Człowiek, który pił kawę drugą stroną
W listach do Blog de Bart czytelnicy najczęściej narzekają na częstotliwość ukazywania się notek. Być może byłaby ona większa, gdybym przygotował sobie szablony, w których zmieniałbym tylko kluczowe słowa i nazwiska. Medycyna alternatywna, mimo pozornego zróżnicowana, może być łatwo opisana właśnie takimi szablonami.
Na tej zasadzie działa Detektor Bzdetu. Wyszukuje genezy teorii, jej rozwój, zakres działania, zlicza stosunek liczby anegdot do liczby solidnych badań klinicznych. Spróbujmy skalibrować Detektor na przykładach powstania kilku odnóg medycyny alternatywnej. Zwróćcie uwagę na powtarzające się elementy: osobiste doświadczenie, intrygujący wniosek, jeszcze bardziej intrygująca metoda praktyczna.
Pewnego dnia nasz bohater przypalił gotowany jogurt. Zauważył, że spalenizna zebrała się na dole z wodą, a górna, gęsta część pozostała wolna od smaku i zapachu przypalenia. Zrozumiał wtedy, że chorobę powodują toksyny, które niczym spalenizna zbierają się w wodnistej części krwi — i wystarczy ów toksyczny płyn odsączyć z organizmu za pomocą ziarna ciecierzycy wetkniętego w ranę w łydce, by wyleczyć człowieka ze wszystkich bolączek.
Pewnego dnia nasz bohater spróbował popularnego lekarstwa przeciw malarii i dostał malarycznych drgawek. Zrozumiał wtedy, że chorobę trzeba leczyć środkami, które wywołują podobne do niej symptomy. Ponieważ jednak chodzi o to, żeby tych symptomów nie wywoływały, trzeba je rozcieńczyć wodą w absurdalnej skali, wychodząc z założenia, że im mniej się ich poda, tym słabszy efekt — a więc jeśli poda się ich nic, efekt zniknie, symptomy ustąpią i wyleczy się człowieka ze wszystkich bolączek.
Pewnego dnia nasz bohater nastawił wypadnięty krąg człowiekowi głuchemu od siedemnastu lat. Po tym zabiegu głuchy odzyskał słuch. Nasz bohater zrozumiał wtedy, że chorobę wywołują blokady podróżującej nerwami siły witalnej spowodowane przesunięciami kręgów w kręgosłupie, tzw. subluksacjami — i wystarczy nastawić właściwie kręgosłup, by wyleczyć człowieka ze wszystkich bolączek.
Pewnego dnia nasz bohater zauważył, że ludzie pracujący przy obsłudze krów rzadziej zapadają na czarną ospę. Zrozumiał wtedy, że krowia ospa uodparnia organizm przeciw ospie prawdziwej — i że świetnym pomysłem będzie pozarażać różnych ludzi krowianką i zobaczyć, co się stanie.
Pewnego dnia nasz bohater zjadł barszczyk i zrobił siusiu…
Detektor Bzdetu nie jest stuprocentowo skuteczny, co widać na przedostatnim przykładzie, w którym oznaczył Edwarda Jennera jako altmedowego szarlatana. Ale analizator genezy to tylko jedno z odnóży na steampunkowym korpusie Detektora. Inna macka to detektor słów kluczowych, takich jak toksyny, oczyszczanie albo chi, z nakładką wykrywającą innowacyjne hipotezy powstawania chorób.Przyłóżmy wreszcie Detektor do bohatera niniejszej notki.
Pewnego dnia Max Gerson, trapiony migrenami, postanowił zmienić dietę i ze słonych bawarskich kiełbasek przerzucił się na warzywa i owoce. Zauważył ze zdumieniem, że jego migreny zniknęły. Pacjenci, którym rekomendował swoją nową dietę, wracali nie dość że bez migren, to jeszcze z wyleczoną gruźlicą skóry, astmą i innymi chorobami. Gerson zrozumiał, że wszelkie bolączki trapiące człowieka, z rakiem na czele, są powodowane przez toksyny i sód w diecie. Opracował więc specjalną terapię, która leczy wszystkie nieuleczalne choroby, a opiera się na rygorystycznej diecie wegetariańskiej i sokach owocowych oraz nietuzinkowych metodach wspomagania pracy wątroby.
Do wspomagania wątroby jeszcze powrócę (och, możecie być pewni, że powrócę!). Na początek spróbujmy zastanowić się nad odpowiedzią na proste pytanie:
Czy dieta może wyleczyć z raka?
Naukowcy są stosunkowo zgodni, że dieta może zapobiegać powstawaniu raka. Złe odżywianie czy otyłość sprzyjają powstawaniu niektórych nowotworów — a więc zrównoważona, niskokaloryczna dieta zmniejsza takie ryzyko. Solidne badanie epidemiologiczne przeprowadzone na ponad 60 tysiącach Brytyjczyków wykazało, że wegetarianie o 12% rzadziej zapadają na raka. BBC w dobrze pojętym misyjnym zapale przełożyło te wyniki na bardziej strawne liczby: w społeczeństwie mięsożerców 33% osób w ciągu swojego życia zachoruje na raka; wśród wegetarian będzie ich 29%. Różnica niby niewielka, ale na niektóre nowotwory wegetarianie zapadali nawet dwa razy rzadziej.
Zatem dieta najprawdopodobniej może zapobiegać rakowi. Ale czy może go leczyć? Odpowiedź brzmi: nie, a przynajmniej nauka nie zna takiej diety. Jeśli w Google wpiszemy „can diet prevent cancer”, oprócz standardowej porcji mambo-dżambo znajdziemy linki do strony brytyjskiej służby zdrowia, New York Times czy stron uniwersyteckich. Za to wpisanie „can diet cure cancer” otwiera wrota prosto w Otchłań. Raka leczą: sok z marchewki i buraków, olej lniany z serkiem wiejskim, sok Noni, dieta wysokotłuszczowa, dieta makrobiotyczna, a nawet proszek do pieczenia. Pierwszy link prowadzi do strony organizacji Gerson Research.
Terapia Gersona należy do grupy tzw. terapii metabolicznych. Każda z nich dumnie nosi imię swojego wynalazcy. Jest więc terapia Gonzaleza, terapia Kelly’ego, terapia Contrerasa, terapia Mannera czy terapia niemieckiego doktora Josepha Isselsa, w której pacjenci, oprócz przechodzenia gruntownej psychoterapii uwalniającej ich ze złych emocji, wyrywają sobie wszystkie plomby. Twórcy terapii metabolicznych twierdzą zgodnie, że choroby są efektem nagromadzenia w organizmie toksyn. Radykalna dieta eliminuje toksyny, specjalne suplementy wspomagają pracę wątroby, a lewatywy z kawy rozszerzają przewody żółciowe, dzięki czemu toksyczne produkty rozpadu tkanki nowotworowej przez wątrobę łatwiej opuszczają organizm, a dializa toksycznych produktów ze krwi przez ścianę okrężnicy przebiega sprawniej.
Owszem, nie przesłyszeliście się z tą kawą.
Pozwolę sobie na chwilę refleksji. Zanim poznałem bliżej magiczny świat terapii alternatywnych, wyobrażałem je sobie jako coś w podobie relaksującego masażu, nacierania aromatycznymi olejkami, wdychania dymu z wonnych kadzideł, picia ziołowych herbatek i wsłuchiwania się w dźwięk gongu obsługiwanego przez tybetańskiego mnicha. Taka wizja nie była chyba wyłącznie moim udziałem; po wpisaniu w wyszukiwarkę grafik hasła „alternative therapies” czy „alternative medicine” Google zwraca zdjęcia igieł do akupunktury, moździerzy z ziołami, olejku lanego na kobiece plecy, świec płonących w spa i dziewcząt siedzących w pozycji lotosu.
Dziś wiem już, że to obraz nieprawdziwy, a przynajmniej niepełny. Twórcy terapii alternatywnych namawiają naiwnych do picia nafty, wody utlenionej i przemysłowego wybielacza, samookaleczania się warzywami, poddawania się niebezpiecznym zabiegom oczyszczającym czy spożywania końskich dawek witamin. Nawet bazujący na wodzie i cukrze homeopaci wkraplają pacjentom do nosa cudze smarki i świńskie śluzówki, na szczęście litościwie rozcieńczone do zera. Wielu altmedowców ma dziwną fiksację na punkcie jelit i odchodów, co skłania ich do zabaw kałem, picia moczu, fotografowania długich kałowo-bentonitowych węży (uwaga! zdjęcia straszne, choć zabawne), a nawet wymyślania własnych przysłów („Nie pozwól słońcu zajść bez opróżnienia jelita”). Terapeuci alternatywni zachęca również do lewatyw, powołując się nawet na autorytet Syna Bożego. Jak naucza Jezus w tajemniczej „Ewangelii Światła”, zwanej też „Świętą Ewangelią Jezusa Chrystusa według Św. Jana”:
Weżcie dużą dynię i połączcie ją z długą łodygą. Wydrążcie miąższ, wypełnijcie ją nagrzaną na słońcu wodą z rzeki. Zawieście dynię na gałęzi drzewa, uklęknijcie przed Aniołem Wody i wytrzymajcie… by woda przedostała się do wszystkich waszych jelit. Proście w modlitwie Anioła Wody, by uwolnił ciało wasze ze wszystkich nieczystośći i chorób. Potem wypuśćcie wodę z ciała waszego, by z nią wyniosło się wszystko, co nieczyste i cuchnące. Wtenczas przekonają was oczy własne i nos własny, jakie ohydztwa i nieczystości bezczeszczą Światynię ciała waszego. Zrozumiecie wtedy, ile grzechów w was przebywało i dręczyło nieskończonymi chorobami.
Terapia Gersona, choć stara się być kojarzona z obrazami szklanek soków owocowych i pater pełnych warzyw, swoimi korzeniami mocno tkwi w ciemnej stronie altmedu. Oprócz wspomnianych lewatyw z kawy jej istotną częścią jest suplementacja mająca wspomagać pracę wątroby. Suplementacja nie tylko swojskimi witaminami, ale również sproszkowaną żółcią wołową, ekstraktami z tarczycy wieprzowej, pankreatyną, płynem Lugola. Większość tych suplementów funkcjonuje na zasadzie tej samej magii homeopatycznej, która wyznawcom Mistrza Słoneckiego nakazuje jeść miśki Haribo przy kłopotach ze stawami: żeby wspomóc wątrobę, trzeba jeść wątrobę. Pacjenci w terapii Gersona piją więc sok z wątroby, marchewki i jabłka. Niektórzy dodają ząbek czosnku dla smaku.
Pacjent decydujący się na podjęcie terapii Gersona musi więc przygotować się na drastyczną dietę i przyjmowanie tajemniczych, potencjalnie niebezpiecznych środków. Ale to nie koniec. Terapia Gersona jest również piekielnie droga. Suplementy trzeba sprowadzać z zagranicy (tu przykładowy cennik), a do przygotowywania soków najlepiej kupić wyciskarkę Norwalk za ponad 10 000 zł (jest najlepsza, bo zachowuje wodę strukturalną i enzymatykę dzięki wolnoobrotowemu śmigiełku pracującemu w niższej temperaturze niż tradycyjne siekarki). Na szczęście można używać też wyciskarek Champion (już za jedyne tysiąc pińcet).
Czas odłożyć Detektor Bzdetu, bo natarczywość jego dzwonków alarmowych staje się nie do zniesienia. Co na temat terapii metabolicznych mówi literatura medyczna? Niespodzianka: terapia Gersona działa! Oto link do badania twierdzącego, że pacjenci poddani terapii Gersona żyli dłużej niż wynosi średnia przeżywalność pacjentów poddawanych standardowym zabiegom medycyny konwencjonalnej. No, OK, są pewne zastrzeżenia. Badanie pochodzi z Gerson Research Organization, przeprowadzone zostało w klinice w Tijuanie, nie informuje się, jakim innym terapiom (zwłaszcza konwencjonalnym) poddawani byli wcześniej i później pacjenci, do tego badanie objęło tylko 61% pacjentów kliniki, a mechanizmy ich selekcji nie są znane. Wiarygodność takiego badania jest praktycznie zerowa. Innych dowodów na skuteczność, oprócz licznych zwyczajowych świadectw i anegdot, nie ma.
No i jest jeszcze słynne badanie kliniczne terapii Gonzaleza.
To historia, która jeży włosy na głowie. Naukowcy z Uniwersytetu Columbia zaprosili 55 osób umierających na nieoperowalnego raka trzustki do udziału w badaniu skuteczności terapii Gonzaleza, opartej na diecie organicznej, detoksyfikacji i suplementacji bardzo zbliżonej do terapii Gersona. Chorym pozwolono wybrać przynależność do grupy poddawanej terapii Gonzaleza albo standardowej chemioterapii. Wyniki były jednoznaczne. Poddawani chemioterapii przeżyli średnio czternaście miesięcy. Poddani terapii Gonzaleza — cztery, w dodatku w większych cierpieniach.
Oczywiście ten mały wypadek nie przeszkodził w pracy doktorowi Gonzalezowi. Na swojej stronie internetowej nadal reklamuje swoją terapię, wypisując długie epistoły na temat nieprawidłowości w badaniu, które w idealnym świecie położyłoby kres jego jakiejkolwiek działalności medycznej.
O terapii Gersona i innych terapiach metabolicznych można poczytać na stronach American Cancer Society (1, 2) i Memorial Sloan-Kettering Cancer Center (1, 2). Wyniki klinicznego badania terapii Gonzaleza znajdziecie tutaj. Ciekawego komentarza do całej sprawy Gonzaleza można posłuchać w znakomitym podcaście „The Skeptic’s Guide To The Universe” (zaczyna się w okolicach 24 minuty), a jeśli chcecie się dowiedzieć więcej o etycznych kontrowersjach związanych z tym badaniem czy konflikcie EBM kontra SBM na przykładzie testów terapii Gonzaleza, kliknijcie w ten link lub zapoznajcie się z treścią tekstów wymienionych na końcu tego artykułu. Fotografia Detektora Bzdetu: Daniel Proulx. Fotografia kawy: Mike Bitzenhofer.
Majki :
Oh, my… Agnes, Faustynka — skąd on bierze te imiona? Jest jakiś katalog 100 najlepszych imion dla sióstr zakonnych czy jak?
Gammon No.82 :
Może się mu pozajączkowały z ziołami?
artiil :
Ech, za moich młodych lat zakonnice miały jakieś mniej telenowelowe imiona.
Nachasz :
Terlikowski pali prowansalskie konopie z Pragi !!1111
Majki :
Ponadto Terlik chyba nie uznaje resuscytacji, bo można tam znaleźć taki fragment:
Edit:
No i propaguje coś w rodzaju frenologii:
Podkreślenie moje.
Edit II:
Tak mnie jeszcze naszło: czy ktoś mu kiedyś powie (np nauczycielka polskiego, jak wróci do podstawówki, żeby nadrobić zaległości), że w tekście literackim liczebniki – w tym godziny – pisze się słowami, a nie cyframi?
możesz zaproponować Chrystusowi, aby mu to przekazał. Będzie uroczyściej.
Bo nie wiem czy wiecie, ale Jezus Chrystus zajął już osobiscie stanowisko wobec in vitro (tak, dzieci poczęte in vitro mają dusze, uff), a takze wobec aborcji, krzyża przed Belwederem (jest za) i pomnika w Świebodzinie. Klęknijcie, nim Wam objawię:
No i Bronek ma teraz przesrane nawet w niebiesiech. Niech no spróbuje się wymigać.
Osobom, które chciałyby się osobiście tj. przez Weronikę, skontaktować z Chrystusem Królem podaję adres strony:
http://poznajmy-prawde.blog.onet.pl/1,AR2_2010-06-21_2010-06-27,index.html
a, i nie troskajcie się zawracaniem glowy Królowi byle czym, odpowiada nawet na pytania o to, czy warto kochać rozwodników i czy słuszną karą dla córki był szlaban na tewe.
anna :
Primo voto “Pyta Delficka”.
anna :
No to w pyteczkę. ONZ już zakazało chemtrailsów, a Jezus ze Świebodzina obroni nas przed kataklizmami, które chciał na nas zesłać (czyli po prostu powstrzyma się od złych czynów). Polska jest uratowana.
(Choć u pani Marysi już węszą, że ten oenzetowski zakaz to zasłona dymna, żeby uspokoić owieczki. Bo jak pryskali, tak pryskają, a nawet gorzej).
bart :
A jakby Jezus ze Świebodzina trzymał działo orgonowe? To byłby czad.
Na razie wrzuciłem (nie moje) na fejsa link Batmana ze Świebodzina.
http://alfaomega.webnode.com/news/najwi%C4%99kszy%20batman%20/
anna :
Mocny kontent.
O matko, o matko! Ciąg dalszy operacji chusty! Mnie najbardziej poruszyła scena z pierwszej części, w której do Złego Hassana Obamy przemawiał Jezus Chrystus z Pisma Św. I oświeciło go na drodze do Bielska-Białej – niczym Pawła na drodze do Damaszku (Terlikowski wprost podrzuca to porównanie). ojciec Jan siedzi zamknięty z chustą na jakiejś melinie i czeka na przybycie sił Cywilizacji Śmierci. Przybywają, właśnie pod postacią Szawła-Pawła Hassana Obamy.
– Wygraliście – mówi ojciec Jan.
– Nie – odpowiada Hassan. – Nazarejczyk wygrał.
I przechodzą razem tunelem prowadzącym pod granicą Cywilizacji Śmierci z Wastelandami.
A co sądzicie o lecących ostatnio w TV reklamach Oscillococcinium (tfu)? Oczywiście z obowiązkowym dodatkiem, że przed użyciem “leku” skontaktować się z lekarzem etc.
“Leku”, qrwa!
Tak zdrożna myśl mi przyszła do głowy
Prawie 500 parafii z całego świata zwróciło się z prośbą do metropolity warszawskiego o relikwie błogosławionego księdza Jerzego Popiełuszki
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,8672053,500_parafii_z_calego_swiata_prosi_o_relikwie_bl__ks_.html
Czy homeopatyczne relikwie to też ZŁO? Czy świętość nie przemoże?
Wtedy starczyłoby błogosławionego na każdą parafię w świecie.
RobertP :
Tak mi się jakoś skojarzyło: http://www.dobro-dobro.pl/index10.html
artiil :
Dzięki :-) Teraz już wiem, że homeopatyczne relikwie to chyba jakieś 2,5 stopnia świętości (wytrząsanie w roztworze to chyba więcej niż pocieranie?)
W nowej Polityce jest zdjęcie pt. Ostatnia nadzieja FSO – 2007 r. biskup Sławoj Głódź błogosławi nową linię montażową Chevroleta Aveo. Zrobiło mi się dużo rzeczy naraz, nie wiem czy się śmiać czy płakać. Czy TTDKN mógłby założyć jakąś błękitną linię dla poszkodowanych przez polską rzeczywistość?
A teraz coś z zupełnie innej beczki – czy ktoś ma pod ręką to zdjęcie, przedstawiające zwolenników intornizacji Batmana na Króla Polski? Była taka śliczna przeróbka, a nie mogę znaleźć.
To moze: http://static1.blip.pl/user_generated/update_pictures/1312278.jpg ?
Barts :
http://asset.soup.io/asset/1105/9556_3473_420.jpeg ?
fan-terlika :
Dzięki! Byłoby fajniej jakby było w wyższej rozdziałce, ale to też jest piękno i dobro.
A masz może oryginał pod ręką?EDIT: Już nie trzeba.
mam już ten “Świat nauki” z artykułem o autyzmie. Gdyby kogoś interesowało, mogę zeskanować i przesłać.
Gammon No.82 :
Kumpela, kolekcjonerka ogłoszeń i napisów, przysłała mi kiedyś zdjęcie szyldu jakiegoś holistycznego zakładu kosmetycznego, w którym m.in. masowali tachionami. Takie zabiegi odmładzające to rozumiem!
(Gugiel nt. pstrikte masażu tachionami jest niezbyt rozmowny, natomiast smaczne linki wychodzą przy “tachionoterapia”).
zer00 :
Było kiedyś na blogu Esensji.
RobertP :
Lokalna atrakcja: bungee jumping z Dżizusa.
http://forum.gazeta.pl/forum/w,60,118854785,,To_nie_lekarstwo_Sanepid_ostrzega_przed_MMS.html
ojap :
No, gdyby pani Marysia akurat nie wiedziała, że Główny Inspektorat Sanitarny też jest w JASZCZURZEJ ZMOWIE, to by miała teraz problem.
Dowód na prekognicję? http://forum.gazeta.pl/forum/w,32,118605687,,Dowod_na_prekognicje_.html?v=2 Czy naprawdę ktoś to traktuje serio czy to trolling?
#FrondaWatch: z komętów pod adoracją Jenerała:
To je znane?
http://news.softpedia.com/news/USB-is-the-Devil-s-Interface-Brazilian-Cult-Believes-167274.shtml
Brought to you by… ludzie, którzy są przekonani, że psychologia to również szatański spisek (vide, co przypomina greckie ‘psi’), bo tylko Pambuk ma prawo wglądu w ludzki umysł.
USB…
Gdyby mój wacek miał USB,
Nikt by nie męczył go USG
http://img507.imageshack.us/img507/6646/129011174150.jpg
nie wiem czy widzieliście
@M
Gniewomir – jak to się mówi – wysoko zawiesił poprzeczkę
M :
Teraz widzimy. Ale on cudny nie od dziś.
I zona bezwstydnica, w neglizu pozuje, a fuj.
babilas :
Cudny. A w mnogości imion i nazwisk nie pobije go nawet Jan Maria (y otros, y otros) Rokita: Rokosz-Kuczyński Gniewomir Gwidon Ireneusz Juda-Tadeusz mgr.
Also: osiągnięcia: kandydowanie do Senatu RP.
Eeeeeeoooo, 41 lat?!!
A ja myślałem, że to ten Gniewomir od przelewów na poczcie za internety, a to zupełnie inny, ale też nieźle zakręcony.
M :
Fajny pies :)
M :
Tu są bliższe szczegóły
http://tomash.soup.io/post/88598563/Gniewomir-Rokosz-Kuczy-ski-ma-c-rk
Za nadawanie dzieciom tyle i takich imion powinna być ekstra kara: “Klara Benedykta Ewa Izabella Helena” czy “Warcisław Wiktoryn Otton Maciej”.
No i nie wiemy, jak nazwał psa – może “Polski Biały Murzyn”?
janekr :
w ogóle, można tak? Myślałem, że w Polsce da się zarejestrować tylko dwa imiona.
amatil :
Ale przecież zawsze możesz poza USC nadać PRAWDZIWE imię. Albo i tysiąc.
Jak dla mnie to raczej objaw niezdecydowania. A dzieci wola prościej. Jak swa latorośl nazwałom pełnym podwójnym imieniem (podczas opieprzania) spojrzało się na mię dziecię niewinne i rzekło: “nie nazywaj mnie tak!”. Ale co mu się dziwić. Jest przekonane, że mama ma na imię “Mama”.
A co do hrabiego i w ogóle, rozumiem że “magister” to też jedno z jego długiej listy imion? Bo ja tam głupie nigdy nie wpadłom by sobie przed imieniem “mgr” pisać…
Jiima :
Przecież właśnie po imieniu pisze. Powtórzę sobie, bo to mi sprawia jakąś perwersyjną przyjemność: Rokosz-Kuczyński Gniewomir Gwidon Ireneusz Juda-Tadeusz mgr.!
janekr :
Ta dziewczynka pięciorga imion była chrzczona przez trzech biskupów. Czy dwa imiona w takim razie pozostają nieochrzczone? Czy może są na przyszłość, np. czekają na bierzmowanie?
@ anna
“w tym domu z pięknego wizerunku Pana Jezusa została wystrzelona strzała miłości prosto w moje serce. Było to cudownie fizycznie odczuwalne, kojące i bolesne zarazem.”
(z http://www.echochrystusakrola.net)
Zawsze w objawieniach religijnych jest jakiś wątek seksualny. Zwłaszcza u mistyczek. Ciekawe, czy Mieczysława się biczuje :))
venividi :
No wiem. Czyli to się jakoś tak czyta “juda tadeusz emgier” czy co?
Bo jednak to chyba nie “magister” bo po magistrze sie kropki chyba nie stawia…
@ venividi:
Ale i tak facet przegrywa z Johannem Gambolputty de von Ausfernschpleden-schlitter-crasscrenbon-fried-digger-dingle-dangle-dongle-dungle-burstein-von-knacker-thrasher-apple-banger-horowitz-ticolensic-grander-knotty-spelltinkle-grandlich-grumblemeyer-spelterwasser-kurstlich-himbleeisen-bahnwagen-gutenabend-bitte-ein-nurnburger-bratwustle-gerspurten-mitz-weimache-luber-hundsfut-gumberaber-shonendanker-kalbsfleisch-mittler-aucher von Hautkopft z Ulm
@ Pablo Renato:
To fakt. Równie ciekawe jest to, że ci ludzie na ogół zakładają oczoj*ne stronki netowe zaprzeczające wszelkim zasadom estetyki…
Ok, dobra, też coś takiego popełniłom w pierwszych latach swojej edukacji html-owej (bez jezusków na szczęście)… Ale na usprawiedliwienie dodam, że miałom czarnobiały monitor i nie wiedziałom że tworzę oczojeba…
Jiima :
Magister stał na końcu zdania?
Jiima :
Jezus tego chce. On lubi te kiczowate klimaty.
Jiima :
Może to?
babilas :
Ale jak skrót od Monsignor, to też bez kropki.
RobertP :
Ale z drugiej strony?
http://it.wikipedia.org/wiki/Monsignore
@Gniewomir Rokosz Juda-Tadeusz mgr
Jest jeszcze druga strona: http://static0.blip.pl/user_generated/update_pictures/1450389.jpg
@ anhalter:
Jakie piękne zwycięstwo cywilizacji śmierci! nawet taki twardy Sarmata działa w Europejskim Centrum Tego i Śmego. Nawet polska ultrakonserwa ma teraz wymiar europejski!
anhalter :
O, Krakus. To wiele tłumaczy ;-). Jak na takiego patriotę słabo sobie radzi z językiem ojczystym: “legandarnego” przywódcy Solidarności. Czy może to jakiś podwawelski dialekt?
Juda Tadeusz
Krakowa to Prometeusz!
@ PPB: rak & kwasica tkanek:
Jeżisz Maria Jozefie, to taka bzdura iż napomknę, że to nie kwasica raka ale rak kwasicę wywołuje. Tak odnośnie 1 strony komciów.
Czy metoda Butejki nie zasługuje na pochylenie się z troską?
http://books.google.com/books?id=MGhxXamuuAgC&pg=PA141&lpg=PA141&dq=%22metoda+butejki%22&source=bl&ots=G1SWFanu8Z&sig=TMT9eudmBfDfoP1cwzZn4TZGcR8&hl=en&ei=K_3nTJnVOMjrsgacwJiPCQ&sa=X&oi=book_result&ct=result&resnum=5&ved=0CCYQ6AEwBDgK#v=onepage&q=%22metoda%20butejki%22&f=false
http://forum.gazeta.pl/forum/w,20341,76186454,0,Metoda_Konstantego_Butejko.html
Nic nie mam przeciwko jodze, na pewno pomaga jak każdy amatorsko uprawiany dla zdrowia i relaksu sport. Kiedy jednak otacza się ją taką aurą cudowności jak to na wszystko nie pomaga, to zaczyna mnie drażnić. http://wyborcza.pl/1,75476,8686452,Joga_to_jest_to_.html
Skoro guru prof. mówi o badaniach naukowych to mógłby chociaż wspomnieć o grupach kontrolnych, czy była z ludźmi w ogóle nie ćwiczącymi i uprawiającymi jakiś inny rodzaj gimnastyki.
bantus :
Musisz jednak przyznać, że pan profesor uważa z bullshitem. Dzwonek zadzwonił mi raz, kiedy jednym tchem wymienił jogę, ajurwedę i ziołolecznictwo. To jest zresztą podstawowy problem, jaki ja mam z jogą – w swoim krótkim życiu nie spotkałem się jeszcze z jej wersją saute, bez połączenia z jakimś kompletnym mambo-dżambo. Np. pani instruktorka, która do 16 pouczy cię jogi, a po 16 zbalansuje aurę za 150 zł.
bart :
Za wyrażenie takiej opinii dostałem kiedyś zjebkę na blipie.
czescjacek :
Od TTDKN?!
bart :
Jak się wymienia jednym tchem, że coś pomaga na tak szeroki wachlarz nie związanych ze sobą schorzeń, badania naukowe, które to potwierdzają oraz księgi święte, zioła, to well, ciężko, żeby coś się nie zrobiło od czytania. Joga to nie jest zaraz mambo dżambo, nawet jeśli instruktorka mówi o asanach (choć z drugiej strony w Indiach to część tradycji religijnej), ale ten sposób argumentacji, to dla mnie nadużycie. Umysł-Ciało-Duch. Trochę nauki, trochę ćwiczeń, trochę egzotycznych wierzeń, a wszystko ładnie wymieszane, żeby zrobić na adepcie wrażenie.
@ bantus:
Ja jestem skłonny przyjąć za prawdopodobne stwierdzenie, że joga inaczej niż np. jogging obciąża różne grupy mięśni i stawów czy że umysł inaczej funkcjonuje podczas statycznych ćwiczeń niż podczas biegania. Ale masz rację, przy ponownym przeczytaniu dźwięczy bullshit.
bart :
Ja chodziłem przez chwilę do Pani Ani, na zastępstwo za osobę, która wyjechała i nie chciała, żeby jej przepadł karnet (tak, to było w Krakowie). Pani Ania co prawda na początku każdych zajęć wykonywała zwięzłą śpiewkę w egzotycznym języku, ale potem tylko pokazywała gimnastyki i kazała robić takie same. Luzik.
zer00 :
…ukończyła kursy medycyny Ayurvedyjskiej w Scheffau (Austria), w Centrum Yoga Sivananda w Monachium prowadziła zajęcia i pogłębiała wiedzę o leczeniu żywieniem według zasad Ayurwedy.
bart :
A wiesz, że w gimnastyce to zupełnie nie przeszkadzało? Przy okazji przestała mi drętwieć ręka (drętwiejąca w ramach tzw. zespołu barkowo-ramiennego).
Nooo, ale przecież miśki Haribo są smaczne. I mają żelatynę, a żelatyna jest dobra na stawy.
Tomator :
Odwrotnie, to stawy są dobre na żelatynę.
może tu zostawię przepisy kulinarne doktora Pokrywki? to koktajl z diety antyrakowej dr Budwig, mikstur Słoneckiego oraz metody oczyszczania wątroby Huldy Clark. (nie czytać podczas spożywania posiłku)
http://www.doktorpokrywka.pl/site/praktyka/przepisy/index.html
ciekawy też wywiad dot. chelatacji (“Może to być nawet tylko jeden wlew kroplowy w miesiącu, co wcale nie jest poza zasięgiem możliwości finansowych przeciętnego emeryta, który w szczególności mógłby być zainteresowany poprawieniem swego, nadwątlonego upływem czasu zdrowia”) i rozmowa o zgubnych skutkach golenia się oraz przyjmowania antybiotyków. a odwiedzając wirtualny gabinet “doktora”, zwróćcie uwagę na przedmiot stojący na oknie ;)
@ romgier:
Gabinet “doktora” mnie kompletnie rozmontował <3
@ Gabinet
No co chcecie, każdy znajdzie w gabinecie coś dla siebie, jest i krzyż i ikona i ziółka dla szamanistów i jakieś chinskie szango-mango, więc i wyznawcy JKM poczują się usatysfakcjonowani.
Link do bentonitowych węży padł :(
Może to i dobrze…
Strony nie ma, ale węże da się znaleźć w innych miejscach. Mnie regularnie wyskakują podczas grania w gry na komórce, zawsze z dopiskiem, że w National Geographic napisało kiedyś, że pasożyty zabiły więcej ludzi niż wszystkie wojny w historii.