Witamina w cudzysłowie
To będzie jedna z tych historii o doktorze, który odkrył nową witaminę, cudowne lekarstwo na najgorszą chorobę trapiącą ludzkość; lekarstwo, które zawsze było na wyciągnięcie ręki. I jak to zwykle w tych historiach bywa, trzeba wszystko brać w cudzysłów — i doktora, i odkrycie, i witaminę, i leczenie… Ponieważ notka upstrzona taką ilością cudzysłowów będzie wyglądać jak, nie przymierzając, portret Najjaśniejszego Pana obesrany przez muchy, umówmy się, że ja ich nie będę stawiał, a wy będziecie je sobie dopowiadać, m’kay?
To też jedna z tych historii, w których alarm w Detektorze Bzdetu zaczyna wyć na cały regulator już od pierwszych chwil.
W marcu TVN24 nadał poruszający reportaż o chorej na śmiertelnego raka trzustki Róży z Mińska Mazowieckiego. Lekarze nie dawali jej żadnych szans; jedynym ratunkiem miała być „nowatorska i bardzo droga” metoda leczenia witaminą B-17 (nazwa handlowa: Laetrile) w klinice w Meksyku. Temat został mi podsunięty przez sympatycznego czytelnika, jednak nie chciałem o nim wtedy pisać (dlaczego, wytłumaczę pod koniec tekstu). Niedawno o witaminie B-17 napisano na portalu New World Order.com.pl (jeśli klikniecie w link, wrócicie na Blog de Bart — to zemsta adminów NWO za to, że sympatyczny komentator BdB powiadomił IPN o propagowaniu przez NWO kłamstwa oświęcimskiego; jedyne wyjście to skopiowanie i wklejenie linka w nowym oknie lub skorzystanie z linka przez HideRefer). No, pomyślałem, skoro takie autorytety medyczne piszą o Laetrile, to chyba jednak czas się nią zainteresować.
Detektor Bzdetu włączył mi się już na samym początku poszukiwań informacji o Laetrile, przy czytaniu opowieści o (cudzysłów) odkrywcy (cudzysłów) witaminy B-17, samotnie walczącym z chemioterapeutycznym establiszmentem (cudzysłów) naukowcu, (cudzysłów — dalej już sobie poradzicie bez wskazówek, prawda?) doktorze Ernście T. Krebsie.
Doktorów Ernstów T. Krebsów było dwóch — Senior i Junior. Krebst Senior, doktor medycyny, w latach 20. wynalazł oparty na ekstrakcie z pietruszki cudowny syrop Leptinol, leczący hiszpankę, astmę, krztusiec, gruźlicę i — last but not least — zapalenie płuc. Wtedy też nawiązał znajomość z instytucją rządową zwaną FDA, która skonfiskowała mu zapasy syropku pod zarzutem wprowadzania nabywców w błąd co do zdrowotnych korzyści płynących z jego zażywania. Choć Krebs Senior musiał porzucić syropowy biznes, nie dał się jednak zniechęcić do poszukiwania lekarstwa na największe bolączki ludzkości i w latach 40. wynalazł lek na raka o złowieszczej nazwie Mutagen, a na początku lat 50., już razem z Juniorem, stworzył swoje opus magnum — Laetrile, środek oparty na amigdalinie, związku występującym m.in. w pestkach brzoskwini.
Ernst T. Krebs Junior to też doktor, choć jego droga do tego tytułu była ciężka, kręta i długa — trwała aż 35 lat. Wyrzucony ze szkoły medycznej, błąkał się po kilku uniwersytetach, by w 1942 zdobyć z trudem tytuł magistra. W 1973 roku nieistniejący już dziś mały biblijny uniwersytet w Oklahomie nadał Juniorowi tytuł doktora po wygłoszeniu przez niego godzinnego wykładu o Laetrile. Uniwersytet nie miał co prawda wydziałów naukowych, ale co zabawniejsze — nie miał też prawa do nadawania tytułu doktora. Są to jednak detale, nie ma co czepiać się wykształcenia człowieka, który odkrył dla ludzkości nową witaminę B-17 (odkrył też wcześniej B-15, która oprócz raka leczyła również choroby serca). Lepiej czepić się samej witaminy.
Otóż witamina jest z definicji pojęciem względnym. Witamina to związek chemiczny potrzebny do prawidłowego funkcjonowania organizmu, którego to związku organizm nie potrafi sam wytworzyć. Zatem to, co dla ciebie jest witaminą C, dla twojej zaprzyjaźnionej fretki nie jest żadną witaminą, tylko zwykłym, do niczego nieprzydatnym kwasem askorbinowym — fretka bowiem (jak większość ssaków) wytwarza sobie kwas askorbinowy w środku, w wątrobie. Doktor Ernst T. Krebs Junior wierzył zaś, że nowotwory to efekt niedoboru amigdaliny w organizmie. Dla niego więc w świetle powyższych rozważań amigdalina mogła faktycznie być witaminą, ponieważ jej brak w jego mniemaniu powodował chorobę. Dla reszty świata oczywiście coś takiego jak witamina B-17 nie istnieje.
Czytając tekst na New World Order.com.pl, musiałem wyłączać alarm w Detektorze Bzdetu jeszcze kilka razy. Np. kiedy pojawił się argument ad babcinum mądrościum:
Przez cale generacje nasze babcie zwykły dodawać pokruszone nasiona śliwek, czereśni, jabłek, moreli i innych roślin botanicznej rodziny Rosaceae do swych domowych konfitur i dżemów. Babcia pewnie nie wiedziała, dlaczego to robi, ale nasiona wszystkich tych owoców są jednym z najpotężniejszych źródeł witaminy B 17 na świecie.
Serio wasze babcie tak robiły, drodzy czytelnicy? Moje nigdy — szanowały uzębienie swoje oraz swoich bliskich, poza tym były zaznajomione z supernowoczesną technologią ekstrakcji pestek z miąższu, współcześnie określaną jako drylowanie. Ale co region, to inny zwyczaj.
Niedługo później w tekście z NWO.com.pl pojawia się opowieść o ludziach z narodu zamieszkującego pakistańską dolinę Hunza, którzy spożywają ponoć ogromne ilości amigdaliny i dzięki temu dożywają bardzo późnego wieku, a nowotwory są w ich społeczności chorobami nieznanymi. To w rzeczywistości bardzo śmieszna historia. Otóż Hunza istotnie cieszą się dobrym zdrowiem nawet w podeszłym wieku, nie ma to jednak związku z pokruszonymi pestkami w ich dżemach, ale z faktem, że odżywiają się głównie owocami i warzywami oraz dużo zapieprzają po górach. Faktycznie do lat 50. nie odnotowano u nich nowotworów, nie wynikało to jednak z pożerania owoców w całości, ale z braku na ich terytorium jakiegokolwiek lekarza, który mógłby zdiagnozować raka (kiedy w połowie lat 50. do doliny Hunza dotarła ekspedycja medyków z uniwersytetu Kyoto, bez problemu odkryli u niektórych mieszkańców chorobę nowotworową). Mit ich długowieczności ma zaś swe korzenie w latach 70., kiedy dolinę odwiedzili reporterzy „National Geographic”, poszukujący długowiecznych społeczności. Hunza nie prowadzą kronik i nie przywiązują zbytniej wagi do liczenia lat, pytani więc przez dziennikarzy o wiek bez kozery mówili pińcet.
No dobrze, ale to wszystko śmichy-chichy i głupie anegdotki, a jakie są fakty, co mówi PubMed? Otóż PubMed mówi zaskakująco dużo, bo Laetrile to wcale nie żadna „nowatorska” metoda (bo że bardzo droga, w to nie wątpię). Swój szczyt popularności przeżywała w USA w latach 70. (próbował się nią ratować m.in. Steve McQueen). Szacuje się, że zażywało ją 70 000 chorych Amerykanów. Efekty? Żadne. W 1978 r. Narodowy Instytut Raka rozesłał prośby o zgłoszenie przypadków obiektywnego polepszenia po kuracji witaminą B-17 do 385 000 lekarzy, 70 000 innych osób zajmujących się opieką zdrowotną oraz do stowarzyszeń propagujących stosowanie Laetrile. Mimo tak zmasowanej akcji otrzymano jedynie 68 zgłoszeń, z których po przeanalizowaniu za uwieńczone sukcesem uznano sześć (analiza przypadków dokonana była z rygorem ślepej próby — eksperci nie wiedzieli, czy opiniują historię chorego poddanego zwykłej chemioterapii, kuracji Laetrile czy nie otrzymującego żadnej pomocy).
W 1982 r. w kilku amerykańskich szpitalach (w tym w renomowanej Mayo Clinic) przeprowadzono eksperyment na 178 chorych, poddając ich tzw. terapii metabolicznej, w której skład oprócz Laetrile wchodziła specjalna dieta, enzymy i witaminy. Efekt? Żaden, porównywalny do braku jakiejkolwiek terapii. A właściwie nie żaden, tylko wręcz negatywny: u niektórych badanych wystąpiły objawy zatrucia cyjankiem. Nie wspomniałem, że kuracja amigdaliną może prowadzić do zatrucia cyjankiem? Ale ze mnie gapa! Oczywiście, że może prowadzić, co tylko utwierdza w przekonaniu, że jeśli sięgać po (cudzysłów) medycynę alternatywną, to najlepiej po homeopatię. Przynajmniej człowiek nie zrobi sobie krzywdy.
Zainteresowanie witaminą B-17 w Stanach wygasło pod koniec lat 80. Dziś co jakiś czas ktoś trafia do więzienia za handel Laetrile — w 2003 r. przytrafiło się to np. Jasonowi Vale, mistrzowi świata w siłowaniu na rękę, prowadzącemu firmę Chrześcijańscy Bracia. Zaprawdę, czasem życie pisze najdziwniejsze scenariusze.
Poupadały te wszystkie meksykańskie kliniki, które leczyły naiwnych witaminą B-17. Zostało ich raptem kilka, m.in. ośrodek o cynicznie szczerej nazwie Oaza Nadziei, do którego pojechała Róża.
Właśnie, dlaczego nie chciałem wtedy pisać o Róży? Nie trafiła do mediów z powodu swojej choroby, ale z powodu heroicznej kampanii na rzecz jej uratowania, którą rozkręcili jej najbliżsi. Cały Mińsk Mazowiecki zbierał na wyjazd Róży do Meksyku, w salonach fryzjerskich i cukierniach wystawiano skarbonki „na Różę”. Mistrz kickboxingu podarował swój pas na aukcję. Organizowano koncerty charytatywne. Zgłosiła się fundacja z Wrocławia i udało się, uzbierali na podróż do Oazy Nadziei. Taka sytuacja rodzi pytania, których chyba nie powinno się głośno wypowiadać, przynajmniej nie wtedy. Co można powiedzieć ludziom, którzy wspólnie starają się pomóc sąsiadce, nie wiedząc, że zostali oszukani? Czy jeśli w przyszłym roku WOŚP będzie zbierać na magiczne różdżki leczące Morgellony, zmieni to coś w ocenie motywacji ludzi wrzucających datki do puszek? Czy wrzucić samemu? Czy powinno się przekazywać 1% na rzecz dziecka z autyzmem, którego rodzice rujnują się na kosztowne, choć bezwartościowe terapie suplementacyjne?
Nie umiałem wtedy pisać o Róży, bo to nie był czas. Jeśli jest coś dobrego i godnego szacunku w tej historii, to jest to płynąca od obcych ludzi chęć pomocy, której doświadczyła Róża i jej bliscy. Teraz mogę już pisać, ta historia już się skończyła, a skończyła się tak, jak zwykle kończą się takie historie. Po tygodniach niepotrzebnych dodatkowych zabiegów, badań i tułaczki Róża zmarła w hospicjum w San Diego, daleko od domu.
Przy pisaniu tekstu korzystałem przede wszystkim (można nawet powiedzieć, że rżnąłem) ze znakomitego artykułu „Wzlot i upadek Laetrile” na Quackwatch. O micie długowiecznego ludu z doliny Hunza możecie poczytać na longevity.about.com i w piśmie „CA: A Cancer Journal for Clinicians”. Streszczenia wyników badań nad Laetrile znajdziecie jak zwykle w PubMedzie: 1, 2. Historię walki Róży z rakiem zebrano na poświęconej jej stronie.
PS. W komentarzach jeden z obrońców B17 obala wyniki oficjalnych badań poświęconych amigdalinie następującym argumentem:
Niejaki dr. James Cason z University of California w Berkeley przetestował część substancji używanych w badaniach prowadzonych przez NCI [Narodowy Instytut Badań nad Rakiem] na temat amigdaliny i okazało się, że substancje te nie zawierały amigdaliny.
I to prawda. James Cason faktycznie ogłosił taki sensacyjny wynik swoich eksperymentów z próbkami Laetrile. Gdzie ogłosił? W jakimś recenzowanym, poważnym piśmie? W jakimś nierecenzowanym piśmie? W biuletynie uczelnianym? Nie. Wspomniał o tym w swojej autobiografii. Należy też dla przyzwoitości wspomnieć, że James Cason był wielkim zwolennikiem B17 i uważał ów specyfik, wbrew wszelkim wynikom badań i zdrowemu rozsądkowi, za znakomity lek na raka.
Gammon No.82 :
Wspominalam juz pionierow, tak? Pierwsze wazne postaci bioetyki to Tristram Engelhardt, David Thomasma i Albert Jonsen. Wszyscy sa katolikami (jeden stal sie greko-prawoslawnym na poczatku lat 1990). Joseph Fletcher, jako pierwszy “bioetyk” w US, byl co prawda protestantem, ale wpisywal sie w tradycje katolicka etyki medycznej (te ostatnia informacje cytuje na podstawie “Bioethics in America: origins and cultural politics” Tiny Stevens). Swoja droga, Childress byl tez teologiem a Beauchamp… no coz. Nie mam nic do powiedzenia. Moze tylko to, ze czesc wyksztalcenia zdobyl na metodystycznym uniwersytecie.
Kontekst byl taki, ze trzeba bylo bronic sie przed “postepem” technicznym. Pius Vi pisal sobie Humanae Vitae, a ludzie na uniwersytetach pisali o tym, jak w duchu roznych chrzescijanskich wartosci poradzic sobie z galopujaca medycyna.
venividi :
Nie bulnąłem. W sumie nie miałem nawet później wyrzutów, bo zaraz nadszedł Cud Narodzin i urwało mi od męczenia się z ponurymi przepowiedniami.
ziel :
Nazwa “bioetyka” pochodzi z lat dwudziestych poprzedniego wieku, a rozpowszechniła się gdzieś w czasach sprawy Karen Ann Quinlan. Problemy masturbowane przez bioetyków w sporej części masturbowali autorzy SF jeszcze dużo wcześniej, acz (przyznaję) bez użycia nazwy “bioetyka”.
Wnioskując ze zbioru “Medycyna a prawa czlowieka” nowe technologie w medycynie wywoływały lub wywołują różne zgryzy moralne nie tylko u katolików. Poza takimi ezoterycznymi ciekawostkami, jak IVF, gdzie faktycznie, tylko katolicy widzą problem.
wo :
No bez przesady – jaki odsetek umierających jest informowanych o beznadziejności stanu na kilka miesięcy naprzód? Są przecież zawały, wylewy, udary i prezydenckie samoloty…
Gammon No.82 :
Ja jestem pewien, że interesowałem się bioetyką jeszcze na studiach (a więc w latach 80.). Owszem, częściowo za sprawą SF, ale także dlatego, że to się działo na moich oczach (Luiza Brown itd.).
@ wo:
A tak przy okazji – mógłbyś mi odpowiedzieć na pytanie w komciach Twojego bloga?
Gammon No.82 :
Pole, ktore dzis nazywamy “bioetyka” nazywane bylo “biomedical ethics” w czasach o ktorych mowie (wiec w okolicach lat 1960), jasne. Ktos tego uzyl wczesniej, jak wiemy po prostym googlaniu, to tez jasne. Ja mowie jednak o dyscyplinie, ktora zaczela sie ksztaltowac na pograniczu wielu dyscyplin, nie o jej nazwie.
Nigdy nie powiedzialam niczego, co by chcialo zaprzeczyc tej tezie “zgryzow”. Jak i nie powiedzialam, ze bioetyke uprawiaja wylacznie katolicy (vide Singer i mnostwo innych). To co mowie, to jest specyfika (zwiazana z pochodzeniem) tej dziwnej epistemologicznie dyscypliny, ktorej moglibysmy sie pozbyc w normalnych rozmowac o konkretnych problemach medycyny i badan biomedycznych.
Jako komentarz bez tezy do wymierającego flejma: Bruce Gilden a prywatność przechodnia na ulicach Nowego Jorku.
wo :
Przepraszam, zapachniało mi prawicową kombatanctwem. Na Psychiatryku ciągle czytam, że dzięki ludziom takim jak my (tutaj wstawić oczapiste osiągnięcia) to cośtam. Myślałem, że nawiązujesz do dumy tehinternetzwarrior.
Ależ zakwestionowałem wszystkie.
[1]Zbrodnicza Tubka – pff. To dotyczy każdego hostującego treści dostarczone przez użytkowników w Internecie. Argument bzdurny, bo to oznacza, że cały Internet jest iwil.
[2]Skanowanie sieci. Bzdura. To nie jest przestępstwem, ba jako metoda geolokalizacji jest powszechnie wykorzystywana.
[3]Łykanie pakietów. Może troszkę nieeleganckie ale też nic zdrożnego.
Więc ta całą niemoralność Googla de facto, to bzdura. Nic takiego się nie dzieje. Jeśli oburza Cie całkowicie normalna działalność zawsze możesz dołączyć się do bojkotu Frądzi. :)
PS Dlaczego zawsze gdy kończą Ci się argumenty, utrzymujesz, że niczego nie udowodniłem?
Gammon No.82 :
Ale to tylko analogia. Nie ma papieru na paczce, nie ma kawałka cycka w środku. Taki pakiet na nagłówek co kto do kogo i tak dalej. Cycka nie widać. Ze to cyc to tego nie widzisz. Ale widzisz, że ktoś koresponduje z kimś koresponduje po naklejce (upraszczam). Kawałka golegrubepapierzewogniu.jpeg nie widzisz tylko ciąg znaczków cos takiego w treści coś takiego 51 4e fb b1 04 f9 01. Dlatego to zła analogia, a poza tam często są paczki w paczce, która jest w paczce. http://en.wikipedia.org/wiki/Encapsulation_%28networking%29 i z tego wszystkiego ten kawałek cyca f8 e3 21 b5 4a w ogóle nie jest interesujący i nawet nie ma wielkiego znaczenia. Wszystko co ważne jest na nalepkach. Niestety żeby to wytłumaczyć to trzeba sporego tl;dr niestety.
Bo to tylko analogowe analogie, ale bliżej temu niż włamywaniu do mieszkania.
Logowanie to powszechna procedura techniczna. Poza tym, oni mieli tylko próbki. Gdyby łapali treści przekazów po jednym przejeździe mieliby setki, jeśli nie tysiące terabajtów danych. To było raptem 2GB czyli ciężko to nazwać nawet podglądaniem. (Zresztą nawet w celach diagnostycznych nie zrzuca się całego ruchu w sieci – nawet małej to byłyby ogromne ilości danych).
Wystarczy wgląd w logi lokalnego serwera DNS o proxy nie mówiąc. To więcej mówi niż bilingi telefoniczne.
Nie, że nowoczesne technologie sieciowe to inne środowisko. Rzymskie kazusy szlifują umysły prawników zaś jednak jeszcze pod niekompatybilny obraz świata.
To albo długi techniczny tl;dr. To może lepiej pisać.
PS. Zrobienie przerwy to bardzo dobry pomysł.
ziel :
Ale czemu “dziwnej epistemologicznie”? To jest po prostu gałąź “nauki” praktycznej, a jej dziedziną są specyficzne problemy stwarzane przez nowe technologie w medycynie. Nie w projektowaniu mostów, nie w nauczaniu niepełnosprawnych, nie w prowadzeniu działań wojennych, tylko właśnie w praktykowaniu medycyny. Czy oczekujesz jednolitości problematyki w naukach (a tym bardziej w “naukach”) stosowanych? Ja jestem prościuch, nie wiem do czego zmieszasz.
Wnoszę o powtórzenie konkursu poetyckiego:
Tego jest więcej.
mdh :
O to to właśnie.
bart :
bte Czytałeś Cudowne mikstury i inne troski Diamonada, któren to je pisał właśnie na łożu śmierci?
http://pl.wikipedia.org/wiki/John_Diamond_(dziennikarz)
mdh :
Ludzie krytykujący Google za naruszanie prywatności w Street View zmusili tę firmę do zmiany polityki – co w tym zdaniu właściwie kwestionujesz?
mdh :
Ach, zakwestionowałeś przez “pff”? Fakt, argument potężnej mocy.
wo :
Już Ci mówiłem, że decyzja wyliczona była w kiloprawnikogodzinach potrzebnych do zasilenia kół procesów wytaczanych Google. A może jednak uważasz, że Google są dobre i zrobiły to z litościwego serca przejmując się prawdą objawioną przez świętych wojowników internetzów takich jak Ty? :)
WO, opowiadasz się za skrupulatną wstępną moderacją treści dostarczanej przez użytkowników, co obejmuje blogi, fotoblogi, fora i całą resztę, razem z tradycyjnymi hostingami, skoro dostarczyciel zobowiązany jest odpowiadać na treść, a potem gadasz bzdury o tym, że nic się nie stało. Weź się zastanów, jakie to ma konsekwencje dla netu. Nie kochasz korporacji, a takie regulacje gwarantują im monopol na web 2.0 w Internecie, bo mniejszych firm nie będzie stać na czuwających nonstop moderatorów.
Zluzuj chłopie, walnąłeś bzdurę i tyle. A teraz bronisz moralności Internetu niczym inni czystości moralnej autostrad — jak niczego nie będzie to i problemu z zagrożeniem moralności nie będzie. Zaprzestań więc.
mdh :
Uważam, że “święci wojownicy tacy jak ja” mają pośredni wpływ na decyzje rozmaitych instytucji nakładających rozmaite kary na źle się zachowujące korporacje. Twoja kwiecista metafora o “kiloprawnikogodzinach” też się przecież odnosi do przepisów umieszczanych w kodeksach za sprawą nacisku “świętych wojowników takich jak ja”. Nadal nie wiem więc, co konkretnie uważasz za nieprawdziwe w zdaniu brzmiącym:
“Ludzie krytykujący Google za naruszanie prywatności w Street View zmusili tę firmę do zmiany polityki”
mdh :
Już Ci mówiłem, że nie daję latającego faka w sprawie “web 2.0 w Internecie”. Jeśli zdechnie, to napluję na jego grób.
@ ekolog:
a na wszystko spogląda chemtrailsowy papież!
wo :
Orly? A podobno prawo dla korpo i przez korpo jest pisane. W kilku flejmach już mnie o tym pouczałeś.
Pozywanie do sądu korpo za zbyt gorącą kawę, ze brak ostrzeżenia, że pastą do butów nie myje się zębów i takich tam to narodowy sport w USA. (np pozwali Apple, za to ze im iPAD się w przegrzewa w pełnym słońcu przy 35C w cieniu i się sam wyłącza, a producent obierał im, ze z IPAda czyta sie jak z książki. OSZUSTWO!!11) Przysięgli nie przepadają za korpo (okazuje się, że za ludźmi z dr też — Watts o tym pisał), więc sporo można na tym stracić.
Jeśli polujesz na odszkodowania od korpo, to tak, jesteś takim “świętym wojownikiem”.
Coś w rodzaju: “Uwielbiam nienawidzić, korpaski. Niech zostaną tylko korpaski i niech będzie ich więcej, tak bardzo to lubię”?
Właściwie to całkiem logiczne :)
mdh :
No sam zobacz, jak się gubisz w zeznaniach!!!
wo :
Mam ogromny szacunek dla lekarzy z Wojewódzkiego Szpitala Zakaźnego w Warszawie za to, że w żadnym momencie nie próbowali wciskać mi kitów na temat stanu zdrowia mojej matki. Była śmiertelnie chora – o czym wiedziałam, jej stan uległ gwałtownemu pogorszeniu – czego nie dało się przecież przeoczyć, i żadne terapie które byli w stanie wymyślić nie rokowały nadziei. I mieli dość odwagi żeby mi powiedzieć prosto w oczy że skończyły im się pomysły i są bezradni i że nie potrwa to długo ale postarają się żeby nie cierpiała. Dodatkowo: pełna opieka nad pacjentem należy do obowiązków szpitala i zabronione jest przyjmowanie od rodzin pacjentów jakichkolwiek opłat za pielęgnację.
Za to jak dowiedziałam się o sprowadzeniu do szpitala Wielkiego Mistrza Reiki który “odblokował jej kanały energetyczne” i zainkasował za to bodajże 150 PLN to dostałam szału.
Przy czym ów znachor to niestety nie całość tematu: trzy lata temu po usłyszeniu dosyć nieciekawej diagnozy moja matka doszła do wniosku że tradycyjna medycyna jej nie pomoże i przećwiczyła całkiem sporo cud-‘terapii’. ZAMIAST.
Mam nadzieję że jeżeli ja sama kiedykolwiek usłyszę podobną diagnozę to zdołam zachować rozsądek i krytycyzm…
czescjacek :
A to nie ma takiej pogody, że jest i słoneczni i 35C w cieniu? :)
kwik :
Lekarz zleca rezonans kończyny z guzem i dodaje: możemy panu zrobić, ale będzie tak kiepskiej jakości, że nie ma to właściwie większego sensu. No więc robi się prywatnie. Przy tym nowotworze trzeba zrobić tomografię pozytonową, ale procedura, kolejka… miesiące. No więc kolejna ściepa i prywatnie. Więc niby wszystko jest, ale liczy się czas, bo pierwsze przerzuty pojawiają się szybko i tną niezbyt imponujące statystyczne szanse o połowę, i wychodzi na to, że dom stoi tylko ściany z kartonu.
Nie tylko w Wa-wie nie można się dostać na onkologię. Znajomości, jak to u nas, czynią cuda, ale dostanie łóżko ktoś, a komuś nie będzie dane. Oczywiście rak rakowi nie równy, a każdemu się atak paniki włącza po diagnozie. Pewnie część ludzi może leczyć się u siebie, ale jak się ma szanse pół na pół, to byle błąd w sztuce (np spaprana biopsja, więc trzeba czekać) realnie obniża twoje szanse, zatem warto się starać o miejsce w dobrym ośrodku.
@morfina
Może być też w tabletkach, ale jak ją lekarz przepisze, to pacjent nie marzy o haju tylko o tym, żeby w końcu przestało boleć i można się było choć chwilę zdrzemnąć.
offtop dla pracujacych na uczelniach w PL:
* jakie wymagania trzeba spelnic aby miec zaliczona zagraniczna habilitacje?
* czy jakims cudem jest mozliwy stopien dr.hab bez numerku ISBN pracy habilitacyjnej (z wyjatkiem prac objetych tajemnica panstwowa), listy recenzentow, uczelni i dokladnej daty przyznania w/w habilitacji?
Znalazlem dwoch niesamowitych panow uzywajacych owego tytulu w PL ktorych habilitacyjny dorobek budzi moje watpliwosci.
@Medycyna ludowa.
Mojej siostrze w 1980 roku lekarze dawali góra 10 lat życia. Z powodu choroby nerek.
Leczyła się wściekłymi lekarstwami (na zasadzie – uprzedzaj na tydzień naprzód, bo żeby prowadzić, muszę na dwa dni odstawić prochy) ORAZ metodami ludowymi – napar względnie wywar z siana. I różnorakie diety – naukowe i inne.
Nie wiadomo, co pomogło, w każdym razie żyje do dziś w znośnym stanie.
No, był tylko jeden koszt kuracji – siostra stała się zapamiętałą kaczystką i popularną na psychiatryku blogerką. Dla ratowania życia koszt żaden…
mtwapa :
Czyżby pochodzenia słowackiego?
mdh :
Orly? Przecież proponowane przeze mnie regulacje na dalszą metę przyniosą korzyść tylko wielkim korporacjom, bo tylko je będzie stać na Web 2.0.
mdh :
Sam się tym nie zajmuję, ale generalnie uważam, że to bardzo zdrowa instytucja.
mdh :
Tak jak HLB, robisz sobie własne projekcje cudzych poglądów i z nimi dyskutujesz. Nigdy nie twerdziłem, że “uwielbiam nienawidzić korpaski”. Nie twierdzę też, że “zostaną tylko korpaski”. Wymyślileś sobie dwie własne projekcje i to między nimi dostrzegasz sprzeczność, a nie w tym co ja piszę.
ekolog :
Bingo!
mtwapa :
jakieś nazwiska?
mdh :
Tja, ale telefon nie może jednocześnie leżeć w słońcu i w cieniu!!!!11
czescjacek :
Może chodzi o dwa telefony?
mtwapa :
No to mogę podrzucić link – nie wiem czy widziałeś już podobne historie.
mdh :
¡DUPA SENSU LARGO!
ekolog :
Wielkim poetą był, to na kij mu habilitacja?
wo :
Na dalszą metę. Poza tym nie dla wszystkich korporacji. Murdoch się ucieszy Google nie. Zadowoleni będą tylko przemysłowi producenci treści. Znaczy korpy z Twojej branży.
Dla prawników i firm ubezpieczeniowych. Na kosmiczne odszkodowania i ubezpieczenia składają się odbiorcy danej usługi, bo przecież nie korpy. Vide: koszt ubezpieczeń lekarzy w USA, a dostępność procedur medycznych.
wo :
Oj, Zią, z kim mnie Ty już nie porównywałeś, od hlb, do Ziemkiewicza. To była tylko kpina, a nie projekcje.
Łopatologicznie. Jeśli chcesz nadzorować publikacje ZU w sieci, to przecież za tą przyzwoitkę zapłaci ZU, nie korpo. Pod przykrywką walki z korporacjami chcesz mi zafundować za moje pieniądze opiekę kuratorską w sieci. To nieprawdopodobnie kretyński pomysł.
janekr :
Mam wrażenie, że diety są wyłącznie inne.
Gammon No.82 :
Masz rację, przepraszam, badania przedkliniczne to in vitro i na zwierzętach. Miałem na myśli ryzykowne próby obiecujących terapii, nawet bez czekania na wyniki badań klinicznych.
czescjacek :
Bo sprawdzając prognozę pogody oczywiście podają Ci temperaturę w pełnym słońcu.
Masz jakieś ciśnienie na flejm czy co?
Lato. 35C w cieniu. Wychodzisz na słoneczko, trochę poświeci i iPad robi emergency shutdown niczym w Mechwarrior. A miało być tak jak z książką.
#ludziektórzyczepiająsiębezsensu
Gammon No.82 :
No nie, akurat jeśli na kubku nie będzie ostrzeżenia i się oparzysz. W USA jak najbardziej możesz iść z tym do sądu. Myślisz, że te wszystkie klauzule w instrukcjach obsługi, to oni tak dla śmichu tak dorzucają?
mdh :
Istinno istinno.
Żyją jeszcze ludzie pamiętający, co to jest dupa sensu largo i co ma wspólnego z kawą, kubkiem i oparzeniem.
“Przed społknięciem rozkąsić” – na produkcie leczniczym importowanym z DDR do PRL. Jeśli to nie dla śmichu, to po co?
mdh :
Brązowym, srebrnym czy złotym?
ekolog :
To akurat widzialem. W przypadku moich bohaterow sa to habilitacje jak do tej pory bezsladowe. Tzn bohater 1 podaje uniwersytet na Slowacji i tytul pracy nie do znalezienia gdziekolwiek. Bohater 2 to mistrz najwyzszego kalibru, podajacy po prostu ze habilitowal sie chumanistycznie w roku takim a takim.
Wszystko co do tej pory zdolalem (z pewna pomoca pewnych hmm, przypadkowych osobnikow) znalesc to slowacki dokument listujacy naszych bohaterow w dziale (tlumaczenie googla) postepowania habilitacyjne (w roku w ktorym nasi bohaterowie uzyskali ponoc dr.hab-y). Sam dokument jest raportem z dzialalnosci za rok X i szczegolowo listuje uzyskane doktoraty z datami ich uzyskania.
Na moj gust to mozna uznawac habilitacje i doktoraty chocby i z Malawi czy Tuvalu, ale musi byc po nich jakis slad, np. w postaci ksiazki z ISBN zlozonej w polskiej bibliotece z internetowo przeszukiwalnym katalogiem albo link do strony uznanego uniwersytetu ktory rejestruje doktoraty & habilitacje z podaniem dat i ISBNow.
Bohaterowie nie updatowali swoich rekordow w bazie nauka-polska (pare lat juz minelo) natomiast uczelnia (no powiedzmy) jednego listuje go jako prof dr hab-a a drugi miszcz jedynie podaje swoja habilitacje cos jak imc Kwasniewski magisterke (wykonujac obecnie inne poslugi publiczne).
Wszystko oczywiscie w sosie prywatnych wyzszych uczelni Strazactwa, Gorzelnictwa, Surfowania & Teologii gdzie miszczowie nauczali.
romgier :
Zwazywszy ze jeden z miszczow to czlonek parlamentu RP wole sie najpierw upewnic ze rozumiem jak sie takowe habilitacje legalnie transplantuje do PLu. Potencjalnie to jest zdecydowanie smrodliwa sprawa.
Gammon No.82 :
Mógłbyś objaśnić. Jakoś się z tym memem chyba minęliśmy.
mdh :
Nie mógłbym, wyszukiwarka nie sięga w tak zamierzchłą przeszłość.
mdh :
Nie ma za bardzo czego. Się zna albo się nie zna.
mdh :
Dawny flejm z udziałem Quasiego, nie pomnę niestety pod którą notką.
mdh :
Jak bardzo słusznie zauważyłeś, “A podobno prawo dla korpo i przez korpo jest pisane. W kilku flejmach już mnie o tym pouczałeś”. Nie wiem skąd jednak wziąłeś dodatkowe założenie, że korporacjom chodzi o bardzo krótką metę.
mdh :
W trosce o odbiorcow powinniśmy więc zapewne uchwalić immunitet korporacji. Im bardziej są bezkarne, tym mniej będą płacić odbiorcy ich usług.
mdh :
Charakterystyczną cechą różnych przygłupów jest to, że są do siebie podobne.
ekolog :
FFFFFFFFFFFUUUUUUUUUU
mrw :
Tobie aplikował czopki pielęgniarz o zimnych dłoniach?
wo :
Bo perspektywy 20letniej, kosztem uwalonych najbliższych 5 lat nie widać dobrze w raportach kwartalnych.
Bzdury. Tutaj mamy bardzo konkretny przypadek. Problem jest nawet na tyle prosty, że nawet Ty powinieneś sobie z nim poradzić.
Chodzi o to ile jest wart kontent generowany przez userów (listy dyskusyjne, fora, blogi, flikry, tubki) i czy na jego dystrybucji można zarobić tyle, żeby opłacało się zatrudnić ludzi zajmujących się jego cenzurowaniem. Jako, że to biznes na granicy opłacalności (a to już wiemy), to za opiekuna będzie musiał zapłacić ZU. Nawet jeśli wykupię sobie hosting u ZenekBekeks Serwers i sam się będę utrzymywał swojego bloga. Zenon będzie musiał zatrudnić ludzi do nadzoru, żeby mieć dupochron.
Oczywiście to wszystko by przypieprzyć tym wstrętnym bezkarnym korpo.
Czy już zauważyłeś jak wypłynąłeś na otwarte jezioro absurdu? Czy jeszcze nie?
Płacz kotku, miaucz kotku. Dlaczego zawsze jak zaczynasz orientować się, że pieprznąłeś bzdurę zaczynasz mnie obrażać? :)
Offtopicznie. Niech mi ktoś powie, czy ten gość jest trollem, czy on tak na poważnie:
http://slaughterhouse5.salon24.pl/210568,2010-co-znajduje-sie-w-pokoju-czlowieka-miasta
AJ :
Albo przez cewnik.
galopujacy major :
Rozważaliśmy tę kwestię na Blipie nie dochodząc jednak do ostatecznej konkluzji. Przeważa opinia, że kreuje się na Krakowskiego Mieszczanina(TM), nie będąc nim w istocie.
mdh :
Większość znanych mi korporacji ma planowanie wykraczające poza raporty kwartalne, zatem nie uznaję Twojego argumentu.
mdh :
Fakt – pisząc o odszkodowaniach za gorącą kawę, za przegrzewające się tablety, myciem butów pastą do zębów oraz o groźbie podniesienia cen przez Google cały czas trzymasz się bardzo konkretnego przypadku. Przekonało mnie to do idei wprowadzenia immunitetu dla korporacji. Wszystko będzie wtedy tańsze, skończymy z tym okropnym pozywaniem biednych korporacji za byle co.
mdh :
Dlaczego ludzie piszący głupoty słyszą ode mnie, że są głupi? No nie wiem, chyba się na nich uwziąłem, albo cuś.
ekolog :
Śmieszna historia. Wieczorem po operacji przynieśli mi kaczkę, ale mi się nie chciało sikać (skoro kurwa nic nie piłem), also: nie miałem siły sikać do góry, bo mnie bolało. Więc postraszyli mnie cewnikiem, więc poszedłem normalnie do kibla.
No i rano też poszedłem, sam, zrobiłem, a potem pierwszy raz w życiu wyjebałem się na plecki bez udziału świadomości, tzn. zemdlałem. #dlamniebomba
Niee. On Hamlet jest. On się na Hamleta kreuje i to takiego Hamleta, co to Biesy przeczytał i chce Stawroginem być albo choćby Wierchowieńskim być, i się swoją kreacją napawać i się na kreację kreować i takim zimnym racjonalnym być.
Niech zgadnę – prawnik czy filozof?
Ija_Ijewna :
Chigau. Żaden z w/w. “Zarządzanie w sektorze publicznym” jak wynika z riserczu Grzesie2ka.
galopujacy major :
Czy to możliwe, żeby ktoś na poważnie tak aranżował zdjęcie swojej biblioteczki (drugie zdjęcie)?
@ Nachasz:
Wielki tam risercz, jak występuje pod własnym nazwiskiem na innym blogu.
galopujacy major :
Nie lekceważ białego wywiadu.
mrw :
To się chyba nawet jakoś nazywa (a po polsku?):
http://en.wikipedia.org/wiki/Micturition_syncope
venividi :
Wow, jest coraz lepszy.
mrw :
Zachęcony przez blipujących też dorzucę historię omdlenia. Dla niektórych może być zbyt gore, więc zrobię parę linii odstępu.
w 1995 ojciec zmieniał samochód z używanego malucha na nowego. Zanim pozbył się starego chciał zmienić koło zapasowe na nowe, bo stare do niczego się nie nadawało – było tak zajechane, że druty wystawały. Wystawił koło z garażu, żeby potem gdzieś je wywalić. Z bratem szybko dostrzegliśmy okazję i po chwili koło toczyło się po podwórku. Niestety nie byliśmy zbyt bystrzy i koło było napędzane ręcznie, zamiast kijem. Tak samo było zatrzymywane, żeby nie obić tynku/drzwi. Przy jednym hamowaniu wystające druty wbiły się w 4 albo 5 miejscach w rękę. Jeden poszedł po linii prostej w palec wskazujący, prosto do kości. Wytrzymałem wyciągnięcie drutów, poszedłem do łazienki umyć rękę z krwi i pierdolłem na plecy, tłukąc lekko potylicą w kibel. Jak otworzyłem oczy byłem zdziwiony, że wody nie zakręciłem, dlaczego mnie boli głowa i po jaką cholerę się kładłem na podłodze w łazience.
wo :
Taaa. I jeszcze powiesz akcjonariuszom, słuchajcie najbliższe 5 lat będzie gówniane ale za 20 lat to hooohooho i jeszcze trochę, a oni zaczną bić brawo, bo taaaka wizja.
Czy swoją wiedzą o biznesie czerpiesz z rotflowych książek Stiega Larssona? :)
Fakt-srakt (pozwolisz, że sobie pożyczę). Masz konkretny przypadek opisany w poprzednim komciu. Zauważyłeś, że właśnie wiosłujesz po jeziorze absurdu czy jeszcze nie?
Hmm, nie wiem. Może poczułeś się niedowoarościowany i koniecznie chcesz się upewnić, że reszta jest równię mądra jak Ty? Naprawdę nie mam pojęcia, skąd mam widzieć co siedzi w Twoje głowie?
venividi :
Link do biblioteczki z innego wpisu też jest zabawny (jak i sam wpis).
mdh :
Ja bym aż tak bardzo na akcjonariuszy nie liczył. W USA CEO wygrywa proxy fight, a w Niemczech prawo głosu ze zdeponowanych akcji wykonują banki i one mogą czekać, może nie 20, ale np 8-9 lat (sprawdzić czy nie kryzys).
mdh :
Czy swoją niewiedzę o biznesie czerpiesz z rotflowych blogów?
mdh :
Nie moje, więc nie mnie powinieneś pytać.
mdh :
Mam wiele konkretnych przykładów opisanych przez Ciebie, zapewne w głębokim przekonaniu, że są na ten sam temat (czemużbyś je inaczej opisywał). To Ty uznałeś prześladowanie biednych korporacji za gorącą kawę (oraz mycie butów pastą do zębów itd.) za coś w jakiś sposób związanego z prześladowaniem biednego Gugla za naruszanie prywatności.
mdh :
Przecież jedno z drugim jest sprzeczne.
galopujacy major :
Ja bym chciał się dowiedzieć, jak MDH sobie wyobraża “rozmowę korporacji z akcjonariuszami”.
wo :
Może jak w słynnej gadce Gordona Gekko?
mdh :
Co chcesz od tych książek?
To prawda, że w pierwszym tomie bohaterka rąbnęła 260 milionów $$$ a w trzecim okazało się, że 2 miliardy 600 milionów.
To prawda, że zdolny łajdak zdołał obracając tymi pieniędzmi zarobić w stosunku rocznym AŻ 0.7 %.
Ale to wszystko detale, w niczym nie umniejszające wagi przekazu.
Gammon No.82 :
No nie, całkiem oficjalna medycyna też ordynuje takie i owakie diety. Na przykład mojemu dziecko zaproponowano (na szczęście na krótko) dietę bezmleczną i bezglutenową jednocześnie.
@jumane radia samochodowe
Kiedyś na syffie obraziłem się na jednego z uczestników za to, że publicznie przyznał się do rozważania ewentualności zakupu takiego radia na Wolumenie.
Prawda, zawstydził się chyba, bo usiłował się tłumaczyć (“w sumie nie mamy absolutnego dowodu na to, że te radia są jumane”).
No i jednak nie kupił – były za drogie.
janekr :
Ilja Repin – “Akcjonariusze warszawscy piszą list do zarządu”.
wo :
Masz jeden konkretny przypadek, który Ci podałem w tamtym komciu. Odpowiesz, czy to Cie jednak przerasta.
Żebyś nie musiał sobie łamać ślicznej główki, tamte przykłady dotyczyły zagadnienia “oczapiste odszkodowania za wszystko co Ci przyjdzie do głowy to świetny pomysł”. Nie, to też głupi pomysł (ale to inny flejm). I nie, nie prześladowanie Guugla, po prostu ta sprawa ma szerokie konsekwencje dla wszystkich.
Oczywiście, że nie jest. W porównaniu z niektórymi przypadkami z otchłani jesteś bardzo mądry i rozsądny. :)
Oczywiście nie mają nic do gadanie, bo wszystkie korpo mają pierdylion akcjonariuszy, mających po jednej akcji, no ostatecznie kilku, którzy dostali parę akcji jako część wynagrodzenia. NOT.
btw Twoje rojenia o korpo robią się całkiem zabawne
kwik :
Ciekawe, ale to chyba bez związku było, jak już wyszedłem z kibelka.
mdh :
Odpowiem, że roztaczana przez Ciebie wizja tego, jak to korporacje przerzucą skutki nakładanych na nie ograniczeń prawnych na klientów, jest wyjątkowo przerażająca w kontekście Google, o którym pisałeś w tamtym komciu. Podobnież wyszukiwanie zdrożeje o 62%, blogowanie o 78% a oglądanie YouTube wręcz o 142,5%.
mdh :
Natomiast te banki inwestycyjne, co to mają duży pakiet i z tej okazji ich przedstawiciel nawet zasiada, kierują się wyłącznie zyskiem z analizy technicznej.
mdh :
A Twoje rojenia o korpo są jak zwykle rojeniem małego chłopaczka z prowincji – i niestety tradycyjnie są nie tyle zabawne, co nużąco przewidywalne.
kwik :
O, miałem raz coś takiego.
wo :
To zdaje się na BP mieli nie nakładać kar, ani brać w zastaw ich aktywów na poczet kar, bo benzyna zdrożeje, panie dzieju, krowy przestaną się cielić, normalnie apokalipsa. No wyszło chyba jednak trochę inaczej.
AJ :
Ja chyba też, ale nadal nie wiem jak to będzie po polsku. Omdlenie miktyczne? Nie ma w guglu!
Już wiem, omdlenie mikcyjne.
kwik :
Mikcyjne.
EDIT:
No i faktycznie jest np. tu.
Mikcyjne coś pokazuje.
Nie wiem, czy ktoś tu kiedyś wrzucał blog Bobika http://www.blog-bobika.eu/?p=319 , teksty mają nie na poważnie, ale przewyższające prawdziwe
Bolszewików potomkowie, gajowi wąsaci,
(na dodatek obrzezani, gdy zajrzeć do gaci),
umówili się z Putinem, masony przeklęte,
że rozprawią się z jedynym słusznym prezydentem.
Zamówili tupolewa u tajnych kosmitów,
co akurat na ten model cuś nie mieli zbytu
i ta niemra Merkelowa, niech ją kara spotka,
prezydenta z jego świtą wepchnęła do środka.
Mgłę zdradziecką wypuścili ze swych rozpylaczy,
by z Polaków nikt niczego jasno nie zobaczył,
a ekipie prezydenckiej tak zmieszali w głowach,
żeby na złość rozumowi kazała lądować.
……
Reszta zwrotek na blogu Bobika, jest tam też przeróbka Dziadów.
Gammon No.82 :
Ale miktyczne lepiej brzmi.
@ ekolog:
Zdarza się. Sądziliśmy, że będzie bardziej gore, ale może być. Sam najbliżej omdlenia byłem ostatni raz lata temu, gdy zechciałem wyłowić paluchami ogóra ze słoika mającego wyszczerbiony brzeg i chlasnąłem się po dłoni tak, że ha. Niemniej, groźne toto nie było.
A bardziej nieprzyjemne z pewnością było wstawianie mostka przez Dużą_i_Władczą Panią Doktor Stomatolog, która nie mogła dać wiary w to, że na mnie nietypowo działa znieczulenie. Tzn. działa, ale po 5 minutach od podania przez następne pół godziny i definitywnie przestaje, zaś kolejne dawki są bezskuteczne. Wstawianie mostka trwało ponad dwie godziny, szczegóły sobie wyobraźcie. To nie jest fajne dla człowieka z parodontozą. Jakoś widocznie nie kręci mnie BDSM.
@ontopicznie:
Smutna sprawa. Czytałem artykuły i bloga, wyglądało na to, że nie ma szans. No i nie było, ale przyszła mi do głowy taka myśl, że to jest szersza kwestia. Społeczne przekonanie o skuteczności akcji społecznej. Skoro całe miasteczko zbiera pieniądze (bo trzeba, bo jest nadzieja), skoro włączają się internauci (bo szlachetna idea, popieramy, chcemy dobrze, whatever) to znaczy, że ludzie są przekonani, że jeśli dostatecznie duża ilość ludzi skupi wysiłek na jakimś zagadnieniu, to zostanie ono rozwiązane. I mam w tym momencie mindfuck: czy to jest karykatura myślenia magicznego czy karykatura myślenia pozytywistycznego. No bo jeśli wszyscy w coś wierzą, to musi to być prawda. No bo skoro tak wielu w to się włącza, to musi to być skuteczne. Tautologia czy dowód z commonality? #samaniewiem.
ekolog :
A ja nigdy nie zemdlałem w takiej sytuacji, ani wtedy jak sobie rozwaliłem dłoń zardzewiałym drutem kolczastym z ogrodzenia, ani jak sobie lekko zmiażdżyłem palec wielgachnym kamieniem upuszczonym na niego przez kolegę w szkole.
No i mógłbym się uważać za maczo, gdyby nie to, że mnie zamroczyło przy znieczuleniu u dentystki.
wo :
Ty odpowiedz na pytanie, jakie są konsekwencje odpowiedzialności usługodawcy, ze treść dostarczaną przez użytkownika, a nie wymyślaj bajki.
Natomiast grabie oroboratoryjne, kierują się wyłącznie trilinkwią metodyczną.
Oczywiście w korpo większe pakiety akcji mają wyłącznie spekulanci np w takim Oracle, Microsofcie, Google, Yahoo. Poza tym co do wyłączności analizy technicznej się mylisz. Idź do do działu ekonomicznego i poproś o korepetycje. Za dużo Larssona.
A zaraz objawisz mi teh prawdę i rzekniesz.
To właśnie tych giełdowych spekulantów jakiś mniej bojaźliwy reporter powinien nazwać zdrajcami kraju. To oni systematycznie i być może nawet świadomie szkodzą szwedzkiej gospodarce, żeby zaspokoić interesy swoich żądnych zysku klientów.
WO bądź odważny, dasz radę rzeknij słowa prawdy.
janekr :
Książki. Po przeczytaniu pierwszej nie miałem ochoty na następne.
A co mam. Kiepski styl, fatalna narracja, dialogi drewniane. Zdania się nie kleją, bo jak już zaczyna robić się fajnie to autor walnie jakiś kawałek, że omojboze.
Mam wrażenie, że Larsson onanizuje się własnym bohaterem. Blomkvist zresztą robi rzeczy niesamowite. Kiedy czytałem ja widzi go ta aspołeczna, skryta i nieufna Salander wręcz dało się słyszeć odautorskie fapfapfap. Szalenie zabawny fragment, ale chyba nie o to chodziło.
Na dodatek Kalle oczywiście jest w świetnej formie fizycznej, trochę popala ale daje radę taki dzielny. Gdy do niego strzelają, słyszy głos swojego kapitana a autor wykorzystuje chwilę zadumy pod ostrzałem żeby wspomnieć, że Blomkvist odbył szkolenie komandosów dwadzieścia lat temu i wszystko pamięta taki to sprawny chwat. Oczywiście to nie tylko chodząca sprawność i spryt. Jest bystry wygadany, dowcipny a jego urok jest tak wielki, że zwala z nóg każdą kobietę dającą się zaciągnąć do łóżka (także tą trzymającą wszystkich na dystans –yey). Po prostu James Bond aleo właściwych lewicowych poglądach. Hyhy. W ogóle te zaangażowane wstawki są tak śmieszne, że kiedy wreszcie przeczytałem o Bushu i niszczycielskich nalotach na Irak miałem ochotę wstać, bić brawo i krzyczeć: autor!!! autor!!! Potem przebiła to wypowiedź o wstrętnych spekulantach giełdowych. Mało łzy nie pociekły mi ze wzruszenia.
Dodatkowo postać genialnej aspołecznej hakerki jest wręcz komediowa, zwłaszcza aspekt techniczny ewidentnie mocno zdupny (zły numer 1 pracuje na mirrorze dysku zrobionym przez genialną hakerkę, ale nie zauważa opóźnień. Prawie płakałem ze śmiechu. Tak, nawet przy jego stałym łączu to głupie. Do tego to przemycanie kodu źródłowego. To tak idiotyczne, że na początku miałem WTF, WTF?). NEB’a załatwić mogła na samym początku gdy zablokował jej konto jeszcze przed historią z czekiem. Po prostu podpieprzyć do skarbówki/szantażować a nie później w durny sposób kombinować z kamerką, albo w ogóle sfingować dowody — też banalne przy jej umiejętnościach i nie wymaga osobistego kontaktu.
Zresztą właściwie wszystkie postaci są nieprawdopodobnie plastikowe, a intryga i śledztwo kompletnie nie trzyma się kupy. To jest wręcz nie do uwierzenia, że nikt nie próbował skojarzyć przysyłania kwiatków z geografią wypraw członków rodziny. Kod biblijny, heh w co drugim kryminale mamy tego typu kody.
Jedno mogło uratować książkę, ale zanim zły III zabrał się do Kallego został niestety unieszkodliwiony. Czemu, ach czemu — to byłoby wreszcie coś niesztampowego w tej książce.
Za to szczerze ubawiły mnie wszystkie #ttdknowe nawiązania. Czytam, a tu okazuje się, że NEB na biurku ma czasopisma o myślistwie i strzelectwie — od razu wiadomo, że buc i będzie draka. Tego jest więcej — dostarcza rozrywki, ale książka jest jedną z gorszych jakie w życiu czytałem.
vauban :
Jak na moje, to chyba raczej coś w rodzaju owczego pędu. Słuszna sprawa + dużo ludzi popiera (w sensie głośna akcja) = wypada, żebym pomógł. A czy to ma sens, czy jest wyrzucaniem pieniędzy/czasu/energii w błoto jest dylematem, nad którym aż nie wypada się zastanawiać (tu już argumentum ad populum).
Do autora,
mówisz tak, jak Ci, którzy w USA zarabiają w swoich firmach farmaceutycznych grube pieniądze między innymi właśnie za walkę z rakiem. Dajesz przykład dziewczyny, która zrujnowana chemioterapią umiera podczas terapii opartej na amigdalinie.
Letril nie jest sokiem z gumijagód, który pomimo zrujnowanego wnętrza w człowieku postawi go na nogi. Rak jest spowodowany brakiem B17 i podanie jej nie zwalczy chorób spowodowanych poprzednim leczeniem. Trzeba zacząć od zwalczania raka, a nie “siebie” wtedy jest szansa, aby go wyleczyć. Leczyć trzeba od źródła, a u nas i nie tylko stosuje się leczenie objaw, po to, żeby pacjent był chory i kupował leki.
PS. Nie siej dalej tej propagandy bo już dawno zrobiły to media i na tyle skutecznie, że nie trzeba po nich poprawiać, tylko jak nie masz dowodów na to, że niedobór amigdaliny powoduje raka to nie lekceważ sprawy.
Pozdrawiam.
krwawy_krolik :
Ja u dentystki dostałem drgawek na fotelu, bo do tego momentu nie wiedziałem, że jestem uczulony na lidokainę.
A i ile osób w ogóle wiedziało, o co chodzi. Dla chorej, na klinikę w Meksyku. Że “nowy, drogi sposób leczenia”, to chyba maks, co by wiedział random guy wrzucająca do puszki.
vauban :
To jest zwykłe jebaniutkie tysiąc żurawi.
mdh :
Oczywiście, że polityka inwestycyjna korporacji nie jest tak chaotyczna, jak to WO stara się po lewacku zasugerować ;-) ale co Ty musisz zrozumieć, to to, że w ogóle nie ma czegoś takiego jak “polityka korporacji”. Korporacja to zbieranina masy ludzi, z których każdy ciągnie w inną stronę, bo przede wszystkim interesuje go jego kariera, a nie abstrakcyjne “dobro korporacji” czy “interes akcjonariuszy”. Być może w azjatyckich krajach są bardziej zdyscyplinowani, ale np. w bankach tak to właśnie wygląda. Stąd się wzięły takie kwiatki jak londyńscy traderzy AIG ryzykujący losem całej firmy w imię zysku swojego małego oddziału (i co za tym idzie, swoich premii rocznych). Tu z kolei kamyczek do ogródka WO: korporacje mogą mieć długofalowe strategie, ale większość ich pracownikow nie, a to mentalność pracowników decyduje jak działa firma.
damienix :
Masz częściowo rację, chemioterapia jest prymitywną i bardzo wyniszczającą terapią. Ale na razie nie znamy lepszej. Mógłbyś jednak poczytać trochę o powstawaniu nowotworów, może wtedy sam uwierzysz, że nie powstają z braku amigdaliny, tylko z wielu innych przyczyn.
damienix :
Umiera na raka, mimo chemioterapii, twoje pestki są bez znaczenia.
Nie jest. Jeśli twierdzisz, że jest, to udowodnij. Może ci być bardzo trudno.
Nowotwory są w ogromnej większości chorobami śmiertelnymi o zróżnicowanej etiologii. BTW Jakie leczenie wywołuje raka trzustki?
Możliwości zwalczania raka są bardzo ograniczone. Nóż, różne rodzaje oddziaływania fizykalnego (najczęściej promieniowanie przenikliwe), cytostatyki.
Toteż guz pierwotny przy braku przerzutów próbuje się usunąć.
Zacznijmy od gramatyki: “ten objaw”, a nie “ta objawa”.
A co do tego, że “stosuje się leczenie objaw[ów] po to, żeby pacjent był chory i kupował leki”, to jest to oszczerstwo, a oszczerstwami posługują się kanalie.
No wreszcie jedno zdanie, z którym wszyscy się zgodzą. :-D
mdh :
Tu muszę się zgodzić.
damienix :
O, to okazja do zamieszczenia historii, która wyleciała podczas skracania notki, a której braku teraz żałuję. Otóż Krebs Junior zaczął twierdzić, że Laetrile jest witaminą dopiero w latach 70., przypuszczalnie mając nadzieję, że jako suplement nie będzie podlegać rygorom dopuszczania leków na rynek. Wcześniej twierdził, że Laetrile dezintegruje “rakowe białka” i zabija komórki trofoblastu, które – jak wszyscy wiedzą – powodują raka.
bart :
Nie możesz chociaż dopisać na dole małym druczkiem? Przecież to chyba dowodzi, że Herr Krebs nie “wierzył (…), że nowotwory to efekt niedoboru amigdaliny w organizmie”, tylko z premedytacją zmyślał ad hoc.
Zamówcie sobie na 13:00 popcorn – szykuje się ustawka pod pałacem.
Edytka:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,8207440,Przed_Palacem_zbieraja_sie_pierwsi__obroncy_krzyza__.html
ojap :
Gieniek Sendecki w pierwszym szeregu.
ojap :
W Sądzie Najwyższym już się zaczęło. Mamy Dzień świra, cały tydzień na to czekałem.
galopujacy major :
A tam co?
A, OK.
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,8207801,Przeciwnicy_Komorowskiego_zaklocili_obrady_Sadu_Najwyzszego.html
bart :
http://wiadomosci.onet.pl/2205495,12,przeciwnicy_komorowskiego_zaklocili_posiedzenie_sn_przerwa,item.html
Już jest 5 krzyży + 1 noszony przez demonstrantów. Zaczynają się rozkręcać.
mdh :
Konsekwencją odpowiedzialności usługodawcy jest to, że musi on ponosić koszty monitorowania treści dostarczanej przez użytkownika. Ponieważ spróbuje ją przerzucić na użytkownika, w przypadku Google wyszukiwanie zdrożeje o 62%, blogowanie o 78% a oglądanie YouTube wręcz o 142,5%.
mdh :
Z Tobą wiąże się wiele problemów, z których za najgorszy uważam to, że uważasz siebie za osobę dowcipną, więc ciągle próbujesz zażartować. Przepraszam, to jak z dowcipami Karola Strassburgera, trochę mi się nie chce wgryzać (tak! kolejne porównanie! Ziemkiewicz, HLB i dowcipy Strassburgera! ciekawe, co ich łączy?).
krwawy_krolik :
Ja w ogóle nie wypowiadam się na temat tego, jak działa firma. Kolega MHD, w swoim głębokim przekonaniu, że wykrył u mnie sprzeczność, niedawno po prostu dramatycznie zadawał mi pytanie, jak to możliwe, że z jednej strony twierdzę, że prawo jest pisane w interesie korporacji a z drugiej, że cieszy mnie pozywanie korporacji za naruszanie ludzkiej prywatności albo niedbałe praktyki prowadzące do poparzeń czy innych szkód odnoszonych przez konsumentów.
Wyjaśniłem mu tę pozorną sprzeczność, na co on się zapluł w serię nieczytelnych dowcipów o Larssonie. Jeśli nawet w tych dowcipach wyłuskałeś jakąś racjonalną treść o tym “jak działa firma”, to bardzo proszę, abyś dyskutował z MHD i jego treściami. Z moimi wypowiedziami to przecież nie ma nic wspólnego.
damienix :
Rak jest przede wszystkim spowodowany Brakiem Dizajnerskości, dlatego należy go leczyć kupowaniem produktów Apple. Jak nie masz dowodów na to, że niedobór dizanjerskości powoduje raka, to nie lekceważ sprawy. Hint: dowody powinny działać w drugą stronę.