Home > Racjonalo > Chemtrails: śmierć spadająca z niebios

Chemtrails: śmierć spadająca z niebios

Jakiś czas temu obiecałem wam notkę o morgellonach, czyli sztucznych włóknach tworzących się ludziom pod skórą. Te obce ciała miały formować się w efekcie spożywania żywności modyfikowanej genetycznie. Chorym na morgellony zazwyczaj polepsza się po kuracji lekami antypsychotycznymi podawanymi w wypadku halucynozy pasożytniczej — nazwa dokładnie oddaje istotę schorzenia. Część pacjentów odmawia kuracji, twierdząc, że taka diagnoza uwłacza ich godności. I tu w zasadzie mógłbym zakończyć wpis o morgellonach, bo temat okazał się wybitnie nierozwojowy, a amerykańskie rządowe Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorobom wciąż bada to schorzenie — może się więc okazać, że faktycznie coś jest na rzeczy.

Podczas researchu morgellonów trafiłem jednak na fascynujący trop. Okazuje się, że zakażenie toksycznymi genami zawartymi w GMO to tylko jedna z hipotez tłumaczących powstawanie morgellonów. Według innej, morgellony to nanotechnologiczne, zdalnie zasilane i sterowane roboty, które dostają się do organizmu z chemtrailsów. Nie, serio. Nie żartuję. O, proszę.

chemtrailsChemtrailsy, nazywane też smugami chemicznymi, to przyczynek do mojej prywatnej teorii, że najlepiej rozchodzi się wiedza o spiskach, których działanie można zaobserwować z własnego ganku. Większość z nas ogląda chemtrailsy każdego pogodnego dnia: to smugi kondensacyjne pozostawiane przez samoloty. „Zwykłe” smugi (ang. contrails) tworzą się w wyniku powstawania kryształków lodu wokół drobinek spalin. Dzieje się to na wysokości kilku do kilkunastu kilometrów, w konkretnych warunkach pogodowych. Chemtrailsy zaś udają tylko smugi kondensacyjne, a naprawdę są koktajlem groźnych chemikaliów, którym Rząd Światowy polewa ludzkość. Po co polewa i czy aby na pewno polewa?

Krótka dygresja: imponuje mi szacunek, jakim darzą się wzajemnie spiskoteoretycy różnych wyznań. Jeden wierzy, że Kennedy’ego zamordowała żydowska mafia, drugi obstawia kosmitów, ale zazwyczaj trzymają ze sobą sztamę. Łączy ich walka o Prawdę przeciwko wspólnemu Przeciwnikowi, który tę Prawdę Ukrywa — i nic to, że ich Prawdy wzajemnie się wykluczają! Z jednej strony może to być syndrom polskiej opozycji solidarnościowej, która jednoczyła najróżniejsze nurty polityczne w walce z komuną, przy cichym założeniu, że kiedy komuna padnie, to wtedy sobie pogadamy o całej reszcie. Istnieje też ewentualność, że w przypadku spiskoteoretyków zawsze da się znaleźć wspólną płaszczyznę (w naszym przykładzie o JFK będzie to pozaziemskie pochodzenie Jewriejskiego Plemienia). Zresztą zapewne w wyniku niepotrzebnego dopatrywania się wspólnego mianownika David Icke bywa oskarżany o antysemityzm — jego przeciwnicy twierdzą, że kiedy mówi „jaszczury”, myśli „Żydzi”.

Jakie są więc Prawdy tropicieli chemtrailsów? Hipoteza najbardziej mainstreamowa: chemtrailsy służą do kontroli klimatu. Jedni twierdzą, że zawarty w nich tlenek glinu odbija promieniowanie słoneczne, ochładzając Ziemię. Inni dodają, że oprócz tlenku glinu w smugach znajdują się również sole baru, służące programowi HAARP do wywoływania trzęsień ziemi i aktywizacji wulkanów. Co ciekawe, hipoteza klimatyczna zawiera ziarenko prawdy: cirrusy tworzące się czasem od smug kondensacyjnych mają pewien wpływ na klimat Ziemi. Kiedy po atakach 11 września w USA na trzy dni wstrzymano ruch lotniczy, meteorolodzy zaobserwowali gwałtowny wzrost dobowej różnicy temperatur.

Inne, weselsze hipotezy zakładają, że aluminium i bar opadają na ziemię, dostają się do organizmów ludzkich i służą za anteny do kontroli myśli, ewentualnie do wzmacniania szkodliwego działania niskich częstotliwości, którymi bogobojnych Amerykanów atakuje ich własna armia. Hipoteza o opryskiwaniu obywateli szczepionkami została obalona ze względu na fakt, że po przelocie samolotów ludzie zazwyczaj czują się gorzej — a więc szczepienia odpadają, po nich się polepsza. Osoby, które na tyłach znaków drogowych dostrzegają zakodowane instrukcje dla wojsk okupacyjnych ONZ, faworyzują tezę o kontroli populacji: chemtrailsy trują nieprawomyślnych obywateli, fundując im lekką grypkę, bóle brzucha, głowy i stawów, podskakujące powieki, problemy z oddychaniem i ogólne rozbicie. Lista symptomów wydaje się znajoma? Bingo! To te same objawy, z którymi świetnie radzi sobie większość specyfików i procedur medycyny alternatywnej! Za wyjątkiem tików powiek. Nikt nie radzi sobie z tikami powiek.

Przy pisaniu takich tekstów najfajniejszy jest research. Oto ukochany przeze mnie polski akcent, czyli przełożenie globalnego spisku na przaśną rzeczywistość południowej Polski. Komentator artykułu poświęconego chemtrailsom w witrynie „Otwórz oczy” sugeruje, że górnośląscy farmaceuci też są w zmowie:

Obserwujemy to zjawisko od paru miesięcy w Polsce, Jastrzębie Zdrój. Rekord 5 szt. chemtriali, rano cieniutkie smugi, po południu prawie się łączyły. Zjawisko tzw. ciągłej grypki, krząkanie i uczucie że coś mamy w gardle. Zgadzam się z tematem w 100%, to nie jest teoria, to jest fakt. Poza tym na innej stronie ktoś podał że to jest mycie samolotów. Torpeduje to stwierdzenie prostym wyjaśnieniem, niebo to nie airmyjnia. Rozumien jeden, dwa, trzy samoloty, ale żeby myć nad miastem ? ze 20 samolotów ? Bzdura, a dziwnie po chemtrialach robią się kolejki w aptekach ? Biznes całą gębą…

Oto link do tekstu z 2000 r., którego autorowi wydaje się, że Związek Radziecki wciąż istnieje. Możecie powiedzieć, że się czepiam — odpowiem, że to niby drobiazg, ale świetnie ilustrujący pogardę dla rzeczywistości. Link do pierwotnej lokalizacji tekstu prowadzi do strony Surfing The Apocalypse — zajrzałem tam na chwilę i przyciągnęła mnie hipnotyczna reklama z dziwacznym tekstem i jeszcze dziwniejszą oprawą graficzną. Zaprowadziła mnie do strony eFoodsDirect sprzedającej liofilizowaną i puszkowaną żywność dla świadomych obywateli pragnących uniezależnić się od rządowych dostaw jedzenia (lub dysponujących ograniczoną przestrzenią magazynową w swoim schronie przeciwatomowym). Bestsellery to Freedom UnitLiberty Unit — zestawy rocznego wyżywienia dla jednego dorosłego z dołączoną książką kucharską.

Dokumentacja zdjęciowa teorii chemtrailsów dzieli się na dwie nierówne kupki. Większy stosik to zdjęcia samych smug, zazwyczaj wykonywane przez tropiciela w jego miejscu zamieszkania. Mniejsza kupka to fotografie narzędzi zbrodni: dziwnych fragmentów kadłuba, dysz, a nawet wnętrz samolotów, z beczkami wypełnionymi tajemniczą substancją.

Oto wnętrze samolotu-truciciela!

Oto wnętrze samolotu-truciciela!

I tu czas wspomnieć o Contrail Science.

chemtrails_fakeChemtrails to bardzo popularna teoria spiskowa (to przez widzialność z ganku, mówię wam). Tak popularna, że dorobiła się specjalnej strony poświęconej obalaniu „faktów o chemtrailsach”. Jej autor, kryjący się pod nickiem Uncinus, odnalazł wyjaśnienie zagadki beczek (oraz oryginalne zdjęcie w serwisie airliners.net). Okazuje się, że fotografia pokazuje wnętrze Boeinga służącego m.in. do testów gwałtownych zmian obciążenia pokładu — stąd beczki, będące częścią hydraulicznego układu symulującego takie zmiany. Wersja zdjęcia krążaca po stronach i forach wyznawców teorii chemtrailsów została nieco zmodyfikowana: ktoś dodał w Photoshopie napisy „Sprayer 05” i „Hazmat [hazardous material] Inside”. Świadczy to, że ledwie krok dzieli głupotę od oszustwa.

Dzięki Contral Science dowiedziałem się też, że Poszukiwacze Prawdy biorą za rozpylacze chemtrailsów następujące akcesoria: naukowe przyrządy do pobierania próbek powietrza, do badań nad oblodzeniem kadłubów samolotów, otwory do awaryjnego zrzutu paliwa, umocowania anten ciągniętych za samolotem, generatory dymu (do badania wirów wytwarzanych przez kadłub), urządzenia do zasiewania chmur i tankowania w powietrzu. Za chemtrailsy brano zaś wodę zrzucaną przez samoloty do gaszenia pożarów czy odrzut z rakiet do wspomagania startu. Polecam samodzielną lekturę Contral Science — to kopalnia wiedzy o mitach związanych ze smugami kondensacyjnymi, a jej Szacowny Gospodarz z rozbrajającym i budzącym podziw spokojem odpiera ataki szaleńców w komentarzach.

Birger:
Uncinusie, wyjaśnij mi proszę, w którym roku odkryto utrzymujące się długo smugi? I dlaczego słyszę dźwięki o wysokiej częstotliwości, kiedy widzę chemosamolot albo zorzę polarną??

Uncinus:
Odkryto je w 1921 r. Zobacz: http://contrailscience.com/pre-wwii-contrails/

Nie wiem, dlaczego słyszysz dźwięki.

Wpis zrobił się długi, wspomnę więc tylko, że wbrew pozorom nie jesteśmy bezbronni wobec zagrożenia. Najlepsza obrona to pozytywna energia orgonowa. Możemy otaczać się nią, kupując w sieci orgonity — piramidki z zatopionymi w żywicy wiórkami metalowymi. Estetów dbających o wystrój wnętrza domu pocieszam, że orgonity występują w wersjach ozdobnych. Osoby gotowe bezinteresownie pomagać sąsiadom powinny zainteresować się działem orgonowym do samodzielnego montażu. Takie działo rozgania chemtrailsy i chmury — może więc przydać się w kwestii zabezpieczenia pogody do grilla. David Icke ma taką armatę w ogródku!

Ech, a miało być o morgellonach…

 

P.S. Już po opublikowaniu tekstu przypomniało mi się, że miałem wspomnieć o polskiej Wikipedii, którą oprócz UPR-owców redagują również wyznawcy teorii spiskowych! Oto akapit z hasła o smugach kondensacyjnych:

Problem stwarza wytłumaczenie ciągłych, rozpraszających się smug pojawiających się za samolotem. Zjawisko nie występujące do lat 90-tych, zdaje się być ukrywane przed informacją publiczną. Niektóre teorie mówią o specjalnych dodatkach (tlenek glinu, bar), które mają poprawić jakość paliw, dzięki czemu loty będą bardziej ekonomiczne. Inna teoria mówi o tzw. chemtrails (smugach chemicznych), których zadaniem ma być kontrola populacji poprzez opady w postaci włókien wywołujące choroby podobne do grypy lub też globalna modyfikacja pogody (ochrona ziemi przed globalnym ociepleniem). Brak oficjalnych doniesień na ten temat.

Ukrywane przed informacją publiczną? WTF?

Zdjęcie smug: Roo Reynolds, CC.

  1. July 27th, 2009 at 17:55 | #1

    mrw :

    jednakoż żenują cidrudzy, bo nawet ja WĄTPIĘ, w jakiś sposób, bo wątpię we wszystko: ale żenujące jest dla mnie podkreślanie tego zwątpienia w wykonaniu cidrugich.

    Też, jednakoż cipierwsi przypominają mi gości, którzy są tak bardzo nieprzesądni, że urządzają sobie specjalne zloty przechodzenia pod drabiną wśród stada czarnych kotów.

    eli.wurman :

    Ale to przecież jest jeszcze bardziej pojechane: siedzę sobie na moim wysokim stołku wyjebania na bozię i lolam. Też przecież lolasz, tylko stawiasz się ponad. Fajne to, fapuśne.

    Jasne… zaraz mi jeszcze udowodnisz, że jednak jestem kibicem Wisły.

    urbane.abuse :

    Sam zacząłeś od Marioli i jej znajomych,a potem myślałem że pojechałeś tym.

    No to trochę pojechaliśmy w rozkojarzenia. Mariola była dawno temu, a to “ke?” to bym nigdy nie pomyślał, że jest takie jednoznaczne.

  2. bantus
    July 27th, 2009 at 18:09 | #2

    Koty potrafią wymruczeć chorobę
    Genialne! Okłady z kotów, dlaczego nikt jeszcze na to nie wpadł?

    Stałe wibracje o częstotliwości między 25 a 125 Hz, czyli takie, jakie produkuje kot leżący ci na kolanach, wspomagają regenerację kości, ścięgien, wiązadeł i mięśni i przynoszą ulgę w bólu.

    Przytul kota! :)

  3. mdh
    July 27th, 2009 at 18:33 | #3

    hlb :
    Zdaje się, że popełniłem faux pas. To już całkowicie inna rozmowa. Nazwisko obiło mi się o uszy. To jednak nie moje podwórko. Więc bez dodatkowych konsultacji i na podstawie przejrzenia spisu treści i dwóch rozdziałów… Mogę tyko powiedzieć, że to wygląda na bardzo porządnie napisane. Zresztą to Springer oni praktycznie nie wydają niczego kiepskiego. Drugi rozdział akurat mi się podobał lubię taki styl. Tylko, że imho to pozycja dość specjalistyczna. Jeśli to zagadnienie Cie kręci to raczej bym się nie zastanawiał. (A jak na Springera to nawet tanio.)

  4. Gammon No.82
    July 27th, 2009 at 18:47 | #4

    hlb :

    Gammon, mdh,
    Skorzystam z pretekstu i wyskoczę z semi-offtopicznnym aczkolwiek szczerze lamerskim zapytaniem: jaka jest wasza opinia o ‘Dialogical Rhetoric’ Woutera Sloba? Babrać się czy nie babrać?

    Ależ ja nie mam pojęcia niestety. :-(

  5. Quasi
    July 27th, 2009 at 18:58 | #5

    nameste :

    Alternatywnie: zdefiniuj “flejm”. Wskazówka: czym różni się od dyskusji/rozmowy/czit-czatu. Wskazówka #2: potencjalne pożytki i przyjemności płynące z d/r/cz-cz są jakby oczywiste; z flejmami chyba trudniej.

    Ok, przepraszam. Zauważyłem, że w tutejszej gwarze słowa “flejm” używa się jako synonim dyskusji, a może i rozmowy. Ja pisząc “flejm” miałem na myśli to gwarowe znaczenie.

    nameste :

    Ależ już charakteryzowałem generalnie moje z Tobą d/r/f-y. Gdzieś to tu jest, w odmętach komciowych BdB. Czyżbyś nie przeczytał? ;)

    Pewnie, że przeczytałem.

    Ale wyliczone tam przez Ciebie problemy nie pojawiały się (chyba) we wspomnianych Twoich dyskusjach kończących się nieprzyjemnie.

    nameste :

    sam jesteś niewątpliwie mistrzem typu (b)

    Ale o mistrzostwo w tym to raczej nietrudno. Chyba większość dyskusji/flejmów w internecie kończy się w ten sposób.

    pozdrawiam

  6. July 27th, 2009 at 19:02 | #6

    Quasi :

    A ja się kwalifikuję jako kredofil i aleteista, bo opowiadam się za religią w szkołach publicznych, nauczaniem etyki przez księży/katechetów oraz za grzecznościowym klękaniem w kościele?

    Nie, jako buc.

  7. July 27th, 2009 at 19:06 | #7

    inz.mruwnica :

    Też, jednakoż cipierwsi przypominają mi gości, którzy są tak bardzo nieprzesądni, że urządzają sobie specjalne zloty przechodzenia pod drabiną wśród stada czarnych kotów.

    Ogólnie w kwestii ateizmu zgadzam się z Lawrencem Milesem, który napisał, że nie będzie siebie nazywać ateistą, żeby nie należeć do międzynarodówki walczących ateistów Dawkinsa.

    A potem przychodzi szara rzeczywistość i czujesz, że jak nie utłuczesz buca to się udusisz i co tu zrobić.

  8. Quasi
    July 27th, 2009 at 19:08 | #8

    bart :

    kompromis,

    Tak.

    bart :

    ręka wyciągniętą do zgody z chrześcijanami,

    Nie.

    bart :

    czy też uważasz te poglądy za słuszne z sobie tylko znanego, utylitarystyczno-singerowsko-eugenicznego powodu ;)

    Rozumiem, że chodzi o poglądy moje na postępowanie z chrześcijanami, a nie poglądy chrześcijan.

    No tak. Z tym, że znane nie tylko mnie, wszak je tutaj obszernie relacjonowałem.

    pozdrawiam

  9. July 27th, 2009 at 19:20 | #9

    mrw :

    Ogólnie w kwestii ateizmu zgadzam się z Lawrencem Milesem, który napisał, że nie będzie siebie nazywać ateistą, żeby nie należeć do międzynarodówki walczących ateistów Dawkinsa.

    A potem przychodzi szara rzeczywistość i czujesz, że jak nie utłuczesz buca to się udusisz i co tu zrobić.

    I właśnie dlatego jest mi wszystko jedno, czy należę do międzynarodówki Dawkinsoidów czy nie. I zgadzam się z Ransidem aka Bambi, który twierdzi “FUCK RELIGION FUCK POLITICS FUCK THE LOT OF YOU”.

  10. July 27th, 2009 at 19:38 | #10

    mdh :

    Zdaje się, że popełniłem faux pas. To już całkowicie inna rozmowa.

    Gdybym sie nazywał na drugie Derrida to bym się może dąsał, ale tak to faux pas nie zauważyłem:). Dzieki za pomoc tak czy owak.

    Gammon No.82 :

    Ależ ja nie mam pojęcia niestety.

    Poguglam jeszcze, chociaż sęk w tym że nic prawdziwie krytycznego o tym nie mogę znaleźć. A zazwyczaj najłatwiej oceniac po zarzutach.

  11. July 27th, 2009 at 19:38 | #11

    inz.mruwnica :

    Jasne… zaraz mi jeszcze udowodnisz, że jednak jestem kibicem Wisły.

    Nie, ty kibicujesz nie-byciu kibicem Wisły i nie-byciu kibicem Cracovii. Też poryte, dla mnie bomba.

  12. July 27th, 2009 at 19:48 | #12

    urbane.abuse :

    Alez pytanie “dlaczego ja śmierdze” – kiedyś w referralu Barta – jest bezcenne.

    To jest w ogóle bardzo ciekawe pytanie z punktu widzenia ewolucji – jaką konkretnie mamy korzyść ewolucyjną z tego, że (a) nasze wydzieliny cielesne mają intensywny zapach, (b) przeważnie odczuwamy go jako coś nieprzyjemnego. Gdyby przyroda chciała, to spokojnie mogłaby nam wyłączyć a i b. Prawdopodobnie tak jak z bezinteresowną agresją wewnątrzgatunkową, chciała dam nać dodatkową zachętę do podboju nowych terenów (gdzie nie będzie cuchnących i wkurzających sąsiadów).

  13. July 27th, 2009 at 19:50 | #13

    wo :

    To jest w ogóle bardzo ciekawe pytanie z punktu widzenia ewolucji – jaką konkretnie mamy korzyść ewolucyjną z tego, że (a) nasze wydzieliny cielesne mają intensywny zapach, (b) przeważnie odczuwamy go jako coś nieprzyjemnego.

    Hm, ale od kiedy odczuwamy go jako coś nieprzyjemnego?

  14. July 27th, 2009 at 19:51 | #14

    Quasi :

    Ale wyliczone tam przez Ciebie problemy nie pojawiały się (chyba) we wspomnianych Twoich dyskusjach kończących się nieprzyjemnie.

    Im bardziej Ci odpowiadam w tym podwątku, tym bardziej jakbym przyznawał Ci rację, że rzeczywiście, się kończyły nieprzyjemnie (i masowo). Więc disklameruję: co się skończyło, to się skończyło. Kropka. A kto jaką z tego (nie)przyjemność miał, to już naprawdę kwestia ostro subiektywna.

    Generalnie są chyba trzy czynniki, które mogą spowodować, że mój udział w d/r/cz-cz robi się flejmowaty: (1) przypadek, (2) płynna/notorycznie zmieniająca się albo wręcz nieujawniana teza, (3) wykręcanie się od odpowiedzi na “sprawdzam” (as in: Ty pytasz mdh o konkrety, a on mówi “bredzisz”). Gwoli uczciwości nie wykluczam, że samego siebie też może bym czasem sflejmował, ale z powodów technicznych jest to trudne.

    Moje problemy z Twoimi tekstami częściowo zahaczają jedynie o pkt (2). Więc sam rozumiesz.

  15. janekr
    July 27th, 2009 at 19:52 | #15

    Gammon No.82 :

    Phi! Mój pierwszy pecet nie miał HDD, bo mnie nie było stać

    Przebiję. Pierwszy pecet, którego miałem w domu to była “Mazovia”.
    Możecie mnie dotknąć – to ten, co dotykał “Mazovii”
    Owszem, z dyskiem 10 MB.

  16. janekr
    July 27th, 2009 at 19:58 | #16

    wo :

    A pamiętacie flejmy jak to cholerstwo wymawiać? “Bo to od Chicago” versus “bo to od greckiej litery chi”?

    ter”

    Flejmy były? Naprawdę? Przecież to było w faqu w dokumentacji.
    Od “chi”. Coś w rodzaju “kajrajter” zalecane było.

  17. Gammon No.82
    July 27th, 2009 at 20:06 | #17

    bart :

    @ Quasi:
    Przyszło mi jeszcze do głowy, że dobrym testem na kredofila byłoby zadanie: dokończ zdanie “Jestem ateistą, ale…” (nie Masaj).

    Może być “…ale Zulus”?

    janekr :

    Przebiję. Pierwszy pecet, którego miałem w domu to była “Mazovia”.

    Możecie mnie dotknąć – to ten, co dotykał “Mazovii”

    Owszem, z dyskiem 10 MB.

    Nooo! To jest coś.
    Gdyby nie to, że tu jest DKN ateistyczno lewacki think czołg, to mógłbyś nawet stać się obiektem kultu.

  18. July 27th, 2009 at 20:10 | #18

    Gammon No.82 :

    Może być “…ale Zulus”?

    I PIGMEJ TEŻ NIE

  19. Gammon No.82
    July 27th, 2009 at 20:14 | #19

    bart :

    I PIGMEJ TEŻ NIE

    “Jestem ateistą, ale wypić też lubię.”

  20. July 27th, 2009 at 20:26 | #20

    “Jestem ateistą, ale takim hardkorwym!”

  21. otaki
    July 27th, 2009 at 20:26 | #21

    jestem ateistą, ale miło było pana spotkać

  22. janekr
    July 27th, 2009 at 20:32 | #22

    bart :

    znamy i rozumiemy ledwo 4% fizycznej rzeczywistości.

    AŻ 4%?!?

    BTW mi też edit nie działa. I co ja teraz pocznę?

  23. Gammon No.82
    July 27th, 2009 at 20:34 | #23

    mdh :

    Są przecież środowiska gdzie nie ma wpływu pogody i wcale nie jest lepiej, znaczy trafniej i dokładniej.

    Jaskinie? Gorące źródła siarkowe?
    Ktoś badał jakieś bakterie tam żyjące na zasadzie ilościowych przewidywań i porównania po pewnym czasie z rzeczywistością?

    To z Jodkowskiego – ‘W poszukiwaniu twardego jądra ewolucjonizmu.’ Filozofia Nauki 2001, nr 2 (34), s. 7-18.
    Tę zdolność ewolucjonistów do wyjaśniania nawet wzajemnie sprzecznych faktów znakomicie obrazuje wypowiedź J.C. Fentressa: „Gdy byłem w Cambridge, zajmowaliśmy się dwoma gatunkami brytyjskich nornic. Przeprowadzaliśmy niewielki test, w którym poruszaliśmy pewien przedmiot nad ich głowami. Wówczas jeden gatunek uciekał, a drugi zastygał w miejscu. Tak się zdarzyło, że drugi żył w lasach, a pierwszy — na polach. Zabawne, bo nie będąc naprawdę zoologiem, odwiedziłem kiedyś moich przyjaciół-zoologów i zamieniłem dane. Zapytałem ich po prostu, dlaczego gatunek, który żył na polach zastygał w miejscu, a ten, który żył w lasach, uciekał (faktycznie było odwrotnie). Szkoda, że nie zanotowałem ich wyjaśnień, ponieważ naprawdę były bardzo przekonujące” (w: P.S. Moorhead and M.M. Kaplan (eds.), Mathematical Challenges to the Neo-Darwinian Interpretation of Evolution, Wistar Institute Press, Philadelphia 1967, s. 71).

    Zgodnie z prawami fizyki z kul bilardowych w położeniu A1 może po karambolu wyjść położenie A2, a z kul w położeniu B1 – położenie B2.

    Można byłoby zamienić A1 i B1 miejcami i na podstawie tych samych praw fizyki ex post wytłumaczyć, jak to się stało, że z A1 zrobiło się B2, a z B1 zrobiło się A2.

    Można wskazywać trudności stojące prze tym kryterium i proponować takie, tych trudności pozbawione. Filozofia, to jednak nie nauka tu panują inne zasady, znaczy na dobrą sprawę nie ma czegoś takiego jak zdyskredytowanie.

    Problem demarkacji ma charakter normatywny, a za poszczególnymi rozwiązaniami przemawiać może jedynie ich użyteczność. Co konkretnie przemawia akurat za kryterium Poppera?

    Ależ Newton był jest i będzie naukowy. Kto powiedział, że jest inaczej?

    Pytanie brzmi, czy teoria Newtona w obecnej formie nie stanowi przypadku “rozparcelowania teorii na podteorie i udawania, że wszystko działa”. Nic ponad.

    Jest tylko nowe, ‘mocniejsze’ rozwiązanie, za pomocą którego można przewidywać, opisywać, wyjaśniać trafniej i skuteczniej. Zresztą pod względem matematycznym da się zrobić, że teoria Newtona to szczególny przypadek tej ogólniejszej teorii Pana E.

    Na ile to rozumiem – tylko w sensie instrumentalnym. Teorie to nie tylko aparat matematyczny i przewidywania; teorie postulują różne tam obiekty. A teoria Newtona postuluje inne obiekty, niż OTW. Dlatego mnie nie przekonuje, że jedna stanowi “szczególny przypadek” drugiej.

  24. janekr
    July 27th, 2009 at 20:37 | #24

    Gammon No.82 :

    Gdzieś w okolicy rogu Grójeckiej i Cudu nad Wisłą jest gabinet dentystyczny, który miał się prawdopodobnie nazywać Sanus, ale maljarzowi od reklam coś nie wyszło z “S” i wszyscy widzą Anus.

    Gdzieś w Polsce (gugiel mówi “Zielonka”) jest Dom Weselny “Mezalians”

  25. Gammon No.82
    July 27th, 2009 at 20:38 | #25

    bart :

    Hm, ale od kiedy odczuwamy go jako coś nieprzyjemnego?

    Jeszcze w XVI wieku odczuwano zapaszki spod paszki jako przyjemne, a nawet starano się je intensyfikować.

  26. July 27th, 2009 at 20:40 | #26

    Jestem ateistą, ale krzyczę O MATKO BOSKA, gdy dochodzę.

  27. Gammon No.82
    July 27th, 2009 at 20:40 | #27

    janekr :

    Gdzieś w Polsce (gugiel mówi “Zielonka”) jest Dom Weselny “Mezalians”

    “System wersalski polegał na tym, że Niemcy zostały pozbawione jako takiej armii. Została utworzona strefa jakby buforowa – Lombardia i Lotaryngia. To był taki mezalians polityki.”
    [z wypowiedzi kandydata na studia, kiedyś tam dawno temu]

  28. July 27th, 2009 at 21:03 | #28

    Jestem Eli, jestem ateistą, ale w sumie to jest mi bardzo wszystko jedno.

  29. July 27th, 2009 at 21:06 | #29

    Gammon No.82 :

    Jeszcze w XVI wieku odczuwano zapaszki spod paszki jako przyjemne, a nawet starano się je intensyfikować.

    W takiej bezosobowej formie to zdanie będzie prawdziwe dla dowolnego stulecia, bo pewnie w każdym się zdarzy kilka takich osób.

  30. July 27th, 2009 at 21:06 | #30

    Gammon No.82 :

    Jeszcze w XVI wieku odczuwano zapaszki spod paszki jako przyjemne, a nawet starano się je intensyfikować.

    A mnie kiedyś wyciepło z tramwaju w Krakowie jak jedna baletnica podniosła łapę. Przykre to było bardzo.

    janekr :

    jest Dom Weselny “Mezalians”

    A w okolicach Zegrza Dom Pogrzebowy Apokalipsa.

  31. July 27th, 2009 at 21:14 | #31

    “Jestem ateistą, ale zmieńmy temat.”

    eli.wurman :

    Nie, ty kibicujesz nie-byciu kibicem Wisły i nie-byciu kibicem Cracovii. Też poryte, dla mnie bomba.

    Niech Ci będzie, że kibicuję. Wspominam tylko jak widzę, że ludzie marnują glukozę.

    mrw :

    A potem przychodzi szara rzeczywistość i czujesz, że jak nie utłuczesz buca to się udusisz i co tu zrobić.

    Na pewno nic wprost. To są masochiści — jak ich tłuczesz to się tylko utwierdzają w racji. Zanim zwyciężymy lepiej zmieńmy zasady gry.

  32. Gammon No.82
    July 27th, 2009 at 21:19 | #32

    wo :

    W takiej bezosobowej formie to zdanie będzie prawdziwe dla dowolnego stulecia, bo pewnie w każdym się zdarzy kilka takich osób.

    Jacyś historycy od smrodologii ze źródeł wyciągają wniosek, że to było wówczas typowe. Smrodologowie twierdzą też, że moda na perfumę zmienia się cyklicznie i na przemian preferowane są zapachy “ciężkie/fizjologiczne” typu piżmo i “lekkie/kwiatowe”. Rzymianie polewali żarcie sosem ze zgniłych ryb i fetor im nie przeszkadzał.
    Co (to już mój pogląd) sugerowałoby, że preferencje i antypreferencje dla smrodków są wyuczone, historycznie zmienne itd. Prawdopodobnie wyjątek stanowi smród gówienny, substancje śmierdząco-drażniące (chlor), smrody syntetyczne niewystępujące w przyrodzie albo występujące w bardzo nikłych stężeniach.

    Jeszcze jedno. Ja się z tobą w tej sprawie nie zamierzam kłócić. Po prostu referuję, co kiedyś tam przeczytałem. Jeśli a priori uważasz to za niewiarygodną bzdurę, to o.k.

  33. Gammon No.82
    July 27th, 2009 at 21:21 | #33

    eli.wurman :

    A mnie kiedyś wyciepło z tramwaju w Krakowie jak jedna baletnica podniosła łapę. Przykre to było bardzo.

    Nie ma to jak zatłoczony pekaes we wschodniej Polsce w środku lata.

  34. Patso
    July 27th, 2009 at 21:45 | #34

    bart :

    Hm, ale od kiedy odczuwamy go jako coś nieprzyjemnego?

    No właśnie, to nie jest tak, że zapach wydzielin stał się istotny dopiero wtedy, kiedy zaczęliśmy się myć, a zaczęliśmy się myć ze względu na mniejsze ryzyko infekcji?

  35. July 27th, 2009 at 21:56 | #35

    Gammon No.82 :

    Rzymianie polewali żarcie sosem ze zgniłych ryb i fetor im nie przeszkadzał.

    Urban legend – Kopaliński (z którym wolę się mylić niż mieć rację wbrew niemu) pisał w jednym z “Kotów w worku”, że nie mamy źródeł na temat zapachu i smaku ich sosów.

    Gammon No.82 :

    Ja się z tobą w tej sprawie nie zamierzam kłócić

    Kłamiesz.

    (- This is abuse!
    – Ah yes, you want room 12A, just along the corridor)

  36. July 27th, 2009 at 21:58 | #36

    Patso :

    No właśnie, to nie jest tak, że zapach wydzielin stał się istotny dopiero wtedy, kiedy zaczęliśmy się myć, a zaczęliśmy się myć ze względu na mniejsze ryzyko infekcji?

    Czyli powinny być kwity, że pod koniec XIX w. zjawisko mycia przybrało na intensywności, zwłaszcza w wykształconych warstwach społecznych.

  37. Gammon No.82
    July 27th, 2009 at 22:03 | #37

    wo :

    Urban legend – Kopaliński (z którym wolę się mylić niż mieć rację wbrew niemu) pisał w jednym z “Kotów w worku”, że nie mamy źródeł na temat zapachu i smaku ich sosów.

    Są zachowane przepisy na ten sosik. Rybki wrzucało się do dzbana/amfory o długiej, wąskiej szyjce i w letniej porze zakopywało się do ziemi tak, żeby wylot był nad ziemią. Trzeba było odczekać kilka tygodni, a dalej zawartość wyciskało się przez szmatę. Wytłoki można było czymś zalać (wodą? Tanim Winem?) i wycisnąć ponownie – powstawał tańszy sosik dla ubogich.

    Na temat garum jest też pogląd, że pachniał wspaniale.
    http://en.wikipedia.org/wiki/Fish_sauce
    Ale nie chce mi się wierzyć.

    A w sprawie źródeł to skonsultuj się z Ewą W.-B., albo ja to zrobię, jak tylko ją spotkam.

    EDIT, aha, podobno Jedyne Absolutnie Prawdziwe Garum robiło się z jakiejśtam [endemicznej?] ryby, która występowała w jakimśtam jeziorze, ale potem przestała występować, bo Rzymianie wszystko wyłapali.

  38. July 27th, 2009 at 22:04 | #38

    bart :

    Czyli powinny być kwity, że pod koniec XIX w. zjawisko mycia przybrało na intensywności, zwłaszcza w wykształconych warstwach społecznych.

    No ale przecież są kwity, że myto się w starożytności i renesansie, bez znajomości pojęcia “infekcja”.

  39. janekr
    July 27th, 2009 at 22:06 | #39

    eli.wurman :

    Nie, ty kibicujesz nie-byciu kibicem Wisły i nie-byciu kibicem Cracovii.

    Zacytuję znów (nie Boya, nie):

    Nie lubię kibica, bo ma dziwny rys charakteru: nie rozumie, dlaczego ty nie jesteś kibicem, i stara się rozmawiać z tobą tak, jakbyś nim był. Żeby uniknąć nieporozumień, pozwolę sobie przytoczyć przykład. Gram na flecie prostym. Załóżmy teraz, że jadę pociągiem i pragnąc nawiązać rozmowę z siedzącym naprzeciwko podróżnym, pytam:
    – Czy słuchał pan ostatniego kompaktu Fransa Bruggena?
    – Co, czego?
    – Mam na myśli „Pavane Lachryme”. Moim zdaniem zanadto zwalnia na początku.
    – Przepraszam, ale nie rozumiem.
    – Przecież mówię Van Eyck, tak czy nie? (Oddzielając sylaby) Blockflote.
    – Proszę pana, ja… Czy to na smyczki?
    – Ach, rozumiem, pan nie…
    – Nie.
    – To ciekawe. Czy wie pan, że jeśli chce się mieć ręcznie wykonanego coolsmę, trzeba czekać trzy lata? Lepiej już sprawić sobie moecka z hebanu. Jest najlepszy, w każdym razie spośród tych, które dostępne są w handlu. Tak twierdzi Gazzelloni. Czy potrafi pan dojść do piątej wariacji z „Derdre Doen Daphne D’Overl”?
    – Ja naprawdę jadę do Parmy…
    – Aha, rozumiem, gra pan w tonacji f, nie zaś c. Daje większą satysfakcję. Czy wie pan, że odkryłem sonatę Loeilleta, która…
    – Leje co?
    – Ale chcę zobaczyć, jak pójdzie z fantazjami Telemanna. Pan czasem próbuje? Nie stosuje pan czasem palcowania niemieckiego?
    – Wie pan, Niemcy, BMW to świetny samochód, mam dla nich dużo szacunku, ale…
    – Jasne. Stosuje pan więc palcowanie barokowe. Słusznie. Proszę tylko pomyśleć, ci z Saint Martin in the Fields…

  40. July 27th, 2009 at 22:06 | #40

    wo :

    No ale przecież są kwity, że myto się w starożytności i renesansie, bez znajomości pojęcia “infekcja”.

    Ale ja nie twierdzę, że się nie myto przed XIX w.

  41. janekr
    July 27th, 2009 at 22:16 | #41

    bart :

    Ale ja nie twierdzę, że się nie myto przed XIX w.

    Na ile “Shogun” i “Tai-Pan”, a zwłaszcza fragmenty o czyściutkich Chińczykach i Japończykach w zestawieniu ze śmierdzącymi, nie myjącymi się Europejczykami są oparte na prawdzie historycznej?

  42. Gammon No.82
    July 27th, 2009 at 22:20 | #42

    janekr :

    Na ile “Shogun” i “Tai-Pan”, a zwłaszcza fragmenty o czyściutkich Chińczykach i Japończykach w zestawieniu ze śmierdzącymi, nie myjącymi się Europejczykami są oparte na prawdzie historycznej?

    Mogę podać coś na temat czasów 200 lat późniejszych.
    Opisy Japończyków podczas wojny rosyjsko-japońskiej (na froncie było mnóstwo korespondentów wojennych, obserwatorów z państw neutralnych i przypadkowych gości) podkreślają, że myli się często i wręcz nałogowo, podobnie jak zmieniali bieliznę.
    Natomiast Iwan – no cóż – podobno śmierdział wniebogłosy.

  43. July 27th, 2009 at 22:29 | #43

    We wspomnieniach żołnierzy 101 Powietrzno-Desantowej (tej od “Kompanii Braci”) przewija się motyw szoku kulturowego po wkroczeniu do Niemiec. Szok był odwrotny – z lekkim wstydem przyznawali, że Niemcy wydali im się najbliżsi cywilizacyjnie: papier toaletowy i bieżąca woda w toaletach były normą, zaskakiwała dbałość o higienę osobistą, zwłaszcza w kontraście do Francuzów-brudasów.

    Ale odbiegliśmy w podskokach od meritumu, którym był “Ludzki smród budzący odrazę – ewolucja czy kultura?”…

  44. Quasi
    July 27th, 2009 at 22:31 | #44

    nameste :

    Generalnie są chyba trzy czynniki, które mogą spowodować, że mój udział w d/r/cz-cz robi się flejmowaty: (1) przypadek, (2) płynna/notorycznie zmieniająca się albo wręcz nieujawniana teza, (3) wykręcanie się od odpowiedzi na “sprawdzam” (as in: Ty pytasz mdh o konkrety, a on mówi “bredzisz”). (…)
    Moje problemy z Twoimi tekstami częściowo zahaczają jedynie o pkt (2).

    Widziałem już, jak się skarżyłeś na “migoczące” tezy (2), ale nie przypominam sobie, abyś skarżył się na obecność tego problemu akurat w moich tekstach. Ja zdaję sobie sprawę, że jest to poważna patologia (sam najdotkliwiej jej doświadczyłem chyba ze strony wyrusa) i świadomie na pewno jej nie popełniam.

    pozdrawiam

  45. Gammon No.82
    July 27th, 2009 at 22:39 | #45
  46. July 27th, 2009 at 23:10 | #46

    Gammon No.82 :

    Jedyne Absolutnie Prawdziwe Garum robiło się z jakiejśtam [endemicznej?] ryby, która występowała w jakimśtam jeziorze

    Jeśli wierzyć Maguelonne Toussaint-Samat (A History of Food, wyszło po polsku jako Historia naturalna i moralna jedzenia), każde miasto portowe miało swoje własne Jedyne Absolutnie Prawdziwe Garum. Co do smrodu, zdania są podzielone.

    Por. rozdział z tej książki: The History of Garum, p. 373.

  47. Quasi
    July 27th, 2009 at 23:18 | #47

    O smrodzie.

    1. Trzeba pamiętać o kilku kwestiach:

    – Zarówno system wydzielania smrodów jak i system ich percepcji odziedziczyliśmy po zwierzęcych przodkach. U wielu zwierząt smrody mają kluczowe znaczenie w identyfikacji, komunikacji między osobnikami i w sterowaniu behawiorem.
    Nie należy prowadzić rozważań na temat ewolucji ludzkiego smrodu w oderwaniu od rozważań na temat ewolucji smrodu zwierzęcego, zwłaszcza ssaczego. Niestety, nigdy nic na ten temat nie czytałem i nie mam żadnych kwitów.

    – Pierwotni ludzie chodzili nago, a w tak przewiewnych warunkach za bardzo się nie zakiszali, więc pewnie zazwyczaj śmierdzieli mniej intensywnie niż śmierdzą ludzie cywilizowani zaniedbujący higienę. Być może życie bez ubrania, mycia, perfum itp. mogło też inaczej wpływać na fizjologię skóry oraz na skład jakościowy, ilościowy i rozmieszczenie flory bakteryjnej – a to mogło się jakoś przekładać na inną woń niemytego dzikusa.

    – Receptory węchowe – i ogólnie percepcja węchowa – nie jest zbyt precyzyjna/specyficzna, więc jednakowe wrażenia węchowe mogą wywoływać różne związki chemiczne (wyczuwanie jednych mogło mieć znaczenie adaptacyjne, innych nie – czujemy je przez przypadek) lub jeden związek chemiczny może wywoływać jakościowo różne wrażenia węchowe w zależności od stężenia (np. taką właściwość ma bodajże kadaweryna).
    Ponadto może tu istnieć pewna (przynajmniej czasami) nieadaptacyjna zmienność międzyosobnicza (jak w przypadku percepcji smaku fenylotiomocznika), a może i zmienność ontogenetyczna (zdaje się, że u ludzi narząd Jacobsona ulega stopniowej atrofii wraz z wiekiem).

    – Ponoć ukierunkowanie ludzkiego obrzydzenia jest częściowo wyuczalne we wczesnym dzieciństwie (jak język?), więc różni ludzie mogą brzydzić się różnych rzeczy, w zależności od warunków w jakich dorastali.

    2. Kilka lat temu w “Polityce” był artykuł poświęcony historii ludzkiego brudu, smrodu i higieny.

    pozdrawiam

  48. RobertP
    July 27th, 2009 at 23:31 | #48

    Gammon No.82 :

    O Matko Bosko, tego jeszcze nie widziałem.
    http://www.emo.geilescheisse.com/videos/gigantische-nazi-frau-vs-juden-roboter.html

    A ja właśnie piję drinki 1,5 godz. jazdy autkiem od miejsca “wesołych igraszek Hitlera i Ewy Braun” ;-) Jak ruszę tyłek znad basenu, to Ci fotkę podeślę.

  49. Gammon No.82
    July 27th, 2009 at 23:46 | #49

    Quasi :

    jeden związek chemiczny może wywoływać jakościowo różne wrażenia węchowe w zależności od stężenia (np. taką właściwość ma bodajże kadaweryna).

    Zdaje się, że wiele (większość?) estrów daje zupełnie inny smrodoefekt zależnie od stężenia, ale to niech WO i RobertP ewentualnie potwierdzą.

  50. bloody_rabbit
    July 28th, 2009 at 01:57 | #50

    Gammon No.82 :

    Mogę podać coś na temat czasów 200 lat późniejszych.

    Pamiętaj, że to jest naród który wynalazł (i używa) to: http://en.wikipedia.org/wiki/Washlet

  51. urbane.abuse
    July 28th, 2009 at 08:12 | #51

    inz.mruwnica :

    Mariola była dawno temu, a to “ke?” to bym nigdy nie pomyślał, że jest takie jednoznaczne.

    A bo to jak z np. Kafką -nawet jeśli ktoś wcześniej robił coś podobnego, to geniusz wyznacza nowy układ współrzędnych i wszystko widzimy przez pryzmat nowego układu. Niesprawiedliwe, ale ain’t life a bitch?
    mdh :

    Zresztą to Springer oni praktycznie nie wydają niczego kiepskiego

    I see what you did there.
    bart :

    Ale ja nie twierdzę, że się nie myto przed XIX w.

    Co więcej, w średniowieczu (ale przed 1348/9r.) w Europie myto się dość chętnie w publicznych łaźniach, w dodatku koedukacyjnie.
    bloody_rabbit :

    Pamiętaj, że to jest naród który wynalazł (i używa) to: http://en.wikipedia.org/wiki/Washlet

    MRW dawał kiedyś linki do takich cudnych filmów szkoleniowych dla dzieci; bodaj nawet kupa tam się śmiała i śpiewała.

  52. July 28th, 2009 at 08:26 | #52

    urbane.abuse :

    Co więcej, w średniowieczu (ale przed 1348/9r.) w Europie myto się dość chętnie w publicznych łaźniach, w dodatku koedukacyjnie.

    O rety, a skąd taka cezura?

  53. July 28th, 2009 at 08:43 | #53

    urbane.abuse :

    Co więcej, w średniowieczu (ale przed 1348/9r.) w Europie myto się dość chętnie w publicznych łaźniach, w dodatku koedukacyjnie.

    Z monografii Georgesa Vigarello Czystość i brud wynika, że rzeczywiście, łaźnie tego typu zaczęły zanikać w XIV wieku, ale nie aż tak “skokowo”, jak piszesz:

    To właśnie dziwiło Brantome’a, kiedy w XVI wieku zwiedzał Szwajcarię: mężczyźni i białe głowy stykaią się pospołu w łaźniach, nie czyniąc przedsię nic sprosnego. (s. 35)

    W tym czasie we Francji łaźnie ciągle jeszcze istniały, ale (podobnie w innych krajach) zmieniły charakter, stając się coraz mniej chętnie widzianymi przez kler i władze municypalne siedliskami zakazanych rozkoszy.

    Już na początku XV wieku [łaźnie] zakazane są w Londynie i na jego przedmieściach. Rozkaz Henryka V z 1411 roku wspomina o ranach, podłych czynach, wyrządzonych szkodach, niepokojach, zabójstwach, morderstwach, kradzieżach i innych szkodach, spowodowanych przez mężczyzn i kobiety źle się prowadzących, uczęszczających do łaźni (s. 39)

    Ostateczny cios zadała łaźniom dżuma i “medyczne” przeświadczenie, że woda wnikajac w ciało, osłabia je i otwiera dostęp zarazie, a i innym okropnościom:

    Rozpowszechniają się niepokojące wyobrażenia przekazywania zarazy, jak zarażanie się syfilisem; obrazy najróżniejszych penetracji, ciąże z łaźni, do których dochodzi na skutek “nasączenia” organów płciowych kobiety spermą zabłąkaną w w ciepłej wodzie: Kobieta może począć, zażywając kąpieli, w której uprzednio przebywali jakiś czas mężczyźni. (s. 17)

  54. July 28th, 2009 at 08:48 | #54

    nameste :

    Kobieta może począć, zażywając kąpieli, w której uprzednio przebywali jakiś czas mężczyźni. (s. 17)

    Take that, Daily Mail!

  55. July 28th, 2009 at 08:51 | #55

    wo :

    (a) nasze wydzieliny cielesne mają intensywny zapach, (b) przeważnie odczuwamy go jako coś nieprzyjemnego. Gdyby przyroda chciała, to spokojnie mogłaby nam wyłączyć a i b.

    Czyli (a) mogłaby nam wyłączyć metabolizm?
    (b) działa, tylko trochę inaczej. Do prawie każdego smrodu można się dość szybko przyzwyczaić. Zaduch niewietrzonego pomieszczenia odczuwa się tylko jakiś czas po wejściu z zewnątrz. Prawdopodobnie współczesny człowiek przywykłby nawet do zapachów Luwru epoki Króla Słońce.

    @garum
    Podobno niektórym Rzymianom też śmierdział.

  56. urbane.abuse
    July 28th, 2009 at 09:33 | #56

    bart :

    O rety, a skąd taka cezura?

    Epidemia Czarnej Śmierci. Oczywiście zmiany chwilę trwały, ale jak wybiło 1/3 populacji Europy, to trzeba było znaleźć jakiś powód i uznano, że to miazmaty rozpuszczone w wodzie (nie pamiętam oryginalnej nomenklatury). Wtedy zaczął się prawdziwy brud.

  57. July 28th, 2009 at 09:46 | #57

    bart :

    nameste :

    Kobieta może począć, zażywając kąpieli, w której uprzednio przebywali jakiś czas mężczyźni. (s. 17)

    Take that, Daily Mail!

    No ale Bart, co się peszysz:). Kobieta była z kraju w którym na serio wierzy sie w niepokalane poczęcie. Skoro zajść można z bytem wyimaginowanym, jakim jest anioł, to dlaczego z realnym basenem nie można?

  58. Gammon No.82
    July 28th, 2009 at 10:09 | #58

    urbane.abuse :

    Epidemia Czarnej Śmierci. Oczywiście zmiany chwilę trwały, ale jak wybiło 1/3 populacji Europy, to trzeba było znaleźć jakiś powód i uznano, że to miazmaty rozpuszczone w wodzie (nie pamiętam oryginalnej nomenklatury). Wtedy zaczął się prawdziwy brud.

    Szpekulacje. Chociaż może prawdziwe.
    Niektórzy wiążą antyłaźniowość dopiero z szesnastowiecznym syfilisem, a nawet dopiero z soborem trydenckim (oraz protestanckim purytanizmem).

  59. Gammon No.82
    July 28th, 2009 at 10:58 | #59

    hlb :

    Skoro zajść można z bytem wyimaginowanym, jakim jest anioł, to dlaczego z realnym basenem nie można?

    Na przykład z realnym basenem w realnym szpitalu :-D

  60. July 28th, 2009 at 11:09 | #60

    amatil :

    Czyli (a) mogłaby nam wyłączyć metabolizm?

    Przyroda wypróbowała różne sposoby – drapieżne koty mają tropizm obsesyjno-kompulsywnego wylizywania sobie brudu, żeby ofiara nie mogła wywąchać skradającego się tygrysa. Ale mogłaby nam wyłączyć choćby samą zdolność rejestrowania tego smrodu.

    amatil :

    Do prawie każdego smrodu można się dość szybko przyzwyczaić.

    Chyba na pececie.

  61. July 28th, 2009 at 11:19 | #61

    wo :

    Chyba na pececie

    Taka anegdotka. Byłem sobie nad polskim morzem. Wiało jak cholera, ale dzięki temu powietrze było czyste. W drodze powrotnej miałem przystanek w Warszawie. W podziemiach Centralnego było jeszcze, o dziwo, OK. Wyczułem jakiś cytrynowy aromat, co oznacza, że czasem tam jednak myją.
    Dopiero na zewnątrz, od odoru centrum Warszawy zrobiło mi się normalnie niedobrze. A przecież tam ludzie żyją, ty chyba też dość często bywasz.

    Przejście podziemne pod Rondem Dmowskiego musiałem pokonać na bezdechu (akurat całe 180 st.). A przecież tam ludzie pracują.

  62. Gammon No.82
    July 28th, 2009 at 11:21 | #62

    amatil :

    Przejście podziemne pod Rondem Dmowskiego musiałem pokonać na bezdechu (akurat całe 180 st.).

    To był Odor Sancitatis Poloniae.

  63. July 28th, 2009 at 11:23 | #63

    wo :

    Do prawie każdego smrodu można się dość szybko przyzwyczaić.

    Chyba na pececie.

    I to religijnym! Albo pierdolniętym! Ale jednak można!

  64. Gammon No.82
    July 28th, 2009 at 11:32 | #64

    Maćtrwa miało być sanctitatis.

  65. cadaver
    July 28th, 2009 at 11:49 | #65

    Moze kogos z Panstwa zainteresuja cudowne plamy z Rosji:
    http://fishki.net/comment.php?id=54929

  66. July 28th, 2009 at 11:55 | #66

    amatil :

    A przecież tam ludzie żyją, ty chyba też dość często bywasz.

    Właśnie rzadko – jestem klasycznym zombiakiem atakującym centra handlowe na obrzeżach. Do pracy jadę, jak wiesz, na ulicę Czerską, co oznacza trzymanie się Wisłostrady, plus taki malutki zygzaczek z Chełmskiej. Niby geometryczne centrum, ale na pewno nie takie centrum miałeś na myśli. A poza tym do kina i na zakupy przeważnie jeżdżę do centrów handlowych z multipleksami, tak więc do ścisłego centrum prowadzą mnie tylko jakieś szczególne okoliczności, na przykład jakiś niszowy seans jest akurat tylko i wyłącznie w Kinotece. W ścisłym centrum pojawiam się rzadko i zwykle z komentarzem typu “dżizas, kurczę, ja pierdykam”, zaszokowany właśnie ogólnym brudem i smrodliwością. No i okien samochodu tam raczej nie otwieram.

  67. urbane.abuse
    July 28th, 2009 at 12:26 | #67

    wo :

    do ścisłego centrum prowadzą mnie tylko jakieś szczególne okoliczności, na przykład jakiś niszowy seans jest akurat tylko i wyłącznie w Kinotece. W ścisłym centrum pojawiam się rzadko i zwykle z komentarzem typu “dżizas, kurczę, ja pierdykam”, zaszokowany właśnie ogólnym brudem i smrodliwością. No i okien samochodu tam raczej nie otwieram.

    Dawno nie byłem w Kinotece. Zrobili tam jakiś drajwyn?

  68. July 28th, 2009 at 12:33 | #68

    urbane.abuse :

    Dawno nie byłem w Kinotece. Zrobili tam jakiś drajwyn?

    Nawet nie ma już tej promocji, że z biletem parking dwa zyka.

  69. bloody_rabbit
    July 28th, 2009 at 13:43 | #69

    amatil :

    Przejście podziemne pod Rondem Dmowskiego musiałem pokonać na bezdechu (akurat całe 180 st.). A przecież tam ludzie pracują.

    Tam smierdzi glownie dlatego wlasnie, ze ludzie pracuja (smazac zapiekanki i inne swinstwa w pomieszczeniach bez porzadnych urzadzen do zbierania tego smrodu).

  70. July 28th, 2009 at 14:00 | #70

    bloody_rabbit :

    Tam smierdzi glownie dlatego wlasnie, ze ludzie pracuja

    Ależ jasne, ale to nie zmienia faktu, że oni tego smrodu, będąc tam, nie czują. Jak palacze smrodu papierosów.

  71. July 28th, 2009 at 14:03 | #71

    amatil :

    Jak palacze smrodu papierosów.

    Oczywiście że palacze czują smród papierosów. No weź wytrzymaj w jakiejkolwiek palarni. Przecież można zdechnąć.

  72. July 28th, 2009 at 14:04 | #72

    eli.wurman :

    Oczywiście że palacze czują smród papierosów.

    Chuja tam czują, no pun intended.

  73. July 28th, 2009 at 14:08 | #73

    bart :

    Chuja tam czują, no pun intended.

    No to mam rozdwojenie poczucia smrodu, bo mi śmierdzi, jak jest zadymione, jak na zbyt małej powierzchni pali zbyt wiele osób, nawet jeśli sam palę.

  74. July 28th, 2009 at 14:16 | #74

    eli.wurman :

    No to mam rozdwojenie poczucia smrodu, bo mi śmierdzi, jak jest zadymione, jak na zbyt małej powierzchni pali zbyt wiele osób, nawet jeśli sam palę.

    I pewnie gość od kanapek w przejściu podziemnym też rejestruje zapach smażonego bekonu, od którego sam Bóg deklaruje, że nie będzie już więcej złorzeczył ziemi ze względu na ludzi. Natomiast kiedy wraca metrem do domu, nie czuje, że wiezie ten zapach ze sobą – w przeciwieństwie do otaczających go pasażerów.

    Czy mogę dowodem anegdotycznym? Mogę? Otóż kiedy paliłem, nigdy mi się nie zdarzyło, żebym wrócił z jakiejś imprezy i czuł, że mam sweterek przesiąknięty smrodem stu papierosów. Dziś ów smród zmusza mnie do natychmiastowej przebierki.

  75. July 28th, 2009 at 14:44 | #75

    bart :

    Czy mogę dowodem anegdotycznym? Mogę? Otóż kiedy paliłem, nigdy mi się nie zdarzyło, żebym wrócił z jakiejś imprezy i czuł, że mam sweterek przesiąknięty smrodem stu papierosów. Dziś ów smród zmusza mnie do natychmiastowej przebierki.

    Znaczy, palenie papierosów w ogóle osłabia zmysł powonienia – bo po prostu palacz niszczy sobie dość delikatne struktury na swojej błonie śluzowej. Dlatego właśnie w jakichś takich ponurych zakątkach jak Gruzja czy Azerbejdżan, do których nigdy w życiu nie planuję wybrać się turystycznie, wszyscy palą jak kominy, po prostu żeby nie czuć skarpet sąsiada jadąć w siedem osób jednym żyguli. Czasem brak sprawnego zmysłu powonienia jest przecież błogosławieństwem.

    Swoją drogą, dla mnie zawsze symbolem przygłupiastego snoba będzie palacz papierosów, który udaje znawcę wina. Nie wierzę w zdolność nałogowego palacza do odróżnienia w ślepej próbie wina od zaprawionego spirytusem soku z czarnej porzeczki.

  76. July 28th, 2009 at 14:52 | #76

    wo :

    Swoją drogą, dla mnie zawsze symbolem przygłupiastego snoba będzie palacz papierosów, który udaje znawcę wina. Nie wierzę w zdolność nałogowego palacza do odróżnienia w ślepej próbie wina od zaprawionego spirytusem soku z czarnej porzeczki.

    Możesz do tej listy dopisać gości, którzy wino zagryzają serem.

  77. July 28th, 2009 at 14:56 | #77

    bart :

    Możesz do tej listy dopisać gości, którzy wino zagryzają serem.

    Tacy goście to niekoniecznie ci sami, co ser popijają winem.

  78. July 28th, 2009 at 14:58 | #78

    nameste :

    Tacy goście to niekoniecznie ci sami, co ser popijają winem.

    W zasadzie wyniki badań dyskredytują tych popijających.

  79. July 28th, 2009 at 15:08 | #79

    bart :

    W zasadzie wyniki badań dyskredytują tych popijających.

    Nie, co najwyżej zagryzających:

    “The research wasn’t about bad or good combinations,” [Dr Heymann] clarified. “We were instead looking at cheeses that may or may not affect the flavour of the wine.”

    Badania nie dotyczyły tego, czy wino przeszkadza w delektowaniu się rozmaitymi serami.

  80. July 28th, 2009 at 15:11 | #80

    bart :

    Możesz do tej listy dopisać gości, którzy wino zagryzają serem.

    Dziś ugryziesz ser, jutro już niekoniecznie. Z nałogowym paleniem jakby z definicji jest trochę inaczej.

  81. bloody_rabbit
    July 28th, 2009 at 15:13 | #81

    eli.wurman :

    Oczywiście że palacze czują smród papierosów. No weź wytrzymaj w jakiejkolwiek palarni. Przecież można zdechnąć.

    Bardzo mi sie podobaja “komory gazowe” dla palaczy na lotniskach. Siedza tam zamknieci jak jakies dziwolagi ;-)

  82. bloody_rabbit
    July 28th, 2009 at 15:14 | #82

    wo :

    Znaczy, palenie papierosów w ogóle osłabia zmysł powonienia – bo po prostu palacz niszczy sobie dość delikatne struktury na swojej błonie śluzowej. Dlatego właśnie w jakichś takich ponurych zakątkach jak Gruzja czy Azerbejdżan, do których nigdy w życiu nie planuję wybrać się turystycznie, wszyscy palą jak kominy, po prostu żeby nie czuć skarpet sąsiada jadąć w siedem osób jednym żyguli. Czasem brak sprawnego zmysłu powonienia jest przecież błogosławieństwem.
    Swoją drogą, dla mnie zawsze symbolem przygłupiastego snoba będzie palacz papierosów, który udaje znawcę wina. Nie wierzę w zdolność nałogowego palacza do odróżnienia w ślepej próbie wina od zaprawionego spirytusem soku z czarnej porzeczki.

    Hmm, to jakim cudem Japonczycy — ktorzy duzo pala — moga miec te swoja wyrafinowana kuchnie, ktorej smakowanie jak wiadomo wymaga rowniez funkcjonujacego zmyslu powonienia? Jakos to sie nie zgadza.

  83. July 28th, 2009 at 15:16 | #83

    nameste :

    Nie, co najwyżej zagryzających:

    Popijających.

    The cheese, according to them, suppressed almost all flavours, even strong ones. Their findings are to be published in March in the American Journal of Enology and Viticulture .

    The team concluded that the cheese proteins must coat the mouth, like they coat the stomach lining, deadening perceptions.

    wo :

    Dziś ugryziesz ser, jutro już niekoniecznie. Z nałogowym paleniem jakby z definicji jest trochę inaczej.

    Jestem żywym dowodem, że łatwiej rzucić palenie niż ser :)

    bloody_rabbit :

    Bardzo mi sie podobaja “komory gazowe” dla palaczy na lotniskach. Siedza tam zamknieci jak jakies dziwolagi ;-)

    http://carcino.gen.nz/images/index.php/00b9a680/21d25c96

  84. July 28th, 2009 at 15:19 | #84

    bloody_rabbit :

    Hmm, to jakim cudem Japonczycy — ktorzy duzo pala — moga miec te swoja wyrafinowana kuchnie i manie higieny osobistej? Jakos to sie nie zgadza.

    Wyrafinowanie takiego pierwszego z brzegu sushi polega na zderzaniu ze sobą wyraźnych smaków.

  85. July 28th, 2009 at 15:23 | #85

    bloody_rabbit :

    Hmm, to jakim cudem Japonczycy — ktorzy duzo pala — moga miec te swoja wyrafinowana kuchnie, ktorej smakowanie jak wiadomo wymaga rowniez funkcjonujacego zmyslu powonienia?

    Nigdy nie byłem w Japonii (ech, żizn prokljataja), ta kuchnia japońska którą znam, chetnie wykorzystuje przyprawy i sosy od których Europejczykowi świeczki stają w oczach (wasabi, imbir). No i oni nigdy nie dorobili się odpowiednika naszych win, w Japonii nie można być chardonnay socialist, choya to w porównaniu oranżadka.

  86. urbane.abuse
    July 28th, 2009 at 15:38 | #86

    wo :

    przyprawy i sosy od których Europejczykowi świeczki stają w oczach (wasabi, imbir)

    imbir? ostry?
    wo :

    No i oni nigdy nie dorobili się odpowiednika naszych win, w Japonii nie można być chardonnay socialist, choya to w porównaniu oranżadka.

    przecież większość Azjatów zwykłe piwo kopie w mózg; oni są dużo mniej odporni niż MY.

  87. July 28th, 2009 at 15:47 | #87

    bart :

    Popijających.

    To [zabawne] kwiprokwo nabiera coraz większych rozmiarów :). Ustalmy terminologię, OK? Zagryzający to winiarze, popijający to serożercy. I jeśli winiarz zagryzający robi sobie bardzo niedobrze na smak wina, to serożerca popijający — niekoniecznie źle na smak sera.

  88. kabotyna
    July 28th, 2009 at 15:50 | #88

    wo :

    Znaczy, palenie papierosów w ogóle osłabia zmysł powonienia – bo po prostu palacz niszczy sobie dość delikatne struktury na swojej błonie śluzowej.

    Jakieś masz na to kwity?

    wo :

    Swoją drogą, dla mnie zawsze symbolem przygłupiastego snoba będzie palacz papierosów, który udaje znawcę wina. Nie wierzę w zdolność nałogowego palacza do odróżnienia w ślepej próbie wina od zaprawionego spirytusem soku z czarnej porzeczki.

    A to niezwykle jest interesujące co piszesz. Tak się zdarza, że w swoim życiu miałem okazję spotkać się z około 200-300 absolutnie topowymi, europejskimi producentami wina i ich enologami (jeśli akurat sami właściciele nie byli odpowiedzialni za winifikację) i jakieś 75% z nich pali szluga jednego za drugim. 5% kopci cygara tak śmierdzące że trudno przebywać przy nich na otwartym terenie w promieniu 20 metrów. Ci kolesie nie tylko rozróżniają wszystkie niuanse w winach ale potrafią wychwytywać je na etapach produkcji, na których przeciętny koneser wina nie wyczuje nic poza intensywnym zapachem pracy drożdży.

    Podczas Vinexpo i Vinitaly spotkałem także kilkunastu najbardziej wpływowych krytyków/dziennikarzy winiarskich oraz gastronomicznych i wśród nich też sporo palących ostro jest.

    Kilku szefów knajp z 2+ gwiazdkami Michelina, których znam, kopci jak lokomotywy.

    Może jest coś w tym co piszesz, bo istotnie palenie musi zmieniać smak, to jednak nic nie wskazuje na to że odbiera umiejętności oceny jakości wina/potrawy ani umiejętności tworzenia wina/potrawy.

    Z serami+wino, to jest duuużo bardziej złożona historia. Nawet w obrębie tej samej grupy serów można trafić na takie które zrujnują wino (wydobędą smaki metaliczne bądź mydlane n.p.) i takie które uzupełnią/uwydatnią pewne aromaty wina. Najbardziej niebezpieczne w tej kwestii są sery z kwitnącą skórką oraz z zieloną/niebieską pleśnią (te właściwie nadają się tylko do aromatycznych win słodkich o sporej kwasowości). Całkiem bezpieczne dla win są sery podpuszczkowe, zwłaszcza dłużej dojrzewające.

    eli.wurman :

    No to mam rozdwojenie poczucia smrodu, bo mi śmierdzi, jak jest zadymione, jak na zbyt małej powierzchni pali zbyt wiele osób, nawet jeśli sam palę.

    Doskonale to rozumiem. Wydaje mi się, że to łatwiejsze do zrozumienia dla kogoś kto nigdy nie palił niż tego który rzucił.

  89. July 28th, 2009 at 15:55 | #89

    urbane.abuse :

    imbir? ostry?

    WO pewnie był na sushi i ma na myśli ten marynowany (or whatever) imbir w plasterkach, który się podaje do tego – i on faktycznie jest ostry (imbir, nie WO).

  90. urbane.abuse
    July 28th, 2009 at 16:00 | #90

    Barts_706 :

    WO pewnie był na sushi i ma na myśli ten marynowany (or whatever) imbir w plasterkach, który się podaje do tego – i on faktycznie jest ostry (imbir, nie WO)

    Toż ja o nim właśnie – wasabi owszem, ostre; ale od imbiru mi żadne świeczki w oczach nie stają (a nie wierzę, żeby w japońskich i koreańskich knajpach w kilku krajach ciągle podawali mi jakiś mdły ersatz)
    “A ground-breaking study is bound to ruffle feathers and evoke strong reactions,”
    Bardzo mi się podoba sam pomysł badania polegającego na piciu fajnych win i jedzeniu fajnych serów. Wnioski mogą być jakie bądź.

  91. July 28th, 2009 at 16:00 | #91

    kabotyna :

    Jakieś masz na to kwity?

    Coś się znajdzie.

    kabotyna :

    No to mam rozdwojenie poczucia smrodu, bo mi śmierdzi, jak jest zadymione, jak na zbyt małej powierzchni pali zbyt wiele osób, nawet jeśli sam palę.

    Doskonale to rozumiem. Wydaje mi się, że to łatwiejsze do zrozumienia dla kogoś kto nigdy nie palił niż tego który rzucił.

    O, a dlaczego? Będąc byłym palaczem, doskonale pamiętam, że czułem smród papierosów w pomieszczeniach, gdzie jarało dużo osób naraz, albo w miejscach, gdzie wypalono po prostu dużo fajek i fetor wszedł w ściany. Przy czym mowa tu o solidnej koncentracji smrodu. Palacze wysiadają przy bardziej subtelnych klimatach, np. zapachu w ubraniu po imprezie albo fetorku od sąsiada, który skończył jarać tuż przed wejściem na peron metra.

  92. July 28th, 2009 at 16:00 | #92

    bloody_rabbit :

    Bardzo mi sie podobaja “komory gazowe” dla palaczy na lotniskach. Siedza tam zamknieci jak jakies dziwolagi ;-)

    http://www.flickr.com/photos/amcalp/2678898349/

  93. bloody_rabbit
    July 28th, 2009 at 16:02 | #93

    wo :

    Nigdy nie byłem w Japonii (ech, żizn prokljataja),

    Naciagnij Michnika na wyjazd sluzbowy, warto.

    ta kuchnia japońska którą znam, chetnie wykorzystuje przyprawy i sosy od których Europejczykowi świeczki stają w oczach (wasabi, imbir).

    Niekoniecznie, “cesarska” kuchnia z Kyoto posluguje sie lagodnymi smakami. A Europejczycy przesadzaja z wasabi i sosem sojowym.

    No i oni nigdy nie dorobili się odpowiednika naszych win, w Japonii nie można być chardonnay socialist, choya to w porównaniu oranżadka.

    Maja troche winnic. W Kobe widzialem caly sklep z lokalnym winem, ale przyznaje ze nie probowalem.
    bart :

    Wyrafinowanie takiego pierwszego z brzegu sushi polega na zderzaniu ze sobą wyraźnych smaków.

    Ale juz smak rybek w sashimi jest bardzo delikatny.

    urbane.abuse :

    przecież większość Azjatów zwykłe piwo kopie w mózg; oni są dużo mniej odporni niż MY.

    Wiem to bardzo dobrze (nieumyslnie spoilem kolege z Tajwanu), ale przeciez dobrego wina nie pije sie po to, zeby sie nawalic.

  94. July 28th, 2009 at 16:08 | #94

    bloody_rabbit :

    Naciagnij Michnika na wyjazd sluzbowy, warto.

    Jak mi ktoś zasugeruje fajny pomysł na tekst do “DF”, który uda mi się kierownictwu tak przedstawić, że bez wyjazdu do Japonii po prostu ni chu chu – to mu przywiozę wybór hentai z Jego Porno (z zamianą na jakieś inne gadżety).

    bloody_rabbit :

    Niekoniecznie

    Koniecznie “ta którą znam”.

  95. urbane.abuse
    July 28th, 2009 at 16:08 | #95

    bloody_rabbit :

    przeciez dobrego wina nie pije sie po to, zeby sie nawalic.

    owszem, jednakowoż można się nim spić pijąc je w jakimkolwiek innym celu, niechby i szczytnym. Bo skoro dobre, to trudno przestać.

  96. July 28th, 2009 at 16:11 | #96

    bloody_rabbit :

    Ale juz smak rybek w sashimi jest bardzo delikatny.

    Pewnie tak. Nattō, mimo całego swojego hardkorowej otoczki, też ma dość subtelny smak. Mimo to kuchnia japońska, a przynajmniej ta część, z którą miałem kontakt, jawi mi się jako operująca bardzo wyrazistymi smakami. Namiętnie używam słonych posypek do ryżu, pamiętam ostre japońskie wersje kiszonek i ramen, który – choć sam ugotowany bez dużej ilości soli – podano z piekielnie słonym rosołkiem. Do tego kojarzę teriyaki, też mocne; te wszystkie ciasteczka ryżowe, albo pikantne że hej, albo bardzo słone. Z nieco już wyblakłych wspomnień przebija się tabasco przy każdym stoliku w knajpie. A, no i raz załapałem się na ceremonię parzenia herbaty. Herbata jak herbata, ale towarzyszące jej ciasteczko ryj wykrzywiało od słodkości.

    ale przeciez dobrego wina nie pije sie po to, zeby sie nawalic

    To ja się już nie odzywam, bo wychodzi ze mnie polactwo ;)

  97. kabotyna
    July 28th, 2009 at 16:17 | #97

    bart :

    Jakieś masz na to kwity?

    Coś się znajdzie.

    No jest to jakiś przyczynek, ale zdaje się że w naukowym mainstremie niewiele na ten temat jest i do tego przeczącego wpływowi palenia jak i potwierdzającego.

    Istotniejsze wydaje mi się to, czy ewentualna utrata zdolności identyfikacji jakiegoś aromatu wpływa na umiejętności produkcji/oceny dobrego wina. Mocno w to wątpię i WO na to niech kwity położy, bo chyba nie stwierdził tego bezpodstawnie.

    bart :

    O, a dlaczego? Będąc byłym palaczem, doskonale pamiętam, że czułem smród papierosów w pomieszczeniach, gdzie jarało dużo osób naraz, albo w miejscach, gdzie wypalono po prostu dużo fajek i fetor wszedł w ściany.

    Ale przeszkadzało Ci to wtedy kiedy paliłeś? Bo o tym pisałem.

  98. July 28th, 2009 at 16:19 | #98

    kabotyna :

    Ale przeszkadzało Ci to wtedy kiedy paliłeś? Bo o tym pisałem.

    Tak. Od razu przypomina mi się stan zapachowy mojego mieszkania po jakiejś ostrzejszej sesji.

  99. kabotyna
    July 28th, 2009 at 16:26 | #99

    wo :

    Koniecznie “ta którą znam”.

    No ale tu napisałeś, coś takiego jakby dyskutować o “kuchni włoskiej” (nic takiego nie istnieje!) porównując pizze z Pizza Hut i Domino’s.

  100. kabotyna
    July 28th, 2009 at 16:29 | #100

    bart :

    Tak. Od razu przypomina mi się stan zapachowy mojego mieszkania po jakiejś ostrzejszej sesji.

    Ok. To wydaje mi się oczywiste. Ale tam na miejscu jak miałeś? Tak jak jak Eli?

Comment pages
1 8 9 10 11 12 27 2340
  1. No trackbacks yet.

Optionally add an image (JPEG only)