Witamina w cudzysłowie
To będzie jedna z tych historii o doktorze, który odkrył nową witaminę, cudowne lekarstwo na najgorszą chorobę trapiącą ludzkość; lekarstwo, które zawsze było na wyciągnięcie ręki. I jak to zwykle w tych historiach bywa, trzeba wszystko brać w cudzysłów — i doktora, i odkrycie, i witaminę, i leczenie… Ponieważ notka upstrzona taką ilością cudzysłowów będzie wyglądać jak, nie przymierzając, portret Najjaśniejszego Pana obesrany przez muchy, umówmy się, że ja ich nie będę stawiał, a wy będziecie je sobie dopowiadać, m’kay?
To też jedna z tych historii, w których alarm w Detektorze Bzdetu zaczyna wyć na cały regulator już od pierwszych chwil.
W marcu TVN24 nadał poruszający reportaż o chorej na śmiertelnego raka trzustki Róży z Mińska Mazowieckiego. Lekarze nie dawali jej żadnych szans; jedynym ratunkiem miała być „nowatorska i bardzo droga” metoda leczenia witaminą B-17 (nazwa handlowa: Laetrile) w klinice w Meksyku. Temat został mi podsunięty przez sympatycznego czytelnika, jednak nie chciałem o nim wtedy pisać (dlaczego, wytłumaczę pod koniec tekstu). Niedawno o witaminie B-17 napisano na portalu New World Order.com.pl (jeśli klikniecie w link, wrócicie na Blog de Bart — to zemsta adminów NWO za to, że sympatyczny komentator BdB powiadomił IPN o propagowaniu przez NWO kłamstwa oświęcimskiego; jedyne wyjście to skopiowanie i wklejenie linka w nowym oknie lub skorzystanie z linka przez HideRefer). No, pomyślałem, skoro takie autorytety medyczne piszą o Laetrile, to chyba jednak czas się nią zainteresować.
Detektor Bzdetu włączył mi się już na samym początku poszukiwań informacji o Laetrile, przy czytaniu opowieści o (cudzysłów) odkrywcy (cudzysłów) witaminy B-17, samotnie walczącym z chemioterapeutycznym establiszmentem (cudzysłów) naukowcu, (cudzysłów — dalej już sobie poradzicie bez wskazówek, prawda?) doktorze Ernście T. Krebsie.
Doktorów Ernstów T. Krebsów było dwóch — Senior i Junior. Krebst Senior, doktor medycyny, w latach 20. wynalazł oparty na ekstrakcie z pietruszki cudowny syrop Leptinol, leczący hiszpankę, astmę, krztusiec, gruźlicę i — last but not least — zapalenie płuc. Wtedy też nawiązał znajomość z instytucją rządową zwaną FDA, która skonfiskowała mu zapasy syropku pod zarzutem wprowadzania nabywców w błąd co do zdrowotnych korzyści płynących z jego zażywania. Choć Krebs Senior musiał porzucić syropowy biznes, nie dał się jednak zniechęcić do poszukiwania lekarstwa na największe bolączki ludzkości i w latach 40. wynalazł lek na raka o złowieszczej nazwie Mutagen, a na początku lat 50., już razem z Juniorem, stworzył swoje opus magnum — Laetrile, środek oparty na amigdalinie, związku występującym m.in. w pestkach brzoskwini.
Ernst T. Krebs Junior to też doktor, choć jego droga do tego tytułu była ciężka, kręta i długa — trwała aż 35 lat. Wyrzucony ze szkoły medycznej, błąkał się po kilku uniwersytetach, by w 1942 zdobyć z trudem tytuł magistra. W 1973 roku nieistniejący już dziś mały biblijny uniwersytet w Oklahomie nadał Juniorowi tytuł doktora po wygłoszeniu przez niego godzinnego wykładu o Laetrile. Uniwersytet nie miał co prawda wydziałów naukowych, ale co zabawniejsze — nie miał też prawa do nadawania tytułu doktora. Są to jednak detale, nie ma co czepiać się wykształcenia człowieka, który odkrył dla ludzkości nową witaminę B-17 (odkrył też wcześniej B-15, która oprócz raka leczyła również choroby serca). Lepiej czepić się samej witaminy.
Otóż witamina jest z definicji pojęciem względnym. Witamina to związek chemiczny potrzebny do prawidłowego funkcjonowania organizmu, którego to związku organizm nie potrafi sam wytworzyć. Zatem to, co dla ciebie jest witaminą C, dla twojej zaprzyjaźnionej fretki nie jest żadną witaminą, tylko zwykłym, do niczego nieprzydatnym kwasem askorbinowym — fretka bowiem (jak większość ssaków) wytwarza sobie kwas askorbinowy w środku, w wątrobie. Doktor Ernst T. Krebs Junior wierzył zaś, że nowotwory to efekt niedoboru amigdaliny w organizmie. Dla niego więc w świetle powyższych rozważań amigdalina mogła faktycznie być witaminą, ponieważ jej brak w jego mniemaniu powodował chorobę. Dla reszty świata oczywiście coś takiego jak witamina B-17 nie istnieje.
Czytając tekst na New World Order.com.pl, musiałem wyłączać alarm w Detektorze Bzdetu jeszcze kilka razy. Np. kiedy pojawił się argument ad babcinum mądrościum:
Przez cale generacje nasze babcie zwykły dodawać pokruszone nasiona śliwek, czereśni, jabłek, moreli i innych roślin botanicznej rodziny Rosaceae do swych domowych konfitur i dżemów. Babcia pewnie nie wiedziała, dlaczego to robi, ale nasiona wszystkich tych owoców są jednym z najpotężniejszych źródeł witaminy B 17 na świecie.
Serio wasze babcie tak robiły, drodzy czytelnicy? Moje nigdy — szanowały uzębienie swoje oraz swoich bliskich, poza tym były zaznajomione z supernowoczesną technologią ekstrakcji pestek z miąższu, współcześnie określaną jako drylowanie. Ale co region, to inny zwyczaj.
Niedługo później w tekście z NWO.com.pl pojawia się opowieść o ludziach z narodu zamieszkującego pakistańską dolinę Hunza, którzy spożywają ponoć ogromne ilości amigdaliny i dzięki temu dożywają bardzo późnego wieku, a nowotwory są w ich społeczności chorobami nieznanymi. To w rzeczywistości bardzo śmieszna historia. Otóż Hunza istotnie cieszą się dobrym zdrowiem nawet w podeszłym wieku, nie ma to jednak związku z pokruszonymi pestkami w ich dżemach, ale z faktem, że odżywiają się głównie owocami i warzywami oraz dużo zapieprzają po górach. Faktycznie do lat 50. nie odnotowano u nich nowotworów, nie wynikało to jednak z pożerania owoców w całości, ale z braku na ich terytorium jakiegokolwiek lekarza, który mógłby zdiagnozować raka (kiedy w połowie lat 50. do doliny Hunza dotarła ekspedycja medyków z uniwersytetu Kyoto, bez problemu odkryli u niektórych mieszkańców chorobę nowotworową). Mit ich długowieczności ma zaś swe korzenie w latach 70., kiedy dolinę odwiedzili reporterzy „National Geographic”, poszukujący długowiecznych społeczności. Hunza nie prowadzą kronik i nie przywiązują zbytniej wagi do liczenia lat, pytani więc przez dziennikarzy o wiek bez kozery mówili pińcet.
No dobrze, ale to wszystko śmichy-chichy i głupie anegdotki, a jakie są fakty, co mówi PubMed? Otóż PubMed mówi zaskakująco dużo, bo Laetrile to wcale nie żadna „nowatorska” metoda (bo że bardzo droga, w to nie wątpię). Swój szczyt popularności przeżywała w USA w latach 70. (próbował się nią ratować m.in. Steve McQueen). Szacuje się, że zażywało ją 70 000 chorych Amerykanów. Efekty? Żadne. W 1978 r. Narodowy Instytut Raka rozesłał prośby o zgłoszenie przypadków obiektywnego polepszenia po kuracji witaminą B-17 do 385 000 lekarzy, 70 000 innych osób zajmujących się opieką zdrowotną oraz do stowarzyszeń propagujących stosowanie Laetrile. Mimo tak zmasowanej akcji otrzymano jedynie 68 zgłoszeń, z których po przeanalizowaniu za uwieńczone sukcesem uznano sześć (analiza przypadków dokonana była z rygorem ślepej próby — eksperci nie wiedzieli, czy opiniują historię chorego poddanego zwykłej chemioterapii, kuracji Laetrile czy nie otrzymującego żadnej pomocy).
W 1982 r. w kilku amerykańskich szpitalach (w tym w renomowanej Mayo Clinic) przeprowadzono eksperyment na 178 chorych, poddając ich tzw. terapii metabolicznej, w której skład oprócz Laetrile wchodziła specjalna dieta, enzymy i witaminy. Efekt? Żaden, porównywalny do braku jakiejkolwiek terapii. A właściwie nie żaden, tylko wręcz negatywny: u niektórych badanych wystąpiły objawy zatrucia cyjankiem. Nie wspomniałem, że kuracja amigdaliną może prowadzić do zatrucia cyjankiem? Ale ze mnie gapa! Oczywiście, że może prowadzić, co tylko utwierdza w przekonaniu, że jeśli sięgać po (cudzysłów) medycynę alternatywną, to najlepiej po homeopatię. Przynajmniej człowiek nie zrobi sobie krzywdy.
Zainteresowanie witaminą B-17 w Stanach wygasło pod koniec lat 80. Dziś co jakiś czas ktoś trafia do więzienia za handel Laetrile — w 2003 r. przytrafiło się to np. Jasonowi Vale, mistrzowi świata w siłowaniu na rękę, prowadzącemu firmę Chrześcijańscy Bracia. Zaprawdę, czasem życie pisze najdziwniejsze scenariusze.
Poupadały te wszystkie meksykańskie kliniki, które leczyły naiwnych witaminą B-17. Zostało ich raptem kilka, m.in. ośrodek o cynicznie szczerej nazwie Oaza Nadziei, do którego pojechała Róża.
Właśnie, dlaczego nie chciałem wtedy pisać o Róży? Nie trafiła do mediów z powodu swojej choroby, ale z powodu heroicznej kampanii na rzecz jej uratowania, którą rozkręcili jej najbliżsi. Cały Mińsk Mazowiecki zbierał na wyjazd Róży do Meksyku, w salonach fryzjerskich i cukierniach wystawiano skarbonki „na Różę”. Mistrz kickboxingu podarował swój pas na aukcję. Organizowano koncerty charytatywne. Zgłosiła się fundacja z Wrocławia i udało się, uzbierali na podróż do Oazy Nadziei. Taka sytuacja rodzi pytania, których chyba nie powinno się głośno wypowiadać, przynajmniej nie wtedy. Co można powiedzieć ludziom, którzy wspólnie starają się pomóc sąsiadce, nie wiedząc, że zostali oszukani? Czy jeśli w przyszłym roku WOŚP będzie zbierać na magiczne różdżki leczące Morgellony, zmieni to coś w ocenie motywacji ludzi wrzucających datki do puszek? Czy wrzucić samemu? Czy powinno się przekazywać 1% na rzecz dziecka z autyzmem, którego rodzice rujnują się na kosztowne, choć bezwartościowe terapie suplementacyjne?
Nie umiałem wtedy pisać o Róży, bo to nie był czas. Jeśli jest coś dobrego i godnego szacunku w tej historii, to jest to płynąca od obcych ludzi chęć pomocy, której doświadczyła Róża i jej bliscy. Teraz mogę już pisać, ta historia już się skończyła, a skończyła się tak, jak zwykle kończą się takie historie. Po tygodniach niepotrzebnych dodatkowych zabiegów, badań i tułaczki Róża zmarła w hospicjum w San Diego, daleko od domu.
Przy pisaniu tekstu korzystałem przede wszystkim (można nawet powiedzieć, że rżnąłem) ze znakomitego artykułu „Wzlot i upadek Laetrile” na Quackwatch. O micie długowiecznego ludu z doliny Hunza możecie poczytać na longevity.about.com i w piśmie „CA: A Cancer Journal for Clinicians”. Streszczenia wyników badań nad Laetrile znajdziecie jak zwykle w PubMedzie: 1, 2. Historię walki Róży z rakiem zebrano na poświęconej jej stronie.
PS. W komentarzach jeden z obrońców B17 obala wyniki oficjalnych badań poświęconych amigdalinie następującym argumentem:
Niejaki dr. James Cason z University of California w Berkeley przetestował część substancji używanych w badaniach prowadzonych przez NCI [Narodowy Instytut Badań nad Rakiem] na temat amigdaliny i okazało się, że substancje te nie zawierały amigdaliny.
I to prawda. James Cason faktycznie ogłosił taki sensacyjny wynik swoich eksperymentów z próbkami Laetrile. Gdzie ogłosił? W jakimś recenzowanym, poważnym piśmie? W jakimś nierecenzowanym piśmie? W biuletynie uczelnianym? Nie. Wspomniał o tym w swojej autobiografii. Należy też dla przyzwoitości wspomnieć, że James Cason był wielkim zwolennikiem B17 i uważał ów specyfik, wbrew wszelkim wynikom badań i zdrowemu rozsądkowi, za znakomity lek na raka.
A ja się podzielę.
Otóż od kilku dni chodziło za mną niejasne wspomnienie pięknego, wzruszającego tekstu… Ale co to… kto to… Nie pamiętałem. Wreszcie! Kojarzycie:
“Mało tego [chodzi o uroczystości pogrzebowe], zdaliśmy sobie sprawę, że z tym patriotycznym patosem doskonale harmonizuje religijne uniesienie. Że powiewające na wietrze żałobne fioletowe ornaty biskupów świetnie pasują do lasu biało -czerwonych sztandarów. Że pożegnanie zmarłego tragicznie polskiego prezydenta i jego małżonki może być odpowiednio wzniosłe tylko podczas mszy świętej w miejscu takim jak bazylika Mariacka.
Powszechnie zaakceptowaliśmy fakt, że nie wolno rozdziału państwa od Kościoła traktować rygorystycznie, ale wręcz odwrotnie – że w ważnych dla narodu chwilach Kościół i państwo zawsze muszą być razem. Majestat żałobnych uroczystości w wawelskiej katedrze spowodował, że bez znaczenia są już protesty przeciw religii w szkole czy wieszaniu krzyży w klasach.
Ktoś może powiedzieć: to była tylko krótka chwila, pod wpływem wstrząsu na moment ujawniły się atawistyczne cechy Polaków. Warto jednak pamiętać, że atawistyczne to wcale nie znaczy nienaturalne, ale wręcz odwrotnie – prawdziwe, głęboko zakodowane w naszej osobowości”.
Diagnoza jak sztylet, czyż nie? Czy dziś koleżka płacze w kąciku?
mic :
Ja przypominam, że to człowiek, który nigdy nie zrozumiał, jak działa podatek progresywny.
@ wo:
Próbowałem jeszcze znaleźć fragment, w którym z kolei Tomasz, ojciec i doktor kościoła, opiewał wspaniałą atmosferę “tamtych” dni; ale chyba się zreflektował (jak to?) i wyedytował.
Ale odpowiadam, bo pod wpływem Twojej notki przeczytałem ponownie Karnowskiego – płacząc za szczęsnymi czasami. Ech, już nigdy maszyny drukarskie z Wojnicza nie będą tak pachnieć, już nigdy…
gothmucha :
Sorry, ale 3 lata temu to ja mieszkalem w tym miescie i wiem, jak bylo. Zreszta Twoja argumentacja swiadczy o tym, jak niski trzeba miec poziom wymagan, zeby nie narzekac.
radkowiecki :
Jej, cos Ty? Moze dlatego w innych lokalizacjach sie nie pozwala na sprzedaz “mocno pachnacego, przypalonego zarcia” w przejsciach podziemnych? Cecha W-wy (ale nie tylko jej, wiele miast polskich ma ten problem) jest calkowita kapitulacja wladz miejskich wobec sil kapitalizmu. Mam powtarzac wielokrotnie pisane banaly o wszechobecnosci reklamy wielkoformatowej? Pfff, na skwerku obok ulicy na ktorej mieszkalem umieszczono nie jeden, nie dwa, ale trzy billboardy reklamowe – praktycznie uniemozliwiajac ludziom korzystanie z trawnika. Zreszta kto by chcial korzystac, skoro to byla sralnia dla psow, tak jak wiekszosc warszawskich trawnikow ;-)
krwawy_krolik :
Jej, cos Ty? Moze dlatego w innych lokalizacjach sie nie pozwala na sprzedaz “mocno pachnacego, przypalonego zarcia” w przejsciach podziemnych? Cecha W-wy (ale nie tylko jej, wiele miast polskich ma ten problem) jest calkowita kapitulacja wladz miejskich wobec sil kapitalizmu.
No widzisz? I po co było mieszać w to wyłącznie Warszawę, skoro, niezależnie od miasta, tak samo wali w każdym przejściu podziemnym gdzie pozwalają sprzedawać przypalone żarcie.
Zresztą ja nawet na te przypalarnie nie bardzo potrafię się denerwować, bo to po północy są bardzo życiowe miejscówki. A ja lubię życiowe miejscówki. I jak jeszcze śmigałem do Piaseczna nocnym spod Cepelii, te zjarane buły niejednokrotnie ratowały mi życie. Jest miejsce na sterylną czystość, jest miejsce na dziwny zapach i jeszcze dziwniejszych kolesi o czwartej nad ranem. To jednak żywe miasto a nie model na stole projektanta.
@ radkowiecki:
A kto na te sprzedaz pozwolil, krasnoludki czy moze jednak wladze miejskie? Zreszta niech tam nawet smiedzi o 4. nad ranem, ale czy musi o 8., kiedy ludzie jada do pracy?
Mozna rowniez zadbac o odpowiednia wentylacje… Bylem w miastach azjatyckich w ktorych zycie nocne jest 100x intensywniejsze niz w Warszawie, a takiego smrodu nie bylo. Nawet przy stoiskach z roznymi dziwnymi smazonymi w glebokim oleju jedzonkami.
BTW, niesamowite jest jak niektorzy ludzie sie spinaja jak ktos powie cos negatywnego o ich miescie.
Maruda :
Chodzi ci o to: (i)_y_(i)?
krwawy_krolik :
O! Też byłeś w tych dwóch miastach “na pokaz”? To musisz koniecznie pojechać jeszcze do tego trzeciego, bo tam już śmierdzi.
login99195 :
Mowa była o Warszawie, bądź co bądź stolicy kraju…
krwawy_krolik :
Nie wiem, kiedy mieszkałeś, ja piszę o swoich obserwacjach. W 2005 byłem w Warszawie praktycznie co drugi dzień i Centralny i jego otoczenie faktycznie śmierdziało na wszystkie możliwe sposoby, a centrum było zaśmiecone i brudne. Teraz tak się składa, że po kilku latach niebytności znów bywam w Warszawie często i widzę, jak wiele się zmieniło – na samym dworcu jak i w całym centrum, które jest czyste. Widzę to z zewnątrz i Warszawa ni cholery nie jest moim miastem, więc nie mam się co spinać.
Co do moich wymagań – wpisałem dwa pierwsze dowolne europejskie miasta, które ostatnio odwiedziłem, może Tobie się one nie podobają i uważasz je za syfiaste i niemieszczące się w haśle o niemal każdym mieście mniej syfiastym niż Warszawa. Nie mój problem.
Ps – kiedy w ogóle byłeś ostatnio w Warszawie? Ale nie tak przelotem, tylko żeby trochę po mieście pochodzić? Bo odpowiedź na to pytanie może nam wiele wyjaśnić.
gothmucha :
W 2008 roku na pewno, i było syfiasto. Możliwe, że na początku 2009 również. Nie zarejestrowałem wspomnienia “o jak nam Warszawa wyczyścila się”.
Ale OK: być może to tylko moje subiektywne wrażenie. Nie będę się kłócił.
krwawy_krolik :
ja byłem 07.07.07, czyli ponad 3 lata temu, i powiem wam szczerze – na Dworcu Centralnym nie tylko śmierdziało, ale było trochę niebezpiecznie. Żadna nowość zresztą, zawsze tam tak było od kiedy pamiętam. Miasto jak miasto, za każdym razem miałem mindfuck na widok kolejnych wieżowców których nie było poprzednio, ale od kiedy zacząłem w miarę regularnie zaglądać na Skyscrapercity, to mi przeszło. I teraz wiem, co jest czym, czego nie wybudowali a mieli, a co potwornie sknocili i jak się to nazywa.
Zresztą, chyba każde wielkie miasto swoiście śmierdzi. Rzym cuchnie spalinami i nieświeżym Tybrem, Budapeszt straszliwie cuchnie bezdomnymi i śmieciami, nawet nie pytajcie o zapach Neapolu. Główny akcent to gnijące śmieci. Spaliny gratis.
Nie wiem jak mają się pod tym względem Kopenhaga, Sztokholm i inne miasta ze sterylnej Północy. Świadectwa bywalców są niejednoznaczne, a nie posiadam osobistego dowodu anegdotycznego.
Anegdotycznie, to wam powiem, Moi Umiłowani, że kiedy rano przyjeżdżam do pracy, z Torunia (ciężkiego od zapachów z lokalnych wytwórni płatków kukurydzianych w miodzie oraz pierników) do Bydgoszczy (miasta raczej ogólnie niepachnącego), praktycznie codziennie zachwycam się świeżym podmuchem wiatru znad Brdy, dodatkowo przepuszczonym przez las sosnowy. Poezja. Brdyujście. ^Tarhim, ty wiesz, o czym mówię.
PS. Teraz vauban ma urlop, więc będzie się starał zachwycać czym bądź, mogą być Węgry, może być Słowacja. Stawiamy na jaskinie, wino oraz wody termalne ;)
@ gothmucha:
gothmucha :
byłeś kiedyś na dworcu w kutnie?
tak z ciekawości pytam bo kojarzy mi się opowieść o tym że w nocy jest tam wyjatkowo nieatrakcyjnie
digan :
Naaah, Talka to miejscowa, frondowa atrakcja.
Chociaz tym razem strasznie jej sie ulalo. Bonus points za “DEPTA” i “BEZTWIALSKI”, #znakomite.
nwo.com.pl znowu nie działa.
To nie ja tym razem!
Tu miał gdzieś być żałosny flejm. Gdzie?
krwawy_krolik :
Budki ze śmierdzącym żarciem nie są znakiem kapitalizmu, ich bycie w przejściach podziemnych nie jest znakiem kapitulacji wobec sił kapitalizmu. Rzekłem.
Sendai :
Talka
W imieniu innych bioetyków zaręczam, że nie wszyscy są wyhodowani na materiale pobranym z Terlikowskiego.
jaś skoczowski :
Kto jest prowadzi? Kapitaliści. No więc? Nie odwracaj kota ogonem plz.
Jak nie jest jak jest.
U namestego piękny link do ChK w budowie
Offtop do offtopa – wygląda trochę jak lolsławek IRL
krwawy_krolik :
Jeśli właściciel miejsca pracy, narzędzi, surowców itd. sam nad nimi czy za pomocą nich pracuje, to nie jest kapitalistą. Jest co najwyżej właścicielem.
Przecież to są sieciówki, albo franczyzy.
W sprawie śmierdzącej Warszawy chciałem uchronić od zapomnienia cenną uwagę MRW:
matko jaki ten flejm na ^blogdebart smutny/ o tym że odkąd Królik wyjechał z Warszawy to przestało śmierdzieć, a jak wraca to śmierdzi
zmaszapowałem, ale przecież lubimy maszapy.
Taka ona cenna jak reszta twórczości MRW :)
@ śmierdząca warszawa i ogolnie kwestia woni
kwestia przyswyczajenia i skojarzen zapachowych.
np smrod z pkpowskich pociagow i dworcow kojarzyc sie mi zawsze bedzie z wyjazdami podczas studiow i ogolnie wloczegami za w miare nieduza kase po polsce czyli dosc milo.
a warszawka – coz, po 28latach mieszkania tutaj jej smrodek to jak zapaszek mojego dziadka, ktory po prostu podjezdza starym czlowiekiem, i zaden esteta mi nie odbierze milych konotacji
krwawy_krolik :
O jeżu, królik, przestań! Mnie tam ch… obchodzi, czy Warszawa śmierdzi, czy nie, ale od takiego pierdolenia to już naprawdę RSS-reader więdnie. Powiedz jeszcze, że jak myjesz w Lonynie szyby na skrzyżowaniu, to jesteś kapitalistą, bo sobie środki produkcji za własną kasę kupiłeś.
@ login99195:
Nie emocjonuj się tak. Te smażalnie w przejściu koło Metra Centrum to franczyzy, jak sklepy Żabka. A w ogóle to nie jest istotne, czy tam są kapitaliści, czy nie — chodzi o to, że władze lokalne w Polsce boją się regulować działalność gospodarczą w stopniu niezbędnym do uporządkowania przestrzeni publicznej.
krwawy_krolik :
Idź pozmieniać temat z kimś innym. Oraz: nie, nie wszystkie.
krwawy_krolik :
Jest istotne, jeśli ktoś chce z regulacji działalności budek z kebabem robić akcje antykapitalistyczną.
EDITH: Tak, ja właśnie skończyłem, tak.
krwawy_krolik :
Ja się nie emocjonuję. To był krzyk bólu. Jak słyszę zdania “Budki ze śmierdzącym żarciem prowadza kapitaliści” oraz “kapitaliści, bo przecież to są sieciówki, albo franczyzy” to mnie zwyczajnie boli.
krwawy_krolik :
Przecież ty zacząłeś z tym kapitalizmem.
To może wrócimy w Otchłań? Ale taką globalno-katastroficzną: http://suskiprognozapogody.blox.pl/html
Interesuje mnie kwestia bezwartościowych terapii suplementacyjnych w leczeniu autyzmu. Ciocia Wiki stwierdza przeważnie brak stosownych badań.
http://en.wikipedia.org/wiki/Autism_therapies#Dietary_supplements
Korelacja autyzmu z problemami trawiennymi jest dość mocna. Po diagnozie lekarze (ze stosownymi dyplomami, bez żadnych cudzysłowów) i rodzice przypuszczają zmasowany atak, łącząc dietę, terapię i właśnie owe suplementy. Jeśli nastąpi sukces ma on wielu ojców i ciężko wykluczyć współudział suplementów.
jaś skoczowski :
1. Nie zmieniam tematu.
2. I co z tego, to nie wszystkie.
login99195 :
Tere-fere.
login99195 :
Z kapitalizmem, a nie z kapitalistami. Mentalna kapitulacja polskich politykow wobec IDEI kapitalizmu jest faktem.
Ojej, nie zdążyłem na flejma o śmierdzącą Warszawę. ;_;
W ZSRR śmierdząca Warszawa nie zdążyła na flejma o Tobie.
eli.wurman :
Nic nie szkodzi, zaraz cos rozpetam nowego.
krwawy_krolik :
Mój ty puchaty króliczku, lepiej może nie. Może się wstrzymaj, co?
eli.wurman :
Nie moge, to silniejsze ode mnie!
krwawy_krolik :
Ale obiecujesz nie być smutnym trollem?
“Z pamietnika wesolego trolla”
Starring: Krwawy Krolik w roli Trolla Stanislawa.
@krwawy_k
Nie byles, nie wachales, sie nie wypowiadaj. Smierdzi. Na Centralnym nikt zameldowany nie jest, na Kabatach i owszem.
ccc :
Pfff, ale rano zawsze mają miejsca siedzące. Ja na Stokłosach już muszę na stojaka.
[offtopic]Allegro prześladuje katolików:
http://allegro.pl/item1190299816_helm_z_wojny_o_krzyz_palac_prezydencki_artefakt.html
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,8256997,_Obroncy_krzyza__pokazali_projekt_pomnika__rece_wychodzace.html
To boli.
Jaki ładny pomnik dla zombie.
ccc :
Byłby ładniejszy, gdyby któraś dłoń pokazywała fakulca
ojap :
Uwazam ze bardzo pasuje do osobowosci glownego poleglego i oddaje istote jego prezydentury. Biskupski FTW!
ojap :
Może to dalszy ciąg kampanii marketingowej “ożyj i walcz”?
ojap :
Tru. “Świt Żywych Trupów”. Nosz po prostu japierdolę.
chciałbym powiedzieć, ze własnie przechodzilem przez centralny i jakiegoś dramatu nie ma
Ale flejm byl o przejscie przy Metrze Centrum, musisz sie wrocic.
@ eli.wurman:
Nie, soraski, ale jednak jest.
ccc :
Matko Bosko Gejosko, toż to z daleka wygląda jak kupa. Dużo, dużo kupy. Z bliższej perspektywy, jak rozkopany grób masowy i chyba o to chodziło twórcy. To chyba straszniejsze od tego kebaba z rąk.
eli.wurman :
Właśnie przechodziłem przez centralny i było *strasznie*. Then again, odzwyczaiłem się moze od pociągów jako takich.
OT: 4chan zeznaje pod przysięgą
ccc :
Dla mnie to wygląda jak “pięć piw dla chłopaków z tartaku”.
A czy ten pomnik, to nie jest jakiś recykling pomnika jakim nawiedzeni chcieli “upamiętnić ” KL Warschau – tam też chyba miały być jakieś ręce wystające ze ścian tunelu przy Dworcu Zachodnim?
@ wo:
W sobotę czyścili/przepychali kanalizacją na Krakowskim Przedmieściu. Od Pałacu po Plac Zamkowy ciągnął się smród, przy którym te wszystkie zapaszki z Centralnego wydają się przyjemne.
krwawy_krolik :
Proponuję powąchać np. Patpong w BKK, tak ok. 5 rano (proponuję założyć wysokie buty, bo szczury gryzą)
krwawy_krolik :
W przeciwieństwie Fukina Baso, gdzie politycy trzymają kapitalistów za mordę. troll harder.
Also: dobrze, że tylko wobec idei a nie praktyki.
login99195 :
Dlaczego ma mnie obchodzić Burkina Faso?
Dobre wieści z Otchłani: Astromaria ogłasza, że niecny plan NWO (eksterminacja 1/3 ludności planety) się jednak nie powiedzie. Wie zaś o tym, bo .
krwawy_krolik :
Bo Fukina Baso to jedyny kraj na świecie, w którym mentalna kapitulacja polskich polityków wobec IDEI kapitalizmu nie jest faktem, w którym właściciele budki ze śmierdzącym żarciem są kapitalistami, przed którymi politycy skapitulowali i w którym frazesy o kapitalistach i kapitulacjach nadają się do trollowania.
Przepraszam, ja w kwestii formalnej. Czy w przerwie flejma o smrodzie ktoś mógłby odpowiedzieć kol. Robsonowi w temacie korelacji autyzmu i problemów trawiennych? Ja niestety jestem zagranico.
@ login99195:
Co się tak zaperzyłeś? Bad hair day?
@ krwawy_krolik:
Nie ma czegoś takiego jak “idea kapitalizmu”, kapitalizm jest zjawiskiem powstałym niechcący. Jak zanieczyszczenia. Jak jakiś ludzki wirus rozprzestrzeniający się podczas seksu lub spożywania pokarmów w grupach. Nie da się skapitulować przez “ideą kapitalizmu”. Jeśli więc nie kapituluje się wobec kapitalistów, nie kapituluje się wobec kapitalizmu.
@RobertP
Byylo. Nie recykling, tylko Stowarzyszenie Zbrodnia Katynska 2010 wzielo sie za wspolprace z difoltowym rzezbiarzem polskim (nie Bartlomiejem Kurzeja niestety…), panem Biskupskim.
A dla pana B. dlonie to.., coz, zobacz sam.
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/5,80291,8217792,Rzezby_Maksymiliana_Biskupskiego__ZDJECIA_.html?i=0
@krwawy_k
Jak Centrum jak Kabaty.
jaś skoczowski :
Wlasnie zniknales Adama Smitha.
ccc :
No fetysz ma, jak MRW na wielkie oczy.
@ Robson:
jest rodzaj bardzo rzadko wystepującej alergii na białko, która daje objawy podobne do autystycznych i to w zasadzie jedyny przypadek, kiedy ‘autyzm’ ustępuje po odstawieniu alergenu – patrz Mary Callahan, która przyznała, że jej syn nie został wyleczony z autyzmu, miał po prostu złą diagnozę, bo w rzeczywistości był alergikiem
Skąd wziąłeś mocną korelację miedzy problemami trawiennymi a autyzmem? O ile wiem, do dziś nie udowodniono niczego takiego.
Kilka zdań z ‘Przewodnika dla rodziców dzieci autystycznych’ Charlesa A. Harta (wyszedł w Polsce w latach dziewięćdziesiątych, pozostaje aktualny, rozsądna książka)
“Autopsje pośmiertne ludzi autystycznych wykazały odmienność struktury ich mózgów. Coraz więcej badań przynosiło takie same wyniki: istotne różnice leżały w STRUKTURZE mózgu, nie w jego BIOCHEMII! […]”
“Autyzm ma związek z układem nerwowym, a nie trawiennym. Badania naukowe nigdy nie udowodniły połączenia między sposobem odzywiania i autyzmem. Mimo to w latach sześćdziesiątych zaproponowano leczenie chorób umysłowych i zaburzeń rozwojowych witaminami. Teoria ta, zwana psychiatrią ortomolekularną, nigdy nie została zaaprobowana przez specjalistów-dietetyków.[…]”
“Nie ma dowodów na to, że ludzie autystyczni reagują na składniki pożywienia inaczej niż reszta ludzi. […]”
“Zawsze będą trwały dyskusje na temat leczenia [autyzmu] dietą, ponieważ zawsze będa się rodzić dzieci z tym zaburzeniem i rodzice, którzy próbują każdej kuracji, o której usłyszą. Stan niektórych dzieci poprawi się w czasie jednego eksperymentu, inne odniosą korzyści z innych.
Rodzice mają na ogół rację, kiedy mówią, że ich dziecko robi postępy. Niemniej naukowcy są zobowiązani do zadawania niezręcznego pytania: co spowodowało poprawę: dieta, zmiany w rozkładzie posiłków, czy jakiś inny czynnik? Czy to nowy sposób odżywiania odniósł skutek, czy też dziecko było gotowe do pójścia naprzód zgodnie ze swoim kalendarzem rozwojowym? […]”
“Pisma wydawane przez towarzystwa medyczne lub dietetyczne nie publikują informacji o nowych kuracjach zanim ich redaktorzy i inni specjaliści nie zbadają dowodow. Jednak wydawcy komercjalni maja zwyczaj publikować książki dla ich wartości rynkowej, nie medycznej. Zawsze będzie istniał rynek zbytu na książki. które twierdzą, że dzięki diecie nasze dzieci staną się madrzejsze, zdrowsze i będą się lepiej zachowywać. Niewiele z tych książkowych stwierdzeń sprawdza się w życiu. […]”
Na razie tyle; generalny wniosek jest taki, że ludzie autystyczni potrzebują zrównowazonego pozywienia jak wszyscy, suplementować można, o ile nie jest to szkodliwe, ale na wielkie zmiany czy *wyleczenie* nie ma co liczyć, zważywszy na naturę autyzmu.
“Podczas prac konserwatorskich przed szczecińską katedrą zginął bezdomny mężczyzna – poinformował Przemysław Kimon, rzecznik zachodniopomorskiej policji. Na głowę ofiary spadł kilkudziesięciokilogramowy element drewnianego krzyża misyjnego stojącego przed świątynią. ”
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,8260957,Czlowiek_zginal_pod_katedra__Spadl_na_niego_kawal.html
TO ZNAK
RobertP :
Na blipie pisałem. Also, Szczecin (łechłerechłe).
Barts :
Ale o co chodzi? Czy podejrzewasz rękę mrw za tym ZNAKIEM?
Swoje inormacje czepię ze źródeł zbliżonych do http://en.wikipedia.org/wiki/Autism_Research_Institute, gdyż moje dziecko leczy doktor ze szkoły “biomedycznej”. Nie jest więc w moim przypadku przynajmniej sytuacja taka, że zdesperowany rodzic łapie się wszystkiego co się trafi a autorytety medyczne kiwają z politowaniem głowami.
Odnoszę też wrażenie, że Hart pisze tutaj o najcięższych przypadkach ze spektrum autyzmu, gdy tymczasem Bogu dzięki (TTDKN może zapalić ogarek Potworowi Spaghetti w moim imieniu) potomstwo ma stosunkowo lekke zaburzenia rozwoju.
Stwierdzenie o zmianach w strukturze mózgu też można potraktować sceptycznie. W mózgu alkoholika też pewnie by się zaobserwowało anomalie, a hipoteza leżąca u podłoża leczenia dietą i suplementami jest taka, że autystyczne dzieciaki zatruwają się produktami złego trawienia, toksynami pochodzącymi od pasożytniczych grzybów/bakterii etc i cierpią na niedobór ważnych substancji (witaminy B12 na przykład).
Wrzucanie terapeutów-dietetyków do jednego wora z doktorkiem od B-17 wydaje mi się nadużyciem jeszcze z jednego powodu: ten z którym ja miałem do czynienia poprzedził wszelkie zalecenia badaniami krwi, kału etc. z których wyszło, czego synek ma w jedzeniu unikać a co należy uzupełniać. Nikt cudów nie obiecywał, a efekt w postaci twardego stolca jest o tyle ważny, że ciężko jest fizjoterapeutom, logopedom i innym takim osiągnąć jakiś rezultat kiedy dziecko cały czas pobolewa brzuszek (na turnusie terapeutycznym poznałem rodziców, którzy przez to spali po dwie godziny na dobę, bo mała im całą noc płakała).
Qrwa, ale jazda
Ok. 70-letni mężczyzna rzucił słoikiem z fekaliami w tablicę na Pałacu Prezydenckim, upamiętniającą ofiary katastrofy smoleńskiej – informuje radio TOK FM.
Mężczyzna został zatrzymany przez strażników miejskich i przewieziony na komisariat. – Po prostu podszedł i słoikiem uderzył w tablicę – opisuje zdarzenie w rozmowie z TOK FM Jolanta Borysewicz z Biura Prasowego Straży Miejskiej.
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,8261870,Tablica_na_Palacu_Prezydenckim_zbezczeszczona_fekaliami.html
“Ok. 70-letni mężczyzna rzucił słoikiem z fekaliami w tablicę na Pałacu Prezydenckim, upamiętniającą ofiary katastrofy smoleńskiej”, to znak :-)
@metro z kabatów
http://www.demland.info/dem/komiksy/paski/216.png
I wszystko jasne:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,8263542,W__lochach__Centralnego_odkryto_nielegalna_hurtownie.html
Przetrzymywano i przykrawano tam olbrzymie ilości mięsa niewiadomego pochodzenia i tworzono z niego kebaby chyba dla całej Warszawy – mówi Prześluga.
mniam
@ mic:
No to wyjasnia skad sie biora te odpowiedzi “ale Krolik ty panienko, co ci tam smierdzi” — z przyzwyczajenia.
—-
EDIT:
“”Życie Warszawy”, które jako pierwsze ujawniło sprawę lewego biznesu w “lochach” Centralnego, podało, że najpierw pomieszczenia zasiedlali bezdomni. Przepędził ich jednak turecki “inwestor”, który założył w tym miejscu wspomnianą hurtownię mięsa.”
Ech ci dziennikarze, nie potrafia dodac 2 do 2.
@ otaki:
Wcięło mi gdzieś obszerną odpowiedź, więc skrótowo:
* zaburzenia ze spektrum autyzmu są różne: te najcięższe i mogą być istotnie nieuleczalne i terapie skutkujące dla słabszych nie zdają egzaminu (słysząc “autyzm” wybrażamy sobie kogoś odizolowanego we własnym świecie, a nie stosunkowo kontaktowego gościa z Aspergerem albo ADHD)
* zmiany w mózgu nie przeczą hipotezie trawiennej (toksyny i niedobór mikroelementów wpływają chyba na rozwój?),
* trudno się pracuje metodami terapii behawioralnej, fizjologicznej etc. jak dziecko ciągle boli brzuch (spotkałem rodziców którzy prez to spali po dwie godziny na dobę),
* dobór diety i dawkowanie suplementów poprzedzają badania (często równie kosztowne) na uczulenia i inne problemy
Stąd wrzucanie terapii proponowanych przez gości z linku poniżej do tego samego wora co doktorka od B-17 to IMHO spore nadużycie.
http://en.wikipedia.org/wiki/Autism_Research_Institute
Mnie zawsze fascynowali desperaci, którzy wbijali w krzyże kebaby na Centralnym. Ja pomijam możliwe zagrożenie epidemiologiczne i wątpliwą jakość owych. Ale przy kebabowniach tak śmierdzi, że w porównaniu, przejście pod Dmowskiego, jawi się orzeźwiającą bryzą. Jedzenia w takich warunkach sobie na trzeźwo nie wyobrażam (jedzenie po alko rządzi się zupełnie innymi prawami, po alko jadłem kebaba Luksor Centralny, to było coś).
Zresztą w wizawisie dworca są całodobowe dwie budy, w których podają (albo podawali, dawno nie byłem) największego hamburgera w Wawie. I najlepszą zapiekankę wegetariańską. A jak kto lubi w nocy konkret, to zawsze można zjeść golonkę albo schabowego w Autobusie. Albo Pod Iglicą. Rozumiem przyjezdnych, nie znają miejscówek. Ale lokalsi?
A pseudoflejm o smrodzie faktycznie nudny.
@królik – dodać 2 do 2
sugerujesz że warszawiacy zjadali bezdomnych?
radkowiecki :
Co
Soylent kebab.
Ach, jak jeszcze raz usłyszę: żarcie w maku to syf to komuś pierdolnę nogą.
eli.wurman :
W porównaniu z BK to jednak syf.
czescjacek :
Chybaś zwariowała. BK może jest smaczniejszy ale mają duuużo więcej tłuszczu.
eli.wurman :
“Może”? “MOŻE”?????
eli.wurman :
A tego nie wiem, nie jadam tam na tyle często, żeby miało sens się przejmować. Still: lnk pls.
czescjacek :
Sprawdziłem w wikipedii, nie chce mi się liczyć dokładnie, ale bigmak i whopper w przeliczeniu na 100g wychodzą bardzo podobnie.
eli.wurman :
A i tak najgorsze jest to (kurczak Kentucky) http://www.kfc.pl/#/menu/kurczaki,60
Podejrzewam, że tak smakuje padlina.
Offtop. A właściwie Ontop.
Mam taki link do zapodania:
http://herzogincecilie.wordpress.com/2010/08/17/duzo-sie-dzialo-choc-wlasciwie-wielkie-nic/
mietek_1899 :
Ale to byłby czad. Kreacjonista maciek napisałby notkę o zgubnym wpływie darwinizmu na zwyczaje współczesnych metropolii pt. “Gdy silniejszy pożera słabszego”, Astromaria zarzekałaby się, że ona zawsze wiedziała, że z tymi kebabami jest coś nie tak, bo po każdym siadała jej aura i musiała zażywać MMS, a w Salonie24 powstałoby kilkanaście dogłębnych analiz wyliczających procentowe występowanie wyborców różnych partii wśród klienteli kebabowni, pod wspólnym tytułem “POżarli bezdomnych ?!”.
mietek_1899 :
Oczywiście! Tylko że ten biznesmen to nie człowiek, a alien.
Jaszczur z Zeta Ridiculous?
@ontop
A w innym zakątku internetu pewien pan naukowo wyjaśnia, że Big Pharma się strasznie myli w sprawie Laetrilu. Anybody wpadnie z desantem?
Big Banks = bad
Big Pharma = good
Krolik is wiser now. Thank you, TTDKN!
czescjacek :
Jeżeli to nie urwana wiadomość a pytanie, to odpowiadam. Jeżeli to urwana wiadomość, to możesz nie czytać tego, co poniżej.
Od dawna się nie kręcę po godzinach po centrum ale kiedyś, tak bliżej Świętokrzyskiej, funkcjonowała buda zrobiona z autobusu marki ogórek albo czegoś podobnego. Wchodziłeś do środka i mogłeś o 2 w nocy zamówić golonkę. Co było dobre. Być może dalej tam stoi ale mocno powątpiewam.
Pod Iglicą to taki drewniany lokalik położony pod iglicą. Iglica to ten postument w okolicach stacji Metro Centrum, wyjście przy Jerozolimskich w stronę Centralnego. Tam też podawali w nocy golonkę ale nocami towarzystwo bywało dziwne (a’la knajpa morderców) a i trzeba było trafić, bo golonka im często wcześniej wychodziła.
Aktualnie najlepszą nocną (w sensie grubo po północy) jadłodajnią jest całodobowy McDonald przy Świętokrzyskiej.
galopujacy major :
Następny z wyrafinowanym podniebieniem. To ci może ułatwię i rozwieję: nie tak smakuje padlina. Padlina (w moim przypadku było to zepsute mięso na obozie harcerskim) smakuje tak, że po pierwszym kęsie masz ochotę umrzeć. Rzeczone kawałki kurczaka smakują panierką (bo same są smaku pozbawione). A teraz idź i przestań pierdolić od rzeczy.