Witamina w cudzysłowie
To będzie jedna z tych historii o doktorze, który odkrył nową witaminę, cudowne lekarstwo na najgorszą chorobę trapiącą ludzkość; lekarstwo, które zawsze było na wyciągnięcie ręki. I jak to zwykle w tych historiach bywa, trzeba wszystko brać w cudzysłów — i doktora, i odkrycie, i witaminę, i leczenie… Ponieważ notka upstrzona taką ilością cudzysłowów będzie wyglądać jak, nie przymierzając, portret Najjaśniejszego Pana obesrany przez muchy, umówmy się, że ja ich nie będę stawiał, a wy będziecie je sobie dopowiadać, m’kay?
To też jedna z tych historii, w których alarm w Detektorze Bzdetu zaczyna wyć na cały regulator już od pierwszych chwil.
W marcu TVN24 nadał poruszający reportaż o chorej na śmiertelnego raka trzustki Róży z Mińska Mazowieckiego. Lekarze nie dawali jej żadnych szans; jedynym ratunkiem miała być „nowatorska i bardzo droga” metoda leczenia witaminą B-17 (nazwa handlowa: Laetrile) w klinice w Meksyku. Temat został mi podsunięty przez sympatycznego czytelnika, jednak nie chciałem o nim wtedy pisać (dlaczego, wytłumaczę pod koniec tekstu). Niedawno o witaminie B-17 napisano na portalu New World Order.com.pl (jeśli klikniecie w link, wrócicie na Blog de Bart — to zemsta adminów NWO za to, że sympatyczny komentator BdB powiadomił IPN o propagowaniu przez NWO kłamstwa oświęcimskiego; jedyne wyjście to skopiowanie i wklejenie linka w nowym oknie lub skorzystanie z linka przez HideRefer). No, pomyślałem, skoro takie autorytety medyczne piszą o Laetrile, to chyba jednak czas się nią zainteresować.
Detektor Bzdetu włączył mi się już na samym początku poszukiwań informacji o Laetrile, przy czytaniu opowieści o (cudzysłów) odkrywcy (cudzysłów) witaminy B-17, samotnie walczącym z chemioterapeutycznym establiszmentem (cudzysłów) naukowcu, (cudzysłów — dalej już sobie poradzicie bez wskazówek, prawda?) doktorze Ernście T. Krebsie.
Doktorów Ernstów T. Krebsów było dwóch — Senior i Junior. Krebst Senior, doktor medycyny, w latach 20. wynalazł oparty na ekstrakcie z pietruszki cudowny syrop Leptinol, leczący hiszpankę, astmę, krztusiec, gruźlicę i — last but not least — zapalenie płuc. Wtedy też nawiązał znajomość z instytucją rządową zwaną FDA, która skonfiskowała mu zapasy syropku pod zarzutem wprowadzania nabywców w błąd co do zdrowotnych korzyści płynących z jego zażywania. Choć Krebs Senior musiał porzucić syropowy biznes, nie dał się jednak zniechęcić do poszukiwania lekarstwa na największe bolączki ludzkości i w latach 40. wynalazł lek na raka o złowieszczej nazwie Mutagen, a na początku lat 50., już razem z Juniorem, stworzył swoje opus magnum — Laetrile, środek oparty na amigdalinie, związku występującym m.in. w pestkach brzoskwini.
Ernst T. Krebs Junior to też doktor, choć jego droga do tego tytułu była ciężka, kręta i długa — trwała aż 35 lat. Wyrzucony ze szkoły medycznej, błąkał się po kilku uniwersytetach, by w 1942 zdobyć z trudem tytuł magistra. W 1973 roku nieistniejący już dziś mały biblijny uniwersytet w Oklahomie nadał Juniorowi tytuł doktora po wygłoszeniu przez niego godzinnego wykładu o Laetrile. Uniwersytet nie miał co prawda wydziałów naukowych, ale co zabawniejsze — nie miał też prawa do nadawania tytułu doktora. Są to jednak detale, nie ma co czepiać się wykształcenia człowieka, który odkrył dla ludzkości nową witaminę B-17 (odkrył też wcześniej B-15, która oprócz raka leczyła również choroby serca). Lepiej czepić się samej witaminy.
Otóż witamina jest z definicji pojęciem względnym. Witamina to związek chemiczny potrzebny do prawidłowego funkcjonowania organizmu, którego to związku organizm nie potrafi sam wytworzyć. Zatem to, co dla ciebie jest witaminą C, dla twojej zaprzyjaźnionej fretki nie jest żadną witaminą, tylko zwykłym, do niczego nieprzydatnym kwasem askorbinowym — fretka bowiem (jak większość ssaków) wytwarza sobie kwas askorbinowy w środku, w wątrobie. Doktor Ernst T. Krebs Junior wierzył zaś, że nowotwory to efekt niedoboru amigdaliny w organizmie. Dla niego więc w świetle powyższych rozważań amigdalina mogła faktycznie być witaminą, ponieważ jej brak w jego mniemaniu powodował chorobę. Dla reszty świata oczywiście coś takiego jak witamina B-17 nie istnieje.
Czytając tekst na New World Order.com.pl, musiałem wyłączać alarm w Detektorze Bzdetu jeszcze kilka razy. Np. kiedy pojawił się argument ad babcinum mądrościum:
Przez cale generacje nasze babcie zwykły dodawać pokruszone nasiona śliwek, czereśni, jabłek, moreli i innych roślin botanicznej rodziny Rosaceae do swych domowych konfitur i dżemów. Babcia pewnie nie wiedziała, dlaczego to robi, ale nasiona wszystkich tych owoców są jednym z najpotężniejszych źródeł witaminy B 17 na świecie.
Serio wasze babcie tak robiły, drodzy czytelnicy? Moje nigdy — szanowały uzębienie swoje oraz swoich bliskich, poza tym były zaznajomione z supernowoczesną technologią ekstrakcji pestek z miąższu, współcześnie określaną jako drylowanie. Ale co region, to inny zwyczaj.
Niedługo później w tekście z NWO.com.pl pojawia się opowieść o ludziach z narodu zamieszkującego pakistańską dolinę Hunza, którzy spożywają ponoć ogromne ilości amigdaliny i dzięki temu dożywają bardzo późnego wieku, a nowotwory są w ich społeczności chorobami nieznanymi. To w rzeczywistości bardzo śmieszna historia. Otóż Hunza istotnie cieszą się dobrym zdrowiem nawet w podeszłym wieku, nie ma to jednak związku z pokruszonymi pestkami w ich dżemach, ale z faktem, że odżywiają się głównie owocami i warzywami oraz dużo zapieprzają po górach. Faktycznie do lat 50. nie odnotowano u nich nowotworów, nie wynikało to jednak z pożerania owoców w całości, ale z braku na ich terytorium jakiegokolwiek lekarza, który mógłby zdiagnozować raka (kiedy w połowie lat 50. do doliny Hunza dotarła ekspedycja medyków z uniwersytetu Kyoto, bez problemu odkryli u niektórych mieszkańców chorobę nowotworową). Mit ich długowieczności ma zaś swe korzenie w latach 70., kiedy dolinę odwiedzili reporterzy „National Geographic”, poszukujący długowiecznych społeczności. Hunza nie prowadzą kronik i nie przywiązują zbytniej wagi do liczenia lat, pytani więc przez dziennikarzy o wiek bez kozery mówili pińcet.
No dobrze, ale to wszystko śmichy-chichy i głupie anegdotki, a jakie są fakty, co mówi PubMed? Otóż PubMed mówi zaskakująco dużo, bo Laetrile to wcale nie żadna „nowatorska” metoda (bo że bardzo droga, w to nie wątpię). Swój szczyt popularności przeżywała w USA w latach 70. (próbował się nią ratować m.in. Steve McQueen). Szacuje się, że zażywało ją 70 000 chorych Amerykanów. Efekty? Żadne. W 1978 r. Narodowy Instytut Raka rozesłał prośby o zgłoszenie przypadków obiektywnego polepszenia po kuracji witaminą B-17 do 385 000 lekarzy, 70 000 innych osób zajmujących się opieką zdrowotną oraz do stowarzyszeń propagujących stosowanie Laetrile. Mimo tak zmasowanej akcji otrzymano jedynie 68 zgłoszeń, z których po przeanalizowaniu za uwieńczone sukcesem uznano sześć (analiza przypadków dokonana była z rygorem ślepej próby — eksperci nie wiedzieli, czy opiniują historię chorego poddanego zwykłej chemioterapii, kuracji Laetrile czy nie otrzymującego żadnej pomocy).
W 1982 r. w kilku amerykańskich szpitalach (w tym w renomowanej Mayo Clinic) przeprowadzono eksperyment na 178 chorych, poddając ich tzw. terapii metabolicznej, w której skład oprócz Laetrile wchodziła specjalna dieta, enzymy i witaminy. Efekt? Żaden, porównywalny do braku jakiejkolwiek terapii. A właściwie nie żaden, tylko wręcz negatywny: u niektórych badanych wystąpiły objawy zatrucia cyjankiem. Nie wspomniałem, że kuracja amigdaliną może prowadzić do zatrucia cyjankiem? Ale ze mnie gapa! Oczywiście, że może prowadzić, co tylko utwierdza w przekonaniu, że jeśli sięgać po (cudzysłów) medycynę alternatywną, to najlepiej po homeopatię. Przynajmniej człowiek nie zrobi sobie krzywdy.
Zainteresowanie witaminą B-17 w Stanach wygasło pod koniec lat 80. Dziś co jakiś czas ktoś trafia do więzienia za handel Laetrile — w 2003 r. przytrafiło się to np. Jasonowi Vale, mistrzowi świata w siłowaniu na rękę, prowadzącemu firmę Chrześcijańscy Bracia. Zaprawdę, czasem życie pisze najdziwniejsze scenariusze.
Poupadały te wszystkie meksykańskie kliniki, które leczyły naiwnych witaminą B-17. Zostało ich raptem kilka, m.in. ośrodek o cynicznie szczerej nazwie Oaza Nadziei, do którego pojechała Róża.
Właśnie, dlaczego nie chciałem wtedy pisać o Róży? Nie trafiła do mediów z powodu swojej choroby, ale z powodu heroicznej kampanii na rzecz jej uratowania, którą rozkręcili jej najbliżsi. Cały Mińsk Mazowiecki zbierał na wyjazd Róży do Meksyku, w salonach fryzjerskich i cukierniach wystawiano skarbonki „na Różę”. Mistrz kickboxingu podarował swój pas na aukcję. Organizowano koncerty charytatywne. Zgłosiła się fundacja z Wrocławia i udało się, uzbierali na podróż do Oazy Nadziei. Taka sytuacja rodzi pytania, których chyba nie powinno się głośno wypowiadać, przynajmniej nie wtedy. Co można powiedzieć ludziom, którzy wspólnie starają się pomóc sąsiadce, nie wiedząc, że zostali oszukani? Czy jeśli w przyszłym roku WOŚP będzie zbierać na magiczne różdżki leczące Morgellony, zmieni to coś w ocenie motywacji ludzi wrzucających datki do puszek? Czy wrzucić samemu? Czy powinno się przekazywać 1% na rzecz dziecka z autyzmem, którego rodzice rujnują się na kosztowne, choć bezwartościowe terapie suplementacyjne?
Nie umiałem wtedy pisać o Róży, bo to nie był czas. Jeśli jest coś dobrego i godnego szacunku w tej historii, to jest to płynąca od obcych ludzi chęć pomocy, której doświadczyła Róża i jej bliscy. Teraz mogę już pisać, ta historia już się skończyła, a skończyła się tak, jak zwykle kończą się takie historie. Po tygodniach niepotrzebnych dodatkowych zabiegów, badań i tułaczki Róża zmarła w hospicjum w San Diego, daleko od domu.
Przy pisaniu tekstu korzystałem przede wszystkim (można nawet powiedzieć, że rżnąłem) ze znakomitego artykułu „Wzlot i upadek Laetrile” na Quackwatch. O micie długowiecznego ludu z doliny Hunza możecie poczytać na longevity.about.com i w piśmie „CA: A Cancer Journal for Clinicians”. Streszczenia wyników badań nad Laetrile znajdziecie jak zwykle w PubMedzie: 1, 2. Historię walki Róży z rakiem zebrano na poświęconej jej stronie.
PS. W komentarzach jeden z obrońców B17 obala wyniki oficjalnych badań poświęconych amigdalinie następującym argumentem:
Niejaki dr. James Cason z University of California w Berkeley przetestował część substancji używanych w badaniach prowadzonych przez NCI [Narodowy Instytut Badań nad Rakiem] na temat amigdaliny i okazało się, że substancje te nie zawierały amigdaliny.
I to prawda. James Cason faktycznie ogłosił taki sensacyjny wynik swoich eksperymentów z próbkami Laetrile. Gdzie ogłosił? W jakimś recenzowanym, poważnym piśmie? W jakimś nierecenzowanym piśmie? W biuletynie uczelnianym? Nie. Wspomniał o tym w swojej autobiografii. Należy też dla przyzwoitości wspomnieć, że James Cason był wielkim zwolennikiem B17 i uważał ów specyfik, wbrew wszelkim wynikom badań i zdrowemu rozsądkowi, za znakomity lek na raka.
A to jeszcze większy LOL. Mam nadzieję, że się prokuratura weźmie na poważnie za tą komisję.
“Marek P., pełnomocnik kościoła przed komisją majątkową MSWiA został zatrzymany przez CBA. Zarzuty: korupcja i gigantyczne oszustwa. Gliwicka prokuratura złożyła wniosek o jego aresztowanie.”
http://wyborcza.pl/1,75248,8407428,Pelnomocnik_Kosciola_w_rekach_agentow_CBA.html
Ale fajnego FAILa dziś zobaczyłem we własnej skrzynce. Pewna Pani zaprosiła mnie do pewnego portalu społecznościowego, a że słał to automat to było coś w stylu “zostań moim przyjacielem obejrzyj fotki itd.” Nie pochlebiam sobie, bo jest prawie pewne, że podobne zaproszenia dostali wszyscy studenci, którzy zaliczali u niej egzamin.
Nie wiem, czy już się gdzieś nie przewinęło. “Homeopatyczny ostry dyżur”.
Jak na moje genialne.
Jak na moje to jednak brytyjski suchar
O prosze, mainstream podchwycil temat dr Ashkara!
http://wyborcza.pl/leczyc/1,102641,8383879,Zapotrzebowanie_na_czary.html?as=1&startsz=x
@ Adi:
Ładne są zalinkowane pod koniec artykułu listy współpracownika Ashkara, niejakiego Polańskiego
Witam szanownego gospodarza i komentatorów, to mój debiut po roku lurkania.
Pewnie wszyscy już widzieli, ale może kogoś ominęło. Pani minister od “równouprawnienia” strikes again. Po wypowiedzi dla “Gościa niedzielnego”:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80708,8397163,Minister_ds__rownouprawnienia__szkola_katolicka_moze.html
W telewizji śniadaniowej dokonała outingu swojego rozmówcy, za co niby przeprosiła:
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103087,8409301,Radziszewska_wytknela_Smiszkowi__ze_jest_gejem__Na.html
Oczywiście na posterunku jest jeden z naszych ulubieńców poseł Gowin:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80708,8414370,Gowin_broni_Radziszewskiej___Wegetarianie_moga_zatrudniac.html
Przy okazji słowa najwyższego uznania dla Barta i komentatorów, za notki i komentarze. Wracam do lurkania.
zinn :
No i dziś o tę historię niemal się pokłóciłem z blue.berry w firmie. Otóż dla mnie wyoutowanie geja działającego w Kampanii Przeciw Homofobii, będącego w dodatku partnerem jej szefa (co to za tajemnica poliszynela, skoro piszą o tym w Google), to żadne wyoutowanie. Radziszewska wykonała wiele bucerskich zagrywek, ale tu akurat bym jej odpuścił, zwłaszcza że to nośna historia, mająca zadatek na idiotyczny lewicowy mit, który się będzie ciągnął za Radziszewską do końca jej dni – “to ta pani, co wyoutowała geja w TVN”.
Mity prawicowe są dlatego takie fajne, że to bzdury. I jak ktoś sprawdzi, o co tak naprawdę chodziło z tekstem o grubej kresce albo odpieprzaniu się od Generała, to ma dużo uciechy i może się intelektualnie powywyższać ponad głupców, którzy powtarzają te mity jak święte prawdy. No to ja bym chciał, żebyśmy u siebie takich głupotek nie tworzyli.
Komentarz redakcji Polgej.pl:
Komentarz Abiekta:
OK masz rację, pewnie “outing” to złe określenie – chociaż akurat ja nie śledzę kto jest kim w KPH, kto jest czyim partnerem i nie wiedziałbym gdyby nie pani minister, ale użycie tego jako argumentu w dyskusji (skoro to pedał to jasne, że w tej sprawie będzie nieobiektywny), szczególnie przez ministra od równouprawnienia to mega-bucera.
zinn :
Nie bierz tego do siebie. To nie zarzut wobec ciebie, bo przecież to nie ty sam tworzysz ten mit, tylko media o tym trąbią.
zinn :
To jest kolejna zabawna sprawa, bo na moje oko to nie miał być argument, tylko pani Radziszewska wzięła najbliżej leżącego geja i chciała go użyć jako przykładu – ale nie dowiemy się nigdy, jak go chciała użyć, bo jej przerwano i w zasadzie nic nie powiedziała.
I żeby nie było nieporozumień – zgadzam się, że ta osoba nie powinna być pełnomocnikiem rządu ds. równego traktowania. Powinna się wziąć za ręce z panią Lipowicz i powinny obie pobiec w nieznanym kierunku bardzo szybko.
bart :
Bardzo klasyczna tajemnica poliszynela, bym powiedziala ;)
Fakt :)
Dzisiejsza Wyborcza wyjaśnia jak Żydzi mogli przejść przez morze, a rydwany faraona zostać pochłonięte przez odmęty. Czy odbył się ostatnio jakiś abordaż Arki Noego na dział Nauka? Prosimy o komentarz jakiegoś insidera albo środowisk zbliżonych.
bantus :
Co się czepiasz, LUDZI TO INTERESUJE. Poza tym zdaje się poszło w periodyku peer review, więc Nauka!
Na portalu Wyborczej można znaleźć coraz bardziej kuriozalne rzeczy: doctors don’t save children, magical pictures save children!
Hmmm. Trystero na nwo.com.pl? http://newworldorder.com.pl/artykul,2486,Big-Pharma-%EF%BF%BD-fakty-i-mity-o-marketingu-i-badaniach
tannenberg :
Wcześniej go Stop Codex “przedrukował”, nie pytając o zgodę.
W temacie Morza Czerwonego:
http://scienceblogs.com/pharyngula/2010/09/inventing_excuses_for_a_bible.php
http://whyevolutionistrue.wordpress.com/2010/09/23/parting-the-red-sea/
Faktycznie peer reviewed!
m_caliban :
Jaki interes Michnik ma w puszczaniu takich tekstów na portalu Wyborczej ???
Funkcjonariusz MINISTERSTWA PRAWDY ucISZA krytyków !
tak offtopicznie, to sympatyczna, młoda koleżanka, która zawitała z Centrum Wszechświata (read: Wrocław) – koniecznie chciała skoczyć pod brak krzyża, porobić fotki. Zamiast walczyć z niedobitkami Obrońców Krzyża, czemu po prostu ich nie obiletujemy?
Inna sprawa, że wrażenie zrobiły na niej także schody ruchome przy trasie WZ. Ktoś z warszawochtonów w ogóle pamięta, że One Tam Są?
Blackops :
Ale po co tu wszystko jest http://wobroniekrzyza.wordpress.com/
A poza wszystko mnóstwo lolkontentu
@ Blackops: “schody ruchome przy trasie WZ. Ktoś z warszawochtonów w ogóle pamięta, że One Tam Są?”
Pamiętam tylko datego, że jako smarkateria paroletnia na początku ejtisów jeździłam nimi z lubością, później mi je zabrali!!11eleven!, a później ku mojej wielkiej radości zwrócili. Ale ja generalnie mam mały kink na schody ruchome i podziemia.
@ Ziutek:
Np. “Relacja Eli (o dwóch kulach) z godz. 20:15 (24.09.)” :d
http://forum.fronda.pl/?akcja=pokaz&id=3632277
Inni miłujący bliźniego forumowicze odpisują “+”. Znaczy, modlą się, żeby Bronka spotkało nieszczęście?
Aethelstan :
Seems likely. #czasami-moi-współkultyści-mnie-zadziwiają
Aethelstan :
Święty Janie Nepomucenie, patronie Trok od Kaleson, módl się za nami.
Tymczasem głos zabrał Tomasz Terlikowski, znany endokrynolog:
dokonuje się gigantyczna promocja producentów pigułek, które niczego (z definicji) nie leczą, a doprowadzają człowieka do stanu choroby (gorączka jest bowiem objawem stanu walki zdrowego organizmu z chorobą i najlepszym dowodem na to, że wszystko z jej organizmem jest OK)
dokonuje się gigantyczna promocja producentów pigułek, które niczego (z definicji) nie leczą, a doprowadzają człowieka do stanu choroby (ból jest bowiem sposobem w jaki zdrowy organizm sygnalizuje nam chorobę)
Zupełnie nie rozumiem, czemu Tomasz T. urwał w najlepszym momencie. Powinien przecież wyciągnąć logiczny wniosek, że skoro płodność jest oznaką zdrowia, to kobieta, która dobrowolnie chce się ubezpłodnić, jest chora, zapewne umysłowo. To otwiera pole do ciekawych interpretacji.
Also: Dokonuje się gigantyczna promocja producentów chleba, który z definicji nie likwiduje głodu, bo kto zje chleb, ten za parę godzin znowu jest głodny. Komu zależy na utrzymywaniu społeczeństwa w stanie ciągłego łaknienia?
Jakbym był kobietą i musiał tolerować, że o mojej płodności ciągle wypowiadają się i interesują się nią na każdym kroku goście pokroju Terlikowskiego, to chyba poszedłbym w ślady Bena (nee Barbary) Barres i przyprawił sobie fjuta, żeby tylko oni wszyscy się ode mnie wreszcie łaskawie odczepili.
Ija_Ijewna :
Najlepsze są i tak te w b. Domach Centrum, bo nigdy ich nie wymieniono i nadal są takie fajne stareńkie, z lekko rwanym ruchem wzwyż. A te przy WZ to też pamiętam, że były, a potem nie. Przyzwyczaiłem się, że nie i nie mam odruchu, żeby próbować skorzystać wjechać iść.
@ kazanie Xiędza Terlikowskiego: Jest też, a jakże, wątek Spisku Big Pharmy:
Aethelstan :
W czwartek spotkam pewną endokrynologę, będę miał ją czym zaskoczyć.
Terlikowski oficjalnie zostaje moim nowym idolem. Ten człowiek zna się na absolutnie wszystkim.
Ija_Ijewna :
Polecam zatem stację metra Chatelet w Paryżu. Nie dość że liczne schody ruchome, to jeszcze podziemny chodnik ruchomy.
Ija_Ijewna : :
Stacja Westminster w Londynie. Genialna gigantyczna podziemna hala z mnóstwem schodów ruchomych.
Edit: O, takich.
bart :
Już na medycynie tybetańskiej też jestem :)
T. :
Wiem, przychodzą pingbacki, które wrzucam do spamu. Zły człowiek ze mnie.
Yaca :
Czułem się jak w dekoracji z niezłego filmu SF. A do tego któraś linia jest w taki przezroczystym tunelu z drzwiami i skład metra staje jak w Japonii – drzwi w drzwi.
http://en.wikipedia.org/wiki/File:Westminster.tube.station.jubilee.arp.jpg
janekr :
A do tego Paryża koniecznie przybyć via lotnisko CDG. Koszmarna plątanina schodów ruchomych w półprzezroczystych rurkach, jak w starym filmie sf. Plus podziemny chodnik, który czasem staje się pochylnią ruchomą!
Przyznać się, kto jest sutenerem a kto tylko awanturnikiem? Ostatni wywiad Jarkacza dla Newsweeka – odlotowy.
Kiedyś, w sierpniowy wieczór, celowo przez kilka godzin obserwowałem to, co się tam dzieje. Siedziałem w samochodzie, bo wolałem uniknąć objawów sympatii. Było wielu ludzi, ale nic niebezpiecznego się nie działo. Dopiero Komorowski swoją zapowiedzią usunięcia krzyża doprowadził do nieprawdopodobnego wybuchu agresji wobec znajdujących się pod krzyżem ludzi. Nagle tam zaczął pojawiać się najgorszy element, jacyś sutenerzy i awanturnicy, codziennie atakowano obrońców krzyża.
Prezesowi też wymknęło się o Poncyliuszu
NEWSWEEK: Potem jednak był Smoleńsk i wybory prezydenckie, a pan zrobił owego niewiernego Poncyljusza rzecznikiem sztabu.
JAROSŁAW KACZYŃSKI: Ja go rzecznikiem nie zrobiłem. Powołano go, a ja nie podniosłem wielkiego protestu. Było takie przeświadczenie, że ładne buzie w sztabie – a on jest przystojny – i demonstrowanie, że ja jestem niesłychanie łagodny, przyniesie nam poparcie elektoratu wielkomiejskiego. Łagodnie mówiąc, nic z tego nie wyszło.
http://www.newsweek.pl/artykuly/sekcje/polska/jaroslaw-kaczynski–chce-byc-premierem,65296,1
Eli, czy Poncyliusz to ładna buzia?
Nad stadionem futbolu amerykańskiego w Manhattan, Kansas, podczas meczu ligi uniwersyteckiej, zbierało się na burzę, a kibice myśleli, że to KONIEC ŚWIATA.
Czy otchłań już odpowiedziała?
RobertP :
Pragnę przypomnieć, że w metrze moskiewskim ściana oddzielająca tory od peronu z drzwiami otwierającymi się równo z drzwiami wagonów funkcjonowała już w latach 70. ub. wieku.
Fakt – bez przezroczystości.
wo :
To właśnie konkretne lotnisko grało PRZYSZŁOŚĆ w starym filmie sf “Test pilota Pirxa”.
janekr :
Trudna sprawa, być ‘location scout for future environments’
A o co wy chcielibyście się modlić? (w komciach ktoś proponuje w intencji szybkiej budowy A1, coś dla wo)
RobertP :
Jubilee, ale nie cala. Wiekszosc londynskiego metra niestety wyglada znacznie gorzej niz stacja Westminster.
Stacje londynskiego metra sa czasami takie rozlegle, bo powstaly z polaczenia mniejszych.
janekr :
Jubilee otworzyli wlasnie pod koniec lat 70-tych, ale nie wiem, czy od razu byla tam ta sciana.
wo :
Bylem tam 2 razy a nie widzialem :(
O nową notkę na nową porę roku.
http://blog.rp.pl/wildstein/2010/09/14/wrak-jako-symbol/
Dlaczego nikt się domaga aby wszystkie ofiary katastrof drogowych uczcić przez zabezpieczenie wraków autokarów? Tylko wraki samolotów zasługują na ochronę?
ojap :
Za pszczoly
janekr :
Eeee, a nie Szeremetiewo?
@lotnisko w rurkach
A pojemniki z pianą przeciwdetonacyjną pod spodem są?
Alex :
Katar, zdałem test ze znajomości Lema?
vauban :
Wolimy umierać przodem.
@ Gammon No.82:
A blondynce z pieskiem urwało nogi, i się wykrwawiła się. No cóż, zdarza się.
I tu pytanie: skąd pochodzi “zdarza się”? Hint: nie film by Koterski.
ojap :
Tymczasem na skrzyżowaniach Łodzi odbył się największy flashmob w dziejach miasta.
vauban :
Vonnegut, Rzeźnia nr 5.
Żal mi ostatnio RAZ-a. Biedny zorientował się, że od jakiegoś czasu dyskurs polityczny toczy się gdzie indziej i że tłuste czasy pisowców minęły bezpowrotnie. Mendzi i mendzi (see what i did there?) o to, żeby ich – pisowców – z powrotem traktować poważnie jak w 2005 roku. Jakby nie widział, że PiS to taki dzisiejszy odpowiednik Samoobrony.
wo :
Nie byłem przy tym, ale:
http://niniwa2.cba.pl/szczerba_rezyser_tego_filmu_nie_jest_samobojca.htm
BTW sic, pfuj i nomen omen: “”Test pilota Pirxa” zdobył Złoty Asteroid na festiwalu SF w Trieście. […] wygrałem z “Obcym – ósmym pasażerem Nostromo” Ridleya Scotta”
A to jest chyba nieprawda: “Lem miał mieszane uczucia. Mówił, że “Test pilota Pirxa” jest gorszy niż “Śledztwo”, że dałem sobie radę zupełnie nieźle, ale nie jest to film, który by go rzucił na kolana. Pocieszam się myślą, że znacznie gorzej przyjął obie wersje “Solaris”, radziecką i amerykańską.” O ile wiem, Solaris amerykańskie miało u Lema znacznie wyższy noty, niż Piestrak.
janekr :
Métro Châtelet direction Cassiopée
@ Barts:
Wcale przyjemna stacja, wcale. W ogóle po Paryżu fajnie podróżuje się pod ziemią.
Tylko link coś aby nie wyszedł.
m_caliban :
a żebyś wiedział, że czasem mam na to ochotę
Aethelstan :
podoba mi się to “wiem, ale nie powiem” (=NA RAZIE zmilczę, czyli to nie koniec artykułów ginekologicznych)
poza tym – witam :)
Takie dobre, że aż tu też blipnę.
This is a news website article about a scientific paper.
@ bart:
#blipzabijakomcie
@ bart: Dobre. Guardian rulez :)
magdalena :
To raczej jest opisywana przez wo metoda “argumentacji”, charakterystyczna dla wyznawców teorii spiskowych:
A tymczasem…
http://www.plejada.pl/17,37921,wideo,,202972,reni-jusis-eko-mama,artykul.html
W 47 sekundzie Pani się zastanawia nad podstawowymi szczepieniami. :)
Jaki kraj, taka Jenny McCarthy.
Żałość, piździelstwo i głupota. Niestety, z tego co słyszę, co tydzień.
chyba jeszcze nie było?
zyrix :
Co jest w tym papierku, szczątki ludzkie?
Gammon No.82 :
Zdjęcie nazywa się Krówka3.jpg
kwik :
A bo ja jeden robię takie pomyłki?
http://www.gazetakrakowska.pl/fakty24/313880,krakow-sledczy-rozwiklali-zagadke-koszyka-pelnego-kosci,id,t.html
No tak, krówki były z tej strony.
#raczkowski
Fascynuje mnie jego fascynacja Urbanem. Uszatek zadziwił mnie tylko raz, gdy został obrońcą wolności słowa. Jak go skazali za “Breżniewa” bodajże, czy coś takiego, to mi szczęka do ziemi opadła. Teraz mnie kusi, żeby sobie kupić jego czasopisemko, mam spory dysonans poznawczy.
bantus :
W warunkach III RP nawet trzeciorzędny wolterianin jest postacią użyteczną.
Nigdy wcześniej nie próbowałeś?
@ bantus:
Mnie zafascynował pomysł Raczkowskiego z Gowinem i ciekłym azotem.
robur zdobywca :
Ściągnięty z Jacka Hołówki (“…te wypowiedzi [sukienkowych, cytowane wcześniej tamże – G82] nie zawierają żadnego rzeczowego argumentu przeciwko zapłodnieniu in vitro. (…) Porównują zamrożenie zarodka, który ten stan doskonale przeżywa, do zamrożenia człowieka, który – gdyby go zanurzyć w płynnym azocie (…) – musiałby niechybnie zginąć”).
Jacek Hołówka, Manipulacje na ludzkich zarodkach, “Prawo i Medycyna” nr 1 z 2008 r., s. 45.
EDIT: Oczywiście nie znaczy to, że widzę jakieś poważne przeciwwskazania do wsadzenia Gowina w ciekły azot, a nawet w ciekły hel. Być może dałoby się przy okazji uzyskać katolickie ciało nadprzewodzące.
Czy dobroczynny krzem już był?
http://www.orsi.pl/
[uwaga na oczy]
Gammon No.82 :
O rany. Musk też obrywa. Podręcznikowy przykład altmedowego szaleństwa. Pożar krzemu we Wszechświecie zrzucił mnie z fotela. No, prawie. W każdym razie, Rabo Karabekian* miał rację: jesteśmy wszyscy niewzruszonymi pasmami światła…
*patrz Vonnegut: Śniadanie mistrzów oraz Sinobrody.
Gammon No.82 :
Ha, Sedlaka tam cytują.
A swoją drogą to może być extra dla czcicieli ognia( lub wody). Woda jako “popiół” po wielkim paleniu we wszechświecie. Oryginalny odlot.
Z nudów zerknąłem do Astroawarii a tam czad – “leśna chatka Iluminata”
“o darmowej energii mówi się od lat, że niby jest znana, ale ukryta przed ludzkością przez Iluminatów. Pisało o tym wielu, a ostatnio Jan van Helsing, który twierdzi, że był w leśnej chacie Iluminata i widział jak to działa. Paru psychopatów wpadło do tego bloga i żądali od nas, żebyśmy natychmiast przedstawili im niezbite dowody na istnienie takowej energii, a jeśli ich nie przedstawimy to mamy się zamknąć i nie opowiadać mitomańskich bajek. Czyż nie jest to najlepszy dowód na to, że taka energia istnieje, ale my mamy nic o niej nie wiedzieć? “
Gammon No.82 :
Chyba kaski na to nie wydałem, zbyt tabloidowe, ale rękach miałem, bez zachwytu. Urbana postrzegałem zawsze jako nihilistę (i hedonistę), coś w rodzaju Rzymianina po upadku Rzymu. Postawa raczej dla mnie niezrozumiała.
robur zdobywca :
TM może nie jego, ale zabawny fragment i w ogóle fajny wywiad w przeciwieństwie do sąsiedniego gniota. Normalnie wstrzykują sobie te dopalacze dożylnie. Sam bym pewnie teraz nic tam nie kupił, ale mójborze, szkoda, że sobie żule nie wstrzykują tego etanolu na przystanku.
Z reguły nie zwracam na takie rzeczy uwagi, bo nigdy nie byłem palaczem, ale ktoś dziś przede mną fajki kupował i państwo ewidentnie twierdzi, że “palenie zabija”. Well? No kurwa jak zabija to co? Państwo zabija własnych obywateli i na tym zarabia? Heloł?!
RobertP :
Z nudów? Zasubskrybowanie RSS-a z komentarzami z jej blogaska głównego i o chemtrailsach to była najlepsza wirtualna inwestycja w 2010 r. Tam chodzą takie rzeczy, że aż mi się stygmaty otwierają. Np. teoria, że na starych filmach telAwizja dodaje cyfrowo chemtrailsy. No bo przecież wszyscy wiedzą, że dawniej chemtrailsów nie było, a w tych filmach są.
bantus :
Jakie państwo?
bart :
Każde.
@ vauban:
Nie odpowiedziałeś, czy miałem rację z Rzeźnią numer pieć. Choć po Twojej fazie na Vonneguta, widzę, że tak. :)
bart :
Mocne. Ale jak tam nie mogę za często zaglądać. Jeden osobnik stojący na rogu z tablicą “koniec jest bliski” jest zabawny, ale jakbym jadąc do roboty minął cały szpaler takich? To już klimaty trochę jak horroru.
@Yaca
Tak, miałeś.
Yaca :
E tam. Mówienie, że państwo truje swoich obywateli papierosami, zarabia na tym i jeszcze ich ostrzega, to jakieś okropne uproszczenie.
@Yaca
Jasne, że tak.
Vonnegut, btw. jest do bólu amerykański, ale miał serce po właściwej stronie. Zrobił dużo dobra dla tego Wszechświata.
bart :
W filozofii nauki nazywają to “idealizacja”.
vauban :
co
bart :
Tru. Palacze trują się sami. Ale jest pewna, delikatna schizofrenia w mówieniu “nie róbcie tego, bo umrzecie”, a potem ciągnięciu z tego kasy.
BTW, chciałbym zobaczyć jaka jest proporcja między wpływami z podatków od tytoniu, a wydatkami na edukację uświadamiającą i leczenie nowotworów spowodowanych paleniem.
Mocny kontent by Teh Sunday Guest:
Yaca :
No ale zaraz. Palacze kreują popyt, który jest zaspokajany przez prywatne firmy. A wszystko odbywa się przy niechętnej zgodzie państwa, które mówi “No OK, jak chcecie sobie niezdrowo robić, to płaćcie dodatkowe składki na opiekę zdrowotną”. Przecież (tak mi się przynajmniej wydaje) kasa tracona w wyniku obywateli mrących na serce i raka albo co gorsza nie mrących, tylko umierających powoli w drogich szpitalach, podłączonych do drogich kroplówek – to ta kasa jest większa od kasy ściąganej z akcyzy na fajki.
Owszem, można zabronić. Ale przecież zaraz się zlecą Korwiny, że APARAT UCISKU ODBIERA NAM PRAWO DECYDOWANIA O WŁASNYM LOSIE. I tabuny gości w wędkarskich bezrękawnikach będą zawracać głowę biednym polskim sędziom.
Aethelstan :
Kliknąłem w linka, bo ci nie uwierzyłem.
digan :
Się do “Co” podepnę. A powinno być nawet: RZECO?!
Swego czasu wybrałem się do Denver CO z “Rzeźnią” w kieszeni, wchłonąłem stanowczo zbyt szybko (nudna konferencja), więc poturlałem się do B’n’N i wytachałem jeszcze trzy pozycje (zdaje się, że Śniadanie, Galapagos i Timequake)… no to miałem już do końca pobytu niezły dysonans poznawczy: za oknem hameryka, a przed nosem Kilgore Trout.
Vonnegut jest mniej więcej tak amerykański jak Bareja komunistyczny. Nie trzeba do tego nawet czytać “Człowieka bez ojczyzny”
bart :
Podłe oszustwo. To ja te chemtraile cyfrowo dodaję. W paincie.
JCW :
Kupiłem sobie książkę o Barei. Ciekawa, ale autor podskórnie sugerował, że Bareja, jakby żył, to by pił^Wbył Kaczystą.
bart :
No i właśnie tu mam mindfuck. Jeśli tak jest, to oficjalnie wycofuję swoje zastrzeżenia. Link anybody?
argument przeciw memowi o drogich w utrzymaniu palaczach, ktory do tej pory dla mnie wygrywa z innymi, to krotszy czas zycia – panstwo krocej placi im (nam) emerytury, krocej leczy nasze dolegliwosci wieku podeszlego etc.
a wydatek “na smierc w szpitalu” palacza jest pewnie porownywalny z wydatkiem “na smierc” niepalacza – niepalacze tez na cos musza umrzec i raczej wiekszosc nie bedzie na tyle mila by po prostu bezkosztowo utopic sie albo zasnac w domu i juz sie nie obudzic. pewnie tez ich czeka rak czy serducho failure. i co wiecej, moze okazac sie, ze beda umierac dluzej (czyt. drozej) niz palacze…
Tegoroczny Nobel z medycyny -> psychiatryk24 -> f5f5f5.