Pan doktor pisze list
Wróciłem z urlopu. Było ciężko.
Jeżdżę na wakacje do miejsca popularnego wśród frondziarzy i niuejdżowców. Dlaczego tam jeżdżę? Bo świetnie karmią (potrafią zachwycić nawet pierogami z wkładką mięsną), pokoje są przestronne, a dzieci się świetnie bawią — i zarażają katolickie dzieci świeckimi memami, fuck yeah! Poza tym gospodarstwo jest położone daleko od szosy i spokój zakłóca jedynie kilku rolników, którzy nie chcą się pogodzić z zamknięciem PGR i dalej orzą pola służbowymi traktorami. Wracam stamtąd tak wyciszony, że aż płaczę ze strachu w metrze.
Podczas moich poprzednich pobytów napotykałem i Ciasnych, i Kosmitów, ale nigdy w takiej sile jak teraz. Można było narysować linię dzielącą jadalnię na pół. Lewą połowę zapełniali goście w t-shirtach ze sklepu o ironicznej nazwie Księgarnia Ludzi Myślących, narzekający na proboszcza nadmiernie ulegającego wpływowi Rady Parafialnej (bracia i siostry, ale nas dramaty omijają!), spierający się o rolę okultyzmu w treningach karate i twierdzący, że w przedszkolach steinerowskich adwent jest na odwrót (cokolwiek to znaczy), a dzieci śpiewają hymny do Szatana. Po prawej siedzieli nieszczepiący dzieci pacjenci doktora Romanowskiego, wierzący, że choroby biorą się z brudu i kontaktu z glebą, na co dowodem jest rzeczony doktor, któren w dwudziestoletniej karierze chirurga nigdy się niczym nie zaraził od chorego. Ich dzieci zaczynają dzień od kaszy jaglanej, która jest ponoć naturalnym antybiotykiem, lepszym od antybiotyków nienaturalnych, których nienawidzą, a które lekarze, do których nie chodzą, namiętnie przepisują im na infekcje wirusowe. Poddanie w wątpliwość leczenia antybiotykiem wirusa kwitują okrzykiem „Byś się zdziwił! Dają osłonowo!”. Po takiej ripoście odechciewa się pytać, w czym bakteriobójczość kaszy jaglanej jest lepsza od bakteriobójczości antybiotyku z apteki, czy właściwości bakteriobójcze kaszy jaglanej zostały potwierdzone badaniami klinicznymi, czy to aby na pewno dobra rzecz, że kasza jaglana takie właściwości posiada i czy w związku z tym nie należałoby jej podawać pod nadzorem lekarza.
W czasie jednej z dyskusji, w której jako argumentu użyto wieloletniego doświadczenia medycznego doktora R. (gdzie jesteś, Naczelny Sądzie Lekarski?), przez moment rozmowa zboczyła na temat doświadczenia innego lekarza, autora listu do Gazety Wyborczej. List ów opublikowano w Internecie w lipcu, a w papierowym wydaniu ukazał się chyba dopiero w drugiej połowie sierpnia. Mam nadzieję, że jakiś redaktor działu naukowego przez miesiąc leżał Rejtanem między boksami w newsroomie i nie pozwalał na druk. Może chciał się zrehabilitować za puszczenie kuriozalnego tekstu doktora Kokoszczyńskiego o homeopatii bez opatrzenia go komentarzem lub przynajmniej dużym czerwonym napisem „UWAGA, BZDET”?
List odbił się lekkim echem w Internetach — na różnych Blipach link pojawiał się z komentarzami w stylu „Nareszcie ktoś napisał prawdę”. Na stronie Wyborczej oceniło go ponad tysiąc osób (średnia ocena: 4,5/5), pod artykułem rozpętała się też słusznych rozmiarów dyskusja. List napisany jest z pasją i gniewem, a jego autor, Janusz Osadziński, chirurg pracujący na oddziale ratunkowym jednego z największych warszawskich szpitali, stawia w nim następującą tezę (podkreślenia moje, interpunkcja autora):
Z moich dwudziestoletnich obserwacji, popartych zresztą prowadzonymi przeze mnie statystykami, wynika prosta odpowiedź: oni zginęli nie tam gdzie stali policjanci, i zginęli nie z takich przyczyn, o jakich wszyscy opowiadają . I nie chodzi tu o tak banalny fakt, że policjanci stali na siedemdziesiątym kilometrze „gierkówki” a ktoś zginął na siedemdziesiątym piątym.
Chodzi o to, że w Polsce zdecydowana większość ludzi na drodze ginie w zupełnie innych okolicznościach niż wynika to z obrazu kreowanego przez media, policję i polityków.
Z moich statystyk wynika: małolat w czarnej beemce z ciemnymi szybami pod wpływem amfetaminy lub alkoholu trafia do szpitala (lub trafiają jego ofiary) raz na dwa miesiące. Motocyklista, który kogoś zabił, trafia się raz na pół roku. Natomiast, motocyklista, którego ktoś zabił lub próbował zabić, trafia do nas dwa razy w tygodniu.
A wiecie Państwo kto jest, też w moich statystykach, absolutnym numerem jeden jeśli chodzi o liczbę ofiar? Jest to pani lat 30-40, trzeźwa, w dobrym, służbowym samochodzie, przejeżdżająca pieszego na pasach. To się zdarza CODZIENNIE, i to kilka – kilkanaście razy dziennie. (…)
Proponuję Państwu redaktorom „Gazety Wyborczej”, zwykle bardzo rzetelnie przygotowującej materiały do publikacji: sprawdźcie ogólnopolskie statystyki we własnym zakresie. Ale krytycznie, nie na zasadzie, że patrol policji wpisał w rubryce przyczyna wypadku: szybkość, brawura itp. Po każdych wyborach publikujecie bardzo dokładne statystyki kto gdzie na kogo głosował, w podziale na kategorie wiekowe, materialne, miejsce zamieszkania, wykształcenie itd. Opublikujcie, proszę, podobne statystyki w odniesieniu do wypadków komunikacyjnych.
Jeśli najwięcej ludzi zabija 20-letni młodzieniec, to zakażmy wydawania mu prawa jazdy przed 25. rokiem życia. Ale jeśli okaże się, że najwięcej ludzi zostaje zabitych przez kierowców w wieku 30-60 lat, trzeźwych, którzy nigdy w życiu nie przekroczyli 120 km/h, prawo jazdy mają od co najmniej kilku lat (a tak właśnie jest !) — to mamy problem.
Sprawdzić statystyki? To się da zrobić! Tak się składa, że Komenda Główna Policji publikuje je, elegancko opracowane i w wygodnym formacie PDF. Ile zatem wypadków spowodowały w naszym kraju w 2008 r. panie w wieku 30-40 lat?
Kierujące pojazdami kobiety spowodowały 17,4% wypadków (str. 29 powyższego dokumentu). Osoby w wieku 30-39 lat — ok. 18% wypadków (str. 30; przy okazji pragnę wyrazić ogólny szacun dla grupy 38 kierowców-sprawców wypadków w wieku 0-6 lat). Jeśli przyjmiemy dla wygody, że kobiety popełniają podobną ilość wypadków niezależnie od wieku, wyjdzie nam, że owe drogowe morderczynie były sprawcami ok. trzech procent wypadków drogowych.
Pan doktor jest z Warszawy, może więc Warszawa jest specjalna? Trudno powiedzieć: nie udało mi się znaleźć statystyk warszawskich z uwzględnieniem podziału na płeć sprawcy. Z ogólnopolskiego dokumentu wynika jednak, że stolica nie wyróżnia się na tle reszty kraju, ani pod względem liczby wypadków, ani liczby ofiar. Istnieje oczywiście możliwość wystąpienia jakiejś niezwykłej anomalii, np. że jeśli kobieta powoduje wypadek, to jest to najechanie na pieszego. To 30% wypadków (str. 24), więc kobiety z ich 17-procentowym sprawstwem rozjeżdżałyby ledwie połowę ofiar. Można założyć, że w poprzednich latach kobiety powodowały więcej wypadków — to też da się sprawdzić! 1999: 11,8% wypadków, 6,7% ofiar śmiertelnych; 2000-2004: brak danych; 2005: 15,9% wypadków; 2006: 16,1%; 2007: 16,6%. Jest trend wzrostowy, obywatelu doktorze!
Można próbować jeszcze torturować te statystyki na wiele sposobów, zakładając na przykład, że kobiety jeżdżą tylko po terenie zabudowanym, że tylko osobówkami — ale cały czas nie zbliżymy się do potwierdzenia tezy pana doktora, że to one są głównymi sprawcami wypadków. Ze statystyk wynika, że obraz młodego faceta prującego po mieście jako najczęstszego sprawcy jest niedaleki od prawdy. Skąd zatem u pana doktora taki radykalny wniosek?
Moim zdaniem najbardziej prawdopodobna jest następująca diagnoza: pan doktor cierpi na przewlekły zespół efektu potwierdzania wywołany przez ostrą mizoginię. O efekcie potwierdzania pisałem już kiedyś, używając zresztą przykładu medycznego: jeśli pielęgniarka wierzy, że podczas pełni księżyca jest większy ruch na ostrym dyżurze, będzie zapamiętywać tylko te pełnie, w czasie których faktycznie na erce jest tłoczno, a nie odnotuje tych, w czasie których panuje spokój. Efekt potwierdzania odnotowałem u siebie podczas drogi powrotnej z gór. Jestem święcie przekonany, że wszyscy warszawiacy to piraci drogowi i szaleńcy, więc kiedy przez podwójną ciągłą i przejście dla pieszych wyprzedzał mnie samochód na stołecznych blachach, mruczałem pod nosem „Wiadomo, pan ode mnie z miasta”. Kiedy podobny manewr wykonywał np. ostrowianin świętokrzyski, nie mruczałem nic.
Pan doktor najwyraźniej ma ugruntowany pogląd na temat kobiet za kierownicą — i sądząc po reakcji na jego tekst, ten pogląd podziela wielu Polaków. Moi współbiesiadnicy wakacyjni kiwali głowami i opowiadali anegdotki, jak to baba ich gdzieś wiezła i mało brakowało, a skończyliby w rowie, albo jak inne babiszcze prawie ich przejechało. Jak widać, owe historyjki nawet nie są dowodami anegdotycznymi na tezę o kobietach-morderczyniach (bo mało brakowało, bo prawie), za to mówią to samo, co pan doktor: baby źle jeżdżą i nie uważają. Co było do udowodnienia. Tylko czemu Gazeta Wyborcza drukuje pokarm dla buców?
—
P.S. Blogokomentator Veln znalazł w sieci jeszcze trochę statystyk, z których wynika, że statystyczna kobieta-kierowca powoduje wypadki rzadziej niż statystyczny kierowca płci męskiej:
Dane Instytutu Transportu Samochodowego mówią, że kobiety powodują jeden wypadek na 6,7 mln przejechanych samochodem km, a mężczyźni raz na 4,7 mln km, czyli częściej. Według danych ITS 32 proc. dorosłych kobiet ma w Polsce prawo jazdy kategorii B, co stanowi 35 proc. kierowców aut osobowych.
P.P.S. Wydało się, że autor tekstu zapomniał wspomnieć o swoim hobby. Ta informacja miałaby zapewne wpływ na społeczny odbiór tekstu. Doktor Osadziński lubi sobie bowiem w czasie wolnym od pracy pojeździć na motorze.
First!!!1!
Pierwszy w dupę.
@Blipy:
Ha, jestem ze mnie dumny: http://blip.pl/s/14649396
Barts :
Przeczytałeś chociaż?
mrw :
Już dopisuję lineczkę.
bart :
Przeczytałeś chociaż?
Pewnie, że nie. Dodał jak byłem na pierwszym akapicie, a wlazłem z blipa.
mrw :
Ale na blipie dałem z opóźnieniem. Mógł przeczytać.
WSZEDŁEM! NIE WESZŁEŚ! WSZEDŁEM!
To fakt, mógł. Przepraszam Ciebie i Twoją żonę.
Z tego doktora, to kuriozalny pojeb. Dlaczego gazeta i w papierze i w necie to serwuje? WO snuje jakąś teorię o tandecie w necie, w ostatniej notce (gdzie porównuje ruch na anglojęzycznych stronach ze stronami w języku bolandzkim, co jest zabawne!), ale to trochę za mało żeby usprawiedliwiać puszczanie bredni.
Ja rozumiem jakieś “majtki Dody” dla wzmożenia kliknięć. Dlaczego gazeta puszcza banialuki tego typu, ni chuchu nie wiem. Te warszawskie rejestracje w Poznaniu ostatnio, ten kretyn z tej notki i ten pokurcz umysłowy od homeo. Może WO, dzięki insider’s view, coś napisze?
Przecież można zamiast tego jakieś dupy, cycki i chuje wstawić i klików będzie też sporo a kac mniejszy.
Pan doktor ma mocno niereprezentatywną próbkę, wiadomo (duże miasto i trafiają do niego tylko ofiary które nie zeszły na miejscu), ale policyjne statystyki jeżeli chodzi o przyczyny i sprawców wypadków są mocno podejrzane z uwagi na policyjne uniwersalne “niedostosowanie prędkości do warunków drogowych”, które pozwala na zrobienie z wymuszenia pierwszeństwa przez kierowcę A zrobić wypadek z winy kierowcy A (“wymuszenie pierwszeństwa”) oraz kierowcy B (“niedostosowanie prędkości do warunków drogowych”). Jedziesz 70 km/h na godzinę w mieście? Jak ktoś wyjedzie z podporządkowanej możesz i tak zostać współwinny z uwagi na “niedostosowanie prędkości do warunków drogowych”. Czytałem dość dokładne badanie wypadków motocyklowych w UE, we Francji, Niemczech, Holandii, Hiszpanii i Włoszech i tam nadmierna prędkość przyczyniła się bezpośrednio do wypadku w 8% wypadków. A u nas jest przyczyną numer jeden. Wyjaśnienie, że w Polsce wszyscy namiętnie speedują a Hiszpanie, Włosi czy Francuzi jeżdżą grzecznie zgodnie z ograniczeniami jakoś mnie nie przekonuje. Jakby badanie było przeprowadzane tylko w Niemczech to może bym jeszcze uwierzył.
kabotyna :
Lokalne gazety są chujowate z definicji.
mrw :
To szło na głównej a nie na lokales. Sam blipnąłeś.
Leslie :
Ale ty o powodach, a ja o sprawcach.
W mieście dozwolona prędkość to zazwyczaj 50 km/h. Jadąc 70 km/h, jesteś winny, bo łamiesz przepisy.
Ale ty o powodach, a ja o sprawcach.
A najważniejsze…
Leslie :
Czyli co, twierdzisz, że w dużym mieście wypadki z pieszymi nie ginącymi na miejscu powodują głównie kobiety? Bo clou notki jest takie, że niezależnie od próbki, pan doktor głupstwa wygaduje. Chyba, że mieszka w Seksmisji.
kabotyna :
To szło na głównej a nie na lokales. Sam blipnąłeś.
Na głównej *portalu*, wyciągnięte z lokalnej poznańskiej.
kabotyna :
IMO istnieje bardzo szeroki target ludzi pragnących przeczytać to co już wiedzą, żeby mogli sobie potem pohukiwać “zawsze tak sensownie mówiłem/łam, a teraz widzicie jak sensownie pan doktor potwierdza to co ja zawsze twierdziłem/łam sensownie?”. Dostają mentalnego wzwodu od tego, że ogarniają, choćby ogarniali nieczyszczoną dawno kuwetę. Na takiej ludzkiej potrzebie Lepper dojechał aż do wicepremiera.
Gah, no przecież dołożyłem jedynkę między wykrzyknikami, oczywiście że nie czytałem. Weak attempt at humour is weak, więcej nie będę. Notka w porządku, teraz czekam w jaką dziwną stronę popłyną komcie.
Leslie :
Hę? A poza przekonaniem masz jakąś wiedzę na ten temat? Bo ja sporą. Anegdotyczną, ale wystarcza mi żeby z dużym luzem kupić takie statystyki.
Zresztą porównaj sobie statystyki śmiertelności w Bolandzie z Francją i Włochami. Różnice są zbyt duże. Przy czym Włochy, choć śmiertelność mają sporą na tle innych, to przy olbrzymim natężeniu ruchu na drogach po jakich nie są zwyczajne jeździć miliony Holendrów, Niemców i innych turystów, i tak całkiem nieźle wypadają.
Barts :
Nie, no rozumiem, że pierwszy z dwóch tysięcy to jest coś :)
@GW drukująca bzdury:
Zwracam ponownie uwagę na czas, który upłynął między publikacją w sieci a publikacją w druku. Mam nadzieję, że ten odstęp to efekt burzliwych dyskusji – “no ale Stefan, tysiąc ludzi klikło w gwiazdki pod tekstem, znaczy temat nośny”. Zdradzę wam jeszcze, że pewien Publicysta Prawicowy prywatnie domniemywa, że ów list redakcja napisała sobie sama, żeby zwiększyć czytelnictwo :)
mrw :
No przecież wiem. To mniej durne się zrobiło przez to?
kabotyna :
Ja tylko mówiłem, dlaczego tekst z Poznania jest chujowy.
bart :
Niektórzy szybko czytają, np. Woody Allen Wojnę i pokój
Jeśli chodzi o GW, to pomimo, że ciągle uważam, że jest najlepszym w tym momencie dziennikiem w kraju, to niestety ostatnio zniża loty, a to co wyprawia w swoich serwisach internetowych już dawno zeszył niekiedy do poziomu faktu, wystarczy zobaczyć jaki jest dobór newsów na gazeta.pl. W zakładce wiadomości na liście wiadomości zaraz obok “istotnych wiadomości” jakieś pierdoły o chłopcu płaczącym krwią, kliknięcie przekierowuje do serwisu deser.pl – jak bym chaił sobie poczytać deser.pl, to nie otwierałbym gazety.
inz.mruwnica :
Pełna zgoda. Tylko czy z utrwalania stereotypu poprzez podpieranie go jakimś prof/dr/inż da się wykrzesać więcej klików niż z cyców albo odkrycia trójgłowego cielaka? Nie wiem. Tak gdybam.
Cyce i cielaki, jak mi się wydaje, zostawiają mniejsze ślady w mentalności czytelnika “poważnego dziennika” (homeopojeb był w papierowej i ten miszcz też!).
bart :
Nie, twierdzę że w dużym mieście kobiety powodują zapewne więcej wypadków niż wynika to ze statystyk policyjnych. I że narzekanie że młodzi, nieodpowiedzialni speedujący gówniarze to samo zło i główna przyczyna wypadków to jedno, a warto żeby ktoś też ponarzekał że dużo starych pryków i ślepych bab powoduje wypadki nie patrząc, gdzie jadą. Jakoś nigdy nie miałem w mieście sytuacji że o mały włos nie zabiłby mnie speedujący młodzieniec, a wyjeżdżające na ślepo z podporządkowanej kobiety dwa razy usiłowały mnie skasować w jednym roku.
Statystyki policyjne zupełnie nie dają narzędzia do oceny, jaki procent osób powodujących wypadki w mieście z udziałem pieszych to kobiety.
mrw :
No to obwieśne jest. Skala jego chujowości jest też lokalna w porównaniu z chujowością miszczów doktorów z drukowanej ogólnopolskiej. Skala rażenia takoż.
Brocha, twój komć jest żenujący.
Leslie :
Na jakiej podstawie tak twierdzisz?
Jak można sprawdzić “ogólnopolskie statystyki we własnym zakresie. Ale krytycznie”? przecież jedyne statystyki, jakie są dostępne, to te policyjne o słabej rozdzielczości. Da się im tę rozdzielczość podkręcić a następnie ew. odkłamać?
Leslie :
Jakoś nigdy nie miałem w mieście sytuacji że o mały włos nie zabiłaby mnie kobieta, a wyjeżdżający na ślepo z podporządkowanej speedujący młodzieniec czterdzieści cztery razy usiłował mnie skasować w jednym roku.
Droga Think Tanku!
Jak mam z tym żyć?
urbane.abuse :
Moim zdaniem, z tymi statystykami to pan doktor blefuje. On wcale nie chce, żebyś je sprawdzał:
No to sprawdzasz i mówisz: przykro mi, doktorze, tak nie jest. A on ci na to: nie sprawdziłeś dość krytycznie!
kabotyna :
Nie pomogę ci. Mnie najczęściej próbują rozjechać dziadki na motorowerach. Sześć razy dziennie, osiem w weekendy.
brocha :
I właśnie dlatego portal jest tak robiony – żebyś sobie poczytał deser.
Przecież tak naprawdę Ty chciałbyś poczytać deser.pl, tylko o tym jeszcze nie wiesz.
bart :
Mają wąskie, za krótkie spodnie od garniaka i szelki. Znam ich z Caserta. To gońcy Camorry.
brocha :
Łot??? No przecież jeśli jesteś klikającym w link o “płaczącym krwią”, to znaczy że pomysł wypalił rewelacyjnie! O tym właśnie pisałem, dopytując po co wpychać kit o homeo oraz doktora-statystyka-amatora, skoro czytelnik portalu, co to deser mu nie w smak, klika jak łoś w “krwistego płaczka”.
A jeśli nie kliknąłeś, to skąd wiesz gdzie prowadzi? Podglądasz adresy na beleczce przed każdym klikiem? Nie wierzę.
bart :
Dane anegdotyczne ze środowiska znajomych plus artykuł. ;-) Może napisz do jego autora i poproś o te jego statystyki, tak z ciekawości? Widzisz, obalanie tezy “statystyki policyjne nie oddają prawdy, bo policja wpisuje ‘niedostosowanie prędkości’ zazwyczaj jako przyczyna wypadku” przez cytowanie tychże policyjnych statystyk jest IMO trochę nie na miejscu.
BTW, czemu w odpowiedzi na zdanie “Ale jeśli okaże się, że najwięcej ludzi zostaje zabitych przez kierowców w wieku 30-60 lat” podajesz że osoby w wieku 30-39 lat powodują 18% wypadków? No owszem, ale jak dodamy do tego osoby w wieku 40-49 i 50-59 to mamy już nagle więcej sprawców niż grupy “20-29” i “18-19” dodane do siebie a liczba ofiar śmiertelnych jest prawie taka sama.
IMO przydało by się porządne badanie wypadków na polskich drogach i ich przyczyn, podobne do MAIDS. Niestety, nigdzie niczego w tym stylu nie znalazłem, jedynie policyjne statystyki z “niedostosowaniem prędkości do warunków drogowych”.
Tak że nadal twierdzę, że artykuł jest sensowny. Owszem, również podejrzewam że to, że pan doktor jedzie po paniach w wieku 30-40 lat za mizoginizm poparty efektem potwierdzenia, ale to, że artykuły o “szalejących motocyklistach” mnożące się latem w mediach są bez sensu i to, że “głównymi przyczynami są: bezmyślność, skrajna głupota, kretynizm, debilstwo, idiotyzm i durnota kierujących samochodami osobowymi” to akurat całkowicie się pokrywa z moimi obserwacjami.
kabotyna :
Ja bardzo często. Nie raz uchroniło mnie to przed kliknięciem w szoksajt w miejscu publicznym.
eli.wurman :
No si si. Tylko, że szoksajt na głównej portalu gazeta, to jednak coś nieczęstego.
Leslie :
Aha, to w takim razie twoje twierdzenie nie jest nic warte.
Ale ja nie obalam takiej tezy. Ja obalam tezę, że głównym sprawcą wypadków jest trzydziestoparoletnia kobieta.
Właśnie udowodniłeś, że grupa wiekowa od 30 do 60 lat, licząca 16 milionów osób, jest odpowiedzialna za mniej więcej tyle samo wypadków i ofiar śmiertelnych, co licząca dwa razy mniej osób grupa wiekowa 18-30 lat.
Leslie :
Ja na przykład o wiele bardziej skłonny jestem argument, że głównymi przyczynami wypadków drogowych jest “niedostosowanie prędkości” niż, że wszystkiemu winne są “głupota, kretynizm i debilstwo”. To dość nieprecyzjny argument (+ święte oburzenie, + mizogynia).
Inna sprawa, że to całkiem naturalne, że w mieście – gdzie samochody często nie mają nawet warunków do rozwinięcia zawrotnych prędkości – giną głównie piesi. Inaczej pewnie statystyki wyglądają np. dla dróg wojewódzkich, gdzie rozbijają się młodzi imprezowicze i rajdowcy.
erm.land :
Widziałeś kiedyś miasto? Wystarczy 200m w miarę równej prostej drogi.
bart :
Eeee, jednak na wielopasmowych jest 70 (Wawa, KRK, Katowice, Wrocław…)
urbane.abuse :
Słowo-klucz: zazwyczaj.
bart :
tu słowa-klucza nie ma…?
urbane.abuse :
Ale jest zdanie wcześniej!
Zresztą może spytajmy kolegi Lesliego, czy chodziło mu o lekkie przeginanie z ograniczeniem, czy o specdrogi, gdzie można pruć siedemdziesiątką.
Leslie :
Leslie? Przyznaj się: masz jakąś japońską szlifierkę na weekendy a na aucie którym jeździsz do roboty przykleiłeś takie żółte coś z głupkowatym tekstem.
Zabawne jest to, że Ci sami kolesie co żółtą nalepeczkę mają na autku, to na swych motocyklach przyklejają to.
urbane.abuse :
Wydaję mi się, że miasta są przede wszystkim domeną stłuczek i potrąceń pieszych, z relatywnie niewielkim odsetkiem śmierci czy poważnych obrażeń wśród kierujących. Rzecz jasna, nie mam żadnych statystyk, ale wydaję mi się, że pan doktor może i ma jakąś intuicję, ale możliwość sformułowania jakiegoś sensownego wniosku utrudniają mu uprzedzenia. Gdyby nie “debilizm”, to rzeczywiście życie mogłoby być piękniejsze, ja bym się zapytał, o jaki debilizm konkretnie doktorowi chodzi – “o nieznajomość przepisów? o wymuszanie pierszeństwa? o brak wystarczających umiejętności kierowania pojazdem?”. Doktorowi chodzi chyba o to wszystko na raz + “i to, że jeżdżą kobiety”.
Wypadki na trasie to większa prędkość, więcej metrów do rozpędzenia się i zwykle – gdy już dojdzie do tragedii – więcej ofiar śmiertelnych na raz.
kabotyna :
Doda, cielak i krwisty płaczek generują takie lujowe kliki bezpośrednie po wstawieniu w zasięg urządzenia mysz-oko; takie teksty jak doktora mają szansę po przemieleniu się przez wykop.pl zrobić kilkudniowy hype. Temat takich artykułów określony jest więc przez demografię środowisk, które taki hype potrafią zrobić (IMO podobnie (świadomie?) działa tu RAZ).
Ludzie starzejcie się szybciej, bo już niedługo w internetach będzie można przeczytać tylko o tym, że brzydkie studentki z politechniki podczas sesji egzaminacyjnej rozbiły samochód pijąc wódkę za którą zapłaciły nielegalnymi kompaktami z Linuksem.
erm.land :
W statystykach istnieje podział na tereny zabudowane i niezabudowane, ale to żaden podział.
kabotyna :
Japońską tak, szlifierkę nie, weekendy nie, nie mam auta w ogóle. :-)
erm.land :
Ale to w mieście a nie gdzieś w Pierdziszewie jajakopieszy uciekałem przed samochodami jadącymi min. 90kmh. Wystarczy, jak wspominałem już, 200m prostej drogi. I zwykle jakiś gówniarz w starym golfie czy becie.
bart :
Chodzi mi o jeżdżenie tak, żeby inne samochody nie trąbiły, nie wyprzedzały i nie stwarzały zagrożenia dla osoby jadącej zgodnie z przepisami. Jazda w mieście 50 km/h jest możliwa jak się siedzi w samochodzie i jest bezpiecznie osłoniętym blachą, na jednośladzie jest trochę niebezpieczniejsza. W Polsce jakoś nikt nie jeździ zgodnie z ograniczeniami prędkości, w związku z tym “niedostosowanie prędkości” jest bardzo uniwersalne.
Pokażcie mi kogoś, kto twierdzi, że jeździ w Polsce zawsze zgodnie z ograniczeniami a pokażę wam kłamcę. :-)
Leslie :
Ah so! Japoński Anioł Piekieł. ;-)
inz.mruwnica :
Alzheimer wybawieniem?
inz.mruwnica :
Moim zdaniem w tym przypadku mizogynia jest kluczowa, bo to, że “kobiety nie umieją jeździć” jest jednym z bardziej rozpowszechnionych memów.
erm.land :
Raczej jest częścią większej całości, czyli uprzedzeń i dyskryminacji kobiet.
Leslie :
Men, a umiesz odpowiedzieć na proste pytanie?
urbane.abuse :
Nie, nie, nie! Zwykle Subaru WRX z wielką pierdzirurą, jeśli chodzi o pojazdy bez “przeróbek”. Jak są czarne wory od śmieci przyklejone do szyb i jakieś doszpachlowane badziewie do pojazdu, to marka i wiek już nie ma znaczenia. Każdy wtedy groźny! ;-)
kabotyna :
Jasne, to był skrót taki, parę nowych porszaków dających czadu też widziałem (choć większość 911 jeździ u mnie po mieście spokojnie!), ale pojebanie dotyczy przecież głowy, a nie silnika.
BTW, te statystyki KGP to są spostrzeżenia policjantów [i]in situ[/i], czy może statystyka z uwzględnieniem wyroków sądowych? Wychodzi, że trzeba więcej biasu dorzucić – jak się rozkłada w sprawach o wypadki drogowe skazywalność.
Jako mieszkaniec DC (pozdrawiam sąsiadów) muszę przyznać, że bardzo rzadko stykam się z zagrożeniem ze strony pędzących z przyświetlną aut – natomiast mnóstwo trafia się takich, które jadą może i nie za szybko, ale bez większego szacunku dla świata przedstawionego. Chodzi choćby o kolesi, którzy jadąc te swoje 60-70 i widząc z daleka zestaw pieszy+pasy decydują się jednak nie molestować hebli.
kabotyna :
Nie, choppery są dobre dla podtatusiałych 40-latków z kryzysem wieku średniego. Ja mam normalny motocykl do jeżdżenia po mieście. Niestety, w Polsce motocykle są kojarzone ze szlifierkami i aniołami piekieł, a nie tak jak w normalnych krajach ze środkiem komunikacji. Co biorąc pod uwagę sytuację na polskich drogach nie jest dziwne, u nas na motocyklu naprawdę łatwo zginąć. Co nie przeszkadza w wymyślaniu pomysłów typu “za wykroczenia drogowe motocyklistów do pierdla”.
bart :
No przecież odpowiedział. Wszyscy ignorują ograniczenie prędkości, ale to dobrze, bo wszyscy je i tak ignorują.
Leslie :
Ach, znaczy skuter?
Benzodiazepiny :
To są statystyki policyjne, nie sądowe.
urbane.abuse :
To dość typowe. Ktoś kto ma nową 911, a tym bardziej jakieś Lambo albo Ferrari, nie musi stroić auta lampionikami diodowymi ani pierdzieć i piszczeć oponami na każdych światłach, żeby się dowartościować.
Z drugiej strony, u mnie na wsi, pojawiło się sporo 911tek z przełomu lat 80-90 i niestety dołączyli do pierdziworów. Całe szczęście one zazwyczaj mają nie tak dawno zrobiony prawdziwy przegląd techniczny i na razie pewnie są w stanie zatrzymać się normalnie, tak jak 911. Jak się zaczną sypać części eksploatacyjne, to pewnie Pan Kaziu wymyśli jakieś klocki hamulcowe z gipsu i tarcze z bębna od starej pralki. W ramach oszczędności. A przegląd przecież się i tak w Bolandzie “załatwia”, co mnie wkurwia nie mniej niż chujowe drogi.
Hipotetycznie patrząc więc, co sobie zanotuje policjant na miejscu, osaczony przez rozpłakaną do cna 30letnią kobietę, w której samochód wbił się (i został w) motocyklista.
czescjacek :
Kurna! Byłeś szybszy! Chciałem zapytać czy Vespa, ale to nie japoniec. ;-)
Ja mam motor. Naked. Nie próbuję jednak nikomu mydlić oczu, że to podstawowy środek komunikacji. Takim, poza nielicznymi wyjątkami (Kuba? Czarnogóra?), nigdzie na świecie on nie jest. A zwłaszcza w Polsce. Motor ma się dla funu przecież. A do miasta skuter pod każdym względem jest lepszy.
Tak off-topicznie to właśnie dzwoniło moje dziecko (IV klasa podstawówki) ze skargą. Pani w bibliotece publicznej nie chciała mu wypożyczyć Pratchetta.
-Bo to książka z czwartego poziomu i musisz mieć czternaście lat.
Qrcze, dzieciak pomyka w “Rome Total War”, Warcrafta, czyta fantasy, właśnie sobie skończył “Straż, Straż” a tu taki afront.
Jak zdążę po robocie, to zrobię im jesień średniowiecza.
Benzodiazepiny :
Mój znajomy policjant w takich przypadkach głośno śmieje się z biedaczynki. A obok przejeżdża dziadek na motorowerze i wypatruje Barta.
kabotyna :
No widzisz, a ja mam nakeda i to mój podstawowy i jedyny środek komunikacji. Jeżdżę cały rok, z wyjątkiem tych paru dni kiedy na drodze leży błoto śniegowe, wtedy się poruszam komunikacją miejską. A te “nieliczne wyjątki” na świecie to w Unii Europejskiej na przykład Londyn, Paryż, Rzym… tam motocykle są całkowicie normalnym środkiem komunikacji i wiele osób jeździ cały rok.
Skuter ma malutkie kółka i kiepskie zawieszenie, na polskich drogach jeździ się nim wyjątkowo nieprzyjemnie. I tak po pewnym czasie doszedłem do wniosku, że zamiast nakeda trzeba sobie było enduro kupić.
Leslie :
Ale przecież to do miasta.
@bart
A brałeś pod uwagę możliwość że do gościa trafiają przypadki tylko z relatywnego centrum Warszawy? Tam gdzie zabudowa etc. jest bardzo miejska – dużo przejść, pieszych itp. ?
Z drugiej strony statystyki są AFAIK dla całej aglomeracji, więc łapią się na nie tereny typu “kawał lasu z drogą gdzieś pod warszawą”.
Nie wiem czy najczęściej przejeżdżają kobiety czy mężczyźni, ale jako mieszkający i pracujący całe życie w okolicach ścisłego centrum Wawy mam poczucie że coś jest na rzeczy z tymi rozjeżdżanymi pieszymi. Oczywiście moja intuicja nie jest tutaj wiele warta, bo może to skutek mojego uprzedzenia wobec kierowców.
Zaś co do statystyk, to z “niedostosowaniem prędkości do warunków” jest taki problem, że ono mało mówi, w Warszawie jakoś specjalnie chyba nikt nie jeździ te 50 (poza WO zapewne), więc jak się coś stanie to jest uniwersalne wyjaśnienie – a to że przy okazji mogło zajść jeszcze coś innego co przyczyniło się do wypadku, to już może się do statystyk nie załapać.
Ja tylko wpadnę podziękować za link do statystyk – fascynująca lektura!
Ładne i działa na wyobraźnię (“to my jesteśmy ofiarami!”), ale ciężko jest mi wyobrazić sobie, jak i na podstawie jakich kryteriów pan doktor jest w stanie odróżnić te dwie sytuacje, nie mówiąc już o wartościowaniu.
Zawsze uważałem, że jak się porównuje wielkości bezwzględne, to można dojść do ciekawych wniosków. Wbrew powszechnym opiniom, statystyka nie polega na gromadzeniu cyferek.
czescjacek :
W którym miejscu “miasto” nie liczy się na “polskie drogi”? Polecam np. Marsa za Ostrobramską w kierunku Rembertowa, czy Hynka przy dojeżdżaniu do Al. Jerozolimskich od strony Ursynowa, trudno znaleźć przykłady bardziej fatalnego, rozjeżdżonego ciężarówkami asfaltu. Nie mówiąc już np. o kostce brukowej przy dojeżdżaniu do rynku od strony budynku sądów itd.
czescjacek :
Czy to jest jakieś trollerskie zanęcanie, czy też w Wawie nie bywasz?
Leslie :
Akurat na tym jestem: (wszystkie) wypadki z winy kierowców: 38318, z winy pieszych: 6215, ***współwinni: 784***, inne przyczyny: 3737.
Policja nienawidzi kierowców!:(
Z. :
OK, powtarzam pytanie, które kierowałem do Lesliego:
Tak jak napisałem, dopuszczam istnienie jakiejś mega-anomalii. Jest ono jednak moim zdaniem bardzo mało prawdopodobne. Jeśli kobiety powodują mniej niż co piąty wypadek, jakie niesamowite okoliczności musiałyby zajść, żeby w jakichś warunkach stanowiły one większość sprawców?
Te 17,4% wypadków spowodowanych przez kobiety (i 18% przez trzydziestolatków) to oczywiście wszystkie rodzaje wypadków. Czy jest jakakolwiek racjonalna przesłanka skłaniająca do twierdzenia, że kobiety częściej najeżdżają na pieszych niż powodują inne wypadki? Jak bardzo wpłynie na wynik? Czy policjant przyjeżdżający do wypadku, w którym zginął pieszy, jest skłonny dać się ugiąć łzom trzydziestoparoletniej pańci? Jak bardzo może to wpłynąć na wynik?
Przypominam najważniejszy, najgłośniejszy akapit tekstu pana doktora:
Płeć sprawców wypadków:
78,1% mężczyźni
17,4% kobiety
4,5% brak danych
Kobiety nie umieją jeździć!:(
Ale żeby być uczciwym – istnieje jakaś statystyka ile wśród kierowców mężczyzn a ile kobiet?
radkowiecki :
W Wawie mieszkam, a trolluję, bo mnie wkurwiają motocykliści robiący huk, więc sobie chociaż Krzywdzącym Uogólnieniem próbuję zrekompensować.
Veln :
Czekaj, nie ogarniam, jaki to by miało wpływ na dane?
Leslie :
Mam pecha. U mnie to nie jest parę dni. Podobno klimat się zmienia, ale nie wiedziałem że to tak daleko już zaszło w niektórych rejonach Polski.
Leslie :
O, rly?
To teraz mamy takie państwa jak Londyn, Paryż i Rzym? Pomijając to, to chcesz powiedzieć, że w tych miastach-państwach większość osób używa jako podstawowego środka komunikacji motocykli?
Człowiek się całe życie uczy. Byłem przekonany, że komunikacja zbiorowa tam żondzi. Choć faktem jest, przyznaję, że jak mieszkałem w Rzymie to całkiem sporo osób używało skuterów mimo nawierzchni gorszych niż u mnie na wsi. Może to przez to, że u mnie błoto, śniegi i deszcze wciąż częściej są niż w Rzymie, w którym to komunikacja zbiorowa nieco kuleje czasem.
Leslie :
Eee tam. Trzeba było od razu quada z jakimś taranem na pieszych i po chodnikach zasuwać.
radkowiecki :
No ale skoro w państwie Rzym, tak wielka grupa może skutecznie (i nad wyraz hałaśliwie) poruszać się po tamtejszych ulicach, to dlaczego nie w Wawie? Przysyłają nam do Bolandy gorsze skutery?
bart :
A czy ja coś pisałem o kobietach? Ja tylko pytałem czy brałeś pod uwagę to że gość ma wypadki z innego terenu niż cała aglomeracja.
Ja bym raczej był skłonny wierzyć że doktor nie zniekształca co do kategorii wiekowej i społecznej (średni wiek, służbowy wóz), a tylko co do płci. Ale tutaj z kolei mogą grać moje uprzedzenia, bo głównie na takie samochody muszę uważać przechodząc kilka razy dziennie przez dość ruchliwe skrzyżowania – z drugiej strony ze statystyk nic poza wiekiem nie wyciągniesz.
Z.
bart :
Chodzi mi o coś takiego, żeby wiedzieć ile kobiet powoduje wypadki na 100 tysięcy kierujących kobiet i ile mężczyzn na 100 tysięcy kierujących mężczyzn. I wtedy porównać. Bo tak to ktoś może powiedzieć, że kierujących kobiet jest dajmy na to jakieś 9%, a powodują prawie 18% wypadków, więc proszę, statystyczna kobieta powoduje wypadek dwa razy częściej niż mężczyzna.
Choć MSZ pewnie wyjdzie, że to mężczyźni je częściej powodują.
bart :
No chyba ma. Ale może coś mi się coś wydaje.
kabotyna :
Ja rozumiem: ktoś jest pozbawiony instynktu samozachowawczego to wsiada na skuter i jeździ po Wawie. Ale nie róbmy z tego czegoś “fajnego”. Auch: tiry na tory kolejowe, motocykliści na tory wyścigowe.
eli.wurman :
To uważasz że na 100-konnym naked jest to rozsądniejsze? Hm. Może. Ja staram się unikać miasta na moturze, to nie wiem.
eli.wurman :
Zasadniczo tak. Ja dla motorów zostawiłbym jeszcze wszystkie przełęcze alpejskie.
@Kierowcy wg płci
Ok, znalazłem jakieś statystyki, jakby to kogoś interesowało:
http://www.auto-swiat.pl/wydania,Bezpieczenstwo-nie-ma-plci,12135,1.html
“Dane Instytutu Transportu Samochodowego mówią, że kobiety powodują jeden wypadek na 6,7 mln przejechanych samochodem km, a mężczyźni raz na 4,7 mln km, czyli częściej. Według danych ITS 32 proc. dorosłych kobiet ma w Polsce prawo jazdy kategorii B, co stanowi 35 proc. kierowców aut osobowych.”
Czyli mem “baba za kierownicą” to projekcja.
kabotyna :
Zaraz, to znaczy co, uważasz że istnieje jeden “podstawowy środek komunikacji” i jest to to, czego używa najwięcej osób? No to kurde, o co ta cała dyskusja? Heżeli ani motocykl, ani samochód nie są podstawowym środkiem komunikacji tylko fanaberią dla rozrywki, to należy postulować wyrzucenie ich na tory wyścigowe. A jak ktoś potrzebuje koniecznie jeździć samochodami (taksówkarze, kierowcy ciężarówek dostawczych etc.) to niech ma co roku testy psychomotoryczne, minimum 100 godzin na symulatorze żeby dostać prawo jazdy i potem co roku obowiązkowe 25 godzin na symulatorze.
W moim świecie istnieje wiele różnych środków komunikacji – autobusy, metro, tramwaje, samochody, motocykle, rowery. I miło by było, jakby w Polsce przyjęły się zwyczaje z cywilizowanego świata, gdzie jednoślady są pełnoprawnymi uczestnikami ruchu a ludzie na nich jeżdża bo chcą gdzieś dojechać. A nie że motocykl się kupuje na weekendy dla funu, a potem niedzielny motocyklista rozwala się na samochodzie, który się go nie spodziewał i wyjechał z podporządkowanej albo skręcił w lewo na skrzyżowaniu nie upewniając się, że ma wolne. (Znaczy, upewniał się, tylko jego percepcja rejestruje tylko samochody)
Z. :
Cytuję pana doktora:
@ Veln:
Dzięki! Mi się nie udało. Tak czy owak, jeśli kobiety powodują 17,4% wypadków, powodowałyby ich proporcjonalnie tyle samo co mężczyźni, gdyby stanowiły 17,4% kierowców. A to się już wydawało mało prawdopodobne.
Leslie :
Leslie :
Najwyraźniej dla Ciebie taki istnieje. Napisałem, że w tych miastach (choć wcześniej pisałeś o całych państwach) które wymieniłeś, grupa osób dla których motocykl jest podstawowym (a tym bardziej jedynym, jak w twoim przypadku) jest zdecydowaną mniejszością użytkowników środków komunikacji w ogólności.
Leslie :
Gdzie to przeczytałeś? Ja uważam, że jak ktoś ma 100-konnego nakeda, to ma głównie dla funu/lansu i niech mi nie pierdoli że w Bolandzie to wybór wynikający z wielkiej praktyczności przemieszczania się po drogach i ulicach tego kraju.
Leslie :
Gdyby nie to że pewnie taki papier, jak wszytko w tutaj, można by “załatwić” za stówkę, to jestem za. Zwłaszcza w stosunku do zawodowych kierowców.
Leslie :
W takiej sytuacji jak opisujesz, żaden pojazd nie powinien się znaleźć po lewej stronie skręcającego. Bo niby jak zgodnie z przepisami? To, że niedouczeni motocykliści nagminnie przepisy łamią i wyprzedzają na jednym pasie ruchu z wyprzedzanym, to wyłącznie ich wina.
brocha :
Gazeta.pl to jest portal taki sam jak wszystkie inne onety czy wirtualne polski. Związek z “Wyborczą” ma taki sam jak “Poradnik domowy”, czyli wspólnego właściciela, a co za tym idzie – możliwość zasysania kontentu. Ale redagują to zupełnie inni ludzie, w większości mało nam znani. Jeśli nie lubisz portalowej sieczki, unikaj portali.
kabotyna :
Na szczęście nie muszę chodzić na zebrania, na których zapadają takie decyzje – przypuszczam, że zadecydowały argumenty typu “skoro przedtem daliśmy bardzo ostry tekst przeciw, to dajmy się drugiej stronie wypowiedzieć”. Z tej serii się przecież ukazał parę lat temu obłąkańczo homofobiczny tekst jakiegoś księdza.
Ja tam wolę kobiety za kierownicą, zdecydowanie.
Z tych statystyk wynika, że jeżdżą bezpieczniej, a gdy taką widzimy w samochodzie, to zachowujemy, powodowani stereotypem, wzmożoną czujność.
Ciekawe swoją drogą, jak ten stereotyp “baby za kółkiem” wpływa na liczbę wypadków (na zasadzie skojarzenia przez faceta-kierowcę: “baba za kółkiem – ciekawe co ona zaraz mi tu odpierdoli? – ha! wiedziałem! zwolniła przed pasami”)?
kabotyna :
Ja napisałem że na Zachodzie motocykle, skutery etc. to normalne środki komunikacji, a nie lansiarskie hobby. To Ty wyjechałeś z “nie wciskaniem kitu że to podstawowy środek komunikacji”. :-) Anyway, oczywiście że jednoślady są mniejszością użytkowników środków komunikacji w ogólności, tylko istnieje różnica między drogami gdzie na 1 motocykl przypada 5 samochodów a drogami gdzie na 1 motocykl (wyjeżdżający zwykle w niedzielę przy ładnej pogodzie) przypada 50 samochodów.
Niech zgadnę, Twój naked ma 100 koni? Ja tam uważam że dostęp do takich motocykli powinien być reglamentowany, tak jak na Zachodzie (na szczęście pracują nad taką ustawą). I egzaminy powinny być ostrzejsze, żeby nie przepuszczać na ulice niedouczonych kierowców, takich jak Ty.
Ja mam 50-konną Hondę NTV (a planuję przesiąść się na 30-konne Suzuki DR350) i wprawdzie uważam, że motocykle to ogólnie straszny fun, ale oprócz tego są bardzo praktyczne na miasto – jakbym miał teraz zacząć jeździć samochodem po Warszawie to bym się chyba pociął. W trasę to samochód jest dużo lepszy, ale na miasto jednoślady rządzą.
Po pierwsze, klasyczny przypadek wymuszenia przy lewoskręcie na skrzyżowaniu wygląda tak: z jednej strony jedzie prosto motocykl, z naprzeciwka jedzie samochód, po czym kierowca samochodu stwierdza, że skręci sobie w lewo. Widzi, że przecież już nie jedzie żaden samochód, rusza, i w jego prawych drzwiach montuje się rzeźba z motocykla czy skutera. (Mam znajomego któremu tak skuter skasował jakiś skodziarz) Więc skąd pomysł o kimś znajdującym się z lewej strony?
Po drugie, polecam douczenie się z przepisów ruchu drogowego. Jaki przepis zabrania znajdowania się na jednym pasie ruchu z wyprzedzanym? To Ty jesteś ewidentnie niedouczony. Osoby mieszkające w szklanych garażach nie powinny rzucać samochodami. :-)
http://serwisy.gazeta.pl/motocykle/1,59445,5614551,WSZYSCY_SIE_ZMIESCIMY.html
Muszę przyznać, że mnie akurat artykuł trochę zmylił. Nie żeby pan doktor miał rację, bo dowód anegdotyczny, ale o ile pamiętam komentarza nigdzie nie było, więc pomyślałem, że może jednak coś jest na rzeczy. Może te kobiety są jednak trochę niedoszacowane. Dzięki za notkę.
erm.land :
Obserwuję z niejakim przerażeniem, że to się zaczyna pokrywać (młodość i mizoginia). Patriarchat nam w końcu upada i backslash taki?
Leslie :
Skutery owszem, ale motocykle na Zachodzie najczęściej jednak widuję eksploatowane czysto rekreacyjnie – zwykle w postaci jakichś weekendowych wypadów większych grupek dobroczyńców transplantologii.
Leslie :
Szczególnie zimą.
inz.mruwnica :
A to chyba coś podobnie jak z homofobią.
Veln :
No właśnie o ile natężenie homofobii wspominam mniej więcej tak samo ze swojej młodości (może mniej się o tym gadało) to takich najazdów na “baby” jakoś nie pamiętam. Choć queer jest queer…
Co tak wszyscy na (główny) temat?
@Bart
A nie boisz się, że to twoje dzieci się zamemią katolicyzmem?