Witamina w cudzysłowie
To będzie jedna z tych historii o doktorze, który odkrył nową witaminę, cudowne lekarstwo na najgorszą chorobę trapiącą ludzkość; lekarstwo, które zawsze było na wyciągnięcie ręki. I jak to zwykle w tych historiach bywa, trzeba wszystko brać w cudzysłów — i doktora, i odkrycie, i witaminę, i leczenie… Ponieważ notka upstrzona taką ilością cudzysłowów będzie wyglądać jak, nie przymierzając, portret Najjaśniejszego Pana obesrany przez muchy, umówmy się, że ja ich nie będę stawiał, a wy będziecie je sobie dopowiadać, m’kay?
To też jedna z tych historii, w których alarm w Detektorze Bzdetu zaczyna wyć na cały regulator już od pierwszych chwil.
W marcu TVN24 nadał poruszający reportaż o chorej na śmiertelnego raka trzustki Róży z Mińska Mazowieckiego. Lekarze nie dawali jej żadnych szans; jedynym ratunkiem miała być „nowatorska i bardzo droga” metoda leczenia witaminą B-17 (nazwa handlowa: Laetrile) w klinice w Meksyku. Temat został mi podsunięty przez sympatycznego czytelnika, jednak nie chciałem o nim wtedy pisać (dlaczego, wytłumaczę pod koniec tekstu). Niedawno o witaminie B-17 napisano na portalu New World Order.com.pl (jeśli klikniecie w link, wrócicie na Blog de Bart — to zemsta adminów NWO za to, że sympatyczny komentator BdB powiadomił IPN o propagowaniu przez NWO kłamstwa oświęcimskiego; jedyne wyjście to skopiowanie i wklejenie linka w nowym oknie lub skorzystanie z linka przez HideRefer). No, pomyślałem, skoro takie autorytety medyczne piszą o Laetrile, to chyba jednak czas się nią zainteresować.
Detektor Bzdetu włączył mi się już na samym początku poszukiwań informacji o Laetrile, przy czytaniu opowieści o (cudzysłów) odkrywcy (cudzysłów) witaminy B-17, samotnie walczącym z chemioterapeutycznym establiszmentem (cudzysłów) naukowcu, (cudzysłów — dalej już sobie poradzicie bez wskazówek, prawda?) doktorze Ernście T. Krebsie.
Doktorów Ernstów T. Krebsów było dwóch — Senior i Junior. Krebst Senior, doktor medycyny, w latach 20. wynalazł oparty na ekstrakcie z pietruszki cudowny syrop Leptinol, leczący hiszpankę, astmę, krztusiec, gruźlicę i — last but not least — zapalenie płuc. Wtedy też nawiązał znajomość z instytucją rządową zwaną FDA, która skonfiskowała mu zapasy syropku pod zarzutem wprowadzania nabywców w błąd co do zdrowotnych korzyści płynących z jego zażywania. Choć Krebs Senior musiał porzucić syropowy biznes, nie dał się jednak zniechęcić do poszukiwania lekarstwa na największe bolączki ludzkości i w latach 40. wynalazł lek na raka o złowieszczej nazwie Mutagen, a na początku lat 50., już razem z Juniorem, stworzył swoje opus magnum — Laetrile, środek oparty na amigdalinie, związku występującym m.in. w pestkach brzoskwini.
Ernst T. Krebs Junior to też doktor, choć jego droga do tego tytułu była ciężka, kręta i długa — trwała aż 35 lat. Wyrzucony ze szkoły medycznej, błąkał się po kilku uniwersytetach, by w 1942 zdobyć z trudem tytuł magistra. W 1973 roku nieistniejący już dziś mały biblijny uniwersytet w Oklahomie nadał Juniorowi tytuł doktora po wygłoszeniu przez niego godzinnego wykładu o Laetrile. Uniwersytet nie miał co prawda wydziałów naukowych, ale co zabawniejsze — nie miał też prawa do nadawania tytułu doktora. Są to jednak detale, nie ma co czepiać się wykształcenia człowieka, który odkrył dla ludzkości nową witaminę B-17 (odkrył też wcześniej B-15, która oprócz raka leczyła również choroby serca). Lepiej czepić się samej witaminy.
Otóż witamina jest z definicji pojęciem względnym. Witamina to związek chemiczny potrzebny do prawidłowego funkcjonowania organizmu, którego to związku organizm nie potrafi sam wytworzyć. Zatem to, co dla ciebie jest witaminą C, dla twojej zaprzyjaźnionej fretki nie jest żadną witaminą, tylko zwykłym, do niczego nieprzydatnym kwasem askorbinowym — fretka bowiem (jak większość ssaków) wytwarza sobie kwas askorbinowy w środku, w wątrobie. Doktor Ernst T. Krebs Junior wierzył zaś, że nowotwory to efekt niedoboru amigdaliny w organizmie. Dla niego więc w świetle powyższych rozważań amigdalina mogła faktycznie być witaminą, ponieważ jej brak w jego mniemaniu powodował chorobę. Dla reszty świata oczywiście coś takiego jak witamina B-17 nie istnieje.
Czytając tekst na New World Order.com.pl, musiałem wyłączać alarm w Detektorze Bzdetu jeszcze kilka razy. Np. kiedy pojawił się argument ad babcinum mądrościum:
Przez cale generacje nasze babcie zwykły dodawać pokruszone nasiona śliwek, czereśni, jabłek, moreli i innych roślin botanicznej rodziny Rosaceae do swych domowych konfitur i dżemów. Babcia pewnie nie wiedziała, dlaczego to robi, ale nasiona wszystkich tych owoców są jednym z najpotężniejszych źródeł witaminy B 17 na świecie.
Serio wasze babcie tak robiły, drodzy czytelnicy? Moje nigdy — szanowały uzębienie swoje oraz swoich bliskich, poza tym były zaznajomione z supernowoczesną technologią ekstrakcji pestek z miąższu, współcześnie określaną jako drylowanie. Ale co region, to inny zwyczaj.
Niedługo później w tekście z NWO.com.pl pojawia się opowieść o ludziach z narodu zamieszkującego pakistańską dolinę Hunza, którzy spożywają ponoć ogromne ilości amigdaliny i dzięki temu dożywają bardzo późnego wieku, a nowotwory są w ich społeczności chorobami nieznanymi. To w rzeczywistości bardzo śmieszna historia. Otóż Hunza istotnie cieszą się dobrym zdrowiem nawet w podeszłym wieku, nie ma to jednak związku z pokruszonymi pestkami w ich dżemach, ale z faktem, że odżywiają się głównie owocami i warzywami oraz dużo zapieprzają po górach. Faktycznie do lat 50. nie odnotowano u nich nowotworów, nie wynikało to jednak z pożerania owoców w całości, ale z braku na ich terytorium jakiegokolwiek lekarza, który mógłby zdiagnozować raka (kiedy w połowie lat 50. do doliny Hunza dotarła ekspedycja medyków z uniwersytetu Kyoto, bez problemu odkryli u niektórych mieszkańców chorobę nowotworową). Mit ich długowieczności ma zaś swe korzenie w latach 70., kiedy dolinę odwiedzili reporterzy „National Geographic”, poszukujący długowiecznych społeczności. Hunza nie prowadzą kronik i nie przywiązują zbytniej wagi do liczenia lat, pytani więc przez dziennikarzy o wiek bez kozery mówili pińcet.
No dobrze, ale to wszystko śmichy-chichy i głupie anegdotki, a jakie są fakty, co mówi PubMed? Otóż PubMed mówi zaskakująco dużo, bo Laetrile to wcale nie żadna „nowatorska” metoda (bo że bardzo droga, w to nie wątpię). Swój szczyt popularności przeżywała w USA w latach 70. (próbował się nią ratować m.in. Steve McQueen). Szacuje się, że zażywało ją 70 000 chorych Amerykanów. Efekty? Żadne. W 1978 r. Narodowy Instytut Raka rozesłał prośby o zgłoszenie przypadków obiektywnego polepszenia po kuracji witaminą B-17 do 385 000 lekarzy, 70 000 innych osób zajmujących się opieką zdrowotną oraz do stowarzyszeń propagujących stosowanie Laetrile. Mimo tak zmasowanej akcji otrzymano jedynie 68 zgłoszeń, z których po przeanalizowaniu za uwieńczone sukcesem uznano sześć (analiza przypadków dokonana była z rygorem ślepej próby — eksperci nie wiedzieli, czy opiniują historię chorego poddanego zwykłej chemioterapii, kuracji Laetrile czy nie otrzymującego żadnej pomocy).
W 1982 r. w kilku amerykańskich szpitalach (w tym w renomowanej Mayo Clinic) przeprowadzono eksperyment na 178 chorych, poddając ich tzw. terapii metabolicznej, w której skład oprócz Laetrile wchodziła specjalna dieta, enzymy i witaminy. Efekt? Żaden, porównywalny do braku jakiejkolwiek terapii. A właściwie nie żaden, tylko wręcz negatywny: u niektórych badanych wystąpiły objawy zatrucia cyjankiem. Nie wspomniałem, że kuracja amigdaliną może prowadzić do zatrucia cyjankiem? Ale ze mnie gapa! Oczywiście, że może prowadzić, co tylko utwierdza w przekonaniu, że jeśli sięgać po (cudzysłów) medycynę alternatywną, to najlepiej po homeopatię. Przynajmniej człowiek nie zrobi sobie krzywdy.
Zainteresowanie witaminą B-17 w Stanach wygasło pod koniec lat 80. Dziś co jakiś czas ktoś trafia do więzienia za handel Laetrile — w 2003 r. przytrafiło się to np. Jasonowi Vale, mistrzowi świata w siłowaniu na rękę, prowadzącemu firmę Chrześcijańscy Bracia. Zaprawdę, czasem życie pisze najdziwniejsze scenariusze.
Poupadały te wszystkie meksykańskie kliniki, które leczyły naiwnych witaminą B-17. Zostało ich raptem kilka, m.in. ośrodek o cynicznie szczerej nazwie Oaza Nadziei, do którego pojechała Róża.
Właśnie, dlaczego nie chciałem wtedy pisać o Róży? Nie trafiła do mediów z powodu swojej choroby, ale z powodu heroicznej kampanii na rzecz jej uratowania, którą rozkręcili jej najbliżsi. Cały Mińsk Mazowiecki zbierał na wyjazd Róży do Meksyku, w salonach fryzjerskich i cukierniach wystawiano skarbonki „na Różę”. Mistrz kickboxingu podarował swój pas na aukcję. Organizowano koncerty charytatywne. Zgłosiła się fundacja z Wrocławia i udało się, uzbierali na podróż do Oazy Nadziei. Taka sytuacja rodzi pytania, których chyba nie powinno się głośno wypowiadać, przynajmniej nie wtedy. Co można powiedzieć ludziom, którzy wspólnie starają się pomóc sąsiadce, nie wiedząc, że zostali oszukani? Czy jeśli w przyszłym roku WOŚP będzie zbierać na magiczne różdżki leczące Morgellony, zmieni to coś w ocenie motywacji ludzi wrzucających datki do puszek? Czy wrzucić samemu? Czy powinno się przekazywać 1% na rzecz dziecka z autyzmem, którego rodzice rujnują się na kosztowne, choć bezwartościowe terapie suplementacyjne?
Nie umiałem wtedy pisać o Róży, bo to nie był czas. Jeśli jest coś dobrego i godnego szacunku w tej historii, to jest to płynąca od obcych ludzi chęć pomocy, której doświadczyła Róża i jej bliscy. Teraz mogę już pisać, ta historia już się skończyła, a skończyła się tak, jak zwykle kończą się takie historie. Po tygodniach niepotrzebnych dodatkowych zabiegów, badań i tułaczki Róża zmarła w hospicjum w San Diego, daleko od domu.
Przy pisaniu tekstu korzystałem przede wszystkim (można nawet powiedzieć, że rżnąłem) ze znakomitego artykułu „Wzlot i upadek Laetrile” na Quackwatch. O micie długowiecznego ludu z doliny Hunza możecie poczytać na longevity.about.com i w piśmie „CA: A Cancer Journal for Clinicians”. Streszczenia wyników badań nad Laetrile znajdziecie jak zwykle w PubMedzie: 1, 2. Historię walki Róży z rakiem zebrano na poświęconej jej stronie.
PS. W komentarzach jeden z obrońców B17 obala wyniki oficjalnych badań poświęconych amigdalinie następującym argumentem:
Niejaki dr. James Cason z University of California w Berkeley przetestował część substancji używanych w badaniach prowadzonych przez NCI [Narodowy Instytut Badań nad Rakiem] na temat amigdaliny i okazało się, że substancje te nie zawierały amigdaliny.
I to prawda. James Cason faktycznie ogłosił taki sensacyjny wynik swoich eksperymentów z próbkami Laetrile. Gdzie ogłosił? W jakimś recenzowanym, poważnym piśmie? W jakimś nierecenzowanym piśmie? W biuletynie uczelnianym? Nie. Wspomniał o tym w swojej autobiografii. Należy też dla przyzwoitości wspomnieć, że James Cason był wielkim zwolennikiem B17 i uważał ów specyfik, wbrew wszelkim wynikom badań i zdrowemu rozsądkowi, za znakomity lek na raka.
@ venividi:
Moja opinie, ze wiatraki sa brzydkie, nazywasz bzdura? Nielogiczne i niegrzeczne.
Co do ptakow, to moze cos sie zmienilo, ale dawniej turbiny kosily ptactwo.
krwawy_krolik :
Racja. To nie jest bzdura. To jest koszmarne pierdolenie.
Proboszcz :
Posłuchałem tego dopiero teraz, w pracy nie mam głośników. Thomas Eliot był prorokiem – najokrutniejszy miesiąc to kwiecień.
@Spod krzyża:
#mspanc
krwawy_krolik :
Kwestia gustu. Mnie nie przeszkadzają. Ba, właściwie to lubię wiatraki. I małe elektrownie wodne, zawsze chciałem mieć coś takiego.
vauban :
A mnie wkurzają. Świetny sposób, żeby z normalnego krajobrazu zrobić postindustrial cyberpunk, jak zaraz za zachodnią granicą. Rozumiem, czyste źródło energii, ale ładnie toto nie wygląda.
Proboszcz :
Przecież to jest śliczne.
mrw :
Wole trawkę, górkę, owieczkę, drzewko bez dodatkowych stalowych fallusów.
vauban :
Memel?
Gammon No.82 :
Pewnie to mieli na myśli. Chociaż jakbym był geograficznym nazistą, to bym się kłócił, że Zalew Kuroński. Ale mi się nie chce.
mrw :
Tylko strasznie dużo prądu musi żreć, żeby tak z setkę rozkręcić.
krwawy_krolik :
Twoje dwa pierwsze argumenty to degustibus i tautologia, a trzeci to legenda urbana, choć masz rację że dawniej było z tym gorzej. O wiele większym eksterminatorem ptaków są budynki, pojazdy, linie wysokiego napięcia, pestycydy, a żeby było weselej – przede wszystkim koty. Przy czym są to różnice kolosalne: linie wysokiego napięcia to 130-174 miliony fragów rocznie, wiatraki 10-40 tysięcy (Stany).
A poza tym są ładne.
oczywiście że są ładne
http://plfoto.com/zdjecie,szukaj,wiatraki,1971884.html
@venividi
Można poprosić o źródło twoich danych?
venividi :
Powinniśmy porównywać liczby bezwzględne czy też jednak wziąć pod uwagę ilość linii wysokiego napięcia i wiatraków?
M :
szczególnie w odniesieniu do kotów?
zyrix :
Let me Google that for you.
Also.
@ bart:
zakłada sie tu, że 9 mln kotów żyjących w UK zabija rocznie 30 małych zwierząt. Śmiem twierdzić, że większość żyjących tu kotów (w tym dwa moje i wszystkie moich znajomych) nie wychodzi na zewnątrz i nie zabija niczego :) Mocno naciagane te hipotezy.
bart :
bart :
A tych zasranych gołębi w Warszawie to jakoś nie mogą wytłuc.
zyrix :
No proszę cię.
/bart :
bart :
http://www.theonion.com/articles/kitten-thinks-of-nothing-but-murder-all-day,9783
Ale pocieszę cię. To samo RSPB twierdzi:
M :
Bart już odwalił robotę za mnie, ale pełno o tym w sieci, choćby tutaj.
M :
To oczywiście jest dobre pytanie, ale trzeba pamiętać że Stany to największy producent energii wiatrowej na świecie, co oddaje skalę zjawiska.
Zaś anegdotycznie – najnowsze turbiny są projektowane w taki sposób, że zabiją mniej ptaków niż linie energetyczne odprowadzające prąd w nich wyprodukowany. Oh wait. Więc w sumie wiatraki robią holocaust ptakom!!1
zyrix :
Hint: A feral cat is a domesticated cat that has returned to the wild, or the offspring of such a cat.
A w Anglii nie ma lasów, więc gdzie one mają, bidulki, dziczeć?
venividi :
Dachowce są generalnie kastrowane przy każdej nadażającej się okazji ;) więc offspring dużego problemu nie stanowi, a ciężko wyobrazić mi sobie to zdziczałe potomstwo rasowych persów, devonów i im podobnych, grasujące milionami po wrzosowiskach i kniejach.
Chyba więc wpływ na populację ptaków te koty maja podobny do wiatraków. Czyli żaden.
bart :
Możnaby pokusić się o postawienie podobnej tezy w odniesieniu do wiatraków.
Jak taki ptak leci i nie widzi pokaźnego skrzydła co prowadzi centralnie do zderzenia, to z takim ptakiem ewidentnie cos jest nie tak ;)
Ergo:
There can be evidence that wind turbines tend to take weak or sickly birds.
zyrix :
No możnaby, ale czy to ma sens?
bart :
Nie. Dlatego doniesienia o morderczych kotach i morderczych wiatrakach traktuję jednakowo poważnie.
zyrix :
Masz doniesienia o tysiącach ptaków zabitych przez wiatraki i milionach ptaków zabitych przez koty. Kontrujesz je wyłącznie dowodem z anegdoty oraz dowodem z osobistego niedowierzania. To jak tu ciebie traktować poważnie?
bart :
Ma rację, zobacz jakie koteczki są słodkie, czy mogłyby zabijać ptaszki?
A te wszystkie dachowce co mi nocami mordy drą pod oknem to na pewno od tego kastrowania. Coming to think about it, sam bym zresztą darł mordę.
bart :
O, przepraszam te doniesienia to dlaczego ja mam traktować poważnie?
A kto napisał, że
To ja myślę, że mój dowód anegdotyczny jest tak samo dobry.
To ja się poddaję i dziękuję bardzo za wyczerpującą rozmowę.
czescjacek :
Brzydzą się.
Gammon No.82 :
Za mało wiatraków.
“O, przepraszam te doniesienia to dlaczego ja mam traktować poważnie?”
Ojej :(
zyrix :
O tak, donosy do kosza!
BTW mit o tym, że wiatraki i baterie fotowoltaiczne wymagają więcej energii przy produkcji niż same w czasie swego działania wytworzą też już obalono.
W dzisiejszej Wyborczej tekst o szarlatańskich “terapiach” antyrakowych. Jest i o cieciorce w łydce.
Luuudzie, krzyż zabrali w nocy.
O ósmej rano. To noc chyba tylko dla Blindlibrariana.
Szef Kancelarii z czterema ziomkami wziął krzyż do kaplicy, skąd pójdzie na pielgrzymkę albo od razu do kościoła – i co? Nie można było tak od razu zrobić, zanim wybuchła cała ta afera?
Zabrali mi krzyż podobny do bramy triumfalnej…
Została tylko szaranagajama.
I pan Dareczek.
bart :
Nie tylko. Także dla Małgorzaty Wassermann.
bart :
Przepraszam, miałam stare informacje, a ‘w nocy’ brzmi dramatyczniej :P
ojap :
Coś mi się zdaje, że określenie “pod osłoną nocy” czeka w najbliższym czasie wielka kariera medialna.
No przecież o tablicy, którą montowano koło 10 rano, też można było przeczytać, że “pod osłoną nocy”. Ci ludzie tak mają.
W odpowiedzi obrońcy zaczęli się modlić.
venividi :
Czy jeśli modlitwę się zoutsourcinguje i np. wynajmie 1000 Chińczyków/Indusów, żeby się modlili za nas, to efekt jest taki sam albo i lepszy?
Bo tak sobie wyobraziłem np. 10^7 Azjatów szepczących w intencji coby KATa szlag trafił…
sheik.yerbouti :
Proponuję coś lepszego: turbinowe młynki modlitewne.
Gammon No.82 :
Lepiej nie. Już Kuttner pokazał nam, że tego się nie mechanizuje, bo koniec świata gotowy.
sheik.yerbouti :
Nie wynajmuj, zresztą modlitwy chińczyków mają jakość chińskich trampek.
Popieraj swoje – http://www.zakony.diecezja.tarnow.pl/index_01.php?o=1
Dobre bo polskie http://www.mateusz.pl/intencje/
P.S. UWAGA:
Siostry Karmelitanki Bose nie używają internetu. Możesz je poprosić o modlitwę
telefonicznie: 014-62-76-122
sheik.yerbouti :
Jeśli masz na myśli “Dziewięć miliardów imion Boga” to był Arthur C. Clarke
sheik.yerbouti :
Nie Kuttner.
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,8383187,_Obroncy_krzyza__zapowiadaja_protest___Przyniesiemy.html
Impreza trwa
ojap :
Tamże: “na razie chcą ułożyć krzyż z irysów”.
Krzyż z krówek.
Krzyz z toffi.
Krzyż z kukułek.
bart :
Chciałbym zaznaczyć, że w #ttdkn jest więcej ludzi, którzy rozumieją, że 8 rano to jest bandycka godzina.
Ejże, panie spamołap!
eli.wurman :
No jest, ale miałem kiedyś sygnaturkę (na pl.soc.dzieci )
“Optymista – to człowiek mający dwójkę dzieci i nastawiający budzik na dziewiątą rano”
@Eli
Bandycka może i jest, bo tylko bandyta kazałby mi wtedy wstawać (mój kontraktodawca). Ale muszę przyznać, że osłonę nocy to musieliby sobie z brezentu zbudować, bo już teraz jest ciemniej niż o tej 8 rano…
Jiima :
Oj, to po prostu była noc moralna i polityczna.
RobertP :
Ja tu jestem kompletnie bez wiedzy, ale podejrzewam, że jak się ma dziecko, to się jest zalanym jakimiś hormonami, które ułatwiają (bo inaczej to pewnie nikt nie miałby dzieci, amirajt?).
eli.wurman :
Dobre hormony to są jak przytulasz najedzone i umyte. Jak się darło po nocy to normalny hormon stresu.
Ale to już było (i ma nie wrócić więcej ), obecnie gdybym pozwolił, to moje w nocy wolały zagrać w Call of Duty i Dawn of War niż drzeć japę :-)
RobertP :
Szfak, Kuttnera lubię a Clarke’a nie bardzo, więc musiałem sobie myślowo przetransferować.
Gammon No.82 :
A w ZSRR:
Krówka z krzyża
Toffi z krzyża
Kukułki z krzyża
ZIMNA KALKULACJA
A jakby zamiast krzyża ustawić min.Kryże? Będzie sobie ot tak – stał i się kojarzył.
Bardzo proszę Gospodarza o usunięcie nadmiaru. Serdecznie przepraszam, ale nadawałem z systemu, który zachowywał się dziwnie i nieprzewidywalnie.
Na zdjęciu przygotowania do sesji Dungeons and Dragons.
http://wiadomosci.onet.pl/raporty/walka-o-krzyz/obroncy-postawia-nowy-krzyz-barierki-zostaja,1,3688622,wiadomosc.html
EDIT:
eli.wurman :
Hmmm… niekoniecznie hormonami, czasem nie daje się na trzeźwo.
Gammon No.82 :
Jeśli nadmiar jeszcze nie poszedł na przemiał, to my ten nadmiar weźmiemy #nahandel
eli.wurman :
Jak owe dwa nagie miecze, co je wziął Dżagiello z krzyżackich surplusów.
Gammon No.82 :
to zdjęcie jest smutne
blue.berry :
Wcale nie, trzeba na nie popatrzeć z innej perspektywy: o, takiej.
blue.berry :
Sesje D&D też są smutne. Bohaterowie walczą i giną za jakieś niezrozumiałe sprawy. Cóż z tego, że odradzają się na następnej sesji? Idea reinkarnacji też jest smutna.
eli.wurman :
Epppps. Zatkło mnie z wrażenia.
Gammon No.82 :
Może odradzają się tylko ich kopie a oni giną naprawdę?
M :
Może tak, ale nie przestało być smutne.
eli.wurman :
Moge sobie pozyczyc?
Czy tylko mi to się wydaje niestosowne na pewnym poziomie?
eli.wurman :
Wróżę tej fotce karierę.
Gammon No.82 :
Dlaczego? A co powiesz na mój (chyba mój?) wynalazek – reinkarnację wsteczną?
janekr :
Idea jest smutna, co wnioskuję z tego, że mnie smuci.
Retroinkarnacja? Ale czy to nie grozi spłodzeniem samego siebie?
eli.wurman :
Takie proste użycie fotoszopa, a ile radości. :-) Cudne. Posłałam linka znajomym.
RobertP :
yyyyy
Już wrzuciłam linka na najbardziej przypałowy portal społecznościowy w Polsce. Na jedno z najbardziej popularnych forów w kategorii religia.
Myślisz, że ktoś demota zrobi?
Gammon No.82 :
Każda podróż w czasie jest niebezpieczna. Ale podróż metodą reinkarnacji wstecznej jest najmniej ryzykowna. Pisałem o tym 11 lat w Nowej Fantastyce.
janekr :
Link, namiary or didn’t. 11 lat temu to ja kupowałem każdy numer i mam.
bart :
Dla mnie też środek nocy.
Gammon No.82 :
Przypomniał mi się pasek z Dilberta: do biura wtacza się rozczochrany,
nieogolony osobnik w wymiętym ubraniu i z nieprzytomnym wzrokiem.
Dilbert: Cześć, John, widzę, że niemowlak daje ci w kość.
Osobnik: Ja jestem Brenda. John wygląda jeszcze gorzej.
Tymczasem na Frądzi apeluje się o modlitwę o zerwanie przekleństw ciążących na przodkach:
Podlasianka – polska wizjonerka, zmarła kilka lat temu: :
vauban :
Sierpień 1999, online nie ma.
Tu jest samochwałka:
http://www.mimuw.edu.pl/~janek/opow/teksty.htm
Aethelstan :
Mocny kontent.
Fajna notka Ogórka w dzisiejszej Wyborczej. Najbardziej podobało mi się, że wierzący mają procesję, a niewierzący nie mają kontrcesji, i wierzący mogą zrobić demonstrancję, a nawet wpaść w mszał. :-))))))
Anna Fotyga na portalu PiS daje do pieca. Jak pomyślę, że taka kretynka była ministrem spraw zagranicznych, to mnie coś trafia.
Edit: Kiedy nowa notka?
Edit II: Właśnie zauważyłem, że na pis.org.pl ciągle na logo trzyma się żałobna wstążka. Obstawiamy ile wytrzymają?
Yaca :
Bezskutecznie usiłuję zrozumieć, o co jej chodzi poza ujawnianiem emocji.
Gammon No.82 :
O interes narodowy chyba?… Nie żebym wiedział dokładnie, co to takiego.
janekr :
Chciałaby nim zostać spenetrowana, ale nie potrafi tego z siebie wykrztusić?
Gammon No.82 :
Startujesz w konkursie na najbardziej seksistowski komentarz roku?
pan_bomba :
Wypraszam sobie te włochate skojarzenia, to był komentarz nacjonalistyczny (vide: interes narodowy). A to, że p. Fotyga nie jest w stanie wysłowić się zrozumiale, pozostaje w mocy.
Yaca :
Stawiam, że to tak już na zawsze.
Samaniewiem, czy to mega hiper ultratroll, czy oni tak na serio?
@ naima_on_line:
Już ktoś należycie skomentował.
Włoska Gwardia Finansowa zajęła 23 miliony euro, znajdujące się na koncie watykańskiego banku IOR – poinformowała agencja ANSA. Według włoskiej agencji śledztwem objęto m.in. prezesa banku Ettore Gotti Tedeschi.
ANSA podała, że konto w IOR (Instytucie Dzieł Religijnych) należało do banku Credito Artigiano Spa. Śledztwo, dotyczące naruszenia przepisów o walce z praniem brudnych pieniędzy, prowadzi prokuratura w Rzymie
:-D
@ RobertP:
Krótko: LOL