Pan doktor pisze list
Wróciłem z urlopu. Było ciężko.
Jeżdżę na wakacje do miejsca popularnego wśród frondziarzy i niuejdżowców. Dlaczego tam jeżdżę? Bo świetnie karmią (potrafią zachwycić nawet pierogami z wkładką mięsną), pokoje są przestronne, a dzieci się świetnie bawią — i zarażają katolickie dzieci świeckimi memami, fuck yeah! Poza tym gospodarstwo jest położone daleko od szosy i spokój zakłóca jedynie kilku rolników, którzy nie chcą się pogodzić z zamknięciem PGR i dalej orzą pola służbowymi traktorami. Wracam stamtąd tak wyciszony, że aż płaczę ze strachu w metrze.
Podczas moich poprzednich pobytów napotykałem i Ciasnych, i Kosmitów, ale nigdy w takiej sile jak teraz. Można było narysować linię dzielącą jadalnię na pół. Lewą połowę zapełniali goście w t-shirtach ze sklepu o ironicznej nazwie Księgarnia Ludzi Myślących, narzekający na proboszcza nadmiernie ulegającego wpływowi Rady Parafialnej (bracia i siostry, ale nas dramaty omijają!), spierający się o rolę okultyzmu w treningach karate i twierdzący, że w przedszkolach steinerowskich adwent jest na odwrót (cokolwiek to znaczy), a dzieci śpiewają hymny do Szatana. Po prawej siedzieli nieszczepiący dzieci pacjenci doktora Romanowskiego, wierzący, że choroby biorą się z brudu i kontaktu z glebą, na co dowodem jest rzeczony doktor, któren w dwudziestoletniej karierze chirurga nigdy się niczym nie zaraził od chorego. Ich dzieci zaczynają dzień od kaszy jaglanej, która jest ponoć naturalnym antybiotykiem, lepszym od antybiotyków nienaturalnych, których nienawidzą, a które lekarze, do których nie chodzą, namiętnie przepisują im na infekcje wirusowe. Poddanie w wątpliwość leczenia antybiotykiem wirusa kwitują okrzykiem „Byś się zdziwił! Dają osłonowo!”. Po takiej ripoście odechciewa się pytać, w czym bakteriobójczość kaszy jaglanej jest lepsza od bakteriobójczości antybiotyku z apteki, czy właściwości bakteriobójcze kaszy jaglanej zostały potwierdzone badaniami klinicznymi, czy to aby na pewno dobra rzecz, że kasza jaglana takie właściwości posiada i czy w związku z tym nie należałoby jej podawać pod nadzorem lekarza.
W czasie jednej z dyskusji, w której jako argumentu użyto wieloletniego doświadczenia medycznego doktora R. (gdzie jesteś, Naczelny Sądzie Lekarski?), przez moment rozmowa zboczyła na temat doświadczenia innego lekarza, autora listu do Gazety Wyborczej. List ów opublikowano w Internecie w lipcu, a w papierowym wydaniu ukazał się chyba dopiero w drugiej połowie sierpnia. Mam nadzieję, że jakiś redaktor działu naukowego przez miesiąc leżał Rejtanem między boksami w newsroomie i nie pozwalał na druk. Może chciał się zrehabilitować za puszczenie kuriozalnego tekstu doktora Kokoszczyńskiego o homeopatii bez opatrzenia go komentarzem lub przynajmniej dużym czerwonym napisem „UWAGA, BZDET”?
List odbił się lekkim echem w Internetach — na różnych Blipach link pojawiał się z komentarzami w stylu „Nareszcie ktoś napisał prawdę”. Na stronie Wyborczej oceniło go ponad tysiąc osób (średnia ocena: 4,5/5), pod artykułem rozpętała się też słusznych rozmiarów dyskusja. List napisany jest z pasją i gniewem, a jego autor, Janusz Osadziński, chirurg pracujący na oddziale ratunkowym jednego z największych warszawskich szpitali, stawia w nim następującą tezę (podkreślenia moje, interpunkcja autora):
Z moich dwudziestoletnich obserwacji, popartych zresztą prowadzonymi przeze mnie statystykami, wynika prosta odpowiedź: oni zginęli nie tam gdzie stali policjanci, i zginęli nie z takich przyczyn, o jakich wszyscy opowiadają . I nie chodzi tu o tak banalny fakt, że policjanci stali na siedemdziesiątym kilometrze „gierkówki” a ktoś zginął na siedemdziesiątym piątym.
Chodzi o to, że w Polsce zdecydowana większość ludzi na drodze ginie w zupełnie innych okolicznościach niż wynika to z obrazu kreowanego przez media, policję i polityków.
Z moich statystyk wynika: małolat w czarnej beemce z ciemnymi szybami pod wpływem amfetaminy lub alkoholu trafia do szpitala (lub trafiają jego ofiary) raz na dwa miesiące. Motocyklista, który kogoś zabił, trafia się raz na pół roku. Natomiast, motocyklista, którego ktoś zabił lub próbował zabić, trafia do nas dwa razy w tygodniu.
A wiecie Państwo kto jest, też w moich statystykach, absolutnym numerem jeden jeśli chodzi o liczbę ofiar? Jest to pani lat 30-40, trzeźwa, w dobrym, służbowym samochodzie, przejeżdżająca pieszego na pasach. To się zdarza CODZIENNIE, i to kilka – kilkanaście razy dziennie. (…)
Proponuję Państwu redaktorom „Gazety Wyborczej”, zwykle bardzo rzetelnie przygotowującej materiały do publikacji: sprawdźcie ogólnopolskie statystyki we własnym zakresie. Ale krytycznie, nie na zasadzie, że patrol policji wpisał w rubryce przyczyna wypadku: szybkość, brawura itp. Po każdych wyborach publikujecie bardzo dokładne statystyki kto gdzie na kogo głosował, w podziale na kategorie wiekowe, materialne, miejsce zamieszkania, wykształcenie itd. Opublikujcie, proszę, podobne statystyki w odniesieniu do wypadków komunikacyjnych.
Jeśli najwięcej ludzi zabija 20-letni młodzieniec, to zakażmy wydawania mu prawa jazdy przed 25. rokiem życia. Ale jeśli okaże się, że najwięcej ludzi zostaje zabitych przez kierowców w wieku 30-60 lat, trzeźwych, którzy nigdy w życiu nie przekroczyli 120 km/h, prawo jazdy mają od co najmniej kilku lat (a tak właśnie jest !) — to mamy problem.
Sprawdzić statystyki? To się da zrobić! Tak się składa, że Komenda Główna Policji publikuje je, elegancko opracowane i w wygodnym formacie PDF. Ile zatem wypadków spowodowały w naszym kraju w 2008 r. panie w wieku 30-40 lat?
Kierujące pojazdami kobiety spowodowały 17,4% wypadków (str. 29 powyższego dokumentu). Osoby w wieku 30-39 lat — ok. 18% wypadków (str. 30; przy okazji pragnę wyrazić ogólny szacun dla grupy 38 kierowców-sprawców wypadków w wieku 0-6 lat). Jeśli przyjmiemy dla wygody, że kobiety popełniają podobną ilość wypadków niezależnie od wieku, wyjdzie nam, że owe drogowe morderczynie były sprawcami ok. trzech procent wypadków drogowych.
Pan doktor jest z Warszawy, może więc Warszawa jest specjalna? Trudno powiedzieć: nie udało mi się znaleźć statystyk warszawskich z uwzględnieniem podziału na płeć sprawcy. Z ogólnopolskiego dokumentu wynika jednak, że stolica nie wyróżnia się na tle reszty kraju, ani pod względem liczby wypadków, ani liczby ofiar. Istnieje oczywiście możliwość wystąpienia jakiejś niezwykłej anomalii, np. że jeśli kobieta powoduje wypadek, to jest to najechanie na pieszego. To 30% wypadków (str. 24), więc kobiety z ich 17-procentowym sprawstwem rozjeżdżałyby ledwie połowę ofiar. Można założyć, że w poprzednich latach kobiety powodowały więcej wypadków — to też da się sprawdzić! 1999: 11,8% wypadków, 6,7% ofiar śmiertelnych; 2000-2004: brak danych; 2005: 15,9% wypadków; 2006: 16,1%; 2007: 16,6%. Jest trend wzrostowy, obywatelu doktorze!
Można próbować jeszcze torturować te statystyki na wiele sposobów, zakładając na przykład, że kobiety jeżdżą tylko po terenie zabudowanym, że tylko osobówkami — ale cały czas nie zbliżymy się do potwierdzenia tezy pana doktora, że to one są głównymi sprawcami wypadków. Ze statystyk wynika, że obraz młodego faceta prującego po mieście jako najczęstszego sprawcy jest niedaleki od prawdy. Skąd zatem u pana doktora taki radykalny wniosek?
Moim zdaniem najbardziej prawdopodobna jest następująca diagnoza: pan doktor cierpi na przewlekły zespół efektu potwierdzania wywołany przez ostrą mizoginię. O efekcie potwierdzania pisałem już kiedyś, używając zresztą przykładu medycznego: jeśli pielęgniarka wierzy, że podczas pełni księżyca jest większy ruch na ostrym dyżurze, będzie zapamiętywać tylko te pełnie, w czasie których faktycznie na erce jest tłoczno, a nie odnotuje tych, w czasie których panuje spokój. Efekt potwierdzania odnotowałem u siebie podczas drogi powrotnej z gór. Jestem święcie przekonany, że wszyscy warszawiacy to piraci drogowi i szaleńcy, więc kiedy przez podwójną ciągłą i przejście dla pieszych wyprzedzał mnie samochód na stołecznych blachach, mruczałem pod nosem „Wiadomo, pan ode mnie z miasta”. Kiedy podobny manewr wykonywał np. ostrowianin świętokrzyski, nie mruczałem nic.
Pan doktor najwyraźniej ma ugruntowany pogląd na temat kobiet za kierownicą — i sądząc po reakcji na jego tekst, ten pogląd podziela wielu Polaków. Moi współbiesiadnicy wakacyjni kiwali głowami i opowiadali anegdotki, jak to baba ich gdzieś wiezła i mało brakowało, a skończyliby w rowie, albo jak inne babiszcze prawie ich przejechało. Jak widać, owe historyjki nawet nie są dowodami anegdotycznymi na tezę o kobietach-morderczyniach (bo mało brakowało, bo prawie), za to mówią to samo, co pan doktor: baby źle jeżdżą i nie uważają. Co było do udowodnienia. Tylko czemu Gazeta Wyborcza drukuje pokarm dla buców?
—
P.S. Blogokomentator Veln znalazł w sieci jeszcze trochę statystyk, z których wynika, że statystyczna kobieta-kierowca powoduje wypadki rzadziej niż statystyczny kierowca płci męskiej:
Dane Instytutu Transportu Samochodowego mówią, że kobiety powodują jeden wypadek na 6,7 mln przejechanych samochodem km, a mężczyźni raz na 4,7 mln km, czyli częściej. Według danych ITS 32 proc. dorosłych kobiet ma w Polsce prawo jazdy kategorii B, co stanowi 35 proc. kierowców aut osobowych.
P.P.S. Wydało się, że autor tekstu zapomniał wspomnieć o swoim hobby. Ta informacja miałaby zapewne wpływ na społeczny odbiór tekstu. Doktor Osadziński lubi sobie bowiem w czasie wolnym od pracy pojeździć na motorze.
Benzodiazepiny :
Nie bardzo to widzę. Po pierwsze, nie znam się kompletnie na transporcie drogowym, czyli nie umiem powiedzieć, co kieruje ustawiającymi znaki. Po drugie, temat jest bardzo rozmyty. Ty twierdzisz, że da się spokojnie 120, kto inny – że 100, a jeszcze kto inny pokaże wam worek zakrętów, na których jazda z takimi prędkościami kończy się w rowie. I komu tu wierzyć, panie?
Benzodiazepiny :
Niech zgadnę: to nie są wyniki żadnych rzetelnych testów tylko badań polowych “łał, było ograniczenie 60, przejechałem 100 i nikogo nie zabiłem, więc pewnie mógłbym 120”.
Ograniczenie prędkości jest nie tylko po to, żebyś nie wyleciał z zakrętu, ale też żebyś mógł odpowiednio się zachować jeśli tuż za zakrętem okaże się, że po prawej jest rowerzysta a z przeciwka jedzie TIR.
U Ciebie autobusy i tiry jeżdżą tak, że można zza nich rozsądnie wyjrzeć nie przejeżdżając środka jezdni? Mieszkasz w Niemczech?
bart :
Hmmm, ale to się kupy trzyma. W tym sensie, że jak facet trafi pieszego to zabije na miejscu i z bani. A jak kobieta trafi, to ranny, ratowanie i zabawy w szpitalu (no bo nie była zbyt twarda i zamiast walić prosto w pieszego, próbowała mimo wszystko go ominąć lub niedajboże hamować). I doktorek widzi tylko ofiary kobiet. No i wyciągnął taki wniosek na jaki było go intelektualnie stać. Gorzej, że są ludzie, którzy się z tym wnioskiem zgadzają.
bartolpartol :
what
bart :
mówi sie kurwaco
bartolpartol :
Racja, poznać po zapachu.
Ciekaw jestem, czy doktur po godzinach na swojej Hondzie rozjeżdża pieszych na przejściu, oczywiście w kobiecym przebraniu?
Ok.
Zgadza się, badania polowe. A Twój przykład z tirem i rowerzystą pochodzi z Dz. U czy ze statystyk KGP?
Albo UFOki akurat lądują talerzem.
Krótko mówiąc stawia się te znaki w celu zapobieżenia 0,00001% potencjalnych przypadków.
Nie jestem tak biegly w psychologii jak Bart i jego gugiel, ale patrząc z punktu widzenia progu odbierania bodźców to chyba nie brzmi jak mądra strategia? Czy przypadkiem za pińcetnym razem kierowca, który tira ni rowerzysty ni ufoka w miejscu X nie napotkał, pomyśli sobie Po walca tak właściwie ten znak w tym miejscu?
bart :
Ach, wyobraziłem sobie pewną hipotetyczną sytuację wyjaśniającą dlaczego w szpitalu jest więcej ofiar kobiet niż facetów. Tylko jakoś nie znajduję szczególnego uzasadnienia dla przedziału wiekowego.
Benzodiazepiny :
Czyli w ogóle nie ma o czym mówić.
Zakładając nawet, że rzeczywiście coś niespodziewanego za zakrętem znajduje się raz na 10 milionów przypadków to wcale nie jestem przekonany czy to rzeczywiście tak diabelnie mało. Ile jest takich skrzyżowań w Polsce, ile samochodów rocznie przez nie przejeżdża? To też przecież będą duże liczby.
Czy przypadkiem za dwudziestotysięcznym kilometrem kierowca, który wypadku nie spowodował, pomyśli sobie Po walca tak właściwie te cholerne przepisy?
Anonimo :
A jeśli jego wujek ucieknie z płonącego samochodu dzięki nieprzypiętym pasom…
Ale to co napisał bartolpartol ma nawet trochę sensu w tym sensie, że kobiety nie musząc udowadniać, że mają większego fiuta niż w rzeczywistości, jeżdżą wolniej i ostrożniej od kolesiowców (nie, nie mam na to żadnych statystyk, to taka obserwacja uczestnicząca). Chociaż nie będę tej tezy jakoś przesadnie bronił, bo wiem jak bezwartościowe są tutaj dowody anegdotyczne. A nie chcę żebyście się na mnie rzucili watahą, bo jestem wrażliwy i łatwo wpadam w stany lękowe.
czescjacek :
W dodatku każdy fan Wisły jest przeciwko pasom (Cracovii)
Anonimo :
Pomyślałeś? Ja nie pomyślałem.
radkowiecki :
No ale przecież cała notka jest oparta na jednej konkretnej statystyce: kobiety – 17,4% wypadków, mężczyźni – 78,1%, chujwikto – 4,5%. To nie jest dowód anegdotyczny, co najwyżej możemy gdybać, z czego taka dysproporcja wynika.
BTW, z tego co rozumiem, statystyka (a więc notka) dotyczy wypadków, czyli takich niesympatycznych zdarzeń, w których ktoś został ranny lub zginął. Nie obejmuje stłuczek, zwanych kolizjami.
Leslie :
Ależ co ja mam szukać w sieci? Przecież ja wiem jakie są przepisy, a Ty pierdolisz cały czas.
Zgodnie z przepisami, które to nie rozróżniają w tej kwestii jednośladów jako innego rodzaju pojazdów jest to tak: uczestnik ruchu może wyprzedzać prawą stroną, jeśli porusza się w terenie zabudowanym drogą o dwóch pasach w jednym kierunku. Poza miastem tylko jeśli jedzie drogą o trzech pasach w jednym kierunku. Przed praktycznie każdym skrzyżowaniem o ruchu kierowanym pasy ruchu rozdzielone są linią ciągłą, która jak mniemam wiesz co oznacza dla wyprzedzania i jest nadrzędna dla dopuszczenia wyprzedzania na takich kryżówkach. Niezależnie od tego czy wyprzedzasz z prawej, lewej i obojętnie którym pasem. Zaś jak nie ma linii rozdzielających pasy ruchu to nigdzie nie wolno z prawej, bo wtedy to jest jeden pas w jednym kierunku. Jest to zaś nagminna praktyka prowadzących jednoślady w mieście. Zgrepuj to sobie powolutku i zastanów się kiedy łamiesz przepisy.
W kwestii wyprzedzania przepisy rozróżniają motocykl w innym punkcie. Otóż podczas wyprzedzania jednośladu samochód musi zachować odstęp jednego metra, zaś motocykl nie. Przepis określa tą odległość jako bezpieczną. Czy Ci się to podoba, czy nie, skutkuje to tym że zawsze można zgodnie z przepisami uznać motocyklistę za winnego, bo nie zachował bezpiecznej odległości skoro potrącił go omijający pieszego samochód. Nawet jak był ponad metr od niego.
No i jeszcze to że zgodnie z prawem motocykliście, który omija stojące przed światłami samochody lub wyprzedza kolumnę aut nie wolno jechać po liniach rozdzielających pasy ruchu, niezależnie czy są one przerywane czy ciągłe! Mam nadzieję że zawsze pamiętasz o tym i nie łamiesz tego przepisu także. Zupełnie tak jak większość douczonych w prawie drogowym nieniedzielnych kolegów.
Motocykliści w Polsce stanowią 20% śmiertelnych wypadków drogowych. Równocześnie wszystkich motocykli jest w Polsce niewiele niż 5% samochodów osobowych. Jeżeli weźmie się pod uwagę drastycznie mniejszą ilość kilometrów pokonywanej przez statystycznego motocyklistę (jazda tylko latem i w weekendy, Lesli ze swoimi mufkami i kocykiem jest jednak wyjątkiem), to wygląda na to że śmiertelność na motocyklu jest ostrożnie licząc 20-30 krotnie wyższa niż w przypadku jakiegokolwiek innego środka transportu drogowego. Mając tego świadomość, można traktować w Polsce motocykl jako wyzwalacz adrenaliny i swoisty sport ekstremalny (także zimowy jak się okazuje), ale nie jako rozsądną alternatywę dla innych środków komunikacji.
Tu masz do poczytania, bo gdzieś chyba brakowało Ci danych z Polski:
statystyki wypadków motocyklowych w Polsce
tu to co linkował Bartu, ale jakbyś szukał ile motorów a ile aut to strona 4 a ilość trupów ogólnie strona 7
OT: Jeden się dowiedział co o nim sądzi eli.wurman i całe wasze środowisko:
http://bozeuchowaj.salon24.pl/123120,jego-wysokosc-zia-czyli-jak-nas-widza-ziomale
urbane.abuse :
Nie, aż tak to nie. No ale też nie pomyślałem, że skoro pińcet razy nie było nic za ostrym zakrętem to następne pińcet też nic nie będzie. Też: po kilku miesiącach jeżdżenia miałem taki okres w którym uważałem się za znacznie lepszego kierowcę niż byłem i wtedy miewałem podobne choć nie aż tak radykalne myśli, na szczęście obyło się bez wypadku. I chyba mam to już za sobą.
invinoveritas :
No i przyszli komciować do mnie, oblali się emotami i marudzeniem, że jestem dziecko neo, że dopiero podłączyli mi internet na wiosce, że “rozmawiać” to oni mogą z kimś, kto ma coś do powiedzenia, a nie z kolesiem, który ma słitaśnego blogaska.
kabotyna :
“tylko” w powyższym jest nieprawdą. Owszem, wolno wyprzedzać poza obszarem zabudowanym na drodze o dwóch pasach w jednym kierunku, o ile jest spełniony pewien drobny warunek.
Nie znam w Polsce ani jednej dwupasmowej drogi poza obszarem zabudowanym, na której ten drobny warunek nie byłby spełniony, chociaż podobno gdzieś na Śląsku są…
Bart, chyba poleciałem do spamu.
invinoveritas :
Ach postmodernizm, szklane ściany internetu.
Benzodiazepiny :
Fixed it for you.
Anegdotycznie to ja mam w okolicy zakręty przed którymi nie ma ograniczeń prędkości, a których pokonywanie 90tką nie zahacza o próby samobójcze tylko jeśli z drugiej strony nic nie jedzie.
czescjacek :
Pasy to faszyzm!!!1!
janekr :
Jaki? Nie chce mi się poszukiwać a o ile pamięć mnie nie myli tam żadnego warunkowego dopuszczenia na niezabudowanym nie ma. Rzecz jasna mogło coś się zmienić ostatnio albo coś jednak pamięć płata figle.
Anonimo :
Paszyzm. Paszyści. Paszystowski.
Anonimo :
No więc ja miałem jeden niepoważny (straty: lampka poleciała i się stłukła) i jeden poważniejszy (strzaskany obojczyk, rogi i siodełko zmięte) wypadki rowerowo-samochodowe, wspominałem u Radkowieckiego, i uświadomiły mi one m.in. to, że kierując nie masz pojęcia: jak szybko jedziesz, jak powoli hamujesz, jak wolno postrzegasz. Przyzwyczajasz się do prędkości, a potem jest – dosłownie – masakra. Trzeba sobie IMO narzucić filtr: jest co najmniej 20% gorzej, niż mi się wydaje.
mrw :
Bezpiecznizm, bezpieczniacy, ubecja!!
mrw :
Mihail Kemal Pasza.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Pasza_%28urz%C4%85d%29
Barts :
Treściwa, czy objętościowa?
Gammon No.82 :
pepesza z paszy
urbane.abuse :
spod paszki
kabotyna :
Tak, “po co ja mam sprawdzać jakie są przepisy, ja wiem lepiej”. Uroczy jesteś, nie dość, że wyzywasz innych od niedouczonych, to jeszcze sam wykazujesz się całkiem niezłą ignorancją. Myślałem, że po niemożliwości udowodnienia swojej tezy jakoby “wyprzedzanie na tym samym pasie” było zabronione zwiniesz ogon pod siebie w celu zminimalizowania strat, ale nie, Ty dalej się popisujesz ignorancją! O wyprzedzaniu z prawej strony to już Ci janekr napisał, ale okazuje się, że Ty nie tylko nie znasz przepisów, ale nie znasz również znaków drogowych.
O, tutaj się znowu ślicznie popisujesz niedouczeniem. Jesteś świetnym przykładem na to, że prawo jazdy powinni dawać na okres nie dłuższy niż 5 lat, a potem znowu badania medyczne oraz test znajomości Prawa o Ruchu Drogowym. Znaki P-2 i P-4 nie mówią absolutnie _nic_ o wyprzedzaniu. Mogę sobie wyprzedzać kogo chcę na odcinku drogi z podwójną ciągłą jeżeli tylko zmieszczę się między wyprzedzanym a podwójną ciągła. To samo dotyczy wyprzedzania pomiędzy pasami – jeżeli nie najadę na P-2 to mogę wyprzedzać (oczywiście, pod warunkiem zachowania bezpiecznego odstępu).
To jedna sprawa, gdzie konieczne jest żebyś wziął jakieś korepetycje. Druga sprawa to różnica między wyprzedzaniem a omijaniem. Jeżeli samochody stoją przed światłami, to ich nie wyprzedzam, tylko je omijam. A omijać mogę jak tylko zechcę, z lewej, z prawej, górą, dołem, tunelem nadprzestrzennym (chyba że sygnalizują skręt w lewo, oczywiście, wtedy tylko z prawej).
Byleby nie najechać na linię ciągłą, bo za najechanie na linię P2 jest mandat, owszem. Ale nie ma on nic wspólnego z wyprzedzaniem, jak w swoim niedouczeniu uważasz. Poza tym, zazwyczaj przed światłami można spokojnie zobaczyć czy z lewej czy z prawej strony między samochodem a linią jest miejsce i się zmieścić nie najeżdżając na nic. Jazda po znakach poziomych jest ogólnie nierozsądna, bo w Polsce są one malowane dość śliską farbą chlorokauczukową, jak tylko zrobi się trochę mogro to się robią z nich kawałki lodu.
I znowu wiesz żę dzwonią, ale nie wiesz, w którym kościele. Każdy pojazd podczas manewru wyprzedzania musi zachować odległość bezpieczną, natomiast przy wyprzedzaniu jednośladu odległość ta dodatkowo nie może być mniejsza od metra. (Niezależnie od tego, kto wyprzedza, samochód, inny motocykl, furmanka, rower z silnikiem odrzutowym, whatever) Twoje hipotetyzowanie że zawsze można uznać motocykl za winny jest zabawne, ale cóż, skoro nie można Cię namówić do przeczytania Prawa o Ruchu Drogowym, które jest cieniutką książeczką, to w ogóle nie ma co mówić o cegle w postaci PoRD z komentarzami, proponuję więc, żebyś zapoznał się z opiniami policjantów. W artykule, do którego link podałem wcześniej możesz przeczytać wypowiedź faceta z drogówki.
… jeżeli oczywiście wygodnie pominiemy rozjechanych pieszych i rowerzystów, bo jak podliczymy _wszystkie_ ofiary śmiertelnych wypadków drogowych, a nie tylko samochody osobowe i motocykle, to się okazuje że jednak raczej coś w okolicach 10%.
A nawet wyższa, dla pewnej określonej grupy motocyklistów. Takich, co mając 100 koni pod tyłkiem lubią sobie jeździć w trasy albo latać w nocy po mieście od świateł do świateł. Na szczęście traktowanie jednoślada jako środka transportu, jeżdżenie z prędkościami mniej-więcej przepisowymi, po mieście, nie pod wpływem alkoholu i z prawkiem jazdy znacząco zmniejsza ryzyko. (Polecam raport Hurta) I, jak można przeczytać w statystykach, które podlinkowałeś, cały czas spada. I o to chodzi, żeby wprowadzić w Polsce kulturę traktowania jednośladów jako środka komunikacji, a nie jako wyzwalacza adrenaliny przy zapieprzaniu po górskich serpentynach, gdzie łatwo o single-bike accident.
Artykuły o morderczych motocyklistach stanowiących zagrożenie dla innych (dla innych stanowią zagrożenie puszki, 18-latek na cebrze stanowi głównie zagrożenie dla siebie oraz dla drzewa za zakrętem) tutaj zdecydowanie nie pomagają. Nie znający przepisów drogowych ignoranci tacy jak Ty również.
kabotyna :
Więc chyba Leslie miał rację o wyjęciu kodeksu drogowego spod stołowej nogi.
Nic się nie zmieniło od kilkudziesięciu lat w tej materii. Większość kierowców i Ty też recytuje jak z nut art. 24, ust. 10, punkt 2, a punkt 1. jakoś leży odłogiem.
Leslie :
Aha, skuterów.
czescjacek :
Też. Im więcej, tym lepiej. Jak ludzie mają w rodzinie kogoś kto jeździ na skuterze czy motocyklu to od razu zaczynają bardziej zauważać jednoślady na drogach.
Aczkolwiek nadal uważam, że bezterminowe prawa jazdy to bardzo kiepski pomysł, co widać na załączonych powyżej przykładach.
bart :
Trudno tutaj zrobić badania, kto ile jedzie, ale póki ich nie ma, to ja właśnie też lansuję taką tezę, że kobiety jeżdzą wolniej. Stąd też jeden z rodzajów okrzyków “baba nie umie jeździć”, bo jak pani jedzie 50 km/h, to wkurza typa za nią, że wolno i że on się musi tak ślimaczyć. Baba.
I też nie tylko z samochodami tak jest. Motornicze tramwajów też nie dają czadu i zwalniają długo wcześniej przed przystankiem niż panowie.
Nieudowodnione, ale i tak nieważne, bo dla mnie jest to zupełnie nieistotne.
A co do nudności flejma o motorach, whoa, top3.
fan-terlika :
Fakt, momentami nudniej niż przy Standardowym Makówkarskim Flejmie #3286.
Może ktos podzieli sie bardziej egzotyczną wiedzą o, bo ja wiem, lewatywach albo jak utrzymać białe kozaczki w czystości na dyskotece?
Eli, zamknąłeś se blogasa w odpowiedzi na atak salonowców?
Ostatnio dochodzę do wniosku, że wszystkie flejmy są nudne. Nie będę już flejmował. Nie będę wyzywał od debili (z tego się już wyspowiadałem). Niech se każdy jeździ, jakim chce samochodem, Applem albo nie Applem, niech dzwoni z Nokii, mi już nic do tego. Oczywiście, gdy ktoś zapyta, to swoje zdanie wypowiem, ale już bez tego fanboystwa, bo to do niczego nie prowadzi.
Mogę nawet przyznać, że i maluchem bym jeździł, jakby mnie życie przymusiło i moim super charakterem i konstrukcją psychologiczą bym to sobie uzasadnił jako rzecz słuszną i zbawienną. Ale na szczęście na razie nie muszę.
urbane.abuse :
Jak zrobić kotu lewatywę?
A to myślę, że proste – starczy zabrać białą farbę w sprayu.
urbane.abuse :
No, już przestaję. Flejmy o przepisach drogowych są nudne, bo zwykle jedna osoba zna przepisy, drugiej się wydaje że zna przepisy, ale można wziąć kodeks drogowy i powiedzieć “stary, pieprzysz jak potłuczony” i nie ma co flejmować dalej, a o makach to można długo, poetycko i de gustibus :-)
@flejmowanie
Jak można flejmować o Macach? (wiem, że wyglądam jak neofita antyflejmów, ale co tam). Ja powiem, że Mac jest super i najlepszy, a ktoś inny powie, że nie, bo jest drogi, a super jest Windows Vista. I co dalej? Od nowa to samo? Nuda jak chuj.
To samo z iPhonem. I właściwie z wszystkim innym, gdzie w grę wchodzą subiektywne oceny. Co innego flejm o np. homeopatii. Tutaj już nauka stoi po jednej stronie, ale druga strona tego nie widzi/nie uznaje, więc jest przynajmniej śmiesznie (dla tej pierwszej strony na pewno, a czy dla drugiej też?).
mietek_1899 :
Maca to po żydowsku. Po prapolsku-prasłowiańsku mówi się podpłomyk.
A to widzieliście?
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,6995740,Jestesmy_mutantami___twierdza_naukowcy.html
Tytuł zajebiście relewantny do treści. Jakby ktoś nie wiedział, to mutacje mamy ciągle “w pakiecie”. Jak na moją skromną wiedzę genetyczną, to jakieś bzdury (w sensie, nie że nie prawda, tylko przemieszanie półprawdy z oczywistymi prawdami, ale przedstawioynmi jako niby sensacjami).
@Jak zrobić kotu lewatywę?
Strzykawką. I w wannie, bo inaczej wszystko obesra.
mrw :
Oczywiście, strzykawki występują w różnych rozmiarach, więc chętny (i odważny) nawet panterze może zrobić Big L. Wannę musi mieć dużą.
I dużo folii malarskiej. W panterze panuje chyba większe ciśnienie.
Benzodiazepiny :
(1) nie mam pantery, mam kota typu kot
(2) gdzieś mam chyba stare OP1, to lepsze od folii
Jeżu, nie dość że świat bez prywatnych pojazdów mechanicznych (jeden chuj skuter, motur, czy samochód) byłby dużo milszym miejscem, to jeszcze nie byłoby takich nudnych flejmów.
czy ktoś może wstawić Grubą Kreskę w miejscu, gdzie skończą i zacznie się coś ciekawego?
mietek_1899 :
Nie, dlaczego miałem zamknąć?
Marceli Szpak :
no juz bez jojczenia, możesz przecież o lewatywach kotów i konserwacji białych kozaczków
Marceli Szpak :
Ha, widzę co tu zrobiłeś: polityka grubej kreski i takie tam. Ja już dziś słyszałem, co to za jedni, że Geremek żyd i w tajnym wywiadzie powiedział że to nie tak, że nie lubi polaków. On ich nienawidzi! I że dobrze, że nie żyje. Generalnie zgrepowałem sobie na szybko ludzi z okolic krakowskich organizacji lokatorskich. Jezusmaria, co za bucera!
eli.wurman :
W KRK tak trzeba, inaczej wyrzucają z miasta.
eli.wurman :
nie żyd, a Żyd (wyznania był jeśli już jakiegoś, to innego)
BTW to bessęsu, że w Krakowie tak Żydów nie lubią – przecież tam wszystko ma Kościół, nie oni. Oh wait, CHRYSTUS TO ŻYD!!!
urbane.abuse :
Nie, nie, oni dokładnie wiedzą, że tak naprawdę żyd. A poza tym to żydzi mają przykazane pchać się do kościołów na biskupów!
eli.wurman :
Oftopicznie, to się nastawiałem, że któryś z tych psychiatrykowców zrobi analizę ‘trudnego języka’ na Twoim blogasku, ale też nic z tego. Dzień na nudy w necie. Idę na onet.
Marceli Szpak :
Nie, przyszli mi tylko marudzić w komciach, że jestem nudny, walić emoty i używać w każdym zdaniu słowa “zią”.
Marceli Szpak :
Pfff, a moja bliprelacja z eksmisji, niusmejkeryzm XXI wieku, komórka w dłoni, informacja jest wolna, przyszłość mediów?
urbane.abuse :
Co chcesz wiedzieć?
radkowiecki :
Czy fajnie
urbane.abuse :
Ten pan twierdzi, że tak:
http://www.youtube.com/watch?v=s0AiGHwMvi8
eli.wurman :
E, blipy sa dla hardkorów z Tink Tanku DKN. Ja sie trzymam na obrzeżach. A Pająka Jeruzalem już czytałem.
Marceli Szpak :
Na Nikiszu to dziwne rzeczy lubiom
@ eli.wurman:
Safari can’t open the page “http://eliwurman.worpdress.com/” because Safari can’t find the server “eliwurman.worpdress.com”.
mietek_1899 :
A bo mi się zrobiła literówka w nazwie blogaska. Ma być oczywiście http://eliwurman.wordpress.com
Mój komunikat był z klikania, a nie z wpisywania – to tylko tak podkreślam, żebym nie wyszedł na głąba.
@ mietek_1899:
Tak, to oczywiście moja wina, to ja się walnąłem.
Ale tak z ciekawości zapytam – link wcześniej działał. Więc za każdym razem go wpisujesz przy każdym komciu? To nie jest na stałe w jakimś profilu?
BTW – szkoda że uciąłeś salonowców banami, bo może by się rozkręcili.
mietek_1899 :
Jest, ale kesz mi wywaliło na cyce.
mietek_1899 :
No właśnie podejrzewam, że rozkręciliby się w tym sensie co ta-której-imienia-spamołap-nie-puszcza.
Ale może, do kurwy nędzy, nie żartujcie sobie z lewatyw dla kotków, bo to wcale nie jest zabawne.
@ ta-której-imienia-spamołap-nie-puszcza
Madośka? czy coś nie skumałem?
mrw :
A jak jeszcze czekają na przeszczep.
zresztą, ja kombinuję how to keep the deadline and stay alive, co mi tam koty teraz
mietek_1899 :
Popatrz w niebo, czy widzisz księżyc?
ahaa
urbane.abuse :
Kotom robi się przeszczepy nerek.
urbane.abuse :
PANOWIE!
Tego flejma się da posklejać i uratować.
Ja dajmy na to zakładam, że każdy ajpodziarz jest takim pozerem, że ze swoim przyciężkim dupskiem pasuje tylko i wyłącznie na popierdującego Harley’a. Dowód? Proszę:
http://www.leadermotorcycle.com/PROD/EDHD-IPOD.html
W kolei każdy kulturalny użytkownik Windy, szczególnie taki który używa już W7, będzie bardziej skłonny kupić Hondę albo Yamahę.
Tylko dla porządku dodam, że wszyscy linuksiarze zasługują na emzetę i tatuaż Twojej Starej na klacie.
hlb :
Oczywiście. Ale nie chcemy. Ten flejm był nudniejszy niż tamten o broni.
hlb :
I co, niby chcesz zobaczyć wydruk z wagi towarowej?
hlb :
Ale co chcesz od emzet? Przecież to fantastyczny motór, koleś z którym chodziłem do podstawówki urwał sobie łeb na takim.
eli.wurman :
Owszem. Starej Twojej Starej. I tylko nie pisz, że ci jest bardzo wszystko jedno…
eli.wurman :
Ja chodziłem do podstawówki z takim co sobie łeb urwał pieszo na schodach – i co z tego? TTDKN raczej nie jest miejscem dla dowodów anegdotycznych.
gdybyś cokolwiek wiedział o motorach to pamiętałbyś, że kiedyś ludzie woleli nawet enerdowskiego simsona od emzetki.
hlb :
Stara mojej starej chce przekazać, że jest jej bardzo wszystko jedno.
hlb :
Ale przecież wyleciałeś z podziałem wziętym z dupy, to czego chcesz? Badań naukowych na powiązanie wagi, wybieranego systemu operacyjnego i preferowanego motocykla?
eli.wurman :
d00d, dla ciebie może on jest i zdupy, bo w twoim powiecie mieszka może ze trzech leszczy z ajpodami, a i to co najwyżej zeszłoroczne nano jest. a grupa prawdziwych harleyowców też pewnie sprowadza się u was do kierownika twojego okolicznego gieesu, który sobie wstawił teleskopy do junaka.
zatem odnosisz się do problemu, na temat którego wiedzę czerpiesz co najwyżej z forum mężatki na onecie. więc zrób mi tę uprzejmość i podważaj dosyć oczywistej obserwacji, na której potwierdzenie może ci dostarczyć prosty eksperyment z googlem, wykonany w jakimś realnie europejskim języku.
sprawdz sobie, jaka jest zasobność portfela autentycznego harleyowca, którego stac na nowy motor – i do jakiego stopnia pokrywa się ta grupa z targetem appla. a przy okazji sprawdz sobie srednią wieku wśród posiadaczy takich nowych harleyów. chyba nie będę cię musiałn naprowadzać, jaka siest ich statystyczna waga.
mam nadzieje, że w twoim powiecie juz podciągnęli gugiel, btw.
eli.wurman :
Broni, no tak! Pisząc “top3”, główkowałem się chwilę, jaki to inny flejm ostatnio jeszcze bił rekordy nudności i sobie w końcu nie mogłem przypomnieć. Ale broń rzeczywiscie była lepsza, bo czasami jakieś odnogi fajne dawała, jak quasi noszący nóż w rękawie, czy kung-fu opowieści bartsa.
@ hlb:
Ta mała piła dziś i jest wstawiona
jest taka senna
rozanielona.
hlb :
Ale to jest dowód na co? Co ma harlejowatość, zasobność portfela, target appla wspólnego z tym meganudnym flejmem? Zwłaszcza w kontekście tego, że flejmy o apple dostały kwit “nie nawilża”?
hlb :
Dżyzas, oberwałem dziś od salonowców24 że jestem dziecko neo (jak-jak-jak?), a teraz mi wywalasz że brak mi google. No pliz, to jest takie żal.pl.
eli.wurman :
wydawało mi się, że to jest flejm o harleju, a apple jest tylko odpryskiem. no ale rozumiem, że skoro ci udowodniono ignorancję, to się wycofujesz. nie ma sprawy: przeprosiny przyjęte
eli.wurman :
nie wiem, tylko pytam…
urbane.abuse :
Also: Żydownik Powszechny.
hlb :
Jeszcze nie ma żadnego flejma, jest Twoja próba ustawienia go.
hlb :
A w którym miejscu?
hlb :
No ale to jest trochę żenujące, nie sądzisz?
z moich osobistych obserwacji: Kobiety, które znam jeżdżą o wiele bezpieczniej i w zgodzie z przepisami. Mężczyźni, których znam, klną na kobiety kierowców gdyż te, jeżdżą właśnie zgodnie z przepisami. Z obserwacji znajomych kierowców, i zdarzeń drogowych z ich udziałem wysnuć mogę jeden wniosek: jeżeli bierze udział kobieta, zazwyczaj sprawcą jest mężczyzna (poprzez brawurę, nie zachowanie odległości, itp) …To nie są żadne reguły, a tylko moje obserwacje i nic więcej. W każdym razie wole jeździć z babami.
eli.wurman :
Zabawne było że gość tego określenia użył w odpowiedzi na kartę plonka. Dziecko neo wyzywające od dzieci neo.
CEZARY KRYSZTOPA nie jest DZIECKIEM Neo. To BARDZO utalentowany rysownik SATYRYCZNY.
bart :
Ta satyra aż KRZYCZY.
bart :
Szydera aside, niektóre obrazki ma całkiem udane, a i wice też.
mrw :
Well, KJP.
No nie powiesz, że ten o Dornie był zły.
urbane.abuse :
Do Białegostoku.
mrw :
Zachrumkałem przy tym o Listkiewiczu. Może to kwestia ulania się w odpowiednim momencie. Generalnie nie jest tak żenujący jak ten ilustrator z IDŹ POD PRĄD PISMO BIBLIJNYCH CHRZEŚCIJAN i nie ma tak głupich tekstów jak dzisiejszy Wasiukiewicz, ale 36 stopni i nie chce skoczyć więcej.
urbane.abuse :
Chuja tam fajnie. Napompowane wodą trzewia bolą, uciskane napompowanymi trzewiami inne trzewia bolą, wszystko boli a potem dupa ci eksploduje na kiblu i masz wrażenie, że wyrzuciłeś w porcelanę fragmenty żeber i końcowy odcinek kręgosłupa. Może jakbym miał tygodniowe zaparcie, to by mi przyniosła lewatywa ulgę. Przy radosnych, regularnych wypróżnieniach, jest to zwykłe w pręta cięcie. Pardon, w dupę cięcie.
radkowiecki :
Nie pamiętam która i na co superterapia zaleca lewatywy z kawy. Może jak się zrobi z jakiejś dobrej, świeżo zmielonej…
urbane.abuse :
Bardzo fajne. Mimo regularnego i dokładnego wyprożniania nigdy nie miałem takiego poczucia oczyszczenia.
Ale to była właśnie taka oczyszczająca, przed operacją, może są jakieś inne, straszne, jak opisuje Radkowiecki.
mrw :
Są, szybki googiel (szukałem wariatów od lewatywy z mleka z masłem) przynióśł coś extra
http://groups.google.pl/group/alt.pl.tvn.bigbrother/msg/f6cabcc85c7e7b50?hl=pl
(ciekawe kto odwiedzi Barta z google ;-) )
Przez odbyt do
jelita grubego wprowadzamy cewnik gruby od nr 45 wzwyż na pełną długość
45-50cm lub stosujemy gruby (2-4cm średnicy) dren gumowy, bardzo miękki,
długości np.5m, który można wprowadzić przez odbyt nawet do 4m. W tego
rodzaju wlewach jelito wypełniamy min. 3l roztworu. Po wlewie płyn utrzymać
należy: 15-30minut przy 2l i 10-25minut przy 3l (w zależności od napięcia
powłok brzusznych, parcia i bólu odbytu – ale nie krócej). Można zastosować
masaż brzucha. Dla większego efektu po wypełnieniu można wdmuchnąć w odbyt
np. 2-5 dużych gruszek powietrza. Po wypróżnieniu stosujemy przerwę
15-30minut i wykonujemy następny wlew odbytniczy zwiększając ilość płynu o
0.5-1l. Stosuje się zasadę pomiędzy każdym następnym zabiegiem wydłużamy
przerwę o 5 minut do 10-tego a następnie o 10 minut do 20-tego. W przypadku
trudności w utrzymaniu płynu w jelicie po lewatywie w odbyt zakładamy kneble
odbytnicze zwykłe lub nadmuchiwane, albo odpowiednio dopasowany penis. Choć
wlewy odbytnicze są nieszkodliwe należy jednak stosować je z umiarem biorąc
pod uwagę zaawansowanie chłopaka czy dziewczyny w ilości i pojemności
wlewów.
eli.wurman :
No w sumie miałeś racje, flejm był tak nudny, że nawet mnie ogranęło zmęczenie i poszedłem spać.
A macie już scjentologów w jakiejś realnej postaci? Fajny raport znalazłem:
http://www.tampabay.com/specials/2009/reports/project/
@hlb
Wyborny komeć! Trolling 8/10!
bart :
Dowcip na poziomie Sawki, ale kreska bardzo dobra.
bart :
Mi się tam bardziej podoba, jak w pewnym opowiadaniu faceta ukarano za jakieś straszne zbrodnie lewatywą z roztopionego złota.
Mieli gest chłopaki!
mrw :
A bo ja pisałem o lewatywie robionej w domu. Być może szpitalne, oczyszczające przed operacją są robione np. przy pomocy większej ilości płynu albo ów płyn pompuje się głębiej w jelita. Tego nie wiem, lewatywa domowa jest zwyczajnie irytująca a do tego po wlewie okrutnie boli brzuch.
Bart – lewatywy z kawy wszyscy praktykujący bardzo sobie chwalą, bo wspomaga oczyszczanie organizmu z toksyn. Nie próbowałem, bo kawę wolę przyjmować drugą stroną.