Mój własny altmed
Część z was zna już drugiego prowadzonego przeze mnie bloga, w którym archiwalnymi zdjęciami ilustruję wyrwane z kontekstu sentencje wygłaszane przez Astromarię i jej komentatorów. Zawsze lubiłem czytywać komcie u pani Marysi, teraz jednak czytam wszystkie dokładnie, i to niejako z obowiązku, wyszukując lolkontent dla Astromariana. Co za tym idzie, poznaję ich lepiej. Z lekkim zdziwieniem odkryłem w sobie pewną sympatię dla występującej w astromaryjnym środowisku kontestacji „oficjalnej” rzeczywistości — przypomina mi się moja własna fascynacja Jello Biafrą, którego antyestabliszmentowych tyrad (sprzedawanych w formie wielopłytowych wydawnictw) uwielbiałem słuchać jeszcze nie tak dawno temu. Przez długie lata byłem histerycznym fanem zespołu Tool, którego emploi było obtoczone New Age’em jak schaboszczak panierką. Za ich podszeptem sprowadziłem ze Stanów książkę „Nothing In This Book Is True But It’s Exactly How Things Are”, która miała mnie oświecić, a okazała się konglomeratem bzdetów o Atlantydzie, Twarzy na Marsie i Area 51. Dzięki Tool wciągnąłem się też w twórczość Billa Hicksa, który — choć to strasznie, ale to strasznie zabawny gość — również ładował mi do łba sporą dawkę dziwacznych poglądów. Siedziałem w tych historiach tak głęboko, że kiedy ukazał się „Kod Leonarda da Vinci”, mogłem wydać z siebie jedynie pogardliwe parsknięcie „Pfft, stare, było”. Na szczęście nadludzkim wysiłkiem wydostałem się z tych mentalnych opresji i dziś wspominam je jako sympatyczny, acz głupawy odlocik od rzeczywistości, który zafundowałem sobie przed trzydziestką. Choć więc dziś jestem czysty, ta jazda nie jest mi obca.
Tu byłoby miejsce na garść pseudopsychologicznych rozważań o naturze altmedowego spiskologa. Zamiast nich odwołam się do słów Olgi Tokarczuk, która powiedziała kiedyś, że choć jej literaturę przepełnia magia, w życiu codziennym woli racjonalizm. 100% racji, pani pisarko. Moje ulubione filmy i książki są pełne fantastycznych, baśniowych stworów i wyrafinowanych spisków tworzonych przez arcyzłoczyńców ze szczytów władzy — no bo o czym mam oglądać filmy, na Trygława, o bohaterskim racjonaliście, który odkrywa, że w domu NIE STRASZY? Umiem jednak wytyczyć wyraźną granicę między sztuką a rzeczywistością. Mam wrażenie graniczące z pewnością, że spiskolodzy tej granicy narysować nie potrafią (bądź nie chcą). Arcyzabawnym efektem zatarcia tego podziału jest doszukiwanie się masońsko-satanistycznej symboliki w teledyskach Lady Gagi bądź odszukiwanie prawdziwych sprawców Zamachu Smoleńskiego na podstawie kiepskiego thrillera z kiepskim aktorem.
U altmedowców występuje podobny syndrom, co u fundamentalistycznych katolików: obie grupy mają obowiązek wiary w komplet dogmatów; selektywność jest bardzo źle widziana. Kiedy na portalu Wolne Media w komentarzach pod wpisem na temat chemtrails ktoś wyraził opinię, że to bzdura wymyślona dla ośmieszenia prawdziwych spisków, takich jak Smoleńsk czy WTC, spotkał się z natychmiastową ripostą, że z pewnością jest spiskowcem uczestniczącym w globalnym spisku mającym na celu ośmieszenie idei chemtrails.
Po jakimś czasie spiskologiczna twórczość staje się przewidywalna. Ci ludzie uwierzą po prostu w nawet najgłupszy bzdet. O wiele ciekawsze są osoby z naszego nihilistycznego, psychopatycznie racjonalistycznego środowiska, które noszą w sobie małe altmedowe nasionko. Wierzą na przykład, że ludzkość jest gruba, bo je za mało mięsa albo że Tradycyjna Medycyna Chińska — choć akceptują idiotyzm teorii życiowej siły chi i brak wyników w badaniach — działa akurat w ich jednostkowym przypadku. I jakoś nie mogą zauważyć, że używają dokładnie tych samych argumentów co hardkorowi wyznawcy medycyny alternatywnej.
Opinia, że My jesteśmy mądrzy, a Tamci są głupi, to krzywdzące uproszczenie. Wielu kreacjonistów czy homeopatów to osoby wysoce inteligentne. Inteligencja nie dość, że nie chroni przed złapaniem się na haczyk oszołomostwa, to wręcz pomaga mu się zagnieździć w naszej duszy. Za pomocą umiejętnej selekcji linków do PubMedu czy artykułów popularnonaukowych inteligentny człowiek jest w stanie stworzyć wiarygodną opowieść utwierdzającą go w danym poglądzie.
Muszę się przyznać, że sam noszę w sobie taki mały altmed. I nie mówię tu o kręgarzu, który umiejętnym ciosem z przekręceniem ulżył mi w bólach kręgosłupa i wyrwał mnie grabarzowi spod łopaty, kiedy medycyna oficjalna postawiła na mnie krzyżyk (tak było, przysięgam!). Mówię o moim rzucaniu palenia.
Paliłem nałogowo mniej więcej od czternastego roku życia. W takim nasileniu, że jeszcze w liceum zacząłem palić w domu, bo inaczej się nie dało. Przez dwadzieścia lat mojej kariery palacza podjąłem chyba z pięćset normalnie prób rzucenia; każda z nich była żałośnie nieskuteczna. Po kilkunastu godzinach od odłączenia dopływu nikotyny czułem się jak napięta cięciwa, trzęsły mi się ręce, włączało się widzenie tunelowe, a z każdą minutą wzrastało przeświadczenie o nieuchronności powrotu do nałogu. No i wracałem. Byłem bez szans. I tak za każdym razem, aż do piątku 10 października 2008 r., kiedy skończyłem czytać książkę Allena Carra o rzucaniu palenia i o godzinie 23:46 na swoim balkonie wypaliłem ostatniego papierosa w życiu.
Allen Carr nie powiedziałby, że to książka o rzucaniu palenia, bo według niego palenia się nie rzuca, tylko przestaje się palić (stawianie nacisku na dobór słów pewnie nie tylko mi kojarzy się z NLP i MLM). Kluczowe tezy, które do mnie przemówiły, były racjonalne i proste: każdy zapalony papieros służy wyłącznie zniwelowaniu efektów głodu nikotynowego wywołanego przez poprzedniego papierosa; rzucając palenie nie rezygnuję z czegoś, ale wracam do stanu normalności, jakim jest niepalenie; fizyczne objawy odstawienia miną po kilku dniach, więc nie ma co desperować. Szerzej o metodzie napisał kol. Radek — to zresztą dzięki tej jego notce zdecydowałem się sięgnąć po książkę Carra.
I faktycznie, było jak napisał Carr. Przestałem palić, nie miałem żadnych cięciw, trzęsawek, tuneli, cierpień. Nie tęsknię za paleniem w ogóle, czasem tylko przyśni mi się, że palę — budzę się wtedy wściekły, że kurwa, co ja głupi robię. Ostatnie dwa lata bardzo ciężko doświadczyły mnie na gruncie zawodowym i osobistym, i może piję od tego więcej czerwonego wina, ale nawet w największym dole nie przeszło mi przez myśl, żeby sięgnąć po papierosa. Jestem wolny. Na mnie Carr działa. Na Radka, mojego wybawcę, jak się okazuje, nie działa: z tego co wiem, Radek przegrał sromotnie i obecnie jest na etapie rzucania metodą Pi Dżej Es En, czyli „Palę, Jak Się Nawalę”.
No, skoro to taka rewelacyjna metoda, to na pewno coś będzie w PubMedzie. No, coś niby jest. Dwa badania ankietowe sprawdzające efektywność grupowych sesji rzucania palenia metodą Allena Carra (1, 2). Na organizacji takich sesji zarabiają jego spadkobiercy — sam Carr zmarł na raka płuc. Według oficjalnej biografii zachorował w wyniku biernego palenia: podczas prowadzonych przez niego grupowych sesji można palić. I biedaczek, już niepalący, wdychał ten cudzy dym, dostał raka i zmarł (do mnie przemawia inne wytłumaczenie: facet przez ponad trzydzieści lat swojego życia palił od trzech do pięciu paczek dziennie). Dwa inne teksty twierdzą, że brak wystarczających danych na oszacowanie efektywności metody (1, 2). Niewielka liczba publikacji trochę dziwi, bo akurat rzucanie palenia wygląda na bardzo wdzięczny obiekt dla badacza. Efekt jest binarny: albo się pali, albo nie, nie tak jak w większości tego altmedowego szajsu, gdzie głowa boli jakby mniej i rzadziej, a na pewno w innym miejscu. Istnieją metody weryfikacji prawdomówności badanych. Szkoda. Bo sam Allen Carr w swojej książce wypisuje opowieści, które niemal automatycznie kojarzą się z dr. Ashkarem czy innymi szarlatanami: setki łzawych podziękowań, misja uwolnienia świata od nałogu, 90-procentowa skuteczność i medyczny establiszment tkwiący w okopach oficjalnej dogmatyki. A przy ponownym czytaniu książka, obok owej racjonalnej argumentacji, która tak bardzo do mnie przemówiła, momentami okrutnie razi stylem podręcznika szczerzenia zębów dla MLM-owca.
Czy polecam innym tę metodę? Powiedzmy, że robię to w taki sposób, żeby nie nadwerężyć mojej reputacji negacjonisty altmedu: dodaję do swojej laurki liczne obwarowania, zastrzeżenia i możliwe inne powody sukcesu w rzucaniu palenia. A mam ich kilka:
Po pierwsze, dzieci. Jako palący grubas o siedzącym trybie życia kwalifikowałem się do grup ryzyka naprawdę wielu chorób i miałem bardzo duże szanse, że nie doczekam świętowania matury mojego potomstwa. A bardzo kocham swoje potomstwo. To sprawiło, że po drugie, byłem bardzo zdesperowany, a ponieważ spróbowałem już tych wszystkich gum i plasterków, traktowałem książkę Carra jako ostatnią deskę ratunku, wiązałem z nią ogromne nadzieje jeszcze przed jej przeczytaniem. Pamiętam, że przeczytałem ją raz i nie zadziałała, paliłem dalej. Wściekły, przeczytałem ją jeszcze raz od połowy (bo na pewno pod koniec czytałem nieuważnie i coś istotnego mi umknęło!) — i dopiero wtedy zażarło.
Po trzecie, mieszkanie z niepalącą żoną i niepalącymi dziećmi wyrzuciło mnie z moim paleniem na balkon. Zimą 2007 r., kiedy zrobiło się naprawdę mroźnie, wpadłem na genialnie prosty pomysł: otóż będę palił na klatce schodowej! Fast-forward do października 2008. Nadchodzi kolejny sezon grzewczy i mam przed sobą taką perspektywę: poranki i wieczory najbliższego półrocza spędzę zakradając się w gaciach na klatkę, niewyobrażalnie smrodząc moim sąsiadom, kuląc się przed każdym dźwiękiem otwieranych drzwi do mieszkań i cierpiąc okropne poczucie winy i ogólnego upodlenia. Jak byłem biednym studentem, dopalałem własne kiepy, gromadzone w wielkiej puszce po cukierkach toffi, ale dopiero upokarzające doświadczenie zasyfiania smrodem klatkowskiej pokazało mi, jak głupie uzależnienie może pomiatać człowiekiem, jak bardzo może go degradować. Dlatego dziś, gdy czytam bzdety Żakowskiego porównującego się do uciskanego Murzyna (są jeszcze tacy, którzy porównują się do Żydów w getcie, ale to małe chujki), to chcę mu powiedzieć tak: panie Jacku, ja pana rozumiem, pan jest nieszczęśliwy i zniewolony, i z tego swojego nieszczęścia i zniewolenia czyni pan jakiś atut, przywilej i wypisuje pan dyrdymały, zamiast wziąć się w garść, do kurwy nędzy, dziecku pan ojcem.
Po czwarte, i być może najważniejsze, przestałem palić niemal równo tydzień po otrzymaniu pocztą Cudownego Medalika. Allen Carr, pfft.
P.S. Po kilku dniach od skończenia notki ogarnęło mnie uczucie niepewności, czy na pewno udało mi się dobrze przekazać zamysł, z którym siadałem do napisania notki. Często mi się zdarza, że jak się rozkręcę, to zbyt odjeżdżam od pierwotnego szkicu: tak było chociażby w przypadku notki o doktorze Ashkarze, która wyszła jak wyszła, a chciałem napisać, że jego metoda jest super, stosuję ją od tygodnia i czuję się ŚWIETNIE, tylko coś mnie strasznie w nogę napieprza.
W tej notce nie chodziło mi o to, że metoda Carra to altmed. Altmedowe jest raczej to, że prośby o linki do badań w PubMedzie zbywam pogardliwym stwierdzeniem, że te wasze cyferki w tabelkach bledną przy potędze mojego osobistego świadectwa. I nikt mnie nie przekona, że czarne jest czarne, a białe jest białe!
Jiima :
Jasne, w komórkach macierzystych pokładamy wielkie nadzieje. Wiedzą o tym też oszuści.
Yaca :
There’s an app for that.
bart :
Och, oszuści akurat kochają naukowo brzmiące słowa. Jak pojawiła się praca, że być może w kurkuminie są substancje które w pewnych warunkach mogą mieć działanie przeciwnowotworowe (oczywiście tytuł w GW: “kurkuma leczy raka” czy cóś w tym stylu), od razu znalazła się tona altmedowców leczących raka przy pomocy
cytrynowegocurry.bart :
Eee, na ajfona. [smutek]
Jiima :
Jest na każdego fona, co umie czytać literki. Przecież leży
http://www.talkorigins.org/indexcc/ lub http://creationwiki.org/Index_to_Creationist_Claims a potem można przy pomocy Calibre łatwo przerobić na ebooka i wrzucić na telefon, albo wrzucić HTMLa – i czytać w Operze Mini.
Jak zrobię kiedyś Epuba to dam znać. Iphony też czytają Epuby (Stanza to robi, przećwiczyłem wrzutę z Cailbre przez Wifi ) do Stanzy na Iphona Żony przy użyciu PC i Win – działa. Ja na Androidzie czytam przy pomocy Aldiko
bart :
Proud Nokia Fan
@ RobertP:
Dzięki. Dokształcę się.
RobertP :
Linuksiarstwo.
Adam Gliniany :
Wielkim zaskoczeniem była próba ustawienia pliku MP3 jako dzwonka w nowym Iphonie. To co większość SE, Nokii, LG itd ma w standardzie, tam wymaga to kupienia MP3 w sklepie (co z Bolandy napotyka na pewne utrudnienia), albo kupienia programu co robi dzwonki z MP3.
Można też przećwiczyć linuksiarstwo na Apple
1. Otwórz iTunes.
2. Znajdź utwór, który chcesz mieć na dzwonku.
3. Kliknij na niego prawym przyciskiem myszy.
4. Wybierz Informacje.
5. Przejdź do zakładki Opcje.
6. Zaznacz „Czas końcowy” i w polu obok wpisz 0:35.
7. Zamknij okno.
8. Ponownie kliknij prawym przyciskiem na dany utwór .
9. Wybierz „Utwórz wersję dla AAC”.
10. Wejdź do C:\Users\Nazwa użytkownika\Music\iTunes\iTunes Music\
11. Znajdź swój utwór.
12. Zmień rozszerzenie na .m4r.
13. Otwórz ten plik.
Proste jak kernelowanie kompila ;-) Porada z forum MyApple
Adam Gliniany :
Sometimes it is only way.
RobertP :
Ale cycat Barta prowadził do ajtjunes. Więc na ajfona. Wiem że można ściągnąć paczkę i wypakować pliki z tekstem (takie chakier jestem), ale to perwersja.
Dzięki więc za linkę do samego tekstu.
Adam Gliniany :
Akurat Calibre uważam za bardzo mackowatą aplikację. Wygląda jak klon ajtjunes dla ebooków, tyle że menu nie ma. I świetnie działa pod OSX, głównie tam używam.
RobertP :
Jak to było? Co ma wspólnego kamień i iPhone? Widzę że się nie zmieniło wiele w tej materii. Dlatego z “aj” mam ajpada, bo nie ma jak na razie sensownej alternatywy.
RobertP :
Akuart wiki kreatynów nie jest dobrym źródłem argumentów przeciwko nim…
Jiima :
Facepalm. Nogą w obuciu. Tak to jest jak mając robotę i parę okienek otwartych komciotworzysz przez copy-paste :-D
Swoją drogą podobnie pozycjonuje się w google.
Jiima :
Dlaczego? Dobrze też się zapoznać z rebuttalem z ich strony :-)
Jiima :
Chyba, że sami je cytują.
anhalter :
Nie wiem. Mnie łep rozbolał od tych sensacji. Zwłaszcza od 6k lat Ziemii. I wszystko pięknie wyjaśnione, nawet staro-ziemscy kreatyni są zrównani z całkiem młodą ziemią za głupią próbę pogodzenia Słowa Bożego z bzdurnymi teoriami naukowymi.
Chyba się nawrócę i porzucę swoje zgubne nałogi. Zwłaszcza seks. Nawet małżeński skoro nie planuję już dzieci…
Jiima :
Czy wiesz, ile dzieci zamordujesz przez zaniechanie, gdyż tym samym uniemożliwisz poczęcie ich?
EDIT:
P.s.
Patrz tu oczywiście
Gammon No.82 :
Też czytujesz pana analityka heteroseksualizmu?
BTW, akurat byłom twarde i zajrzałom w
sekstekst źródłowy i ja akurat zupełnie co innego wyczytałom niż Navaira, ale może dlatego że on jest tym no homo, a ja jakby mniej wybredne. I inne rzeczy się nie zgadzają. Generalnie raczej chodziło o to, by tego nie współżyć wogóle w dni niepłodne, tylko w te płodne, precyzyjnie wyliczone. Bo reszta to grzech i upadek. A ja upadków nie lubię, ważę z 90 kilo i jak ostatnio upadłom na schodach to ręka mię do dzisiaj boli. Strach pomyśleć jak będzie bolał upadek ze współmałżonkiem, tzn. wiem, zależy kto będzie pod spodem, ale wolę nie rydzykować proszę księdza.Tak więc ponieważ już grzeszę przez zaniechanie nie chcąc wsadzać termometru i precyzyjnie notować zgodnie z metodą nauczoną na kursie przedmałżeńskim, nie będę narażać siebie ani współmałżonka na gorszy upadek (z łóżka na ten przykład). Tak mi dopomóż bug, horror i ojczyzna, oraz święta Kózkówna, patronka dziewic.
EDIT
Wykreślony freudian slip autentyczny, dopiero po jakiś 5 sekudnach zorientowałom się co piszę.
Gammon No.82 :
to jest hardkor:
DoktorNo :
Nawet nie hardkor a pogląd z dupy.
DoktorNo :
Jest nawet demotywator.
Mały update o nowej formie życia: http://journalofcosmology.com/Abiogenesis123.html
asmoeth :
Dlatego nie siedzę już na demotach. Wykop-bis się zrobił…
RobertP :
Jiima :
Wszyscy się już wysikali na iPhone’a?
http://audiko.net/
Yaca :
Ja też nie, przerzuciłem się na Komixxy.
Yaca :
E? Ja tam nie siedzę, bo po prostu od zawsze są żenujące.
Może oprócz tego
http://statichg.demotywatory.pl/uploads/201005/1273505213_by_JAleks_500.jpg
Also this:
http://www.demland.info/dem/komiksy/paski/256.png
bart :
Dzięki, drugi raz nie będę kombinował. Czemu na forum Apple polecają linuksiarstwo zamiast dawać linka?
RobertP :
Raczej gniewomiryzm. Normalni ludzie robią dzwonki GarageBandem. Tak sobie własnoręcznie zrobiłem Kaczyńskiego, Rokitę i Dave Brubecka, na którym w końcu stanęło.
RobertP :
21 grudnia 2010 to dzień, który RobertP zapamiętał na długo. Tego dnia właśnie uświadomił sobie, że na forach internetowych dominują debile. Internet już nigdy nie był dla niego taki sam.
wo :
Na pececie? Tak długo jak nie ma LexPolonica ani LexOmega na Maka, to Żona może mieć od nich telefon, nic więcej. Wersje Lexa on-line odpadają.
Zna ktoś stronkę: http://rationalwiki.org/wiki/Main_Page ? Mają trochę na temat pseudonauki: http://rationalwiki.org/wiki/Category:Pseudoscience i altmedu np: http://rationalwiki.org/wiki/Homeopathy
RobertP :
Co normalni ludzie mieliby robić z pecetem?
RobertP :
Cóż, współczuję. I tak pewnie najgorzej to być uzależnionym od czegoś, co jest tylko na Linuksa (pewnie jest coś takiego?).
Proszę, nie.
bart :
– Safari udało się świetnie. Ustrzeliłem 30 pliznołów.
– A cóż to za zwierzę?
– Takie czarne co biega, macha łapami i woła “Please no!”.
OK Bartu, zmiana kierunku.
wo :
You know Saragosa?
I was at a bar there.
Not unlike this one, they serve beer.
Not as good as this, but close.
And I saw something
you wouldn’t believe.
I’m sitting there by myself.
Now, this bar…
…was full of lowlifes.
I mean,
not like this place here.
No, I mean bad.
Like they were up to no good.
A żebyś wiedział. Wczoraj w jednym z serwisów była piękna notka wspominająca o tym.
Opisywałem wtedy na swoim blogu widżet do darmowego wysyłania SMS-ów za granicę — pech chciał, że wpis całkiem nieźle się spozycjonował w Google i na stronę zaczęły napływać osoby, które szukały “bramki sms zagranica“.
…..
Osoby te, nie czytając wpisu, automatycznie szukały na mojej stronie formularza (czyli bramki SMS), ale na swoje nieszczęście znajdowały tylko formularz do dodawania komentarzy pod wpisem. Brak w owym formularzu pola “numer telefonu” nie przeszkadzał im jednak w wysyłaniu za jego pomocą SMS-ów do swoich “misiaczków”, żon i kochanek…
Efekt do poczytania w komentarzach http://blog.konieczny.be/2007/05/24/darmowa-bramka-sms-polska-i-zagranica/
Wrażenia zabójcze, wpisy powalają.
Mis zasil mi konto orange za 10 zl z konta Mbanku loging 7759682 haslo marek zadzwon teraz do wojtka i przekaz mu tresc i powiedz mu rzeby mi zasilil konto
Chodzi po moim brzuszku, lekko muska mnie, posuwa się dalej, przechodzi po moich piersiach i dekolcie. Jebany komar.
bart :
Za późno. Sam zacząłeś od sikania na ajfona. Ponieważ to było do mnie, odpowiem – nie mój kink. A potem już z górki, jak to było, uderz w maka, WO się odezwie?
By nie było – jak na razie na żadnym ze swoich telefonów nie zmieniłom dzwonka. Nawet tego standardowego. Tylko w ajpodzie mam ustawiony ksylofon w budziku bo lepiej budzi. Choć i tak nie pobije kota domagającego się żarcia o 4 w nocy… (hmm, świetny pomysł WO, zostawię booka w kuchni z odpalonym garagebandem na noc… A ja już chciałom wywalić to z dysku…)
RobertP :
Oj tam, przecież wiadomo że ludzie instrukcji nie czytają, bo to boli. A potem przychodzą pytać się jak się włącza komputer (np. MacMini który ma włącznik z tyłu obudowy… no kto by pomyślał…)
Przecież ten garageband to typowy crapware
digan :
Teraz ja powiem please no. Flame między wyznawcami Jobsa a mac haterami jest nudny i przewidywalny, zwłaszcza dla kogoś kto nie jest ani jednym ani drugim. (Tak, mam maca i ajpadlinę. Tak, jestem w stanie zauważyć, że nie są idealne. Tak, Windows wqrwia mnie bardziej niż OSX. Tak, lubię linuksa. Tak, nie używam go odkąd mam OSX, to też UNIX i działa mi wszystko to unixowe co potrzebuję. Tak, ajfon nie różni się tak bardzo od kamienia. Tak, Bill Gates jest głupi. Tak, Steve Jobs jest guru sekty. Tak, Samsung Galaxya Tab to nie tablet tylko przerośnięty telefon. Tak, na Androidzie jest porno. Tak, na ajfonie też choć Jobs chciałby inaczej. Tak, mam to wszystko w d…)
Ok, skoro już streściłom cały flame war, proszę o nie rozwijanie tematu? Plz? Gospodarz się pewnie też przychyli?
Jiima :
Ja bym pobił, no może tylko kapciem rzucił.
Jiima :
Przecież te domyślne są za ciche i w takim powiedzmy markecie ich nie słychać?
BTW komisarz Wallander ani bohaterowie Millenium też nie zmieniali domyślnych dzwonków – Nokii.
Moja kota przestawiła się na czas zimowy i grzecznie domaga się jedzenie 5 minut przed budzikiem. Żeby jeszcze rozumiała ideę soboty i niedzieli.
RobertP :
Wytrzymałem aż do:
i zacząłem rechotać na głos.
janekr :
No to je podgłosiłam. A w terenie zwykle używam (bez skojarzeń proszę) alarmu wibracyjnego. Non problem w wypadku ajfona, htc i samsunga.
Własnie uświadomiłom sobie że naprawdę nigdy nie miałom nokii. Ani Wallander ani nawet Neo nie pomogli…
Oczywiście przyjęcie dwudziestki (a nawet dziesiątki) dzieci wymaga zaufania. Tu ludzkie wyliczenia nie wystarczą, trzeba głęboko wierzyć Bogu, temu, że nie pozostawi on swoich dzieci bez pomocy, że wraz z dzieckiem przyjdzie na świat także kolejny bochenek chleba.
Że zacytuje Navaire, I JUST CAN’T WITH THIS ONE…
Jiima :
No ale przecież WO w gazecie twierdzi, że w jego wypadku właśnie tak było.
janekr :
#żenibyco ? urodził się bochenek chleba?
RobertP :
Jezus Maria. Hubciu ja niechce byscie sie klocili o jakies jebane tipsy.
bart :
Czy to aluzja?
@ RobertP:
Cudne, prawdziwą poezję można z tego składać:
PGolik :
Choć przyznam, że jak przeczytałem SMS od Kingi do taty, że pobiła matkę, bo nie wytrzymała i zaraz będzie policja, co robić, to mi się od razu odechciało śmiać.
Ale czad :) Pewnie chcial ja przywiazac tym kablem. Nie no, rewelka :D
bart :
Fakt, podgląd takiego “archiwum” to śmieszno i straszno zarazem…
Hmm, nie macie wrażenia, że przynajmniej te ostrzejsze to przypadki dobrze zorientowanych trolli?
Benzodiazepiny :
Znowu prawo Poego – za cholerę nie odróżnisz.
Choć piękne było jak jakiś idiota wpisał SMS-a. Właściciel bloga zapytał go gdzie niby wpisał numer docelowy, to idiota wpisał jeszcze raz ten sam tekst, podpisując się numerem (najprawdopodobniej docelowym).
Jiima :
Jebnęłoś się i sprawa się rypła
Benzodiazepiny :
Też mam takie wrażenie. Niektóre motywy się powtarzają np z loginem i hasłem do banku. Na ten ze śmietaną jest pod spodem odpowiedź, ale przecież nie mógł dojść…
mietek_1899 :
Ażenibyzczym przepraszam ja bardzo?
EDIT
A, że “-łam”? IPadlina się rypła, przynajmniej już wiem jakiej płci jest mój tablet. Do fanów Jobsa – gdzie się tę cholerną autokorektę wyłącza?
bantus :
Ja nie wczytałom się tak bardzo żeby zauważyć wzorce. Ale może masz racje. Mało kto jest tak głupi…
Ale nie oznacza to, że tacy ludzie nie istnieją, lub że nie umieją korzystać z WWW (pewnie przez internet explodera)
Benzodiazepiny :
Och, z pewnością, ale akurat ten o śmietanie i prezerwatywach jest w mojej opinii na bank autentyczny, bo zawiera niezręczności i błędy wyglądające na nieświadome. Odpowiedź to stuprocentowy wygłup, tekst o proboszczu i tak dalej.
Slotna :
Kabel jest zamiast elektryfikacji. Poezja jeszcze bardziej współczesna.
Jiima :
Taką autokorektę, która “podgłosiłom” zamieniła na “podgłosiłam”, też bym chciał wyłączyć.
bart :
Oj Bart, czy ty nie potrafiłbyś walnąć trollingu z błędami wyglądającymi na autentyczne?
bart :
No sam wiesz… w zasadzie rodzaj nijaki w pierwszej osobie to w nowomowa, nic dziwnego że ludkowie z Apple tego nie znaju. A że ty byś chciał… nie dziwię się. Na szczęście system się uczy i już nie przerabia “Jiima” na bógwico.
Benzodiazepiny :
Jasne, zwlaszcza ostatnie, ale nawet 10 wygladajacych na autentyczne by mnie rozsmieszylo, a jest ich znacznie wiecej.
Jiima :
Trolling bardzo łatwo przegiąć.
Jiima :
W zasadzie nie ma słowa “podgłosiłam”.
bart :
A ja durne całe życie uważałom inaczej… Z resztą nie tylko ja. Ciekawe skąd się wzięło w słowniku i kogo za to ścigać…
EDIT
(oczywiście nie apple. Ale zastanawiam się kto macał moją ukochaną zabawkę…)
@ Jiima:
Poprosiłbym cię o pokazanie w słowniku słowa “pogłosić”, ale zamiast tego wygłoszę krótki apel. Otóż widzę, że lubisz się odzywać i czynisz to często, ale twoje wypowiedzi niewiele wnoszą w dyskusję na blogasku. Oczywiście, wiele osób wygłasza tu teksty, które niewiele wnoszą w dyskusję, ale są to osoby, które Gospodarz faworyzuje, z którymi Gospodarza wiąże nić sympatii. Między nami jakoś nie zażarło, proszę więc ciebie o ograniczenie swojego radosnego komentowania. I z góry dziękuję.
bart :
No problem, have fun.
bart :
teraz większość zaczęła się bać.
Może napisz komu wolno, a kto ma ograniczyć?
Co myślicie o ataku Tomasza Witkowskiego na koncept DDA i związane z tym grupy wsparcia (a tak naprawdę na cały świat psychoterapii, moze prócz CBT)?
http://www.tomaszwitkowski.pl/index.php?post=107
magdalena :
Jako, tak zwane. dorosłe dziecko alkoholika (a ponieważ chodzi o kraj na Wisłą, pewnie nie jedyne tutaj) i uważam koncept DDA za głupi. Teoretycznie ja, Agata Passent, Zenon z PGR-u w Pierdziszewie i jakieś 20(albo i więcej) procent pozostałej populacji Bolandy mamy wspólne problemy do przepracowania. Dość ogólne i mętne.
magdalena :
Jestem przekonany, że to nieprawda.
Soraski, muszę zamknąć blogaska na godzinę, dwie.
magdalena :
Ja bym chciał zobaczyć atak na AA.
@bart
Odpowiadanie jest zepsute.
@magdalena
teraz większość zaczęła się bać.
Może napisz komu wolno, a kto ma ograniczyć?
E tam, tak naprawdę każdy przedłużony atak słowotoku, w wykonaniu kogokolwiek, może sprowokować taką reakcję. Na sobie ćwiczyłem.
Gammon No.82 :
Już nie. Włączam różne rzeczy po kolei.
asmoeth :
http://www.ultramaryna.pl/mkk/?p=3078
asmoeth :
W sensie w Polsce? Bo w Stanach tego sporo.
(testuję komciowanie z Firefoxa, 3, 2, 1…)
RobertP :
Ale chyba Witkowski i Ty ułatwiacie sobie walkę z DDA. Ja nie znam się na tym co mówią psychologowie, ale idąc tropem Bourdieu i dziedziczenia społecznego pewnych ucieleśnianych zachowań to pewnie coś da się wycisnąć. Oczywiście nie w skali uogólnienia, ze wszystkich wszytko dotyczy, ale w pewnych podzbiorach już pewnie tak. Ludzie jako robale społeczne nie są aż skomplikowani. Pewne wzory zachowań sa powtarzalne. Powtarzam, nie znam się na mambo jambo psychologów, w większości przypadków uważam, że twierdzenia psychologów nie mają sensu naukowego, są tylko zdroworozsądkowym pieprzeniem ubranym w ładne słówka. Ale socjologia (Mead, Berger, Luckman, Bourdieu, Bernstein, etc.) dostarczają jakiś argumentów za przynajmniej osłabioną wersją DDA.
bart :
No więc właśnie odpaliłem staruszka, na razie się nie wywalił.
@bart
na nowej Operze wszytko na razie działa
bart :
Tak, w Polsce.
Na Operze 11.00 wszystko śmiga, nawet Edyta.
fan-terlika :
O!
fronesis :
Rety, tyle mądrych słów. A ja to widzę tak. Jakie cechy wspólne wywołane alkoholizmem tatusia znajdziemy zarówno u:
dzieciaka z postpegierowskiej wsi, gdzie ojciec chlał tanie wino, tłukł matkę i cała wieś o tym wiedziała.
dzieciaka z dużego miasta, gdzie wykształcony i forsiasty adwokat lub lekarz chlał w ukryciu i stosował głownie przemoc psychiczną.
I skąd qrna mamy wiedzieć, które z tych cech wspólnych (jeśli istnieją) są wywołane przez alkoholizm papy, a nie kupę innych powodów.
RobertP :
coś pisałem o podzbiorach? Ponadto to, ze DDA ajko wszechwyjasniajacy koncept psychologów nie działa nie oznacza powtarzalności zachowań w ramach pewnych podzbiorów społecznych. Nie robiłem badań, dlatego Ci nie odpowiem. Ale pewnie w ramach jakoś zdefiniowanych klas można zauważyć jakieś cechy wspólne. Zamiast definicji arystotelesowskiej można pójść tropem podobieństw rodzinnych Wittgensteina. A przy okazji jakaś tam fizjologia istnieje, więc i chlanie ma jakiś tam podobny przebieg u znacznej części homo sapiens (sprawdzić czy nie Azjata a szczególnie rdzenne ludy Syberii i Indianie).
fronesis :
Na smutno, na wesoło, niektórzy dostają pierdolca. Jeden osobnik zależnie od nastroju może różnie zareagować na alkohol.
fronesis :
Ja nie neguję, że powielamy pewne zachowania rodziców. W końcu zanim nie poczytaliśmy paru książek nie nie zobaczyliśmy paru filmów nie mieliśmy pojęcia, że można inaczej. Ale powielamy zachowania alkoholiczne i niealkoholiczne. Wolę mieć starego pijącego niż np. trzeźwego Terlikowskiego. Mniej szkodliwe dla psyche.
Ale wy chyba nie o tym, o czym Witkowski. Wydaje mi się, że jemu przede wszystkim chodzi o to, że nie ma żadnych dowodów na skuteczność grzebania w brudach z dzieciństwa (i zatacza tu szerszy krąg, obejmujący praktycznie całą psychoterapię), a wręcz są dowody na szkodliwość.
To jest dla mnie bardzo ciekawy temat, bo uczestniczyłem w psychoterapii indywidualnej i grupowej, i w pewnym momencie ogarnęło mnie potężne zwątpienie co do jej sensu i efektywności. Pod koniec byłem już prawie przekonany, że przyjmuję bardzo drogie placebo, którego idea funkcjonowania jest taka, że jak pacjent przyszedł, to znaczy, że jest zmotywowany do zmian, a jak jest zmotywowany do zmian, to jak odpowiednio długo poczekamy, tych zmian doczekamy, w międzyczasie inkasując 90 za indywidualną i 480 za grupową (razy 12 sesji, ale szczęście nie ma ceny). W finale mojej przygody państwo terapeuci złamali postanowienia kodeksu cywilnego, próbując wyciągnąć ode mnie szmalec za niezrealizowaną usługę, więc pożegnaliśmy się przed terminem. Na pożegnanie usłyszałem, że bunt, zniechęcenie i sceptycyzm wobec psychoterapii jest jedną z oznak wyleczenia, więc PROFIT.
bart :
Ale w przypadku AA i Al-anon to placebo jest za darmo, więc ja bym rozdzielił analizę grup samopomocowych od terapii z psychologiem. Grupy AA i Al-anon nawet jeśli są placebo są raczej ruchem parareligijnym niż biznesem. Oczywiście zakładam, że od grup samopomocowych można sie uzależnić, podejrzewam, ze skuteczność terapii polega częściowo na zamianie uzależnienia od alkoholu czy starych na uzależnienie od samopomocy. Pytanie czy naprawdę lepiej chlac niż mambo jambić w AA.
A naprawdę wytłumaczyć AA mechanizmami socjologicznymi jest łatwo i nie trzeba tu żadnej psychologicznej ściemy. Odsiedzisz 300h na grupach to jesteś o 300h mniej jeśli chodzi o chlanie czy inne takie, więc jesteś o 300h więcej w wytwarzaniu się jakiegoś mechanizmu nawykowego typu: zamiast “zachlałbym bym…” wytworzysz “pójdę na grupę samopomocową…”. żadna tajemnica, a te wszystkie siły wyższe i inne gadżety to tylko otoczka, ściema i parakult.
bart :
Tu pełna zgoda nigdy nie uwierzę, że trepeuta może być wart takich pieniędzy, a i metoda wyciągania kasy zajebista. Ja od znajomej psycholog dowiedziałem się, ze terapia za darmo nie działa bo nie ma motywacji.
W top5 rzeczy, jakie bym chciał zbadać/zrobić, gdybym mógł podróżować w czasie, to właśnie zobaczyć, jak bardzo dzieciństwo (do ~10 roku życia) wpłynęło na dalszy rozwój. Bo tyle rzeczy potrafię sobie wytłumaczyć (zwalić winę na) przeszłością i tak dalej, i to tak ładnie pasuje, ale sam widzę przecież, że to za łatwe. I wiem, że gdybym inaczej się rozwinął, to bym znalazł inne wytłumaczenia. I wiem, że przy tym olewam potencjalne istotne_wydarzenia, bo nie potrafię dopatrzeć się ich skutków.
Ale mimo wszystko wierzę w te swoje wytłumaczenia, przynajmniej część, no bo cholera piłek się jednak boję.
BTW, w pewnym momencie w komentarzach Witkowski wyjeżdża z argumentem, którym kiedyś zdaje się operował Quasi:
No, tylko jak to Quasi mówił, to była kalarepka :)
bart :
Znawcą specjalnie nie jestem, ale z tego co pamiętam to były różne szkoły psychoterapii, niektóre bazowały na zupełnie różnych i między sobą sprzecznych założeniach. Można więc argumentować, że terapie z elementami freudowsko-psychoanalitycznymi są be, a nawet szkodliwe, za to jakieś tam np poznawczo-behawioralne, które w dzieciństwie nie grzebią mają umiarkowanie pozytywne działanie. Jednak sam fakt istnienia różnych szkół sprawia, że bardziej to przypomina filozofię niż naukę, czy medycynę.
fan-terlika :
Moja teoria jest taka, że zdroworozsądkowo relacje między rodzicami, ich wzory osobowe mają jakiś wpływ na zachowania i charakter dorosłego już dziecka. Trudno to jednak rozdzielić z wszystkimi innymi wpływami: mieszkałem w tej a nie innej dzielnicy, w takim a nie innym mieście, więc poszedłem to tej akurat szkoły, dochód na głowę był taki a nie inny, w domu były takie a nie inne książki (albo nie było), no i tak dalej, cała masa czynników klasistowsko-socjo-ekonomiczno-kulturowych i jeszcze cholera wie jakich. I jak tu wydestylować te szczególne psychologiczne wpływy z wczesnego dzieciństwa?
@wątek DDA
Witkowski ma rację ale obawiam się, ze wziął za duży zamach. Zaraz tak się rozpędzi, że stracimy argumenty na rzecz zabierania dzieci z rodzin alkoholowych i przemocowych. Przy tak moznym zamachu skończymy razem z Wildsteinem w “ręce precz od rodziny”. Tyle tylko, ze w wypadku Wildsteina odpowiedź brzmi “bo święta ona jest i wara”, a w przypadku Witkowskiego “bo nie ma silnych argumentów”, że to na kogoś wpłynie. Obawiam się, że tu zachodzi mechanizm “wylewania z kąpielą”. Ze słusznej krytyki mambo jambo psychologów nie powinniśmy formułować innych wniosków niż owa krytyka. Przecież to oczywiste, że połowa ględzenia o DDA to biznes, przecież powstawanie nowych chorób jest niezłym biznesem, ale trzeba ostrożnie, żebyśmy się nie rozpędzili. A w grupach samopomocowych wcale nie chodzi o rozpamiętywanie dzieciństwa jak chce tego Witkowski tylko raczej o nauczenie się kontroli nad mechanizmami, które robią nam krzywdę dziś. AA i Al-anon to nie postfreudyzm dla ubogich jak mu się wydaje. Znam się odrobinę na grupach samopomocowych od strony śledzenia ich jako zjawiska społecznego. Nie wiem prawie nic o psychoterapii robionej przez psychologów bo nigdy to zjawisko nie wydawało mi się wiarygodne.
Bawi się ktoś? Homeopathy w google ngram.
bantus :
to ja wpisałem antivaccination, ciekawy wynik
http://ngrams.googlelabs.com/graph?content=antivaccination&year_start=1800&year_end=2008&corpus=0&smoothing=3
http://www.youtube.com/watch?v=Bx8D9li6OMU
Nie wiedziałem, że DePress to taki patriotyczny zespół.
fronesis :
Dlaczego? Przecież uzasadnia się to zagrożeniem dla dzieci teraz a nie problemami psychicznymi za 20 lat?
bantus :
Jedno Polsko, katolicko. Cy Wielkopolsko, nie pamiętam. Przyłącz się do grupy na Fejsie, której założyciel Marceli Szpak aka Blind Librarian postuluje, abyśmy wymienili sobie górali na Tajki.
cdp urwany :
Ale jakie zagrożenie, jeśli nie wykażemy bezpośredniej przemocy to będziemy musieli sobie odpuścić argumentacje z nieodpowiedniego środowiska wychowawczego czy przemocy psychicznej jak pójdziemy droga argumentacji Witkowskiego do absurdu.
fronesis :
Ale zostaje krzywda i cierpienie dziejące się tu i teraz. Poza tym 50-procentowe ryzyko (bo zauważ, Witkowski mówi o połowie ofiar) jest przecież bardzo wysokie.
RobertP :
A mi się wydaje, że to akurat jest sytuacja, w której klasa społeczna ma marginalne znaczenie. Poza podziałem na klasę wyższą, niższą i lekkopółśrednią masz jeszcze różne poziomy egzystencjalnej lękliwości (jakoś tam przekładające się na mniejsze lub większe skłonności do nerwicy). Są ludzie przekonani, że “wszystko będzie dobrze, wszystko się jakoś ułoży”, którzy z tym przekonaniem odchodzą w wieku 43 lat na onkologii. Są ludzie przekonani, że nic się nie uda, wszystko się skończy jedną wielką katastrofą, zagrożenie czyha na każdym zakręcie – i oni ze swoim pesymizmem być może dożyją nawet 94 roku życia, wciąż narzekając w luksusowej prywartnej klinice.
Nie wydaje mi się to więc intuicyjnie nieprawdopodobne, żeby Ciebie, Agatę Passent i i Zenona z Pierdziszewa łączył podobny poziom głębokiego pesymizmu i patologiczna nieufność co do intencji otoczenia. Co z tego, że należycie do innych klas społecznych?
fronesis :
No więc właśnie. Jak na grupę Al-Anon przychodzi kobieta i mówi “mąż pije i bije” to usłyszy “pomyśl o sobie, nie o mężu”. Straszne to mambo-dżambo, zaiste. Prawie jak homełko, żeby tak o sobie myśleć.
Ja też przeszedłem terapię, ale z góry wiedziałem ile ma trwać (rok) i nie prałem na niej brudów z przeszłości, tylko zobaczyłem co głupio robię teraz – co prawdopodobnie jest spowodowane tym, że tatuś pił i bił. Do tego była częściowo dotowana, więc za miesiąc płaciłem tyle, co Bart za jedną wizytę (albo mniej). Do terapii “będę chodził do skutku” też podchodzę ze sceptycyzmem.
bart :
Wielkopolsko katolicko, Małopolsko jest laicko.
bart :
a góry na dostęp do Morza, oczywiście Południowochińskiego albo Adamańskiego.
bantus :
To bardziej kwestia ośrodków naukowych i leśnych dziadków-wykładowców, którzy utknęli w trendach rodem z XIX w. W, dajmy na to, Łodzi jeszcze ze 100 lat będą się babrać w psychologii humanistycznej i brandzlować Freudem. Jedynie w Warszawie można napotkać nieśmiałe próby eksperymentowania z psychologią transpersonalną i psychosyntezą. Na pewno szerokim łukiem należy omijać psychologów po podyplomówce na UJocie – sekret ten zdradził mi dopiero psychiatra, do którego trafiłam po wtopieniu grubej kasy u ‘najlepszej psychoterapeutki w Łodzi’ (100 zeta za godzinkę i dyskusje o metodach wychowawczych moich dziadków, podczas gdy zmagałam się ze stratą dziecka).
———
Słówko do Gospodarza: czy Gospodarz odpisuje czasem na maile? :P
jaszczomp :
Twój mail, zaznaczony na czerwono razem z paroma innymi, budzi we mnie poczucie winy za każdym razem, gdy zerkam w skrzynkę.
Dzejes :
Na AA albo Al-anon przede wszystkim, usłyszy inne podobne historie i będzie mogła sobie ułożyć wzór, rozpoznać go. Dlatego ma szansę przejść z doła typu: “jestem wszystkiemu winna” do dostrzegania rzeczywistości jako jakoś ustrukturyzowanej i o pewnej dynamice. Dlatego grupy samopomocowe to jednak inna bajka niż psycholog, który się wymądrza mówiąc coś w stylu “pomyśl o ….”. O ile grupy samopomocowe służą urefleksyjnieniu przed podetknięcie pod nos “zwierciadła społecznego” wszytko gra, nie oznacza to, że nie mają one swojej mrocznej strony, typu uzależnienie od grupy, przemoc psychiczna ze strony jej członków czy jakaś mambo-jambo duchowość.