Mój własny altmed
Część z was zna już drugiego prowadzonego przeze mnie bloga, w którym archiwalnymi zdjęciami ilustruję wyrwane z kontekstu sentencje wygłaszane przez Astromarię i jej komentatorów. Zawsze lubiłem czytywać komcie u pani Marysi, teraz jednak czytam wszystkie dokładnie, i to niejako z obowiązku, wyszukując lolkontent dla Astromariana. Co za tym idzie, poznaję ich lepiej. Z lekkim zdziwieniem odkryłem w sobie pewną sympatię dla występującej w astromaryjnym środowisku kontestacji „oficjalnej” rzeczywistości — przypomina mi się moja własna fascynacja Jello Biafrą, którego antyestabliszmentowych tyrad (sprzedawanych w formie wielopłytowych wydawnictw) uwielbiałem słuchać jeszcze nie tak dawno temu. Przez długie lata byłem histerycznym fanem zespołu Tool, którego emploi było obtoczone New Age’em jak schaboszczak panierką. Za ich podszeptem sprowadziłem ze Stanów książkę „Nothing In This Book Is True But It’s Exactly How Things Are”, która miała mnie oświecić, a okazała się konglomeratem bzdetów o Atlantydzie, Twarzy na Marsie i Area 51. Dzięki Tool wciągnąłem się też w twórczość Billa Hicksa, który — choć to strasznie, ale to strasznie zabawny gość — również ładował mi do łba sporą dawkę dziwacznych poglądów. Siedziałem w tych historiach tak głęboko, że kiedy ukazał się „Kod Leonarda da Vinci”, mogłem wydać z siebie jedynie pogardliwe parsknięcie „Pfft, stare, było”. Na szczęście nadludzkim wysiłkiem wydostałem się z tych mentalnych opresji i dziś wspominam je jako sympatyczny, acz głupawy odlocik od rzeczywistości, który zafundowałem sobie przed trzydziestką. Choć więc dziś jestem czysty, ta jazda nie jest mi obca.
Tu byłoby miejsce na garść pseudopsychologicznych rozważań o naturze altmedowego spiskologa. Zamiast nich odwołam się do słów Olgi Tokarczuk, która powiedziała kiedyś, że choć jej literaturę przepełnia magia, w życiu codziennym woli racjonalizm. 100% racji, pani pisarko. Moje ulubione filmy i książki są pełne fantastycznych, baśniowych stworów i wyrafinowanych spisków tworzonych przez arcyzłoczyńców ze szczytów władzy — no bo o czym mam oglądać filmy, na Trygława, o bohaterskim racjonaliście, który odkrywa, że w domu NIE STRASZY? Umiem jednak wytyczyć wyraźną granicę między sztuką a rzeczywistością. Mam wrażenie graniczące z pewnością, że spiskolodzy tej granicy narysować nie potrafią (bądź nie chcą). Arcyzabawnym efektem zatarcia tego podziału jest doszukiwanie się masońsko-satanistycznej symboliki w teledyskach Lady Gagi bądź odszukiwanie prawdziwych sprawców Zamachu Smoleńskiego na podstawie kiepskiego thrillera z kiepskim aktorem.
U altmedowców występuje podobny syndrom, co u fundamentalistycznych katolików: obie grupy mają obowiązek wiary w komplet dogmatów; selektywność jest bardzo źle widziana. Kiedy na portalu Wolne Media w komentarzach pod wpisem na temat chemtrails ktoś wyraził opinię, że to bzdura wymyślona dla ośmieszenia prawdziwych spisków, takich jak Smoleńsk czy WTC, spotkał się z natychmiastową ripostą, że z pewnością jest spiskowcem uczestniczącym w globalnym spisku mającym na celu ośmieszenie idei chemtrails.
Po jakimś czasie spiskologiczna twórczość staje się przewidywalna. Ci ludzie uwierzą po prostu w nawet najgłupszy bzdet. O wiele ciekawsze są osoby z naszego nihilistycznego, psychopatycznie racjonalistycznego środowiska, które noszą w sobie małe altmedowe nasionko. Wierzą na przykład, że ludzkość jest gruba, bo je za mało mięsa albo że Tradycyjna Medycyna Chińska — choć akceptują idiotyzm teorii życiowej siły chi i brak wyników w badaniach — działa akurat w ich jednostkowym przypadku. I jakoś nie mogą zauważyć, że używają dokładnie tych samych argumentów co hardkorowi wyznawcy medycyny alternatywnej.
Opinia, że My jesteśmy mądrzy, a Tamci są głupi, to krzywdzące uproszczenie. Wielu kreacjonistów czy homeopatów to osoby wysoce inteligentne. Inteligencja nie dość, że nie chroni przed złapaniem się na haczyk oszołomostwa, to wręcz pomaga mu się zagnieździć w naszej duszy. Za pomocą umiejętnej selekcji linków do PubMedu czy artykułów popularnonaukowych inteligentny człowiek jest w stanie stworzyć wiarygodną opowieść utwierdzającą go w danym poglądzie.
Muszę się przyznać, że sam noszę w sobie taki mały altmed. I nie mówię tu o kręgarzu, który umiejętnym ciosem z przekręceniem ulżył mi w bólach kręgosłupa i wyrwał mnie grabarzowi spod łopaty, kiedy medycyna oficjalna postawiła na mnie krzyżyk (tak było, przysięgam!). Mówię o moim rzucaniu palenia.
Paliłem nałogowo mniej więcej od czternastego roku życia. W takim nasileniu, że jeszcze w liceum zacząłem palić w domu, bo inaczej się nie dało. Przez dwadzieścia lat mojej kariery palacza podjąłem chyba z pięćset normalnie prób rzucenia; każda z nich była żałośnie nieskuteczna. Po kilkunastu godzinach od odłączenia dopływu nikotyny czułem się jak napięta cięciwa, trzęsły mi się ręce, włączało się widzenie tunelowe, a z każdą minutą wzrastało przeświadczenie o nieuchronności powrotu do nałogu. No i wracałem. Byłem bez szans. I tak za każdym razem, aż do piątku 10 października 2008 r., kiedy skończyłem czytać książkę Allena Carra o rzucaniu palenia i o godzinie 23:46 na swoim balkonie wypaliłem ostatniego papierosa w życiu.
Allen Carr nie powiedziałby, że to książka o rzucaniu palenia, bo według niego palenia się nie rzuca, tylko przestaje się palić (stawianie nacisku na dobór słów pewnie nie tylko mi kojarzy się z NLP i MLM). Kluczowe tezy, które do mnie przemówiły, były racjonalne i proste: każdy zapalony papieros służy wyłącznie zniwelowaniu efektów głodu nikotynowego wywołanego przez poprzedniego papierosa; rzucając palenie nie rezygnuję z czegoś, ale wracam do stanu normalności, jakim jest niepalenie; fizyczne objawy odstawienia miną po kilku dniach, więc nie ma co desperować. Szerzej o metodzie napisał kol. Radek — to zresztą dzięki tej jego notce zdecydowałem się sięgnąć po książkę Carra.
I faktycznie, było jak napisał Carr. Przestałem palić, nie miałem żadnych cięciw, trzęsawek, tuneli, cierpień. Nie tęsknię za paleniem w ogóle, czasem tylko przyśni mi się, że palę — budzę się wtedy wściekły, że kurwa, co ja głupi robię. Ostatnie dwa lata bardzo ciężko doświadczyły mnie na gruncie zawodowym i osobistym, i może piję od tego więcej czerwonego wina, ale nawet w największym dole nie przeszło mi przez myśl, żeby sięgnąć po papierosa. Jestem wolny. Na mnie Carr działa. Na Radka, mojego wybawcę, jak się okazuje, nie działa: z tego co wiem, Radek przegrał sromotnie i obecnie jest na etapie rzucania metodą Pi Dżej Es En, czyli „Palę, Jak Się Nawalę”.
No, skoro to taka rewelacyjna metoda, to na pewno coś będzie w PubMedzie. No, coś niby jest. Dwa badania ankietowe sprawdzające efektywność grupowych sesji rzucania palenia metodą Allena Carra (1, 2). Na organizacji takich sesji zarabiają jego spadkobiercy — sam Carr zmarł na raka płuc. Według oficjalnej biografii zachorował w wyniku biernego palenia: podczas prowadzonych przez niego grupowych sesji można palić. I biedaczek, już niepalący, wdychał ten cudzy dym, dostał raka i zmarł (do mnie przemawia inne wytłumaczenie: facet przez ponad trzydzieści lat swojego życia palił od trzech do pięciu paczek dziennie). Dwa inne teksty twierdzą, że brak wystarczających danych na oszacowanie efektywności metody (1, 2). Niewielka liczba publikacji trochę dziwi, bo akurat rzucanie palenia wygląda na bardzo wdzięczny obiekt dla badacza. Efekt jest binarny: albo się pali, albo nie, nie tak jak w większości tego altmedowego szajsu, gdzie głowa boli jakby mniej i rzadziej, a na pewno w innym miejscu. Istnieją metody weryfikacji prawdomówności badanych. Szkoda. Bo sam Allen Carr w swojej książce wypisuje opowieści, które niemal automatycznie kojarzą się z dr. Ashkarem czy innymi szarlatanami: setki łzawych podziękowań, misja uwolnienia świata od nałogu, 90-procentowa skuteczność i medyczny establiszment tkwiący w okopach oficjalnej dogmatyki. A przy ponownym czytaniu książka, obok owej racjonalnej argumentacji, która tak bardzo do mnie przemówiła, momentami okrutnie razi stylem podręcznika szczerzenia zębów dla MLM-owca.
Czy polecam innym tę metodę? Powiedzmy, że robię to w taki sposób, żeby nie nadwerężyć mojej reputacji negacjonisty altmedu: dodaję do swojej laurki liczne obwarowania, zastrzeżenia i możliwe inne powody sukcesu w rzucaniu palenia. A mam ich kilka:
Po pierwsze, dzieci. Jako palący grubas o siedzącym trybie życia kwalifikowałem się do grup ryzyka naprawdę wielu chorób i miałem bardzo duże szanse, że nie doczekam świętowania matury mojego potomstwa. A bardzo kocham swoje potomstwo. To sprawiło, że po drugie, byłem bardzo zdesperowany, a ponieważ spróbowałem już tych wszystkich gum i plasterków, traktowałem książkę Carra jako ostatnią deskę ratunku, wiązałem z nią ogromne nadzieje jeszcze przed jej przeczytaniem. Pamiętam, że przeczytałem ją raz i nie zadziałała, paliłem dalej. Wściekły, przeczytałem ją jeszcze raz od połowy (bo na pewno pod koniec czytałem nieuważnie i coś istotnego mi umknęło!) — i dopiero wtedy zażarło.
Po trzecie, mieszkanie z niepalącą żoną i niepalącymi dziećmi wyrzuciło mnie z moim paleniem na balkon. Zimą 2007 r., kiedy zrobiło się naprawdę mroźnie, wpadłem na genialnie prosty pomysł: otóż będę palił na klatce schodowej! Fast-forward do października 2008. Nadchodzi kolejny sezon grzewczy i mam przed sobą taką perspektywę: poranki i wieczory najbliższego półrocza spędzę zakradając się w gaciach na klatkę, niewyobrażalnie smrodząc moim sąsiadom, kuląc się przed każdym dźwiękiem otwieranych drzwi do mieszkań i cierpiąc okropne poczucie winy i ogólnego upodlenia. Jak byłem biednym studentem, dopalałem własne kiepy, gromadzone w wielkiej puszce po cukierkach toffi, ale dopiero upokarzające doświadczenie zasyfiania smrodem klatkowskiej pokazało mi, jak głupie uzależnienie może pomiatać człowiekiem, jak bardzo może go degradować. Dlatego dziś, gdy czytam bzdety Żakowskiego porównującego się do uciskanego Murzyna (są jeszcze tacy, którzy porównują się do Żydów w getcie, ale to małe chujki), to chcę mu powiedzieć tak: panie Jacku, ja pana rozumiem, pan jest nieszczęśliwy i zniewolony, i z tego swojego nieszczęścia i zniewolenia czyni pan jakiś atut, przywilej i wypisuje pan dyrdymały, zamiast wziąć się w garść, do kurwy nędzy, dziecku pan ojcem.
Po czwarte, i być może najważniejsze, przestałem palić niemal równo tydzień po otrzymaniu pocztą Cudownego Medalika. Allen Carr, pfft.
P.S. Po kilku dniach od skończenia notki ogarnęło mnie uczucie niepewności, czy na pewno udało mi się dobrze przekazać zamysł, z którym siadałem do napisania notki. Często mi się zdarza, że jak się rozkręcę, to zbyt odjeżdżam od pierwotnego szkicu: tak było chociażby w przypadku notki o doktorze Ashkarze, która wyszła jak wyszła, a chciałem napisać, że jego metoda jest super, stosuję ją od tygodnia i czuję się ŚWIETNIE, tylko coś mnie strasznie w nogę napieprza.
W tej notce nie chodziło mi o to, że metoda Carra to altmed. Altmedowe jest raczej to, że prośby o linki do badań w PubMedzie zbywam pogardliwym stwierdzeniem, że te wasze cyferki w tabelkach bledną przy potędze mojego osobistego świadectwa. I nikt mnie nie przekona, że czarne jest czarne, a białe jest białe!
Pięknie dziękuję :)
Nie za maco, tylko linka złego dąłem (u Ciebie znaczy)
http://lukaszwarzecha.salon24.pl/256480,parytety-koniec-demokracji#comment_3645430
@lukaszawarzechyzmaganiazrzeczywistoscia
Kiedyś napisał niezły tekst “Zakon czcicieli JarKacza”, w którym znakomicie zdiagnozował fanatycznych PiSowców. Ale od pewnego czasu, w szczególności od katastrofy w Smoleńsku, ten pan spada w dół…
Tak jak Bartu rzuciłem palenie z tą książką. Różnica jest taka, że rzucenia tym razem nie planowałem (piszę tym razem, bo kilkukrotnie nieskutecznie próbowałem). Kolega przyniósł do pracy książkę a ja śmiertelnie znudzony pracą przeczytałem ją za jednym posiedzeniem i od tego czasu nie zapaliłem nawet jednego papierosa (kilkukrotnie miałem potem z tytoniem do czynienia w skręcanym ręcznie paierosie, w ktorym tytoń nie był podstawowym składnikiem mieszanki). Kolega, który przyniósł książkę pali do dziś. Nie pomogło czytanie, ani wizyta w centrum Allena Carra. Dodam tylko, że paliłem ponad piętnaście lat około paczki dziennie.
fronesis :
Jest, ale wtedy do mnie nie pasuje zarzut, żebym pracował w czymś poważniejszym od gazeta.pl.
fronesis :
Przeciwnie, utożsamianie gazeta.pl z “Gazetą Wyborczą” to takie same zaklinanie rzeczywistości, jak “moja skoda to właściwie audi” u niektórych skodziarzy. Że jeden koncern, to jeszcze nie znaczy, że ta sama klasa pojazdu.
RobertP :
I tak stąd nie działa, gospodarz ma naprawdę złe notowania u p. Warzechy. Zimny ignor.
vauban :
A to dranie.
Nachasz :
A to ja przepraszam. Działa.
DoktorNo :
Toż chyba nie czytałeś pierwszego zdania obecnej notki gospodarza tego blogaska, w której lansuje swego drugiego blogaska, tj. astromariana:
http://astromarian.wordpress.com/
Ja się jeszcze popastwię nad tym:
http://wyborcza.pl/1,75480,8761853,Zwyciezcy_mysla_inaczej.html
“urządzenie, które ma tylko jedną funkcję, jest zbyt mało efektywne i marnuje miejsce. Jednofunkcyjny pracownik też.”
Czy wy też widzicie wielofunkcyjnego chirurga z lutownicą?
janekr :
Kiedy Pan Bóg dzwoni, odbierz telefon. Pan Bóg pomaga tylko tym, którzy wiedzą, że Pan Bóg pomaga tylko tym, którzy sami sobie pomagają.
janekr :
Chirurg z lutownicą już jest za drzwiami.
http://wyborcza.biz/biznes/1,101562,8330175,Nowy_zawod__multiskiler__Ksiegowi_na_zyczenie_szefa.html
Gammon No.82 :
No nie, w tej poetyce raczej asesor z mopem.
janekr :
Raczej po prostu chirurg, który sam sobie anestezjologiem, asystentem oraz instrumentariuszkiem “czystym” i “brudnym”. A po operacji podłogę też umyje.
Gammon No.82 :
I nakarmi kota wyciętymi wątpiami pacjenta.
@blogaskowewojenki
Ajaj, na Saloonie24.pl powiesili na sg notkę, w której zjechali totalnie Leskiego ad personam… Szkoda mi go, bo to jeden z moich ulubionych bywalców S24.
http://krzysztofleski.salon24.pl/257114,daleko-za-daleko
Co oni palą?
janekr :
Chodzi o to?
DoktorNo :
Mielone opony, zawinięte w “Nasz Dziennik”.
Gammon No.82 :
Fuj, gazeta zawiera szkodliwe chemikalia z farby drukarskiej, zły materiał na blanty…
Gammon No.82 :
Też.
Z dzieciństwa pamiętam “Instrukcję chirurga amatora”. Pierwszy punkt brzmiał: “wyrzuć kota za drzwi”. Czwarty: “jeszcze raz wyrzuć kota”. W ogóle śliczna była ta instrukcja, artystycznie poplamiona krwią…
janekr :
Nie pomoże. Jeśli w pomieszczeniu był kot, to w pacjencie zostaną kocie kłaki. Kocie kłaki zostają wszędzie.
EDIT: o na przykład tutaj (na forum malujących akwarelami):
DoktorNo :
Cóż jest odrobina toluenu i tych tam no… skoro treści, treści są ważne.
DoktorNo :
Zaraz, ustalmy może najpierw podstawowe fakty. Polska od kilku miesięcy jest de facto państwem totalitarnym, którym zarządza grupa farbowanych pseudoprawicowców o niepewnym pochodzeniu. Ostatni prezydent niepodległej Polski został zamordowany na oczach obojętnego świata. Na ostatnich działających bojowników o prawdę wypięli się już nawet Amerykanie. Do Polski przylatuje czerwony książę, by odebrać hołd od podwładnych. Orzeł biały, sponiewierany w błocie, sam sobie zdejmuje koronę…
…a oni zajmują się jakimś Krzysztofem Leskim?
asmoeth :
Hej, ale Polska nie jest państwem, tylko okupowanym, kondomińskim bantustanem po rozbiorach.
Sztyletnicy w czasie Powstania Styczniowego zabijali nie tylko carskich gienierałów, a Kedyw nie zabijał samych Kutscherów. ZŁO NALERZY TEMPIĆ W ZARODKU ! !! !1
Gammon No.82 :
Jakiś czas temu w “Nie” pisali (powołując się na “KEDYW” OKRĘGU WARSZAWSKIEGO ARMII KRAJOWEJ W LATACH 1943 – 1944 HENRYK WITKOWSKI ), że Niemców ubito dwa razy mniej niż swojaków.
To nawet może być prawda. Wróg to wróg – wiadomo, przeciwnikowi należy się szacunek. A zdrajca to swołocz, którą należy ubić.
Nie czytuję Korwina, stąd moje zaskoczenie – nie wiedziałem, że jest antysemitą:
http://wyborcza.pl/1,76842,8741223,Od_tajemnic_do_zydokomuny.html
http://www.se.pl/wydarzenia/opinie/socjalista-to-zodziej_162304.html
http://www.se.pl/wydarzenia/opinie/janusz-korwin-mikke-kto-sobie-zaatwia_163139.html
bantus :
Bucerka w wykonaniu Korwina boli mnie mniej niż bucerka w wykonaniu mojego byłego chlebodawcy, który Korwinowi tę bucerkę drukuje. SE to może nigdy nie był NYT, ale kiedy tam pracowałem, wciąż miał ochotę być tabloidem z ambicjami. Powodem takich chęci był utrzymujący się wciąż na korytarzach zapach po Lindenbergu, który miał Plan. I Plan działał, bo SE się naprawdę świetnie wtedy sprzedawał – w paskach na bokach kolumn dawaliśmy chełpliwe teksty “NAKŁAD W SOBOTĘ – 474 555 EGZEMPLARZY, KURWA”. Ale potem wszedł Fakt, zaczął dawać historie o ufoludkach pod Kaliszem i mężu, co zabił tłuczkiem. I skończyły się wakacje.
@ bantus:
Kurwa, przecież to czystej wody Völkischer Beobachter.
Gammon No.82 :
E tam. O ile pamiętam, VB miał inny target i był jakby mniej wyrafinowany, niż JKM.
bantus :
Ja nie jestem zaskoczony. Korwinizm jest piękny dlatego, bo jest w stanie zaakceptować każde pierdololo, jeżeli tylko da się je powiązać z wolnym rynkiem albo walką z poprawnością polityczną.
@Jiima
“Terapią dla tkanki tłuszczowej jest generalnie organizm musi nie dostać dość żarcia na wejściu żeby przejeść to co zgromadził w tłustych latach. Tudzież zużywać więcej niż zwykle (ale to szkodzi np. na stawy). Cała reszta kojarzy mi się z voodoo.”
Juz ktos we komentarzach pisal – przy insulinoodpornosci i calej reszcie zaburzen powodowanych przez nadmiarowe kg mozesz sobie brac i bedzie dosc mizerny. I co robic, jak zyc? Sie dosc dziwnie komentatorzy wypowiadaja, tak jakby grubas=zdrowy czlowiek z paroma kg brunatnych komorek za duzo. To jest prawda przy tyciu na zime i chudnieciu na wiosne a nie jak sie ten nadmiar kolekcjonuje latami.
janekr :
VB był gazetą dla allgemeine Niemca. Dla hardkorów był Der Stürmer.
ccc :
Przez 18 lat nakolekcjonowałem ponad 35 kilogramów nadmiaru i pozbyłem się go w pół roku. Coś nie tak?
bart :
A znasz może pana K. Ś. z Wrocławia z redakcji sportowej?
asmoeth :
Rozumiem, że krytykuje gejów, Żydów czy kolorowych, bo poprawność polityczna uznaje, że nie wypada. Jak jednak wolny rynek, czy walka z polityczną poprawnością mają się do żydowskiego spisku, czy jakichś cech etnicznych, które mają ich sytuować wśród złodziei:
?
istota ludzka, która przypadkowo i kilkukrotnie, jak twierdzi, upadła na nóż powodując kilka ran kłutych, nie jest mnie w stanie już niczym zadziwić. Nawet antysemityzmem.
Moja wizja Korwina przedstawia z deka wulgarnego klauna, który potyka się o długie kolorowe buty, robi fikoła i wstaje, a wszyscy się śmieją, czasem podpali swojego bąka na wizji itp. Taki lokalny folklor polityczny. A teraz niestety przemknęła mi przez głowę taka przykra myśl, że być może jest tym klaunem tylko dlatego, że nie może być np. w SS, a więc kwestia okoliczności historycznych.
A mnie okoliczności historyczne mniej bolą niż fakt, że jak nie patrzyliśmy na te jego wygłupy, to on się cichaczem rozmnożył i teraz wszędzie wkoło małe korwiniątka.
anna :
Co
Gammon No.82 :
No skąd, nazistowski antysemityzm nie miał problemu z określaniem się jako antysemityzm i twierdzeniem, że Żydzi szkodzą ze swojej istoty, a nie z powodu cech przygodnych. To już jest wyższy etap rozwoju jednak, coś jak Żydzi tak, syjoniści nie.
ccc :
Skoro po kilku stronach wywołujesz mię do tablicy, to wracam do trollowania.
“Grubas” (for example me) to w wielu wypadkach zdrowy człowiek z paroma kilogramami za dużo. No dobra, okazem zdrowia ja nie jestem, ale moje choroby raczej nie są dobrym usprawiedliwieniem sylwetki, która wyrosła z powodu tego głównie, że moje evil corpo postawiło automat ze słodyczami w kuchni, a skłonność do słodyczy (i związane z nią kształty) miewam z krótszymi lub dłuższymi przerwami od dzieciństwa.
Jeśli ktoś ma zaburzenia metabolizmu, a tak bywa (otyłość, zwłaszcza taka chorobliwa, której na szczęście jeszcze nie mam, może być wywołana przez różne choroby, ale może być też wywołana np. moją rodzinną tradycją, że z owoców je się głównie pączki) powinien się leczyć. U lekarza. Lekami. Jakimi, nie podam bo nie jestem młodą lekarką, tylko raczej “IT Crowd”.
Diety – cud to voodoo. Jako profesjonalny troll przerzucam na ciebie ciężar dowodu że pieprzę.
bantus :
Jako rasista/ka dodam, że całkiem prawdopodobne, że pojawi się w nich sporo Polaków. Nie tylko w Polsze z resztą. To w języku polskim słowo “załatwić” jest synonimem “sprawić że się stanie, choćby inni mówili że tak się nie da”
czescjacek :
Z cyklu “Najzajebistsza historia, jakiej nie mogę opowiedzieć ze strachu przed procesem”.
bart :
Korwiniątek nie znoszę. Oni są niestety bardziej żałośni niż śmieszni. A sam Korwin, cóż mam nadzieję, że jednak mówi coraz większe głupoty tylko po to, aby zwrócić na siebie uwagę, że to jakiś rodzaj atenszynhoryzmu.
bantus :
Przecież z Żydami jest tak samo. Poprawność polityczna uznaje, że nie wolno krytykować Żydów, nie wolno o nich mówić i w ogóle niczego nie wolno (bo przyjdom i zabiorom kamienice), więc trzeba mówić odwrotnie. W dodatku Holocaust to takie coś, co kiedyś tam było, a teraz wykorzystuje się do wyciągania kasy z chrześcijan. A u Korwina dochodzi wymiar ekonomiczny – przecież wszystko w tych felietionach kręci się wokół ekonomii. Żydzi to w większości socjaliści, więc wolny rynek Ronald Reagan monarchia pasy złodzieje komunizm Marks Engels Hitler (w skrócie meh).
@ bart:
T_T
czescjacek :
Oj niezupełnie, bo bolszewizm był traktowany jako organiczny twór żydowskiego ducha. Jednocześnie nawet do 1942 roku dość popularna w NSDAP była koncepcja całkowitego odsunięcia Żydów od życia publicznego w połączeniu z czymś na kształt apartheidu, ale z pozostawieniem im pełnej wolności gospodarczej, bo oni, panie, te żydowskie głowy do interesów mają.
Niespójne? A musi być spójne?
Panowie i panie, i tak nic nie przebije grypy666 i Piotra Beina…
bart :
Z cyklu “Najzajebistsza historia, jakiej nie mogę opowiedzieć ze strachu przed procesem”.
E przecież było w mediach, jak to JKM czyścił broń ( w innej wersji pępek bagnetem), no i broń sama wypaliła, a nikt inny nie miał z tym nic wspólnego.
Zresztą JKM zachował się wtedy jak feministka i twardo rzekł “Mój brzuch należy do mnie”
Serio (oczojebny link http://www.asme.pl/serwis/arch/6-2001.html )
P.S. Rozumiem Cię Bartu, sam się kumpluję z najstarszym z rodu, ale go nie pytałem.
bart :
Ale zaraz, jak to, o co cho? Brzmi fantastycznie, a Wy tu “nie mogę powiedzieć”?!
Edit: Myślałem, że odświeżyłem stronę, a chyba jednak nie odświeżyłem i przegapiłem koment RobertaP.
DoktorNo :
Ale Piotr Bein nie pisuje do poczytnych gazet i nie zapraszają go do telewizji. Z wyjątkiem Telewizji Narodowej Eugeniusza Sendeckiego.
O, inni się nie boją procesu.
Życie jest głębsze niż literatura. I to bez jakichkolwiek zabiegów stylistycznych. Fikcja literacka nuży. Fabuła życia podtrzymuje nadzieję na piękne zakończenie.
Dlatego od jakiegoś czasu prawie nie czytam beletrystyki. Ponadto wiem, że nie napiszą już drugiej „Pani Bovary” czy drugiej „Czarodziejskiej Góry”. Zaawansowane leki stosowane we współczesnej psychiatrii, rewolucja obyczajowa, postindustrialna rzeczywistość „globalnej wioski”, oraz pop-kultura, która zastąpiła religię, wszystko to skutecznie zapobiega wielkiej literaturze.
Wielka literatura, wielka sztuka, ma szanse na powstanie tylko w małych światach. W tamtych epokach samotność dotykała geniuszy, dziś najbardziej samotny jest zwykły człowiek.
A nawet gdyby powstało coś na miarę tamtych dzieł, czy byłabym jeszcze w stanie się tym zachwycić?
Jakby ktoś chciał, krytyczna recenzja artykułu o nowej arszenikowej formie życia. Niestety nawet połowy z tego nie rozumiem, za dużo technicznych kwestii.
http://rrresearch.blogspot.com/2010/12/arsenic-associated-bacteria-nasas.html
RobertP :
lololol
@Jiima
“Jeśli ktoś ma zaburzenia metabolizmu, a tak bywa (otyłość, zwłaszcza taka chorobliwa, której na szczęście jeszcze nie mam, może być wywołana przez różne choroby, ale może być też wywołana np. moją rodzinną tradycją, że z owoców je się głównie pączki) powinien się leczyć. U lekarza. Lekami. Jakimi, nie podam bo nie jestem młodą lekarką, tylko raczej “IT Crowd”.”
No nie podasz, bo podstawa tego leczenia to – siurprajz, siurprajz – dieta low-carb + dragi niszczace watrobe, po ktorych samopoczucie jest porownywalne z tym po wieczorze ze slabym bimbrem i nadmiarem faj. Ja nie pisze o otylosci wywolywanej przez choroby, tylko o skutkach tejze otylosci, zauwaz. Se pogadaj z dietetykami o ludziach co mieli diete 1000 kalorii i efektem byly zmiany wagi rzedu 2-3kg w 3 miesiace (nierzadko zmiany na +).
“Diety – cud to voodoo. Jako profesjonalny troll przerzucam na ciebie ciężar dowodu że pieprzę.”
Low-carb to nie diety cud.
Pieprzysz w kwestii “jak zje mniej to spali zapasy”. CBDU.
@ bantus:
Recenzja ciekawa, ale też lekko tendencyjna, tylko w drugą stronę. Faktycznie w wielu miejscach artykuł w Science przypomina raczej brudnopis, a doświadczenia (i figury) ewidentnie były robione zbytnio “na szybko”, ale najważniejsza kontrola się trzyma: na pożywce +As/-P rośnie (dużo wolniej, niż na -As/+P, ale jednak), a na -As/-P praktycznie nie rośnie.
Jeżeli na +As/-P tak naprawdę wykorzystuje resztkowy fosfor z zanieczyszczeń albo z odzysku z ginących komórek (jak sugeruje recenzja), to dlaczego nie robi tego na -As/-P? Można kombinować, że arsen nie jest wykorzystywany bezpośrednio, tylko uruchamia jakieś mechanizmy pomagające efektywniej wykorzystać ten resztkowy fosfor (to z komentarzy na pharynguli), ale tu mi się trochę brzytwa Ockhama w kieszeni otwiera.
Poza tym w tej recenzji jedna rzecz mi nie pasuje (choć mogę nie mieć racji, musiałbym doczytać). Z wyliczenia wynika, że resztkowego fosforanu w +As/-P jest akurat tyle, żeby starczyło na obserwowany wzrost (ten sam rząd wielkości). Czyli bakterie musiałyby dokładnie wykorzystać absolutnie cały fosforan dostępny w pożywce, do samego końca. Intuicyjnie wydaje mi się to mało prawdopodobne, transport, nawet aktywny, jest procesem równowagowym i pewien zapas, którego się do końca nie wchłonie zostać musi.
Ale to jest właśnie całe piękno nauki i metody naukowej – po publikacji każdy będzie mógł teraz te doświadczenia powtórzyć, z takimi kontrolami, jakich tylko zapragnie (po publikacji autorzy muszą udostępnić materiały, czyli np. te bakterie każdemu, kto poprosi). I wkrótce będzie wiadomo, czy hipoteza się sfalsyfikuje czy utrzyma. Tak to ma działać, i zadziała.
a propos niczego: dawno temu jechałam ze stolicy do Zagórza w towarzystwie członka UPRu i to było jeszcze gorsze niż podróż tą samą trasą w towarzystwie kombatanta II WŚ(wykształcona uprzejmość nie pozwoliła mi odmówić obejrzenia zdjęć z robót w Niemczech- i dalej aż do współczesności).
Zauważyłam wtedy, że fascynaci JKM dzielą się na dwie grupy: pierwsza udaje, że chodzi o gospodarkę i bardzo wstydzi się części obyczajowej, drugą zaś fascynuje ta obyczajowa, zaś gospodarczą banalizuje machnięciem ręki “prywatyzacja sracja, grunt, żeby gwałcić na pierwszej randce”.
Potem zaś- bo ja zawsze miałam w życiu przerąbane, widać za mało chodziłam do bioenergoterapeuty- spędziłam urlop z korwinistą dość_wysoko_w_strukturze. Zapamiętałam go głównie z tego, że nieustannie jarał papierosy, w których nie było tytoniu, a w przerwach opowiadał o wolnym rynku.
Później wystąpił w wielkiej debacie transmitowanej przez tefałpe jeden i dopuszczony do głosu powiedział “(…)a po drugie…. znaczy się, zapomniałem, co chciałem powiedzieć”.
Wiem, że nie musiałam, ale chciałam się tym podzielić.
Dlatego też bardzo lubię korwinistów. Jest z nimi tak wesoło.
Gammon No.82 :
Ha, no właśnie, a Korwin dokłada starań, żeby wyjaśnić, że zuo Żydów nie wynika z ich bycia Żydami, tylko z czego innego (te teksty, że “Grecy też umieją robić interesy”, “nie dlatego ich trzeba tępić, że są Żydami, tylko dlatego, że są iiiiiiwil” itede).
@ccc
Otyłość jak już zauważyłaś, jest chorobą. “Jestem za grube” nie. Chyba że osoba otyła zauważy że jest za gruba. Nie kwestionuję, że przy leczeniu części chorób wymagana jest odpowiednia dieta – chociaż nie po to by wyleczyć (diety nie leczą) tylko po to, by nie powodować postępów choroby.
Leki które obciążają wątrobę? Heh, wskaż mi takie które nie obciążają. Nie mówię o homełku. Poza tym wciąż wydaje mi się, że dyskusja o dietach zaczęła się od bartowego “jestem za gruby i coś muszę z tym zrobić”, a nie “mam 200kg i muszę się leczyć”. Czyli mówimy o “odchudzaniu” a nie “leczeniu chorobliwej otyłości”.
Znaczy się nie na temat.
bart :
Ryszardem? #Bardzodysturbującewizualizacje
czescjacek :
Zupełnie jak facet, który zaczyna od pokazania wszystkim fiuta a potem tłumaczy, że nie jest ekshibicjonistą. Użyjesz słowa na Ż i jest po ptokach.
sheik.yerbouti :
No zupełnie, ale to jednak nie jest retoryka nazistowska (a odnosiłem się do wypowiedzi Gammona “Kurwa, przecież to czystej wody Völkischer Beobachter”).
@Jiima
Problem w tym ze problemy z metabolizmem to nie domena tylko wlascicieli 200kg, a czesciej kilku(nastu) kg noszonych przez pare lat. Znaczy sie twoje ‘jak sie nie zje to sie spali’ jest tak samo prawdopodobne jak moje ‘jak sie nie zje to sie nie spali’. A jak tam voodoo i low-carb sie maja?
ccc :
Wpieprzali coś ponad limit, albo zahibernowali. Tertium et caetera.
czescjacek :
Korwin
“Tam natomiast, gdzie takie ministerstwa istnieją, tam korupcja kwitnie – i po jakimś czasie widzimy, że pojawia się w nich całkiem sporo Żydów. Bo na posadzie można zarabiać, nic pożytecznego nie robiąc – i jeszcze można komuś coś “załatwić”. Za łapówką – lub po znajomości. ”
Adolf w Mein Kampf
“Kancelarie były pełne Żydów. Prawie każdy urzędnik był Żydem, prawie każdy Żyd – urzędnikiem. Byłem zdumiony tą masą kombatantów wybranego narodu i nie mogłem się powstrzymać od porównania ich z niewielką ilością na froncie. Jeszcze gorzej wyglądało to w gospodarce. Tutaj naród żydowski stał się faktycznie “niezastąpiony”.””
To może chociaż wczesno-nazistowska?
PGolik :
Niewątpliwie tak będzie. Mając jednak w pamięci m.in. skamieniałe życie z marsjańskiego meteorytu, jestem raczej na nie niż na tak, choć wolałbym na tak, za dużo jest wątpliwości, a badania wyglądają na niechlujnie przeprowadzone.
http://www.nature.com/news/2010/101207/full/468741a.html
O. Właśnie. Czy w temacie własnego altmedu macie jakieś mambo-dżambo metody na poprawę pamięci? W’ogle się jakoś dba (da dbać) o pamięć?
@ eli.wurman:
Marceli Ci doradzi (na mnie działa, w końcu ziołolecznictwo) ale w Bolandzie jest nielegalne. Jedź na terapię do południowych sąsiadów.
eli.wurman :
Pamięć nie, uczenie tak. np.
http://pl.wikibooks.org/wiki/Organiczna_technika_studiowania
Najprostsze zmiany (nawyki ciężko zmienić) to Planowanie powtórek
http://pl.wikibooks.org/wiki/Organiczna_technika_studiowania/Rytmy
plus jakiś program typu http://www.mnemosyne-proj.org/ czy Anki
Możesz też spróbować mnemotechniki, albo map myśli – ale to już większa rewolucja.
Tony Buzan zbił majątek na pisaniu książek o tym, ale mambo-jambo tam nie za dużo, tylko różne tricki. Jakby co, odezwij się na fejsie, to Ci wrzucę do skrzynki wersje elektroniczne.
Nie jestem w tych technikach dobry, ale na stare lata musiałem się z edukacją przeprosić (papierki potrzebne) więc w ramach prokrastynacji zmarnowałem trochę czasu, żeby nie musieć uczyć się w tym czasie :-)
eli.wurman :
Dużo fajnych sztuczek znam z książki Lorayne’a “Superpamięć dla uczących się”. Ale nie traktuję ich jako gimnastyki mózgu (codziennie rano przez 20 minut cośtam); używam tylko wtedy, kiedy potrzebuję.
RobertP :
No ale ja tam o innym fragmencie, no i co jest charakterystyczne akurat dla retoryki nazistowskiej, a co ogólnie dla retoryki antysemickiej, a w ogóle to zostawmy już ten temat bo to niesmaczne się robi.
@ bantus:
Pomijając najbardziej niekorzytne wyjaśnienie (że wszystkie) doświadczenia opisane w artykule są lewe i OKDR, to nadal pozostaje ten ciekawy wynik różnicy wzostu między +As/-P a -As/-P. Nawet jeżeli nie wbudowują arsenianu do DNA (a ten fragment jest najostrzej krytykowany), to pozostaje to, że w czymś on im pomaga. Przyznaje to nawet Redfield, najostrzej krytykująca ten artykuł. I samo to już jest bardzo ciekawe, bo to jednak krok dalej od po prostu tolerowania wysokiego poziomu As. Mam nadzieję, że przynajmniej ten wynik się utrzyma.
Rozumiem też wkurw innych mikrobiologów. Sami robią badania na znacznie lepszym poziomie technicznym, z solidniejszymi metodami i muszą pazurami wydzierać publikacje w mniej prestiżowych czasopismach, a tu NASA dostaje drogę na skróty do Science z byle jak opracowanymi wynikami. Ale coś za coś, nie chciałbym się znaleźć na miejscu autorów tego atykułu, gdyby się okazało, że to wszystko jest jednak do niczego.
ccc :
Hmm, jakieś medyczne dowody zaburzeń metabolizmu w takich sytuacjach? Pomijam cukrzycę bo ona na ogół nie bierze się *z* otyłości. Medyczne w sensie wyniki badań enzymów, hormonów itp, a nie arbitralna decyzja “dietetyka” pt. Ma Pan / Pani Zły Metabolizm.
Jestem ostatnio mocno zapracowane, więc nie mam czasu na risercz, chyba że będzie to rizercz ziemkiewiczowski. Ale już spojrzenie w angielską wiki (wiem, za cytowanie wiki na studiach dostawaliśmy po łbie) dostarcza takich ciekawostek jak:
Jedni są za, inni przeciw. Generalnie wychodzi że nie bardzo wiadomo czy fundowanie sobie ketozy daje cokolwiek (pomijając wspomniany przypadek epilepsji), a jedynie na razie zgodzono się (i to też zawiera zdania odrębne), że raczej nie zagraża to zdrowiu i życiu. Nawet dietetycy się w tej kwestii spierają, a ja wolałobym jednak nieco bardziej kompetentnych specjalistów.
Więc voodoo ma się dobrze, nawet zarżnęłom kurczaka w intencji swojego odchudzania. Zobaczymy czy podziała.
eli.wurman :
Instytut jest. Pamięci. Dba. Hurtem.
babilas :
Przeciwnie. W swym zapamiętaniu jest dość selektywny.
Nachasz :
Problem w tym, że dobra pamięć jest selektywna, nie może wszystkiego zapamiętywać hurtem, część rzeczy też kasuje hi hi.
RobertP :
A tam, na tej stronie, oprócz tajemniczego nożownika jest jeszcze inny smaczek:
I ja się pytam, gdzie ten sojusz? Mieli przecież wszystko, błogosławieństwo, upoważnienie, z satysfakcją przyjęte oświadczenie…
babilas :
Platforma odsłoniła swoją prawdziwą twarz wroga pokoju.
Adam Gliniany :
No co ty, przecież pamięć po tym to padlina.
Ja sobie radzę zapisywaniem, główie haseł, choć nie można w ich hasłowości przesadzać, bo potem można nawet i tego hasła nie zrozumieć.
A z ziołoporchów, to lecytyna ponoć działa. Ja tam nie mogłem zapamiętać, że mam ją brać, więc nie udało mi się sprawdzić, ale bym wierzył.
Platon :
Jak u kogo, kolego, jak u kogo.
Długie, ale fajne. Jak to się mówi “dobrze rokujące”. Nowa platforma blogerska niezależnych patriotycznych publicystów (dlaczego wciąż tych samych?)
http://delfin.salon24.pl/257843,projekt-ekran-nowy-portal-dla-blogerow
A jako temacik do dyskusji (może): to jest oczywiście zabawne, te wszystkie akcje, platformy, balony i lampiony. Ale oni jednak serio biorą własne słowa o konieczności zaangażowania, działania, wierzą w prace u podstaw – choćby początki były trudne.
Mnie to rozczula w jakiś sposób. A może i nawet zawstydza?
Wracając do diet:
http://wyborcza.pl/1,75477,8789081,Ponad_polowa_Europejczykow_wazy_za_duzo.html
No i kto jest prawdziwszym Europejczykiem? Inżynier Mruwnica z niedowagą, czy Gospodarz?
Nie zdołamy zorganizować zawodów Godzillah contrah Hedorah.
Ale może chociaż grzybek vs. grzybek?
Na początek może być Candida vs. Kombucha
http://allegro.pl/grzybek-tybetanski-jedyny-oryginalny-gratisy-i1358939317.html
@ Gammon No.82:
Masz grzeeech! Zacząłem guglać grzybka w poszukiwaniu informacji, co to właściwie za cholerstwo. Było modne już ponad 20 lat temu, mojemu ojcu ktoś zalecił picie tego kefiru jako wielce pomocne sercu i jakiś czas przyrządzał sobie ową breję w kuchni. Jako że efektów terapeutycznych jakoś nie zauważył, zaniechał hodowli drobnoustroju.
Nie dowiedziałem się wprawdzie niczego pożytecznego z tego guglania (ale przyznam, było pobieżne), bo po drodze wpadłem tu: http://www.przyszloscwprzeszlosci.info/
i Otchłań uśmiechnęła się do mnie. Znane?
@ vauban:
Co za styl nieporównany.
“Francuskie władze boją się widma krachu bankowego”.
@ Gammon No.82:
Cytując klasykę SF, ja również nie śmiałbym się w nos skrzydlatej fantasmagorii.
Gammon No.82 :
Hmm, czy Alledrogo nie można pociągnąć do odpowiedzialności za takie aukcje? (wiem, za te ze znaczkami SS nie da się, za to Alledrogo próbuje ciągać po sądach tych co przerabiają ich logo). W końcu sprzedawca pisze że grzybek leczy raka i “nie wydawaj pieniędzy w aptece” – czytaj “nie szprycuj się tą chemią, pleśń z podeszwy tybetańskiego mnicha wyleczy wszystko”…
Jiima :
Za co? Można by próbować za pomocnictwo do oszustwa, ale wątpię w sukces.
OIDP była już akcja bombardowania Allegro mailami o usunięcie aukcji “usługi diagnostyczne Oberonem”. Zignorowali.
A walka Candidy z Kombuchą na płytce Petriego to zawody warte zorganizowania. Można nawet poprosić Sporothrix o sędziowanie.
Jiima :
Srsly?
fan-terlika :
Taka nazwa. Sie przyjęła. Nie wiem, czemu.
Kompletny offtop, ale podzielić się trzeba: dziesięć minut zabawy(?), a potem godziny zastanawiania się nad życiowymi decyzjami.
http://www.newgrounds.com/portal/view/555181
Czy może to tylko ja jestem takim łatwym emo-targetem?
Mam w każdym razie całe życie na zastanawianie się nad tym siedząc w martwym wirtualnym parku z wirtualną córeczką.
JCW :
Głupie, przecież przeziębienie jest wirusowe, nie powodują go żadne komórki.
@ JCW:
E, case closed za pierwszym strzałem.
BTW. autor chyba za dużo razy oglądał “On the beach”.
czescjacek : Głupie
Adam Gliniany : E,
Znaczy się jednak jestem żałosnym emo-tardem, cóż bywają gorsze przypadłości. W związku z powyższym, czy ktoś może wie gdzie można nabyć w drodze kupna “O-Bi, O-Ba”?
@JCW
Da się to w ogóle “wygrać”?
pdjakow :
AG potwierdza, że tak. Ale mnie właśnie wogle nie rusza to czy się da, czy nie – wybory miałem czysto emocjonalne, nie próbowałem zgadywać rozwiązania. Coś w rodzaju psychotestu. Jak zobaczyłem ostatniego dnia “You had one chance”, to się poczułem jakoś tak… no jak po “Złym znaku” Bukowa.
Adam Gliniany :
Jakto, co żeś zrobił?
@gra
Cały czas tylko chodziłem do pracy olewając rodzinę, ale nic mi to nie dało. Szczególnie mnie jednak nie poruszyła…
Gammon No.82 :
Coool. Tylko. Trochę.
Takie…
Jakby…
powolne?
No i nie ma gwarancji że się nie dogadają. W końcu candidia czasami (bardzo rzadko) też wywołuje grzybicę stóp, a nadal obstawiam że to grzyb z sandała mnicha…
Gammon No.82 :
Hmm. W sumie ebaya nie dało sie oskarżyć o handel podróbami, ale to dlatego że się udowodnili że walczą z takimi aukcjami, więc skuteczność owej walki ma znaczenie drugorzędne…
BTW, dziwne że w ogóle w Polsze da się to sprzedawać… Po cholerę więc ograniczać dostęp do zawodu lekarza? Skoro każdy może leczyć grzybicą stóp świątobliwego mnicha z Gór Osiowych to czemu każdy nie może nazwać się lekarzem? Jak redukujemy do absurdu to na całego.
Gammon No.82 :
Podejrzewam że w Proteście Przeciw Temu Że Na Allegro Nie Jest Wcale Taniej. Mnie się łatwo czepiają wszelkie przekręcenia, stąd mi zostało. Choć akurat do mnie dociera że Nigdzie Nie Jest Napisane Że Na Aukcji Musi Z Automatu Być Taniej. Raz jest taniej, raz jest drożej, a raz dostaniesz paczkę styropianu bez produktu. Ot, korwinistyczny wolny rynek.
JCW :
W Empiku, widziałem czteropak Szulkina: Golem, Wojna Światów, O-bi, O-ba i Ga, Ga – Chwała Bohaterom. Nawet się zastanawiałem czy dla tego ostatniego nie kupić ale pozostałe już mam.
Że, na WP i portalach przyległościowych od jakiegoś czasu zaczyna rządzić skrajne oszołomstwo, to było widać, ale teraz już chyba poszli ponad sadem (ostatni akapit wymiata, cięty język i w’ogle):
http://niewiarygodne.pl/kat,1017181,title,Amerykanie-zbuduja-Arke-Noego,wid,12936152,wiadomosc.html?ticaid=5b655