Red. Terlikowski zagląda sobie przez ramię i płacze
Tomasz Terlikowski odnalazł na Fejsie grupę „Odebrać dzieci Terlikowskiemu i oddać parze homoseksualnej!!!”. I się wściekł. Wściekł się tak, że napisał o tym notkę na swoim blogasku w Salonie24 i aż trzy teksty w dziale krajowym portalu „Fronda” (1, 2, 3). I choć jego artykuły utrzymane były fragmentami w lekko żartobliwym tonie, widać było, że jest zły. Najbardziej wyszło to w wypowiedzi na Facebooku:
Pies mordę lizał panu Jakubowi Głuszakowi i tym wszystkim, którzy przyłączyli się do grupy na FB „Odebrać dzieci Terlikowskiemu i oddać parze homoseksualnej!!!”. Nie zajmowałbym się bydłem, gdyby nie to, że moja córka przez przypadek zobaczyła mi przez ramię stronę tej grupy. I się autentycznie przestraszyła i zaczęła płakać.
Reakcja Frądziarzy była oczywista. Od faszystowskich homosiów, przez żydowskiego Pejsbuka, aż po:
Nie mam żadnych wątpliwości że jest to odwet za nieustanne podnoszenie przez Tomasza Terlikowskiego kwestii smoleńskiej. Jako jeden z nielicznych polskich dziennikarzy i redaktorów naczelnych drąży do prawdy. Spodziewałem się że wcześniej czy póżniej zostanie dotknięty represjami.
Osoby życzliwe homoseksualnym wartościom również zgłaszały zastrzeżenia — że to niesmaczny dowcip, który cofnie walkę z homofobią o kilka lat. Może i cofnie. Na podobnej zasadzie walce z homofobią szkodzą drag queens na Europride. Pamiętacie przyklejone przylepcem do ścianek działowych, przekserowane do granicy nieczytelności dowcipne żarty i rysunki komentujące rzeczywistość biurową? Jeden z takich żartów głosił: „Podwładny powinien przed obliczem przełożonego mieć wygląd lichy i durnowaty, tak by swoim pojmowaniem sprawy nie peszyć przełożonego”. Teksty o cofaniu walki z homofobią przypomniały mi właśnie ów zabawny dowcip. Homoseksualista powinien przed obliczem homofoba mieć wygląd lichy i durnowaty, tak by swoim pojmowaniem sprawy nie peszyć homofoba. Nie paradować, nie całować się, zdjąć apaszkę, a już na pewno nie sugerować, nawet żartem, że homofob może być gorzej predestynowany do wychowywania dzieci niż homoseksualista czy homoseksualistka.
Ale grupa „Odebrać dzieci Terlikowskiemu i oddać parze homoseksualnej!!!” nawet nie ma na celu wypomnienia Terlikowskiemu, że wielu homoseksualistów byłoby lepszymi rodzicami niż on. Nie jest to też prowokacja artystyczna, choć założyciel grupy jest poetą (cyberstalkerzy z konkurencyjnej „Grupy wsparcia Tomasza” wypomnieli mu napisany dziesięć lat temu wspólnie z Jasiem Kapelą „Manifest Protodupistyczny”). To nawet nie jest próba odwrócenia sytuacji i pokazania redaktorowi Terlikowskiemu, jak musiała się czuć Alicja Tysiąc, czytając te wszystkie przepełnione chrześcijańską miłością bliźniego wyrazy współczucia dla swojej córki na Frondzie. Czym więc jest ta grupa? Nie wiem, jakie były pierwotne intencje, ale wiem, czym okazała się dziś — znakomitym probierzem kontaktu Terlikowskiego z rzeczywistością.
Ludzie pokroju pana redaktora żyją w świecie, w którym katolicy są wiecznie prześladowani, a lobby homoseksualne wymusza kolejne przywileje na uciskanej heteroseksualnej większości. Osoba przebywająca w takiej alternatywnej rzeczywistości faktycznie mogłaby wziąć na poważnie grupę, która składa formalny wniosek do „zarządu Cywilizacji Śmierci w Brukseli” o odebranie przykładnemu chrześcijaninowi dzieci i rzuceniu ich na pożarcie gejom.
I to jest moja odpowiedź na pytanie powracające raz po raz na Blipie (popularny tag #terlikgate): Jak oni coś takiego mogli wziąć na poważnie? To proste. W ich świecie to sytuacja jak najbardziej prawdopodobna. Jest już precedens: w Wielkiej Brytanii chrześcijańskim dziadkom zabrano wnuczkę i oddano ją parze gejów — i na nic przypominanie, że mama dziewczynki w związku ze swoim problemem narkotykowym oddała dziecko do adopcji, a dziadkowie zaczęli protestować dopiero wtedy, kiedy okazało się, do kogo dziewczynka trafi. A ponieważ w tym świecie stosowanie równi pochyłej nie jest błędem logicznym, ale prawidłowym rozumowaniem, więc co wczoraj spotkało angielską heroinistkę, dziś może spotkać polskiego publicystę.
Wróćmy do córki redaktora zaglądającej mu przez ramię. Choć ta historia jest dla mnie kompletnie niewiarygodna i z daleka śmierdzi stereotypowym przywołaniem skrzywdzonego dzieciątka w celu poruszenia wrażliwych czytelniczych duszyczek, przyjmijmy, że faktycznie spojrzała na ekran w momencie, gdy tata uprawiał ego surfing po Fejsie i zatrzymał się właśnie osłupiały na widok grupy postulującej odebranie mu dzieci. I od czegoś takiego zaczęła płakać? Przecież, z tego co wiem, to ośmioletnia dziewczynka. Jaka ośmioletnia dziewczynka zaczyna płakać na widok takiego czegoś? W jakiej atmosferze musi być wychowywana, żeby w takiej sytuacji zalać się łzami?
Znaczy, ja się domyślam, w jakiej atmosferze, a pomaga mi w tym domyśle sam redaktor Terlikowski. Widzicie, oprócz wizualizowania sobie gejów odbierających mu dzieci, nasz bohater lubi sobie również wyobrażać inne sytuacje. Na przykład takie, w których jego dzieci (tak, te same, które rzekomi geje chcą mu rzekomo odebrać) giną w ogniu następnego Powstania. Pod zdjęciem ubranej w za duży powstańczy hełm córki (być może tej samej, która się rzekomo popłakała) Tomasz Terlikowski napisał krótki tekst:
Nie ukrywam, że — choć, jak każdy ojciec chciałbym dla moich dzieci, normalnego, zwyczajnego życia — to miarą mojego sukcesu, jako wychowawcy będzie to, czy moje ukochane dzieciaki będą potrafiły i chciały, gdy nadejdzie czas próby zachować się tak, jak nasi dziadkowie i pradziadkowie, którzy z bronią w ręku pokazali, co znaczy być kochającym wolność Polakiem.
Dla dwóch czytelników bez konta na Fejsie zamieszczam wygodny link do screenshota.
bart :
Afera z lobotomią w sumie też może być przykładem podobnego mechanizmu. Dobry pijar, nacisk społeczny i naukowy mainstream odpowiada na to zapotrzebowanie akceptując w sumie nie sprawdzoną procedurę.
http://www.youtube.com/watch?v=lN6SVnf8amE&t=7m39s
A ty masz dzieci?
obly :
Ja? No pewnie!
obly :
#ludziektórzyniezadalisobietrudupoznaniaautora
Adam Gliniany :
There is life outside #ttdkn, you know.
Tylko co to za życie…
@ bart:
“There is life outside #ttdkn, you know”.
Właśnie. Nawiązując więc do tytułu notki pozwolę sobie rozszyfrować ten skrót dla niewtajemniczonych: Tomaszowi T. Dzieci Kradną Niecnie
bantus :
No fakt, naprodukowałam same smęty. Jeśli chodzi o przewagę terapii poznawczo-behawioralnej nad innymi metodami, to ta teza została już dawno obalona:
http://www.uea.ac.uk/mac/comm/media/press/2008/july/CBT+superiority+questioned+at+conference
tudzież badanie samego Shapiro:
http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/8063978
There was no overall advantage to 16-session treatment over 8-session treatment. – skoro nie widać różnicy, po co przepłacać?
O efektywności psychoterapii jako-takiej napiszę po weekendzie, teraz zapijam smutki związane z wkroczeniem w wiek dżizusowy ;)
jaszczomp :
Ej, kaman, przez oświadczenie na konferencji?
Nie odbierz tego jako czepialstwa albo ataku, hell, nie mam pojęcia o różnicy w terapiach i podchodzę do sprawy z dystansem. Ten argument po prostu do mnie nie trafił.
EDIT: a może nawet nie z dystansem, bo sam mam fatalne doświadczenia.
No drugi linkasek zdaje się być ciekawszy, ubolewam, że nie ma całego tekstu. Przyznaję – nie chciało mi się przedzierać przez odmęty pubmedu; na pierwszych kilkunastu stronach stronach dają tylko bzdurne teksty o wpływie CBT na rzygającego chłopczyka czy pijanych irlandzkich żołnierzy, z dopiskiem “it may help!”. Jak dotrwam do terminu “wik aftir mah b-day”, dostarczę więcej, I promise.
Konferencja to dowód, że na szczycie wciąż się żrą o to, jaka jest najlepsza terapia i czemu “nie nasza” (by leading psychotherapy experts). To dość grząski temat, bo o ile w przypadku konwencjonalnych terapii lekowych można jasno ustalić efekty, tak w dziedzinie psychologii badania kliniczne opierają się na testach np. skali depresji Becka: http://www.cpp.info.pl/index.php?go=beck1 . I na serio uznają, że to ma wartość diagnostyczną!
@Jaszczomp
“o ile w przypadku konwencjonalnych terapii lekowych można jasno ustalić efekty”
Bzdura. Psychiatra ustalając efekt leku i tak opiera sie na samoocenie pacjenta. Wyniki badan nad efektywnością SSSRI-ów są równie mętnę jak badan nad terapiami.
“nie chciało mi się przedzierać przez odmęty pubmedu; na pierwszych kilkunastu stronach stronach dają tylko bzdurne teksty o wpływie CBT na rzygającego chłopczyka czy pijanych irlandzkich żołnierzy, z dopiskiem “it may help!”. Jak dotrwam do terminu “wik aftir mah b-day”, dostarczę więcej, I promise.”
Zawsze sądziłem, ze cherry picking to męczące zajęcie. Dzięki że pokazałaś mi jak bardzo.
meinglanz :
Z tego co widziałem, to badania nad skutecznością antydepresantów opierają się na skali Hamiltona: http://www.servier.com/App_Download/Neurosciences/Echelles/HDRS.pdf
“Z tego co widziałem, to badania nad skutecznością antydepresantów opierają się na skali Hamiltona”
i myslisz, że lekarz wpisuje w niej wyniki fMRI?
Skala Hamiltona ma równie fatalne właściwości psychometryczne jak skala Becka.
meinglanz :
Yeah I know. Proponuję zwrócić uwagę na datę i godzinę mojego posta. Nie dasz się napić człowiekowi we własny jubileusz ;)
Trochę mi z tym zeszło, pewnie nikt tego nie przeczyta, ale niech będzie:
Od pół wieku trwa dysputa „czy psychoterapia działa/jest skuteczna?”. Pierwszy zaczął Eysenck, który równo tłukł zamysły Freuda i podważał sens wszelkich form długoterminowych psychoterapii, bo:
1) Depresja/nerwice słabną samoistnie w miarę upływu czasu.
2) Psycholodzy mają różne kwalifikacje.
3) Jedyną rzetelną miarą pomiaru skuteczności psychoterapii jest porównanie wyników grupy eksperymentalnej (poddanej terapii) z wynikami grupy kontrolnej (nieleczonej).
Ostatni punkt wywarł ogromny wpływ na obecną metodologię badań psychologicznych. Tu rodzą się pytania: jak precyzyjny może być to pomiar, skoro pacjenci są różni, a ich samopoczucie ocenia się według przyjętej arbitralnie skali? Czemu zakłada się, że jedynym czynnikiem poprawiającym stan psychiczny jest terapia, a nie np. wpływ rodziny, przyjaciół albo plebana (sprawdzić, czy nie Frąda)?
Otóż psycholodzy empiryczni (czyli poznawczo-behawioralni) uważają, że koronnym dowodem skuteczności jest subiektywnie oceniana zmiana pt. „były smuteczki – nie ma smuteczków”. Różnorakimi ankietami sprawdza się, czy komuś wróciły cechy pożądane w społeczeństwie: chęć do pracy, zadowolenie z życia, poczucie sensu itp. Kluczem tu jest słowo „społeczeństwo” – terapia poznawczo-behawioralna ma za zadanie „wytrenować” osobnika, aby pozbył się złych nawyków myślowych, np. o własnej beznadziejności, i na powrót dołączył do happy society. Psychoterapia behawioralna skupia się wyłącznie na zachowaniu człowieka, jako jego naturalnej reakcji na wpływy otoczenia. Podstawą terapii poznawczej jest identyfikacja automatycznych myśli, budzących lęk doznań somatycznych oraz na uczeniu pacjenta korygowania błędów logicznych w tych automatycznych myślach. Imho jest to działanie powierzchowne, które być może sprawdza się w pierwszych miesiącach po zakończeniu terapii. Trochę jak malowanie rdzy, która w końcu i tak wylezie na wierzch – bo nie wierzę, że można w kilka tygodni przepracować problem, który ciąży nad dana osobą całe życie (weźmy np. chorobliwą nieśmiałość).
Tyle o metodzie, wracam do efektywności. Jak pokazały niektóre badania (głównie w połowie lat 90-tych), terapia poznawczo-behawioralna wydaje się mieć wyższą od placebo skuteczność, potwierdzoną klinicznie. Z czego to wynika? Po pierwsze – popularność metody. Jest prosta, krótka, ergo stosunkowo tania. W Juesej korporacje chętnie wysyłają swoich znerwicowanych pracowników na 6-tygodniowe turnusy. Modna metoda – trzaśnie się dużo badań na małych grupach – fama pójdzie w świat – profit. Niech interpersonalni i psychodynamiczni się pienią, tupią nóżkami i organizują swoje hejterskie konferencje (linkasek parę postów wyżej). Po drugie: badania przeprowadza się zaraz po zakończeniu terapii, nikt nie sprawdza jak pacjenci czują się za pół roku, za rok. Po trzecie: wpływ nieprofesjonalnej pomocy (o czym wspomniałam wyżej).
Tak naprawdę, jak się wgłębić w gąszcz publikacji, to nagle się okazuje, że w starciu z innymi terapiami, CBT wcale nie wykazuje jakiejś wyższej skuteczności, a czasem jest wręcz słabsza:
http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/20194536
http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/20592427 Subgroup analyses showed that CBT was not superior to other psychotherapies.
http://journals.cambridge.org/action/displayAbstract?fromPage=online&aid=6778264
http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/19967577
http://www.skuteczna-psychoterapia.pl/badania_t-psychodynamiczna.php (z ciekawości weszłam na stronę Pani, która wyssała mi z portfela parę setek: już nie posługuje się CBT. Teraz jest specjalistką od psychodynamiki :D )
http://www.child-psych.org/2010/11/teenage-depression-treatment-medication-therapy-or-both-it-may-depend-on-marital-conflict.html
meinglanz :
Leki mają tę przewagę, że dodatkowo zwalczają dolegliwości współwystępujące z depresją: mogą działać sedatywnie, zwiększać libido czy apetyt. A na to już są rzetelne badania.
jaszczomp :
No to gratulacje i zyczenia!
jaszczomp :
Czemu to ma byc zla ocena skutecznosci terapii? Tzn rozumiem ze moze do statystyk, porownywania jednej terapii z druga itd ale dla jednostki jest to przeciez najwazniejsze: ‘a mi pomoglo’, ‘a na mnie dziala’.
Prosze nie ‘dzwonic’ Bart!
No wlasnie, grupa kontrolna. Po za tym, ze jest jakis wspolny mianownik ‘chorobowy’, to jest jeszcze cala masa roznic, jak cechy indywidualne, genetyka, rodzina, srodowisko, przezycia/doswiadczenie zyciowe. Nie da sie dobrac uczciwie grupy kontrolnej.
Praca w oparciu o zasade poprowadzic terapie na tej, danej osobie i ja wyciagnac z problemow.
Czemu to ma byc zle?
Rozumiem, ze leki stawiaja czesto na nogi i to moze byc pierwszy krok, czy tez podaje sie je jednoczesnie z prowdzeniem terapii ale nie wierze, ze one rozwiaza kogos problemy definitywnie.
Podchwytujac przyklad z niesmialoscia: alkohol bywa swietny na przelamywanie niesmialosci ale po trzezwieniu efekt znika. Co wiecej, znajomosci zawarte na promilach moga nie przejsc proby na trzezwiaka.
Z lekami jest inaczej?
No i jeszcze jakby mi leki mialy podniesc libido czy apetyt, to ja dziekuje bardzo, wolalabym byc popierdolona.
@pewnie nikt tego nie przeczyta
Jak nie, jak tak. :-) Bardzo interesujący wpis.
ewa.mewa :
A co w tym złego – poza ryzykiem otyłości? Wiesz, że moje libido podnosi się po NLPZ (czyli standardowej terapii w reumatyzmie). Po prostu większa ruchomość i mniejsze dolegliwości w odcinku krzyżowym i lędźwiowym czyni człowieka bardziej skorym do gimnastyki tych odcinków :-)
ewa.mewa :
Senkju!
No właśnie chodzi mi o te statystyki! To nie negacja zasadności psychoterapii, tylko ukazanie bzdurności stwierdzenia: “jak porozmawiasz z tym, a nie z tamtym, psychologiem, to będziesz się lepiej czuć. Udowodnione!”. Jeden będzie wolał jak ktoś mu w twarz wykrzyczy, jak postępować, drugiemu pomoże rozpracowanie problemów z dalekiej przeszłości. Nie niosę też kaganka psychiatrii, bo lekami nijak nie da się podbudować własnej pewności siebie czy zwalczyć nieśmiałości. Ale na pewno nie da się tego uczynić w 6 tygodni, jak proponują psycholodzy CBT.
Każdemu leki według potrzeb ;) Nerwice czy depresja mogą się wiązać z bezsennością, utratą wagi, niechęcią do seksu. I w tych sprawach pomogą medykamenty.
jaszczomp :
Podtrzymuje ze bardzo wazne jest kto przed toba siedzi i kto cie wyslucha. To ze reprezentuja ta sama szkole to tylko wspolny mianownik.
Mam dwoch lekarzy pierwszego kontaktu i z jednym moge sobie pogadac o swoich dolegliwosciach a z drugim nic a nic. Gdybym miala przed nimi otwierac dusze, to drugiego skreslilabym definitywnie i odstrzelila.
jaszczomp :
Powiedzialabym ze to moze dobry poczatek dla jednego a dla drugiego moze to byc niemal koniec drogi. To tez bardzo indywidualne.
Mysle ze ‘nic nie robienie’ moze przyniesc nawet podobny skutek ale w czasie to sie rozciagnie znacznie bardziej. I samodzielne wychodzenie z dolka moze byc bardziej bolesne. Zreszta, tak do konca sie nie da zostawic problemu i nie dzielic sie nim. Zawsze chyba jest ktos kogo obciazamy choc w minimalnym stopniu.
Chodzi o to, ze sa profesjonalisci i amatorzy. Nie przecze ze np maz, matka czy przyjaciolka moga bardziej pomoc niz terapeuta. Nie mowie tez, ze tak wlasnie bedzie w danym przypadku.
Trzeba sobie wyszukac droge pomocy a terapia jest jedna z nich. Leki, kolejna.
Generalnie to sie z toba zgadzam. Uwazam tylko ze _same_ leki nie rozwiaza jednak problemow.
Ja kagankow tez nie nosze!
jaszczomp :
O to to to!
RobertP :
RYZYKO OTYLOSCI czy OTYLOSC to dla niektorych duuzy problem. Ja nie lykam nawet tabletek antykoncepcyjnych bo mi strzalka wagi leci w gore. Ty akurat nie masz tego problemu.
RobertP :
Jestem pewna ze twoja zona bardzo sie z tego cieszy i wspiera cie jak tylko moze. ^^J
Ciesze sie za was oboje! Kuruj reumatyzm chlopie, kuruj!
Zasdnicza roznica miedzy toba a mna to plec i zwiazane z nia uwarunkowania. Kobiety z czasem podobno rozwiaja sie jeszcze bardziej seksualnie a mezczyzni traca czesc swoich sil witalnych i nie sa skorzy do cwiczen czestych i wysilkowych.
Natura.
my tu gadu gadu a pisiorki poszły się hajtać http://img804.imageshack.us/img804/4690/takbawiasiepisiorki.jpg
Znany z negacji praw zwierząt Terlikowski napisał “Nie zajmowałbym się bydłem, gdyby nie to, że moja córka przez przypadek zobaczyła mi przez ramię stronę tej grupy. I się autentycznie przestraszyła i zaczęła płakać.” Jednak troskliwy Tata nie obawia się że któreś z jego dzieci zobaczy w sieci tekst samego Taty o tym jak fajnie jest obrzezywać dzieci : “Już teraz w Niemczech sądowo próbowano zakazać niemedycznego obrzezania, które ma – rzekomo – głęboko krzywdzić niewinne dzieci.” (fragment artykułu we Frondzie “Dobro krówki czy prawo do życia religijnego?” w którym redaktor Tomasz zdołał powiązać aborcję i obrzezanie z chrztem i ubojem rytualnym).
Ani tego że któreś z pociech przeczyta wywiad z Mamą czyli Małgorzatą Terlikowską, o tym które z dzieci w ich rodzinie się masturbuje (“Wysokie Obcasy: Mąż chce, dzieci chcą, a ja nie”) czy jej wykład o dopuszczalności seksu doustnego (“Seks oralny to nie grzech, ale trzeba skończyć w kobiecie!”)? Zgodnie z tą definicją seks doodbytniczy też jest spoko? Terlikowska może nie wie że sperma zawiera kadawerynę, której spożycie może źle wpływać na wzrok, no ale smacznego…
Terlikowski zyskał w moich oczach gdy nałożył na Frondzie szlaban na Michalkiewicza twórcę połączenia wyrazów “chwilowo nieczynny obóz zagłady w Oświęcimiu”.
Lecz wkrótce Terlikowski dołożył starań by się skompromitować.
Odkrył na przykład że “zwierzęta nie mogą mieć praw, ponieważ nie mają obowiązków”.
“Psy mają więcej rozumu niż autor tekstu! W takim razie po co harują dla ludzi, w policji, straż pożarna, dla kalek, przy tragediach jak trzęsienie ziemi i wiele więcej mogłabym dać przykładów. Następnym razem tacy homo sapiens (jak autor) niech sami wywąchują ludzi pod ziemią, ścigają kryminalistę, szukają min, czy biegną zmęczeni na smyczy przywiązani do wózka inwalidzkiego. Bardzo przydałby się taki trening żeby doszło do sufitu.” (komentarz z “Frondy” do artykułu “Dobro krówki czy prawo do życia religijnego?”).
Zwłoki wedle najnowszych odkryć Terlikowskiego są palne. Szpitale w Wielkiej Brytanii są według niego ogrzewane zwłokami.
Wreszcie redaktor Tomasz odkrył, że we Francji muzułmanie są prześladowani co uderza też w zakonnice “We Francji zakazano – w imię laicyzmu – noszenia chust z przyczyn religijnych, a zakaz ten obejmuje w placówkach publicznych, nie tylko muzułmanki, ale też katolickie siostry zakonne” (artykuł “Dobro krówki”) pytanie w której regule zakonnice muszą zasłaniać twarze?
Ale chusta zasłania tylko włosy, te ruchome namioty sięgające do dolnej linii powiek to bodajże nikaby. Pewnie, że zakonnice włosy zasłaniają, ale to pewnie dałoby się zrobić przy pomocy czepka czy jakiegoś takiego kornetu, jaki widać w “Vabank II”, kiedy Duńczyk jest w szpitalu.
Chodzi o to że we Włoszech zasłaniania twarzy (nie włosów) zabroniono z powodów antyterrorystycznych, następnie we Francji, Belgii etc. Terlikowski tego nie rozumie bądź udaje że nie rozumie i wplątuje do tego zakonnice.
Ostatnio http://wiadomosci.dziennik.pl/opinie/artykuly/518775,tomasz-terlikowski-broni-ksiedza-miedlara-nieglupie-slowa-onr-to-nie-faszysci.html coraz lepiej.