Pseudonauka i cycki
Pod poprzednim postem rozpętała się standardowa już w przypadku BdB burza komentarzy dotyczących wszystkiego, tylko nie tematu tekstu. Kiedy po gorącym flejmie pt. „Ateista na ślubie kościelnym — krótki savoir-vivre” komentatorzy przeszli do wirtualnego bęckowania się po paszczach za nierozróżnianie tautologii od aksjomatu, zrozumiałem, że czas uatrakcyjnić Blog de Bart dla młodzieży, wpuścić nieco świeżej krwi. Stąd tytuł i tematyka dzisiejszego wpisu.
A było tak: Szacowna Małżonka udała się do miasta kupić biustonosz. Koleżanka poleciła jej kultowy sklep w centrum. Przyjmuje w nim pani Hania, bożyszcze warszawskiego świata staników. Szacowna Małżonka wróciła cała w skowronkach z rewelacyjnym (choć drogim!) biusthalterem — i to jest najważniejsze, łzy szczęścia żony są dla mnie najlepszą zapłatą. Małżonka przyniosła ze sobą również info o unique selling point pani Hani. Otóż pani Hania nie sprzedaje po prostu elementów garderoby, ona ratuje kobiece życia! Oddajmy głos samej zainteresowanej, w wywiadzie dla pisma „Lux Med”:
Pracowałam przez wiele lat w służbie zdrowia. Już wtedy wiele kobiet chorowało na nowotwory piersi. Myślałam o tym, żeby im pomóc. W tym samym czasie moja siostra otworzyła sklep i rozpoczęła import biustonoszy dobrej jakości. W ramach współpracy producent biustonoszy organizował szkolenia dla sprzedawców. Podczas tych szkoleń eksperci, w tym lekarze, informowali nas, jak ważne dla zdrowia kobiety jest właściwe dobranie biustonosza, ponieważ aż 70% nowotworów piersi spowodowanych jest noszeniem źle dobranych biustonoszy, a tylko 30% jest uwarunkowane genetycznie. Po tych szkoleniach utwierdziłam się w przekonaniu, że pomagając kobietom właściwie dobierać biustonosze mogę zaangażować się w profilaktykę zdrowotną. Robię to już 15 lat.
Rak piersi to drugi po raku płuc najczęstszy nowotwór, występujący praktycznie wyłącznie u kobiet. Wiadomo, że wiele jego przypadków ma podłoże genetyczne, wiadomo, że duży wpływ mają estrogeny, czyli tzw. hormony żeńskie. Już na początku XVIII w. zauważono, że zakonnice zapadają na raka piersi częściej niż mężatki. Bezdzietność, późne urodzenie dziecka, niekarmienie piersią — to czynniki zwiększające ryzyko. Uważa się również, że im więcej cyklów menstrualnych, tym większe szanse zachorowania, do czynników zwiększających ryzyko można więc dopisać wczesne pojawienie się miesiączkowania i późniejsze klimakterium.
Epidemiologowie twierdzą, że owe znane czynniki są odpowiedzialne za mniej niż połowę zachorowań. Do tego łatwo zauważyć, że są to elementy, nad którymi nie ma się doraźnej kontroli: geny, cechy organizmu, poważne wybory życiowe. Bardzo ciężko wyjść z grupy podwyższonego ryzyka, na pewno nie da się tego zrobić tak łatwo, jak w przypadku raka płuc — po prostu rzucając palenie. Czynniki, nad którymi istnieje możliwość zapanowania poprzez zmianę stylu życia (terapie hormonalne, pigułki antykoncepcyjne, otyłość, spożywanie tłuszczów czy alkoholu), okazały się nieść ze sobą niewielki lub wręcz zerowy wzrost ryzyka. Zrozumiałe, że taki stan rzeczy może budzić u kobiet uczucie bezradności i braku kontroli nad stanem swojego zdrowia. To z kolei daje pole do popisu szarlatanom.
Postulowany mechanizm wywoływania raka przez ciasne biustonosze: fiszbiny uciskają kanały limfatyczne, powodują odkładanie się toksyn w piersiach. A od toksyn, jak wie każdy czarownik, robią się nowotwory.
Wpisanie do Google „bras breast cancer” powoduje natychmiastowe „WTF, to prawda!” — kilka pierwszych stron absolutnie to potwierdza. Przekonują nas o tym: dr Ralph L. Reed ze strony all-natural.com, doktor Nguyen Phawk Yu z health2us.com („mniej pieniędzy dla onkologów, więcej pracy u podstaw”) i specjaliści z Chet Day’s Health and Beyond (wśród reklamowych pop-upów przyciąga uwagę czyszczenie jelit jabłkami). Na stronie 007 Breasts dowiadujemy się, kto jest sprawcą całego zamieszania:
Pierwsze obszerne badania nad tym zagadnieniem przeprowadził badacz medyczny Sydney Singer wraz z małżonką Somą Grismaijer. Na początku ciąży Soma odkryła w swojej piersi guzek. Przerażeni tym faktem, zaczęli szukać przyczyn i czynników wpływających na zachorowania na raka piersi — i odkryli, że nawet sprawdzenie, czy guzek jest faktycznie nowotworem, związane jest z ryzykiem, którego nie chcą ponosić.
Soma przestała nosić biustonosz, zaczęła ćwiczyć i masować sobie pierś, piła tylko filtrowaną wodę i łykała ziółka i suplementy. Po dwóch miesiącach guzek zniknął.
Zauważyli, że nowozelandzkie Maoryski, które przejęły białą kulturę, chorują na raka piersi, podczas gdy australijskie aborygenki nie. Rak piersi występuje również w innych kulturach przekonanych do biustonoszy — u Japonek czy Fidżyjek.
Singer i Grismaijer przebadali 4500 kobiet w pięciu amerykańskich miastach i opublikowali wyniki swoich badań w książce „Dressed to Kill”. Choć ich badania nie uwzględniały dodatkowych czynników, wyniki są zbyt mocne, by im przeczyć:
• 3 na 4 kobiety noszące stanik 24 godziny na dobę zachorowały na raka piersi.
• 1 na 7 kobiet noszących stanik więcej niż 12 godzin na dobę (ale nie do łóżka) zachorowała na raka piersi.
• 1 na 152 kobiety noszących stanik mniej niż 12 godzin na dobę zachorowała na raka piersi.
• 1 na 168 kobiet nie używających staników (lub noszących je z rzadka) zachorowała na raka piersi.
Nasi badacze nazywają siebie medycznymi antropologami, „żwawym duecikiem znanym na całym świecie z przeciwstawiania się motywowanemu chęcią zysku i zorientowanemu na leczenie [WTF?! — bart] systemowi medycznemu”. Prowadzą Instytut Badań nad Chorobami Kulturogenicznymi, zajmującym się cywilizacyjnymi zagrożeniami zdrowia (w kolejności: zbyt płaskie łóżka, zbyt ciasne biustonosze, zbyt zasrane publiczne toalety).
Rety, tyle tego, że nie wiadomo, od czego zacząć. Może od jasnego stwierdzenia: noszenie biustonosza nie powoduje raka piersi.
Pierwsza czerwona lampka zapala się przy odkładających się toksynach. Zatruwające organizm metale ciężkie i inne szkodliwe substancje to ulubiona piosenka New Age’owych szarlatanów. Wywołująca autyzm rtęć w szczepionkach. Toksyczne złogi w jelitach usuwane przez lewatywy z kawy i bentonitowe brązowe węże. Trucizny w nogach, wyciągane magicznymi metodami przez kąpiele elektrolityczne i waciki Kanoki.
Druga czerwona lampka to naukowiec-amator, walczący (przy wsparciu małżonki) z medycznym przemysłem śmierci, wyśmiewany przez „fachowców” siedzących w kieszeniach farmaceutycznych korporacji. To klisza pojawiająca się w wielu opowieściach o „naturalnych metodach leczenia”. Na razie zabawna, pewnego dnia okaże się szkodliwa, jeśli jakiś naukowiec-amator faktycznie wynajdzie lekarstwo na raka, a medyczny establishment początkowo go wyśmieje, zwiedziony na manowce przytłaczającą ilością wcześniejszych naukowców-amatorów, którzy po dokładniejszym sprawdzeniu okazali się oszustami lub wariatami.
Trzecia czerwona lampka to dowód anegdotyczny (pani pomasowała sobie cyc i guzek zniknął, jakby go nigdy nie było). Lampka potrójna, bo nie dość, że skuteczna metoda walki z pozornie śmiertelną chorobą była naturalna i prosta (masaż, woda, ziółka), to jeszcze zniknęło coś, czego nie widział i nie diagnozował żaden lekarz. Bzdura zabawna zamienia się w bzdurę szkodliwą, kiedy dodatkowo zorientujemy się, że autorzy książki odradzają wizytę u onkologa, twierdząc, że w 80% przypadków guzek zniknie w miesiąc po zrezygnowaniu z biustonosza.
Czwarta czerwona lampka to opowieści o żyjących w zgodzie z naturą Aborygenkach, które nie chorują na raka piersi. Hm, najwyraźniej jednak chorują.
Piąta czerwona lampka to publikacja sensacyjnych wyników badań w książce zamiast w dobrym, recenzowanym piśmie medycznym.
Ale te pięć czerwonych lampek (w tym jedna podtrójna) to małe piwo w porównaniu z krwistym reflektorem walącym w oczęta z wyników „badań”. 75% kobiet noszących stanik non stop zachorowało na raka piersi?! Niech mnie jakiś mądrala-komentator poprawi, ale 75-procentowa szansa zachorowania na jakąś chorobę w wyniku działania jakiegoś czynnika to wynik nienotowany w historii epidemiologii. Ilu palaczy zapada na raka płuc? Kilka procent? Gdyby faktycznie występowała tak ogromna zależność między noszeniem stanika a rakiem, świat medyczny po przeczytaniu „Dressed to Kill” wykonałby zbiorowego facepalma tak głośnego, że usłyszałaby go Twarz na Marsie. Być może zresztą ów superplask się odbył, tylko jego odgłos stłumiło wszechmocne biusthalterowe lobby (autorzy książki bronią się, że ich odkrycia są lekceważone, podobnie jak kiedyś dowody na związek palenia z rakiem płuc).
No właśnie, co o rewelacjach Singera i Grismaijer sądzi świat medyczny?
MedlinePlus, serwis amerykańskiej Narodowej Biblioteki Medycznej i Narodowych Instytutów Zdrowia, w haśle „rak piersi” podkreśla:
Implanty piersi, używanie antyperspirantów i noszenie fiszbinowych biustonoszy nie zwiększa ryzyka raka piersi.
Narodowy Instytut Badań nad Rakiem twierdzi:
Istnieje szereg błędnych przekonań na temat przyczyn powstawania raka piersi. Niektóre z nich dotyczą używania dezodorantów lub antyperspirantów, noszenia fiszbinowych biustonoszy, poronienia lub aborcji, uszkodzeń tkanki piersiowej. Wpływ tych czynników na poziom ryzyka zachorowania na raka piersi nie został wykazany.
Jedno z wyszukiwań zaprowadziło mnie na stronę organizacji BreastCancer.org, która na pytanie:
Czy można dostać raka od robienia czegoś swoim piersiom, na ten przykład od noszenia w kółko biusthaltera albo miętoszenia ich przez kolegę?
odpowiada trzeźwo:
Nie można. Co nosisz i jak pozwalasz dotykać swoje piersi, nie ma wpływu na ryzyko zachorowania na raka piersi. Jeśli jednak odczuwasz dyskomfort w związku ze sposobem, w jaki twój kolega zajmuje się twoim biustem, powinnaś z nim o tym porozmawiać.
Znalazłem też miejsce, w którym jeden z autorów „Dressed to Kill” odpowiada na zarzuty naukowców o niespełnianie standardów wymaganych dla badań epidemiologicznych, pominięcie różnych znanych czynników mogących mieć wpływ na zachorowanie, a przede wszystkim brak jakichkolwiek innych badań potwierdzających odkrycia opublikowane w książce:
Nie ma innych badań, bo nasze są przełomowe. Aczkolwiek, jak pokazaliśmy w naszej książce, biustonosze od dawna sprawiają problemy zdrowotne. Gorsety robiły krzywdę kobietom poprzez ucisk, a przecież biustonosze to gorsety na cycki! A jeśli chodzi o pominięcie innych zmiennych, to każde badania pomijają jakieś zmienne. Nie da się uwzględnić wszystkich zmiennych, a w ogóle to nie znamy przecież wszystkich zmiennych. Te, które pominęliśmy, nie były nam potrzebne w badaniu wpływu staników na piersi.
Nie wiem jak państwo, ale ja się czuję przekonany!
Na koniec warto wspomnieć, że można dopatrzeć się pewnej zależności między noszeniem staników a rakiem piersi. Tak jak można się dopatrzeć zależności między czasem poświęconym na zmywanie a otyłością (efekt oczywiście znika w przypadku badanych mieszkających z mamusią). Hipoteza naukowa jest prosta: im kobieta grubsza. tym większe prawdopodobieństwo, że nosi biustonosz — a akurat otyłość znajduje się na liście czynników powiązanych z rakiem piersi (również zresztą w związku z produkcją estrogenów). Noszenie ciasnych lub źle dopasowanych biustonoszy nie ma wpływu na zachorowanie na raka piersi, a propagowanie podziału „30% — geny, 70% — złe staniki” daje jedynie pretekst do stwierdzenia, że może to i lepiej, że pani Hania nie pracuje już w służbie zdrowia.
bart :
rozciął dziecko całe dokładnie na pół gdyż kiedyś był rzeźnikiem.
http://www.youtube.com/watch?v=PAuLNWEdu0g&feature=PlayList&p=CD4A0E407515C67A&playnext=1&playnext_from=PL&index=122
@Quasi i porno
Homemade potrafi być całkiem niezłe. Cały jego urok właśnie w tych niedociągnięciach, te wszystkie dziwne ustawienia kamery, pryszcze tu i tam sprawiają, że efekt końcowy jest taki, że albo wyjesz ze śmiechu albo łapiesz naprawdę niezłą stójkę. Ja zresztą jestem strasznym fanem pornoli z lat 70 i pierwszej połówki 80. Kto by teraz nakręcił coś takiego jak “The Devil in miss Jones” albo “The Opening of Misty Betthoven”? Video i DVD zabiło porno. Elektryfikacja
Ausir :
Właśnie. Nie można też zakładać, że wszyscy uprawiają wyłącznie miłość w obrębie własnego gatunku. Miłość nie jedno ma imię.
inz.mruwnica :
Mieliście wejść i trochę na mnie najechać, że wszystko sobie zmyśliłem i co? Tylko gadacie o cyckach i jądrach. To może teraz o cipkach i penicach?
:)
http://40cztery.blox.pl
Moon :
Wprawdzie nie znam Quasiowego życia prywatnego, ale zgaduję, że jego partnerka czuje penisa (“bardzo ciepłego i elastycznego”, jak to ujmują klasycy). A ty co czujesz? Marchewkę? Anal intrudera? Szyszkę świerkową? Automatyczny rozstrząsacz obornika?
40cztery :
jesteśmy kurwa think-tankiem!
Slotna :
Cycki nudne? To graniczy z bluźnierstwem.
40cztery :
No dobrze, niech będzie o penicach.
http://sk.wikipedia.org/wiki/Penica_čiernohlavá
Moon :
To nie ludzie, to wilki!
Gammon No.82 :
Ale sobie psycholki temat znalazły…
Nie opowiem ci co czuję. Takie jeden mnie tu zbanował.
Moon :
Nie opowiem ci co czuję. Takie jeden mnie tu zbanował.
A to też zwilża?
Moon :
Ale przecież to ty zaczęłaś. Pytałaś Quasiego. Nie pamiętasz? To twój temat, dziewczyno, kultywuj!
Moon :
Łatwy wykręt. Przecież nadal jesteś zbanowana.
A wynurzenia na temat “orgazm przy użyciu śrubsztaka i noża Kolesowa” chętnie poczytamy.
40cztery :
Po bliższym przyjrzeniu okazałeś się jednak nudnym mitomanem uporczywie szukającym kochanki. Smutno mi się zrobiło. Kochanki.
Ludzie patrzta jaka okazja.
http://wiadomosci.onet.pl/2002664,327,item.html
@FSZYSCY
Soróweńki, ale Moon was przewidziała (zobaczyła we śnie?) już miesiące temu. I już wtedy opracowała sposób na was – załatwi was pokojem…
Cytuję:
Cytuję [EDIT: całą] munotkę, ale to chyba nie problem, bo jak opakowaniu jej bloga ostrzega minister zdrowia: Teksty na blogu “Kratery” napisane przez Moon są dostępne na licencji Creative Commons
hlb :
Cytować zawsze wolno.
Niezależnie od wrzasków autora “wolno przytaczać w utworach stanowiących samoistną całość urywki rozpowszechnionych utworów lub drobne utwory w całości, w zakresie uzasadnionym wyjaśnianiem, analizą krytyczną, nauczaniem lub prawami gatunku twórczości.” (ustawa Prawo autorskie, art 25)
Mooniowata łapie się pod “prawa gatunku twórczości” co najmniej. :-D
Gammon No.82 :
Zgłaszam Dawkinsa do udziału!
inz.mruwnica :
Ciekawe, czy regulamin dopuszcza przejście na religię synkretyczną i załapanie się na cztery wycieczki.
Gammon No.82 :
wypadło mi ‘całe’, musiałem zrobić EDIT.
A co do życia płciowego Moon – to też potrafi połączyć z jej informatyczną pasją:
hlb :
Ciekawe, czy wirusa goatse.cx też już złapała.
Gammon No.82 :
read this and weep, dude!
[z jej komciów]
i nieco niżej:
A dziś Moon wyspała się dobrze, wstała i jak prawdziwy nindża jednym ruchem załatwiła Dawkinsa i całą resztę. Rzuciła w nich gwiazdką:
hlb :
Ja też od kilku tygodni mam narastające przeczucie, że cała rzeczywistość od stałej Plancka aż po stałą kosmologiczną, i całe dzieje Wszechświata od plazmy kwarkowo – gluonowej aż po wojny światowe, stanowiły tylko uwerturę przed nadejściem Moon.
Quasi :
Nah, to jest wyobrażenie sprzed ery webcamów i tanich cyfrówek. Uroda w amatorskich bywa po prostu ludzka, kamera jest większej częsci przypadków nieruchoma – stoi na szafce, czy jakimś stoliku, tak, żeby obejmować jak największą część łóżka, czy czego tam (wyjątek zasadniczo tylko przy blowjobach, bo wtedy nie ma problemu trzymać kamerę w rękach), świadomość istnienia narzędzia rejestrującego dość często jest raczej źródłem niezłej zabawy, niż spięcia i sztuczności, montażu praktycznie nie ma, a jeśli się trafia, to tylko proste cięcia Movie Makerem (głównie jednak amatorski porn realizuje pomysł Hitchcocka sprzed 60 lat, ze można zrobić cały film jednym ujęciem – tylko on przy Rope musiał ostro kombinować, a dziś to funkcja sprzętu w sumie).
A to co opisujesz, to bardziej fake amateurs, czyli półprofesjonalny porn, symulujący prawdziwe hołmejdy. I to też już dziś wygląda nieco lepiej, niż w Pink Presowych publikacjach,
czescjacek :
1. Fuj. To jest tak nieudolnie pomyślana&wykonane, że spaliłem się ze wstydu już w połowie. Muzyczna “Operacja Chusta”.
W każdym razie pamiętam, że dawno temu modny był mem tego zespołu w postaci piosenki o Liroju – była tak denna, że aż fajna (kiedyś znałem ją na pamięć), a nie żenująca.
2. Czy to tylko moje złudzenie, czy jeden z wokalistów to kobieta? Kobiety-ziomal?
Quasi :
ech no nie wiem, ja właśnie to oceniam odwrotnie – antyliroj oceniam jako badziew do traktowania na serio przez drecholi, a hiciory typu ten o malcu już się brejkują na drugi sajd.
chłopcom nie brakowało też autoironii, ten hit:
http://www.youtube.com/watch?v=o81E3QwfUBw
zapodali na składance “najlepsze hiciory”…
general_specific :
Nie wiem, czy bym był do tego zdolny. Ja naprawdę jestem nadwrażliwy na empatyczny wstyd i żenadę, która zabije we mnie pozostałe emocje. Np. nie potrafię się śmiać z eliminacji do “Idola”, ani nawet ich oglądać. Takoż w przypadku różnych “BigBrotherów”, “Szkieł Kontaktowych”, sond ulicznych, wywiadów z politykami broniącymi przegranej sprawy (Andrzej “FullWypas” Pęczak, politycy Samoobrony, Jan Rokita), wypowiedzi rodzin kandydatów na prezydenta, wypowiedzi Sarah Palin itp.. Nawet do przesłuchania nagrania “Ratujcie mnie! Biją mnie Niemcy!” przybierałem się kilka dni i przyswajałem sobie je stopniowo, małymi dawkami.
general_specific :
Ojej: jakość nagrania na granicy czytelności, puchate szopy (trwała ondulacja itp.), obrzydliwy makijaż, brak depilacji, krótko z przodu, długo z tyłu i wąsy na przedzie, krzywe zgryzy i niekompletne uzębienie?
general_specific :
Rozwiń.
pozdrawiam
Quasi :
!
Gammon No.82 :
Tak naprawdę, to z mamy do czynienia z Zasadą Whateverową – cokolwiek sobie wymyślimy: zimne piwko, koszulę, laptopa, możemy do tego dorobić Zasadę Zimnopiwną, że cały Wszechświat i cała ewolucja ludzkiej cywilizacji zmieszała od początku do tego, żeby osiągnąć zdolność produkowania zimnego piwka. I drobna zmiana stałych fizycznych i zonk, nie ma zimnego piwka.
Marceli Szpak :
No, ten gość z PP tak mi to opisywał. Że np. spec odwiedza jakąś parkę i każe jej występować przed obiektywem. Później tylko drobna korekta (jak to określił: usuwanie pryszczy i oznak “wysiłku Tantala”: zaczerwienienia, pulsujących żył itp.) i wymyślenie fabuły.
Znał też jedną amatorkę (Justynę) – a znajomość udokumentował zdjęciami z jakiejś biby – która wystąpiła, ponoć fatalnie się kompromitując (np. “anal już noł!” czy coś w tym stylu), w tym hiciorze. Podobno zdradzała objawy lekkiego upośledzenia umysłowego.
Marceli Szpak :
Hmmm… Ale po co ludzie takie rzeczy kręcą i publikują (w jakichś RedTubach czy gdzie)? Chyba w większości wypadków nikt im za to nie płaci, prawda? To jakaś forma plebejskiego lansu a la dziunie i ciacha w Naszej Klasie?
pozdrawiam
Quasi :
Bo im od tego staje/nawilża.
Quasi :
Daj spokój, Rocco jest potężnie zbudowany.
Quasi :
A “Plan 9 z kosmosu” dałeś radę?
Quasi :
A co byś chciał przy szóstej kopii z siedemnastej kopii VHS?
No przecież WO już parę razy wyjaśniał, że są i takie parafilie.
wo :
To ja wiem, tylko nie wiadomo czemu większość przykładów obraca się wokół koniaczku / piwa / longdryniów z plasterkiem cytryny / etcaeterów. No ale Mooniowata nie pije (może poza płynem do fug pod ibuprofen).
mrw :
Ładniej brzmi “obdarzony”.
Gammon No.82 :
Tylko w omówieniach.
wo :
Ja tam się mogę z taką teorią zgodzić abo i nie zgodzić, ale pamiętaj że Klasyczka napisała kiedyś nie darmo:
hlb :
Tak, ale kto stworzył chemię, kto wiązania, kto siłę, kto energię, a kto zjawiska? W czyim interesie to było? Kto za tym stał? Kto płacił i w jakiej walucie?
…tyle pytań nadal bez odpowiedzi…
Wpiszcie w Google Images “justyna rocco invades” przy włączonej opcji “moderate”. Zwróćcie uwagę na pierwszy obrazek. Musiałem już gdzieś kiedyś go widzieć.
Gammon No.82 :
http://s31.chomikuj.pl/images/profil/5342526.jpg
na und?
Gammon No.82 :
A Klasyczka ci odpisze:
I jak ty to odczytasz, co?
czescjacek :
Dziwne… u mnie ten
http://www.greatdreams.com/popefire.jpg
a na drugim miejscu ten:
http://www.greatdreams.com/mother-mary-garage-door.jpg
hlb :
Literalnie odczytam. Wychodzi coś całkiem sensownego i prawdziwego, całkiem jak stare przysłowie:
“Gdy na świętego Hieronima
Jest deszcz albo go ni ma,
To na pierwszego listopada
śnieg pada albo nie pada.”
Quasi :
Quasi wystarczy, że poprowadzisz przez semestr choć ćwiczenia na dowolnej uczelni, odczulenie gwarantowane.
Gammon No.82 :
Elektryfikacja.
40cztery :
I, dodając do słów inżyniera – wieje od Ciebie atenszynwhoryzmem na kilometr.
Quasi :
No właśnie chyba nie. Tutaj chodzi o to, że potężnym źródłem podniety jest fakt, że się dla kogoś będzie źródłem podniety.
@ Ausir :
Motyw “jedyny gej we wsi”: no przecież Little Britain.
mdh :
P: Czym się różnią zasady odpowiedzialności za przygotowanie do przestępstwa i usiłowanie przestępstwa?
O: Różnią się tym, że usiłowanie jest to dokonanie, które nie zawsze się dokonuje i nie zawsze można orzec tę winę, natomiast przygotowanie jest to usiłowanie dokonania tego przestępstwa, a bynajmniej wyrażenie chęci zrobienia czegoś.
@ jeszcze o dresach
A to pamiętacie?
Czytanie z Księgi Nieurodzaju:
“Natenczas wziął Pan dres ortalionowy, napełnił go nieczystościami przeokropnymi i w postać człowieczą uformował, czapeczkę palantową na nim zatknął, po czym spojrzał na dzieło swoje, usiadł i zapłakał, bo nie było doskonałe. Rzekł jednak do stworzenia owego: w Warszawie mieszkał będziesz, blok z betonu ci przyszykowałem, furę ze spojlerami, a kij bejsbolowy w bagażniku znajdziesz…”
Oto słowo Boże.
Gammon No.82 :
Dżyzas, co to jest, konkurs wspominkowy z wczasów z Kołobrzegu z ’98? Może jeszcze “Bilet miesięczny na okaziciela” zaśpiewaj :>
Gammon No.82 :
Jakbys je mial, to bys tak nie mowil.
Slotna :
Twój brak zrozumienia dla naszych potrzeb spotyka się z naszym brakiem akceptacji i patrzą na siebie w napięciu.
Slotna :
pfff. ja to mam penis, a wcale mnie nie nudzi.
czescjacek :
!
czescjacek :
Jateż, jateż! Uważam, że penis to jest fantastyczny narząd!
eli.wurman :
1. Kliniczny ekshibicjonizm?
2. A czy owych podniet nie tłumi świadomość, że równie prawdopodobne jest to, że będzie się dla kogoś źródłem (także) LOLi lub zażenowania (zwłaszcza, jeśli filmik obejrzą znajomo/rodzice/dzieci/przełożeni/spowiednicy etc.)?
Quasi :
Jest ryzyko, jest zabawa, twórca i aktor zarazem może równie dobrze pomyśleć o tym, jak taki bidny jasio dostaje sinych jajec od patrzenia, co równie prawdopodobne.
eli.wurman :
opowiedz.
Quasi :
spowiednicy jak obejrzą, to i tak będą musieli to ukrywać :P
eli.wurman :
Uczcijmy to piosenką.
czescjacek :
Poza tym spowiednicy posiadają doskonałe fap-przeszkolenie i to w dodatku wkraczające często w dużo większy, emocjonalnie, hardkor. O ich reakcje bym się nie bał, są wręcz targetem.
Quasi :
Niekoniecznie: po prostu daje to jakieś inne, bardziej hardkorowe odczucia – często jest też tak, że większy opór będzie sprawiało znalezienie kogoś, przy kim można by uprawiać seks, niż po prostu wrzucenie filmiku do internetu.
Quasi :
Trochę na pewno – ale jeśli coś ląduje w internecie: to albo spotyka się z żywym zainteresowaniem, bo to Twoje porno; albo zostanie olane, bo nie spełnia potrzeb.
@ czescjacek:
Chodziło takie hasełko że jakbym miał cycki to bym się cały czas nimi bawił – no ja właśnie jestem zafascynowany penisem. Lubię się dotykać, lubię być dotykanym i całą resztę przyjemności też.
Quasi :
!
eli.wurman :
cmok
Slotna :
Jak będę miał to porozmawiamy. Na razie nie znam odpowiedzi.
eli.wurman :
Nie wiem, nigdy tam nie byłem.
Mam brzydki głos (i nie tylko).
A moim zdaniem jest to narząd zupełnie realistyczny.
Gammon No.82 :
Pfff. Gdzieś se chłopcy mierzą linijką, gdzie indziej ontometrem. Jakoś nie jestem zdziwiony.
Gammon No.82 :
Eeej, a na co zmieniłeś Voodoo3?
Gammon No.82 :
Zazdroszczę.
eli.wurman :
Hmm… Można jeszcze postępować tak jak moja nowa sąsiadka: jęczeć i wrzeszczeć (w tym wywrzaskując różne wulgaryzmy) ekstatycznie dzień w dzień, nie bacząc na ciszę nocną, ani na śpiące w pokoju obok własne kilkuletnie dziecię (czasem uciszająco zadziała walenie w ścianę jakiegoś mniej tolerancyjnego sąsiada)… Po co ona to robi?
Albo co mam powiedzieć o innym sąsiedzie, który to samo – a nawet głośniej (i bywa, że kilka razy w ciągu nocy) – przez kilka miesięcy odstawiał nadwrażliwym alarmem samochodowym (“podziwiajcie, moją brykę”?)?
eli.wurman :
Mój Ci on! Temu memu, się znaczy. Nie wiedziałem, że ma jakiś potencjał.
Quasi :
może tak po prostu, a że ktoś ją słyszy, to ma w dupie.
Quasi :
Nie mam pojęcia. Może tak ma, że wrzeszczy i sprawia jej to przyjemność?
Quasi :
Że buc?
grzesie2k :
Chyba meme :>
inz.mruwnica :
jaś skoczowski :
jaś skoczowski :
Hmm… Chyba nie rozumiem co oznaczają te “!”. “Ale żeś palnął” czy coś w tym stylu?
To znów jakaś konwencja ze złOnetu?
a w ogóle to
http://fronda.pl/tomasz_terlikowski/blog/operacja_chusta_13
“Uświadamiał sobie, jak często sam uczestniczył w biczowaniu swojego Zbawiciela”
czescjacek :
Jakiś fetysz biczowo-nożny.
Biczowanie. A potem meble, meble, meble…
Terlik :
!
eli.wurman :
Albo raczej jej facetowi (jego z kolei praktycznie nie słychać, czasem tylko pogania: “Działaj, działaj!”, “Ruszaj się trochę!”).
Swoją drogą, to ich dziecię jest niesamowite, bo widocznie zwykle się nie budzi i nie płacze.
eli.wurman :
W dodatku jakiś masochista. Bo on też musiał się w nocy budzić by ten pieprzony alarm wyłączać. Zwykle wył ok. minuty i to po 2-5 razy w ciągu nocy.
jaś skoczowski :
czescjacek :
Gammon No.82 :
Heh, minicopypasta z dra Kokoszczynskiego (czy jak mu tam) dziala, widze.
inz.mruwnica :
O, następny “!”.
Quasi :
!
czescjacek :
To biczowanie swojego Zbawiciela to coś jak wspieranie trębacza? Sorry, że pytam, ale ja z tej lektury odpadłem po trzech pierwszych zdaniach…
Ból kolan nie pozwalał mu się skupić na modlitwie. Kolejne dziesiątki różańca przychodziły coraz trudniej. Rozpraszały go nogi, które świetnie widział ze swojej perspektywy.
A propos Terlikowskiego. Ktoś biegły w literaturze może mi wyjaśnić, dlaczego takie LOLe wywołał dialog z kusicielką, która “umie być wdzięczna” i jej “duszną wonią perfum”?
eli.wurman :
Meme nie pasuje do misiowego memu. A jak ktoś pisze “meme” to pewnie i tak ma problemy z łączliwością i przecinkami :>
Quasi :
Było to subtelne jak słynny dialog z pornola:
– Cześć, Harry! To moja znajoma, Jane. Jane, to Harry, mój kolega.
– Miło mi, Jane, weź go… tak, ssij! Ach! Ach!
grzesie2k :
– Miło mi, Jane, biczuj mojego zbawiciela!
Slotna :
!
grzesie2k :
No ale w tym rzecz, że to nie miało być zbyt subtelne – przecież chodziło o kuszenie.
Zresztą, w jaki sposób wyraziłbyś myśl kusicielki (z “Chusty”, nie z pornola) subtelniej? Podaj przykład.
Quasi :
Quasi, a gdzie Ty widziałeś napisaną przeze mnie powieść w kilkunastu odcinkach? :)
Gammon No.82 :
bynajmniej!=przynajmniej
!!!
sjp.pwn.pl
Veln :
The meme reaches its logical conclusion.
łatdefak :
No i?
eli.wurman :
Na jakąś GeFarsę 6600, która od dawna leżała w szafie i prosiła o zmiłowanie.
Quasi :
W moim przypadku potwierdzenie lub nawiązanie do poruszonego wątku.
Slotna :
pwned-me! :D
TOL, Terlik magistrem wyobraźni neologizmowej. Pal licho jego web 5.0, czy wirtualne kioski, do których i tak się wchodzi.
Wideomórka for teh win!
Nie mylić z wibrującym wideofonem.
nie cycki, tylko PIERSI, baranie!
amistad :
A dlaczego nie, owieczko?
Gammon No.82 :
Dlatego
Gammon No.82 :
Może nie lubi, jak jej się cycka piersi. Nie wszystkie lubią.
jaś skoczowski :
Albo też jakiś złoczyńca ją wycyckał i porzucił.
Gammon No.82 :
Nie cyckacie się z nią.
Veln :
Przyjdzie Bart i odetnie Was od cycka.
amistad :
Przepraszam, jeśli cię uraziłem. Zauważ, że określenia “cycki” użyłem wyłącznie w tytule (później jeszcze tylko pogardliwie nazwałem cycem pierś autorki książki-bzdetu). Natomiast, tak jak pisałem we wstępie, muszę przyciągnąć młodzież. Najlepiej chwytliwymi tytułami. Stąd cycki.
inz.mruwnica :
Albo – co gorsza – da nam w cyc.
—————-
“Jakoż kniahini miała na sobie suknię ze spłowiałego cycu” – Ogniem i Mieczem, tom I, rozdział VII.