Pseudonauka i cycki
Pod poprzednim postem rozpętała się standardowa już w przypadku BdB burza komentarzy dotyczących wszystkiego, tylko nie tematu tekstu. Kiedy po gorącym flejmie pt. „Ateista na ślubie kościelnym — krótki savoir-vivre” komentatorzy przeszli do wirtualnego bęckowania się po paszczach za nierozróżnianie tautologii od aksjomatu, zrozumiałem, że czas uatrakcyjnić Blog de Bart dla młodzieży, wpuścić nieco świeżej krwi. Stąd tytuł i tematyka dzisiejszego wpisu.
A było tak: Szacowna Małżonka udała się do miasta kupić biustonosz. Koleżanka poleciła jej kultowy sklep w centrum. Przyjmuje w nim pani Hania, bożyszcze warszawskiego świata staników. Szacowna Małżonka wróciła cała w skowronkach z rewelacyjnym (choć drogim!) biusthalterem — i to jest najważniejsze, łzy szczęścia żony są dla mnie najlepszą zapłatą. Małżonka przyniosła ze sobą również info o unique selling point pani Hani. Otóż pani Hania nie sprzedaje po prostu elementów garderoby, ona ratuje kobiece życia! Oddajmy głos samej zainteresowanej, w wywiadzie dla pisma „Lux Med”:
Pracowałam przez wiele lat w służbie zdrowia. Już wtedy wiele kobiet chorowało na nowotwory piersi. Myślałam o tym, żeby im pomóc. W tym samym czasie moja siostra otworzyła sklep i rozpoczęła import biustonoszy dobrej jakości. W ramach współpracy producent biustonoszy organizował szkolenia dla sprzedawców. Podczas tych szkoleń eksperci, w tym lekarze, informowali nas, jak ważne dla zdrowia kobiety jest właściwe dobranie biustonosza, ponieważ aż 70% nowotworów piersi spowodowanych jest noszeniem źle dobranych biustonoszy, a tylko 30% jest uwarunkowane genetycznie. Po tych szkoleniach utwierdziłam się w przekonaniu, że pomagając kobietom właściwie dobierać biustonosze mogę zaangażować się w profilaktykę zdrowotną. Robię to już 15 lat.
Rak piersi to drugi po raku płuc najczęstszy nowotwór, występujący praktycznie wyłącznie u kobiet. Wiadomo, że wiele jego przypadków ma podłoże genetyczne, wiadomo, że duży wpływ mają estrogeny, czyli tzw. hormony żeńskie. Już na początku XVIII w. zauważono, że zakonnice zapadają na raka piersi częściej niż mężatki. Bezdzietność, późne urodzenie dziecka, niekarmienie piersią — to czynniki zwiększające ryzyko. Uważa się również, że im więcej cyklów menstrualnych, tym większe szanse zachorowania, do czynników zwiększających ryzyko można więc dopisać wczesne pojawienie się miesiączkowania i późniejsze klimakterium.
Epidemiologowie twierdzą, że owe znane czynniki są odpowiedzialne za mniej niż połowę zachorowań. Do tego łatwo zauważyć, że są to elementy, nad którymi nie ma się doraźnej kontroli: geny, cechy organizmu, poważne wybory życiowe. Bardzo ciężko wyjść z grupy podwyższonego ryzyka, na pewno nie da się tego zrobić tak łatwo, jak w przypadku raka płuc — po prostu rzucając palenie. Czynniki, nad którymi istnieje możliwość zapanowania poprzez zmianę stylu życia (terapie hormonalne, pigułki antykoncepcyjne, otyłość, spożywanie tłuszczów czy alkoholu), okazały się nieść ze sobą niewielki lub wręcz zerowy wzrost ryzyka. Zrozumiałe, że taki stan rzeczy może budzić u kobiet uczucie bezradności i braku kontroli nad stanem swojego zdrowia. To z kolei daje pole do popisu szarlatanom.
Postulowany mechanizm wywoływania raka przez ciasne biustonosze: fiszbiny uciskają kanały limfatyczne, powodują odkładanie się toksyn w piersiach. A od toksyn, jak wie każdy czarownik, robią się nowotwory.
Wpisanie do Google „bras breast cancer” powoduje natychmiastowe „WTF, to prawda!” — kilka pierwszych stron absolutnie to potwierdza. Przekonują nas o tym: dr Ralph L. Reed ze strony all-natural.com, doktor Nguyen Phawk Yu z health2us.com („mniej pieniędzy dla onkologów, więcej pracy u podstaw”) i specjaliści z Chet Day’s Health and Beyond (wśród reklamowych pop-upów przyciąga uwagę czyszczenie jelit jabłkami). Na stronie 007 Breasts dowiadujemy się, kto jest sprawcą całego zamieszania:
Pierwsze obszerne badania nad tym zagadnieniem przeprowadził badacz medyczny Sydney Singer wraz z małżonką Somą Grismaijer. Na początku ciąży Soma odkryła w swojej piersi guzek. Przerażeni tym faktem, zaczęli szukać przyczyn i czynników wpływających na zachorowania na raka piersi — i odkryli, że nawet sprawdzenie, czy guzek jest faktycznie nowotworem, związane jest z ryzykiem, którego nie chcą ponosić.
Soma przestała nosić biustonosz, zaczęła ćwiczyć i masować sobie pierś, piła tylko filtrowaną wodę i łykała ziółka i suplementy. Po dwóch miesiącach guzek zniknął.
Zauważyli, że nowozelandzkie Maoryski, które przejęły białą kulturę, chorują na raka piersi, podczas gdy australijskie aborygenki nie. Rak piersi występuje również w innych kulturach przekonanych do biustonoszy — u Japonek czy Fidżyjek.
Singer i Grismaijer przebadali 4500 kobiet w pięciu amerykańskich miastach i opublikowali wyniki swoich badań w książce „Dressed to Kill”. Choć ich badania nie uwzględniały dodatkowych czynników, wyniki są zbyt mocne, by im przeczyć:
• 3 na 4 kobiety noszące stanik 24 godziny na dobę zachorowały na raka piersi.
• 1 na 7 kobiet noszących stanik więcej niż 12 godzin na dobę (ale nie do łóżka) zachorowała na raka piersi.
• 1 na 152 kobiety noszących stanik mniej niż 12 godzin na dobę zachorowała na raka piersi.
• 1 na 168 kobiet nie używających staników (lub noszących je z rzadka) zachorowała na raka piersi.
Nasi badacze nazywają siebie medycznymi antropologami, „żwawym duecikiem znanym na całym świecie z przeciwstawiania się motywowanemu chęcią zysku i zorientowanemu na leczenie [WTF?! — bart] systemowi medycznemu”. Prowadzą Instytut Badań nad Chorobami Kulturogenicznymi, zajmującym się cywilizacyjnymi zagrożeniami zdrowia (w kolejności: zbyt płaskie łóżka, zbyt ciasne biustonosze, zbyt zasrane publiczne toalety).
Rety, tyle tego, że nie wiadomo, od czego zacząć. Może od jasnego stwierdzenia: noszenie biustonosza nie powoduje raka piersi.
Pierwsza czerwona lampka zapala się przy odkładających się toksynach. Zatruwające organizm metale ciężkie i inne szkodliwe substancje to ulubiona piosenka New Age’owych szarlatanów. Wywołująca autyzm rtęć w szczepionkach. Toksyczne złogi w jelitach usuwane przez lewatywy z kawy i bentonitowe brązowe węże. Trucizny w nogach, wyciągane magicznymi metodami przez kąpiele elektrolityczne i waciki Kanoki.
Druga czerwona lampka to naukowiec-amator, walczący (przy wsparciu małżonki) z medycznym przemysłem śmierci, wyśmiewany przez „fachowców” siedzących w kieszeniach farmaceutycznych korporacji. To klisza pojawiająca się w wielu opowieściach o „naturalnych metodach leczenia”. Na razie zabawna, pewnego dnia okaże się szkodliwa, jeśli jakiś naukowiec-amator faktycznie wynajdzie lekarstwo na raka, a medyczny establishment początkowo go wyśmieje, zwiedziony na manowce przytłaczającą ilością wcześniejszych naukowców-amatorów, którzy po dokładniejszym sprawdzeniu okazali się oszustami lub wariatami.
Trzecia czerwona lampka to dowód anegdotyczny (pani pomasowała sobie cyc i guzek zniknął, jakby go nigdy nie było). Lampka potrójna, bo nie dość, że skuteczna metoda walki z pozornie śmiertelną chorobą była naturalna i prosta (masaż, woda, ziółka), to jeszcze zniknęło coś, czego nie widział i nie diagnozował żaden lekarz. Bzdura zabawna zamienia się w bzdurę szkodliwą, kiedy dodatkowo zorientujemy się, że autorzy książki odradzają wizytę u onkologa, twierdząc, że w 80% przypadków guzek zniknie w miesiąc po zrezygnowaniu z biustonosza.
Czwarta czerwona lampka to opowieści o żyjących w zgodzie z naturą Aborygenkach, które nie chorują na raka piersi. Hm, najwyraźniej jednak chorują.
Piąta czerwona lampka to publikacja sensacyjnych wyników badań w książce zamiast w dobrym, recenzowanym piśmie medycznym.
Ale te pięć czerwonych lampek (w tym jedna podtrójna) to małe piwo w porównaniu z krwistym reflektorem walącym w oczęta z wyników „badań”. 75% kobiet noszących stanik non stop zachorowało na raka piersi?! Niech mnie jakiś mądrala-komentator poprawi, ale 75-procentowa szansa zachorowania na jakąś chorobę w wyniku działania jakiegoś czynnika to wynik nienotowany w historii epidemiologii. Ilu palaczy zapada na raka płuc? Kilka procent? Gdyby faktycznie występowała tak ogromna zależność między noszeniem stanika a rakiem, świat medyczny po przeczytaniu „Dressed to Kill” wykonałby zbiorowego facepalma tak głośnego, że usłyszałaby go Twarz na Marsie. Być może zresztą ów superplask się odbył, tylko jego odgłos stłumiło wszechmocne biusthalterowe lobby (autorzy książki bronią się, że ich odkrycia są lekceważone, podobnie jak kiedyś dowody na związek palenia z rakiem płuc).
No właśnie, co o rewelacjach Singera i Grismaijer sądzi świat medyczny?
MedlinePlus, serwis amerykańskiej Narodowej Biblioteki Medycznej i Narodowych Instytutów Zdrowia, w haśle „rak piersi” podkreśla:
Implanty piersi, używanie antyperspirantów i noszenie fiszbinowych biustonoszy nie zwiększa ryzyka raka piersi.
Narodowy Instytut Badań nad Rakiem twierdzi:
Istnieje szereg błędnych przekonań na temat przyczyn powstawania raka piersi. Niektóre z nich dotyczą używania dezodorantów lub antyperspirantów, noszenia fiszbinowych biustonoszy, poronienia lub aborcji, uszkodzeń tkanki piersiowej. Wpływ tych czynników na poziom ryzyka zachorowania na raka piersi nie został wykazany.
Jedno z wyszukiwań zaprowadziło mnie na stronę organizacji BreastCancer.org, która na pytanie:
Czy można dostać raka od robienia czegoś swoim piersiom, na ten przykład od noszenia w kółko biusthaltera albo miętoszenia ich przez kolegę?
odpowiada trzeźwo:
Nie można. Co nosisz i jak pozwalasz dotykać swoje piersi, nie ma wpływu na ryzyko zachorowania na raka piersi. Jeśli jednak odczuwasz dyskomfort w związku ze sposobem, w jaki twój kolega zajmuje się twoim biustem, powinnaś z nim o tym porozmawiać.
Znalazłem też miejsce, w którym jeden z autorów „Dressed to Kill” odpowiada na zarzuty naukowców o niespełnianie standardów wymaganych dla badań epidemiologicznych, pominięcie różnych znanych czynników mogących mieć wpływ na zachorowanie, a przede wszystkim brak jakichkolwiek innych badań potwierdzających odkrycia opublikowane w książce:
Nie ma innych badań, bo nasze są przełomowe. Aczkolwiek, jak pokazaliśmy w naszej książce, biustonosze od dawna sprawiają problemy zdrowotne. Gorsety robiły krzywdę kobietom poprzez ucisk, a przecież biustonosze to gorsety na cycki! A jeśli chodzi o pominięcie innych zmiennych, to każde badania pomijają jakieś zmienne. Nie da się uwzględnić wszystkich zmiennych, a w ogóle to nie znamy przecież wszystkich zmiennych. Te, które pominęliśmy, nie były nam potrzebne w badaniu wpływu staników na piersi.
Nie wiem jak państwo, ale ja się czuję przekonany!
Na koniec warto wspomnieć, że można dopatrzeć się pewnej zależności między noszeniem staników a rakiem piersi. Tak jak można się dopatrzeć zależności między czasem poświęconym na zmywanie a otyłością (efekt oczywiście znika w przypadku badanych mieszkających z mamusią). Hipoteza naukowa jest prosta: im kobieta grubsza. tym większe prawdopodobieństwo, że nosi biustonosz — a akurat otyłość znajduje się na liście czynników powiązanych z rakiem piersi (również zresztą w związku z produkcją estrogenów). Noszenie ciasnych lub źle dopasowanych biustonoszy nie ma wpływu na zachorowanie na raka piersi, a propagowanie podziału „30% — geny, 70% — złe staniki” daje jedynie pretekst do stwierdzenia, że może to i lepiej, że pani Hania nie pracuje już w służbie zdrowia.
No, jak pan Felicjan “i się poświęciłem dla dobra społecznego, o, tak można to ładnie powiedzieć” Gajdus będzie odbierał w bezrękawniku Order Orła Białego, to mu ten strój wybaczę. Na razie jest pieniaczem, który nie dość że zawraca poważnym ludziom głowę, to się jeszcze wieśniacko ubiera.
Gammon No.82 :
Nie wiem do czego zmierzasz? Do wykazania, że kryterium sensu jest relatywne? No jest i co? Chcesz pisać o kryteriach prawdy?
Nie wiem, moje ‘bezbarwne zielone idee wściekle śpią’.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Zdanie_logiczne
Offtopicznie:
Warszawska kuria nie zgadza się na mszę polową w intencji odwołania koncertu Madonny. Szkoda. Ciekawe czy byłyby też takie tłumy jak podczas ostatniej pikiety przed siedzibą GW?
bart :
Bart, ja się z tym nie spieram kto jest pieniaczem. Ja po prostu relatywizuje sobie na temat stroju. Zresztą dobrze wiesz, że nie mam wrogich zamiarów. Jest ciepło – kto by miał:)
@ mdh:
No co ty, przecież pikieta będzie, razem ze zbiorowymi modłami i pewnie śpiewami, tylko mszy za ojczyznę nie będzie – prawdopodobnie, bo organizatorzy jeszcze do episkopatu się odwołują.
hlb :
Ech, no właśnie czekałem z tym argumentem do odpowiedzi WO. Jacek Kuroń w swojej dżinsowej koszuli pojawiał się w Sejmie i w ministerstwie, takoż też pojawiał się w telewizji wygłaszając krótkie orędzia (brak mi lepszego słowa).
bart :
Z całym szacunkiem. Nie zawraca, tylko ma takie prawo i z niego korzysta. Nie widzę w tym zdrożnego. Gdyby aktywność obywatelska była większa byłby to tylko powód do radości (choć cześć problemów może okazać się bzdurna z naszego punktu widzenia). Ubiór nie ma tu nic do rzeczy. Jeśli chce chodzić tak jak chce co nam do tego, przecież nie będziemy się bawić w szowinistów tekstylnych.
bantus :
Lepiej wystąpili przeciwko nim ‘fuck teh system’!
mdh :
Na razie zmierzam do wyjaśnienia, czemu batożenie Bosforu jest śmieszniejsze od batożenia niewolników. Nic więcej.
A po czym odróżniasz zdania oznajmujace w sensie gramatycznym bedące zarazem zdaniami w sensie logicznym od niebędących?
A jak się mają do siebie: (1) wypowiedź mająca właściwą strukturę gramatyczną ale zmontowana ze słów wyrywanych z kontekstu semantycznego i (2) przepisy?
Zaraz wam zbiją Kuronia Pałubickim i szach mat.
mdh :
A to jest racja. Nie staję po stronie rzeczonego nosiciela bezrękawnika – bo po pierwsze nie mam pojęcia o kim mowa. Ale zgadzam się, iż stało się w Polsce tak niestety, że – nazwijmy to – niezinstytucjonalizowana aktywnośc społeczna została bez walki oddana wariatom i maniakom, przez co wrażenie iż tylko maniak może się nią zajmować jedynie się wzmacnia. To się wysysa z mlekiem Matki Polki jak strach przed macą.
Podam przykład z tak zwanej własnej autopsji: do niedalekiego sąsiada włamano się niedawno, a ponieważ mieszkamy w okolicy w której raczej nie zdarza się to często, inny sąsiad był tak poruszony, że tego samego dnia chodził zbierac podpisy z petycją o dodatkowe kammery CCTV. A ktoś inny rozkleił wydrukowane samodzielnie ogłoszenia mniej więcej o takiej treści: “Niedawno tu i tu było włamanie. Drodzy sąsiedzi, zwracajcie uwagę kto się kręci w okolicy”.
No i moje wewnętrzne dziecko, które przeciez jest dzieckiem peerelowskim, najpierw powiedziało mi: co za ormowska akcja, co to da? No ale może moje wewnętrzne dziecko własnie tym jest skrzywdzone, ze inicjatywy obywatelskie kojarzą się z oszołomstwem, a oszołomstwo z obywatelska nadaktywnością. Nie wiem, nie znam sie na dzieciach…
mdh :
ale z drugiej strony – w co się zatem bawić?
EDIT:
Gammon No.82 :
Nie, no nie zbija bo to nie te szachy.
Zresztą my im wtedy zbijemy Pałubickiego Kaczyńskim, który ubiera garnitury, ale co z tego. Nawet jego matka kiedys w wywiadzie powiedziała, że to i tak fleja.
mdh :
Ale nie za to go kochamy.
hlb :
Mnie z kolei jeśli pamięć nie zawodzi, to nie zapinał tej koszuli pod szyję…
Flanelowa koszula zapięta pod szyję jest dlatego komiczna, że jest nieświadomą zapewne parodią koszuli garniturowej, którą żeby było elegancko się zapina pod szyję i doczepia krawat. To jest taki stosunek, jak między Kapitanem Planetą a Kapitanem Polucją (hahahahaha):
http://www.youtube.com/watch?v=S-fP1zqvfcE
Inna rzecz, że szeroko pojęta Fashion Police się istotnie nieco zbyt na mój gust panoszy w tym zakątku internetu.
wo :
mdh,
przekaż prosze WO, że nie za to kochamy Kuronia, zgoda. ale z drugiej strony nie za koszulę przeciez mamy wspomnianego korwiniste za skończonego korwinisę. no sa to rzeczy rozłączne.
innymi słowy, nie zachowujmy się w sposób: skoro juz ukradł portfel, to przypiszmy mu tez niecny wystepek w postaci naplucia na zaparkowane subaru powszechnie szanowanego obywatela.
EDIT:
czescjacek :
Zbliżamy się niebezpiecznie do konkluzji, ze problem koszuli to jest guzik nie problem :)
czescjacek :
Żebyśmy się dobrze zrozumieli – ja nic nikomu nie zabraniam. Napisałem tylko, że tak daleko posunięta ekscentryczność stroju świadczy o zaburzeniach socjalizacji. MHD przeczył tej tezie sugerując, że korwiniści są “całkiem normalni”; otóż ta ekscentryczność potwierdza hipotezę owych zaburzeń. Ze stwierdzenia faktu “to ekscentryczne” jeszcze przecież nie wynika postulat “zakazać tego”.
czescjacek :
hu kerz? :)
mdh :
Tego po prostu nie rozumiem. Madonna (agencja koncertowa?) i arcybiskup tworzą sojusz tronu i ołtarza?! Im więcej takich rzeczy słucham tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że ci kolesie mają głowy wypchane gałgankami. Ci którzy nie wytrzymują tej nieznośnej lekkości w końcu dociążają ją alko jak he he Orzechowski (no i przed sądem zmiękła mu rura).
@jeszcze broń:
Od dziś w Tennessee można wnosić broń do restauracji i barów, o ile nie ma specjalnych tabliczek obwieszczających że “no guns allowed”, sytuacja jak z dzikiego zachodu. Co prawda rewolwerowcowi alko sprzedać nie można, ale przecież barman nie będzie każdego obmacywał i z pewnością nie jeden pozwoli sobie na piwko czy dwa.
@takie tam:
Widziałem reklamy książki o intrygującym tytule “How the Beatles Destroyed Rock’N’Roll. An alternative history of american popular music.” Bulwersujące, ale ciekawe zarazem, bo przedstawia jakiś tam punkt widzenia autochtonów.
hlb :
Guzik to pryszcz, chyba idzie o to, że cały wygląd Kuronia nie dawał się zinterpretować w kategoriach “klasycznej elegancji”, a wygląd gościa od pasów owszem – i jest to FAIL.
Marceli Szpak :
MRW obraził mój rower!!!!!!!!!!!!!!!!!!!1111
POKŁOSIE FLEJMA O MOLU
Jak już wspomniałem, nie chcę kontynuować flejma o Molu, bo na pisanie całych moli komentarzy tl;dr dziś i w najbliższej przyszłości fizycznie nie mogę sobie pozwolić. Dlatego nie będę nawiązywał polemiki z Waszymi najświeższymi tekstami – zwłaszcza z tekstami Gammona, w których trudno oddzielić wesołkowatość i nitpicking od tego, co napisane na serio, oraz z tekstami mdh, które słabo rozumiem, więc musiałbym żmudnie wyciągać z autora dodatkowe informacje – a jedynie spróbuję niepolemicznie zdeptać rozwijające się zarodki strawmanów (przeinaczania/konfabulowania na temat mojego stanowiska).
blue.berry :
Nad tym tematem zadumie poddałem się już dawno temu, bo była mi potrzebna choćby na okoliczność podejmowania współżycia seksualnego. Poza tym sprawę Mola – łącznie z art. 161. kk – przedyskutowałem kiedyś w psychiatryku24.
bart :
Ta obelżywie-protekcjonalna uwaga – jak rozumiem: przypisująca mi jakiś seksualny egoizm – jest zupełnie nie na temat. Przecież wyjaśniałem: ja także narażam się na zakażenie, bo nie jestem seksualnym abstynentem (i preferuję antykoncepcje hormonalną ponad prezerwatywy), i liczę się z tym ryzykiem; a przy tym nie oczekuję od swoich partnerek szczerości&prawdomówności, w tym sensie, że gdyby się okazało, że mnie okłamały w kwestii swojego stanu zdrowia, nie miałbym do nich o to pretensji, nawet gdybym uległ zarażeniu. Podobnie jak nie miałbym pretensji do, powiedzmy, sparingpartnera, który by mnie kontuzjował/okaleczył w sportowej walce stosując dozwolone chwyty.
Gammon No.82 :
1. Ja pisałem o barebackingu bez wymogu ujawniania ewentualnego nosicielstwa.
Zresztą, sytuacja gdy partner naraża mnie na ryzyko bez intencji zarażenia mnie, zwykle – z racji braku możliwości bezpośredniego wglądu w ludzkie intencje – jest nieodróżnialna od sytuacji, gdy naraża mnie z intencją zarażenia. Bez mojej zgody, samą “siłą woli”, nosiciel nie może legalnie wpłynąć na ryzyko mojego zarażenia w czasie współżycia. A na takie ryzyko, na jakie on mnie naraża (z obojętnie jaką intencją), ja de facto wyraziłem zgodę, decydując się na współżycie z nim bez prezerwatywy i bez wglądu w jego aktualne wyniki badań, więc licząc się z tym, że może być nosicielem. Świadomym albo nieświadomym.
To też jest powód, dla którego kwestię intencji nosiciela uważam za nieistotną. Podobnie jak za nieistotną uważam kwestię intencji (dyskretnego) nosiciela odwiedzającego studio tatuażu, fryzjera, kosmetyczkę itp.. Myślę, że przywiązywanie wagi do tych intencji to główny motyw, który odróżnia mnie od Was.
2. Jesteście pewni, że w świetle art. 161. kk ujawnienie narażanemu partnerowi informacji o nosicielstwie cokolwiek zmienia? Narażanie na ryzyko partnera nadal ma miejsce, a zamiar zarażenia nadal może wchodzić w grę i nadal jest zasadniczo niesprawdzalny.
Jeśli traktujesz ową informację jako okoliczność zwalniającą nosiciela z odpowiedzialności – nie zważając przy tym na jego intencje, w które zasadniczo i tak nie masz wglądu – to podchodzisz do sprawy podobnie jak ja. Z tym, że dla mnie jako okoliczność zwalniająca nosiciela z odpowiedzialności działa już “informacja sensu largo”, której posiadanie domyślnie przypisuję osobom świadomie decydującym się na współżycie seksualne i którą stanowi świadomość niezaniedbywalnego ryzyka napotkania nosicieli chorób wenerycznych + świadomość łatwości uniknięcia ryzyka zarażenia lub łatwości zabezpieczenia się przed nim. Analogicznie podchodzę do tatuażystów, fryzjerów, kosmetyczek, lekarzy itp. – zdających sobie sprawę z niezaniedbywalnego ryzyka obsłużenia nosiciela oraz z metod zabezpieczania się przed zakażeniem – więc w przypadku, gdy jakiś (dyskretny) nosiciel ich zarazi, zwalniam go z odpowiedzialności.
Przypuszczam, że pod tym względem różnica miedzy naszymi – wzajemnie obdefekowanymi – uczuciami&preferencjami jest bardziej ilościowa (“informacja sensu stricte” vs “informacja sensu largo”), niż jakościowa.
3. Czy pod art. 161. kk – lub art. 156. kk – można by podciągnąć przypadki współżycia seksualnego/rozrodu osób będących świadomymi nosicielami chorób genetycznych (oraz nienosicieli świadomie krzyżujących się z nosicielami)? Wiele chorób genetycznych jest znacznie bardziej dolegliwych niż HIV/AIDS, a w ich przypadku ryzyko “zarażenia” bywa znacznie większe, niż w przypadku stosunku seksualnego z nosicielem HIV: w przypadku chorób determinowanych allelem dominującym (np. pląsawica Huntingtona) sięga ono 50-100%, a “zarażany” nie ma żadnej możliwości ani (nie)wyrazić zgody na to ryzyko, ani się przed nim bronić. Intencji takich ludzi zwykle również nie jesteśmy w stanie poznać.
Z tego co kojarzę z kalarepkowych flejmów, zezwolenie na swobodne rozmnażanie nosicieli chorób genetycznych jakoś Was nie bulwersowało. Zakładając, że dobrze kojarzę, zapytam: To dlaczego bulwersuje Was narażanie na zakażenie HIV? Bo od “prawa do posiadania własnych dzieci” pauy mocniej Wam stają niż od “prawa do prywatności”, więc ustępstwo w “ochronie życia” jesteście gotowi dokonać na rzecz tego pierwszego, ale już nie tego drugiego?
mdh :
Nie, nie traci. Ja swojej argumentacji nie ograniczałem do sytuacji przygodnych kontaktów seksualnych (zresztą, jeśli chodzi o HIV, takie – z racji niskiego prawdopodobieństwa zakażenia podczas pojedynczego zbliżenia, nawet bez prezerwatywy – są stosunkowo bezpieczne). Trzeba się liczyć także z ryzykiem ukrywanego nosicielstwa u stałego partnera.
wo :
0. Źle postrzegasz nasz spór. On nie dotyczy tego, kto prawidłowo odczytuje wartości Waszej cywilizacji. Przecież ja nigdzie nie twierdziłem, że moje stanowisko jest “tą prawdziwą interpretacją wartości, którymi kieruje się Wasza cywilizacja”. Wręcz przeciwnie – spór zaistniał dlatego, że ja się otwarcie sprzeciwiłem pewnym wartościom modnym w Waszej cywilizacji. Ja jestem zdeklarowanym wrogiem Waszych wartości, a nie osobą, która uzurpuje sobie prawo do “jedynie słusznego ich interpretowania”.
To, czy rozumiem (i czy Wy rozumiecie) jakieś psychologiczno-kulturowo-aksjologiczne niuanse, z których te wartości wyrastają, to oddzielna kwestia, która chyba jednak nie ma tu bezpośredniego znaczenia. Bo tu nie chodzi o to, czy ja Wasze wartości rozumiem czy ich nie rozumiem, lecz o to, że ja tych wartości – i obyczajów&praw z nich wynikających – nie akceptuję i brzydzę się nimi, choć zmuszony jestem się do nich stosować.
1. Ja nie twierdzę, że ochrona życia nie jest ważniejsza od prywatności. Wręcz przeciwnie. I m.in. dlatego popieram istnienie państwa, państwowej własności oraz państwowych paternalistycznych regulacji&kontroli rynku.
2. Ale nie zgadzam się ze stanowiskiem, że wyższość ochrony życia nad prywatnością – i innymi, pomniejszymi, wartościami – jest absolutna. I Wy najwyraźniej też się z nim nie zgadzacie, wszak nie jesteście zwolennikami wymogu “maksymalizmu etycznego”, o którym tu kiedyś pisałem (tj. obowiązku całkowitego poświęcenia się ratowaniu życia innych ludzi etc.).
3. Ja możliwe losy nosicieli HIV w państwie wyobrażam sobie jako kontinuum (dla uproszczenia – jednowymiarowe), na jednym biegunie mającego torturowanie i eksterminację ich w obozach koncentracyjnych, a na drugim – postawienie ich ponad prawem, jako uprzywilejowaną elitę, nadludzi otaczanych kultem jak faraonowie.
Przed biegunem z obozami koncentracyjnymi są różne formy dyskryminacji – kolejno: zamykanie w gettach, karne podatki, apartheid, oznakowanie opaskami na ramionach lub tatuażami na czołach (pomysł Paula Camerona), ograniczenie praw obywatelskich, zakaz współżycia seksualnego, “nur fur negatywni” itd. – później obowiązek ujawniania nosicielstwa tatuażystom/fryzjerom/pielęgniarkom etc., aż wreszcie dochodzimy do postulowanego przez Was obowiązku ujawniania nosicielstwa partnerom seksualnym.
Dlaczego zatrzymaliście się na tym etapie, a nie poszliście głębiej w dyskryminację, w dalsze ograniczanie praw nosicieli uzasadniane koniecznością troski o ważniejszą wartość, jaką jest “ochrona zdrowia i życia” pozostałych obywateli? Pewnie zrobiliście sobie jakiś typowy dla rozważania konfliktów interesów bilans zysków i kosztów, i na 0 wyszło Wam akurat w tym a nie innym punkcie kontinuum: opaski i tatuaże na czołach to koszt ciut za wysoki, by mógł zostać zbilansowany zyskiem w postaci istotnego stopnia dodatkowej “ochrony życia”; itd..
No cóż, ja przeprowadziłem analogiczne kalkulacje, z tym, że – zapewne z racji przyznawania innych niż Wasze arbitralno-intuicyjnych wag poszczególnym zyskom i kosztom – uzyskałem 0 w innym punkcie kontinuum.
(i) Być może większą niż Wy wagę przywiązuję do wartości jaką jest prawo do prywatności i do tego, że obowiązek ujawniania nosicielstwa utrudni nosicielom nawiązywanie związków intymnych?
(ii) Być może bardziej niż Was boli mnie niekonsekwencja, jaka w moich oczach wyziera z wymogu ujawniania nosicielstwa partnerom seksualnym przy jednoczesnym braku tego wymogu wobec tatuażystów/fryzjerów/pielęgniarek/kosmetyczek itp. (oraz braku zakazu rozrodu i braku wymogu abstynencji heterosekusalnej/sterylizacji nosicieli chorób genetycznych)?
(iii) Być może w moich, ale już nie w Waszych, oczach ryzyko zakażenia rzędu 10^-3 – 10^-2 na jeden stosunek (bez prezerwatywy; w przypadku jej typowego stosowania ryzyko spada o ok. 85% w ciągu roku) nie jawi się na tyle przerażająco, by zrównywać je z umyślnym zadaniem komuś ciosu gazrurką, a zaledwie z posłaniem kogoś bez ochrony na spacer po ulicy, na której wiadomo, że mogą grasować bandyci z gazrurkami?
(iv) Być może w moich, ale już nie w Waszych, oczach domyślne przypisywanie ludziom (świadomie podejmujących współżycie z partnerem, którego aktualnych wyników badań nie znają), wiedzy o niezaniedbywalnym ryzyku napotkania świadomych albo nieświadomych nosicieli chorób wenerycznych + wiedzy o tym, jak łatwo unikać ryzyka zakażenia lub jak łatwo się przed nim chronić, jest wystarczającą okolicznością łagodzącą do zwolnienia dyskretnych nosicieli z odpowiedzialności za narażanie swoich partnerów; podczas gdy okolicznością łagodzącą, która by Was zadowoliła, jest dopiero ujawnienie przez nosiciela swojego nosicielstwa (ale bez konieczności rezygnowania ze współżycia czy nawet bez konieczności stosowania prezerwatywy)?
(v) Być może ja przywiązuje mniejszą niż Wy wagę do kwestii intencji nosiciela (bo uważam, że te intencje i tak najczęściej są niepoznawalne, więc w tym wypadku można je zaniedbać, a samo ich istnienie nie może wpłynąć na wartość ryzyka zakażenie, z którym każdy uprawiający seks z nieprzebadanym partnerem powinien się liczyć)?
Nie wiem z jakiego konkretnie powodu ten bilans wychodzi nam inaczej, ale myślę, że to on jest przyczyną naszej różnicy zdań.
mdh :
Wyżej masz streszczony chyba cały ciąg rozumowania, jakim ja dochodzę do swojego stanowiska. Wskaż, gdzie widzisz w nim powyższy błąd (tj. nieuprawnione wyprowadzania “powinno być” z “jest”) i uzasadnij, dlaczego uważasz, że Wasze konkurencyjne rozumowanie (i jego konkluzja) jest od niego wolne.
Swoją drogą, to zabawne, że gdy z inz.mruwnicą obserwujecie to samo rozumowanie, oceniacie je w dokładnie przeciwny sposób.
pozdrawiam
Ej no, ale gość przychodzi z kretyńskim wnioskiem, bo się nasłuchał Pana Janusza (który, jak twierdzą małe korwiniątka u MRW, deklaruje, że pasy zapina), z żądaniem, które może zwiększyć body count na polskich drogach, a w dodatku nosi taksówkarski bezrękawnik! Nie jest bucem, bo chodzi w bezrękawniku. Jest bucem w bezrękawniku.
Zresztą nieważne. Sam chodzę w T-shirtach i bojówkach, pewnie dla wielu jestem ubrany jak buc.
czescjacek :
Poniewaz to jest flejm, którego ja zacząłem, prosiłbym już wszystkich, aby go wygasić. Nie będę więcej podkpiwał z ajpoda i subaru WO, bo to jest generalnie przezacny człowiek.
Na znak pokoju, chciałem tylko zaznaczyć, że dzwoniłem juz do biura ogłoszeń stołka i myslę że jestem wstanie podźwignąć koszty ogłoszenia mniej więcej tej treści:
“Niniejszym publicznie przepraszam Redaktora Wojciecha Orlińskiego za nieprzystojne żarty z jego ajpoda i subaru, a także za kwestionowanie jego kompetencji w zakresie architektury systemów operacyjnych. Z poważaniem /hlb/. http://www.oddalenie.com.”
Jak myślicie, czy to wystarczy, żeby WO przestał się wreszcie na mnie dąsać?
PS. użyłem określenia ‘w zakresie architektury’, aby ogłoszenie było nieco dłuższe. Naprawdę zależy mi na tym, żeby Wysokie Obcasy zarabiały na ogłoszeniach:).
Quasi :
A miał się już nie odzywać…
Quasi :
Ależ jest na temat, a w dodatku nie jest obelżywie-protekcjonalna. No, może trochę protekcjonalna. W swoich boleściwych rozważaniach na temat urazu, jakiego doznaje nosiciel w wyniku konieczności ujawnienia swojego nosicielstwa, zupełnie pominąłeś partnera nosiciela, którego zatajenie nosicielstwa naraża na dużo większą przykrość. Ty, wyznawca utylitaryzmu?
hlb :
No to fajnie, bo czuję się zmęczony twoim emo “WO zbanował mnie na swoim blogasku”.
@ekscentryczny ubiór:
Dżinsy i nie dopięta koszula nie są dla mnie w żadnym stopniu świadectwem ekscentryczności. Wędkarska kamizelka świadczy najwyżej o zdziwaczałości delikwenta. Za to ubieranie się w fajansiarskie muchy w większości wypadków jest już ekscentryczne (zdziwaczałość + komizm).
czescjacek :
No bo kurde jeździsz damką…
Może Eli Ci przynajmniej jakiś lanserski kask poleci.
Edit: bart
To może seria koszulek Nie Płakałem Po Banie u WO?
Popyt rośnie z dnia na dzień.
bart :
Nie zbanowal mnie tak naprawdę. Sam mu podziękowałem, kiedy zamiast argumentów użył gróźb. On na odchodnym napisał, że mnie zbanował, czego prawdę powiedziawszy nigdy nie sprawdziłem.
To nie jest emo, tylko zwykły sztubacki prank, gwoli ścisłości. Nie mam problemu z tym, że mnie WO nie odpowiada. Gdybym był WO, też bym sobie pewnie nie odpowiadał:).
Ale jesteś tutaj Gospodarzem i nie po to tu zaglądam, żeby tobie robic na złość. Jeśli prosisz o STOP, to ja nie widzę problemu przestać:)
Gammon No.82 :
To wyjaśniaj. Ja nie mam z tym nic wspólnego. Jeśli pozwolisz pozostawię Cię w trudzie i znoju wyjaśniania tego, całkiem samego.
Logika formalna, dlatego nazwana jest formalną bo jest formalna. (ale odkrycie co?) W obu przypadkach nie mamy do czynienia ze zdaniami w sensie logicznym. Nie spełniają definicji.*
* Oczywiście jest przy tym masa gwiazdek. Dziś jednak już mi się nie chce ani pisać wstępu do logiki formalnej, ani streszczać Ci podręcznika Ziembińskiego ‘Logika praktyczna’. Tam jest bardzo ładnie wszystko o normach. Jeśli jesteś zainteresowany to o ‘obecnym łysym królu Francji’ informacji musisz poszukać sam. Ja odpadam.
WO : ależ ja nie mówię, że zabraniasz. Jedynie na podstawie ubrania etykietkujesz delikwenta jako ‘nie aż tak bardzo do końca normalnego’. Zasugerowałem, że to nadużycie i przejaw fashionwinizmu. Opierając się na tym komciu.
http://blogdebart.hell.pl/2009/07/03/pseudonauka-i-cycki/comment-page-16/#comment-49910
mdh :
Zdrozne jest to, ze system pozwala na to, zeby takie bzdurne pozwy zawracaly d… TK. To powinno byc utracone wczesniej. Czy TK ma sie zajmowac rozpatrywaniem watpliwosci konstytucyjnych kazdego nawiedzonego?
Marceli Szpak :
Ja plakalem, you insensitive clod.
bloody_rabbit :
Nie powinno? Zaś Twoja wypowiedź brzmi jak sparafrazowany JKM tylko w drugą stronę. Istotą demokracji jest to, że każdy ‘nawiedzony’ ma prawo działać w ramach tego państwa i dbać o swoje. TK właśnie do tego służy. Gdyby aktywność obywatelska w tym zakresie była większa to jest to korzyść zarówno dla nich jak i dla mnie. Dbanie o spójność prawa jak i świadomość prawną współobywateli jest działalnością chwalebną. Państwo jest dla obywateli a nie odwrotnie.
I pooped a little:
mdh :
A jeśli to “swoje” jest szkodliwe? Wymiernie, w trupkach?
bart :
Nie miałem się nie odzywać, tylko miałem się nie odzywać we flejmie o Molu, który wymagałby ode mnie zarywania nocy. Zobaczysz, że nie będę, choć bardzo bym chciał.
bart :
Po co?
bart :
1. Toż nie pominąłem, tylko zrównoważyłem innymi wartościami i okolicznościami łagodzącymi.
2. Nie jestem wyznawcą utylitaryzmu. Jedynie zapożyczam z niego część moralności. Zresztą, nie wierzę, że wymóg informowania partnerów o nosicielstwie faktycznie istotnie wpłynie na sumaryczny przyrost szczęścia/użyteczności.
pozdrawiam
bart :
Ciekawe jak sami “poważni ludzie” do tego podchodzą. Może traktują to jako jakąś ciekawą odskocznię od nudnej rutyny? I sprawę, która w sumie także ich ciekawi? Taka prawnicza ciekawostka, prawnicze pytanie Fermiego?
bart :
“Wieśniacko” sensu stricte (tj. typowo dla mieszkańców wsi) czy “wieśniacko” sensu largo (jako obelga)?
pozdrawiam
bart :
Ee, zresztą bzdury gadam. Oczywiście, że ma prawo dochodzić.
bart :
Przeczytałem: “Pokolenie flejma o Molu”…
bloody_rabbit :
A ja nie.
Quasi :
U mnie na wiosce się to widuje wśród starszego pokolenia, że żeby było ładniej, to się zapina koszulę pod szyję. ALE! Nie nosi się do tego takiej kamizelki, no i jednak standardy ubioru obowiązujące na wsi są inne niż w TK.
Quasi :
Bo trudno mi zachować pokerową twarz. Ta historia z Molem to powinien być trzeci, po CSA i noworodkach z Downem, wpis w twojej czarnej książeczce zatytułowanej “Rzeczy, których nie kumam: nielogiczne przekonania Ziemian, których podważanie wywołuje u nich absurdalnie emocjonalne reakcje”. Przy czym kwestia nosicielstwa jest chyba najmniej “nielogiczna” i wywołuje najsłabsze reakcje (raczej WTF, WHY niż DIE, BAD PERSON). Ale łapie się. Co ciekawe, o ile wcześniejsze byłeś w stanie w miarę dobrze (co nie znaczy, że słusznie ;) ) uzasadnić, o tyle lurkując tę dyskusję, nie byłem w stanie ani razu przyznać ci racji wbrew własnym poglądom (co zdarzało mi się przy flejmach o CSA i DS).
Quasi :
Nie czepiaj się, mam zły dzień i dużo bredzę. Wieśniacko w sensie obelżywym.
mdh :
Chodzi oczywiście o normę w sensie “typowości” a nie w sensie “stanu pożądanego”. No i chyba nie uważasz takiego stroju za typowy dla obywatela, który przybył do trybunału konstytucyjnego na wysłuchanie swojego wniosku.
Quasi :
No ale wychodzi na moje – różnica wynika z tego, że pewien zestaw wag, jaki się przywiązuje do tych wartości, pobiera się pozawerbalnie w procesie socjalizacji. Dlatego czasem rozmowa z Tobą tak ubogaca, że pozwalasz uświadomić sobie jak wiele założeń robimy w takich rozważaniach podświadomie, nie formułując ich explicite.
janekr :
A tego już nie rozumiem – jaki konkretnie ego boost dostajesz od udawania, że zostałeś zabanowany?
@ mdh :
Nie to nie. Liczyłem na to, że albo wzbudzę w tobie pewne wątpliwości, albo rozwieję własne. Ale nie ma sprawy.
mdh :
Nie muszą od razu robić rozprawy. Przecież sędzie TK byłby w stanie utrącić ten wniosek w 5 minut. Jakiś triage powinni robić po prostu.
@koszule w kratę zapięte pod szyję
Właśnie sobie uświadomiłem, że jeden z moich profesorów tak się nosi, a nie jest korwinoidem, tylko dawnym ambasadorem. No ale to jak z Kuroniem – nadrabia bez wątpienia na innych polach.
grzesie2k :
Też się zapina pod szyję? To bylby jednak hardkor. Najważniejsze jest jednak pytanie, czy on Twoim zdaniem w takim stroju poszedłby również na rozprawę w TK.
janekr :
BdB: Miejsce, Gdzie WO Rozmawia z Umarłymi :)
bart :
Janekr: udaje umarłego?
Quasi :
Tak, jestem pewny.
Można skutecznie zgodzić się na naruszenie wszelkich własnych dóbr majątkowych i niemal wszystkich dóbr osobistych.
Tym bardziej można skutecznie zgodzić się na ich narażenie (tam, gdzie naruszenie nie jest nieuchronne).
Nie można, choćby z tego powodu, że tu nie ma żadnej osoby, która jest zarażana / narażana na zarażenie.
Ale teraz nawijasz jak sztuczny człowiek z “Rozprawy” (w Pirxie). Zapomniałem, jak mu było.
wo :
Może wcale nie udaje?
Wiem, że od tego czasu mnóstwo komciów upłynęło i lurkerom nie wypada, ale:
To jest logo, logotyp to część logo zawierająca znaki typograficzne. Te mordki to sygnet był.
Also: I’m going to shut up now.
Gammon No.82 :
No sorki, ale ja bardzo dokładnie wiem, kto jest u mnie zabanowany. Po jaką cholerę Jankowi zabawa w Hoolighana, to dla mnie jedna z największych zagadek Internetu (zaraz po tożsamości niejakiego Monkberta).
wo :
Nie, mnie chodziło o to, że może on tak naprawdę umarł i tylko w internetach jeszcze pokutuje. Ja miewam takie głupawe myśli.
bart :
no i ja mam dokładnie tak samo. o ile bywałam w zaciszu naszych (barta i mojej) szkolnych ławek obrońca Q. oraz jego sympatykiem (bo w sumie ciekawie jest pooglądac swiat widziany tak odmiennie) to o tyle aktualnie mam flaki wywrócone do góry nogami. i własciwie nic juz wiecej nie napiszę, co by się nie osłabic. bo dla mnie Q. Twoje podejscie do tego tematu to jest jaki megakuerva kwasny hardcor.
Gammon No.82 :
Nie, nie, wcale nie głupawe.
Mam takie plany na wypadek śmierci – żeby jakaś SI pożegnała za mnie teh internet. Ech, pewnie rodzina nie zgodzi się rakiet^Wskryptów odpalić…
janekr :
A gdyby tak umieszczenie gdzieś skryptu odpalanego przez “dead man’s trigger” (jak w serialu “Lost”): raz na tydzień musisz wysłać kod odblokowujący, milczenie dłuższe niż dwa tygodnie skrypt uzna za zgon i ogłosi pożegnanie zza grobu?
bloody_rabbit :
Większość życia spędziłem w systemie, który nie pozwalał.
Z tego spory kawałek spędziłem w systemie, w którym kontrola konstytucyjności ustaw była sprawowana przez Radę Państwa – – –
http://pl.wikipedia.org/wiki/Rada_Państwa_(Polska)
– – – co w praktyce oznaczało, że nie była sprawowana w ogóle.
Daj mi się nacieszyć możliwością bombardowania TK najbzdurniejszymi skargami, niezależnie od tego, czy z niej kiedykolwiek skorzystam.
Nie. Mówimy o tzw. indywidualnej skardze konstytucyjnej.
Konstytucja R.P., art. 79
Każdy, czyje konstytucyjne wolności lub prawa zostały naruszone, ma prawo, na zasadach określonych w ustawie, wnieść skargę do Trybunału Konstytucyjnego w sprawie zgodności z Konstytucją ustawy lub innego aktu normatywnego, na podstawie którego sąd lub organ administracji publicznej orzekł ostatecznie o jego wolnościach lub prawach albo o jego obowiązkach określonych w Konstytucji.
Także:
http://prawo.money.pl/orzecznictwo/trybunal-konstytucyjny/postanowienie-zazalenie;z;dnia;2008-02-04,ts,167,07,3944,orzeczenie.html
EDIT:
bloody_rabbit :
Przecież robią.
Ustawa o TK
Artykuł 36
ust. 1 Wniosek, o którym mowa w art. 32 ust. 2, prezes Trybunału kieruje do wyznaczonego przez siebie sędziego Trybunału w celu wstępnego rozpoznania na posiedzeniu niejawnym.
ust. 2 Jeżeli wniosek nie odpowiada warunkom formalnym, sędzia Trybunału wzywa do usunięcia braków w terminie 7 dni od daty zawiadomienia.
ust. 3 Gdy wniosek jest oczywiście bezzasadny lub braki nie zostały usunięte w określonym terminie, sędzia Trybunału wydaje postanowienie o odmowie nadania wnioskowi dalszego biegu.
ust. 4 Na postanowienie w sprawie nie nadania wnioskowi dalszego biegu wnioskodawcy przysługuje zażalenie do Trybunału w terminie 7 dni od daty doręczenia postanowienia.
ust. 5 Trybunał, na posiedzeniu niejawnym, postanowieniem pozostawia bez rozpoznania zażalenie wniesione po upływie terminu określonego w ust. 4.
ust. 6 Po stwierdzeniu, że zażalenie zostało wniesione w terminie, prezes Trybunału kieruje je do rozpoznania na posiedzeniu niejawnym przez Trybunał i wyznacza termin rozpoznania.
ust. 7 Trybunał, uwzględniając zażalenie, kieruje sprawę do rozpoznania na rozprawie. Na postanowienie o nieuwzględnieniu zażalenia nie przysługuje środek odwoławczy.
{artykuł 36 dotyczy w zasadzie skarg abstrakcyjnych, składanych przez uprawnione przez Konstytucję władze, ale…]
Artykuł 49
Skarga [= indywidualna skarga konstytucyjna] podlega wstępnemu rozpoznaniu; art. 36 stosuje się odpowiednio.
wo :
Tak, zapina. Raz albo dwa go widziałem z rozpiętym. Koszula chyba nie jest flanelowa, ale możliwe, że jest to jakiś gruby materiał. No a na wierzchu nosi sztruksowy garnitur.
Nie wiem, jak ubrałby się na rozprawę. W odświętne dni (egzaminy) pojawia się w koszuli granatowej z białym kołnierzykiem, oczywiście zapiętej pod szyję i bez krawatu. Google Images jednak podpowiadają, że na konferencjach krawat nosi, a jak nie, to rozpina guzik.
wo :
Gdybyś zniżał się do czytania SF (jeszcze nie SFFiH), wiedziałbyś, że już w 2002 w opowiadaniu “Dziewczyna z 30 centyla” użyto tego triku:
“Na wszelki wypadek przygotowała bardzo szczegółowe sprawozdanie z wszystkich wypadków. Wpuściła je w sieć komputerową i uruchomiła na kilku serwerach program testamentowy. Wymagał on codziennego potwierdzenia, a gdyby go zabrakło, miał rozesłać plik pod kilkadziesiąt starannie wybranych adresów.”
Ale to za duże ryzyko – złamię nogę, wyjadę, zapomnę, a potem skrypt odpali pożegnanie i będzie obciach, a co gorsza zły omen.
Gammon No.82 :
Czyli musiał dać się złapać policjantom? Czad!
bart :
Totalitarny reżym puścił biedaka z torbami i tylko bezrękawnik mu został.
Ciekawość mnie zabije.
@ Quasi:
Czy uważasz, że ujawnienie urzędnikowi, czy jakiejś tam komisji lekarskiej, która kwalifikuje do uzyskania prawa jazdy, choroby neurologicznej (czy skutku na przykład przebytego neurosyfilisu, żeby się trzymać konwencji wenerycznej) polegającej na chwilowym niedowładzie, czy paraliżu prawej strony ciała, jest zbyt wstydliwą sprawą czy może to zbytnia ingerencja w twoją prywatność?
Czy jeśli ktoś nie przyznał się do takiej choroby, dostał prawko i spowodował wypadek (nie mogę znaleźć chwilowo linkacza do takiej sprawy) powinien być karany, czy nie?
edit: Mam linka do podobnej sprawy, z tym, że gość przyznał się do choroby, ale dostał prawko, no i jeździł, aż się rozwalił i zabił trzy osoby.
http://miasta.gazeta.pl/krakow/1,44425,6667037,Smiertelny_atak_choroby_za_kierownica.html
janekr :
Przesądna ludzia powiadać, że jak kogoś omyłkowo wziąć za martwa ludzia, to być dobra omen.
bantus :
Moja wiedzieć co Quasi odpowiedzieć. Ale moja jeszcze tego nie ujawniać.
NOWY TEMAT: KORWINIZM, PATERNALIZM PAŃSTWA, BIUROKRACJA I UE
Chciałbym się na razie wycofać z aktywnego uczestnictwa we flejmach, ale też chciałbym od czasu do czasu coś na BdB biernie poczytać. Najbardziej ucieszyłby mnie jakiś temat na którym słabo się znam, więc z obserwacji flejma mógłbym wynieść jakąś wiedzę. Dlatego proponuję temat jak w tytule.
Mdh, w ramach odprysku od molarnego flejma, niedawno wściekle naskoczył na UE i jej “lewacki” paternalizm i w sumie zdziwiło mnie trochę, że nie wywołało to żadnej reakcji, choć wśród bywalców BdB możnaby się spodziewać co najmniej kilku entuzjastów UE, socjaldemokracji, “welfare state” i ogólnie pojętej lewicy. Czy to znaczy, że tutejsi “lewacy” pokornie przyjęli krytykę mdh, czy może jedynie przeoczyli ten tonący w Molu komentarz?
Ja tylko pokrótce odniosę się do tego, co pisał mdh.
I. GRANTY
1. Ja tam nie wiem. Niewiele grantów w życiu czytałem, a te które czytałem, były skierowane jeszcze do KBN (przed akcesją). Żadnych bredni w “eurojęzyku” ani “słów kluczy”, na które skarżył się mdh tam nie widziałem. W jakich dziedzinach te problemy się pojawiają? Od kiedy on istnieje?
2. Oprócz anegdotycznych zapewnień, mdh, masz jakieś konkretne dane obrazujące rodzaj i skalę problemu, jaki jakoby mamy z finansowaniem nauki przez europejską biurokrację?
Oczywiście, pod względem jakości uczelni wyższych, publikacji naukowych i ich “impactu”, patentów itp. przewagę USA nad UE zapewne pokazać nietrudno, ale warto by jeszcze jakoś powiązać wyniki tego porównania akurat z różnicami w systemie finansowania nauki między Ameryką a Europą, oddzielając je od pozostałych czynników różniących oba kontynenty (choćby PKB). Wraz z pojawieniem się UE pozycja Europy w nauce jakoś się pogorszyła?
3. No to jak w takim razie należy finansować naukę i skąd wiadomo, że tak będzie lepiej? Totalnie sprywatyzować naukę, jak chcą tego sKorwinsyny?
4. Najważniejsze: Jaki to (tj. problem z grantami) ma związek z paternalizmem państwa, zwłaszcza w tych kwestiach, w których ja go chwaliłem (a raczej – rozpaczliwie się chwytałem)?
II. KONDYCJA PAŃSTW UE
mdh :
Skoro jest tak źle (a wręcz “tragicznie”), to dlaczego jest tak dobrze? Mam tu na myśli “poziom życia” w UE i wszelkie ekonometryczne wskaźniki z nim jakoś tam związane (PKB, BCI, HDI, HPI itp.).
III. PATERNALIZM i BIUROKRACJA vs. WSZECHPRYWATYZACJA (“nightwatchman state”)
mdh :
1. To hasło świetnie znam – od różnych sKorwinsynów i “wolnościowców” – ale poza sloganami&bon motami i machaniem rękami nie widziałem na to żadnego poważnego uzasadnienia.
2. W jaki sposób w minarchistyczno-korwinowskim “państwie minimum” pojawiłaby się odporność na rozrost i patologie biurokracji w prywatnych firmach i korporacjach, które zajęłyby tam nisze obecnie niepodzielnie obsadzane przez państwo?
3. Czy koszta usunięcia regulacji i odpowiadającej za nie biurokracji nie przewyższyłyby zysków? Jakich kosztów i jakich zysków należałoby się spodziewać przy wycofywaniu paternalistycznego “welfare state”?
4. Spotkałem się z przesłankami, że np. państwowa służba zdrowia działa lepiej i wydajniej niż prywatna. Tu psychiatrykowe flejmy na ten temat:
http://nameste.byethost4.com/17594,index.html
http://szymon.g.salon24.pl/110265,publiczne-lepsze-od-prywatnego
http://szymon.g.salon24.pl/110397,dlaczego-sluzba-zdrowia-jest-taka-dobra
Oraz:
Jeffrey D Sachs, “Welfare states, beyond ideology,” Scientific American 295, no. 5 (Listopad 2006): 42.
http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/17076081
mdh :
Ba! Sęk w tym, że każda ideologia polityczno-ustrojowo-ekonomiczna mówi, że inne zadania są tymi “niemożliwymi” do przeniesienia. Nawet minarchiści się między sobą nie zgadzają, które to zadania należałoby powierzyć “państwu minimum”, bo nikomu innemu się nie da. Niektórzy twierdzą, że nawet policję, wymiar sprawiedliwości i armię się da sprywatyzować z pożytkiem dla wszystkich. I jak tu dojść, kto ma rację?
mdh :
Dlatego liczę na rozwój flejma.
mdh :
Ok. A potrafisz się postawić na miejscu kogoś sporo mniej zajebistego od siebie?
pozdrawiam
Gammon No.82 :
Kiedyś (w 1999 roku) na syffie ś.p. Dorota Terakowska niechcący uśmierciła Leni Riefenstahl. Przesądy mówią, że L.R. powinna była przeżyć D.T.
A jednak nie. Zmarła rok przed nią, przeżywszy tylko 4 lata po tej pomyłce.
Quasi :
Dominuje chyba frakcja tl;dr – ja tak długie notki omijam.
wo :
Zapomni wysłać.
To widać im się nudzi w pracy i obniżyli poprzeczkę.
Quasi :
Być może dlatego, że “natężenie sraczki legislacyjnej” nie jest jedyną zmienną, która wpływa na te wskaźniki.
Być może dlatego, że państwa z reguły nie bankrutują, a prywatne firmy ciut częściej, wobec czego prywatne firmy brutalniej tną własną biurokrację. Być może też dlatego, że prywatne firmy wiedzą, że nie mogą jednostronnie opodatkować własnych klientów. Nie wiem.
O tym mdh juz pisał. Zależy co jest regulowane i jak jest regulowane. Prawdopodobnie istnieje jakiś “optymalny poziom regulacji”, ale nieuchwytny jak pik na mitycznej krzywej Laffera, czy jak tam to coś zwą…
Tyle, że – być może – efektywność zbierania podatków jest jakąś funkcją jednej zmiennej tj. wysokości obciążeń podatkowych. Ale efektywność rozwiązań prawnych nie jest żadną funkcją jednej zmiennej tj. liczby przepisów (np. ujętych jako liczba literek w Dzienniku ustaw). Przecież jest jeszcze taka zmienna (zupełnie niemierzalna), jak “jakość prawa” i inna (też chyba niemierzalna), jak “sensowność regulowania danej sfery życia w ogóle / regulowania jej w określony sposób”.
Nikt ci tego nie wyliczy. To znaczy wyliczyć wyliczy, ale przypuszczam, że wynik będzie miał mało wspólnego z rzeczywistością.
Trudno powiedzieć, bo jeszcze 50 lat temu nawet prywatne firmy ładowały dobrowolnie kupę pieniędzy w badania podstawowe, a teraz nawet badania finansowane ze środków publicznych muszą się “opłacać” utylitarnie.
To jest bardzo prawdopodobne, ale tzw. służba zdrowia ma swoją niepowtarzalną specyfikę.
Bo tego się nie powinno opierać na doktrynerstwie tylko sprawdzać empirycznie. No i potrzebny jest jakiś końsens w sprawie “sfer absolutnie nieprywatyzowalnych”, które należy po prostu wywalić spod rachunku ekonomicznego. Nie tylko ze względów aksjologicznych, ale i dlatego, że ich prywatyzacja prowadzi do totalnych patologii. Typu: prywatyzujemy poprawczaki i po kilku latach wykrywamy pierwsze sitwy “właściciel poprawczaka + sędzia”. Sędzia maksymalizuje liczbę małolatów wysyłanych do poprawczaka, właściciel poprawczaka odpala mu procent od głowy.
To, że niektórzy pensjonariusze Domu Pomocy Społecznej mówią papu na własną kupę, i wymagają stałej, paternalistycznej opieki, nie stanowi powodu, żeby czynić z nich wzorzec szacunku dla autonomii.
Ponadto przypominam: z autonomii nie musisz korzystać. Masz prawo znaleźć sobie guru, który będzie myślał za ciebie.
Kłaniam się nisko
Jak to sobie wyobrażasz? Bo ja wcale. Rewolucja co tydzień, a jak nie wyjdzie, to przepraszamy i wracamy do wypróbowanych metod?
Gammon No.82 :
“Naukowiec uważa naukę za zawód, do której czuję on zamiłowanie. Doktryner uważa doktrynę za misję, do której czuje on posłannictwo.”
-Marian Mazur
dzejes :
“Naukowiec szuka “prawdy” i martwi się trudnościami w jej znajdowaniu. Doktryner zna “prawdę” i cieszy się jej zupełnością.”
-Marian Mazur
dzejes :
Dlaczego zaraz straszne słowo rewolucja?
EDIT: jedynym sposobem wypróbowania puddingu jest zjedzenie puddingu.
Gammon No.82 :
No a jak inaczej? Czterdzieści lat powolnych zmian, żeby sprawdzić, czy brak kodeksu drogowego to dobry pomysł? I tak ze wszystkim? Terraformowanie Marsa jawi mi się jako lepszy pomysł.
? :
Fashion Polizei war doch sehr witzig ;D
http://www.youtube.com/watch?v=mnnh4Z5vSsM
bloody_rabbit :
Chwileczkę:
Czy obowiązek zapinania pasów na pierwszy rzut oka “interferuje” (tfuuu co za ohydne słowo) z wolnościami konstytucyjnymi? Tak. Jest ich ograniczeniem? Tak. To dlaczego merytoryczne rozpoznanie wniosku ma być “obniżeniem poprzeczki”?
dzejes :
Jedyną metodą sprawdzenia, czy między ruchem lewo- i prawostronnym są jakieś różnice z punktu widzenia bezpieczeństwa, to spróbować i tego, i tego, byle nie w tym samym czasie :-D
Gammon No.82 :
I zyski według Ciebie przewyższyłyby koszty?
dzejes :
Zyski czego i koszty czego?
janekr :
a jakiś problem zsynchronizować to z jakimś dinksem, który przesyła sygnał, że cię właśnie wypłaszczyło? jakiś iDead, czy coś w ten deseń, netowo spięty?
Gammon No.82 :
Empirycznego sprawdzenia, czy ruch lewostronny jest bezpieczniejszy.
dzejes :
Przecież nie można tego wiedzieć, dopóki się nie sprawdzi (zdaje się, że jakieś kraje się przesiadały z jednego ruchu na drugi? no i zawsze można próbować porównać kraje z jednym modelem z innymi).
czescjacek :
Szwecja w latach 60. Najgorsze, że musieli wyrzucić do śmieci wszystkie tramwaje
i autobusy.Ale to w ogóle niezła jazda była.
@ bart:
Wiki mówi, że:
“Though originally most traffic drove on the left worldwide,[4] today about 66% of the world’s people live in right-hand traffic countries and 34% in left-hand traffic countries. About 72% of the world’s total road distance carries traffic on the right, and 28% on the left”
Tak więc naukowo udowodniono, że ruch prawostronny sprzyja budowie dróg.
——
No i ktośtam robił badania, z których wyszło, że lewostronnie jest bezpieczniej. A poza tym niektóre terytoria Kanady zmieniały typ ruchu. Kto chce to sobie doczyta, ja sobie właśnie przypomniałem, że to strasznie nudne :|
czescjacek :
A jak się okaże, że cała operacja była bez sensu, to się przeprosi i wróci do starych zasad? Terraformujmy Marsa.
Odpalę swój wątek (bo tu i tak trochę wątków rónolegle).
W kwestii garmażerki świętych.
Bo sobie tak pomyślałem, katolicy ćwiartują swoich świętych (i to nie na świeżo, kilka lat mija zanim ten czy tamten zostanie uznany za świętego).
Prawo polskie karze za bezczeszczenie zwłok, plus ekshumacja na własną rękę to już w ogóle przestępstwo. Więc jakie są regulacje prawne dotyczące wwożenia części (lub w całości) zwłok do naszego kraju?
Istnieje jakieś rozróżnienie między zwłokami świętych i normalnych?
Czy np. mogę po rodzinie obwozić głowę pradziadka? Chyba nie! Bo to bezczeszczenie zwłok. Za to się ściga z paragrafu.
To jak np. prawo polskie reguluje takie kwestie?
PS. No np. takiego Sikorskiego wyjęli z trumny. Tyle, że biskup musiał wyrazić zgodę na ekshumacje. Tylko co ma do tego biskup? Czy takie prawa wynikają z konkordatu?
dzejes :
Dopóki nie sprawdzisz, to nie wiesz.
Alternatywą jest: nie zmieniać niczego?
Czy też: zmienić, a jak się okaże, że jest gorzej niż było, to nie przyznać się do tego?
Blaise :
http://isip.sejm.gov.pl/servlet/Search?todo=file&id=WDU19720470298&type=3&name=D9720298.pdf
A końkordata znajdź sobie sam.
PS. Skoro pambóg i święci są wszędzie, to watykan musiał pójść na niezłe voodoo ku czystej chęci obcowania wiernych z ciałem świętego.
Gammon No.82 :
Jeśli nie możesz przedstawić dowodów na sensowność zmiany i wyliczeń ile ta zmiana będzie kosztować (łącznie z ewentualną restytucją), to nie wychodź poza sferę fantazji, proszę.
dzejes :
(1) Może nie zauważyłeś, ale BdB nie ma żadnych kompetencji decyzyjnych i w ogóle poruszamy się w sferze fantazji.
(2) Biorąc pod uwagę, że (zresztą nie tylko w Polsce) przeprowadza się mnóstwo kosztownych zmian ustrojowych na podstawie przesłanek wyjętych z dupy Panów Posłów, Panów Urzędników Ministerstw, Panów Lobbystów itp. – bez przedkładania jakichkolwiek dowodów na cokolwiek – nie wydaje mi się, żeby propozycja racjonalnego (lub co gorsza empirycznego) sprawdzania różnych rozwiązań mogła ci wyrządzić jakieś wielkie szkody.
Gammon No.82 :
Zauważyłem.
Gammon No.82 :
A czy ja gdzieś napisałem, że czepiam się TYLKO ciebie? A jakie szkody może mi wyrządzić zmiana ruchu na lewostronny dla sprawdzenia, cz będzie bezpieczniej poza wydaniem moich podatków na nowe znaki drogowe, akcje uświadamiające oraz dodatkowo ryzyko utraty zdrowia w przypadku, gdy ktoś, kto nie zakuma zmiany akurat mnie staranuje – to nie mam pojęcia.
Gammon No.82 :
Tym lepiej. W takim razie pozostaje kwestia, czy zwłoki świętych katolickich i ich części mogą być obwożone? Chyba tak, ale na mocy jakiego prawa?
Czy np. jeśli założę swój kościół i go zarejestruje, to też będę mógł wybrane zwłoki/ części zwłok obwozić? Czy to prawo obowiązuje tylko w/s zwłok świętych katolickich?
dzejes :
To po co był apel: “nie wychodź poza sferę fantazji”, skoro z góry wiadomo, że nie wychodzimy poza sferę fantazji?
To na drugi raz sprecyzuj: kogo się czepiasz, o co i dlaczego.
Każda zmiana może ci wyrządzić rozmaite szkody i każde utrzymywanie stanu poprzedniego też może ci wyrządzić rozmaite szkody.
czescjacek :
Albo odwrotnie :-D
Quasi :
Ja też, co zabawniejsze to “kraj wolności” obsysa w statystykach O efektywności amerykańskiego modelu opieki zdrowotnej i Witajcie w raju prywatnych ubezpieczeń zdrowotnych!
Quasi :
Quasi, cały problem z Tobą polega na tym, że ja też mam za mało danych dotyczących Twoich poglądów. Zatem sam muszę dokonać kilku założeń aby swoje kontrwnioski wyprowadzić.
Są one następujące. Twoja koncepcja dot. tego tematu jest racjonalna i możliwie spójna. Twoje poglądy etyczne także zachowują spójność.
Jeśli te założenia są błędne to dyskusja jest niemożliwa i Twoje poglądy są jedynie wyrażeniem, hmm, Twojego emocjonalnego stosunku do tematu. Jeśli są trafne to mam następujące zastrzeżenia. Aby ułatwić analizę Twoich argumentów podzieliłem je na dwie grupy.
a) hierarchia wartości
Więc jak jest Quasi. Przyjmowane wartości nie mogą być dowolnie ustawiane względem siebie w zależności od kontekstu. Wtedy to nie są wartości ale tylko slogany. Niestety coś musisz wybrać inaczej mówienie sobie o wartościach można darować. Podpieranie się tzw. ‘maksymalizmem etycznym’ jest błędem wynikającym z niezrozumienia funkcjonowania wartości, przeczy bowiem istnieniu wolności w obliczu wartości. Milcząco bowiem przyjmujesz, że wartość w tym przypadku ochrony ludzkiego życie – zmusza Cię do jej realizacji – dlatego dokonujesz wyłączenia jej działania pod pewnymi warunkami. Jeśli więc argument opierał się na tym wyłączeniu to jest błąd. (Ingarden i Elzenberg się kłaniaja)
W punkcie 3 dokonujesz bardzo kontrowersyjnej supozycji, zakładając utożsamienia zachowanie prawa chorego do zachowania prywatności z zamachem na prawa obywatelskie tegoż. Otóż jest to hipoteza nieuprawniona, nie widzę do niej podstaw. Wskaż mi, że się mylę. Poza wycieczka w emo nie udało mi się odszukać żadnych argumentów. Po tym emocjonalnym opisie czytam:
Już wcześniej przedstawiłem, że Twoje wskazywanie zawieszenia prawa do prywatności jest podyktowane błędnymi założeniami. Zatem zostaje ‘obowiązek ujawniania nosicielstwa utrudni nosicielom nawiązywanie związków intymnych’. Jak rozumiem to jest ten ważki argument, który przeważa na korzyść Twojej argumentacji. Stawiasz więc zaspokojenie potrzeby biologicznej któregoś tam rzędu wyżej niż ‘zdrowie i życie’ drugiej osoby? Skoro tak to możemy sobie całe bredzenie o wartościach darować jako niespójne. Nie kalkulowałeś tego – to jest niedomyślane.
Punkt (ii) WO już to dostatecznie przedstawił Ci dlaczego się mylisz.
Skoro już tutaj niczego nie znajdujemy przejdźmy do reszty.
b) argumenty praktyczne
Tu na podstawie tego, niskiego ryzyka, istnieniu zabezpieczeń orzekasz, że są to wystarczające argumenty łagodzące winę.
Wnioskujesz zatem na podstawie tego jak ‘jest’ o tym jak być powinno. Zapewne gdyby waga zagrożenia była inna, np.: nosiciel nie choruje, za to po stosunku, partner jeśli nie zostanie nosicielem umiera w ciągu kilkudziesięciu minut, bądź zabezpieczenie nie byłoby funkcjonalne to Twoja ocena byłaby inna, bo tak rozumiem Twoje szacowanie.
Skoro więc na arenie pozostały tylko argumenty drugiej grupy popełniasz błąd naturalistyczny.
Moje rozumowanie jest dlatego ładniejsze, gdyż nie ma tam gwiazdek i sprzeczności.
mdh :
O to właśnie mi chodziło. Quasi mówi “z tego, że jestem pobity przez bandytów nijak nie wynika, że powinni być oni izolowani”. Dla logiki Quasiego tego nie ma. Społeczeństwo jednak sobie tę nielogiczność odpuszcza on the daily basis, żeby mu gilotyna Hume’a nie zrobiła Hszszt!
inz.mruwnica :
No proszę, miej litość. Dalej sobie spokojnie hasa radośnie rzucając bon motami w stylu: badania wykazały, że kradzież żarówki w korytarzu ma szkodliwość 10^-323 więc nie ma co złodzieja karać, który ciągle ją kradnie, bo może mu żarówka potrzebna, a w ogóle to można się łatwo przed tym zabezpieczyć.
Edit: a tamta kwestia z pobiciem, to raczej wyraz emo Quasiego nie logiki.
mdh :
Nienienie. Pisząc o Hszszt! odnosiłem się wyłącznie do:
Quasi :
EDIT: czyli tłumacząc to na is-ought: z tego, że ktoś kradnie żarówki równie dobrze wynika, że trzeba go karać jak to, że trzeba mu pomalować żółwia na pomarańczowo. I oczywiście logicznie to się kupy trzyma idealnie.
Kurde, chyba jednak lepiej nie gadać przez edity. W końcu się Bartowi blogasek od jednego żurawia więcej nie zawali.
inz.mruwnica :
No właśnie nie. Pomyliło Ci się z prawem Dunsa Szkota (p ^ ~p -> q). W tym przypadku p i q muszą być zdaniami logicznymi. Jako, że jak już masz ‘trzeba’ to to nie jest zdanie logiczne, zatem logicznie żadne ‘trzeba’ z tego nie wynika.
mdh :
O tym właśnie mówiłem, tylko lekko niezbornie jak widać. Quasi uznaje “wynikanie deontologiczne”* za “czcze domysły”. I to się logicznie trzyma kupy w tym sensie, że takie wynikania są nielogiczne.
*) być może sadzę tu jakiegoś terminologicznego babola.
O żesz w mordę: http://wyborcza.pl/1,76842,6821657,Litewski_Sejm_walczy_z_gejami.html
Wychodzi na to, że Polska jednak nie jest najbardziej homofobicznym krajem UE, zdziwienie.
bloody_rabbit :
Zupełnie mnie to nie dziwi.
Ale jakie ładne komcie w tym wątku:
Auch: korzystając z tego, że u nas można jeszcze promować homoseksualizm – fantastycznie jest być gejem!
Blaise :
Tam po rodzinie. Puść w miasto – tak jak obrazy z matką boską się puszcza, żeby se każdy potrzymał dzień, pomodlił się (czy co tam lubi).
bart :
Jeszcze się pochwal, że dokumenty zamiast w plecaku wozisz w papierowej torbie z Zary.
Z innej beczki, ale też fajnie:
na swoim blogu red. Dziadul pisze o Silesii (wanna-be metropolii śląskiej, której tak wogle, jako idei, kibicuję) lekko polewając z ambicji metropolitalnych Rzeszowa i Białegostoku. Jak wygląda błyskawiczna reakcja? Tak: “(…)Pozdrawiam mimo wszystko – mieszkaniec Ściany Wschodniej, ziemi która wzięła na siebie cały ciężar wiekowej walko i niepodległość całej Polski, ponosząc tego konsekwencje, szczególnie gospodarcze.”
WTF? Czyżby zabór rosyjski sam się zgłosił do cara, żeby sobie potem pokonspirować? I być repeatedly battered, bo tak lubi?