Home > Racjonalo > Pan doktor pisze list

Pan doktor pisze list

September 1st, 2009 Leave a comment Go to comments

Wróciłem z urlopu. Było ciężko.

Jeżdżę na wakacje do miejsca popularnego wśród frondziarzy i niuejdżowców. Dlaczego tam jeżdżę? Bo świetnie karmią (potrafią zachwycić nawet pierogami z wkładką mięsną), pokoje są przestronne, a dzieci się świetnie bawią — i zarażają katolickie dzieci świeckimi memami, fuck yeah! Poza tym gospodarstwo jest położone daleko od szosy i spokój zakłóca jedynie kilku rolników, którzy nie chcą się pogodzić z zamknięciem PGR i dalej orzą pola służbowymi traktorami. Wracam stamtąd tak wyciszony, że aż płaczę ze strachu w metrze.

Podczas moich poprzednich pobytów napotykałem i Ciasnych, i Kosmitów, ale nigdy w takiej sile jak teraz. Można było narysować linię dzielącą jadalnię na pół. Lewą połowę zapełniali goście w t-shirtach ze sklepu o ironicznej nazwie Księgarnia Ludzi Myślących, narzekający na proboszcza nadmiernie ulegającego wpływowi Rady Parafialnej (bracia i siostry, ale nas dramaty omijają!), spierający się o rolę okultyzmu w treningach karate i twierdzący, że w przedszkolach steinerowskich adwent jest na odwrót (cokolwiek to znaczy), a dzieci śpiewają hymny do Szatana. Po prawej siedzieli nieszczepiący dzieci pacjenci doktora Romanowskiego, wierzący, że choroby biorą się z brudu i kontaktu z glebą, na co dowodem jest rzeczony doktor, któren w dwudziestoletniej karierze chirurga nigdy się niczym nie zaraził od chorego. Ich dzieci zaczynają dzień od kaszy jaglanej, która jest ponoć naturalnym antybiotykiem, lepszym od antybiotyków nienaturalnych, których nienawidzą, a które lekarze, do których nie chodzą, namiętnie przepisują im na infekcje wirusowe. Poddanie w wątpliwość leczenia antybiotykiem wirusa kwitują okrzykiem „Byś się zdziwił! Dają osłonowo!”. Po takiej ripoście odechciewa się pytać, w czym bakteriobójczość kaszy jaglanej jest lepsza od bakteriobójczości antybiotyku z apteki, czy właściwości bakteriobójcze kaszy jaglanej zostały potwierdzone badaniami klinicznymi, czy to aby na pewno dobra rzecz, że kasza jaglana takie właściwości posiada i czy w związku z tym nie należałoby jej podawać pod nadzorem lekarza.

W czasie jednej z dyskusji, w której jako argumentu użyto wieloletniego doświadczenia medycznego doktora R. (gdzie jesteś, Naczelny Sądzie Lekarski?), przez moment rozmowa zboczyła na temat doświadczenia innego lekarza, autora listu do Gazety Wyborczej. List ów opublikowano w Internecie w lipcu, a w papierowym wydaniu ukazał się chyba dopiero w drugiej połowie sierpnia. Mam nadzieję, że jakiś redaktor działu naukowego przez miesiąc leżał Rejtanem między boksami w newsroomie i nie pozwalał na druk. Może chciał się zrehabilitować za puszczenie kuriozalnego tekstu doktora Kokoszczyńskiego o homeopatii bez opatrzenia go komentarzem lub przynajmniej dużym czerwonym napisem „UWAGA, BZDET”?

List odbił się lekkim echem w Internetach — na różnych Blipach link pojawiał się z komentarzami w stylu „Nareszcie ktoś napisał prawdę”. Na stronie Wyborczej oceniło go ponad tysiąc osób (średnia ocena: 4,5/5), pod artykułem rozpętała się też słusznych rozmiarów dyskusja. List napisany jest z pasją i gniewem, a jego autor, Janusz Osadziński, chirurg pracujący na oddziale ratunkowym jednego z największych warszawskich szpitali, stawia w nim następującą tezę (podkreślenia moje, interpunkcja autora):

Z moich dwudziestoletnich obserwacji, popartych zresztą prowadzonymi przeze mnie statystykami, wynika prosta odpowiedź: oni zginęli nie tam gdzie stali policjanci, i zginęli nie z takich przyczyn, o jakich wszyscy opowiadają . I nie chodzi tu o tak banalny fakt, że policjanci stali na siedemdziesiątym kilometrze „gierkówki” a ktoś zginął na siedemdziesiątym piątym.

Chodzi o to, że w Polsce zdecydowana większość ludzi na drodze ginie w zupełnie innych okolicznościach niż wynika to z obrazu kreowanego przez media, policję i polityków.

Z moich statystyk wynika: małolat w czarnej beemce z ciemnymi szybami pod wpływem amfetaminy lub alkoholu trafia do szpitala (lub trafiają jego ofiary) raz na dwa miesiące. Motocyklista, który kogoś zabił, trafia się raz na pół roku. Natomiast, motocyklista, którego ktoś zabił lub próbował zabić, trafia do nas dwa razy w tygodniu.

A wiecie Państwo kto jest, też w moich statystykach, absolutnym numerem jeden jeśli chodzi o liczbę ofiar? Jest to pani lat 30-40, trzeźwa, w dobrym, służbowym samochodzie, przejeżdżająca pieszego na pasach. To się zdarza CODZIENNIE, i to kilka – kilkanaście razy dziennie. (…)

Proponuję Państwu redaktorom „Gazety Wyborczej”, zwykle bardzo rzetelnie przygotowującej materiały do publikacji: sprawdźcie ogólnopolskie statystyki we własnym zakresie. Ale krytycznie, nie na zasadzie, że patrol policji wpisał w rubryce przyczyna wypadku: szybkość, brawura itp. Po każdych wyborach publikujecie bardzo dokładne statystyki kto gdzie na kogo głosował, w podziale na kategorie wiekowe, materialne, miejsce zamieszkania, wykształcenie itd. Opublikujcie, proszę, podobne statystyki w odniesieniu do wypadków komunikacyjnych.

Jeśli najwięcej ludzi zabija 20-letni młodzieniec, to zakażmy wydawania mu prawa jazdy przed 25. rokiem życia. Ale jeśli okaże się, że najwięcej ludzi zostaje zabitych przez kierowców w wieku 30-60 lat, trzeźwych, którzy nigdy w życiu nie przekroczyli 120 km/h, prawo jazdy mają od co najmniej kilku lat (a tak właśnie jest !) — to mamy problem.

Sprawdzić statystyki? To się da zrobić! Tak się składa, że Komenda Główna Policji publikuje je, elegancko opracowane i w wygodnym formacie PDF. Ile zatem wypadków spowodowały w naszym kraju w 2008 r. panie w wieku 30-40 lat?

Kierujące pojazdami kobiety spowodowały 17,4% wypadków (str. 29 powyższego dokumentu). Osoby w wieku 30-39 lat — ok. 18% wypadków (str. 30; przy okazji pragnę wyrazić ogólny szacun dla grupy 38 kierowców-sprawców wypadków w wieku 0-6 lat). Jeśli przyjmiemy dla wygody, że kobiety popełniają podobną ilość wypadków niezależnie od wieku, wyjdzie nam, że owe drogowe morderczynie były sprawcami ok. trzech procent wypadków drogowych.

Pan doktor jest z Warszawy, może więc Warszawa jest specjalna? Trudno powiedzieć: nie udało mi się znaleźć statystyk warszawskich z uwzględnieniem podziału na płeć sprawcy. Z ogólnopolskiego dokumentu wynika jednak, że stolica nie wyróżnia się na tle reszty kraju, ani pod względem liczby wypadków, ani liczby ofiar. Istnieje oczywiście możliwość wystąpienia jakiejś niezwykłej anomalii, np. że jeśli kobieta powoduje wypadek, to jest to najechanie na pieszego. To 30% wypadków (str. 24), więc kobiety z ich 17-procentowym sprawstwem rozjeżdżałyby ledwie połowę ofiar. Można założyć, że w poprzednich latach kobiety powodowały więcej wypadków — to też da się sprawdzić! 1999: 11,8% wypadków, 6,7% ofiar śmiertelnych; 2000-2004: brak danych; 2005: 15,9% wypadków; 2006: 16,1%; 2007: 16,6%. Jest trend wzrostowy, obywatelu doktorze!

Można próbować jeszcze torturować te statystyki na wiele sposobów, zakładając na przykład, że kobiety jeżdżą tylko po terenie zabudowanym, że tylko osobówkami — ale cały czas nie zbliżymy się do potwierdzenia tezy pana doktora, że to one są głównymi sprawcami wypadków. Ze statystyk wynika, że obraz młodego faceta prującego po mieście jako najczęstszego sprawcy jest niedaleki od prawdy. Skąd zatem u pana doktora taki radykalny wniosek?

Moim zdaniem najbardziej prawdopodobna jest następująca diagnoza: pan doktor cierpi na przewlekły zespół efektu potwierdzania wywołany przez ostrą mizoginię. O efekcie potwierdzania pisałem już kiedyś, używając zresztą przykładu medycznego: jeśli pielęgniarka wierzy, że podczas pełni księżyca jest większy ruch na ostrym dyżurze, będzie zapamiętywać tylko te pełnie, w czasie których faktycznie na erce jest tłoczno, a nie odnotuje tych, w czasie których panuje spokój. Efekt potwierdzania odnotowałem u siebie podczas drogi powrotnej z gór. Jestem święcie przekonany, że wszyscy warszawiacy to piraci drogowi i szaleńcy, więc kiedy przez podwójną ciągłą i przejście dla pieszych wyprzedzał mnie samochód na stołecznych blachach, mruczałem pod nosem „Wiadomo, pan ode mnie z miasta”. Kiedy podobny manewr wykonywał np. ostrowianin świętokrzyski, nie mruczałem nic.

Pan doktor najwyraźniej ma ugruntowany pogląd na temat kobiet za kierownicą — i sądząc po reakcji na jego tekst, ten pogląd podziela wielu Polaków. Moi współbiesiadnicy wakacyjni kiwali głowami i opowiadali anegdotki, jak to baba ich gdzieś wiezła i mało brakowało, a skończyliby w rowie, albo jak inne babiszcze prawie ich przejechało. Jak widać, owe historyjki nawet nie są dowodami anegdotycznymi na tezę o kobietach-morderczyniach (bo mało brakowało, bo prawie), za to mówią to samo, co pan doktor: baby źle jeżdżą i nie uważają. Co było do udowodnienia. Tylko czemu Gazeta Wyborcza drukuje pokarm dla buców?

P.S. Blogokomentator Veln znalazł w sieci jeszcze trochę statystyk, z których wynika, że statystyczna kobieta-kierowca powoduje wypadki rzadziej niż statystyczny kierowca płci męskiej:

Dane Instytutu Transportu Samochodowego mówią, że kobiety powodują jeden wypadek na 6,7 mln przejechanych samochodem km, a mężczyźni raz na 4,7 mln km, czyli częściej. Według danych ITS 32 proc. dorosłych kobiet ma w Polsce prawo jazdy kategorii B, co stanowi 35 proc. kierowców aut osobowych.

P.P.S. Wydało się, że autor tekstu zapomniał wspomnieć o swoim hobby. Ta informacja miałaby zapewne wpływ na społeczny odbiór tekstu. Doktor Osadziński lubi sobie bowiem w czasie wolnym od pracy pojeździć na motorze.

Tags:
  1. blue.berry
    November 27th, 2009 at 17:24 | #1

    jeszcze co do raka szyjki macicy.

    “W skali całego świata rak szyjki macicy jest drugim, co do częstości rakiem, który dotyka kobiety i drugą, co do częstości przyczyną zgonów wśród kobiet z powodu raka.
    – Prawie 80% przypadków raka szyjki macicy dotyczy krajów rozwijających się.
    – Globalnie, co roku notuje się 500000 nowych zachorowań 13 , a około 300000 kobiet umiera z powodu raka szyjki macicy.
    – Szacuje się, że na świecie liczba kobiet chorych na raka szyjki macicy sięga 1,4 miliona.
    – W Polsce zapada na ten typ raka ponad 3 600 kobiet rocznie, z czego umiera co roku ok. 2000 – jest to jeden z najwyższych wskaźników w Europie (9,4/100 000).”

    [dane z 2004 roku. zapadalność – 3345. zgony – 1819. ]

  2. Nachasz
    November 27th, 2009 at 17:26 | #2

    bart :

    Nachasz :
    Ciekawe, skąd tak niska śmiertelność się bierze…
    Na pierwszy rzut oka to chyba nie są prawdziwe dane, albo jakieś wyrzezane np. z tylko jednej grupy wiekowej.

    Mnie rozbawiło to, że niska śmiertelność wynikła ze stosowania szczepień jest dla nich argumentem przeciwko szczepieniom.

  3. November 27th, 2009 at 17:33 | #3

    Nachasz :

    Mnie rozbawiło to, że niska śmiertelność wynikła z zastosowania szczepień jest dla nich argumentem przeciwko szczepieniom.

    Ała soraski, głupi ja.

  4. November 27th, 2009 at 17:35 | #4

    sloniacz :

    Mimo wszystkich epitetów jakie tu usłyszałem miło mi było a i sporo się dowiedziałem.

    Przy następnym spotkaniu odpytam cię z odporności grupowej.

  5. Veln
    November 27th, 2009 at 18:19 | #5

    sloniacz :

    wiesz ile jest odmian wirusa HPV a przed iloma broni szczepionka? Jej skuteczność w najlepszym wypadku to jakieś 66% (zakładam, szczepionka działa że 2/3 odmian tego wirusa). Ile kobiet będzie stać zapłacić 1500zł za to szczepienie?

    I to mówi ten, który wolałby wywalić w chuj szczepionki i leczyć wszystko po fakcie (gruźlicę, a teraz jeszcze większe what, czyli rak szyjki macicy). kthxbye

  6. janekr
    November 27th, 2009 at 18:42 | #6

    jaś skoczowski :

    No właśnie, ja chciałem rozmawiać o Wittgensteinie!!!!!!!!!!!!111111111111111oneone

    Nie warto. Przecież on pośmiertnie ogłosił, że jego jedyna wydana za życia książka była błędna. I o kimś tak niekonsekwentnym chcesz rozmawiać?

    (A jakże, mam autorytet na podparcie)

  7. November 28th, 2009 at 00:23 | #7

    @BCG

    Prawdą jest, że obecnie szczepionka BCG nie jest już tak skuteczna, jak niegdyś, bo prątki się wycwaniły (czyt. wyewoluowały). Co gorsza, skuteczność BCG jest najwyraźniej bardzo różna w zależności od podłoża genetycznego. Dlatego też powstają nowe szczepionki na gruźlicę.

    Kompletną bzdurą natomiast jest pomysł, że leczenie gruźlicy może zastąpić szczepienia.

    Po pierwsze, infekcji TB nie da się wyleczyć. Można wyleczyć gruźlicę, ale osoba raz zainfekowana w praktyce zawsze będzie nosicielem i zawsze może doznać nawrotu choroby, ponieważ te bakterie “hibernują” wewnątrz komórek gospodarza, gdzie nie sięgają ich antybiotyki. Nie wiemy, jaki jest dokładnie mechanizm przejścia ze stadium nosiciela do pełnoobjawowej gruźlicy — nie potrafimy przewidzieć, kiedy nosiciel zachoruje na gruźlicę.

    Po drugie, M. tuberculosis stosunkowo łatwo nabiera oporności na antybiotyki. Szczególnie w Europie Wschodniej jest duża proporcja szczepów opornych na antybiotyki pierwszej fali (szczepy MDR), jak i nawet drugiej fali (szczepy XDR). Opisywałem to już tutaj, nie będę się powtarzał; tam też są odnośniki do literatury fachowej.

    Po trzecie, skutki uboczne antybiotyków są poważne — zwłaszcza w przypadku antybiotyków drugiej fali.

    Po czwarte, nawet jeśli ochrona nie jest stuprocentowa, to i tak może wystarczyć do powstrzymania epidemii, a dla zaszczepionego — znacznie zmniejszyć ryzyko zachorowania.

    Państwa rozwinięte przez wiele lat niezbyt interesowały się gruźlicą, ponieważ wydawało się, że szczepionki i antybiotyki sobie z nią poradziły. Tymczasem w Rosji w tej chwili jest epidemia, a 10-15% zakażonych jest nosicielami szczepów wysokoopornych na antybiotyki (XDR). W tej sytuacji nawoływanie do zaprzestania szczepień — nawet tych mniej skutecznych — wydaje mi się conajmniej lekkomyślne.

    Jasne, od tego są wakcynolodzy i epidemiolodzy, żeby ocenić ryzyko, policzyć koszty i zyski i zdecydować, czy należy szczepić wszystkich, czy może tylko grupy ryzyka; którą szczepionkę wybrać i tak dalej. Trzeba ich pilnować, żeby przedstawiali swoje racje. Ale pisanie, że szczepionki są zbędne, bo mamy skuteczne leki to głupota: nie mamy skutecznych leków.

    I na koniec jeszcze jedno: osobiście wolę, żeby mój organizm walczył sam z bakterią niż truć się antybiotykami. Szczepionki są “bio-eko” — wykorzystują naturalny, najbardziej złożony mechanizm walki z infekcjami bakteryjnymi jaki istnieje w przyrodzie. Nie ma bardziej naturalnego leczenia. A wszystkie te tiomersale i adjuwanty to pryszcz i pikuś w porównaniu z toksycznym syfem, jakim są antybiotyki.

  8. November 28th, 2009 at 00:28 | #8

    @ January:
    Obawiam się, że sloniacza nie przekonasz. Co więcej: dostał właśnie do ręki następny argument: PATRZCIE, KOLEŚ OD SZCZEPIONEK MÓWI ŻE ANTYBIOTYKI TO SYF !!1ONEELEVEN!!!1

  9. Veln
    November 28th, 2009 at 07:44 | #9

    eli.wurman :

    Obawiam się, że sloniacza nie przekonasz. Co więcej: dostał właśnie do ręki następny argument: PATRZCIE, KOLEŚ OD SZCZEPIONEK MÓWI ŻE ANTYBIOTYKI TO SYF !!1ONEELEVEN!!!1

    A mi się wydaje, że ten argument jest całkiem czadowy do walki z antyszczepionkowcami – no jak w sumie można zwalczać szczepionki preferując antybiotyki na gruncie “bo skutki uboczne”.

  10. November 28th, 2009 at 08:00 | #10

    eli.wurman :

    @ January:
    Obawiam się, że sloniacza nie przekonasz. Co więcej: dostał właśnie do ręki następny argument: PATRZCIE, KOLEŚ OD SZCZEPIONEK MÓWI ŻE ANTYBIOTYKI TO SYF !!1ONEELEVEN!!!1

    A ja nie chce go przekonywać, ja tylko chcę, żeby ktoś inny się nie nabrał.

    A antybiotyki to oczywiście jedno z największych odkryć medycyny. I nie każdy antybiotyk jest aż takim syfem, jak antybiotyki stosowane przy leczeniu XDR-TB.

    EDIT: ops, bo teraz do mnie dotarło — nie jestem “facetem od szczepionek” bardziej niż “facetem od antybiotyków”.

  11. cdesign proponentist
    November 28th, 2009 at 10:43 | #11

    Veln :

    mi się wydaje, że ten argument jest całkiem czadowy do walki z antyszczepionkowcami – no jak w sumie można zwalczać szczepionki preferując antybiotyki na gruncie “bo skutki uboczne”

    Fajnie, tylko że oni chyba wolą też homeopatię, urynoterapię i MMS zamiast antybiotyków.

  12. sloniacz
    November 30th, 2009 at 08:56 | #12

    http://dziecko.onet.pl/37053,0,0,chinska_metoda_na_nieplodnosc,1,artykul.html
    Chińska medycyna skuteczniejsza od metod klinicznych (Romanowskich przybywa)? Ciekawym waszych komentarzy.

  13. November 30th, 2009 at 09:57 | #13

    sloniacz :

    http://dziecko.onet.pl/37053,0,0,chinska_metoda_na_nieplodnosc,1,artykul.html
    Chińska medycyna skuteczniejsza od metod klinicznych (Romanowskich przybywa)? Ciekawym waszych komentarzy.

    Nie przybywa, tylko coraz więcej ich wyłazi w mediach. Przedruk z Guardiana (rozczarowujące – bardziej bym się spodziewał w Sun takich głupot) to nie źródło – historyjki opowiadać każdy może. Bez porządnych badań to tylko dowód anegdotyczny.

  14. sloniacz
    November 30th, 2009 at 10:09 | #14

    Lukasz :

    Bez porządnych badań to tylko dowód anegdotyczny.

    Ale co tu badać. Leczyło się tyle i tyle kobiet a w ciąże zaszło tyle i tyle. Akurat tutaj skuteczność można określić na zasadzie tak/nie. A nie da się za bardzo podważyć statystyk podawanych przez ośrodki kliniczne (ich skuteczność dla kobiet w określonym wieku). Oczywiście daleki jestem od wysuwania daleko idących wniosków o skuteczności chińskiej medycyny w ogóle jednak w tym wypadku zdecydowanie wygrywa i to nie o kilka punktów procentowych.

  15. November 30th, 2009 at 10:15 | #15

    @ sloniacz:
    A czytałeś oryginalny tekst? Skuteczność tej medycyny opiera się na przypadkach lenistwa/zaniedbania w NHS, kiedy łatwo przechodzi się do proponowania IVF. W takiej sytuacji nawet naprotechnologia miałaby jakieś szanse. Jak komuś naprawdę potrzebna jest pomoc medycyny to ziółka nie naprawią jajowodu ani nie pomogą w zagnieżdżeniu zarodka.

  16. November 30th, 2009 at 10:53 | #16

    sloniacz :

    (Romanowskich przybywa)?

    To niestety prawda. Co gorsza, przybywa naiwnych, którzy dają się im oszukiwać.

    sloniacz :

    Ciekawym waszych komentarzy.

    Szczerze mówiąc, spodziewałem się przynajmniej pojedynczego badania porównującego efektywność, ale to jakiś zwykły reportażyk. Już na pierwszej stronie pojawia się pompowany autorytet w postaci Michaela Dooleya, który co prawda jest dyplomowanym ginekologiem, ale ostatnio specjalizuje się w bardziej odjechanych metodach, o czym możesz się przekonać, klikając w następujące linki:

    http://www.fitforfertility.com/
    http://www.thepoundburyclinic.com/

    Pierwszy to reklama książki, w której dr Dooley na poczęcie zaleca m.in. akupunkturę, refleksologię, ziółka, masaż “teraputyczny”, radzi myśleć pozytywne myśli oraz postawić sobie cel, np. “ZAJDĘ W PÓŁ ROKU”. Drugi prowadzi do jego kliniki, która już na dzień dobry informuje, że łączy konwencjonalną medycynę z alternatywną oraz oprócz leczenia doprowadza pacjenta do “utrzymania optymalnego stanu zdrowia”. Dr Dooley to więc taki Romanowski, który co prawda od dawna uprawia szamanizm, ale gdy trzeba wyglądać poważnie, ubiera się w kitel i wyciąga z szuflady dyplom.

    Druga rzecz: terapie “dr” Zhai zderza się ze statystykami in vitro. To samo robią naprotechnolodzy, przemilczając fakt, że po in vitro sięga się w najcięższych przypadkach, kiedy inne, mniej “inwazyjne” metody zawiodą.

    Lolkontent:

    Konsultacja u Zhai wygląda cokolwiek dziwacznie. Lekarka sprawdza język, puls, pyta o sen, czy pacjentka odczuwa pragnienie, jak często oddaje mocz i jakie jest wypróżnienie. Często każe zmienić dietę – zero cukru, kawy, alkoholu, nabiału, potraw mącznych, ostrych przypraw. Co miesiąc prosi też o wykres pomiarów temperatur.

    Powoli, z pomocą ziół i akupunktury, Zhai zaczyna regulować przepływającą przez ciało energię życiową, zwaną Qi. Zgodnie z prastarą wiedzą, od Qi zależy dobre zdrowie i metabolizm. Gdy krąży, dostarcza ciepła i rozprowadza w organizmie płyny. Każdy organ ma swój własny wzorzec Qi, każdy ma też reprezentację na języku, który dla Zhai stanowi coś w rodzaju mapy zdrowia. Jeśli jeden organ nie działa właściwie, wpływa to na resztę ciała. – Wystarczy, że w jednym miejscu pojawi się problem, by zaczął szwankować cały system – tłumaczy.

    Do częstych diagnoz należą m.in.: przegrzana wątroba, zastój krwi, gorąca wilgoć w podbrzuszu, powolny przepływ krwi do jajników – to daje obraz. Zhai mówi, że zmiany mogą się zacząć pojawiać już po trzech miesiącach, ale nie określa, ile czasu potrzeba na terapię: – Każda kobieta jest inna.

    Jedyny poważny człowiek pojawia się dopiero na ostatniej stronie artykułu – i trzeba oddać sprawiedliwość autorce reportażu, że mimo swojego entuzjazmu dla bohaterki uczciwie cytuje jego słowa, że przeprowadził jedno badanie na bardzo małej grupie. Sześciu mężczyznom wskutek terapii Zhai wzrosła liczebność plemników – ale terapia nie opierała się jedynie na ziółkach i akupunkturze, również na zmianie trybu życia – którą notabene zalecają również normalne kliniki leczenia niepłodności.

    To zresztą bardzo ciekawe, bo zauważam silne podobieństwo do działań pana Romanowskiego, który oprócz magicznych ziółek na Środkowego Podgrzewacza zaleca również zdroworozsądkowe zmiany stylu życia (na które nie ma copyrightu, stąd jeśli chce, żeby pacjenci wracali, musi odprawiać zielarskie czary-mary). Romanowski nie jest jedyny – wielu szarlatanów wie, że jeśli wśród mambo dżambo przemycą kwestię większej ilości ruchu czy zmiany diety, pacjenci poczują poprawę.

  17. sloniacz
    November 30th, 2009 at 11:22 | #17

    bart :

    wśród mambo dżambo przemycą kwestię większej ilości ruchu czy zmiany diety, pacjenci poczują poprawę.

    akurat byłem kiedyś u Romanowskiego z wizytą i wg niego kwestia diety i odpowiedniej ilości ruchu to nie przemycana informacja ale kwestia zasadnicza i pierwszorzędna. A jeśli chodzi o dietę Romanowski zaleca wegetariańską i rezygnację z nabiału i jego przetworów – tego przecież nie nazwiesz zdroworozsądkowym

  18. November 30th, 2009 at 11:34 | #18

    sloniacz :

    akurat byłem kiedyś u Romanowskiego z wizytą i wg niego kwestia diety i odpowiedniej ilości ruchu to nie przemycana informacja ale kwestia zasadnicza i pierwszorzędna.

    To po co jeszcze dokłada te swoje ziółka? Tzn. ja wiem, po co, ale czy ty wiesz?

    sloniacz :

    A jeśli chodzi o dietę Romanowski zaleca wegetariańską i rezygnację z nabiału i jego przetworów – tego przecież nie nazwiesz zdroworozsądkowym

    Akurat zalecanie diety wegetariańskiej jest jak najbardziej zgodne ze zdrowym rozsądkiem w Polsce, w której mięsa je się po prostu za dużo. Co do rezygnacji z nabiału, to kwestia jest ostro dyskusyjna, więc rada jest kontrowersyjna, ale nie głupia.

  19. janekr
    November 30th, 2009 at 11:36 | #19

    bart :

    Akurat zalecanie diety wegetariańskiej jest jak najbardziej zgodne ze zdrowym rozsądkiem w Polsce, w której mięsa je się po prostu za dużo.

    I Ty też, Brutalusie, uważasz, że w swoim życiu zjadłem już mięsa DOSYĆ, więc teraz mogę już dożyć swoich dni na tych wszystkich ryżykach i im podobnych…

  20. sloniacz
    November 30th, 2009 at 11:36 | #20

    bart :

    To po co jeszcze dokłada te swoje ziółka?

    nie wierzysz w lecznicze działanie ziół? Nie stawiałbym ich na jednej szalce z homeopatią bo medycyna klasyczna bardzo często z nich korzysta.

  21. November 30th, 2009 at 11:57 | #21

    sloniacz :

    bart :
    To po co jeszcze dokłada te swoje ziółka?

    nie wierzysz w lecznicze działanie ziół? Nie stawiałbym ich na jednej szalce z homeopatią bo medycyna klasyczna bardzo często z nich korzysta.

    Zła odpowiedź! Dokłada je, żeby pacjenci do niego wracali.

  22. anna
    December 2nd, 2009 at 11:07 | #22

    Świetny blog – wciąga . Pozdrawiam.

  23. December 2nd, 2009 at 11:09 | #23

    anna :

    Świetny blog – wciąga . Pozdrawiam.

    Dzięki! Mam nadzieję, że nie obrazisz się, że usunąłem link z twojego podpisu – nie jestem pewien, czy aby nie spamujesz.

  24. June 21st, 2012 at 17:16 | #24

    Z tego co słyszałam (tez statystyki, ale teraz nie potrafię podać źródła), to statystycznie najbezpieczniejszym kierowcą jest matka z dwójką dzieci na tylnym siedzeniu. Może dlatego statystyki ogólne niewiele mowią? Bo jeśli matki są faktycznie tak bezpiecznie to na przeciwległym biegunie będą właśnie te panie, które powodują wypadki. Bo statystycznie ja i mój kot mamy przecież po trzy nogi!

    A z moich obserwacji wynika, że nie ma gorszych kierowców niż taksówkarze! Nagminnie jadą na czerwonym, a w nocy co chwila widzę jak płacą mandaciki za swoje stłuczki. Tylko właśnie – znowu w statystyce stłuczka jest kwalifikowana jak wypadek. Więc jak rozgraniczyć wypadki śmiertelne, takie, że się tylko o kogoś otarło i najzwyklejsze stłuczki?

  25. June 21st, 2012 at 18:02 | #25

    Camparis :

    Z tego co słyszałam (tez statystyki, ale teraz nie potrafię podać źródła)

    Szkoda.

    statystycznie najbezpieczniejszym kierowcą jest matka z dwójką dzieci na tylnym siedzeniu.

    To ciekawe, oficjalne statystyki tego nie potwierdzają.

    Bo statystycznie ja i mój kot mamy przecież po trzy nogi!

    Dziwi mnie popularność tego powiedzenia, świadczy ona bowiem o kompletnej bezrefleksyjności osoby jej używającej. Do odpowiedzi “trzy nogi” musi być przecież zadane pytanie. Brzmi ono: jaką średnią liczbę nóg mam ja i mój kot? To nie z odpowiedzią jest problem: odpowiedź jest dobra, za to pytanie jest głupie.

    Tylko właśnie – znowu w statystyce stłuczka jest kwalifikowana jak wypadek. Więc jak rozgraniczyć wypadki śmiertelne, takie, że się tylko o kogoś otarło i najzwyklejsze stłuczki?

    Może np. prowadząc statystyki dotyczące oddzielnie art. 177 par. 1 (wypadek powodujący obrażenia ciała) i art. 177 par. 2 (wypadek powodujący śmierć lub ciężki uszczerbek na zdrowiu) kodeksu karnego? Wśród podejrzanych o ten pierwszy 19,5% to kobiety, wśród podejrzanych o ten drugi, cięższy – jedynie 11,3%:

    http://superauto24.se.pl/auto/kobiety-jezdza-bezpieczniej_183775.html

    Zalecam kliknięcie: z tego tekstu dowiesz się także, że na 100 pijanych kierowców 97 to mężczyźni.

  26. June 21st, 2012 at 18:59 | #26

    bart :

    Camparis :
    Z tego co słyszałam (tez statystyki, ale teraz nie potrafię podać źródła)

    Szkoda.

    Mogę poszukać :) Nie miałam dotychczas ciśnienia na wiarygodność źródła, a informacja była dla mnie ze statusu “mało potrzebna” :)

    bart :

    Zalecam kliknięcie: z tego tekstu dowiesz się także, że na 100 pijanych kierowców 97 to mężczyźni.

    Ale pijany to ten, który ma 0,2 jak i ten który ma 2,2. Nasza norma jest bardzo restrykcyjna, za granicami można pić dużo więcej i nie słyszałam, aby mieli taką eskalację problemu z pijakami za kółkiem.
    http://oskduet.pl/sites/oskduet/files/myimages/19/normy_alkohol_europa.jpg

    Sama jestem kobietą w przedziale wiekowym 30-40 i też mnie wkurza takie generalizowanie. Ale statystyki brane bezrefleksyjnie (a tak jest w Twoim wpisie) tak naprawdę nic nam nie mówią.

  27. June 21st, 2012 at 19:13 | #27

    Camparis :

    Mogę poszukać :) Nie miałam dotychczas ciśnienia na wiarygodność źródła, a informacja była dla mnie ze statusu “mało potrzebna” :)

    No to poszukaj, poczekamy.

    Ale pijany to ten, który ma 0,2 jak i ten który ma 2,2.

    Nie wiem, jak to ma zmienić udział płci w jeżdżeniu po pijanemu.

    Ale statystyki brane bezrefleksyjnie (a tak jest w Twoim wpisie) tak naprawdę nic nam nie mówią.

    Haha, a które statystyki biorę bezrefleksyjnie?

  28. June 21st, 2012 at 19:49 | #28

    Camparis :

    Ale pijany to ten, który ma 0,2 jak i ten który ma 2,2.

    Nie, 0,2 do 0,5 to prawnie “pod wpływem”. “Nietrzeźwy” to powyżej 0,5. Prowadzenie pojazdu w tym pierwszym przypadku jest surowo karanym, ale jednak wykroczeniem. Dopiero w tym drugim jest przestępstwem.

  29. granul
    June 25th, 2012 at 12:42 | #29

    wo :

    Nie, 0,2 do 0,5 to prawnie “pod wpływem”.

    a precyzyjniej “po użyciu”.

  30. Thranduil
    January 20th, 2013 at 12:01 | #30

    Główną myślą listu nie jest atak na kobiety. Sądzę, że autor chciał zwrócić uwagę na to, że grupa najczęściej powodująca wypadki na drogach to szare, spokojne osoby, które zabijają swoim brakiem uwagi, doświadczenia, może też rozmawianiem przez telefon w czasie jazdy, itd. A nie stereotypowy, pijany młodzieniec, który się naoglądał Fast&Furious. I dlatego użył tutaj “pani lat 30-40, trzeźwej, w dobrym, służbowym samochodzie”, bo to całkowicie łamie stereotyp: nie dość, że zwykłe auto, nie dość, że trzeźwa, to jeszcze kobieta, czyli kierowca spokojny, bez brawury. I nie kojarzy nam się z zagrożeniem na drodze – a może jednak powinien.
    I nawet jeśli nie ma racji co do samych statystyk, nawet, jeśli faktycznie to młodzieniec w beemie jest największym zagrożeniem na drogach, to może jednak pan doktor zwraca uwagę na również istotny problem? Tak samo jak należy głośno mówić o staruszkach, którzy wyjeżdżają na drogi i zabijają czasem reakcji 5 sekund?

  31. January 21st, 2013 at 00:14 | #31

    Thranduil :

    I nawet jeśli nie ma racji co do samych statystyk, nawet, jeśli faktycznie to młodzieniec w beemie jest największym zagrożeniem na drogach, to może jednak pan doktor zwraca uwagę na również istotny problem?

    Ze statystyk wynika, że ów problem jest zupełnie nieistotny.

  32. default
    June 26th, 2013 at 12:49 | #32

    “Doktor Osadziński lubi sobie bowiem w czasie wolnym od pracy pojeździć na motorze.”
    a co to ma do rzeczy? wg tych danych z 2008r motocyklisci byli sprawcami 2% wypadkow, wobec 17% wypadkow gdzie sprawcami byly kobiety. Patrzac luzno na te dane, oceniam sile Twojego efektu potwierdzania na parokrotnie wyzsza niz u doktora :)

    Moim zdaniem w artykule uczepiles sie nie tego co trzeba. W artykule nie chodzi o oczernienie kobiet, tylko o to, ze stereotypuje sie i upraszcza medialnie przyczyny wypadkow (napiszmy “mlody + nadmierna predkosc” i fajrant).

    Wezmy ta nieszczesna nadmierna predkosc. Po pierwsze jest to najlatwiejszy dla policjanta wpisania powod wypadku, bo powodu takiego jak “debilizm” wpisac nie moga. “Brawury” czy “nieznajomosci/nieprzestrzegania przepisow” tez nie widze. Tak, sa one niejako ujete w raportach w innych kategoriach przyczyn. I tu jest m.in. sedno artykulu, ze praktycznie wszystkie inne kategorie przyczyn wypadkow to tylko szczegolowe rozbicie (lub moze trafniej “rozmycie”) “brawury” lub “nieznajmosci/nieprzestrzegania przepisow”. Z tymi problemami malo kto walczy, malo kto naglasnia, bo sa wlasnie rozbite/rozmyte daleko daleko na dalszych miejscach raportow. Na nie juz w krotkiej wzmiance prasowej nie starcza miejsca i czasu. Jednak po zsumowaniu staja sie duzo grozniejszym zabojca niz nadmierna predkosc. A mozna cos z tym robic.

    Ja jako kierowca chetnie bym sie poddal okresowym testom z kodeksu, tym bardziej ze sa w nim ciagle zmiany. Nie mialbym nic przeciwko kursom (chocby kurde online) gdzie analizowane sa najczestsze przyczyny wypadkow, lub najczesciej lamane ze skutkiem wypadku przepisy. Tego jednak nie bedzie, bo statystyki nie wskazuja ze jest z tym problem, a i media o tym nie mowia. Pisze sie leniwie i niechlujnie o pierwszej z gory przyczynie, wpisywanej zapewne rownie leniwie i niechlujnie juz u zrodla danych, i powiela w kolko stereotyp ze wszystkiemu winna jest predkosc. Remedium na wszystko staja sie zatem fotoradary i suszarki.

    Dzielnie i medialnie walczymy z 1/4 (w liczbach za 2008 – 12 000/49 000) przyczyn powstawania wypadkow, podczas gdy 3/4 sa olewane. O tym jest ten artykul, a nie o tym ze “baby nie umio jezdzic”.

    Jest po prostu dysonans miedzy tym jak media przedstawiaja przyczyny wypadkow (predkosc predkosc i jeszcze raz do zazygania predkosc), a tym co sie faktycznie dzieje.

  33. June 26th, 2013 at 15:26 | #33

    default :

    “Doktor Osadziński lubi sobie bowiem w czasie wolnym od pracy pojeździć na motorze.”
    a co to ma do rzeczy? wg tych danych z 2008r motocyklisci byli sprawcami 2% wypadkow, wobec 17% wypadkow gdzie sprawcami byly kobiety. Patrzac luzno na te dane, oceniam sile Twojego efektu potwierdzania na parokrotnie wyzsza niz u doktora :)

    To to ma do rzeczy, że dr Osadziński, z tego co wiem zapalony motocyklista, powinien był o tym wspomnieć. Bo jako motocyklista jest w swojej ocenie niesprawiedliwie przez te media oceniany (“W lecie pierwszeństwo obejmuje motocyklista”), a o kierowcach ma zdanie jak najgorsze (“Głównymi przyczynami są: bezmyślność, skrajna głupota, kretynizm, debilstwo, idiotyzm i durnota kierujących samochodami osobowymi”). Oczywiście gdyby zaczął od “Ja jako motocyklista”, osiągnąłby słabszy efekt, niż gdy zaczął “ja jako lekarz od wypadków”.

    default :

    Moim zdaniem w artykule uczepiles sie nie tego co trzeba. W artykule nie chodzi o oczernienie kobiet, tylko o to, ze stereotypuje sie i upraszcza medialnie przyczyny wypadkow (napiszmy “mlody + nadmierna predkosc” i fajrant).

    To naprawdę nie jest trudny tekst. Doktor pisze w nim jasno: jako przyczyny wypadków policja wpisuje “leniwie i niechlujnie” nadmierną prędkość, media na sprawcę kreują młodego w BMW albo motocyklistę, podczas gdy najwięcej ludzi ginie na pasach z rąk pań w wieku 30-40 lat.

    Sęk w tym, że statystyki to wszystko potwierdzają. Nadmierna prędkość (czy niedostosowanie prędkości) jest przyczyną prawie 1/3 wypadków, jak sam zauważyłeś – szkoda, że nie dodałeś, że w tych właśnie wypadkach ginie prawie połowa wszystkich ofiar wypadków w Polsce (45%!). Wyliczenia, ile wypadków powodują panie w wieku 30-40 lat, zawarłem w notce; tu jeszcze dodam, że w wypadkach, do których doszło na przejściach dla pieszych, zginęło w owym 2008 r. 5% wszystkich ofiar, a rannych zostało 7%. Do tego dochodzi kwestia wieku sprawcy – z 38000 wypadków aż 15000 spowodowały osoby w wieku 18-29 lat! I to nie tylko dlatego, że częściej jeżdżą – w tej grupie wiekowej najwyższy jest też współczynnik liczby sprawców w populacji (20 sprawców na 10 000 osób, w porównaniu np. z 13/10000 w grupie 30-39 lat czy 10/10000 w grupie 40-49 lat).

    Z tego wszystkiego wynika, że obraz przedstawiany w mediach odpowiada prawdzie, a pan doktor bredzi.

    default :

    Wezmy ta nieszczesna nadmierna predkosc. Po pierwsze jest to najlatwiejszy dla policjanta wpisania powod wypadku, bo powodu takiego jak “debilizm” wpisac nie moga. “Brawury” czy “nieznajomosci/nieprzestrzegania przepisow” tez nie widze. Tak, sa one niejako ujete w raportach w innych kategoriach przyczyn. I tu jest m.in. sedno artykulu, ze praktycznie wszystkie inne kategorie przyczyn wypadkow to tylko szczegolowe rozbicie (lub moze trafniej “rozmycie”) “brawury” lub “nieznajmosci/nieprzestrzegania przepisow”.

    Moim zdaniem wrogość wobec uznania prędkości za przyczynę wypadków wynika z faktu, że wielu z nas (jeśli nie większość) przekracza dozwoloną prędkość bardzo często i musi to jakoś zracjonalizować. Np. w taki sposób: ja mogę, mnie się nic złego nie zdarzy, wypadki zdarzają się tylko brawurowym debilom, którzy nie znają przepisów.

  34. J
    June 26th, 2013 at 16:44 | #34

    @January

    Przy okazji dodam, specjalnie dla czytajacych antyszczepionkowców, którzy może mają dzieci, że jakiś czas temu blisko przyjaźniłam się z 18 letnią dziewczyną umierającą na raka płuc, będącego powikłaniem po gruźlicy przebytej w dzieciństwie.

    Czy takie sytuacje was nie przekonują, żeby jednak dzieci zaszczepić?

  35. June 26th, 2013 at 18:58 | #35

    Jeśli chodzi o statystyki – w Szwecji udało się zmniejszyć liczbę wypadków tak znacznie, że obecnie 1/3 wszystkich, to wypadki podczas jazdy na rowerze. W związku z tym zaczęto zastanawiać się, jak ograniczyć liczbę ofiar tych wypadków i wydano zalecenie, aby osoby starsze jeździły na rowerach bez ramy, bo wtedy w razie wywrotki łatwiej zeskoczyć na ziemię.

  36. amiga
    June 27th, 2013 at 08:14 | #36

    Z tym “bez ramy” to genialny pomysł. Sama jakiś czas temu byłam potrącona przez samochód i w związku z brakiem ramy (jechałam typową damką) uciekłam i tylko stłukłam sobie kolano oraz otarłam dłonie, poturbowany został rower. Na rowerze z ramą nie byłoby już tak łatwo, tak myślę.

    Zastanawia mnie jedno (szczerze sie przyznam, że nie szukalam za dużo na ten temat, to co znalazłam, to jaieś szczątki i nic konkretnego), jak ci wszyscy “czarodzieje” zdobywają szlify. Mowa tu o doktorze Romanowskim, więc zajrzałam na strony Polskiego Towarzystwa Tradycyjnej Medycyny Chińskiej i wyczytałam:

    “Członkiem zwyczajnym PTTMC może zostać osoba fizyczna (niekoniecznie lekarz medycyny zachodniej) zajmująca się Tradycyjną Medycyną Chińską posiadająca do tego odpowiednie kwalifikacje uzyskane
    w kraju lub zagranicą uznane, na wniosek Zarządu, przez Walne Zgromadzenie Towarzystwa, obejmujące jednak nie mniej niż 500 godzin szkolenia w zakresie Tradycyjnej Medycyny Chińskiej.”

    Jak to? To ja moge tak sobie z łaski na uciechę poczytać ksiażek, internetu, ewentualnie wyrwać obeznanego z tematem Chińczyka, tudzież mistrza innej narodowości i leczyć ludzi? Wiem, że akurat ten człowiek (Romanowski)ma równiez wykształcenie medyczne, ale co z tymi, którzy go nie mają? I jakie to są ośrodki kształcenia takich lekarzy? Pogrzebałam dalej i znalazłam jakieś rozmaite studia. Nie w sensie akademickim. Policealne. Pierwsze z brzegu oferuje studwudziestogodzinne szkolenie, po odbyciu którego jest się już specjalistą. W programie żadnej anatomii, fizjologii, działania ciała w ogóle, tylko omówienie stanów chorobowych niektórych narządów. Jest oczywiście o ziołach, energii, czakrach, meridianach etc. ale – już abstrahując od tego, czy to działa, czy nie, czy to mądre, czy nie – jak można naprawiać cokolwiek, nie wiedząc jak to działa? I to mają być ewentualne odpowiednie kwalifikacje? Nie twierdzę, że po owej szkółce PTTMC przyjmie mnie pod skrzydła, ten zapis zwrócił moja uwagę na co innego. Przeraża mnie, że jako specjalista od chińskiej medycyny czy to po szkółce, czy to samozwańczy mogę sobie wydrukować wizytówki, wynajać gabinecik, napisać stronkę i rozpocząć karierę lekarza. Tak sobie o. Łot de fak?
    Mogę sobie również wymysleć, że piasek z mojego ogródka jest naładowany energią i dodawanie trzech jego ziaren do każdego posiłku (oczywiście zalecę wywalenie badziewia z jadłospisu, zasugeruję więcej ruchu etc.) poprawi odpornośc i wyleczy choroby. Z racji, że zasoby piasku w ogródku mam ograniczone będę opylać gram po trzy stówy. I co? I szafa gra? Pół biedy, jeśli to będzie piasek z ogródka, gorzej gdy strzeli mi do głowy karmienie ludzi sproszkowanym ołowiem. I co z tego? Nawet jeśli… nikt tego nie skontroluje, nie sprawdzi, nie ostrzeże ludzi zdesperowanych, niedokształconych, naiwnych…
    Wychodzi na to, że terapeutą czy lekarzem niekonwencjonalnym może być każdy. W jednym z ośrodków na przykład ktoś nosi tytuł “Dyplomowany Trener Radykalnego Wybaczania” Co to jest? Albo “Dyplomowany Terapeuta Nauczyciel Duchowego Uzdrawiania i Rozwoju Intuicji”, albo “Absolwentka wielu kursów w kraju i zagranicą” (pisownia przeklejona), albo “Coach” O.o. Litości! I ktos taki ludziom powierza leczenie siebie i innych? A ktoś inny pozwala sobie takim “specjalistom” funkcjonować?

  37. dk
    January 6th, 2014 at 16:22 | #37

    To powiedzenie o statystyce wymyślili ci, którzy nie mają o niej pojęcia. Nie tylko policyjne są przeciw tezom doktora, ale firm ubezpieczeniowych. http://wyborcza.biz/finanse/1,105684,13124560,Kobieta_zaplaci_za_ubezpieczenie_tyle_samo__ile_mezczyzna.html
    “Do tej pory kobiety płaciły za ubezpieczenie auta mniej, bo statystycznie powodują mniej wypadków i rzadziej łamią przepisy drogowe. Młode kobiety płaciły nawet ok. 40 proc. mniej niż mężczyźni w tym samym wieku. “

  38. Maciek
    January 7th, 2014 at 01:38 | #38

    Autor listu podniósł kwestię liczby ofiar („A wiecie państwo kto jest, też w moich statystykach, absolutnym numerem jeden jeśli chodzi o liczbę ofiar?”) a nie liczby wypadków, jak twierdzi autor niniejszego bloga („cały czas nie zbliżymy się do potwierdzenia tezy pana doktora, że to one są głównymi sprawcami wypadków”). Innymi słowy, autor listu twierdzi: najwięcej osób ginie w takich a takich okolicznościach, czego autor niniejszego bloga po prostu nie zrozumiał.

  39. Maciek
    January 7th, 2014 at 02:24 | #39

    (1) Kontrowersyjne twierdzenie autora listu (lekarza) brzmi: „A wiecie Państwo, kto jest – też w moich statystykach – absolutnym numerem jeden, jeśli chodzi o liczbę ofiar? Jest to pani lat 30-40, trzeźwa, w dobrym służbowym samochodzie, przejeżdżająca pieszego na pasach. To się zdarza codziennie, i to kilka, kilkanaście razy dziennie. W 24-godzinny ostry dyżur urazowy w zwykły dzień tygodnia z terenu Warszawy trafia do oddziału ratunkowego co najmniej 15 osób (cięższe przypadki, w tym niektóre skrajnie ciężkie) oraz 30 na ortopedię (lżejsze przypadki – złamania kończyn, bez urazu głowy i narządów wewnętrznych) – osób przejechanych podczas próby przekroczenia jezdni na przejściu dla pieszych. I jeszcze jedna do kilku osób, które trafiają już nie do nas, ale bezpośrednio do Zakładu Medycyny Sądowej – na sekcję zwłok.” (2) Niestety, sięgając do policyjnych statystyk: (A) Nie sposób określić tego, czy najwięcej ofiar występuje po potrąceniu pieszych na przejściach dla pieszych. (Wiadomo tylko tyle, że na przejściach dla pieszych ma miejsce 9,2% wypadków a większość tj. 78,9% ma miejsce na jezdni. Jakkolwiek, najechanie na pieszego – ale najwidoczniej w większości przypadków w innych miejscach niż przejścia dla pieszych – stanowi 29% wszystkich wypadków drogowych i jest najczęstszym rodzajem tych wypadków. Jest to również najczęstszy rodzaj wypadków ze skutkiem śmiertelnym: 37,6% zgonów.) (B) Nie sposób określić płci kierowców, którzy najczęściej potrącają pieszych i akurat na przejściach dla pieszych. (Na marginesie: z bardziej ogólnych statystyk wynika, że mężczyźni są częściej sprawcami wypadków niż kobiety – 78,1% vs. 17,4% plus brak danych względem 4,5% – trzeba natomiast pamiętać, że wśród wszystkich kierowców kobiet jest zdecydowanie mniej niż mężczyzn bo ok. 37%.) (C) Nie sposób określić wieku kierowców, którzy najczęściej potrącają pieszych i akurat na przejściach dla pieszych. (Ze statystyk wynika jedynie, że osoby w wieku 30-39 lat są na drugim miejscu jako sprawcy różnego rodzaju wypadków, z wynikiem 12,9%.) (D) Podobnie sprawa wygląda w kwestii trzeźwości kierowców potrącających pieszych na przejściach dla pieszych a zwłaszcza tego, komu przysługuje prawo własności do samochodu: kierującemu (auto prywatne) czy jego pracodawcy (auto służbowe). (3) Podsumowując: twierdzeń autora listu nie da się zweryfikować, jak on sam twierdzi, przy pomocy ww. policyjnych statystyk, które nie potwierdzają ale również nie przeczą tym twierdzeniom.

  40. gosc
    January 7th, 2014 at 03:07 | #40

    wątek mnie zaciekawił zatem tak “w skrócie”:
    1. “stłuczka stłuczce” nierówna i owszem – funkcjonuje rozgraniczenie wypadek//kolizja (tylko szkoda materialna)
    2. grupy wiekowe – było wyżej- jest w publikowanych statystykach Policji, Krajowej Rady BRD (chyba ze tylko odsyłają do policyjnych – nie pamiętam),
    3. statystyka? tak ogólnie – sporo osób się nabiera na “rzeźby z cyferek” bo NIE wiedzą co to “próba”, jej “wiarygodność”, “kwantyl” itd., stąd te 3 nogi, dziesiąty kolega homo, itd., inna rzecz, że w kartach zdarzeń drogowych często brak istotnych danych ale wiek czy płeć uczestników to najmniejszy problem
    4. prędkość? ano opracowano ze statystyk (sic!), a także empirycznie kilka wykresów – polecam. Tak na chłopski rozum: jakie są szanse na rannych (czyli wypadek) przy 40km/h? a przy 70?
    5. kurs na prawko i edukacja? tu licho i porządni instruktorzy narzekają na wymiar godzin, środki itd., do tego dochodzi “bezterminowość” uprawnień – “dziadki z czasem reakcji 5s” ale również osoby niedowidzące itd., o rutynie i poczuciu nieśmiertelności tudzież “mnie się nie zdarzy” nie wspomnę
    6. do tego dochodzi jeszcze nadzór nad ruchem – temat fotoradarów modny, dziwne tylko, że mało kto się skupia na zasadnością ograniczeń prędkości a tak wielu przeszkadza możliwość sankcji za łamanie prawa
    7. co do wypadków śmiertelnych – zgon do 30dni w skutek obrażeń (wypadku) jeszcze się zalicza – zatem ile ludzi można by uratować poprawiając jakość działania służb ratowniczych?

  41. January 7th, 2014 at 08:38 | #41

    Maciek :

    Autor listu podniósł kwestię liczby ofiar („A wiecie państwo kto jest, też w moich statystykach, absolutnym numerem jeden jeśli chodzi o liczbę ofiar?”) a nie liczby wypadków, jak twierdzi autor niniejszego bloga („cały czas nie zbliżymy się do potwierdzenia tezy pana doktora, że to one są głównymi sprawcami wypadków”). Innymi słowy, autor listu twierdzi: najwięcej osób ginie w takich a takich okolicznościach, czego autor niniejszego bloga po prostu nie zrozumiał.

    Autor powyższego komentarza raczej nie zrozumiał słowa pisanego, bo przecież odniosłem się też do tej hipotezy:

    Istnieje oczywiście możliwość wystąpienia jakiejś niezwykłej anomalii, np. że jeśli kobieta powoduje wypadek, to jest to najechanie na pieszego. To 30% wypadków (str. 24), więc kobiety z ich 17-procentowym sprawstwem rozjeżdżałyby ledwie połowę ofiar.

    Należy dodać, że hipoteza, że jeśli kobieta powoduje wypadek, to jest to wypadek z udziałem pieszego, jest kompletnie nieprawdopodobna.

  42. January 7th, 2014 at 08:43 | #42

    Maciek :

    (Na marginesie: z bardziej ogólnych statystyk wynika, że mężczyźni są częściej sprawcami wypadków niż kobiety – 78,1% vs. 17,4% plus brak danych względem 4,5% – trzeba natomiast pamiętać, że wśród wszystkich kierowców kobiet jest zdecydowanie mniej niż mężczyzn bo ok. 37%.)

    Błagam o czytanie notki:

    Dane Instytutu Transportu Samochodowego mówią, że kobiety powodują jeden wypadek na 6,7 mln przejechanych samochodem km, a mężczyźni raz na 4,7 mln km, czyli częściej.

    A na marginesie reszty twoich komentarzy: ja nie próbuję udowodnić, kto naprawdę rozjeżdża pieszych na pasach. Ja za pomocą kilku obliczeń udowadniam doktorowi, że choćby przyjąć nawet totalnie nieprawdopodobne założenia, nigdy nie wyjdzie, że najczęstszymi sprawcami wypadków z udziałem pieszych są kobiety w wieku 30-40 lat.

  43. January 7th, 2014 at 08:45 | #43

    gosc :

    4. prędkość? ano opracowano ze statystyk (sic!), a także empirycznie kilka wykresów – polecam. Tak na chłopski rozum: jakie są szanse na rannych (czyli wypadek) przy 40km/h? a przy 70?

    Na rannych? Nie wiem. Są za to obliczenia, jakie szanse przeżycia ma pieszy w zależności od prędkości potrącającego go samochodu:

    http://www.tankuj.pl/centrum-prasowe-kierowco-zycie-pieszych-w-twoich-rekach.html

  44. January 7th, 2014 at 08:58 | #44

    Maciek :

    Nie sposób określić tego, czy najwięcej ofiar występuje po potrąceniu pieszych na przejściach dla pieszych. (Wiadomo tylko tyle, że na przejściach dla pieszych ma miejsce 9,2% wypadków a większość tj. 78,9% ma miejsce na jezdni.

    To ci już powinno dać do myślenia. Jeśli 10% wypadków ma miejsce na przejściach dla pieszych, a kobiety powodują 17% wszystkich wypadków, jak w ogóle możliwe jest, żeby prawdą było stwierdzenie o kobietach w wieku 30-40 lat przejeżdżających pieszych na pasach kilka-kilkanaście razy dziennie?

    Dodajmy jeszcze, że według policyjnych statystyk w najechaniu na pieszego zginęły 1152 osoby, a rannych zostało 9548. To oczywiście ogromna liczba, ale pan doktor rozkręca ją jeszcze bardziej, pisząc: “W 24-godzinny ostry dyżur urazowy w zwykły dzień tygodnia z terenu Warszawy trafia do oddziału ratunkowego co najmniej 15 osób (cięższe przypadki, w tym niektóre skrajnie ciężkie) oraz 30 na ortopedię (lżejsze przypadki – złamania kończyn, bez urazu głowy i narządów wewnętrznych) – osób przejechanych podczas próby przekroczenia jezdni na przejściu dla pieszych. I jeszcze jedna do kilku osób, które trafiają już nie do nas, ale bezpośrednio do Zakładu Medycyny Sądowej – na sekcję zwłok”. Przeliczając to na rok, oznaczałoby to, że w samej Warszawie ginie ponad 500 pieszych rocznie, a rannych zostaje piętnaście tysięcy. O czym mówimy, o szarej strefie ofiar?

  45. gosc
    January 7th, 2014 at 09:45 | #45

    @ bart:
    heh… nie “na rannych” – wystarczy badać w laboratorium czynne i bierne systemy bezpieczeństwa pojazdu.

  46. fallenka
    January 7th, 2014 at 16:17 | #46

    podobno w Warszawie jest więcej kobiet niż mężczyzn może to ta anomalia?

  47. hellik
    January 8th, 2014 at 09:01 | #47

    ok co do listu z wypadkami… zwrócę tylko uwagę żeby czytać ze zrozumieniem, jesli chcesz statystyk które ktoś publikuje publicznie a przytaczasz list w którym mowa jest o tym że to co podaje się publicznie to bzdura, to jaki to ma sens? w liście jest jasno napisane “sprawdźcie ogólnopolskie statystyki we własnym zakresie. Ale krytycznie, nie na zasadzie, że patrol policji wpisał w rubryce przyczyna wypadku: szybkość, brawura itp. ” to czemu pan się dziwi że te “pana statystyki” się niezgadzają, skoro do opinii publicznej jedno, a rzeczywistość drugie, ja przyznam tylko tyle że i tak masa uwierzy w to co łatwiej, bo przeciez myślenie indywidualne odbiegajace od akceptowalnego ogółu jest trudne więc lepiej tego nie robić, pozdrawiam.

  48. January 8th, 2014 at 10:19 | #48

    hellik :

    w liście jest jasno napisane “sprawdźcie ogólnopolskie statystyki we własnym zakresie. Ale krytycznie

    To jakie statystyki mam sprawdzić?

    hellik :

    skoro do opinii publicznej jedno, a rzeczywistość drugie

    Zaraz, trochę inaczej: statystyki mówią co innego niż list pana doktora. Jaka jest rzeczywistość, nie śmiem twierdzić. Ty zresztą też nie powinieneś.

    hellik :

    i tak masa uwierzy w to co łatwiej, bo przeciez myślenie indywidualne odbiegajace od akceptowalnego ogółu jest trudne więc lepiej tego nie robić, pozdrawiam.

    Myślenie indywidualne nie polega na tym, że zawsze się wierzy w coś przeciwnego niż większość.

  49. January 9th, 2014 at 23:59 | #49

    Tak nawiasem mówiąc, to link we fragmencie “…w wygodnym formacie PDF” u mnie nie działa (“Brak serwisu”). Wygrzebałem w archive.org kopię: https://web.archive.org/web/20110915000000*/http://policja.pl/dokumenty/zalaczniki/1-46733.pdf (soraski, jeśli wcześniej gdzieś w komentarzach zwrócono na to uwagę, nie czytałem wszystkich 13 stron…).

    Gratulacje, Bartu, za bloga, gdzie komentarze do wpisu ukazują się dłużej niż istnieją działające linki w nim do rządowych raportów. ;-)

  50. January 10th, 2014 at 00:07 | #50
  51. January 10th, 2014 at 00:35 | #51

    BartłomiejB :

    Gratulacje, Bartu, za bloga, gdzie komentarze do wpisu ukazują się dłużej niż istnieją działające linki w nim do rządowych raportów. ;-)

    Dzięki. No niestety, linki umierają, aż się zastanawiam, czy nie przejść na screenshoty.

    Obecnie policja publikuje statystyki (również stare) tu:

    http://www.dlakierowcow.policja.pl/dk/statystyka/47493,Wypadki-drogowe-raporty-roczne.html

    (ciekawe, ile ten link będzie działał)

  52. January 10th, 2014 at 12:43 | #52

    Bartu, Bartu – cytuje Cię newsletter portalu medycznego esculap.com, na Twój temat pojawił się artykuł http://www.forumbezsennosci.pl/aktualnosc/id,132961/

    (Nie wiem, czy jest dostęp dla niezarejestrowanych użytkowników)

    To bardzo dobry serwis, po akcji odspamiania jedyny polski newsletter, który u mnie się ostał.

  53. kotiwan
    January 10th, 2014 at 14:39 | #53

    @Globalny Śmietnik
    Nic a nic nie widac. Moglbys wrzucic pdf na dropbox i dac tutaj linka? Dzieki.

  54. January 10th, 2014 at 17:25 | #54
  55. sss
    January 11th, 2014 at 10:48 | #55

    Artykuł tak bardzo źle napisany, denerwującym językiem i w ciężkim, demagogicznym stylu, że po prostu nie miałem siły przeczytać całości. Gratuluje poziomu hard w pisaniu odpychających artykułów.

  56. Gammon No.82
    January 11th, 2014 at 14:27 | #56

    sss :

    Artykuł tak bardzo źle napisany, denerwującym językiem i w ciężkim, demagogicznym stylu

    Wychowałeś się do czytając świetnie, pieściwym językiem napisane, obiektywne ujęte artykuły na portalach, nie dziwię się więc, że jest ci trudno zaakceptować różnicę.

  57. January 18th, 2014 at 13:05 | #57

    Globalny Śmietnik :

    Dropbox to Prism
    http://blog.endokrynologia.net/files/u1/Esculap.pl.pdf

    Z komentarzy:

    “Ktoś tu czegoś nie zrozumiał. Ten Pan nie pisze o liczbie wypadków, tylko o liczbie ofiar. Bloger Barth jest zapewne kobietą w tym wieku dlatego wszystkich puszcza w maliny dyskredytując autora wypowiedzi, a nie przytaczając rzeczowe argumenty. Czysta erystyka. To, że kobiety w tym przedziale wiekowym powodują niecałe 20% wypadków nie musi mieć nic wspólnego z liczbą ofiar, które te wypadki przyniosły. Zatrzymani pod wpływem alkoholu kierowcy nikogo nie przejechali, choć są ich tysiące, tak samo jak pijani rowerzyści – ale to przecież nie powód aby ich nie ścigać.”

    Barthu, jesteś kobietą?

  58. dk
    March 15th, 2015 at 12:22 | #58

    http://wyborcza.pl/magazyn/1,143555,17566612,Wacpan__co_jest_soba_zacpan.html
    W liście do “Wyborczej” lekarz z oddziału ratunkowego warszawskiego szpitala pisze, że codziennie ma co najmniej 15 osób przejechanych na przejściach dla pieszych: “A wiecie państwo, kto jest – też w moich statystykach – absolutnym numerem jeden, jeśli chodzi o liczbę sprawców? Jest to pani lat 30-40, trzeźwa, w dobrym służbowym samochodzie (…). Zero refleksji! Zero wyrzutów sumienia! To ta staruszka wtargnęła na pasy! Jakie czerwone, jeszcze było żółte! “.
    GW dalej się powołuje się na lekarza od wypadków.

  59. March 15th, 2015 at 13:38 | #59

    dk :

    “A wiecie państwo, kto jest – też w moich statystykach – absolutnym numerem jeden, jeśli chodzi o liczbę sprawców? Jest to pani lat 30-40, trzeźwa, w dobrym służbowym samochodzie (…)

    Zaraz, jakbym taki kawałek już kiedyś czytał, najmniej parę lat temu. Artykuł z recyklingu?

  60. František Pokorný
    March 15th, 2015 at 21:04 | #60

    Nie no, po prostu odwołuje się do tego wcześniejszego artykułu (też go poznałem, kiedyś krążył w Bartwersum), nawet z linkiem.

Comment pages
1 12 13 14 2449
  1. No trackbacks yet.

Optionally add an image (JPEG only)