Home > Racjonalo > Witamina w cudzysłowie

Witamina w cudzysłowie

To będzie jedna z tych historii o doktorze, który odkrył nową witaminę, cudowne lekarstwo na najgorszą chorobę trapiącą ludzkość; lekarstwo, które zawsze było na wyciągnięcie ręki. I jak to zwykle w tych historiach bywa, trzeba wszystko brać w cudzysłów — i doktora, i odkrycie, i witaminę, i leczenie… Ponieważ notka upstrzona taką ilością cudzysłowów będzie wyglądać jak, nie przymierzając, portret Najjaśniejszego Pana obesrany przez muchy, umówmy się, że ja ich nie będę stawiał, a wy będziecie je sobie dopowiadać, m’kay?

To też jedna z tych historii, w których alarm w Detektorze Bzdetu zaczyna wyć na cały regulator już od pierwszych chwil.

W marcu TVN24 nadał poruszający reportaż o chorej na śmiertelnego raka trzustki Róży z Mińska Mazowieckiego. Lekarze nie dawali jej żadnych szans; jedynym ratunkiem miała być „nowatorska i bardzo droga” metoda leczenia witaminą B-17 (nazwa handlowa: Laetrile) w klinice w Meksyku. Temat został mi podsunięty przez sympatycznego czytelnika, jednak nie chciałem o nim wtedy pisać (dlaczego, wytłumaczę pod koniec tekstu). Niedawno o witaminie B-17 napisano na portalu New World Order.com.pl (jeśli klikniecie w link, wrócicie na Blog de Bart — to zemsta adminów NWO za to, że sympatyczny komentator BdB powiadomił IPN o propagowaniu przez NWO kłamstwa oświęcimskiego; jedyne wyjście to skopiowanie i wklejenie linka w nowym oknie lub skorzystanie z linka przez HideRefer). No, pomyślałem, skoro takie autorytety medyczne piszą o Laetrile, to chyba jednak czas się nią zainteresować.

Detektor Bzdetu włączył mi się już na samym początku poszukiwań informacji o Laetrile, przy czytaniu opowieści o (cudzysłów) odkrywcy (cudzysłów) witaminy B-17, samotnie walczącym z chemioterapeutycznym establiszmentem (cudzysłów) naukowcu, (cudzysłów — dalej już sobie poradzicie bez wskazówek, prawda?) doktorze Ernście T. Krebsie.

Doktorów Ernstów T. Krebsów było dwóch — Senior i Junior. Krebst Senior, doktor medycyny, w latach 20. wynalazł oparty na ekstrakcie z pietruszki cudowny syrop Leptinol, leczący hiszpankę, astmę, krztusiec, gruźlicę i — last but not least — zapalenie płuc. Wtedy też nawiązał znajomość z instytucją rządową zwaną FDA, która skonfiskowała mu zapasy syropku pod zarzutem wprowadzania nabywców w błąd co do zdrowotnych korzyści płynących z jego zażywania. Choć Krebs Senior musiał porzucić syropowy biznes, nie dał się jednak zniechęcić do poszukiwania lekarstwa na największe bolączki ludzkości i w latach 40. wynalazł lek na raka o złowieszczej nazwie Mutagen, a na początku lat 50., już razem z Juniorem, stworzył swoje opus magnum — Laetrile, środek oparty na amigdalinie, związku występującym m.in. w pestkach brzoskwini.

Ernst T. Krebs Junior to też doktor, choć jego droga do tego tytułu była ciężka, kręta i długa — trwała aż 35 lat. Wyrzucony ze szkoły medycznej, błąkał się po kilku uniwersytetach, by w 1942 zdobyć z trudem tytuł magistra. W 1973 roku nieistniejący już dziś mały biblijny uniwersytet w Oklahomie nadał Juniorowi tytuł doktora po wygłoszeniu przez niego godzinnego wykładu o Laetrile. Uniwersytet nie miał co prawda wydziałów naukowych, ale co zabawniejsze — nie miał też prawa do nadawania tytułu doktora. Są to jednak detale, nie ma co czepiać się wykształcenia człowieka, który odkrył dla ludzkości nową witaminę B-17 (odkrył też wcześniej B-15, która oprócz raka leczyła również choroby serca). Lepiej czepić się samej witaminy.

Otóż witamina jest z definicji pojęciem względnym. Witamina to związek chemiczny potrzebny do prawidłowego funkcjonowania organizmu, którego to związku organizm nie potrafi sam wytworzyć. Zatem to, co dla ciebie jest witaminą C, dla twojej zaprzyjaźnionej fretki nie jest żadną witaminą, tylko zwykłym, do niczego nieprzydatnym kwasem askorbinowym — fretka bowiem (jak większość ssaków) wytwarza sobie kwas askorbinowy w środku, w wątrobie. Doktor Ernst T. Krebs Junior wierzył zaś, że nowotwory to efekt niedoboru amigdaliny w organizmie. Dla niego więc w świetle powyższych rozważań amigdalina mogła faktycznie być witaminą, ponieważ jej brak w jego mniemaniu powodował chorobę. Dla reszty świata oczywiście coś takiego jak witamina B-17 nie istnieje.

Czytając tekst na New World Order.com.pl, musiałem wyłączać alarm w Detektorze Bzdetu jeszcze kilka razy. Np. kiedy pojawił się argument ad babcinum mądrościum:

Przez cale generacje nasze babcie zwykły dodawać pokruszone nasiona śliwek, czereśni, jabłek, moreli i innych roślin botanicznej rodziny Rosaceae do swych domowych konfitur i dżemów. Babcia pewnie nie wiedziała, dlaczego to robi, ale nasiona wszystkich tych owoców są jednym z najpotężniejszych źródeł witaminy B 17 na świecie.

Serio wasze babcie tak robiły, drodzy czytelnicy? Moje nigdy — szanowały uzębienie swoje oraz swoich bliskich, poza tym były zaznajomione z supernowoczesną technologią ekstrakcji pestek z miąższu, współcześnie określaną jako drylowanie. Ale co region, to inny zwyczaj.

Niedługo później w tekście z NWO.com.pl pojawia się opowieść o ludziach z narodu zamieszkującego pakistańską dolinę Hunza, którzy spożywają ponoć ogromne ilości amigdaliny i dzięki temu dożywają bardzo późnego wieku, a nowotwory są w ich społeczności chorobami nieznanymi. To w rzeczywistości bardzo śmieszna historia. Otóż Hunza istotnie cieszą się dobrym zdrowiem nawet w podeszłym wieku, nie ma to jednak związku z pokruszonymi pestkami w ich dżemach, ale z faktem, że odżywiają się głównie owocami i warzywami oraz dużo zapieprzają po górach. Faktycznie do lat 50. nie odnotowano u nich nowotworów, nie wynikało to jednak z pożerania owoców w całości, ale z braku na ich terytorium jakiegokolwiek lekarza, który mógłby zdiagnozować raka (kiedy w połowie lat 50. do doliny Hunza dotarła ekspedycja medyków z uniwersytetu Kyoto, bez problemu odkryli u niektórych mieszkańców chorobę nowotworową). Mit ich długowieczności ma zaś swe korzenie w latach 70., kiedy dolinę odwiedzili reporterzy „National Geographic”, poszukujący długowiecznych społeczności. Hunza nie prowadzą kronik i nie przywiązują zbytniej wagi do liczenia lat, pytani więc przez dziennikarzy o wiek bez kozery mówili pińcet.

No dobrze, ale to wszystko śmichy-chichy i głupie anegdotki, a jakie są fakty, co mówi PubMed? Otóż PubMed mówi zaskakująco dużo, bo Laetrile to wcale nie żadna „nowatorska” metoda (bo że bardzo droga, w to nie wątpię). Swój szczyt popularności przeżywała w USA w latach 70. (próbował się nią ratować m.in. Steve McQueen). Szacuje się, że zażywało ją 70 000 chorych Amerykanów. Efekty? Żadne. W 1978 r. Narodowy Instytut Raka rozesłał prośby o zgłoszenie przypadków obiektywnego polepszenia po kuracji witaminą B-17 do 385 000 lekarzy, 70 000 innych osób zajmujących się opieką zdrowotną oraz do stowarzyszeń propagujących stosowanie Laetrile. Mimo tak zmasowanej akcji otrzymano jedynie 68 zgłoszeń, z których po przeanalizowaniu za uwieńczone sukcesem uznano sześć (analiza przypadków dokonana była z rygorem ślepej próby — eksperci nie wiedzieli, czy opiniują historię chorego poddanego zwykłej chemioterapii, kuracji Laetrile czy nie otrzymującego żadnej pomocy).

W 1982 r. w kilku amerykańskich szpitalach (w tym w renomowanej Mayo Clinic) przeprowadzono eksperyment na 178 chorych, poddając ich tzw. terapii metabolicznej, w której skład oprócz Laetrile wchodziła specjalna dieta, enzymy i witaminy. Efekt? Żaden, porównywalny do braku jakiejkolwiek terapii. A właściwie nie żaden, tylko wręcz negatywny: u niektórych badanych wystąpiły objawy zatrucia cyjankiem. Nie wspomniałem, że kuracja amigdaliną może prowadzić do zatrucia cyjankiem? Ale ze mnie gapa! Oczywiście, że może prowadzić, co tylko utwierdza w przekonaniu, że jeśli sięgać po (cudzysłów) medycynę alternatywną, to najlepiej po homeopatię. Przynajmniej człowiek nie zrobi sobie krzywdy.

Zainteresowanie witaminą B-17 w Stanach wygasło pod koniec lat 80. Dziś co jakiś czas ktoś trafia do więzienia za handel Laetrile — w 2003 r. przytrafiło się to np. Jasonowi Vale, mistrzowi świata w siłowaniu na rękę, prowadzącemu firmę Chrześcijańscy Bracia. Zaprawdę, czasem życie pisze najdziwniejsze scenariusze.

Poupadały te wszystkie meksykańskie kliniki, które leczyły naiwnych witaminą B-17. Zostało ich raptem kilka, m.in. ośrodek o cynicznie szczerej nazwie Oaza Nadziei, do którego pojechała Róża.

Właśnie, dlaczego nie chciałem wtedy pisać o Róży? Nie trafiła do mediów z powodu swojej choroby, ale z powodu heroicznej kampanii na rzecz jej uratowania, którą rozkręcili jej najbliżsi. Cały Mińsk Mazowiecki zbierał na wyjazd Róży do Meksyku, w salonach fryzjerskich i cukierniach wystawiano skarbonki „na Różę”. Mistrz kickboxingu podarował swój pas na aukcję. Organizowano koncerty charytatywne. Zgłosiła się fundacja z Wrocławia i udało się, uzbierali na podróż do Oazy Nadziei. Taka sytuacja rodzi pytania, których chyba nie powinno się głośno wypowiadać, przynajmniej nie wtedy. Co można powiedzieć ludziom, którzy wspólnie starają się pomóc sąsiadce, nie wiedząc, że zostali oszukani? Czy jeśli w przyszłym roku WOŚP będzie zbierać na magiczne różdżki leczące Morgellony, zmieni to coś w ocenie motywacji ludzi wrzucających datki do puszek? Czy wrzucić samemu? Czy powinno się przekazywać 1% na rzecz dziecka z autyzmem, którego rodzice rujnują się na kosztowne, choć bezwartościowe terapie suplementacyjne?

Nie umiałem wtedy pisać o Róży, bo to nie był czas. Jeśli jest coś dobrego i godnego szacunku w tej historii, to jest to płynąca od obcych ludzi chęć pomocy, której doświadczyła Róża i jej bliscy. Teraz mogę już pisać, ta historia już się skończyła, a skończyła się tak, jak zwykle kończą się takie historie. Po tygodniach niepotrzebnych dodatkowych zabiegów, badań i tułaczki Róża zmarła w hospicjum w San Diego, daleko od domu.

Przy pisaniu tekstu korzystałem przede wszystkim (można nawet powiedzieć, że rżnąłem) ze znakomitego artykułu „Wzlot i upadek Laetrile” na Quackwatch. O micie długowiecznego ludu z doliny Hunza możecie poczytać na longevity.about.com i w piśmie „CA: A Cancer Journal for Clinicians”. Streszczenia wyników badań nad Laetrile znajdziecie jak zwykle w PubMedzie: 1, 2. Historię walki Róży z rakiem zebrano na poświęconej jej stronie.

PS. W komentarzach jeden z obrońców B17 obala wyniki oficjalnych badań poświęconych amigdalinie następującym argumentem:

Niejaki dr. James Cason z University of California w Berkeley przetestował część substancji używanych w badaniach prowadzonych przez NCI [Narodowy Instytut Badań nad Rakiem] na temat amigdaliny i okazało się, że substancje te nie zawierały amigdaliny.

I to prawda. James Cason faktycznie ogłosił taki sensacyjny wynik swoich eksperymentów z próbkami Laetrile. Gdzie ogłosił? W jakimś recenzowanym, poważnym piśmie? W jakimś nierecenzowanym piśmie? W biuletynie uczelnianym? Nie. Wspomniał o tym w swojej autobiografii. Należy też dla przyzwoitości wspomnieć, że James Cason był wielkim zwolennikiem B17 i uważał ów specyfik, wbrew wszelkim wynikom badań i zdrowemu rozsądkowi, za znakomity lek na raka.

Tags: ,
  1. vauban
    August 3rd, 2010 at 22:28 | #1

    Ohwow, nie zajrzałem 12 godzin a tu się działo.

    janekr :

    JezusieMaryjoJózefieŚwienty – mnie wczoraj ugryzł kleszcz i dopiero dzisiaj chirurg go wywlókł. Znaczy mam już pisać testament?

    Zaczekaj na <a href=rumień wędrujący , notariusz jeszcze nie musi zarobić. Zresztą, antybiotyki działają na to, tylko potrzeba końskich dawek i co najmniej trzykrotnej zmiany, ogólnie kłopotliwa rzecz.

    janekr :

    Nie mówiąc już o tym, że udowodniła twierdzenie Fermata, tylko po postrzeleniu w głowę zapomniała dowodu.

    Prawda. Jest w tekście. Jak przeczytałem, to aż zagwizdałem i mruknąłem sobie: “no, no, no”.

    RobertP :

    Jest też jakieś opowiadanko czy anegdota (Hłasko?) o panience co się oddawała innym za amunicję i granaty dla swojego chłopaka. Też bardzo romantyczne.

    Ależ to Roman Bratny, Kolumbowie rocznik 20! Kryska, była prostytutka, w ten sposób dozbrajała swojego faceta, zakochanego zresztą w niej po uszy. Fakt wychodzi na jaw podczas imprezy z samogonem (podczas której biesiadnicy zajadają pieska jamnika gospodyni) , podpity oficer przechwala się po czym następuje nieobyczajna awantura.

    @krzyżowcy:

    Ja się mocno zastanawiam, dlaczego warszawska kuria wtyka kurczowo głowę w piach. Przecież mają na swoim terenie apostazję i nieposłuszeństwo pasterzowi. Przeniesienie krzyża musiało być załatwiane na poziomie kurii, ktoś tam dał zgodę, ktoś posłał tych durnowatych młodych księży od św. Anny na pole bitwy, a my potem oglądamy w TiVi rzewne obrazki i lolamy. Gdyby tam się zjawił biskup z pocztem, cały w purpurze, sądzę że emeryci i demenci otrzeźwieliby na tyle, aby nie stawiać oporu. Szeregowemu wikaremu mogą rzucić w twarz zarzut bolszewizmu, rzucić to samo biskupowi już jest trudniej. IMO ktoś tu chce grać o wyższe stawki, czas pokaże kto i o jakie. Domysły są raczej oczywiste, a Ecclesia non festinat.

    EDYTA: nie umiem wstawiać tu ahrefów. Kto mi powie, co robię źle? Ten sam ahref na forum testowym Gazety działa.

  2. krystyna.ch
    August 3rd, 2010 at 22:42 | #2

    janekr :

    Pamiętaj, że Salander miała nieco nietypową budowę ciała. Może dla osób filigranowych i bez grama tłuszczu to krzesło jest właśnie w sam raz?

    Ja na tych zakupach byłam wprawdzie portfelem, nie specjalistą, ale obstawiałabym raczej, że nie o to chodziło (drobni i chudzi ludzie mają tyle samo kręgów w kręgosłupie co inni, a chodzi przecież o ogólne ułożenie ciała). Podejrzewam inną motywację: taki Verksam to mebel dla gadżeciarza, bo teoretycznie ma dużo dźwigienek i pokręteł, którymi można sobie dowolnie regulować i ustawiać, tyle że: 1) kto naprawdę tego wszystkiego używa? Wysokość i kąt nachylenia oparcia to zwykle jest wszystko, czego człowiek używa i jeszcze trochę, 2) pewnie i tak nie obyłoby się bez pomocy fachowca, bo laik zwykle nie ma pojęcia, jak to wszystko ustawić, żeby było dobrze (przy czym dobrze nie znaczy tylko wygodnie – chodzi o to żeby krzesło wymuszało optymalną postawę, nie obciążało odcinka lędźwiowego, nie pogłębiało kifozy piersiowej i tak dalej). No i kupno najdroższego krzesła z marnymi osiągami jakoś bardzo mi pasuje do osoby, która tak się stara zachować low profile, że kupuje osiemnastopokojowe mieszkanie po polityku-aferzyście, żeby umeblować z tego trzy.

  3. tatamaxa
    August 3rd, 2010 at 23:00 | #3

    vauban :

    Zaczekaj na <a href=rumień wędrujący , notariusz jeszcze nie musi zarobić. Zresztą, antybiotyki działają na to, tylko potrzeba końskich dawek i co najmniej trzykrotnej zmiany, ogólnie kłopotliwa rzecz.

    Nieprawda, wystarcza porządna seria jednego antybiotyku.

  4. Gammon No.82
    August 3rd, 2010 at 23:21 | #4

    vauban :

    Kto mi powie, co robię źle?

    Nie wiem co, ale ja robię * mniejsze od * a href= * adres * większe od * cośtamcośtam * mniejsze od * slash a * większe od.

  5. August 3rd, 2010 at 23:45 | #5

    vauban :

    EDYTA: nie umiem wstawiać tu ahrefów. Kto mi powie, co robię źle? Ten sam ahref na forum testowym Gazety działa.

    Wtyczka BBCode dla Firefoxa świetnie pomaga we wstawianiu html.

  6. August 4th, 2010 at 00:15 | #6

    mdh :

    że wprowadzi cenzurę prewencyjną. Dla wszystkich. To zaś już się łapie na ograniczenie wolności słowa.

    Bzdura. Wolność słowa polega na tym, że możesz sobie założyć własny serwis – nie na tym, że danemu serwisowi nie wolno prowadzić wstępnej moderacji.

    mdh :

    Jednakże, to co napisał WO chociażby o wyłączności analizy technicznej (w przypadku dużych pakietów akcji) to bzdura.

    Mówiąc ściślej, było to szyderstwo na bazie Twojego przekonania, że korporacje interesuje wyłącznie krótkotrwały zysk. Tak prywatnie, to wcale nie uważam, że duzi inwestorzy kierują się analizą techniczną. Uważam mianowicie, że często interesuje ich wieloletnia perspektywa rozwoju. Czemu przeczyłeś w typowym dla siebie stylu, w głębokim przekonaniu o byciu osobą szalenie dowcipną (brrr).

    mdh :

    Korpo wywalą to co było na granicy opłacalności.

    A ja z tego powodu wypłaczę zapewne tako rzekę.

  7. vauban
    August 4th, 2010 at 00:19 | #7

    tatamaxa :

    Nieprawda, wystarcza porządna seria jednego antybiotyku.

    Możliwe, ja bazuję na znajomości solidnie zapuszczonego przypadku, dowód anegdotyczny. To w zasadzie bardzo dobra wiadomość.

    ekolog :

    Wtyczka BBCode dla Firefoxa świetnie pomaga we wstawianiu html.

    Mam, ale czegoś w niej najwyraźniej nie ogarniam. Nie wiem, która opcja służy akurat do tego.

    takie mamy warunki aktualnie
    test

    Zadziałała porada ^mdh na blipie. Bangla! Zapiszę sobie. Dziękuję, nareszcie.

  8. August 4th, 2010 at 01:03 | #8

    Yaca :

    Chcesz spoiler?

    Powinienem był chcieć. Nie zmarnowałbym czasu, a za zaoszczędzone pieniądze kupiłbym butelkę Żołądkowej. I bym ją wypił, i dobrze bym się bawił.

  9. August 4th, 2010 at 01:07 | #9

    bart :

    Powinienem był chcieć. Nie zmarnowałbym czasu, a za zaoszczędzone pieniądze kupiłbym butelkę Żołądkowej. I bym ją wypił, i dobrze bym się bawił.

    BRACIE! Tobie też się nie podobało?

  10. August 4th, 2010 at 01:26 | #10

    wo :

    BRACIE! Tobie też się nie podobało?

    Ciągliwe gówno z powtykanymi rodzynkami. To mogło być wspaniałe zwieńczenie triady filmów-szkatułek Nolana, ale wyszło coś takiego, jakby ktoś scenariusz na podstawie Gibsona dał jakiejś amerykańskiej Łepkowskiej, która wycięła to, czego nie rozumiała, za to rozdęła wątek miłosny.

  11. August 4th, 2010 at 01:40 | #11

    O rety, poczytałem komcie u MRW (na które wcześniej nałożyłem embargo – w ogóle to jedyny pozytyw, że udało mi się tak wytrwać, że szedłem na film wiedząc tylko, że Leo strzela w nim z białego karabinu) i teraz rozumiem twoją przesadnie emocjonalną reakcję. Ten film podobał się WSZYSTKIM!

  12. sumak
    August 4th, 2010 at 07:06 | #12

    Tutaj: http://rozanski.li/?p=1340 jest ciekawy artykuł o cudownej witaminie.

  13. sheik.yerbouti
    August 4th, 2010 at 08:05 | #13

    bart :

    Ten film podobał się WSZYSTKIM!

    Ale ale ja przez pierwszy kwadrans byłem lekko skwaszony, że mi kliszami tak głośno szeleszczą oraz ogólnie ICKJ. Potem było lepiej aż zrobiło się całkiem dobrze. Ale to tylko fun przecież, nie traktat filozo.

  14. braket
    August 4th, 2010 at 08:27 | #14

    @ bart:

    Ten film podobał się WSZYSTKIM!

    Przeintelektualizowany jesteś Bartu. Normalnych ludzi film gładko niesie po emocjach. Ale ocena filmu faktycznie spada wykładniczo wraz z czasem zastanawiania się nad dziurami w scenariuszu. I fizjologi ludzkiego ciała.
    BTW czytelnicy MRW wyglądają na takich co wiedzę o świecie czerpią właśnie z kina :)

  15. krwawy_krolik
    August 4th, 2010 at 08:53 | #15

    A ja z niecierpliwością czekam, czy szychy z rządu Millera rzeczywiście będą sądzone za współudział w zbrodniach wojennych CIA.

  16. janekr
    August 4th, 2010 at 09:36 | #16

    http://wyborcza.biz/biznes/1,100896,8211068,Rzad_przyjal_plan_finansowy_i_gasi_pozar_VAT_em.html

    Idzie mi o taki problem: VAT na przykładową kiełbasę spadnie z 7% do 5%. Mimo to “Wielu nie ma złudzeń – obawiają się, że żywność zdrożeje. – Nie powstaje w próżni. Wymaga dostaw towarów i usług, które będą podlegać wyższej stawce podatku VAT – ostrzega Piotr Rogowiecki, ekspert Pracodawców RP. Chodzi m.in. o wzrost kosztów benzyny czy prądu.”

    Według mojej wiedzy ideą podatku VAT jest to, że się nie kumuluje. A więc producent owej kiełbasy płaci za prąd, wodę, majchry etc. według (de facto) stawki netto, a więc stawka VAT na prąd czy majcher nie ma żadnego wpływu na cenę kiełbasy.

    Czy to ja coś pokręciłem, czy “ekspert Pracodawców RP” się myli, a może ów “ekspert” ordynarnie ściemnia?

  17. August 4th, 2010 at 09:42 | #17

    bart :

    Ten film podobał się WSZYSTKIM

    No właśnie czuję się teraz, jak nieliczni niezadowoleni z “Avatara”.

  18. August 4th, 2010 at 09:58 | #18

    janekr :

    A więc producent owej kiełbasy płaci za prąd, wodę, majchry etc. według (de facto) stawki netto, a więc stawka VAT na prąd czy majcher nie ma żadnego wpływu na cenę kiełbasy.

    Nie wszyscy drobni przedsiębiorcy mają status płatnika VAT – pan Ziutek z Pierdziszewa z różnych przyczyn go może nie mieć. Generalnie podrożeje więc szara strefa.

  19. August 4th, 2010 at 10:07 | #19

    wo :

    No właśnie czuję się teraz, jak nieliczni niezadowoleni z “Avatara”.

    I nie świeci Ci się czerwona lampka?

  20. August 4th, 2010 at 10:15 | #20

    braket :

    Przeintelektualizowany jesteś Bartu. Normalnych ludzi film gładko niesie po emocjach. Ale ocena filmu faktycznie spada wykładniczo wraz z czasem zastanawiania się nad dziurami w scenariuszu. I fizjologi ludzkiego ciała.

    Ale trzeba mieć coś z głową, żeby się nad tym zastanawiać.

    BTW czytelnicy MRW wyglądają na takich co wiedzę o świecie czerpią właśnie z kina :)

    O Twojej Starej zwłaszcza. Bo widzieli film “Wszystko o mojej starej”.

  21. August 4th, 2010 at 10:18 | #21

    braket :

    Przeintelektualizowany jesteś Bartu.

    Ale nie! Jakieś zarzuty wobec dziur w fabule to ja mam w trzecim kajeciku. W pierwszym mam agenta Leo, który dał scenariusz do przepisania Grocholi, a ta wypierdoliła wszystkie sceny ze świetnymi aktorami i dopisała sto chujowych gier światłocieniem na zbliżeniu cierpiącej twarzy jego klienta.

  22. krwawy_krolik
    August 4th, 2010 at 10:37 | #22

    mrw :

    I nie świeci Ci się czerwona lampka?

    To bardzo ważne, żeby podobały nam się filmy, którymi wypada się zachwycać.

  23. August 4th, 2010 at 10:40 | #23

    mrw :

    I nie świeci Ci się czerwona lampka?

    To jak z wiarą w Boga. Zgadzam się z wierzącymi, że wierzyć jest być może fajniej niż nie wierzyć – no ale nie mogę uwierzyć tylko dlatego, że tak jest fajniej. Więc: jak zachwyca, skoro nie zachwyca.

    bart :

    wypierdoliła wszystkie sceny ze świetnymi aktorami i dopisała sto chujowych gier światłocieniem na zbliżeniu cierpiącej twarzy jego klienta.

    Właśnie mnie najbardziej dobijały sceny z pompatyczną muzyką, oczekujące *wzruszenia* tą idiotyczną fabułą i dętym cierpieniem DiCaprio. A obie postacie kobiece były tak wkurzające, że życzyłem im obu zgonu i nawet się ucieszyłem, że choć jedna z nich zginęła tragicznie (acz żałowałem, że bez Wkurzającej Pipulinki).

  24. August 4th, 2010 at 10:45 | #24

    wo :

    i nawet się ucieszyłem, że choć jedna z nich zginęła tragicznie (acz żałowałem, że bez Wkurzającej Pipulinki).

    Nie podpowiadać.

  25. August 4th, 2010 at 10:48 | #25

    wo :

    Więc: jak zachwyca, skoro nie zachwyca.

    Ale gdybyś na tym skończył, to by nie było żałości, ale Ty masz jeszcze Zarzuty Z Dupy i to jest smutne.

  26. August 4th, 2010 at 10:52 | #26

    mrw :

    Ale gdybyś na tym skończył, to by nie było żałości, ale Ty masz jeszcze Zarzuty Z Dupy i to jest smutne.

    No rany, przeważnie kiedy mi się coś nie podoba, to nie podoba mi się z jakichś konkretnych przyczyn. Nie mogę poprzysiąc, że ich nigdy nie ujawnię, żeby Ci nie było smutno.

  27. August 4th, 2010 at 10:54 | #27

    wo :

    No rany, przeważnie kiedy mi się coś nie podoba, to nie podoba mi się z jakichś konkretnych przyczyn.

    No rany, za długo flejmuję, żeby nie rozpoznać racjonalizacji. Ten argument z kołkiem od niewiary po zachwytach nad “Matrixem” i “Avatarem” jest żenujący.

  28. janekr
    August 4th, 2010 at 10:54 | #28

    wo :

    Generalnie podrożeje więc szara strefa.

    Jakoś tak jestem przekonany, że nie to miał na myśli “ekspert Pracodawców RP”.
    Albowiem ponieważ polemizował on był z tezą, jakoby obniżka VATu na kiełbasę z 8% na 5% spowoduje obniżkę ceny. A przecież dla kiełbasy Ziutkowej sprzedawanej bez VATu nikt by takiej tezy nie stawiał?

  29. janekr
    August 4th, 2010 at 10:58 | #29

    mrw :

    za długo flejmuję, żeby nie rozpoznać racjonalizacji.

    Co jest złego w racjonalizacji, choćby post factum i nieuświadomionej?

    1. Misięnie, ale dlaczego?
    2. Przecież musi być jakaś przyczyna?
    3. Może to?
    4. TakTakTak, na pewno TO
    5. Od samego początku wiedziałem, że TO jest do bani.

  30. krwawy_krolik
    August 4th, 2010 at 11:02 | #30

    mrw :

    Ten argument z kołkiem od niewiary po zachwytach nad “Matrixem” i “Avatarem” jest żenujący.

    Ale jak ktos lubi jak go biczuje kobieta w lozku, to nie znaczy, ze mozesz mu dac w pysk na ulicy.

  31. August 4th, 2010 at 11:04 | #31

    krwawy_krolik :

    Ale jak ktos lubi jak go biczuje kobieta w lozku, to nie znaczy, ze mozesz mu dac w pysk na ulicy.

    Pękła ci guma od analogii.

  32. krwawy_krolik
    August 4th, 2010 at 11:10 | #32

    czescjacek :

    Pękła ci guma od analogii.

    Myśl twórczo.

    A tak swoją drogą, czemu niby “Avatar” miałby być tak wymagający w kwestii zawieszenia niewiary?

  33. krystyna.ch
    August 4th, 2010 at 11:12 | #33

    wo :

    A obie postacie kobiece były tak wkurzające, że życzyłem im obu zgonu

    Mal była wkurzająca przez swoje totalne zafiksowanie na jednej kwestii i powtarzanie w kółko tego samego (no, ale biorąc pod uwagę, kim była i co nią powodowało – nie spojluję – to jednak jest zrozumiałe. Może wciąż wkurzające, ale zrozumiałe). Ariadne była może trochę mało wyrazista, ale za to fajna, opanowana i nienachalna. Szczerze mówiąc, kupiła mnie bez reszty tekstem: “Albo możesz to pokazać Arturowi”. W czasach, kiedy w co drugiej popkulturówce laska wymusza na bohaterze bezsensowne zabranie jej gdzieś, gdzie się wali i pali, argumentując z: “Tylko ja znam twój sekret, tylko ja cię naprawdę rozumiem” to jest pieprzone odkrycie. Ta dziewczyna nie próbuje budować z Cobbem wspólnoty duchowej, ona jest żołnierzem, który dba o bezpieczeństwo misji, bo wie, że ktoś musi – Artur, ona, ktokolwiek. No i fajnie się ubierała.

  34. August 4th, 2010 at 11:13 | #34

    wo :

    No właśnie czuję się teraz, jak nieliczni niezadowoleni z “Avatara”.

    No, w przypadku “Avatara” jeszcze dochodzi obciach z powodu siedzenia w jednym busiku z Warzechą.

  35. August 4th, 2010 at 11:15 | #35

    ej ale jak już spoilerujemy to chodźmy w jakieś oznakowane miejsce, co? #hijackkomci

  36. August 4th, 2010 at 11:16 | #36

    mrw :

    #hijackkomci

    A może lepiej się podzielić: u ciebie się głowicie nad levelami-srevelami, u mnie hejterzymy, hm?

  37. August 4th, 2010 at 11:22 | #37

    Getto Małych Skwaszeńców?

  38. August 4th, 2010 at 11:34 | #38

    bart :

    No, w przypadku “Avatara” jeszcze dochodzi obciach z powodu siedzenia w jednym busiku z Warzechą.

    Ale on siedzi bardziej z przodu, na fotelu z napisem: “Tylko debile wierzą w propagandę, że nie można wyrzynać Indian, drzew i kwiatków”.

    BTW Czy ten film jest choć w połowie tak znośny jak “Wyspa szaleńców”, nb też z Di Caprio.

  39. August 4th, 2010 at 11:35 | #39

    Panowie wo & bart, The Prestige byl tak zajebisty, ze tutaj mozemy podejsc do Nolana z kredytem, ktory u nas ma od kilku lat.

    Incepcja taka sobie, ale bardzo mnie cieszy u Nolana przywiazanie do jakiejs klasyki reala, ze nawet jak zmienia cos w rzeczywistosci, to zmienia tak, zeby nie tworzyc nowego klimatu à la Matrix, ale zeby uzywac rzeczywiste elementy. Ok, sen jest idealnym tworzywem do takich zabiegow, ale i tak ten aspekt formalny mi sie podobal. Do tego dochodza dosc prymitywnie wygladajace maszyny, ktorych uzywaja, z takim duzym, pokrytym kauczukiem guzikiem w srodku. Charming.

  40. August 4th, 2010 at 11:49 | #40

    galopujacy major :

    BTW Czy ten film jest choć w połowie tak znośny jak “Wyspa szaleńców”, nb też z Di Caprio.

    OK, to ja napiszę jaśniej: “Incepcja” to dobry film. Fajnie się go ogląda. Przynajmniej jego połowę fajnie się ogląda, bo druga połowa jest nieprzemyślana, rwana albo zwyczajnie nudna. Ale jako całość to solidne trzy gwiazdki. Za to jako osoba, która…

    ziel :

    Panowie wo & bart, The Prestige byl tak zajebisty, ze tutaj mozemy podejsc do Nolana z kredytem, ktory u nas ma od kilku lat.

    …uwielbia “Prestiż” i Nolana sensu largo jako reżysera, jestem rozczarowany. I czuję taką żałość, jakbym poszedł oglądać spektakularny pokaz fajerwerków, a tu parę faktycznie błysło, ale większość zrobiła smutne “pryk”. I to się tyczy wielu rzeczy, nie tylko wspomnianego już grania na Leo i jego smutną duszę, ale również porzucenia wielu świetnych wątków z pierwszej części, chociażby znakomitego rozegrania niechęci między niektórymi bohaterami, aspektów “supełków” i barier w kreowanych światach, niedogranie samego głównego pomysłu, na którym opierał się cały film itd. A zgromadzenie w filmie tylu świetnych twarzy (Postlethwaite, Caine, Murphy, czy zwłaszcza rewelacyjny Hardy), po czym zmarginalizowanie ich postaci to już zbrodnia. Właściwie pograć dali tylko Page i Gordonowi-Levittowi.

  41. August 4th, 2010 at 11:56 | #41

    ziel :

    Panowie wo & bart, The Prestige byl tak zajebisty, ze tutaj mozemy podejsc do Nolana z kredytem, ktory u nas ma od kilku lat.

    Z dumą podkreślę, że fanem Nolana jestem od czasu “Memento”. Se nawet książkę o tym filmie z Amazona sprowadziłem, tak mnie podjarało. Więc daleki jestem jeszcze od wpisania Nolana na szitlistę – to po prostu pierwszy jego film, który mnie nie powalił zachwytem, po serii dzieł znakomitych.

    krystyna.ch :

    Ariadne była może trochę mało wyrazista, ale za to fajna, opanowana i nienachalna.

    Mało wyrazista. A ja jestem skąpo owłosiony na czaszce.

    krystyna.ch :

    no, ale biorąc pod uwagę, kim była i co nią powodowało – nie spojluję – to jednak jest zrozumiałe. Może wciąż wkurzające, ale zrozumiałe).

    Zrozumiałe – zgoda. Ale jednak wkurzające. A ja w kasie nie zapłaciłem za zrozumienie tylko za rozrywkę. To ten sam problem, co z “Wyspą tajemnic”: jest konkretne fabularne uzasadnienie powodów, dla których fabuła jest sklecona z samych popkulturowych stereotypów (wykorzystuję na seminarium zresztą). Ale to jednak mnie wkurzało w kinie.

    mrw :

    Ten argument z kołkiem od niewiary po zachwytach nad “Matrixem” i “Avatarem” jest żenujący.

    To nie jest argument, to opis tego co czułem w kinie. W “Matriksie” kołek strzelił mi dopiero w sequel(ach), w “Avatarze” kołek dostaje wzmocnienie od założenia, że Eywa specjalnie zaprojektowała swój eskosystem tak, żeby fabuła mogła się wydarzyć.

  42. August 4th, 2010 at 11:59 | #42

    bart :

    A zgromadzenie w filmie tylu świetnych twarzy (Postlethwaite, Caine, Murphy, czy zwłaszcza rewelacyjny Hardy), po czym zmarginalizowanie ich postaci to już zbrodnia.

    Właśnie – być może przemawia teraz przeze mnie moja wewnętrzna kobieta, ale byłem nieustannie rozczarowany tym, że świetni aktorzy męscy mają tak mało do zagrania (Postlethwaite sprowadzony jest przecież do memu “SON, I AM DISAPPOINT” – a Murphy do kogoś, kto zamiast zauważyć “to na 4chanie, to było na 4chanie”, reaguje na to ŁZAMI W OCZACH, dżizas ejcz krajst). A zamiast nich te dwie wkurzające kobiety. W tym jedna “trochę bezbarwna”, tak bardzo trochę, jak Jarosław Kaczyński jest trochę paranoczny. A druga zołzowata, ale to tak specjalnie, bo wynika z fabuły.

  43. August 4th, 2010 at 12:05 | #43

    wo :

    To nie jest argument, to opis tego co czułem w kinie.

    No ale to zwykły koncept s.f.-owy, dlaczego akurat tu Ci pęka (i co konkretnie?), a nie jak Obca Planeta Robi Transfer Całej Świadomości Marine Do Jego Kosmicznego Klona?

  44. digan
    August 4th, 2010 at 12:23 | #44

    Też nie lubię Avatara, ale w autobusie siedzę z tyłu, na ostatnich siedzeniach, tam gdzie wszystkie fajne dzieciaki. Te od “czemu takie fajne plenery zmarnowaliście na Pokahontaz?”

    ZOMG!!!11 IMMA SPOILING!!!1

    A Incepcja fajna, świetna pierwsza połowa (choć, jak teraz o tym myślę, to ten pościg w tym Bagdadzie czy gdzie tam z dupy wstawiony) i mocno średnia druga połowa. Tak, MRW, pościgi na skuterach są chujowe, nie ma się co wykręcać. I w dodatku wsadzone na siłę w najbardziej interesujących miejscach fabuły, kiedy już się chce, żeby Leo doszedł do tego Limbusa itd. Jak będę oglądał na DVD, to na stówę przewinę.
    Na plus – co już pisałem u Michała Radomiła pisałem – mordobicie w Odmiennych Stanach Grawitacji. I nieważkość. I opowieść o Limbusie.

    I nie wiem, dlaczego kołek od niewiary miałby strzelać w przypadku Wspólnych Snów. W dekadzie MMORPG-ów?

  45. August 4th, 2010 at 12:36 | #45

    Gammon No.82 :

    Dlaczego nikt ich już nie kocha?

    Jak to nikt, ja kocham. I Ciebie też kocham za to jak pokazałeś “Śmiejącego się policjanta” technikowi kryminalistyki.

    venividi :

    Szwedzi fajni, ale przy komisarzu Montalbano to oni wszyscy nudne pikusie są.

    Pierwsza genialna, druga świetna, trzecia trochę słabuje – może i dobrze, że autorowi się zmarło zanim zdążył popsuć do reszty?

    Gammon No.82 :

    Za PRLu wydano chyba trzy części cyklu

    Niedawno wznowiono i to w bardzo ładnym wydaniu: http://allegro.pl/listing.php/search?sg=0&string=sjowall+wahloo

    krystyna.ch :

    Jak rok temu musiałam wymienić krzesło na nowe, to wzięłam do Ikei znajomą fizjoterapeutkę, która po kolei siadała na różnych krzesłach i oceniała je pod kątem przyjazności dla ciała.

    Czy możesz powiedzieć co Ci zasugerowała, bo mnie czeka wymiana krzesła w którym spędzam codziennie bardzo dużo czasu?

    Marceli Szpak :

    Śmiejący się policjant jest przyjemnie ponurą pierdołką, ale gdzie mu tam do Raymonda.

    Chyba Cię Cthulhu opuścił. Chandler jest bogiem noir, ale tło obyczajowe jego książek to już jest w tym momencie inna planeta, za to obraz Szwecji lat sześćdziesiątych jest równie genialny co obserwacje Raymonda, za to bliższy naszej rzeczywistości pod wieloma względami – i mnie właśnie ta warstwa się bardzo podobała. Jak jeszcze raz mi wyjedziesz z popierdółką wobec S&W to zwątpie w Twoje gusta literackie.

  46. August 4th, 2010 at 12:50 | #46

    Barts :

    obraz Szwecji lat sześćdziesiątych jest równie genialny co obserwacje Raymonda, za to bliższy naszej rzeczywistości pod wieloma względami – i mnie właśnie ta warstwa się bardzo podobała

    Kiedy tłumaczę, ze w kryminale mnie tło gówno obchodzi, podobnie jak wewnętrzne rozterki detektywa, którego podstawową funkcja ma być napędzanie akcji, a nie smutne pierdolenie. Jeśli rozbudowujesz tło do rozmiarów końskiego chuja we wzwodzie, to weź się pierdolnij w głowę i zastanów się, po co w ogóle piszesz kryminał, napisz lepiej jakąś smutna popierdółkę o nieszczęśliwych ludziach, którzy się snuja i myślą.

    Popatrz jak to jest u Raymonda – masz ostre obrazki np na temat przemysłu porno, handlu narkotykami, korupcji we władzach, degeneracji bogaczy, ale to nigdy nie koliduje z akcją, nie zamula fabuły, nie jest Vernowskim infodumpem, kiedy zawiesza się akcję i każe bohaterowi napierdalać o jakiś WAŻNYCH SPRAWACH SPOŁECZNYCH, po to by czytelnik się zorientował. Albo umiesz to podać w dialogu i konstrukcji, albo weź się za pisanie WIELKIEJ POWIEŚCI O WAŻNYCH SPRAWACH, a kryminał zostaw, tam gdzie jego miejsce, czyli w literaturze rozrywkowej, która i owszem może zahaczać o jakieś treści istotne, ale nie może być kolejnym nudnym wykładem, któremu ktoś dla efektu dołożył trupa i śledztwo.

    Barts :

    Jak jeszcze raz mi wyjedziesz z popierdółką wobec S&W to zwątpie w Twoje gusta literackie.

    Nic sie nie bój, nie zamierzam ich więcej czytać.

    ALSO: dziekuje zgromadzonym za ułatwienie mi decyzji, ze Icepcja jednak z torrenta.

  47. krystyna.ch
    August 4th, 2010 at 12:58 | #47

    digan :

    I nie wiem, dlaczego kołek od niewiary miałby strzelać w przypadku Wspólnych Snów. W dekadzie MMORPG-ów?

    Podczas filmu w paru miejscach mózg zaczął mi robić running commentary cytatami z literatury – jak zaczęli pokazywać wspólne życie Cobba i Mal, podrzucił z satysfakcją: “There are still people naive enough to assume that they’ll actually enjoy jacking straight across with someone they love.”
    A po powrocie do domu śniło mi się, że funkcjonariusze policji skarbowej wpadli mi do łazienki, wywlekli mnie spod prysznica w samym ręczniku, posadzili na kanapie obok współlokatorki ze studiów i zaczęli wypytywać nas o człowieka, od którego wynajmowałyśmy mieszkanie, bo mieli podejrzenia, że nie płaci od tego podatku. Potem śniło mi się, że się obudziłam i opowiedziałam współlokatorce o tym śnie, a ona ze zdziwieniem odpowiedziała, że śniło jej się to samo.
    A potem się obudziłam [?].

  48. janekr
    August 4th, 2010 at 13:02 | #48

    Barts :

    obraz Szwecji lat sześćdziesiątych jest równie genialny co obserwacje Raymonda, za to bliższy naszej rzeczywistości pod wieloma względam

    Sztokholm ze “Śmiejącego…” jest takim samym metaforycznym Ankh-Morpork, jak Warszawa lat okolic roku 2000.

    Barts :

    Jak jeszcze raz mi wyjedziesz z popierdółką wobec S&W

    Ja wyjadę. Bodajże w “Zamkniętym pokoju” jest fragment o tym, że Szwedzi nie ufają policji, w przeciwieństwie do Brytyjczyków oraz obywateli ówczesnych KDL-i. Być może to drugie dopisano w polskim tłumaczeniu – takie praktyki się zdarzały, ale nawet w odniesieniu do Brytyjczyków Alan Sillitoe twierdzi co innego.

  49. digan
    August 4th, 2010 at 13:15 | #49

    @krystyna.ch:

    dzisiaj mi się śniło, że wstałem i gadałem o czymś z Najdroższą. Potem się obudziłem (?)

  50. August 4th, 2010 at 13:24 | #50

    Marceli Szpak :

    jak to jest u Raymonda – masz ostre obrazki np na temat przemysłu porno, handlu narkotykami, korupcji we władzach, degeneracji bogaczy, ale to nigdy nie koliduje z akcją, nie zamula fabuły,

    No popatrz, to zupełnie tak samo jak u Sjowall i Wahloo.

    Nie zgadzam się też z tezą, że tło w ogóle niepotrzebne – bez tła i monologów wewnętrznych głównego bohatera to już mało co by zostało z Chandlera.

    janekr :

    Ja wyjadę.

    #czemumnietoniedziwi

    janekr :

    odajże w “Zamkniętym pokoju” jest fragment o tym, że Szwedzi nie ufają policji, w przeciwieństwie do Brytyjczyków oraz obywateli ówczesnych KDL-i. Być może to drugie dopisano w polskim tłumaczeniu

    …i to dowodzi że “Zamknięty Pokój” jest popierdółką? Pogratulować wnioskowania.

  51. August 4th, 2010 at 13:27 | #51

    Barts :

    …i to dowodzi że “Zamknięty Pokój” jest popierdółką? Pogratulować wnioskowania.

    Uciekaj Póki Możesz #wujekdobrarada

  52. janekr
    August 4th, 2010 at 13:32 | #52

    Barts :

    …i to dowodzi że “Zamknięty Pokój” jest popierdółką? Pogratulować wnioskowania.

    Nie. Chyba jednak przeczytałeś bez zrozumienia.
    “Zamknięty pokój” to doskonały kryminał, jednak – znacznie ostrzej niż “Śmiejący…” – udekorowany takimi one-linerami, jak to w Szwecji jest źle. Najostrzejszy przytoczyłem.
    Zastrzeżenie – nawet zakładając “rozszerzającą modyfikację” w polskim wydaniu byłby to taki ideologizujący one-liner, których w tej książce jest niestety nadmiar.

    Nie wiem, czy kryminały S&W są “popierdułkami”, gdyż nie do końca rozumiem, jaki jest w tym wątku sens tego nieznanego mi słowa.

  53. August 4th, 2010 at 13:36 | #53

    Barts :

    Nie zgadzam się też z tezą, że tło w ogóle niepotrzebne

    Gdzieś napisałem, że w ogóle niepotrzebne? Chodzi o umiejętność takie zapodania tła, zeby miało związek z fabuła, miało na nia wpływ i z niej wynikało, a co biorę Szweda (Mankell i te wszystkie dramatycznie nudne kawałki o Afryce), Brytola (tych wszystkich Rebusów, Rankinów i Banksów czy inne niekończące się cykle), to 2/3 książki jest absolutnie do wywalenia, bo nie ma żadnego związku z intrygą, tylko autor wpadł na pomysł, żeby se pomendzic ustami bohaterów na rzeczywistości z gazet. Larsson to już przypadek psychopatyczny, z pierwszego tomu lekka ręką redaktor powinien wywalić 500 stron, które absolutnie nic nie wnoszą, a resztę dać do napisania komuś, kto umie tworzyć bohaterów, ale to jest jakby główna skaza całego europejskiego kryminału – kto tym gościom nawmawiał, ze tło jest społeczne ważniejsze niż intryga i że kogoś interesuje detektyw, który niczym się nie wyróżnia?

  54. janekr
    August 4th, 2010 at 13:43 | #54

    Marceli Szpak :

    z pierwszego tomu lekka ręką redaktor powinien wywalić 500 stron, które absolutnie nic nie wnoszą,

    Nienienie. Z drugiego i trzeciego tomu powinno się zrobić drugi i zarazem ostatni. Pierwszy jest jeszcze ogółem rzecz biorąc OK.

  55. August 4th, 2010 at 13:45 | #55

    Marceli Szpak :

    Gdzieś napisałem, że w ogóle niepotrzebne? Chodzi o umiejętność takie zapodania tła, zeby miało związek z fabuła, miało na nia wpływ i z niej wynikało

    Dotąd się zgadzamy, zatem chyba kwestia rozbija się o #KJP, bo dla mnie cykl S&W jest przede wszystkim opowieścią o zespole działającym w określonych warunkach (co oznacza m.in. jak polityka państwa przekłada się na funkcjonowanie policji – to widać w “Ohydny człowiek z Saffle”) i te warunki są opisane, jak dla mnie nienachalnie. Dodatkowo zawsze sobie wysoko cenię nastrój, a tym szwedzkim tłem S&W ten nastrój budują (mówiłem, #KJP).

    Marceli Szpak :

    a co biorę Szweda (Mankell i te wszystkie dramatycznie nudne kawałki o Afryce), Brytola (tych wszystkich Rebusów, Rankinów i Banksów czy inne niekończące się cykle), to 2/3 książki jest absolutnie do wywalenia,

    Wszystko pięknie, zgadzam się, ale to nie Sjowall i Wahloo przecież, na litość Buddy! Maknell pierwsze rzeczy miał dobre, potem coraz bardziej się puszczał poręczy, ja od jego cyklu odkleiłem się przy czarnoskórym mordercy z RPA szkolonym na zabicie Mandeli na szwedzkim zadupiu przez eks-agenta KGB. Z tym że Mankell Ma Misję, vide jego występ w konwoju do strefy Gazy. Te brytolskie cosie natomiast też mi nie podeszły.

  56. janekr
    August 4th, 2010 at 13:52 | #56

    Barts :

    ja od jego cyklu odkleiłem się przy czarnoskórym mordercy z RPA

    To bardzo wcześnie – to jest trzecia książka z cyklu liczącego 8 części (wydanych u nas). Przy czym druga część jest chyba jeszcze bardziej odklejona od rzeczywistości niż trzecia. Za to następne do tejże rzeczywistości wróciły. Oprócz “Zapory”, w której hakerzy robią rzeczy jeszcze dziwniejsze, niż Salander.

    No i popatrz, jak mimo różnic się pięknie zgadzamy – ja też uważam, że S&W są genialni, a Mankell gorszy, ale weź to powiedz mrw, który uważa dokładnie odwrotnie.

  57. zaciekawiony
    August 4th, 2010 at 13:52 | #57

    Smutna historia, w sumie miło pomyśleć, że do ostatniej chwili miała przynajmniej nadzieję i wsparcie – to lepsze niż orzeczenie “ma pani miesiąc życia, proszę pisać testament” i powszechne odsuwanie się od chorego jak od trędowatego.
    Co do amigdaliny, to moja mama wspominała kiedyś, że jej ojciec lubiał zjadać pestki wiśni. Na zdrowie jakoś mu to chyba nie pomogło, ale gdy zjadał ich za dużo, dostawał bólów brzucha i głowy.

    Słyszałem jeszcze kiedyś, że na raka pomagać ma witamina B12, a to dlatego, że chemicznie jest to cyjanakobaltamina – gdzieś twierdzono, że w komórkach rakowych grupa cyjankowa i kation kobaltowy się odszczepiają, przez co końskie dawki witaminy miały wywoływać śmierć nowotworu.

  58. August 4th, 2010 at 13:59 | #58

    zaciekawiony :

    Smutna historia, w sumie miło pomyśleć, że do ostatniej chwili miała przynajmniej nadzieję i wsparcie – to lepsze niż orzeczenie “ma pani miesiąc życia, proszę pisać testament” i powszechne odsuwanie się od chorego jak od trędowatego.

    Po pierwsze, nie bardzo rozumiem, o co chodzi z “powszechnym odsuwaniem się od chorego jak od trędowatego”.

    Po drugie, moim skromnym zdaniem uczciwe postawienie sprawy wobec śmiertelnie chorej osoby jest lepsze niż mamienie jej kosztowną, choć bezwartościową terapią w odległym kraju.

    I oczywiście to nieprawda, że do ostatniej chwili miała nadzieję i wsparcie – jeśli poczytasz wpisy z rozanowak.pl, zauważysz, że w pewnym momencie zaczynają się pojawiać teksty w stylu “przyjeżdża mama i siostra, bo to chyba już czas, żeby się pożegnały”.

  59. janekr
    August 4th, 2010 at 14:02 | #59

    bart :

    do ostatniej chwili miała nadzieję i wsparcie

    Jaki jest według Ciebie optymalny okres przed śmiercią, w którym masz już pewność zgonu?
    Null – śmierć nagła i niespodziewana? Dzień na pożegnanie się z rodziną? Dwa tygodnie na uporządkowanie spraw majątkowych?

    Może zrób głosowanie?

  60. August 4th, 2010 at 14:03 | #60

    janekr :

    Jaki jest według Ciebie optymalny okres przed śmiercią, w którym masz już pewność zgonu?

    A dlaczego mnie akurat pytasz? To nie ja wyjeżdżam z banałem o “nadziei i wsparciu do ostatnich chwil”.

  61. August 4th, 2010 at 14:06 | #61

    janekr :

    No i popatrz, jak mimo różnic się pięknie zgadzamy – ja też uważam, że S&W są genialni, a Mankell gorszy, ale weź to powiedz mrw, który uważa dokładnie odwrotnie.

    A mógłbyś nie kłamać na mój temat?

  62. August 4th, 2010 at 14:08 | #62

    janekr :

    to jest trzecia książka z cyklu liczącego 8 części

    Zatem musiałem czytać nie po kolei (te wydania wakacyjne polityki plus jedna czy druga rzecz kupiona luzem).

  63. August 4th, 2010 at 14:13 | #63

    zaciekawiony :

    Smutna historia, w sumie miło pomyśleć, że do ostatniej chwili miała przynajmniej nadzieję i wsparcie – to lepsze niż orzeczenie “ma pani miesiąc życia, proszę pisać testament” i powszechne odsuwanie się od chorego jak od trędowatego.

    To może ja tym razem: wsparcie/odsuwanie się od chorego to kwestia ortogonalna (to jest niezwiązana zupełnie, co tłumaczę na wszelki wypadek) do oszukiwania fałszywą terapią.

    Rodzina i przyjaciele by się i tak od Róży nie odwrócili, gdyby po prostu wszyscy przyjęli do wiadomości przywołane przez Ciebie orzeczenie. Odwrócić się mogliby tak samo przy normalnej terapii medycznej, jak i przy pestkowym mambo-jumbo.

    Natomiast oszukiwanie dziewczyny i jej bliskich, że jest nadzieja, podczas gdy jej tak naprawdę już nie było, jak również zasilanie kasy szarlatanów od pestek grubymi pieniędzmi wyskrobanymi przez rodzinę, znajomych i całe miasteczko – jest wysoce nieetyczne.

  64. janekr
    August 4th, 2010 at 14:17 | #64

    bart :

    A dlaczego mnie akurat pytasz?

    A to przepraszam. Ale kwiz mógłbyś urządzić, dawno nie było.

    mrw :

    A mógłbyś nie kłamać na mój temat?

    Moją tezę: “S&W są lepsi od Mankella, a Mankell lepszy od Larssona” zanegowałeś jako całość.

    Barts :

    Zatem musiałem czytać nie po kolei

    To bardzo prawdopodobne – Mankella wydawano u nas w kolejności: 5, 1, 6, 3, 2, 7, 4, 8

  65. bantus
    August 4th, 2010 at 14:18 | #65

    zaciekawiony :

    Smutna historia, w sumie miło pomyśleć, że do ostatniej chwili miała przynajmniej nadzieję i wsparcie – to lepsze niż orzeczenie “ma pani miesiąc życia, proszę pisać testament” i powszechne odsuwanie się od chorego jak od trędowatego.

    Takie wsparcie jest super. Coś jak: mam 9 lat, umieram na raka i zbieram pocztówki – no i z całego świata dostaje tysiące pocztówek.

    Nie wiem jednak czy postawa: walczę do końca, nie ważne czy szanse są minimalne, czy nie, jest lepsza od jakiegoś sokratejskiego pogodzenia się z byciem tylko śmiertelnikiem.

  66. August 4th, 2010 at 14:22 | #66

    janekr :

    Moją tezę: “S&W są lepsi od Mankella, a Mankell lepszy od Larssona” zanegowałeś jako całość.

    Zanegowałem Twoją zdolność wypowiadania sądów w oparciu o dowody, że się nie znasz, nie wnikając czy się ślepej kurze trafiło ziarno.

  67. August 4th, 2010 at 14:42 | #67

    Larsson raz jeszcze (i więcej nie będę, obiecuję): The Girl Who Fixed the Umlaut

    EDIT: There, I Fixed It

  68. janekr
    August 4th, 2010 at 14:47 | #68

    mrw :

    Zanegowałem Twoją zdolność wypowiadania sądów w oparciu o dowody, że się nie znasz, nie wnikając czy się ślepej kurze trafiło ziarno.

    No i żeś zapędził mnie mistrzowsko w KoziRynek. Sprostowanie Twoich totalnych nieścisłości wymagałoby tekstu, który byłby tl.dr i oczywiście nie na miejscu tutaj.

  69. zer00
    August 4th, 2010 at 15:04 | #69

    Marceli Szpak :

    The Girl Who Fixed the Umlaut

    Jest mi głupio i po ludzku przykro, że zepsuję przepiękny napis “666 comments” pod tytułem notki, ale link do “New Yorkera” potrzeba troszku poprawić, żeby dało się kliknąć skutecznie.

  70. August 4th, 2010 at 15:15 | #70

    @ Marceli Szpak:
    A co myślisz o Camilierim? Jestem bardzo ciekawy. Moje prywatne życie bardzo wiele zawdzięcza właśnie jemu i mogę być nieobiektywny, ale zawsze wydawało mi się że balans historia kryminalna/zrzędzenie o rzeczywistości jest tam rozłożony idealnie, a to jak wielowarstwowi są bohaterowie bije na głowę każdego Szweda (że wyminionych przez Ciebie brytoli nie wspomnę). Plus poczucie humoru.

  71. August 4th, 2010 at 15:28 | #71

    venividi :

    A co myślisz o Camilierim

    Nie czytałem żadnego, ale jak na razie z cyklu detektyw i jego życiowe rozterki, to tak naprawdę podszedł mi tylko Manuel Vázquez Montalbán z serią o Pepe Carvalho, który po pierwszej jest zdeklarowanym komuchem, po drugie zamiast myśleć, gotuje wykwintne żarcie i po trzecie, najpiękniejsze, pali książkami w piecu, winiąc je za to, że jest stary, gruby i bezużyteczny. Po polsku wyszło chyba z 5 tomów (z 30) i tam właśnie jest świetnie zrównoważone tło z intrygą i życiem bohatera. Wszystko, czego się dowiadujemy o Hiszpanii ma zawsze bezpośredni związek z akcją, jest wetknięte w konstrukcję tak, ze nie wystaje, nie spowalnia, po prostu czytasz to mimochodem. Morderstwo w Komitecie Centralnym to chyba w ogóle jedyny stricte polityczno-społeczny kryminał, jak mi sie w życiu podobał

  72. August 4th, 2010 at 15:32 | #72

    Nic nie wnoszący komentarz mający na celu jedynie zaabonowanie komci na mejla.

  73. janekr
    August 4th, 2010 at 15:35 | #73

    Jest jeszcze komisarz Guido Brunetti – Wenecjanin wykreowany przez amerykankę: Donnę Leon. (no dobrze, amerykankę od pewnego czasu mieszkającą na stałe w Wenecji)
    Ten to dopiero narzeka!

    Najsmaczniejszy cytat (dialog *komisarza policji* z żoną)
    “- Nie załatwiaj tego przez znajomości ojca.
    – Chcesz to załatwić zgodnie z prawem?!?
    – Nie. Przez mojej znajomości”

    Je komisarz dużo i smacznie, ale największy apetyt mam na potrawy z kryminałów szwedzkich (pieczeń z łosia w borówkach), potem włoskich (pasta z sardynek) i na końcu brytyjskich (pudding z nerek, gotowany indyk).

  74. August 4th, 2010 at 15:46 | #74

    janekr :

    Donnę Leon

    o, tej to czytałem Śmierć w La Fenice i momentalnie znalazła się na szitliście za kompletnie papierową scenografię i koszmarnie nudnego bohatera. Wcale się nie dziwię, że się boi te swoje ksiązki po włosku wydawać, bo przeciez by ją zjedli za te wszystkie bzdury o Wenecji i Italczykach.

  75. August 4th, 2010 at 15:47 | #75

    janekr :

    potrawy z kryminałów szwedzkich

    Ostatnio czytałem o maczanej w płynnej czekoladzie kanapce z rybą wędzoną (Camilla Lackberg).

  76. August 4th, 2010 at 16:00 | #76

    Głodny się przez was robię.

  77. August 4th, 2010 at 16:02 | #77

    Kufa, przez spojlerowców omijam prawie tyle komciów co przy rapierach i tematach dyskutowanych przez wo i mdh. Tagować kufa, są jeszcze na świecie ludzie, którzy recenzje lubią przeczytać po obejrzeniu filmu/przeczytaniu książki!

  78. August 4th, 2010 at 16:04 | #78

    nameste :

    Ostatnio czytałem o maczanej w płynnej czekoladzie kanapce z rybą wędzoną (Camilla Lackberg).

    Hm jadłem coś podobnego, ale miało to jeszcze bitą śmietanę na wierzchu. #efektypijanstwastudenciakow

  79. krwawy_krolik
    August 4th, 2010 at 16:19 | #79

    nameste :

    Ostatnio czytałem o maczanej w płynnej czekoladzie kanapce z rybą wędzoną (Camilla Lackberg).

    A ja sobie przywiozłem czekoladę z kiszonymi warzywami.

  80. mdh
    August 4th, 2010 at 16:50 | #80

    wo :

    Bzdura. Wolność słowa polega na tym, że możesz sobie założyć własny serwis – nie na tym, że danemu serwisowi nie wolno prowadzić wstępnej moderacji.

    Proponujesz mi linuksizm? WP na wynajętym hostingu? Fiuufiuu Poza tym jeśli na moim blogasku ktoś coś pieprzenie w komciach to mam przesrane, bo wtedy też zostaje dostarczycielem treści. Sytuacja w której każdy ZU odpowiedzialny jest za swoje a dostawca usuwa (i daje namiary na ZU policji/prokuraturze) gdy tylko zostanie poinformowany (a tego czepili się we Włoszech) jest bardzo fair i nie wywala przy okazji np takiej Wikipedii.
    Wyluzuj, przyznaj się do błędu i wystarczy.

    Mówiąc ściślej, było to szyderstwo na bazie Twojego przekonania, że korporacje interesuje wyłącznie krótkotrwały zysk.

    To nie szyderstwo a zwyczajny błąd. Zapomniałeś dodać przynajmniej dwóch łyżeczek soku z ironii. Zresztą mówienie o krótkotrwałym zysku w ekonomii też właściwie jest błędem i znowu nie dodałeś trochę ekstraktu sarkazmu.

    Uważam mianowicie, że często interesuje ich wieloletnia perspektywa rozwoju.

    Ty nie uważaj, Ty czytaj. Mówiłeś o bankach inwestycyjnych (że tylko analiza techniczna je interesuje). Teraz mówisz, że tamto szydera, a teraz uważasz co innego. I tak źle i tak niedobrze. Wiesz czym się zajmują i jak działają takie biznesy? Przy okazji sprawdź kilka terminów (zysk, rentowność, dyskonto, strategia inwestycyjna oraz mergers and acquisitions), bo czytając Twoje komcie mam wrażenie, że nie wiesz o czym piszesz.
    btw nie jestem złośliwy. Po prostu masz braki w tym zakresie i jeśli chcesz flejmować to musisz je uzupełnić.

    @incepcja
    Ciężka sprawa. Nadal trawię rzeczy które mi się nie podeszły, bo chciałbym, żeby ten film jednak mi się podobał i szkoda go uwalić na kilku drobiazgach.

    ziel :

    The Prestige byl tak zajebisty

    Absolutnie się nie zgadzam, był tylko dobry. Do zajebistości sporo mu brakowało.

  81. August 4th, 2010 at 16:59 | #81

    mdh :

    Proponujesz mi linuksizm?

    Wyjaśniam Ci pojęcie “wolności słowa”.

    mdh :

    To nie szyderstwo a zwyczajny błąd.

    Z całą pewnością jest to fałszywa teza, z tym się zgodzę. Jak to widzę naprawdę, już wyjaśniałem.

    ekolog :

    Tagować kufa, są jeszcze na świecie ludzie, którzy recenzje lubią przeczytać po obejrzeniu filmu/przeczytaniu książki!

    Jak ktoś jeszcze nie był na gorąco wyczekiwanym filmie, to niech se bloga Astromarii przegląda.

  82. mdh
    August 4th, 2010 at 17:15 | #82

    wo :

    Wyjaśniam Ci pojęcie “wolności słowa”.

    Proponujesz mi blog, bez komciów i zamknięcie wikiwatości Wikipedii. #głupiepomysłusągłupie

    Z całą pewnością jest to fałszywa teza, z tym się zgodzę. Jak to widzę naprawdę, już wyjaśniałem.

    Druga teza też jest fałszywa ale niech Ci będzie.

    Czy zatem flejm mogę uznać, za zakończony? Trochę się tym zmęczyłem.

  83. August 4th, 2010 at 17:35 | #83

    wo :

    Jak ktoś jeszcze nie był na gorąco wyczekiwanym filmie, to niech se bloga Astromarii przegląda.

    Poza tym zdaje się jesteśmy ostrożni. Zresztą to nie “Gra pozorów”, gdzie nie masz już po co oglądać filmu, jak ktoś ci wcześniej powie, że ta laska to facet.

  84. August 4th, 2010 at 17:37 | #84

    Marceli Szpak :

    znalazła się na szitliście za kompletnie papierową scenografię i koszmarnie nudnego bohatera. Wcale się nie dziwię, że się boi te swoje ksiązki po włosku wydawać, bo przeciez by ją zjedli za te wszystkie bzdury o Wenecji i Italczykach.

    O to to. Papierowa i scenografia, i wszystkie postacie. Ja dodatkowo odpadłem jak zaczęła z wyższością narzekać na auslenderów, co to przenoszą się do Wenecji, bo tak modnie. Znaczy, że ona przeniosła tam się ze znacznie wznioślejszych przyczyn i chce by czytelnik o tym pamiętał.

    Marceli Szpak :

    podszedł mi tylko Manuel Vázquez Montalbán z serią o Pepe Carvalho, który po pierwszej jest zdeklarowanym komuchem, po drugie zamiast myśleć, gotuje wykwintne żarcie i po trzecie, najpiękniejsze, pali książkami w piecu, winiąc je za to, że jest stary, gruby i bezużyteczny.

    To ja jednak z czystym sercem polecę tego Camilierego. Komisarz (nazywa się Montalbano na cześć autora którego wspomniałeś) jest raczej wredny i impulsywny, żarcie odgrywa pierwszoplanową rolę a opisy Sycylii i tego jak się tam żyje są mimochodem i w ramach akcji, a nie z boku. I o dziwo prawie nie ma o mafii.

  85. August 4th, 2010 at 17:45 | #85

    mdh :

    Proponujesz mi blog, bez komciów i zamknięcie wikiwatości Wikipedii.

    Napisałeś bzdurę na temat wolności słowa i cenzury prewencyjnej. Kolejną w serii wielu bzdur na różne tematy. Tę też sprostowałem. Propozycji zaś dla Ciebie w ogóle nie mam żadnych – niedawno byłem w myjni, więc nie przychodzi mi do głowy nic przykrojonego na Twoje możliwości, aczkolwiek po wakacyjnym wojażu na pewno znów się coś pojawi.

    mdh :

    Czy zatem flejm mogę uznać, za zakończony? Trochę się tym zmęczyłem.

    Jeśli powstrzymasz się przed kolejną tezą klasy “moderacja serwisu to zamach na wolność słowa”, to oczywiście nie będę już miał czego prostować.

  86. August 4th, 2010 at 17:49 | #86

    bart :

    Poza tym zdaje się jesteśmy ostrożni. Zresztą to nie “Gra pozorów”, gdzie nie masz już po co oglądać filmu, jak ktoś ci wcześniej powie, że ta laska to facet.

    A Bruce Willis gra ducha.

  87. August 4th, 2010 at 17:53 | #87

    ekolog :

    A Bruce Willis gra ducha.

    Zaspojlujemy to panu hurtowo (psychiatra jest podstawiony co poznajemy po tym, że się poci!): http://ngbc.files.wordpress.com/2007/10/spoilit.gif

  88. August 4th, 2010 at 17:55 | #88

    ekolog :

    Kufa, przez spojlerowców omijam prawie tyle komciów co przy rapierach i tematach dyskutowanych przez wo i mdh. Tagować kufa, są jeszcze na świecie ludzie, którzy recenzje lubią przeczytać po obejrzeniu filmu/przeczytaniu książki!

    Oj, weź. Ja przed polską premierą zdołałem wejść w kontakt z dwoma trailerami, recenzją w Empire i notką Janusza Wróblewskiego w “Polityce”, a i tak nie przeszkodziło mi to w seansie.

  89. August 4th, 2010 at 18:00 | #89

    bart :

    ta laska to facet.

    ty chuju.

  90. mdh
    August 4th, 2010 at 18:05 | #90

    @ wo:
    A dajże chłopie spokój. Wytykam Ci błędy jeden za drugim, a Ty twierdzisz, że coś udowodniłeś. To jest żenujące, nawet jak na Ciebie.
    Więc, WO, pomyśl. W Internecie każdy ma kogoś kto dostarcza/przesyła jego treść. Nawet własny serwis nie chroni mnie przed cenzurą zarządzoną przez mojego dostawcę usług. Niestety to chyba jest dla Ciebie za trudne. Szkoda.

  91. August 4th, 2010 at 18:12 | #91

    mdh :

    Wytykam Ci błędy jeden za drugim, a Ty twierdzisz, że coś udowodniłeś. To jest żenujące, nawet jak na Ciebie.

    Wydaje Ci się, że odnajdujesz jakieś błędy, sadząc przy tym bzdurę za bzdurą. To jest żenujące na Twoim stałym poziomie.

  92. mdh
    August 4th, 2010 at 18:18 | #92

    wo :

    Wydaje Ci się, że odnajdujesz jakieś błędy

    W Internecie każdy ma kogoś kto dostarcza/przesyła jego treść. Nawet własny serwis nie chroni mnie przed cenzurą zarządzoną przez mojego dostawcę usług.
    Zrozumiałeś? Wybierz odpowiedź: tak/nie.

  93. August 4th, 2010 at 18:23 | #93

    Marceli Szpak :

    ty chuju.

    Jeszcze mi podziękujesz za uchronienie od gwałtownego ataku heteropaniki.

  94. August 4th, 2010 at 18:37 | #94

    mdh :

    Zrozumiałeś? Wybierz odpowiedź: tak/nie.

    Rozumiem na czym polega Twój błąd. “Cenzura” w kontekście wolności słowa dotyczy mechanizmu w jednolity sposób ograniczającego całą populację. W komunizmie kontroli poddane były wszystkie publikacje i widowiska (z pewnością Galopujący Major się ucieszy z zaznaczenia, że kilka wyjątków w ustawie podano enumeratywnie – ale taka była reguła). W USA do 1968 cenzurowano wszystkie filmy produkowane lub rozpowszechniane przez podmioty zreszone w MPAA (czyli w praktyce – wszystkie).

    Ty błędnie nazywasz “cenzurą” to, co poprawnie należy nazwać “moderacją”. Choć oczywiście często metaforycznie moderatorów nazywa się cenzorami – Twój błąd polega na odczytaniu tej metafory serio.

  95. August 4th, 2010 at 18:42 | #95

    Zamotałem się, miało być
    damienix :

    jak nie masz dowodów na to, że to nie niedobór amigdaliny powoduje raka to nie lekceważ sprawy.

    bart :

    Hej, wracaj, porozmawiaj z nami!

    Wróciłem.

  96. M
    August 4th, 2010 at 18:46 | #96

    Moją teorią powstawania raka jest to, że powoduje go niedobór w spożywaniu kukurydzy. Jak nie masz dowodów przeciw to nie lekceważ sprawy.

  97. August 4th, 2010 at 19:08 | #97

    M :

    Moją teorią powstawania raka jest to, że powoduje go niedobór w spożywaniu kukurydzy. Jak nie masz dowodów przeciw to nie lekceważ sprawy.

    A nieprawda, bo niedobór w spożywaniu groszku. Jak nie masz dowodów przeciw to nie lekceważ sprawy.

  98. mdh
    August 4th, 2010 at 19:11 | #98

    wo :

    Ty błędnie nazywasz “cenzurą” to, co poprawnie należy nazwać “moderacją”.

    Orly?
    cenzura prewencyjna «kontrola publikacji przed ich ukazaniem się w druku, na scenie itp.»
    http://sjp.pwn.pl/slownik/2447538/cenzura_prewencyjna
    W Internecie każdy ma kogoś kto dostarcza/przesyła jego treść. Nawet własny serwis nie chroni mnie przed cenzurą zarządzoną przez mojego dostawcę usług.
    Zrozumiałeś? tak/nie.
    A może nadal chcesz rżnąć głupa.

  99. August 4th, 2010 at 19:14 | #99

    Moja teoria powstawania raka polega na tym, że nadmiar sceptycyzmu w życiu blokuje przepływ energii kosmicznej i powoduje rozwój złych tkanek. Ta teoria jest moja i należy do mnie.

  100. August 4th, 2010 at 19:15 | #100

    mdh :

    cenzura prewencyjna «kontrola publikacji przed ich ukazaniem się w druku, na scenie itp.»

    Powoływanie się w takiej rozmowie na słownik jest o tyle ryzykowne, że słownik zawiera opis pojęcia, a nie jego ścisłą definicję. To jakbyś w dyskusji filozoficznej powołał się na znaczenie słowa “prawda” (o czym tu dyskutować, skoro wystarczy sprawdzić w słowniku?).

    mdh :

    Zrozumiałeś? tak/nie.

    Rozumiem, że należysz do internetowego folkloru powołującego się na konstytucję, kiedy moderator im coś wytnie. Porównywałem Cię już do HLB – ale czy już także do Procesa7? Bo teraz jest właściwy moment. Obaj robicie ten sam błąd nazywając ^olsa cenzorem.

Comment pages
1 5 6 7 8 9 25 3235
  1. No trackbacks yet.

Optionally add an image (JPEG only)