Pseudonauka i cycki
Pod poprzednim postem rozpętała się standardowa już w przypadku BdB burza komentarzy dotyczących wszystkiego, tylko nie tematu tekstu. Kiedy po gorącym flejmie pt. „Ateista na ślubie kościelnym — krótki savoir-vivre” komentatorzy przeszli do wirtualnego bęckowania się po paszczach za nierozróżnianie tautologii od aksjomatu, zrozumiałem, że czas uatrakcyjnić Blog de Bart dla młodzieży, wpuścić nieco świeżej krwi. Stąd tytuł i tematyka dzisiejszego wpisu.
A było tak: Szacowna Małżonka udała się do miasta kupić biustonosz. Koleżanka poleciła jej kultowy sklep w centrum. Przyjmuje w nim pani Hania, bożyszcze warszawskiego świata staników. Szacowna Małżonka wróciła cała w skowronkach z rewelacyjnym (choć drogim!) biusthalterem — i to jest najważniejsze, łzy szczęścia żony są dla mnie najlepszą zapłatą. Małżonka przyniosła ze sobą również info o unique selling point pani Hani. Otóż pani Hania nie sprzedaje po prostu elementów garderoby, ona ratuje kobiece życia! Oddajmy głos samej zainteresowanej, w wywiadzie dla pisma „Lux Med”:
Pracowałam przez wiele lat w służbie zdrowia. Już wtedy wiele kobiet chorowało na nowotwory piersi. Myślałam o tym, żeby im pomóc. W tym samym czasie moja siostra otworzyła sklep i rozpoczęła import biustonoszy dobrej jakości. W ramach współpracy producent biustonoszy organizował szkolenia dla sprzedawców. Podczas tych szkoleń eksperci, w tym lekarze, informowali nas, jak ważne dla zdrowia kobiety jest właściwe dobranie biustonosza, ponieważ aż 70% nowotworów piersi spowodowanych jest noszeniem źle dobranych biustonoszy, a tylko 30% jest uwarunkowane genetycznie. Po tych szkoleniach utwierdziłam się w przekonaniu, że pomagając kobietom właściwie dobierać biustonosze mogę zaangażować się w profilaktykę zdrowotną. Robię to już 15 lat.
Rak piersi to drugi po raku płuc najczęstszy nowotwór, występujący praktycznie wyłącznie u kobiet. Wiadomo, że wiele jego przypadków ma podłoże genetyczne, wiadomo, że duży wpływ mają estrogeny, czyli tzw. hormony żeńskie. Już na początku XVIII w. zauważono, że zakonnice zapadają na raka piersi częściej niż mężatki. Bezdzietność, późne urodzenie dziecka, niekarmienie piersią — to czynniki zwiększające ryzyko. Uważa się również, że im więcej cyklów menstrualnych, tym większe szanse zachorowania, do czynników zwiększających ryzyko można więc dopisać wczesne pojawienie się miesiączkowania i późniejsze klimakterium.
Epidemiologowie twierdzą, że owe znane czynniki są odpowiedzialne za mniej niż połowę zachorowań. Do tego łatwo zauważyć, że są to elementy, nad którymi nie ma się doraźnej kontroli: geny, cechy organizmu, poważne wybory życiowe. Bardzo ciężko wyjść z grupy podwyższonego ryzyka, na pewno nie da się tego zrobić tak łatwo, jak w przypadku raka płuc — po prostu rzucając palenie. Czynniki, nad którymi istnieje możliwość zapanowania poprzez zmianę stylu życia (terapie hormonalne, pigułki antykoncepcyjne, otyłość, spożywanie tłuszczów czy alkoholu), okazały się nieść ze sobą niewielki lub wręcz zerowy wzrost ryzyka. Zrozumiałe, że taki stan rzeczy może budzić u kobiet uczucie bezradności i braku kontroli nad stanem swojego zdrowia. To z kolei daje pole do popisu szarlatanom.
Postulowany mechanizm wywoływania raka przez ciasne biustonosze: fiszbiny uciskają kanały limfatyczne, powodują odkładanie się toksyn w piersiach. A od toksyn, jak wie każdy czarownik, robią się nowotwory.
Wpisanie do Google „bras breast cancer” powoduje natychmiastowe „WTF, to prawda!” — kilka pierwszych stron absolutnie to potwierdza. Przekonują nas o tym: dr Ralph L. Reed ze strony all-natural.com, doktor Nguyen Phawk Yu z health2us.com („mniej pieniędzy dla onkologów, więcej pracy u podstaw”) i specjaliści z Chet Day’s Health and Beyond (wśród reklamowych pop-upów przyciąga uwagę czyszczenie jelit jabłkami). Na stronie 007 Breasts dowiadujemy się, kto jest sprawcą całego zamieszania:
Pierwsze obszerne badania nad tym zagadnieniem przeprowadził badacz medyczny Sydney Singer wraz z małżonką Somą Grismaijer. Na początku ciąży Soma odkryła w swojej piersi guzek. Przerażeni tym faktem, zaczęli szukać przyczyn i czynników wpływających na zachorowania na raka piersi — i odkryli, że nawet sprawdzenie, czy guzek jest faktycznie nowotworem, związane jest z ryzykiem, którego nie chcą ponosić.
Soma przestała nosić biustonosz, zaczęła ćwiczyć i masować sobie pierś, piła tylko filtrowaną wodę i łykała ziółka i suplementy. Po dwóch miesiącach guzek zniknął.
Zauważyli, że nowozelandzkie Maoryski, które przejęły białą kulturę, chorują na raka piersi, podczas gdy australijskie aborygenki nie. Rak piersi występuje również w innych kulturach przekonanych do biustonoszy — u Japonek czy Fidżyjek.
Singer i Grismaijer przebadali 4500 kobiet w pięciu amerykańskich miastach i opublikowali wyniki swoich badań w książce „Dressed to Kill”. Choć ich badania nie uwzględniały dodatkowych czynników, wyniki są zbyt mocne, by im przeczyć:
• 3 na 4 kobiety noszące stanik 24 godziny na dobę zachorowały na raka piersi.
• 1 na 7 kobiet noszących stanik więcej niż 12 godzin na dobę (ale nie do łóżka) zachorowała na raka piersi.
• 1 na 152 kobiety noszących stanik mniej niż 12 godzin na dobę zachorowała na raka piersi.
• 1 na 168 kobiet nie używających staników (lub noszących je z rzadka) zachorowała na raka piersi.
Nasi badacze nazywają siebie medycznymi antropologami, „żwawym duecikiem znanym na całym świecie z przeciwstawiania się motywowanemu chęcią zysku i zorientowanemu na leczenie [WTF?! — bart] systemowi medycznemu”. Prowadzą Instytut Badań nad Chorobami Kulturogenicznymi, zajmującym się cywilizacyjnymi zagrożeniami zdrowia (w kolejności: zbyt płaskie łóżka, zbyt ciasne biustonosze, zbyt zasrane publiczne toalety).
Rety, tyle tego, że nie wiadomo, od czego zacząć. Może od jasnego stwierdzenia: noszenie biustonosza nie powoduje raka piersi.
Pierwsza czerwona lampka zapala się przy odkładających się toksynach. Zatruwające organizm metale ciężkie i inne szkodliwe substancje to ulubiona piosenka New Age’owych szarlatanów. Wywołująca autyzm rtęć w szczepionkach. Toksyczne złogi w jelitach usuwane przez lewatywy z kawy i bentonitowe brązowe węże. Trucizny w nogach, wyciągane magicznymi metodami przez kąpiele elektrolityczne i waciki Kanoki.
Druga czerwona lampka to naukowiec-amator, walczący (przy wsparciu małżonki) z medycznym przemysłem śmierci, wyśmiewany przez „fachowców” siedzących w kieszeniach farmaceutycznych korporacji. To klisza pojawiająca się w wielu opowieściach o „naturalnych metodach leczenia”. Na razie zabawna, pewnego dnia okaże się szkodliwa, jeśli jakiś naukowiec-amator faktycznie wynajdzie lekarstwo na raka, a medyczny establishment początkowo go wyśmieje, zwiedziony na manowce przytłaczającą ilością wcześniejszych naukowców-amatorów, którzy po dokładniejszym sprawdzeniu okazali się oszustami lub wariatami.
Trzecia czerwona lampka to dowód anegdotyczny (pani pomasowała sobie cyc i guzek zniknął, jakby go nigdy nie było). Lampka potrójna, bo nie dość, że skuteczna metoda walki z pozornie śmiertelną chorobą była naturalna i prosta (masaż, woda, ziółka), to jeszcze zniknęło coś, czego nie widział i nie diagnozował żaden lekarz. Bzdura zabawna zamienia się w bzdurę szkodliwą, kiedy dodatkowo zorientujemy się, że autorzy książki odradzają wizytę u onkologa, twierdząc, że w 80% przypadków guzek zniknie w miesiąc po zrezygnowaniu z biustonosza.
Czwarta czerwona lampka to opowieści o żyjących w zgodzie z naturą Aborygenkach, które nie chorują na raka piersi. Hm, najwyraźniej jednak chorują.
Piąta czerwona lampka to publikacja sensacyjnych wyników badań w książce zamiast w dobrym, recenzowanym piśmie medycznym.
Ale te pięć czerwonych lampek (w tym jedna podtrójna) to małe piwo w porównaniu z krwistym reflektorem walącym w oczęta z wyników „badań”. 75% kobiet noszących stanik non stop zachorowało na raka piersi?! Niech mnie jakiś mądrala-komentator poprawi, ale 75-procentowa szansa zachorowania na jakąś chorobę w wyniku działania jakiegoś czynnika to wynik nienotowany w historii epidemiologii. Ilu palaczy zapada na raka płuc? Kilka procent? Gdyby faktycznie występowała tak ogromna zależność między noszeniem stanika a rakiem, świat medyczny po przeczytaniu „Dressed to Kill” wykonałby zbiorowego facepalma tak głośnego, że usłyszałaby go Twarz na Marsie. Być może zresztą ów superplask się odbył, tylko jego odgłos stłumiło wszechmocne biusthalterowe lobby (autorzy książki bronią się, że ich odkrycia są lekceważone, podobnie jak kiedyś dowody na związek palenia z rakiem płuc).
No właśnie, co o rewelacjach Singera i Grismaijer sądzi świat medyczny?
MedlinePlus, serwis amerykańskiej Narodowej Biblioteki Medycznej i Narodowych Instytutów Zdrowia, w haśle „rak piersi” podkreśla:
Implanty piersi, używanie antyperspirantów i noszenie fiszbinowych biustonoszy nie zwiększa ryzyka raka piersi.
Narodowy Instytut Badań nad Rakiem twierdzi:
Istnieje szereg błędnych przekonań na temat przyczyn powstawania raka piersi. Niektóre z nich dotyczą używania dezodorantów lub antyperspirantów, noszenia fiszbinowych biustonoszy, poronienia lub aborcji, uszkodzeń tkanki piersiowej. Wpływ tych czynników na poziom ryzyka zachorowania na raka piersi nie został wykazany.
Jedno z wyszukiwań zaprowadziło mnie na stronę organizacji BreastCancer.org, która na pytanie:
Czy można dostać raka od robienia czegoś swoim piersiom, na ten przykład od noszenia w kółko biusthaltera albo miętoszenia ich przez kolegę?
odpowiada trzeźwo:
Nie można. Co nosisz i jak pozwalasz dotykać swoje piersi, nie ma wpływu na ryzyko zachorowania na raka piersi. Jeśli jednak odczuwasz dyskomfort w związku ze sposobem, w jaki twój kolega zajmuje się twoim biustem, powinnaś z nim o tym porozmawiać.
Znalazłem też miejsce, w którym jeden z autorów „Dressed to Kill” odpowiada na zarzuty naukowców o niespełnianie standardów wymaganych dla badań epidemiologicznych, pominięcie różnych znanych czynników mogących mieć wpływ na zachorowanie, a przede wszystkim brak jakichkolwiek innych badań potwierdzających odkrycia opublikowane w książce:
Nie ma innych badań, bo nasze są przełomowe. Aczkolwiek, jak pokazaliśmy w naszej książce, biustonosze od dawna sprawiają problemy zdrowotne. Gorsety robiły krzywdę kobietom poprzez ucisk, a przecież biustonosze to gorsety na cycki! A jeśli chodzi o pominięcie innych zmiennych, to każde badania pomijają jakieś zmienne. Nie da się uwzględnić wszystkich zmiennych, a w ogóle to nie znamy przecież wszystkich zmiennych. Te, które pominęliśmy, nie były nam potrzebne w badaniu wpływu staników na piersi.
Nie wiem jak państwo, ale ja się czuję przekonany!
Na koniec warto wspomnieć, że można dopatrzeć się pewnej zależności między noszeniem staników a rakiem piersi. Tak jak można się dopatrzeć zależności między czasem poświęconym na zmywanie a otyłością (efekt oczywiście znika w przypadku badanych mieszkających z mamusią). Hipoteza naukowa jest prosta: im kobieta grubsza. tym większe prawdopodobieństwo, że nosi biustonosz — a akurat otyłość znajduje się na liście czynników powiązanych z rakiem piersi (również zresztą w związku z produkcją estrogenów). Noszenie ciasnych lub źle dopasowanych biustonoszy nie ma wpływu na zachorowanie na raka piersi, a propagowanie podziału „30% — geny, 70% — złe staniki” daje jedynie pretekst do stwierdzenia, że może to i lepiej, że pani Hania nie pracuje już w służbie zdrowia.
@kobiety noszące stanik 24 godziny na dobę
???
@zorientowanemu na leczenie
treatment to cóś jak zabieg czy operacja, pewnie as opposed to znikanie guzów masowaniem i ziółkami & zapobieganie nienoszeniem biusthaltera.
PS.
a pamiętacie z podstawówki słowo “cyckonosz”? bo przecież porządny 13-latek nie skala się użyciem słowa “biust” :)
Może raz będę pierwszy?
Na nieocenionej stronie http://www.tera.ca, która walczy o prawo kobiet do chodzenia z gołym cyckiem (botak) są linki do stron, które podbudowują akcję także medycznie, np. http://www.moth.freeserve.co.uk/page30.html
A co do tematu wpisu, ale niestety nie jego treści – kiedyś widziałem reportaż o pani, która prowadzi kursy powiększania biustów przez autohipnozę. O, gugiel też widział:
http://adultsubliminaltapes.com/breast.htm
No patrzcie i uczcie się – nawet punkt G znajdują bez noża, tylko siłą umysłu i wiązań hemicznych*.
A tutaj nawet naukowo:
http://www4.uwm.edu/clacs/resources/pubs/pdf/greenfield82.pdf
“In five separate studies (Honoites 1977; LeCron 1969; Staib and Logan 1977; Willard 1977; Williams 1974), women who wished to enlarge their breasts were taught hypnosis and autohypnosis procedures–to relax deeply, to let go of extraneous concerns, and to experience calmness.
Over a twelve week period the seventy women who participated in the five
experiments showed an average increase of 1 1/4 inches in the circumference of each breast.”
*ort celowy!
Małżonkę zapraszamy (my, cycki) do sklepów Peachfield http://peachfield.pl/ ewentualnie Abrakadabra: http://www.abrakadabra.me/.
A po więcej informacji tutaj: http://forum.gazeta.pl/forum/f,32203,LOBBY_BIUSCIASTYCH_.html Pani Hania już od jakiegoś czasu nie ma monopolu na dobre dobieranie staników:)
cycki :
grrr, przez lobby biuściastych od jakiegoś czasu zamiast się gapić dziewczynom na cycki to patrzę, czy mają dobrze dobrany stanik :/
czescjacek :
Myślę, że to treatment as opposed to healing – gdzie przez treatment rozumie się leczenie objawów albo konkretnego organu, a przez healing – leczenie całego człowieka.
bart :
no w każdym razie u mnie to wywołało wizję złych złych lekarzy, którzy tylko czekają, żeby cię pociąć albo napromieniować.
A od ciasnych majtek dostaniesz raka jąder!
czescjacek :
No dokładnie! Z pseudomedycyny to chyba tylko akupunktura jest inwazyjna.
eli.wurman :
Odwieczny flejm shorty vs. slipy.
mrw :
Hmm. Slipy ładnie podkreślają co się ma za majtami, a shorty pozwalają rozwinąć wyobraźnie.
eli.wurman :
nie no slipy zostały ostatecznie i nieodwołalnie zhijackowane przez subkulturę plażowych dresów w slipach.
(btw. czy istnieje jakiś blog dokumentujący zjawisko letniego uniformu dresowego: adidaski, białe sportowe skarpetki podciągnięcte za kostkę, gołe kolana, luźne szorty, koszulka polo wciągnięta w te szorty?)
janekr :
Od patrzenia na ten śliczny websajt już czuję, że mi urosły.
eli.wurman :
Przypomina mi się koleś z QaF, w obcisłej koszulce pięknie podkreślającej muskulaturę (jak ją zdjął oczom zdumionego bohatera ukazała się “zbroja gladiatora”, a pod nią normalny bebech).
eli.wurman :
PLEASE MAKE ME UNSEE IT
czescjacek :
MOAAAAAARRRRR.
czescjacek :
Pewnie, ale to fapkontent.
mrw :
Przecież chodzi o sam fakt podkreślenia*, a protezy i chwalenie się tym, czego się nie ma to OBCIACH (also: lolketman).
EDIT: *podkreślenia tego, co się ma za majtami
czescjacek :
Ja noszę slipy bo nie lubię jak mi się majta.
Nieco ponad 20 lat temu, za schyłkowej Babci Komuny, cytowano jakąś książkę (nie pamiętam niestety tytułu) opublikowaną przez katolicką seksuolożkę (nie pamiętam niestety nazwiska – podejrzewam, że mogła to być osławiona pani dwojga nazwisk o imieniu Kinga), z której wynikało, że macanie cycków wywołuje raka. Tak jest. I tak będzie.
Co do pani Hani: moja Szacowna Małżonka nie korzystała, ale koleżanka była i wróciła zniesmaczona. Uznała, że p. Hania zna się co najwyżej średnio, w dodatku jest apodyktyczna i niemiła.
Ja tam nie wiem.
“Tak jak można się dopatrzeć zależności między czasem poświęconym na zmywanie a otyłością (efekt oczywiście znika w przypadku badanych mieszkających z mamusią).”
No jak znika, jak nie znika. Mamusia dobrze karmi i jeszcze zmywa, więc efekt jest jeszcze bardziej widoczny – czas poświęcony na zmywanie V, otyłość ^. No nie?
mrw :
Do wyboru jest że się majta, i że się zgniata.
Gammon No.82 :
Oczywiście. Macanie cycków pomaga rozpoznać raka, właścicielka cycka niemacanego umiera na śmierć.
Gammon No.82 :
Chuja tam się zgniata.
czescjacek :
eli.wurman :
A pamiętasz ową pamiętną scenę plażową ze skinami w slipach w “Jeżu Jerzym”?
mrw :
Teoretycznie macanie w t1 może wywoływać, a macanie w t2 wykrywać.
mrw :
Pliiizzz. Używaj prawidłowej nomenklatury naukowej. “Mięsień obwisły brzucha”, “mięsień szeroki dupy” itd.
Gammon No.82 :
Nieee.
mrw :
Ja też nie rozumiem całego tego “bo się gniecie”. Co się gniecie? Trzeba ubrać manciochy ze dwa numery za małe żeby faktycznie był dyskomfort, zazwyczaj polega to na tym, że te dziury na nogi są za ciasne i np. obcierają.
eli.wurman :
Tom “Jeż Jerzy. Nie dla dzieci”, strona 43-45. Polscy skini – Stefan i Zenek – mają białoczerwone slipy z Orłem Białym w kroku. Niemieccy skini mają slipy w barwach BRD i tatuaże na klatach (Deutschland über alles, runiczne SS i temu podobne).
eli.wurman :
o_0 no to musisz na naszej klasie i w gronach szukać :P
also, jest różnica między chcieć patrzeć, a chcieć wyglądać.
eli.wurman :
e? fully dressed drechole? enyłej, zapodaj! ubogaci to mój blog.
eli.wurman :
Potwierdzam, ale ponadto bywa objaw, który w Ludowym Wojsku Polskim określano mianem “gotują się jaja”.
Dwa tygodnie bez neta i tyle do nadrobienia…
Żeście, kuffa, naprodukowali komentarzy :/
czescjacek :
http://www.sandalandsoxer.co.uk/home.htm – nie do końca to ale coś na pewno znajdziesz.
mrw :
Jak sobie włożysz patyk do szaszłyków w majty to może faktycznie chuja się nie zgniata.
mrw :
ja noszę boksery bo kiedyś miałem współlokatora który namiętnie chodził po domu w slipach i skarpetkach :/
(a wrażenie majtania szybko mija)
Adam Gliniany :
Przy niektórych fotach normalnie czuć, jak te szkity walą z ekranu smrodem gnilno-grzybiczym.
nosiwoda :
No ale zależność jest taka, że im więcej zmywasz, tym bardziej tyjesz. Jak dodasz mamę, to nagle się okazuje, że nie zmywasz, a tyjesz i eksperyment się psuje.
czescjacek :
“Kiedy sześćdziesiątka mija,
Dłuższa torba, niż fuzyja”
[przysłowie myśliwskie]
mrw :
The meme reaches its logical conclusion.
Adam Gliniany :
nieee no nic nie znajdę bo warunkiem koniecznym są adidaski!!!
@ czescjacek:
Na bezrybiu…
BTW: przeczytałem rosnącego flejma o gaciach, zerknąłem na pocztę a tam adekwatna do treści reklama:
http://42.pl/u/1Heo
czescjacek :
W tym sensie, że to już jest NSFW, a raczej czysta pornografia.
Adam Gliniany :
Obawiam się, że tego się nie da ogarnąć.
eli.wurman :
W sensie tej kuwety?
Gammon No.82 :
Że albo przeczytasz 2kkomci na bieżąco, jak się dzieją, albo potem będziesz sobie musiał odpuścić ich zdecydowaną większość.
eli.wurman :
No wiem. Przeczytałem w końcu wszystkie Barta artykuły, ale nie całą komciografię, dlatego np. nie zauważyłem wizyty NJN.
@”Bardzo ciężko wyjść z grupy podwyższonego ryzyka, na pewno nie da się tego zrobić tak łatwo, jak w przypadku raka płuc — po prostu rzucając palenie.”
Przypomniało mi się, jak leżąc w szpitalu przed operacją rozmawiałem z miłą panią anestezjolog i – przy okazji ankiety na temat stanu zdrowia – temat zszedł na papierosy. Pani dochtór poinformowała mnie, że na oddziale onkologicznym tegoż szpitala obserwuje się dużą liczbę pacjentów z nowotworami płuc, którzy palenie rzucili byli wiele, wiele lat temu. Według wstępnej hipotezy tamtejszych lekarzy, rzucenie fajek po latach tkwienia w nałogu powoduje zmianę metabolizmu komórki i de facto podnosi ryzyko zachorowania na nowotwór. Ponoć chcieli pisać na ten temat pracę, ale im przełożony powiedział, że, cytuję, po jego trupie.
Czy ktoś bardziej ode mnie kumaty (bądź biegły w guglaniu) może się ustosunkować do tych rewelacji?
g.suss :
Tak z googla z brzegu:
http://www.medigo.pl/jobs/drukuj.php?id=2320
Istnieje również bezpośrednia zależność między liczbą wypalanych papierosów i czasem trwania nałogu, a ryzykiem wystąpienia choroby nowotworowej. Należy pamiętać, że spadek ryzyka zachorowania na nowotwory jest zauważalny już po dwóch latach od zaprzestania palenia. Po dwudziestu latach od zerwania z nałogiem ryzyko jest już tylko nieznacznie wyższe niż wśród osób, które nigdy nie paliły. Wynika z tego, że na rzucenie palenia nigdy nie jest za późno. Całkowicie błędne jest myślenie, że skoro paliło się długo, to rzucenie nałogu już nic nie zmieni.
Ale podobno wielu z tych pacjentów to właśnie tacy, co nie palili nawet 20 lat.
@ g.suss:
Może tu coś znajdziesz?
g.suss :
Soł: nawet po 20 latach od rzucenia palenia okazuje się, że palenie sprzyja pojawianiu się nowotworów?
eli.wurman :
Rzucenie palenia nie daje odporności na raka płuc.
Nie mogę sobie przypomnieć, gdzie widziałem wykresy pokazujące opadanie ryzyka zachorowania w kolejnych latach abstynencji, w zależności od wieku, w którym rzuciło się palenie. Pod ręką mam tylko “Hyping Health Risks”, z którego korzystałem podczas pisania tego tekstu. Jest tam tabelka, z której wynika, że rzucenie ma jednak wpływ na ryzyko zapadnięcia na raka płuc. Przy ryzyku względnym dla niepalących wynoszącym 1,0 ryzyko względne byłych palaczy (hurtem) wynosi 3,5, a palaczy – 11,9. Czyli były palacz ma prawie czterokrotnie większe szanse zachorowania, za to palacz aktywny aż dwunastokrotnie większe.
bart :
Było w miarę przewidywalne, że Dowcip o Kutasie stanie się obowiązkowy dopiero przy okazji tematu o cyckach.
(also: cała bielizna to wymysł Szatana)
czescjacek :
Heh, mam to samo. Ale lobby w ogole mnie mocno wkurwia od jakiegos czasu.
Veln :
Aż taki głupi nie jestem. Chodzi o to, że – według słów tej doktor – odsetek byłych palaczy wśród pacjentów z nowotworami płuc ogółem (w tym palaczy czynnych) jest na tyle wysoki, by rozważać hipotezę, że rzucenie palenia *podnosi* ryzyko zachorowania (względem nierzucenia). Jeszcze raz podkreślam – to nie są moje obserwacje i nie znam dokładnych danych.
A propos ‘slipy vs bokserki’, to przypomniała mi się historyjka opowiadana przez młodego aktora o nazwisku Damięcki. Otóż będąc kiedyś w USA, młodzieniec ów zażywał kąpieli w oceanie (bodajże). Brykał sobie, brykał, gdy wtem zaczepiła go jakaś kobita i z miejsca zapytała czy jest z Europy Wschodniej. Skąd wiedziała? A właśnie po gaciach poznawszy! W USA i Europie Zachodniej takich lajkrowych kąpielówek na plażę się nie zakłada. Podobno nawet gdzieniegdzie można złapać za to mandat.
Podobno bokserki są zdrowsze – lepszy mikroklimat, czy co tam – ale ja też nie lubię, gdy mi się majta.
Co do biustonoszy – zahaczyłem kiedyś o http://stanikomania.blox.pl i żebyście widzieli minę mojej ślubnej, jak jej później zacząłem wykładać teorię o prawidłowym dobieraniu biustonosza… :-D
g.suss :
No niestety, jeśli chodzi o tę tezę, to mam do powiedzenia tylko coś niewiele wartego, na zasadzie “pan doktór powiedział coś w temacie na podkaście, ale akurat przechodziłem przez ulicę i być może źle zapamiętałem”. Ale powiedział, że faktycznie, ryzyko początkowo wzrasta, by później opaść. Te dane, które wypisałem pracowicie w komciu wyżej, to z rzetelnych badań, więc wychodzi na to, że w sumie rzucenie jest dużo lepsze od palenia, ale gorsze od bycia mundrym od małego.
g.suss :
Nie jest istotny odsetek ekspalaczy wśród zrakowaciałych. Jest istotny odsetek zrakowaciałych wśród ekspalaczy.
Gammon No.82 :
Ja z kolei pamiętam ksiażkę pani Kingi Wiśniewskiej-Roszkowskiej z takim tekstem, że dla dojrzałego mężczyzny w takim wieku, jak mój czy Barta, seks pozamałżeński jest wyjątkowo niebezpieczny ze względu na szybsze krążenie i wyższe ciśnienie – bo jak wiadomo kochanka podnieca bardziej od nudnej ślubnej żony.
wo :
Wypraszam sobie, ja jestem robiony w latach siedemdziesiątych.
bart :
I naiwnie myślisz, że to robi różnicę pokoleniu JP2?
Ha. Doguglałem: raz, dwa (abstrakt z postulowanym wyjaśnieniem mechanizmu). Przez dwa lata po rzuceniu palenia ryzyko wzrasta, by potem opadać. Jeśli wierzyć “China Daily” ;)
Gammon No.82 :
Dla ciebie też coś mam. W formie tabelki.
wo :
Nie wiem. Za to będę zawsze pamiętał, że tacy jak ty wymuszali rozbójniczo na takich jak ja oddanie drugiego śniadania w podstawówce.
bart :
bart :
Wujek Bart rozdaje cukierki!
wo :
Przyznać się z ręką na sercu: ile razy w miesiącu macie (rzeczywiste) kontakty z pokoleniem JP2?
bart :
Mmmm, fajny byłby plakat motywacyjny: POKOLENIE 69 – Dekady tradycji w przygotowywaniu młodzieży do życia w Trzeciej Rzeczpospolitej.
eli.wurman :
http://www.daily.art.pl/index.php?d=2006-03-13
Gammon No.82 :
Jeśli znasz stosunek palaczy do ekspalaczy w populacji, to odsetek zrakowaciałych wśród ekspalaczy możesz z grubsza wywnioskować ze stosunku palaczy do ekspalaczy wśród zrakowaciałych.
bart :
Dzięki.
bart :
Mnie nic nie pomoże. Nie rzucę, to niemożliwe. :-D
eli.wurman :
Doświadczenie uczy, że dla roczników 80+ ci urodzeni w ’70 mogliby równie dobrze urodzić się w ’40.
bart :
Widać, że należysz do cywilizacji obustronnego WTF.
Lewacka Cywilizacja Śmierci twierdzi: “zapobiegać zamiast leczyć”.
Prawicowa Cywilizacja Miłości twierdzi (np. słowami samego Korwina przedstawiającego panaceum na problem narkomanii): “wyleczyć zamiast leczyć” (oczywiście wyleczenie ma się odbyć poprzez wszechprywatyzację oraz socjaldarwinizm – w przypadkach nieuleczalnych).
bart :
Hmmm… Przy tak niejasnym przedstawieniu “czynnika” można to zrobić bez trudu, wymieniając choćby takie czynniki jak: bezpośrednie podanie trucizny (w dawce odpowiednio wyższej od TD50), bezpośrednie podanie patogenu (w dawce odpowiednio wyższej od dawki infekcyjnej), pochłonięcie odpowiedniej dawki promieniowania, bezpośrednie działanie płomienia, bezpośrednie i odpowiednio długotrwałe działanie próżni kosmicznej itd..
Mam takie pytanie: Co byś powiedział na zrobienie jakiegoś rankingu (“od czapy”) pop-(pseudo)medycznych memów? W sensie oceny stopnia ich prawdziwości/prawdopodobieństwa prawdziwości [oczywiście z pominięciem (kontr)memów kalarepkowych]?
Lista jest naprawdę długa, dla przykładu:
– Mem 10% mózgu.
– Punkt G.
– Przeciętny szympans jest 5-10 razy silniejszy od przeciętnego mężczyzny.
– “Mind over matter”: niektórzy ludzie potrafią siłą woli lub podświadomością kontrolować swoją fizjologię (tłumić akcję serca, hamować krwawienie, wyłączać percepcję bólu itd.).
– Hipnoza i hipnoterapia (w tym: Kaszpirowski).
– Syndrom postaborcyjny.
– Rak sutka powodowany aborcją.
– Prezerwatywy są nieskuteczne jako środek antykoncepcyjny, a przede wszystkim jako profilaktyka chorób wenerycznych, a promowanie prezerwatyw/safe_sex (paradoksalnie) zwiększa liczbę niechcianych ciąż i zachorowań.
– Wychłodzenie powoduje przeziębienie, a przynajmniej istotnie zwiększa jego ryzyko.
– “Naturalne” jest zdrowsze/bezpieczniejsze/skuteczniejsze od “sztucznego”/”chemicznego”.
– Płukanie jelita.
– Szkodliwość jedzenia mięsa/zbawienność niejedzenia mięsa.
– Szkodliwość niejedzenia mięsa/zbawienność jedzenia mięsa.
– Dieta Atkinsa/Kwaśniewskiego.
– Szczepionki a autyzm, a “zmutowane choroby” itd..
– Homeopatia.
– Akupunktura/akupresura.
– Stres i wrzody żołądka.
– Efekt placebo.
– Ziołolecznictwo.
– Domowe uzdrawiające posiłki (rosołek, czosnek, herbata/mleko/miód itd.).
– Stawianie baniek.
– Balneoterapia/klimatoterapia/sanatoria.
– Szkodliwość pospolitych urządzeń (telefony, kuchenki, nadajniki).
– Szkodliwość aspartamu.
– Szkodliwość/ryzykowność GMO.
– (Szkodliwe) sztuczne hormony i antybiotyki w pożywieniu.
– Szkodliwe konserwanty, barwniki itd. (E…).
– “Żyły wodne.”
– Bioenergoterapia, bezkrwawa chirurgia “filipińska” itd..
pozdrawiam
g.suss :
Jeśli.
I w której populacji? Bo proporcja ekspalaczy do palaczy musi być nielicho zmienna w zależności od regionu.
I ci lekarze musieliby mieć dane odnośnie do tej populacji, która bywa w ich szpitalu. A nie mieszkańców Kantonu albo Ohio.
I musieliby uczciwie pozbierać dane z wielkiej liczby pacjentów, a nie “oj tak mi się coś na oko zdaje, że tych ekspalaczy coś za dużo przychodzi”.
Quasi :
Np. w przypadkach nieuleczalnego ubóstwa.
Karlos :
Byłem (tzn. nie byłem) we francuskim parku wodnym, do którego nie wpuszczano w niczym, co nie było slipami. Ale to może jakiś dla gejów?
Adam Gliniany :
To jest prawdziwe ale tylko dla tych urodzonych w ’70 którzy zachowują się dziś, jakby faktycznie urodzili się w latach ’40 – których jest cała masa, also: czy mi się coś miesza, czy na rynku pojawili się już pierwsi emeryci urodzeni w ’70s?. Ja tam nie zauważam jakichś dużych różnic czy trudności w porozumieniu niezależnie od wieku.
Quasi :
Przy pisaniu zacząłem nawet sprawdzać, jakie są szanse udanego skoku samobójczego z Golden Gate, ale okazało się, że ponad 90%, więc nie użyłem :(
Pomysł jest ciekawy, ale tam się kryją niezłe miny w tej liście. Myślę, że niektóre z tych tematów pojawią się na BdB w bliżej nieokreślonej przyszłości. Układać z nich ranking? Trudna sztuka :)
A co z tym szympansem? Bo ja gdzieś czytałem, że on ma po prostu mniej subtelne operowane kończynami – człowiek dużo precyzyjniej nimi operuje, ma jakby więcej biegów do zmiany. Wszystko było ubrane w kontekst siłowania się na rękę, a kończyło się wskazówką, żeby pomedytować o ewolucji, kiedy szympans wyrwie ci rękę i będzie cię nią okładał po łbie.
@ Bart & Quasi
Zaraz zaraz, jakie kobiety noszą cyconosze 24h/365d?
grzesie2k :
Jeśli nawet, to nie dla gejów w okularach.
bart :
Wynik zależy od momentu, w którym się szacuje. Jeśli byłbyś w tej chwili mieszkańcem Somalii, szanse że cię kiedyś wpuszczą w pobliże Golden Gate nie są wysokie.
Gammon No.82 :
Dresiarz-intelektualista w okularach – gejowski ideał?
eli.wurman :
I to fhrancuski.
Gammon No.82 :
Trochę się gubię w tych meandrach. Ja mówiłem o szansach tych, którzy już się odbili od barierki i spadają lotem swobodnym.
eli.wurman :
No ja nie wiem. Brakuje mi wyobraźni. Ale skoro wpuszczają wyłącznie w slipkach, to – gej nie gej – dresy, złote łańcuchy, okulary itp. biżuteria odpadają.
bart :
To ja nie pamiętam, ale tam nawet 1% nie przeżył. W każdym razie nie przeżył długo.
Gammon No.82 :
Wątek “nie przestaniesz być dresiarzem od samego zdjęcia dresu” przećwiczyłem w dyskusjach z linuksiarzami używającymi Windowsów :-)
Gammon No.82 :
No ale przecież bycie dresiarzem to nie strój, to coś takiego w ruchach, w spojrzeniu, emocjach.
Gammon No.82 :
standardowa już w przypadku BdB burza komentarzy
No to jedziemy: ale przecież w trakcie pierwszych sekund po skoku śmiertelność jest żadna. Generalnie – śmierć w przypadku skoku z mostu Golden Gate pojawia się mniej więcej w podobnym czasie – można wysnuć więc tezę, że to nie od uderzenia o wodę, a od czasu od skoku się umiera.
Gammon No.82 :
Jesteś bardziej analny niż Quasi. Powiedział Ci to już ktoś?
bart :
Generalnie wyjaśnienie jest takie, że u szympansa neurony ruchowe pobudzają większe partie mięśni. Nie widziałem jednak, poza pop-sciencowymi publikacjami jakiś przekonujących źródeł.
Za to słyszałem, całkiem niedawno o przypadku rozerwania człowieka na kawałki przez szympansa. Wujek Google podpowiada, że to chyba było to zdarzenie. http://edition.cnn.com/2009/US/02/17/chimpanzee.attack/
cycki :
A gdzie gravatar?
grzesie2k :
Jesteś pierwszy. Możesz to sobie wytatuować na czole złotymi literkami.
bart :
Uff, ileż to ja się za tym memem naszukałem i w usenetach na spekulowałem.
Przy czym w necie jest pełno min, tj. bzdur na ten temat. Nawet Wiki i newsowy serwis Nature je powtarzają. Otóż drastyczną różnicę w sile mięśni ludzkich względem małpich tłumaczono faktem, że przeszło 2 mln. lat temu w ludzkiej linii ewolucyjnej doszło do utraty funkcjonalności genu jednej z izoform miozyny – MYH16. Niestety, to wyjaśnienie to pudło, ponieważ ta izoforma miozyny jest specyficzna tylko dla mięśni żwaczy, więc jej utrata tłumaczyłaby najwyżej osłabienie uścisku szczęk, a nie całej muskulatury (zresztą, spekuluje się, że osłabienie żwaczy mogło być kluczowe dla rozwoju ludzkiej inteligencji – słabszy rozwój żwaczy pozwolił na większy rozrost mózgoczaszki, a co za tym idzie: na powiększanie mózgu).
Nawet osobiście poszedłem do pewnego słynnego profesora zoologii, a ten mi powiedział, że różnica siły bliska rzędu wielkości jest wykluczona. Z tego prostego powodu, że powierzchnia gnatów, ścięgien i mięśni u człowieka i szympansa nie różnią się aż tak bardzo, a to implikuje podobną wielkość przyczepów mięśnie do kości. Przyczepy mięśni nie wytrzymałyby aż takich obciążeń.
Ale ja niezrażony szukałem dalej i dokopałem się do jakichś badań z lat 20. (choć nie miałem dostępu do pełnych wersji) które ów mit uprawdopodobniły. Wprawdzie sugerowały siłę nie 5-10 razy większą, lecz niespełna 4 razy większą. Przy czym im późniejsza praca – i bardziej wyrafinowany eksperyment – tym ta szympansia przewaga okazywała się mniejsza. Tak czy inaczej, nadal wychodziło, że szympans jest silniejszy kilka razy.
Aż wreszcie w 2006 ukazał się artykuł z eksperymentu, który problemem zajął się w sposób nowoczesny, profesjonalny i kompleksowy:
Melanie N Scholz et al., “Vertical jumping performance of bonobo (Pan paniscus) suggests superior muscle properties,” Proceedings. Biological Sciences / The Royal Society 273, no. 1598 (Wrzesień 7, 2006): 2177-84, doi:H57G4T8V73V0T420.
http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/16901837
Wyszło z niego, że (przy założeniu, że badane szympansy w ćwiczeniach wysiłkowych dawały z siebie wszystko – a to nie jest pewne) prawie na pewno szympansie włókna mięśniowe są ok. 2 razy silniejsze od ludzkich (a także większości innych skaczących zwierząt – jeśli dobrze pamiętam: żab, perliczek, małpiatek; jedynie jakaś jaszczurka może się wykazać podobnymi osiągami), przy czym szympansy są generalnie słabiej umięśnione od ludzi. Siłą nóg ok. 37kg szympans dorównuje człowiekowi ważącemu 61kg; siłą ramion niespełna 50kg szympans dorównuje 85kg mężczyźnie.
Taką supersiłę mają najwyraźniej wszystkie małpy człekokształtne. Nie wiadomo kiedy i dlaczego człowiek ją stracił. Być może – spekulują autorzy – było to z jakichś powodów potrzebne do dwunożnej lokomocji?
pozdrawiam
wo :
Zakryty skromnym, antyrakowym cyconoszem.
mdh :
Nie. We wspomnianym artykule autorzy wykluczyli to wyjaśnienie. Znaczy, nie sprawdzali jaki procent jednostek motorycznych używa szympans, ale wiadomo, że (w badanych przez nich mięśniach) człowiek używa więcej niż 90%, a przy tym jest proporcjonalnie bardziej umięśniony niż szympans. Tak wiec, gdyby nawet szympans używał 100% jednostek motorycznych, to i tak nie wyjaśnia to zmierzonych różnic.
Słuchajcie, słuchajcie – absolutnie przepiękne psychiatryczne emo w wydaniu samej Natalii Julii Nowak!
http://njnowak.salon24.pl/113590,tylko-nieswiety-chodzi-usmiechniety
Natalia Julia Nowak :
Dzięki Latającemu Potworowi Spaghetti za Igora Janke i jego ekipę!
mdh :
E, to chyba nie to – tu 90kg (?) szympans zaledwie pokiereszował twarz i szyję 50letniej pani. Pan przeżyła.
@ Quasi:
Dzięki. To wyjaśnienie pop-sciencowe, no właśnie wydawało mi się jakieś dziwne.
wo :
Tego nie da się komentować. To można tylko w niemym podziwie chłonąć całym jestestwem.
@ bart:
tu trochę
A artykuł co dałeś link do abstraktu poszedł na bart w licorea pl (ma ładną tabelkę)
wo :
Ja tak miałem, ja tak miałem, ale ja to leczę.
Również: NJN o swoim wywczasie w Grecji
W takich chwilach czuję, że to musi być trollizm.
bart :
Miny?
bart :
1. Trzeba by pomyśleć nad systemem ocen. Z powodu rozległości i specjalistyczności tematu pewnie trzeba by przyjąć jakiś bardzo zgrubny system, typu: “światło czerwone” – bzdura; “światło żółte” – coś w tym jest/może być (przy czym, w opisie trzeba by wyjaśnić w czym rzecz; np. mem z przeziębieniem by się tu kwalifikował); “światło zielone” – prawda!. Można by także zrobić stadia pośrednie, tj: “światło czerwone + żółte” – bzdura, ale nie do końca; “światło zielone + żółte” (choć nie ma takiego sygnału drogowego, ale śmierć kanonicznym LOLsławkom) – generalnie prawda, ale nie do końca tak, jak to przedstawiają entuzjaści (np. ten mem z siłą szympansa by się tu kwalifikował).
Jesteś fotoszoper, więc z pewnością zrobiłbyś ładne sygnalizatory.
2. Kwestie przeprowadzenia researchu mógłbyś rozdzielić czytelnikom – niech kurwa wreszcie zapłacą za gościnę, darmozjady. ;) Wiki, Snopes i jakieś serwisy sceptyczno-debunkowe byłyby punktem wyjścia.
W kilku kwestiach takie researche mam już zrobione, choć parę lat temu, więc mogą być nieaktualne.
Jak Ci się to widzi?
pozdrawiam
PS: Jeszcze do listy dorzucę mem “bólu płodowego” (research mam zrobiony).
Ach – jeszcze jedno: Cały projekt można by podzielić na części, najlepiej 3:
1. Ludzkie ciało (i tu wrzucić te 10% mózgu, punkt G, szympansa, ból płodowy, fakirów itp.).
2. Szkodliwości & nieskuteczności (przeziębienia, pigułki, prezerwatywy, hormony&antybiotyki, GMO, szczepionki, “żyły wodne” itp.).
3. Terapie (hipnozy, remedia domowo-ludowe, homeopatie, akupunktury, płukania jelit itp.).
Quasi :
I to jest właśnie pomysł na wiki. Wprawdzie nic, czego w sieci by już nie było, ale po polsku jest kicha.
inz.mruwnica :
Hmmm… dobre, dobre.
Mnie by pasiło coś do debunkowania pospolitych w polskiej memosferze bzdurnych memów (włączając w to te o”bezstresowym wychowaniu” i “zakazie mówienia mama i tata”) i pseudo-argumentów/sofizmatów.
Quasi :
To, to, tylko cnn oszczędza na krwistych szczegółach.
http://www.nydailynews.com/news/2009/02/18/2009-02-18_charla_nash_lost_eyes_nose_and_jaw_in_ch.html
http://www.nytimes.com/2009/02/18/nyregion/18chimp.html
http://www.nytimes.com/2009/02/19/nyregion/19chimpanzee.html
inz.mruwnica :
Były swego czasu pytania do redakcji w polskim wydaniu ‘Scientific American’ o ile pamięć mnie nie myli. Ale na taką skalę o medycznej wersji MythBusters nie słyszałem.