Witamina w cudzysłowie
To będzie jedna z tych historii o doktorze, który odkrył nową witaminę, cudowne lekarstwo na najgorszą chorobę trapiącą ludzkość; lekarstwo, które zawsze było na wyciągnięcie ręki. I jak to zwykle w tych historiach bywa, trzeba wszystko brać w cudzysłów — i doktora, i odkrycie, i witaminę, i leczenie… Ponieważ notka upstrzona taką ilością cudzysłowów będzie wyglądać jak, nie przymierzając, portret Najjaśniejszego Pana obesrany przez muchy, umówmy się, że ja ich nie będę stawiał, a wy będziecie je sobie dopowiadać, m’kay?
To też jedna z tych historii, w których alarm w Detektorze Bzdetu zaczyna wyć na cały regulator już od pierwszych chwil.
W marcu TVN24 nadał poruszający reportaż o chorej na śmiertelnego raka trzustki Róży z Mińska Mazowieckiego. Lekarze nie dawali jej żadnych szans; jedynym ratunkiem miała być „nowatorska i bardzo droga” metoda leczenia witaminą B-17 (nazwa handlowa: Laetrile) w klinice w Meksyku. Temat został mi podsunięty przez sympatycznego czytelnika, jednak nie chciałem o nim wtedy pisać (dlaczego, wytłumaczę pod koniec tekstu). Niedawno o witaminie B-17 napisano na portalu New World Order.com.pl (jeśli klikniecie w link, wrócicie na Blog de Bart — to zemsta adminów NWO za to, że sympatyczny komentator BdB powiadomił IPN o propagowaniu przez NWO kłamstwa oświęcimskiego; jedyne wyjście to skopiowanie i wklejenie linka w nowym oknie lub skorzystanie z linka przez HideRefer). No, pomyślałem, skoro takie autorytety medyczne piszą o Laetrile, to chyba jednak czas się nią zainteresować.
Detektor Bzdetu włączył mi się już na samym początku poszukiwań informacji o Laetrile, przy czytaniu opowieści o (cudzysłów) odkrywcy (cudzysłów) witaminy B-17, samotnie walczącym z chemioterapeutycznym establiszmentem (cudzysłów) naukowcu, (cudzysłów — dalej już sobie poradzicie bez wskazówek, prawda?) doktorze Ernście T. Krebsie.
Doktorów Ernstów T. Krebsów było dwóch — Senior i Junior. Krebst Senior, doktor medycyny, w latach 20. wynalazł oparty na ekstrakcie z pietruszki cudowny syrop Leptinol, leczący hiszpankę, astmę, krztusiec, gruźlicę i — last but not least — zapalenie płuc. Wtedy też nawiązał znajomość z instytucją rządową zwaną FDA, która skonfiskowała mu zapasy syropku pod zarzutem wprowadzania nabywców w błąd co do zdrowotnych korzyści płynących z jego zażywania. Choć Krebs Senior musiał porzucić syropowy biznes, nie dał się jednak zniechęcić do poszukiwania lekarstwa na największe bolączki ludzkości i w latach 40. wynalazł lek na raka o złowieszczej nazwie Mutagen, a na początku lat 50., już razem z Juniorem, stworzył swoje opus magnum — Laetrile, środek oparty na amigdalinie, związku występującym m.in. w pestkach brzoskwini.
Ernst T. Krebs Junior to też doktor, choć jego droga do tego tytułu była ciężka, kręta i długa — trwała aż 35 lat. Wyrzucony ze szkoły medycznej, błąkał się po kilku uniwersytetach, by w 1942 zdobyć z trudem tytuł magistra. W 1973 roku nieistniejący już dziś mały biblijny uniwersytet w Oklahomie nadał Juniorowi tytuł doktora po wygłoszeniu przez niego godzinnego wykładu o Laetrile. Uniwersytet nie miał co prawda wydziałów naukowych, ale co zabawniejsze — nie miał też prawa do nadawania tytułu doktora. Są to jednak detale, nie ma co czepiać się wykształcenia człowieka, który odkrył dla ludzkości nową witaminę B-17 (odkrył też wcześniej B-15, która oprócz raka leczyła również choroby serca). Lepiej czepić się samej witaminy.
Otóż witamina jest z definicji pojęciem względnym. Witamina to związek chemiczny potrzebny do prawidłowego funkcjonowania organizmu, którego to związku organizm nie potrafi sam wytworzyć. Zatem to, co dla ciebie jest witaminą C, dla twojej zaprzyjaźnionej fretki nie jest żadną witaminą, tylko zwykłym, do niczego nieprzydatnym kwasem askorbinowym — fretka bowiem (jak większość ssaków) wytwarza sobie kwas askorbinowy w środku, w wątrobie. Doktor Ernst T. Krebs Junior wierzył zaś, że nowotwory to efekt niedoboru amigdaliny w organizmie. Dla niego więc w świetle powyższych rozważań amigdalina mogła faktycznie być witaminą, ponieważ jej brak w jego mniemaniu powodował chorobę. Dla reszty świata oczywiście coś takiego jak witamina B-17 nie istnieje.
Czytając tekst na New World Order.com.pl, musiałem wyłączać alarm w Detektorze Bzdetu jeszcze kilka razy. Np. kiedy pojawił się argument ad babcinum mądrościum:
Przez cale generacje nasze babcie zwykły dodawać pokruszone nasiona śliwek, czereśni, jabłek, moreli i innych roślin botanicznej rodziny Rosaceae do swych domowych konfitur i dżemów. Babcia pewnie nie wiedziała, dlaczego to robi, ale nasiona wszystkich tych owoców są jednym z najpotężniejszych źródeł witaminy B 17 na świecie.
Serio wasze babcie tak robiły, drodzy czytelnicy? Moje nigdy — szanowały uzębienie swoje oraz swoich bliskich, poza tym były zaznajomione z supernowoczesną technologią ekstrakcji pestek z miąższu, współcześnie określaną jako drylowanie. Ale co region, to inny zwyczaj.
Niedługo później w tekście z NWO.com.pl pojawia się opowieść o ludziach z narodu zamieszkującego pakistańską dolinę Hunza, którzy spożywają ponoć ogromne ilości amigdaliny i dzięki temu dożywają bardzo późnego wieku, a nowotwory są w ich społeczności chorobami nieznanymi. To w rzeczywistości bardzo śmieszna historia. Otóż Hunza istotnie cieszą się dobrym zdrowiem nawet w podeszłym wieku, nie ma to jednak związku z pokruszonymi pestkami w ich dżemach, ale z faktem, że odżywiają się głównie owocami i warzywami oraz dużo zapieprzają po górach. Faktycznie do lat 50. nie odnotowano u nich nowotworów, nie wynikało to jednak z pożerania owoców w całości, ale z braku na ich terytorium jakiegokolwiek lekarza, który mógłby zdiagnozować raka (kiedy w połowie lat 50. do doliny Hunza dotarła ekspedycja medyków z uniwersytetu Kyoto, bez problemu odkryli u niektórych mieszkańców chorobę nowotworową). Mit ich długowieczności ma zaś swe korzenie w latach 70., kiedy dolinę odwiedzili reporterzy „National Geographic”, poszukujący długowiecznych społeczności. Hunza nie prowadzą kronik i nie przywiązują zbytniej wagi do liczenia lat, pytani więc przez dziennikarzy o wiek bez kozery mówili pińcet.
No dobrze, ale to wszystko śmichy-chichy i głupie anegdotki, a jakie są fakty, co mówi PubMed? Otóż PubMed mówi zaskakująco dużo, bo Laetrile to wcale nie żadna „nowatorska” metoda (bo że bardzo droga, w to nie wątpię). Swój szczyt popularności przeżywała w USA w latach 70. (próbował się nią ratować m.in. Steve McQueen). Szacuje się, że zażywało ją 70 000 chorych Amerykanów. Efekty? Żadne. W 1978 r. Narodowy Instytut Raka rozesłał prośby o zgłoszenie przypadków obiektywnego polepszenia po kuracji witaminą B-17 do 385 000 lekarzy, 70 000 innych osób zajmujących się opieką zdrowotną oraz do stowarzyszeń propagujących stosowanie Laetrile. Mimo tak zmasowanej akcji otrzymano jedynie 68 zgłoszeń, z których po przeanalizowaniu za uwieńczone sukcesem uznano sześć (analiza przypadków dokonana była z rygorem ślepej próby — eksperci nie wiedzieli, czy opiniują historię chorego poddanego zwykłej chemioterapii, kuracji Laetrile czy nie otrzymującego żadnej pomocy).
W 1982 r. w kilku amerykańskich szpitalach (w tym w renomowanej Mayo Clinic) przeprowadzono eksperyment na 178 chorych, poddając ich tzw. terapii metabolicznej, w której skład oprócz Laetrile wchodziła specjalna dieta, enzymy i witaminy. Efekt? Żaden, porównywalny do braku jakiejkolwiek terapii. A właściwie nie żaden, tylko wręcz negatywny: u niektórych badanych wystąpiły objawy zatrucia cyjankiem. Nie wspomniałem, że kuracja amigdaliną może prowadzić do zatrucia cyjankiem? Ale ze mnie gapa! Oczywiście, że może prowadzić, co tylko utwierdza w przekonaniu, że jeśli sięgać po (cudzysłów) medycynę alternatywną, to najlepiej po homeopatię. Przynajmniej człowiek nie zrobi sobie krzywdy.
Zainteresowanie witaminą B-17 w Stanach wygasło pod koniec lat 80. Dziś co jakiś czas ktoś trafia do więzienia za handel Laetrile — w 2003 r. przytrafiło się to np. Jasonowi Vale, mistrzowi świata w siłowaniu na rękę, prowadzącemu firmę Chrześcijańscy Bracia. Zaprawdę, czasem życie pisze najdziwniejsze scenariusze.
Poupadały te wszystkie meksykańskie kliniki, które leczyły naiwnych witaminą B-17. Zostało ich raptem kilka, m.in. ośrodek o cynicznie szczerej nazwie Oaza Nadziei, do którego pojechała Róża.
Właśnie, dlaczego nie chciałem wtedy pisać o Róży? Nie trafiła do mediów z powodu swojej choroby, ale z powodu heroicznej kampanii na rzecz jej uratowania, którą rozkręcili jej najbliżsi. Cały Mińsk Mazowiecki zbierał na wyjazd Róży do Meksyku, w salonach fryzjerskich i cukierniach wystawiano skarbonki „na Różę”. Mistrz kickboxingu podarował swój pas na aukcję. Organizowano koncerty charytatywne. Zgłosiła się fundacja z Wrocławia i udało się, uzbierali na podróż do Oazy Nadziei. Taka sytuacja rodzi pytania, których chyba nie powinno się głośno wypowiadać, przynajmniej nie wtedy. Co można powiedzieć ludziom, którzy wspólnie starają się pomóc sąsiadce, nie wiedząc, że zostali oszukani? Czy jeśli w przyszłym roku WOŚP będzie zbierać na magiczne różdżki leczące Morgellony, zmieni to coś w ocenie motywacji ludzi wrzucających datki do puszek? Czy wrzucić samemu? Czy powinno się przekazywać 1% na rzecz dziecka z autyzmem, którego rodzice rujnują się na kosztowne, choć bezwartościowe terapie suplementacyjne?
Nie umiałem wtedy pisać o Róży, bo to nie był czas. Jeśli jest coś dobrego i godnego szacunku w tej historii, to jest to płynąca od obcych ludzi chęć pomocy, której doświadczyła Róża i jej bliscy. Teraz mogę już pisać, ta historia już się skończyła, a skończyła się tak, jak zwykle kończą się takie historie. Po tygodniach niepotrzebnych dodatkowych zabiegów, badań i tułaczki Róża zmarła w hospicjum w San Diego, daleko od domu.
Przy pisaniu tekstu korzystałem przede wszystkim (można nawet powiedzieć, że rżnąłem) ze znakomitego artykułu „Wzlot i upadek Laetrile” na Quackwatch. O micie długowiecznego ludu z doliny Hunza możecie poczytać na longevity.about.com i w piśmie „CA: A Cancer Journal for Clinicians”. Streszczenia wyników badań nad Laetrile znajdziecie jak zwykle w PubMedzie: 1, 2. Historię walki Róży z rakiem zebrano na poświęconej jej stronie.
PS. W komentarzach jeden z obrońców B17 obala wyniki oficjalnych badań poświęconych amigdalinie następującym argumentem:
Niejaki dr. James Cason z University of California w Berkeley przetestował część substancji używanych w badaniach prowadzonych przez NCI [Narodowy Instytut Badań nad Rakiem] na temat amigdaliny i okazało się, że substancje te nie zawierały amigdaliny.
I to prawda. James Cason faktycznie ogłosił taki sensacyjny wynik swoich eksperymentów z próbkami Laetrile. Gdzie ogłosił? W jakimś recenzowanym, poważnym piśmie? W jakimś nierecenzowanym piśmie? W biuletynie uczelnianym? Nie. Wspomniał o tym w swojej autobiografii. Należy też dla przyzwoitości wspomnieć, że James Cason był wielkim zwolennikiem B17 i uważał ów specyfik, wbrew wszelkim wynikom badań i zdrowemu rozsądkowi, za znakomity lek na raka.
Fermin :
Piękne. A tak się jaszczury zaśmiewały z pewnej blogerki psychiatryka, która probabilistycznie wyceniła katastrofę tupolewa – 50% szans na wypadek i 50% na zamach. A tu proszę, naukowiec potwierdza.
Plus słodki komeć:
Gammon No.82 :
Podobno teraz Nadzieja Polskiej Lewicy niezle wali w gaznik w swojej kawiarence na Nowym Swiecie?
Wciąż mnie nie przestaje zadziwiać ten portal nieustającej miłości bliźniego, gdzie w komentarzach padają perełki o niebywałym blasku:
a inni miłosierni samarytanie mu basują:
Oraz cytacik, który mnie po prostu uwiódł swoją bezpretensjonalną urodą:
Drogi ttdkn, czy już jestem nieodwracalnie spaczona?
krwawy_krolik :
My wówczas nie chlaliśmy politycznie, my chlaliśmy fantastycznie i naukowo, chociaż niektórzy chlali fantasy-tycznie.
W tamtych czasach nawet RAZ chlał apolitycznie [EDIT: jak już skończył 18 lat]. Natomiast w 1984 roku w Śródborowie pisarz Jacek P. próbował oszukiwać na nalewaniu wódki, w związku z czym mało nie stracił uzębienia.
naima_on_line :
Tu musi zabrać głos jakiś inżynier-drzewiarz.
@gammon:
o rany, to prawie jak opowieści studentów, że wypili zgrzewkę piw przez całą noc i potem rzygali przez balkon, HE_HE.
krwawy_krolik :
Może dlatego córki Leskiego Krzysztofa tam biegają?
BTW Sapkowski, od którego zamiłowań trunkowych się zaczął podwątek, został zaetykietowany jako skrajny lewak.
janekr :
Przez kogo?
Nachasz :
Na przykład przez Szczepana Twardocha.
digan :
A ty naprawdę sądziłeś, że “za moich czasów młodzież była lepsza”? Chociaż zachodzą pewne historyczne zmiany co do wykonawstwa, a nawet mają spory walor ludyczny. Ja na przykład rozprowadzam wśród starego pokolenia opowieści Radkowieckiego o zabawie w szklaną komnatę i inne podobne.
Zresztą zagajenie dotyczyło trywialnie spitego Sapkowskiego, no i co? “Pewnego razu spił się pewien człowiek i prosił, żeby go nie budzono.”
janekr :
Żadna nowość. To wy jeszcze nie wiecie, że jestem wnukiem endeka i kapepowca?
Gammon No.82 :
Z której strony który?
Gammon No.82 :
Byłoby to trywialne, jasne. Gdyby nie fakt, że Sapkowski szedł mętnym krokiem na panel “How to handle a saga” z udziałem Orsona S. Carda, Andrzeja Sapkowskiego i Stevena Eriksona.
schlał IIRC.
janekr :
Mierzenie czegokolwiek Twardochem jest bez sensu.
bart :
Zgoda, oczywiście w skali Twardocha wszyscy jesteśmy ultralewaccy, nawet ja; niemniej jednak Sapkowski bez najmniejszych wątpliwości jest raczej na lewo niż na prawo.
Nachasz :
KPP z męskiej, a drugi dziadzio był narodowo-demokratycznym Storm Trooperem.
janekr :
W standardach z 1984-85 roku mieściłoby się jak nabardziej.
Nadto pewnie liczył, że temat “How to handle a saga” wyjaśnia wszystko.
Ups ops. Najmocniej przepraszam.
bart :
E tam, np. prędkość światła w próżni = około 171428571 twardochów na sekundę mogłoby mieć sens. Tylko najpierw trzeba zabić, usztywnić, splastyfikować, umieścić w atmosferze chemicznie obojętnej i zamknąć w Sèvres.
EDIT:
Czy ojciec Marian Pirożyński nie był spokrewniony z Markiem Walczewskim?
http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=8777
Gammon No.82 :
W końcu przypomniałem sobie skąd kojarzę jego nazwisko.
Nachasz :
Z memem “moralnie obojętne”?
Jeśli ktoś z was odczuwa silną potrzebę przeskalowania żenometru, polecam zapoznanie się z twórczością tego pana: http://www.mateuszgrzesiak.pl/ – trenera NLP, behavioriks i fastlanguages . Dosyć łatwo można znaleźć kilkanaście filmików na tubie: http://www.youtube.com/results?search_query=Mateusz+Grzesiak&aq=f .
Ci, którzy nie obawiają się pęknięcia szybki w/w aparatu, mogą zobaczyć też kontent, który tworzył w czasach bezkompromisowej młodości: http://chomikuj.pl/Weebly?sid=282 katalog “NLP”, hasło “Weebly”, podkatalog “NLP Polska” oraz http://peb.pl/audiobooki/870965-hf-mateusz-grzesiak-alpha-female.html Z tego ostatniego podobno pochodzi ten cytat :
Żaden facet nie przyzna Ci się głośno do tego, że jest czyścicielem kibli. ŻADEN. Każdy z nas kto podchodzi do kibla i jeżeli ktoś tam zostawił kawałek czekolady to każdy z nas, bez wyjątku celuje w czekoladę. Każdy wyczyści czekoladę, po czym każdy z Nas bez wyjątku wkur** się, jeżeli zabraknie mu siku, żeby wyczyścić do końca ;D
Chcesz sekret ? Zapytaj swojego faceta czy to robi. Powie Ci nieee, nigdy w życiu, ale tak na prawdę każdy z Nas bez wyjątku ;D
Gammon No.82 :
Zaiste
kalif.Ior :
To musiał pissać kretyn. Sikanie na przedmiot wrzucony do pisuaru grozi trudnym do kontrolowania odbiciem sika i rozbryzgiem w nie-wiadomo-którą stronę.
Gammon No.82 :
Amator.
jaś skoczowski :
Przyznaję się. Nie jestem profesjonalnym sikaczem na kawałki czekolady wrzucone do pisuaru.
Gammon No.82 :
Nie dostarczaj mu takiego nadmiaru informacji, bo się przegrzeje. Zwłaszcza nie tak lakonicznie.
Gammon No.82 :
Zawsze jest szansa, nigdy wszystko nie jest stracone do momentu w którym już jest oraz nawet samo doskonalenie siebie (hyhy-uhuhu) ma sens.
jaś skoczowski :
Nie. Nie mam wolnej ściany do powieszenia pisuaru, żeby trenować. Nie chcę odbierać czekolady dziecięciom. Nie chcę się zapisywać do PZSnCwP, bo związki sportowe są skorumpowane. No i u mężczyzn w moim wieku wyniki w sikaniu są w ogóle nie najlepsze.
Gammon No.82 :
Wszystko co piszesz zdradza takie silne nastawienie na bicie rekordów. Ale przecież istnieje czyste piękno sportu.
EDITH: Tak, brak pisuaru w takim wypadku niczego nie usprawiedliwia. Od czego masz Wyobraźnię.
Gammon No.82 :
Pisuar sobie dopisałeś, w cytacie było “kibli”
A jak już przy pisuarach jesteśmy, to ilekroć gdzieś wchodzę z dziećmi, to na 99% któreś rzuci tym cholernym dowcipem żyrafy hipochondryczki z “Madagaskaru”
RobertP :
Co
Melman (żyrafa) wraca z dworcowego kibla
-Tam są korytka z wodą, i patrzcie…
(otwiera paszczę)
-Darmowe miętówki!
RobertP :
Jak to dobrze, że nie kupiłem.
jaś skoczowski :
Nie mam.
Gammon No.82 :
W teorii, jeśli nie nastąpiła reoliza drewna, to jest odwracalne. W praktyce, każde spaczenie, jeśli nie przeniesie się obiektu do ściśle kontrolowanych warunków, wróci prędzej lub później.
BTW, nie jestem inżynierem-drzewiarzem, ale akurat o spaczeniach się uczyłem :)
Edit:
kalif.Ior :
Ja bym chciał poznać jego chirurga plastycznego – zbił na nim majątek…
Yaca :
Ż… że co?
Labirynt słodkiej nieskończoności?
naima_on_line :
Może, ale będę się modlił za twoje naprostowanie.
Twardoch już chyba przekręcony, skumał się z Polityką
Albo Polityka przekręcona?
parę lat temu zabłądziłem na jego blog, spierdalałem z krzykiem, więc teraz tak się trochę dziwię, ale nieprzesadnie
otaki :
Tak jak Cezary Michalski, Twardoch ma światopogląd dandysa – wierzy w to, co modne w danym sezonie. W 2006 rzeczywiście poglądy narodowo-katolicko-zachowaczo-konserwatywne były w modzie. Ale dzisiaj?
Gammon No.82 :
Reoliza – trwałe odkształcenie drewna na skutek przemieszczenia się komórek drewna względem siebie. Powstaje jako efekt długotrwałego odkształcania drewna pod wpływem wilgoci i temperatury.
Niestety, brak linków na necie. Albo to zbyt hermetyczne pojęcie, albo ludzie którzy się tym zajmują nie istnieją w internetach, albo ja coś popierniczyłem :)
@ Yaca:
Może tu coś znajdziesz: http://pl.wikipedia.org/wiki/Kategoria:Wady_drewna
Ale hasła “reoliza” faktycznie w polskich internetsach nie ma.
Jeszcze co do triconu: jeden z kolegów z ttdkn prowadził wykład, udając przy tym wiatrak.
http://www.mimuw.edu.pl/~janek/wiatrak.jpg
Zdjęcie rozmazane, bo ten wiatrak był naprawdę szybki, a nie chciałem peszyć prelegentów błyskiem po oczach.
wo :
i komu tu wierzyc w tych niepewnych czasach?
Kolejny pisarz którego książki nie mogę tknąć bo mnie odrzuca od autora. Grzędowicza nie jestem w stanie ruszyć po dyskusji nt. autopilotów którą z nim prowadziłem kiedyś w Nidzicy.
No i potem co patrzyłem na jego nazwisko na okładce, to mnie jakoś odrzucało. Twardocha coś czuję, że też nie poczytam. W ogóle złapałem się na tym, że boję się tykać polskiej fantastyki, żeby nie trafić na jakieś prawicowe fantazje – są jacyś normalni pisarze poza Dukajem?
Z :
Co można porąbanego powiedzieć na temat *autopilotów*, na Cthulhu?!
janekr :
Wiesz, zaczęło się od mojego luźno rzuconego “niedługo i tak komputery będą prowadzić samochody” czy czegoś w tym stylu.
No i się zaczęło, że kradzież wolności i opresja. Potem jeszcze dodał, że ludzie będą ginąć bo maszyny robią błędy (plus jako miażdżący dowód na to, argument, że jemu się komputer ciągle zawiesza). Jak się rozkręcił to poszło na inne tematy też, że zakaz palenia to jest spisek lobby antytytoniowego i za tym stoją wielkie pieniądze.
No i mam kopię Pana Lodowego Ogrodu, której nawet nie otworzyłem.
Z :
IMO warto otworzyć. Są fragmenty urzekające. A ideolo*? Olać…
*zła unia zabrania kawy, papierosów, ojciec może dla dobra ogólnego zabić dziecko i temu podobne…
janekr :
W sensie ideolo jest? Liczyłem, że może jednak nie. Dużo tego?
Z :
Zależy od odporności. IMO mniej, niż u Pilipiuka i łagodniejsze.
A ja także i Pilipiuka lubię czytać. Jego ideolo mnie raczej bawi niż złości, w przeciwieństwie do RAZa, który jest dla mnie nieczytelny.
Z :
Twardoch jest dla mnie trudno czytelny nie tyle z uwagi na ideolo, co na swój specyficzny styl. Bo to jest (chyba) dobry pisarz i książek lekkich, łatwych i przyjemnych nie pisze.
A ja nie wiem, czy jest na tyle dobry, żeby opłacało się włożyć w te teksty niezbędny wysiłek.
janekr :
lollollollol 19 tomów kontynuacji przygód Pana Samochodzika tez czytales?
lysaczi :
Jakoś nie… Ale widzę, że trzeba. Jak mus to mus.
janekr :
Jeśli truskawkowy albo malinowy, to nie zapomnij usunąć pesteczek.
wo :
Zrobił pożegnanie z bronią? Przytulił się do pedałów? To by było.
Z :
Przecież on miał raz felieton że komórki są złe, bo mu raz zadzwoniła jak wypłacał pieniądze i mu bankomat je zjadł. Ponieważ jako wrażliwy lewicowiec nie używam już słowa retard, to nie napiszę, że to retard, ale: fajtłapa.
janekr :
Przecież wyraźnie zaznaczyłem, że póki ekipa kloniarzy z ŚKF nie uruchomi rzutnika (na którego cierpliwie czekał mój Macbook Pro), to muszę zastąpić slajdy pewną dozą handwavium.
mrw :
Jak to ja, nie mogłem się powstrzymać przed rzutem oka na to, czym jeździ Twardoch. Nie zdradzę sekretów, ale powiem tylko, że to jedna z tych marek samochodów, które kupują ludzie, którzy potem chcą pisać felietony o tym, że samochody są złe, bo się ciągle psują. Gorzej niż na ef.
wo :
Why? Dałeś słowo, czy chodzi o podrażnienie ciekawości?
Jajako wróg samochodów z autentycznym trudem odróżniam Bentleya Mk.VI od Ursusa C-330, ale co poniektórych marka Twardochomobila mogłaby zainteresować.
EDIT:
mrw :
Niedobry, komunistyczny bankomat.
Gammon No.82 :
The truth is in here: http://www.facebook.com/szczepan.twardoch
wo :
Ale to zdjęcie było zrobione po uruchomieniu rzutnika.
@Grzędowicz
Na Triconie chciałem zajrzeć na jego jedyny odczyt – z czystej chęci ujrzenia Zrzędowicza w realu.
Alem się nie dopchał. Tłok był niemożebny, chyba większy, niż gdy Mroczna Pasterka przebrana za Ewę Białołęcką demonstrowała na żywej modelce niemożność uprawiania seksu w windzie.
wo :
Znajomi użytkownika Szczepan Twardoch: Instytut Edukacji Narodowej Fundacja Servire Veritati
Ała
Nachasz :
Ale za to lubi grupę “Jedno modżajto dla mojej świni”!
wo :
Wygląda, jakby było 70 lat temu, a on jeździł powypadkowym Fordem model “A”.
janekr :
A tak zwyczajnie, po ludzku, to o co chodziło w tej scenie?
Yaca :
Żona kiedyś, w sprawie drzewa przy Emilii Plater W-wa, które wiatr zwalił na samochód powołała biegłego dendrologa. Niestety sąd/sekretariat/chochliki sprawiły, że sąd powołał leśnika. Ten rzekł na rozprawie
-Wysoki sądzie sosna, świerk, dąb to rozumiem, ale klon?
janekr :
Jak to niemożność!?!?!?!!?!!?!!!!!!!!1111111111onetrzaskpękającegozłudzenia
Gammon No.82 :
No niech Ci będzie. Znana pisarka fantasy i właścicielka agencji wydawniczej Runa Ewa Bialołęcka na uroczystość otwarcia Triconu przybyła przebrana za Mroczną Pasterkę.
http://www.mimuw.edu.pl/~janek/pasterka.jpg
(zdjęcia full frontal jakoś nie mam)
Następnego dnia odbył się odczyt “Jak spieprzyć scenę erotyczną”, ilustrowany licznymi przykładami z książek, a także z manuskryptów proponowanych wydawnictwu. Tłok był straszny, obsadzono parapety okien i każdy wolny kawałek podłogi.
Co do windy – autorka wyjęła miarkę i sprawdziła, że rozmiary stołu (tego samego, przed którym WO robił za śmigło) odpowiadają rozmiarom podłogi w typowej współczesnej windzie w bloku.
Następnie wybrano ochotniczkę o przeciętnym kobiecym wzroście i ułożono ją na stole, oczywiście pamiętając, że nic nie może wystawić czy zwisać poza krawędź. Następnie prelegentka słusznie stwierdziła, że dobrać się do panienki mógłby ewentualnie beznogi – ergo opisywanie scen erotycznych w windzie na leżąco jest dowodem na bezmyślność autora.
W trakcie prelekcji rozrysowywano również schematycznie rozmieszczenie osób w pewnej scenie opisanej na blogu. Wyszło jasno, że co najmniej jedna z pań jest jakimś dziwolągiem anatomicznym, ponadto gdyby akcja toczyła się zgodnie z opisem, nastąpiłoby silne zderzenie czoła z podbródkiem.
@ janekr:
W całości potężny wstrząs & elektryfikacja.
W blokach z połowy lat siedemdziesiątych można było kopem otworzyć drzwi wewnętrzne w windzie towarowej i udostępnić dodatkową powierzchnię.
Gammon No.82 :
A w szpitalu na Banacha w windzie mieści się szpitalne łóżko na kółkach i jeszcze po siostrze z każdej strony łóżka.
EDIT A tak z czystej ciekawości, czy komuś z ttdkn bądź jego znajomemu, bądź znajomemu znajomego zdarzyło się kiedykolwiek uprawiać seks w szpitalu? Obojętne – jako pacjent, lekarz, gość, inny pracownik, na sali chorych, operacyjnej, w dyżurce pielęgniarek, na dachu, w rzeczonej windzie.
Mi to się wydaje psychicznie niemożliwe, ale w jakimś serialu było.
janekr :
A w Watykanie mają windy, w których mieści się stalowe łóżko ze skórzanymi pasami i jeszcze po sześciu egzorcystów z każdej strony. Mmmniammm.
RobertP :
W sensie, że u nas klon nie jest gatunkiem lasotwórczym i on nie uważa się w tej sytuacji za kompetentnego?
janekr :
Są też nietypowe. Może wystarczy dopisywać akapit wcześniej, że szczęściem była to winda umożliwiająca uprawianie seksu?
Leżeć w windzie? Realistycznej polskiej? Fuuuu.
Ija_Ijewna :
No właśnie ja cholera już od jakiegoś czasu chciałem napisać, że we windzie tylko na stojąco.
janekr :
IMO seks francuski oraz na stojaco sie da, pozycja “na pieska” tez nie wymaga zbyt wiele przestrzeni ;)
Windy towarowe pozwalaja na zorganizowanie niewielkiej orgii :)
jaś skoczowski :
Jak słusznie zauważyła Mroczna Pasterka, taka pozycja jest możliwa, jednak należy uważać, aby nie opierać partnerki o drzwi – albo drzwi wewnętrznych nie ma, a wtedy przy ruszeniu windy może dojść do ciężkich uszkodzeń pleców, albo są, ale wtedy po zatrzymaniu windy mogą się otworzyć, co grozi wypadnięciem partnerki na korytarz w najmniej odpowiednim momencie.
Inne proponowane pozycje (69, 71 etc.) raczej nie wchodzą w rachubę, zresztą najłatwiej sprawdzić.
Z :
Ania Kańtoch, Wawrzyniec Podrzucki, Ania Brzezińska i Greg Wiśniewski są normalni, piszą nieźle i zasadniczo wszystkim się podobają. Jest całkiem spora grupa pisarzy neutralnych ideowo, którzy poza tym piszą tak sobie, więc nie zamierzam ich jakoś szczególnie rekomendować. Wit Szostak jest wolny od politycznego ideolo i moim zdaniem pisze znakomicie, ale, jak się okazało, nie każdemu musi odpowiadać (chociaż jego ostatnia książka jest już utrzymana w zupełnie innych klimatach niż to: “Jezusicku panocku”, z którego tak lubi się nabijać WO).
janekr :
Od kiedy?
krystyna.ch :
Słyszałem, że to FE-MI-NI-STKA.
Gammon No.82 :
Ja to widziałem w telewizji i miałem mindfucka, że tak we wszystkich można ale jak to.
mrw :
Ale feminizm musi być bardzo pojebany, żeby był wyrazem ideolo, a nie zwykłego, uniwersalnego, rozsądku. Przecież.
jaś skoczowski :
#cojaczytam
mrw :
A faktycznie. Jest tylko jedną z często wydawanych autorek i widocznie ma dostęp do manuskryptów.
Bez gugla jak bez ręki. Ileż razy w czasie Triconu brakowało mi gugla, z drugiej strony jak by to wyglądało – rzut okiem na plakietkę, klik, klik, ach to Ty!
@ Szczepan Twardoch: Kto ma ochotę ma nurkowanie w Otchłani, temu polecam tekst Sz.T. o zaletach ludobójstwa:
http://www.dziennik.twardoch.pl/2009/12/07/aksolotl-narodow/
(publikowany na papierze w Czasie Fantastyki 4(21) i świrperiodyku Arcana (bodajże nr 91(1/2010)
krystyna.ch :
O Ani i Gregu to wiem (ale fakt, nie wymieniłem ich), ich wspólne produkcje kupuję od razu (poza tym WWI to spory plus). O Kańtoch nie wiedziałem (aczkolwiek przeczytałem, że Zajdla dostała i pomyślałem, że może sensowna), Podrzuckiego kiedyś coś próbowałem, nie zachwyciło mnie, ale może spróbuję ponownie. Szostaka nie czytałem, ale brak ideolo brzmi zachęcająco. Dzięki za podsumowanie.
Ewa Białołęcka była zatrudniona (może nadal jest, tego nie wiem) w Fabryce Słów jako redaktorka tekstów – stąd jej znajomość różnych ciekawostek – jak ktoś chce poczytać cięte komentarze na temat słynnej sceny w karocy i innych kwiatków, niech sprawdzi zakładkę Łączka Kłapouchego na toroj.blog.pl (czy jakoś tak – no w każdym razie Google keywords już macie). Oprócz tego udziela(ła?) się na forum potterowskim i czytała opowiadania młodych twórców, erotyczne również.
@ seks w windzie
Chyba nie mogę się doczekać najbliższej notki pt “Referral Fun”.
@ dywagacje leśno-dendrologiczne, ze szczególnym wyróżnieniem reolizy
You make me feel like a real stare próchno.
Swoją drogą zdumiewające, ile jest tt w ttdknie, eksperci z każdej dziedziny na zawołanie. Może mały gabinecik cieni, tsss-tssss?
Gammon No.82 :
A w Licheniu mają 666 poziomów.
Coś takiego po śniadaniu i dzień zepsuty: http://www.polityka.pl/kraj/rozmowy/1508274,1,o-kosciele-z-malgorzata-winiarczyk-kossakowska.read
@seks-w-szpitalu
A to nie było na portalach niedawno newsa o gołej babie w łóżku pacjenta, która zaalarmowała cały personel i służby jakieś mundurowe interweniowały?
Pacjenci to siły nie mają, ale personel… Ostatnią rzeczą jaką pamiętam z podawania narkozy to początek jakiegoś bardzo nieprzyzwoitego kawału. Pomyślałem sobie, kurde, jestem w m.a.s.h.u!
@ Lurkerka_Borgia:
Nie mogę znaleźć tego o czym piszesz…
@M: proszszsz:
http://klapouchy.blox.pl/html
Z :
Dwa Zajdle.
Z :
Wprawdzie Zajdel to żaden dowód (Pilipiuk też dostał), ale Kańtoch jest sensowna all right. Na początek warto wziąć Domenica Jordana albo Przedksiężycowych, a potem to już co się chce.
Z :
Wiesz – ja też nie jestem żadnym ekspertem, bo prawie nie tykam polskiej fantastyki z analogicznych powodów. Wszystkich autorów, których polecam, znam z lat minionych, kiedy jeszcze czytałam jej dużo, a już praktycznie wszystko, co było nominowane. Poza tym przypomniałam sobie, że są jeszcze te powieści Krzysztofa Piskorskiego w klimatach wojen napoleońskich, które byłyby świetne, gdyby nie spartolone zakończenie i Maciej Guzek, który też był w tym roku nominowany i podobno od czasu Królikarni powoli się wyrabia. Pewnie można też zaryzykować Rafała Kosika, który na żywo jest człowiekiem do rany przyłóż, ale jego książki wchodzą mi jak wiadro tłuczonego szkła (nie z powodu ideolo, tylko jakoś tak).
Lurkerka_Borgia :
Dowcipne musi byc skoro się nawet “Rebeljantom” podoba: http://rebelya.pl/discussion/487/kaczka-klapouchego-d-leze-i-kwicze-ze-smiechu/
W kwestii polskiej fantastyki najnowszej dorzuciłabym takie nazwiska jak Huberath, Nowak, Orbitowski.
No i może te rankingi będą w czymś pomocne:
http://www.esensja.pl/ksiazka/publicystyka/tekst.html?id=8501
http://www.esensja.pl/ksiazka/publicystyka/tekst.html?id=8376
Lurkerka_Borgia :
A Orbitowski nie atakuje w swoich tekstach ideolo? Bo to jest główny powód dla którego mnie odrzuca od polskiej fantastyki. Wszelkie rankingi raczej tego nie biorą pod uwagę.
Lurkerka_Borgia :
Jako przykład pisarza niezaangażowanego ideologicznie? Wolne żarty.
Lurkerka_Borgia :
Strata dobrego czasu.
Z :
Dobry gawędziarz, ale buc i pornograf.
Może wyjaśnię, dlaczego buc: utożsamia golenie kobiecego łona z higieną i napisał raz felieton, że jak się pozwali gejom na adopcję, to te dzieci w ramach nastoletniego buntu będą ich wyzywać od pedałów i takie tam.
culture.vulture :
Mniej więcej jak humor z zeszytów szkolnych. Acz niektóre okazy sprawiły, że teraz czas na wycieranie monitora. Miękką flanelką.
mrw :
Chyba przeczytałeś ten felieton z zamkniętymi oczami.
Orbitowski napisał jasno i wyraźnie, że jest za tym, aby pozwolić na adopcję par przez pary homo, natomiast wyraził obawę, że niektórym parom to bokiem wyjdzie, np. z powyższych powodów. No pewnie, że niektórym bokiem wyjdzie, masz co do tego wątpliwości?
krystyna.ch :
Zależy od definicji zaangażowania. Choć fakt, że Grzędowicza i Pilipiuka trudno pod tym względem przebić (chyba, że się jest Barnimem Regalicą albo Wojciechem (?) Szydą).
Lurkerka_Borgia :
Nie, jest zaangażowany według dowolnej definicji, tyle że bardziej na gruncie religijnym niż politycznym. Jak komuś to robi różnicę i ma ochotę przeczytać np. najbardziej nachalną propagandówkę antyaborcyjną w SF od czasu Przedludzi, to Wrócieeś Sneogg i Kara większa są dla niego.
Teksty, w których trochę przykręca religijne emo, czytają się lepiej, bo facet zasadniczo ma dobry styl i potrafi pisać, ale nadal praktycznie w każdym tekście epatuje jakąś obrzydliwością dla samego epatowania (to samo Orbitowski, ale on jednak gorzej pisze).
Hmmm, w Sneoggu było coś o aborcji? (serio pytam, bom dość dawno czytała).
Z :
To fakt, ale przynajmniej dają Ci jakiś zestaw nazwisk, o które możesz pytać.
U Orbitowskiego ideologii nie zauważyłam, natomiast faktycznie potrafi epatować obrzydliwością po nic (np. wymiotowanie larwami w tym opowiadaniu o Giełdziarzu), no i czasami rozłażą mu się zakończenia. Ale pomysły ma ciekawe i umie nieźle przedstawiać bohaterów.
Z całkiem nieideologicznych polskich fantastów wymieniłabym Milenę Wójtowicz, ale nie wiem, czy humoreski są tym, co akurat chcesz czytać. ;-)
mrw :
Byłam pijana, choć to prawda, a tylko gdy jestem pijana, piszę prawdy oczywiste.
@Wit Szostak
Szostak przede wszystkim straszliwie przynudza. Jeśli ktoś cierpi na bezsenność, to “Wichry smoczogór” najlepszym lekarstwem.
@Pan Lodowego Ogrodu
Ideolo trochę jest, ale da się wytrzymać. Zdecydowanie warto przymknąć oko na poglądy autora i dać szansę, bo czyta się świetnie. IMHO najlepszy cykl w polskiej rozrywkowej fantastyce od czasów Wiedźmina.
Lurkerka_Borgia :
Orbitowski to nic, jak chcesz epatowanie obrzydliwościami, poczytaj Uznańskiego Sebastiana.
Lurkerka_Borgia :
Że się wtręcę. Aborcja AFAIR jest idee- fixe Tomasza Kołodziejczaka. Po 10latach coś się właśnie ukazało jego autorstwa, nie będącego komiksem, ale… no strach się bać. Równe odloty ma Jacek Piekara, który potrafi być za jednym zamachem antyklerykalny i wieszczący mocarstwową, bogatą, szczęśliwą Polskę rządzoną przez bliźniaków (“Charakternik”)
[a echa w jego dawno nieczynnym blogu… na psychiatryku]
Te “kwiatki” z łączki kłapouchego to irytowały mnie od czasów moich własnych nieśmiałych prób literackich. Trzy czwarte to na zasadzie – tłumaczę żart, a potem wskazuję absurd zawarty w tym żarcie. Co z kolei źle świadczy o autorze, a dobrze o mnie, torojce, HE_HE.
np.
“Zelg zameczał.
komentarz: Obudziło się w nim zwierzę. Była to koza.”
I to jest ten typowy suchar torojki właśnie, bo – do diabła – dokładnie tak, obudziło się w nim zwierze z powodu jakichś-tam zawirowań w fabule i bohater zaczął meczeć niczym najprawdziwsza koza.
@mateusz grzesiak
http://www.youtube.com/watch?v=FLsoWxlVANY
najbardziej rozczuliły mnie kwiatki z filipińskich chirurgów-szamanów w których nikt nie wierzy od czasów Randi’ego i – ochach – nawiązanie do matrixa na końcu.