Home > Racjonalo > Człowiek, który pił kawę drugą stroną

Człowiek, który pił kawę drugą stroną

October 24th, 2010 Leave a comment Go to comments

W listach do Blog de Bart czytelnicy najczęściej narzekają na częstotliwość ukazywania się notek. Być może byłaby ona większa, gdybym przygotował sobie szablony, w których zmieniałbym tylko kluczowe słowa i nazwiska. Medycyna alternatywna, mimo pozornego zróżnicowana, może być łatwo opisana właśnie takimi szablonami.

Na tej zasadzie działa Detektor Bzdetu. Wyszukuje genezy teorii, jej rozwój, zakres działania, zlicza stosunek liczby anegdot do liczby solidnych badań klinicznych. Spróbujmy skalibrować Detektor na przykładach powstania kilku odnóg medycyny alternatywnej. Zwróćcie uwagę na powtarzające się elementy: osobiste doświadczenie, intrygujący wniosek, jeszcze bardziej intrygująca metoda praktyczna.

Pewnego dnia nasz bohater przypalił gotowany jogurt. Zauważył, że spalenizna zebrała się na dole z wodą, a górna, gęsta część pozostała wolna od smaku i zapachu przypalenia. Zrozumiał wtedy, że chorobę powodują toksyny, które niczym spalenizna zbierają się w wodnistej części krwi — i wystarczy ów toksyczny płyn odsączyć z organizmu za pomocą ziarna ciecierzycy wetkniętego w ranę w łydce, by wyleczyć człowieka ze wszystkich bolączek.

Pewnego dnia nasz bohater spróbował popularnego lekarstwa przeciw malarii i dostał malarycznych drgawek. Zrozumiał wtedy, że chorobę trzeba leczyć środkami, które wywołują podobne do niej symptomy. Ponieważ jednak chodzi o to, żeby tych symptomów nie wywoływały, trzeba je rozcieńczyć wodą w absurdalnej skali, wychodząc z założenia, że im mniej się ich poda, tym słabszy efekt — a więc jeśli poda się ich nic, efekt zniknie, symptomy ustąpią i wyleczy się człowieka ze wszystkich bolączek.

Pewnego dnia nasz bohater nastawił wypadnięty krąg człowiekowi głuchemu od siedemnastu lat. Po tym zabiegu głuchy odzyskał słuch. Nasz bohater zrozumiał wtedy, że chorobę wywołują blokady podróżującej nerwami siły witalnej spowodowane przesunięciami kręgów w kręgosłupie, tzw. subluksacjami — i wystarczy nastawić właściwie kręgosłup, by wyleczyć człowieka ze wszystkich bolączek.

Pewnego dnia nasz bohater zauważył, że ludzie pracujący przy obsłudze krów rzadziej zapadają na czarną ospę. Zrozumiał wtedy, że krowia ospa uodparnia organizm przeciw ospie prawdziwej — i że świetnym pomysłem będzie pozarażać różnych ludzi krowianką i zobaczyć, co się stanie.

Pewnego dnia nasz bohater zjadł barszczyk i zrobił siusiu…

 

Detektor Bzdetu nie jest stuprocentowo skuteczny, co widać na przedostatnim przykładzie, w którym oznaczył Edwarda Jennera jako altmedowego szarlatana. Ale analizator genezy to tylko jedno z odnóży na steampunkowym korpusie Detektora. Inna macka to detektor słów kluczowych, takich jak toksyny, oczyszczanie albo chi, z nakładką wykrywającą innowacyjne hipotezy powstawania chorób.

Przyłóżmy wreszcie Detektor do bohatera niniejszej notki.

Pewnego dnia Max Gerson, trapiony migrenami, postanowił zmienić dietę i ze słonych bawarskich kiełbasek przerzucił się na warzywa i owoce. Zauważył ze zdumieniem, że jego migreny zniknęły. Pacjenci, którym rekomendował swoją nową dietę, wracali nie dość że bez migren, to jeszcze z wyleczoną gruźlicą skóry, astmą i innymi chorobami. Gerson zrozumiał, że wszelkie bolączki trapiące człowieka, z rakiem na czele, są powodowane przez toksyny i sód w diecie. Opracował więc specjalną terapię, która leczy wszystkie nieuleczalne choroby, a opiera się na rygorystycznej diecie wegetariańskiej i sokach owocowych oraz nietuzinkowych metodach wspomagania pracy wątroby.

Do wspomagania wątroby jeszcze powrócę (och, możecie być pewni, że powrócę!). Na początek spróbujmy zastanowić się nad odpowiedzią na proste pytanie:

Czy dieta może wyleczyć z raka?

Naukowcy są stosunkowo zgodni, że dieta może zapobiegać powstawaniu raka. Złe odżywianie czy otyłość sprzyjają powstawaniu niektórych nowotworów — a więc zrównoważona, niskokaloryczna dieta zmniejsza takie ryzyko. Solidne badanie epidemiologiczne przeprowadzone na ponad 60 tysiącach Brytyjczyków wykazało, że wegetarianie o 12% rzadziej zapadają na raka. BBC w dobrze pojętym misyjnym zapale przełożyło te wyniki na bardziej strawne liczby: w społeczeństwie mięsożerców 33% osób w ciągu swojego życia zachoruje na raka; wśród wegetarian będzie ich 29%. Różnica niby niewielka, ale na niektóre nowotwory wegetarianie zapadali nawet dwa razy rzadziej.

Zatem dieta najprawdopodobniej może zapobiegać rakowi. Ale czy może go leczyć? Odpowiedź brzmi: nie, a przynajmniej nauka nie zna takiej diety. Jeśli w Google wpiszemy „can diet prevent cancer”, oprócz standardowej porcji mambo-dżambo znajdziemy linki do strony brytyjskiej służby zdrowia, New York Times czy stron uniwersyteckich. Za to wpisanie „can diet cure cancer” otwiera wrota prosto w Otchłań. Raka leczą: sok z marchewki i buraków, olej lniany z serkiem wiejskim, sok Noni, dieta wysokotłuszczowa, dieta makrobiotyczna, a nawet proszek do pieczenia. Pierwszy link prowadzi do strony organizacji Gerson Research.

Terapia Gersona należy do grupy tzw. terapii metabolicznych. Każda z nich dumnie nosi imię swojego wynalazcy. Jest więc terapia Gonzaleza, terapia Kelly’ego, terapia Contrerasa, terapia Mannera czy terapia niemieckiego doktora Josepha Isselsa, w której pacjenci, oprócz przechodzenia gruntownej psychoterapii uwalniającej ich ze złych emocji, wyrywają sobie wszystkie plomby. Twórcy terapii metabolicznych twierdzą zgodnie, że choroby są efektem nagromadzenia w organizmie toksyn. Radykalna dieta eliminuje toksyny, specjalne suplementy wspomagają pracę wątroby, a lewatywy z kawy rozszerzają przewody żółciowe, dzięki czemu toksyczne produkty rozpadu tkanki nowotworowej przez wątrobę łatwiej opuszczają organizm, a dializa toksycznych produktów ze krwi przez ścianę okrężnicy przebiega sprawniej.

Owszem, nie przesłyszeliście się z tą kawą.

 

Pozwolę sobie na chwilę refleksji. Zanim poznałem bliżej magiczny świat terapii alternatywnych, wyobrażałem je sobie jako coś w podobie relaksującego masażu, nacierania aromatycznymi olejkami, wdychania dymu z wonnych kadzideł, picia ziołowych herbatek i wsłuchiwania się w dźwięk gongu obsługiwanego przez tybetańskiego mnicha. Taka wizja nie była chyba wyłącznie moim udziałem; po wpisaniu w wyszukiwarkę grafik hasła „alternative therapies” czy „alternative medicine” Google zwraca zdjęcia igieł do akupunktury, moździerzy z ziołami, olejku lanego na kobiece plecy, świec płonących w spa i dziewcząt siedzących w pozycji lotosu.

Dziś wiem już, że to obraz nieprawdziwy, a przynajmniej niepełny. Twórcy terapii alternatywnych namawiają naiwnych do picia nafty, wody utlenionej i przemysłowego wybielacza, samookaleczania się warzywami, poddawania się niebezpiecznym zabiegom oczyszczającym czy spożywania końskich dawek witamin. Nawet bazujący na wodzie i cukrze homeopaci wkraplają pacjentom do nosa cudze smarki i świńskie śluzówki, na szczęście litościwie rozcieńczone do zera. Wielu altmedowców ma dziwną fiksację na punkcie jelit i odchodów, co skłania ich do zabaw kałem, picia moczu, fotografowania długich kałowo-bentonitowych węży (uwaga! zdjęcia straszne, choć zabawne), a nawet wymyślania własnych przysłów („Nie pozwól słońcu zajść bez opróżnienia jelita”). Terapeuci alternatywni zachęca również do lewatyw, powołując się nawet na autorytet Syna Bożego. Jak naucza Jezus w tajemniczej „Ewangelii Światła”, zwanej też „Świętą Ewangelią Jezusa Chrystusa według Św. Jana”:

Weżcie dużą dynię i połączcie ją z długą łodygą. Wydrążcie miąższ, wypełnijcie ją nagrzaną na słońcu wodą z rzeki. Zawieście dynię na gałęzi drzewa, uklęknijcie przed Aniołem Wody i wytrzymajcie… by woda przedostała się do wszystkich waszych jelit. Proście w modlitwie Anioła Wody, by uwolnił ciało wasze ze wszystkich nieczystośći i chorób. Potem wypuśćcie wodę z ciała waszego, by z nią wyniosło się wszystko, co nieczyste i cuchnące. Wtenczas przekonają was oczy własne i nos własny, jakie ohydztwa i nieczystości bezczeszczą Światynię ciała waszego. Zrozumiecie wtedy, ile grzechów w was przebywało i dręczyło nieskończonymi chorobami.

Terapia Gersona, choć stara się być kojarzona z obrazami szklanek soków owocowych i pater pełnych warzyw, swoimi korzeniami mocno tkwi w ciemnej stronie altmedu. Oprócz wspomnianych lewatyw z kawy jej istotną częścią jest suplementacja mająca wspomagać pracę wątroby. Suplementacja nie tylko swojskimi witaminami, ale również sproszkowaną żółcią wołową, ekstraktami z tarczycy wieprzowej, pankreatyną, płynem Lugola. Większość tych suplementów funkcjonuje na zasadzie tej samej magii homeopatycznej, która wyznawcom Mistrza Słoneckiego nakazuje jeść miśki Haribo przy kłopotach ze stawami: żeby wspomóc wątrobę, trzeba jeść wątrobę. Pacjenci w terapii Gersona piją więc sok z wątroby, marchewki i jabłka. Niektórzy dodają ząbek czosnku dla smaku.

Pacjent decydujący się na podjęcie terapii Gersona musi więc przygotować się na drastyczną dietę i przyjmowanie tajemniczych, potencjalnie niebezpiecznych środków. Ale to nie koniec. Terapia Gersona jest również piekielnie droga. Suplementy trzeba sprowadzać z zagranicy (tu przykładowy cennik), a do przygotowywania soków najlepiej kupić wyciskarkę Norwalk za ponad 10 000 zł (jest najlepsza, bo zachowuje wodę strukturalną i enzymatykę dzięki wolnoobrotowemu śmigiełku pracującemu w niższej temperaturze niż tradycyjne siekarki). Na szczęście można używać też wyciskarek Champion (już za jedyne tysiąc pińcet).

Czas odłożyć Detektor Bzdetu, bo natarczywość jego dzwonków alarmowych staje się nie do zniesienia. Co na temat terapii metabolicznych mówi literatura medyczna? Niespodzianka: terapia Gersona działa! Oto link do badania twierdzącego, że pacjenci poddani terapii Gersona żyli dłużej niż wynosi średnia przeżywalność pacjentów poddawanych standardowym zabiegom medycyny konwencjonalnej. No, OK, są pewne zastrzeżenia. Badanie pochodzi z Gerson Research Organization, przeprowadzone zostało w klinice w Tijuanie, nie informuje się, jakim innym terapiom (zwłaszcza konwencjonalnym) poddawani byli wcześniej i później pacjenci, do tego badanie objęło tylko 61% pacjentów kliniki, a mechanizmy ich selekcji nie są znane. Wiarygodność takiego badania jest praktycznie zerowa. Innych dowodów na skuteczność, oprócz licznych zwyczajowych świadectw i anegdot, nie ma.

No i jest jeszcze słynne badanie kliniczne terapii Gonzaleza.

To historia, która jeży włosy na głowie. Naukowcy z Uniwersytetu Columbia zaprosili 55 osób umierających na nieoperowalnego raka trzustki do udziału w badaniu skuteczności terapii Gonzaleza, opartej na diecie organicznej, detoksyfikacji i suplementacji bardzo zbliżonej do terapii Gersona. Chorym pozwolono wybrać przynależność do grupy poddawanej terapii Gonzaleza albo standardowej chemioterapii. Wyniki były jednoznaczne. Poddawani chemioterapii przeżyli średnio czternaście miesięcy. Poddani terapii Gonzaleza — cztery, w dodatku w większych cierpieniach.

Oczywiście ten mały wypadek nie przeszkodził w pracy doktorowi Gonzalezowi. Na swojej stronie internetowej nadal reklamuje swoją terapię, wypisując długie epistoły na temat nieprawidłowości w badaniu, które w idealnym świecie położyłoby kres jego jakiejkolwiek działalności medycznej.

O terapii Gersona i innych terapiach metabolicznych można poczytać na stronach American Cancer Society (12) i Memorial Sloan-Kettering Cancer Center (12). Wyniki klinicznego badania terapii Gonzaleza znajdziecie tutaj. Ciekawego komentarza do całej sprawy Gonzaleza można posłuchać w znakomitym podcaście „The Skeptic’s Guide To The Universe” (zaczyna się w okolicach 24 minuty), a jeśli chcecie się dowiedzieć więcej o etycznych kontrowersjach związanych z tym badaniem czy konflikcie EBM kontra SBM na przykładzie testów terapii Gonzaleza, kliknijcie w ten link lub zapoznajcie się z treścią tekstów wymienionych na końcu tego artykułu. Fotografia Detektora Bzdetu: Daniel Proulx. Fotografia kawy: Mike Bitzenhofer.

  1. janekr
    October 26th, 2010 at 09:01 | #1

    inz.mruwnica :

    Po tym już tylko widać, że nie ma “eksperymentu jako takiego”, tylko pewne spektrum kontroli warunków początkowych.

    Można powiedzieć tak – pomiar woltomierzem jest w *zasadzie* pomiarem, pomiar omomierzem jest eksperymentem.

  2. October 26th, 2010 at 10:09 | #2

    Yaca :

    Jeśli, ktoś odszedł nie z własnej woli, również dotrzemy do tego faktu skutecznie – to fala obrazu pozostawiona na siatkówce potencjalnej ofiary, to obraz przestępcy – oprawcy.

    This is so XIX century.

  3. October 26th, 2010 at 10:19 | #3

    @Alex
    Jeśli chcesz spójnej teorii antropologicznej, o jakiej wspominał wyżej vauban, to powinieneś czerpać z wszelkich nauk społecznych, owszem. Tyle że, po pierwsze, stworzenie takiej teorii nie wydaje mi się podstawowym celem którejkolwiek z nauk i, po drogie, trudno o spójną wizję człowieka nawet w obrębie którejś z nich. Postaw obok siebie psychoanalityka i kognitywistę i obserwuj wióry.
    Człowiekowi w grupie nie wyłącza mózgu, ale doskonale wyobrażam sobie sensowne badania nad, powiedzmy, migracją ludności do miast, bez wgłębiania się w charakter przetwarzania informacji. I z drugiej strony, zastanawiam się, do czego badaczowi podstawowych procesów poznawczych miałaby być potrzebna znajomość Marxa czy Webera.

  4. sheik.yerbouti
    October 26th, 2010 at 12:37 | #4

    Gammon No.82 :

    najgorzej było z Plutonem. Najpierw wszyscy sądzili, że to ten planeta. Potem się okazało, że planeta, ale nie ten. Na końcu wyszło, że nawet planeta też nie

    Znaczy – ruski szpieg.

  5. fan-terlika
    October 26th, 2010 at 13:45 | #5

    Nie rozumiem tej potrzeby Nauki, Która Wyjaśnia. Socjologia zajmuje się tym, co się zajmuje, po co ma być jeszcze? Przecież nikt nie używa tylko jednej nauki, a wielu naraz. W ogóle oprócz tego, że socjologia jest zżyta z psychologią społeczną, antropologią, demografią, blablabla, to jeszcze wystarczy sobie dodać ją jako przedsrostek do czegokolwiek i mamy 50% szansy, że wychodzi nam nowa dziedzina. Socjologia codzienności, socjologia internetu, socjologia pracy, sportu, religii, blablabla. A jak się znudzi, to można pododawać sobie antropologię.

  6. sheik.yerbouti
    October 26th, 2010 at 13:46 | #6

    fan-terlika :

    Socjologia codzienności, socjologia internetu, socjologia pracy, sportu, religii, blablabla. A jak się znudzi, to można pododawać sobie antropologię.

    Antropologia sztuki, pitekantropia sportu.

  7. tannenberg
    October 26th, 2010 at 13:55 | #7

    sheik.yerbouti :

    Antropologia sztuki, pitekantropia sportu.

    Antropologia tańca.

  8. Gammon No.82
    October 26th, 2010 at 14:02 | #8

    fan-terlika :

    Nie rozumiem tej potrzeby Nauki, Która Wyjaśnia

    Nauka, Która Nie Wyjaśnia to są kalendarze rolnicze.

    Socjologia codzienności, socjologia internetu, socjologia pracy, sportu, religii, blablabla. A jak się znudzi, to można pododawać sobie antropologię.

    Optymalizacja przewozów marchewki.

  9. Yaca
    October 26th, 2010 at 14:31 | #9

    panopticum :

    Yaca :
    Jeśli, ktoś odszedł nie z własnej woli, również dotrzemy do tego faktu skutecznie – to fala obrazu pozostawiona na siatkówce potencjalnej ofiary, to obraz przestępcy – oprawcy.

    This is so XIX century.

    Wasn’t me?

  10. October 26th, 2010 at 14:55 | #10

    janekr :

    Można powiedzieć tak – pomiar woltomierzem jest w *zasadzie* pomiarem, pomiar omomierzem jest eksperymentem.

    Chyba wiem, co masz na myśli (i NIE woltomierz mruwnicy). Zastanawiałem się nad tym dogłębnie i faktem jest, że prawie wszystko mierzy się obecnie miliwoltami. Mając inny pomiar prawie zawsze gdzieś tam w środku siedzi woltomierz + tor przetworników. Ostatecznie jakiś pomiar trzeba zadeklarować aksjomatycznie jako nie-pomiar (tylko: tak właśnie jest). I właściwie jest obojętne logicznie czy urządzeniem aksjomatycznym będzie woltomierz czy omomierz. Wybiera się woltomierz, ale to tylko pragmatyka pomiaru. Sam woltomierz też jest torem pomiarowym. Tyle, że bardzo go lubimy. Jest dobry, piękny i prawdziwy.

    fan-terlika :

    Nie rozumiem tej potrzeby Nauki, Która Wyjaśnia.

    Wyjaśnienia łatwo zapamiętać.

  11. janekr
    October 26th, 2010 at 15:02 | #11

    inz.mruwnica :

    Chyba wiem, co masz na myśli

    Chyba nie. Chodziło mi o to, że o ile pomiar napięcia można nazwać pomiarem albo eksperymentem, zależnie od tego, co komu w duszy gra, to pomiar oporności klasycznym omomierzem jest eksperymentem.
    Albowiem ponieważ pomiar oporności polega na przyłożeniu wcale nie tak małego napięcia do mierzonego obiektu i zmierzeniu, jakie też jest natężenie prądu.
    A różnica wcale nie jest akademicka – bardzo trudno uszkodzić cokolwiek przykładając woltomierz, natomiast badanie omomierzem oporu między nóżkami półprzewodników, zwłaszcza germanowych to masakra dla badanych obiektów.

    Dla laika – socjologa na przykład – obie operacje wydają się identyczne: wtykasz drucik i patrzysz na wskazówkę przyrządu.

  12. October 26th, 2010 at 15:37 | #12

    janekr :

    A różnica wcale nie jest akademicka – bardzo trudno uszkodzić cokolwiek przykładając woltomierz, natomiast badanie omomierzem oporu między nóżkami półprzewodników, zwłaszcza germanowych to masakra dla badanych obiektów.

    Ach, czyli przygodna specyfika elektroniki. Meh.

  13. Gammon No.82
    October 26th, 2010 at 15:46 | #13

    inz.mruwnica :

    Ach, czyli przygodna specyfika elektroniki.

    Czyż każda specyfika nie jest przygodna?

  14. October 26th, 2010 at 15:59 | #14

    Gammon No.82 :

    Czyż każda specyfika nie jest przygodna?

    A każdy pleonazm tautologiczny.

  15. mic
    October 26th, 2010 at 17:22 | #15

    Tymczasem specjaliści od kontaktów z bozią dorzucają do pieca na maksa:

    http://www.fronda.pl/news/czytaj/rodzice_apeluja_o_etyczne_szczepionki

    Szczepionki z abortowanych płodów. To brzmi jak trolling, nie?

    Ja się nie znam. Bart, może wiesz o co chodzi?

  16. Gammon No.82
    October 26th, 2010 at 17:53 | #16

    mic :

    Tymczasem specjaliści od kontaktów z bozią dorzucają do pieca na maksa:
    (…)

    A pod spodem kawałek egzystencjalistycznej poezji prozą:

    Opinii wyrażanych przez użytkowników portalu Fronda.pl nie należy utożsamiać z poglądami redakcji.
    Baldwin IV napisał/a:
    wtorek, 26 października 2010, 17:20
    Nie chce mi się żyć… Dość mam.
    Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.

    Pozostaje dodać: elektryfikacja.

    EDIT:
    Zawiodłem się…
    http://wiadomosci.onet.pl/raporty/walka-o-krzyz/pierwsze-wyniki-sekcji-zwlok-obroncy-krzyza-sprzed,1,3744826,wiadomosc.html

    Sądziłem, że się okaże, że odkopano zwłoki kobiety, z oparzelinami od papierosów na szyi.

  17. mic
    October 26th, 2010 at 18:22 | #18

    @ miskidomleka:

    Dzięki.

  18. sheik.yerbouti
    October 27th, 2010 at 10:52 | #19

    inz.mruwnica :

    Chyba wiem, co masz na myśli (i NIE woltomierz mruwnicy).

    ONTOmetr Mruwnicy – mierzy rzeczy takimi, jakimi są (czyli mierzy wistość rzeczy).

  19. October 27th, 2010 at 11:30 | #20

    Bart, radzę Ci dobrze, zainteresuj się tą wodą utlenioną, o której wspomniałeś w tekście. Szalenie popularny w Polsce jest niejaki Iwan Nieumywakin (jakkolwiek zabawnie brzmi to w kontekście wody utlenionej) i dzieła będące wynikami dawnych odkryć przodującej w świecie radzieckiej nauki ;)

  20. October 27th, 2010 at 11:37 | #21

    Artur :

    Bart, radzę Ci dobrze, zainteresuj się tą wodą utlenioną

    Pisałem o niej przy okazji picia nafty. Bardzo fajny tekst napisał o niej również Generał Lee.

  21. October 27th, 2010 at 12:36 | #22

    Bart, rozmowy o Twoim blogu z moimi znajomymi zawsze przynoszą ciekawe efekty.

    Wczoraj dowiedziałem się, ile można zarobić na maszynie oczyszczającej wodę z toksyn (wygląda to to jak pralka, działa podłączone do prądu, funkcjonuje na zasadzie pamięci wody, cząsteczki wody w tymś czymś rzekomo wirują, przez co rzekomo wytrącają się ciężkie metale z wody itede itepe, włos się jeży).

    Kolega dostał propozycję dystrybucji: jedna maszyna to od 4 do 10 tys. euro!
    Jako sprzedawca miałby ileśtam prowizji plus maszyny na własność po kosztach, czyli 4 tys. zł. Doszedł do wniosku, że biznes jest mocno opłacalny, bo pani, która go namawiała fundnęła sobie 400-metrowe mieszkanie w kamienicy w centrum. Odmówił, bo nie był w stanie sam siebie oszukiwać, że maszyna działa (co jest podstawą pracy dobrego komiwojażera).

    Polecił mi też ciekawą stronę o high meat i pokrewnych: http://www.surawka.republika.pl. Enjoy!

  22. October 27th, 2010 at 12:43 | #23

    Pablo Renato :

    Jako sprzedawca miałby ileśtam prowizji plus maszyny na własność po kosztach, czyli 4 tys. zł.

    Nie ma nic weselszego niż altmed plus em-el-em!

    pani, która go namawiała fundnęła sobie 400-metrowe mieszkanie w kamienicy w centrum

    I nie ma nic smutniejszego niż pimpowanie statusu przez MLM-owców. Kiedyś moich dwoje znajomych wlazło w Amway – efekt był taki, że koleś przestał przychodzić na próby zespołu (bo zadeklarował, że ma czas tylko w sobotę od północy do drugiej nad ranem i wtedy chętnie). Zadzwoniłem do nich po coś, a jego żona mówi: “Musisz poczekać chwilę, bo Artur nakłada sobie właśnie sałatkę z FRUTTI DI MARE”.

    Nie żartuję. Wielkimi literami to powiedziała.

  23. October 27th, 2010 at 12:43 | #24

    BTW: polecam na surawce arcyciekawy artykuł: ” Czy surowa dieta może wpłynąć na zmianę koloru oczu ?”

    Cytat:

    W tej książce przedstawiony jest opis życia i zasad Aghori, tantryjskiego adepta o imieniu Vimalananda. We wstępie (str. 35), Svoboda pisze odnośnie Vimalanandy: (…) Jego z pewnością nie dotyczyły ograniczenia, które dotyczą większości śmiertelników. Jego oczy, na przykład, nie miały stałego koloru. Czasem były koloru jasno-niebieskiego, innym razem – jasno-zielonego, jak winogrona. W niektórych momentach stawały się niemalże bezbarwne… Kiedy indziej, gdy był w zabawowym nastroju, dopasowywał kolor oczu do mojego i zwoływał wtedy wszystkich, by to zobaczyli i skomentowali…

    Koniec cytatu

  24. sheik.yerbouti
    October 27th, 2010 at 12:51 | #25

    bart :

    “Musisz poczekać chwilę, bo Artur nakłada sobie właśnie sałatkę z FRUTTI DI MARE”.

    Może mu lobster (taki duży rak) uciekał z talerza, ruszając czułkami.

  25. Yaca
    October 27th, 2010 at 14:40 | #26

    Pablo Renato :

    Polecił mi też ciekawą stronę o high meat i pokrewnych: http://www.surawka.republika.pl. Enjoy!

    Ej, oni tam mają własny serwis randkowy.

    bart :

    “Musisz poczekać chwilę, bo Artur nakłada sobie właśnie sałatkę z FRUTTI DI MARE”.
    Nie żartuję. Wielkimi literami to powiedziała.

    Wiadomo. Iwil korporejszyns piorą mózgi. To elementarne.

    Edit był.

  26. October 27th, 2010 at 14:46 | #27

    Yaca :

    Wiadomo. Iwil korporejszyns piorą mózgi. To takie proste.

    Jestem daleki od takiej generalizacji. Znam wielu pracowników iwil oraz most iwil korporejszyns, są miłymi ludźmi i tylko dosłownie pojedyncze przypadki odjechały w filozofię korporacyjną tak głęboko, że nawet ich statusy na Fejsbuku entuzjastycznie podbijają bębenek Mothershipa. Za to w MLM, wydaje mi się, płacenie przez uczestników za pranie mózgu jest częścią biznesplanu korporacji.

  27. Jiima
    October 27th, 2010 at 16:20 | #28

    @Bart
    To ja się przyznam. Pracuję w EC (tej od Enronu…). Filozofię korporacyjną mam gdzieś, ale nic tak skutecznie z niej nie leczy jak obcięcie pensji o kilka procentów “dla dobra całego zespołu i menażerom też obcięli”… Ale ja to nienormalne jestem i to z Polszy i jeszcze na dokładkę niepolak mały, więc może mam nadmiarową odporność. Ot jak ty na altmed…

    A tych co sobie chcieli lobstera (homar to nie rak, plz, ja naprawdę nauki przyrodnicze żem studiowało) za amwayowe proszki kupować to znałom w nieco zbyt dużych dawkach… Z jednym się już nie kumpluję za to co powiedział na pewien temat (zahacza o altmed, więc może się uzewnętrznię jak będzie zapotrzebowanie, ale było to z lekka poniżej pasa, personal stuff i tak dalej), ale póki jeszcze, to rzadko było tak, by przy spotkaniach w szerszym gronie nie próbował jakiejś pokątnej sprzedaży… W każdym razie się raczej nie dorobił z tego co mi wiadomo, ale nie robiłom jakiegoś szerszego riserczu.

  28. October 27th, 2010 at 16:31 | #29

    Jiima :

    rzadko było tak, by przy spotkaniach w szerszym gronie nie próbował jakiejś pokątnej sprzedaży…

    No więc jedną z moich najsympatyczniejszych guilty pleasures było przypatrywanie się, jak strasznie cierpi znajomy żony, siedzący w MLM po uszy. Nie wiem, czy mu małżonka zabroniła (“bo nas przestaną zapraszać, jak im będziesz ciągle coś wciskał!”), czy jacyś koledzy mu zwracali uwagę, w każdym razie bardzo się starał nie networkować znajomych. No, ale to było silniejsze od niego i czasem mu się coś wypsło. Rozmawiamy o gotowaniu, a on nagle ni z gruszki, ni z pietruszki wykrzykiwał “Wam to by się przydał Thermomix!” i szybko milkł, jakiś taki spłoszony.

    No mówię wam, sama radość.

  29. Jiima
    October 27th, 2010 at 16:37 | #30

    bart :

    “bo nas przestaną zapraszać, jak im będziesz ciągle coś wciskał!

    Kto wie…
    Ten nasz wiedział już że zarówno ja jak i kilka osób ma niskie bullshit tolerance więc ich omijał, ale reszcie uparcie usiłował wcisnąć diagnostykę wszystkiego na podstawie spalonego włosa, tabletki z lepszą witaminą C i inne takie. Po prostu unikał tych co mieli choćby podstawową wiedzę medyczną… ale i tak udawało mi się usłyszeć o nieszczelnych jelitach (twoja ulubiona candidia) i innych takich tajemniczych schorzeniach wykrytych przez dzielenie włosa na czworo…

  30. sheik.yerbouti
    October 27th, 2010 at 17:58 | #31

    Jiima :

    homar to nie rak, plz

    jak nie jak tak, nawet się Autorytety wypowiadały
    bart :

    on nagle ni z gruszki, ni z pietruszki wykrzykiwał “Wam to by się przydał Thermomix!” i szybko milkł, jakiś taki spłoszony.

    Może miałeś na sobie koszulkę “jeszcze mnie nie pojebało” albo nóż w ręce?

  31. ojap
    October 27th, 2010 at 19:11 | #32

    Ojachrzanię, w TVN materiał z jakimś panem od obrońców krzyża co to żali się, że jak się modlili to jechała zamiatarka i ona ich zagłuszała. I wtedy modlili się jeszcze głośniej. I jak walczyli z zamiatarką to walczyli z urzędem miasta i Hanną Gronkiewicz-Waltz. I pada jego dramatyczne pytanie KTO WYSŁAŁ TĘ ZAMIATARKĘ?!

    Czy na sali jest lekarz?

  32. sheik.yerbouti
    October 27th, 2010 at 19:25 | #33

    ojap :

    I pada jego dramatyczne pytanie KTO WYSŁAŁ TĘ ZAMIATARKĘ?!

    A nie mogli sami zamieść? Ora et labora, są precedensa w dziejach.

  33. October 27th, 2010 at 19:43 | #34

    sheik.yerbouti :

    A nie mogli sami zamieść? Ora et labora, są precedensa w dziejach.

    Przecie do wyższych rzeczy zostali stworzeni.

  34. bantus
    October 27th, 2010 at 20:10 | #35

    Jiima :

    W każdym razie się raczej nie dorobił z tego co mi wiadomo, ale nie robiłom jakiegoś szerszego riserczu.

    Wiki (en) podaje takie fajne cytaty:

    # Newsweek: based on Mona Vie’s own 2007 income disclosure statement “fewer than 1 percent qualified for commissions and of those, only 10 percent made more than $100 a week.”[22]

    # Business Students Focus on Ethics: “In the USA, the average annual income from MLM for 90% MLM members is no more than US $5,000, which is far from being a sufficient means of making a living (San Lian Life Weekly 1998)”[23]

    Więc twój znajomy raczej nie miał szans. Zresztą kto się nie spotkał z amłejowcami? Założę się nawet, że w rodzinnej graciarni jest stary VHS z ichniejszymi produkcjami.

    Na tubce jest jeden z nielicznych półkowników IIIRP: Witajcie w życiu

  35. October 28th, 2010 at 01:27 | #36

    sheik.yerbouti :

    Ora et labora, są precedensa w dziejach.

    Ale to było 8h ora i 8h labora. I to nie to samo 8h. No i 8h somnora. Dobranoc.

  36. sheik.yerbouti
    October 28th, 2010 at 08:55 | #37

    inz.mruwnica :

    Ale to było 8h ora i 8h labora. I to nie to samo 8h. No i 8h somnora. Dobranoc.

    Obecnie cywilizowani ludzie używają lemurów i koali, zazwyczaj zresztą w mniejszej ilości.

  37. mic
    October 28th, 2010 at 09:17 | #38

    Lewicowe bestialstwo obnażone.

    http://www.niezalezna.pl/artykul/pod_krzyzem_przypalali_papierosami_mamy_dowod/40675/1

    Ciężko uwierzyć, że to serio.

  38. October 28th, 2010 at 09:49 | #39

    mic :

    Lewicowe bestialstwo obnażone.

    Jestem rozczarowany. Liczyłem przynajmniej na ekshumację.

  39. October 28th, 2010 at 09:50 | #40

    Tymczasem w Salonie jest już gotowa lista nazw dla akcji “Lampioniki”:

    – Znicze od Piłsudskiego

    – Ogniki od Piłsudskiego

    – Świetliki od Piłsudskiego

    – Światło Wolności

    – Ogień w ogrodzie nie gaśnie

    – Droga Świetlna – od Piłsudskiego do Kaczyńskiego

    – Droga Świetlna – 1918 – 2010

    – Lampiony Wolności

    – Ogień niepodległości

    – Pierwsza Brygada

    – Szara Piechota

    – Strzelecka Gromada

    – Rycerze Światłości

    – Light of the Revolution (to chyba tylko w odniesieniu do t-rexa)

    – 10-ego Pamiętamy

    – Ognie krwawiących serc

    – ognie nadziei

    – ogniki nadziei

    – nadzieja w sercach

    – iskierki nadziei

  40. Gammon No.82
    October 28th, 2010 at 10:19 | #41

    bart :

    lista nazw dla akcji “Lampioniki”

    – komando krematorium

  41. blue.berry
    October 28th, 2010 at 10:33 | #42

    mam nadzieje że dostaną mega mandat za śmiecenie i stwarzanie zagrożenia pożarem.

  42. digan
    October 28th, 2010 at 11:12 | #43

    kolejna akcja, z której wyjdzie zjazd korwinistów z wykopu.

  43. Aya
    October 28th, 2010 at 11:17 | #44

    Jiima :

    Kto wie…
    Ten nasz wiedział już że zarówno ja jak i kilka osób ma niskie bullshit tolerance więc ich omijał, ale reszcie uparcie usiłował wcisnąć diagnostykę wszystkiego na podstawie spalonego włosa, tabletki z lepszą witaminą C i inne takie. Po prostu unikał tych co mieli choćby podstawową wiedzę medyczną… ale i tak udawało mi się usłyszeć o nieszczelnych jelitach (twoja ulubiona candidia) i innych takich tajemniczych schorzeniach wykrytych przez dzielenie włosa na czworo…

    najbardziej męczące w tym wszystkim było że Jedynie Słusznym Produktom ™ dorabiał Holistyczne Teorie… i dogłębne wywody o wyższości wit C prostowały nie tylko biologa / chemika, którym się głupio wydawało że nieszczelnych jelit nie leczy się magnesem a kwas askorbinowy jest, well, askorbinowy; ale także konsultantów z evil korpo, a nawet ekonomistów i prawników – no bo trzeba jakoś uzasadniać a) czemu big pharma nie robi takiej zajebistej witaminy, b) dlaczego należy koniecznie stać się częścią Wielkiej Rodziny Amway…
    Z perspektywy lat nasze reakcje są nawet zabawne, ale wtedy konieczność używania bullshit detectora także w czasie formalnie przeznaczonym na rozrywkę mnie zwyczajnie wk… <.<

  44. toledana
    October 28th, 2010 at 11:57 | #45

    @ Aya:Sorry, ja tu zwyklę tylko podglądam po cichu (taki voyeuryzm blogowy), ale wynurzenia na temat znajomych z MLM przywołały demony. Zadzwonił do mnie ubiegłego lata znajomy sprzed 10 lat. Szczęka mi opadła, bo znajomość urwała się w okolicznościach dramatycznych, nie zachęcających do ponownych spotkań i wymiany zdjęć. Ale skoro grzecznie prosił, to sie spotkaliśmy. W stolicznej knajpie o niecenzuralnej nazwie na “SZ” spożywaliśmy sałatkę ze szpinaku (surowego) rozmawiając przez chwilę o pogodzie, po czym kolega przeszedł do rzeczy. Otoż chciał mi sprzedać “syropek na wszystko” na bazie bodajże jakiejś aronii. Nieopatrznie wygadałam się we wstępnych konwersacjach, że moja latorośl czeka na zabieg cięcia 3-go migdała. Kolega zagwarantował, że po syropku migdał pójdzie precz i żaden zabieg nie będzie konieczny. Ponadto syropek miał wzmocnić nam odporność, zbudować muskuły mojego męża i wogóle uwolnić nas od wszelkich trosk. Okropnie mnie zdziwiło, że kolega tak nalegał na spotkanie z moim mężem, żeby mu roztoczyć zalety tego specyfiku? Chyba kobiety są bardziej podatne na takie bajery? No ja w każdym razie grzecznie powiedziałam, że się zastanowię i przestałam odbierac od kolegi telefony.
    Butelka tego syropku (taka mała 0,25l) kosztowała coś ok. 150 PLN.
    Do dziś jednak nie moge się nadziwić, jak trzeba byc zdesperowanym, żeby zdrowy 30 kilkuletni facet wciskał ludziom czerwony syropek, z amokiem na twarzy zapewniając, że wyleczy on wszystkie dolegliwości świata, a na dodatek wyciągac kontakty do ludzi, z którymi od lat nie ma się kontaktu (co ma swoje głębokie uzasadnienie tzn. ten brak kontaktu).
    A migdał daliśmy wyciąć lekarzom z Kajetan.
    A jeszcze co do dorabiania się na MLM – między wierszami w rozmowie wyszło, że bohatera powyższej opowieści utrzymuje żona, a dzieci zbierają makulaturę (żeby sie uczyły odpowiedzialności i oszczędzania oczywiście). Poza tym był ofiarą jakiegoś eksperta od ekonomii o japońsko brzmiącym nazwisku.

  45. frankie
    October 28th, 2010 at 12:16 | #46

    Aya :

    Jiima :
    Z perspektywy lat nasze reakcje są nawet zabawne, ale wtedy konieczność używania bullshit detectora także w czasie formalnie przeznaczonym na rozrywkę mnie zwyczajnie wk… <.<

    W takich sytuacjach detektor bzdetu trzeba wręcz podkręcać.

  46. janekr
    October 28th, 2010 at 12:16 | #47

    toledana :

    po syropku migdał pójdzie precz

    Rze co? Syropek, po którym migdał w dziecku odpada? I może coś jeszcze odpadnie?
    To się nazywa nietrafiona reklama!

  47. Aya
    October 28th, 2010 at 13:08 | #48

    frankie :

    W takich sytuacjach detektor bzdetu trzeba wręcz podkręcać.

    no kiedy właśnie nie powinno być trzeba… jakbym chciała żeby mi coś wcisnęli to bym poszła na prezentację garnków, a ze znajomymi to się spotykam żeby BYŁO MIŁO no i z fanatykami mlm się nie całkiem udaje qq
    toledana :

    wynurzenia na temat znajomych z MLM przywołały demony

    no jak widać powyżej moje i jiimy też :P zły dotyk?…

  48. Jiima
    October 28th, 2010 at 13:21 | #49

    toledana :

    Kolega zagwarantował, że po syropku migdał pójdzie precz i żaden zabieg nie będzie konieczny. Ponadto syropek miał wzmocnić nam odporność, zbudować muskuły mojego męża i wogóle uwolnić nas od wszelkich trosk.

    E, ten pan to mały pikuś. Jedna Bardzo Ważna Dla Jiimy Osoba ma jakieś perwersyjne upodobanie do chodzenia na tego typu spotkania gdy nie ma nic lepszego do roboty, fascynację którą umiejscowiłobym między chęcią nawracania ludzi na logiczne myślenie a zwykłym hejterstwem. Oczywiście na spotkaniach lubi zabierać głos, zaś prowadzący naiwnie go owej osobie udziela, przynajmniej za pierwszym, czasem drugim razem – potem już wiedzą, że spotkali przypadek beznadziejny, a być może zaraźliwy, więc starają się grzecznie uniemożliwić komentowanie (na szczęście jeszcze nie posunęli się nigdy do rękoczynów). Owa osoba przyniosła kilka sensacji produkowanych przez owych handlowców. By nie zanudzać dwa śliczne:
    1. W silikonowej pościeli rozwijają się roztocze, które oczywiście za cholerę nie zagnieżdżą się w pościeli wełnianej (cholerne pajęczaki uwielbiają wchrzaniać silikon i już)
    2. W tabletkach firmy XXX jest kofeina. Ale nie taka jak w kawie. Lepsza, bo naturalna.

    Punkt 2 jak na razie jest nie do pobicia, nawet fani golenia pasożytów z pleców wymiękają. Pytanie do altmedowców (Bart, ty lubisz u nich trollować), co oni na takie dictum? Czy taka nienaturalna kofeina jest bezpieczna do wlewania sobie od… dołu? Może roztwór naturalnych tabletek byłby lepszy.

  49. bantus
    October 28th, 2010 at 13:37 | #50

    Mi się detektor bzdetu zawsze włącza w czasie reklam, gdy nie zdążę albo nie mam możliwości przełączyć. Te fantastyczne wykresy, komiczne wizualizacje działania cudownego leku, pseudostatystyczne dane, ten dziwaczny język – altmedowcy mają to wszystko tylko bardziej. U nich właściwie reklama i marketing są tak rozbudowane, że zastępują ten kontent, który normalnie za tym stoi, że jednak jest jakiś produkt, który lepiej albo gorzej, ale jednak przeważnie działa.

    Nawet jeśli jest jakiś działający produkt, jak w tej terapii Gersona – jest jakaś stara wyciskarka za dziesięć kawałków, która zapewne wyciska te soki, ale przecież nie o to chodziło. Nieuczciwa reklama, nieetyczny marketing. Czy oszuści wierzą w swoją reklamę? Ależ wierzą, przecież działa, choć fascynujące jest w takim MLM, że mimo, iż nie działa, bo przecież profitu nie ma, to wciąż wierzą.

  50. toledana
    October 28th, 2010 at 13:53 | #51

    bantus :

    , choć fascynujące jest w takim MLM, że mimo, iż nie działa, bo przecież profitu nie ma, to wciąż wierzą.

    No właśnie to mnie powaliło w tym gościu, który po latach mnie dopadł, że wierzył, on w to cholera wierzył. Że przerośniety migdał, któremu żaden laryngolog nie dawał szans na skurczenie, właśnie po tym syropku się zmniejszy.
    Jestem skłonna przypuścić, że zdesperowane matki, chcąc uchronić dziecko przed niemiłym bądź co bądź zabiegiem i narkozą, uwierzą również i nabędą ten syropek. W ilości gwarantującej skutecznośc miała to być kwota kilkustówkowa.
    Nie wiem co gorsze – że dorosłego człowieka może dotknąc takie zidiocenie, czy że on tylko udawał, że wierzy a w rzeczywistości cynicznie żerował – no bo kto by nie poświęcił tych kilku marnych papierków, żeby uzdrowić cudownie swoje maleństwo bez noża?

  51. October 28th, 2010 at 13:54 | #52

    toledana :

    Poza tym był ofiarą jakiegoś eksperta od ekonomii o japońsko brzmiącym nazwisku.

    Roberta Kiyosakiego, zapewne.

  52. Jiima
    October 28th, 2010 at 13:59 | #53

    toledana :

    W ilości gwarantującej skutecznośc miała to być kwota kilkustówkowa.

    Nagroda IgNobla z medycyny z któregoś tam roku za wykazanie, że drogie placebo jest skuteczniejsze od taniego?

  53. naima_on_line
    October 28th, 2010 at 15:00 | #54

    Offtop.

    Ksiądz Socha:
    – Człowiek nie może być tylko środkiem do realizacji nawet najszlachetniejszych pragnień innych ludzi. Takie dzieci mogą mieć problem z tożsamością. W urodzenie może być zaangażowanych naraz kilka osób: dawcy materiału genetycznego, kobieta, która może zostać wynajęta do urodzenia, formalni rodzice, lekarze. Kto wtedy naprawdę jest ojcem, kto matką? Każde dziecko ma prawo począć się naturalnie, a nie w stechnicyzowanych warunkach szpitala.

    Drogi TTDKN, mam niniejszym problem z tożsamością, bo obawiam się, że nie do ustalenia jest obecnie, czy te 34 lata temu nie powstawałam w jakichś wysoce stechnicyzowanych warunkach (np. w pobliżu telewizora), w oświetleniu elektrycznym, albo (nie daj Mzimu!), w samochodzie z silnikiem czterosuwowym.

    Edit: literówki

  54. Gammon No.82
    October 28th, 2010 at 15:42 | #55

    Jiima :

    W tabletkach firmy XXX jest kofeina. Ale nie taka jak w kawie. Lepsza, bo naturalna.

    Naturalnie lewoskrętna, z lekkim uchyłem ku północy magnetycznej.

    Jeszcze pięć lat temu była w aptekach zgoła nienaturalna kofeina w tabletkach. Receptowa, po jakieś trzy złote buteleczka. Znikła (w lekospisie jest nadal, ale lekospisu nie zeżrę). Panie, i komu to przeszkadzało?
    Teraz są już tylko kofeinowe landrynki. Bez recepty. Kilkakrotnie droższe. Ohydne w smaku.

    toledana :

    …on w to cholera wierzył. Że przerośniety migdał, któremu żaden laryngolog nie dawał szans na skurczenie, właśnie po tym syropku się zmniejszy. (…) W ilości gwarantującej skutecznośc miała to być kwota kilkustówkowa.

    Trzeba było powiedzieć: “Jasne, biorę syropek, ale skoro gwarantujesz, to z pewnością nie masz nic przeciwko temu, że umowę zawrzemy na piśmie i uzgodnimy karę umowną, powiedzmy 3000 złotych, na wypadek, gdyby migdał się nie zmniejszył.”

    Nie chodzi o umowę. Chodzi o to, żeby zobaczyć, jaką minę zrobi.

  55. October 28th, 2010 at 18:39 | #56

    naima_on_line :

    Każde dziecko ma prawo począć się naturalnie, a nie w stechnicyzowanych warunkach szpitala.

    Albo mi się zdaje (i nie zauważyłem ciągłości nauczania Kościoła i mądrości głoszonych przez Doktorów Kościoła na przestrzeni dwóch tysiącleci), albo jesteśmy świadkami narodzin zupełnie nowego prawa naturalnego. Prawa do naturalnego poczęcia.

    Przy okazji udało mi się wyguglać prawa embrionów:

    1. Prawo do poczęcia w rodzinie z prawdziwego ojca i prawdziwej matki.

    Niedopuszczalnym jest zapładnianie w sposób sztuczny par homoseksualnych, lub stosowanie zapłodnienia heterogenicznego par małżeńskich (gdy dawcą gamet jest ktoś spoza małżeństwa). Czymś nagannym pozostaje zapłodnienie gamet lub gametami “post- mortem” (po śmierci).

    4. Prawo do asystencji prenatalnej.

    Diagnoza prenatalna ma za zadanie wykrycie ewentualnej choroby i jej późniejsze leczenie. Nigdy nie może się stać instrumentem eksterminacji dziecka poczętego.

    5. Prawo do wolności.

    Dziecko powinno być chciane dla niego samego, a nie dla “dowartościowania” rodziców. Nie może też być przedmiotem eksperymentów, lub też produktem sztucznego zapłodnienia.

    6. Prawo do opieki prawnej.

    Nie można mówić o “prawach embrionu” jeżeli prawodawstwo poszczególnych państw nie uznaje go za podmiot prawa.

    7. Prawo do nienaruszalności cielesnej.

    Ciało dziecka poczętego nie może być używane jako “bank części zamiennych” do przeszczepów organów osobom dorosłym (z wyjątkiem poronienia spontanicznego). Nie można też uczynić z ciała dziecka poczętego przedmiotu transakcji handlowych.

  56. Gammon No.82
    October 28th, 2010 at 19:22 | #57

    No nie strzymam. Nie mam zgody na ujawnienie autora, ale mam zgodę na zacytowanie. Skróty i wyjaśnienia w nawiasach kwadratowych moje.

    Konstrukcja praw dziecka nieistniejącego stanowi nonsens, ponieważ nie istnieje takie indywiduum, jak dziecko nieistniejące. (…) Wszelako operowanie językiem praw brzmi dobrze z punktu widzenia propagandowego.
    (…)

    Podobnie rysuje się problem godności. (…) [jakoby] zapłodnienie pozaustrojowe „nie odpowiada godności” osoby, która miałaby dzięki temu pojawić się na świecie (…). [jakoby] „jeśli naprawdę pragnie się dziecka dla niego samego, należy respektować prawo naturalne, drogę narodzin, która może zapewnić dziecku poszanowanie jego godności (…)” Jedyny możliwy stąd wniosek, że osoby dotknięte niepłodnością powinny zapewnić nieistniejącemu dziecku poszanowanie jego godności przez niepoczęcie go.

    „Uprawnienie” oderwane od uprawnionego, „prawo podmiotowe” bez podmiotu, czy też „godność osobowa” bez osoby, stanowią czyste werbalizmy. Posługiwanie się pojęciem dobra dziecka nieistniejącego ma na pozór więcej sensu, gdyż działanie podjęte dzisiaj może obrócić się jutro na korzyść osoby przyszłej, dziś nieistniejącej. Jednak kryterium dobra dziecka w prawie rodzinnym stosowane jest w sposób zindywidualizowany i następuje z uwzględnieniem właściwości oraz sytuacji życiowej konkretnej osoby małoletniej, poprzez porównanie stanu aktualnego ze stanem pożądanym i osiągalnym, w którym realnie mógłby się znajdować ten sam małoletni. Tymczasem wywody [KRzK] opierają się na porównaniu sytuacji osoby, która urodziła się dzięki zapłodnieniu pozaustrojowemu z sytuacją, w której osoba ta w ogóle nie zaistnieje, przy czym tę drugą [uważa się] za odpowiadającą kryterium dobra dziecka. W efekcie pojawia się koncepcja niewłaściwego poczęcia, zgodnie z którą lepiej jest być niepoczętym dzieckiem z godnością w niebycie [*], niż istniejącym, żywym człowiekiem niewłaściwie poczętym w drodze zapłodnienia pozaustrojowego (…).

    [*] cokolwiek to znaczy

  57. magdalena
    October 28th, 2010 at 20:35 | #58

    naima_on_line :

    Offtop.
    Ksiądz Socha:
    Kto wtedy naprawdę jest ojcem, kto matką?

    E tam, w kodeksie rodzinnym i opiekuńczym stoi jak wół, że matką dziecka jest kobieta, które je urodziła :)
    Gammon No.82 :

    No nie strzymam. Nie mam zgody na ujawnienie autora, ale mam zgodę na zacytowanie. Skróty i wyjaśnienia w nawiasach kwadratowych moje.

    Konstrukcja praw dziecka nieistniejącego stanowi nonsens, ponieważ nie istnieje takie indywiduum, jak dziecko nieistniejące. (…) Wszelako operowanie językiem praw brzmi dobrze z punktu widzenia propagandowego.
    (…)
    Podobnie rysuje się problem godności. (…) [jakoby] zapłodnienie pozaustrojowe „nie odpowiada godności” osoby, która miałaby dzięki temu pojawić się na świecie (…). [jakoby] „jeśli naprawdę pragnie się dziecka dla niego samego, należy respektować prawo naturalne, drogę narodzin, która może zapewnić dziecku poszanowanie jego godności (…)” Jedyny możliwy stąd wniosek, że osoby dotknięte niepłodnością powinny zapewnić nieistniejącemu dziecku poszanowanie jego godności przez niepoczęcie go.
    „Uprawnienie” oderwane od uprawnionego, „prawo podmiotowe” bez podmiotu, czy też „godność osobowa” bez osoby, stanowią czyste werbalizmy. Posługiwanie się pojęciem dobra dziecka nieistniejącego ma na pozór więcej sensu, gdyż działanie podjęte dzisiaj może obrócić się jutro na korzyść osoby przyszłej, dziś nieistniejącej. Jednak kryterium dobra dziecka w prawie rodzinnym stosowane jest w sposób zindywidualizowany i następuje z uwzględnieniem właściwości oraz sytuacji życiowej konkretnej osoby małoletniej, poprzez porównanie stanu aktualnego ze stanem pożądanym i osiągalnym, w którym realnie mógłby się znajdować ten sam małoletni. Tymczasem wywody [KRzK] opierają się na porównaniu sytuacji osoby, która urodziła się dzięki zapłodnieniu pozaustrojowemu z sytuacją, w której osoba ta w ogóle nie zaistnieje, przy czym tę drugą [uważa się] za odpowiadającą kryterium dobra dziecka. W efekcie pojawia się koncepcja niewłaściwego poczęcia, zgodnie z którą lepiej jest być niepoczętym dzieckiem z godnością w niebycie [*], niż istniejącym, żywym człowiekiem niewłaściwie poczętym w drodze zapłodnienia pozaustrojowego (…).
    [*] cokolwiek to znaczy

    ładne!

  58. October 28th, 2010 at 21:49 | #59

    Tajemniczy kontakt Gammona No.82 :

    W efekcie pojawia się koncepcja niewłaściwego poczęcia, zgodnie z którą lepiej jest być niepoczętym dzieckiem z godnością w niebycie, niż istniejącym, żywym człowiekiem niewłaściwie poczętym w drodze zapłodnienia pozaustrojowego

    Yay! “O Niedogodności Narodzin”.

  59. Twarzoch
    October 28th, 2010 at 22:11 | #60

    Dlatego na weselach czasami pojawia się piosenka:
    “Kto nie urodził nigdy się ma wstać, ma wstać, ma wstać…”

  60. October 28th, 2010 at 22:15 | #61

    Twarzoch :

    Dlatego na weselach czasami pojawia się piosenka:
    “Kto nie urodził nigdy się ma wstać, ma wstać, ma wstać…”

    Nie, to na stypach.

  61. naima
    October 28th, 2010 at 22:17 | #62

    A tak zupełnie między nami, dziewczętami – zaczęło mnie teraz frapować, czy z tej niegodności czy też niedogodności, jaka towarzyszyć ma poczętym w sposób niezatwierdzony przez biskupów, ma niby cokolwiek wynikać dla już urodzonego. Bo piszą strasznie sieriozno, że straszliwy brak godności, ale czy coś z niego ma wynikać (np. potrzeba podwójnego chrztu, bo jednowarstwowo się nie przyjmie i po zagruntowaniu trzeba jeszcze raz przeciągnąć?)? I czy osoba poczęta IV, która nie wie o tym, ma to poczucie zachwianej tożsamości tak apriorycznie i z rozdzielnika, czy dopiero spływa na nią w chwili podania do wiadomości? Czyli że godność/niegodność byłaby automatycznie nakładana na pacjenta w chwili połączenia gamet (dziecko jest zatem niegodne nawet jeśli o tym nie wie, dobre!) versus pojawiała się jako pochodna wiedzy o swoim poczęciu. Bardzo zawiłe się to dla mnie robi, kiedy usiłuję jakieś wnioski wyprowadzić z tej koncepcji…

  62. sheik.yerbouti
    October 28th, 2010 at 22:40 | #63

    naima :

    potrzeba podwójnego chrztu, bo jednowarstwowo się nie przyjmie i po zagruntowaniu trzeba jeszcze raz przeciągnąć?

    Ładnie o tym pisze Hartman w nowej Polityce (że jest nawet lepiej niż przy zwykłym poczęciu, bo mniej grzechu pierworodnego przechodzi na dziecię).
    naima :

    Bardzo zawiłe się to dla mnie robi, kiedy usiłuję jakieś wnioski wyprowadzić z tej koncepcji…

    Tu się nie ma co zastanawiać, tu trzeba spierdalać, że zacytuję znaną przypowieść. Bardzo mi się podoba, że biskupi się tak spektakularnie pogrążają. Może to wreszcie zdejmie czar ze społeczeństwa a nawet! niektórych polityków.

  63. October 28th, 2010 at 23:10 | #64

    sheik.yerbouti :

    Ładnie o tym pisze Hartman w nowej Polityce (że jest nawet lepiej niż przy zwykłym poczęciu, bo mniej grzechu pierworodnego przechodzi na dziecię).

    No więc ja już mam dość powtarzania tekstu “świetny Hartman w nowej Polityce”, bo to się nudne robi, ale faktycznie, świetny Hartman w nowej Polityce. W pewnym momencie zapędza się w takie właśnie rozważania o grzechu przekazywanym dziecku przez fizyczne obcowanie rodziców, po czym pisze coś w stylu “Proszę się nie śmiać, teologowie od wieków zajmują się takimi problemami” :)

    Gość jest z niego. Gość.

  64. sheik.yerbouti
    October 28th, 2010 at 23:22 | #65

    bart :

    No więc ja już mam dość powtarzania tekstu “świetny Hartman w nowej Polityce”, bo to się nudne robi,

    To prawda, ale
    bart :

    Gość jest z niego. Gość.

    więc cieszmy się i radujmy, że dostał miejsce na poczytnych łamach (zresztą kolejny już raz). Za hasło z poprzedniego arta w Polityce, ze moralność dotyczy również np. płacenia podatków a nie tylko biskupich obsesji seksualnych ma u mnie kolejne +9000

  65. sheik.yerbouti
    October 28th, 2010 at 23:24 | #66

    bart :

    po czym pisze coś w stylu “Proszę się nie śmiać, teologowie od wieków zajmują się takimi problemami”

    Ale też proszę się nie śmiać, wszystkie chyba większe uniwerki mają wydziały teologii! A ten katowicki ma nawet state-of-the-art budynek, najnowszy ze wszystkich, w piaskowcu i stali nierdzewnej.

  66. Gammon No.82
    October 28th, 2010 at 23:34 | #67

    sheik.yerbouti :

    Ale też proszę się nie śmiać, wszystkie chyba większe uniwerki mają wydziały teologii!

    Warszawski na szczęście należy do tych mniejszych.

  67. sheik.yerbouti
    October 28th, 2010 at 23:36 | #68

    Gammon No.82 :

    Warszawski na szczęście należy do tych mniejszych.

    Wiesz, skoro w Wawie dostali całą uczelnię, to mogli łaskawie oszczędzić UW.

  68. Gammon No.82
    October 28th, 2010 at 23:38 | #69

    sheik.yerbouti :

    Wiesz, skoro w Wawie dostali całą uczelnię, to mogli łaskawie oszczędzić UW.

    Podobno parę lat temu jakieś zakusy mieli, żeby jednak nie oszczędzić.

  69. sheik.yerbouti
    October 28th, 2010 at 23:47 | #70

    Gammon No.82 :

    Podobno parę lat temu jakieś zakusy mieli, żeby jednak nie oszczędzić.

    Bo pewnie mieli kiedyś te grunta ale im car odebrał w 1831 ^^J

  70. RobertP
    October 29th, 2010 at 00:12 | #71

    bart :

    “Proszę się nie śmiać, teologowie od wieków zajmują się takimi problemami” :)

    Doktor medycyny zapisuje prochy, doktor teologii jedzie na prochach. Pat Condell

  71. October 29th, 2010 at 08:00 | #72

    Jiima :

    Nagroda IgNobla z medycyny z któregoś tam roku za wykazanie, że drogie placebo jest skuteczniejsze od taniego?

    Oglądałem kiedyś w niemieckiej telewizji reportaż z fabryki pigułek placebo. I tam omawiali badania, z których wychodziło że tabletki w różnych kolorach i wielkościach różnie działają na różne choroby. Na przykład na różne takie psychiczne najskuteczniejsze są malutkie czerwone, a na wątrobę średnie żółtawe. Obśmiałem się jak norka, ale chyba jednak coś w tym jest.

  72. Yaca
    October 29th, 2010 at 08:16 | #73

    @ cmos:
    No w sumie głupio to brzmi, ale coś w tym może być. Ludzki mózg to jednak dość poprana konstrukcja jest.

  73. JT
    October 29th, 2010 at 09:45 | #74

    Witam wszystkich! W tym oczywiście szanownego Autora bloga. Świetny blog, zaglądam tu czasami, rzeczywiście szkoda że tak rzadko pojawiają się wpisy. Coś Pan się obija, Panie Barcie:) Ale generalnie chciałem się podzielić najnowszą wiadomością z lubianej chyba przez wszystkich tutejszych bywalców fronda.pl.
    http://fronda.pl/news/czytaj/okultystyczne_akcesoria_w_empikach_rzekomo_przynosza_szczescie_1
    Najlepsze są komentarze frondziarzy. Czad! Empik to zło. Miłego czytania.

  74. Gammon No.82
    October 29th, 2010 at 10:06 | #75

    RobertP :

    Doktor medycyny zapisuje prochy, doktor teologii jedzie na prochach. Pat Condell

    Motyw dopalaczy w twórczości Henryka Sienkiewicza.

    “- Bo prochów nie mam. (…) Mam na dwa tygodnie – na dłużej nie.
    – A samże waszmość nie możesz prochów robić?
    – Od dwóch już miesięcy Zaporożcy saletry [*] mi nie puszczają, którą od Czarnego Morza przywozić trzeba. (…)
    – (…) A gdybyś sam waszmość po prochy ruszył?”
    ” – (…) Czemuż on jednak do mnie po prochy nie przysłał? Byłbym mu był z piwnic łubniańskich udzielił.”
    “- Prochy nam wyszły – posłaliśmy na zamek po nowe.”
    “Czeladź niosła za rycerzami maźnice ze smołą, suche pochodnie i prochy (…).”
    “Wołodyjowski zniżył głos.
    – Prochów skąpo – rzekł. – przy takim ekspensie podobno już i na sześć dni nie starczy.”
    “(…) a tu prochy się kończą, żywność się kończy.”
    “– Długo się możecie trzymać?
    – Prochów brak. Nieprzyjaciel w wałach…”
    “- (…) My tu po drodze do Upity wstępujemy, aby waćpannie dobrodzice do stópek upaść i o auxilia prosić: jako o prochy, strzelby, i żebyś waćpanna czeladzi swej na koń sieść kazała i z nami jechać.”
    “Tak przeszło dwadzieścia lat pracując, opatrywałem on zamek w prochy, działa i spyżę (…).”
    “- (…) Prochy nasze się kończą (…). Zapasów już nie mamy, posiłków nie możem się spodziewać.”

    EDIT:
    Tylko Kościół przeciwstawiał się tej zarazie.
    “…więc w imię Boga po raz trzeci powiadam wam: nie masz prochów pod kościołem!”

    [*] Prawdopodobnie prekursor narkotykowy.

  75. toledana
    October 29th, 2010 at 10:16 | #76

    asmoeth :

    toledana :
    Poza tym był ofiarą jakiegoś eksperta od ekonomii o japońsko brzmiącym nazwisku.
    Roberta Kiyosakiego, zapewne.

    O to to! Wyrzuciłam nazwisko starannie z głowy po zguglaniu kto zacz. Taki altmed ekonomiczny IMHO.

    Cyt.: Trzeba było powiedzieć: “Jasne, biorę syropek, ale skoro gwarantujesz, to z pewnością nie masz nic przeciwko temu, że umowę zawrzemy na piśmie i uzgodnimy karę umowną, powiedzmy 3000 złotych, na wypadek, gdyby migdał się nie zmniejszył.”

    Nie chodzi o umowę. Chodzi o to, żeby zobaczyć, jaką minę zrobi.”

    Dżizas, świetne, nie pomyślałam o tym. Włączyła mi się wtedy opcja .

  76. janekr
    October 29th, 2010 at 10:24 | #77

    asmoeth :

    toledana :
    Poza tym był ofiarą jakiegoś eksperta od ekonomii o japońsko brzmiącym nazwisku.
    Roberta Kiyosakiego, zapewne.

    W żadnym wypadku nie będę bronić tego konkretnego ‘eksperta’ od ‘Obudź w sobie potwora’ (gdyż jeno liznąłem jakieś drobne fragmenty Dzieła), ale tak w ogóle mam wrażenie, że różnego rodzaju podręczniki, a nawet poradniki zarządzania etc. są nierzadko mądrzejsze od swoich czytelników.

  77. Gammon No.82
    October 29th, 2010 at 10:38 | #78

    cmos :

    Na przykład na różne takie psychiczne najskuteczniejsze są malutkie czerwone

    Badanie kliniczne: “cynobrowe vs. amarantowe w ostrych stanach psychotycznych”.

  78. frankie
    October 29th, 2010 at 10:48 | #79

    Gammon No.82 :
    Motyw dopalaczy w twórczości Henryka Sienkiewicza.

    Kolejny dowód na to że Sienkiewicz to samo zło.

  79. Jiima
    October 29th, 2010 at 11:00 | #80

    cmos :

    Oglądałem kiedyś w niemieckiej telewizji reportaż z fabryki pigułek placebo. I tam omawiali badania, z których wychodziło że tabletki w różnych kolorach i wielkościach różnie działają na różne choroby

    A i owszem. Nie wyobrażasz sobie jakie szkody w medycynie poczyniły podwójnie lukrowane szelakiem (to taki materiał do wykańczania mebli robiony z d* robali) tabletki. Są słodkie, łatwo się je łyka, a czasam są też małe. Ergo – nie działają, bo wiadomo że piguła musi być wielka, gorzka w smaku, albo wręcz do zapodania drugą stroną i wtedy działa…
    Oczywiście nie mówimy o rzeczywistym działaniu, bo biochemia biochemią, ale względne poczucie zdrowienia przez pacjenta, które wbrew pozorom jest też istotne. Raz że rzeczywiście pomaga (nieznacznie) w terapii, dwa że zdecydowanie podnosi komfort psychiczny lekarza który nie musi ścierać się z agresywną babcią wrzeszczącą że “panie co pan żarty sobie robisz, ja taka bardzo chora, a pan mi takie małe tabletki””…
    A efekt placebo istnieje, widzę go w praktyce. Znajoma, inteligentna, oczytana, zna się na biochemii, ale ledwie łyknie antybiotyk (jak wie oczywiście że infekcja jest bakteryjna) to od razu zaczyna się pocić i poprawia jej się samopoczucie. Nie ważne że lek nie miał czasu zadziałać i ona w zasadzie o tym wie…

  80. T.
    October 29th, 2010 at 11:59 | #81

    Ech, ja mam taką zabawę, że od czasu do czasu idę do księgarni, przeglądam półki z tymi ekonomicznymi ekspertami od tego jak szybko i łatwo się dorobić, kartkuje te książki i szukam pierwszego, który napisze: weź się chłopie do ciężkiej pracy.

    Mam nawet taki pomysł by wydać taką super książkę, koniecznie zafoliowaną, z super-fajną okładką, puste 300 stron a na 301 stronie: weź się k**** do roboty!

  81. janekr
    October 29th, 2010 at 12:31 | #82

    T. :

    weź się chłopie do ciężkiej pracy.

    No weź nie żartuj. Istnieje silna ujemna korelacja między ciężką pracą a dorobieniem się.

  82. RobertP
    October 29th, 2010 at 12:32 | #83

    Jiima :

    Oczywiście nie mówimy o rzeczywistym działaniu, bo biochemia biochemią, ale względne poczucie zdrowienia przez pacjenta, które wbrew pozorom jest też istotne. Raz że rzeczywiście pomaga (nieznacznie) w terapii, dwa że zdecydowanie podnosi komfort psychiczny lekarza który nie musi ścierać się z agresywną babcią wrzeszczącą że “panie co pan żarty sobie robisz, ja taka bardzo chora, a pan mi takie małe tabletki””…

    Akurat na stronie wydawnictwa http://septem.pl/ksiazki/lekarze_naukowcy_szarlatani_od_przerazonego_pacjenta_do_swiadomego_konsumenta_ben_goldacre,leknau.htm jest do pobrania rozdział w PDF – ten o placebo ftp://ftp.helion.pl/online/leknau/leknau-5.pdf . Jest o kolorach i kształcie placebo.

  83. RobertP
    October 29th, 2010 at 12:36 | #84

    T. :

    Ech, ja mam taką zabawę, że od czasu do czasu idę do księgarni, przeglądam półki z tymi ekonomicznymi ekspertami od tego jak szybko i łatwo się dorobić, kartkuje te książki i szukam pierwszego, który napisze: weź się chłopie do ciężkiej pracy.

    Niektóre porady są świetne np.
    “Co masz zrobić jutro, zrób jutro. Pracuj zgodnie z planem”

    Stosuję to, tą część do końca pierwszego zdania ;-)

  84. naima_on_line
    October 29th, 2010 at 13:10 | #85

    Offtop again, ale jestem w wątku podlinkowanym wcześniej i wyławiam z komentarzy perełki:

    konradp napisał:SzaraEminencja27 – zgadzam się z Tobą zło istnieje. Czy osobowe – nie wiem. Może. Nie widziałem, ale nie ma co sobie oczu mydlić, że wspomnianym wcześniej machaniem łapami, piciem wywaru z nietoperza, układaniem kart, hodowaniem czarnego kota zbliżamy się do zła. Do choroby psychicznej – może. Do zła zbliżamy się duchem a nie pierdołami.

    Drogi TTDKN, azaliż zachoruję psychicznie z powodu pasjansa stawianego analogowo oraz z powodu osobistego sierściucha w kolorze noir? Czy może jego depresyjno-schizoidalne działanie jest lekko zneutralizowane z powodu mini koloratki, jaką ma pod gardłem?

  85. tannenberg
    October 29th, 2010 at 13:27 | #86

    Gammon No.82 :

    saletry

    Amonowej, robią z niej N2O.

  86. magdalena
    October 29th, 2010 at 13:57 | #87

    a w Operze słit komcie się wywracają

  87. October 29th, 2010 at 14:19 | #88

    toledana :

    O to to! Wyrzuciłam nazwisko starannie z głowy po zguglaniu kto zacz. Taki altmed ekonomiczny IMHO.

    Po tym, jak w liceum kolega chciał mnie przekonać za pomocą przypowieści o dostarczaniu wody do wioski (kiepski przedsiębiorca nosił wiadrami, dobry zbudował rurociąg), że wystarczy przeczytać Jedną Genialną Książkę Roberta Kiyosakiego i można być bogaczem, nabrałem takiego wstrętu, że wyrzuciłem z głosy całą koncepcję. Ale oczywiście Kiyosaki nie jest jedynym i pewnie nawet nie najwybitniejszym przedstawicielem nurtu “Kiedy Pan Bóg dzwoni, odbierz telefon”.

    janekr :

    W żadnym wypadku nie będę bronić tego konkretnego ‘eksperta’ od ‘Obudź w sobie potwora’ (gdyż jeno liznąłem jakieś drobne fragmenty Dzieła), ale tak w ogóle mam wrażenie, że różnego rodzaju podręczniki, a nawet poradniki zarządzania etc. są nierzadko mądrzejsze od swoich czytelników.

    Generalnie podręczniki są mądrzejsze od swoich czytelników.

    naima_on_line :

    Drogi TTDKN, azaliż zachoruję psychicznie z powodu pasjansa stawianego analogowo oraz z powodu osobistego sierściucha w kolorze noir? Czy może jego depresyjno-schizoidalne działanie jest lekko zneutralizowane z powodu mini koloratki, jaką ma pod gardłem?

    Ponoć racjonalny katolik, jak tłumaczył mi to kolega, ma wystrzegać się tego typu rzeczy nie dlatego, bo z definicji siedzi tam Szatan, tylko dlatego, że istnieje niezerowe prawdopodobieństwo, że magia, bioenergoterapeutia, homeopatia, wywoływanie duchów, etc. zadziałają. A to już byłaby niedozwolona ingerencja w rzeczywistość. Srsly.

  88. Aya
    October 29th, 2010 at 14:26 | #89

    toledana :

    Jestem skłonna przypuścić, że zdesperowane matki, chcąc uchronić dziecko przed niemiłym bądź co bądź zabiegiem i narkozą, uwierzą również i nabędą ten syropek. W ilości gwarantującej skutecznośc miała to być kwota kilkustówkowa.

    Autoimmunologiczne zapalenie wątroby, wykryte bardzo późno, gdy większość miąższu była już marska i wątroba zwyczajnie nie działała bo nie dawała rady. Lekarze proponowali środki łagodzące objawy, dietę i czekanie na przeszczep. Pacjent nie brał min 1/3 leków bo ‘źle się po nich czuję’, zastępując to kąpielami w ziołach, ukraińskimi kroplami, wizytami w ośrodku ‘terapeutycznym’ w Soczi i pościelą z merynosów… nie wiem ile na to poszło pieniędzy, mogłabym policzyć ale nie chcę. i tak mi gul skakał i skacze nadal. na dwie rzeczy: wyłączony krytycyzm i wiarę w guru… człowiek który wie że umiera i się tej śmierci panicznie boi zrobi wszystko, za każde pieniądze. Repów którzy organizują pokazy w szpitalach/sanatoriach i personel który na to pozwala proponuję wieszać.

  89. October 29th, 2010 at 17:44 | #90

    RobertP :

    ten o placebo ftp://ftp.helion.pl/online/leknau/leknau-5.pdf

    Oh noes, w tłumaczeniu zachowano zwracanie się do czytelnika w drugiej osobie.

  90. October 29th, 2010 at 19:31 | #91

    asmoeth :

    Ponoć racjonalny katolik, jak tłumaczył mi to kolega, ma wystrzegać się tego typu rzeczy nie dlatego, bo z definicji siedzi tam Szatan, tylko dlatego, że istnieje niezerowe prawdopodobieństwo, że magia, bioenergoterapeutia, homeopatia, wywoływanie duchów, etc. zadziałają. A to już byłaby niedozwolona ingerencja w rzeczywistość. Srsly.

    Mieliśmy kiedyś o tym uroczy flejm i moje stanowisko było takie, że co do zasady racjonalista i katolik* wystrzegają się magii z tego samego powodu: “bo nie działa”, tylko co innego rozumieją przez “działa”. Szczegółowo jest tak, że dla racjonalisty nie działa w sensie praktyki techniczno-naukowej, a dla katolika w sensie praktyki eschatologiczno-soteriologicznej. Konfuzja bierze się pomiędzy tymi grupami stąd, że to drugie znaczenie (istotne dla przeciwnej grupy) każda z grup zlewa ciepłym x². Zatem gdy racjonalista powie, że “przecież magia nie działa w sensie naukowym!!!” to katolik szruguje szoldersami, co racjonalista bierze za “OMG, on uważa, że może działać”. I odwrotnie: kiedy katolik mówi “przecież magia nie działa w sensie zbawienia!!!” to racjonalista niegiwuje faka, co katolik bierze za “OMG, sprzymierza się z Szatanem!!!”. Prawda lerzy po środku.

    *) Tych nazw używam jako pewnych postaw symbolicznych z gatunku “skrót myślowy”.

  91. October 29th, 2010 at 21:46 | #92

    Gammon No.82 :

    Motyw dopalaczy w twórczości Henryka Sienkiewicza.

    To nie wszystko, oni w dodatku mieszali dopalacze z alkoholem!
    ” (…) łyk gorzałki, do której żołnierze dosypywali prochu dla większej tęgości.”

    Muj borze zielony, uśmiałem się do łez.

    @ inz.mruwnica:
    Racjonalny katolik to coś jak świnka morska (jak powszechnie wiadomo, świnka morska jest słona).

  92. m_caliban
    October 29th, 2010 at 22:34 | #93

    Próbowałeś katolika? Bleee.

  93. October 29th, 2010 at 23:09 | #94

    @ m_caliban:
    Zupa była stanowczo za słona.

  94. October 30th, 2010 at 01:35 | #95

    Kurwa mać, czy to się nie nadaje do prokuratury?

    Wiem, że pewnie nie, ale gula mi podeszła.

  95. October 30th, 2010 at 02:07 | #96

    Kurwa mać, wypadałoby przynajmniej zauważyć, że sam ten Ashkar dał sobie jednak wyciąć raka trzustki. I dopiero potem przykładał se cieciorkę.

  96. Gammon No.82
    October 30th, 2010 at 10:03 | #97

    bart :

    Kurwa mać, czy to się nie nadaje do prokuratury?
    Wiem, że pewnie nie, ale gula mi podeszła.

    Póki nie stawiasz diagnoz ani nie stosujesz terapii (choćby takich w cudzysłowie), a tylko publikujesz zabójcze brednie, nie widzę podstawy prawnej (ale nie jestem wyrocznią, może przegapiam jakiś bardziej lub mniej oczywisty mechanizm prawny). Oni zresztą o tym wiedzą. Zdaje się, że Mistrz Józef nie podaje nikomu osobiście sporządzonej Bryi. On tylko pisze “ludzie, to jest świetne”.

  97. Gammon No.82
    October 30th, 2010 at 11:03 | #98

    Ciekawy wątek z dziedziny epidemiologii (1), (2).

    Chłopcy celują w najbliższego IgNobla?

  98. October 30th, 2010 at 11:37 | #99

    inz.mruwnica :

    Mieliśmy kiedyś o tym uroczy flejm i moje stanowisko było takie, że co do zasady racjonalista i katolik* wystrzegają się magii z tego samego powodu: “bo nie działa”, tylko co innego rozumieją przez “działa”.

    W sedno pan trafił, panie inżynierze.

    vauban :

    Racjonalny katolik to coś jak świnka morska (jak powszechnie wiadomo, świnka morska jest słona).

    Ale dlaczego?

    Gammon No.82 :

    Ciekawy wątek z dziedziny epidemiologii (1), (2).
    Chłopcy celują w najbliższego IgNobla?

    E, epidemia zombie ma szanse powodzenia wtedy i tylko wtedy, gdy rozprzestrzenia się jakąś inną drogą niż przez ugryzienie.

  99. Gammon No.82
    October 30th, 2010 at 11:41 | #100

    asmoeth :

    Ale dlaczego?

    Bo jest morska. Z solą, jodem, glonem i muszelką.

    E, epidemia zombie ma szanse powodzenia wtedy i tylko wtedy, gdy rozprzestrzenia się jakąś inną drogą niż przez ugryzienie.

    Bo?

Comment pages
1 2 3 4 6 3296
  1. No trackbacks yet.

Optionally add an image (JPEG only)