Pan doktor pisze list
Wróciłem z urlopu. Było ciężko.
Jeżdżę na wakacje do miejsca popularnego wśród frondziarzy i niuejdżowców. Dlaczego tam jeżdżę? Bo świetnie karmią (potrafią zachwycić nawet pierogami z wkładką mięsną), pokoje są przestronne, a dzieci się świetnie bawią — i zarażają katolickie dzieci świeckimi memami, fuck yeah! Poza tym gospodarstwo jest położone daleko od szosy i spokój zakłóca jedynie kilku rolników, którzy nie chcą się pogodzić z zamknięciem PGR i dalej orzą pola służbowymi traktorami. Wracam stamtąd tak wyciszony, że aż płaczę ze strachu w metrze.
Podczas moich poprzednich pobytów napotykałem i Ciasnych, i Kosmitów, ale nigdy w takiej sile jak teraz. Można było narysować linię dzielącą jadalnię na pół. Lewą połowę zapełniali goście w t-shirtach ze sklepu o ironicznej nazwie Księgarnia Ludzi Myślących, narzekający na proboszcza nadmiernie ulegającego wpływowi Rady Parafialnej (bracia i siostry, ale nas dramaty omijają!), spierający się o rolę okultyzmu w treningach karate i twierdzący, że w przedszkolach steinerowskich adwent jest na odwrót (cokolwiek to znaczy), a dzieci śpiewają hymny do Szatana. Po prawej siedzieli nieszczepiący dzieci pacjenci doktora Romanowskiego, wierzący, że choroby biorą się z brudu i kontaktu z glebą, na co dowodem jest rzeczony doktor, któren w dwudziestoletniej karierze chirurga nigdy się niczym nie zaraził od chorego. Ich dzieci zaczynają dzień od kaszy jaglanej, która jest ponoć naturalnym antybiotykiem, lepszym od antybiotyków nienaturalnych, których nienawidzą, a które lekarze, do których nie chodzą, namiętnie przepisują im na infekcje wirusowe. Poddanie w wątpliwość leczenia antybiotykiem wirusa kwitują okrzykiem „Byś się zdziwił! Dają osłonowo!”. Po takiej ripoście odechciewa się pytać, w czym bakteriobójczość kaszy jaglanej jest lepsza od bakteriobójczości antybiotyku z apteki, czy właściwości bakteriobójcze kaszy jaglanej zostały potwierdzone badaniami klinicznymi, czy to aby na pewno dobra rzecz, że kasza jaglana takie właściwości posiada i czy w związku z tym nie należałoby jej podawać pod nadzorem lekarza.
W czasie jednej z dyskusji, w której jako argumentu użyto wieloletniego doświadczenia medycznego doktora R. (gdzie jesteś, Naczelny Sądzie Lekarski?), przez moment rozmowa zboczyła na temat doświadczenia innego lekarza, autora listu do Gazety Wyborczej. List ów opublikowano w Internecie w lipcu, a w papierowym wydaniu ukazał się chyba dopiero w drugiej połowie sierpnia. Mam nadzieję, że jakiś redaktor działu naukowego przez miesiąc leżał Rejtanem między boksami w newsroomie i nie pozwalał na druk. Może chciał się zrehabilitować za puszczenie kuriozalnego tekstu doktora Kokoszczyńskiego o homeopatii bez opatrzenia go komentarzem lub przynajmniej dużym czerwonym napisem „UWAGA, BZDET”?
List odbił się lekkim echem w Internetach — na różnych Blipach link pojawiał się z komentarzami w stylu „Nareszcie ktoś napisał prawdę”. Na stronie Wyborczej oceniło go ponad tysiąc osób (średnia ocena: 4,5/5), pod artykułem rozpętała się też słusznych rozmiarów dyskusja. List napisany jest z pasją i gniewem, a jego autor, Janusz Osadziński, chirurg pracujący na oddziale ratunkowym jednego z największych warszawskich szpitali, stawia w nim następującą tezę (podkreślenia moje, interpunkcja autora):
Z moich dwudziestoletnich obserwacji, popartych zresztą prowadzonymi przeze mnie statystykami, wynika prosta odpowiedź: oni zginęli nie tam gdzie stali policjanci, i zginęli nie z takich przyczyn, o jakich wszyscy opowiadają . I nie chodzi tu o tak banalny fakt, że policjanci stali na siedemdziesiątym kilometrze „gierkówki” a ktoś zginął na siedemdziesiątym piątym.
Chodzi o to, że w Polsce zdecydowana większość ludzi na drodze ginie w zupełnie innych okolicznościach niż wynika to z obrazu kreowanego przez media, policję i polityków.
Z moich statystyk wynika: małolat w czarnej beemce z ciemnymi szybami pod wpływem amfetaminy lub alkoholu trafia do szpitala (lub trafiają jego ofiary) raz na dwa miesiące. Motocyklista, który kogoś zabił, trafia się raz na pół roku. Natomiast, motocyklista, którego ktoś zabił lub próbował zabić, trafia do nas dwa razy w tygodniu.
A wiecie Państwo kto jest, też w moich statystykach, absolutnym numerem jeden jeśli chodzi o liczbę ofiar? Jest to pani lat 30-40, trzeźwa, w dobrym, służbowym samochodzie, przejeżdżająca pieszego na pasach. To się zdarza CODZIENNIE, i to kilka – kilkanaście razy dziennie. (…)
Proponuję Państwu redaktorom „Gazety Wyborczej”, zwykle bardzo rzetelnie przygotowującej materiały do publikacji: sprawdźcie ogólnopolskie statystyki we własnym zakresie. Ale krytycznie, nie na zasadzie, że patrol policji wpisał w rubryce przyczyna wypadku: szybkość, brawura itp. Po każdych wyborach publikujecie bardzo dokładne statystyki kto gdzie na kogo głosował, w podziale na kategorie wiekowe, materialne, miejsce zamieszkania, wykształcenie itd. Opublikujcie, proszę, podobne statystyki w odniesieniu do wypadków komunikacyjnych.
Jeśli najwięcej ludzi zabija 20-letni młodzieniec, to zakażmy wydawania mu prawa jazdy przed 25. rokiem życia. Ale jeśli okaże się, że najwięcej ludzi zostaje zabitych przez kierowców w wieku 30-60 lat, trzeźwych, którzy nigdy w życiu nie przekroczyli 120 km/h, prawo jazdy mają od co najmniej kilku lat (a tak właśnie jest !) — to mamy problem.
Sprawdzić statystyki? To się da zrobić! Tak się składa, że Komenda Główna Policji publikuje je, elegancko opracowane i w wygodnym formacie PDF. Ile zatem wypadków spowodowały w naszym kraju w 2008 r. panie w wieku 30-40 lat?
Kierujące pojazdami kobiety spowodowały 17,4% wypadków (str. 29 powyższego dokumentu). Osoby w wieku 30-39 lat — ok. 18% wypadków (str. 30; przy okazji pragnę wyrazić ogólny szacun dla grupy 38 kierowców-sprawców wypadków w wieku 0-6 lat). Jeśli przyjmiemy dla wygody, że kobiety popełniają podobną ilość wypadków niezależnie od wieku, wyjdzie nam, że owe drogowe morderczynie były sprawcami ok. trzech procent wypadków drogowych.
Pan doktor jest z Warszawy, może więc Warszawa jest specjalna? Trudno powiedzieć: nie udało mi się znaleźć statystyk warszawskich z uwzględnieniem podziału na płeć sprawcy. Z ogólnopolskiego dokumentu wynika jednak, że stolica nie wyróżnia się na tle reszty kraju, ani pod względem liczby wypadków, ani liczby ofiar. Istnieje oczywiście możliwość wystąpienia jakiejś niezwykłej anomalii, np. że jeśli kobieta powoduje wypadek, to jest to najechanie na pieszego. To 30% wypadków (str. 24), więc kobiety z ich 17-procentowym sprawstwem rozjeżdżałyby ledwie połowę ofiar. Można założyć, że w poprzednich latach kobiety powodowały więcej wypadków — to też da się sprawdzić! 1999: 11,8% wypadków, 6,7% ofiar śmiertelnych; 2000-2004: brak danych; 2005: 15,9% wypadków; 2006: 16,1%; 2007: 16,6%. Jest trend wzrostowy, obywatelu doktorze!
Można próbować jeszcze torturować te statystyki na wiele sposobów, zakładając na przykład, że kobiety jeżdżą tylko po terenie zabudowanym, że tylko osobówkami — ale cały czas nie zbliżymy się do potwierdzenia tezy pana doktora, że to one są głównymi sprawcami wypadków. Ze statystyk wynika, że obraz młodego faceta prującego po mieście jako najczęstszego sprawcy jest niedaleki od prawdy. Skąd zatem u pana doktora taki radykalny wniosek?
Moim zdaniem najbardziej prawdopodobna jest następująca diagnoza: pan doktor cierpi na przewlekły zespół efektu potwierdzania wywołany przez ostrą mizoginię. O efekcie potwierdzania pisałem już kiedyś, używając zresztą przykładu medycznego: jeśli pielęgniarka wierzy, że podczas pełni księżyca jest większy ruch na ostrym dyżurze, będzie zapamiętywać tylko te pełnie, w czasie których faktycznie na erce jest tłoczno, a nie odnotuje tych, w czasie których panuje spokój. Efekt potwierdzania odnotowałem u siebie podczas drogi powrotnej z gór. Jestem święcie przekonany, że wszyscy warszawiacy to piraci drogowi i szaleńcy, więc kiedy przez podwójną ciągłą i przejście dla pieszych wyprzedzał mnie samochód na stołecznych blachach, mruczałem pod nosem „Wiadomo, pan ode mnie z miasta”. Kiedy podobny manewr wykonywał np. ostrowianin świętokrzyski, nie mruczałem nic.
Pan doktor najwyraźniej ma ugruntowany pogląd na temat kobiet za kierownicą — i sądząc po reakcji na jego tekst, ten pogląd podziela wielu Polaków. Moi współbiesiadnicy wakacyjni kiwali głowami i opowiadali anegdotki, jak to baba ich gdzieś wiezła i mało brakowało, a skończyliby w rowie, albo jak inne babiszcze prawie ich przejechało. Jak widać, owe historyjki nawet nie są dowodami anegdotycznymi na tezę o kobietach-morderczyniach (bo mało brakowało, bo prawie), za to mówią to samo, co pan doktor: baby źle jeżdżą i nie uważają. Co było do udowodnienia. Tylko czemu Gazeta Wyborcza drukuje pokarm dla buców?
—
P.S. Blogokomentator Veln znalazł w sieci jeszcze trochę statystyk, z których wynika, że statystyczna kobieta-kierowca powoduje wypadki rzadziej niż statystyczny kierowca płci męskiej:
Dane Instytutu Transportu Samochodowego mówią, że kobiety powodują jeden wypadek na 6,7 mln przejechanych samochodem km, a mężczyźni raz na 4,7 mln km, czyli częściej. Według danych ITS 32 proc. dorosłych kobiet ma w Polsce prawo jazdy kategorii B, co stanowi 35 proc. kierowców aut osobowych.
P.P.S. Wydało się, że autor tekstu zapomniał wspomnieć o swoim hobby. Ta informacja miałaby zapewne wpływ na społeczny odbiór tekstu. Doktor Osadziński lubi sobie bowiem w czasie wolnym od pracy pojeździć na motorze.
radkowiecki :
Znasz ludzi robiących lewatywy z kawy? I jeszcze nie przeprowadziłeś z nimi wywiadu do blogaska?
Nawet mam pytanie otwierające: “Ja wlewam sobie kawę w gardło, a ty?”…
inz.mruwnica :
no ja nie wiem. pod koniec nie byłem właściwie pewien czy jestem za, czy przeciw.
troche potem miałem wątpliwości co dalej z tego wyniknie, bo całość wypadła tak, jakbym był po sześciu Żubrach. tym bardziej to niezręczne, że dosyć powszechnie członkowie TTDKN przyznają się do komciowania po spożyciu (moon nawet chyba notke o tym miała plus dwa lolcaty).
a ja jak w sam raz na złość trzeźwy byłem, kiedy tamtego komcia pisałem.
radkowiecki :
Hmmm, żart stary, ale zyskuje nową jakość: toksyn-sroksyn.
czescjacek :
srokisyn
inz.mruwnica :
Jednakowoż nawet jeśli Sawka zazwyczaj ryje nosem po betonie, to czasem się wznosi (vide: Muzeum Tarczy w nowej Polityce)
@Kawa w dupie.
Są dwie szkoły.
pierwsza technika to
1. zdejmujesz spodnie
2. wlewają ci kawę
3. płacisz shitloads
4. ????
5. chuja nie profit jesli nie wykupiłes reiki w pakiecie.
można tez próbować na własną rękę:
http://www.zug.com/pranks/colonic/
technika druga jest taka:
1. bierzesz małpy i karmisz kawą
2. za dwa dni odbierasz ziarna z małpiej dupy.
3. mielisz
4. parzysz
5. płacisz shitloads
6.???
7. PROFIT! Bartek Węglarczyk jest w szoku.
bart :
you made her cry
hlb :
Ten link mi przypomniał: słynna terapia Gersona! Pamiętajcie, kiedy jakiś oświecony New Age’owiec zacznie wam o niej opowiadać jako o stuprocentowo skutecznej metodzie zwalczania raka, możecie go zapytać smutnym głosem: “Ale żeby kawę do dupy lać?”.
bart :
A poklikałeś w kolejne części na dole? Caffeine colonic is sooo last century, Red Bull colonic to jest hype!
hlb :
Przecież to nienaturalne!
hlb :
Ale z wódką, koniecznie!
czescjacek :
O właśnie, czy ktoś ma może pomysł jak za pomocą cytatu z biblii zakazać korzystania z lewatywy?
bart :
Zią, jakbym znał takich ludzi osobiście, to już dawno bym z nich wszystko na temat wyciągnął. Ale ja ich kojarzę jedynie z szalonych miejsc w internetsach gdzie rozmawia się o cudotwórczych metodach doktora Tombaka czy księdza Klimuszki, masażu gorącymi kamieniami i wlewaniu sobie rozcieńczonej kawy do jelit. Bałem się ich zaczepiać, bo oni w to wszystko mocno wierzą i byłoby mi zwyczajnie, po ludzku głupio żartować sobie z ich przekonań.
Oczywiście gdy kiedyś zdecyduję się na lewatywę z kawy Pedros, nie omieszkam podzielić się swoimi wrażeniami z tego hapeningu.
radkowiecki :
Pedros -> Gajos -> oczywiście!.
czescjacek :
A nie, no to sorrki, pozostańmy przy absolutnie naturalnym wlewaniu sobie espresso w dupę. Czyniły tak nasza babki i ich babki. Czyniły tak całe generacje naczelnych, jest więc naturalne.
urbane.abuse :
Eee tam. to jest przereklamowane jak caly Red Bull. Wódka z martini i oliwką jest konieczna!
hlb :
Strollowałeś sam siebie? Szacun…
urbane.abuse :
Ten gościu tez ma przebłyski. Sawka miał też ostatnio: “Mamo jak dorosnę to też chcę zginąć w powstaniu”. To już jest poziom Raczkowskiego.
czescjacek :
Ale… logiczne!
hlb :
No przecież lejesz w dupę…
inz.mruwnica :
Eee tam, raz się pokłóciłem sam ze soba pod dwoma różnymi loginami i się nie zorientowałem. Facepalm przyszedł dopiero, kiedy napisała mi o tym na priva administracja forum “Młodziutkie Mężatki”.
eli.wurman :
Jest o tym w Biblii, w Ewangelii św. Mateusza – Mt.9.17. We fragmencie dotyczącym netykiety (“Sprawa postów”):
Tutenie!
Taki temat, a ty śpisz, nie grzmisz? Czyś już zbanowan?
Bart, zbanowałeś Tutena? Wlew z Red Bulla z wódką mógłby być ekstremalny, bo to podobno szkodzi na serce. Przez jelita do serca, nowa porada dla panien na wydaniu.
jakub_be :
Tuten nie dostał bana. Zwolennicy wykluczenia Tutena z naszej superfajnej społeczności nie zdobyli przewagi w głosowaniu.
Ale to jest jazda.
– Kochanie, zrobić ci kawę?
– NIE.
bart :
A wyobrażasz sobie modną imprezownię i toasty przy barze wznoszone wódką z Red Bullem?
radkowiecki :
Spoko, byłaby dostępna w małych czerwonych czopkach z logo smirnoffa wytłoczonym.
Bart, czytałem na jednym forum, że niedługo wyprodukuje Ci się materiał na kolejną notkę. NIE PRZYMUSOWYM CYTOLOGIOM, WYKRYTY RAK NIE OZNACZA ŻE WYLECZONY. PRAWO DO ŻYCIA W NIEŚWIADOMOŚCI.
eli.wurman :
Ale że co? Że stowarzyszenie do walki z Lorem Ipsum powstaje?
EDIT:
Bardzo ładny edit, eli. Teraz rozumiem, więc się wycofywam:)
hlb :
Naturalna ewolucja słynnych pigułek samogwałtu (taki nasz poalkoholowy pomysł).
radkowiecki :
Kurcze, to mi przypomniało, iz miałem raz taką jazdę, żeby stworzyć jakąś notke w stylu Złotopolskich. Jednak na skutek uzycia SE jako materiału wyjściowego wyszła mi historia (prawdziwa) dwóch staruszek, z których jedna chciała druga zgwałcić taka pigułką. Od tamtej pory mam przynajmniej 20 wejść tygodniowo z “pigułka gwałtu”. Prawie tyle co z “żyłka pękła na penisie”.
Właśnie! Bart, będą kiedys jakies referrale jeszcze?
radkowiecki :
Czopki gwałtu — najbardziej nieudany pomysł marketingowy w dziejach ludzkości.
bart :
A kakao w kakao? leje się?
inz.mruwnica :
U nas po piwie ewolucja wyglądała tak -> pigułki gwałtu -> czopki gwałtu -> czopki samogwałtu -> pigułki samogwałtu -> wódka w czopkach. Najwięcej śmiechu dostarczyły nam czopki gwałtu (jak przekonać ofiarę do zażycia) oraz toasty i barowe zwyczaje birbantów podczas przyjmowania wódki w czopkach (bruderszaft, na ten przykład). Jedyną lepszą rzeczą jaką wykombinowaliśmy po piwie było wyjaśnienie wszystkich procesów historycznych zachodzących na przestrzeni dziejów przy pomocy homeopatii. Oczywiście założyliśmy, że pamięć wody działa, reszta była banalna.
Ciekawe, z czego byłyby robione homeopatyczne pigułki gwałtu.
radkowiecki :
Racja. Ile wam wyszło przy dzieleniu przez zero?
bart :
Mam nadzieję, że nie sugerujecie, żebym zrobił kotu lewatywę z kawy.
Dzisiaj u wytryniarza doradzili mi, żeby karmić go rybą w oleju.
janekr :
Zdaje się był taki przypadek historyczny. Nie pamiętam, gdzie i kiedy. Ale strat nie było, bo po wszystkim wyresekowali złoto z powrotem.
@ bart:
Ciekawe, z czego byłyby robione homeopatyczne pigułki gwałtu.
Z rozcieńczonego gwałtu?
hlb :
Jeden pan jadł świninę z cholesterolem i zrobiły mu się kruche naczyńka. W efekcie podczas wzwoda pękły mu ciała jamiste, skrwawił się i umarł.
Kiedyś w ramach trollowania podrzucę taką historię na Onet z podpisem “slawni.wegetarianie”.
Ned Flanders :
Ale trzeba znaleźć jakąś fajną metaforę. Taką jak np. ta (warning: mindfuck ahead).
Ned Flanders :
Z produktu lewatywy z kawy rozcieńczonego do osiemdziesiątej potęgi.
urbane.abuse :
Byliśmy lekko pijani więc taki drobiazg nie mógł nam przeszkodzić w skonstruowaniu epokowej teorii wyjaśniającej wszystko. Co prawda do tej pory nie możemy sobie przypomnieć wszystkich szczegółów (dyktafon, dyktafon łosiu) ale jak nam się przypomni, to skosimy Nobla.
bart :
Jak to z czego? Z wody w której penisa umył gość, który tyle gwałcił, że aż mu żyłka pękła.
hlb :
Poszliśmy w złą stronę. Pigułka gwałtu niweluje niedostępność, w związku z tym jej homeopatyczna wersja powinna zawierać rozcieńczony składnik wywołujący taką niedostępność. Brud z nóg? Włos z wąsa?
Roztwór ze skarpetki w sandale?
bart :
Pigułka gwałtu nie tyle niweluje niedostępność, co zwyczajnie zamracza, więc jednak rozcieńczone środki odmraczające (kofeina/amfetamina/w ostateczności pozostałości po lewatywie z kawy).
bart :
Logicznie to rozbierając, masz racje, ale wąs jest za dalego. Wlos z wąsa łonowego – więc może?
EDIT
Gammon No.82 :
no jak nie, jak tak…
PG jest jak crack do gry przecież.
hlb :
Słuchajcie, a to już wam cytowałem?
Pewien młodzian raz, dosyć pechowy,
W zupie swej znalazł był włos łonowy.
Włos ten zeżarł z rozpędu,
Z tego tylko więc względu
Mógł się łudzić, iż był to włos z głowy.
.
.
.
Elektryfikacja
bart :
http://demotywatory.pl/1012/Skarpetki-w-sandalach
grzesie2k :
Oczywiście zdaje sobie sprawę jak bardzo spóźniłem sie na flejma o SwS (skarpecie w sandale), ale chciałbym dodać, że to wcale nie jest prawda, że skarpeta w sandale jest gupia, gdyz jest nieestetyczna.
Marceli Szpak :
Ta, no na przykład ja, twardy rdzeń #ttdkn. Dawaj na blipa, nie podskakuj.
hlb :
Jest gupia, gdyż jest nielogiczna. I jest obrzydliwa, gdyż jest nieestetyczna.
grzesie2k :
Jest gupia, bo jest nielogiczna, prawda, jak otwieranie okna w klimatyzowanym pomieszczeniu. Ale jeśli idzie o estetyke, sa ludzie którzy lepiej powinni trzymać stopę w skarpecie no matter what.
hlb :
Tylko, że rozwiązaniem tutaj jest zadbanie o stopę lub gdy jest to niemożliwe – rezygnacja z sandałów. Skarpeta w sandale nie jest mniejszym złem, jest ZUEM!
PS. Zmieniłeś poglądy na obce wtrącenia?
grzesie2k :
Jest gupia, gdyż jest nieestetyczna i jest obrzydliwa, gdyż jest nielogiczna.
hlb :
A ponieważ według mnie są to wszyscy homosapiensi posiadający trzeciorzędowe cechy płciowe męskie (za wyjątkiem okoliczności wypoczynkowo-łaziebnych), to dla mnie sandały są non possumus as a general idea. Ale oczywiście nikomu nie zabraniam, ponieważ mam wyjątkową zdolność niepatrzenia się tam, gdzie mnie się nie podoba. Zdolności niewąchania nie mam.
grzesie2k :
Ale weź, jakbym jakies poglądy miał to bym je zmienił. Na szczęście pilnuję sie i wystrzegam ich jak ognia. POza tym juz kiedys objaśniałem, że dla mnie nie są to obce wtrącenia. Sorry d00d, but it was a nice try…
inz.mruwnica :
OnieOnieOnie! A jeśli idzie niunia z bursztynowym lakierem który obłazi, a zdrugiej strony spoziera zółta pięta – to co? W ryło czy nie w ryło?
hlb :
Bijekcja, suriekcja, implikacja.
inz.mruwnica :
Elektryfikacja…
skarpety w sandale :
Uraz do skarpet w sandale jest przejawem kompleksu sprośnego wujaszka – nasi sprośni wujaszkowie taka chadzają bądź chadzali, więc żeby ktoś nas bożebroń nie posądził o manie czegoś z nimi wspólnego, deklarujemy się jako nienawidzący takiego rozwiązania, a żeby zamaskować prawdziwe przyczyny tej nienawiści, twierdzimy, że idzie tylko o estetykę. Człowiek o prawdziwie dojrzałej, niezależnej osobowości założy skarpety do sandałów, jeśli okoliczności będą tego wymagać!
czescjacek :
I w ten sposób mem sprośnego wujaszka przejdzie do następnego pokolenia.
bart :
Ależ nie! To my propagujemy mem sprośnego wujaszka jako nasze “wyparte” na zasadzie “a fe dziecko, nie zakładaj skarpet do sandałów, bo wiesz, to nieestetyczne!” – a dziecko tymczasem widzi, że sprośni wujaszkowie tak paradują i tworzy sobie identyczne kompleksy, co i nasze.
Rozwiązaniem jest próba traktowania skarpetów do sandał tak, jak każdego umiarkowanie nieestetycznego ubioru, a nie jako teh ultimate brzydota.
Wiem że to trudne. Ja np. nie byłbym raczej w stanie się nigdzie pokazać w takim zestawie, nawet w leśnych ostępach na szczycie góry. Co świadczy tylko o sile mojego kompleksu sprośnego wujaszka. Ale diagnoza pierwszym krokiem do wyleczenia!
A na dziennik.pl jaszczury. Jako ekspert o. Pobuta, jak znam życie dominikanin. Tak w ogóle to sprytnie, dwa w jednym – mesydż o jaszczurach, a jednocześnie katolicki przekaz.
hlb :
Tylko trzeba pamiętać żeby nie rwać za blisko dupy
czescjacek :
U mnie to idzie inaczej. Ja mam umiarkowany fetysz na kobiece stopy i męskie wpadają mi na samo dno uncanny valley, przebijają je, spadają tyle co kowadło potrafi zrobić przez dziewięć tygodni, a potem przekraczają warp 11. Ale ja jestem pojebany. Doktorze Eli poproszę o diagnozę. Jaki mam stosunek emo do porno we krwi?
@ general_specific:
A Ty jak już masz takiego fajnego nicka to zrób sobie też fajnego gravatara.
inz.mruwnica :
Ja mam umiarkowany fetysz na męskie, kobiece mi oblatują. U Ciebie jest jakaś trauma/drama. Bo ja wiem? Brak akceptacji dla własnych stóp, ukryte pragnienie posiadania kobiecej stopy?
eli.wurman :
A tu akurat wiem skąd mi się wzięło. Czasem mam takie olśnienie introspekcyjne i się zautopsychoanalizuję. Ostatnio zrozumiałem, że wzięło mi się to po tej reklamie w której Kataryna Zeta Dżons mówi “my shoes, please”. Ta reklama ma dla mnie niesamowity ładunek erotyczny, a kręci się wokół tego, że ona zdejmuje buty i od tego dostałem asocjacji. Potem mi się chyba pogłębiło. Kurde, chyba jednak nie wypada pisać takich rzeczy w internetsach. Na pewno nie przed 2000 żurawiem.
inz.mruwnica :
Mmm, pacjent Mruwnica ma oprócz wypartego kompleksu sprośnego wujaszka ma jeszcze wypartą homofobię!
Znaczy, bo męskie stopy od żeńskich nie różnią się tak bardzo – może trochę owłosieniem, ale po wydepilowaniu prawie wogle – więc chyba jedyne, co Cię może do męskich zniechęcać, to myśl, że na końcu jest penis?
inz.mruwnica :
Eee, dla mnie luz.
Auch: no to skąd ta niechęć do męskiej stopy? Że homofobia i na końcu penis mi zupełnie nie robi. Może kiedyś widziałeś jakieś paskudne męskie stopy, niezadbane, itd. i ci się tak zrobiło?
czescjacek :
No przecież na tym zasadza się koncepcja uncanny valley, że “nie tak bardzo”.
Aha i żeby nie było. Ja nie mam jakieś abjekcji na męskie stopy, to znaczy takiej obrzydliwej fascynacji, bo jak pisałem potrafię się nie patrzeć tam gdzie mi się nie podoba i nie freakuje mnie to, że: ojejujeju ten pan jest w sandale nie mogę wytrzymać, powietrza, muszę wysiąść z tramwaju.
czescjacek :
Znaczy, bo męskie stopy od żeńskich nie różnią się tak bardzo – może trochę owłosieniem, ale po wydepilowaniu prawie wogle.
A ja mam jeszcze głupiej – zniosę spękaną piętę (ale tylko męską, kobiece mnie odrzucają) ale jak widzę halluksy, to gotowym omdleć. A na skarpy do sandałów mam centralnie wyjebane gdyż bardziej mnie śmieszą* niż obrzydzają. Sam nie używam gdyż sezon letni jest dla mnie bodźcem do odpalenia szlifierki i doprowadzenia stóp do stanu podwyższonej estetyki – wolałbym pójść na herbę z Jankiem Bodakowskim niż ukazać światu zapuszczone giczoły.
*śmieszą na zasadzie asocjacji – skarpy, sandały, krótkie spodenki podciągnięte pod cycki, wpuszczona w nie koszulka, poczciwa twarz a’la Benny Hill a na czubku głowy sprana kaszkietka.
A mi stopy przeraźliwie śmierdzą i jestem z tego dumny. Jestem też dumny z kobiet, którym śmierdzą stopy. Nie jestem tylko dumny ze smrodu stóp mojego psa.
Tutennasrali :
To znaczy zawiódł Cię i pachną?
inz.mruwnica :
Nie. Nie wypada żeby beaglowi śmierdziały stopy. Beaglowi powinno śmierdzieć z paszczy. Taka jest tradycja.
Tuten, gdzie byłeś gdy gadaliśmy o lewatywach?
radkowiecki :
Byłem na płukaniu okrężnicy. Kamienie kałowe zalałem w plexiglasie. Każdy z nich ma tabliczkę z imieniem. Imiona to wasze nicki.
Tutennasrali :
Wiedziałem, że tylko coś bardzo monumentalnego mogło ci przeszkodzić w uczestniczeniu w tak fajowej dyskusji. Mam nadzieję, że Radkowiecki to największy z twoich kamieni kałowych, bo nie mam zamiaru zadowolić się jakimś ogryzkiem wielkości ziarenka kawy Pedros.
Tutennasrali :
Może smród pierwotnie pochodzi z paszczy, tylko promieniuje do stóp?
radkowiecki :
No wiesz… jest spopory… Całkiem spory… OK?
@ Gammon No.82:
Beagle żrą wszystko co znajdą i w związku ze smrodem stóp nie życzę sobie wiedzieć tego co było w krzakach. Fuj.
Tutennasrali :
Właśnie to chciałem usłyszeć. A ogólnie jak to płukanie okrężnicy, fajne? Bo po domowych lewatywach nabrałem ochoty na coś głębszego.
A co TTDKN sądzi o pomyśle przeczyszczania się jakby od drugiej strony? Znaczy, niektórzy proponują, żeby żreć siemię lniane (suche), które ma jakoby w jelicie wciągnąć wodę i napęcznieć, szczelnie wypełniając kiszkę, po czym wypchnąć przed sobą wszystko, co napotka na drodze do drugiego końca. Brzmi niebezpiecznie, ale kto wie?
radkowiecki :
to najbardziej lubie w kapitalizmie, ze generalnie nie dyskryminuje niczyich potrzeb:
http://www.amazon.co.uk/Specialist-Supplements-Ltd-Home-enema/dp/B001UEW1FW/ref=pd_sim_d_4
inz.mruwnica :
No ale na tym – przynajmniej na tyle, na ile u siebie to rozpoznaję – że widzisz obiekt X, klasyfikujesz go jako należący do kategorii A (np. kwiatek) i wchodzisz z nim w relację jak z obiektami typu A (np. wąchasz), a potem okazuje się, że to typ B (np. gówno) i masz zgryz (wąchałem gówno! aaa!!!); więc ze stopami byłoby: widzę stopę, myślę “mmm, jaka fappable ładna stopa”, okazuje się, że to męska stopa, więc masz zgryz: aaa! chciałem się fapować nad chłopem!!!
No chyba że ja jakoś źle rozumiem uncanny valley. No chyba że już masz dość tematu :)
@ czescjacek i męskie stopy:
Mam dwa pytania. Czy jeśli nie podniecają mnie męskie stopy, a wręcz po obejrzeniu tudzież powąchaniu pojawia się u mnie lekka niechęć do seksu w ogóle, oznacza to, że jestem homofobem? Oraz, jeśli tak jest, czy nie jest to fakt, który powinniśmy przemilczeć dla dobra Sprawy?
Jeszcze o sprośnym wujaszku noszącym skarpetki do sandałów. Trochę mnie zatkało po twojej odpowiedzi, ale już się odetkałem.
Czyli twierdzisz, że jeśli przestaniemy po prostu robić z tego megaobciach i spróbujemy traktować to jako po prostu ubiór lekko nieestetyczny, to mem sprośnego wujaszka umrze śmiercią naturalną? Ale to zakłada współdziałanie całej ludzkości bez wyjątku! Idziesz sobie w sandałach, dumnie błyszcząc bielą swych skarpetek, ludzie mijający cię na ulicy solidarnie milczą, ale w końcu któryś tatuś mówi do synka: “Karolku, niech cię Bozia broni przed takim fashion statement, zapamiętaj sobie”. I już mem przeskoczył dalej.
@sandały + skarpety
normalnie jesteście nienormalni. a co wam ludzie z sandale i skrpecie zrobili, że ich napastujecie? sami zobaczcie, że to wcale takie złe nie jest:
http://www.sandalandsoxer.co.uk/
więcej, kiedy się przyjrzycie, to zauważycie, że może nie komponują się z jeansami (chyba że się dostawi pasek D&G), ale z szortami – jak najbardziej!
hlb :
Jak się przestaną śmiać z tych gości, to może zaczną się śmiać z tych w bojówkach i t-shirtach.
bart :
No znaczy na początek to zaznaczę że cały motym “nie lubisz męskich stóp – jesteś homofob” traktuję raczej zabawowo (jeśli ktoś wziął na poważnie, to muszę używać więcej emotikonów).
Ale! Poważna sprawa się za tym kryje taka, że jeśli traktować “obiekty cielesne” jako oderwane od płci (wypielęgnowane, zgrabne stopy to wypielęgnowane, zgrabne stopy – dla dobra argumentu pominę fetysz na brudne, włochate żeńskie stopy – a nie stopy męskie lub żeńskie), to widać, że używanie pojęcia orientacji seksualnej wymaga stawiania konia przed wozem – bo dlaczego męska stopa nie ma się podobać tak samo, jak żeńska, jeśli jedyna różnica między nimi tkwi w aju biholdera, który wie albo nie wie, jaka jest płeć stopy?
bart :
Tu, w Think Tanku, możemy wznosić się na poziomy genderyzmu niedostępne zwykłym śmiertelnikom.
bart :
Owszem!
bart :
Dlatego jest nam tak ciężko zacząć.
bart :
Ale nie chodzi mi o to, żeby dumnie paradować, tylko o to, żeby dopuścić sytuacje, że się tak ubiera, bo okoliczności tego wymagają. Takie np., że wsiadło się do pociągu w Gdańsku w upale, a wysiada w Krakowie w chłodzie, a się butów na zmianę nie wzięło. Or sth.
bart :
Och, kwestia rozpowszechnienia tylko. Mnóstwo ludzi uważa za obciach takie rzeczy, o których ja nawet bladego pojęcia nie mam.
czescjacek :
No nie wiem, ja w tej grze flashowej “Stopa Chłopa Czy Baby?!” miałem dwadzieścia trafień na dwadzieścia stóp.
czescjacek :
Proponuję uważną lekturę wspomnień tych gości, którzy chcieli zmienić orbitę Ziemi za pomocą wspólnego podskoku całej ludzkości w określonym momencie. Polecam szczególnie rozdział “Trudności logistyczne”. Zresztą co ja gadam, innych rozdziałów nie ma.
Aha, emotki są dla słabych.
bart :
U mean, like, cargo pants, right? ale to już jest!
http://www.youtube.com/watch?v=sJKuu4JZ1tg
http://www.youtube.com/watch?v=KP2Dr3-Txlc
bart :
Ale jesteś pewien, że to z powodu inherentnych różnic, a nie dlatego, że jedne były np. włochate, a inne nie? I zresztą, zapewne jakieś różnice fizjologiczne&anatomiczne są, ale nie na tyle istotne przecież, żeby zaburzać estetykę w każdej innej sytuacji – gdyby nie była w to wmieszana płeć i seksualność.
We wczorajszym Housie Kutner i Foreman naświetlili podobny problem za pomocą pompy kardiologicznej. No, może nieco poszli w ekstremę.
czescjacek :
Dokładnie masz rację. Tak samo jest przecież z biustem. Oprócz włochatości istnieją drobne różnice anatomiczne, ale gdyby nie seksualność, nie zaburzałyby estetyki. Właśnie, seksualność. Dlaczego my ją chcemy pomijać w tych rozważaniach?
Benzodiazepiny :
I see what you did there.
@stopy
A nie chodzi o to, że są stopy ładne i stopy brzydkie?
bart :
Gdyż chcemy udowodnić, że niechęć do patrzenia na męskie stopy daje się zinterpretować jako forma homofobii.
Pan Inżynier pewnie się spiukał na Władcy Pierścieni
czescjacek :
Kiedyś już chyba tu była taka rozmowa, która skończyła się niejasną konkluzją, że homofobia równa się nie tylko niechęci do homoseksualistów, ale również niechęci do bycia homoseksualistą, a ja wyszedłem z tej dyskusji z niejasnym przeświadczeniem, że owa niejasna konkluzja jest boleśnie i gorąco błędna.
bart :
Może to kwestia samego słowa, może coś w deseń “zinternalizowana heteronormatywność” zrobi Ci lepiej?
czescjacek :
Nie jestem pewien. Czy zinternalizowana heteronormatywność jest zjawiskiem potępianym przez współczesne społeczeństwo? Czy zamieniliśmy właśnie tuberkulozę na takie śmieszne grudki w płuckach i od razu wszyscy się lepiej poczuli?
bart :
Przeciwnie, internalizacja heteronormatywności jest typowa dla socjalizacji we współczesnym społeczeństwie.