Mamy Chorych Dzieci (moja teoria spiskowa)
Lubię sobie od czasu do czasu poflejmować z antyszczepionkowcami. Dowiaduję się o nowinkach (w tym sezonie modnie nosi się skwalen), zapoznaję z nowymi trendami w argumentacji (obecnie na topie jest model Zatroskany Obywatel, który będąc całym sercem za szczepionkami, pragnie tylko, by władze lepiej ewidencjonowały przypadki autyzmu i śmierci spowodowanych przez szczepienia). Prędzej czy później w każdym flejmie pojawia się jednak osoba, która psuje całą zabawę. Ta osoba to Mama Chorego Dziecka.
Widzicie? Notka też od razu przestaje być śmieszna.
Kiedy Mama Chorego Dziecka wchodzi do gry, cała twoja argumentacja bierze w łeb. Twoje wyniki badań, metaanalizy, statystyki stają się nagle chłodnymi nieludzkimi danymi, skonfrontowanymi z żywym malcem, ofiarą bronionych przez ciebie szczepień albo beneficjentem atakowanej homeopatii. Oto komórka z twojego arkusza kalkulacyjnego ożyła i dała ci po pysku, drogi racjonalisto. Po ataku Mamy Chorego Dziecka prawie każdy obrońca zdrowego rozsądku zaczyna się czuć jak monstrum i obowiązany jest rozpocząć swą replikę od disklajmera „Bardzo mi przykro z powodu choroby twojego dziecka”.
To może i ja umieszczę w tym miejscu disklajmer dla notki: nie jest moją intencją wyśmiewanie osobistych tragedii. Nie mam prawa nabijać się z wypowiedzi Mam Chorych Dzieci zamieszczonych w wątku „Moje życie z autyzmem syna”, jednak jeśli zabierają głos w temacie „Szczepić czy nie szczepić”, ich wypowiedzi zasługują na ostre ostrze mego okrutnego sarkazmu.
Ciężko mi się pisze tę notkę, tak się bowiem składa, że znam osobiście kilka mam chorych dzieci i patrząc na nie, nie umiem uniknąć użycia religijnej metafory o niesieniu wyjątkowo ciężkiego krzyża. Najchętniej dałbym im carte blanche na wypisywanie bzdur w Internetach — problem w tym, że od takiej strategii liczba chorych dzieci będzie najprawdopodobniej rosnąć.
Był disklajmer, teraz czas na credo. Wierzę, że historie opowiadane w Internecie przez Mamy Chorych Dzieci są przynajmniej w części prawdą. Wierzę, że większość Mam naprawdę ma chore dzieci. Jednak zarówno chorość, jak i prawdziwość nie są w przypadku opowieści Mam wykutymi w skale pewnikami. Ba, zdarzają się bezczelne gnoje, które je kwestionują. Na przykład taki ja.
Zacznijmy od chorości — bo łatwiej i śmieszniej. Stawiam ostrożną hipotezę, nazwijmy ją Postulatem Przesadzeń: pewna liczba internetowych Mam świadomie przedstawia stan swojego dziecka jako poważniejszy niż w rzeczywistości, wiedząc, że to świetna broń w dyskusji. Nie umiem w inny sposób wytłumaczyć bardzo częstej niechęci do sprecyzowania, co właściwie dolega ich pociesze. Wiemy z dramatycznego tonu wypowiedzi, że jest to coś bardzo poważnego, ale nie dowiadujemy się, jaka to konkretnie choroba. We flejmie pod artykułem o homeopatii w „Rzepie” pani Aneta twierdzi, że jej syn „w ostatniej chwili został dosłownie wyciągnięty grabażowi spod łopaty”, a swoją opowieść o chorującej latorośli kończy duszaszczypatielnym wyznaniem: „Do tej pory nie mogę odżałować, że mojej Pani doktor nie spotkałam wcześniej. Moje dziecko nie cierpiałoby tak strasznie”. Nie dowiadujemy się, jaka śmiertelna choroba toczyła syna pani Anety, jednak ponieważ medycy klasyczni oferowali na nią antybiotyki, a homeopatka wyleczyła skutecznie cukrem w granulkach, możemy zakładać, że owa „łopata grabaża” taka dosłowna jednak nie była. W wątku na forum „Wyborczej” pod skandalicznym artykułem homeopaty Kokoszczyńskiego przejęty tata opowiada o „roku walki o zdrowie synka”. Dopytany wyjaśnia, że przez ów rok zmagał się z powracającym przy infekcjach zapaleniem ucha, przypadłością dokuczliwą, ale raczej nie zasługującą na batalistyczne metafory, w dodatku właściwie nie występującą u dzieci starszych niż siedem lat (a więc z bardzo wysokimi szansami na „cudowne” wyleczenie dzięki homeopatii). Zawsze warto więc wypytywać Mamy o oficjalną diagnozę. Często okazuje się, że straszliwa choroba tocząca dziecko to albo jakieś upierdliwe schorzenie wieku dziecięcego, albo rozległa candida i zarobaczenie wykryte Vega Testem przez homeopatę.
Mamy, które blefują w kwestii faktycznego stanu zdrowia swojego dziecka, to lolkontentowy margines. Dużo trudniejsza kwestia to prawdziwość opowieści, bo tę śmiem kwestionować również w przypadku Mam z poważnie chorymi dziećmi.
Na pewno nieraz spotkaliście się z dramatycznymi historiami, w których drgawki po raz pierwszy wystąpiły w noc po szczepieniu, a uporczywa choroba przeszła w kilka godzin po podaniu pierwszej cukrowej pigułki. Zdrowe dzieci po szczepionce gasną w oczach, wypowiadają swoje ostatnie słowa (Jenny McCarthy widziała wręcz, jak zaraz po wbiciu igły „duszyczka uleciała z ocząt synka”). Związek przyczynowo-skutkowy w tych historiach jest oczywisty i stuprocentowo pewny. Dla wszystkich — choć nie dla pojawiających się w opowieściach lekarzy, którzy uparcie tkwią w swoich błędnych diagnozach albo odmawiają wpisania w kartę ostrego powikłania poszczepiennego (często też przepisują antybiotyki lub po prostu bezradnie rozkładają ręce i nie dają żadnych szans).
Z jednej strony mamy zatem wyniki badań epidemiologicznych i toksykologicznych, które raz po raz nie znajdują związku między szczepieniami a genezą chorób z internetowego szerokiego spektrum poważnych schorzeń poszczepiennych. Z drugiej strony — armię matek-dyskutantek, które są przekonane o tym, że ich dzieci zapadły na zdrowiu bezpośrednio po szczepieniu. WTF? Nasuwają się dwie odpowiedzi. Pierwsza: szczepienia faktycznie powodują te wszystkie choroby (a homeopatia wspomagana chelatacją i czyszczeniem jelit skutecznie je leczy), jednak współczesna nauka jest ślepa łamane przez głęboko skorumpowana i dlatego prawda nie wychodzi na jaw. Być może właśnie tak jest. Ja obstawiam jednak odpowiedź drugą, zakładającą istnienie międzynarodowego spisku.
Nie jest to scentralizowany spisek, taki jak w przypadku rządzącego światem klanu Ludzi-Jaszczurów z Oriona czy międzynarodowej żydowskiej kabały. Nie, tworzące postulowany przeze mnie spisek osoby często nawet się nie znają. Spotykają się czasem na konferencjach, linkują czasem do siebie na swoich stronach, cytują badania współspiskowców w swoich pracach — nie tworzą jednak żadnej hierarchii. Kim są? To autorzy książek o cudownych terapiach i dietach, adwokaci składający pozwy zbiorowe, wypaleni naukowcy poszukujący nowych ścieżek kariery, szamani praktykujący „medycynę alternatywną”, właściciele laboratoriów przeprowadzających bezwartościowe analizy zdrowotne, działacze zbijający polityczny kapitał. Motywuje Kieruje nimi zazwyczaj chęć zysku, czasem nadęte ego, często ambicja. Wspólnie tworzą wirtualny świat, w którym bezwartościowe terapie leczą wymyślone i prawdziwe choroby spowodowane przez współczesną medycynę lub nieistniejące czynniki w rodzaju drożdżaków, robaków czy źle zbalansowanego chi. Wokół tych osób tworzą się wianuszki wyznawców, rozpowszechniających w Internecie i realu memy, których popularność przekłada się bezpośrednio na poziom dochodów czy popularność przywódców spisku.
Fajnie byłoby zobaczyć ten spisek w działaniu, prawda? Czasami internetowe archiwa pozwalają nam na reverse engineering poglądów Mamy Chorego Dziecka, która dziś jest przekonana na amen, że to właśnie szczepionka zrujnowała zdrowie jej potomka. Spójrzmy na Mamę spotkaną na forum.gazeta.pl, która do zwolenników szczepień zwraca się per „panie mengele” i opowiada im o trutych, okaleczanych i umierających dzieciach. Nazwijmy ją Olą.
Oto jak Ola opisuje dziś na forum stan zdrowia swojego dziecka:
moje dziecko jest poważnie okaleczone przez podanie Euvaxu (…). dziś córka ma niespełna 3 latka, jest bilska diagnozy autyzmu, ma poważne zaburzenia rozwojowe od obniżonego napięcia mięsniowego po niedosłuch i lista ciągneła by się bardzo długo, gdybym zechciała wszystko opisywać. przeszła już grubo ponad 100 lekarzy (…), wszyscy szukali przedziwnych chorób, nawet wymyślano niestworzone diagnozy, ale jakoś żadne badania tego nie potwierdziły. nikt jakoś nie wpadł, lub nie chciał wpaść,że to może przez euvax (a 2007 zmarła po nim 3 niewinnych niemowlaczków) (…).
W dalszym ciągu dyskusji dowiadujemy się, że zatrucie Euvaksem dziewczynka miała nawet na wypisie ze szpitala.
Cofnijmy się do maja 2008. Wtedy właśnie Ola zakłada na forum Gazety wątek o wrodzonej niedoczynności tarczycy — to właśnie wykryto u jej córeczki (wśród objawów wrodzonej niedoczynności tarczycy występują m.in.: problemy z rozwojem szkieletowym, zaburzenia słuchu i niedorozwój umysłowy, czyli symptomy, które według zdania „dzisiejszej” Oli spowodowało szczepienie):
urodziła się 9 dni po terminie i miała większośc objawów wnt: poród po terminie, leniwy poród, była duża (prawie 4 kg), miała obrzęki na ciele i na twarzy, bardzo suchą skórę, duży język….. do endokrynologa trafiliśmy jak miała 2,5 tygodnia (…)
Ani słowa o zatruciu Euvaksem. Ola odzywa się, bo chce wymienić się doświadczeniami z innymi rodzicami dzieci z wrodzoną niedoczynnością tarczycy. Od razu jakaś forumowiczka diagnozuje u dziecka autyzm i uczynnie podsuwa Oli linka do forum dzieci.org.pl, prowadzonego przez antyszczepionkowych oszołomów. Po trzech godzinach Ola wraca z forum i już wie: jej córeczka ma faktycznie autyzm, i to wszystko wina szczepień. Trzeba natychmiast wykonać analizę pierwiastkową włosa — za marne dwieście parędziesiąt złotych przeprowadzi ją doktor Sobieraj w Biomolu (a potem za następne kilkaset złotych chętnie sprzeda odpowiednie suplementy, by „ustabilizować dynamiczną optymalną homeostazę”).
Rok później, wiosną 2009 r., Olę można spotkać na forum Homeopatia. Jej dziecko ma już zdiagnozowaną nową listę chorób: candidę, zarobaczenie, ostre powikłania poszczepienne, zatrucie metalami ciężkimi. Zdiagnozowano jej to m.in. aparatem Salvia w DanMedzie, a leczy owe choroby kupowanymi za ciężkie pieniądze suplementami, homeopatią i preparatami przeciwpasożytniczymi.
W grudniu 2009 r. Ola twierdzi już, że jej dziecko urodziło się całkowicie zdrowe. Teraz szykuje córkę do chelatacji u Doktora Krasickiego Spółka z o.o., który „uważa zatrucie rtęcią za wielce prawdopodobne”. Na forum „Nie szczepimy” Ola ogłasza, że wytacza proces władzom o zatrucie dziecka. Jej córka jest leczona z autyzmu, którego żaden lekarz nigdy nie zdiagnozował.
bart :
Ale co, żeby skasowała prhn?
bart :
Homeopatycznie rzecz biorąc, działa, bo skoro u zdrowego wywołuje objawy analogiczne do tych, które wiążemy z chorobą, którą chcemy leczyć, to znaczy, że wyleczyłaby Bartu, gdyby tylko rzeczywiście był chory.
bart :
No ale gratulacje. Dostałeś trzy złote kulki na bloga roku. MRW tylko dwie, ale za to jest na pierwszej stronie.
bart :
Hahaha. Bartu, jak się czujesz lepiej to dobrze bo MO działa. Ale… Jak się czujesz gorzej to jeszcze lepiej, bo to znaczy ze organizm się oczyszcza, zatem MO działa. Zatem olej musi być OK. ;)
Win-win situation, hyhy.
login99195 :
Właśnie, niniejszym składam podziękowania wszystkim, którzy wysłali na mnie SMS, również tym, po których się tego nie spodziewałem. No, ale nie przeszedłem do następnego etapu, więc notki nie będzie.
bart :
Bo słabo znasz teren. Już o tym gadaliśmy.
banita :
Przepraszam, ale mój psychiatra radzi mi, żebym nie rozmawiał z ludźmi, których nie ma.
bart :
Już istnieję.
(psuje się to forum, psuje)
bart :
Looooo-ser.
wo :
http://www.youtube.com/watch?v=YKQcx1jzn4k
@ eptesicus:
cała fizyka prawie sie opiera na empire u ktorego początków jest jednak hipoteza np:
-kierunek płynięcia prądu
-elektrony
-neutrino
-protony
– nawet wynurzenia Einsteina(dzisiaj juz odrzucane przez wielu ale szanowane jako wazny krok w rozwoju nauki).,Wiedza jest jedynie prawdziwa na dany czas i tak ma być – podobnie nikt rozumny nie powie ze czlowiek jest od 4,5mln lat bo znależli Ardi, za kilka lat to sie zdezaktualizuje bo znajdą np: babcie Ardi
Mam pytanie: czy ktoś wie, co to znaczy “przykład niepotwierdzony oficjalnie, ale bardzo obszernie udokumentowany?”
http://pl.wikipedia.org/wiki/Hormeza
Gammon No.82 :
Hormeza? Zawsze to mówię o alkoholu. ;)
Zaś co do przypadków obszernie udokumentowanych, ale niepotwierdzonych oficjalnie. No takowych to nie ma (sprawdzić czy nie teoria spiskowa). Za to zdarzają się dobrze udokumentowane obserwację, których nijak nie można rozgryźć w ramach używanego instrumentarium (np orbita Merkurego – się ludzie biedzili, biedzili i problem się rozwiązał dopiero w 1916, a znany był od jakiejś połowy XIX). Takie obserwacje z którymi nie da się nic zrobić wędrują na półkę i tyle. Choćby dlatego, że naukowiec, aby żyć musi publikować, a z takim kółkiem graniastym czterokanciastym to nie da się wiele zrobić, no chyba, że jest się geniuszem i to takim hollywoodzkim. To jednak inna bajka.
btw a Tobie chodzi o te spory wokół linear no-threshold model i hormezy radiacyjnej?
mdh :
To tu lepszym przykładem byłoby “samoistne” rozładowywanie się elektroskopów.
Mniej więcej o to.
Gammon No.82 :
To oznacza tyle, że oficjalne instytucje nie uznają tej teorii za wiodącą. I tyle. A “obszerność” dokumentacji nie świadczy jeszcze o jej słuszności. Z tego co pamiętam ze studiów, to hormeza radiacyjna i LNT były konkurencyjnymi hipotezami, ale dla bezpieczeństwa we wszystkich normach i obliczeniach przyjmuje się LNT.
Swoją drogą jakiś feedback musi być, ponieważ procesy naprawcze w organizmie zawsze występują – to widać chociażby po badaniach regeneracji spermy po Czarnobylu/Hiroszimie. Tyle że, z tego co mi wiadomo, nikt jeszcze nie opracował jakiejkolwiek sensownej (= mogącej wpłynąć na obliczenia bezpieczeństwa radiacyjnego) teorii “regeneracji” albo “odwzbudzania”. Można się tu tylko kusić o analogie z rozbudową mięśni po ćwiczeniach (też produkcja wolnych rodników) albo o ostatnie badania dotyczące stymulacji układu odpornościowego przez ciągłą obecność patogenów w okolicy. Ale to wszystko palcem po wodzie pisane.
Dobrze mi się zrobiło:
http://wyborcza.pl/1,75476,7477191,Pandemia_skrajnych_reakcji.html
Wyborcza:TVN – milion do zera.
dyspensor :
No bez przesady, na tej zasadzie odbudowa Warszawy, Stalingradu, Drezna i Coventry to też jakiś feedback. Chyba jednak nie o to chodzi z hormezą? że jak upierdzielisz kawałek dżdżownicy, to odrośnie? Misie zdaje, że hormezologowie jak piszą “hormeza”, to im chodzi o efekty typu “brak prostej zależności dawka/efekt”. To by potencjalnie nadawało jakiś sens niektórym procedurom homeopatycznym, ale nie rozcieńczeniom “jedna cząsteczka na siedem wszechświatów”. No i hormeza to nie są bzdury “podobne-podobnym”, tylko coś kwalifikujące się do zbadania. Mozolnego, indukcyjnego zbadania fakt-po-fakcie.
@ Ned Flanders:
No tak. Tylko lektura komentarzy pod artykułem jeży włos na głowie.
uran4 :
Przez ciebie przeczytałem. A mogłem nie.
Mam zasadę: nie czytać komentarzy na Onecie i Wyborczej. Jestem dumny, że się jej trzymam. Od lat.
Ned Flanders :
A ja jestem dumny ze swojej jednej jedynej dyskusji na forum Poradnika Domowego. Ktoś zapytał, jak się robi takie gładko wygolone cipeczki, jakie mają dziewczyny w czasopismach. Odpowiedziałem, że Fotoszopem. Pewnie do wyguglania, ale mi się nie chce.
Gammon No.82 :
Moim zdaniem co innego jest mówić o czymś realnym, jak oddziaływanie promieniowania z materią (zarówno promieniowanie, jak i materia istnieją), a co innego rozciągać efekt na “pamięć wody”.
Z hormezą radiacyjną (tak jak ja to rozumiem) bardziej chodzi o utrzymywanie organizmu w stanie gotowości i stymulacji w ten sposób wzrostu poprzez procesy naprawcze organizmu, które chcą “nadbudować” więcej, niż zostało zniszczone – podobnie jak wzrost mięśni po wysiłku – niż o upierdzielanie kawałka dżdżownicy. Jak dostaniesz 5 radów, to raczej zejdziesz, niż zdążysz się zregenerować.
Pewnie, że temat jest warty zbadania.
dyspensor :
Eee, być może źle zinterpretowałem komcia Gammona, ale czy bardziej nie było to coś takiego. “Wszyscy wiedzą ale oficjalnie się nie przyznają”, no że wiedzą. Coś à la spisek tych wstrętnych naukowców ukrywających Prawdę w głębokim lochu.
Więc jak ja pamiętam to akurat było tak, że od groma doświadczeń, pomiarów. Jednak nic konkretnego z nich nie wyszło. Tzn na tyle konkretnego, żeby móc to jakoś w praktyce zastosować. A w niektórych przypadkach to ‘natura’ wali dawkami ogromnymi. fragment The Radiation Paradox z tego artykułu.
Żejak? Ekhm, pozwolę sobie zauważyć, że nie ma czegoś takiego jak ‘słuszność’, w nauce, a nie na zebraniu POP w zakładzie. Dokumentacja albo zrobiona jest z ‘regułami sztuki’ albo nie. Co najwyżej wtedy można stwierdzić, że sprawa jest zbyt trudna do ruszenia i odstawić na półkę.
Gammon No.82 :
Tylko jakim? Jak jest tam coś więcej poza potrząsaniem wodą to to już nie jest homeopatia. Vide: o ile dobrze pamiętam melisa w ilościach wcale, a wcale niehomeopatycznych w ‘homeopatycznym’ leku na rozedrgane nerwy. Ostatecznie można potraktować 1,5h rozmowy z lekarzem homeopatą jako bieda-psychoterapię. Myślisz, że da się doszukać czegoś więcej? Ja na początku też tak myślałem, tzn tam może coś jest czego nikt nie dostrzega i jest traktowane jako dodatek, który jednak ma decydujące znaczenie. Jednak niczego takiego nie znalazłem.
heniek :
CO?!
wo :
Wyobrażam sobie jak ten ktoś poszedł do sklepu z kosmetykami i poprosił o “grzebień oraz fotoszop … no wie pani, taki co to nim robią te wygolone cipeczki”
bart :
Mam takie pytanie techniczne, bo ty tak reklamujesz tego RSS. Jak u ciebie zrobić RSS na komentarze? (Jak na razie, to udało mi się to zrobić tylko u trzyemskiego na blogspocie).
login99195 :
http://blogdebart.hell.pl/comments/feed/
Kiedy nie mogę znaleźć linka do RSS komentarzy na interesującym mnie blogasku, zazwyczaj zaglądam do źródła strony.
mdh :
Jeśli oceniać na podstawie tego, co się wyrabia na pl.sci.fizyka, to kolega heniek ma 100% racji.
asmoeth :
Czyli co? Uciskać? ;)
O rety, hermetyczny dowcip dnia. Popłakałem się.
mdh :
Ej, nie wszystko jest takie czarno-białe jak to chcesz przedstawić. Spektrum “zgodności z regułami sztuki” jest dość szerokie. Chodzi mi o to, że ktoś pisząc “udokumentowane” mógł po prostu mieć na myśli, że jest sporo dokumentów opisujących ten efekt, co jeszcze nie świadczy o ich – niech Ci będzie – poprawności i ważkości.
mdh :
Przecież pisałem, że nikt żadnej sensownej teorii hormozy nie opracował.
Nie wiem, dla mnie żadnego spisku w tym nie było, po prostu dwie konkurencyjne hipotezy, z których przyjmuje się jedną, ponieważ można na jej podstawie coś wyliczyć i wprowadzić jakieś normy – na przykład takie, że tyle a tyle prześwietleń rocznie można zrobić.
Jeśli chodzi o promieniowanie, to warto wiedzieć, że istotna jest nie tylko dawka, ale też i jego rodzaj oraz sposób dostarczenia. Dlatego radon jest taki niefajny – cząsteczki czepiają się aerozolu, dostają do płuc i wysokoenergetyczne promieniowanie alfa robi Ci duże kuku. I dlatego też jest ostatnio tyle zamieszania z mammografią – dostajesz niemałą dawkę w tkankę miękką, która je doskonale absorbuje i potencjalne uszkodzenia są większe, niż jakby robić rentgena kości. Tutaj akurat hormoza może niekoniecznie pomagać, szczególnie jeśli kopa do rozrostu dostaną komórki rakowe…
wo :
Mnie urzekła porada na forum prawdziwych twardzieli (sztuki walki, broń itd.)
-Jak usunąć włosy z nosa?
-Zapalniczką.
mdh :
“Homeopatyczna” maść z nagietka 20 g
Skład – Calendula officinalis 1,4 g, Vaselinum album 18,6 g czyli 7% nagietka.
Niehomeopatyczny Naproxen żel ma 10% Naproxenu.
@ bart:
bart :
Wydaje mi się Bartu, że ten comment feed nie daje wszystkich komentarzy. Konkretniej – daje je w paczkach po 20 i czasem niektóre umykają. Używam google readera i nie wiem czy on za rzadko aktualizuje feeda czy z blogaskiem coś nie tak ale zdarza się, że widzę odpowiedzi na wcześniejsze posty, których nie dostałem w czytniku.
zohaas :
To raczej problem z Google Readerem, który – mimo dumnej liczby ponad sześćdziesięciu subskrybentów – aktualizuje feeda z dużym opóźnieniem (obecnie dwugodzinne) i ogólnie nie najlepiej sobie radzi.
RobertP :
przy okazji przyda się disklajmer: nie należy mieszać medycznego zastosowania ziół (roślin leczniczych), zawierających CZYNNE BIOLOGICZNIE SUBSTANCJE CHEMICZNE, zwykle wyizolowane i dobrze znane nauce (również pod kątem ich działania) z bzdurami zwanymi homeopatią. Zastosowanie ziół (o ile substancje w nich zawarte zostały poddane empirycznym testom odnośnie ich działania) nie jest żadną “medycyną alternatywną” (alternatywną wobec czego? wobec wiedzy? wobec skuteczności?), ale częścią evidence-based-medicine. Oczywiście często substancje aktywne zawarte w roślinach czy grzybach występują często w bardzo słabym stężeniu i są słabsze niż ich syntetyczne, stężone odpowiedniki, ale dlaczego owocniki porka brzozowego (to taka huba) stosuje się przeciwko nowotworom, nie stanowi nic alternatywnego. Po prostu niektóre substancje zawarte w tej hubie są cytostatykami. Inna sprawa, że dość słabymi. Jeśli komuś nie pomoże nawet chemioterapia, niestety nie uratuje go wywar z huby, który działa podobnie, tylko o kilka rzędów wielkości słabiej. Tym bardziej nie uratują go inne czary-mary.
ale są i ważne leki, które wyizolowano dopiero z roślin i przez długi czas pozyskiwano je tylko z roślin. Przykład to taksol, lek przeciwnowotworowy, izolowany z kory amerykańskiego cisa (Taxus brevifolia). Było to bardzo kosztowne, potem nauczono się syntezować tę substancję w laboratorium i uruchomiono produkcję. Cząsteczki taxolu z kory i z kadzi fabrycznej nie różnią się niczym w swojej strukturze i funkcji, więc efekt medyczny ten sam. W każdym razie wypowiadanie jednym tchem słów “homeopatia i ziołolecznictwo” (przez obie strony tego typu debat) jest bardzo nieroztropne :-)
maść z nagietka naprawdę jest nazywana homeopatyczną? Może zaczną produkować maść z napletka? Przy skłonnościach altmedowców do wszelkich obrzydliwości, to bardzo możliwe
RobertP :
Pamięć wazeliny ;)
Czytałem ostatnio jakieś raporty o “homeopatycznych” terapiach w weterynarii. Wyniki średnie, na pięć leczonych psów dwa nagle zeszły z niewiadomego powodu :/ Skład i ilości czynnych substancji w używanych tam preparatach były również zgoła niehomeopatyczne.
Cwaniaki zacierają granicę między medycyną a altmedem. Niedługo zobaczymy homeopatyczne antybiotyki (z podaną ilością jm. na opakowaniu).
zohaas :
Reader Opery robi podobnie.
@forum gazety.pl
Widzieliście, co rozpętało się po tym artykułem? Przy okazji, znalazłem tam ciekawy link.
amatil :
Chavez i HAARP. #ojapierdolefacepalm
amatil :
Niezły towar, dzięki!
amatil :
O! przypomniało mi się, jak przyniosłem kiedyś Zbawienie.com Bartowi do kolekcji, czując ich drzemiący potencjał:D. Widze że sie dorobili nowego lejautu!
A to wiedzieliście na temat HAARPa, druhny i druhowie?
Jak obstawiacie, rozwinie się w pełnokrwiste chemitrailsy, czy moda na HAARPa upadnie, kiedy ludzie zapomną o Haiti?
EDIT: ukradło mi linka, prosze:
http://prawda2.info/viewtopic.php?t=77
HAARP
Parę lat temu znalazłem w sieci to ale nie wiedziałem, że to Chavez pisał. To jest dopiero odlot!
uran4 :
Hmmm, jest to ten sam artykul, który znalazłem na prawda2.info. Ergo, zatem, więc sprawa już od jakiegoś czasu nie potrafi nabrać przyspieszenia. Może Haiti ta temu odpowiedniego kopa?
A i Bełchatów, o którym właśnie przeczytałem, może też się do HAARP zakwalifikować?
hlb :
Pffff, ja byłem przecież pierwszy ([1] vs. [2]).
A da się to w ogóle odseparowac od siebie? Kołacze mi się po głowie taka wersja, że NWO najpierw rozpyla kretynek imbecylu w powietrzu, a potem za pomocą HAARP robią z tego chmury.
hlb :
Praca lekarza pierwszego kontaktu musi być interesująca.
Użytkownik tego forum napisał:
Spryciula.
mówcie co chcecie, ale mnie te bzdety pod artykułem o Chavezie w “Gazecie” przeraziły. To już nie jest śmieszne. Owe idiotyzmy nie są dziełem kilku idiotów, trolli itp. ekspierdów. Po prostu znaczna część społeczności globalnej wioski wyznaje tak aberracyjne, spiskowe poglądy. Miliony ludzi surfuje po necie i codziennie doznaje nowych objawień. Trafiają na setki stron, które “otwierają im oczy na prawdę”. A to o chemtrailsach, a to o HAARP, a to o szczepionkach, a to o braku ewolucji, a to o braku globalnego ocieplenia, a to o piramidzie Cheopsa zbudowanej 100 tysięcy lat temu przez Annunakich czy innych. Oni opuszczają te stronki i rozbudowują swój światopogląd o nowe bzdury, ba, często zmieniają swój światopogląd – z racjonalistycznego (ale nie mającego żadnego podparcia w wiedzy, po prostu stykali się dotąd tylko z mainstreamowymi mediami i łykali wszystko, byli pewnie że ewolucja to prawda, ale nie mieli pojęcia dlaczego i pokornie brali szczepionki, bo pani doktor kazała) na kompletnie irracjonalny (ewolucji nie było, wszyscy kłamią, a szczepionki szkodzą i powodują autyzm). To jest jak fala irracjonalizmu zalewająca świat, było nie było, cywilizacji technicznej.
BTW, ciekawe jak w tym kotle absurdów nie zrobił kariery ten pan, znany bywalcom Archeowieści?
http://www.jerzykijewski.com/
ci co nie znają, niech chłoną ten obłęd, jest unikalny. Nowy, polski Daeniken
eptesicus :
Może jestem już z tym trochę nudny, ale ICD-10 F22.0. HAARP atakujący zewsząd, dźwięki obwieszczające atak, trucie gazami i sprejami, to wszystko pasuje.
asmoeth :
No tak, ale ja byłem skuteczniejszy. Pfffff. Pffff.
amatil :
Ale jeśli to lekarz pierwszego kontaktu okaże się prześmiewcą to spryciula będzie w kropce –
mówić o HAARP czy nie.
Nowy ekspert od homeopatii i szczepionek – źródła z whale.to i inne cuda. Mistrzostwo jednak osiąga pisząc w komentarzach:
dyspensor :
Ale wiesz, że wszystkie wałki dość szybko wychodzą. To spektrum jest dość wąskie i praktycznie zawsze znajdzie się ktoś komu będzie chciało się sprawdzić. Szczególnie jeśli wyniki będą ‘ciekawe’.
Ależ ja piję do tego – znane ale nieuznawane. Poza tym akurat się z Tobą zgadzam.
@HAARP :
Hehehe, ale wiecie co jest piękne? To jest już któryś raz z kolei odgrzewany kotlet. Anteny, kontrola umysłu. Pfff. Było.
http://en.wikipedia.org/wiki/Russian_Woodpecker
Że też się to nikomu nie znudzi.
eptesicus :
Możliwe, że takie maści (z napletka Pana Naszego J.C.) były stosowane w średniowieczu – medyczne wykorzystanie relikwii stanowiło wtedy hmmm standard.
mdh :
No jakże nie jest? Początkowo (XIX w.) homeopaci posługiwali się dużymi rozcieńczeniami, ale wcale nie takimi, żeby substancja czynna znikała z roztworu, pozostawiając tylko smród metafizyczny.
mdh :
Myślę, że nie, ale zawsze lepsza rzekoma hormeza od rzekomej pamięci wody.
mdh :
Czy mi się zdaję, czy w tym programie mignął pediatra-homeopata?
galopujacy major :
Doktor Kokoszczyński?
Programu nie widziałem i nie bardzo chcę.
Also: macie jakiś fajny temat na flejm, bo czuję się dziś na flejm.
OT: Był już metalowy Lech Wałęsa (smak zwycięstwa), a tu proszę Iron Tusk ;) Szkoda, że bez związku. Nie potrzebnie czytałem Paradowską, lepiej mieć od polityki głowę wolną. Jakoś mało mamy zaangażowanej politycznie muzy ostatnio i w sumie nie wiem, czy to dobrze czy źle. Czasem na niektórych bierze taki wykurw, że chciałoby się jakoś na koncercie pozbyć złych emocji. Może nie od razu, że kill’em all, w końcu ktoś politykiem być musi, ale konkret jak np “Łysy jedzie do Moskwy”. W każdym razie grają w czerwcu w Wa-wie, może trafi do setlisty.
@ amatil:
Objawy chorobowe to jeszcze mały pikuś. Dalej się rozkręca.
@ inz.mruwnica:
Myślę, że ICD-10 F10.0 jest całkowicie wystarczające ;)
Czy broń HAARP może spowodować, że człowiek zarazi się wirusem komputerowym? Bo ja się boję, że zaraziłem się od swojego laptopa.
Ja myślę, że może.
Za to tu, moim zdaniem oczywista, ofiara HAARP. Nawet zidentyfikowała agenta NWO:
http://w394.wrzuta.pl/audio/9uF5nuthdxu/pole_magnetyczne-autentyczny_telefon_bialystok
M :
Widziałeś? Kolejny powód by sobie odpuścić łindołsy.
Bo ja się boję, że zaraziłem się od swojego laptopa.
mateuszb :
To dowód na twoje człowieczeństwo, kosmici łapią wirusy do maków. Film o tym zrobili.
Wiecie, jak straszne skutki mogą mieć choroby genetyczne!?
“Zaklęci w czasie” to film oparty na popularnej książce o miłości, która pokonuje barierę czasu.
Clare (grana przez Rachel McAdams), przez całe swoje życie jest zakochana w Henrym (w tej roli Eric Bana). Wierzy w to, że są sobie przeznaczeni, chociaż tak naprawdę nigdy nie wie, kiedy ich ścieżki się rozejdą. Henry potrafi bowiem przemieszczać się w czasie. Ten niezwykły dar i zarazem przekleństwo jest wynikiem rzadkiej choroby genetycznej, która skazuje go na wieczne i mimowolne podróże w czasoprzestrzeni. Bohater nie ma nad tym żadnej kontroli. Pomimo tego, że podróże Henry’ego często rozdzielają parę bez ostrzeżenia, Clare nie ustaje w dążeniu do budowania wspólnego życia ze swoją jedyną, prawdziwą miłością.”
a takie ładne flejmy były, tylu gości z księżyca, tylu misjonarzy wpadało ostatnimi czasy w odwiedziny. Ech… przyszła kryska na matyska:
http://archeowiesci.wordpress.com/zasady-komentowania-postow/
Włąsnie oglądam (na żywo, w miejscu pracu) jak koleżankom się mózgi lasują od googlania.
Ktoś w pracy sporą ma anemię, teraz się będzie wspomagać (na szczęście oprócz normalnego leczenia) amarantusem, który (na wszystkich portalach) jest cacy. Tyle, że amarantus zawiera skwalen który już cacy nie jest. No i nie wiedzą co robić.
RobertP :
Pociesz ich, że największe autorytety medycyny alternatywnej twierdzą, że w problemie ze skwalenem nie chodzi o samą substancję, ale o sposób jej dostarczania. W pokarmie cacy, w zastrzykach be.
RobertP :
Może niech źre siekaną, surową wątróbkę?
Wprawdzie to miałoby sens tylko przy niedokrwistości megaloblastycznej, ale za to jak smakowicie brzmi.
A ja bardzo chciałbym, by Szanowny Autor tego bloga kiedyś wziął na warsztat strony o tzw. inedii, czyli niejedzeniu. Ci szarlatani przekonują, że można żyć bez spożywania pokarmów, przy zastosowaniu jakiejś formy medytacji, duchowego treningu, itp. Tego typu teksty są b. groźne, bo wiele anorektyczek na swoich blogach wspomina o swojej wierze w inedię, wpędzając się jeszcze bardziej w tą śmiertelną chorobę. Liczę na szybką interwencję! ;-)
Pozdrawiam,
arg
117 wiernych Cerkwi Prawosławnej trafiło od szpitala po wypiciu wody święconej – poinformowały władze Irkucka
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,7491043,117_Rosjan_w_szpitalu_po_wypiciu_wody_swieconej.html
Zupełnie jak u Szwejka. Gammon pewnie potrafi rzucić cytatem.
BTW jest gdzieś legalny Szwejk w wersji elektronicznej? Czy jeszcze prawo zabrania?
arg :
To mogłoby być niezłym punktem wyjściowym dla tekstu.
:RobertP :
Ja mogę, ja!…
“jak do sierocińca pod Beneszovem przywieźli wodę z Lourdes, to się po niej sierotki pochorowały na taką biegunkę, jakiej świat nie widział. “
RobertP :
Po czesku. Polski jeszcze parę lat.
AJ :
Iiiiii tam.
http://www.wattpad.com/24997-szwejk-1
http://superfon.myftp.org:9080/Ksi%B9%BFki%20opublikowane%20do%20%9Cci%B9gni%EAcia/Ksi%B9%BFki%20r%F3%BFne/Haszek%20Przygody%20dobrego%20wojaka%20Szwejka%20t.1i2.txt
Kiedyś znalazłem pdf, ale gdzieś znikł w czeluściach sieci.
EDIT: to drugie to jest niestety zeskanowane przy użyciu sokowirówki albo zoceerowane przy użyciu niskopłatnego półanalfabety.
Gammon No.82 :
To ja też mam Szwejka w wersji elektronicznej, ale RobertP chciał legalnego…
EDIT: Janeeek! [shakes fist]
Gammon No.82 :
No ale to jest stare tłumaczenie, mnie się wydaje, że nie warto.
Bartu, będzie nowa notka?
asmoeth :
Mam pewne zawirowanie w realu. Nie sprzyja.
January :
No to co, że stare ? Klasyczne. Czytałem kiedyś równolegle z czeskim oryginałem i daje radę. Chociaż wulgaryzmy i idiomy są czasami trudne do przełożenia, bo brak odpowiedników. W oryginale jest o kimś “hovado” czyli wół, u Hulki – Laskowskiego jest “bałwan” albo “idiota”, bo po polsku od wołów nikt nie wyzywa.
vauban :
Kroh twierdzi, że nie daje… Trzeba mu wierzyć, w końcu jest autorem nowego przekładu (chyba już trzeciego?)
Czekam z zapartym tchem na przekład Szwejka na język słowacki – może na stulecie się wyrobią?
janekr :
A to w 86 lat po śmierci Jarosława Haszka nie wszystkie są?
janekr :
Nii, wcale. Tylko nie chciałem prowokować do wrzucania Bartowi podejrzanych linków na bloga. On już i tak satanista z głową kozła, to pirata z niego robił nie będę.
janekr :
Trzeciego, ale czy trzeba mu wierzyć to nie mam pewności. Każdy by twierdził, że jego przekład jest najlepszy. Jak dostanę w ręce to sam ocenię. IMO, przyzwyczajamy się do tego, jak wyobrażamy sobie jakiś tekst (relacja książka – film na podstawie, Kubuś Puchatek versus Fredzia Phi – Phi) i doznajemy dysonansu w zderzeniu z innym wyobrażeniem.
janekr :
Dyć Józef Waczków też coś podobnego twierdził.
Gammon No.82 :
Do tłumaczenia to chyba tłumacz ma prawa.
AJ :
A, o to chodzi. A zostawił jakichś spadkobierców?
P.s. no i tentego dozwolony użytek prywatny panie dzieju.
vauban :
Dostałem, oceniłem i zdecydowanie najbardziej mi się podoba. Jest, przede wszystkim, najmniej infantylny.
AJ :
Czy ktos może mi powiedzieć, czy Kubuś Puchatek w przekładzie Ireny Tuwim oraz oryginalne obrazki podlegają jeszcze ochronie prawnej? Prawdę powiedziawszy, nie bardzo rozumiem http://pl.wikipedia.org/wiki/Kubu%C5%9B_Puchatek.
January :
Czytając recenzję Szczygła: http://wyborcza.pl/1,76842,6947954,Nieprzygody_niewojaka_Szwejka.html mam wrażenie, ze infantylizm zastąpiono ponuractwem. Obym się mylił.
A czy tłumaczenie kanoniczne różni się czymś od kultowego?
January :
Teoria spiskowa freetardów jest taka, że ilekroć będzie się zbliżał termin wygaśnięcia praw A. A. Milne’a, Disney wymusi na WTO przeforsowanie kolejnego wydłużenia ochrony. Groziło wygaśnięcie w 2006, więc wydłużyli. Na razie 1956 + 70 = 2026. Irena Tuwim… d00d, it’s gonna be a long wait, 1987+70 = 2057.
Jednym słowem, forget it Jake, it’s the intellectual property of Walt Disney Korpofakinrejszyn.
arg :
Ale jeśli idzie o anoreksję, to jest taki blogasek, gdzie się ładnie z nią rozprawiają? O, tutaj.
culture.vulture :
Do zdefiniowania są terminy “kanoniczny” i “kultowy”.
Tak polucku to kanoniczne byłoby uznane przez autorytety, a kultowe uznane przez fanów. Do Szwejka to ma się chyba nijak, bo znam mało opinii autorytetów (w sensie literaturoznawców i bohemistów). Fani chyba wolą H – L od W, a K jest jeszcze zbyt mało znane.
Ergo, powinienem kilka postów powyżej użyć raczej terminu “kultowe”, nie zaś “kanoniczne”. Rumienię się i przepraszam, bo tąpnąłem w ciemno.
vauban :
W mojej piaskownicy (IFS UJ) zabraniali czytać Waczkowa. Chyba to zrozumiałem, kilka semestrów później przygotowując referacik z przekładu frazeologizmów.
Mówione “von” zamiast “on” czy zmieniona końcówka przymiotnika w przekładzie oddane są jako frazeologizmy, bardzo ekspresyjne frazeologizmy. Niech każdy oceni, czy to dobry pomysł.
Gammon No.82 :
Hmm, to może ja zacznę: TTDKN Library vol 1 (pdf, 3mb, tłumaczenie Hulka-Laskowski)
http://tinyurl.com/yenbcoc
@ grzesie2k:
Tego nie porównywałem, ale to wygląda na totalne puszczenie się poręczy przez Waczkowa.
grzesie2k :
Który to mamy rok teraz?
Każą wam tak pisać? (Wiem, że po naszemu brzydko.)
grzesie2k :
No, poniekąd coś jest na rzeczy, u Hulki jest:
“Nasz starszy pan ma sporo nieprzyjaciół”
“A to samo czeka jeszcze wiele osób”.
Zaznaczam, że języka czeskiego nie znam. Pisany rozumiem, mówionego nie. Rany józek, jaką ja przeżyłem traumę, kiedy wybrałem się pewnego razu na zwiedzanie fortyfikacji czechosłowackich w okolicach Kralik !
– Po pierwsze, szedłem piechotą, bo od granicy z Boboszowa były cztery kilometry a znajomi z samochodem nie mieli paszportów, więc nie mieli jak przejechać. To było jeszcze w 2001 roku;
– po drugie, miałem wrażenie że napotykani Czesi, widząc przyzwoicie ubranego faceta w sandałach, brali mnie za tubylca i co i raz pytali mnie o drogę do Prostredni Lipka. W końcu nawet już wiedziałem, co i jak powiedzieć “Ja jsem Polak, jedźcie za Kraliky”;
– po trzecie, z żoną byłem. I zgłodnieliśmy okrutnie. I weszliśmy do czeskiej knajpy około południa, w której Czesi celebrowali właśnie swoje piwo oraz mecz, a kelner był bardziej uroczysty i elegancki niż papieski kamerdyner. I bardziej oburzony, niż przeor kamedułów, że do sanktuarium weszła kobieta. Było trzeba wiać;
– po czwarte, znaleźliśmy inną knajpę, w której działo się coś dziwnego. Chyba była to impreza prywatna, właściciel zgrabnie udawał niezrozumienie polszczyzny, ale w końcu skapitulował i podał takie piwo i takie steki z grilla, że do dziś myślę o nim z rozczuleniem;
– po piąte, najedzeni i napici, znaleźliśmy nie tylko wszystkie bunkry o które nam chodziło, ale na dobitkę muzeum broni pancernej które jest czynne co drugi tydzień w niedziele i akurat czynne było;
– po ostatnie, ostatecznie stwierdziłem wtedy, że mówiony czeski z pogranicza to coś zupełnie innego niż pisany czeski na bilbordach, które były od samego początku jasne, zrozumiałe oraz oczywiste. Prywatne tabliczki też, czego przykładem niech będzie tekst: :”Obekt streżeny psem”. Co tu kombinować ?
A wyrażenia typu “panzerovy zvon u srubu”, to techniczne i w Szwejku nie występują.
vauban :
Mam nadzieję, że nie były przeznaczone do prowadzenia ognia na wprost?
@ Gammon No.82:
Ależ. Wzór 37, do ognia bocznego i grupa warowna Hurka, schron U Cihelny K-S-14, coś tam jeszcze po drodze. Na Boudę nie starczyło czasu. Szkoda, ale może kiedyś…
EDIT: uzupełniłem.
vauban :
A to dobrze. Zawsze mnie fascynowały te tam różne tradytory. Może nawet nie one same, ale to, ile się projektanci musieli przy tym nabiegać, namierzyć i nagłowić.
@ Gammon No.82:
Tradytory są OK, ale obiekty międzypola to akurat Czesi stawiali je raczej geometrycznie, nie za bardzo licząc się z topografią. O wiele bardziej przykładali się do grup fortecznych z artylerią, te ich punkty oporu zerżnięte z Maginota były świetne, o wiele lepsze IMO od niemieckich z np. MRU. Natomiast ropiki stawiali jak leciało, pole czy las – bez różnicy, aby zachować równe międzypola. Oesu, jak to widać i jak to boli, nawet jeśli część z nich chcieli wykorzystać jako schrony pozorne uzbrojone.
AJ :
AJ :
Przecież “obecná čeština” to termin.
vauban :
Mówiony czeski z filmów to coś innego niż pisany na bilbordach. I nie mówię tylko o słownictwie, ale też gramatyce.
@Waczków
Przestrzegam przed potępianiem w czambuł Waczkowa, bo przekładanie zróżnicowanych stylistycznie czeskich tekstów jest chyba niemożliwe.
vauban :
No przecież nie oni jedni, chyba cała “linia Zygfryda” była tak stawiana.
EDIT: a w ogóle skończmy temat fortyfikacyjny, bo znowu będzie, że rapiery.
vauban :
W jakim sensie? Nie spełniłyby swoich zadań?