Archive

Posts Tagged ‘in vitro’

Rozbierzmy sobie niusa

March 25th, 2009 246 comments

Zostałem fanboyem.

Bywają tacy znajomi, którzy w rozmowie muszą w jakiś sposób nawiązać do swojego ulubionego filmu, książki czy zespołu. Mój serdeczny przyjaciel z liceum odpowiedzi na większość stawianych przez życie pytań znajdował w tekstach The Beatles; ponoć wiele osób używa do podobnych celów Biblii albo przygód kapitana Planety. Komentatorzy uczestniczący w długaśnej dyskusji pod poprzednim wpisem wiedzą już, że mnie trafiła książka Bena Goldacre’a „Bad Science”, na którą zacząłem się powoływać w co drugiej swojej wypowiedzi. Link prowadzi do angielskiego wydania, polskiego niestety nie ma. Wielka szkoda, bo „Bad Science” to świetna rzecz. Goldacre w przystępny sposób opowiada o badaniach naukowych, ich metodologii, statystycznej analizie wyników i wnioskach z nich płynących. Pokazuje też, jak wyniki badań są fałszowane lub przeinaczane (świadomie albo nieświadomie) — a wyniki fałszują lub przeinaczają wszyscy. Sami badacze, zatrudniające ich firmy (i te od medycyny alternatywnej, i te od konwencjonalnej farmacji), a na końcu, za to najpotężniej, media. Przeinaczanie nie musi polegać na faktycznej zmianie wyników; wystarczy wybrać do prezentacji dane o najdramatyczniejszym wydźwięku.

I takim medialnym doniesieniem o ważnych badaniach się dziś zajmiemy. Wybierzmy jakieś poważne medium, a najlepiej trzy. Co powiecie na piotrskarga.pl przepisujące z LifeSiteNews przepisującego z „Daily Mail”?

Dzieci poczęte in vitro są o 30 proc. bardziej zagrożone wadami genetycznymi

Brytyjski Urząd ds. Płodności i Embriologii (HEFA) ostrzega potencjalnych rodziców, którzy chcą skorzystać z metody zapłodnienia poza ustrojem kobiety, że poczęte w ten sposób dzieci są o 30 proc. bardziej narażone na wystąpienie wad genetycznych — donosi portal LifeSiteNews.com.

Jejku, ileż tu głupotek! Po pierwsze, nie HEFA, ale HFEA — ejże, nie czepiam się literówki, tę pisownię piotrskarga.pl zastosuje jeszcze raz w pozostałej części wiadomości. Po drugie, nie wady genetyczne, ale wady wrodzone. Różnica niewielka, ale zabawna. Wszystkie wady genetyczne są wrodzone, ale do wad wrodzonych zaliczają się również schorzenia powstałe w życiu płodowym czy wskutek uszkodzenia chromosomów. Wady genetyczne nie zależą od metody zapłodnienia, ale od materiału genetycznego tatusia i mamusi, przykładny katolik mógłby więc na podstawie tego niusa wysnuć wniosek, że po in vitro sięgają osoby ułomne nie tylko duchowo, ale i cieleśnie. O ile przykładny katolik wierzy w istnienie genów.

Po trzecie i najważniejsze, te 30% to lekka manipulacja. Na tyle powszechna w dzisiejszych mediach, że trudno obwiniać nasz szacowny angielsko-amerykańsko-polski łańcuch ciasnych serc o jakieś specjalne wyróżnianie się na tle konkurencji. O 30% wzrasta ryzyko względne. Na czym polega i dlaczego jest bardziej medialne od ryzyka absolutnego?

Upraszczając, ryzyko względne pokazuje siłę związku między skutkiem a przyczyną, ryzyko absolutne — skalę problemu. Ryzyko względne mówi, że palący mają (mniej więcej) dwudziestokrotnie większą szansę zachorowania na raka płuc niż niepalący. Ryzyko absolutne mówi, że szanse zachorowania palacza na raka płuc wynoszą (bardzo, bardzo mniej więcej) nie więcej niż kilka procent.

Prześledźmy różnicę na naszym niusie:

W Europie dwoje dzieci na sto rodzi się z jakąś wadą wrodzoną. Niektóre badania sugerują, że w grupie dzieci poczętych dzięki in vitro ten odsetek wynosi 2,6%. Względne ryzyko wystąpienia wady wrodzonej u dziecka z in vitro wzrasta więc, łolaboga, o 30%. Ale jednocześnie ryzyko absolutne wzrasta tylko, uff, o 0,6 punktu procentowego. Umysł ludzki lepiej od procentów ogarnia liczby naturalne, więc wygodniej nam będzie przyswoić następującą informację: na dwieście „zwykłych” dzieci wady wrodzone będzie miało cztery z nich, na dwieście dzieci „z próbówki” — pięć. HFEA oczywiście zdaje sobie z tego sprawę i przeprasza za zamieszanie, dodając przy tym, że przyczyna tej różnicy nie została wcale wyjaśniona. Trzeba pamiętać, że po in vitro sięgają pary bezpłodne, bezpłodność zazwyczaj ma jakieś podłoże zdrowotne, które — zwłaszcza jeśli występuje u matki — może mieć wpływ na zdrowie dziecka. Czasami jest to też kwestia wieku. Oczywiście nigdy nie można wykluczyć, że to Szatan miesza w zlewkach.

Nasz nius właśnie przestał być niusem, prześledźmy go jednak dla porządku do końca.

Chociaż specjalne raporty na ten temat były gotowe już w 2003 r. to jednak urząd podległy rządowi dopiero teraz zdecydował się na wydanie ostrzeżenia w tej sprawie. Kilka dni temu HEFA poinformował, że rodziców chcących skorzystać z metody in vitro powinno się uprzedzić o zwiększonym ryzyku wystąpienia zaburzeń genetycznych u dzieci. Przedstawiciele urzędu podkreślili, że nie są jeszcze znane i zbadane wszystkie przypadki podwyższonego ryzyka i w związku z tym konieczne jest prowadzenie dalszych badań w tym zakresie.

Tu mamy dwie małe przekrętki lingwistyczne, niezwiązane z analizą danych. Na pewno wynikają z entuzjazmu i pośpiechu w głoszeniu Dobrej Nowiny, gdzieżbym podejrzewał redaktorów portalu o złą wolę! Dramatycznie brzmiące zdanie o raportach z 2003 r. sugeruje, że HFEA wiedziała o wszystkim od sześciu lat, ale trzymała buźkę w wiaderku. To samo zdanie na LifeSiteNews brzmi tak:

Doniesienia o większej ilości wad wrodzonych u dzieci z próbówki pojawiały się w mediach co najmniej od 2003 r., jednak dopiero teraz HFEA wydała ostrzeżenie na ten temat.

Z kolei ostatnie zdanie — uprzedźcie mnie, jeśli popadam w paranoję — ostrzega, że to dopiero początek, bo nie wszystkie przypadki podwyższonego ryzyka już poznano i zbadano. To dopiero początek! LifeSiteNews, choć to amerykański odpowiednik portalu piotrskarga.pl, jest nieco spokojniejsze:

HFEA oświadczyło, że rodziców winno się informować o zagrożeniach związanych z in vitro, ale położyło nacisk na fakt, że nie wszystkie zagrożenia są w pełni zrozumiane i zachodzi potrzeba dalszych badań.

Taki sam tekst znajdziemy zresztą w „Daily Mail”. Co ciekawe, w źródle tych wszystkich rewelacji takie słowa w ogóle nie padają (jest za to mowa o tym, że badania objęły małą liczbę dzieci — więcej na ten temat za chwilę). Późniejsze oświadczenie HFEA mówi wręcz, że „dzisiejszy stan wiedzy nie pozwala stwierdzić z absolutną pewnością, że ów wzrost ryzyka jest powodowany zapłodnieniem pozaustrojowym”.

Jedźmy dalej z tekstem Skargi:

Gazeta „The Daily Mail” zauważa, że wyniki badań prowadzonych przez Amerykańskie Centrum Zapobiegania i Kontroli Chorób w Atlancie opublikowane w ub. miesiącu w periodyku medycznym „Human Reproduction” wskazują, że dzieci poczęte metodą in vitro cierpią głównie na choroby serca, rozszczep wargi i podniebienia oraz zaburzenia układu pokarmowego z powodu nieprawidłowej pracy jelit lub przełyku.

„Daily Mail” dodaje jeszcze, że badania te przeprowadzono na prawie dwudziestu tysiącach dzieci. Wyniki można sobie, hosanna, ściągnąć za darmo z Internetów (bezpośredni link). Po uważniejszej lekturze okazuje się, że choć badaniami objęto ponad 14  tysięcy dzieci, to z zapłodnienia metodą in vitro pochodziło tylko… 281, w tym 51 bez wad wrodzonych. Przy tak małej grupie z owych badań można wyczytać wiele ciekawych rzeczy, np. że jeśli chce się mieć dziecko z próbówki bez wad wrodzonych, najlepiej zamieszkać w stanie Massachusetts — według badań stamtąd pochodzi ponad połowa takich dzieci. Mała próba to nie jedyna wada badania: sami autorzy przyznają, że informacje o sztucznym zapłodnieniu (bądź jego braku) uzyskali nie na podstawie danych medycznych, ale na podstawie rozmów telefonicznych z matkami.

To wszystko oczywiście nie przekreśla tych analiz ani związku pomiędzy in vitro a zwiększonym ryzykiem wystąpienia wad wrodzonych. Rozumiecie już chyba jednak, dlaczego „zachodzi potrzeba dalszych badań”.

Końcówka informacji z piotrskarga.pl brzmi następująco:

Od lat naukowcy przestrzegają, że dzieci poczęte poza ustrojem kobiety częściej cierpią także na tzw. syndrom Beckwitha-Wiedemanna, rzadkie schorzenia urologiczne, schorzenia serca i centralnego układu nerwowego. Mają też zwykle niebezpiecznie niską masę urodzeniową.

W 2002 r. naukowcy z Johns Hopkins & Washington University School of Medicine informowali, że w przypadku poczęcia dzieci poza ustrojem kobiety występuje sześć razy większe ryzyko pojawienia się u noworodków syndromu Beckwitha-Wiedemanna, aniżeli w populacji ogólnej.

Jest już późno, więc wykonam cherry picking, czyli poważny błąd badawczy polegający na wybraniu do analizy tylko elementów pasujących do mojej tezy. Zespół Beckwitha-Wiedemanna to schorzenie, z którego się wychodzi w dorosłości, choć jego opis w polskiej Wikipedii brzmi dość przerażająco. Występuje u jednego dziecka na 13700 narodzin. Sześciokrotny wzrost ryzyka względnego przekłada się w tym wypadku na wzrost ryzyka absolutnego o ledwie 0,036 punktu procentowego!

Uff, tyle roboty z jednym głupim pseudoniusem na piotrskarga.pl. Może kto inny zajmie się wiadomością o tym, że ewolucjoniści obalili własnymi rękami teorię ewolucji? Ponoć „sceptycy teorii ewolucji rozpoczynają świętowanie” — czy ktoś łaskawie naszcza im do szampana?

Raz, dwa i niestety trzy

January 27th, 2009 92 comments

Dzisiejszy post będzie znowu postem śmieciarskim. Trochę się jeszcze nie pozbierałem po stracie skutera. A już przecież mieliśmy pić za pieniądze uzyskane ze sprzedaży motorynki!

Co słychać?

Raz.

Papież odekskomunikował biskupów-lefebrystów. Czytywane przeze mnie przykościelne portale wydobyły ze swoich paszcz taki odgłos „Nhyyy…”, bardzo podobny do dźwięku, który wydaje gimnazjalista grzebiąc sobie w bikini. Szybko też na forach czytelników tych portali pojawiły się dyskusje na temat jednego z ułaskawionych biskupów, który twierdzi, że podczas II wojny światowej zginęło 200-300 tysięcy Żydów, ale ani jednemu z nich przykrość ta nie przytrafiła się w komorze gazowej. Konkluzje? Nie ma dowodów na istnienie komór gazowych, a w dodatku ciężko określić, ile osób zginęło w obozach koncentracyjnych. Czyli biskup może mieć rację.

Bardzo ładny wybór listów pasterskich „kontrowersyjnego” biskupa przygotował WO. Wynika z nich np., że biskup lubi Pink Floyd. Więcej, biskup uważa, że Pink Floyd, tak jak Oliver Stone i Unabomber, głośno protestują przeciwko stanowi, w jakim znalazł się dzisiejszy świat, są więc naturalnymi sojusznikami lefebrystów!

Biskup prowadzi blogaska, niestety bez możliwości komentowania. Aż dziw, że WO, fan prawicowej interpunkcji, nie zauważył, że i biskup Williamson (przynajmniej w swojej blogspotowej wersji) wstawia spacje przed wykrzyknikami i znakami zapytania! We wpisie z listopada 2007 r. biskup przewiduje na rok 2008, oprócz trzeciej wojny światowej, również wypełnienie proroctwa Matki Bożej z Garabandal, czyli nadejście Wielkiego Ostrzeżenia i Wielkiego Cudu. Termin owego zdarzenia, przewidziany wstępnie przez Matkę Boską na koniec XX w., obecnie przesuwa się w czasie. W 2007 r. Williamson obstawiał rok 2008. W roku 2008 za to przepraszał i obstawiał rok 2009.

Swoją drogą, ciekawa sprawa to Garabandal, warta oddzielnego wpisu. Garabandal to wioska w Hiszpanii, gdzie Bozia objawiła się — i obiecała cud! — czterem małym dziewczynkom. Najwyraźniej Matka Boska za najlepszy kanał komunikacji z Ziemianami uważa konwersacje z dziećmi z Półwyspu Iberyjskiego. Z tematem możecie zapoznać się na specjalnej stronie garabandal.pl, z której przygotowałem cytacik dla zachęty:

OSTRZEŻENIE oczyści poniekąd ludzkość przed nadejściem CUDU, który nastąpi wkrótce po nim. Cud będzie miał miejsce w gaiku sosnowym rosnącym nad wioską Garabandal. Cud wydarzy się w czwartek o godzinie 8:30 wieczorem, miedzy 8 a 16 dniem marca, kwietnia lub maja, w święto męczennika Eucharystii i zbiegać się będzie z ważnym wydarzeniem w Kościele katolickim. Conchita zna datę Wielkiego Cudu i ogłosi ją na 8 dni naprzód. Każdy, kto będzie znajdował się w wiosce i okolicznych górach, będzie go widział, wszyscy chorzy tam zostaną uzdrowieni, grzesznicy nawrócą się, a niewierzący uwierzą. Papież będzie widział ten cud, gdziekolwiek się wtedy znajdzie. W wyniku cudu Rosja zacznie się nawracać. Na sosnach pozostanie trwały nadprzyrodzony znak aż do końca świata. Jeżeli świat nadal będzie grzeszył, mimo tych wydarzeń, nadejdzie KARA.

Dwa.

PiS uprawia dziwne tańce wokół swojego projektu ustawy o zakazie in vitro. Będzie? Nie będzie? Napisali tę ustawę w ogóle? Sprawa jest poważna, bo jak powiedział poseł Artur „Tak, ten Górski” Górski Katolickiej Agencji Informacyjnej:

Mieliśmy sygnały, że wśród niektórych posłów PO jest prowadzony lobbing przeciwko zakazaniu metody in vitro. Nie możemy tolerować sytuacji, w której o istnieniu unormowania prawnego lub jego braku będą decydowały kliniki albo firmy farmaceutyczne.

Czyli po jednej stronie stoi Cywilizacja Życia, która broni życia ośmiokomórkowców, a po drugiej — kasa i korporacje. Proste jak znak na sośnie.

Do zapłodnień in vitro używa się ośmiokomórkowych zarodków, takich jak ten powyżej. Za eksperymenty na nim pójdziesz do pudła jak za morderstwo ze szczególnym okrucieństwem.

Tymczasem ruszyła obywatelska inicjatywa Contra In Vitro, do której można się doklikać m.in. ze strony piotrskarga.pl (BTW, chłopaki ze SKChiKPS też zrobili „Nhyyy…” na wieść o dedekomunizacji lefebrystów). Co tam doklikać, na stronie głównej SKChiKPSjest nawet ładny bannerek prowadzący do CIV.

Inicjatywa ustawodawcza jest prościutka jak znak na sośnie i zakłada dopisanie kilku linijek do kodeksu karnego. Za zapłodnienie poza organizmem — do trzech lat, za eksperymenty na embrionach — minimum pięć lat, a najlepiej 25 lat. Za handel embrionami — minimum trzy lata. Już? Nie, kurwa, jeszcze nie już, jeszcze jest uzasadnienie, które pluje w buźkę mi i tym czytelnikom mojego bloga, którzy cenią rozdział kościoła od państwa. Z uzasadnienia możemy się bowiem dowiedzieć, że „niniejszy projekt ma być sposobem uczczenia obchodzonej w tych dniach trzydziestej rocznicy powołania na Stolicę Piotrową Ojca Świętego Jana Pawła II, wielkiego obrońcy życia nienarodzonych”, a za in vitro trzeba karać, bo tak w instrukcjach i encyklikach mówią Karol, co po górach skakał, oraz Benio, co z armaty strzelał. Dlaczego 25 lat za eksperymenty? Otóż…

Przepis § 2 penalizuje również zakazaną w nauczaniu Kościoła praktykę dokonywania eksperymentów na embrionach [DV III].

Czyli autorzy uzasadnienia nie kryją nawet, że chodzi im o dostosowanie prawa karnego do prawa kanonicznego. Jaki mają odzew? No cóż, arcybiskup Michalik przyjmuje inicjatywę „z zadowoleniem”.

Trzy.

Zamyka się mój ukochany sklepik z koszulkami T-Shirt Hell. Jego właściciel na pożegnanie pisze, że zmęczyła go głupota ludzka, przez którą był posądzany o rasizm, homofobię i inne zalety. Gwoździem do trumny była reakcja na t-shirt

a1209_bm

Heh. Słynny czarny komik amerykański Dave Chappelle często przekraczał w swoich dowcipach pewne granice dotyczące swojej własnej rasy. Pewnego dnia zauważył, że biali śmieją się z tych dowcipów trochę za głośno. Podobnie jest z T-Shirt Hell. Rozumiem, że koszulka

a490_bm

jest sprytnym krytycznym komentarzem na temat znieważania Koranu przez amerykańskich śledczych w celu rozwalenia psychiki przesłuchiwanych muzułmanów. Jednocześnie bardzo łatwo mi wyobrazić sobie tenże t-shirt noszony przez amerykańskich rednecków. Właściciel T-Shirt Hell (który dawniej nazywał się Aaron Landau Schwarz, ale zmienił sobie w ichnim USC imię i nazwisko na Sunshine Megatron) powinien być przygotowany na parę słów krytyki ze strony różnych środowisk… Zastanówcie się, ilu uczestników Forum Frondy chciałoby mieć np. taką koszulkę:

a1069_bm

Wyrwane z kontekstu czy nie, macie ostatnią szansę na zakupy. Za chwilę sklep zniknie na zawsze, a wraz z nim takie perełki:

a323_bm

a1183_bm

a957_bm

a699_bm

a192_bm

a247_bm

P.S. Blogasek udaje się na wakacje, z których powróci mniej więcej w połowie lutego. W miarę możliwości będę odspamiał wasze komentarze i próbował uczestniczyć w dyskusji, ale będzie mnie na pewno nieco mniej.

Sposoby na zimową deprechę

December 16th, 2008 53 comments

Otaczająca nas rzeczywistość nie przynosi zbyt wielu powodów do radości. Widmo nadciągającego kryzysu finansowego, gorączka świątecznych zakupów, a do tego zimno i ciemno. Z pierwszym problemem radzę sobie, wypierając z mojej psychiki przepowiednie nadchodzącego totalnego rozpierdolu gospodarki, prezenty kupiłem wcześniej przez Internet, a z dwoma ostatnimi smuteczkami, czyli pogodowymi przyczynami zimowej depresji rozprawiam się, trollując na skrajnie prawicowych portalach.

Read more…

Już buźki czerwienieją

October 17th, 2008 17 comments

Będziemy dymać do pracy w święto Trzech Króli, dzięki posłom PO, którzy nie przestraszyli się gniewu swoich biskupów. Brawo, niech jeszcze wyrzucą Gowina i może na nich zagłosuję po raz drugi.

Mój czytnik RSS aż się zasapał, tyle krytyki:

Tomek (mogę mówić ci po imieniu?) Terlikowski w emocjonalnym, upstrzonym literówkami poście krzyczy, że oto prawdziwe barwy Platformy — wolą Pierwszy Maja od Objawienia Pańskiego, lewacy. Ponieważ niczego innego po Tomku spodziewać się nie było można, chciałem jedynie w tym miejscu przekazać wyrazy współczucia działowi korekty tygodnika „Wprost” — najwyraźniej gdy redaktora Terlikowskiego rewolucyjny zapał chwyta, a chwyta go często, wtedy redaktor za nic ma zasady interpunkcji.

Przy okazji Tomek dopisał na swojej stronie w salonie24 krótkie résumé (albo ja dopiero teraz je zauważyłem): „W wolnych chwilach tłumaczę z rosyjskiego klasykę myśli teologicznej, zgłębiam problemy bioetyczne i bawię się z dziećmi”. Znalazło się ono w tym samym miejscu, w którym dawny pan Paliwoda wypisywał motta o Kambei Shimadzie. Być może kiedy zakłada się bloga w salonie24, wypełnia się krótki formularz, w tym pole „Napisz w jednym zdaniu, dlaczego jesteś szalony jak norka”.

Arcybiskup Sławoj Leszek „Charków to przeze mnie” Głódź rzucił bon motem: „To nie jest laurka na 30. rocznicę Ojcu Świętemu zadedykowana”. Istotnie, ale laurkę w tym samym czasie wyświetlono na specjalnej premierze w Watykanie, więc uznajmy, że z Karolem jakoś załatwiliśmy sprawę, OK?

Moje ulubione stowarzyszenie z Krakowa, idące z hasłem „Za Ciaśni na Kościół”, też zapytało, czy PO w ten sposób chciało uczcić 30-lecie wyboru Wojtyły. Ludzie, wy macie tyle tych rocznic, że naprawdę w tym kraju nie da się nic uchwalić przeciwko wam, bo zawsze się trafi w jakiś ważny dzień. Piękny prezent na Zielone Świątki. Matka Boska Jeruzalska ucieszy się na pewno, że to w Jej święto uchwalone. Taki dekret w dzień świętego Światopełka Brodatego. Równo 80 lat po objawieniach Rozalii Celak Sejm wymierza jej policzek. I mogę tak — czy też raczej wy tak możecie — do rana.

Ale OK, getuję wasz point. Wasz point jest taki, że jeśli tak wam się mordki rozwrzeszczały od jednego głupiutkiego święta, to nie ma co próbować większych reform. Posłowie PO nie przestraszyli się gniewu biskupów, ale co to był za gniew, Gniewko raczej. Za to niech spróbują pisnąć o in vitro, aborcji, dotacji na Centrum Kulturalno-Oświatowe Świątyni Opatrzności Bożej, religii w szkołach, krzyżach w sejmach, wtedy Gniewko zamieni się w Furię. Też ładne imię.

Postaram się o tym pamiętać. Ale na razie zdrowie wasze w gardła nasze i na pohybel.

Ekscelencjo

December 30th, 2007 13 comments

Przyznam, że ciężko mi się pisze ten list, bo nie mogę przestać wyobrażać sobie Ekscelencji jako kogoś, kto o zarodkach, płodach i ciąży wie tyle, ile zobaczył w teledysku “Teardrop” Massive Attack.

Seks jest przez kapłanów traktowany jako misterium. Wynika to chyba z tej przyczyny, że go nie uprawiają (jeśli obracamy się w sferze deklaracji) i o szczegółach musi im opowiadać zaprzyjaźniony diakon albo publicysta katolicki. Tym większą tajemnicą musi być dla nich proces zapłodnienia in vitro, zapewne pogrążają się nad nim w bolesnej zadumie niczym Olgierd Łukaszewicz w Seksmisji – “Nakłuwać… dziewicze jaja… w macicy… mechanicznie… jajo o jajo…”.

Przydałoby się może przypomnieć Ekscelencji, że przy in vitro zarodek — i ten szczęściarz, co idzie do macicy, i ten, co ląduje w zimnej kąpieli — ma kilka dni (licząc od zapłodnienia). Jeśli ma kilka dni, to ma — Migg, ile taki zarodek może mieć komórek? Kilkadziesiąt? Układ nerwowy? Puhleeze… Jeśli Ekscelencja będzie miał kaprys w drodze do “pracy” kopnąć psa, przysporzy światu Ekscelencja więcej cierpienia niż doktor zamrażający zarodki. Poza tym umówmy się: człowieka nie można zamrażać i rozmrażać. Jedyna istota ludzka, której udał się ten numer, to Han Solo. Ekscelencja nie wie, o kim mówię? Szczerze mówiąc, nie dziwię się.

Rozumiem, że musicie trwać przy swoim stanowisku, bo jak odpuścicie kilkudniowym zarodkom, to powstanie pytanie — a dlaczego nie pozwolić na aborty starszych płodów? Dogmat dogmatem, ale wydaje mi się, że traktujecie swoją klientelę jak niesympatycznych głupoli, którym dać palec, a urwą wam rękę. Skoro jednak zgadzacie się na odłączanie od respiratorów (chodzą nawet plotki, że Wiecie Kto został odłączony), to może byście poluźnili spięte batony dogmatów i pozwolili małżeństwom z problemami zrobić sobie rodzinę?

Właśnie, małżeństwom, rodzinę. To hasła bliskie sercu Ekscelencji. Dzięki in vitro może powstać ta magiczna zdrowa komórka społeczna, którą tak hołubicie. Czy nie warto dla niej odżałować tych paru zygot? Pewnie warto, ale żeby dojść do takiego wniosku, trzeba wyjść poza ten wasz betonowy dogmat o świętości życia od poczęcia do naturalnej śmierci. Ekscelencjo, wam chyba dylemat bocznicy musi zawieszać komputerek. A Peter Singer mówiący o tym, że życie dwulatka jest warte więcej od życia noworodka, no to to już chyba działa na was jak, nie przymierzając, słońce na wampira!

Ekscelencja raczył bąknąć coś o adopcji? Proszę… Łysakowski mi świadkiem, że ludzie po to mają dzieci, żeby reprodukować własny, nie cudzy materiał genetyczny. Rozumiem jednak, że dla Ekscelencji tematyka reprodukcji własnego materiału genetycznego może być z oczywistych przyczyn zagadką (jeśli obracamy się w sferze deklaracji).

O argumencie, że in vitro jest be, bo nasienie pobiera się w akcie masturbacji, nawet nie chcę wspominać. Po pierwsze, nie wypada mi w liście do Ekscelencji używać takich słów, po drugie to taki absurd, że wierzę, że nastąpiło jakieś przekłamanie.

Zapewne Ekscelencja domyśla się, że piszę te słowa w gniewie. Nie na Ekscelencję jednak się złoszczę — od was już od dawna nie spodziewam się trzeźwego spojrzenia na rzeczywistość, a w szczególności na życie seksualne człowieka. Wkurzam się na mój nowy śliczny rząd, którego opinia wyrażana przez Ekscelencję interesować nie powinna — ale jednak interesuje. Najwyraźniej nie Ekscelencji powinienem przypominać, że artykuł 25, punkt 2 Konstytucji mojego kraju mówi:

Władze publiczne w Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, zapewniając swobodę ich wyrażania w życiu publicznym.

Po jednej stronie konfliktu o in vitro stoi zdrowy rozsądek, technologia i niesienie pomocy upośledzonym parom, po drugiej — wyłącznie przekonania religijne, niepodparte żadnymi sensownymi argumentami. Wsłuchiwanie się w ten spór mija się z godnością rządu, ulegnięcie naciskowi Ciasnych jest w gruncie rzeczy złamaniem Konstytucji.

Ale wróćmy do Ekscelencji. Często na ustach katolickich publicystów pojawia się pieśń, że hierarchia kościoła ma prawo zabierać głos w ważnych dla narodu sprawach. Otóż moim zdaniem, po pierwsze — to nie jest sprawa, która znacząco wpływa na byt czy samopoczucie społeczeństwa, to po prostu chęć stłamszenia tych nielicznych, którzy próbują dotrzeć do szczęścia metodami przez hierarchię nieakceptowanymi. Po drugie, niech Ekscelencja spojrzy na siebie i swoich kolegów z gabinetu. Nie macie żon (jeśli obracamy się w sferze deklaracji), bo w XI wieku postanowiła tak grupa kompletnie wam obcych mentalnie mężczyzn — może i jesteście zacofani, ale nie aż tak, daję wam maks 300 lat. Ten jeden fakt niech świadczy o waszym kontakcie z rzeczywistością. Czy osoby kierujące się w swoim życiu tak egzotycznymi nakazami powinny decydować o losie współobywateli? Ekscelencja tego nie widzi, ale przyjmuję teraz sarkastyczną pozę głębokiego namysłu.

Mimo dzielących nas różnic, życzę Ekscelencji łaski Bożej w nadchodzącym nowym roku. Wierzę, że uda się Ekscelencji przezwyciężyć problemy z pewnym zakonnikiem w trójcy medialnej obecnym — w gruncie rzeczy z jednej żeście gliny lepieni.