Mamy Chorych Dzieci (moja teoria spiskowa)
Lubię sobie od czasu do czasu poflejmować z antyszczepionkowcami. Dowiaduję się o nowinkach (w tym sezonie modnie nosi się skwalen), zapoznaję z nowymi trendami w argumentacji (obecnie na topie jest model Zatroskany Obywatel, który będąc całym sercem za szczepionkami, pragnie tylko, by władze lepiej ewidencjonowały przypadki autyzmu i śmierci spowodowanych przez szczepienia). Prędzej czy później w każdym flejmie pojawia się jednak osoba, która psuje całą zabawę. Ta osoba to Mama Chorego Dziecka.
Widzicie? Notka też od razu przestaje być śmieszna.
Kiedy Mama Chorego Dziecka wchodzi do gry, cała twoja argumentacja bierze w łeb. Twoje wyniki badań, metaanalizy, statystyki stają się nagle chłodnymi nieludzkimi danymi, skonfrontowanymi z żywym malcem, ofiarą bronionych przez ciebie szczepień albo beneficjentem atakowanej homeopatii. Oto komórka z twojego arkusza kalkulacyjnego ożyła i dała ci po pysku, drogi racjonalisto. Po ataku Mamy Chorego Dziecka prawie każdy obrońca zdrowego rozsądku zaczyna się czuć jak monstrum i obowiązany jest rozpocząć swą replikę od disklajmera „Bardzo mi przykro z powodu choroby twojego dziecka”.
To może i ja umieszczę w tym miejscu disklajmer dla notki: nie jest moją intencją wyśmiewanie osobistych tragedii. Nie mam prawa nabijać się z wypowiedzi Mam Chorych Dzieci zamieszczonych w wątku „Moje życie z autyzmem syna”, jednak jeśli zabierają głos w temacie „Szczepić czy nie szczepić”, ich wypowiedzi zasługują na ostre ostrze mego okrutnego sarkazmu.
Ciężko mi się pisze tę notkę, tak się bowiem składa, że znam osobiście kilka mam chorych dzieci i patrząc na nie, nie umiem uniknąć użycia religijnej metafory o niesieniu wyjątkowo ciężkiego krzyża. Najchętniej dałbym im carte blanche na wypisywanie bzdur w Internetach — problem w tym, że od takiej strategii liczba chorych dzieci będzie najprawdopodobniej rosnąć.
Był disklajmer, teraz czas na credo. Wierzę, że historie opowiadane w Internecie przez Mamy Chorych Dzieci są przynajmniej w części prawdą. Wierzę, że większość Mam naprawdę ma chore dzieci. Jednak zarówno chorość, jak i prawdziwość nie są w przypadku opowieści Mam wykutymi w skale pewnikami. Ba, zdarzają się bezczelne gnoje, które je kwestionują. Na przykład taki ja.
Zacznijmy od chorości — bo łatwiej i śmieszniej. Stawiam ostrożną hipotezę, nazwijmy ją Postulatem Przesadzeń: pewna liczba internetowych Mam świadomie przedstawia stan swojego dziecka jako poważniejszy niż w rzeczywistości, wiedząc, że to świetna broń w dyskusji. Nie umiem w inny sposób wytłumaczyć bardzo częstej niechęci do sprecyzowania, co właściwie dolega ich pociesze. Wiemy z dramatycznego tonu wypowiedzi, że jest to coś bardzo poważnego, ale nie dowiadujemy się, jaka to konkretnie choroba. We flejmie pod artykułem o homeopatii w „Rzepie” pani Aneta twierdzi, że jej syn „w ostatniej chwili został dosłownie wyciągnięty grabażowi spod łopaty”, a swoją opowieść o chorującej latorośli kończy duszaszczypatielnym wyznaniem: „Do tej pory nie mogę odżałować, że mojej Pani doktor nie spotkałam wcześniej. Moje dziecko nie cierpiałoby tak strasznie”. Nie dowiadujemy się, jaka śmiertelna choroba toczyła syna pani Anety, jednak ponieważ medycy klasyczni oferowali na nią antybiotyki, a homeopatka wyleczyła skutecznie cukrem w granulkach, możemy zakładać, że owa „łopata grabaża” taka dosłowna jednak nie była. W wątku na forum „Wyborczej” pod skandalicznym artykułem homeopaty Kokoszczyńskiego przejęty tata opowiada o „roku walki o zdrowie synka”. Dopytany wyjaśnia, że przez ów rok zmagał się z powracającym przy infekcjach zapaleniem ucha, przypadłością dokuczliwą, ale raczej nie zasługującą na batalistyczne metafory, w dodatku właściwie nie występującą u dzieci starszych niż siedem lat (a więc z bardzo wysokimi szansami na „cudowne” wyleczenie dzięki homeopatii). Zawsze warto więc wypytywać Mamy o oficjalną diagnozę. Często okazuje się, że straszliwa choroba tocząca dziecko to albo jakieś upierdliwe schorzenie wieku dziecięcego, albo rozległa candida i zarobaczenie wykryte Vega Testem przez homeopatę.
Mamy, które blefują w kwestii faktycznego stanu zdrowia swojego dziecka, to lolkontentowy margines. Dużo trudniejsza kwestia to prawdziwość opowieści, bo tę śmiem kwestionować również w przypadku Mam z poważnie chorymi dziećmi.
Na pewno nieraz spotkaliście się z dramatycznymi historiami, w których drgawki po raz pierwszy wystąpiły w noc po szczepieniu, a uporczywa choroba przeszła w kilka godzin po podaniu pierwszej cukrowej pigułki. Zdrowe dzieci po szczepionce gasną w oczach, wypowiadają swoje ostatnie słowa (Jenny McCarthy widziała wręcz, jak zaraz po wbiciu igły „duszyczka uleciała z ocząt synka”). Związek przyczynowo-skutkowy w tych historiach jest oczywisty i stuprocentowo pewny. Dla wszystkich — choć nie dla pojawiających się w opowieściach lekarzy, którzy uparcie tkwią w swoich błędnych diagnozach albo odmawiają wpisania w kartę ostrego powikłania poszczepiennego (często też przepisują antybiotyki lub po prostu bezradnie rozkładają ręce i nie dają żadnych szans).
Z jednej strony mamy zatem wyniki badań epidemiologicznych i toksykologicznych, które raz po raz nie znajdują związku między szczepieniami a genezą chorób z internetowego szerokiego spektrum poważnych schorzeń poszczepiennych. Z drugiej strony — armię matek-dyskutantek, które są przekonane o tym, że ich dzieci zapadły na zdrowiu bezpośrednio po szczepieniu. WTF? Nasuwają się dwie odpowiedzi. Pierwsza: szczepienia faktycznie powodują te wszystkie choroby (a homeopatia wspomagana chelatacją i czyszczeniem jelit skutecznie je leczy), jednak współczesna nauka jest ślepa łamane przez głęboko skorumpowana i dlatego prawda nie wychodzi na jaw. Być może właśnie tak jest. Ja obstawiam jednak odpowiedź drugą, zakładającą istnienie międzynarodowego spisku.
Nie jest to scentralizowany spisek, taki jak w przypadku rządzącego światem klanu Ludzi-Jaszczurów z Oriona czy międzynarodowej żydowskiej kabały. Nie, tworzące postulowany przeze mnie spisek osoby często nawet się nie znają. Spotykają się czasem na konferencjach, linkują czasem do siebie na swoich stronach, cytują badania współspiskowców w swoich pracach — nie tworzą jednak żadnej hierarchii. Kim są? To autorzy książek o cudownych terapiach i dietach, adwokaci składający pozwy zbiorowe, wypaleni naukowcy poszukujący nowych ścieżek kariery, szamani praktykujący „medycynę alternatywną”, właściciele laboratoriów przeprowadzających bezwartościowe analizy zdrowotne, działacze zbijający polityczny kapitał. Motywuje Kieruje nimi zazwyczaj chęć zysku, czasem nadęte ego, często ambicja. Wspólnie tworzą wirtualny świat, w którym bezwartościowe terapie leczą wymyślone i prawdziwe choroby spowodowane przez współczesną medycynę lub nieistniejące czynniki w rodzaju drożdżaków, robaków czy źle zbalansowanego chi. Wokół tych osób tworzą się wianuszki wyznawców, rozpowszechniających w Internecie i realu memy, których popularność przekłada się bezpośrednio na poziom dochodów czy popularność przywódców spisku.
Fajnie byłoby zobaczyć ten spisek w działaniu, prawda? Czasami internetowe archiwa pozwalają nam na reverse engineering poglądów Mamy Chorego Dziecka, która dziś jest przekonana na amen, że to właśnie szczepionka zrujnowała zdrowie jej potomka. Spójrzmy na Mamę spotkaną na forum.gazeta.pl, która do zwolenników szczepień zwraca się per „panie mengele” i opowiada im o trutych, okaleczanych i umierających dzieciach. Nazwijmy ją Olą.
Oto jak Ola opisuje dziś na forum stan zdrowia swojego dziecka:
moje dziecko jest poważnie okaleczone przez podanie Euvaxu (…). dziś córka ma niespełna 3 latka, jest bilska diagnozy autyzmu, ma poważne zaburzenia rozwojowe od obniżonego napięcia mięsniowego po niedosłuch i lista ciągneła by się bardzo długo, gdybym zechciała wszystko opisywać. przeszła już grubo ponad 100 lekarzy (…), wszyscy szukali przedziwnych chorób, nawet wymyślano niestworzone diagnozy, ale jakoś żadne badania tego nie potwierdziły. nikt jakoś nie wpadł, lub nie chciał wpaść,że to może przez euvax (a 2007 zmarła po nim 3 niewinnych niemowlaczków) (…).
W dalszym ciągu dyskusji dowiadujemy się, że zatrucie Euvaksem dziewczynka miała nawet na wypisie ze szpitala.
Cofnijmy się do maja 2008. Wtedy właśnie Ola zakłada na forum Gazety wątek o wrodzonej niedoczynności tarczycy — to właśnie wykryto u jej córeczki (wśród objawów wrodzonej niedoczynności tarczycy występują m.in.: problemy z rozwojem szkieletowym, zaburzenia słuchu i niedorozwój umysłowy, czyli symptomy, które według zdania „dzisiejszej” Oli spowodowało szczepienie):
urodziła się 9 dni po terminie i miała większośc objawów wnt: poród po terminie, leniwy poród, była duża (prawie 4 kg), miała obrzęki na ciele i na twarzy, bardzo suchą skórę, duży język….. do endokrynologa trafiliśmy jak miała 2,5 tygodnia (…)
Ani słowa o zatruciu Euvaksem. Ola odzywa się, bo chce wymienić się doświadczeniami z innymi rodzicami dzieci z wrodzoną niedoczynnością tarczycy. Od razu jakaś forumowiczka diagnozuje u dziecka autyzm i uczynnie podsuwa Oli linka do forum dzieci.org.pl, prowadzonego przez antyszczepionkowych oszołomów. Po trzech godzinach Ola wraca z forum i już wie: jej córeczka ma faktycznie autyzm, i to wszystko wina szczepień. Trzeba natychmiast wykonać analizę pierwiastkową włosa — za marne dwieście parędziesiąt złotych przeprowadzi ją doktor Sobieraj w Biomolu (a potem za następne kilkaset złotych chętnie sprzeda odpowiednie suplementy, by „ustabilizować dynamiczną optymalną homeostazę”).
Rok później, wiosną 2009 r., Olę można spotkać na forum Homeopatia. Jej dziecko ma już zdiagnozowaną nową listę chorób: candidę, zarobaczenie, ostre powikłania poszczepienne, zatrucie metalami ciężkimi. Zdiagnozowano jej to m.in. aparatem Salvia w DanMedzie, a leczy owe choroby kupowanymi za ciężkie pieniądze suplementami, homeopatią i preparatami przeciwpasożytniczymi.
W grudniu 2009 r. Ola twierdzi już, że jej dziecko urodziło się całkowicie zdrowe. Teraz szykuje córkę do chelatacji u Doktora Krasickiego Spółka z o.o., który „uważa zatrucie rtęcią za wielce prawdopodobne”. Na forum „Nie szczepimy” Ola ogłasza, że wytacza proces władzom o zatrucie dziecka. Jej córka jest leczona z autyzmu, którego żaden lekarz nigdy nie zdiagnozował.
Ja myślę, że oni uczestniczą w jakichś kursach korespondencyjnych, np. “Jak rozmawiać z proszczepionkowcem?”, gdzie Tajemniczy Mocodawcy uczą ich, jak wytrącać dyskutanta z równowagi, które argumenty są nieprzemakalne i co robi wrażenie na osobach trzecich. Potem wypływa taka kobieta na szerokie wody i pisze coś o “niemowlaczku, który chciałby przytulić się do mamusi, a tu lekarze go kłują od razu po urodzeniu” i wywołanej przez to “traumie na całe życie”. Dobór słów jest ważny.
gdzie mój komentarz, gdzie?
sheik.yerbouti :
O rety, jak to?!
oj, wcześniejszy, w którym chciałem antyszczepionkowców i odrobaczających potraktować napalmem za męczenie dzieci – zniknął. Przipadek?
No i niech mi ktoś powie, że to nie powinno się kończyć ograniczeniem praw rodzicielskich…
Swoją drogą, Bart – próbowałeś rzeczonej p. Oli wykazać, co wyżej? Ty albo ktoś inny? I jaka była jej reakcja (pewnie wiem ale może się zdziwię)?
Według pediatry zmiany po szczepionce to efekt wywołany czasowym obniżeniem odporności. Ujawniają się wtedy rzeczy (np. nietolerancja pokarmowa czy alergia), które – uwaga – dziecko już wcześniej miało, tylko mniej lub jeszcze nieaktywne. Można oczywiście powiedzieć, że to szczepionka spowodowała, ale.
sheik.yerbouti :
Strasznie cię przepraszam, najwyraźniej przepadł kompletnie. Może to przez to, że akurat poprawiałem posta (wyrzuciłem tekst o Aspergerze na dyskretną prośbę jednego kolegi, żeby nie siać stereotypów)…
Adam Gliniany :
Kusiło mnie. Ale nie.
no kurcze ale mi lek homeopatyczny pomaga na gardlo, i no kurcze na prawde! A moze to nie jest lek homeopatyczny tylko tam przemycili cos innego???
Maciek :
Rtęć. Chwyta Cię za gardło i mówisz niskim głosem.
Maciek :
A czytałeś już kiedyś starsze wpisy?
BTW, przy okazji zobaczyłem, że używam w kółko tych samych przykładów, wstyd.
Zuzanka :
Eee, jakiego pediatry, jakim czasowym obniżeniem, jak to działa?
W kwestii formalnej: http://so.pwn.pl/lista.php?co=grabarz
zoon.pl :
No weź, proszę cię.
@ eli.wurman:
Pediatry, do którego chodzę z potomstwem (konkretnie ze specjalizacją z gastrologii, ale o to mniejsza). A zmniejszenie odporności to efekt tego, że organizm musi sobie poradzić z tym, co w szczepionce dostał (IANAD, zanim będzie http://pl.wikipedia.org/wiki/Szczepionka#Odporno.C5.9B.C4.87_poszczepienna). Wtedy łatwiej o strzał z boku. U mojej córki była to nietolerancja mleka. Chyba że powinnam zrzucić to na powikłania poszczepienne? ;-)
Zuzanka :
Z tego co wiem, szczepionki w bardzo małym stopniu obciążają układ odpornościowy:
http://www.whyimmunize.org/pdfs/immune.pdf
Ale być może pediatra ma jakieś papiery na to, że to nie czasowy zbieg okoliczności, że taka nietolerancja na mleko ujawnia się zwykle w wieku, w którym się szczepi.
@ bart:
O, ciekawe, dzięki za linka. Możliwe, że to kwestia wieku (padło sformułowanie “jakby nie teraz, to i tak by wyszło”), zapytam przy okazji.
Dżizas, to strasznie smutna historia.
czescjacek :
Też tak uważam. Słabe jest też to, że w większości przypadków impregnacja jest już tak mocna, że się nie przebijesz.
bart :
Na rp.pl poprawiłeś ortograficznie ten sam cytat. Po prostu myślałem, że Ci to umknęło.
ja mam specyficzny przypadek MCD w rodzinie. dziewcze z wada postawy, przed kompem duzo czasu spedzajace (jak my wszyscy nowadays…), to i boli ja tu i owdzie, w tym klasyka – nadgarstki. ale matka stwierdzila, ze to reumatyzm i co, ze badania nie wykazuja, to niedouczeni/leniwi lekarze sa. dobrze, ze nieinternetowa kobieta jest, bo strach sie bac, co by bylo jakby zaplodnic ja niektorymi memami (te ktore dotra do tv lyka jak maly pelikan).
…i pomyśleć, że jeszcze kilka dni temu, zanim trafiłem na tego bloga, nie miałem zielonego pojęcia o oszałamiających karierach internetowych znachorów, stadach ich wyznawców pijących mocz i rażących się nawzajem prądem, jak również ich nieszczęsnych, krzywdzonych fizycznie i psychicznie pociechach. Widziałem tylko reklamy ziółek Ojca Klimuszki w jakichś gazetach, i myślałem, że to nieszkodliwe bzdury. Ach, słodka nieświadomości…
Czy na takich oszołomów – mówię tu o wywołujących histerie znachorach – nie ma żadnego paragrafu? I czy psychotycznym (z natury lub z rozpaczy) matkom nie można w żaden sposób narzucić jakiejś opieki psychologicznej?
Historia rzeczywiście przejmująca, a teoria spiskowa – trafna. Pozdrawiam.
Proboszcz :
Czasami jest. Ale zwykle nie ma.
@choyna
MCD i “reumatyzm” (to co pod tym pojęciem rozumie “człowiek z ulicy”, nie lekarz) mają ze sobą wiele wspólnego, więc ta nie-internetowa kobieta trochę racji ma…
@Bart
Szczepionki nie obciążają układu odpornościowego? Nie przeginaj, ja wiem że czytanie forów i argumentów “medycyny alternatywnej” to traumatyczne przeżycie (w ogóle zastanawiam się co cię tam ciągnie, ja tam oszołomów staram się omijać szerokim łukiem). Ale sama idea szczepionki polega na chwilowym obciążeniu organizmu, przed takim obciążeniem mnie lekarz uprzedzał i widziało żem je na własne oczy u swoich dzieci. Potem przeszło, nic nie zostało. Więc ta teoria z “wyłażeniem” chorób wrodzonych w stanie osłabienia (niekoniecznie szczepionką, może być “zwykła” choroba) nie jest taka pozbawiona podstaw. To by też tłumaczyło cały ten (dość skromny nawiasem mówiąc) materiał dowodowy anty-szczepionkowców, wada wrodzona wylazła kiedy dziecko było słabsze.
Oczywiście, możliwe są jak najbardziej zejścia śmiertelne po szczepionkach. Podobnie jak po antybiotykach i innych lekach, ludzie mają alergie na dziwniejsze rzeczy. Za to zejścia na choroby leczone cukrem lub zaklęciami zdarzają się o wiele częściej i to głowny argument za medycyną opartą na chemii a nie kosmicznych fluidach. Podoba mi się twierdzenie “dwójka biednych dzieci zmarła”. W jakiej skali? Polski? Świata? A ile dostało lek i NIE zmarło?
A, co z tym skwalenem? Że w szczepionce na grypę jest? Chcesz argument do flejma? Kilka lat temu spece od “medycyny naturalnej” polecali wszystkim szprycowanie się olejem z bogom ducha winnych rekinów (na wymarciu), bo zawiera skwalen, mistycznie podnoszący odporność organizmu (nota bene rzeczywiście podnosi, ale nie wiem czy stosowany doustnie). Tak więc skwalen był cacy jak był w tranie z chronionych gatunków stosowanym doustnie (albo od drugiej strony, ci ludzie mają dziwne pomysły). Teraz jest be, bo jest w szczepionce. Ot – logika alternatywna.
Historia Oli bezcenna.
Co do przeciążania (kurde, najpierw napisałem przeładowywania, za dużo chyba angielskich tekstów czytam) systemu immuno przez szczepionki, Quackwatch ma taki ładny tekst (angielski, hehe):
http://www.quackwatch.org/03HealthPromotion/immu/too_many.html
W kwetsii odróżnienia skutków od zbiegu okoliczności ja zawsze używam tego samego argumentu nastolatki, co zmarła niedawno w UK – kilka godzin po podaniu szczepionki przeciw HPV. Antyszczepionkowy internet zawrzał, po czym okazało się, że dziewczyna miała wielkiego raka w klatce piersiowej, z włączeniem serca i płuc.
A ja się przyznam, że przeciwko H1N1 zaszczepiłem się szczepionką bez thimerosalu! Ale to dlatego, że z thimerosalem nie chcieli mi dać, mimo, że prosiłem. Za to dostałem żywego wirusa gratis ;-)
Jiima :
Nie kwestionuję, że obciążają. Pytam, jak bardzo obciążają. Czy tak, żeby właśnie – jak twierdzi pediatra od Zuzanki – ułatwić “strzał z boku”.
Poniższe linki prowadzą do tekstów, według których szczepienia (nawet poliwalentne) nie są dużym obciążeniem dla układu odpornościowego dziecka:
http://pediatrics.aappublications.org/cgi/content/full/109/1/124
http://www.immunizationinfo.org/immunization_issues_detail.cfv?id=140
Kiedyś można tu było edytować własne posty i poprawić literówki, a teraz co?
miskidomleka :
Mark Crislip, my hero! :)
miskidomleka :
A teraz się nie da, bo dwa pluginy gryzły się ze sobą i wybrałem ten od fajnego cytowania.
czyli mamy fajne cytowanie czyiś literówek (nie mylić z litrówkami?)
Litrówki mają wyższy pleasure-level.
Co do obciążania… Wiesz, problem w tym że “aż tak bardzo” to dość niejasny termin, zwłaszcza w wypadku żywych organizmów. Jednego obciążą bardziej, innego mniej. Czasem wystarczy niewiele by coś “wylazło” – jak widać dość rzadko na szczęście, skoro antyszczepionkowcy mają tak mało dowodów.
A zbiegi okoliczności… też są możliwe. Większość opisywanych historii to dane z trzeciej i czwartej ręki, w dodatku podawane przez dwie niespecjalnie zainteresowane rzetelnością grupy – zrozpaczeni rodzice szukający winnych i lekarze, którzy robią wszystko by na winnych nie wyjść.
A co do skwalenu, jak użyjesz go w dyskusji (pewnie sam trafisz po chwili guglania na “prozdrowotne” strony zachwalające skwalen, Gugle mają dobrą pamięć) to napisz co ci odpowiedzieli. To może być ciekawe
Jiima, przeczytaj spod mojego linka do quackwatcha.
Jiima :
E tam, niejasny. Aż tak bardzo, żeby bezpośrednio lub pośrednio zagrozić zdrowiu dziecka. Np. żeby wkradła się infekcja, niejako korzystając z chwilowego osłabienia układu odpornościowego. Albo żeby – tak jak twierdzi pediatra Zuzanki – uaktywniło się ukryte schorzenie.
Z zalinkowanych badań wynika, że takie obciążenie nie występuje.
W którymś z podanych tekstów (albo pod linkiem z jednego z nich) przeczytałem, że owszem, przekłada się termin szczepienia dzieci nie do końca zdrowych – ale na zasadzie dmuchania na zimne, bo oficjalna wykładnia jest taka, żeby nie szczepić np. przy wysokiej gorączce.
OT: “tajne spotkanie ttdkn” na jutubie już pewnie wszyscy zainteresowani widzieli? ;-)
miskidomleka :
Ja widziałem do połowy. Nie bawi mnie ogólnie podkładanie tekstów do “Upadku”, w innej scenerii pewnie bym się śmiał :)
Z ciekawości: czemu aż tak przeszkadza ci sceneria? Clou dowcipu polega na nieprzystawalności scenerii do rozmowy o hackowaniu Playstation czy o szczepionkach.
Czy może uważasz, że grozi to rozwodnieniem, złagodzeniem stosunku do faszyzmu i Hitlera?
@ Jiima:
uh, nie? mowimy o odpornosci na wyniki badan, bo nie zgadzaja sie z “diagnoza” wystawiona na podstawie “wiedzy” z dupy wyciagnietej. troche taka przeniesiona hipochondria. czy jak robie sobie morfologie krwi, ktora wykazuje, ze nie mam anemii to mam “troche racji” twierdzac, ze jednak mam, bo czuje sie siakos anemicznie(<-potoczne rozumienie)?
miskidomleka :
Nie, lubię dowcipy o Hitlerze, pod warunkiem że zachowują należyty poziom absurdu. Taki, jak np. w Kids in the Hall – “Hitler [blanks] a donkey”:
http://www.youtube.com/watch?v=PBsHxZ2n0Ig&NR=1
Maciek :
Rozumiem, co to znaczy “pomagać na syfa” względnie “pomagać na niedrożność jelit”, ale co to znaczy “pomagać na prawdę”?
@bart – OK
Zuzanka :
Wszystkie leukocyty zaczynają biegać za szczepionką, wskutek czego przegapiają prawdziwą infekcję mlekiem? Nie wykluczam, ale jakoś tego mechanizmu nie widzę.
bart :
To są kawałki z “Upadku”?
Jezusie Nazareński, “17 mgnień wiosny” nie jest pozbawione wad, ale przy tym to arcydzieło.
bart :
Cóż, jeśli nie można zwiększyć odpływu z populacji fanów altmedowych bredni, można trzeba próbować zmniejszyć napływ.
A tak swoją drogą, to w dzisiejszej “Wyborczej” jest sporo artykułów o zmianach klimatu, w tym jeden traktujący bezpośrednio o ich przyczynach i naszej w tym roli. Całkiem niezły, ale zabrakło mi wyraźnej polemiki z paroma powszechnie funkcjonującymi mitami – a przydałoby się. Podlinkowałbym, ale chyba nie ma go jeszcze w necie.
@ Gammon No.82:
No co ja mogę, jak z pierwszej (no, drugiej, bo to nie ja się szczepiłam) ręki widzę efekty ;-) Teoria, że leukocyty sobie poszły pobiegać, mi pasuje.
Czemu notka ma datę 20 grudnia?
Veln :
Bo to jest prawdziwa data. Bart to taki polski Herbert Illig.
Veln :
Kurde no. Nie jest dobrze. Jest jakaś platforma blogowa na Maka?
Zuzanka :
Widziesz, co widzisz, tego przecież nie kwestionuję, ale nie możesz mieć żadnej pewności, że to są “efekty” podania szczepionki czy jakiegokolwiek innego zdarzenia.
To już było przerabiane co najmniej kilkanaście razy, ale spójrz na to w ten sposób: jest wiek, w którym podaje się szczepionki, i jest wiek, w którym ujawniają się alergie. I pierwszy zbiega się z drugim.
@ Gammon No.82:
Oczywiście, że nie mam. Tylko poddaję pomysł, skąd ta chęć wepchania w efekty szczepionki wszystkiego, co się +/- wtedy pojawia dodatkowo. Rodzice małych dzieci są przerażająco sfreakowani wszystkim, chęć zwalenia odpowiedzialności na czynnik zewnętrzny (a nie na złą dietę bądź kiepskie geny) jest spora.
Zuzanka :
Ale po co zwalać odpowiedzialność, skoro jest bardzo możliwe, że przyczyny są w ogóle poza kontrolą rodziców? Szukają kozła ofiarnego?
Ja rozumiem, że pierwszym odruchem (u każdego chyba) jest rozumować “post hoc ergo propter hoc”, i to może być dobra hipoteza na wejściu, ale to nie żaden dowód, jak rany.
A propos szczepionek, opowiem swoją historyjkę. Na drugim roku studiów paskudnie się rozchorowałem na nawracającą anginę. Dwa tygodnie chory, dwa tygodnie zdrowy i tak w kółko przez pół roku. Oczywiście, poszedłem do lekarza. Najpierw do APL – u, gdzie tak naprawdę leczyli aspiryną i zwolnieniem z zajęć. Nie pomogło. Dp przychodni rejonowej. Tam zasunęli mi serię szczepionki poliwalentnej, coś z siedem sztuk, co dzień jedno ukłucie. Nie pomogło. Zmienili szczepionkę, kolejne pięć sztuk, w gardle kaktus. Ostatecznie skorzystałem ze znajomości w szpitalu. Tam pobrano mi wymaz z gardła, posiali na agarze, wynik: gronkowiec złocisty. Trzeci antybiotyk go wykończył, ale co użyłem to moje.
Wnioski? Jest kilka:
– przeżyłem to wszystko pomimo zaaplikowania mi ilości szczepionek mogących według Ciasnych powalić nosorożca samą rtęcią, nie wiem, czy był w nich skwalen, ale ! nie bądźmy małostkowi. Obowiązkowe za komuny też mi nie dały rady. Przyjdą takie czasy, że z dumą będzie się prezentowało bliznę po BCG;
– lekarz pierwszego kontaktu często nie potrafi postawić diagnozy, co gorsza, często mu nie przyjdzie do głowy skierować na szczegółowsze badania. Stąd pochodzić może niejedna tragedia. O, a jeszcze jeśli jest światlejszy, badanie kosztuje a z NFZ kończą się środki, pacjenta nieraz nie stać na prywatne leczenie… Sami wiecie.
– dopiero na szczeblu szpitala wojewódzkiego znalazł się przytomny lekarz, który kazał wykonać próbę na posiew. Naprawdę, to nie trwało już potem długo.
A efekt tego był taki, że zawaliłem ten rok, musiałem powtarzać. Dłużej byłem młody, ale też więcej kosztowało państwo moje wykształcenie (pierwsza repeta była bezpłatna), wydałem kasę na niepotrzebne leki, o samopoczuciu nie wspomnę. Lekarze nieraz naganiają klientów znachorom, słowo. Leczą byle jak, pacjent ma potrzebę i jeśli nie skutkuje kuracja konwencjonalna, niejeden zacznie szukać na własną rękę. Target dla buców jest tym samym gotowy. Ba, entuzjastyczny.
Wnioski prim:
– jest sens zwalczać znachorów;
– jest sens apelować do lekarzy o więcej zaangażowania;
– nie ma albo jest niewiele sensu w dowalaniu nieszczęśliwym. Ale trzeba chyba im podsuwać rozsądne wyjścia.
Dla tych, co nie bywają na Blipie, mam perełkę prosto od Astromarii. Jeśli wierzyć autorowi artykułu opublikowanego w The International Journal of Youtube Medicine, współczesną medycynę wynalazła rodzina naftowych magnatów do spółki z nazistami. Bardzo, bardzo, bardzo przygnębiający materiał.
Przepraszam, ale zabrakło mi twardych kaloszy, żeby bić się w głowę nimi po przeczytaniu bzdur z Otchłani. Na razie wiem, że mój arsenał jest zbyt mały, żeby się wypuścić na wegedzieciaka, ale jak tylko dostanę pierścień +2 do KP to na pewno tam pójdę.
@Asmoeth
Musiałem pożyczyć kalosze od sąsiada i będe musiał bić się w głowe ok. 2 godziny, żeby wypędzić demony głupoty. New Age’owska muzyka, zero źródeł, motto “nie robię tego, żeby kogoś przekonać, robię to, bo Ci ludzie są źli…” mnie powaliło. Idę zapalić.
Gammon No.82 :
Jak to? Najlepiej na prawdę pomógł mi Hassan Ybn Sabbah na przykład. Wręcz problem znikł zupełnie i za jednym zamachem kolki, ciężkie wypróżnienia i syf i cokolwiek. I nie ma nic. Nic.
@asmoeth tl;dw. Może po obiedzie. Składnia i gramatyka nader prawacka.
Chciałem was nabrać, podświadomie, że to nie ja, ale i tak na pewno byście się domyślali, więc piszę – to byłem ja, ten u góry.
tfu, składnia i ortografia miało być
vauban :
Nie ma sensu. To, że lekarz zapiera się kopytami przed skierowaniem na badania wynika po prostu z ustawy: Za zlecone badania musi zapłacić z własnej (przychodnianej) kieszeni. Jeśli ich nie zleci, kasa zostaje. Ten szczegół jest jakoś dziwnie pomijany w dyskusjach o “złych lekarzach”, a przecież zupełnie kluczowy. Także w kontekście napędzania klientów znachorom.
vauban :
Rozsądnym wyjściem jest zrobienie wymazu, RTG czy morfologii na własny koszt, a dopiero potem atakowanie przychodni. Bez tego można równie dobrze iść do znachora. Witamy w “mechanizmach rynkowych”, hehehe
Gammon No.82 :
Myślę, że tak właśnie jest, że szukają jakiegokolwiek kozła. Ta historia mnie przynajmniej wyraźnie pokazuje, że jeśli dziecko jest chore na coś nieuleczalnego to (niektórzy) rodzice nie uwierzą w to po prostu. Chcą mieć kontrolę. I będą szukać najcudaczniejszych rzeczy, bo w ten sposób udowodnią sami sobie, że coś robią. A nie, jak ci podli lekarze, rozkładają ręce i siedzą bezczynnie. Tych rodziców mi w gruncie rzeczy żal, choć robią głupoty i straszne, że nieraz dręczą dzieci tymi “pseudoterapiami” i testami. A jeszcze straszniejsze jest to, że żerują na nich rozmaici hochsztaplerzy, wykorzystując ich rozpacz i, nie wątpię w wielu wypadkach, gorącą chęć pomocy dziecku.
vauban :
Tak niestety bywa. A nie musi, bo Twój przypadek był prawie klasyczny. Jak jest angina, zakażenie bakteryjne, to każdy lekarz zakłada, że to paciorkowiec (bo tak jest w ogromnej większości wypadków). Być może twój lekarz tez tak założył. Ale zapomniał, że gronkowiec też może być, tylko znacznie rzadziej. I jeśli antybiotyk nie działa, to wówczas warto materiał skierować na posiew i antybiogram.
Nie bronię lekarza, i dobrze, że ten kolejny pomyślał, ale wydaje mi się, że mogło być tak, iż ten pierwszy potrafił jednak postawić diagnozę. Tyle, że zrobił to na podstawie swojej wiedzy mikrobiologicznej, która była tak na 3-, a nie na przynajmniej 4.
Z matkami chorych dzieci, to jest jeszcze tak, źe ryba najszybciej rośnie po złowieniu. To chyba jest jakiś cognitive bias że własne nieszczęścia wydają sie większe, a cudze mniejsze.
Jest też tak, że modnie jest byc ofiarą Systemu (“Victims… aren’t we all?”), można się na tym wylansować (lekarze to durnie, ja od razu wiedziałam co mu jest!), a w formie ekstremalnej to przechodzi w zastępczy zespół Munchhausena.
Anonymous :
No nie no, jakieś coś musi gdzieś jednak być?
sporothrix :
Może tak, ale jak o tym myślę, robi mi się nieswojo.
sporothrix :
Przyznam, że nie doczytałem do końca, ale odnoszę wrażenie, że z tą wrodzoną niedoczynnością tarczycy jest tak, że narobi szkód i często przechodzi (po kuracji tyroksyną), ale szkody zostają na całe życie. I już nic się nie da zrobić. Chyba że – tadam! – to wcale nie wrodzona niedoczynność tarczycy, tylko np. autyzm wywołany szczepieniami, który da się wyleczyć różnymi fajnymi metodami oferowanymi przez altmed.
Gammon No.82 :
Dzielny Ziemianinie, twoja rasa zawsze nas potrafiła ując taką młodzieńczą, zdroworozsądkową buńczucznością, oparte na powszechnych złudzeniach.
Bartu, bez Edithki to ja jestem jak dziecko w mgle. Pomóż.
@ Gammon No.82:
Także – niekoniecznu. We wszystkim możemy się mylić. Dlatego filozofia bardziej kręci mnie od nagi, 17letnich czarownic we wiankach, w słoneczny dzień, na łące. Nawet.
niedofizyk :
vauban :
No tak, ostatnio próbowałem leczyć się na ból łapy. Prawej, przeszkadza, potrzebna. W prywatnym, ale takim, co ma umowę z NFZ. Podszedłem prywatnie (50 PLN), rentgen (28 PLN), badanie krwi, a jak (26 PLN) – zwyczajne wyniki przeciętnego palacza, ponowna wizyta u neurologa tym razem (60 PLN), daje razem 164 PLN za drobiazg, którego właściwie nie zdiagnozowano (no, nie ma tu żadnych zmian w obrazie), nie nazwano (jakaś może infekcja, jak nie przejdzie za tydzień niech się pan zgłosi do chirurga, tymczasem niech łyka Olfen). Po Olfenie mam zawroty głowy oraz sraczkę, thx. Trzecia pigułka zostaje w blistrze. Pomaga mi, kurwa, banalne mycie naczyń, jak trzymam przez pół godziny łapę w gorącej wodzie, a wychodząc z domu zakładam rękawiczki, nie ma męskiego narządu płciowego w rozproszonej, agrarnej jednostce osadniczej. Mija.
Morał: znowu kilka. Pomagają czasami rzeczy, o których lekarzom się nie śniło (w sensie przypadkowości). To niestety jakoś może legitymizować znachorów. Bo jeśli komuś poprawia się PRZYPADKIEM po wodzie z cukrem, znaczy, działa. I błędne koło dostaje nowego kopa, bo można opisać kolejny przypadek “fenomenalnej skuteczności” gorącej wody, nie wstrząsanej nawet.
Zaprawdę, powiadam Wam, jeśli Was boli ręka, zróbcie najpierw przynajmniej RTG. Bo wcale nie byłem pewien, czy nie mam pękniętej kości. A problem ubogich pozostaje. Wprawdzie zarabiam najniższą krajową, ale, dalipan, nie mam przynajmniej dzieci. Stać mnie było na te wydane 164 PLN.
@ bart:
No więc o to mi chodzi – rodzice słyszą, że nic się nie da zrobić. Myślą jednak – to tylko źli lekarze tak kłamią z lenistwa i niedouczenia pewnie (co nie zmienia faktu, że i niedouczenia lekarzy i złe diagnozy też się zdarzają oczywiście). I wówczas taki rodzic rzuca się na wszystko, co tylko da mu jakąś nadzieję (dziwne blogi, fora, strony jakichś naciągaczy). Kwestia zaniechania i działania. I znacznie bardziej zniesmacza mnie postawa tych, którzy naciągają. Naciąganym współczuję, choć najbardziej oczywiście szkoda mi chorych.
Dziecku Oli i samej Oli także współczuję, choć zauważam rzecz jasna, że ona bardzo kręci.
Byłbym zapomniał.
Oprócz mnie, zauważalnym jest że we wzmiankowanej acz anonimowej instytucji zdrowia publicznego leczy się wiele osób, które na hasło “prywatnie, czy z NFZ ?” po prostu odchodziły od barroomu rejestracji. Ewentualnie pytały “a po czemu?” #regionalizm Nie mają odpowiednich zaświadczeń.
PS. ja jakoś nietypowo reaguję na leki. Z tym Olfenem to pikuś, najgorzej było jak zażyłem Pyralginę bo mnie bolał ząb. Jestem nietypowy i proszę nie sądzić po mnie ogólnie.
vauban :
Nie tyle ubogich (bo 164 na leczenie to nawet dość mocno ubogi wysupła), co nieświadomych. Większość ludzi nie wie, w jakim kierunku się diagnozować – zwyczajnie nie kojarzą tych wszystkich wymazów, badań serologicznych itp.
A z RTG jest jeszcze inny problem – natrafiłem na co najmniej dwóch lek. medów, co to twierdzili, że “niepotrzebnie pan se robił (pierwszy raz w życiu), to bardzo szkodliwe badanie, może pan od tego dostać białaczki”. To nie jest wesołe niestety, i osobiście po tych wypadkach zacząłem się lekko bać dalszego pobytu w tym pięknym kraju…
PS. Akurat też miałem przewlekłą anginę z zapaleniem krtani, a później “łamaniem w kościach” (na szczęście przeszło samo, choć powoli) – jakiś nowy wirus na mieście? Gronkowca w gardle również mi znaleźli, ale stwierdzili, że to flora fizjologiczna. I co teraz? Gdzie “science” based medicine? :>
Dołuje mnie Twój blog. Dołuje. Mam autystyczną córkę. Trafiliśmy do stowarzyszenia rodzin z dziećmi autystycznymi. Tam zrobili nam pranie mózgu i zaczęliśmy ganiać po róznych szarlatanach. Wtórowali nam teście. Na szczęście stosowaliśmy uznane terapie psychologiczno-pedagogiczne. Terapia sensoryczna ( np. specyficzne masaże) pomogła prawie zlikwidować zaburzenia odczuwania bodźców. “Leczenie” metodami altermatywnymi oceniam bardzo negatywnie. Efektem było jeno i wyłacznie “pogorszenie terapeutyczne”, co powodowało utrudniona terapię . Dziecko na “diecie ” było faktycznie spokojniejsze, ale każdy byłby taki, jakby głodował. Te ście bardzo agresywnie zareagowali, kiedy nie chcieliśmy poddać córki kolejnej cud-kuracji.
A Twój blog mnie dołuje, bo uświadamia mi, że krzywdziłem córkę.
Mam nadzieję, że tych wszelkich szarlatanów wsadzą do pierdla. $%$$%% wyłudziły na nieszczęściu mojej córki grube tysiące.
AdamN :
To się ciesz cholera, że nie krzywdzisz, bo na to akurat masz wpływ i warto wzmacniać zadowoleniem, a nie katuj się nieodwracalnym.
vauban :
!
Ja poproszę to zdanie z autografem, na czerpanym papierze.
@ AdamN:
Powiedz, a słyszałeś o terapii Masgutowej i kinezjologii edukacyjnej? Ponoć jest bardzo popularna wśród rodziców dzieci z porażeniem mózgowym i autyzmem.
Bartu, to jest naprawdę przerażające.
Ale co ja będę gadał. Na ostatnim spotkaniu rodzinnym byłem przekonywany, że homeopatia naprawdę działa, i że tylko u nas, w Polsce, się ją kwestionuje, a gdzie indziej jest[Francja np.] jest uznanym środkiem leczniczym. I żeby zobaczyć, kto stoi za krytyką homeopatii-lobby lekarzy i firm farmaceutycznych. No, i że nie kwestionują jej osoby ze ścisłym wykształceniem: matematycy, chemicy, fizycy. Robią to tylko Ci, co się nie znają.
Ach, a przekonywały mnie do tego: nauczycielka fizyki(liceum), oraz farmaceutka, która naukowo pracuje sobie na UW. Jej.
RóżowySłoń :
No, bo przecież:
– fraktalna natura rzeczywistości
– kwantowe nielokalności ujawniające się w mikroskali
– Egipcjanie to stosowali, a ich piramidy ciągle podziwiamy
– rytmiczne potrząsanie transformuje układ odniesienia molekuł
– najpotężniejszym czynnikiem produkcji we współczesnej gospodarce jest informacja, jest silniejsza od surowców, czyli od chemii
– dynamizacja roztworów zamienia energię wiązań w energię wibracji, które następnie wchodzą w rezonans z ciałem człowieka
Last but not least (z polskiej Wiki):
Tylko idiota lub opłacany agent wpływu kwestionowałby tak oczywiste argumenty.
asmoeth :
Rety, ten bełkot to zupełnie jak copy-pasta myśli księdza profesora Włodziemirza Sedlaka “twórcy polskiej szkoły bioelektroniki, elektromagnetycznej teorii życia oraz pojęcia wszechpróżni. ” (też Wiki)
Ale…how come? Jak można być takim głupim?
OK, wiem – można. Ale czy nie można jakoś skarżyć tych oszołomów, którzy przykładają rękę do krzywdy dzieci? No i jak można sobie tak dać wyprać mózg. Rozumiem jeszcze wyprane mózgi prawicowych blogerów, feministek itp. – ale matek? To powinny być najrozsądniejsze osoby pod słońcem?
Z trzeciej strony – może w ten sposób eliminuje się pewne geny?
Wesoły Terrorysta :
Nie głupim, tylko zrozpaczonym.
Feministek?
Co do matek – zgaduję, że nie masz dzieci?
Kurwa, ludzie, co wy z tym darwinizmem społecznym? To jakiś korwinizm light czy co?
asmoeth :
W ulotce do jak najbardziej oficjalno-medycznego lekarstwa mam informację o tym, że “zwiększa się efektywność działania pompy jonowej”.
Jak niefachowiec ma rozróżnić, co jest bełkotem, a co rzetelną informacją?
Ile godzin trzeba guglać, a potem czytać ze zrozumieniem i dodatkową wiedzą tajemną (to czasopismo naukowe jest OK, a to nie)?
Wesoły Terrorysta :
Sądzę, że rozsądek kończy się tam, gdzie zaczyna śmiertelna lub ciężka choroba dziecka… Z pewnością istnieje wiele matek i ojców z natury paranoicznych, krzywdzących swoje dzieci; ale o wiele trudniej ocenić kogoś, kto szuka pomocy w alternatywnej “medycynie”, gdy wszystko inne zawiodło, z rozpaczy, desperacji i troski.
Zastanawia mnie, czy w Polsce (tudzież w innych krajach) istnieje mechanizm przymusowej opieki psychologicznej lub psychiatrycznej nad osobami, które w taki sposób – z naiwności czy rozpaczy – “leczą” swoich bliskich?
janekr :
No, jeśli się nie mylę, to o pompie jonowej coś było w liceum na biologii.
Mnie wystarcza max 15 minut, żeby zorientować się, czy coś jest bzdurą czy nie. No, ale żarty i frywolności na bok. To w istocie rzeczy jest gigantyczny problem. Ja w sensie eksperckim jestem w stanie ocenić sensowność rożnych rzeczy tylko wtedy, jeśli pochodzą one z dziedziny, którą się na co dzień zajmuję. Jeśli tak nie jest, to nie ma bata (ew. męskiego narządu…), trzeba się odwołać, że tak powiem, do kolektywnego autorytetu nauki. Na ogół można łatwo ustalić, jak wygląda stan wiedzy, jakie są standardy metodologiczne, etc.
Gammon No.82 :
Nie tyle chodzi o kozla ofiarnego, co o potrzebe kontroli nad sytuacja. Malo jest rzeczy gorzej wplywajacych na dobre funkcjonowanie psychiczne od poczucia, ze “przyczyny są w ogóle poza kontrolą”. W skrajnym przypadku konczy sie to wyuczona bezradnoscia.
W spreparowanych sytuacjach eksperymentalnych, w ktorych badany nie ma zadnego wplywu na sytuacje, ludzie zdrowi i tak uwazaja, ze ja maja, to ludzie z depresja dochodza do realistycznego wniosku, ze jej nie maja.
Inny przyklad – zeby podniesc ludziom poziom komfortu i dobrego samopoczucia wystarczy dac im guzik, nacisnieciem ktorego moga rzekomo wplywac na sytuacje, a ktory w rzeczywistosci nic nie robi (nie wiem, czy to prawda, czy tez wyborcza tworzy kolejna urban legend, ale kiedys twierdzili, ze wykorzystuja ten efekt producenci wind, wstawiajac do nich nic nie robiacy przycisk, ktory rzekomo przyspiesza zamkniecie drzwi).
stranger_2 :
Widziałem w kilku windach takie “wspomagające” przyciski, ale nie bardzo to poprawiało samopoczucie. Ludzie dusili je bez opamiętania z miną typu “co jest, k***, nie działa?!”. ;)
Proboszcz :
No to działały. Bez tego dusiliby siebie nawzajem.
janekr :
W paru dziedzinach jest łatwiej, jedni piszą okrągłe maślane zdania, inni wstawiają jakieś równania różniczkowe, warunki brzegowe i wykresy.
It is summarized by the sentence “Shut up and calculate!”. While this slogan is sometimes attributed to Paul Dirac[17] or Richard Feynman, it is in fact due to David Mermin.[18]
asmoeth :
Nie. Globalne Ocieplenie najlepszym przykładem. Skąd niefachowiec ma wiedzieć, że polscy fizycy z PAN piszą na ten temat bzdury? Ustalenie tego wymaga znacznie więcej, niż 15 minut.
@ bart:
Na szczęście szefowa stowarzyszenia jest osobą bardzo niesympatyczną , ja zaś nie mam cierpliwości do takich ludzi i kontakt z tym stowarzyszeniem urwałem. Teraz integracja sensoryczna i psychoterapia.
@ Marceli Szpak:
Ciężko będzie, nie mam kopyrajta, przeczytałem podobny bon mot już wcześniej. Nie pamiętam niestety, gdzie…
janekr :
http://www.ourcivilisation.com/aginatur/cycles/fig1.htm
http://www.dvorak.org/blog/2008/03/15/global-warming-experts-discover-the-equations-were-totally-wrong/
Chcesz wykresu? Dostałeś wykres. I równanie różniczkowe…
Fizycy piszą czy geolodzy?
To było @ janekr
Ned Flanders :
Jedni i drudzy głoszą bzdury. Jedni na piśmie, inni na gębę.
A publika nie ma sensownych narzędzi, bo działy dziennikarstwa naukowego w polskich gazetach… szkoda gadać.
Proboszcz :
Nie i niespecjalnie sobie wyobrażam, jak miałby funkcjonować(kto miałby się tym zajmowac? Jak? itd.). W teorii można by próbować im odebrać prawa rodzicielskie, bo dzieckiem nie zajmują się w należyty sposób i narażają je na utratę zdrowia/życia. Problem tylko w tym, że np. takie “leki” homeopatyczne są normalne wpisane przez ministerstwo zdrowia na listę leków. I co z takim fantem wtedy ma zrobić sąd? I będą się jedni biegli z drugimi kłócić i tyle. Najpierw potrzebny jest wyraźny krok ze strony państwa, czyli uznanie tego całego syfu oficjalnie za nie potwierdzoną naukowo bzdurę.
O przymusowej opiece psychiatrycznej można w ogóle zapomnieć- nasze prawo jest w tym względzie wyjątkowo restrykcyjne. I w sumie, to ja się zgadzam z takim podejściem…
…ale też mnie skręca, jak widzę, co zrozpaczeni rodzice wyprawiają z dzieciakami. To forum, na którym opisują walkę z “candidą”, te wszystkie diety, preparaty… masakra. I nie widzę jakiegoś sensownego rozwiązania. Edukować? A jak? Odbierać prawa rodzicielskie?(przecież oni-ja w to głębko wierze-kochają te dzieciaki. I ta paranoja to się po cześci z tego właśnie bierze) Wysyłać do psychologów, psychiatrów? Niegłupie, ale większość nie posłucha… przymusowo? Sam nie wiem.
Ja ten “stan umysłu” doskonale rozumiem, swego czasu przez 1.5 roku(chociaż na zupełnie innym tle) codziennością były dla mnie wizyty u psychologia i psychiatry. Powiem jedno: w takie błędne koło bardzo łatwo wpaść, a CHOLERNIE trudno z tego wyjść. A jeszcze jak konwencjonalna medycyna nie za bardzo pomaga(och, ileż to ja się nalatałem, z zupełnie fizycznymi dolegliwościami, żeby nie było. Lekarze polecani, znający się na swoim fachu, a poprawy ani widu, ani słychu…). Zwariować można(czytaj wyhodować śliczną nerwicę na tym tle). A gdy chodzi o dziecko ukochane? Oj, wtedy jeszcze łatwiej.
Dlatego bardzo bym prosił o rozdzielenie zrozpaczonych rodziców, którzy imają się wszystkiego, żeby pomóc dziecku. Wierze, że wśród nich osoby o złej woli stanowią absolutny margines, a u większości dominuje zwykła troska o dziecko. A że przybrała ona taką, a nie inną formę…
… może inaczej by było, gdyby nie ta cała szarlataneria, ci wszyscy pseudo lekarze, homeopaci, bioenergoterapeuci. Oni na tym kasę zbijają i to ich trzeba tępić.
janekr :
Toteż napisałem “na ogół”, a nie “zawsze”. U nas na ogólny problem z GO (istnienie rzekomej kontrowersji) nałożył się ogólnie kiepski stan nauki. Zresztą, czasy się zmieniają. Jeszcze rok (a na pewno dwa lata) temu pewnie zajmowałbym postawę agnostyczną i mówił, że przecież jest kontrowersja, za dużo tu polityki, a tak w ogóle, to przecież kiedyś klimat też się zmieniał. A dzisiaj z miejsca odsyłam do Doskonale Szare albo angielskiej wiki i cześć. Nie wystawia mi to zbyt dobrego świadectwa, ale na swoje usprawiedliwienie zawsze mogę powiedzieć, że generalnie ruch sceptyczny ma problem z GO, co niedawna wpadka Randiego pokazała aż nazbyt dobitnie.
A teraz można mi wpisać w karcie choroby “Ma manię wielkości, porównuje siebie do Jamesa Randiego”.
Bycie MCD to jak Paszport Polsatu – pozwala na wszystko. Głupie jest to przeświadczenie w naszej kulturze o jakiś specjalnych prawach dla kogoś przeżywającego osobistą tragedię. Współczuć należy, to w końcu ludzkie, ale nie powinno się dawać immunitetu na gadanie głupot, zwłaszcza jeżeli mowa o Internecie gdzie głupota raz napisaana może być przeczytana wielokrotnie i to przez jednostki dla których będzie to jedyne lub podstawowe źródło infromacji, wyrządzając tym samym realną krzywdę. Największym skurw******em są jednak przykłady podszywających się pod takie osoby, gromadzące się w miejscach gdzie ludzie szukają pomocy i sprzedające chłodne kawałki o jakims czary-mary sprzedawanym przez nich w realu…
Szczerze, to wolałbym notkę świąteczną, np. opinia autora o jakiś wigilijnych tezach eko-świrów typu czy mięso maltretowanego karpia smakuje gorzej, albo skoro autor regularnie odwiedza rejony wegańskich ekstremistów – jak u nich wygląda Wigilia w sensie co największym hardkorom przeszkadza etc.
Z okazji Świąt życzę wszysktkim dzieciom z antyszczepionkowymi mamami ich opamiętania (mam, nie dzieci) – pełnych szczepień w Nowym Roku.
Z ociepleniem jest problem, bo ktoś, kto obejrzał np. Global Warming Swindle sądzi że to jedna wielka ściema i raczej nie ma ochoty badać dalej. Powiela też utarte argumenty typu:
– epoka industrialna nie miała na nic wpływu, bo podobne wahania były w przeszłości
– parowanie oceanów, czy nawet bardziej produkcja CO2 przzez zwierzątka, po ludzików (tylko czekać jak co radykalniejsze eko-świry zaczną optować za ograniczaniem populacji – z człowiekiem przecież jest sam kłopot, nie dość, że oddycha to jeszcze śmieci, a jego umysł pozwala na tworzenie nowych rodzajów zanieczyszczeń z którymi Gaja sobie nie może poradzić)
etc.
Mnie osobiscie temat ani grzeje ani chłodzi, ot jestem zdania ze faktycznie jesteśmy świadkami tego procesu, ale w moim odczuciu znacznie poważniejsze są zagrożenia tworzone przez zanieczyszczenia, czy lokalne katastrofy ekologiczne – no ale te teamty juz nie sa ‘trendy’. Odrzuca mnie też pewien radykalizm części ‘bojowników’, otwarte wręcz zakłamanie i hipokryzja cześci organizacji ekologicznych, czy też last but not least chęć zarabiania na temacie obecna w wielu firmach – wystarczy nawet największemu gniitowi przykleić metkę ‘GREEN’ i już się będzie lepiej sprzedawał. Jako osoba z branży w której owija się nawet największe g. w srebrny papierek trochę mnie to martwi. trend jeszcze nie jest tak silnie u nas obecny jak na Zachodzie, ale niektóre firmy już próbują zbijać kapitał na swojej rzekomej ekologiczności.
asmoeth :
Tu masz naukowy dowód, że GPS wcale nie wymaga ogólnej teorii względności.
http://sci.tech-archive.net/Archive/sci.physics/2009-02/msg00022.html
a tutaj “A pure Classical Physics look at Electromagnetism and Gravitation”
http://www.extinctionshift.com/
I bądź tu mundry…
RóżowySłoń :
To faktycznie jest problem, ale co do innych magicznych medykamentów i metod (nafta? rażenie prądem? MMS?) już chyba takich wątpliwości nie ma, prawda?
RóżowySłoń :
Zgadamy się, że z wyjątkiem totalnej patologii to nie jest właściwe rozwiązanie…
RóżowySłoń :
Dlaczegóżby nie przymusowo? Nie mówię o zamykaniu w psychiatrykach, ale raczej profesjonalnej opiece w stylu kuratora, potrzebna byłaby grupa dobrze przygotowanych psychologów-pedagogów. Wydaje mi się, że lepsze byłoby narzucenie takich środków niż pozostawienie zrozpaczonych rodziców i ich dzieci na pastwę szarlatanów z elektrodami, ziołami i podejrzanymi chemikaliami.
Wiem, to jest utopia, ale skoro szukamy potencjalnego rozwiązania problemu…
^ Anonymus to byłem ja, Jarząbek. Skaczę od kompa do kompa i zapominam o zalogowaniu. :) Sorry.
Bartu, czy polska otchlan fascynuje sie historia Desiree Jennings? Kojarzysz sprawe w ogole? Na zachodzie to straszny viral antyszczepionkowy. Jak nie kojarzysz to tu: http://scienceblogs.com/insolence/2009/11/desiree_jennings_cured.php