Mój własny altmed
Część z was zna już drugiego prowadzonego przeze mnie bloga, w którym archiwalnymi zdjęciami ilustruję wyrwane z kontekstu sentencje wygłaszane przez Astromarię i jej komentatorów. Zawsze lubiłem czytywać komcie u pani Marysi, teraz jednak czytam wszystkie dokładnie, i to niejako z obowiązku, wyszukując lolkontent dla Astromariana. Co za tym idzie, poznaję ich lepiej. Z lekkim zdziwieniem odkryłem w sobie pewną sympatię dla występującej w astromaryjnym środowisku kontestacji „oficjalnej” rzeczywistości — przypomina mi się moja własna fascynacja Jello Biafrą, którego antyestabliszmentowych tyrad (sprzedawanych w formie wielopłytowych wydawnictw) uwielbiałem słuchać jeszcze nie tak dawno temu. Przez długie lata byłem histerycznym fanem zespołu Tool, którego emploi było obtoczone New Age’em jak schaboszczak panierką. Za ich podszeptem sprowadziłem ze Stanów książkę „Nothing In This Book Is True But It’s Exactly How Things Are”, która miała mnie oświecić, a okazała się konglomeratem bzdetów o Atlantydzie, Twarzy na Marsie i Area 51. Dzięki Tool wciągnąłem się też w twórczość Billa Hicksa, który — choć to strasznie, ale to strasznie zabawny gość — również ładował mi do łba sporą dawkę dziwacznych poglądów. Siedziałem w tych historiach tak głęboko, że kiedy ukazał się „Kod Leonarda da Vinci”, mogłem wydać z siebie jedynie pogardliwe parsknięcie „Pfft, stare, było”. Na szczęście nadludzkim wysiłkiem wydostałem się z tych mentalnych opresji i dziś wspominam je jako sympatyczny, acz głupawy odlocik od rzeczywistości, który zafundowałem sobie przed trzydziestką. Choć więc dziś jestem czysty, ta jazda nie jest mi obca.
Tu byłoby miejsce na garść pseudopsychologicznych rozważań o naturze altmedowego spiskologa. Zamiast nich odwołam się do słów Olgi Tokarczuk, która powiedziała kiedyś, że choć jej literaturę przepełnia magia, w życiu codziennym woli racjonalizm. 100% racji, pani pisarko. Moje ulubione filmy i książki są pełne fantastycznych, baśniowych stworów i wyrafinowanych spisków tworzonych przez arcyzłoczyńców ze szczytów władzy — no bo o czym mam oglądać filmy, na Trygława, o bohaterskim racjonaliście, który odkrywa, że w domu NIE STRASZY? Umiem jednak wytyczyć wyraźną granicę między sztuką a rzeczywistością. Mam wrażenie graniczące z pewnością, że spiskolodzy tej granicy narysować nie potrafią (bądź nie chcą). Arcyzabawnym efektem zatarcia tego podziału jest doszukiwanie się masońsko-satanistycznej symboliki w teledyskach Lady Gagi bądź odszukiwanie prawdziwych sprawców Zamachu Smoleńskiego na podstawie kiepskiego thrillera z kiepskim aktorem.
U altmedowców występuje podobny syndrom, co u fundamentalistycznych katolików: obie grupy mają obowiązek wiary w komplet dogmatów; selektywność jest bardzo źle widziana. Kiedy na portalu Wolne Media w komentarzach pod wpisem na temat chemtrails ktoś wyraził opinię, że to bzdura wymyślona dla ośmieszenia prawdziwych spisków, takich jak Smoleńsk czy WTC, spotkał się z natychmiastową ripostą, że z pewnością jest spiskowcem uczestniczącym w globalnym spisku mającym na celu ośmieszenie idei chemtrails.
Po jakimś czasie spiskologiczna twórczość staje się przewidywalna. Ci ludzie uwierzą po prostu w nawet najgłupszy bzdet. O wiele ciekawsze są osoby z naszego nihilistycznego, psychopatycznie racjonalistycznego środowiska, które noszą w sobie małe altmedowe nasionko. Wierzą na przykład, że ludzkość jest gruba, bo je za mało mięsa albo że Tradycyjna Medycyna Chińska — choć akceptują idiotyzm teorii życiowej siły chi i brak wyników w badaniach — działa akurat w ich jednostkowym przypadku. I jakoś nie mogą zauważyć, że używają dokładnie tych samych argumentów co hardkorowi wyznawcy medycyny alternatywnej.
Opinia, że My jesteśmy mądrzy, a Tamci są głupi, to krzywdzące uproszczenie. Wielu kreacjonistów czy homeopatów to osoby wysoce inteligentne. Inteligencja nie dość, że nie chroni przed złapaniem się na haczyk oszołomostwa, to wręcz pomaga mu się zagnieździć w naszej duszy. Za pomocą umiejętnej selekcji linków do PubMedu czy artykułów popularnonaukowych inteligentny człowiek jest w stanie stworzyć wiarygodną opowieść utwierdzającą go w danym poglądzie.
Muszę się przyznać, że sam noszę w sobie taki mały altmed. I nie mówię tu o kręgarzu, który umiejętnym ciosem z przekręceniem ulżył mi w bólach kręgosłupa i wyrwał mnie grabarzowi spod łopaty, kiedy medycyna oficjalna postawiła na mnie krzyżyk (tak było, przysięgam!). Mówię o moim rzucaniu palenia.
Paliłem nałogowo mniej więcej od czternastego roku życia. W takim nasileniu, że jeszcze w liceum zacząłem palić w domu, bo inaczej się nie dało. Przez dwadzieścia lat mojej kariery palacza podjąłem chyba z pięćset normalnie prób rzucenia; każda z nich była żałośnie nieskuteczna. Po kilkunastu godzinach od odłączenia dopływu nikotyny czułem się jak napięta cięciwa, trzęsły mi się ręce, włączało się widzenie tunelowe, a z każdą minutą wzrastało przeświadczenie o nieuchronności powrotu do nałogu. No i wracałem. Byłem bez szans. I tak za każdym razem, aż do piątku 10 października 2008 r., kiedy skończyłem czytać książkę Allena Carra o rzucaniu palenia i o godzinie 23:46 na swoim balkonie wypaliłem ostatniego papierosa w życiu.
Allen Carr nie powiedziałby, że to książka o rzucaniu palenia, bo według niego palenia się nie rzuca, tylko przestaje się palić (stawianie nacisku na dobór słów pewnie nie tylko mi kojarzy się z NLP i MLM). Kluczowe tezy, które do mnie przemówiły, były racjonalne i proste: każdy zapalony papieros służy wyłącznie zniwelowaniu efektów głodu nikotynowego wywołanego przez poprzedniego papierosa; rzucając palenie nie rezygnuję z czegoś, ale wracam do stanu normalności, jakim jest niepalenie; fizyczne objawy odstawienia miną po kilku dniach, więc nie ma co desperować. Szerzej o metodzie napisał kol. Radek — to zresztą dzięki tej jego notce zdecydowałem się sięgnąć po książkę Carra.
I faktycznie, było jak napisał Carr. Przestałem palić, nie miałem żadnych cięciw, trzęsawek, tuneli, cierpień. Nie tęsknię za paleniem w ogóle, czasem tylko przyśni mi się, że palę — budzę się wtedy wściekły, że kurwa, co ja głupi robię. Ostatnie dwa lata bardzo ciężko doświadczyły mnie na gruncie zawodowym i osobistym, i może piję od tego więcej czerwonego wina, ale nawet w największym dole nie przeszło mi przez myśl, żeby sięgnąć po papierosa. Jestem wolny. Na mnie Carr działa. Na Radka, mojego wybawcę, jak się okazuje, nie działa: z tego co wiem, Radek przegrał sromotnie i obecnie jest na etapie rzucania metodą Pi Dżej Es En, czyli „Palę, Jak Się Nawalę”.
No, skoro to taka rewelacyjna metoda, to na pewno coś będzie w PubMedzie. No, coś niby jest. Dwa badania ankietowe sprawdzające efektywność grupowych sesji rzucania palenia metodą Allena Carra (1, 2). Na organizacji takich sesji zarabiają jego spadkobiercy — sam Carr zmarł na raka płuc. Według oficjalnej biografii zachorował w wyniku biernego palenia: podczas prowadzonych przez niego grupowych sesji można palić. I biedaczek, już niepalący, wdychał ten cudzy dym, dostał raka i zmarł (do mnie przemawia inne wytłumaczenie: facet przez ponad trzydzieści lat swojego życia palił od trzech do pięciu paczek dziennie). Dwa inne teksty twierdzą, że brak wystarczających danych na oszacowanie efektywności metody (1, 2). Niewielka liczba publikacji trochę dziwi, bo akurat rzucanie palenia wygląda na bardzo wdzięczny obiekt dla badacza. Efekt jest binarny: albo się pali, albo nie, nie tak jak w większości tego altmedowego szajsu, gdzie głowa boli jakby mniej i rzadziej, a na pewno w innym miejscu. Istnieją metody weryfikacji prawdomówności badanych. Szkoda. Bo sam Allen Carr w swojej książce wypisuje opowieści, które niemal automatycznie kojarzą się z dr. Ashkarem czy innymi szarlatanami: setki łzawych podziękowań, misja uwolnienia świata od nałogu, 90-procentowa skuteczność i medyczny establiszment tkwiący w okopach oficjalnej dogmatyki. A przy ponownym czytaniu książka, obok owej racjonalnej argumentacji, która tak bardzo do mnie przemówiła, momentami okrutnie razi stylem podręcznika szczerzenia zębów dla MLM-owca.
Czy polecam innym tę metodę? Powiedzmy, że robię to w taki sposób, żeby nie nadwerężyć mojej reputacji negacjonisty altmedu: dodaję do swojej laurki liczne obwarowania, zastrzeżenia i możliwe inne powody sukcesu w rzucaniu palenia. A mam ich kilka:
Po pierwsze, dzieci. Jako palący grubas o siedzącym trybie życia kwalifikowałem się do grup ryzyka naprawdę wielu chorób i miałem bardzo duże szanse, że nie doczekam świętowania matury mojego potomstwa. A bardzo kocham swoje potomstwo. To sprawiło, że po drugie, byłem bardzo zdesperowany, a ponieważ spróbowałem już tych wszystkich gum i plasterków, traktowałem książkę Carra jako ostatnią deskę ratunku, wiązałem z nią ogromne nadzieje jeszcze przed jej przeczytaniem. Pamiętam, że przeczytałem ją raz i nie zadziałała, paliłem dalej. Wściekły, przeczytałem ją jeszcze raz od połowy (bo na pewno pod koniec czytałem nieuważnie i coś istotnego mi umknęło!) — i dopiero wtedy zażarło.
Po trzecie, mieszkanie z niepalącą żoną i niepalącymi dziećmi wyrzuciło mnie z moim paleniem na balkon. Zimą 2007 r., kiedy zrobiło się naprawdę mroźnie, wpadłem na genialnie prosty pomysł: otóż będę palił na klatce schodowej! Fast-forward do października 2008. Nadchodzi kolejny sezon grzewczy i mam przed sobą taką perspektywę: poranki i wieczory najbliższego półrocza spędzę zakradając się w gaciach na klatkę, niewyobrażalnie smrodząc moim sąsiadom, kuląc się przed każdym dźwiękiem otwieranych drzwi do mieszkań i cierpiąc okropne poczucie winy i ogólnego upodlenia. Jak byłem biednym studentem, dopalałem własne kiepy, gromadzone w wielkiej puszce po cukierkach toffi, ale dopiero upokarzające doświadczenie zasyfiania smrodem klatkowskiej pokazało mi, jak głupie uzależnienie może pomiatać człowiekiem, jak bardzo może go degradować. Dlatego dziś, gdy czytam bzdety Żakowskiego porównującego się do uciskanego Murzyna (są jeszcze tacy, którzy porównują się do Żydów w getcie, ale to małe chujki), to chcę mu powiedzieć tak: panie Jacku, ja pana rozumiem, pan jest nieszczęśliwy i zniewolony, i z tego swojego nieszczęścia i zniewolenia czyni pan jakiś atut, przywilej i wypisuje pan dyrdymały, zamiast wziąć się w garść, do kurwy nędzy, dziecku pan ojcem.
Po czwarte, i być może najważniejsze, przestałem palić niemal równo tydzień po otrzymaniu pocztą Cudownego Medalika. Allen Carr, pfft.
P.S. Po kilku dniach od skończenia notki ogarnęło mnie uczucie niepewności, czy na pewno udało mi się dobrze przekazać zamysł, z którym siadałem do napisania notki. Często mi się zdarza, że jak się rozkręcę, to zbyt odjeżdżam od pierwotnego szkicu: tak było chociażby w przypadku notki o doktorze Ashkarze, która wyszła jak wyszła, a chciałem napisać, że jego metoda jest super, stosuję ją od tygodnia i czuję się ŚWIETNIE, tylko coś mnie strasznie w nogę napieprza.
W tej notce nie chodziło mi o to, że metoda Carra to altmed. Altmedowe jest raczej to, że prośby o linki do badań w PubMedzie zbywam pogardliwym stwierdzeniem, że te wasze cyferki w tabelkach bledną przy potędze mojego osobistego świadectwa. I nikt mnie nie przekona, że czarne jest czarne, a białe jest białe!
bart :
E, tam.
bantus :
Bo cyrk z podawaniem placebo znajduje odzwierciedlenie właśnie w tych niebinarnych efektach. Osoba obsłużona inaczej wypełni kwestionariusz niż osoba nieobsłużona, nawet jeśli obsługa polegała na podaniu szklanki wody.
venividi :
Ale od czegos trzeba zaczac, a bedac otylym raczej ciezko napierdalac w kosza; rownie ciezko (chyba?) uzaleznic sie od monotonnego kiwania sie na orbitreku.
@slotna
Od orbitreka będąc grubym uzależnić się jest bardzo łatwo, po 5 minutach (na poczatku) w trybie cardio i zejściu, masz taki odlot jakiego nie dadzą dwa dni spędzone w coffeeshopach Amsterdamu.
@bart
Przyznałbym się do swoich alternatywnych młodzieńczych fascynacji, ale mi wstyd.
Slotna :
E, to całkiem sympatyczne jest. Zwłaszcza jak się go ma wycelowanego w telewizor.
Alex :
No przeciez te piec minut nic nie da, a pozniej juz nie masz odlotu ;)
bart :
No to chudnij :) Ja sie nie nudze nawet bez telewizora, ale ciezko powiedziec, zeby mnie to fascynowalo samo w sobie.
bart :
Istotnie to niesłychane, że w dyskusji na blogu ktoś zabiera głos niepytany. Myślałem, że dzielę się ciekawymi informacjami w niezobowiązującej dyskusji, a tu okazuje się, że ewangelizowałem! To spore zaskoczenie, bo napisałeś wtedy przymilnie:
“A weź rozwiń temat, a nie rzucaj ogólnikami. Nie przypieprzam się, temat jest ciekawy i chętnie usłyszę więcej.”
Ale potem wyguglałeś sobie Taubesa, który skojarzył Ci się z Krysią Optymalną i ciekawy temat zamienił się w smażone farmazony. Na przeczytanie przełomowego artykułu Taubesa ponad drugą stronę czasu Ci już nie starczyło, wolałeś szybciutko odwołać się do przepastnej skarbnicy własnych uprzedzeń i dyskutować z tezami wyssanymi z własnego palucha, zamiast z tekstem.
To nie jest ciekawy aspekt żadnej sprawy, bo jak łatwo wyguglać, nie ewangelizuję w ten sposób nikogo innego. Zabrałem wówczas głos na forum WO z powodów najbardziej zbliżonych do tego, co napisał bantus – chciałem skonfrontować, czy ktoś z prześwietnego Think Tanku DKN w ogóle słyszał o temacie. Okazało się, że nie tylko nie słyszał, to jeszcze… no, nie będę się powtarzał.
W skrócie – przefiltrowałeś to, co przeczytałeś przez swoje własne uprzedzenia, a teraz traktujesz to jako fakty.
Czy z altmedowcami, którym robisz “tłuczenie buca” też tak postępujesz? Najpierw przekręcasz ich teksty, a potem dyskutujesz z wymyśloną przez siebie tezą? Nic dziwnego, że od początku tej dyskusji nie napisałeś nic konstruktywnego, choć prosiłem o bardzo prostą rzecz – podanie, kto właściwie twierdzi, że ludzie grubną, bo jedzą za mało mięsa.
Zaczynam być zniesmaczony udziałem w tej dyskusji. Oczywiście, jestem tu anonimowym nikim, więc czuj się wolny zbanować mnie. Albo przekręcić jeszcze więcej tekstów czy w inny sposób wykazać się brakiem umiejętności czytania ze zrozumieniem.
@slotna
pierwsze nie, potem jest to więcej i po zejściu odlot jest, poza tym to jak z każdym dragiem, efekt rampy
czescjacek :
Prawda.
venividi :
Bzdura.
Sporty są niebezpieczne dla zdrowia.
No paczpan – a ja właśnie zasiadłem parę dni temu do lektury książki Carra i nawet miałem jakoś pytać na fejsie jak ją oceniasz i czy nie zmiękłeś, jak Teklak. Miałem pytać, ale po pierwsze zapomniałem, a po drugie nieśmiały jestem.
Co do altmedu, to raz tylko miałem styczność – kiedy w wieku lat około dwudziestu od wojska się migałem. Zabawne to było – oddałem miłemu panu kawałek kupy w słoiczku, a on machał nad nim jakimś wahadełkiem i mówił, że jestem uczulony na wszystko (srsly – WSZYSTKO). Musiałem bardzo uważać, żeby się nie śmiać.
Hej, skoro mówimy o zakręceniu altmedowym, to znalazłam takie śliczności. To w sumie też poniekąd alt, nieprawdaż.
Co do rzucania palenia i diet, moje anecdata mogą być zniechęcające. Rzuciłam palenie (w szczytowej formie – paczka-półtorej dziennie, żadnych slimów, mentoli i innego udawania) kilka lat temu (pięć lat, dwa miesiące i dwadzieścia dni temu). Oraz kilkanaście kilo temu.
Nie żebym kiedykolwiek była zwiewna i szczupła. No dobra, prawie że szczupła byłam raz w życiu. To był taki zły okres w moim życiu, że doustnie przyswajałam prawie wyłącznie kawę i papierosy, oraz środki na powstrzymanie złych głosów. Ale nie polecam nikomu.
@ bart:
Wiesz, co do rzucania palenia, wiele rzeczy pomaga. Ja tam usłyszałom w dzieciństwie, że z moim żołądkiem (skaza białkowa, alergia pokarmowa, początki wrzodów i #bógwico jeszcze) jak zapalę to się od tego przekręcę. Obecnie po studiach między innymi biologicznych, spędzeniu sporej ilości czasu z profesjonalnym hipochondrykiem i zapaleniu eksperymentalnie skręta lub dwóch, wiem że ta teza jest nieuprawniona. Ale jakoś mi nie wyrosła potrzeba dymienia… Wiek krytyczny czy coś?
czescjacek :
Nie działa przy posiadaniu rodziny, a chyba nie polecasz Bartowi pozbycia się jej?
naima_on_line :
A moje anecdata są zachęcające. Po rzuceniu palenia w pół roku przytyłem 6 kilo, po czym – kiedy już odzyskałem oddech – ćwicząc i licząc kalorie zacząłem wagową jazdę w dół. Niestety, pół roku i 12 kilo później mi się znudziło.
bart :
Nie przejmuj się, ja też tęskniłom. Ale miałom problemy z wątrobą, raz czy dwa razy bolesny atak. Nie wiem czy od smalcu, ale jakoś tak mi się skojarzyło. Raz się strułom wędzoną rybą (też kiedyś uwielbiałom). Jak się człowiek przemęczy po zjedzeniu czegoś, to potem nie tęskni….
Ale, aby nie ewangelizować:
1. Nie polecam nikomu strucia się czymkolwiek (aby zrobić to w kontrolowanych warunkach trzeba celowo zjeść coś toksycznego, a to już chore conajmniej na poziomie picia nafty). Tym bardziej nie polecam ostrego ataku wątrobowego…
2. Jestem informatykiem, więc “u mnie działa” należy traktować z dystansem…
bantus :
Jak na moje przemyślenia po przeczytaniu kilku opracowań za i przeciw, oraz obserwacji własnych (obserwacji było mniej niż 100 egzemplarzy w każdej próbce więc to tylko przemyślenia a nie teoria), efekt placebo to rodzaj odruchu warunkowego. Czyli, możesz wiedzieć że nie działa, ale twój organizm zareaguje odpowiednio. Problem w tym, że odruchy (warunkowe znaczy się. Jak nie ma odruchu bezwarunkowego, polecana wizyta u neurologa) u jednych są u innych nie ma, więc efekt dość nieprzewidywalny i chaotyczny…
Jiima :
Z ostatnich notek chyba wynika, że this already has been taken care of?
Jiima :
O, po sterydach mam wrażliwą von trupkę i smalec to już tylko na obrazkach. Żegnaj smażenino.
#wstydliwewyznania
Ukąszenie daenikenowskie przeszło mi jak świnka: w dzieciństwie i leciutko. Znaczy, mój wewnętrzny bulszyt detektor już wtedy pikał nieśmiało.
Poważniejsze ukąszenie altmedowe przyszło w okolicy 25 roku życia, kiedy to dopadły mnie różne nieprzyjemne choroby naraz (to istotne). Ponieważ chodziłem wtedy jeszcze do podłego studenckiego ZOZu z wyjątkowo fatalnymi lekarzami, to mało że nie wyleczyli, ale jeszcze pogorszyli, skutki ciągnęły się długo. W przypływie desperacji (jak boli już nie miesiące, ale lata, człowiek ima się różnych dziwactw) zacząłem czytać w internetsach i wyszło mi, że to kandydoza (nie śmiejcie się, pliz). Próbowałem zwalczyć ją odpowiednią dietę, na kupowanie drogich suplementów bulszyt detektor zawył jak syrena przeciwmgielna.
Skończyło się tak, że przez trzy miesiące nie jadłem słodkiego, za to spożywałem chleb razowy, czosnek, piłem zieloną herbatę i uważałem na niektóre składniki pożywienia. Wiele to nie zmieniło, więc potem mi przeszło staranie (uwielbiam słodycze), a bełkoty nawiedzeńców na stronkach nawet w szczytowym momencie powodowało u mnie efekt backs away slowly. Trochę później zaś znalazłem sensownych lekarzy i uporałem się z większością chorobowych problemów. Summa summarum mogło być gorzej.
czescjacek :
Ej, rodzina to nie tylko żona!
mrw :
http://answers.yahoo.com/question/index?qid=20080202111137AAa1QOo
Wreszcie racjonalne zastosowanie dla homełka: odchudzanie.
Golonka i piwo, a wszystko w rozcieńczeniu 1:Bardzo Dużo.
bart :
A zatem jesteś Prawdziwym Europejczykiem – 70% mieszkańców UE formułuje swoje największe marzenie jak wyżej.
Przypomina mi aferę z “Kartami Illuminati” namierzoną przez Bibułę.pl:
Karty są dostępne nadal w internecie, w google znajdziemy wiele ich rodzajów. Wydaje się, że przedstawiają one dość szczegółowo plany Iluminatów odnośnie najbliższej przyszłości świata. Kilka z kart zostało już “zagranych” jak te:
I tu lecą skany kart. http://doktorno.vot.pl/content/szalone-wujki-i-karcianki-albo-jak-trudno-odroznic-fikcje-od-rzeczywistosci
DoktorNo :
Cholera wie, przez kogo, ale na pewno nie przez Bibułę, bo ci tylko zrobili copypastę z Grypy666.
@ asmoeth:
W ogóle Bibuła.pl bywa “kosmiczna”: ostatnio jak tam byłem (~10 m-cy temu) to emocjonowali się rzekomymi kamerkami w amerykańskich tunerach DVB, co ktoś niby znalazł na YouTube.
eli.wurman :
Twoja maniera w dyskusji bywa bardzo męcząca, ale odpowiem Ci grzecznie.
To moje zdanie wyrwane z kontekstu rzeczywiście brzmi jak ciężka bzdura, ale Bart pisał o swojej miłości do smalcu i o tym jak to wyrzec się go nie chce. W tej sytuacji, skoro nie dieta, to jedyny sposób by schudnąć to ruch. Rozmowa więc była o tym ruchu, Bantus między innymi stwierdził “po prostu trzeba już ćwiczyć do końca życia i to regularnie, a to już nie tak łatwo sobie wytłumaczyć.”.
No i na to dopiero ja mówię, że zamiast sobie tłumaczyć i się przymuszać, fajniej jest znaleźć sobie dyscyplinę którą bardzo się polubi. I w tym sensie uzależni. Dalej bzdura? Bo dla mnie działa świetnie.
Przepraszam najmocniej, nie Bibula.pl, tylko Bibula.com.
Pod Operą nie mogę edytować komentarzy.
DoktorNo :
Możesz. Trzeba okienko edycji otworzyć w nowym tabie.
mrw :
Jak najbardziej. Bywają też dobre dla zdrowia. Ale tu była mowa o kotlecie.
asmoeth :
Az sobie sprawdze.
Edit: O.
@ asmoeth:
No faktycznie, otwiera się, ale wywala mi “You do not have permission to edit this comment”.
Edit: można, ale chyba do pewnego czasu. Starych komentów nie zmienię… :|
DoktorNo :
To ja nie wiem, u mnie działa. Może masz coś z ciasteczkami?
DoktorNo :
Czas minął albo restartowałeś Operę.
EDIT:
asmoeth :
Obsesja odchudzania.
@ janekr:
janekr :
Co do chudnięcia: prosta metoda – Mniej Jeść Codziennie.
I odstawić cukier.
bart :
To co z tym smaluszkiem? Chcesz go wcinac czy na zawsze zegnaj?
12 kg to bardzo ladnie! Cos wrocilo czy sie trzymasz?
Slotna, to moze jest cos dla ciebie skoro do Dukana nie mozesz sie ponownie przemoc. A tu oficjalna_strona.
ewa.mewa :
Wróciło. Przytyłem sześć, schudłem dwanaście, przytyłem sześć. Dwa kroki w przód, jeden w tył.
bart :
No to wyszlo na zero. Podjeles ponownie wyzwanie czy dopiero sie czaisz?
Boje sie ze mi sie tez ‘znudzi’. Ide drobic na biezni.
Ja straciłem 4-5 kg na wiosnę. Puki co się trzymam…
@ czescjacek:
Te alternatywy dla smalcu brzmią równie przerażająco. Kiedyś próbowałom zeżreć trochę Hamerykańskiego Specjału (peanut butter) i… nevermind, bo ktoś może jeszcze coś je właśnie. Poziom tłuszczu porównywalny do smalcu, poziom smaku… nevermind again/
A co do odchudzania, to również moje niespełnione marzenie… W zasadzie w życiu udało mi się schudnąć dwa razy…
1. W wieku 7 lat trafiłom do szpitala z zapaleniem wyrostka. Szpitalna dieta (lata 80-te ubieglego wieku) odchudzila mnie idealnie…
2. W wieku 17 lat nagle zaczęłom rosnąć i straciłom pseudonim “małe”.
#2 nie do powtórzenia, #1 nie pali mi się powtarzać (nie to że da się jeszcze raz na wyrostek, ale parę powodów do pogrzebania w bebechach na upartego by się znalazło)…
DoktorNo :
#znaczyzejak? Mam zjeść jutro 4 kanapki, pojutrze 3 itd aż do odzwyczajenia się od jedzenia?
ewa.mewa :
Czy ja mam paranoję, czy to normalne że jak widzę że ktoś wymyślił dietę cud i na dokładkę sprzedaje książkę, to od razu włącza mi się bullshit detector?
venividi :
Które to te dobre?
Co do doświadczeń altmedowych, to rodzice mnie i siostrę kiedyś ciągali na biorezonans przeciwuczuleniowy. Ale w końcu sami sobie zdali sprawę, że to ściema.
Jiima :
Mniejsze porcje ogólnie. Więcej warzyw i owoców, mniej słodyczy.
venividi :
Tyle, że potem tłucze się z tego mem, jakoby sport to zdrowie, wszyscy uprawiajcie sport, to będziecie zdrowi. A to bzdura. Jest mnóstwo przeciwwskazań.
DoktorNo :
Magiczna tabelka z kaloriami per 100g produktu podpowiedziala mi jakis czas temu, że 4 herbaty posłodzone po 2 łyżeczki cukru (czyli tyle ile kiedyś pijałem dzienie) to tyle co jeden serek wiejski. Więc wybrałem przerzucenie się na te mniej lub bardziej niedobre smakowe herbaty, a przepyszna herbatka z cytrynką i cukrem odeszła do Świata Pokarmów Zakazanych. Do herbatek ziołowych, owocowych itp przywykłem, herbatkę z cukrem i cytrynką czasami raz na tydzień machnę na kacu.
mrw :
Wszystkie te, które sprawiają przyjemność, poprawiają kondycję, samopoczucie, metabolizm, zapewniają zdrowy sen, a nie wymagają wstrzykiwania metadonu i nie masakrują regularnie organizmu.
@lysaczi
A 4 herbaty bez cukru lub z połową łyżeczki? (serio się pytam bo jestem na wojennej ścieżce z nadwagą)
eli.wurman :
Może i tak, ale nawalasz tu w chochoła, któregoś zbudował z jednego zdania mojej wypowiedzi o czymś innym.
ojap :
fuj, wolę już te smakowe i ziołowe. Uzależnienie od herbatki z cytrynką sięga wczesnego dzieciństwa, wyleczyć się w moim przypadku nie da inaczej niż jak od innych narkotyków, czyli całkowitym odstawieniem. Herbata bez cukru to zupełnie inny napój, coś jak herbata z mlekiem.
venividi :
Wiem, ale ja się sportem brzydzę i dissuję zawsze, gdy mam okazję. #nieudanytrolling
OT i dwa dni za późno, ale następne wybory już za cztery lata:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,6106578.html
@lysaczi
Już wolę herbatę bez cukru (cytryny nie używam) niż herbatę nieherbacianą czyli te fuj smakowe i ziołowe.
#schudnięcie
Ja schudłem raz jak miałem 14 lat na obozie w Rosji jakieś 10 kg. i od tamtego czasu wszyscy narzekają na to jaki chudy jestem pomimo BMI ~19,5.
#wstydliwewyznania
Ja nie przeszedłem ani daenikenizmu ani korwinizmu ale parę lat temu przyjąłem za dobrą wiarę zapewniania osoby antyszczepionkowej w wersji light czyli bez depopulacji i NWO. Przyznaje się bez bicia że nie chciało mi się robić riserczu. Po jakimś czasie zacząłem się zastanawiać że gdyby coś w tym było to by gdzieś w mejnstrimie wypłynęło. Dobicie nastąpiło na jakiejś stronce w Otchłani (zrobiłem WTF), a tak już ostatecznie Gospodarz.
nick.bourbaki :
Kolega hibernatus?
http://wo.blox.pl/2008/12/Duch-Swiety-i-radiestezja.html 30 grudnia 2008
frankie :
Dochodiaga!
Jiima :
Paranoje? Nie. To biznes i tyle. Pracujesz w zawodzie, sprzedajesz ksiazki, produkty dietetyczne, turnusy odchudzajace, konsultacje i zarabiasz.
Nie tylko Ian Marbel ale Dukan przeciez to samo.
Pytanie czego ty potrzebujesz aby skorzystac z danej metody. W przypadku Iana wystarczylaby mi tylko wlasciwie wiedza z TV a ksiazke kupilam na ‘tanich ksiazkach’ aby poglebic wiedze. Nie musialam ale kupilam.
W przypadku Dukana wystarczyloby mi tylko forum ale tez chialam dowiedziec sie wiecej. Ksiazke mam ze skanow od kolezanki z netu. Brzydko ale nie mialam czasu czekac na przesylke z Polski bo diete juz zaczelam. Kupilabym ja nawet ale jednorazowe przeczytanie mi wystarczylo i nie wiedze wiekszego sensu.
Od ciebie zalezy ile cenciakow wlozysz w ich biznes i jak sie z tym bedziesz czuc oraz czy skorzystasz z diety czy tez nie.
venividi :
Seks?
ewa.mewa :
Ech. Jak rozumiem niektórym waga spada od kupienia książki?
Widzisz, właśnie dlatego jestem sceptyczne. Jak już wspominałom, odchudziła mnie dieta kroplówkowo-bezjedzeniowa i druga pod tytułem robimy z małej Jiimy-kurdupla Jiimę w wersji z wzrostem “wysoki” w dowodzie. Obydwie drastyczne, poza tym w moim wieku rośnie się właśnie jedynie wszerz.
Co do reszty, rzeczywiście wszystko sprowadza się do diety ŻM (żryj mniej), a wszyscy cudowni dietetycy nawalają sprzecznymi informacjami typu:
“trawienie białka zużywa więcej energii niż jego wartość odżywcza, więc spożywając białka spalamy tłuszcz” (WTF, na biochemii mnie inaczej uczyli… może to skrót myślowy wychodzący z założenia, że spora część białka nie zostaje od razu spalona tylko zużywana jest do odbudowy tkanek…)
kontra
“tłuszczu nie da się spalić inaczej jak przez wysiłek fizyczny” (tłumaczy czemu pomimo słusznej budowy mdleję w robocie jak nie dostanę cukru. Gwoli wyjaśnienia – nie mam cukrzycy)
i tak dalej #wkolomacieju
Plus nie da się ukryć, że spora część diet to czysty altmed, nawet jeśli nie twierdzą że potrafią wyleczyć raka lub nawet przeziębienia. No i informatyczne dowody anegdotyczne (u mnie działa). Jeszcze gorzej jest jak zaczyna się handel cudownymi pigułkami ŻICIS (żryj ile chcesz a i tak schudniesz), które albo nie działają, albo powinny być używane pod ścisłym nadzorem lekarza (a nie są).
Innymi słowy, czy nie lepiej poszukać specjalisty? I gdzie go znaleźć?
@Eli
Ja też jestem przeciwne sportowi… Ale czasem nachodzi mnie zwątpienie…
eli.wurman :
A wyrzeźbione klaty czy tarki na brzuchu też dissujesz? Cz tylko drogę jaka do tego prowadzi?
Jiima :
Ja tak napisalam?
A to przepraszam, nie zrozumielismy sie.
Waga moze nie spadac nawet po tym jak kupisz ksiazek trzy i bedziesz sie stosowac do wszystkich zasad danej diety.
Jiima :
No wlasnie ze nie wszystko. Nie ma jasnej, prostej, jedynie slusznej odpowiedzi. Trzeba szukac tej wlasciwiej tobie.
Co do twoich cytatow to nie mam pojecia. Nie mialam biochemii a na chemii i biologii na poziomie LO glownie spalam. Wiem, to zle a mama mnie przeciez ostrzegala.
Jiima :
Moze i tak. Nie mam pojecia. Przez jakies diety przeszlam i mam swoje doswiadczenia i przemyslenia. Takich typowo ‘cudownych’ unikalam.
Jiima :
No ja juz sie prawie, prawie zdecydowalam. W szpitalu do ktorego jestem przypisana oferuja wrzechstronna i fachowa pomoc ale to naprawde sporo kosztuje.
Znalazlam Dukana i dalam mu szanse. A wlasciwie sobie. Szpitalny kurs odpuscilam sobie.
Ciesze sie ze po latach prob i bledow znalazlam cos co _na_mnie_dziala_.
To ze znajde badania co powinno na mnie dzialac albo co powinno dzialac na wszystkich/na wiekszosc, to ze zrozumiem dokladnie procesy jakie powinny zachodzic, bardzo by mi pomoglo ale znowu nie zagwarantuje _efektu_.
eli.wurman :
Ale my tu raczej o rekreacji, nie o rywalizacji i zawodowstwie. Pojeździć parę godzin tygodniowo na rowerze, pograć raz w tygodniu w siatkówkę zamiast na kompie nie prowadzi od razu do zwyrodnień, urazów i masakry metabolizmu. To nawet jest nieźle socjalizujące. Że przy okazji to pomoże przy zrzuceniu dodatkowej opony z brzucha to tylko plus dodatni.
ekolog :
Przecież nawet rekreacyjnie grając w karty można doznać urazu nadgarstka.
EDIT: Albo ja mam coś ze wzrokiem, albo blog zwariował i myli ludziom awatarki.
Mnie się natomiast zdarzyło mieć objawy przypominające typową paranoję. Nie zmieniło to mojego racjonalnego światopoglądu na inne sprawy, nawet czytałem wtedy już czasem Blog de Bart i podobne blogi, a moje własne urojenia wcale nie wydawały mi się irracjonalne. Dorobiłem sobie do nich taką teorię, że niemożliwa była ich jakakolwiek falsyfikacja. Dokładnie to samo widzę teraz u zwolenników teorii spiskowych.
Gammon No.82 :
Wypadki chodzą po ludziach i sufit może mi zaraz na łeb spaść. Jednak to ryzyko nie zmusi mnie do wstania z łóżka.
Ha! ja mam z dietą tak że: przez ostatnie 5 miesięcy -12 kilo na żryj mało (niby zacząłem Dukana ale po 2 dniach na białku bez warzyw miałem ochotę mordować za plasterek pomidora) – teraz niby stoję w miejscu wagowo, ale czuję że zaraz zacznę nabierać sadła z powrotem. Nie mogę zastosować diety letniej bo nie ma tylu świeżych warzyw, które uwielbiam i używam jako zapychacza na głód. Nienawidzę gotować i robić zakupów (like: really really hate) więc żadna dieta, która wychodzi po weź pomidora w jedną rękę i ogórka w drugą – tak zrobioną sałatkę spożyj ze smakiem – nie wchodzi w grę. Mieszkanie i życie dzielę z osobą, która rewelacyjnie gotuje i ma teraz mało zleceń – więc czasu więcej na pichcenie. Walczę ze sobą o nieprzytycie do następnego sezonu warzywnego. Ale ciężko idzie.
RobertP :
Też, przecież to jest paskudne.
ewa.mewa :
Iii tam. Kiedys sie przemoge. Zreszta od mniej wiecej poltora roku jestem na tak samo lajtowej diecie (Pape), ktora ma mnostwo zalet i tylko te drobna wade, ze na niej nie chudne. Podstawowa zaleta jest to, ze po dziesieciu latach wyszlam z zakletego kregu “500 kcal, bo na 1000 tyje”*, nie zamierzam do tego wracac (o wow, co ja mowie, chyba uwierzylam w swoj sukces), a ze troche jestem pasztet? Oh well. Grunt, ze nie tyje, a jem jak czlowiek. Poza tym od mieszkania na wyspach perspektywa sie zmienia ;) Dukan mi metabolizmu na nowo nie skopie, wiec spokojnie sobie poczekam, az wroci mi apetyt na chudy twarog i wiorowate mieso.
* To mi przypomnialo, ze jednak mam cos wstydliwego – na daenikenizm i korwinizm sie troche za pozno urodzilam, ale za to idealnie, zeby trafic na diete tzw. kopenhaska wzglednie trzynastodniowa. Zrobilam to sobie dwa razy i probowalam trzeci. Zgroza.
To ja się przyznam – raz rodzina mnie wyciągnęła na jeden turnus diety 600 kalorii w Gołubiu:
http://uzboja.pl/wczasy-zdrowotne/
(mi ta strona działa baaardzo powoli, ale może to tylko mój komputer nie lubi dobrych stron)
Ponieważ nie pomogło mi na nerwy, nie dałem się po raz drugi zaciągnąć.
najlepiej odchudza rozwód.
A wracając do małego wstydliwego problemu z mambodżambo- odwróćmy sytuację i zastanówmy się, co mogliby w analogicznej sytuacji poczuć nasi przyjaciele.
Oto Tomek T. łka w twarzą ukrytą w dłoniach “przyznaję się, wierzę w szczepionki!”. Dalej widzimy zatroskaną panią Marię, która szepcze “rok temu zażyłam doksycyklinę…”. Pochód zamyka Optymalna Krystyna wyznająca ze wstydem “Witaminy istnieją. Chyba”.
Bracia i Siostry! Sabotażysta tkwi w każdym z nas.
stosowałamurynoterapięserio
anna :
Na świeżo, czy zagęszczane gotowaniem?
anna :
zrobiłemusgizrobięjeszczejedno
RobertP :
Ba, wszystko już było. Ale to było dwa lata temu, więc nawet ci, co wtedy czytali blog WO zdążyli zapomnieć.
A czy wszyscy widzieli Lucjana Margola, Radiestetę, w akcji?
http://www.youtube.com/v/Mz50UpqZYcY&hl=pl&fs=1
EDIT: a właściwie to już po akcji.
anna :
Ani mnie ani mojej byłej żonie nie pomógł.
@bart
Ja mam większość tego co Jello wydał jako muzyk, ale właśnie do tych tyrad nie mogłem się nigdy przekonać. Próbowałem nieraz, ale nie mogłem zdzierżyć, że nie ma gitar. Śpiewający Jello to jednak inna jakość.
Adam Gliniany :
Mojemu ojcu pomogl, ale przy kolejnej zonie nastapil efekt jojo.
lysaczi :
Nie wyobrażam sobie dnia bez kilku herbat. Kiedyś próbowałem zamienić na coś innego, ale nie da się.
@daniken
Widzę, że prawie wszyscy to przechodzili, więc nie jest mi aż tak wstyd. Może to była moda jak zbieranie znaczków albo obrazków z gum do żucia?
Widzę, że nawet na Discovery miał swoje pięć minut: http://www.youtube.com/watch?v=2jYJednAcTc
edit. A swoją drogą, ciekawe czy to prawdziwy cargo cult: http://www.youtube.com/watch?v=9N6Drxzst6I&t=6m40s
bantus :
Ja pilam jedna za druga, wiec w koncu przeszlam na inne zielska. Owocowych na hibiskusie nie znosze, ale poza tym jest rooibos, honeybush, mieta, szalwia, rumianek, melisa, pokrzywa, rozne zielone i biale itp.
Wstydliwe wyznanie: w liceum szczerze przejmowałam się czakrami, symboliką kolorów i z lubością rysowałam ludziom aury, przekonana, że co im rysuję, to oni z całą pewnością mają. Aha, i poszłam na kurs Metody Silvy (stan alfa, autohipnoza).
Wyleczyły mnie studia, a dokładniej metodologia badań i statystyka. Serio serio. Semestr metodologii i postawa “coś w tym przecież musi być” jak ręką odjął.
Z odchudzaniem jest na tyle wrednie, że chciałoby się jednej, prostej skutecznej metody, a tu fupa, nie ma. Tak jak z rzucaniem palenia, działa jakiś bezsensowny gżdyl, nie działający na innych.
Mnie do motywacji pomaga lista jedzeń fajnych i fujnych. Fajne to te, no, fajne. Te, które uwielbiam i które na dodatek są zdrowe. Czyli np. kasza gryczana, surowe mięso (każde mięso!), kiszone ogórki, pomidory z cebulką, grejpfruty. Fujne to, jak łatwo się domyślić, te, których do pyska nie wezmę, a do tego mogę się pocieszać, że są niekoniecznie najzdrowsze i najchudsze kalorycznie. Czyli np. kotlety mielone i frytki (bleargh).
Po stworzeniu listy maksymalizuję fajne i zarazem staram się maksymalnie zwiększyć listę fujnych.
I jeszcze jedna reguła: jedna rozpusta dziennie. Cała pizza to dwie rozpusty, niestety. Rozpusty się nie kumulują.
Ija_Ijewna :
FUUJ
(co kto lubi)
ewa.mewa :
Nie, tak sobie trolluję dla efektu komicznego. Po prostu jak ktoś mi mówi (nie ty, sama sugerowałaś żeby hackować system i znajdywać info w internetach) “kup knigę i tam wszystko znajdziejsz” i jest to ta-jedyna-kniga a cała reszta jest do d… to ja zaczynam być antyknigowcem. I rzeczywiście mam wrażenie po konsultacji z eks-nawiedzoną dietetyczką, że wszystko kwestia indywidualnych potrzeb, pomieszanych częściowo z myśleniem magicznym (czytaj – łatwiej się zmobilizować do trzymania ścisłej receptury na szczęście, okraszonej naukowymi lub na ogół paranaukowymi teoriami, niż efemerycznego “żryj mniej”. Bo co to właściwie mniej? I ile mniej?). Z całą resztą się zgadzam (łącznie z tym że nie należało spać na biologii), czyli nie ma diety cud a każdy kto uważa inaczej może śmiało bratać się z astro-awarią
Barts :
Ja się nie śmieję. Contrary to popular opinion, drożdżyce mogą się trafić każdemu, a nie tylko chorym na AIDS (z tym że tylko ich to zabija). Tyle że nie objawiają się one depresją i zaniżonym poczuciem siebie (czy cóś w tym stylu), tylko problemami jelitowymi i leczy się je paskudną BigPharmową nystatyną a nie cudownym wahadełkiem i żwirkiem dla kota…
Ija_Ijewna :
Czyli jednak efekt placebo?
To co ja mam biedne zrobić, jak mi cynizm się uszami wylewa i zakładam że nie zadziała?
anna :
Patrz, a mnie zdemotywował do biegania.
mig_watch :
Nie jesteś trv. Z drugiej strony, trzygodzinny monolog – że też mi się chciało.
Ija_Ijewna :
No więc mnie się wydaje, że działa determinacja, a nie gżdyl.
mnie zaś odchudziła dieta 2,5 zł. czyli 250g wątróbki, ryż i marchew raz dziennie. plus dużo kawy. efekt: 12kg w 3 miesiące, bezpowrotnie. polecam każdemu, kto lubi dużo myśleć o jedzeniu.
gratuluję astromariana, wyborny!
No to ja może o tym całym chudnięciu, jako że mam trochę doświadczenia w temacie, jakieś 20 kilo bez kości, to be precise. Chciałem niby sprzedać swoją historię do jakiegoś męskiego odpowiednika Cosmo, ale na okładkę jestem nadal za gruby, a za zestaw kosmetyków nie będę się kurwił.
Przede wszystkim, dobrze jest sobie zorganizować sidemana. Bo o ile sobie samemu łatwo powiedzieć “to tylko niewinny boczek”, to powiedzmy cotygodniowe wizyty u dietetyka jednak dyscyplinują (zwłaszcza, jeśli porada odpłatna, a na wadze impas). Oczywiście istnieje ryzyko, że taki doradca będzie emanował fengszujem, równowagą kwasowo-zasadową, chińskim ziołolecznictwem, itp bzdetami, warto więc zrobić rekonesans albo szukać z polecenia.
Druga rzecz – nieodzowna, jeśli już jest się grubasem – to jednak ruch. Rower, basen, siłownia, co kto lubi. I tu znów, jeśli mamy sekundanta, to łatwiej się zmobilizować do działania. Po ok pół roku regularny wysiłek fizyczny wchodzi w nawyk, w każdym razie u mnie tak było.
@Ukąszenie daenikenowskie
Ja jednak bardziej jechałem Zniczem (trójkąt bermudzki) i Arnoldem Mostowiczem. A potem zobaczyłem UFO i mi przeszło.
Awogle, altmed atakuje.
Poszedłem na siłkę dzisiaj spróbować “treningu personalnego” co to mi 2h w promocji opylili po 50 od sztuki. Ankieta zdrowotna, to tamto, jak nie obwodówka to strefowy, i “dobiorę panu dietę ZGODNĄ Z GRUPĄ KRWI”.
A potem się okazało że to wszystko i tak był upselling pakietów treningu personalnego po sześć stów za pięć godzin. Co tam książka Dukana za ileśdziesiąt złotych. A jeszcze, L-karnityna (pomaga na odchudzanie tylko u ludzi z jej brakiem), a glukozamina (nie wiadomo czy pomaga na stawy), a odżywy, a suplementy, a to, a tamto… To jest dopiero biznes altmedowy.
romgier :
A przez resztę dnia nic, czy cokolwiek?
Slotna :
Cos mi sie obilo o uszy ze Dukana mozna przechodzic dwa razy w zyciu bo nie jest on zdrowy i bo pozniej juz ‘nie dziala’. Tak mialam z MM. (1) umiarkowany sukces, (2) troche zlecialo i (3) nie chudne.Slotna :
Poczytam, sprawdze, nowosc dla mnie.
Slotna :
A to gratulacje! Sukces jest i to duzy! Ludzie na miescie mowili, ze wyrwac sie z kregu niejedzenia jest duzo trudniej niz z objadania sie.
Slotna :
Brzydko mowisz o sobie. Przestan.
anna :
Napisz nam wiecej Anno. Prosimy!
Ija_Ijewna :
Lubie jesc niemal wszystko /smuteczek/.
Jiima :
Aaaa. Poczucie humoru mi zanika z wiekiem i ja tak srednio lapie trolling i flejmy i co tam jeszcze.
romgier :
I codziennie, przez 3 miesiace to samo jadlo?
Slotna :
Poczytalam i nie jestem fanem tej diety. I to jeszcze tak dlugo.
Praktycznie wcinasz pomidory i spaghetti. I bez obliczen ale wyglada na bardzo nisko kaloryczna.
Jak ‘nie dziala’ to moze czesciowo pozamieniaj makaron na ryz, wprowadz ryby, zastap zolty ser bialym.
Moze ‘kilknie’?
Metoda ta zadziałała w przypadku jednej nałogowo palącej pani u mnie w pracy. Chwaliła sobie – tyle, że jej książka nie pomogła, rzuciła po spotkaniu. Innych przypadków niestety nie znam – ale może warto spróbować.
Edit:
BTW
Jakaś Baba Jaga przepowiadała III wojnę światową na 10 listopada. W oryginalnym tekście chyba była mowa o listopadzie, bez dnia. Teraz będzie wysyp informacji o Babie, bo Koreańcy sobie strzelają.
@ bart:
Do determinacji trzeba motywacji. Do motywacji trzeba gżdyla, niekoniecznie racjonalnego. Może być lista, może być podniecanie się własnoręcznie zrobionym samoliczącym arkusikiem w Excelu, może być wiara, że schudnięcie czarodziejsko odmieni życie, da chłopaka i wygraną w totka.
A już jedzenie raczej powinno być racjonalne. Co boli i przeszkadza, bo milej się wierzy w negative calories food, dietę niełączenia i zupę kapuścianą. Co do świrnięć wyższej klasy polecam Dekalog pro-ana. Ostrzegam, hardny hardkor. http://proanorexic.bloog.pl/id,5891063,title,Dekalog-Pro-Ana-3,index.html
pdjakow :
Przepowiednia jest tutaj http://iluminaci.pl/proroctwa/przepowiednie-jasnowidzacej-wangi
Na dodatek dzisiaj jest 10 listopada wg kalendarza Juliańskiego.
janekr&ewa.mewa :
nic, jeśli nie liczyć piwa, zwłaszcza w weekendy.
a w temacie daenikena: czy ktoś z szanownych forumowiczów czytał stare “Nie z tej Ziemi”? tego pana było tam od w nadmiarze. był też mostowicz, apokryfy z Qumran, seanse spirytystyczne i dieta cud. wspaniała New Ageowa papka. potem zmieniła się redakcja i pismo przeszło na pozycje reakcyjne, ciała astralne zostały wyparte przez zastępy anielskie a apokryfy przez cztery ewangelie. czytałem NztZ w podstawówce, bez śladów ukąszeń.
Marw :
Ale na oko to nie baba jest tylko chłop.
Marw :
No, to racjonalistyczni psychopaci mają problem.