Witamina w cudzysłowie
To będzie jedna z tych historii o doktorze, który odkrył nową witaminę, cudowne lekarstwo na najgorszą chorobę trapiącą ludzkość; lekarstwo, które zawsze było na wyciągnięcie ręki. I jak to zwykle w tych historiach bywa, trzeba wszystko brać w cudzysłów — i doktora, i odkrycie, i witaminę, i leczenie… Ponieważ notka upstrzona taką ilością cudzysłowów będzie wyglądać jak, nie przymierzając, portret Najjaśniejszego Pana obesrany przez muchy, umówmy się, że ja ich nie będę stawiał, a wy będziecie je sobie dopowiadać, m’kay?
To też jedna z tych historii, w których alarm w Detektorze Bzdetu zaczyna wyć na cały regulator już od pierwszych chwil.
W marcu TVN24 nadał poruszający reportaż o chorej na śmiertelnego raka trzustki Róży z Mińska Mazowieckiego. Lekarze nie dawali jej żadnych szans; jedynym ratunkiem miała być „nowatorska i bardzo droga” metoda leczenia witaminą B-17 (nazwa handlowa: Laetrile) w klinice w Meksyku. Temat został mi podsunięty przez sympatycznego czytelnika, jednak nie chciałem o nim wtedy pisać (dlaczego, wytłumaczę pod koniec tekstu). Niedawno o witaminie B-17 napisano na portalu New World Order.com.pl (jeśli klikniecie w link, wrócicie na Blog de Bart — to zemsta adminów NWO za to, że sympatyczny komentator BdB powiadomił IPN o propagowaniu przez NWO kłamstwa oświęcimskiego; jedyne wyjście to skopiowanie i wklejenie linka w nowym oknie lub skorzystanie z linka przez HideRefer). No, pomyślałem, skoro takie autorytety medyczne piszą o Laetrile, to chyba jednak czas się nią zainteresować.
Detektor Bzdetu włączył mi się już na samym początku poszukiwań informacji o Laetrile, przy czytaniu opowieści o (cudzysłów) odkrywcy (cudzysłów) witaminy B-17, samotnie walczącym z chemioterapeutycznym establiszmentem (cudzysłów) naukowcu, (cudzysłów — dalej już sobie poradzicie bez wskazówek, prawda?) doktorze Ernście T. Krebsie.
Doktorów Ernstów T. Krebsów było dwóch — Senior i Junior. Krebst Senior, doktor medycyny, w latach 20. wynalazł oparty na ekstrakcie z pietruszki cudowny syrop Leptinol, leczący hiszpankę, astmę, krztusiec, gruźlicę i — last but not least — zapalenie płuc. Wtedy też nawiązał znajomość z instytucją rządową zwaną FDA, która skonfiskowała mu zapasy syropku pod zarzutem wprowadzania nabywców w błąd co do zdrowotnych korzyści płynących z jego zażywania. Choć Krebs Senior musiał porzucić syropowy biznes, nie dał się jednak zniechęcić do poszukiwania lekarstwa na największe bolączki ludzkości i w latach 40. wynalazł lek na raka o złowieszczej nazwie Mutagen, a na początku lat 50., już razem z Juniorem, stworzył swoje opus magnum — Laetrile, środek oparty na amigdalinie, związku występującym m.in. w pestkach brzoskwini.
Ernst T. Krebs Junior to też doktor, choć jego droga do tego tytułu była ciężka, kręta i długa — trwała aż 35 lat. Wyrzucony ze szkoły medycznej, błąkał się po kilku uniwersytetach, by w 1942 zdobyć z trudem tytuł magistra. W 1973 roku nieistniejący już dziś mały biblijny uniwersytet w Oklahomie nadał Juniorowi tytuł doktora po wygłoszeniu przez niego godzinnego wykładu o Laetrile. Uniwersytet nie miał co prawda wydziałów naukowych, ale co zabawniejsze — nie miał też prawa do nadawania tytułu doktora. Są to jednak detale, nie ma co czepiać się wykształcenia człowieka, który odkrył dla ludzkości nową witaminę B-17 (odkrył też wcześniej B-15, która oprócz raka leczyła również choroby serca). Lepiej czepić się samej witaminy.
Otóż witamina jest z definicji pojęciem względnym. Witamina to związek chemiczny potrzebny do prawidłowego funkcjonowania organizmu, którego to związku organizm nie potrafi sam wytworzyć. Zatem to, co dla ciebie jest witaminą C, dla twojej zaprzyjaźnionej fretki nie jest żadną witaminą, tylko zwykłym, do niczego nieprzydatnym kwasem askorbinowym — fretka bowiem (jak większość ssaków) wytwarza sobie kwas askorbinowy w środku, w wątrobie. Doktor Ernst T. Krebs Junior wierzył zaś, że nowotwory to efekt niedoboru amigdaliny w organizmie. Dla niego więc w świetle powyższych rozważań amigdalina mogła faktycznie być witaminą, ponieważ jej brak w jego mniemaniu powodował chorobę. Dla reszty świata oczywiście coś takiego jak witamina B-17 nie istnieje.
Czytając tekst na New World Order.com.pl, musiałem wyłączać alarm w Detektorze Bzdetu jeszcze kilka razy. Np. kiedy pojawił się argument ad babcinum mądrościum:
Przez cale generacje nasze babcie zwykły dodawać pokruszone nasiona śliwek, czereśni, jabłek, moreli i innych roślin botanicznej rodziny Rosaceae do swych domowych konfitur i dżemów. Babcia pewnie nie wiedziała, dlaczego to robi, ale nasiona wszystkich tych owoców są jednym z najpotężniejszych źródeł witaminy B 17 na świecie.
Serio wasze babcie tak robiły, drodzy czytelnicy? Moje nigdy — szanowały uzębienie swoje oraz swoich bliskich, poza tym były zaznajomione z supernowoczesną technologią ekstrakcji pestek z miąższu, współcześnie określaną jako drylowanie. Ale co region, to inny zwyczaj.
Niedługo później w tekście z NWO.com.pl pojawia się opowieść o ludziach z narodu zamieszkującego pakistańską dolinę Hunza, którzy spożywają ponoć ogromne ilości amigdaliny i dzięki temu dożywają bardzo późnego wieku, a nowotwory są w ich społeczności chorobami nieznanymi. To w rzeczywistości bardzo śmieszna historia. Otóż Hunza istotnie cieszą się dobrym zdrowiem nawet w podeszłym wieku, nie ma to jednak związku z pokruszonymi pestkami w ich dżemach, ale z faktem, że odżywiają się głównie owocami i warzywami oraz dużo zapieprzają po górach. Faktycznie do lat 50. nie odnotowano u nich nowotworów, nie wynikało to jednak z pożerania owoców w całości, ale z braku na ich terytorium jakiegokolwiek lekarza, który mógłby zdiagnozować raka (kiedy w połowie lat 50. do doliny Hunza dotarła ekspedycja medyków z uniwersytetu Kyoto, bez problemu odkryli u niektórych mieszkańców chorobę nowotworową). Mit ich długowieczności ma zaś swe korzenie w latach 70., kiedy dolinę odwiedzili reporterzy „National Geographic”, poszukujący długowiecznych społeczności. Hunza nie prowadzą kronik i nie przywiązują zbytniej wagi do liczenia lat, pytani więc przez dziennikarzy o wiek bez kozery mówili pińcet.
No dobrze, ale to wszystko śmichy-chichy i głupie anegdotki, a jakie są fakty, co mówi PubMed? Otóż PubMed mówi zaskakująco dużo, bo Laetrile to wcale nie żadna „nowatorska” metoda (bo że bardzo droga, w to nie wątpię). Swój szczyt popularności przeżywała w USA w latach 70. (próbował się nią ratować m.in. Steve McQueen). Szacuje się, że zażywało ją 70 000 chorych Amerykanów. Efekty? Żadne. W 1978 r. Narodowy Instytut Raka rozesłał prośby o zgłoszenie przypadków obiektywnego polepszenia po kuracji witaminą B-17 do 385 000 lekarzy, 70 000 innych osób zajmujących się opieką zdrowotną oraz do stowarzyszeń propagujących stosowanie Laetrile. Mimo tak zmasowanej akcji otrzymano jedynie 68 zgłoszeń, z których po przeanalizowaniu za uwieńczone sukcesem uznano sześć (analiza przypadków dokonana była z rygorem ślepej próby — eksperci nie wiedzieli, czy opiniują historię chorego poddanego zwykłej chemioterapii, kuracji Laetrile czy nie otrzymującego żadnej pomocy).
W 1982 r. w kilku amerykańskich szpitalach (w tym w renomowanej Mayo Clinic) przeprowadzono eksperyment na 178 chorych, poddając ich tzw. terapii metabolicznej, w której skład oprócz Laetrile wchodziła specjalna dieta, enzymy i witaminy. Efekt? Żaden, porównywalny do braku jakiejkolwiek terapii. A właściwie nie żaden, tylko wręcz negatywny: u niektórych badanych wystąpiły objawy zatrucia cyjankiem. Nie wspomniałem, że kuracja amigdaliną może prowadzić do zatrucia cyjankiem? Ale ze mnie gapa! Oczywiście, że może prowadzić, co tylko utwierdza w przekonaniu, że jeśli sięgać po (cudzysłów) medycynę alternatywną, to najlepiej po homeopatię. Przynajmniej człowiek nie zrobi sobie krzywdy.
Zainteresowanie witaminą B-17 w Stanach wygasło pod koniec lat 80. Dziś co jakiś czas ktoś trafia do więzienia za handel Laetrile — w 2003 r. przytrafiło się to np. Jasonowi Vale, mistrzowi świata w siłowaniu na rękę, prowadzącemu firmę Chrześcijańscy Bracia. Zaprawdę, czasem życie pisze najdziwniejsze scenariusze.
Poupadały te wszystkie meksykańskie kliniki, które leczyły naiwnych witaminą B-17. Zostało ich raptem kilka, m.in. ośrodek o cynicznie szczerej nazwie Oaza Nadziei, do którego pojechała Róża.
Właśnie, dlaczego nie chciałem wtedy pisać o Róży? Nie trafiła do mediów z powodu swojej choroby, ale z powodu heroicznej kampanii na rzecz jej uratowania, którą rozkręcili jej najbliżsi. Cały Mińsk Mazowiecki zbierał na wyjazd Róży do Meksyku, w salonach fryzjerskich i cukierniach wystawiano skarbonki „na Różę”. Mistrz kickboxingu podarował swój pas na aukcję. Organizowano koncerty charytatywne. Zgłosiła się fundacja z Wrocławia i udało się, uzbierali na podróż do Oazy Nadziei. Taka sytuacja rodzi pytania, których chyba nie powinno się głośno wypowiadać, przynajmniej nie wtedy. Co można powiedzieć ludziom, którzy wspólnie starają się pomóc sąsiadce, nie wiedząc, że zostali oszukani? Czy jeśli w przyszłym roku WOŚP będzie zbierać na magiczne różdżki leczące Morgellony, zmieni to coś w ocenie motywacji ludzi wrzucających datki do puszek? Czy wrzucić samemu? Czy powinno się przekazywać 1% na rzecz dziecka z autyzmem, którego rodzice rujnują się na kosztowne, choć bezwartościowe terapie suplementacyjne?
Nie umiałem wtedy pisać o Róży, bo to nie był czas. Jeśli jest coś dobrego i godnego szacunku w tej historii, to jest to płynąca od obcych ludzi chęć pomocy, której doświadczyła Róża i jej bliscy. Teraz mogę już pisać, ta historia już się skończyła, a skończyła się tak, jak zwykle kończą się takie historie. Po tygodniach niepotrzebnych dodatkowych zabiegów, badań i tułaczki Róża zmarła w hospicjum w San Diego, daleko od domu.
Przy pisaniu tekstu korzystałem przede wszystkim (można nawet powiedzieć, że rżnąłem) ze znakomitego artykułu „Wzlot i upadek Laetrile” na Quackwatch. O micie długowiecznego ludu z doliny Hunza możecie poczytać na longevity.about.com i w piśmie „CA: A Cancer Journal for Clinicians”. Streszczenia wyników badań nad Laetrile znajdziecie jak zwykle w PubMedzie: 1, 2. Historię walki Róży z rakiem zebrano na poświęconej jej stronie.
PS. W komentarzach jeden z obrońców B17 obala wyniki oficjalnych badań poświęconych amigdalinie następującym argumentem:
Niejaki dr. James Cason z University of California w Berkeley przetestował część substancji używanych w badaniach prowadzonych przez NCI [Narodowy Instytut Badań nad Rakiem] na temat amigdaliny i okazało się, że substancje te nie zawierały amigdaliny.
I to prawda. James Cason faktycznie ogłosił taki sensacyjny wynik swoich eksperymentów z próbkami Laetrile. Gdzie ogłosił? W jakimś recenzowanym, poważnym piśmie? W jakimś nierecenzowanym piśmie? W biuletynie uczelnianym? Nie. Wspomniał o tym w swojej autobiografii. Należy też dla przyzwoitości wspomnieć, że James Cason był wielkim zwolennikiem B17 i uważał ów specyfik, wbrew wszelkim wynikom badań i zdrowemu rozsądkowi, za znakomity lek na raka.
Czy ktoś bardziej obeznany z otchłanią może zapoznać się z tym
http://www.propolonia.pl/blog-read.php?bid=27&pid=2820
i wytłumaczyć mi co autor miał na myśli? Przeczytałem dwa razy i dalej nie wiem na czym polega ta “nazistowska tożsamość niemieckiej lewicy 1968”.
robur zdobywca :
Na powierzchownych podobieństwach i kłamstwach, nie ma tam żadnego parasensownego jądra
Lurkerka_Borgia :
Technicznie rzecz biorąc nie, ale całe opowiadanie jest o tym, dlaczego nie można arbitralnie określać granicy człowieczeństwa (w jakiej innej dyskusji pojawia się ta kwestia?) i dlaczego próby nakreślania takiej granicy nieuchronnie doprowadzą do mordowania takich sympatycznych osób jak Snerg i jego koledzy. W dodatku autor stosuje fałszywą analogię, bo status człowieka może u niego zyskać tylko jedna osoba z danej grupy, a więc człowieczeństwo z niejasnych powodów traktowane jest jak zasób ograniczony.
czarny.iwan :
Jest dużo zagranicznych autorów, którzy piszą bardzo dobre cykle (jeśli ktoś ma akurat takie porno) i zdecydowanie nie warto się użerać z Grzędowiczem, tylko dlatego że nikt w Polsce nie napisał jeszcze nic na miarę Wiedźmina. Pierwszy tom czyta się nieźle, ale zakończenie nadawałoby się jako materiał poglądowy do prelekcji “Jak spieprzyć zakończenie”, w drugim ideolo z domieszką machismo zaczyna się wżerać w oczy. Trzeciego nie zamierzam dotykać nawet dwudziestosześciometrowym kijem.
janekr :
Przy czym Uznański ma ideolo, które można podciągnąć pod lewicowe z braku precyzyjniejszych określeń. Ale nie jest takie bardzo mocne.
Lurkerka_Borgia :
W pierwszym to jakieś straszne starocie. W sensie chyba wszystkie czytałem.
To nie jest tak, że ja zupełnie nie znam polskiej fantastyki, po prostu od pewnego czasu zaczęło mnie uwierać prawicowe ideolo w niej zawarte (wczesne lata 2000) i przestałem kojarzyć co się dzieje.
Drugi ranking faktycznie trochę informacji sensownych ma.
Tak czy inaczej dzięki za informacje.
janekr :
O, interesujący punkt widzenia, możesz rozwinąć?
W tych opowiadaniach S.U., które czytałam, żadnej ideologii się nie dopatrzyłam – działy się w jakichś totalnie odjechanych światach, kojarzących mi się niekiedy z kreskówkami. Mrocznymi i ociekajacymi seksem, ale jednak kreskówkami (np. “Pani igieł” i ten tekst z NF o jakimś kosmicznym wojowniku uwięzionym przez erotycznie niewyżyte anielice, gdzie na koniec naukowcom z czapek urządzenia mechaniczne wyrastały; opowiadanie z któregoś z wiosennych numerów SFFiH o człowieku z dziurą w głowie, itp).
Lurkerka_Borgia :
No przecież to opowiadanie, w którym górników się kastruje (i odmóżdża…), gdyż posiadanie przez nich penisa jest nielegalne.
Po czym okazuje się, że jedynym celem tych praktyk jest pozyskiwanie modnej wśród burżuazyjnej młodzieży przekąski.
To nie jest lewicowe? Znaczy lewicowe w stylu – “Ach, jak ci nieszczęśni robotnicy są dymani przez system, działający w interesie wielkich korporacji”
Ahaaa… Tego opowiadania akurat nie czytałam. I jakoś nie żałuję. :-)
Ale czy kiedy pisarz ma jakieś poglądy to od razu oznacza, że jest zaangażowany ideologicznie? Własciwie, to trudno napisac książkę tak, żeby nie pokazać swoich poglądów na różne sprawy.
M :
Ba! Niektórym autorom jest nawet trudno napisać książkę tak, żeby nie pokazać swoich żenujących poglądów na różne sprawy.
M :
Noo, jak czytałem serie Carda o Alvinie i Enderze, do głowy mi nie przyszło, że może być hardkorowym mormonem. Ale jak przeczytałem “Zagubionych chłopców”, to nawet nie musiałem sprawdzać w Internecie.
Potem go przestałem czytać, ale pewnie jest jakaś książka Carda, po której przeczytaniu można stwierdzić z przekonaniem graniczącym z pewnością, że to kompletnie pojebany homofob.
M :
Nie chodzi o zaangażowanie ideologiczne (przynajmniej z mojej perspektywy), tylko o epatowanie swoimi poglądami. Zwłaszcza jeśli z mojej perspektywy są nieakceptowalne lub prezentowane w boleśnie nachalny sposób.
krystyna.ch :
Dżizas, to opowiadanie przecież nawet nie jest doing it right, skoro Nasz Bohater jest człowiekiem-prawie-jak-my, a jego ziomale, których prawa do człowieczeństwa broni, są zmutowanymi mutantami, które nic nie umio. (Chyba że źle pamiętam). Chociaż pomysł na świat ładny i pewnie coś by się z niego dało.
bart :
Jest takie opowiadanie z uroczym wstępem nt. hedonistów.
janekr :
To nie jest lewicowe, bo odwraca uwage od glownej form wyzysku — tego ze robotnicy sa zatrudniani przez korporacje ktore klada lapke na owocach ich pracy, dajac im w zamian jakies ochlapy.
Na tym wlasnie polega strategia wielkiego kapitalu, zeby straszyc ludzi obcieciem penisa/feministkami/agresja odwiecznego wroga, a po cichu ich zniewalac przez stosunek pracy i rozbijanie zwiazkow zawodowych.
krwawy_krolik :
Masz nade mną jedną zasadniczą przewagę – nie czytałeś tego opowiadania…
czescjacek :
Na pewno ukochana bohatera była człowiekiem-jak-my, tylko z wadą wymowy. Pozostali róznie, do imbecylizmu włącznie. Natomiast pomysłu na świat jakoś tam nie zauważyłam. No, mają mutantów i ci mutanci muszą udowodnić swoje człowieczeństwo i przydatność społeczeństwu. Odbywa się to w ten sposób, że zamyka się ich na kilkanaście lat w izolatce, z telewizorem do towarzystwa. W ten sposób mają się nauczyć być ludźmi (chodzić, mówić, jeść widelcem, wchodzić w relacje, pracować). Czy tylko mnie się to wydaje deczko bez sensu?…
janekr :
No wiem, totez nie pisze o opowiadaniu, tylko o tym co Ty o nim napisales.
Lurkerka_Borgia :
Oni tam mieli braki w narządach różne, i niedobór, więc starali się poskładać chociaż jednego full z tych dostępnych.
czescjacek :
Umio, nie umio, i tak łzy cisną się do oczu, gdy się czyta o biednej Mossy przerabianej na części zamienne. Poza tym wszystko rozbija się tu o arbitralność kryteriów. Bohater ma kumpla, który jest supergenialny, ale ma tylko jedną rękę i ćwierć nogi, a mimo to w teście na człowieczeństwo wygrywa na punkty, tylko potem jakiś urzędnik anuluje tę decyzję na korzyść bohatera. Nasuwa się pytanie: to po co ten cały cyrk z obserwacją i przyznawaniem punktów, skoro potem człowieczeństwo i tak przyznawane jest po uważaniu? (podejrzewam kolejnego konika Huberatha, czyli bezduszni urzędnicy & zabójcza biurokracja). Poza tym z opowiadania wynika, że prawie każdy z grupy coś tam umi, albo ma potencjał, żeby umić, tylko bezduszni urzędnicy o tym nie wiedzą, bo mają to w pompie i nie przyznają punktów za te umiejętności. A jak przychodzi co do czego, to mają w pompie też sam system punktowy, so there.
krwawy_krolik :
W największym skrócie lewicowość polega na tym, że w konflikcie “kapitał- praca” staje się po stronie pracowników. Uznański zdecydowanie staje po stronie pracowników. Kropka.
Owszem, można promować lewicowość naukawą, ale nie można twierdzić, że każda inna forma lewicowości nie jest JedynieSłuszną lewicowością.
Uznański uprawia w tym opowiadaniu emolewicowość i comupanterazzrobi?
Lurkerka_Borgia :
Myśleli, że jest upośledzona (bo nic nie mówiła), a okazało się, że tylko głucha.
Co też nie do końca konweniuje z resztą wydarzeń, bo nawet głucha osoba powinna z samej obserwacji skumać, do czego służy basen i inne rzeczy, a ją trzeba było obsługiwać.
@ krystyna.ch:
krystyna.ch :
Oraz ze spójnością świata. Mają technologię umożliwiajacą przeszczep całego ciała, a nie potrafią odróżnić osoby niesłyszącej od umysłowo opóźnionej? Ale to pewnie miał być tekst Głęboki i Symboliczny, co ja się tam będę jakiejś spójności czepiać…
Eureka!
A w środku
@Huberath
Na szczęście nie wszystko co napisał jest tak mocno podszyte ideolo, jak “Sneogg” i “Kara”. Takie np. “Gniazdo światów” (IMHO najlepsza jego rzecz) można spokojnie polecić komuś, kto ma alergię na prawicowe ideolo. Od tego warto zrobić pierwsze podejście do Huberatha, jak się spodoba, to czytać dalej (np. “Miasta pod skałą”), a jak nie, to dać sobie spokój (czerpanie przyjemności z lektury MH to pewna odmiana masochizmu :-)). Spróbować warto, bo to dobry pisarz, niezależnie od ideolo.
Zresztą, poza tymi wtrętami o aborcji, religijność akurat w jego wydaniu zupełnie mi nie przeszkadza. On sobie dosyć dokładnie przemyślał chrześcijaństwo, i wyszło mu, że to w sumie bardzo ponura koncepcja. Żadne tam “bozia was kocha, wszystko będzie OK”, tylko raczej “macie przerąbane”.
Lurkerka_Borgia :
Ojtam imbecylizm, była tam np. bezmyślna kupa mięcha or sth.
No to już kwestia realizacji (tam sporo było takiego pisania na skróty, jakby to streszczenie tylko było albo szkic), istota pomysłu jest taka, że nie da się rozmnażać płciowo, a rozmnażanie bezpłciowe daje w znakomitej większości przypadków nieprzydatnych do niczego mutanciochów, z tym że przydatność/nieprzydatność można stwierdzić dopiero ileśtam lat po urodzeniu. Dałoby się coś ładnego wykrzesać.
No i pomysł z zamknięciem w izolatce od urodzenia aż do jakiegośtam wieku też jest ładny, chociaż niekoniecznie kompatybilny z tym opowiadaniem.
krystyna.ch :
Pozostaje mi tylko głośno przyznać ci rację i po cichu uważać, że i tak pamiętam jak było (nie było tak, że część może była i miłymi ludźmi i umiała wzbudzić sympatię czytelnika, ale nic ponadto?) bo przecież nie będę odgrzebywać tej książki, ani nawet nie wiem, w której to książce było i gdzie ją posiałem.
janekr :
Z tego co napisałeś wynikało, że w tym konflikcie stanął po stronie przeciwnej do feminazistek.
PGolik :
Ja się już od dawna dziwię, jak mogło dojść do takiej manipulacji memetycznej, że mem “cywilizacja śmierci” desygnuje w mainstreamie dyskursu (sic!) modus vivendi zorientowanemu na życie i przeżywanie, a mem “cywilizacja życia”, aka “cywilizacja miłości” aka “katolicka nauka społeczna” desygnuje kult zmarłych, ich doczesnych szczątków, uwznioślenie męczeństwa, umierania, cierpienia, umartwiania, zmartwychwstania. Całość chrześcijaństwa jako doktryny filozoficznej oparta jest na ważności fenomenu śmierci. Kto pierwszy był tym szewcem, kto pierwszy etykietkę przylepił jest rzeczą drugorzędną, ale proszę spojrzeć, jak ten klej wybornie trzyma! Nie przeszkadza mu nic, nawet fakty.
EDYTA: wyraziłem się źle: ZWŁASZCZA FAKTY.
EDYTA II: chrześcijaństwo to IMO kult śmierci. Jestem przeciw. I taki ma być sens tego komentarza.
czarny.iwan :
Heh, mnie sie czytalo tak fatalnie, ze ideolo kompletnie nie zauwazylam. Pewnie za bardzo zajelam sie bledami jezykowymi. A porownanie do Wiedzmina az mnie zabolalo. No jak tak mozna!
vauban :
To jest nikczemne odwracanie znaków!
I jakby na zawołanie trafiam na tekst jezuisty Aleksandra Posackiego z Lublina, który z perspektywy swojego fotela grzmi o “smoleńskim Misterium Krzyża”.
Idę sobie poczytać “Antychrześcijanina”, w takich chwilach robi się aktualny jak nigdy.
OT: dziś kolejna uroczystość z serii “Dewirtualizacja TTDKN”. O 16 w Staromiejskim Domu Kultury na Rynku Starego Miasta 2 w Warszawie jeden kolega prowadzi seminarium, a po seminarium idziemy zamoczyć buzie. Jakby kto miał czas i ochotę strzelić mnie w pysk, zapraszam.
asmoeth :
Niczego sobie nie idę poczytać, nie potrzebuję, teksty wyprodukowane przez p. Posackiego ostatecznie utwierdzają mnie w pewności, że to ja jestem normalny a oni są jebnięci. Do brzegu.
@ bart:
Miłego moczenia. Zazdroszczę trochę. Może kiedyś.
W ogóle, Smoleńskie Misterium Krzyża! Czysta poezja! Mam propozycję dla dziennikarzy od policjałków: nie piszcie odtąd o “wypadku drogowym”. Piszcie o tajemniczym misterium św. Krzysztofa. Sapienti sat.
vauban :
Większość religii opiera się na życiu po śmierci. Śmierć jest źródłem największej władzy na świecie i chrześcijaństwo aż tak się w wykorzystywaniu tego nie wybija spośród swoich konkurentów. Choć powiedziałbym, że katolicyzm z pewnością defrauduje kapitał śmierci (zapewniony dzięki śmierci).
Pieprznięty Jezuita :
WTF?!
0,96 hektotrupa i zaraz wielki raban. To zwyczajny tydzień na polskich drogach.
@ RobertP:
No, napisał przecież, że w pewnym sensie. Dla niego ma to zapewne pewien szczególny sens. Sęk w tym, że dla niego i tylko dla niego, obiektywnie jest to pierdolenie od czapki. Schorzenie tego pana polega na pomieszaniu jego własnego poglądu z obiektywną rzeczywistością – jak u nich wszystkich zresztą.
Gdyby pisał wspomniane przeze mnie wyżej notki z kroniki kryminalnej prowincjonalnej gazety, mogłyby wyglądać one tak:
vauban :
Pikne.
Myślę, że nawet 99% Jezuitów nie zdołałoby tak ładnie tego opisać.
vauban :
Hurrr, lolnąłem.
RobertP :
Zapewne chodzi mu o to, że to nie były takie zwyczajne trupy i że do zamachu doszło w okolicznościach szczególnych. Historiozoficzny wymiar tragedii, hare hare hare.
bart :
Niestety, w pewnym sensie jestem zagranico, więc nie mogę. A szkoda.
PGolik :
Lolco. Porno sadomaso, a na koniec BÓG ISTNIEJE HURR DURR.
mrw :
O ile dobrze pamiętam, to jest to rekurencyjnie naukowo udowodnione.
Jest to jedyna książka autora, którą przeczytałem i od tamtej pory omijam ten kawałek półki w bibliotece.
RobertP :
No ale man, to jest fantastyka, tu plusy zdobywa się za wymyślenie oryginalnego świata, np. w takiego którym da się rekurencyjnie wyprowadzić istnienie mitycznych istot.
Może łatwy jestem, ale mnie na sekundę zdobył, kiedy musiałem się okazać totalnym skurwysynem, żeby odwrócić kartkę.
Nie przesadzacie z tym tropieniem prawicy w książkach?
Ciasne to trochę.
metody_cyryla :
Ja byłem już tak znudzony, że już po prostu chciałem, żeby ta pipa umarła i się to cholerstwo wreszcie skończyło.
metody_cyryla :
Ale ten świat powinien mieć na przykład jakąś spójność w sobie.
metody_cyryla :
albo takiego, w którym zasadnym będą sceny sadomasochistycznej pornografii.
metody_cyryla :
No to proszę, kolejna beznadziejna fantastyka gdzie udowadnia się, że Bóg istnieje przy pomocy rach. nieprawdopodobieństwa.
http://www.inteligentny-projekt.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=218&Itemid=248
O wiele krótsze i zabawniejsze a też nudne.
RobertP :
To znakomicie. Jeśli stracę robotę w transporcie/logistyce, zawsze mogę starać się o etat w Rycerzu Niepokalanej albo Gościu Niedzielnym.
@http://blip.pl/s/154151708
http://img203.imageshack.us/img203/1246/tuskequalshitler.jpg
RobertP,wo,mrw
Niespójne, zbyt brutalne, przeciągnięte – to rozumiem. I nawet częściowo podzielam. Nie mam przy sobie, żeby potwierdzić, ale pamiętam, że pomimo tego ciekawego patentu też mnie trochę zmęczyła.
Żenujące jest natomiast disowanie książki dlatego, że dopatrzyło się w niej śladów niezgodności ze swoimi aktualnymi poglądami politycznymi.
RobertP :
Na hasło bóg+fantastyka (to wszystko co napisałeś o książce) otwiera ci się szuflada z pojebami od kreacjonizmu.
To takie łatwe, że aż przykre.
metody_cyryla :
Żenujące jest przeprowadzanie dowodu na istnienie boga przy pomocy sadomasochistycznego porno.
metody_cyryla :
Czemu?
metody_cyryla :
Nie. Otwiera mi się szuflada, gdzie różne świry żonglują cyferkami udowodniając, że Bóg istnieje, w wymiarach wielkiej piramidy jest klucz do kosmosu, a Biblii jest tajemny kod.
Co najmniej jedna półka takiego badziewia leży w każdej księgarni.
http://www.andrelandberg.com/index2.php?zboczona-faszystowka,91
To jest już chyba przypadek psychiatryczny.
@ tannenberg:
Ech, wcale nie “chyba”, tylko “na pewno”. Jeszcze jeden z tych, co wydzwaniają na komisariaty i do redakcji gazet z doniesieniami o kosmitach napromieniowujących im głowy.
Lasery wycelowane w niego mają zresztą wyraźne tło polityczne:
Ciekaw jestem, czy wszyscy autorzy świrostron są takimi ewidentnymi świrami. Niepokoi mnie też myśl, że ktoś może im np. wydać prawo jazdy.
vauban :
No cóż, skoro 90-latek o słabej orientacji może ganiać nocą po lesie ze strzelbą.
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,8332820,Nocne_poszukiwania_90_letniego_mysliwego.html
tannenberg :
Kiedy śpię, muszą stosować podobną formę ataków, bo w bieliźnie zauważyłem wiele małych i większych okrągłych otworków.
A my obstawiamy mole, ale się nie znamy. Faktycznie ostry odjazd
czescjacek :
Nie stanął, nie wynika.
To nie były żadne feminazistk, tylko rozwydrzona młodzież burżuazyjna.
RobertP :
Albo genetycznie modyfikowana Pthirus pubis.
krystyna.ch :
Ja przeczytałem i w sumie żałuję (szczególnie że myślałem, że trzeci to już ostatni, a tu zonk). Ale fakt, w drugim tomie w cholerę ideolo. W trzecim troszkę przystopował.
Co do Huberatha, to strasznie sroga była jego prelekcja o “przyszłości ateizmu” (teoretycznie, w praktyce o wyższości chrześcijaństwa nad) na tegorocznym Pyrkonie.
krystyna.ch :
Królikarnia jakoś mi nie podeszła, ale Trzeci Świat Guzka (w tym roku nominowany do Zajdla) zdecydowanie polecam. Spodziewałem się kolejnej polskiej fantastyki prawicowo-patriotycznej, bo Polska będąca mocarstwem dzięki podbiciu neverlandów jakoś mi czymś takim śmierdziała, ale się mile zaskoczyłem. Co do Piskorskiego, to pełna zgoda.
@ofiary laserowych ataków feminazizmu: A czytaliście już deklarację Kaczyńskiego o ostatecznym puszczeniu się poręczy?
http://www.files.jasnet.pl/wydarzenia/17016_&123.pdf
Aethelstan :
Mnie najbardziej podoba się jarkaczenie o technice lotniczej.
ta część, pod którą są koła i salonik, pierwszy przedział, była wywrócona, a całej reszty nie było, jakby wyparowała, rozbiła się w drobny mak. Trzeba odpowiedzieć na pytanie, dlaczego bombowiec, bo Tu-154 to przecież przerobiony bombowiec, który spada bez rozbijania z 80 m, w tym wypadku się kompletnie rozsypał.
Ja rozumiem, że ruska technika, “gniotsa nie łamiotsa” itd., ale coś takiego to przełom w lotnictwie.
tannenberg :
Szlag. Moje oczy. Nie można było uprzedzić, że stronę można otwierać tylko w goglach spawacza na oczach?! Toż to wypala siatkówkę.
Za to jeśli chodzi o treść. Och, wow. Naprawdę. Och. Po otrząśnięciu się… nie, nie umiem się otrząsnąć. Proponuję pana zatrudnić przy wybieraniu kadry piłkarskiej. EURO 2012 mamy w kieszeni.
@ naima_on_line:
Czy teraz nadal dziwisz się, że wrogowie wszystkiego, co Dobre, Piękne i Polskie próbują Autorowi wypalać laserem dziury w różnych miejscach?
tannenberg :
To się nazywa chyba “urojenia paranoidalne” ale pewien nie jestem.
Przynajmniej zdaje mi się tak na podstawie linku znalezionego w google ( http://www.psychiatria24.com/urojenia/urojenia-paranoidalne.html ):
@ M:
No tak, ale co jeśli paranoik naprawdę ma wrogów, którzy wypalają mu laserem dziury w dupie sensu largo?
Gammon No.82 :
To pewnie żałuje, że jego prześladowcy nie odwiedzają go każdej nocy z miską kisielu do odkażania.
Paranoiczne mogłyby być jeszcze realne, ale paranoidalne mają tą cechę, że są zupełnie od czapy. :P
krystyna.ch :
Nie znam tego tekstu ale przecież: nie trzeba arbitralnie uznawać płód za coś nieludzkiego, płód po prostu istotnie różni się od choćby noworodka.
krwawy_krolik :
A niby dlaczego to jest głównie-główna forma wyzysku? Jak dla mnie główną formą wyzysku jest to, że pracodawca zdobywa władzę nad pracownikiem, na tyle daleko posuniętą, że ma prawo np. zlecić mu badania moczu na okoliczność zbadania, czy nie ćpał.
jaś skoczowski :
A pracownik ma prawo takich badań odmówić. I gdyby będąca efektem tej odmowy utrata pracy oznaczała, że pracownik umrze z głodu albo przynajmniej nikt go w mieście nie zatrudni, można by w mojej opinii mówić o władzy.
bart :
A w mojej, jeśli w ogóle musi je robić, żeby pracować, chyba, że on koniecznie musi być trzeźwy (np. jest kierowcą). Miejsce pracy to nie zagroda, pracownicy nie muszą spełniać dowolnych parametrów, chyba, że absolutnie nie są w stanie wykonać swojego zadania.
jaś skoczowski :
Ale to nie jest żadna władza. I jeśli ci się nie podoba, nie pracuj w firmach, które takich badań wymagają.
Też można powiedzieć, że jak ci się nie podoba wypełnianie obowiązków woźnego rzy zatrudnieniu jako programista to możesz nie pracować w firmach, które tego wymagają…
bart :
like, w żadnych
“Przepis art. 17 ustawy z dnia 26 października 1982 r. o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi (tekst jedn.: Dz. U. z 2002 r. Nr 147, poz. 1231 z późn. zm.) – dalej u.p.a., nakłada na pracodawcę obowiązek niedopuszczenia do pracy pracownika, jeżeli zachodzi uzasadnione podejrzenie, że stawił się on do pracy w stanie po użyciu alkoholu albo spożywał alkohol w czasie pracy.”
lysaczi :
Ale weź czytaj więcej niż ostatniego komcia, co?
tannenberg :
nie smiac się, tylko zastanawiać kogo chcecie pozdrowić po tamtej stronie #idolettdknktorzyposzlidonieba
bart :
przeciez czytalem
chodzi mi o to, ze trzezwosc w pracy wg kodeksu to elementarna norma spoleczna i dyskusja na ten temat to troche dyskusja nad sensem zasad spolecznych w ogole
PGolik :
I niezły wykładowca :-) Pamiętam, jak się zdziwiłem, widząc go na spotkaniu krakowskich fantastów…
P.S. Wygląda na to, że ominęło mnie mnóstwo fajnych dyskusji — ale ostatnio bdb tak mi często wywalał firefoksa, że przestałem zaglądać. No sorry, ale to naprawdę jedyna strona, która mi wywala przeglądarkę.
lysaczi :
Szkoda, że nie ma tu Quasiego…
lysaczi :
No to jeśli czytałeś, to wiesz, że rozmawialiśmy o testach na obecność moczu. I jeśli nie chcesz pracować w firmie, która wymaga szczania do kubka, to masz naprawdę duży wybór wśród pracodawców, którzy szczania do kubka nie wymagają (dodatkowym smutem jest to, że jeśli test wykryje obecność narkotyków, to nie oznacza to, że byłeś pod ich wpływem w pracy, tylko że zażywałeś je w przeciągu ostatnich iluś tam dni). A ty wyjeżdżasz z przepisem, wedle którego nie wolno na zakład wpuszczać najebanego wódą gościa. Bessęsu.
January :
Mam za sobą przeprowadzkę, ale jak już opadnie pył i będę miał wolną niedzielę, zamierzam zrobić totalny reinstall blogaska. Jak się potem FF będzie wywalać, to już tylko pozostanie odczynianie uroku rzuconego przez Mistrza Słoneckiego.
bart :
No chyba faktycznie ktoś rzucił klątwę na Twojego bloga, bo nie przypominam sobie w ciągu ostatnich miesięcy ani jednego wypadku, żeby firefox mi się wykrzaczył — chyba, że akurat otwierałem komentarze na bdb.
A ja jestem leniwy niechluj, więc mam otwartych kilkadziesiąt zakładek w kilku oknach; odtworzenie ich bywa problemem, jeśli akurat przeglądarka padnie mi w domu, a ja nie jestem podłączony do instytutowego vpnu — bo wtedy nie odtwarzają mi się zakładki z artykułami, które akurat czytam.
bart :
Albo obżerałeś się makowcem bądź bajglem z makiem.
Myth: Poppy Seed Drug Test
If you eat a poppy seed bagel or poppy seed cake in the morning you will test positive for opiates on a drug screen.
Myth Confirmed.
http://www.mythbustersfanclub.com/mb2/content/view/15/27/
January :
Chrome ma osobny wątek na każdego taba/okno. I nie wiesza się na BdB. I w ogóle lepiej chodzi.
bart :
To kiedy coś jest władzą? Bo mnie wydaje, że władza to możliwość rozporządzania kimś wbrew jego woli. Czyli to jest władza. Ktoś ma prawo wymagać ode mnie, żebym ja mu sprezentował mocz w zamian za to, że będę mógł pracować u niego. Oh, well, zapomniałem, że badania ginekologiczne, przymusowe dla kobiety też nie są wyrazem władzy nad kimś. Dobra, odczytałem, nie chce Ci się o tym gadać, a WO wcale nie chce, żeby ulica na której mieszka była taka, jak jemu się podoba, żeby była, bez względu na to, co chcą inni. On jest tylko rozsądny.
jaś skoczowski :
No więc kiedy następnym razem pracodawca rozkaże ci naszczać do kubeczka, odważ się wreszcie mu odmówić i popatrz, co się stanie.
jaś skoczowski :
Mnie się chce gadać, tylko ty pierdolisz głupoty.
I tak oto Frasyniuk zwulgaryzował dyskurs.
bart :
masz rację, I take it back. założyłem, że rozmawiacie tak ogolnie o ograniczaniu praw pracowników do nieskrepowanej wolnosci i trochę mnie poniosło z analogią. pewnie dlatego ze alkohol i substancje odurzające są już praktycznie zrównane w konsekwencjach prawnych w wielu innych aktach, natomiast sam kodeks pracy faktycznie o narkotykach nie pisze jeszcze wprost (ku ubolewaniu wielu pracodawców).
chociaż, jakbym byl bardziej retentywny, to bym sie klocil, ze
“Podstawowym obowiązkiem pracownika, zgodnie z art. 211 k.p. jest przestrzeganie przepisów i zasad bezpieczeństwa i higieny pracy, w tym wykonywanie pracy w sposób zgodny z przepisami i zasadami bezpieczeństwa i higieny pracy oraz stosowanie się do wydawanych w tym zakresie poleceń i wskazówek przełożonych. Stawianie się do pracy pod wpływem narkotyków jest zaprzeczeniem wykonania przez pracownika tej kodeksowej powinności.”
ale staram się nei być wiec tylko jako uwaga poboczna, i nadal wycofuję zdupny argument o piciu
mrw :
I dlatego przesiądę się na niego jak tylko będzie Zotero i Adblock.
Nie, to nie ma być flejm: naprawdę chrome mi się bardziej podoba, nie wspominając o szybszym js/es. Ale przyzwyczaiłem się do tych dwóch pluginów (i session managera, i paru innych).
bart :
No dobrze, to Ci napisze na papa: stanie się dokładnie to samo, co się stanie, jak xa złapią z 0,01 grama suszu – nikt nie będzie w stanie sprawić, że x w przeszłości tego suszu nie kupi, bo już się dokonało. Za to będzie w stanie wpierdolić mnie do ciupy. Natomiast pracownik nie będzie mógł świadczyć pracy, pomimo tego, że nie będzie do tego przeszkód – ot, po prostu nie spełni widzimisię pracodawcy. Ale oczywiście, nikt go do samego nalania do kubeczka nie zmusi.
Tak samo: nikt nie zmusi kobiety do badań ginekologicznych. Ona tylko zapłaci grzywnę, czy jaka sankcja tam marzy się zwolennikom takiego przymusu.
Generalnie można tak dojść do jedynie słusznego wniosku: problem przymusu nie istnieje, bo nie ma przymusu. Zawsze przecież możesz coś wybrać. Ewentualnie: przymusu nie ma, jak zachowujesz życie. Albo nie chorujesz z głodu. Albo co się komu podoba.
To mi się podoba, jak nie muszę lać do kubeczka. Tylko, że to nie chodzi tylko o to, że mi się podoba, w odróżnieniu od tego, co Ty prezentujesz – po prostu moje ciało jest dosyć niezaprzeczalnie mną. I jeśli facet może uzależnić od tego, co ja zrobię ze swoim ciałem, czy ja będę mógł u niego pracować, to mam wrażenie, że podpisałem kontrakt niewolniczy – bo ja zyskuję miejsce pracy w zamian za to, że oddaje mu kontrolę nad sobą. I nie tylko ja uważam, że to jest kontraktowe niewolnictwo w dosłownym tego słowa znaczeniu.
lysaczi :
Nie nieskrępowanej. Przynajmniej nie ja i prosiłbym Cię bardzo, żebyś tego nie ujmował w ten sposób, gdy piszesz o mnie.
A, bart, gdybyś nie wiedział, to tak, twierdzę, że (a po co czekać na to pytanie:
ten fragment przepisu sankcjonuje (nie znam dobrego słowa, to jest złe, pszpszm) niewolnictwo. Nie, żebym przez to płakał, stwierdzam fakt.
jaś skoczowski :
No więc twoje przypuszczenia, że za 0,01 grama suszu idzie się do więzienia, doskonale pasują mi do twoich wyobrażeń, że OMFG PRACODAWCY ZMUSZAJĄ NIEWOLNIKÓW DO SZCZANIA DO KUBKÓW – czyli że mówisz o swoich libertariańskich projekcjach pt. “Jak mi się wydaje, że wygląda świat za oknem”. A fakt, że wpychasz do rozmowy o wyborze kariery sankcje karne, świadczy, że albo nie kumasz, albo gadasz nieuczciwie. I faktycznie mi się nie chce.
jaś skoczowski :
Wiesz co, przepraszam, może mam dziś zły dzień, ale weź idź gdzie indziej z tymi swoimi jazdami, co?
Um. Nie mogę się wypowiadać o innych firmach, ale regulamin mojej Złej Korporacji stanowi, że jeśli zajdzie uzasadnione podejrzenie, że pracownik przyszedł do roboty pod wpływem ciekawych rzeczy, można go stestować na koszt jego. Jeśli się okaże, że wszystko ok, zwracają koszt testów i zapewne kulturalnie przepraszają. Otherwise robią jakieś dyscyplinarne kuku.
Widzę w tym uzasadnionym podejrzeniu założenie, że pracownik musi najpierw cokolwiek nabroić, albo przynajmniej tępo patrzeć w gniazdko od telefonu przez cztery godziny bez przerwy.
Chyba wszędzie jest podobnie. Są, zapewne, różnice wynikające ze specyfiki firm, ale to jest zasada generalna.
Oburzenie na siusianie do kubka na żądanie bierze się imo z tego, że narkotyki są czymś społecznie nie opanowanym. Alkohol i jego używanie są czymś świetnie wpisanym w kulturę, oczywistym i nawet zamroczony gorzałą betoniarz – zbrojarz nie będzie raczej zdziwiony wezwaniem do chuchnięcia w balonik. Do sikania na komendę przyzwyczajeni nie jesteśmy.
To coś ze sfery imperatywu kategorycznego, nie? Zgadzam się na ograniczenie mojej wolności w przypadku, gdy moje z wolności korzystanie bezpośrednio zagrażałoby innym ludziom. Dlatego nie uważam za opresję zakazu prowadzenia samochodu po pijanemu*, obostrzeń w dostępie do broni palnej itp. Niektórych rzeczy lepiej ludziom w odmiennym stanie świadomości po prostu nie dawać do rąk.
*Bardzo źle się zresztą po pijanemu prowadzi. Przestawiałem raz samochód z miejsca na miejsce będąc na bani i okropnie trudno było trafić pod właściwy krzaczek. Zanim mi odbierzecie prawo jazdy dodam, że rzecz działa się na wielkim podwórku ciotki, a chodziło o odblokowanie przejazdu i przesunięcie samochodu o 10 metrów. Do zaawansowanej imprezy rodzinnej dojechali kolejni krewni i chcieli zaparkować za bramką. Wytypowano do tej roboty mnie, jako najtrzeźwiejszego. Strat nie było, ale spociłem się z wysiłku.
“kontrakt niewolniczy” – to jest coś takiego i nie stanowi błędu logicznego? chyba że chodzi o jakąś fajną zabawę z pogranicza bdsm, w takim razie zamykam suwak swojej maski pokraka i nie odzywam się już więcej
@vauban
A ci kolejni krewni nie mogli przestawić samochodu? Chyba nie przyjeżdżali już po biforku.
lysaczi :
Jest. Stosowano to w średniowieczu, pewnie też i wcześniej. Ktoś mógł się na przykład oddać w niewolę, zastrzegając sobie z góry kwotę, za którą będzie się mógł wykupić.
amatil :
Pewnie też i później. Niewolnicy – biali i czarni – zbudowali “land of the free”:
http://en.wikipedia.org/wiki/Indentured_servant
kontrakt niewolniczy – oświadczenie woli o rezygnacji z wolnej woli? czyli nie błąd logiczny a paradoks?