Benedykt kontra Fronda
UPDATE: dałem się nabrać spryciarzowi, który wykorzystał małą dziurkę w kodzie Frondy i za pomocą kilku linijek kodu ukrytych w komentarzu dopisał własne zdanie do tekstu redakcyjnego. Ks. Oko nie dodał więc nic do wypowiedzi Benedykta XVI, nie ma walk frakcyjnych we Frondzie, nie będzie rzucania magazynem na YouTube :( Notkę zostawiam na pamiątkę udanego trollingu w wykonaniu hackera przedstawiającego się jako Antoni Kościuszko. Pytanie na końcu notki wciąż aktualne.
„Fronda” opublikowała drugą część tekstu „Z papieżem przeciw homoherezji” ks. dr. hab. Dariusza Oko (autora pamiętnego tekstu o homoseksualizmie opublikowanego w 2005 r. przez „Gazetę Wyborczą”, niech red. Pacewicz przeprosi niczym Palikot za „Ozon”). Przyznam ze wstydem, że nie czytałem części pierwszej, a i drugą po łebkach, bo to bardzo długie teksty, a ja mam słabą koncentrację i w ogóle czytam tylko to, co zaznaczono boldem. A zaznaczono boldem coś takiego:
W książce Benedykta XVI z 2010 roku Światło świata jako dopowiedzenia znajdujemy bardzo ważny fragment o homoseksualizmie i kapłaństwie. Te słowa Ojca Świętego są jakby komentarzem do wcześniejszych dokumentów Stolicy Apostolskiej. Słowa płyną tu „prosto z głębi serca” i są całkiem jednoznaczne: „Homoseksualizm jest nie do pogodzenia z powołaniem kapłańskim. Wtedy bowiem także celibat traci sens jako wyrzeczenie. Byłoby wielkim niebezpieczeństwem, gdyby celibat stawał się powodem wchodzenia w stan kapłański ludzi, którzy i tak nie chcą się ożenić, gdyż w końcu ich stosunek do mężczyzny i kobiety jest zniekształcony, zakłócony, a w każdym razie nie odnajdują się w tym kierunku stworzenia, o którym wcześniej mówiliśmy.
Kongregacja do spraw Wychowania Katolickiego przed kilkoma laty wydała postanowienie, że homoseksualni kandydaci nie mogą zostać księżmi, bo ich orientacja płciowa dystansuje ich od prawdziwego ojcostwa, czyli także od istoty bycia kapłanem. Dobór kandydatów na księży musi być dlatego bardzo staranny. Musi panować tu najwyższa uwaga, aby nie doszło do pomyłki i w końcu bezżennność kapłanów nie była utożsamiana z tendencjami do homoseksualizmu, albowiem posiadanie w swoich szeregach homoseksualisty, jest dla Kościoła i Boga znacznie większą hańbą, niż posiadanie w nich pedofili”.
Ostatnie zdanie wywołało konfuzję i podejrzliwość nawet u znajomych lewicowców, dla których kompromitacja Kościoła to zazwyczaj świetna wiadomość. Padło pytanie, czy naprawdę papież coś takiego napisał. Ponieważ jakaś pobożna osoba umieściła Światło świata na torrentach, sprawdziłem i okazało się, że nie napisał, że końcowy fragment został dopisany albo przez księdza Oko, albo przez kogoś w redakcji „Frondy”:
Ktoś z Frondy chyba też sprawdził, bo — ku naszej wielkiej uciesze — staliśmy się świadkami katolickiej wojny edycyjnej.
Raz tekst wyglądał tak:
A chwilę potem tak:
I tak w kółko. W chwili, gdy piszę te słowa, wygrywa wersja z pedofilami. A nie, soraski, już nie, teraz jest bez pedofili (w chwili, gdy piszę słowa w nawiasie, pedofile wrócili na prowadzenie). Pod artykułem znajduje się dopisek: „Artykuł opublikowany w najnowszym numerze kwartalnika FRONDA (63)” — umieram wprost z ciekawości, w której wersji poszedł do druku. A jeśli w sfałszowanej? Czy red. Terlikowski rzuci swoim pismem o ścianę w Bożej pasji, jak to robi z bezbożnymi gazetkami w swoich YouTube’owych przeglądach prasy?
Ale najciekawsze wydaje się pytanie, czy owo dopisane zdanie kłóci się z doktryną Kościoła. Jak to właściwie jest? Czy posiadanie w swoich szeregach homoseksualisty jest według Kościoła większą hańbą, niż posiadanie w nich pedofili?
P.S. „Światłość świata” (nie „Światło”!) ukazała się również po polsku, jej fragmenty, w tym szczęśliwie i powyższy, można znaleźć na stronie „Tygodnika Powszechnego”. Najwyraźniej to nie polski tłumacz dopisał zdanie.