Witamina w cudzysłowie
To będzie jedna z tych historii o doktorze, który odkrył nową witaminę, cudowne lekarstwo na najgorszą chorobę trapiącą ludzkość; lekarstwo, które zawsze było na wyciągnięcie ręki. I jak to zwykle w tych historiach bywa, trzeba wszystko brać w cudzysłów — i doktora, i odkrycie, i witaminę, i leczenie… Ponieważ notka upstrzona taką ilością cudzysłowów będzie wyglądać jak, nie przymierzając, portret Najjaśniejszego Pana obesrany przez muchy, umówmy się, że ja ich nie będę stawiał, a wy będziecie je sobie dopowiadać, m’kay?
To też jedna z tych historii, w których alarm w Detektorze Bzdetu zaczyna wyć na cały regulator już od pierwszych chwil.
W marcu TVN24 nadał poruszający reportaż o chorej na śmiertelnego raka trzustki Róży z Mińska Mazowieckiego. Lekarze nie dawali jej żadnych szans; jedynym ratunkiem miała być „nowatorska i bardzo droga” metoda leczenia witaminą B-17 (nazwa handlowa: Laetrile) w klinice w Meksyku. Temat został mi podsunięty przez sympatycznego czytelnika, jednak nie chciałem o nim wtedy pisać (dlaczego, wytłumaczę pod koniec tekstu). Niedawno o witaminie B-17 napisano na portalu New World Order.com.pl (jeśli klikniecie w link, wrócicie na Blog de Bart — to zemsta adminów NWO za to, że sympatyczny komentator BdB powiadomił IPN o propagowaniu przez NWO kłamstwa oświęcimskiego; jedyne wyjście to skopiowanie i wklejenie linka w nowym oknie lub skorzystanie z linka przez HideRefer). No, pomyślałem, skoro takie autorytety medyczne piszą o Laetrile, to chyba jednak czas się nią zainteresować.
Detektor Bzdetu włączył mi się już na samym początku poszukiwań informacji o Laetrile, przy czytaniu opowieści o (cudzysłów) odkrywcy (cudzysłów) witaminy B-17, samotnie walczącym z chemioterapeutycznym establiszmentem (cudzysłów) naukowcu, (cudzysłów — dalej już sobie poradzicie bez wskazówek, prawda?) doktorze Ernście T. Krebsie.
Doktorów Ernstów T. Krebsów było dwóch — Senior i Junior. Krebst Senior, doktor medycyny, w latach 20. wynalazł oparty na ekstrakcie z pietruszki cudowny syrop Leptinol, leczący hiszpankę, astmę, krztusiec, gruźlicę i — last but not least — zapalenie płuc. Wtedy też nawiązał znajomość z instytucją rządową zwaną FDA, która skonfiskowała mu zapasy syropku pod zarzutem wprowadzania nabywców w błąd co do zdrowotnych korzyści płynących z jego zażywania. Choć Krebs Senior musiał porzucić syropowy biznes, nie dał się jednak zniechęcić do poszukiwania lekarstwa na największe bolączki ludzkości i w latach 40. wynalazł lek na raka o złowieszczej nazwie Mutagen, a na początku lat 50., już razem z Juniorem, stworzył swoje opus magnum — Laetrile, środek oparty na amigdalinie, związku występującym m.in. w pestkach brzoskwini.
Ernst T. Krebs Junior to też doktor, choć jego droga do tego tytułu była ciężka, kręta i długa — trwała aż 35 lat. Wyrzucony ze szkoły medycznej, błąkał się po kilku uniwersytetach, by w 1942 zdobyć z trudem tytuł magistra. W 1973 roku nieistniejący już dziś mały biblijny uniwersytet w Oklahomie nadał Juniorowi tytuł doktora po wygłoszeniu przez niego godzinnego wykładu o Laetrile. Uniwersytet nie miał co prawda wydziałów naukowych, ale co zabawniejsze — nie miał też prawa do nadawania tytułu doktora. Są to jednak detale, nie ma co czepiać się wykształcenia człowieka, który odkrył dla ludzkości nową witaminę B-17 (odkrył też wcześniej B-15, która oprócz raka leczyła również choroby serca). Lepiej czepić się samej witaminy.
Otóż witamina jest z definicji pojęciem względnym. Witamina to związek chemiczny potrzebny do prawidłowego funkcjonowania organizmu, którego to związku organizm nie potrafi sam wytworzyć. Zatem to, co dla ciebie jest witaminą C, dla twojej zaprzyjaźnionej fretki nie jest żadną witaminą, tylko zwykłym, do niczego nieprzydatnym kwasem askorbinowym — fretka bowiem (jak większość ssaków) wytwarza sobie kwas askorbinowy w środku, w wątrobie. Doktor Ernst T. Krebs Junior wierzył zaś, że nowotwory to efekt niedoboru amigdaliny w organizmie. Dla niego więc w świetle powyższych rozważań amigdalina mogła faktycznie być witaminą, ponieważ jej brak w jego mniemaniu powodował chorobę. Dla reszty świata oczywiście coś takiego jak witamina B-17 nie istnieje.
Czytając tekst na New World Order.com.pl, musiałem wyłączać alarm w Detektorze Bzdetu jeszcze kilka razy. Np. kiedy pojawił się argument ad babcinum mądrościum:
Przez cale generacje nasze babcie zwykły dodawać pokruszone nasiona śliwek, czereśni, jabłek, moreli i innych roślin botanicznej rodziny Rosaceae do swych domowych konfitur i dżemów. Babcia pewnie nie wiedziała, dlaczego to robi, ale nasiona wszystkich tych owoców są jednym z najpotężniejszych źródeł witaminy B 17 na świecie.
Serio wasze babcie tak robiły, drodzy czytelnicy? Moje nigdy — szanowały uzębienie swoje oraz swoich bliskich, poza tym były zaznajomione z supernowoczesną technologią ekstrakcji pestek z miąższu, współcześnie określaną jako drylowanie. Ale co region, to inny zwyczaj.
Niedługo później w tekście z NWO.com.pl pojawia się opowieść o ludziach z narodu zamieszkującego pakistańską dolinę Hunza, którzy spożywają ponoć ogromne ilości amigdaliny i dzięki temu dożywają bardzo późnego wieku, a nowotwory są w ich społeczności chorobami nieznanymi. To w rzeczywistości bardzo śmieszna historia. Otóż Hunza istotnie cieszą się dobrym zdrowiem nawet w podeszłym wieku, nie ma to jednak związku z pokruszonymi pestkami w ich dżemach, ale z faktem, że odżywiają się głównie owocami i warzywami oraz dużo zapieprzają po górach. Faktycznie do lat 50. nie odnotowano u nich nowotworów, nie wynikało to jednak z pożerania owoców w całości, ale z braku na ich terytorium jakiegokolwiek lekarza, który mógłby zdiagnozować raka (kiedy w połowie lat 50. do doliny Hunza dotarła ekspedycja medyków z uniwersytetu Kyoto, bez problemu odkryli u niektórych mieszkańców chorobę nowotworową). Mit ich długowieczności ma zaś swe korzenie w latach 70., kiedy dolinę odwiedzili reporterzy „National Geographic”, poszukujący długowiecznych społeczności. Hunza nie prowadzą kronik i nie przywiązują zbytniej wagi do liczenia lat, pytani więc przez dziennikarzy o wiek bez kozery mówili pińcet.
No dobrze, ale to wszystko śmichy-chichy i głupie anegdotki, a jakie są fakty, co mówi PubMed? Otóż PubMed mówi zaskakująco dużo, bo Laetrile to wcale nie żadna „nowatorska” metoda (bo że bardzo droga, w to nie wątpię). Swój szczyt popularności przeżywała w USA w latach 70. (próbował się nią ratować m.in. Steve McQueen). Szacuje się, że zażywało ją 70 000 chorych Amerykanów. Efekty? Żadne. W 1978 r. Narodowy Instytut Raka rozesłał prośby o zgłoszenie przypadków obiektywnego polepszenia po kuracji witaminą B-17 do 385 000 lekarzy, 70 000 innych osób zajmujących się opieką zdrowotną oraz do stowarzyszeń propagujących stosowanie Laetrile. Mimo tak zmasowanej akcji otrzymano jedynie 68 zgłoszeń, z których po przeanalizowaniu za uwieńczone sukcesem uznano sześć (analiza przypadków dokonana była z rygorem ślepej próby — eksperci nie wiedzieli, czy opiniują historię chorego poddanego zwykłej chemioterapii, kuracji Laetrile czy nie otrzymującego żadnej pomocy).
W 1982 r. w kilku amerykańskich szpitalach (w tym w renomowanej Mayo Clinic) przeprowadzono eksperyment na 178 chorych, poddając ich tzw. terapii metabolicznej, w której skład oprócz Laetrile wchodziła specjalna dieta, enzymy i witaminy. Efekt? Żaden, porównywalny do braku jakiejkolwiek terapii. A właściwie nie żaden, tylko wręcz negatywny: u niektórych badanych wystąpiły objawy zatrucia cyjankiem. Nie wspomniałem, że kuracja amigdaliną może prowadzić do zatrucia cyjankiem? Ale ze mnie gapa! Oczywiście, że może prowadzić, co tylko utwierdza w przekonaniu, że jeśli sięgać po (cudzysłów) medycynę alternatywną, to najlepiej po homeopatię. Przynajmniej człowiek nie zrobi sobie krzywdy.
Zainteresowanie witaminą B-17 w Stanach wygasło pod koniec lat 80. Dziś co jakiś czas ktoś trafia do więzienia za handel Laetrile — w 2003 r. przytrafiło się to np. Jasonowi Vale, mistrzowi świata w siłowaniu na rękę, prowadzącemu firmę Chrześcijańscy Bracia. Zaprawdę, czasem życie pisze najdziwniejsze scenariusze.
Poupadały te wszystkie meksykańskie kliniki, które leczyły naiwnych witaminą B-17. Zostało ich raptem kilka, m.in. ośrodek o cynicznie szczerej nazwie Oaza Nadziei, do którego pojechała Róża.
Właśnie, dlaczego nie chciałem wtedy pisać o Róży? Nie trafiła do mediów z powodu swojej choroby, ale z powodu heroicznej kampanii na rzecz jej uratowania, którą rozkręcili jej najbliżsi. Cały Mińsk Mazowiecki zbierał na wyjazd Róży do Meksyku, w salonach fryzjerskich i cukierniach wystawiano skarbonki „na Różę”. Mistrz kickboxingu podarował swój pas na aukcję. Organizowano koncerty charytatywne. Zgłosiła się fundacja z Wrocławia i udało się, uzbierali na podróż do Oazy Nadziei. Taka sytuacja rodzi pytania, których chyba nie powinno się głośno wypowiadać, przynajmniej nie wtedy. Co można powiedzieć ludziom, którzy wspólnie starają się pomóc sąsiadce, nie wiedząc, że zostali oszukani? Czy jeśli w przyszłym roku WOŚP będzie zbierać na magiczne różdżki leczące Morgellony, zmieni to coś w ocenie motywacji ludzi wrzucających datki do puszek? Czy wrzucić samemu? Czy powinno się przekazywać 1% na rzecz dziecka z autyzmem, którego rodzice rujnują się na kosztowne, choć bezwartościowe terapie suplementacyjne?
Nie umiałem wtedy pisać o Róży, bo to nie był czas. Jeśli jest coś dobrego i godnego szacunku w tej historii, to jest to płynąca od obcych ludzi chęć pomocy, której doświadczyła Róża i jej bliscy. Teraz mogę już pisać, ta historia już się skończyła, a skończyła się tak, jak zwykle kończą się takie historie. Po tygodniach niepotrzebnych dodatkowych zabiegów, badań i tułaczki Róża zmarła w hospicjum w San Diego, daleko od domu.
Przy pisaniu tekstu korzystałem przede wszystkim (można nawet powiedzieć, że rżnąłem) ze znakomitego artykułu „Wzlot i upadek Laetrile” na Quackwatch. O micie długowiecznego ludu z doliny Hunza możecie poczytać na longevity.about.com i w piśmie „CA: A Cancer Journal for Clinicians”. Streszczenia wyników badań nad Laetrile znajdziecie jak zwykle w PubMedzie: 1, 2. Historię walki Róży z rakiem zebrano na poświęconej jej stronie.
PS. W komentarzach jeden z obrońców B17 obala wyniki oficjalnych badań poświęconych amigdalinie następującym argumentem:
Niejaki dr. James Cason z University of California w Berkeley przetestował część substancji używanych w badaniach prowadzonych przez NCI [Narodowy Instytut Badań nad Rakiem] na temat amigdaliny i okazało się, że substancje te nie zawierały amigdaliny.
I to prawda. James Cason faktycznie ogłosił taki sensacyjny wynik swoich eksperymentów z próbkami Laetrile. Gdzie ogłosił? W jakimś recenzowanym, poważnym piśmie? W jakimś nierecenzowanym piśmie? W biuletynie uczelnianym? Nie. Wspomniał o tym w swojej autobiografii. Należy też dla przyzwoitości wspomnieć, że James Cason był wielkim zwolennikiem B17 i uważał ów specyfik, wbrew wszelkim wynikom badań i zdrowemu rozsądkowi, za znakomity lek na raka.
Fajny rys Gawłowskiego w GW. Jakoś nikt w dyskusji nie wspomniał o dopingu, sterydowcy chodzą po naszych ulicach i też trochę kosztują służbę zdrowia.
DWUTYSIĘCZNY!
bantus :
W sam raz temat na przyszłoroczną panikę moralną. Premier zapowie stanowcze działania, posłowie pośpiesznie uchwalą coś idiotycznego, portale będą codziennie dawać niusy typu “w szpitalu kolejna ofiara wypadku na siłowni”.
wo :
Ale to by było bardziej niszowe i ja bym taki trend poparł; jak już muszą siać paniką moralną, to wśród wędkarzy lub filatelistów (“skandal w klaserze”!)
wo :
Masowe zatrucie proteinami o nieznanym składzie!!111
janekr :
Żeby dobrze działające a na całkowicie proste schorzenia leki były dostępne na receptę? Doskonale, że aviomarin byłby na receptę? Kuku na muniu?
sheik.yerbouti :
Ja się nie mogę doczekać paniki moralnej związanej z higieną osobistą. Nie ma przecież tygodnia, żeby w szpitalu nie wylądowała ofiara jakiejś choroby brudnych rąk, typu salmonelloza. Ech, pomarzyć – specustawa przewidująca trzy lata lub milion złotych grzywny za niedomycie!
Już mamy początek nowej paniki?
http://wiadomosci.onet.pl/swiat/ostrzezenia-przed-napojami-energetycznymi,1,3729159,wiadomosc.html
wo :
Jaja z salmonellą będziemy brutalnie obcinać.
a mini paniki związane z red bulami są, niemało ludzi ma przed nimi stracha, umrzeć można, stary, serce ci któregoś dnia padnie i zobaczysz, a w tych dominatorach to w ogóle, nikt nie wie, co tam jest
@ bart:
Kurcze nowa notka, a mi dopiero dziś do ręki trafiła “terapia metaboliczna witaminą B17” wyd. II poprawione i uzupełnione, wydana przez Oficynę Wydawniczą 3,49 i fundację PRO SCIENTIAE. To tylko materiał uzupełniający do książki G. Edwarda Griffina “Świat bez raka. Opowieść o witaminie B17”, ale myślę, że i tak to krótkie kompendium rozwiałoby barcie wszystkie twoje wątpliwości. ;)
Może mały cytat z faqu:
i może coś ze wstępu:
Redaktorem książeczki jest Ewa Łubowska, a konsultacje przeprowadzili prof. Maciej Kurpisz, prof. Henryk Koroniak, prof. Maciej Stobiecki oraz doc. dr Piotr Wójcik. Imponujące.
http://zaozi.blogspot.com/2009/10/lesne-przepisy.html
Polecam dyskusję pod tą notką właśnie na ten temat. Jest sporo linków do PubMed w komciach.
Co autor powyższego rozważania o medycynie alternatywnej, wniósł do tej kwestii? Odpowiem wprost- ignorancję, brak wyczucia, ego zapatrzone w samo siebie.
Stworzyciel tego bloga odsyła nawet do strony poświęconej walce z chorobą i… sam chyba jej nie przeczytał… a opisano tam, że medycyna która miała pomóc- ta “jedyna”, “właściwa”… to właśnie ona nie wykryła choroby, mimo regularnych kontroli, różnych specjalistów. A jak się dziewczyna na nogach słaniała to się okazało, że jednak jest bardzo chora ale już za późno na pomoc.
To co to za teksty, że takie historie wiary w medycynę naturalną, alternatywna tak się kończą???!!! Wina leżała po stronie tej waszej słusznej, i ona skazała dziewczynę na grób. To co- jej winą było, że wraz z bliskimi szukali innej pomocy, bo tu jej nie było??? I że umarła próbując ją otrzymać, bo tam przynajmniej próbowano, mimo iż gdy przyjechała w stanie była już w tragicznym stanie… albo ja czegoś tu nie pojmuję, albo mam do czynienia z kimś bardzo… nie wypowiem tego słowa na p…
żararaka :
No przykro mi, innych narzędzi diagnostycznych nie mamy.
Notka, którą (być może) właśnie przeczytałeś, nie zajmowała się w ogóle przebiegiem leczenia Róży w kraju. Z prostej przyczyny – jedynym źródłem informacji był pełen gniewu wyrzut narzeczonego. Ale ja nawet nie o tym.
Otóż widzisz, zadaniem tego bloga nie jest udowadnianie, że medycyna konwencjonalna jest superzajebistym, stuprocentowo skutecznym darem od Boga. Szczerze mówiąc, nie znam nawet takich blogów i nie wiedziałbym, dokąd cię przekierować, gdybyś takiego szukał. Medycyna konwencjonalna jest zawodną domeną omylnych niegrzecznych ludzi o wybujałym ego, którzy każą ludziom tłoczyć się w kolejkach i przechodzić bolesne, często niepotrzebne zabiegi, a potem stawiają mylne diagnozy albo przychodzą niewyspani na operacje i ludzie umierają im na stołach. Ja to wszystko wiem, czytam gazety. Ale twierdzę jednocześnie, że medycyna konwencjonalna to najlepsze narzędzie do walki z chorobą, jakie znamy i że ci ułomni ludzie, którzy ją uprawiają, en masse starają się po pierwsze ją ulepszać, po drugie wygrywać z chorobą i śmiercią.
Z drugiej strony mamy tzw. medycynę alternatywną. I ja twierdzę głośno i wyraźnie, że jest to domena oszustów, szaleńców i zwolenników efektu placebo. Jeśli decydujesz się na leczenie jedną z metod medycyny alternatywnej, to masz gwarancję, że jej działanie nie zostało potwierdzone solidnym zestawem badań – bo gdyby zostało, nie byłaby to już metoda medycyny alternatywnej.
Nie mam teraz czasu na gości, którzy obrażają mnie już w drugim zdaniu swojej wypowiedzi, ale proponuję ci, żebyś się nad tym zastanowił w tych właśnie kategoriach. Nie umiem odpowiedzieć, czy Amerykanie podający umierającym na raka Laetrile to szlachetni głupcy, czy okrutni naciągacze – skłaniam się ku tej drugiej opcji, ale to nieistotne. Istotne jest, że trzeciej opcji nie ma.
@ bart (re @żararaka):
Bardzo mi się podoba stworzyciel (w zwrocie stworzyciel tego bloga), to od razu ustawia rejestr semantyczny. Szkoda tylko, że nie było “ubogacać” (np. terapia laetrille ubogaca chorych), “miłować” lub “kroczyć”.
Mistrzu złoty, nie o obrażanie Ciebie tutaj chodzi. Podziwiam twoją elokwencję, dowcip, wyłapywanie niuansów… ale złotko, na miłość boską, czy jak niektórzy wolą: o niebiosa!
O niebiosa, bogowie przeklęci, odsyłasz Ty, sam osobiście na stronę, pisząc, że jest to historia walki- historia… wiem, wiem, trzeba myśleć samodzielnie, i ostatecznie wywnioskować, że jest tam kilka wyrzutów narzeczonego. Są też jakbyś nie doczytał mój serdeńku, informacje, bardzo ogólne- ale wystarczające dla przeciętnie czytającego, opisujące problemy zdrowotne, badania, pytania stawiane lekarzom i ich uspokajająca odpowiedź: jednak za drugą, wybitnego specjalisty i drugiego wybitnego specjalisty- nic pani nie jest… a potem okazuje się: nagle że pani jednak coś jest i to jest tak bardzo, że jedynym pocieszeniem w ustach tych, którzy mówili że choroby nie ma, jest zdanie: teraz pani jednak coś jest, tak bardzo pani coś jest, że może się pani tylko pożegnać ze światem (jest tam też opis zabiegu który dziewczyna miała, a po którym istnieje ponoć często wystąpienie raka, o czym narzeczony dowiedział się po jej śmierci, a czego nie sprawdzili w tym kontekście lekarze, przez kilka lat, robiąc badania, nie biorąc pod uwagę tego rozwiązania, podobno jednego z fundamentalnych).
O co mi chodzi? Otóż te głosy, że nie ma badań nad specyfikami medycyny alternatywnej i że są to same szarlataństwa… cóż, badania są domeną (mającą zazwyczaj monopol) jednej ze stron konfliktu, kto wie- być może jest w tym jakiś interes (tak, tak, nawet takie rzeczy zdarzają się dobrym ludziom, na tym wspaniałym świecie, błądzą, oszukują, wszystko dla zysku i satysfakcji ;) )
Proszę wziąć pod uwagę że oficjalne publikacje, czy zatwierdzenia to też nie wolny rynek, wolny w znaczeniu rzetelnego i bezstronnego, wielkie pieniądze potrzebne do takiej logistyki stoją za jedną stroną, drugiej zostaje podziemie. Czemu medycyna opiera się na przyrodzie, jej składkach, a leczy “jakby inaczej”? Moim skromnym zdaniem dlatego, że natury się nie patentuje (czyt. zarabia) natomiast produkt oparty na czymś, ale mający swoja specyfikę- patent, już tak.
Nie zmienia to tego, że alternatywna pełna jest iluzji i szarlataństwa, tak jak medycyna konwencjonalna niepewności, gdybania i leczenia na chybił trafił. Tak mój drogi, wiem o tym nie z gazet, ale od ludzi, z życia, często osób których już tu nie ma… :,(
Co jeszcze, tak na mój stan myślowy po nieprzespanej nocy :) … chyba to, że mimo szarlataństwa, wszechobecnego w tej “znienawidzonej” przez ciebie ziółkowo- ezoterycznej medycynie, pisanie, że tak to się kończy- gdy wierzy się w to czy tamto, jest niedorzecznością. Jest nią dlatego, że dziewczyna pojechała próbować “ziółek”, gdy była już skazana ostatecznie i niezaprzeczalnie przez konwencjonalną. Dodać należy kwestię o której tam mowa, że szansa, czy jak wolisz- nadzieja na wyleczenie, czy spowolnienie choroby tam, jest gdy przyje się wcześniej, dużo wcześniej… gdy medycyna konwencjonalna cię nie oszuka żeś zdrowy, by potem dać ci krzyżyk na drogę, bez pardonu, a do tego zajechać chemią.
Mam po prostu wrażenie, że twoja opinia, nie uznającą alternatywy, była w tym przypadku mało obiektywna, próbującą winić jedną stronę, która w tym przypadku niewiele już mogła pokazać ze swego oblicza…
Ps goście którzy prowokują, obrażają… cóż zazwyczaj są prostakami, barbarzyńcami, jednak czasem są impulsem, ciśnieniem, a jak wiadomo mistrzostwo, doskonałość, tworzy się w takich właśnie warunkach. Dlatego nie chowaj urazy, bo moje zachowaie wbrew pozorom jest uznaniem dla twoich możliwości i nadzieją na ich doskonalenie, które może być pożytkiem dla wielu mających niewątpliwą przyjemność czytać Twoje dziela. Z wyrazami szacunku, w tonie nieco prowokującym, podpisano:
żararaka
Ps2 medycyna jest absolutnie niezbędna, jej ulepszanie, poszukiwania… jednak każda dominacja (a taką ma konwencjonalna) jest tyranią. Gdzie zamiast idei pojawia się interes, sprawy stają się nieprzejrzyste, a wszystko inne jest przedstaiane w złym świetle, a szopka ta jest opłacona wielkimi nakładami finansowymi… dodatkowo unika się zazwyczaj rzetelnej analizy metod konkurencji (prawa ekonomii :) ) chyba, że można to spożytkować na swój sposób, najlepiej eliminując tamtych (złych oczywiście! ;) )
Trzecia droga… podejrzewam że jest nią totalna harmonia, niedostępna niestety dla takiej cywilizacji, może po wielkim wstrząsie, kiedyś. Teraz tylko dla nielicznych jej przedstawicieli.
@ babilas:
Czepiasz się łobuzie? :)
żararaka :
Ależ tu nie ma żadnego konfliktu. Jest medycyna, która działa, i “medycyna”, która nie działa. I granica między tymi dwoma nie jest wytyczana przez jakieś oficjalne namaszczenia, tylko przez testy. I jeśli te testy wykażą znikomą skuteczność leku X w leczeniu schorzenia Y, zniknięcie leku X z rynku będzie tylko kwestią czasu. I oczywiście jego producent zrobi wszystko, żeby ten lek na rynku został – w to nie wątpię.
A podziemie… No dobrze, powoli i spokojnie. Wyobraźmy sobie, że jest naukowiec, który odkrywa nową substancję leczniczą, wręcz nową witaminę niezbędną dla poprawnego funkcjonowania organizmu. Jeśli to naprawdę takie panaceum, to w najlepiej pojętym interesie ludzkości jest jak najszybsze przetestowanie go w poprawnych badaniach klinicznych. Niestety, altmedowi “naukowcy” wolą opierać się na anegdotach – co niszczy ich wiarygodność już na starcie. Wiara w anegdoty jest oczywistym objawem szarlataństwa. Dlaczego? Bo z anegdot nic nie wynika, po prostu. Jak mam wierzyć komuś, kto twierdzi, że znalazł lekarstwo na największą bolączkę ludzkości, a jedyny dowód, jaki jest w stanie przedstawić, to twierdzenie, że pani Zdzisi pomogło?
żararaka :
Bzdura.
żararaka :
Zapraszam do przeczytania końca najnowszej notki. Jest tam opowieść o ludziach, którym medycyna konwencjonalna nie miała już nic do zaproponowania oprócz przedłużenia życia o rok chemioterapią. Umierali oni zresztą na to samo, co Róża. Zaproponowano im udział w badaniu klinicznym terapii alternatywnej. I zamiast po roku umarli po czterech miesiącach, w dodatku w większych męczarniach niż grupa leczona chemioterapią. Zastanów się nad tym, zanim zaczniesz pierdolić o “zajeżdżaniu chemią”.
Oh my, Reptilian that has gone astray.
W interesie ludzkości? A co jest jedna spójna ludzkość, kochająca się i robiąca wszystko wspólnie… Jezu! Gdzieś ty to widział? Podaj mi tytuł tego pięknego filmu…
Czy do ciebie nadal nie dociera, że badania naukowe nie są czymś prostolinijnym? To że coś odkryto, nie musi oznaczać że zaraz będzie dostępnym dla wszystkich. Są laboratoria otwarte, półotwarte i tajne.
Ludzkość nie jest jednością, są hierarchie, kasty, lepsi, najlepsi, gorsi, tłum… a jeśli nawet wynajdziesz coś co będzie dla wszystkich, to nawet jak ci będzie zależało na wprowadzeniu tego na rynek, nie jest powiedziane, że to się tak po prostu stanie.
Może się stać, ale będzie to uwarunkowane wieloma czynnikami. Jeśli udowodnisz czarno na białym, że to działa, to udowodnisz wszystkim rację, ale myślisz że to tak łatwo udowodnić wszystko wszystkim?
Musisz mieć niezłą determinację, pieniądze, patent… musisz mieć pozwolenia… nawet jak zaczniesz pomagać, autentycznie, myślisz że wszyscy będą klaskać? Chłopie dzisiaj nie trzeba nikogo krzyżować, są subtelniejsze metody! Nawet leki oficjalnie przetestowane i wprowadzone na rynek po tych TESTACH NAUKOWYCH, były przez lata podawane pacjentom jako pewne, a potem po cichu wycofywane z rynku… a skutki uboczne nie do udowodnienia, bo są tacy co już o to dbają. I to nie w osiemnastym wieku, teraz kurwa! Wiem, wiem zaraz powiesz, że przecież nauka się też myli… tu nie chodzi o mylenie się, ale o przyznanie się! O to by nauka była jak pięknie sobie wcześniej zamarzyłeś- darem ludzi dla ludzi, nawet w niepowodzeniach do bólu szczera- nie po latach, ale patrząc w oczy tym których zawiodła, swoim prestiżowym statusem najmniej omylnej- najbardziej efektywnej.
Ten przykład o dłuższym życiu,w mniej bolesnych okolicznościach… po chemii… cóż, była to konfrontacja z jakimś tam jednym systemem, w dodatku jak rozumiem po odłożeniu chemii jedni przerzucili się na “soczki” a drudzy przy niej pozostali, a wiec pal dalej a ja rzucę teraz, żując jakaś gumę antynikotynową- kto się będzie lepiej czuł przez następne dwa tygodnie? :) . W przypadku choroby i odłożenia bardzo inwazyjnych leków, może się to przekładać na wycieńczenie prowadzące do szybszego zgonu.
Nie będziemy się kłócić o to, bo wszystko zależy od danego przypadku, jednak wiara w uczciwość nauki, jej efektowność po zatwierdzeniu przez sztab ludzi wybitnych, jest logiczna, ale niepełna. Doceniam naukę i patrzę na nią z podziwem, a szarlatanerii też nie cierpię, jednak nie ufam komuś ostatecznie bo go bardziej lubię i nie bombarduję za wszystko tego mniej lubianego. Mam otwartość na trzecią drogę, bo trzecia to czujność, spokój i wybór.
Dobranoc.
żararaka :
Na początek mam prośbę, żebyś przestał ciągle zmieniać adresy mailowe. Zostań przy jednym, nie musi być prawdziwy. Nowi komentatorzy trafiają do kolejki moderacyjnej, z której muszę ich wyciągać ręcznie – a jeśli zmieniasz co komentarz adres, jesteś przez system traktowany jako nowy użytkownik.
Podaj mi przykład jednego leku dostępnego dla wybranych.
Podaj mi przykład jednego leku dostępnego dla wybranych. Takiego, którego nie kupisz za żadne pieniądze, ale musisz być członkiem specjalnej kasty, masonów, Rotschildów, Reptilian, wszystko jedno.
Oczywiście, że tak się nie musi stać. Więcej, jestem wręcz pewien, że przegapiliśmy wiele niesamowitych odkryć, bo ich autorom nie starczyło samozaparcia, zostali zniszczeni przez zawistnych konkurentów, w tym wielkie korporacje czy też po prostu mieli pecha.
Ale znowu. Metoda naukowa jest zawodna, ale to najlepsze narzędzie, jakie mamy. Nie znam ani jednego osiągnięcia ludzkości pochodzącego z szeroko pojętych kręgów newage’owo-altmedowych. Lubicie (no bo jesteś z tych kręgów, prawda?) wiwatować, kiedy jakiś “dogmat” nauki upadnie, ale nie zauważacie, że upada, bo nauka nie cierpi dogmatów, upada, bo został obalony przez naukę, nie przez jakiegoś pomylonego szamana z wahadełkiem. Kreacjoniści na przykład wytykają ewolucjonistom, że ci ciągle zmieniają zdanie, a to Haeckel miał rację, a to nie miał, a to drzewo Darwina, a to poziomy transfer genów. No zmieniają, bo na tym polega nauka. Jeśli twoje twierdzenie okaże się błędnie, wykopie mu się dołek i przysypie ziemią. Wszystko jest cały czas weryfikowane. Altmed tego nie ma.
Podaj przykład jakiegoś autentycznego odkrycia naukowego, które mimo poparcia w danych, eksperymentach, powtarzanych badaniach zostało wyeliminowane twoimi “subtelniejszymi metodami”. I w ogóle jakie to metody?
Och, nie wątpię, że Big Pharma najchętniej wycofałaby jakiś lek po cichu, a jego skutki uboczne zamiotła pod dywan. Tak się jednak nie dzieje, o czym wiedzą doskonale producenci takich leków jak Thalidomid czy Vioxx.
Widzę, że akcja przepraszania prezesa odciska coraz silniejsze piętno w polskich duszach. Do czego oczekujesz, że nauka się przyzna? Do jakiego błędu? Że przeprosi za upuszczanie krwi? Ale kto ma przeprosić? Naczelny Lekarz Świata? Nie rozumiem, o co ci chodzi.
Tu już się zgubiłem. Jeśli ja będę palił dalej, a ty będziesz żuł gumę, to po pierwsze, zwiększysz swoje szanse na dłuższe życie, po drugie już po kilku dniach zauważysz poprawę na wielu frontach – oddechu, serca, ogólnej sprawności. Dwa lata temu przestałem palić i pamiętam, że poprawa samopoczucia przyszła błyskawicznie.
To się oczywiście nijak ma do testów, o których mowa. Ale rozumiem, że zetknięcie z twardymi danymi spowodowało, że zacząłeś w desperacji poszukiwać jakiegoś wytłumaczenia, dlaczego chorzy na tej twojej świetnej, naturalnej, alternatywnej terapii tak szybko poumierali. Odpowiedź jest prosta i nie ma co kombinować: BO NIE POMAGA.
Nie od danego przypadku. Dany przypadek co najwyżej wygeneruje anegdotę. Dopiero odpowiednia liczba danych przypadków, związana dobrze przygotowanym badaniem klinicznym z podwójnie ślepą próbą da ci dane, które będą mogły być początkiem jakiegoś solidniejszego twierdzenia.
Idź lepiej spać, bo bredzisz bez sensu.
@ bart:
No to idę, ale bynajmniej z powodu który ci się wydaje prawdziwym.
Masz talent… na zbywanie kwestii w brak kwestii by wyglądała jak lepsza kwestia, jak pewien były prezydent. Możesz spać spokojnie, już nie będę cię niepokoił, każdy z nas ma lepsze rzeczy do roboty.
żararaka :
Czegoś nie rozumiem. Jeżeli jesteś na serio przekonany o skuteczności jakiejkolwiek metody leczenia czegokolwiek – bez różnicy, czy chodzi o antybiotyki, wyrzynanie ślepej kichy, chłeptanie Bryi Mistrza Józefa, lewatywy z perhydrolu, okadzanie z mantrowaniem i tak dalej – to nie możesz jednocześnie na serio twierdzić, że “wszystko zależy od danego przypadku”.
EDIT:
Czyli jednak nie masz nic do powiedzenia.
żararaka :
Żebyś jeszcze jakąkolwiek kwestię ubrał w konkrety, biedaku. Ale nie, przyjdziesz, popleciesz, poinsynuujesz, pozgadujesz, powymyślasz i pójdziesz. No fun.
@ bart:
No po co jak mnie nie chcą?
@ Gammon No.82:
…a jednak zależy od danego przypadku, Ty masz… możesz mieć wpływ na wszystko ponad to co proponują ci inni.
żararaka :
Proszę prozą.
żararaka :
Jak to nie chcą? Przecież wypisuję epistoły, cytuję, próbuję zrozumieć, o co ci chodzi itd. Mam tylko wrażenie, że ty albo tego nie czytasz, albo czytasz jakoś inaczej.
Czuję w tobie wyraźne ukąszenie altmedowskie i zdaję sobie sprawę, że w dziewięćdziesięciu dziewięciu przypadkach na sto wy chłopaki (i dziewczyny) macie tak ciasno poukładane w mózgach te wasze spiski, że żaden łom się już nie wciśnie, ale zawsze mam nadzieję, że wpadłem akurat na tego jednego na stu. To jest pytanie, na które musisz szczerze sobie odpowiedzieć, młody padawanie: czy jesteś tym jednym na stu?
Bo jeśli przyszedłeś tu siać altmedowskie półprawdy, to chyba faktycznie źle trafiłeś, zaraz się zlecą osoby bieglejsze od ciebie w trollingu i zaczną cię popychać. Ale jeśli chcesz rozmawiać, to ja chętnie.
@ bart:
Ponadto czym jest konkret, dziewięćdziesięcioma dziewięcioma procentami… oj intelektualny bogaczu, biedny w znajomość całości.
żararaka :
O rany! Poeta ze skłonnością do biblijnej stylistyki.
@ Gammon No.82:
Nie lubię prozy, nie operuję nią swobodnie, wiec nie będę okaleczał jej statusu. Spróbuję inaczej: jestem, ty jesteś, oni są, nas nie ma, wy macie, wszyscy to nikt.
@ żararaka:
To ja będę sobie kontemplował. Chyba tylko tyle da się zrobić.
żararaka :
No, te 99% to jest już jakiś konkret. Ale łapię, o co ci chodzi. Spróbuję ci więc wytłumaczyć, gdzie zbłądziłeś.
Możemy sobie wyobrazić terapię “witaminą B17” jako grę w Lotto. Szanse na wygraną są znikomo małe, ale może zdarzyć się cud. Nosz, od picia wody z Lourdes może się zdarzyć cud. Od jedzenia buraków może się zdarzyć cud. Masz zdesperowaną dziewczynę, która chce przeżyć i proponujesz jej takie właśnie Lotto. Szanse na wygraną są bliskie zeru, ale przecież nie ma nic do stracenia, prawda?
Tylko jest jeden haczyk. Dziewczyna musi kupić kupon. Jest bardzo drogi, a w dodatku jeśli dziewczyna go kupi i nie wygra, umrze wcześniej, w większych mękach i daleko od domu.
To jest ten jeden procent, którego mi brakowało do ogarnięcia całości?
@ bart:
Nie jestem trollem, nie służę też nikomu, nie mam mistrza, choć uznaję mistrzostwo wielu, zarówno szamanów jak i profesorów. Nie wiem jak dalej wymieniać zdania w takim niezrozumieniu… dowodami najlepiej.
Jednak życie nie jest jasnością, przynajmniej niewystarczająco. Tak tu już jest, że dowodem ostatecznym, może być tylko własne zwycięstwo. A świadkiem tego zdarzenia nie może być nikt, kto sam nie zwyciężył, nie zakończył swego dzieła.
Ja go nie ukończyłem więc nie mogę wskazać ci prawdy, a już na pewno nie rozwiązań dla wszystkich. Nie umiem pokazać światła wszystkim w ciemności, umiem je zapalić dla siebie i kilku napotkanych, bardzo nielicznych.
Nie czuję dalszego sensu tego spotkania. Jeśli zapale kiedyś nowe słońce oświetlające całą planetę, a ty będziesz wierny swej szlachetności poszukiwań, to może wtedy. Może to jednak ty wzniesiesz nowa gwiazdę wśród chaosu, a ja będę się radował twoim dziełem, bez słów w czystej empatii.
@ bart:
Nie brakuje ci jednego do dziewięćdziesięciu, brakuje ci… zera do ogarnięcia stu.
@ żararaka:
Ja też nienawidzę Tuska za to, że zabrał dopalacze.
@ Gammon No.82:
Masz dar, masz moc, masz ducha! Przez żart odkryłeś sedno! Niech kontemplacja stanie się tobą, później ty kontemplacją, potem przestańcie oboje, by stać się znów jednym.
@ bart:
Ja go nie lubię za to, że zajmuje się tym, czym powinien zajmować się ktoś na o wiele niższym stanowisku.
– Well, do ya, punk?
I odjechał Wojownik Światła na niewidzialnym jednorożcu…
bart :
Czy jeszcze wróci?
Nachasz :
Jeśli Ścieżka Czujności, Spokoju i Wyboru zaprowadzi go w nasze strony, z radością przywitamy go w progu.
@ bart:
Żartownisie- macie szczęście, że słowo to też jest na “ż” bo jak wiecie, żararaki potrafią upolować stworzenia uskrzydlone, nawet w locie.
;)
@ żararaka:
Tak jak uprzedzałem, ostatni raz wydłubuję twój komentarz z moderacji. Albo przestaniesz zmieniać adresy, albo twoje komentarze przestaną być widoczne.
@ bart:
Wziąłem sobie to do serca, a wcześniej po prostu nie wiedziałem, że masz przeze mnie robotę (rzadko odwiedzam blogi) – sorry :) ten jest real :)
żararaka :
Κενότητος ἀστράπσατω δὲ τεμέτω! Δίος τύκος!
żararaka :
Szkoda, że Gałczyński tak wcześnie umarł. Może dziś by napisał wiersz “Strasna zararaka”.
@ Nachasz:
Τό τεῖχος διερξάσθω! Δόρυ Πέτρας! :)
@ Gammon No.82:
Jak nie napisał, oto fragment:
W gąszczach soczystej amazońskiej dżungli
buszuje stwór głody zwykłej miłości,
przerażenie wzbudza pysk jego okrutny
bo czy oczy posłyszą złotem tkane nuty?
Co prawda po kilka kieliszkach, ale bardzo dobrego koniaku :)
@ żararaka:
To raczej pod Leśmiana.
No i “Strasna zaba” była z seplenieniem.
żararaka :
愚か人間だよ。Emoty psują efekt, emotikontardzie.
@ Gammon No.82:
No wiesz co, po kilku kieliszkach jest napisane a ty się czepiasz… abstynent jeden.
@ Nachasz:
Czytaj oddzielając kwestie. Co znaczą te azjatyckie krzaczki i słowo emotikontardzie?
@ żararaka:
#ludziektórymurwałoodgoogle
żararaka :
Czytaj oddzielając kanji od kany.
@ Nachasz:
Po pierwsze nie odpowiedziano mi na ważne pytanie, które decyduje o dalszej konwersacji i jej jakości. Po drugie, primo, nie jestem na japonistyce, czy sinologii, aby musieć odróżniać tao od zen.
@ żararaka:
Wpierw zacznij odróżniać mnie od gugla czy wikipedii.
@ Adam Gliniany:
A ty w jakiej sprawie?
żararaka :
Poczułem się dotknięty.
Różne rzeczy o mnie dotąd mówiono, ale nie to.
@ Nachasz:
Jak będziesz uprzejm\y\ma zdjąć okulary słoneczne przy rozmowie, będę rozróżniał jak trzeba.
@ Gammon No.82:
To było póki co, tylko podejrzenie. Nie gniewaj się, już wiem że tak nie jest- skala twojego oburzenia, ukazała mi rozmiar twojego uwielbienia dobrych trunków.
Ludzie, którzy nie widzą końcówek rodzaju męskiego.
Nachasz :
…często kończą z urazami gałki ocznej.
żararaka :
Czynić dziś dobro chcę z własnej woli.
@ Nachasz:
Widzę końcówkę, jednak wątpliwości miewam zawsze, od pierwszej podróżny do czerwonego dystryktu w pewnym holenderskim mieście. Zawsze wolę spytać.
W tłumaczeniu krzaczków to ja tam widzę inne słowa.
żararaka :
Bardzo mi z tego powodu wszystko jedno.
@ Gammon No.82:
Jak jako niezalogowany dodajesz awatar?
żararaka :
Jest Jaszczurem i ma większe od ludzkich możliwości.
żararaka :
Wykonuję gesty kończyną górną. Nie bardzo potrafię wytłumaczyć, robię to odruchowo.
@ Nachasz:
Da się zauważyć po stylu poruszania się. Styl ten ma częściowy wpływ na to gdzie zajdziemy, ale przede wszystkim jak. Przekłada się to na urzeczywistnianie się. Następne z kolei są żniwa, a to zbyt późny to czas by zawrócić.
bart :
I pomyśleć, że kiedyś martwiło heglowskie. Czasy robią się coraz bardziej przerażające…
@ Gammon No.82:
Nie tylko to, co? A lewą czy prawą? :]
żararaka :
Na twoim miejscu nie traciłbym czasu na inwestowanie w swój wizerunek tutaj.
żararaka :
Prawa, lewa… to nie takie proste, jak sugerujesz.
Ej, jakbym wiedział, że tu się nie wypierdala na zbity pysk za nonsensowną mowę wiązaną, też bym od niej zaczął. A tak, jak idiota lurkowałem bloga przez rok zanim zabrałem głos.
Drogi żararaka,
zdaje się, że to jest moment w którym trzeba odwoływać się do prostych spraw. Problem jest taki, ze gdy piszesz:
każdy człowiek, który spędził choćby chwilę przyglądając się altmedowi zauważa, że o ile medycyna przyznaje się do błędów, właśnie szamani nie mają tego w zwyczaju. Zauważ, że to szpitale często muszą płacić odszkodowania. Bo wiadomo, kiedy popełniono błąd podczas terapii. Bo taka terapia może działać, albo nie. Ale gdy umiera ktoś “leczony” zmyśloną witaminą B17, osoby które prowadziły terapię zawsze jako powód śmierci wskazują jakąkolwiek przyczynę niezależną. Choćby to samo w sobie jest podejrzane. Winna zawsze jest poprzedzająca leczenie B17-ką chemioterapia, operacja, niebezpieczny dojazd do Meksyku, zły układ gwiazd, cokolwiek. Mam rozumieć, że altmedowcy nie popełniają błędów? Wybacz, ale przed przyjęciem takiego założenia lepiej poważnie zastanowić się nad tym, czy po prostu nie kłamią.
jezykwkosmosie :
Khm, to nie do końca tak, że się nie wypierdala.
bart :
Dobra, to ja znów będę udawał, że mnie nie ma.
Hmmm. A taką miałem ładną opowieść o tym, że każdy umysł ma niemyślącą część i na pewno umysł ów zastanawia się o czym ta niemyśląca część nie myśli przez ten cały czas.
Ale racja, kiesko brzmi. Odrobinę za mało kawy. Idę po więcej.
jezykwkosmosie :
Przecież nie ciebie!
@ bart:
bart, bart… :( Ty? Logik, matematyk wyliczeń największych prawdopodobieństw, intelektualista okrutnych kalkulacji, kandydat na stanowiskom wiceministra do spraw bardzo pewnych… takim tekstem… ojojoj…
Uno- kto powiedział, że pytam bo chcę go tu mieć?
Due- inwestować? Mój drogi, ja inwestuję na innych giełdach, tu jestem non- profit.
Tre- Czas, uważasz, że go tu tracę i dlaczego? Może po prostu ty uważasz, że tracisz go tu, ze względu na moja obecność? Jeśli tak to- just tell me, jestem kulturalnym człowiekiem, zdającym sobie sprawę, że jestem tu w gości…
@ Gammon No.82:
A! Artysta, ekscentryk- raz jedna, raz druga, brawo!
@ żararaka:
Nie, ale serio. Zwiększ lolkontent albo zacznij sensowną dyskusję. Altmedowcy sypiący głupawymi odzywkami szybko mnie męczą.
@ jezykwkosmosie:
Nie zacząłbyś od takowej mowy, bo to nie w twojej naturze. Przecież to uwielbiana tu przez was czysta logika!
Medycyna niestety nie przyznaje się do błędów, mój drogi JwK! Jeśli o nich słyszysz to tylko dlatego, że nie nie mała innego wyjścia, bo ktoś uparł się i nie odpuścił, zbyt wielu wiedziało itd. A jako ta jedyna- udowodniona namacalnie, winna być przykładem.
Błędów w leczeniu konw.med. wbrew twemu twierdzeniu, się nie ujawnia, one nie wychodzą zazwyczaj poza biurko doktora, salę operacyjną, środowisko. Owszem jak debil zaszyje coś w brzuchu to inny wymiar, ale błędy terapii konwencjonalnej. ukryjesz przed laikami tak samo jak w alternatywnej.
Co do szamanów, to niewielu ich jest. Doktorów jest wielu, jednak z powołania garstka, tak samo po drugiej stronie lustra.
@ bart:
Nie można mnie przypisywać do altmedowców. Tutaj tak to wygląda, ale wierz mi w tym środowisku to niejeden zamek zburzyłem- nie lubią mnie tam, bo im też wytykam zbytnią pychę.
żararaka :
Ale masz cokolwiek na potwierdzenie tak irracjonalnej opowieści?
żararaka :
Och, kolejny komentator Onetu siedzący okrakiem na barykadzie.
żararaka :
Skądże ci przyszło do głowy, że są tu miłośnicy czystej logiki?
Choć raz weź odpowiedzialność za własne słowa. Podaj przykłady tych błędów, do których medycyna się nie przyznała, bo nie musiała, bo nikt o nich się nie dowiedział.
Ale łapiesz ogólne rozróżnienie “metoda skuteczna – metoda nieskuteczna” od opisu przypadku “pijany chirurg zapomniał imadła w jamie brzusznej”?
Ano właśnie. To spróbujmy prostej analogii. Zapewne łapiesz rozróżnienie “samolot się rozbił z powodu błędu pilota”, a “to fascynujące urządzenie, mimo prób, w ogóle nie chciało polecieć”.
To pierwsze to medycyna, drugie to altmed. Przejść do kategorii “medycyna” nie jest trudno: wystarczy udowodnić, że to coś lata.
Konstrukcje stoją, jeśli prawidłowo obliczono obciążenia własne, użytkowe i środowiskowe, a nie wtedy, jeśli inżynier miał powołanie. Sądzisz, że w medycynie jest inaczej?
@ bart:
Niestety mam, ale już nie do udowodnienia.
@ bart:
Ale bart, ja nie bronię barykady, ja nie stoję ani po jednej ani po drugiej stronie, staram się wybierać co mi potrzebne z każdej księgi.
żararaka :
Czuję swąd anegdoty.
1- bo nie lubicie mistyki
2- nie da się podać czegoś czego już nie ma, choć było, nie raz (jestem świadkiem, ale nie koronnym)
3- nie mam pewności o co pytasz
4- tak, tylko ilu pilotom to udowodniono (nie ma czarnych skrzynek w głowie lekarzy), poza tym pilot ginie na pokładzie, a lekarz idzie spać, łapiesz?
5- powołanie w tym przypadku nie oznacza czegoś mistycznego, a: dar\ predyspozycje, pracowitość, świadomość umiejętności i moralność.
@ bart:
Nie jest nią i skończmy na tym ten element, bo i tak nie mam dowodów, a mroczną wiedzę tak.
żararaka :
Jak ty pięknie nie rozumiesz, co się do ciebie mówi.
No cóż, twój trolling zmienił się w smętne pierdololo. Nie jesteś jednym ze stu. Tu chyba więc się pożegnamy.
żararaka :
Niech żyją mhroczni licealiści.
ej no bart – nie zabieraj nam go tak szybko. choćby za tę mroczną wiedzę go zostaw.
Zaduszki były bliskie. Owego wieczoru Gammon rozmawiał z umarłymi.
żararaka :
Non sequitur. Nielubienie mistyki nie przekłada się automatycznie na uwielbienie dla logiki czystej.
Nie da się podać czegoś, co właśnie się staje. Nie da się podać czegoś, co dopiero się stanie. Nie da się podać niczego. Do tego zmierzałeś?
W medycynie, prowadzeniu ostrzału artyleryjskiego albo budowie mostów stosuje się metody, a nie czeka na natchnienie od Ducha Św. Te metody bywają zawodne, ale przynajmniej wiemy, w jakim stopniu zawodne. Planując nawałę artyleryjską wiesz, z jakim rozrzutem pociski będą padały w rejonie ostrzału. Projektując most wiesz, że jeśli obciążenie nie przekroczy wartości krytycznych, most będzie stał, póki go korozja nie zeżre.
Medycyna jest techniką. Skuteczność metod technicznych nie musi przeliczać się na skuteczność techników. Lekarz (jak każdy technik) może być głupi, niestaranny, niedouczony, nieuczciwy, mieć za małe moce obliczeniowe itd.
Przykład z rodzaju “lekarz świnia spieprzył to-a-to” może coś mówić o tym lekarzu, nie o metodzie.
Pytanie miało sprawdzić, czy to odróżniasz.
Łapię, ale przecież to nie na temat.
Ależ ja tak samo rozumiem powołanie.
Gammon No.82 :
W medycynie, prowadzeniu ostrzału artyleryjskiego albo budowie mostów stosuje się metody, a nie czeka na natchnienie od Ducha Św.
Eeetam. Praise the Lord and pass the ammunition!
Tarhim :
A nastawy dział z przeliczników, czy z Objawienia?
Gammon No.82 :
Z Ośmiornicy. Tej, co wróżyła wyniki w piłce kopanej.
Tak się zastanawiam… czy ktoś napisał opowiadanie, w którym do celowania z jakiejkolwiek broni używano sił parapsychicznych?
U KTL-a była scena, gdy gość wahadełkiem wykrywał jednostki nieprzyjacielskie na mapie, ale to była ściema dla telewizji.
janekr :
“Use the force, Luke.”
Gammon wiem że jesteś statecznym mężem i ojcem rodziny ale nie mogę się oprzeć aby napisać że kocham cię absolutnie.
za wszystko, Wysoki Sądzie, za wszystko.