddychanie, nieprawidłowe odżywianie, brak wewnętrznej higieny ciała i brak umiejętności szczęśliwego życia.
Po kolei. Zaniedbany kręgosłup to minimalne przemieszczenia kręgów, które, uciskając nerwy i naczynia krwionośne powiązane z poszczególnymi organami, powodują wiele chorób, m.in.: alergię, bolesną miesiączkę, hemoroidy, lumbago, głuchotę. Siadają nerki, wątroba, oczy, pęcherz moczowy. Nogi robią się zimne, kolana bolą, łapią skurcze. Recepta? Spać na twardym, siedzieć prosto, ćwiczyć.
Nieprawidłowe oddychanie polega na porzuceniu oddychania przeponowego, brzuchem, na rzecz oddychania „górną, najmniejszą częścią płuc”. Prof. Tombak szacuje, że oddychanie przeponowe wydłuża życie o 30-40 lat.
Nieprawidłowe odżywianie to zjadanie produktów rafinowanych, nabiału, zbyt dużych ilości mięsa, produktów mącznych, drożdży (są bardzo niebezpieczne!). Wielkie zło to posmarowane masłem kanapki z wędliną (łączą węglowodany, tłuszcze i białka, organizm nie potrafi tego porządnie strawić, w efekcie niestrawione resztki lądują w jelicie, gdzie chleb gnije, a wędlina tworzy osad i kamienie kałowe — o kamieniach za chwilę). Prof. Tombak radzi, żeby jeść z umiarem oraz dostarczać sobie energię życia „pokarmem, który rośnie pod promieniami słońca”.
Brak wewnętrznej higieny ciała to przede wszystkim zanieczyszczenie jelita grubego ciężkimi kamieniami kałowymi (prof. Tombak ocenia, że przeciętny człowiek nosi ich w sobie od 8 do 15 kilogramów!) powstałymi ze źle przetrawionego pokarmu. Napęczniałe od kamieni jelito napiera na inne organy, do tego niewłaściwie pracuje („nie wiadomo, czy z niego do krwi przenika więcej brudów czy pożytecznych substancji”). Jelito można oczyścić dwukierunkowo: od dołu codzienną gruntowną lewatywą z wody z małą domieszką świeżo wyciśniętego soku z cytryny (uwaga na pestki!), od góry megadawkami kefiru i soku jabłkowego, ewentualnie owocami.
Od braku umiejętności szczęśliwego życia cierpi nie tylko dusza, ale i ciało. Upartym sztywnieją karki, krytykantów bolą stawy i mięśnie, osoby gniewne i nienawistne doświadczają infekcji, a rozpamiętujący krzywdy dostają raka.
I to już. Zadbajmy o kręgosłup, oddychajmy brzuchem, nie jedzmy kanapek z szynką, co jakiś czas zapijmy lewatywę dwoma litrami kefiru i myślmy pozytywnie, a dożyjemy 150 lat.
Tu w zasadzie mógłbym zakończyć notkę, konkludując, że przepis na zdrowie profesora Tombaka to niezbyt oryginalna mieszanina chiropraktyki, New Age, zafiksowanej analnie medycyny alternatywnej i kilku sprawdzonych, dobrych porad (jedz mniej i lepiej, ćwicz, siedź prosto, miej pozytywne nastawienie do świata). Ale jest bonus. Otóż obcowanie z dziełami Tombaka dostarcza wielkiej przyjemności badaczowi Otchłani, bowiem z jego książek wręcz wylewa się radosny, nieskrępowany bullshit — niemal na każdej stronie można znaleźć jakiś wyssany z palca „fakt naukowy”, jakąś nieprawdopodobną statystykę, jakieś dziwaczne „starożytne przysłowie”, jakąś kosmicznie idiotyczną hipotezę medyczną. Inni piszący krytycznie o Tombaku też się w pewnym momencie poddawali, porzucali próbę dyskusji z tezami pana profesora i z lubością cytowali pełnymi garściami mądrości rosyjskiego uzdrowiciela.
No bo jak tu się powstrzymać, gdy się czyta, że ostatnie badania naukowe udowodniły, że „organizm człowieka jest jednym wielkim, energetycznym systemem, którego wszystkie komórki i organy są między sobą ściśle powiązane energią płynącą po 12 meridianach energetycznych”? Albo gdy trafia się na opowieść o Hindusie, który dożył 130 lat dzięki oddychaniu raz na minutę? Albo że w klasztorze Szaolin skazanych na śmierć zabijano, karmiąc ich wyłącznie mięsem? Jak nie cytować za profesorem Tombakiem różnych mądrości Wschodu, np. przysłowia „Jeśli małżonkowie dzień rozpoczęli od kłótni — niech pomyślą o tym, co jedli poprzedniego dnia”, ponoć bardzo popularnego w Japonii? Albo tej „starej wschodniej mądrości”, że dziewięć ciężarnych kobiet zebranych razem nie urodzi dziecka w ciągu miesiąca? Prof. Tombak sypie takimi przysłowiami jak z rękawa! Jak nie przekleić tego genialnego fragmentu książki, w którym Michał Tombak odkrywa, że skoro w ciągu życia spożywamy ok. 50 milionów kilokalorii, to zamiast przeżyć 55 lat na dziennej diecie 2500 kcal, możemy przeżyć 137 lat na diecie 1000 kcal? Jak nie zachwycać się statystykami, wedle których 70% ludzi na świecie ma problemy z nadwagą, a 60% cierpi na chroniczne zaparcia? Że lewatywy zapobiegają rakowi piersi? Że w nieczyszczonym lewatywami i dietami organizmie stawy i kości pokrywają się warstwą soli tak grubą, że przy ruszaniu głową słychać chrupanie? Że przegroda nosowa jest odpowiedzialna za „fizjologiczną równowagę w pracy wszystkich organów naszego ciała”?
Prof. Tombak twierdzi, że głowa i górna część ciała posiadają ładunek dodatni, a dolna część ciała i nogi — ujemny. Od góry ładujemy się energią kosmiczną, od dołu ziemską. To dlatego człowiek chodzi wyprostowany. Tombak zaleca chodzenie na bosaka — „najlepsze obuwie to brak obuwia”, mawiał według niego Hipokrates. Obuwie odcina nas od ładunków elektrycznych Ziemi i jest przyczyną wielu groźnych chorób, w tym wieńcówki, nerwicy i bólu głowy.
Sporą część swojej książki prof. Tombak poświęca piciu. Znajdziemy tam rozdział „Jak pić wodę”, przypominający tytułem pytanie do eksperta w XX-wiecznej radiowej audycji satyrycznej „Nie tylko dla orłów”: „Panie profesorze, jak jeść ser?” (w części poświęconej pożywieniu znalazłem rozdział „Jak spożywać desery”). Dowiemy się, że gotując wodę, zabijamy w niej „bioenergoinformację z wnętrza Ziemi”, a sok z marchwi ma strukturę i skład podobny do ludzkiej krwi („tylko zamiast atomu żelaza występuje atom magnezu”). W rozdziale o soku z czosnku zaraz obok znakomitego przepisu na nalewkę czosnkową (znalezionego przez „wyprawę UNESCO” w tybetańskim klasztorze, datowanego na IV-V wiek pne., w skrócie: 35 deko czosnku, 200 ml spirytusu) można przeczytać, że „przy silnym bólu zębów na nadgarstek lewej ręki należy położyć rozdrobniony na miazgę ząbek czosnku, zabandażować i ból ustanie”.
W rozdziale o pożywieniu profesor, bazując na doświadczeniach „starożytnych dietetyków”, wyszczególnia trzy typy ludzi: X (drobna kość, z natury bojaźliwy, mizerny, ciągle marznie), Y (łysina; dłoń średniej wielkości, w dotyku ciepła, przyjemna) i Z (chód wolny, ociężały; nie lubi deszczowej pogody). Każdemu typowi profesor przypisuje najlepsze dla niego pokarmy, ale jeśli nie chcecie zapamiętywać długiej listy albo jesteście typem X (BU! Zimno?) i nie lubicie akurat zupy z pokrzywy, istnieje prosta starożytna (a jakże!) metoda:
Na bawełnianej nici długości 80 cm zawieszamy obrączkę — koniecznie złotą. Obie końcówki nici wziąć kciukiem i palcem wskazującym. Podnieść produkt, który chcemy zjeść, poczekać kilka sekund, do momentu kiedy obrączka się zatrzyma. W myśli zadajemy sobie pytanie, czy odpowiada nam ten produkt czy nie? Jeżeli obrączka będzie zataczać koła w kierunku według wskazówek zegara albo odwrotnie, to pożywienie odpowiada naszemu organizmowi. Jeżeli zacznie wahać się w prawo, lewo lub lewo i prawo, to lepiej go nie jeść.
W rozdziale „Poznaj siebie” Tombak opisuje swoją błyskotliwą diagnozę stanu zdrowia nieznajomej młodej kobiety w kawiarni: „Pani obuwie jest zdarte z przodu i w środku, a to oznacza, że ma pani chorą wątrobę”. Nieznajoma dostaje od niego jeszcze przepis na masaż likwidujący ból głowy („każda tabletka to trucizna!”). Stronę dalej, w rozdziale „Myśl, która leczy”, możemy dowiedzieć się, że…
Komórki naszego ciała posiadają zdolność prymitywnego myślenia, które przypomina nierozwinięte myślenie małego dziecka. To zawsze należy brać pod uwagę, gdy zwracamy się do chorego organu. Człowiek powinien wyobrazić sobie chory organ, skoncentrować swoją uwagę na przekazaniu w myślach choremu organizmowi rozkazu, spróbować się z nim „skontaktować”. Żądania skierowane do chorego organu powinny być wyrażone zdecydowanie i jasno, w formie przemawiania do kapryśnego, ale ukochanego dziecka, które nie wypełnia swoich obowiązków.
Z kolei w rozdziale poświęconym wyglądowi prof. Tombak kategorycznie stwierdza, że ludzie o oczach piwnych nie wiedzą, czego chcą, małe uszy to oznaka ograniczoności, a nos skrzywiony w prawo świadczy o umiłowaniu pracy fizycznej.
I już dalej nie mogę, a dojechałem ledwie do połowy jednej książki. Czuję, że profesor Tombak nie jest jednak autorytetem, którego mi trzeba. W dodatku przeczytałem w Wikipedii, że z tą jego profesurą to jakaś niejasna sprawa. I już zupełnie straciłem do niego serce. A od krytykowania rozbolały mnie stawy i mięśnie.
Pierwsza?
Różne rzeczy jestem w stanie zrozumieć, ale:
czyli jak na oddziałach położniczych powstrzymujemy kobiety przed rodzeniem;
oraz
czyli sok z marchwi pełen krwinek
zrobiły mi dzień
Ja też mam różne fajne porady – np. na krwotoki z nosa wciskać sobie w nozdrza kostki kalarepy. A na hemoroidy pchać w dupala tyle czosnku, ile wlezie.
A na lepszą cerę i delikatną skórę sypać soli na prześcieradło przed snem. Wcześniej napić się nieco fenoloftaleiny.
Ja w kwestii formalnej.
W masaz pomagajacy na niektore typy bolu glowy moge uwierzyc (jesli sa np spowodowane zaciskaniem szczek lub uciskiem na nerwy).
BTW – dzis zaliczylam masaz i lagodna porcje Otchlani (z meridianami) ale ze czuje sie po nim bdb, to chyba przelkne czakramy.
Shigella :
Już cytuję źródło:
Dziękujemy Panie Profesorze!
Dziwiłem się, że jeszcze nic tu o Tombaku nie było, to taka urocza postać. Na jego stronie (www.tombak.pl) można się zapisać na turnus, gdzie oczyścimy sobie wątrobę i nauczymy się samodzielnie robić sobie lewatywę. Ale jego książek nie należy czytać ciurkiem tylko fragmentami wybranymi metodą chybił-trafił. Inaczej rzeczywiście są niestrawne i powodują powstanie kamieni kałowych.
@ f_a_t_e
No jesli zbierzemy razem panie bedace w np. 4 miesiacu, to nie urodza raczej (zakladam ze ciaze sa prawidlowe).
Z tym magnezem to bylo by moze i do rzeczy przy soku z czegos zielonego np z naci marchwianej ;). Chlorofil ma faktycznie zblizona strukture do hemu hemoglobiny, ale do karotenu – to ni dudu
Tu Jaszczury z Oriona – jesteś inspirujący:
http://www.youtube.com/watch?v=b4jOEQ93WJ0
@bart Jesli cierpiala na bol zwiazany z zatokami (mowa o katarze) to moze masaz czola ma sens?
Czy leci z nami laryngolog? Czy zatoki da sie lekko ucisnac tak, by spowodowac przeplyw gluta?
Jak chodzi o reszte, to przykro mi, ale w platki uszu nie uwierze
Shigella :
Tru, ale nie zakładam, żeby spowodowane było to chwilowym towarzystwem 8 innych kobiet w stanie odmiennym.
Co do soku marchewkowego – będę miała niepokojące wizualizacje przez kilka następnych dni.
Shigella :
Ha, ja dopiero co zaliczylam akupunkture u… ortopedy. Od dluzszego czasu cholernie boli mnie kosc ogonowa. Lekarz stwierdzil, ze zlamana nie jest i jedyne, co moze zrobic, to mnie ukluc. No i z ciekawosci dalam sobie wbic igle w tylek – nie pytajcie :/
“Jak nie przekleić tego genialnego fragmentu książki, w którym Michał Tombak odkrywa, że skoro w ciągu życia spożywamy ok. 50 milionów kilokalorii, to zamiast przeżyć 55 lat na dziennej diecie 2500 kcal, możemy przeżyć 137 lat na diecie 1000 kcal?”
Ale to akurat ma sens o dziwo! Badania (bodaj na myszach) wskazują, że głodzenie (dieta bardzo niskokaloryczna) znacznie przedłuża życie. Więc o ile w przesłance nie widać sensu, o tyle wniosek jest udowodniony naukowo.
Więc nawet w odchłani można znaleźć sensowne porady, tylko z braku sensownego uzasadnienia trudno je oddzielić od pseudonaukowego bełkotu…
. Ten kawalek tez budzi wiele niepokojacych wizualizacji
gsg :
To jest takie zdroworozsadkowe (glodzenie -> wolniejszy metabolizm -> dluzsze zycie), ze musi budzic nieufnosc ;)
gsg :
Znaczy zaraz, obliczanie, ile lat można przeżyć na 50 milionach kalorii nie ma sensu. A poradę Tombaka, żeby jeść mniej i lepiej, umieściłem w dziale “dobre i sprawdzone”.
gsg :
Ja w ogóle jestem zdania, że większość otchłaniowych szalbierstw budowana jest wokół ziarenka prawdy.
LOL, znakomite, znakomite.
Chyba jednak nie zloze legitymacji; nowe notki trzeba nagradzac, autorow motywowac.
ojojoj, nowa notka! ;-)
“Że w nieczyszczonym lewatywami i dietami organizmie stawy i kości pokrywają się warstwą soli tak grubą, że przy ruszaniu głową słychać chrupanie? ”
ale serio, serio tak pisze? ech, ta piękna sentancja made my day.
choć z drugiej strony, to z tym kręgosłupem coś jest na rzeczy, sam wiesz ;)
I co? Tak ciężko było?
O likwidacji kamieni kałowych napiszę kiedyś notkę albo długi komentarz.
radkowiecki :
A ŻEBYŚ WIEDZIAŁ. Od marca to pisałem, serio serio!
Shigella :
Zatoki to wewnętrzna przestrzeń kości czaszki więc z tym uciskaniem to tak nie baudzo.
Jak na trzy miesiące czekania, to trochę mało.
PRZEPRASZAM
Shigella :
Jako osobnik dość świeżo po punkcji zatoki czołowej powiem, że niestety, nie.
Potrzebna był duża gruba igła, młoteczek, żeby ją wbić i strzykawka rozmiaru XXXL, żeby podawać tam podgrzaną sól fizjologiczną z jakimś lekiem.
Pomimo tak radykalnych środków, zawartość wypływa niechętnie i słabo, dlatego zwykle się daje dwa zabiegi.
Więc oczywiście obliczanie nie ma sensu, ale to jest właśnie ta fałszywa przesłanka, natomiast prawdziwy jest (bezpodstawnie ogłoszony) wniosek że głodzenie się faktycznie wydłuża życie. Ten jest dowiedziony przez naukowców w normalnych badaniach naukowych (acz nie pamiętam teorii biochemicznych które miały wyjaśniać mechanizm).
Zasadniczo ten idiotyzm o czułym przemawianiu do organów też przesłankę ma z dupy wziętą, ale wniosek że autosugestia może wpływać na funkcjonowanie konkretnych organów (poprzez wpływ na ośrodki autonomiczne?) jest zdaje się stosunkowo nieodległa od rzeczywistości…
Trochę mało i tak dobre.
Widać tu też mechanizm orientalizmu: rzutowania przez ludzi Zachodu na kulturę Wschodu swoich wyobrażeń o tym, co jest leprze bo naturalne (i dlatego mamy te anegdoty o joginach i Tybetańczykach). Jako że znajomość obcej kultury jest u przeciętnego odbiorcy znikoma, stąd można go bajerować.
Lewatywowa mania Tombaka jest mi znana już od czasów, gdy w dzieciństwie na rodzinnym Radmorze słuchałem na Trójce altmedowe audycje pani Dobroń. Już wtedy wydawało mi to się dziwaczne, szczególnie opisy destylowania masła…
Reszta to typowe podpinanie się pod lęki na punkcie trucizn w wysokoprzetworzonym jedzeniu i bioprądy, czyli pełny standard.
@ gsg:
Cały myk polega na tym, że na takim schemacie budowane jest wiele altmedowych terapii czy diet. Masz w miarę sprawdzoną naukowo poradę, żeby spożywać mniej kalorii czy ograniczyć spożycie mięsa, alkoholu, whatever – i dobudowujesz do niej jakąś absurdalną teorię, żeby w ogóle uzasadnić fakt, że powtórzyłeś coś, co już i tak wszyscy wiedzą. Ewentualnie mieszasz efektywne (nie twoje) metody z szamaństwem. Znowu przykład z Tombaka:
Bart,
czy to można normalnie kupić? Bo bardzo się czuję zachęcony – wyliczanka typów ludzkich, rozpoznawanie chorób po wyglądzie butów, czułe przemawianie do narządów, a wreszcie rozdział “myśl, która leczy” (co skojarzyłem – idąc tropem Orłów – z latającym słojem, który mówi) – to wszystko zapowiada się znakomicie!
mic :
“W mojej domowe biblioteczce znajduje się wiele pozycji o zdrowym żywieniu, zdrowym trybie życia, ale tę książkę polecę szczególnie, gdyż poleciła mi ją moja mama, a ona ma porównanie, gdyż przeczytała tego typu poradników całe mnóestwo”.
Zdumiewający i zabawny miszung z tego Tombaka. Ale (pomimo ewidentnego idiotyzmu całości), pewne części jadłbym bardzo ostrożnie, łatwo śmiać się z rzeczy wyglądających na oczywiste brednie nawiedzonego, czasem jednak można się potem rozczarować.
Dobrym przykładem jest np. ten kręgosłup. Istnieje (mało znana i nieczęsto roztrąbiana, ale dobrze udokumentowana) korelacja pomiędzy niestabilnością odcinka szyjnego kręgosłupa i całym szeregiem schorzeń metabolicznych i (np.) takimi diagnostycznymi efemerydami jak chronic fatigue syndrome. CFS jest schorzeniem widmem – ale zupełnie oficjalnym z nadanym przez WHO numerem. Postulowane są też (głównie przez dysydentów od tzw.”nitrosative stress” ) dysfunkcje mitochondrialne indukowane (na drodze mniej lub bardziej zagmatwanej i niejasnej) właśnie uprzednimi mikrourazami w części szyjnej prowadzącymi do cerwikalnej dyskopatii. A następnie, nie wiadomo dlaczego – do niezrozumiałego “wykolejania się” metabolizmu. Grząski temat. Łatwo się pośmiać, trudno (w tej chwili) objąć i zrozumieć. I to wcale nie ze względu na brak danych.
DoktorNo :
Co to jest destylowanie masła? Nie chodzi po prostu o http://en.wikipedia.org/wiki/Ghee ?
@ telemach:
No ale to jest też powracający motyw w altmedzie, że gdzieś w jakichś subtelnościach nauki nagle jakaś jego cząstka znajduje (niewyraźne) potwierdzenie – i wtedy altmedowcy robią “A NIE MÓWILIŚMY”, podczas gdy nauka odkrywa jakąś wąską korelację, a oni walą globalnym związkiem przyczynowo-skutkowym. Tombak przy okazji kręgosłupa wygłasza następujący tekst:
A receptą na schorzenia jest nastawienie kręgów szyjnych:
Kamienie kałowe to IMO jedna z bardziej traumatycznych altmedowych koncepcji. Mi trafiły w ręce chyba dwie jego książki, przy czym jedna była w połowie copypastą z drugiej. Ogólnie radość!
miskidomleka :
Opis przyrządzania tego powyższego pasuje jak ulał. Nie wiedziałem, że jednak coś w tym jest.
I tu zgadzam się z Bartem: bajery altmedu narastają wokół rzeczy w miarę wiarygodnych.
gsg :
Dowód na myszach.
Dowód anegdotyczny, ale… Mój wujek w wyniku głupich zabaw na basenie poprzestawiał sobie kręgi. Objawami były bóle głowy, wymioty i gorączka (co jest najdziwniejsze chyba).
Co “dowód na myszach”?
gsg :
Tak, tylko co to za życie?
DoktorNo :
A co w tym jest otchłaniowego/”leczniczego”? Bo ja o tym słyszałem jako o po prostu procedurze kulinarnej.
gsg :
“Na myszach”, (1) niskiej jakości; (2) taki, w którym myszy są obiektem.
Uważam, że to głodzenie jako sposób na przedłużenie życia, to trzeba szerzej rozpropagować. Restrykcja kaloryczna wszak zmniejsza płodność.
miskidomleka :
Ajaj, to przecież pasuje jak ulał do tez pana profesora o tym, że trzeba jeść rzeczy naturalne i czyste. A to masło destylowane jest niby czyste (na wiki piszą, że to czysty tłuszcz…).
bart:
DoktorNo :
No właśnie. Wokół rzeczy wiarygodnych, nie do końca zrozumiałych i zbadanych korelacji i systemowych niedostatków przedsiębiorstwa “medycyna” produkującego (w sposób niezamierzony) bezradnych i odrzuconych. Albo czujących się takimi. To oni są potem wdzięczną glebą, na której sieją i zbierają nawiedzeni, cynicy i fanatyczni wyznawcy.
BTW: Ghee ma (według niektórych dietetyków) zupełnie rozsądne i racjonalne uzasadnienie w profilaktyce co poniektórych schorzeń metabolicznych. Chociaż świerzbu to tym nie uleczysz. I całe narosłe wokół diety joginów ideolo new age – woodoo po prostu osłabia i śmieszy.
Tak gwoli wyjaśnienia. Powiedzenie o dziewięciu kobietach jest ze wszech miar słuszne i doskonale znane każdemu lekarzowi (dawkowanie), inzynierowi (wydajność) albo rozsądnemu człowiekowi. Najzabawniejsze zaś jest to, że powiedzonko to jest całkowicie sprzeczne z tezą Tombaka o zmniejszaniu dziennej dawki energii, a raczej nie z tezą a ze sposobem udowadniania (dowód biologiczny przez matematykę).
A propos jego profesury. Jakiś czas temu sprawdzałem sobie informacje o uniwersytecie moskiewskim. Wydziałów, na których Micha(i)ł Tombak rzekomo się doktoryzowal po prostu nie ma i nie było. W czasach, kiedy mógł studiować, nie było czegoś takiego jak “wydział biochemii”. Była biologia i chemia. Osobno.
@gsg: Dowód na myszach, czyli podanie wyrażenia prawdziwego dla jednego gatunku bez podania dowodu na to, że ono prawdziwe dla innych gatunków. Podany przykład pozwala stwierdzić, że niskokaloryczna dieta przedłuża życie myszy, ale nie wiadomo, czy taki sam efekt pojawiłby się w przypadku człowieka (wskazówka: tryb życia). Trochę tak, jakby powiedziec, że człowiek może i powinien zapadać w sen zimowy, bo niedźwiedzie tak robią i dobrze się z tym czują.
@telemach: Problem jest inny. Tombak, podobnie jak wielu altmedowców, wykazuje klasyczny przykład totalizmu. Innymi słowy ludzie tacy utrzymują, że dane zjawisko jest odpowiedzialne za symptomy w każdym przypadku, dokonując błednych uproszczeń. Innymi słowy – mogą postawic względnie słuszną diagnozę, przepisując jednak całkowicie błędne metody leczenia, a następnie, opierając się na przykładzie anegdotycznym – powtarzać swój błąd twierdząc, że “przecież działało”.
Ogólnie altmed opiera się na totalizmie i krytykuje medycynę na za zasadzie “nasz szaman być lepszy od wasz szaman”, całkowicie nie rozumiejąc istoty czegos takiego, jak _metoda_naukowa_.
A propos leczniczych mądrości Wschodu. Wiadomo, że ex oriente lux i w ogóle. Jogini, chińscy znachorzy i alchemicy z klasztoru Kim-Lan na górze Wi-Fon są w dzisiejszych czasach niejako gwarancją ukrytych mądrości, pozwalająych wyzwolić się z okcydentalnego umiłowania sztywnej nauki.
Szkoda tylko, że to gówno prawda. Większość tych mądrości (uwaga: nie wszystkie!) jest doskonale znana nauce zachodniej. Ba, metody te były popularne parę wieków temu. Pojawiająca się dziś hydrokolonoterapia (czyli lewatywa) była w identyczny sposób argumentowana w XVI wieku. Różne pomysły na dziwaczne diety (w tym głodzenie) to także wynalazek późnośredniowieczny/renesansowy. Metody błędne były w naszym świecie stosowane, uznane za nieskuteczne i zapomniane. Jes taka fajna książka “Jak dawniej leczono: lekarze, święci i czarodzieje w XVII i XVIII wieku” François Lebruna. Bardziej popularna niż naukowa, ale warto przejrzeć. Ciekawe, czy przeciętny zwolennik altmedu obraziłby się, gdyby mu powiedzieć, żeby poszedł do kościoła się pomodlić, zamiast stosować te pogańskie wynalazki. Bo teoretycznie nie powinien.
Oczywiście część metod dawnych jest stosowana do dzisiaj – na przykład spora część farmaceutyki wywodzi się bezpośrednio z zielarstwa. Jedyna różnica polega na tym, że zamiast odwaru z kory wierzby (zawierającego salicylany) podaje się już uprzednio wyekstrahowane salicylany w postaci tabletek. Dlatego żaden uczciwy lekarz nie powie, że “zielarstwo jest nieskuteczne”, ale doda, że “zielarz może być mało kompetentny w kwestii dawkowania, farmakokinetyki oraz interakcji leków”. A to już może przepełnić bufor prostemu człowiekowi.
W tym przypadku – ssaki o podobnym metabolizmie, bardzo dobra jakość i wiarygodność (dosyć wierzę w porządne prace publikowane w PubMedzie).
gsg :
Z tym głodzeniem to nie tak prosto. Tzn. działa w warunkach laboratoryjnych na drożdże, nicienie, muszki owocówki. Nawet z myszami sprawa nie jest tak jasna (bo w niektórych badaniach zależnie od szczepu może skracać a nie wydłużać) I akurat w kwestiach starzenia wyniki z myszy bardzo kiepsko przenoszą się na człowieka. Są prowadzone badania na rezusach, ale nie ma jeszcze konkluzywnych wyników – małe grupy i jeszcze za krótko. Głodzone wyglądają zdrowiej w podeszłym wieku, ale czy to się przekłada na długość życia – nie wiadomo.
Do poczytania np.:
http://www.sciencemag.org/content/329/5995/1014.short
i cytowany tam
http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/19878144
Z tym, że trzeba rozróżniać głodzenie się od po prostu nie przejadania się. To drugie jest ewidentnie korzystne, i na to są badania.
@ telemach:
Dodajmy jeszcze do w.w. orientalizmu jeszcze żerowanie na nieznajomości historii starożytnej i viola, mamy czym tumanić publikę.
To ja sobie zasubskrybuję komentarze…
Dzięki za notkę, Bart.
Dawno nie zaglądałem do updejtów tematu, to co kiedyś czytałem wyglądało dość jednoznacznie i optymistycznie. Cóż, natura zawsze pokazuje, że jest bardziej skomplikowna niż nam się wydaje. Dzięki za skorygowanie!
Jak to sie panie czasy zmieniaja. Wciaz pamietam, kiedy moja ukochana wedyjska tania garkuchnie Hare Krisznowcow, w ktorej stolowalam sie przez cale liceum (bo tania, dobra i tania, ideologie jakos bezbolesnie pominelam) bezlitosnie zamknal Sanepid niepomny na glebie kultury Wschodu, cuda joginow i cala reszte. Teraz zapewne podnioslby sie rwetes i bylby to objaw spisku!
A masowanie czola rzeczywiscie pomaga na niektore glowy, podejrzewam ze chodzi o efekt zmiany przplywu krwi pod skora na odczuwanie bolu, chyba ze jakis medyk wie cos wiecej?
>bo jako bezmyślny ateistyczny racjonalista potrzebuję wskazówek profesorów, że wiedzieć, co myśleć.
Tu miało być chyba ‘żeby’?
bart :
To musiała być droga przez mękę. Doceniam, sam poddałbym się po pierwszym zdaniu tak absurdalnym, że odjęłoby mi zdolność mowy, a z tego co widzę u Tombaka można czerpać garściami.
@ Masło destylowane.
Po polsku to się nazywa masło klarowane i to jest zwykłe masło minus woda i białko. Zostaje sam tłuszcz mleczny, na którym się dobrze smaży. Można kupić w Polo Markecie.
miskidomleka :
Drzewiej to się nazywało masło klarowane, nie destylowane, ale wiadomo, nauka idzie do przodu.
Może się komu przyda jako odnośnik w dyskusjach o altmedzie
http://www.economist.com/node/18710090
Wow, zachęcony się czuję do ponownego przeczytania Tombaka, bo mam jedną jego książkę, Żeby się bardziej poupajać dziwacznymi teoriami trza mi się jeszcze za Klimuszkę wziąć. (też by warto było opisać, podrzucam temat)
Ale jedno Tombakowi trzeba przyznać, z tego co pamiętam, jego opisy tych kamieni kałowych i potrzeby codziennych lewatyw (Bosze, masochistą chyba trzeba by być) sugestywne są i przerażające. Nie dziwne więc, że się ludzie nabierają.
Inna sprawa (poważniejsza), że niefajne jest to, że tacy cudotwórcy i eksperci od medycyny alternatywnej żerują na realnych tragediach ludzkich, wmawiając ludziom, że ciężkie choroby zwalczą codzienną lewatywa czy jakimiś dziwacznymi sposobami,
A jeszcze z tymi kamieniami to jest fascynujący temat w sumie. kiedyś bywały takie piękne czasy, że grześ ważył 65 kilo (dorosłym już facetem będąc), jakoś mi trudno uwierzyć, że miałem 8 kilo kałowych kamieni (w skrócie kk) , gdybym miał 15, to prawie 25% mojej wagi by było. Fascynujące.
No i co się dzieje z kk, gdy człowiek chudnie (zmniejsza się ich waga/ilość) a co, gdy tyje?
Oto jest pytanie,
grześ :
Nieszczególnie. Metody Klimuszki wydają mi się bardzo konwencjonalne w porównaniu z tym, co bywało tutaj opisywane, poza tym chyba nigdy nie wzywał do porzucenia medycyny na rzecz czarostwa, więc nie jest tak szkodliwy.
Czesio dziękuje za notkę. Smakowa, choć pozostawia niedosyta. W nagrodę przyniosę bartu patyki, szmalec i świeźe muchy z mucholepa.
A tak coby kontrybułnąć do wątku o ziarnach prawdy – fragment o chorobach psychosomatycznych też wcale nie jest taki z dupy. Z dupy jest co najwyżej przypisywanie poszczególnych przywar konkretnym chorobom. Ale profesorek ma tego typu skłonność:
“Ścianki jelita grubego są pokryte korzonkami, które podobnie jak korzenie rośliny, wysysają do krwi pożyteczne substancje. Każda grupa korzonków odżywia odpowiedni organ”
Ciekawe swoją drogą, jak on się czuje z tym, że robi tylu ufnych ludzi w bambuko. Pewnie z wierzchu dobrze, ale przecież sumienia się nie wyłączy. Najwyżej zagłuszy.
I dzięki bartu za wyznania nt. niewykształcenia. Trochę mniej debilem się czuję dzięki nim. Pewnie nie ja jeden.
✡✡
\__/
Najlepsze życzenia z okazji nowej notki. Do życzeń dołączamy pisankę:
http://www.smbc-comics.com/index.php?db=comics&id=2114#comic
Cześjo :
A tu zawadzasz o ogólniejszy problem “czy oni w to naprawdę wierzą”. Wydaje mi się, że jedni wierzą, drudzy nie. Ten Tombak chyba tak, ale np. co do prezesa firmy Boiron mam bardzo duże wątpliwości.
PS. OJP, dalej sie tłuczecie o to zaglądanie w majty? Czy tylko ja już tym rzygam?
W artykule z Racjonalisty jest zacytowane zdanie “sok z buraków najkorzystniejszy do wytwarzania czerwonych ciałek krwi”. To jak to jest z tymi buraczkami? Bo moja mama-anemiczka pija, bo pani doktor każe, a słyszałem, że w punktach krwiodawstwa też czasem dają na pokrzepienie.
@ grzesie2k
Ciśnienie obniża: http://hyper.ahajournals.org/cgi/content/full/51/3/784 i jak to większość warzyw działa antyoksydacyjnie, ale badań o działaniu krwiotwórczym nie znalazłam. Żelaza ma nie za dużo: http://www.nal.usda.gov/fnic/foodcomp/cgi-bin/list_nut_edit.pl
Spryciarz. Raz na trzy miesiące mruknie “przepraszam”, dla niepoznaki dużymi literami, i myśli, że rachunki są zrównoważone. Ale ja nie o Barcie.
Otóż, jeśli zdanie zapisane 200 znakami graficznymi ma 10 koszmarnych błędów ortograficznych, nikt tekstu nie pogłaszcze uznając, że w kwestii poprawności “coś w tym jest”.
Ale alternatywna ortografia ma nieznaczny potencjał szkodniczy. Wprawdzie uznaje się, że głupota nie zabija, bo niemało jest głupich staruszków, ale to jest niewłaściwa interpretacja zasady. Głupota nie zabija gadającego głupoty.
To jasne, że sprzedawany za złote polskie kurs dbania o zdrowie nie może być zlepiony z ewidentnych kaczanów, bo potrzebujący pomocy mają zdolności krytyczne przytłumione, ale nie mieszają na ogół rzeczywistości z zupełną s-f. Zdroworozsądkowe wejście ma sens i użytek, bo ludziom trzeba mówić, że ręce myć należy (okazuje się, że lekarze o tym detalu nie pamiętają), powszechne jest niewłaściwe podnoszenie (nieważne, że małych) ciężarów z podłogi, brutalne wytrącanie organizmu ze snu z budzikiem i wyskakiwaniem z łóżka jak u rekrutów – i kto o takich rzeczach przypomina, przyjacielem jest. I przyjacielowi zawierzymy tym chętniej gdy powie, że jest doktorem. I doda do tego: “nie przejadaj się, spaceruj, nie irytuj się”.
Lecz gdy zamiast powiedzieć “mniej jedząc będziesz żył tysiące lat” (i tu tysiące odgrywają rolę dekoracyjną, tak jak ongiś miriady) wrzuca rzeczowe 137 (czy to czkawka po stałej struktury subtelnej?), można mieć pewność, że podprowadził nas do Magicznej Dziury i za chwilę zaczną się cuda, o których i Alicja nie śniła.
Dodam, że gdyby w tych rozumowaniach używał tylko połowę mózgu, mógłby nim działać przez 274 lata.
Więc zgódźmy się, że w dziedzinie nauk medycznych “coś w tym jest” nie jest ani trochę pochlebne. Wręcz odwrotnie, sugeruje, że w innej części “coś jest nie tak”, czyli może trwale i poważnie zaszkodzić zdrowiu.
bart :
Patrząc na tematykę, rozumiem. Kiedyś miałam w łapach “Jak żyć długo i zdrowo”, ale wymiękłam po opisie przyrządzania wody pitnej. Do dziś próbuję wyprzeć to z pamięci.
Sporothrix znalazła kiedyś, że “prof.” Tombak robił za eksperta(!) na gazeta.pl, kiedy zacny ten portal reklamował płukanie jelita.
niedofizyk :
Wiesz, to co nazywasz zaglądaniem w majty było katalizatorem rozpadu #ttdkn, czy też – jak kto woli, odrzucenia przezeń zewnętrznych bucwarstw.
digan :
W sensie, pozamieniały się miejscami?
bart :
U Tombaka stoi jak byk: “60% cierpi na chroniczne zaparcia”.
Mnie zainteresowała charakterystyka Barta
On jest uzależniony od popularności, zrobi wszystko aby być na topie. Kiedyś był piewcą teorii spiskowych wszelkiej masci, teraz jest ich najgorętszym krytykiem
Nie zdziwię się jeśli za chwilę zarzuci obecne tematy i ujawni się jako ciemiężony gej by po pewnym czasie zrobić zwrot i wypinac pierś jako wszechpolak.
On jest elokwentny ale jego postawa zalezy od ilości wejść. „Oglądalność” spada to zmiana frontu, blog(i) musi być na topie, nie ważne jak.
Czyli, że jak my tu przestaniemy komentować, to Bartowi, z pogoni za popularnością, orientacja się zmieni? Do tej pory myślałem, że tylko
“”Wspólna masturbacja przy heteroseksualnych filmach porno to najłatwiejszy i najbardziej powszechny sposób na „zmianę” orientacji seksualnej” http://mlot.blogspot.com/2011/02/mam-dosc.html
Ale jak widać, przez brak komentarzy też można. Dobrze, że nie mam bloga.
asmoeth :
(tak na poważnie) Niestety, ale ta akcja nie była zabawna. Może jestem cienki jak kompot z desek, ale takie chwyty jak imputowanie złych intencji, podwójne standardy argumentacji w zależności od adwersarza czy analogi Godwina pozostawiają u mnie jakiś ekhmm, niesmak.
ija_ijewna :
Dzięki, ale na promujących stronach piszą coś o witaminie B12 i kwasie foliowym.
asmoeth :
I tym sposobem czystość ideologiczna została osiągnięta! Żałosne.
grzesie2k :
Wiesz, ja spaliłem swoją legitymację.
Uprasza się o nieprzynoszenie flejmu o cytologii na BdB, uprzejmie się dziękuje, susząc bacik.
asmoeth :
Mam cię przenieść z jednej kategorii blogrolki do drugiej?
bart :
Najmocniej przepraszam.
[OT]
czy exttdkn już widział to?
[/OT]
czereśnia :
Oburzająca inicjatywa. Dla naprawdę szczerego polakokatolika każdy dzień roku jest Dniem Pamięci o Papierzu.
czereśnia :
Jakbym to przeczytał pierwszego kwietnia, byłoby mi łatwiej zrozumieć tego newsa.
Kolejny cywilizacjośmiertny atak na wartości.
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/za-odmowe-badan-polska-zaplaci-60-tysiecy-euro,1,4374718,wiadomosc.html
Also: “Mąż kobiety opuścił ją zaraz po urodzeniu dziecka.”
bart :
No to akurat częsty błąd nie tylko u altmedowców. Kupa luda zakłada że korelacja=przyczynowość.
genera_specific :
A do tego jeszcze rozumują tak http://en.wikipedia.org/wiki/Post_hoc_ergo_propter_hoc (szczepionka->autyzm)
genera_specific :
Ale mnie chodzi o coś więcej. O to np., że zachodzącymi ze swej natury w mikroskali zjawiskami kwantowymi tłumaczy się działanie porad zawartych w “Sekrecie”.
No a ja się nie czepiam przecież. Swoją drogą to dziwne, ludzie pokroju Tombaka stawiają się w totalnej kontrze w stosunku do “świata nauki” i jednocześnie swoim pracom starają się nadać pozory poprawności naukowej. Ot takie zawijanie gówna w złotko.
general_specific :
Czemu dziwne? To jak najbardziej naturalne: część ludzi woli wierzyć w pseudonaukowe rzeczy, bo w gusła i zabobony już nie wypada. A tak, to można się jakąś ksiązką/autorytetem podeprzeć i słuchaczom zaimponować.
A jak jeszcze doda się do tego opcję “my przeciwko Wielkim Korpo”, to już taki człowiek staje się Samotnym Rycerzem na Straży (dopisać pasujące).
asmoeth :
Najs, a więc mamy #truettdkn i #externalbuclayerofttdkn. Śliczności.
niedofizyk :
#aconowego, przecież to standard w ezoterycznej blogowej mgiełce która nie istnieje (zaraz ktoś rzuci #butthurt, zobaczysz).
general_specific :
W tym nie ma nic dziwnego. Pseudonauka chce być nauką, ale gdzieś po drodze coś idzie nie tak i ląduje w krzakach. Sprzeciw wobec “świata nauki” to często raczej wniosek, niż przesłanka.
asmoeth :
A gdzie w statutach #ttdkn jest napisane, że można tak sobie oddać legitymację i już się jest out. Chyba nie doczytałeś tego, co było napisane małymi literkami. Raz #ttdkn, zawsze #ttdkn.
Czekamy na samokrytkę
czereśnia :
Ała. Jeszcze trochę, i będzie Parada Równości im. JP2
Wrzućcie na luz z tym cyto-rozłamowym flejmem, Bart wszak prosił.
Do mnie dziś przyniesiono to i wprawdzie przeoczyłam dyskusję na blipie, ale zdaje się, że wiele dziwnych wizualizacji wywoływało sprawdzanie orientacji potencjalnych rodziców zastępczych. Chociaż sam temat w cholerę smutny i nie bardzo umiem się z tego śmiać.
A z innej beczki zagłuszarki na cześć Obamy. Czy ttdkn-IT jest w stanie ocenić, czy przy takich zakłóceniach sygnału da się zadzwonić na 112? IMHO się da, skoro można bez karty SIM, ale nie znam sprawy od strony technicznej.
TTDKN-inżynieryzm here. Zagłuszaczki (w sensie maszynki siejące szerokopasmowy sygnał zakłócający) zablokują wszystko. Chyba, że to nie będą zagłuszaczki, tylko po prostu każą zablokować połączenia niealarmowe na BTSach.
szprota :
Głos w tej sprawie zajęła Kataryna.
http://kataryna.salon24.pl/310258,jak-senatorowie-dzieci-przed-gejami-obronili
@poprawka Kalety
Strasznie jestem ciekaw, kto jak głosował. Niestety stenogram jest jeszcze niekompletny. A sprawdzanie homoseksualizmu będzie zapewne na wzór czeski. Przy okazji odsieją impotentów:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80573,8812812,Czesi_ponizaja_gejow.html
szprota :
Flejm flejmem, cyto cytem, ale w czerwcowym “Świecie Nauki” jest pouczający artykuł o mammografii. O to też ktoś komuś chyba skakał do ocząt.
Gammon No.82 :
Weź się zmiłuj, na terenie całego kraju tymczasem mamy miesiąc maj. Oraz powszechnie głoszony #upadekprasypapierowej (hmmm, czyżby nie tak prędki, http://www.swiatnauki.pl/ jest bardzo powściągliwy, jeśli chodzi o publikacje online).
Jest na gazecie:
http://supermozg.gazeta.pl/supermozg/1,97454,9637333,Zastapic_mammografie.html
*ucieka przed batem wrzeszcząc, że już nie będzie*
jaszczomp :
To ja tylko chciałam dodać, że w prywatnej siecówce medycznej w Warszawie, na mammografię nie dostałam skierowania ani razu, zawsze na usg (anecdata dla kobiety#po30). Za to mojej mamie (#przed60) na mammografi wykryli zwapnienia, a wyniki biopsji były na tyle niejednoznaczne, że wycinali jej kawałek piersi. Okazało się, że nie zmian rakowych nie było; na szczęście cięcie nie było duże. OIMW zwapień nie było jak wykryć na usg.
W sobotę 11.06 planowana jest dewirtualizacja #ttdkn. Uzgodnienia proponuję tu: http://frnkfrankowski.wordpress.com/2011/05/27/notka-przeddewirtualizacyjna/
“gdy przeczytałem, że jestem pseudo idiotą.”
No właśnie nie wiem, czy lepiej być idiotą, czy (aż, tylko) pseudo idiotą?