Home > Racjonalo > Pseudonauka i cycki

Pseudonauka i cycki

Pod poprzednim postem rozpętała się standardowa już w przypadku BdB burza komentarzy dotyczących wszystkiego, tylko nie tematu tekstu. Kiedy po gorącym flejmie pt. „Ateista na ślubie kościelnym — krótki savoir-vivre” komentatorzy przeszli do wirtualnego bęckowania się po paszczach za nierozróżnianie tautologii od aksjomatu, zrozumiałem, że czas uatrakcyjnić Blog de Bart dla młodzieży, wpuścić nieco świeżej krwi. Stąd tytuł i tematyka dzisiejszego wpisu.

A było tak: Szacowna Małżonka udała się do miasta kupić biustonosz. Koleżanka poleciła jej kultowy sklep w centrum. Przyjmuje w nim pani Hania, bożyszcze warszawskiego świata staników. Szacowna Małżonka wróciła cała w skowronkach z rewelacyjnym (choć drogim!) biusthalterem — i to jest najważniejsze, łzy szczęścia żony są dla mnie najlepszą zapłatą. Małżonka przyniosła ze sobą również info o unique selling point pani Hani. Otóż pani Hania nie sprzedaje po prostu elementów garderoby, ona ratuje kobiece życia! Oddajmy głos samej zainteresowanej, w wywiadzie dla pisma „Lux Med”:

Pracowałam przez wiele lat w służbie zdrowia. Już wtedy wiele kobiet chorowało na nowotwory piersi. Myślałam o tym, żeby im pomóc. W tym samym czasie moja siostra otworzyła sklep i rozpoczęła import biustonoszy dobrej jakości. W ramach współpracy producent biustonoszy organizował szkolenia dla sprzedawców. Podczas tych szkoleń eksperci, w tym lekarze, informowali nas, jak ważne dla zdrowia kobiety jest właściwe dobranie biustonosza, ponieważ aż 70% nowotworów piersi spowodowanych jest noszeniem źle dobranych biustonoszy, a tylko 30% jest uwarunkowane genetycznie. Po tych szkoleniach utwierdziłam się w przekonaniu, że pomagając kobietom właściwie dobierać biustonosze mogę zaangażować się w profilaktykę zdrowotną. Robię to już 15 lat.

Rak piersi to drugi po raku płuc najczęstszy nowotwór, występujący praktycznie wyłącznie u kobiet. Wiadomo, że wiele jego przypadków ma podłoże genetyczne, wiadomo, że duży wpływ mają estrogeny, czyli tzw. hormony żeńskie. Już na początku XVIII w. zauważono, że zakonnice zapadają na raka piersi częściej niż mężatki. Bezdzietność, późne urodzenie dziecka, niekarmienie piersią — to czynniki zwiększające ryzyko. Uważa się również, że im więcej cyklów menstrualnych, tym większe szanse zachorowania, do czynników zwiększających ryzyko można więc dopisać wczesne pojawienie się miesiączkowania i późniejsze klimakterium.

Epidemiologowie twierdzą, że owe znane czynniki są odpowiedzialne za mniej niż połowę zachorowań. Do tego łatwo zauważyć, że są to elementy, nad którymi nie ma się doraźnej kontroli: geny, cechy organizmu, poważne wybory życiowe. Bardzo ciężko wyjść z grupy podwyższonego ryzyka, na pewno nie da się tego zrobić tak łatwo, jak w przypadku raka płuc — po prostu rzucając palenie. Czynniki, nad którymi istnieje możliwość zapanowania poprzez zmianę stylu życia (terapie hormonalne, pigułki antykoncepcyjne, otyłość, spożywanie tłuszczów czy alkoholu), okazały się nieść ze sobą niewielki lub wręcz zerowy wzrost ryzyka. Zrozumiałe, że taki stan rzeczy może budzić u kobiet uczucie bezradności i braku kontroli nad stanem swojego zdrowia. To z kolei daje pole do popisu szarlatanom.

Postulowany mechanizm wywoływania raka przez ciasne biustonosze: fiszbiny uciskają kanały limfatyczne, powodują odkładanie się toksyn w piersiach. A od toksyn, jak wie każdy czarownik, robią się nowotwory.

Wpisanie do Google „bras breast cancer” powoduje natychmiastowe „WTF, to prawda!” — kilka pierwszych stron absolutnie to potwierdza. Przekonują nas o tym: dr Ralph L. Reed ze strony all-natural.com, doktor Nguyen Phawk Yu z health2us.com („mniej pieniędzy dla onkologów, więcej pracy u podstaw”) i specjaliści z Chet Day’s Health and Beyond (wśród reklamowych pop-upów przyciąga uwagę czyszczenie jelit jabłkami). Na stronie 007 Breasts dowiadujemy się, kto jest sprawcą całego zamieszania:

Pierwsze obszerne badania nad tym zagadnieniem przeprowadził badacz medyczny Sydney Singer wraz z małżonką Somą Grismaijer. Na początku ciąży Soma odkryła w swojej piersi guzek. Przerażeni tym faktem, zaczęli szukać przyczyn i czynników wpływających na zachorowania na raka piersi — i odkryli, że nawet sprawdzenie, czy guzek jest faktycznie nowotworem, związane jest z ryzykiem, którego nie chcą ponosić.

Soma przestała nosić biustonosz, zaczęła ćwiczyć i masować sobie pierś, piła tylko filtrowaną wodę i łykała ziółka i suplementy. Po dwóch miesiącach guzek zniknął.

Zauważyli, że nowozelandzkie Maoryski, które przejęły białą kulturę, chorują na raka piersi, podczas gdy australijskie aborygenki nie. Rak piersi występuje również w innych kulturach przekonanych do biustonoszy — u Japonek czy Fidżyjek.

Singer i Grismaijer przebadali 4500 kobiet w pięciu amerykańskich miastach i opublikowali wyniki swoich badań w książce „Dressed to Kill”. Choć ich badania nie uwzględniały dodatkowych czynników, wyniki są zbyt mocne, by im przeczyć:

• 3 na 4 kobiety noszące stanik 24 godziny na dobę zachorowały na raka piersi.
• 1 na 7 kobiet noszących stanik więcej niż 12 godzin na dobę (ale nie do łóżka) zachorowała na raka piersi.
• 1 na 152 kobiety noszących stanik mniej niż 12 godzin na dobę zachorowała na raka piersi.
• 1 na 168 kobiet nie używających staników (lub noszących je z rzadka) zachorowała na raka piersi.

Nasi badacze nazywają siebie medycznymi antropologami, „żwawym duecikiem znanym na całym świecie z przeciwstawiania się motywowanemu chęcią zysku i zorientowanemu na leczenie [WTF?! — bart] systemowi medycznemu”. Prowadzą Instytut Badań nad Chorobami Kulturogenicznymi, zajmującym się cywilizacyjnymi zagrożeniami zdrowia (w kolejności: zbyt płaskie łóżka, zbyt ciasne biustonosze, zbyt zasrane publiczne toalety).

Rety, tyle tego, że nie wiadomo, od czego zacząć. Może od jasnego stwierdzenia: noszenie biustonosza nie powoduje raka piersi.

Pierwsza czerwona lampka zapala się przy odkładających się toksynach. Zatruwające organizm metale ciężkie i inne szkodliwe substancje to ulubiona piosenka New Age’owych szarlatanów. Wywołująca autyzm rtęć w szczepionkach. Toksyczne złogi w jelitach usuwane przez lewatywy z kawy i bentonitowe brązowe węże. Trucizny w nogach, wyciągane magicznymi metodami przez kąpiele elektrolityczne i waciki Kanoki.

Druga czerwona lampka to naukowiec-amator, walczący (przy wsparciu małżonki) z medycznym przemysłem śmierci, wyśmiewany przez „fachowców” siedzących w kieszeniach farmaceutycznych korporacji. To klisza pojawiająca się w wielu opowieściach o „naturalnych metodach leczenia”. Na razie zabawna, pewnego dnia okaże się szkodliwa, jeśli jakiś naukowiec-amator faktycznie wynajdzie lekarstwo na raka, a medyczny establishment początkowo go wyśmieje, zwiedziony na manowce przytłaczającą ilością wcześniejszych naukowców-amatorów, którzy po dokładniejszym sprawdzeniu okazali się oszustami lub wariatami.

Trzecia czerwona lampka to dowód anegdotyczny (pani pomasowała sobie cyc i guzek zniknął, jakby go nigdy nie było). Lampka potrójna, bo nie dość, że skuteczna metoda walki z pozornie śmiertelną chorobą była naturalna i prosta (masaż, woda, ziółka), to jeszcze zniknęło coś, czego nie widział i nie diagnozował żaden lekarz. Bzdura zabawna zamienia się w bzdurę szkodliwą, kiedy dodatkowo zorientujemy się, że autorzy książki odradzają wizytę u onkologa, twierdząc, że w 80% przypadków guzek zniknie w miesiąc po zrezygnowaniu z biustonosza.

Czwarta czerwona lampka to opowieści o żyjących w zgodzie z naturą Aborygenkach, które nie chorują na raka piersi. Hm, najwyraźniej jednak chorują.

Piąta czerwona lampka to publikacja sensacyjnych wyników badań w książce zamiast w dobrym, recenzowanym piśmie medycznym.

Ale te pięć czerwonych lampek (w tym jedna podtrójna) to małe piwo w porównaniu z krwistym reflektorem walącym w oczęta z wyników „badań”. 75% kobiet noszących stanik non stop zachorowało na raka piersi?! Niech mnie jakiś mądrala-komentator poprawi, ale 75-procentowa szansa zachorowania na jakąś chorobę w wyniku działania jakiegoś czynnika to wynik nienotowany w historii epidemiologii. Ilu palaczy zapada na raka płuc? Kilka procent? Gdyby faktycznie występowała tak ogromna zależność między noszeniem stanika a rakiem, świat medyczny po przeczytaniu „Dressed to Kill” wykonałby zbiorowego facepalma tak głośnego, że usłyszałaby go Twarz na Marsie. Być może zresztą ów superplask się odbył, tylko jego odgłos stłumiło wszechmocne biusthalterowe lobby (autorzy książki bronią się, że ich odkrycia są lekceważone, podobnie jak kiedyś dowody na związek palenia z rakiem płuc).

No właśnie, co o rewelacjach Singera i Grismaijer sądzi świat medyczny?

MedlinePlus, serwis amerykańskiej Narodowej Biblioteki Medycznej i Narodowych Instytutów Zdrowia, w haśle „rak piersi” podkreśla:

Implanty piersi, używanie antyperspirantów i noszenie fiszbinowych biustonoszy nie zwiększa ryzyka raka piersi.

Narodowy Instytut Badań nad Rakiem twierdzi:

Istnieje szereg błędnych przekonań na temat przyczyn powstawania raka piersi. Niektóre z nich dotyczą używania dezodorantów lub antyperspirantów, noszenia fiszbinowych biustonoszy, poronienia lub aborcji, uszkodzeń tkanki piersiowej. Wpływ tych czynników na poziom ryzyka zachorowania na raka piersi nie został wykazany.

Jedno z wyszukiwań zaprowadziło mnie na stronę organizacji BreastCancer.org, która na pytanie:

Czy można dostać raka od robienia czegoś swoim piersiom, na ten przykład od noszenia w kółko biusthaltera albo miętoszenia ich przez kolegę?

odpowiada trzeźwo:

Nie można. Co nosisz i jak pozwalasz dotykać swoje piersi, nie ma wpływu na ryzyko zachorowania na raka piersi. Jeśli jednak odczuwasz dyskomfort w związku ze sposobem, w jaki twój kolega zajmuje się twoim biustem, powinnaś z nim o tym porozmawiać.

Znalazłem też miejsce, w którym jeden z autorów „Dressed to Kill” odpowiada na zarzuty naukowców o niespełnianie standardów wymaganych dla badań epidemiologicznych, pominięcie różnych znanych czynników mogących mieć wpływ na zachorowanie, a przede wszystkim brak jakichkolwiek innych badań potwierdzających odkrycia opublikowane w książce:

Nie ma innych badań, bo nasze są przełomowe. Aczkolwiek, jak pokazaliśmy w naszej książce, biustonosze od dawna sprawiają problemy zdrowotne. Gorsety robiły krzywdę kobietom poprzez ucisk, a przecież biustonosze to gorsety na cycki! A jeśli chodzi o pominięcie innych zmiennych, to każde badania pomijają jakieś zmienne. Nie da się uwzględnić wszystkich zmiennych, a w ogóle to nie znamy przecież wszystkich zmiennych. Te, które pominęliśmy, nie były nam potrzebne w badaniu wpływu staników na piersi.

Nie wiem jak państwo, ale ja się czuję przekonany!

Na koniec warto wspomnieć, że można dopatrzeć się pewnej zależności między noszeniem staników a rakiem piersi. Tak jak można się dopatrzeć zależności między czasem poświęconym na zmywanie a otyłością (efekt oczywiście znika w przypadku badanych mieszkających z mamusią). Hipoteza naukowa jest prosta: im kobieta grubsza. tym większe prawdopodobieństwo, że nosi biustonosz — a akurat otyłość znajduje się na liście czynników powiązanych z rakiem piersi (również zresztą w związku z produkcją estrogenów). Noszenie ciasnych lub źle dopasowanych biustonoszy nie ma wpływu na zachorowanie na raka piersi, a propagowanie podziału „30% — geny, 70% — złe staniki” daje jedynie pretekst do stwierdzenia, że może to i lepiej, że pani Hania nie pracuje już w służbie zdrowia.

Tags: ,
  1. Veln
    July 11th, 2009 at 20:13 | #1

    bart :

    Sam mam zakrętkę na punkcie broni – nie taką, że się na niej znam, ale jak już jakąś widzę, to chcę macać. To chyba przez to, że faktycznie siusiak od niej o cal rośnie (badania NRA na niereprezentatywnej białej próbie).

    Snajperzy są sooooo sexy. :-)

  2. July 11th, 2009 at 20:25 | #2

    bart :

    O kurczę, a widzisz, dla mnie jazdy militarystyczne są totalnie zrozumiałe, co było powodem strasznego wstydu, jak jeszcze byłem wojującym nastoletnim pacyfistą.

    Ale to jest bardzo częste, militarysta-pacyfista (np. Hayao Miyazaki albo Mamoru Oshii), ludzie zakręceni na punkcie broni od strony technicznej, historii itp.

  3. Gammon No.82
    July 11th, 2009 at 20:30 | #3

    mrw :

    Ale to jest bardzo częste, militarysta-pacyfista (np. Hayao Miyazaki albo Mamoru Oshii), ludzie zakręceni na punkcie broni od strony technicznej, historii itp.

    “Król-sierżant [Fryderyk Wilhelm I] bowiem, jako rasowy militarysta, kochał wojsko, ale nie cierpiał wojen (jak wiadomo na wojnie żołnierzom brudzą się mundury, rdzewieją karabiny, a nawet – o zgrozo – mogą zostać ranni lub zabici…).”

  4. July 11th, 2009 at 20:41 | #4

    Quasi :

    Dobrze pamiętasz.

    O. Kurwa.

  5. Slotna
    July 11th, 2009 at 21:17 | #5

    Quasi :

    A słabość to mam do Was obojgu, choć Ciebie się boję, bom postury Gniewomira (a w dodatku z upośledzoną koordynacją ruchową/integracją sensoryczną)

    To znaczy, ze mnie sie nie boisz? Co to za dyskryminacja? Ja protestuje. Boj sie!

  6. RobertP
    July 11th, 2009 at 22:02 | #6

    Gammon No.82 :

    A ja mam Desert Eagle na kuleczki i jest ładniejszy. I ma dwa razy dłuższą końcówkę.

    Qrde, też mam taki model! Srebrny. Walimy z dzieciakami do tarcz, gdy robimy sobie pikniki w trakcie wycieczek rowerowych. Żona się opala, a my zabijamy czas.

  7. July 11th, 2009 at 22:14 | #7

    Desert Eagle na kuleczki

    Czy to nie jest jakoś sprzeczne ontologicznie???

    Bullet Tooth Tony: So, you are obviously the big dick. The men on the side of ya are your balls. Now there are two types of balls. There are big brave balls, and there are little mincey faggot balls.
    Vinny: These are your last words, so make them a prayer.
    Bullet Tooth Tony: Now, dicks have drive and clarity of vision, but they are not clever. They smell pussy and they want a piece of the action. And you thought you smelled some good old pussy, and have brought your two little mincey faggot balls along for a good old time. But you’ve got your parties muddled up. There’s no pussy here, just a dose that’ll make you wish you were born a woman. Like a prick, you are having second thoughts. You are shrinking, and your two little balls are shrinking with you. And the fact that you’ve got “Replica” written down the side of your guns…
    [Zoom in on the side of Sol’s gun, which indeed has “REPLICA” etched on the side; zoom out, as they sneak peeks at the sides of their guns]
    Bullet Tooth Tony: And the fact that I’ve got “Desert Eagle point five O”…
    [Withdraws his gun and puts it on the table]
    Bullet Tooth Tony: Written down the side of mine…
    [They look, zoom in on the side of his gun, which indeed has “DESERT EAGLE .50” etched on the side]
    Bullet Tooth Tony: Should precipitate your balls into shrinking, along with your presence. Now… Fuck off!

  8. Quasi
    July 11th, 2009 at 22:50 | #8

    bart :

    jego godność bardziej cierpi od noszonego przez niego bezrękawnika na koszulę

    A na co nosi się bezrękawniki? Co to w ogóle jest “bezrękawnik” i po co?

  9. July 11th, 2009 at 22:52 | #9

    Quasi :

    A na co nosi się bezrękawniki? Co to w ogóle jest “bezrękawnik” i po co?

    http://www.kurier.szczecin.pl/Art.aspx?a=24062

  10. Quasi
    July 11th, 2009 at 22:54 | #10

    Slotna :

    To znaczy, ze mnie sie nie boisz? Co to za dyskryminacja? Ja protestuje. Boj sie!

    A masz posturę większą od Gniewomira? A władasz jakaś kravmagą, pankrationem, jujitsu, boksem, kung-fu, nożem czy rapierem?

  11. Quasi
    July 11th, 2009 at 22:56 | #11

    bart :

    http://www.kurier.szczecin.pl/Art.aspx?a=24062

    Ojej. Znam jednego gościa, który w czymś takim chodzi 365 dni w roku. Mówią na niego “wędkarz”…

  12. July 11th, 2009 at 22:57 | #12

    Quasi :

    A na co nosi się bezrękawniki?

    Na brzydką koszulę w kratę.

    Quasi :

    Co to w ogóle jest “bezrękawnik”

    Kamizelka ze sztruksu, sztruks-like materiału, dżinsu – zazwyczaj; czasem ze skóry. Zazwyczaj ma krzywy krój i mnóstwo kieszeni (czasem charakterystyczne, duże zamki błyskawiczne); mnie się widzi jako pozostałość po jakiejś części ubioru myśliwych lub wędkarzy.

    Quasi :

    po co?

    Po to żeby wyglądać jak pół dupy zza krzaka, oczywiście. Oraz – w zamyśle ubierających – ma zapewniać wygodę, dużo miejsca do przechowywania różnych dupereli.

    Taka kamizelka – bezrękwanik często spotykana jest w połączeniu ze skajową saszetką trzymaną na pasku. Dobrze komponuje się z wąsem, brodą i źle uczesanymi włosami.

  13. Quasi
    July 11th, 2009 at 23:01 | #13

    eli.wurman :

    Na brzydką koszulę w kratę.

    Są ładne koszule w kratę? Czy w ogóle koszule w kratę są brzydkie? Czy nawet wszystkie koszule są brzydkie?

    eli.wurman :

    Dobrze komponuje się z wąsem, brodą

    Co jest złego w brodzie?

  14. Slotna
    July 11th, 2009 at 23:03 | #14

    Quasi :

    A masz posturę większą od Gniewomira? A władasz jakaś kravmagą, pankrationem, jujitsu, boksem, kung-fu, nożem czy rapierem?

    Pisalam, ze lubie sie bic i mam wprawe, nie wystarczy? ;)

  15. July 11th, 2009 at 23:04 | #15

    Quasi :

    Są ładne koszule w kratę?

    Oczywiście że tak, choć takie koszule to zdecydowanie nie moje porno.

    Quasi :

    Co jest złego w brodzie?

    Zasadniczo nic, ale wyjątkowo często jest elementem stylu który jest, eee, yyy, obleśny?

  16. July 11th, 2009 at 23:11 | #16

    bart :

    twoje żądanie, by państwo nie przeszkadzało ci raczyć się joincikiem, przemnożone przez żądanie Gammona (czy kogo tam), żeby mógł mieć w domu coś bardziej wystrzałowego od wiatrówki, równa się napierdolonemu heroiną kolesiowi robiącego z pistoletu dziurę w głowie pani kioskarce. Wam się, kurwa, wydaje, że z wolności ludzie zawsze korzystają w mądry i odpowiedzialny sposób, bo są mądrzy i odpowiedzialni. Ja się, kurwa, po cichu cieszę, że nie mamy okazji sprawdzić w praktyce waszego optymistycznego poglądu.

    No to się nie dogadamy, co nie zmienia, że nadal mam cię za jeden z najbardziej kumatych zestawów pixeli w polskiej sieci. Żeby przekonać mnie do najebanego heroinisty z szotganem, jako oczywistego wniosku z legalajzit połączonego z prawem do posiadania broni, musiałbyś mi udowodnić, bezspornie, bo to mój dogmat, że ludzie zawsze dążą do najgłupszego wyboru. Nie wierzę w to, nie znam dowodów, wydaje mi się i mam zaobserwowane, że instynkt samozachowawczy wygrywa w 9 przypadkach na dziesięć. No, może w ośmiu. W każdym razie – w większości. Nie jesteśmy w końcu jebanymi lemingami, choć niektórym zdarzają się takie odchyły.

    Nie pasuje ci heroinista z bronią, to nie walcz o zakaz dla wszystkich walcz o takie prawo, które utrudni dostęp debilom, nie powodując przy tym dyskomfortu tych, którzy są sobie sami w stanie poradzić z ćpaniem i posiadaniem broni bez konieczności robienia krzywdy innym.

    Kolejny utopijny pomysł do rozszarpania/wyśmiania/olania: kustomizacja prawa. Nie chcesz jeździć w pasach – luz, wykup sobie immunitet od tego paragrafu, oczywiście za taką sumę, która jest w stanie zrefundować ewentualne koszty społeczne twojej wyjebki przez szybę – coś, jak system ubezpieczeń; chcesz palić blanty na luzie i bez stresu – kup sobie prawo do tego, zapłać na wstępie koszta, które inni musieliby ponosić, jeśli zajdzie konieczność wyciągania cię z nałogu; chcesz mieć w domu lufę jak Clint – to samo.

    Wystarczy po prostu zrezygnować z kretyńskiego poglądu, że ludzie wobec prawa są równi, albo, że w ogóle są równi bo to i tak nigdy nie działało. Stać cię na to, żeby sobie zapłacić za ewentualne koszta społeczne – proszę bardzo, twój wybór. Ale głownie chodzi o to, żeby ten wybór pozostawić – nawet jeśli naukowcy, politycy i eksperci wycenią powiedzmy prawo do jarania blantów na 10k pln miesięcznie, to ucina w tym momencie wszystkie dyskusje. Żaden cioł nie będzie mógł powiedzieć, że mu zabraniają, każdy będzie mógł sobie na nie zarobić, jeśli tylko czuje taką potrzebę. Chcesz mieć do czegoś prawo – to se na nie zarób, albo zasłuż dając dupy prezydentowi. I to jest chyba jedyna metoda, która pozwoliłaby przyciąć takie pingpongi, bo jest w miarę uczciwa – zarabiać każdy może. Rozumiem prawa, które mają ochraniać słabszych – zwierzęta, kaleki, dzieci, ale prawa chroniące ludzi przed nimi samymi, nie mają szans działać, głównie ze względu na to, o czym pisałem – każdy z nas wie lepiej, co jest dla niego osobiście dobre, niż grupka pojebanych postaci, wybranych przez pojebaną większość, która boi się wszystkiego dookoła.

  17. Quasi
    July 11th, 2009 at 23:13 | #17

    eli.wurman :

    Oczywiście że tak, choć takie koszule to zdecydowanie nie moje porno.
    Zasadniczo nic, ale wyjątkowo często jest elementem stylu który jest, eee, yyy, obleśny?

    Skąd można się dowiedzieć co jest “ładne” a co “obleśne”? Z “Logo”?

  18. July 11th, 2009 at 23:18 | #18

    Quasi :

    Skąd można się dowiedzieć co jest “ładne” a co “obleśne”?

    Ja wiem – z obserwacji, porównań, z tego, co czujesz, że Cię nawilża? To, co jest ładne przecież nie musi być ładne “dla wszystkich”.

    Quasi :

    Z “Logo”?

    Niekoniecznie. Choć oczywiście – możesz się tam naoglądać różnych rzeczy. I wtedy patrzysz, czy coś Ci się podoba, czy nie. A dalej – to jak w internecie, złapiesz ciekawy temat, i “po linkach” (czyli tu: stylach, krojach, modach, itp.) idziesz do innych, podobnych, czynność powtarzać.

  19. Quasi
    July 11th, 2009 at 23:26 | #19

    eli.wurman :

    Po to żeby wyglądać jak pół dupy zza krzaka, oczywiście.

    Hmmm… Kilka lat temu próbowałem bardzo ostro owemu “wędkarzowi” wyperswadować noszenie tego “bezrękawnika” (choć nie wiedziałem, że to sie tak nazywa – mówiłem na to po prostu kamizelka), ale on się bardzo ostro opierał i mocno na mnie wkurwiał. Twierdził, że to jest bardzo praktyczne, bo ma gdzie wsadzić telefon i dokumenty. I nic go nie obchodzi, czy mnie się to podoba, czy nie. Moje próby absolutnie nic nie dały. I chodzi w tym do tej pory. Nawet w upał nakłada to do tiszertu i szortów.
    Później się dowiedziałem, że ów bezrękawnik noszony do każdego ubioru i do każdej pogody wydaje się groteskowy nie tylko mnie, ale nikt inny nie miał odwagi powiedzieć tego “wędkarzowi”, a więc może mojego zdania nie wziął sobie do serca, bo ja słynę z tego, że się do różnych rzeczy czepiam, wiec moja krytyka w oczach co niektórych się nieco zdewaluowała?

    I ów “wędkarz” wcale nie jest korwinistą, lecz skrajnym antyklerykałem, natural born atheist, regularnie głosującym na SLD.
    Tan upór sugeruje, że za tym bezrękawnikiem chyba stoi jakaś ponad polityczna ideologia. Jakaś “wolnościowość”? “Punkowość”? “Co cię obchodzi, co pomyślą inni?”

    pozdrawiam

  20. July 11th, 2009 at 23:30 | #20

    eli.wurman :

    Taka kamizelka –

    Ogólnie to proszę się odpierdolić od kamizelki jako takiej, bo ona ma funkcje i się w tych funkcjach sprawdza, ja np. zakładam na koncerty jak potrzebuję wnieść rzeczy niezgodne z regulaminem (aparat, magnetofon), nosiłem też czasem na konwentach, gdzie się zostawiało torby w ogólnie dostępnej sali, żeby mieć przy sobie cały ważny dobytek.

    Oczywiście noszenie jej na co dzień jest debilne jak cybermanowe słuchawki od blututa.

  21. Slotna
    July 11th, 2009 at 23:31 | #21

    Wlasnie sobie uswiadomilam, ze znam dwoch (brodatych) kolesi noszacych kamizelki tego typu, ale nigdy przenigdy nie przyszlo mi do glowy, zeby to laczyc z jakas ideologia. Wzgledy praktyczne sa jakby… bardziej oczywiste?

  22. Quasi
    July 11th, 2009 at 23:32 | #22

    eli.wurman :

    Niekoniecznie. Choć oczywiście – możesz się tam naoglądać różnych rzeczy. I wtedy patrzysz, czy coś Ci się podoba, czy nie. A dalej – to jak w internecie, złapiesz ciekawy temat, i “po linkach” (czyli tu: stylach, krojach, modach, itp.) idziesz do innych, podobnych, czynność powtarzać.

    Ja mam jakiś stary poradnik około savoirvivrowy i tam kiedyś przeglądałem coś o różnych dresscodach, ale bez ilustracji i pisane jakimś slangiem, którego nie rozumiem (“marynarka sportowa zrównoważona” or something). I jakoś tym się więcej nie interesowałem.
    Są w necie jakieś dobre serwisy na ten temat?

    pozdrawiam

  23. July 11th, 2009 at 23:33 | #23

    Quasi :

    Tan upór sugeruje, że za tym bezrękawnikiem chyba stoi jakaś ponad polityczna ideologia. Jakaś “wolnościowość”? “Punkowość”? “Co cię obchodzi, co pomyślą inni?”

    Dokładnie tak – klasyczne “mam wyjebane na”. Zresztą motyw kamizelki charakterystyczny jest raczej dla osób starszych, dla których używanie wygodnego plecaka jest jakieś “nieteges” (bo jak to, poważnemu człowiekowi, plecak, jak u jakiegoś uczniaka), często korzystają z tego ludzie zajmujący się fotografią – i tam się to sprawdza. Ale jako codzienny ubiór – ssie.

  24. July 11th, 2009 at 23:34 | #24

    mrw :

    Oczywiście noszenie jej na co dzień

    …do siedziby Trybunału Konstytucyjnego.

  25. Quasi
    July 11th, 2009 at 23:40 | #25

    eli.wurman :

    Ale jako codzienny ubiór – ssie.

    No właśnie! Zwłaszcza w upalne lato albo w ogrzewanym pomieszczeniu, gdy się to nakłada na jakiś sweter czy bluzę jak ów “wędkarz”.

    I ja mu to mówiłem, gdy miał jakieś 23 lata. Poza telefonem i dokumentami nie nosił żadnych drobiazgów. Plecaka także nie nosił, ale zamiast niego jakąś obleśną torebkę szmacianą z paskiem zarzucanym na ramie.

  26. Slotna
    July 11th, 2009 at 23:40 | #26

    eli.wurman :

    często korzystają z tego ludzie zajmujący się fotografią

    Heh – wlasnie jeden z tych “moich” brodaczy kamizelkowych jest fotografem, a drugi prowadzi agencje ochrony. Wzgledy praktyczne, rzeklam.

  27. July 11th, 2009 at 23:42 | #27

    mrw :

    nosiłem też czasem na konwentach

    Proszę Cię, przecież ta Twoja kamizelka jest lata świetlne od tego wędkarskiego stroju o którym tutaj rozprawiamy.

    Quasi :

    Są w necie jakieś dobre serwisy na ten temat?

    Nie znam. Mógłbyś grepować jakieś blogi o modzie, ale tam zazwyczaj można zobaczyć ludzi, którzy są przebrani a nie ubrani.
    Również: to.

  28. July 11th, 2009 at 23:48 | #28

    Marceli Szpak :

    Żeby przekonać mnie do najebanego heroinisty z szotganem, jako oczywistego wniosku z legalajzit połączonego z prawem do posiadania broni, musiałbyś mi udowodnić, bezspornie, bo to mój dogmat, że ludzie zawsze dążą do najgłupszego wyboru

    Na pewno nie chcę ci wcisnąć równi pochyłej – tylko irytuje mnie taki sposób myślenia, że skoro ty jesteś w stanie coś kontrolować, to są w stanie to kontrolować wszyscy inni. Bo my tu sobie rozmawiamy, będąc osobnikami na tyle kumatymi, że prowadzą własne blogaski, formułują dość zgrabnie myśli i są w stanie prowadzić w miarę sensowną dyskusję – i duża grupa podobnych nam odpowiedzialnych osobników jest w stanie dojść do wniosku, że te wszystkie zakazy są nic nie warte, w końcu jesteśmy w stanie sami nad różnymi aspektami naszego życia zapanować. Ale nawet w tym elitarnym gronie zdarzają się czarne owce. Na przykład Szacowny Gospodarz, który dawno temu, pijany dość znacznie, udał się na pobliską stację benzynową w celu uzupełnienia zapasów browaru. A ponieważ akurat kolega przyniósł taką fajną replikę 1:1 na kulki, więc wzięli tę replikę ze sobą, w środku nocy, na stację benzynową. Położyli replikę obok okienka nocnego, kupili piwko przez okienko, wrócili zadowoleni do domu. Następnego ranka Szacowny Gospodarz gratulował sobie pomysłu i cieszył się, że nie żyjemy w kraju z ogólnym dostępem do broni palnej. W takim kraju ta historia mogłaby się skończyć ciekawiej.

    Nie pasuje ci heroinista z bronią, to nie walcz o zakaz dla wszystkich walcz o takie prawo, które utrudni dostęp debilom, nie powodując przy tym dyskomfortu tych, którzy są sobie sami w stanie poradzić z ćpaniem i posiadaniem broni bez konieczności robienia krzywdy innym.

    Znaczy, ćpanie to trudniejszy temat, ale jeśli chodzi o broń, to chyba takie prawo mamy obecnie?

    Rozumiem prawa, które mają ochraniać słabszych – zwierzęta, kaleki, dzieci, ale prawa chroniące ludzi przed nimi samymi, nie mają szans działać, głównie ze względu na to, o czym pisałem – każdy z nas wie lepiej, co jest dla niego osobiście dobre, niż grupka pojebanych postaci, wybranych przez pojebaną większość, która boi się wszystkiego dookoła.

    Ale o jakich teraz prawach mówisz? Bo jeszcze te pasy to się jakoś łapią – tu faktycznie nacisk jest na to, żebyś sobie nie zrobił krzywdy, ale też na to, żebyśmy później nie musieli płacić za twój basen i kaczkę. Nakaz świateł w dzień nie chroni mnie przede mną, tylko ludzi, którzy mój samochód dostrzegą lepiej i dzięki temu się o niego nie zabiją. Zakaz posiadania Glocków nie chroni mnie przede mną, tylko ludzi, których ewentualnie bym z tego Glocka pokaleczył. Zostaje prohibicja narkotykowa, ale tej nie będę bronił, bo mam o niej zdanie niesprecyzowane.

  29. July 11th, 2009 at 23:55 | #29

    bart :

    …do siedziby Trybunału Konstytucyjnego.

    No przecież koleś ma wyjebane na dresscode bo go odziera z godności do ubierania tego, w czym mu wygodnie. Also: zakaz chodzenia nago godzi w moją wolność od konieczności stykania się z jakimkolwiek materiałem i podejmowania trudnych wyborów co do tego, w co się ubrać!

    Quasi :

    Poza telefonem i dokumentami nie nosił żadnych drobiazgów.

    To jest w’ogle chyba szerszy przypadek: wygody/użyteczność “na wszelki wypadek”, “a co, gdyby mi nagle było potrzebne”. Coś jak kupowanie telewizora full hd do oglądania analogowej tvp, czy wyboru laptopa na zasadzie “ten odpada, bo ma tylko trzy porty usb, a jakbym potrzebował podpiąć więcej rzeczy”.

  30. Quasi
    July 12th, 2009 at 00:00 | #30

    bart :

    ałożysz, że każde z tych wymienionych przez policję 525 przestępstw

    Luknij na statystyki z poprzednich lat. Widać, że mamy tendencję spadkową przestępstw z użyciem broni palnej, zwłaszcza zabójstw (w 2002 było ich 111, a 2008 – tylko 32).

    Ktoś ma porównawcze statystyki z innych państw europejskich?

  31. Quasi
    July 12th, 2009 at 00:02 | #31

    eli.wurman :

    To jest w’ogle chyba szerszy przypadek: wygody/użyteczność “na wszelki wypadek”, “a co, gdyby mi nagle było potrzebne”. Coś jak kupowanie telewizora full hd do oglądania analogowej tvp, czy wyboru laptopa na zasadzie “ten odpada, bo ma tylko trzy porty usb, a jakbym potrzebował podpiąć więcej rzeczy”.

    Hmm… Dobra uwaga.

  32. July 12th, 2009 at 00:18 | #32

    Co jeden tekst Wildsteina to lepszy. Tym razem o feministkach.

    Nic więc dziwnego, że cieszące się sympatią mediów środowisko feministyczne pomimo, bądźmy grzeczni, miałkości intelektualnej, potrafiło tak wyraziście zaistnieć w debacie publicznej.

    Czy tylko ja tam czytam w domyśle: TVN/GW? Przecież Ci kolesie mają TVP 1, 2, Info, Historia, Rzeczpospolitą. Po ich stronie stoi Nasz Dziennik, Gazeta Polska, podobną treści propaguje Wprost. I oni mają pretensje o to, że kobiety, które mówią o tym, że kobieta ma prawo do np. udziału w debacie publicznej mają to miejsce?

  33. July 12th, 2009 at 00:22 | #33

    Rety, znowu niechcący wpadłem na najśmieszniejszy obrazek na moronailu.

  34. Elan
    July 12th, 2009 at 00:28 | #34

    Zdarzyło mi się mieszkać przez rok w Szwajcarii wiele lat temu.
    Szwajcarski “robol” gdyby wtedy przyjechał do Polski przeżyłby szok kulturowy. Teraz zresztą może też…
    Mieszkałem tamże w kamienicy wśród ludzi z working class. Nocą czy późnym wieczorem nikt spłuczki w wc nie używał, w razie konieczności używało się przygotowanego wiadra z wodą, ba nie brał prysznica bo spływająca woda mogłaby sąsiadom przeszkadzać. Jakieś naprawy domowe z parokrotnym tylko palnięciem młotkiem robione były tylko w określonych godzinach no i w windzie wisiała kartka, że takie coś się odbędzie – z przeprosinami.
    Długo by można podobne “dziwactwa” wymieniać.

    A teraz dane z nation master.

    Polska: 111 rocznie zabójstw z użyciem broni palnej , Szwajcaria: 68 zabójstw . Polska ma ponad 38 milionów ludności, Szwajcaria tylko 7,5

    Jak się nic nie zmieniło to każdy zdolny do służby wojskowej Szwajcar do osiągnięcia wojskowego wieku emerytalnego co rok wyjeżdża na kilkutygodniowe ćwiczenia wojskowe, a swój ekwipunek, z bronią włącznie, trzyma w domu, w przysłowiowej szafie. Broń jest więc powszechnie
    dostępna. Skutki niestety widać.

    Dane naszych sąsiadów: Czechy 181 zabójstwa, Niemcy mają 269, a Słowacja, jeśli to nie pomyłka, ma aż 2356 zabójstw rocznie z użyciem broni palnej na niecałe 5,5 miliona ludności. Szokująca, ale w drugą stronę jest liczba z Wielkiej Brytanii , tylko 14 na 61,6 mln mieszkańców. Angole po tym, jak szaleniec z bronią urządził masakrę(bodajże to było pod koniec lat 90 ub wieku) w szkockim przedszkolu, wprowadzili ostre restrykcje. Słowacja ma zdaje się (nie sprawdzałem) bardzo liberalne przepisy w dostępie do broni palnej.

    http://www.nationmaster.com/graph/cri_mur_wit_fir-crime-murders-with-firearms

    Wprowadzić u nas model szwajcarski, a idę o każdy zakład, że 111 zmieni się w 11111.

  35. Gammon No.82
    July 12th, 2009 at 00:30 | #35

    mrw :

    Czy to nie jest jakoś sprzeczne ontologicznie???

    Jest absolutnie sprzeczne.

    Ale D.E. na 6 mm plastikowe kuleczki jest trwalszy. Podobno w .50 wszystkie bebechy są do wymiany po kilkuset strzałach, bo metal pracuje na granicy wytrzymałości. Wersja .41 się nie sprzedawała ze względu na nietypowy kaliber, a .357 mm to u nich kaliber dla przedszkolaków ;-)

    eli.wurman :

    No przecież koleś ma wyjebane na dresscode bo go odziera z godności do ubierania tego, w czym mu wygodnie.

    Albo chciał pokazać, że TK ma w głębokim poważaniu.

  36. July 12th, 2009 at 00:30 | #36

    A teraz koledzy możecie wszyscy zrobić mi loda, bo o mnie napisał SAM KORWIN-MIKKE: http://korwin-mikke.blog.onet.pl/Najczystsza-forma-faszyzmu,2,ID384213733,n

  37. Gammon No.82
    July 12th, 2009 at 00:33 | #37

    mrw :

    A teraz koledzy możecie wszyscy zrobić mi loda, bo o mnie napisał SAM KORWIN-MIKKE: http://korwin-mikke.blog.onet.pl/Najczystsza-forma-faszyzmu,2,ID384213733,n

    Nie mogę tego czytać, oczy mnie bolą.
    To jest jakiś (nomen omen) NURZ W BŻÓHÓ.

  38. July 12th, 2009 at 00:39 | #38

    Gammon No.82 :

    Albo chciał pokazać, że TK ma w głębokim poważaniu.

    No ale takie pokazywanie jest tak żałosne, że jezusmaria

    Gammon No.82 :

    Nie mogę tego czytać, oczy mnie bolą.

    W skrócie: obowiązek zapiania pasów to pikuś – przymusowe ubezpieczenie to jest dopiero ZBRODNIA!

    Auch: Mikke straszy, że będzie wyciągał konsekwencje, bo go w komciach pod tekstem w Dzienniku wyzywają od czubków.

  39. July 12th, 2009 at 00:39 | #39

    mrw :

    A teraz koledzy możecie wszyscy zrobić mi loda, bo o mnie napisał SAM KORWIN-MIKKE: http://korwin-mikke.blog.onet.pl/Najczystsza-forma-faszyzmu,2,ID384213733,n

    TEH ULTIMATE FAME

    I teraz możesz żałować, że masz blogaska na badziewnym blox.pl, gdzie nie możesz ustawić kustomizowanych powitań dla przychodzących z różnych źródeł, bo tym co przychodzą z korwin-mikke.blog.onet.pl mógłbyś napisać coś specjalnego!

  40. Slotna
    July 12th, 2009 at 00:40 | #40

    eli.wurman :

    To jest w’ogle chyba szerszy przypadek: wygody/użyteczność “na wszelki wypadek”, “a co, gdyby mi nagle było potrzebne”. Coś jak kupowanie telewizora full hd do oglądania analogowej tvp, czy wyboru laptopa na zasadzie “ten odpada, bo ma tylko trzy porty usb, a jakbym potrzebował podpiąć więcej rzeczy”.

    Dobre. Obawiam sie, ze ja tak mam jesli chodzi o ubior. 29 razy na 30, zastanawiajac sie, czy jednak nie ubrac sie elegancko – i nawet nie mowie o kiecce, ale chociaz obcasy i torebka – koncze z plecakiem i w sportowych butach. Bo moze jednak bede musiala znienacka przejsc sie piechota oraz do torebki nie zmiesci mi sie czwarta ksiazka, w razie gdybym skonczyla szybciej trzy pozostale. Pocieszam sie, ze chociaz jest wiekszy efekt, jak juz sie odstawie raz w miesiacu :)

  41. July 12th, 2009 at 00:43 | #41

    @ mrw:
    Heh, nie mogę, strasznie ci zazdroszczę! Pochwal się statsami :)

    Ciekawe, które z dwóch małych korwiniątek poskarżyło papie.

  42. Veln
    July 12th, 2009 at 00:43 | #42

    mrw :

    A teraz koledzy możecie wszyscy zrobić mi loda, bo o mnie napisał SAM KORWIN-MIKKE: http://korwin-mikke.blog.onet.pl/Najczystsza-forma-faszyzmu,2,ID384213733,n

    Be prepared.
    You have no idea co Ci się teraz na blog zwali. :-)

  43. Veln
    July 12th, 2009 at 00:46 | #43

    @bart
    W historii blogów jedni mają swój przełomowy moment w postaci konkursu o skuter, a drudzy w postaci linku u JKM. Kto będzie Munem dla mrw?

  44. July 12th, 2009 at 00:53 | #44

    Elan :

    Słowacja, jeśli to nie pomyłka, ma aż 2356 zabójstw rocznie z użyciem broni palnej na niecałe 5,5 miliona ludności

    O_O!

    Przepraszam za spamołap. Jest dość nieokrzesany.

  45. July 12th, 2009 at 00:54 | #45

    Veln :

    You have no idea co Ci się teraz na blog zwali.

    Ale to dopiero rano. Korwiniątka śpią, bo im rodzice nie pozwalają siedzieć po nocy.

    Auch: korwinizm jako odreagowanie restrykcyjnych rodziców.

    Veln :

    konkursu o skuter

    Następnym razem złożymy post 10.000 żurawi i się uda!

    Slotna :

    czy jednak nie ubrac sie elegancko – i nawet nie mowie o kiecce, ale chociaz obcasy i torebka – koncze z plecakiem i w sportowych butach

    No ale to jest luz, przecież nie zakładasz kamizelki, bo a nuż będziesz musiała tam zmieścić naboje jakby nas nagle Izrael napadł.

  46. Slotna
    July 12th, 2009 at 01:04 | #46

    eli.wurman :

    No ale to jest luz, przecież nie zakładasz kamizelki, bo a nuż będziesz musiała tam zmieścić naboje jakby nas nagle Izrael napadł.

    Naboje to nie, ale np. zawsze musze miec przy sobie cukierki, salmiak albo lukrecje, wpadam w histerie, jak mi sie zapas konczy. W sumie jakbym chciala kogos obezwladnic, to salmiak jest niezly, wiekszosc ludzi pluje tym dalej niz widzi.

  47. Marta z Castlebar
    July 12th, 2009 at 01:13 | #47

    Panie Bartoszu, na Pana blogu tak rzadko można skorzystać z edycji komentarzy ! CZy możnaby to zmienić? Jest wiele ludzi, którzy by z chęcią skorzystali z takiej opcji. Pozdrawiam, Marta

  48. July 12th, 2009 at 01:15 | #48

    Marta z Castlebar :

    Panie Bartoszu

    Fail!

  49. Quasi
    July 12th, 2009 at 01:48 | #49

    Marceli Szpak :

    (…) każdy z nas wie lepiej, co jest dla niego osobiście dobre, niż grupka pojebanych postaci, wybranych przez pojebaną większość, która boi się wszystkiego dookoła.

    Myślałem, że w takie pierdoły to wierzą jedynie “(pseudo)wolnościowe” pojeby z psychiatryka24. Nie spodziewałem się, że kogoś podzialającego tę infantylną wiarę spotka tutaj.

    Wg mnie to oczywiste, że oni wiedzą lepiej, co jest dla mnie dobre. I jestem wniebowzięty, że oni istnieją i podejmują za mnie decyzje.

    Zobacz, ilu ludzie nie jest na tyle kumatych, by wiedzieć, że bezrękawnik, wąsy, wczasy w Egipcie i skarpety do sandałów są obciachowe, Maki są lepsze od klonów z Linuxem, a iPhony są lepsze od prawie wszystkiego na świecie. A Ty wierzysz, że oni lepiej niż wyspecjalizowani eksperci&technokraci, którzy nam regulują świat, wiedzieliby:
    – Który z działających na nieregulowanym wolnym rynku banków, funduszy inwestycyjnych, funduszy emerytalnych, towarzystw ubezpieczeniowych itp. rokuje największe szanse zysków, najmniejsze ryzyko strat, bankructwa czy oszustwa.
    – Który z działających na nieregulowanym wolnym rynku prywatnych punktów usług (para)medycznych najlepiej, najbezpieczniej i najtaniej ich zdiagnozuje i wyleczy.
    – Która z działających na nieregulowanym wolnym rynku prywatnych szkół/uczelni mających swoje zupełnie dowolne programy i metody dydaktyczne najlepiej i najtaniej wykształci im dzieci.
    – Jak sprawdzić, czy biochemiczny skład żarcia, kosmetyków czy leków, które im sprzedają, jest bezpieczny dla zdrowia i zapewnia to, co obiecuje producent; że budynek, do którego wchodzą nie zawali im się na łby; że pestycyd, którym sąsiad opryskuje pole jest bezpieczny dla ich zdrowia itd..
    – Jak procesować się z nieuczciwym sprzedawcą/usługodawcą czy pracodawcą, tak żeby wygrać i przeciwdziałać kolejnym oszustwom ze strony innych dostarczycieli niezbędnych do życia dóbr.
    – Jak przekonać różnych działających na wolnym rynku dostarczycieli energii elektrycznej, że wszystkim żyłoby się lepiej, gdyby ujednolicili parametry swoich sieci elektrycznych, tak by wszystkie sieci pasowały do wszystkich urządzeń; jak przekonać prywatnych właścicieli dróg do standaryzacji obowiązujących na nich przepisów itd..

    Uważam, że życie w libertariańskiej utopii, w której każdy musiałby sam decydować o każdym aspekcie swojego życia i musiał sam pilnować, czy nie jest oszukiwany/podtruwany, a w razie wykrycia jakichś nadużyć – samemu walczyć o swój interes, byłoby piekłem. Człowiek musiałby się znać i interesować tyloma kwestiami – o których dzisiaj nawet nie myśli, bo znają się na nich i za niego interesują tym wszystkim wybierane przez niego władze – że w swym w sumie krótkim życiu nie miałby czasu korzystać komfortu, jaki potencjalnie może zapewnić mu cywilizacji. A dla wielu – zapewne dla znacznej większości – z powodu ograniczeń intelektualnych (nie każdy może w sensownym czasie zostać omnibusem) osiągnięcie wiedzy, umiejętności i warunków (czas, dostęp do informacji, dostęp do całej oferty rynku, nie ograniczonej lokalnymi monopolami itp.) niezbędnych do podejmowania w miarę racjonalnych (a nie, powiedzmy, przypadkowych – tak jak ponoć w dużym stopniu wygląda teraz u nas wybór OFE) decyzji byłoby zwyczajnie niemożliwe.
    I w imię czego to wszystko? W imię jakiejś abstrakcji, którą ktoś se nazywa “wolnością”? Pfffffff

    Naprawdę wierzysz, że na makro i mikro ekonomii, na prawie karnym, cywilnym, handlowym, pracy itp., na medycynie i farmacji, na toksykologii i dietetyce, na cybernetyce i zarządzaniu, na edukacji i pedagogice, oraz na wielu, wielu innych kwestiach mniej lub bardziej bezpośrednio wpływających na Twoje i Twoich bliskich życie, znasz się na tyle dobrze – i masz czas&możliwości się nimi zajmować – że podejmowałbyś związane z nimi decyzje lepiej, niż podejmujący je w Twoim imieniu urzędnicy&eksperci&politycy? Aż tak zajebisty jesteś?

    pozdrawiam

  50. Slotna
    July 12th, 2009 at 01:55 | #50

    Quasi :

    A dla wielu – zapewne dla znacznej większości – z powodu ograniczeń intelektualnych (nie każdy może w sensownym czasie zostać omnibusem) osiągnięcie wiedzy, umiejętności i warunków (czas, dostęp do informacji, dostęp do całej oferty rynku, nie ograniczonej lokalnymi monopolami itp.) niezbędnych do podejmowania w miarę racjonalnych (a nie, powiedzmy, przypadkowych – tak jak ponoć w dużym stopniu wygląda teraz u nas wybór OFE) decyzji byłoby zwyczajnie niemożliwe.

    Aha. I wlasnie te cieniasy wygina. Czy to nie piekne? ;))

  51. Veln
    July 12th, 2009 at 01:57 | #51

    Slotna :

    Aha. I wlasnie te cieniasy wygina. Czy to nie piekne? )

    We shall be… perfect.

  52. July 12th, 2009 at 02:04 | #52

    Quasi :

    by wiedzieć, że bezrękawnik, wąsy, wczasy w Egipcie i skarpety do sandałów są obciachowe

    Niekoniecznie zą zawsze obciachowe – zazwyczaj zależy to od kontekstu w jakim występują. No może z pominięciem sandałów.

    Quasi :

    Maki są lepsze od klonów z Linuxem

    Ale to też wszystko zależy od zastosowań. Jasne, że nikt, kto musi korzystać z programu płatnik i w związku z tym jest przybity do Windows nie przesiądzie się na linuxa. Przykładów można mnożyć.
    Choć z jakichś powodów, dla wielu zwykłych użykowników używanie Maka może się opłacić ze względu na niższy całkowity koszt posiadania.

    Quasi :

    Uważam, że życie w libertariańskiej utopii, w której każdy musiałby sam decydować o każdym aspekcie swojego życia

    Ja bym jeszcze dodał to, że wszyscy Ci, którzy postulują ograniczanie biurokracji, zwłaszcza, jeśli postulują to ograniczenie do jakichś absurdalnych granic jedyne co mają do zaproponowania to w zasadzie urzędniczą samowolę. Oczywiście, będzie idealnie, jak będziemy mieli super-przejrzyste prawo, ale w praktyce jest tak, że im więcej ludzkich aktywności, im bardziej jesteśmy rozwinięci, tym stopień skomplikowania rośnie.

  53. Quasi
    July 12th, 2009 at 02:36 | #53

    Co do legalizacji broni i dragów to nie mam wyrobionego zdania, bo się na tym nie znam. W każdym razie, przyglądałem się kiedyś kilku flejmom na ten temat i mogę rzucić kilka zaczerpniętych stamtąd spostrzeżeń.

    Dragi.

    Z powszechnym używaniem substancji odurzających mamy następujące problemy:
    (1) Wiele z nich niszczy zdrowie, niektóre mogą też doprowadzić do zatrucia czy śmierci w wyniku przedawkowania, a to wiąże się z pewnymi kosztami ekonomicznymi i społecznymi.
    (2) Ludzie w stanie odurzenia są skłonni powodować wypadki, popełniać przestępstwa, zaniedbywać obowiązki, a to wiąże się z kosztami ekonomicznymi i społecznymi (w tym: rodzinnymi).
    (3) Ludzie popadający w uzależnienia często rujnują sobie – i swoim rodzinom – życie, a będąc zdesperowanymi brakiem środków na zaspokojenie nałogu mogą być skłonni popełniać przestępstwa. To wiąże się z pewnymi kosztami ekonomicznymi i społecznymi (w tym: rodzinnymi).

    Delegalizacja substancji odurzających to stosunkowo niedawny wynalazek. Kiedyś w wielu miejscach narkotyki były dostępne i legalne. I miało to swoje koszta. Ktoś donosił, że w 19. w. w USA cale rodziny, z małymi dziećmi włącznie, popadały w uzależnienie od morfiny; gdzieś w Azji całe wioski opalone opium pogrążały się w stuporze. To właśnie obserwacja społeczno-ekonomicznych skutków dostępności dragów doprowadziła władze do ich delegalizacji.
    A co do świeższych skutków dostępności narkotyków, to wskazywano ten przykład.
    Warto by się było przyjrzeć kosztom społeczno-ekonomicznym związanym z praktycznie powszechną dostępnością alkoholu. Alkoholizm, przestępczość, wypadki, patologie i przemoc domowa.

    Broń.

    W pamięci utkwił mi jeden argument. Otóż podobno w dzisiejszej Polsce za przestępstwo z użyciem broni palnej grożą szczególnie surowe kary, stąd bandyci idący “na robotę” często rezygnują z jej zabierania czy nawet zdobywania (tym bardziej, że nielegalna broń jest stosunkowo droga), bo dzięki temu w razie wpadki mają mniejszą odsiadkę. Jednak w sytuacji, gdyby się spodziewali dużego ryzyka konfrontacji z uzbrojonym obywatelem, broń zabieraliby częściej. Ergo: Im większe siła defensywna ofiar, tym większa siła i agresja napastników, a co za tym idzie – więcej ofiar śmiertelnych przy stosunkowo drobnych przestępstwach.

    pozdrawiam

  54. Quasi
    July 12th, 2009 at 02:56 | #54

    eli.wurman :

    Ja bym jeszcze dodał to, że wszyscy Ci, którzy postulują ograniczanie biurokracji, zwłaszcza, jeśli postulują to ograniczenie do jakichś absurdalnych granic jedyne co mają do zaproponowania to w zasadzie urzędniczą samowolę.

    Nie, samowola to dla nich najmniejszy problem.

    Największy to dla nich pasożytniczość biurokracji – urzędnicy, przepisy i regulacje są zbędne i istnieją tylko po to, by zgraja nieudaczników nie potrafiących uczciwie zarobić na wolnym rynku, mogła pasożytować na ciężko pracujących obywatelach. Urzędy i ich zadania są tworzone tylko po to, by dawać etaty darmozjadom oraz znajdować preteksty do marnotrawienia kasy na zupełnie zbędne cele. Tylko po to, by ktoś mógł się łatwo, lekko, przyjemnie, bez ryzyka i odpowiedzialności nachapać cudzym kosztem. Siedzą i pierdzą, a pensyjki i odprawki biorą.

    I jeszcze żeby to było zwykłe złodziejstwo darmozjadów, to by było pół biedy. Gorzej, że darmozjady wpierdalają się w ludzkie życie i je regulują. Nie dość, ze utrzymujesz pasożyta, to i ów pasożyt trzyma cię w niewoli.

    Trzecim problemem jest korupcja, sitwy i lobbing.

    A ja się zastanawiam, czy gdyby w tej libertariańskiej utopii wszelkie zadania państwa przejęły prywatne firmy, to czy biurokracja – i związane z nią patologie takie jak korupcja, czy marnowanie środków na działalność pozorowaną – rzeczywiście byłaby mniejsza i mniej kosztowna? Zważywszy, że istnienie konkurencji oznaczałoby np. redundantną multiplikacje administracji (wszak każda z konkurujących firm musi mieć swoją) oraz brak bezpośredniego nadzoru obywateli nad firmami de facto zarządzającymi ich życiem.

    pozdrawiam

    EDIT: Sorry, coś mi się popieprzyło. Ty napisałeś, że “wolnościowcy” proponują de facto samowolę, a ja odczytałem, że oni się skarżą na samowolę.

  55. July 12th, 2009 at 03:20 | #55

    Quasi :

    Człowiek musiałby się znać i interesować tyloma kwestiami o których dzisiaj nawet nie myśli, bo znają się na nich i za niego interesują tym wszystkim wybierane przez niego władze

    Ale kiedy o to, ostatecznie, kurwasz (3xdżin +środki wziewne), przecież właśnie chodzi. O stworzenie społeczeństwa, które myśli, bierze odpowiedzialnośc za swoje decyzje jednostkowe i grupowe, nie ma prostego wytłumaczenia – bo te ciule mi kazali, jest świadome tego, że każdy błąd ma jakieś konsekwencje, niekoniecznie widoczne już teraz. to o czym ty piszesz – że myślą władze i że decyzje spadają na ciebie z nieba, bo proces jest tak skomplikowany, że równie dobrze możesz go sobie tłumaczyć pierdnięciem pana boga – doskonale ułatwia bezmyślność i przyjmowanie coraz głupszych praw, które mi nie szkodzą, dobre są, chuj, że tam pan z panem nie mogą siusiaka w pupę i za za rączkę po ulicy.

    sam zresztą piszesz, że ‘człowiek musiałby’ się orientować, wiedzieć i działać. kurwa. właśnie chyba o to generalnie chodzi, żeby to musiał zmienić na to, żeby chciał. albo, żeby przynajmniej zrozumiał, że jest to niezbędne do przetrwania, tak, jak paręset lat temu silne łapy i umiejętnośc ciepania dzidą i próbował to choć powierzchownie ogarnąć.

    Dopóki będzie miał narzucane prawa w ten sposób, to ni chuja, nie ma motywacji, wszystko się robi samo, załatwia samo, działania nie mają takich konsekwencj które można natychmiast załapać, a im więcej czasu na konsekwencje, to tym łatwiej se wytłumaczyć, czemu się zjebało i dalczego nie przeze mnie, a po za tym, zawsze może się pojawic jakiś łoś w garniturze i powiedzieć, że tego nie było, reset, paragraf 167, wracasz na początek planszy i gubisz się w tym systemie, co jest zajebiście pożądane, bo czemu miałbyś się orientować, skoro tylu w chuj kumatych ludzi się tak długo szkoliło, zeby cię prowadzić za rączkę, tam gdzie chca, przecież na pewno wiedzą lepiej, co jest dla ciebie dobre, w końcu nie miałeś czasu, chęci, żeby się dowiedzieć, o co tak właściwie im chodzi, jak to na ciebie wpłynie, co się zmieni – pokazali ci obszerną ekspertyzę, która przeskanowałeś zamyślony, zeby nie wyjśc na głupka i generalnie uwierzyłeś, że chcą tego samego, co ty.

    czasem się trafia, czasem nie.

    a chodzi o to, żeby podnieść ogólne prawdopodobieństwo trafienia. nawet nie o to, żeby zaraz wchodzić w starcie z ekspertami i ekspertyzą, tylko, żeby być ogarniętm na tyle, coby zrozumieć argumenty przynajmniej na takim poziomie, żeby wiedzieć, kto ci wciska kit, albo co najmniej przeczuć taką możliwość. stworzyć społeczeństwo, które jest wyczulone na próbę przewału, ale nie na zasdzie uprzedzeń, że ten chuj, co ma pejsy, tylko dlatego, że ma wyszkoloną umiejętność weryfikacji źródeł, posługuje się logiką, potrafi odróznić treści emocjonalne od tego, co da się zmierzyć i sprawdzić, jest tego nauczane od dzieciństwa, tak jak umiejętności podcierania dupy.

    tyle, że to trzeba ćwiczyć, między innymi dając ludziom szansę wybierania nawet najbardziej ciulowych w naszych oczach rozwiązań. nie tamować, nie zakazywać, tylko pozwolić się róznym idiotycznym pomysłom swobodnie skanalizować i niech robą za modelowe przykłady, jak można mieć pojebane pomysły na zycie – więcej ludzi odstraszą, niż przyciągną, a ci którzy się dołaczą, albo będą szczęsliwi, albo przestaną wzbogacać ogólną pulę genetyczną. w obu przypadkach się dowiemy czegoś nowego, albo potwierdzimy coś, co wiedzielismy ‘od zawsze.’ zawsze jakiś ładny przykład do pokazania luzdziom. a – tadam, finale – mam wrażenie, że przykłady działają lepiej niż prawa. tyle. mogłem właściwie od tego zacząć.

  56. Gammon No.82
    July 12th, 2009 at 09:14 | #56

    Quasi :

    Marceli Szpak :
    (…) każdy z nas wie lepiej, co jest dla niego osobiście dobre, niż grupka pojebanych postaci, wybranych przez pojebaną większość, która boi się wszystkiego dookoła.

    Myślałem, że w takie pierdoły to wierzą jedynie “(pseudo)wolnościowe” pojeby z psychiatryka24. Nie spodziewałem się, że kogoś podzialającego tę infantylną wiarę spotka tutaj.

    No Quasi, przegiąłeś. A raczej na drugi raz lepiej czytaj uważnie, co bliźni napisał, bo mam wrażenie, że takie było źródło twojego komentarza. Zakładam też, że takie dziwne słowo “autonomia” musiałeś kiedyś słyszeć.

    A co do detali (co zresztą zdaje się potwierdzać, że nie zrozumiałeś):

    – Który z działających na nieregulowanym wolnym rynku banków, funduszy inwestycyjnych, funduszy emerytalnych, towarzystw ubezpieczeniowych itp. rokuje największe szanse zysków, najmniejsze ryzyko strat, bankructwa czy oszustwa.

    Co nie jest chyba powodem, żeby wprowadzić Urząd Wpisywania Quasich do Konkretnego Funduszu. Chyba tylko po to, żeby Quasiemu wylosować fundusz, jeśli Quasi za długo hamletyzował, gdzie się zapisać.

    – Który z działających na nieregulowanym wolnym rynku prywatnych punktów usług (para)medycznych najlepiej, najbezpieczniej i najtaniej ich zdiagnozuje i wyleczy.

    Co chyba nie stanowi powodu, żeby Quasiego odgórnie zapisać do konkretnej przychodni rejonowej. Być może sens to ma wtedy, gdy Quasi nie wybrał jej sam.

    – Która z działających na nieregulowanym wolnym rynku prywatnych szkół/uczelni mających swoje zupełnie dowolne programy i metody dydaktyczne najlepiej i najtaniej wykształci im dzieci.

    Och, pewnego dnia dostałeś nakaz studiowania ze wskazaniem uczelni/wydziału/kierunku? Raczej nie… a marzyłeś o tym?

    – Jak sprawdzić, czy biochemiczny skład żarcia, kosmetyków czy leków, które im sprzedają, jest bezpieczny dla zdrowia i zapewnia to, co obiecuje producent; że budynek, do którego wchodzą nie zawali im się na łby; że pestycyd, którym sąsiad opryskuje pole jest bezpieczny dla ich zdrowia itd..

    To nie jest kwestia autonomii. Coś pokręciłeś.

    – Jak procesować się z nieuczciwym sprzedawcą/usługodawcą czy pracodawcą, tak żeby wygrać i przeciwdziałać kolejnym oszustwom ze strony innych dostarczycieli niezbędnych do życia dóbr.

    I dlatego powszechny przymus adwokacki byłby dobry?
    I dlatego kpc wprowadzający model procesu cywilnego, w którym bez pomocy lojera sobie nie poradzisz – jest dobry?

    – Jak przekonać różnych działających na wolnym rynku dostarczycieli energii elektrycznej, że wszystkim żyłoby się lepiej, gdyby ujednolicili parametry swoich sieci elektrycznych, tak by wszystkie sieci pasowały do wszystkich urządzeń; jak przekonać prywatnych właścicieli dróg do standaryzacji obowiązujących na nich przepisów itd..

    To również nie ma nic wspólnego z autonomią.

  57. July 12th, 2009 at 09:17 | #57

    Marceli Szpak :

    nie tamować, nie zakazywać, tylko pozwolić się róznym idiotycznym pomysłom swobodnie skanalizować i niech robą za modelowe przykłady, jak można mieć pojebane pomysły na zycie – więcej ludzi odstraszą, niż przyciągną, a ci którzy się dołaczą, albo będą szczęsliwi, albo przestaną wzbogacać ogólną pulę genetyczną.

    Dopiero piję poranną kawę, więc mózg mi jeszcze nie działa na tyle, żeby się wykłócać, ale ten twój postulat sprawił, że zacząłem sobie wyobrażać taką utopijną krainę, w której policjanci – bez broni! – jak zauważą transakcję narkotykową, to podjeżdżają radiowozem, z gigantycznej kupy segregatorów na tylnym siedzeniu wyciągają taki czerwony i pokazują gościom dramatyczne fotostory o panu Staszku i jego dostawcy, ze smutnym zakończeniem. I czytają im na głos dymki. A potem mówią “Pa! Musimy lecieć, na drugim końcu wioski gospodarz usiłuje zgwałcić psa, mamy dla niego zdjęcia objawów chorób międzygatunkowych przenoszonych drogą płciową” :)

  58. July 12th, 2009 at 09:20 | #58

    Gammon No.82 :

    No Quasi, przegiąłeś.

    Od razu tam przegiął.

    A raczej na drugi raz lepiej czytaj uważnie, co bliźni napisał, bo mam wrażenie, że takie było źródło twojego komentarza.

    Weź oświeć, bo ja chciałem mu napisać, że to bardzo mądry głos w dyskusji i że żałuję, że sam tego tak ładnie nie poukładałem. To znaczy, że jest nas dwóch debili, a ty jesteś nasz Maharyszy.

  59. Gammon No.82
    July 12th, 2009 at 09:27 | #59

    bart :

    Weź oświeć, bo ja chciałem mu napisać, że to bardzo mądry głos w dyskusji i że żałuję, że sam tego tak ładnie nie poukładałem. To znaczy, że jest nas dwóch debili, a ty jesteś nasz Maharyszy.

    A co jest mądrego w głosie “chuj z twoimi preferencjami, Profesjonalni Profesjonaliści Wybrani przez Demokratyczną Społeczność wiedzą lepiej, co dla ciebie dobre”?.

  60. Gammon No.82
    July 12th, 2009 at 09:31 | #60

    To ja jeszcze wrzucę pewien fragment większej całości i z góry przepraszam za teeldeera; nie mam dokąd przelinkować.

    Autonomia w rozważaniach etycznych oznacza tyle, co samostanowienie jednostki (stanowienie o własnej drodze życiowej) – względnie prawo do takiego samostanowienia. Jeśli przyjmiemy, że „każdy człowiek ma prawo określać, co w danej sytuacji stanowi jego dobro i ma prawo ustalać swoją drogę do szczęścia”, [T. Brzeziński: Tradycyjne zasady deontologii lekarskiej; w: T. Kielanowski (red.) Etyka i deontologia lekarska, Warszawa 1985 s. 61] to traktujemy autonomię jako samoistną wartość moralną.
    Można sobie wyobrazić różne sposoby rozumowania, kwestionujące w ogóle autonomię człowieka. Wszystkie one muszą opierać się o założenie, że jednostka „nie należy do siebie”, lecz do kogoś innego, kto władny jest nią kierować; tym kimś może być: właściciel (niewolnika), władza państwowa (dysponent jednostki jako „mięsa armatniego”, podatnika, etc.), ewentualnie bóstwo.
    Jeśli uznajemy wartość autonomii, to w konsekwencji musimy uznać, że decyzja odnośnie do poddania się leczeniu jest decyzją moralną, a nie decyzją o naturze czysto medycznej.
    Takiemu podejściu do problemu zgody przeciwstawia się tzw. paternalizm [T. L. Beauchamp w: Encyclopedia of Bioethics; hasło „Paternalism”, s. 1194].
    Wg T. L. Beauchampa, słowo „paternalizm” bywa potocznie i nieprecyzyjnie używane w odniesieniu do praktyki traktowania jednostek w sposób, w jaki ojciec traktuje swoje dzieci. W etyce słowo to ma znaczenie węższe i oznacza ograniczanie wolności jednostek bez ich zgody, jeżeli uzasadnia się takie działanie albo zapobieganiem szkodzie, którą te osoby mogłyby sobie samym wyrządzić, albo wyświadczeniem im korzyści, która w innym razie (gdyby postępować według woli tych osób) mogłaby nie dojść do skutku. Natomiast „zasada paternalistyczna” głosi, że ograniczenie wolności osoby (paternalizm jest zawsze stosowany jako – trafne, czy nie – uzasadnienie ograniczenia wolności drugiego) jest uzasadnione, jeśli w wyniku własnych działań osoba ta wyrządziłaby sobie istotną szkodę, albo nie uzyskała istotnej korzyści.
    Podstawowym problemem etycznym w tym zakresie jest: czy zasada paternalistyczna obowiązuje? Innymi słowy, czy paternalistyczne uzasadnienia działań ludzkich są w ogóle moralnie akceptowalne? Utarły się tu trzy stanowiska: paternalizm „mocny”, paternalizm ograniczony i antypaternalizm [ibid. s. 1196].
    Paternalizm „mocny” zawsze usprawiedliwia władczą ingerencję w zachowanie drugiej osoby, jeśli tylko zachowanie to mogłoby zaszkodzić określonym dobrom, potrzebom lub interesom tej osoby; innymi słowy zawsze, gdy wybór człowieka „nie leży w jego dobrze pojętym interesie”. Zakłada się tu implicite, że o tym, co jest dla człowieka dobre, nie decyduje jego własny wybór, lecz okoliczności obiektywne.
    Dla zwolennika paternalizmu ograniczonego, istnieje tylko mały obszar sytuacji, w których paternalizm można uznać za moralnie usprawiedliwiony. Reakcja paternalistyczna na cudze działanie, które zdaje się nam szkodliwe, jest w tym ujęciu zawsze pogwałceniem jakiejś reguły moralnej (np. nakazującej szacunek dla wolności drugiego), co z moralnego punktu widzenia wymaga dla usprawiedliwienia bardzo silnych, bezwzględnie przeważających racji.
    Antypaternalizm uznaje, że „zasada paternalistyczna” nie jest usprawiedliwieniem nigdy, w żadnych okolicznościach. Zauważyć tylko należy, że nawet antypaternalizm usprawiedliwia działanie wbrew decyzji drugiej osoby, jeśli decyzja owa była (w szerokim rozumieniu tego słowa) nieautonomiczna, np. podjęta przy niedostatku informacji [Zob. np. Z. Szawarski: Założenie niezdolności; Puls 5-6.1996. „W dzisiejszych czasach paternalizm jest niepopularny. Nie jestem jednak przekonany, że z moralnego punktu widzenia niesłuszna jest ochrona ludzi przed własnym szaleństwem lub po prostu pechem. (…) Uważam, że pozwalanie ludziom na to, by umarli, jest złe. [ale:] Jeżeli wiemy, iż jest to ich samodzielnie i świadomie podjęta, w pełni przemyślana decyzja, wtedy być może powinniśmy nie ingerować, ale w wypadku jakichkolwiek wątpliwości, zaryzykujmy błąd uratowania im życia. Zawsze mają wtedy następną szansę.”]
    Paternalistyczny znaczy dosłownie ojcowski – ale chodzi w tym wypadku o specyficzny typ stosunków w rodzinie, utrzymany w starożytnym, rzymskim stylu: autokratyczny ojciec rodziny podejmuje decyzje dotyczące członków rodziny wprawdzie kierując się ich interesem, tak, jak on sam go pojmuje. Jest to więc postawa którą da się streścić „siedź cicho, tatuś lepiej od ciebie wie, co dla ciebie dobre”.
    Paternalizm spotyka się nie tylko i nie głównie w medycynie; znacznie częściej postawę taką prezentują politycy. Ba, w oparciu o takie zasady budowano całe ustroje państwowe poczynając od tzw. oświeconego absolutyzmu (pod koniec XVIII w. Kant oskarżył rząd pruski o sprawowanie nad obywatelami imperium paternale). Ograniczony paternalizm w życiu społecznym pojawia się także współcześnie. Paternalistyczne uzasadnienie mają przepisy, nakazujące jeździć samochodem w pasach bezpieczeństwa, czy zakazujące używania narkotyków. Przy odpowiednim, paternalistycznym uzasadnieniu ktoś mógłby chcieć wprowadzić przepisy, zakazujące picia alkoholu, palenia papierosów, spożywania Snickersów, Big Maców i innych junk food’ów, uprawiania sportów niebezpiecznych w stopniu wyższym niż szachy i wielu innych rzeczy.
    Paternalizm medyczny, polityczny czy jakikolwiek inny musi zakładać traktowanie osoby jako przedmiotu. Nie przeczy temu fakt, iż „tatuś” – paternalista działa w interesie tej osoby (w każdym razie w sposób, jaki on sam uważa za leżący w jej interesie); koniec końców niosąc ulubionego chomika w klatce do weterynarza też dbamy o obiektywny, chomiczy interes.
    T. M. Zielonka wskazuje, że przez stulecia stosunki paternalistyczne w medycynie były lustrzanym odbiciem analogicznych relacji paternalistycznych w innych sferach życia społecznego (nauczyciel – uczniowie, państwo – obywatele, kapłan – wierni itp.). Paternalizm medyczny nie odbiegał więc od przyjętych norm współżycia i był aprobowany, a nawet oczekiwany przez chorych. Także powolny zmierzch paternalizmu wiąże się z przemianami społecznymi; „równolegle do postępu w medycynie (…) dokonuje się w świecie proces demokratyzacji [mówiąc precyzyjnie, raczej liberalizacji] życia społecznego, polegający na przyznawaniu coraz większych praw i wolności jednostce. (…) Trudno oczekiwać, aby obywatel w zetknięciu z medycyną godził się na utratę swych niezbywalnych praw. Z pewnością nie chce czuć się ubezwłasnowolniony po przyjściu do szpitala (…).” [T. M. Zielonka: Etyka po dyplomie. Od paternalizmu do partnerstwa; Medycyna po dyplomie 11-12.1998]
    R. M. Youngson i I. Schott wiążą początki paternalizmu w medycynie już z Hipokratesem („Działaj spokojnie i umiejętnie, starając się podczas wizyty zataić jak najwięcej przed chorym. Uprzejmie udzielaj odpowiednich wskazówek (…) odwracając uwagę chorego od wykonywanych przy nim zabiegów; nie wahaj się czasem zbesztać go ostro i stanowczo, czasem jednak pocieszaj go z troską i uwagą, nie zdradzając mu ani przyszłych rokowań, ani ustaleń z przeszłości (…) Wdawanie się w rozmowę o przyczynach choroby wywołało u wielu pacjentów pogorszenie; mam tu na myśli oświadczenia, jakie składałem o stanie pacjenta, bądź też przewidywania na przyszłość.” Z dzieła: O należytym wyglądzie lekarza) [R. M. Youngson i I. Schott: Pomyłki lekarskie. Zdumiewająca, lecz prawdziwa historia szarlatanerii w dziejach medycyny; wyd. Puls, bez miejsca wydania, 1997, s. 167]. Przez stulecia od chorych żądano posłuszeństwa absolutnego, w razie potrzeby manipulowano nimi emocjonalnie i zastraszano, wyolbrzymiając objawy choroby i grożąc najstraszniejszymi konsekwencjami w razie nieprzestrzegania zaleceń. „Trudnych pacjentów” na wszelki wypadek nie leczono wcale… Rzecz nie uległa zmianie i później, w wieku XVII, kiedy to (zwany „amerykańskim Hipokratesem”) Benjamin Rush zalecał „ulegać pacjentom w sprawach błahych, zachowując jednak niewzruszony autorytet w przypadkach, kiedy waży się ludzkie życie (…) chory powinien natychmiast podporządkowywać się zaleceniom lekarza, wypełniając je dokładnie i bez najmniejszych zastrzeżeń. Nie wolno mu przeciwstawiać własnych sądów i skłonności poradom udzielonym przez lekarza.” [ibid.]

    Jeśli coś nietentego to wywalcie ten komentarz Szanowny Gospodarzu.

  61. Quasi
    July 12th, 2009 at 09:49 | #61

    Gammon No.82 :

    No Quasi, przegiąłeś. A raczej na drugi raz lepiej czytaj uważnie, co bliźni napisał, bo mam wrażenie, że takie było źródło twojego komentarza. Zakładam też, że takie dziwne słowo “autonomia” musiałeś kiedyś słyszeć.

    ?

    “Autonomia” nie jest dla mnie żadną wartością samą w sobie. Jeśli autonomia narażałaby mnie na ryzyko lub wysiłek, to ja ją serdecznie pierdolę i się jej z rozkoszą zrzekam na rzecz państwa.

    Gammon No.82 :

    Co nie jest chyba powodem, żeby wprowadzić Urząd Wpisywania Quasich do Konkretnego Funduszu. Chyba tylko po to, żeby Quasiemu wylosować fundusz, jeśli Quasi za długo hamletyzował, gdzie się zapisać.

    Chodzi o to, żeby państwo regulowało i kontrolowało rynek oraz wydawało koncesje tak, żebym nie miał możliwości dokonania niekorzystnego dla siebie wyboru.

    Gammon No.82 :

    Co chyba nie stanowi powodu, żeby Quasiego odgórnie zapisać do konkretnej przychodni rejonowej. Być może sens to ma wtedy, gdy Quasi nie wybrał jej sam.

    J.w. Państwo ma kontrolować, regulować i koncesjonować tak, bym nie miał możliwości wybrać źle.

    Gammon No.82 :

    Och, pewnego dnia dostałeś nakaz studiowania ze wskazaniem uczelni/wydziału/kierunku? Raczej nie… a marzyłeś o tym?

    J.w.

    Gammon No.82 :

    I dlatego powszechny przymus adwokacki byłby dobry?
    I dlatego kpc wprowadzający model procesu cywilnego, w którym bez pomocy lojera sobie nie poradzisz – jest dobry?

    Chodzi o to, żeby państwo kontrolowało, czy pewne podmioty nie naruszają interesów klientów, udziałowców, pracowników, a w przypadku gdy natrafią na naruszenia – same dobierało im się do dup. Poza tym chodzi też o to, żeby państwo stworzyło coś takiego jak kodeks pracy, prawo antydyskryminacyjne, urząd ochrony konsumenta, sanepid, nadzór budowlany, przepisy i inspekcje przeciwpożarowe itd..

    pozdrawiam

  62. July 12th, 2009 at 09:58 | #62

    Gammon No.82 :

    A co jest mądrego w głosie “chuj z twoimi preferencjami, Profesjonalni Profesjonaliści Wybrani przez Demokratyczną Społeczność wiedzą lepiej, co dla ciebie dobre”?.

    Ale to nie do końca “dla ciebie” – jeśli masz ochotę żywić się wyłącznie bekonem, to, o ile się dobrze orientuję, nie ma prawa, które ci tego zabroni. Natomiast jeśli zechcesz założyć przedszkole, w którym dzieci żywione będą wyłącznie bekonem, to mam szczerą nadzieję, że jest na to paragraf.

    Twoje preferencje tyczące świateł mijania w dzień nie interesują mnie, jeśli Instytut Transportu Samochodowego przedstawia raport twierdzący, że od tego ginie mniej ludzi na drogach (a oponenci pokazują przekłamane statystyki i pseudowykresiki).

  63. July 12th, 2009 at 10:00 | #63

    @Statsy od JKM

    Wczoraj 50 (a postawił o 23), dziś na razie 200.

  64. Gammon No.82
    July 12th, 2009 at 10:04 | #64

    Quasi :

    “Autonomia” nie jest dla mnie żadną wartością samą w sobie. Jeśli autonomia narażałaby mnie na ryzyko lub wysiłek, to ja ją serdecznie pierdolę i się jej z rozkoszą zrzekam na rzecz państwa.

    Ale potrafisz zrozumieć, że dla mnie i niektórych innych osób twoja ucieczka od wolnosci może być wyborem, który szanujemy, ale który nam (w sensie tym innym) nie musi odpowiadać, prawda?

    Na szczęście konstrukcja autonomii jest cudownie elastyczna i może pomieścić w sobie bardzo wiele.
    Może pomieścić Quasiego, który jest gotów oddać się w ręce Profesjonalnie Profesjonalnego Chirurga ze słowami “pan robi co uważa, pan się zna lepiej”.
    I może pomieścić kogoś innego, kto powie “ale panie doktorze, jeśli śródoperacyjnie rozpozna pan nowotwór odbytu, to proszę niczego nie ruszać; dalsze życie ze sztuczną dupą na brzuchu by mi nie odpowiadało”.

    Chodzi o to, żeby państwo regulowało i kontrolowało rynek oraz wydawało koncesje tak, żebym nie miał możliwości dokonania niekorzystnego dla siebie wyboru.

    Chyba zgodzisz się, ze jeśli istnieje wybór, to istnieje też wybór niekorzystny? Ergo: niech państwo wyda tylko jedną koncesję.

    A regulacja rynku to jak najbardziej rozwiązanie mogące sprzyjać autonomii. Na przykład przez nałożenie na firmy ubezpieczeniowe obowiązku publikowania pewnych informacji o działalności bieżącej.

    J.w. Państwo ma kontrolować, regulować i koncesjonować tak, bym nie miał możliwości wybrać źle.
    […]
    J.w.

    Normalnie się zaciąłeś.

    Chodzi o to, żeby państwo kontrolowało, czy pewne podmioty nie naruszają interesów klientów, udziałowców, pracowników, a w przypadku gdy natrafią na naruszenia – same dobierało im się do dup. Poza tym chodzi też o to, żeby państwo stworzyło coś takiego jak kodeks pracy, prawo antydyskryminacyjne, urząd ochrony konsumenta, sanepid, nadzór budowlany, przepisy i inspekcje przeciwpożarowe itd..
    pozdrawiam

    A cóż to ma wspólnego z autonomią???

    kłaniam się nisko

  65. Gammon No.82
    July 12th, 2009 at 10:08 | #65

    bart :

    Ale to nie do końca “dla ciebie” – jeśli masz ochotę żywić się wyłącznie bekonem, to, o ile się dobrze orientuję, nie ma prawa, które ci tego zabroni. Natomiast jeśli zechcesz założyć przedszkole, w którym dzieci żywione będą wyłącznie bekonem, to mam szczerą nadzieję, że jest na to paragraf.
    Twoje preferencje tyczące świateł mijania w dzień nie interesują mnie, jeśli Instytut Transportu Samochodowego przedstawia raport twierdzący, że od tego ginie mniej ludzi na drogach (a oponenci pokazują przekłamane statystyki i pseudowykresiki).

    Co do żywienia dzieci bekonem, to (pomijając, czy jest to rozsądne) nie jest to kwestia mojej autonomii.

    A co do żywienia się przeze mnie bekonem, to przecież znowu wracamy do nieocenionego Kallfelza:
    „Każdy, kto może być jeszcze użyteczny dla społeczeństwa, jest wobec niego zobowiązany zachować życie i utrzymać zdolność do służby. Odnosi się to zarówno do zobowiązanego do służby wojskowej, kobiety w wieku rodnym, rodziców jako żywicieli i wychowawców dzieci, jak i też do już starego działacza państwowego, uczonego, wynalazcy, który jest jeszcze zdolny i dlatego też zobowiązany wnosić narodowi swój niezastąpiony wkład. Na tym polega idealny, ale też praktyczny obowiązek ogółu utrzymania życia i zdolności do pracy takich ludzi, nawet także przez przymusowe przełamanie ich sprzeciwiającej się woli (…). Ludzie, którzy natomiast wypełnili już swoje zadania życiowe, swoją służbę na rzecz narodowej wspólnoty, albo tacy, którzy do spełnienia takich zadań w ogóle nie są zdolni, są z punktu widzenia ogółu zwolnieni od obowiązku i można im pozostawić decyzję co do przedłużenia ich życia drogą interwencji lekarskich.”

    W takim razie prawo zabraniające żywienia się bekonem powinno być, nawet jeśli jeszcze go nie ma, nieprawdaż?

    W zasadzie to nawet palenie heretyków na stosie odbywało się dla ich dobra (żeby dać im ostatnią szansę zbawienia) i zarazem dla dobra ogółu (żeby nie powtórzył się kazus Sodomii i Gomorii).

    P.s. zauważ, że Quasiemu autonomia w większości spraw życiowych nie jest do niczego potrzebna. On (ujmując rzecz złośliwie) czułby się świetnie w luksusowym KL. Ale dlaczego jego rezygnacja z autonomii ma zmuszać kogokolwiek poza nim do takiej rezygnacji?

  66. July 12th, 2009 at 10:17 | #66

    Gammon No.82 :

    W takim razie prawo zabraniające żywienia się bekonem powinno być, nawet jeśli jeszcze go nie ma, nieprawdaż?

    Wiesz co, rozmawiaj sobie z Kallfelzem, nie będę ci przeszkadzał.

  67. Gammon No.82
    July 12th, 2009 at 10:22 | #67

    bart :

    Wiesz co, rozmawiaj sobie z Kallfelzem, nie będę ci przeszkadzał.

    Nie do końca rozumiem, zwłaszcza że herr Kallfelz nie żyje od dawna.

    To w końcu jak jest? Zgodnie z postulatami Quasiego walimy autonomię i wprowadzamy generalny przymus leczenia (się), czy też przeciwnie: szanujemy autonomię i rezerwujemy przymus wyłącznie dla przypadków szczególnych (typu łazi po mieście nosiciel charkotnicy tropikalnej i charczy złośliwie na bliźnich)?

    P.s. no i może zlikwidować te głupie ulotki dodawane do produktów leczniczych? W końcu to tylko zawracanie głowy, a pacjent nie zna się zazwyczaj na medycynie i farmacji.

  68. Quasi
    July 12th, 2009 at 10:30 | #68

    Gammon No.82 :

    Chyba zgodzisz się, ze jeśli istnieje wybór, to istnieje też wybór niekorzystny? Ergo: niech państwo wyda tylko jedną koncesję.

    1. Myślę, że można wyróżnić coś takiego jak “decyzje niekorzystne bezwzględnie” i “decyzje niekorzystne względnie”. Państwo ma mnie chronić przede wszystkim przed tymi pierwszymi.

    2. Oczywiście, że w niektórych kwestiach państwo powinno wydać tylko jedną koncesję, a nawet samemu sprawować monopol. Do takich kwestii należy np.: armia, policja, prawo&sądownictwo, dyplomacja, ochrona środowiska, emisja pieniądza, minimum programowe w programach nauczania, infrastruktura drogowa.

    Gammon No.82 :

    A regulacja rynku to jak najbardziej rozwiązanie mogące sprzyjać autonomii. Na przykład przez nałożenie na firmy ubezpieczeniowe obowiązku publikowania pewnych informacji o działalności bieżącej.

    To może być za mało. Bowiem jest jeszcze jedna kwestia: obywatel musi posiadać wystarczającą wiedzę, umiejętności i inteligencję, by takie informacje zrozumieć i móc wyciągnąć z nich prawidłowe wnioski, a także musi wiedzieć, gdzie takich informacji szukać, że warto ich szukać i że one w ogóle istnieją. Poza tym na zdobywanie owej wiedzy/umiejętności, informacji i wniosków obywatel musi mieć czas, siły, możliwości i chęci.

    Gammon No.82 :

    A cóż to ma wspólnego z autonomią???

    To, że państwo ogranicza moją autonomie decydując za mnie, jakie budynki/leki/żywność są dla mnie bezpieczne, jaki pracodawca/bank/fundusz inwestycyjny są uczciwe, państwo za mnie wyszukuje te niebezpieczne lub nieuczciwe i za mnie wyciąga wobec nich konsekwencje.

    Gammon No.82 :

    To ja jeszcze wrzucę pewien fragment większej całości i z góry przepraszam za teeldeera; nie mam dokąd przelinkować. (…)

    Mój komentarz jest taki:
    Paternalizm państwa to super sprawa! Obywatel często nie ma możliwości zdobycia&zrozumienia informacji niezbędnych do podjęcia świadomej&korzystnej dla siebie decyzji, a nawet jeśli teoretycznie taką możliwość ma, to koszta (choćby w postaci czasu, wysiłku, konieczności zdobywania kwalifikacji) zdobycia&zrozumienia takich informacji oraz procedury wnioskowania z nich optymalnej decyzji mogą być w praktyce dla większości obywateli zbyt duże.

    pozdrawiam

  69. July 12th, 2009 at 10:34 | #69

    Gammon No.82 :

    Nie do końca rozumiem, zwłaszcza że herr Kallfelz nie żyje od dawna.

    No ale możesz – zamiast ze mną – prowadzić sobie taką wirtualną rozmowę z nim, odpowiadając na moje komcie cytatem z Kallfelza, odpowiadając Kallfelzowi, uznając, że moje stanowisko jest równoważne, z tym, co sobie wymyśliłeś itd. Ja się oddalam z dziećmi na plac zabaw, tobie życzę powodzenia w jednoosobowym dialogu.

  70. Quasi
    July 12th, 2009 at 10:43 | #70

    Gammon No.82 :

    To w końcu jak jest? Zgodnie z postulatami Quasiego walimy autonomię i wprowadzamy generalny przymus leczenia (się), (…)

    Autonomię w kwestii czy się leczyć należy oczywiście zostawić. Autonomię należy ograniczyć jedynie w kwestii, jakie usługi lecznicze można oferować na (wolnym) rynku.

    Gammon No.82 :

    P.s. no i może zlikwidować te głupie ulotki dodawane do produktów leczniczych? W końcu to tylko zawracanie głowy, a pacjent nie zna się zazwyczaj na medycynie i farmacji.

    Odwrotnie. Wymuszamy umieszczanie ulotek oraz treść i formę zawartych na nich informacji, przez co odbieramy obywatelom autonomię do nabycia leków pozbawionych ulotek lub zawierających ulotki wypełnione treściami dla nich nieprzydatnymi. Ponadto wymuszamy by (i) tylko przetestowane i spełniające wymogi państwa (a nie autonomicznych obywateli) farmaceutyki znajdowały się na rynku; (ii) farmaceutyki sprzedawali jedynie koncesjonowani dystrybutorzy oraz (iii) żeby niektóre z tych farmaceutyków obywatel mógł nabyć jedynie pod warunkiem posiadania recepty od koncesjonowanego (a nie autonomicznie wybranego spośród wolnej oferty wolnego rynku) lekarza.

    pozdrawiam

  71. July 12th, 2009 at 10:47 | #71

    Quasi :

    Wymuszamy umieszczanie ulotek

    Właśnie już wzułem buciki, ale mi się przypomniały te ulotki – a są one w końcu dodawane również do środków wydawanych wyłącznie na receptę, stosowanych pod ścisłą kontrolą lekarza. Może olejmy i te recepty, i tę kontrolę – w końcu świadomy obywatel sam najlepiej wie, jakim antybiotykiem leczyć samodiagnozowaną kandydozę.

  72. Gammon No.82
    July 12th, 2009 at 10:56 | #72

    bart :

    No ale możesz – zamiast ze mną – prowadzić sobie taką wirtualną rozmowę z nim, odpowiadając na moje komcie cytatem z Kallfelza, odpowiadając Kallfelzowi, uznając, że moje stanowisko jest równoważne, z tym, co sobie wymyśliłeś itd. Ja się oddalam z dziećmi na plac zabaw, tobie życzę powodzenia w jednoosobowym dialogu.

    Niezupełnie o to chodziło. Po prostu z punktu widzenia zasady szacunku dla autonomii odrzucenie Kallfelza jest oczywiste (w sensie odczepcie się od mojego bekonu). Zastanawiałem się, czy i jak można odrzucić Kallfelza z innego stanowiska i tego dotyczyło pytanie. No ale jak nie chcesz to nie.

    Quasi :

    1. Myślę, że można wyróżnić coś takiego jak “decyzje niekorzystne bezwzględnie” i “decyzje niekorzystne względnie”. Państwo ma mnie chronić przede wszystkim przed tymi pierwszymi.

    Zapewne można, tylko powstaje pytanie: czy decyzje bezwzględnie niekorzystne dla Quasiego są automatycznie bezwzględnie (i czy w ogóle?) niekorzystne dla wszystkich innych.

    2. Oczywiście, że w niektórych kwestiach państwo powinno wydać tylko jedną koncesję, a nawet samemu sprawować monopol. Do takich kwestii należy np.: armia, policja, prawo&sądownictwo, dyplomacja, ochrona środowiska, emisja pieniądza, minimum programowe w programach nauczania, infrastruktura drogowa.

    Przecież z twoich argumentów (że redundantnie rośnie administracja w konkurujących firmach itd.) wynikałoby, że w ogóle monopol jest the best.

    A jeśli chodzi o sądownictwo, to samo państwo dopuszcza od niedawna mediację zamiast sporu sądowego, a od dawna zna instytucję sądów polubownych (których skład ustalają strony sporu). Więc może to źle?

    Ale mniejsza z tym, bo miało być o autonomii.

    To może być za mało. Bowiem jest jeszcze jedna kwestia: obywatel musi posiadać wystarczającą wiedzę, umiejętności i inteligencję, by takie informacje zrozumieć i móc wyciągnąć z nich prawidłowe wnioski, a także musi wiedzieć, gdzie takich informacji szukać, że warto ich szukać i że one w ogóle istnieją. Poza tym na zdobywanie owej wiedzy/umiejętności, informacji i wniosków obywatel musi mieć czas, siły, możliwości i chęci.

    Ale czy z tego wyciągasz wniosek “skoro niektórzy są mniej trybni / gorzej poinformowani / mają mniej czasu / sił / chęci / możliwości, to wprowadźmy Centralny Urząd Decyzyjny, który zadecyduje za nich”?

    To, że państwo ogranicza moją autonomie decydując za mnie, jakie budynki/leki/żywność są dla mnie bezpieczne, jaki pracodawca/bank/fundusz inwestycyjny są uczciwe, państwo za mnie wyszukuje te niebezpieczne lub nieuczciwe i za mnie wyciąga wobec nich konsekwencje.

    No akurat twoje stanowisko nie różni się tu istotnie od stanowiska korwinistów, bo ich zdaniem to wszystko załatwia rynek. Nie zamieszkasz w domu zbudowanym przez złego architekta, bo złego architekta rozstrzela osobiście Z Łaski Bożej Absolutny Król Janusz po pierwszej katastrofie budowlanej, a jego (architekta, nie ZŁBAKJ) dzieci będą przymierały głodem na śmietniku. Powiesz, że nadzór budowlany działa prewencyjnie, a nie ex post, ale przecież też przepuszcza wadliwe konstrukcje, nieprawdaż?

    Paternalizm państwa to super sprawa! Obywatel często nie ma możliwości zdobycia&zrozumienia informacji niezbędnych do podjęcia świadomej&korzystnej dla siebie decyzji, a nawet jeśli teoretycznie taką możliwość ma, to koszta (choćby w postaci czasu, wysiłku, konieczności zdobywania kwalifikacji) zdobycia&zrozumienia takich informacji oraz procedury wnioskowania z nich optymalnej decyzji mogą być w praktyce dla większości obywateli zbyt duże.
    pozdrawiam

    A jak dobrotliwe państwo w trosce o ciebie zabroni ci komentować na BdB (np. bo pisanie teeldeerów po nocy szkodzi zdrowiu, z czego Quasi sobie najwyraźniej niedostatecznie zdaje sprawę) i administracyjnie przeniesie cię na wielodzietnych.org?
    :-D

    A ja naiwnie sądziłem, że panuje tu chociaż zgoda, że dobrze jest żyć w tzw. współczesnej, z letka opiekuńczej demokracji liberalnej…

    EDIT: ale kolejna odpowiedź Quasiego podniosła mnie na duchu.

    Autonomię w kwestii czy się leczyć należy oczywiście zostawić. Autonomię należy ograniczyć jedynie w kwestii, jakie usługi lecznicze można oferować na (wolnym) rynku.
    […]
    Odwrotnie. Wymuszamy umieszczanie ulotek oraz treść i formę zawartych na nich informacji, przez co odbieramy obywatelom autonomię do nabycia leków pozbawionych ulotek lub zawierających ulotki wypełnione treściami dla nich nieprzydatnymi. Ponadto wymuszamy by (i) tylko przetestowane i spełniające wymogi państwa (a nie autonomicznych obywateli) farmaceutyki znajdowały się na rynku; (ii) farmaceutyki sprzedawali jedynie koncesjonowani dystrybutorzy oraz (iii) żeby niektóre z tych farmaceutyków obywatel mógł nabyć jedynie pod warunkiem posiadania recepty od koncesjonowanego (a nie autonomicznie wybranego spośród wolnej oferty wolnego rynku) lekarza.
    pozdrawiam

    [ale go ładnie podpuściłem z tymi ulotkami… wiedziałem, że napisze to, co napisał]

    No proszę, to o co był spór? (był jakiś?)

    Aha, oczywiście że masz rację – wiesz w jakiej sprawie? Takiej, że bez regulacji publicznej można sobie swoją autonomię w dupę wsadzić.

    Kłaniam się nisko

  73. Gammon No.82
    July 12th, 2009 at 11:04 | #73

    bart :

    Właśnie już wzułem buciki, ale mi się przypomniały te ulotki – a są one w końcu dodawane również do środków wydawanych wyłącznie na receptę, stosowanych pod ścisłą kontrolą lekarza. Może olejmy i te recepty, i tę kontrolę – w końcu świadomy obywatel sam najlepiej wie, jakim antybiotykiem leczyć samodiagnozowaną kandydozę.

    No widzisz, lekarz nie korzysta z ulotek, lekarz korzysta z lekospisu Przecież ulotkę kupuje się razem z produktem, i trafia ona do rąk pacjenta, a nie lekarza.
    Oczywiście lekospis powiela treść ulotek, a ulotki powielają treść zezwolenia dopuszczającego produkt leczniczy do obrotu.

    Ale z punktu widzenia konsekwentnego paternalizmu ulotki są zbędne, a nawet szkodliwe (na przykład informacje o działaniach niepożądanych – po co pacjenta straszyć? jeszcze zrezygnuje z leczenia!). Wystarczyłoby dać ostrzeżenie o ewentualnym upośledzeniu zdolności psychofizycznych, żeby nie siadał za kierownicę. Resztę zostawmy w rękach Profesjonalnych Profesjonalistów.

  74. Quasi
    July 12th, 2009 at 11:38 | #74

    Gammon No.82 :

    Zapewne można, tylko powstaje pytanie: czy decyzje bezwzględnie niekorzystne dla Quasiego są automatycznie bezwzględnie (i czy w ogóle?) niekorzystne dla wszystkich innych.

    A to już mnie wybitnie mało interesuje.

    Gammon No.82 :

    Przecież z twoich argumentów (że redundantnie rośnie administracja w konkurujących firmach itd.) wynikałoby, że w ogóle monopol jest the best.

    Nie, bo monopol ma swoje wady. Np. usuwa motywację do doskonalenia oferty i optymalizacji kosztów. W przypadku monopolu państwa jeszcze nie jest tak źle, bo tę motywację jako-tako podtrzymuje kadencyjność władzy + wybory.
    Dlatego należy w każdej kwestii oddzielnie rozważyć, jaki stosunek wolności do regulacji (i jakich regulacji, bo jest ich całe spektrum: od monopolu państwa lub koncesjonowanego przez nie podmiotu prywatnego, do przepisów antymonopolowych/antytrustowych/przeciw zmowom cenowym itp. chroniących wolnorynkową konkurencję) rynku będzie optymalny z punktu widzenia interesu obywateli (chodzi o osiągniecie jak najwyższej średniej owego interesu i jak najniższej jego wariancji).

    Gammon No.82 :

    Ale czy z tego wyciągasz wniosek “skoro niektórzy są mniej trybni / gorzej poinformowani / mają mniej czasu / sił / chęci / możliwości, to wprowadźmy Centralny Urząd Decyzyjny, który zadecyduje za nich”?

    Generalnie, tak.

    Gammon No.82 :

    No akurat twoje stanowisko nie różni się tu istotnie od stanowiska korwinistów, bo ich zdaniem to wszystko załatwia rynek. (…)

    No właśnie nie. Wolny rynek może optymalizować ofertę z punktu widzenia interesu obywateli tylko po spełnieniu kilku warunków, np.:
    (i) Obywatele-konsumenci w znaczącej większości mają dostęp do odpowiednich informacji, potrafią je zrozumieć oraz wyciągać z nich odpowiednie wnioski, a przy tym mają na to wszystko czas, siły i chęci.
    (ii) W razie zaistnienia nadużycia obywatele w znacznej większości są w stanie szybko i skutecznie je wykrywać i wyciągać z nich konsekwencje cywilno-prawne oraz mają na to wszystko czas, siły i chęci (co w realiach wolnego rynku usług prawniczych – gdzie ceny adwokatów są jakie są, a szanse wygrania z bogatym podmiotem z zasady nie najwyższe – raczej nie zawsze jest spełnione).
    (iii) Obywatele w znacznej większości mają swobodny dostęp do zróżnicowanej oferty wolnorynkowej, tj. nie ma problemu tworzenia się (lokalnych)monopolów, zmów cenowych, wrogich przejęć, ekonomicznych barier wejścia na rynek nowych podmiotów itp..

    Obawiam się, że w większości dziedzin życia powyższe warunki nie są w pełni spełnione, stąd całkowicie wolny rynek działa tam w sposób wyraźnie suboptymalny. Ponadto, jak sam wspomniałeś, wolny rynek – w odróżnieniu od regulacji państwowych – działa przede wszystkim ex post, co wiąże się z tym, że optymalizacja za jego pomocą może kosztować więcej (i kasy, i ludzkiego cierpienia) niż optymalizacja za pomocą państwowych regulacji.

    Gammon No.82 :

    A jak dobrotliwe państwo w trosce o ciebie zabroni ci komentować na BdB (np. bo pisanie teeldeerów po nocy szkodzi zdrowiu, z czego Quasi sobie najwyraźniej niedostatecznie zdaje sprawę) i administracyjnie przeniesie cię na wielodzietnych.org?

    Konstytucja, umowy (i naciski) międzynarodowe, kadencyjność władzy, wybory powszechne i wolne media to dość skuteczny bufor przeciwko aż tak skrajnemu wynaturzaniu się władzy.

    Gammon No.82 :

    A ja naiwnie sądziłem, że panuje tu chociaż zgoda, że dobrze jest żyć w tzw. współczesnej, z letka opiekuńczej demokracji liberalnej…

    Tak, panuje. Ja nie oponowałem przeciwko statu quo panującemu w UE, lecz przeciwko mrzonkom libertarian, sKorwinsynów i innych “(pseudo)wolnościowców”.

    Gammon No.82 :

    No proszę, to o co był spór? (był jakiś?)

    Już Ci kiedyś pisałem, że masz dziwny perwersyjny pociąg do sztucznych i jałowych wesołkowatych przekomarzanek.

    pozdrawiam

  75. Quasi
    July 12th, 2009 at 11:46 | #75

    Gammon No.82 :

    Wystarczyłoby dać ostrzeżenie o ewentualnym upośledzeniu zdolności psychofizycznych, żeby nie siadał za kierownicę. Resztę zostawmy w rękach Profesjonalnych Profesjonalistów.

    Procedura przyjmowania leku oraz przeciwwskazania mogą być skomplikowane i pacjent może zwyczajnie nie pamiętać szczegółów ustnej porady lekarza z tym związanej. Ulotka nie służy do tego, by pomóc pacjentowi podjąć decyzję o wyborze leku, tylko aby ułatwić stosowanie leku już wybranego pacjentowi przez specjalistę.

  76. July 12th, 2009 at 11:48 | #76

    bart :

    zacząłem sobie wyobrażać taką utopijną krainę, w której policjanci – bez broni! – jak zauważą transakcję narkotykową, to podjeżdżają radiowozem, z gigantycznej kupy segregatorów na tylnym siedzeniu wyciągają taki czerwony i pokazują gościom dramatyczne fotostory o panu Staszku i jego dostawcy, ze smutnym zakończeniem. I czytają im na głos dymki.

    It’s nice, ale zupełnie nie o to cho. Ci policjanci się w ogóle nie wtrącają, bo nie mają po co – mają dwie dorosłe osoby, z których jedna wybrała sobie zjebany sposób na życie (ćpanie), druga prowadzi normalny biznes, korzystając z popytu wśród łosi. Druga nie popełnia żadnego przestępstwa, no może trochę wyolbrzymia moc oferowanych przez siebie środków i nie dopowiada wszystkich szczegółów w temacie skutków ubocznych, ale to od kupującego, jak zawsze, zależy, żeby się na ten kit nie dać wkręcić. Jeśli jest mało rozgarnięty i się da, a później wykituje efektownie, to wtedy dopiero wkracza policja, albo i lepiej służby informacyjne i robi z przygłupa przykład. W tej utopi, moga jak dla mnie obwozic nawet trupa po wioskach i kroić go na oczach dziatwy, pokazując co i jak potrafi rozpierdolić w organizmie brak orientacji w tym, co się wrzuca. Skoro można pokazywać zasyfione płuca palacza i rozjebaną wątrobę alkoholika i to działa w jakimś stopniu, to nie widzę czemu takiego shock therapy nie stosować też w innych dziedzinach. Przecież to kurde, rozumieją nawet miłośnicy zarodków, ze swoimi pierwszymi krzykami i zdjęciami krwawego ścierwa rozstawionymi po miastach. Czy organizacje od kontrolowania broni: http://www.youtube.com/watch?v=ZVgfUtKWTmU (now, wystarczy sobie wyobrazić, że to jest dokument, a nie sprawna propaganda)

  77. Slotna
    July 12th, 2009 at 12:04 | #77

    Marceli Szpak :

    Skoro można pokazywać zasyfione płuca palacza i rozjebaną wątrobę alkoholika i to działa w jakimś stopniu

    Eeee… _dziala_? Ciekawe.

  78. Veln
    July 12th, 2009 at 12:16 | #78

    Slotna :

    Eeee… _dziala_? Ciekawe.

    Odkąd przeczytałem o szkodliwości picia, przestałem czytać książki. :-)

  79. July 12th, 2009 at 12:23 | #79

    A ja od kiedy zobaczyłem Jerofiejewa mówiącego przez aparacik i wsadzającego sobie pety w dziurę w krtani (http://www.youtube.com/watch?v=riOB29p1DqY), wiem przynajmniej, że palenie fajek jest jednym z najgłupszych pomysłów, jakie miałem. I jeśli mnie kiedyś w końcu natchnie do odstawienia, to jako motywator nie będzie wisiało na pulpicie palenie prowadzi do bezpłodności (bo to akurat argument za tym, żeby fajki rozdawać darmo), tylko właśnie fota Wienedikta w takim stadium, którego nikomu bym nie życzył, zwłaszcza sobie.

  80. Slotna
    July 12th, 2009 at 12:29 | #80

    Marceli Szpak :

    A ja od kiedy zobaczyłem Jerofiejewa mówiącego przez aparacik i wsadzającego sobie pety w dziurę w krtani, wiem przynajmniej, że palenie fajek jest jednym z najgłupszych pomysłów, jakie miałem. I jeśli mnie kiedyś w końcu natchnie do odstawienia, to jako motywator nie będzie wisiało na pulpicie palenie prowadzi do bezpłodności (bo to akurat argument za tym, żeby fajki rozdawać darmo), tylko właśnie fota Wienedikta w takim stadium, którego nikomu bym nie życzył, zwłaszcza sobie.

    To rzeczywiscie fantastycznie dziala. Zajebiscie wrecz. Ech, dzieci, dzieci…

  81. July 12th, 2009 at 12:36 | #81

    To sobie sama wybierz, co na Ciebie działa. To przykłady były tylko, pewnie bez problemu znajdziesz własne, które skutecznie odstraszają Cię od popełniania jakiś głupot.

  82. Slotna
    July 12th, 2009 at 12:36 | #82

    Quasi :

    (2) Ludzie w stanie odurzenia są skłonni powodować wypadki, popełniać przestępstwa, zaniedbywać obowiązki, a to wiąże się z kosztami ekonomicznymi i społecznymi (w tym: rodzinnymi).
    (3) Ludzie popadający w uzależnienia często rujnują sobie – i swoim rodzinom – życie, a będąc zdesperowanymi brakiem środków na zaspokojenie nałogu mogą być skłonni popełniać przestępstwa.

    Quasi :

    Warto by się było przyjrzeć kosztom społeczno-ekonomicznym związanym z praktycznie powszechną dostępnością alkoholu. Alkoholizm, przestępczość, wypadki, patologie i przemoc domowa.

    Zawsze mi sie ten kawalek przypomina:
    http://www.youtube.com/watch?v=gwDRBm-qbQI

  83. Slotna
    July 12th, 2009 at 12:43 | #83

    Marceli Szpak :

    To sobie sama wybierz, co na Ciebie działa. To przykłady były tylko, pewnie bez problemu znajdziesz własne, które skutecznie odstraszają Cię od popełniania jakiś głupot.

    Oczywiscie, ze sobie wybiore: otoz doskonale dziala na mnie brak mozliwosci popelnienia glupoty badz znaczne utrudnienie.

  84. Patso
    July 12th, 2009 at 12:45 | #84

    To co, mnie zaczyna wkurzać we flejmach na BdB, to fakt, że zazwyczaj oponenci nie starają się wzajemnie zrozumieć, co mają na myśli, tylko konstruują sobie obraz przeciwnika i w ten wyimaginowany obraz naparzają.
    Przykładowy schemat wygląda tak. Użytkownik A wyraża jakąś opinię. Użytkownik B wyraża opinię bardzo podobną, ale w innym tonie (na przykład bardziej liberalnym). A uznaje to za atak na swój światopogląd i publikuje bezlitosną krytykę poglądów przeciwnych do swoich własnych (zazwyczaj dość sensowną, bo te przeciwne poglądy są zazwyczaj dość kretyńskie). Na to B publikuje krytykę poglądów przeciwnych do swoich, tyle że wciąż w innym tonie. Rozpoczyna to wielokomciową napierdalankę, w trakcie której oponenci, zamiast dążyć do wytłumaczenia sobie drobnej różnicy między początkowymi opiniami, zaczynają w istocie bronić narzucanych im poglądów (tych kretyńskich), co sprowadza całą kłótnię do bełkotu. Chyba jeden Gammon stara się co jakiś czas przypomnieć, o co mu w ogóle chodziło (np. we flejmie o broni dodawał w co drugim poście, że nie zależy mu na wolnym dostępie do broni, tylko jego wiatrówkach), ale jego nikt nie bierze na serio, no i nikt nie zhańbi się przecież uważnym przeczytaniem argumentów przeciwnika.
    Zdarzy się czasem co prawda, że któryś z uczestników naprawdę ma te kretyńskie poglądy (sorry, Marceli), ale na bogów, większość naprawdę gada sensownie.

  85. July 12th, 2009 at 12:49 | #85

    Quasi:

    Ty jesteś tęgi analityk, zadam Ci zagadkę, na którą nie chciał/nie umiał odpowiedzieć mi Napieralski:

    Dylemat moralny: jak wybrałby pan 10% populacji dzieci, żeby oddać je kosmitom szantażującym Ziemię zagładą?

  86. Gammon No.82
    July 12th, 2009 at 13:10 | #86

    Quasi :

    Zapewne można, tylko powstaje pytanie: czy decyzje bezwzględnie niekorzystne dla Quasiego są automatycznie bezwzględnie (i czy w ogóle?) niekorzystne dla wszystkich innych.

    A to już mnie wybitnie mało interesuje.

    A szkoda, że interesują cię wyłącznie twoje własne korzyści (albo – co gorsza – to, co ci Profesjonalny Profesjonalista wmówi, że stanowi twoją korzyść).

    Ulotka nie służy do tego, by pomóc pacjentowi podjąć decyzję o wyborze leku, tylko aby ułatwić stosowanie leku już wybranego pacjentowi przez specjalistę.

    Mylisz się. Większość informacji podanych na ulotce nie ma nic wspólnego z “ułatwianiem stosowania leku już wybranego pacjentowi przez specjalistę”.

    Na marginesie: to nie jest takie proste, że “specjalista wybiera pacjentowi lek”. Specjalista ma zasrany obowiązek przedstawić pacjentowi wszystkie sposoby leczenia mieszczące się w granicach współczesnej wiedzy, wraz z dającymi się przewidzieć korzystnymi i niekorzystnymi skutkami ich zastosowania lub niezastosowania. Plus dające się przewidzieć korzystne i niekorzystne skutki zaniechania jakiegokolwiek leczenia.

    Na resztę odpowiadał nie będę, żeby nie było znowu, że się “wesołkowato przekomarzam”.

  87. July 12th, 2009 at 13:11 | #87

    @ (sorry, Marceli)

    Kajn problem, przecież o to chodzi, że to dobry poligon, żeby się dać skopać po poglądach.

  88. Slotna
    July 12th, 2009 at 13:17 | #88

    Gammon No.82 :

    A szkoda, że interesują cię wyłącznie twoje własne korzyści (albo – co gorsza – to, co ci Profesjonalny Profesjonalista wmówi, że stanowi twoją korzyść).

    A niby czyje korzysci maja go interesowac? A ciebie czyje korzysci interesuja? Oraz Profesjonalny Profesjonalista ma przeciez byc kontrolowany wlasnie po to, zeby nie wolno mu bylo wmawiac glupot.

  89. July 12th, 2009 at 13:50 | #89

    Patso :

    Chyba jeden Gammon stara

    Zgoda. Stara, ale Twoja, nie Gammona.

    Quasi :

    Autonomię w kwestii czy się leczyć należy oczywiście zostawić.

    Też oczywiście pomijając sytuacje, w których chory stanowi zagrożenie dla otoczenia (bo psychiczny albo zakaźny). I to oczywiście znowu utrudnia nam traktowanie narkomanii tak, jak by to proponował Marceli Szpak – bo ćpun na cracku może być groźny dla otoczenia.

    Quasi :

    A na co nosi się bezrękawniki?

    Na ryby.

  90. Gammon No.82
    July 12th, 2009 at 13:52 | #90

    Slotna :

    A niby czyje korzysci maja go interesowac? A ciebie czyje korzysci interesuja?

    Jeśli Quasiego interesują Quasiowe korzyści & wygody, to o.k.
    Jeżeli Quasiego interesuje takie zorganizowanie świata, żeby pasiło to do Quasiowych korzyści & wygód, a czy będzie pasiło do cudzych (np. moich) wygód Quasi ma wyjebane, to nie o.k. Przynajmniej dla mnie.

    Zasada szacunku dla autonomii (która jest mi bliska, a jej fanatykiem jest bodajże m.in. Jaś) oczywiście nie broni Quasiemu oddać się w ślepym zaufaniu w ręce chirurga (rżnij doktor według uważania, w końcu jesteś pan Profesjonalnym Profesjonalistą) albo brokera (inwestuj pan moją kasę w cokolwiek pan uważasz, w końcu jesteś pan P.P.) albo łotewa.

    Ale czemu z powodu Quasiowych fanaberii miałbym nie mieć wpływu na to, co np. lekarz robi z moimi kiszkami?

    Oraz Profesjonalny Profesjonalista ma przeciez byc kontrolowany wlasnie po to, zeby nie wolno mu bylo wmawiac glupot.

    Zgoda, ale już chyba ustaliliśmy: pewne formy kontroli publicznej nie tylko nie są sprzeczne z autonomią jednostek, ale wręcz są ich warunkiem koniecznym.

  91. July 12th, 2009 at 13:56 | #91

    Marceli Szpak :

    oczywiście za taką sumę, która jest w stanie zrefundować ewentualne koszty społeczne twojej wyjebki przez szybę

    Nie ma takiej sumy. Próba wyceny interwencji karetki pogotowia według całkowicie rynkowych zasad (z pominięciem tego, co karetka niby ma za darmo, ale wiąże się przecież z jakimiś kosztami – takimi jak immunited od kodeksu drogowego i przepuszczanie przez inne pojazdy) da jakieś kosmiczne pieniądze.

    Społeczeństwo działa w taki sposób, że wobec ofiary wypadku – nawet spowodowanego własną głupotą tejże – reaguje próbą pomocy. Na swój koszt wysyła pogotowie, ratowników, helikoptery, cuda-wianki. Poddaje go leczeniu, które na komercyjnych zasadach potrafiłoby wylecieć w kosmiczne sumy, ktorych wysupłanie z trudem przyszłoby nawet Kulczykowi. Ba, tworzy przepisy prawne ułatwiające świadczenie tej pomocy (np. wprowadza instytucję pojazdu uprzywilejowanego do kodeksu). Co za tym idzie, tylko zahamowany społecznie dupek domagałby się nieograniczonego prawa do szkodzenia sobie.

  92. July 12th, 2009 at 14:13 | #92

    Quasi :

    Są w necie jakieś dobre serwisy na ten temat?

    Są fajne pojedyncze blogi, ale o konkretnym serwisie nic mi nie wiadomo. Książki to rzeczywiście masakra, bo te rzeczy są płynne – mam jakąś francuską książkę, której porady stosowane w Polsce ośmieszyłyby delikwenta. W tych sprawach kluczowe jest po prostu wyczucie, nie dostaniesz niestety ścisłych definicji. Na temat tego, co to jest “dress code smart casual”, można by napisać bardzo długi esej bez lania wody.

    Ale takim małym pozytywistycznym dowodem dla Ciebie na to, że to nie jest czysta szarlataneria, jest filmowa kostiumologia. Kostiumolog musi czasem samym doborem ciuchów powiedzieć coś np. o zawodzie lub statusie społecznym bohatera. Pamiętam, jak oglądałem drugą część Bourne’a i pojawiła się na ekranie postać drugoplanowa. Pomyślałem “facet ubiera się jak dziennikarz a nie agent CIA!”. I oczywiście był to ten dziennikarz Guardiana, co go tropią Echelonem.

  93. Slotna
    July 12th, 2009 at 14:15 | #93

    Gammon No.82 :

    Jeśli Quasiego interesują Quasiowe korzyści & wygody, to o.k.
    Jeżeli Quasiego interesuje takie zorganizowanie świata, żeby pasiło to do Quasiowych korzyści & wygód, a czy będzie pasiło do cudzych (np. moich) wygód Quasi ma wyjebane, to nie o.k. Przynajmniej dla mnie.

    Jedno scisle wynika z drugiego. Zupelnie nie rozumiem, jak niby chcesz to oddzielic – ze Quasi moze se marzyc o idealnym dla niego swiecie, ale wara mu od wplywu na rzeczywistosc? Przeciez to idiotyzm.

    Gammon No.82 :

    Ale czemu z powodu Quasiowych fanaberii miałbym nie mieć wpływu na to, co np. lekarz robi z moimi kiszkami?

    ?

    Gammon No.82 :

    Zgoda, ale już chyba ustaliliśmy: pewne formy kontroli publicznej nie tylko nie są sprzeczne z autonomią jednostek, ale wręcz są ich warunkiem koniecznym.

    To po cholere byla ta uwaga?

  94. bloody_rabbit
    July 12th, 2009 at 14:43 | #94

    Quasi :

    Który z działających na nieregulowanym wolnym rynku banków, funduszy inwestycyjnych, funduszy emerytalnych, towarzystw ubezpieczeniowych itp. rokuje największe szanse zysków, najmniejsze ryzyko strat, bankructwa czy oszustwa.

    http://dilbert.com/dyn/str_strip/000000000/00000000/0000000/000000/50000/4000/500/54569/54569.strip.gif

  95. July 12th, 2009 at 15:11 | #95

    Gammon No.82 :

    że takie dziwne słowo “autonomia” musiałeś kiedyś słyszeć.

    Nie ma takiej autonomii jaką tutaj wtryniasz.

    Gammon No.82 :

    I dlatego kpc wprowadzający model procesu cywilnego, w którym bez pomocy lojera sobie nie poradzisz – jest dobry?

    Każdy, kto wybiera się do sądu bez adwokata strzela sobie w stopę, choćby ze względów formalno-proceduralnych o których może mieć – w najlepszym wypadku – mgliste pojęcie. Specjalizacja połączona z centralizacją jest fantastyczna. Dzięki temu wiem, że w całym kraju obowiązuje mnie jeden KC, ten sam zestaw przepisów o ruchu drogowym, że sanepid w całym kraju wymaga przestrzegania tych samych norm. Taki świat da się ogarnąć, a przede wszystkim – da się w nim pracować, da się w nim inwestować, da się w nim produkować, można bez strachu być konsumentem, użytkownikiem budynków, wind czy knajp.

  96. Gammon No.82
    July 12th, 2009 at 15:35 | #96

    wo :

    Zgoda. Stara, ale Twoja, nie Gammona.

    Ja się staram, WO się nie stara, stara WO się nie stara, tak jest chyba bardziej trafne.

    Slotna :

    Jedno scisle wynika z drugiego. Zupelnie nie rozumiem, jak niby chcesz to oddzielic – ze Quasi moze se marzyc o idealnym dla niego swiecie, ale wara mu od wplywu na rzeczywistosc? Przeciez to idiotyzm.

    Terlikowski też może sobie marzyć o idealnym dla niego świecie, w któym ja żyć nie zamierzam.
    A z Quasim być może się dogadam (a być może już się dogadaliśmy?) pod następujacym warunkiem:
    Profesjonalny Profesjonalista będzie mnie najpierw informował o tym, co jest technicznie wykonalne, co dobrego i co złego może wyniknąć z decyzji A, co z B, a co z leżenia dupą na trawie. A potem; ja sobie wybiorę A, B albo leżenie albo łotewa.
    A jak Quasi chce się od razu oddać ciałem, duszą i pieniędzmi w ręce Profesjonalnego Profesjonalisty to jest jego Quasiowy problem. Ale niech mi nie próbuje narzucać tego samego.

    [Ale czemu z powodu Quasiowych fanaberii miałbym nie mieć wpływu na to, co np. lekarz robi z moimi kiszkami?]
    ?

    Literalnie czytając początkowe komenty Quasiego – on by chciał dać lekarzom ius gladii nad moimi flakami, ponieważ jemu by nie przeszkadzało, że lekarze mają ius gladii nad jego flakami.

    To po cholere byla ta uwaga?

    Ta to znaczy która?

    eli.wurman :

    Nie ma takiej autonomii jaką tutaj wtryniasz.

    To znaczy jakiej?

    Każdy, kto wybiera się do sądu bez adwokata strzela sobie w stopę, choćby ze względów formalno-proceduralnych

    Być może to jest właśnie wada obowiązującej procedury, a nie powód do zachwytu?

    EDIT: jeszcze jedno – w jaki sposób np. zbędna zawiłość procedury, wymagająca wynajmowania Kosztownych Profesjonalnych Profesjonalistów, nawilża cię pod kątem pewności twojej sytuacji prawnej? Bo za tym nie do końca nadążam… :-(

  97. July 12th, 2009 at 15:39 | #97

    Gammon No.82 :

    To znaczy jakiej?

    Jednostki.

    Gammon No.82 :

    Być może to jest właśnie wada obowiązującej procedury, a nie powód do zachwytu?

    Ale wskaż miejsce, gdzie procedura jest na tyle prosta, że poradzi sobie z nią człowiek, który się na tym nie zna? Lub oczywiście zaproponuj taką procedurę.

  98. Gammon No.82
    July 12th, 2009 at 15:47 | #98

    eli.wurman :

    Jednostki.

    “Nie ma” w sensie nie istnieje w takim samym sensie, jak istnieją krzesła?

    Bo akurat prawo medyczne uznaje twoją autonomię. Nawet, jeśli tobie i Quasiemu to się nie podoba, możecie z tego nie korzystać.

    Ale wskaż miejsce, gdzie procedura jest na tyle prosta, że poradzi sobie z nią człowiek, który się na tym nie zna? Lub oczywiście zaproponuj taką procedurę.

    Spróbuję od innego końca:
    Pod rządami kpc 10 lat temu mogłeś się zupełnie sensownie procesować w sprawach typu pozew o eksmisję najemcy zalegającego z czynszem bez odwoływania się do Kosztownych Profesjonalnych Profesjonalistów. Najemca mógł w sądzie powiedzieć “idź się utop” bez odwoływania się do tychże K.P.P. Wynik procesu był jako-tako przewidywalny (w zależności od faktów i dowodów).
    Pod rządami obecnego kpc (to jest niby ta sama ustawa tylko z paroma zmianami) nawet w takiej gównianej sprawie nie poradzisz sobie bez K.P.P.

    EDIT: wbrew pozorom procedury sądowe nie są niczym szczególnie ezoterycznym. Bardzo dużo zależy od tego, czy sąd jest zobowiązany do tego, żeby był “user friendly”. Kiedyś tak było, teraz nie jest.

  99. bloody_rabbit
    July 12th, 2009 at 16:00 | #99

    “Bardzo dużo zależy od tego, czy sąd jest zobowiązany do tego, żeby był “user friendly”. Kiedyś tak było, teraz nie jest.”

    Bo sędzie grał rolę darmowego adwokata. Teraz sąd się nie angażuje w proces. I słusznie, jak ludzie chcą się pieniaczyć, to niech to robią za własne pieniądze.

    A swoją drogą, to naprawdę nie można wyrzucić najemcy z mieszkania bez najmowania adwokata? Nie wystarczy wniosek do sądu o nakaz eksmisji?

  100. July 12th, 2009 at 16:04 | #100

    Gammon No.82 :

    wbrew pozorom procedury sądowe nie są niczym szczególnie ezoterycznym

    Jasne, jeśli poświęcisz dostatecznie dużo czasu to je opanujesz. Pytanie brzmi: ile kosztuje opanowanie tych rzeczy vs. ile kosztuje wynajęcie adwokata.

Comment pages
1 11 12 13 14 15 24 2299
  1. No trackbacks yet.

Optionally add an image (JPEG only)