Luddyści przed komputerami
Moje lewicowe serduszko łka na widok tego, co się wyprawia w Krytyce Politycznej w związku z poświęconym żywności organicznej tekstem Marcina Rotkiewicza „Ekościema” zamieszczonym w „Polityce”. Tomasz Piątek napisał kuriozalny paszkwil (daję linka, choć mam nadzieję, że redakcja KP opamięta się i usunie ten felieton), który zaczął od opowieści o dwudziestu dwojgu dzieciach zmarłych w Indiach po zatruciu pestycydami („tymczasem Marcin Rotkiewicz pisze, że ekożywność to wielka ściema, a GMO jest dobre”), a zakończył apelem do redaktora naczelnego „Polityki” o „wyrwanie ewidentnego chwasta”. W środku powołał się zaś na autorytet prof. Seraliniego i przedsiębiorcy prowadzącego ekologiczne delikatesy na Mokotowie:
Poszedłem do niego i nie będę Państwu powtarzał, jakimi epitetami ten zacny człowiek nazwał Rotkiewicza.
— A wie pan — mówię do niego — że kilkanaście lat temu Rotkiewicz był przeciwnikiem GMO. Potem się nawrócił, albo go nawrócono.
Nawrócono, rozumiecie. Cały tekst Piątka jest właśnie taki, pełen osobistych wycieczek i obelg, które oburzyły nawet takiego paszkwilanta i chama jak yours truly:
Ale — mówiąc pół żartem pół serio — Rotkiewicz sam sobie strzela w stopę. Wszystko, co pisze, może zostać potraktowane jako doskonały argument przeciwko GMO. Domyślam się, że jako zwolennik zmutowanego żarcia namiętnie je spożywa — a więc sam jest dowodem na to, że GMO bardzo szkodzi. Niszczy smak, niszczy mózg, a jak nie mózg, to przyzwoitość.
No po prostu szkoła dobrych żartów im. Marii Sobolewskiej.
Drugi cios Rotkiewiczowi wymierzyła w Krytyce Hanna Gill-Piątek (na swoim Facebookowym profilu reklamuje swój tekst słowami: „Zła Hania znów daje klapsy redaktorowi Rotkiewiczowi”). Państwo mają ze sobą na pieńku od jakiegoś czasu — zdaje się, że poszło o artykuł, w którym Marcin Rotkiewicz opisywał działania fundacji INSPRO prowadzonej przez łódzkich znajomych Hanny Gill-Piątek (polecam lekturę: to smutna opowieść o marnowaniu publicznych pieniędzy).
Tekst Hanny Gill-Piątek nie jest tak okropny jak felieton Piątka. Ale też woła o pomstę do nieba. Pada w nim anegdota o samobójstwach hinduskich rolników uzależnionych finansowo od dystrybutorów genetycznie modyfikowanej bawełny, czyli jedna z ulubionych, choć kompletnie nieprawdziwych legend opowiadanych przez przeciwników GMO. Choć jednocześnie autorka przedstawia się jako znawczyni tematu:
Zanim ta stopklatka rozpłynie się w kolejnej rytualnej wymianie ciosów na szczurze nowotwory, wzory chemiczne pestycydów i inne niezbite dowody, chcę cicho poprosić o łaskę dla czytelników.
My, którzy jako tako śledzimy polską dyskusję nad GMO, naprawdę już to wszystko słyszeliśmy.
No to najwyraźniej nie słuchaliście.
Ale najlepsza jazda jest na początku, bo Hanna zaczyna od opowieści o luddystach, która jest tak nieprawdopodobna, że zacytuję ją w całości, niech Krytyka mi wybaczy:
Dawno, dawno temu dobrzy naukowcy wymyślili silnik parowy i krosno mechaniczne. Wynalazki te zapoczątkowały rewolucję przemysłową, która, jak sądzili dobrzy naukowcy, miała powszechnie uszczęśliwić człowieka i uwolnić go na zawsze od zbyt ciężkiej pracy.
Rzeczywistość dopisała do tej historii smutne zakończenie. Maszyny nie zbawiły świata, użyto ich natomiast do degradacji ogromnej grupy wykwalifikowanych rzemieślników, których zastąpili nisko płatni i łatwo wymienialni robotnicy wykonujący proste czynności. Wytworzone bogactwo też jakimś cudem nie chciało się sprawiedliwie rozkładać, zamiast tego w niespotykanym dotąd tempie puchły fortuny jednostek i rosła nędza mas. Efektami tych przemian cała nasza planeta czka do dziś, od ofiar dzikiego kapitalizmu w Bangladeszu do żółwia morskiego zaplątanego w foliową torebkę pośrodku oceanu.
A wszystko miało być tak pięknie, mówili dobrzy naukowcy. Wyszło jak zwykle, a nawet jeszcze gorzej.
Przeciw maszynom stanęła wtedy nieliczna grupka luddystów, którzy widzieli, że coś idzie nie tak. Nie mieli jeszcze języka, aby to opisać, o tomach Marksa nie wspominając. Postanowili więc niszczyć krosna, choć powinni niszczyć chciwą ludzką naturę, która na nierówności i wyzysku oparła cały nowy porządek. Nie mieli szans i przegrali, zawsze zresztą tacy będą przegrywać.
Chcę wierzyć, że Hanna Gill-Piątek nie pisze tego poważnie, że to jakiś wyrafinowany żart, trollowanie czytelnika. W głowie mi się nie mieści, że można być osobą postępową i jednocześnie przypisywać jakąś magiczną intuicję prymitywnym, broniącym swoich partykularnych interesów konserwatystom. Nie kumam, jak osoba lewicowej proweniencji może przedkładać interesy wąskiej grupy rzemieślników nad zmianę sytuacji mas, nad proces, który stworzył klasę robotniczą (choć tu wkraczam na grząski grunt kompletnej marksistowskiej niekompetencji, zaraz przyjdzie red. Orliński i mnie opieprzy po ojcowsku). Nie mogę pojąć, jak coś takiego można pisać, siedząc w ubranku z utkanego mechanicznie materiału przed maszyną, której bez rewolucji przemysłowej by nie było, a tekst ląduje na portalu think-tanku reprezentującego formację ideową, która powstała w wyniku zmian przyniesionych przez rewolucję przemysłową. Ta rewolucja zmieniła świat i mimo że przyniosła ze sobą wiele problemów, to dzięki niej gatunek ludzki dokonał gigantycznego postępu. Zapoczątkowany przez nią rozwój technologii przyniósł nam korzyści, które dziś traktujemy jako oczywiste. I chyba ta ich oczywistość powoduje, że uważamy, że one po prostu są nam jako ludzkości przynależne i mielibyśmy je również w jakiejś alternatywnej wersji historii, w której nigdy nie zerwaliśmy Pierwotnej Więzi z Naturą.
Miałem dziś sporo wolnego czasu, flejmowałem więc dużo na Fejsie o felietonie Tomasza Piątka. Na wallu Jasia Kapeli napisałem w pewnym momencie krótką, niezgrabną diagnozę niechęci lewicy do biotechnologii:
KP i inne lewicowe kręgi padły raczej ofiarą narracji, w której nauka zaprzedała się korporacjom, które dzięki nowym technologiom chcą nakraść jeszcze więcej. I owoce pracy tego tandemu są zatrute zawsze. Co prowadzi do paradoksalnych sytuacji, w których ryż ratujący wzrok azjatyckim dzieciom jest be, a prywatny przedsiębiorca sprzedający znudzonym wielkomiejskim hipsterom warzywka po paskarskich cenach jest cacy.
Między korporacjami biotechnologicznymi a Big Pharmą istnieje wiele analogii. Obie te branże egzystują w szarej strefie prawa autorskiego i patentowego, chwytając się wielu niezbyt etycznych sposobów, by zarobić jak najwięcej pieniędzy na swoich wytworach. Tu się z Krytyką zgadzam, trzeba im patrzeć na rączki i wymierzać w te rączki klapsiki, gdy rączki sięgną po zbyt wiele. Uważam natomiast, że wiele produktów oferowanych nam przez te korporacje to naprawdę fajne wynalazki. Big Pharma produkuje leki przedłużające nasze życie, umożliwiające normalne funkcjonowanie wielu chorym. Biotechnologia jest bardziej pieśnią przyszłości, ale i tam już widać zalążki przyszłych wspaniałych rozwiązań, że wspomnę jeszcze raz złoty ryż ratujący azjatyckie dzieci przed ślepotą czy nasze rodzime opatrunki z modyfikowanego genetycznie lnu. Wierzę na swój ateistyczny sposób, że jeśli pozwolimy biotechnologii się rozwijać, korzyści z tego odniesione przerosną z dużą nawiązką straty wynikłe z zagarniania własności intelektualnej, a rządy naszych państw znajdą sposoby, by złym korpom tę własność troszkę wydrzeć. Wy, drodzy autorzy Krytyki Politycznej, uważacie najwyraźniej, że produkt stworzony z chciwości po prostu musi być szkodliwy i zły. W świetle tego wasza rozsądna postawa wobec szczepień wydaje mi się anomalią.
Zabawnym zbiegiem okoliczności moją diagnozę powtórzyła w swoim tekście Gill-Piątek:
Dopóki za radą profesora Hartmana nie zlikwidujemy powszechnego systemu szkolnictwa, dopóki uczeń lubiący chemię ma obowiązek wiedzieć, że niejaki Hitler był złym facetem, skorzystajmy z tego, że oprócz świetnych wynalazków wlewających w nas optymizm znamy również uczącą nas pokory historię. A ta wyraźnie mówi, że dobre chęci dobrych naukowców zawsze kończyły się radykalną katastrofą, kiedy trafiały w ręce chciwców pożądających korzyści, wojny czy władzy.
W ubranku, przed komputerem, w Internecie, Hanna Gill-Piątek takie rzeczy plecie.
Polecam notkę na „Pochodnych kofeiny” poświęconą felietonowi Tomasza Piątka, dużo bardziej merytoryczną niż mój powyższy rant.
gugielprawdęcipowie
Grzegorz Staniak :
Zaraz zaraz… jak ci wczoraj wmuszaliśmy te wykresy do gardła to już nawet pisałeś o stagnacji/spadku, ale od wczoraj zapomniałeś i znów jest spadek? Więc ewidentnie w 2007 był pik. I w tym kontekście mówić o spadku może tylko ktoś kto nie rozumie pojęcia fluktuacji (lipiec zimny).
No i jeszcze jedno mnie zastanawia. Ta “zła passa” to przecież nie jest ostatni sezon, tylko coś co trwa już 5 lat. Oni ci rolnicy w Indiach mają jakiś death wish? Dodawać nie umią? No bo to jest zastanawiające dlaczego im się nie opłaca, a co roku się w to pchają (poziom Bt-upraw w żadnym roku nie spadł). A przecież całe zło ziaren GM w tym, że co roku trzeba kupować od nowa (więc i co roku można się wycofać).
Prze’esz kupując u Monsanto podpisujesz cyrograf, że już zawsze będziesz u nich kupował i zawsze siał GMO.
Nie no, ale może rzeczywiście są jakieś długoterminowe bandyckie kontrakty? Ale to wtedy tych rolników nie GMO zabija, tylko normalnie po staremu: prawnicy.
inzmru :
Czekam, aż Grzegorz Staniak (albo ktokolwiek inny) podsunie coś w tym temacie. Bo gdyby faktycznie było tak, że farmerzy są związani wieloletnimi kontraktami, nie zastanawiałbym się, po jaką cholerę kupują te nieopłacalne ziarna co rok.
bart :
I wtedy zostałoby z tego tekstu H.G-P. racjonalne jądro do którego ciągle mi się wydaje, że się ten tekst ogranicza (ale potem oglądam go znów jeszcze raz i okazuje się że jednak nie): uogólnionego problemu szoku przyszłości. Postęp tak, ale w granicach rozsądnego tempa i należytej kontroli. To nie dotyczy tylko GMO.
Na przykład problem z dziećmisiećmi jest taki sam: internet to fajna rzecz, ale uderzyła nas z takim impetem, że tylko kilka osób świadomie kuma o co chodzi, a kilku z tych kilku kumatych potrafi na tym chaosie zbudować pompę tłoczącą im kasę do kieszeni. “Starzy” się nie załapali, “młodzi” nie zostali przez starych łagodnie wprowadzeni. To jest już przemiana tak szybka, że na granicy zerwania ciągłości kultury. Postęp na granicy regresu. I to samo potencjalnie mogłoby zdarzyć się przy GMO czy każdej innej technologii: adaptacja tak szybka, że zanim większość zrozumie, jak bardzo zmieniły się zasady gry, następuje katastrofa.
@inzmru to ma normalnie taką umiejętność, że czasem jak coś powie, to nic nie rozumiem.
bart :
Samochód też fajna rzecz, a jednak korki, wypadki, globalne ocieplenie, urban sprawl i epidemia otyłości.
inzmru :
Całe społeczności w subsaharyjskiej Afryce utraciły wiedzę o uprawie roli bo susza następnie pomoc humanitarna. Tu faktycznie “szok przyszłości” mógłby objąć również GMO, bo to zboża bardziej wydajne, no i niektóre przynajmniej potrzebują mniejszej ilości wody niż stare odmiany.
inzmru :
To dotyczy wszystkich tych kwestii, które “fizycznie” można zrobić ale nie wiadomo czy należy. Fuzje i przejęcia służą korporacjom (tym przejmującym), ale niekoniecznie całej reszcie świata. Podobnie uciekanie z dochodami w sieć spółek i fundacji w rajach podatkowych, patentowanie www-przycisku “kup jednym kliknięciem” ściąganie filmów i muzyki z sieci etc. etc.
I chciałoby się zapytać mądrego filozofa jakżyćpaniepremierze – o jakąś globalną deontologię, ale jak się do któregoś zwrócisz, to okazuje się że to Mikołejko, Gowin albo Legutko. A w najlepszym razie Hartman.
No na przykład największe zło współczesnego internetu: Wikipedia. Niby genialna rzecz. Gdyby rozwijała się na tyle powoli, że nauczyciele szliby ręka w rękę z uczniami (a najlepiej o krok przed) to byłoby to dla ogromnego pożytku całej ludzkości. Ale zdarzyło się co innego. Dzieci dostały dawkę uderzeniową treści, poza umiejętnością kontroli nauczycieli. Nauczyciel zadaje pracę domową z myślą o pewnej właśnie *pracy*, którą uczeń wykona budując odpowiedź, ale nie wie, że żadna praca się nie odbędzie. Tylko kopiuj-wklej. Ponieważ przynosi to znośne efekty to uczeń dostaje pozytywną ocenę i dostaje meta-nauczkę, że o to właśnie chodzi w tej całej edukacji. Potem nawet znajdą się tacy którzy powiedzą, że tak właśnie, że o to chodzi, bo żyjemy w nowych neo-czasach w których nowa neo-młodzież inaczej używa swoich nowych neo-mózgów. A to wszystko oparte na tragicznym nieporozumieniu wynikającym z tego, że narzędzia dydaktyczne skuteczne od stuleci zestarzały się do bezużyteczności w 10 lat. I mało kto to zauważył. A potem widziałem najlepsze mózgi ich pokolenia wypalone webdwazerem. Ludzi do których nie potrafiłem dotrzeć z prostym poleceniem wykonania samodzielnej pracy, bo musiałbym im najpierw z głów powyrywać tę ww. mata-nauczkę o sensie edukacji. Zupełnie bez zrozumienia patrzyli na mnie dlaczego nie podoba mi się tekst skopiowany (bez oznaczenia cytatu) z Wikipedii, skoro prawie pasuje do tematu. Nikt im nie powiedział, bo nie wiedział, że to robią.
Przejście w ciągu kilku lat z dziesięciotysiącletniego rolnictwa na rolnictwo oparte na innych zasadach (choćby w zakresie sposobu pozyskiwania materiału siewnego) to jest podobne ryzyko: zerwania ciągłości praktyk i nawyków. W przykładzie wyżej dydaktycznych w tym: ekonomicznych (planowania agrotechnicznego, itp.).
Podsumowując i podkreślając: ryzyko jest w tempie zmiany wykraczającym poza możliwości adaptacyjne systemu. Natomiast łatwo to uprościć do tego, że ryzyko jest w samej zmianie. Albo jeszcze bardziej, że w ogóle nie ma ryzyka, a nowa neo-nowość jest super, bo jest nowa.
Czytam kolejne wypowiedzi inżyniera i irytuję się, że nie mogę dać lajka.
+1
OTOH: cała prawda o Monsanto i praktykach stosowanych przez tę korporację. Oraz dowiadujemy się, że M. pozywa rolników, których pola nawiało nasion lub “pojawiły się tam w ramach naturalnego pylenia”.
http://astromaria.wordpress.com/2012/02/17/usa-300-tysiecy-rolnikow-przeciwko-monsanto/
EDIT: tam jest też cudna graficzka, polecam, chyba se wstawię na awatar.
Grzegorz Staniak :
Na twoje własne twierdzenia. To ty masz je przedstawić, dalej nie pojmujesz?
Na razie zachowujesz się jak Jarosław “Mam Informacje” Kaczyński.
Adam Gliniany :
Już miałem pisać o tym, jaka to piramidalna bzdura, ale zobaczyłem źródło i zrozumiałem, że zostałem strollowany.
Karuzela kręci się dalej: http://www.polityka.pl/nauka/natura/1519822,1,debata-o-gmo-polemika-od-dr-katarzyny-lisowskiej.read
janekr :
Jakby GMO uprawiał rolnik Zenek spod Mławy, i jakby jego pół hektara miało tu jakieś znaczenie, to może to byłby problem. Podejrzewam, że kolesie zarządzający farmami o powierzchni dobrego polskiego powiatu (a na takich się sieje soję RR) bardzo dokładnie wyliczają, ile pestycydu muszą użyć, bo przy tej skali to już konkretne pieniądze.
@ Kisuro:
JAK MOŻESZ TAK ŹLE MÓWIĆ O PANI MARYSI.
Przecież ona bardzo dba o dobro ludzkości!
Adam Gliniany :
Przepraszam. Pewnie pasożyty przeze mnie przemawiają. Idę oczyścić organizm z toksyn, na pewno mi się polepszy.
@ inzmru:
No i trzeba wykonywać gigantyczną pracę w domu z dziećmi: podsuwać słowo drukowane, cierpliwie odpowiadać na pytania, a w celu uzupełnienia własnej wiedzy sięgać – tak żeby dziecię widziało – do półki z książkami, a przy wyszukiwaniu na gugielu tłumaczyć że dużo wyników to śmieci.
inzmru :
Optymista.
inzmru :
Tu ja z kolei będę optymistą: nie, jednak ma kontakt z rzeczywistością. Zwyczajnie go nie obchodzi.
Przyjmowanie wiedzy poza kontrolą szeroko rozumianego nauczyciela zaczęło się gdzieś w okolicach wynalezienia słowa pisanego. Potem było tylko postępujące umasowienie.
Z. :
A raz nawet się bawiłem pluginem do dawania komciom gwiazdek, ale pomyślałem: “Meh”.
mig_watch :
Miałem o tym emo notkę. Potem jeszcze mi się zdażyło kilka potknięć w stylu: “znajdźmy coś na temat choroby Alzheimera w XXI-tomowej encyklopedii” i w efekcie, jeśli chodzi o martwe drzewa, dziecko ufa już jedynie słownikowi encyklopedycznemu Webstera z lat 80-tych. Aktualnie zwykle woła: “Tato, mam 4 strony które wyglądają na ciekawe. Pomóż mi przeczytać ze zrozumieniem.”
Co ciekawe, nauczyciel oblatany w nowych technologiach zaszczepił mu “wikipedia kłamie…”, choć zapomniał douczyć, że “…ale i tak jest bardziej miarodajna niż 90% pozostałych rezultatów googla”.
@inzmru, @Meeijn
Meeijn :
Najbardziej mnie bawi, gdy ktoś upiera się, że edukacja w tym kraju powinna iść w kierunku analizy danych i wnioskowania, a nie zapamiętywania, bo “na wikipiedii wszystko można znaleźć”.
bart :
Wtedy kółko wzajemnej adoracji dostałoby takiego spinu, że zasiliłoby niewielkie miasto typu Warszawa
@ inzmru:
Nie wiem, czy inżynier zna, ale jak nie zna, to polecam. Dobra książka. Co prawda to filozofia nauki, nie wszyscy to uznają, ale moim zdaniem warta uwagi w kwestiach tu poruszanych.
@ bart:
Dopóki nie zorientujesz się, jak spadek wydajności ma się do wzrostu kosztów, takie gdybanie nie jest nic warte.
Nonsens. Jeśli nawet wzrost kosztów wywołali Marsjanie do spółki z Talibami z Klewek, nadal to spadek wydajności upraw pakuje danego rolnika w finansowy dołek.
No ale to nie wiadomo, panie, czy nie korzystasz z raportów fundacji, których prezesa syna kolega był wolontariuszem w Greenpeace czy coś. Dawaj linki.
Ciekawe po jaką cholerę czasopisma naukowe na całym świecie opracowują polityki jawności powiązań, finansowania i korzyści, skoro to nie ma znaczenia. Pracownik Syngenty założył fundację trąbiącą na lewo i prawo jaki to z niej “grass-roots movement” i przez pierwszych kilka lat nie zająknął się nawet, że jest pracownikiem Syngenty. Tobie się to podoba? Bo mi śmierdzi.
Linki:
http://cotcorp.gov.in/state-operations.aspx
http://cotcorp.gov.in/national-cotton.aspx
http://farmersforum.in/policy/study-on-socio-economic-impact-assessment-of-bt-cotton-in-india/
http://www.isaaa.org/resources/publications/biotech_crop_profiles/bt_cotton_in_india-a_country_profile/download/Bt_Cotton_in_India-A_Country_Profile.pdf
@ Gammon No.82:
Na twoje własne twierdzenia.
Mam taką pokorną prośbę: wskaż mi te moje twierdzenia, których rzekomo nie chcę niczym poprzeć. Może coś zacytuj po prostu. Bo wiesz, ja z kolei mam niemiłe wrażenie, że wam tu trochę zbiorowo odbiło. Przychodzi ktoś i pisze “eee, ale te wasze dane o samobójstwach to się kończą w 2008”, na co pada odpowiedź “tak? to udowodnij, że te późniejsze mają związek z GMO, skoro tak twierdzisz!”.
Na co z kolei jedyna rozsądna odpowiedź to takie głębokie “Ke?”
Grzegorz Staniak :
Zatem jeśli susza (meteoryt, myszy, najazdy Dżyngis Chana, gradobicie, pożar, szarańcza, Masaj) zniszczyła pole obsiane marchewką Złocisty GMOkutas, po czym zrozpaczony plantator powiesił się na strychu, to w każdym przypadku powiesił się przez GMO.
Przecież świetnie wiesz, bo właśnie o nich piszesz.
To, że innej odpowiedzi nie umiesz wystękać, naprawdę nie znaczy, że ona jest rozsądna.
A teraz – skoro nie pojmujesz – mała analogia. Może nie najlepsza, ale tak na szybko nie umiem wymyślić lepszej.
Niejaki Andrew Wakefield (może słyszałeś?) utrzymywał od 1998 roku, że szczepionka MMR powoduje autyzm. Potem okazało się, że jednak nie powoduje, a w 2010 roku Lancet wycofał tamten artykuł.
Tobie się najwyraźniej wydaje, że jeśli powiesz “no może kiedyś szczepionki nie wywoływały autyzmu, ale od 1 stycznia 2011 roku już go wywołują”, to (1) ty nie musisz tego udowadniać, tylko inni mają udowadniać, że jest odwrotnie, (2) wskazanie na dane sprzed 2011 roku staje się niedopuszczalne, bo ty wtedy powiesz “pfff, nieaktualne”.
Otóż, na ile rozumiem funkcjonowanie tzw. dowodów naukowych, mylisz się.
Grzegorz Staniak :
Ale ja nie mówię o tym, co wywołało wzrost, ale o tym, jaki ów wzrost kosztów ma wpływ na całokształt. “Koszty upraw wzrosły o 70%” nie oznacza “Rolnik zbiedniał o 70%” – w ogóle nic nam to nie mówi. A ponieważ nie podałeś źródła swojej informacji, biorę to za kolejny straszak ludzi, którzy wyrywają statystyki z kontekstu, żeby poprzeć swoją irracjonalną tezę (“trzy lata po wprowadzeniu szczepień zachorowania w Ottawie wzrosły o 700%”, true story).
W jednym z linków, które łaskawie dorzuciłeś, żeby nie było, że nie podajesz – choć moim zdaniem trochę na ślepaka – czytam następującą rzecz (podkreślenia moje):
Teraz rozumiesz, dlaczego wyrywanie owych 70% z kontekstu zaburza obraz?
Dalej, w tym samym tekście z Farmers Forum:
Grzegorz Staniak :
Kiedy ktoś przedstawia twarde dane, na które nie masz kontrargumentu, najlepiej wytknąć mu, że pracował dla korpo. Nieważne, że to nie to korpo, bo bawełnę Bt w Indiach sprzedaje przecież przede wszystkim Monsanto. Nieważne, że facet pracuje obecnie w Asian Institute of Technology w Bangkoku (ale jego mail w domenie princeton.edu ciągle działa). Wasz argument jest inwalidą. W ten sam sposób Hanna Gill-Piątek próbowała kiedyś umazać Marcina Rotkiewicza (później okazało się, że co prawda nie na Placu Czerwonym i nie samochody, ale kto by się przejmował detalami).
No dobrze. To podsumujmy. Przyszedłeś tu z pretensją, że rzetelne statystyki o samobójstwach indyjskich rolników kończą się na 2008 r., ignorując fakt, że medialna bomba na temat tych samobójstw wybuchła właśnie w 2008 r. I dlatego w ogóle powstały te statystyki, obalając skutecznie doniesienia Daily Mail, księcia Karola (gratulacje, dziadku!) i wielu, wielu eko-aktywistów (tym ostatnim oczywiście niewiele obaliły, bo jeżeli fakty przeczą idei, to może udajmy, że nie słyszeliśmy). A nie ma żadnych przesłanek, żeby sytuacja indyjskich rolników dramatycznie zmieniła się na gorsze po 2008 r., wręcz przeciwnie, nawet cytowane przez ciebie raporty mówią o wzroście ich dobrostanu. No i na tym w zasadzie powinniśmy byli zakończyć dyskusję, ale jakoś ciągle trwa. A ponieważ dotarła tu za tobą sława, jakby to delikatnie ująć, znanej osoby z pl.rec.sf-f i wiem, że możesz tak jeszcze naprawdę długo, więc może też podsumuj swoje stanowisko i pożegnamy się, co?
Grzegorz Staniak :
Bo pewna dyskongruencja dyskursów wynika z tego, że trafiłeś w miejsce w którym kiedy ktoś pisze:
Grzegorz Staniak :
to spotyka się z odpowiedzią: “chyba cię pojebało”. Problemu z (ekhem) rygorem intelektualnym tego powyższego cytatu najwyraźniej nie możesz pojąć, a wskazywanie na ten problem bierzesz za zideologizowane zacietrzewienie.
Otóż tutaj są ludzie którzy nie uważają braku danych (i/albo jednorazowych, niejasnych “raportów prasowych”) za przesłankę. To jest w tutejszym TWA obce rozumowanie, aby sam upływ czasu zmniejszał legendarność plotki.
inzmru :
Te zdekapitowane szkielety, które znaleziono pogrzebane na trasie DTŚ w Gliwicach, to uważano za wampiry pewnie koło 13 wieku. Potem była cisza w temacie, więc obecnie wiemy na pewno że to musieli być kuzyni Vlada.
urbane.abuse :
Vlada Gomulki zapewne.
Och, Katarzyna Lisowska. Pofatygowałem się wygooglać, i wyskoczył jej występ na jakiejś imprezie Zagórskiego
https://www.youtube.com/watch?v=4jaN6Ocv-C8
Tak w temacie zuego Monsanto: świeżutki tekst http://www.scientificamerican.com/article.cfm?id=can-we-trust-monsanto-with-our-food spod pióra: http://en.wikipedia.org/wiki/Nina_Fedoroff
I gratuluję cierpliwości odpowiadającym na posty Grzegorza Staniaka #syzyfoweprace ;-)
MR :
Dobry artykuł.
Z ciekawości popatrzyłem w komentarze i nie upłynęło ich 10, a już pojawiły się oskarżenia o kłamstwa, propagandę i chodzenie na sznurku Monsanto, oraz nie znany mi wcześniej termin Big Ag (zgaduję, że analogiczny do Big Pharmy). Stwierdzam, że w zasadzie to trafność danego artykułu można by chyba oceniać po ilośći oszołomskich komentarzy do niego.
@ Kisuro:
Dokładnie tak. Można przyjmować zakłady, w którym komciu pod tekstem o GMO pojawi się hasełko “agent Monsanto”. Drugim, trzecim czy piątym? :-) W tym temacie bardzo podobają mi się dwie blognotki:
http://www.skepticblog.org/2012/11/08/argumentum-ad-monsantium/
http://kfolta.blogspot.com/2012/07/thoughts-from-shill-for-monsanto.html
Zwłaszcza określenie “argumentum ad monsantium” trafia w dziesiątkę. Sam zacząłem go używać :-)
Tak, Big Ag to skrót od Big Agribusiness.
MR :
Dziękuję bardzo, to jest piękne. “Argumentum ad monsanitum” trafia do mojego słownika na stałe.
@ Kisuro:
Erm, nie do końca “kręci się dalej”, skoro polemika Lisowskiej pochodzi z września 2011 r. i jest odpowiedzią na artykuł Rotkiewicza z tegoż września 2011 r.
To raczej ostatni artykuł jest kontynuacją tego, co zalinkowałeś/aś.
nosiwoda :
Fakt, tak to jest, jak nie paczy się na daty…
Tym niemniej karuzela faktycznie kręci się nadal, tylko nie w stronę w którą myślałem.
inzmru :
Wiesz, część z nich to pewnie nie umie pisać, nie wiem jak z liczeniem. Ponadto ludność wiejska żyje często na krawędzi reprodukcji ekonomicznej (nie wiem jak w wypadku rolników indyjskich), mój znajomy określił to jako “życie z ustami tuż na powierzchnią wody, jedna falka i toniesz”. W takim wypadku oni naprawdę mogą źle kalkulować, z powodu sytuacji życiowej i braku wykształcenia mogą podejmować decyzje, których konsekwencje im się wymykają. p.s. proszę rolnicy – nie farmerzy.
fronesis :
Jakie ‘wiesz’? Wszystko powyżej to spekulacje (co sam przyznajesz) pozwalające pochylić się z troską nad biedakami, których należy żałować gdyż są Ofiarami Systemu ™. Może jednak ktoś przebadał tę populację również pod kątem motywów wysiewania GMO, skoro zbadano związek uprawy roślin GM ze wskaźnikiem samobójstw?
Zdecydowanie rozróżniłbym ludność wiejską (faktycznie często żyjącą w nędzy, również w Polsce) od rolników (w sensie: ludzi uprawiających i hodujących na sprzedaż). To nie są ci sami ludzie i nad tymi drugimi, a tylko tacy kupują ziarno od Złego Monsanto, nawet prawdziwy lewicowiec nie ma obowiązku się litować z difoltu.
urbane.abuse :
Sugerowałbym Pomoc W Rachunkach *zamiast* Pochylania Się Z Troską.
A poważnie mówiąc: rozumowanie – może i ktoś pisze bzdury, ale jego tekst jest cenny, gdyż Sygnalizuje Ważny Problem, Pochyla Się Z Troską etc. budzi mój wyjątkowy sprzeciw.
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,14353858,Piec_polskich_uczelni__wielkie_badania__nagrody_i.html#Cuk czo ja czytam? dlaczego poslkie uczelnie prowadzą pseudobadania dla Watykanu?
@ Julia
No to faktycznie coś nie bardzo czytasz, bo to, co napisałaś, jest bzdurą – w takim samym sensie niemieckie i amerykanskie uczelnie też prowadzą “pseudobadania dla Watykanu”.
Po prostu jeden z członków konsorcjum badającego komórki macierzyste rozkręcił sobie startupa badającego jedną konkretną ich populację (której poza nim nikt nie umie wykryć i wyizolować, więc good luck with that) – i najwyraźniej zainteresował tym kościółkowych inwestorów.
W każdym razie wspomnianą grupę badawczą z UJ znam i nie są to ludzie prowadzący “pseudobadania” ;]
EDIT: a nawet jeszcze inaczej – udzielił licencji zewnętrznej firmie
urbane.abuse :
Chętnie poczytam jakieś opracowanie. Nigdy nie byłem w Indiach, ale odrobinę widziałem “ludności wiejskiej” w Maroku, Mali, Burkina Faso i Ghanie. Wiem, że nie można porównywać. Znam też swoją rodzinę na wsi. Tu nie chodzi o pochylanie się z troską; czy pozbawianie ich sprawczości. Chodzi o to, że nauka działa o ile laboratoryzuje rzeczywistość. Tzn. na przykład bierzesz antybiotyki regularnie, do końca i z lekami osłonowymi. Podobnie z innymi rzeczami, nieraz na wsi, może zabraknąć środków, umiejętności, kapitału, żeby doprowadzić rzeczy “do końca”, zgodnie z “przepisami”. Laboratoryzacja się nie domknie i wtedy mamy problem. To nie jest argument z “wykształcenia”. Raczej, jak pisałem Bartowi na fb to problem “rozmiaru” aktorów, rolnicy są mniejsi/słabsi niż korpo/instytucja. Z tego powodu, istnieje ryzyko asymetrii władzy. Tylko tyle.
Tymczasem w nowym newsweeku (ktorego powolinie moge odroznic od superexpressu) artykul pana Marka Rabija pt. Kolacja z Frankensteinem a w nim sensacyjne informacje: MONSATO ZUE bo Arpad Pusztai, dr. James Maryanski, fala samobojst w Indiach, pozwy za kolejne zasiewy, ze koszt obsiania pola wiekszy niz kiedys czyli ze GMO znaczy drozsza zywnosc. Straszy ze i tak jemy GMO bo karmi sie zwierzeta paszami GMO i w ogole frankenfood.
@ zkazdejstrony:
Jak tak dalej pójdzie, to będę musiał zrobić ciąg dalszy do swojej notki GMOrgias. Gdzie będę musiał jednak rozpisać w notce neoluddyzm nowej lewicy i dziennikarzy, inaczej wyjdzie niezrównoważony przekaz, mało komu się pewnie chce klikać w zalinkowane teksty, a dopiero z nimi notka ma sens.
Producenci GMO wycofują się z Europy
http://wyborcza.biz/biznes/10,100970,14374591,Koncerny_produkujace_GMO_wycofuja_sie_z_europejskiego.html?biznes=warszawa#BoxBizTxt
@ moje_trzy_grosze:
Producenci wycofują się w tym sensie, że nie będą starać się o zezwolenie na uprawianie odmian GMO. Import to co innego (kilkadziesiąt odmian można sprowadzać już do EU). Czyli będziemy konsumentami, nie producentami… http://gmo.blog.polityka.pl/2013/07/18/cieszyc-sie-czy-nie/
Yaca :
W sumie to nie do końca filozofia nauki, raczej coś z pogranicza socjologii wiedzy i omówienie prac powstających w ramach STS (Science, technology Studies). Rasowi filozofowie nauki jak Grobler, Woleński czy Sady to by się obrazili, za porównanie tej książki do filozofii nauki, podobnie jak niegdysiejszy bywalec tego forum o ksywie MDH. Ale to tylko, źle świadczy o filozofach nauki, ta ostatnia (szczególnie analityczna, anglosaska) od jakiś 30 lat nic sensownego nie wnosi do refleksji nad funkcjonowaniem “prawdziwej” nauki, tej “in wild”, czyli działającej w świecie.
@bart
A tak swoją drogą to brakuje w nieistniejącym ttdkn kogoś, kto równie intensywnie jak walką z Kefirem czy innymi Astromariami, pokazywała REALNE związki bigkorpo z różnymi aspektami uprawiania nauki i wdrażania innowacji. Trochę tak w duchu książki Goldacre’a o BigPharmie. Łatwo przychodzi (mnie również) rytualne zapewnienie “Między korporacjami biotechnologicznymi a Big Pharmą istnieje wiele analogii. Obie te branże egzystują w szarej strefie prawa autorskiego i patentowego, chwytając się wielu niezbyt etycznych sposobów, by zarobić jak najwięcej pieniędzy na swoich wytworach. Tu się z Krytyką zgadzam, trzeba im patrzeć na rączki i wymierzać w te rączki klapsiki, gdy rączki sięgną po zbyt wiele.”. Z jakiegoś powodu jednak mało debunków klepie korpo po łapkach. To nie jest złośliwość z mojej strony, tylko intryguje mnie dlaczego tak jest. Może zbyt dużo oszołomów wali w korpo, co powoduje, że powściągliwość jest zrozumiała. Aby czasem nie zaryzykować wylądowania w podejrzanym towarzystwie?
fronesis :
@dyskusja
Zalinkue dwa teksty. metaforyka moze trochę odstraszać co po niektórych, ale mam nadzieję, że część z Was zniesie ją dzielnie.
Pierwszy napisany przez dwóch autorów: ścisłowca i humanistę: http://malakulturawspolczesna.org/2013/06/14/jan-borowicz-franciszek-fijalkowski-pokochac-gmo/,
drugi to tekst Latoura:
http://thebreakthrough.org/index.php/journal/past-issues/issue-2/love-your-monsters/
http://www.vice.com/pl/read/potentat-gmo-kupil-najwieksza-prywatna-armie-swiata
…a mnie się wydawało, że Vice to taki miły portalik, gdzie umieszcza się pocieszne teksty o Panu Mirku albo o firmach PR, jest wiele durnotek i śmiesznych fotek, a tu proszę…
@Bart OF
Pod bokiem masz świetny materiał na notkę o lewackich pojebach, którym nie staje, więc prawackiego wielbią agresora:
http://mrw.blox.pl/2013/08/Fuck-the-jazz-age.html (z komentarzami)
Ostatni odcinek Futuramy jest kinda sorta o GMO.
Ciekawe badanie nad Otchłanią:
“The result confirms findings from previous studies that delusional individuals have less stable perceptions of the world.”
http://www.livescience.com/39038-how-delusions-shape-perception.html
Troszkę ciekawych komentarzy od chemludków:
http://meteomodel.pl/BLOG/?p=5762
W najnowszym numerze magazynu do czytania “Książki” (październik 2013!) Miłada Jędrysik na stronie 28 zachęca: “poczytajcie kultowy już Blog de Bart”.
O cieciorce pisze, m.in.
No właśnie, to dobra okazja do nowej notki (nudge, nudge).
A “kultowy już” to nie brzmi jak “nieżyjący już”? Czemu mam psuć efekt?
In this times, we wait for new comments, like before for new notes.
Frondelek odkrył, że Bill Gates chce wykończyć ludzkość za pomocą szczepionek:
http://www.fronda.pl/a/bill-gates-chce-wykanczac-ludzi-szczepionkami,30888.html?page=1&#comments-anchor
Szyba :
Dali się strollować pociętą wypowiedzią, już wczoraj był na fejsie debunk.
bart :
Żeby nie pozostawiać wiernych czytaczy w żalu nieutulonych?