Mój własny altmed
Część z was zna już drugiego prowadzonego przeze mnie bloga, w którym archiwalnymi zdjęciami ilustruję wyrwane z kontekstu sentencje wygłaszane przez Astromarię i jej komentatorów. Zawsze lubiłem czytywać komcie u pani Marysi, teraz jednak czytam wszystkie dokładnie, i to niejako z obowiązku, wyszukując lolkontent dla Astromariana. Co za tym idzie, poznaję ich lepiej. Z lekkim zdziwieniem odkryłem w sobie pewną sympatię dla występującej w astromaryjnym środowisku kontestacji „oficjalnej” rzeczywistości — przypomina mi się moja własna fascynacja Jello Biafrą, którego antyestabliszmentowych tyrad (sprzedawanych w formie wielopłytowych wydawnictw) uwielbiałem słuchać jeszcze nie tak dawno temu. Przez długie lata byłem histerycznym fanem zespołu Tool, którego emploi było obtoczone New Age’em jak schaboszczak panierką. Za ich podszeptem sprowadziłem ze Stanów książkę „Nothing In This Book Is True But It’s Exactly How Things Are”, która miała mnie oświecić, a okazała się konglomeratem bzdetów o Atlantydzie, Twarzy na Marsie i Area 51. Dzięki Tool wciągnąłem się też w twórczość Billa Hicksa, który — choć to strasznie, ale to strasznie zabawny gość — również ładował mi do łba sporą dawkę dziwacznych poglądów. Siedziałem w tych historiach tak głęboko, że kiedy ukazał się „Kod Leonarda da Vinci”, mogłem wydać z siebie jedynie pogardliwe parsknięcie „Pfft, stare, było”. Na szczęście nadludzkim wysiłkiem wydostałem się z tych mentalnych opresji i dziś wspominam je jako sympatyczny, acz głupawy odlocik od rzeczywistości, który zafundowałem sobie przed trzydziestką. Choć więc dziś jestem czysty, ta jazda nie jest mi obca.
Tu byłoby miejsce na garść pseudopsychologicznych rozważań o naturze altmedowego spiskologa. Zamiast nich odwołam się do słów Olgi Tokarczuk, która powiedziała kiedyś, że choć jej literaturę przepełnia magia, w życiu codziennym woli racjonalizm. 100% racji, pani pisarko. Moje ulubione filmy i książki są pełne fantastycznych, baśniowych stworów i wyrafinowanych spisków tworzonych przez arcyzłoczyńców ze szczytów władzy — no bo o czym mam oglądać filmy, na Trygława, o bohaterskim racjonaliście, który odkrywa, że w domu NIE STRASZY? Umiem jednak wytyczyć wyraźną granicę między sztuką a rzeczywistością. Mam wrażenie graniczące z pewnością, że spiskolodzy tej granicy narysować nie potrafią (bądź nie chcą). Arcyzabawnym efektem zatarcia tego podziału jest doszukiwanie się masońsko-satanistycznej symboliki w teledyskach Lady Gagi bądź odszukiwanie prawdziwych sprawców Zamachu Smoleńskiego na podstawie kiepskiego thrillera z kiepskim aktorem.
U altmedowców występuje podobny syndrom, co u fundamentalistycznych katolików: obie grupy mają obowiązek wiary w komplet dogmatów; selektywność jest bardzo źle widziana. Kiedy na portalu Wolne Media w komentarzach pod wpisem na temat chemtrails ktoś wyraził opinię, że to bzdura wymyślona dla ośmieszenia prawdziwych spisków, takich jak Smoleńsk czy WTC, spotkał się z natychmiastową ripostą, że z pewnością jest spiskowcem uczestniczącym w globalnym spisku mającym na celu ośmieszenie idei chemtrails.
Po jakimś czasie spiskologiczna twórczość staje się przewidywalna. Ci ludzie uwierzą po prostu w nawet najgłupszy bzdet. O wiele ciekawsze są osoby z naszego nihilistycznego, psychopatycznie racjonalistycznego środowiska, które noszą w sobie małe altmedowe nasionko. Wierzą na przykład, że ludzkość jest gruba, bo je za mało mięsa albo że Tradycyjna Medycyna Chińska — choć akceptują idiotyzm teorii życiowej siły chi i brak wyników w badaniach — działa akurat w ich jednostkowym przypadku. I jakoś nie mogą zauważyć, że używają dokładnie tych samych argumentów co hardkorowi wyznawcy medycyny alternatywnej.
Opinia, że My jesteśmy mądrzy, a Tamci są głupi, to krzywdzące uproszczenie. Wielu kreacjonistów czy homeopatów to osoby wysoce inteligentne. Inteligencja nie dość, że nie chroni przed złapaniem się na haczyk oszołomostwa, to wręcz pomaga mu się zagnieździć w naszej duszy. Za pomocą umiejętnej selekcji linków do PubMedu czy artykułów popularnonaukowych inteligentny człowiek jest w stanie stworzyć wiarygodną opowieść utwierdzającą go w danym poglądzie.
Muszę się przyznać, że sam noszę w sobie taki mały altmed. I nie mówię tu o kręgarzu, który umiejętnym ciosem z przekręceniem ulżył mi w bólach kręgosłupa i wyrwał mnie grabarzowi spod łopaty, kiedy medycyna oficjalna postawiła na mnie krzyżyk (tak było, przysięgam!). Mówię o moim rzucaniu palenia.
Paliłem nałogowo mniej więcej od czternastego roku życia. W takim nasileniu, że jeszcze w liceum zacząłem palić w domu, bo inaczej się nie dało. Przez dwadzieścia lat mojej kariery palacza podjąłem chyba z pięćset normalnie prób rzucenia; każda z nich była żałośnie nieskuteczna. Po kilkunastu godzinach od odłączenia dopływu nikotyny czułem się jak napięta cięciwa, trzęsły mi się ręce, włączało się widzenie tunelowe, a z każdą minutą wzrastało przeświadczenie o nieuchronności powrotu do nałogu. No i wracałem. Byłem bez szans. I tak za każdym razem, aż do piątku 10 października 2008 r., kiedy skończyłem czytać książkę Allena Carra o rzucaniu palenia i o godzinie 23:46 na swoim balkonie wypaliłem ostatniego papierosa w życiu.
Allen Carr nie powiedziałby, że to książka o rzucaniu palenia, bo według niego palenia się nie rzuca, tylko przestaje się palić (stawianie nacisku na dobór słów pewnie nie tylko mi kojarzy się z NLP i MLM). Kluczowe tezy, które do mnie przemówiły, były racjonalne i proste: każdy zapalony papieros służy wyłącznie zniwelowaniu efektów głodu nikotynowego wywołanego przez poprzedniego papierosa; rzucając palenie nie rezygnuję z czegoś, ale wracam do stanu normalności, jakim jest niepalenie; fizyczne objawy odstawienia miną po kilku dniach, więc nie ma co desperować. Szerzej o metodzie napisał kol. Radek — to zresztą dzięki tej jego notce zdecydowałem się sięgnąć po książkę Carra.
I faktycznie, było jak napisał Carr. Przestałem palić, nie miałem żadnych cięciw, trzęsawek, tuneli, cierpień. Nie tęsknię za paleniem w ogóle, czasem tylko przyśni mi się, że palę — budzę się wtedy wściekły, że kurwa, co ja głupi robię. Ostatnie dwa lata bardzo ciężko doświadczyły mnie na gruncie zawodowym i osobistym, i może piję od tego więcej czerwonego wina, ale nawet w największym dole nie przeszło mi przez myśl, żeby sięgnąć po papierosa. Jestem wolny. Na mnie Carr działa. Na Radka, mojego wybawcę, jak się okazuje, nie działa: z tego co wiem, Radek przegrał sromotnie i obecnie jest na etapie rzucania metodą Pi Dżej Es En, czyli „Palę, Jak Się Nawalę”.
No, skoro to taka rewelacyjna metoda, to na pewno coś będzie w PubMedzie. No, coś niby jest. Dwa badania ankietowe sprawdzające efektywność grupowych sesji rzucania palenia metodą Allena Carra (1, 2). Na organizacji takich sesji zarabiają jego spadkobiercy — sam Carr zmarł na raka płuc. Według oficjalnej biografii zachorował w wyniku biernego palenia: podczas prowadzonych przez niego grupowych sesji można palić. I biedaczek, już niepalący, wdychał ten cudzy dym, dostał raka i zmarł (do mnie przemawia inne wytłumaczenie: facet przez ponad trzydzieści lat swojego życia palił od trzech do pięciu paczek dziennie). Dwa inne teksty twierdzą, że brak wystarczających danych na oszacowanie efektywności metody (1, 2). Niewielka liczba publikacji trochę dziwi, bo akurat rzucanie palenia wygląda na bardzo wdzięczny obiekt dla badacza. Efekt jest binarny: albo się pali, albo nie, nie tak jak w większości tego altmedowego szajsu, gdzie głowa boli jakby mniej i rzadziej, a na pewno w innym miejscu. Istnieją metody weryfikacji prawdomówności badanych. Szkoda. Bo sam Allen Carr w swojej książce wypisuje opowieści, które niemal automatycznie kojarzą się z dr. Ashkarem czy innymi szarlatanami: setki łzawych podziękowań, misja uwolnienia świata od nałogu, 90-procentowa skuteczność i medyczny establiszment tkwiący w okopach oficjalnej dogmatyki. A przy ponownym czytaniu książka, obok owej racjonalnej argumentacji, która tak bardzo do mnie przemówiła, momentami okrutnie razi stylem podręcznika szczerzenia zębów dla MLM-owca.
Czy polecam innym tę metodę? Powiedzmy, że robię to w taki sposób, żeby nie nadwerężyć mojej reputacji negacjonisty altmedu: dodaję do swojej laurki liczne obwarowania, zastrzeżenia i możliwe inne powody sukcesu w rzucaniu palenia. A mam ich kilka:
Po pierwsze, dzieci. Jako palący grubas o siedzącym trybie życia kwalifikowałem się do grup ryzyka naprawdę wielu chorób i miałem bardzo duże szanse, że nie doczekam świętowania matury mojego potomstwa. A bardzo kocham swoje potomstwo. To sprawiło, że po drugie, byłem bardzo zdesperowany, a ponieważ spróbowałem już tych wszystkich gum i plasterków, traktowałem książkę Carra jako ostatnią deskę ratunku, wiązałem z nią ogromne nadzieje jeszcze przed jej przeczytaniem. Pamiętam, że przeczytałem ją raz i nie zadziałała, paliłem dalej. Wściekły, przeczytałem ją jeszcze raz od połowy (bo na pewno pod koniec czytałem nieuważnie i coś istotnego mi umknęło!) — i dopiero wtedy zażarło.
Po trzecie, mieszkanie z niepalącą żoną i niepalącymi dziećmi wyrzuciło mnie z moim paleniem na balkon. Zimą 2007 r., kiedy zrobiło się naprawdę mroźnie, wpadłem na genialnie prosty pomysł: otóż będę palił na klatce schodowej! Fast-forward do października 2008. Nadchodzi kolejny sezon grzewczy i mam przed sobą taką perspektywę: poranki i wieczory najbliższego półrocza spędzę zakradając się w gaciach na klatkę, niewyobrażalnie smrodząc moim sąsiadom, kuląc się przed każdym dźwiękiem otwieranych drzwi do mieszkań i cierpiąc okropne poczucie winy i ogólnego upodlenia. Jak byłem biednym studentem, dopalałem własne kiepy, gromadzone w wielkiej puszce po cukierkach toffi, ale dopiero upokarzające doświadczenie zasyfiania smrodem klatkowskiej pokazało mi, jak głupie uzależnienie może pomiatać człowiekiem, jak bardzo może go degradować. Dlatego dziś, gdy czytam bzdety Żakowskiego porównującego się do uciskanego Murzyna (są jeszcze tacy, którzy porównują się do Żydów w getcie, ale to małe chujki), to chcę mu powiedzieć tak: panie Jacku, ja pana rozumiem, pan jest nieszczęśliwy i zniewolony, i z tego swojego nieszczęścia i zniewolenia czyni pan jakiś atut, przywilej i wypisuje pan dyrdymały, zamiast wziąć się w garść, do kurwy nędzy, dziecku pan ojcem.
Po czwarte, i być może najważniejsze, przestałem palić niemal równo tydzień po otrzymaniu pocztą Cudownego Medalika. Allen Carr, pfft.
P.S. Po kilku dniach od skończenia notki ogarnęło mnie uczucie niepewności, czy na pewno udało mi się dobrze przekazać zamysł, z którym siadałem do napisania notki. Często mi się zdarza, że jak się rozkręcę, to zbyt odjeżdżam od pierwotnego szkicu: tak było chociażby w przypadku notki o doktorze Ashkarze, która wyszła jak wyszła, a chciałem napisać, że jego metoda jest super, stosuję ją od tygodnia i czuję się ŚWIETNIE, tylko coś mnie strasznie w nogę napieprza.
W tej notce nie chodziło mi o to, że metoda Carra to altmed. Altmedowe jest raczej to, że prośby o linki do badań w PubMedzie zbywam pogardliwym stwierdzeniem, że te wasze cyferki w tabelkach bledną przy potędze mojego osobistego świadectwa. I nikt mnie nie przekona, że czarne jest czarne, a białe jest białe!
eli.wurman :
Bo wszystkie używają czterech cyfr, co daje raptem 10k kombinacji?
Adam Gliniany :
to może być ciąża…
… przenoszona
Barts :
Milcząca chuda większość?
(amatil, który właściwe BMI osiągnął po 30. Tyjąc)
amatil :
Widzisz, to tak samo jak z moją oceną Wegedzieciaka. Wiadomo, że czytam z niego tylko wątki “Czy Sanepid ściga was za nieszczepienie tak jak mnie?”, a udzielają się w nim tylko określone forumowiczki. Tak i w wątku o grubasach odzywają się tylko praktycy.
Z większych i mniejszych dewirtualizacji wynika, że jest A-OK.
asmoeth :
Na Lisa-Kuli. To mała uliczka, która jeszcze niedawno nazywała się Pochyła, ale widać Pochył był nieprawomyślny. W okolicy placu Inwalidów, odchodzi od Felińskiego między al. Wojska Polskiego a Zajączka. Zresztą.
Obecnie Prezes mieszka chyba na Mickiewicza w okolicach Potockiej, ale nie jest to już miejsce kultowe.
Jiima :
“Stowarzyszenie rybaków w Gdyni przystępuje do Stołu Pańskiego z modlitwą w intencji oświecenia Komisji Kodyfikacyjnej, aby usunęła z projektu kodeksu cywilnego punkty stojące w sprzeczności z moralnością chrześcijańską”.
Oczywiście Boy…
Barcie, Onet z Ciebie zrzyna: http://zdrowie.onet.pl/zycie-i-zdrowie/lek-na-raka-czosnek-i-kapusta,1,3793278,artykul.html
I o warzywku, i o jogurcie. Kogoś widać natchnąłeś.
@ amatil:
Ciąże dzieli się na ostre (niemal wyłącznie u kobiet) i przewlekłe (u obu płci).
zastanawiam się, czy inicjatywa facebookowej modlitwy w intencji zaniechania celibatu przez niektóre uciemiężone grupy społeczne, byłaby odebrana jako bezczelność i podnoszenie prawicy na święte prawo wolności wyboru? No popatrz, Władysławie, co za ironia.
e, celibat to za słabe i za mało obrazowe: modlitwa w intencji nieszargania wrażliwości maluczkich wieszaniem im przed oczami przestrzennego modelu tortur czyli krzyża z rozciągniętą nań postacią? Znam rzeżbiarzy realistów: z boku broczy krew i surowica, z ran zwisają sople skrzepłej posoki. Oho, z tego chyba będzie notka.
bart :
Tak sobie leżałem i doszło do mnie że nie: to działa tak, że to raczej manifestacja “ale jestem zajebisty, umiem dostrzec wzorzec” – że bardziej sprytny, widzi więcej i lepiej rozumie Zasadę. Bo musi istnieć Zasada, inaczej to wszystko nie mogłoby działać #elementarnalogikasiękłania.
Ija-Ijewna :
E, bez przesady. O Ashkarze wcześniej nawet TVN miał notkę.
bart :
A, czyli nie miałem racji. Co gorsza, nie miałem racji jeszcze bardziej niż towarzyszka spaceru. Nic to, trzeba poszukać saturatora i żoliborskiego murku, na którym Łokietek.
anna :
Ja wczoraj oglądałem drugi odcinek filmu “Walking Dead” “Guts”
Scena maskowania przed zombi – czad. Zarotowany spoiler.
Hmanab, żr mbzov ebmcbmanwą żljlpu cb mncnpuh, gbgrż obungrebjvr qbcnqyv wrqartb, cbćjvnegbjnyv, jgneyv jlqmvryval j cłnfmpmr, bojvrfvyv fvę synxnzv v jgbcvyv j głhz.
asmoeth :
Dodam jeszcze, że uliczkę znam świetnie, bo jaraliśmy tam papierochy na dużej przerwie w liceum. Na murku. Być może tym samym.
eli.wurman :
O, ja też znane jestem z tego, że potrafię dostrzec wzorce i skojarzenia (np. zawsze bezczelnie udzielałom odpowiedzi na klasyczne pytanie dorosłych “co ma piernik do wiatraka”). Ale nie wiedziałom żem z tego powodu zajebiaszcze. Dzięki ci za podbudowę mojej samooceny.
bart :
Nie trzeba. PiS wygra następne wybory a potem Uczczą Należycie To Miejsce. i Krzyż Na krakowskim przedmieściu Przed pałacem namiestnika rasiji komorowskiego.
Jiima :
Murek przed pałacem prezydenckim?
Adam Gliniany :
To (najprawdopodobniej) Też. W końcu Jedyny Premier Polski od czasów Piłsudskiego tam stawał by tłum go zauważył.
BTW, tam chyba nie ma żadnego murka… (przed pałacem, nie na Żoliborzu)
Jiima :
Wiem. Chodziło mi o to, że postawią, jak kżyrza mjastu
Barts :
E, w sumie dojście do takich wniosków przy próbach samoleczenia to żaden wstyd. Ja dałam sobie wmówić kandydozę jelit uznanej, polecanej i drogiej pani dr dermatolog. Cóż, to po prostu akurat to się wtedy nosiło, jakieś 10 lat temu. W ramach “leczenia” zgodnie z zaleceniami pani dr pociągnęłam parę tygodni na ciemnym pieczywie, grejpfrutach i słoiczkach dla niemowląt (jakoby rzekomo miały być megazdrowe, bez przypraw i konserwantów), aż spotkany towarzysko kolega lekarz wyjaśnił mi, że to bullshit. Zostać wpuszczonym w maliny za grube pieniądze – to jest dopiero powód do wstydu.
ewa.mewa :
A to nie jest jakiś szczególny wyczyn, w ostrych ciągach zdarzało mi się przez pół roku żywić zestawem sucha bułka (bo mi się nie chciało smarować) + serek wiejski x2 dziennie i od czasu do czasu jakiś dopalacz w formie całej tabliczki milki. Efekt: 53 kg (8 lat później wreszcie dobijam 70), spore luki w uzębieniu i odkrycie, że ćpanie+wegetarianizm bez brania pod uwagę, że się tak właściwie nie lubi żadnych warzyw, kasz, ryżów, sojów oraz nienawidzi się gotować, potwornie komplikuje życie.
Marceli Szpak :
Tutaj doszukuje sie clue tej monotematycznej diety.
A ja jestem ‘czysta’, apetyt mam za trzech i kocham jesc! Ostatnio swiecie wierzylam ze jak nie zjem tych kilku ‘kopytek’ to umre i pierdolic ta cala diete.
Na szczescie wrocilam na Jedynie Sluszna Droge.
Pocielabym sie jesli musialbym jesc zarcie dla kota/psa przez trzy miechy.
Marceli, ale teraz juz zjadasz padline, dobrze pamietam?
Fizyk Dakowski to prawdziwy miszcz.
Ija-Ijewna :
Drzewiej używano nazwy “ciąża spożywcza”.
O, jest jeszcze jedna ładna dieta: ekstremalna wersja “czekam na przelew”.
Gammon No.82 :
Biodro przednie.
@ Proboszcz:
No Dakowski to jest Kosmos, przypomina mi prof. Brodę co wykalkulował wynik wyborczy PiS większy od rzeczywistego o połowę.
Może ten mega-Chrystus w Świebodzinie to przymiarka do owej intronizacji?
A tak poważnie: mnie zawsze się wydawało, że Jezus w ikonografii chrześcijańskiej jest przedstawiany jako ubogi cieśla w koronie cierniowej, a tu nagle korona ze złota i peleryna a’la Batman. WTF?
DoktorNo :
Da się znaleźć w ikonografii również bardziej ozłoconych
Nachasz :
Może i tak, ale niektórym katolikom ta figura nie odpowiada:
http://poniewierski.salon24.pl/253230,inri-w-swiebodzinie
Jak to bywa na Saloonie24, komentarze są “bezcenne”…
http://tbochwic.salon24.pl/247694,koniec-z-ziolkami
Pani Teresa, jak zwykle, daje rade.
ccc :
Trzeba jej o chemtrailsach powiedzieć.
ccc :
A mógłby ktoś się poświęcić i podrzucić na psychiatryk linki choćby do dyrektywy, która zaleca uproszczoną rejestrację ziółek?
janekr :
Przecież nikt tego nie przeczyta, i powiedzą że to dezinformacja i kłamstwo, i wyciągną parę linków do tłumaczeń tekstów Alexa Jonesa z grypy666.
BTW: w zeszłym roku w Saloonie24 Kejów wklejał całe teksty o “depopulacji Świata szczepionkami”, cytując min. Majewską i pana Alexandra Melhorna (kto to taki?) Tytuł oczywiście napisany samymi capsami (“ZAGŁADA I EKSTERMINACJA BIOLOGICZNA LUDZI – SZCZEPIONKI”).
DoktorNo :
Autorka przeczyta, za to akurat mogę ręczyć.
I gdyby ktos nie wiedzial – ONI rzadza swiatem:
“Dziennikarka i z-ca redaktora naczelnego „Tygodnika Solidarność” i dziennika „Nowy Świat”. Pracowała w Kancelarii Prezydenta Lecha Wałęsy i Kancelarii Premiera Jerzego Buzka. Od 10.2006 do końca 03.2009 była zastępcą dyrektora Dyrekcji Programowej Polskiego Radia; do 2008 roku wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego; obecnie adiunkt Akademii Leona Koźmińskiego.
Od 28 lipca 2006 pełni funkcję członkini Rady Programowej TVP S.A.”
http://pl.wikipedia.org/wiki/Teresa_Bochwic
ccc :
To naprawdę zdumiewające, że ludzie płacą za słuchanie jej wykładów (i Terlikowskiego też).
ccc :
Przy okazji założycielka stowarzyszenia “Polska jest najważniejsza” które chce się bić o nazwę z Klubem Przyjaciół Upadłych Aniołków Kaczyńskiego.
janekr :
#jestemleniwy
Może linki do tekstów tych dyrektyw od “ziółek”?
Alex :
A czy ktoś czytał publikacje wydawnictwa NOLPRESS? Bodajże z Białowieży czy z Białegostoku? Wiecie, “Sprawa Andreassonów” i tego typu. To moje nie_tak_wstydliwe wyznanie, bo chyba nigdy (AFAIR) nie uważałem tego za prawdę, tylko odmianę fantastyki.
Znicza oczywiście też czytałem, chociaż udało mi się dostać tylko trzy tomy, a na własność – dwa (ten o Trójkącie i jeden o UFO). Do tego Mostowicz i książki ze sfery Charlesa Forta: “Księga rzeczy jakichśtam” (kryształowa czacha na okładce – to czytałem jak horror, bo były tam opowiastki np. o napastujących kogoś tam niewidzialnych demonach i pojawiających się na skórze śladach po ugryzieniach itepe. Klawo jak cholera!) i dwa czy trzy tomy podobne.
A co do wyznań dietetycznych – dostałem sygnał ostrzegawczy, żebym zaczął kontrolować, co i jak jem: po raz pierwszy w życiu przekroczyłem wagę 60 kg. Osobom z prawdziwym problemem od razu wyjaśniam, że nie piszę tego, żeby się nabijać, tylko dlatego, że nigdy wcześniej nie ważyłem więcej niż 55 kg. Więc dla mnie to taki serio sygnał. Co nie znaczy, że cokolwiek z tym robię, jestem zbyt niewyspany i spsiały, żeby pomyśleć i wdrożyć.
nosiwoda :
…wyklętych. Jak ja chciałem to mieć!!! W którymś Daenikenie był obszerny cytat z tego i w ogóle. Ale gdzie ja tam wtedy taki gówniarz bym taką książkę dostał.
nosiwoda :
Ja nie, ale właśnie wpisałem wew Allegro. Fascynujące.
Platon :
Tak to jest, kiedy się bawi człowiek nikami. Żaden, kurwa, platon, tylko wielki i oddany były fan terlika.
fan-terlika :
Wszyscy wiemy, kim był P. Latton. Oraz Harry S. Totteles.
perła przed wieprze, o otwarciu centrum Kopernik
http://ppietak.salon24.pl/247651,wielki-wybuch-czego
dla zachęty:
nosiwoda :
Aaaa, wspomnienie z dziecinstwa!!! Sto lat temu na obozie ktos mi to pozyczyl i w ciagu turnusu zdazylam przeczytac dwa razy, wlasnie to o ugryzieniach pamietam najlepiej. Wspaniale.
Slotna :
Normalne, że z obozu najlepiej się pamięta malinki.
otaki :
Ładne. Nawet bardzo. tymczasem kuria krakowska (nomen omen) spłodziła litanię przepraszającą Boga za in vitro i lekarzy oraz pielęgniarki biorące w tym udział. Ponadto jest w niej taki pasarz:
Czyli jednak kościół polski za intronizacją?
Gammon No.82 :
Ale ja wtedy mialam najwyzej z dziesiec lat! I balam sie panicznie.
Slotna :
E no to przepraszam. Dowody anegdotyczne wskazywały, że tacy “najwyżej z dziesięć lat” nie boją się niczego z tych rzeczy, o których pisze się w książkach. Strach przed ugryzieniami/malinkami/undeadami pojawia się później.
otaki :
I niezła kontra:
http://ppietak.salon24.pl/247651,wielki-wybuch-czego#comment_3515035
Powiedzmy sobie wprost, jeżeli ktoś jest kreacjonistą itp. to po co się pcha na coś, co temu poglądowi przeczy…?
Gammon No.82 :
Ja nie spałem przez całe dzieciństwo, bo się bałem zagłady nuklearnej.
@diety i altmedy
Czy homeopatyczny smalec byłby bardziej wegański niż soja?
eli.wurman :
Moja siostra długo bała się, że w Sedesie siedzi Czarna Łapa (EDIT: bo koledzy w przedszkolu opowiadali). Żadne perswazje nie pomagały. W końcu wystrzygłem Białą Łapę z kartonu, pomalowałem na czarno tuszem kreślarskim i spuściliśmy łapę do kanalizacji. Jak ręką odjął.
Keph :
To już jest τὰ μετὰ τὰ φυσικά.
eli.wurman :
Przebijam. Przestraszyła mnie wiadomość, że za 5 mld lat Słońce przemieni się w czerwonego olbrzyma i spali Ziemię.
Slotna :
O, to to! Rzeczona książka Forta wpadła mi w rączki mniej więcej w tym właśnie okresie (w jej posiadaniu był kuzyn) i bardzo przestraszyłem się tego, co tam przeczytałem. Bardzo, bardzo.
A odpowiada za to prof. dr hab. Marek Demiański, o ile dobrze pamiętam.
Gammon No.82 :
Moja siostra straszyła syna Czarną Łapą, aż w końcu biedne dziecko niecierpliwie spytało: A kiedy przyjdzie czarna łapka?
.
ale miało być o mambodżambo i altmedzie, a Czarna Łapa to przecież prawda. Co wy, może jeszcze z czarnej wołgi będziecie szydzić, wy dzieci lat osiemdziesiątych, wy!
anna :
My?
janekr :
I przyszła?
Tak donośnie lolcontentu prawicowego… Dziś na Dlaczego nie napalm znalazłem pod najnowszą notką link do blogu http://dehylator.wordpress.com/. Astromarian i DNN mają nowego krewnego. Wygląda dość ambitnie, bo ktoś chce zbierać cytaty z całej blogosfery prawicowej.
Na marginesie, dziś takie coś znalazłem na Saloonie24:
http://lubczasopismo.salon24.pl/emerytka/post/143647,epidemia-naukowosci
…I do tego ci wredni hipisi…
Ja ukąszenie daenikenowskie przeszedłem bardzo wcześnie, bo mój wujek namiętnie kupował miesięcznik UFO i różne książki z NOLPRESSu. Dzięki temu wiem, kim są plejadanie. Co ciekawe, poprzez NOLPRESS poznałem Fundację Asimova – nie wiem, czy oni to piracko wydali, ale stało na tej samej półce. Do tego oczywiście Daeniken (białe wydania z bazaru i ładne kolorowe ze świata książki) plus Nie z tej ziemi i Wróżka. Generalnie czad.
Dzięki temu wyrobiłem sobie strach przed ufo i bałem się zasnąć, żeby mnie podczas snu nie porwali ;_;
A przed ufo bałem się bulgota, który mieszkał w zlewie, ale on przynajmniej dawał mi spokojnie spać.
Pardon, wracam na chwile do Dukana, bo wlasnie widze na pierwszych stronach gazet, ze francuska Agencja do spraw bezpieczenstwa zywieniowego (Agence de sécurité sanitaire alimentation, environnement et travail) wypowiedizala sie na temat diet odchudzajacych, o czym mowi np taki artykulik:
http://www.lepoint.fr/fil-info-reuters/les-regimes-amaigrissants-au-banc-des-accuses-25-11-2010-1267124_240.php
Ale wesole jest to, ze podkreslaja, ze nie chca i nie umieja robic gradacji diet, ktora jest lepsza, etc, bo to sprawa indywidualna (to mowie a propos cytowanej wyzej ksiazeczki). Co do Dukana, to wysylaja do lekarza na kontrole, wiadomo, nerek, etc.
@ gothmucha:
Mnie Daeniken też ukąsił w dzieciństwie, przez mojego ojca, który miał całą kolekcje jego książek (mam na myśli wydania z białą okładką z autorem napisanym wielkimi kapitalikami). Ale uwaga, mój ojciec traktował to jako literaturę SF, czyli bez cienia wiarygodności. :)
A tak poza tym, to ten szwajcarski hotelarz ma talent do pisania książek podróżniczych.
Nachasz :
To tez :D A przerazajace to bylo nie dlatego, ze nie wiedzialam, ze to za jakby troche dlugi czas, tylko dlatego, ze przeciez ja mialam zyc wiecznie (serio) ;)
Czarna lapa: jakies starsze dzieciaki z podworka opowiadaly te historie, ja wsrod mlodszych, zebranych w koleczko, sluchalam z zapartym tchem. Wrocilam do domu, gdy ciemno sie juz robilo, i trzeba trafu, ze akurat wizytowala nas niejaka ciocia Kura. Nieco rozdygotana opowiedzialam cioci o lapie, a ta z powazna mina oznajmila, ze faktycznie, klopot z tym, lapa kiedys jedna znajoma dziewczynke zlapala za reke i ZMUSILA ZEBY SOBIE TE REKE STARLA SAMA NA TARCE DO WARZYW!!! Jak potem histeryzowalam, to lepiej nie mowic.
Poza tym podbieralam matce “Detektywa” i Kinga (doskonale pamietam wrazenie, jakie na mnie wywarl wyrwany z kontekstu kawalek “Misery”, ten o okulawieniu – na tym akurat bylo otwarte, a ja sie spieszylam, bo mama miala zaraz wrocic), a ojcu “NIE”, ktore do dzis miewa czasem dosc makabryczne obrazki. Przestalam panicznie bac sie w nocy (dowolnej rzeczy z wymienionych, a takze naglego ataku serca, wielkiej fali, zombie ze “Smetarza dla zwierzakow” itp.) dopiero gdzies w polowie liceum, ale do dzisiaj czasem z rozpedu zagladam pod lozko przed zgaszeniem lampki.
Teraz mi w sumie przypomnieliście. Głównie przez Daenikena, całkiem często śniło mi się UFO. Bardzo realistyczne sny. I chociaż nic ono złego nie robiło, tylko po prostu było, bałem się jak cholera.
anna :
Och, przepraszam, ja jestem, będąc członkiem młodzieżówki TTDKN, dzieckiem lat dziewięćdziesiątych.
emerytka z Psych24 :
Ach, przecież to już przeszło rok minął od chwili, gdy Religia Głobalnego Ocieplenia upadła w oczach postępowej ludzkości.
fan-terlika :
Ja kosmitów się bałem, jak oglądałem “Z Archiwum X” (pamiętacie te odkurzone rodem z PRLu plansze “film tylko dla dorosłych”?). przestałem jak zacząłem grać w “X-Com”… Terapia przeciwlękowa z pomocą VR?
@DoktorNo
Te białe książki to właśnie te, które się kupowało na bazarach, często z drugiej ręki. Kilka lat temu kupiłem sobie w antykwariacie kilka do czytania podczas choroby i weszły pięknie jako takie śmieszno-straszne historyjki. Aż żałuję, że pchnąłem to dalej, bo narobiliście mi smaku.
asmoeth :
serio? Kurczę, to naprawdę czas obstalowywać giezełko do trumny. Ostatnio złapałam się na tym, że poproszona o zapodanie czegoś żwawego zaproponowałam Kaliber44. Przekaz pozawerbalny zgorszonych twarzy wyrażał: “fakynszyt, to ci, za których pamięci grał Kaliber jeszcze żyją?!”.
Slotna :
Też słyszałem he he, tylko łapa dusiła jak ktoś przechodził obok cmentarza. Dużo później zracjonalizowałem to tak, że ktoś musiał podejrzeć Obcego na nielicznych jeszcze wtedy magnetowidach i stąd te opowieści.
anna :
jezu jezu (nieczyt.)
Mnie to trafia, gdy “przypadkiem” zaplączą mi się pod [enter] pierwsze płyty Kultu czy Kazika.
@ Blogomotive:
zbrzydłeś w stosunku do noworodka? współczuję – niewiele jest rzeczy brzydszych od noworodka :-)
ps. tak, mam dziecko i mam świadomość, że może to kiedyś przeczytać :-)
asmoeth :
Ale datą urodzenia załapujesz się jeszcze na 80s? Ja tak mam, ale pierwszym wspomnieniem, któremu mogę w miarę dokładnie przypisać datę są Igrzyska Olimpijskie w Barcelonie ^^J
Gammon No.82 :
(z żalem) Nieee…
Slotna :
Ja dalej mam taki zamiar.
Nachasz :
Pamiętam uliczkę, w którą wyskoczył Boniek:(
ziel :
Można prosić o translację lub chociaż abstrakt? Nawet po japońsku bo języka źródłowego nie wyznaję…
asmoeth :
Tylko, że to, o czym piszę ja i chyba Slotna też, to nie była książka Forta, a jedynie z tego kręgu. Pandora Books – tak się nazywało wydawnictwo, które to wydawało. Z krzyształową czachą była – jak sprawdziłem i przepraszam za poprzednią dezinformację – “Księga tajemnic”. O, proszę: http://www.antykwariat.calinotheca.pl/foto/38_3289_K.JPG
Tam też – poza ugryzieniami – była też świetna opowiastka o tym, jak ktoś tam wstał rano i odkrył na swoim podwórku, dachu i dalej ślady nieznanej (oczywiście) istoty. Ślady wychodziły z jeziora nieopodal i prowadziły w linii prostej gdzieś tam, po czym urywały się. Jak sobie dzieciak to czyta, to wyobraźnia pracuje w nadgodzinach. Czad.
Potem były te: http://www.swistak.pl/a4185875,KSIEGA-RZECZY-DZIWNYCH-TOM-1-2-3-.html – mam gdzieś nadal 1. i 2.
Oni wydali też “Księgę rzeczy wyklętych” Forta, ale to już ukazało się po przejściu fali mojego zainteresowania.
A NOLPRESS widzę nadal działa wydawniczo. Np. “Insulina – nasz cichy zabójca”.
Nachasz :
jezu jezu (nieczyt.)
Ja jeszcze sięgnąłem Seul i ME w piłce nożnej w tym samym roku.
Co do strachu – pewnego razu, kiedy rodzice poszli na jakąś imprezę, udało mi się przekonać babcię, żeby mi pozwoliła obejrzeć Pojedynek na szosie Spielberga. Miałem chyba z 10 lat. Miałem po tym filmie tak ciężkie koszmary, że do dzisiaj jak zdarza mi się jakaś nocna trauma to porównuję czy było gorsze od tamtej ciężarówki, która mnie w łóżku chciała rozjechać.
Moim pierwszym koszmarem telewizyjnym jest film (może ktoś go zidentyfikuje?) w którym w miasteczku grasował masowy morderca kobiet, które w związku z tym montowały w mieszkaniach dodatkowe zamki. Już wiecie, kto mordował, prawda?
A ja do dziś, po prawie pół wieku pamiętam, że dusił kobiety i dławił ręką w czarnej rekawiczce.
Jiima :
A nie jest tak, ze skrocik idei tam zawartych podalam zaraz pod linkiem? Nie mowie, ze rzecz jest rewolucyjna, po prostu informuje uprzejmie ze wszyscy akurat dokladnie od wczoraj znowu o tym mowia. A przestrzega sie glownie przed dietami bardzo niskokalorycznymi, wiadomo, serce siada, etc, oraz lamia sie kosci. Podkreslaja, ze 80% ludzi nie utrzymuje straconej wagi, i mowia, ze zeby utrzymac trzeba miec nad soba bacik lekarza.
nosiwoda :
Żeby tylko to.
http://allegro.pl/simons-ksiega-rekordow-seksualnych-i1318338215.html
ekolog :
Pfff, za moich czasów w tym wieku to się miewało koszmary po “Los Olvidados” Buñuela.
Gammon No.82 :
Z trzeciej strony właśnie tam wydano klasyczne sceptyczne pozycje Randiego, Asimowa czy Gardnera.
btw, skąd wziął się mem “jezu jezu (nieczyt.)”? Wsęsie, pokrótce gugiel pokazuje, że coś z transkryptami i pilotami, ale jakie jest źródło tego, bo mi wyskakują same blipy i forumy w wynikach?
Keph :
Podejrzewam twórcze przetworzenie Terlikowskiego[*], ale nie wiem, kto był przetwornikiem.
[*]
Keph :
Plan był taki, że ma zastępować kurwa mać (wiecie: najpierw piloci przed śmiercią mieli krzyczeć jezu jezu, a potem się okazało, że polecieli zwykłą kurwą). A teraz to każdy sobie używa jak mu się podoba.
eli.wurman :
TO JEST ATAK NA KULT NAJŚWIĘTSZEJ PANIENKI ! ! !!1
@ Keph:
@ eli.wurman:
@ Gammon No.82:
OIDP to najpierw Fakt wyskoczył z nagłówkami “Piloci przed śmiercią krzyczeli jezu jezu” a dzień czy dwa później gazeta.pl czy kto tam opublikował pdfa z transkrypcjami, gdzie stało na końcu “kurwa kurwa (nieczyt.)” czy jakoś tak.
No i na Frądzi się zaczęło, że jakże to tak, że manipulacja, że niemożliwe, etc.
A później pojawił się mem ale nie wiem, skąd. Pewnie Gammon ma rację.
@ ziel:
Czyli, jak mniemam, najlepiej jest po prostu nie jeść słodyczy (lub bardzo mało), odrzucić junk foody i po prostu dużo ćwiczyć…?
ekolog :
Znaczy pamiętam tylko ceremonię otwarcia. Ponoć dobrze mi szło rozpoznawanie flag ^^
janekr :
Eeee, to ten od niesławnego “syndromu Gardnera”?
edit: O, właśnie temat dla Gospodarza Think Tanku Dubbing Kontra Napisy – syndrom Gardnera. Nie na notkę, ot, tak, do popatrzenia na manipulację w akcji.
Gammon No.82 :
Alez bzdura! Z sedesu noca przeciez wychodzily szczury.Wywolywalo je swiatlo zapalane w lazience. Wgryzaly sie w cialo delikwenta zalatwiajacego pilne potrzeby i wyjadaly mu wnetrznosci. Po dluzszychy lub krotszych mekach przgoda konczyla sie smiercia czlowieka. Co sie dzialo ze szczurem to nie wiem. Pewnie wskakiwal najedzony do sedesu.
gothmucha :
Zasypialam z rekami przy szyji, tak na wypadek, gdyby ktos/cos chcialo mnie udusic podczas snu.
ziel :
80% ludzie ktorzy schudni na Dukanie, na niskokalorycznej czy na dietach roznych?
DoktorNo :
Tak. W skrocie. Zamiast diet odchudzajacych stosowac zdrowe zywienie.
Ja nie umiem.
nosiwoda :
Nieee…. Miałem na myśli Martina Gardnera, a syndrom wykoncypował Richard.
Adam Gliniany :
Whoa! U mnie może trafić się przedpłytowa kaseta nagrana na koncercie. Z “Berlinem” na całą stronę Stomilowskiej sześćdziesiątki.
Daeniken nie pokąsał mnie szczególnie mocno. Może dlatego, że mój ojciec tak jak ojciec DoktoraNo znosił do domu wszystko, co mu wpadło w ręce (zawsze lubił SF), a tam trafiały się pozycje krytyczne wobec nauk fortiańskich i w ogóle traktowało się to z przymrużeniem oka.
DoktorNo :
Traktuj słodycze jako święto. Albo jedz je zamiast posiłku (niezdrowe, ale przynajmniej się nie pasiesz).
Zawsze i na zawsze.
Można też.
ewa.mewa :
Nie. Czarna Łapa zabiła wszystkie.
P.s. Wariacje na temat The Blob.
http://en.wikipedia.org/wiki/The_Blob
Gammon No.82 :
Nie moge sobie przypomniec czy ogladalam. Scene kinowa pamietam, no ale kto jej nie zna.
@art na temat diet
Moj tlumacz twierdzi, ze 80% ludzi, ktorzy dietowali po roku wraca do poprzedniej wagi.
Mowi tez, ze dorosli z siedzacym trybem zycia nie powinni jednoczesnie zaczac dietowac i bardzo intensywnie cwiczyc. Groza im choroby ukladu krazenia.
Ja czekoladę sobie racjonuje, tak że na tydzień starcza mi jedna tabliczka, zakąszam sobie bananami i jabłkami, dogadzam sobie batonami musli (dużo błonnika), ale to ostatnie też bez przesady.
Poza tym łykam chrom.
DoktorNo :
Fuj. Plewy jeść?
DoktorNo :
A ja wlasnie ide do klubu gdzie _planuje_ nie pic alkoholu. Auu!
Jako nastolatka przechwalalam sie, ze potrafie sie swietnie bawic nawet kiedy nie pije.
Zobaczymy czy teraz tez zadziala.
Czarno to widze.
DoktorNo :
I nikiel.
mrw :
Słodzone przecież.
ewa.mewa :
Bo nie należy dietować. Należy nie żreć.
Właściwie czemu?
Gammon No.82 :
Właśnie. Powraca moja idea MJC.
Nachasz :
Łomatko… moim najstarszym wspomnieniem dającym się bardzo precyzyjnie umiejscowić w czasie był stan wojenny, pamiętam blokady na drogach i żołnierzy zaglądających do środka samochodów, i ‘rozmowa kontrolowana’ plus durny dowcip wujka który uczył dziecko co się mówi do takiej słuchawki i panikę reszty kiedy to usłyszeli… czyli nie dość że stara piernica jestem to jeszcze te wspomnienia jakieś takie ponure trochę…