Zgłosiłem się do konkursu…

January 6th, 2009 39 comments

…i będę się rozbierać!

OK, nie będę zdejmować spodni, ale sam start w konkursie „Blog Roku” jest lekkim upokorzeniem, o czym przekonałem się post factum, kiedy już zgłosiłem tam swojego bloga i przygotowałem śliczną reklamę w formacie JPG, widoczną po prawej. Jest to też nauczka, żeby zawsze przed uczynieniem jakiegokolwiek kroku życiowego przeczytać dokładnie drobny druk towarzyszący owemu krokowi.

Regulamin konkursu „Blog Roku 2008” tylko w jednym punkcie dotyczy zastrzeżeń co do zawartości bloga, a punkt ów nosi oznaczenie F2 i brzmi tak:

Treść i forma zgłaszanych do Konkursu blogów nie może naruszać przepisów prawa, prawem chronionych dóbr osób lub podmiotów trzecich, w tym praw na dobrach niematerialnych (autorskie, pokrewne, wynalazcze, na znakach towarowych lub wzorach zdobniczych, z tytułu tajemnicy przedsiębiorstwa i inne) oraz dobrych obyczajów i uczuć, w tym w szczególności uczuć religijnych, osób trzecich.

Oj, oj, oj, ała, ała, aj!

Uwaga dla researcherów Onetu: powyższe linki prowadzą do najbardziej obrazoburczych postów z mojego bloga. Umieszczam je tu dla waszej wygody oraz w celu uniknięcia nieporozumień w terminie późniejszym, np. gdy zacznie się już oddawanie głosów SMS-ami. Also, zwróćcie uwagę na sondę. Also, Boga nie ma.

Chcę nadmienić, że nie jestem zwolennikiem chronienia w szczególności również moich uczuć ateistycznych, na tych samych prawach, które mają osoby religijne. Mojej niewiary nie sposób obrazić. Złości mnie za to fakt, że jedynie uczucia religijne zostały wymienione jako te „w szczególności”. Czyli że treści ateistyczne bądź antyreligijne są w opinii twórców regulaminu czymś gorszym od treści antysemickich czy homofobicznych. I to jest coś, czego mój rozumek nie ogarnia, zwłaszcza że w Boga można przestać wierzyć, a Żydem czy gejem będzie się do śmierci, niezależnie od swojej woli.

Szanowni prawnicy Onetu, ten punkt regulaminu mówi mi „Ciebie to nie do końca tu chcemy, przesuń się na bok, pan Bodakowski chce wejść”. Ale trudno, przesuwam się grzecznie i ściągam spodnie, naprawdę chcę wygrać ten skuter.

Izajasz i Benedykt

December 21st, 2008 117 comments

Z komentarzy pod ostatnim postem wnoszę, że kiedy prawicowiec wrzeszczy „Żydzi trują mnie gazem!”, robi to na was mniejsze wrażenie, niż kiedy dzieli się przemyśleniami na temat życia codziennego, stosunków między płciami itp. Co wrażliwsi czytelnicy lekko wtedy omdlewają. To uważajcie, podzielę się z wami ekskluzywnym wglądem, jaki uzyskałem ostatnio w oszołomską psyche. A było to tak…

Do przedszkola mojej córki chodzi dwóch braci o charakterystycznych imionach Izajasz i Benedykt. Ich ponury tata nigdy nie woła na nich „Izek” czy „Benek”, zawsze strzela jak z bicza: „Izajasz! Benedykt!”. Myślałem sobie Hmm… That is so weird…, ale ludzie różne rzeczy sobie rekompensują za pośrednictwem swoich dzieci, nie mnie to oceniać. Aż dziś kupka rąbnęła w wentylatorek.

Dziś bowiem w przedszkolu odbyła się wigilia z zaproszonym Świętym Mikołajem. Święty Mikołaj, w cywilu ponoć aktor scen warszawskich, był przesympatyczny, wygadany i bystry. Jedynym dzieciakiem, który go zagiął, był właśnie Izajasz. Chłopiec ów nagle ni z gruchy, ni z pietruchy wystrzelił: „A dlaczego pan nie ma krzyża?”. Święty Mikołaj zgłupiał i wykrztusił jakieś WTF, co Izajasz skwitował szybką ripostą: „Przecież pan jest biskupem”. Aktor wybrnął w miarę zręcznie z całej sytuacji i wziął się do rozdawania prezentów, wyczytując kolejno nazwiska dzieci z całego przedszkola.

I wtedy dowiedziałem się, jak Izajasz ma na nazwisko, co spowodowało u mnie natychmiastowy opad szczęki i silną potrzebę opisania całej historii w blogu. Otóż tata Izajasza i Benedykta to lider pewnej liczącej się na prawicowej scenie społeczności, skupiającej katolickich tradycjonalistów i homofobów. Być może największej takiej społeczności.

Czad, co?

Ciekawe, czy tata Izajasza zaplanował całą sytuację: „Synu, gdy tylko wyjdzie gruby starzec ubrany na czerwono, zapytaj go, gdzie ma krzyż”. Ciekawe, czy po akcji — zaplanowanej czy nie — powiedział Izajaszowi, że jest z niego dumny. Ciekawe, co myśli sobie mama Izajasza i czy jej uprzejmy uśmiech oznaczał „A macie, heretycy!”, czy też „Ogólne sorasy, mam ograniczony wpływ na takie sytuacje”.

Czułem się niezręcznie, oglądając jasełka w wykonaniu mojej córki, zwłaszcza przy wersach typu „podnieś rękę, Boże Dziecię, błogosław ojczyznę miłą”. Pojmuję jednak święta jako tradycję, w której wzrastałem i w której będę wychowywał moje dzieci, tradycję, której niektóre elementy mają dwa tysiące lat i pochodzą z Palestyny, inne mają lat tych 150 lub mniej i pochodzą z Niemiec albo USA. Nie będę psuł dzieciom świąt, wprowadzając antychrześcijańskie zastrzeżenia „Jezus tak, Chrystus nie”, informując oschle, że Maria nie była dziewicą czy wręcz zakazując im śpiewania kolęd. Co najwyżej będę preferował ponurą pieśń „Jezus malusieńki”, której minorowa tonacja niesie ze sobą echa przyszłej bolesnej śmierci na krzyżu, a ominę bombastyczne „Bóg się rodzi”.

Tata Izajasza uważa najprawdopodobniej, że walkę o rząd dusz należy zacząć na poziomie przedszkola, odbierając dzieciom dobrodusznego Świętego Mikołaja i zastępując go jakimś na wpół oszalałym biskupem z IV w., zajmującym się przywracaniem do życia porąbanych siekierą i zakiszonych w beczce dzieci. Kumple taty Izajasza prowadzą akcję „Nie krasnaluj”, niestety, mniej nośną od „Nie kupuj w Ikei” — homofobów jest więcej niż kompletnych oszołomów.

I już chciałem napisać, że tata Izajasza ma rację. Już byłem blisko konkluzji, że cała ta historia uświadomiła mi, że sam powinienem zacząć ateistycznie uświadamiać moje dzieci, im prędzej, tym lepiej. W końcu jeżeli w coś wierzę (lub nie wierzę), to zakładam, że droga owej wiary (lub niewiary) jest optymalną ścieżką życiową. Wskazywanie moim dzieciom tej drogi jest dobrym uczynkiem, więcej — moją powinnością jako ojca. Już miałem to wszystko wklepać, ale znalazłem w Internetach zdjęcie, które mnie powstrzymało, sam nie wiem czemu.

 

Imiona braci zostały przeze mnie minimalnie zmienione — w końcu dzieci nie są winne ojcowskich jazd. W rzeczywistości ich imiona są równie długie i pokraczne. Tak jak w przypadku wybranych przeze mnie zamienników, jedno z nich to imię starotestamentowego proroka, a drugie — jednego z Ojców Kościoła.

Sposoby na zimową deprechę

December 16th, 2008 53 comments

Otaczająca nas rzeczywistość nie przynosi zbyt wielu powodów do radości. Widmo nadciągającego kryzysu finansowego, gorączka świątecznych zakupów, a do tego zimno i ciemno. Z pierwszym problemem radzę sobie, wypierając z mojej psychiki przepowiednie nadchodzącego totalnego rozpierdolu gospodarki, prezenty kupiłem wcześniej przez Internet, a z dwoma ostatnimi smuteczkami, czyli pogodowymi przyczynami zimowej depresji rozprawiam się, trollując na skrajnie prawicowych portalach.

Read more…

Bój się Boga, Bodakowski!

December 2nd, 2008 151 comments

Żydzi ze swoim kulturowym uwarunkowaniem do socjalizmu i kolektywizmu, żydzi będący zawsze w awangardzie rewolucji socjalistycznej, poczuli się urażeni postawą Jezusa. Jednoznaczna anty socjalistyczna postawa Jezusa stała się jedną z przyczyn dla której żydzi prześladowali i zabili Jezusa, a dziś walczą z jego nauką.

Kilkoro czytelników wyraziło swój żal z powodu zarzucenia pracy nad postem o kobietach salonu24. Przyznam się, że zbieranie materiałów do tekstu przyniosło mi dużo radości, do tego stopnia, że skłoniło mnie to do zastanowienia się — dlaczego właściwie miałem przy tym tyle frajdy? I zrozumiałem: przy tej okazji jedna z moich pasji spotkała się z jedną z moich umiejętności. Mówię tu odpowiednio o fascynacji skrajną prawicą i smykałce do cyberstalkingu.

Nie napiszę tekstu o paniach z wariatkowa, ale mogę dalej łączyć jedno z drugim, prawda? Mogę znaleźć jakąś ciekawą osobowość w prawicowej blogosferze i wpisać jej nazwisko w Google’a, Naszą Klasę, Goldenline i wyszukiwarkę Krajowego Rejestru Sądowego. Na Trygława, dlaczego wcześniej na to nie wpadłem?

Read more…

Jesienny post podsumowujący

November 26th, 2008 56 comments

Rzadko zdarza mi się pisać posty o niczym (a może wszystkie są o niczym?), ale ostatnio mam wrażenie, że tematy na wpisy przeciekają mi przez palce w takim rozcieńczeniu, że nie nadają się nawet na tumblrową notkę. Zaniedbuję też stałe rubryki.

Co zaniedbałem, a co przeciekło:

  1. Zbliża się koniec listopada, a ja wciąż nie przygotowałem Referral Fun za październik, mimo że wciąż wpadają do mnie bardzo ciekawi ludzie, szukając jeszcze ciekawszych rzeczy (np. „śmierdzę po masturbacji” czy „przepowiednia o barach obama”).
  2. Ostatni odcinek sagi o Ekspierdzie pojawił się w lipcu, a zaległości sięgają maja. Ekspierd mi nie pomaga, bo po osiągnięciu zaszczytu zostania zbanowanym przez Google założył nowe konto, z którego pisze wyłącznie po angielsku i coraz hermetyczniej.
  3. Zarzuciłem tworzenie dość dużego posta o kobietach z salonu24, spuściwszy w kiblu pokaźny materiał badawczy zebrany z kilkunastu blogów. Temat jest pasjonujący i można go wykorzystać na bardzo ciekawą pracę magisterską, ale ja nie podołałem, a wszystko, co udało mi się napisać, trąciło seksizmem, kompleksem małego członka albo seksizmem wynikającym z kompleksu małego członka. Poza tym po raz pierwszy w życiu czytanie prawicowych blogów mnie zmęczyło: panie z salonu cechuje dużo większy fanatyzm niż panów i w którymś momencie ten ładunek nienawiści i ideologicznego betoniarstwa zdołował mnie po prostu i wkurwił.
  4. Przekopywanie się przez dziesiątki salonowych blogów przyniosło dwa ciekawe spostrzeżenia. Pierwsze: znalazłem kilku blogerów udających blogerki, gości o ksywach typu Balbinka czy Śnieżynka (zmyślam), którym co jakiś czas wypsnie się męska końcówka.

    Wspomniany wyżej podniesiony poziom agresji rozładowałem trollowaniem w psychiatryku24. I dzięki temu odnotowałem drugie spostrzeżenie: prawicowcy ostro tną komcie, za nic mając wolność słowa. Jednemu wytknąłem błąd w angielsko-polskim tytule posta — skasował mój komentarz, błędu nie poprawił. Skasował pewnie dlatego, że nazwałem go półanalfabetą lingwistycznym, ale dlaczego nie poprawił? Honor prawicowca? Nie rozumiem. Jak mu ktoś powie na ulicy: „Fiucie, kupę masz na bucie”, da w mordę, ale trzewiczka nie wytrze?

    Inni kasują komentarze, jakby byli ogrodnikami przycinającymi żywopłoty — po pierwsze z przyczyn estetycznych, żeby wdzięcznym akordem zakończyć dyskusję, a po drugie, żeby ten akord zabrzmiał ładnie dla prawego ucha, czyli żeby ich było na wierzchu. Proszę na przykład zobaczyć, jak urwała się ta rozmowa. Zdradzę wam coś: dyskusja zaszła dużo dalej, a w jej trakcie autorka bloga porównała się do niezrozumianego przez lewackich komentatorów Kolumba tuż przed odkryciem Ameryki.

  5. Zbierając materiały do tekstu o kobietach salonu, przeglądałem też ich starsze posty. I w ten sposób przypomniałem sobie o wielkiej akcji bojkotu niepolskich mediów ogłoszonej na wiosnę przez salonowe autorytety. Minęło już ponad pół roku od startu, może czas na jakieś podsumowanie? Jak bardzo spadła sprzedaż wrażych gadzinówek? Jak idzie organizowanie komitetów?

    Ciekawe, jak Ikea przędzie i czy już im rura mięknie od spadku obrotów. Swoją drogą, prawdziwi prawicowcy nie powinni kupować w Ikei nawet bez homoafery — w końcu nie dość, że socjaliści, to jeszcze oblegali Jasną Górę i internowali ORP „Sępa”, ORP „Rysia” oraz ORP „Żbika”.

  6. Rozmyślając nad bojkotami, zupełnie niechcący wymyśliłem, jak bezkonfliktowo wprowadzić w polsce euro. Trzeba oddać prawicy rewersy. Niech sobie na nie wsadzą mieczyk Chrobrego z napisem „JESTEM POLAKIEM, WIĘC MAM OBOWIĄZKI POLSKIE” po okręgu, wąsy z napisem „TW BOLEK” po okręgu, prof. Zybertowicza za kratami z napisem „O-O-ODPIERDOLCIE SIĘ OD GENERAŁA” po okręgu i jaki tam jeszcze mit założycielski chcą. I im prawda zwycięży, a nam gospodarka się ustabilizuje.
Tags: