Operacja „Rzepa w chuście”
Pamiętacie „Operację Chusta”, odcinkowe futurystyczne science fiction przedstawiające wyobrażenia Tomka Terlikowskiego, jak będzie wyglądał niebawem świat, jeśli ktoś nie powstrzyma oszalałych aborcyjnych pederastów przed sianiem laicyzacji na terenie totalitarnej Unii Europejskiej? Na pewno pamiętacie! Przywołuję tutaj tę epopeję o dzielnym księdzu spieprzającym z Warszawy do Afryki z chustą „nie ludzką ręką uczynioną” pod pachą, bo twierdzę, że nie zna Tomasza Terlikowskiego ten, kto nie zapozna się z jego odcinkową wyprawą na terytoria literatury pięknej. „Operacja Chusta” daje niezwykłą szansę zapuszczenia sępiego spojrzenia źrenic w duszę katolickiego publicysty, przyłapania go w momencie absolutnej szczerości. Oto jak mały Tomek postrzega świat, oto jego wykrzywiona, schizofreniczna rzeczywistość, której musi stawiać czoła co dzień. Z taką wiedzą łatwiej mi powstrzymać się przed wykrzykiwaniem wulgaryzmów podczas czytania „poważnych” artykułów Terlikowskiego drukowanych w prasie codziennej. Ot, choćby przy lekturze „Rewolucji homoseksualnej” opublikowanej w Rzepie. Wystarczy po prostu pamiętać, że najwyraźniej redaktor Terlikowski nie kojarzy już, kiedy pisze kolejną część swojej powieści, a kiedy kleci artykuł do prasy. I już szklanka nie trzaska o ścianę.
Terlikowski zaczyna z grubej rury: jego zdaniem działacze gejowscy nie mają na celu wywalczenia równych praw. Chcą czegoś więcej:
Analiza sposobu działania organizacji gejowskich i ich radykalizujących się postulatów musi prowadzić do wniosku, że celem jest zburzenie cywilizacji zachodniej zbudowanej na normach i wartościach judeochrześcijańskich, a także na pełnej akceptacji i ochronie rodziny.
Bicie w takie dramatyczne dzwony nieodmiennie mnie fascynuje. Wychylam się z okna, nasłuchuję, a między świergot ptaszków i pokrzykiwania pijaczków wkrada się odległy grzmot: to pod ciosami pederastów rozpada się cywilizacja zachodnia. A dokładniej: taka cywilizacja, w jakiej chciałby żyć Terlikowski, nie mająca wiele wspólnego z rzeczywistą współczesną cywilizacją zachodnią, laicką i szanującą mniejszości. To pierwsze z wielu zderzeń świata urojonego z prawdziwym w tekście Terlikowskiego.
Nie wiadomo, w jaki sposób pan redaktor przeprowadził swoją analizę. Jej wynik dziwnym trafem zgadza się z hasłem głoszonym przez Terlikowskiego i — używając języka stosowanego w artykule — jego popleczników: pedały idą po wszystko, chcą rządzić normalnymi, tak nie może być, musimy się przed tym bronić. Walka o ochronę praw mniejszości jest w krzywym zwierciadle prozy Terlikowskiego przedstawiona jako próba przejęcia przez tę mniejszość władzy nad światem. W takiej pokracznej rzeczywistości okrzyk „Żadnych praw dla sodomitów!” nie jest wyrazem prymitywnej homofobii, tylko troski o przyszłość naszego wspólnego europejskiego domu.
Pierwszy krok rewolucji homoseksualnej to walka z językiem:
I wcale nie chodzi tu o zastąpienie mało sympatycznego słowa „pedał” czy bardziej fachowego określenia „pederasta” infantylnym terminem „gej” (angielskie słowo „gay” oznaczało wesołka), ale o wprowadzenie do debaty publicznej, a nawet do języka ludzi Kościoła terminu „orientacja seksualna”.
Fachowe określenie „pederasta” akurat nie jest znaczeniowo równoważne z mało sympatycznym słowem „pedał”. Dużo lepiej pasuje termin „sodomita”, ale oczywiście nie każdy musi się orientować w zawiłościach definicyjnych. Nie można takiej orientacji wymagać zwłaszcza od osoby tęsknącej najwyraźniej za dawnymi dobrymi czasami, w których opóźnionych psychicznie dzielono fachowo — w zależności od stopnia upośledzenia — na debili, imbecyli i idiotów. Proste, jednoznaczne, nierozmydlone przez polityczną poprawność, odarte z szacunku terminy. Panie, komu to przeszkadzało, panie.
Drugi krok rewolucji homoseksualnej to zamknięcie ust niepokornym. Terlikowski zaczyna od postawienia tezy, że dowody naukowe przeczą hasłom pederastów:
Takiego wniosku [o równości orientacji seksualnych] nie da się zaś oprzeć na wynikach nauk empirycznych. Z faktu bowiem, że relacje homoseksualne występują niekiedy w przyrodzie (czego dowodem ma być wielbiona przez gejowskich lobbystów para homoseksualnych pingwinów w niemieckim Bremerhaven) nijak nie wynika, że takie zachowanie jest normalne czy moralnie akceptowalne.
Być może nie jestem na bieżąco z retoryką „lobby homoseksualnego”, ale wydaje mi się, że teksty o dupczących się pingwinach nie stanowią sztandarowego argumentu na rzecz równouprawnienia gejów. Ja jednak nie przeprowadzam „analiz sposobu działania organizacji gejowskich i ich radykalizujących się postulatów”. Ale ma pan rację, jedno nie wynika z drugiego! Pingwiny-geje nie mają wpływu na mój osąd etyczny. Ważny jest za to dla mnie fakt, że pewien niewielki procent ludzi, w zasadzie taki sam dla każdej społeczności czy kultury, rodzi się homoseksualistami. Według mojej wiedzy i wbrew nachalnej religianckiej propagandzie, ludzie ci nie wybierają swojej orientacji, nie szkodzą w żaden sposób społeczeństwu, uprawiają ze sobą seks za obopólną zgodą dorosłych partnerów, nie łamią prawa (chyba że jesteśmy w Iranie). Nie rozumiem więc, dlaczego mam ich uważać za osobników nienormalnych czy niemoralnych.
Jeśli już rozmawiamy o naukach empirycznych, badania psychologiczne dowodzą, że homoseksualiści nie różnią się zbytnio od heteroseksualistów. Owszem, częściej nadużywają alkoholu, chorują na depresję czy popełniają samobójstwa. Tak się składa, że są to typowe reakcje na wykluczenie z życia społecznego. Jedyne różnice między nimi a nami wynikają więc ze stygmatyzującej ich homofobii. Ponieważ te patologie nie są efektem homoseksualizmu, ale reakcji społeczeństwa na homoseksualizm, nie ma powodu, żeby traktować gejów jako ludzi chorych. Ale pan redaktor wie lepiej:
Wymuszone na Amerykańskim Towarzystwie Psychiatrycznym czy Światowej Organizacji Zdrowia decyzje o wykreśleniu homoseksualizmu z listy chorób traktowane są jak objawienie, którego nikomu nie wolno podważać.
Ech… Problem z wami, drodzy fundamentaliści, wynika z faktu, że naginacie rzeczywistość, aż ta jęczy niczym diakon od buttseksu. Miałem z tym gięciem ostatnio dużo uciechy, czytając wasze teksty o rocznicy „sprawy Agaty”. Za pytanie o jej obecność na pikiecie pod redakcją „Gazety Wyborczej” dostałem dożywotniego bana na portalu „Fronda”. Wy zaś, komentując jej zachowanie, ze smutnym niedowierzaniem w głosie stwierdzaliście, że na najnowszych zdjęciach w swoim fotoblogu „zaczyna się nawet uśmiechać”, a spotkana ostatnio przez księdza Podstawkę (głównego animatora Pierwszego Katolickiego Biegu Przełajowego Po Szpitalach Lublin-Warszawa-Gdańsk 2008) „sprawiała wrażenie, jakby się nic się nie stało. I trudno jej się dziwić, po tym, co przeszła”. Jakby się wam w głowach nie mogło pomieścić, że ona może normalnie funkcjonować, że nie żyje w permanentnej traumie. Tak samo najwyraźniej lepiej wiecie, co czuje Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne, niż samo Towarzystwo (które zaprzecza istnieniu jakichkolwiek nacisków), a choć WHO usunęła homoseksualizm z listy chorób, bo nie mieścił się w definicji choroby, to przecież wam doskonale wiadomo, czyje naciski stały za tą decyzją.
Psycholog, socjolog czy choćby polityk, który odważy się zasugerować, że homoseksualizm jest odstępstwem od normy, zostanie skazany na wieczną infamię, a próba zorganizowania z nim spotkania (o czym przekonali się w Polsce studenci z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, którzy chcieli się spotkać z doktorem Paulem Cameronem) kończy się nieodmiennie histerią i wzywaniem do zaangażowania policji czy prokuratury do walki z nienawiścią.
Pan pozwoli, panie Tomku, że zwrócę się do pana bezpośrednio i powiem tak: po pierwsze, w Polsce psycholog, socjolog czy choćby polityk twierdzący, że homoseksualizm jest odstępstwem od normy, nie spotyka się z żadnym ostracyzmem — choć taki ostracyzm mu się należy. Niektórzy tacy politycy zostają ministrami. Po drugie, doktor Cameron, o czym obaj wiemy, nie jest naukowcem, tylko wściekłym chrześcijańskim homofobem, który dawniej chciał gejów eksterminować, a dziś zmądrzał i chce ich już tylko izolować od społeczeństwa. Takie poglądy wykraczają chyba poza „sugerowanie, że homoseksualizm jest odstępstwem od normy”, zgoda?
Dalej Terlikowski opowiada o Europie: wspomina o grantach naukowych przyznawanych wyłącznie na badania stawiające homoseksualizm w pozytywnym świetle (w jego świecie najwyraźniej wyniki badań da się przewidzieć przed ich przeprowadzeniem), wspomina francuskiego deputowanego skazanego na grzywnę za homofobiczne wystąpienie (rozbrajająco myląc przy tym jego narodowość i kwotę grzywny), żali się, że holenderski rząd już nie dotuje chrześcijańskich ośrodków „leczących” z homoseksualizmu — a na końcu wkracza w paszczę szaleństwa, opowiadając dyrdymały o „oddziałach reedukacji z homofobii”, na które trafia się ponoć za badania próbujące ustalić, czy można oduczyć człowieka zachowań homoseksualnych.
I to jest kolejna sprawa, która mnie u religijnych homofobów zadziwia. Panie Tomaszu, czy naprawdę tak trudno panu podstawić katolików zamiast homoseksualistów? Niech pan zamknie oczy i wyobrazi sobie świat, w którym amerykański dochtur-wariatuńcio jeździ po świecie i wspomagając się PowerPointową prezentacją opowiada studentom, że w wyniku pseudonaukowych analiz wyszło mu, że chrześcijanie częściej się upijają i gwałcą swoje koty. Niech pan wyobrazi sobie ośrodki leczące z katolicyzmu. Niech pan wyobrazi sobie świat, w którym katolicy są obywatelami drugiej kategorii. Oh wait. Pan już sobie to wyobraził i napisał „Operację Chusta”. Soraski.
Było już o wkroczeniu w paszczę szaleństwa? To zróbmy krok głębiej: geje chcą wymusić akceptację. Co tam akceptację:
Oni chcą wymusić nie tylko milczenie, ale i pełną akceptację czy nawet zachwyt dla swojego stylu życia.
Pierwsza wymieniona przez Terlikowskiego ofiara wymuszania zachwytu to pewien hiszpański sędzia:
Hiszpański sędzia Fernando Ferrin Calamita za to, że odwlekał przyznanie parze homoseksualnej dziecka — czyli za „jawną homofobię”, jak orzekł sąd w Murcii — stracił prawo wykonywania zawodu na dwa lata. Nakazano mu też wypłacenie owej parze 6 tysięcy euro zadośćuczynienia.
O rany. To się dopiero dzieje w tej lewackiej Hiszpanii, generała Franco im chyba trzeba, żeby wlał narodowi trochę pasów na gołą pupę… Ale zaraz, zweryfikujmy tę ckliwą historię. Ów sędzia nie odwlekał przyznania parze lesbijek dziecka, tylko próbował odebrać jednej z nich prawa rodzicielskie, kazał odesłać jej dzieci do ojca, dopóki matka nie przestanie żyć w związku z kobietą, określił dzieci wychowywane przez lesbijki jako „ludzkie świnki morskie”, a na koniec cisnął bon mocikiem:
Jest zrozumiałe, że uzależnienie [rodzica] od narkotyków, pedofilia, przynależność do sekty satanistycznej lub pozamałżeński romans heteroseksualny mają zły wpływ na dziecko i są powodem przekazania praw rodzicielskich [eks-małżonkowi]. To samo dotyczy homoseksualizmu. (…) Homoseksualna atmosfera wyrządza krzywdę nieletnim i poważnie zwiększa ryzyko, że i oni pójdą tą drogą”.
No faktycznie, panie Tomku, niezłe odwlekanie. A toście sobie męczennika znaleźli.
Następne akapity to standardowe opowieści o brytyjskiej opiece społecznej przekazującej dzieci pod opiekę homoseksualnym parom, wbrew woli ich rodziców, którzy woleliby heteroseksualnych chrześcijan zamiast straszliwych rozwiązłych pederastów. O podobnym przypadku już kiedyś pisałem, dalej twierdzę, że problemem jest raczej homofobia rodziców biologicznych niż homoseksualizm rodziców zastępczych.
Przeciwko homoseksualnej ofensywie staje samotnie Kościół. Dlatego geje profanują świętość. Kolejny kroczek w paszczę.
Coraz częściej zdarzają się także prowokacyjne ataki na miejsca święte czy ważne dla chrześcijan symbole. Grupy działaczy homoseksualnych celowo profanują msze święte, przerywają kazania biskupów czy inspirują władze państwowe do potępiania Kościoła katolickiego.
Czy słyszycie ten jęk? To rzeczywistość, naginana do tezy. Ale poczekajcie, Terlikowski pisze o pierwszych ofiarach w szeregach kościoła. Jeżeli chodzi o przemoc, wciąż niestety facetowi łatwiej dostać w mordę za trzymanie na ulicy ręki swojego chłopaka niż za krzyżyk na szyi. Geje za to przodują w piętnowaniu myślozbrodni:
A czasem nawet wymuszają administracyjne zakazy głoszenia Ewangelii. Jak potrafią być skuteczni, przekonał się szwedzki pastor Ake Green, zielonoświątkowiec, którego skazano (wyrok ostatecznie uchylił Sąd Najwyższy) za przypominanie, co o aktach seksualnych między mężczyznami mówi Stary Testament.
Blog de Bart supports Unicode characters, więc napiszę imię pastora poprawnie: Åke. Sięgnijmy do Wikipedii:
20 lipca 2003 Åke Green wygłosił publicznie w mieście Borgholm na Olandii kazanie, w którym przedstawił interpretację tekstu z Biblii dotyczącą homoseksualizmu. Opatrzył ją komentarzem, w którym stwierdził, że akceptacja homoseksualizmu otwiera drogę do dewiacji takich jak pedofilia i zoofilia. Jego zdaniem „Biblia jednoznacznie opisuje wszelkie zboczenia seksualne. Jest to rak na ciele społeczeństwa.” Pastor ostrzegł, że uznanie perwersji za normę może zesłać na Szwecję gniew Boga i klęski żywiołowe na podobieństwo biblijnej Sodomy. Osoby o orientacji homoseksualnej nazwał „zboczeńcami” twierdząc, że nie mogą być jednocześnie chrześcijanami. Stwierdził też, że homoseksualność jest kwestią wolnego wyboru człowieka i nie jest uwarunkowana genetycznie. Zadeklarował także, że „każdy może być wyswobodzony i uwolniony”.
Konkretny chrześcijański przekaz miłości bliźniego, pod którym, jak mi się zdaje, redaktor Terlikowski mógłby się spokojnie podpisać.
W pierwszej chwili artykuł Terlikowskiego wywołał we mnie bezradną agresję. Normalnie najchętniej wysadziłbym się w powietrze w redakcji Rzepy. Po chwili złości naszła mnie jednak refleksja (którą podzieliłem się ze społecznością BdB, a ta mnie za nią zjadła): strasznie jest żyć w takim urojeniu. Tekst ten pokazuje świat widziany przez człowieka stojącego na głowie, z krwią zalewającą mózg. Wszystko jest na odwrót: mniejszość domagająca się szacunku to agresorzy. Religijnie motywowani betonowi nienawistnicy to ostatni obrońcy cywilizacji. W tym świecie do góry nogami wiara jest notorycznie atakowana, kościoły profanowane, za to najwyraźniej nie bije się gejów. Terlikowski kończy dramatycznie:
Czy rzeczywiście chcemy takiego świata?
Ekhm, a może pan redaktor by się obrócił nogami w dół?
eli.wurman :
Nie kalarepka, tylko kolega Quasi się wyrabia w celnych krótkich piłkach :)
I racja, brak zmuszania poprzez pozostawianie wyboru “pasy or mandacik” jest niedaleko od wyboru “gej niepraktykujący albo martwy”. Zabranianie pozostawia ci wybór, tylko w efekcie pójścia jedną drogą dostajesz mniej lub bardziej dotkliwy łomot.
Gammon No.82 :
No ale czaisz ten chłyt, że jak ludzie lubią seks to im się zakłada kaganiec na ryćkanie, a jak lubią żarcie to na mięso itd.? Ogólnie metoda jest taka:
(1) Znajdujesz coś co budzi w ludziach mocne uczucia
(2) Dodajesz trzy łyżki stołowe Jezusa
(3) Zakazujesz (poślizg zapewnia pkt. 2)
(4) ?
(5) Profit
Tu tymi “mocnymi uczuciami” są echa z empatii. Katolicka koncepcja grzechu to taki wrapper (że jeszcze inną informatyczną metaforą polecę) tak jak “czystość przedmałżeńska”, albo “post”. Ogólnie koncepcje jakoś tam sensowne (żeby nie ryćkać się z kim popadnie i nie wpierdalać byle czego) tylko podkręcone do absurdu i with extra Jesus.
Quasi :
WIele rzeczy “zdroworozsądkowych” jest sprzecznych z obserwacją (a wiele rzeczy obserwowanych jest sprzecznych ze zdrowym rozsądkiem).
Quasi :
Być może. Nie stałem przy tym z twardościomierzem.
W czasach, kiedy korzystałem ze szkolnych wychodków, Barbie prawie nie pojawiała się w tych szerokościach geograficznych.
BTW ale około 1987 roku zrobiłem projekt artystyczny “laleczka Klaus Barbie”.
inz.mruwnica :
No tak jakby wiem. O tym to już około 1950 roku Tondi (ten eks-jezuita) napisał dość obszernie, i można rzec z pierwszej ręki.
bart :
Ale tylko jeśli przyjmiemy Iran za punkt odniesienia. Szczęście moje, jesteśmy w Europie.
Gammon No.82 :
I see what you did there…
A z naszych to Kołakowski zanim go kadzidło nie oczadziło.
eli.wurman :
Ale nikt Ci nie każe rozdzielać seksualności, pociągu i potrzeby jego realizacji. Każą Ci jedynie rozdzielić seksualność + pociąg + potrzebę jego realizacji od realizacji. A to się da zrobić z łatwością, zwłaszcza jeśli weźmiesz sobie do serca ludowe przysłowia, którymi żeśmy z Gammoniem tak dziarsko sypnęli. Zresztą, panowie (i panie) w czarnych (a czasem brązowych, czerwonych i białych) sukienkach, którzy Ci to każą, zaświadczą osobistym przykładem.
Skądinąd w pewnych rejonach świata bez samochodu może być ciężko wyżyć.
eli.wurman :
Gadaj z nicponiami.
eli.wurman :
Ja myślę, że – niezależnie od miejsca pobytu – zachodzi wielka różnica między wypchnięciem człowieka z 20 piętra (ohydny przymus!), a zakomunikowaniem “skacz, bo ci łeb krajzegą obetnę” (no gdzie tam, jaki przymus? wolna wola!).
Quasi :
…i zapewne stąd nazwa “trzepanie kapucyna”.
EDIT: słyszeliście coś, że klerykom zaleca się mniej-więcej “w razie ataku pożądania zaspokoić się ręcznie, ale broń Boże nie myśleć przy tym o żadnych świństwach”?
Gammon No.82 :
Cierpię okropnie, bo nie pamiętam, na którym blogu widziałem zdjęcie o. Knotza z LOLkotkowym napisem W ZWIĄZKU RADZIECKIM KAPUCYN TRZEPIE CIEBIE.
Gammon No.82 :
Pewnie tak. Ale zapomniałeś o jednej kwestii – chrześcijaństwo wprowadziło pewien postęp moralny: tu do pater familias dochodzi spostrzeżenie, że dla dziecięcia dobrym jest – z perspektywy wiecznej, a może i doczesnej – “czcić ojca swego i matkę swoją”.
Gammon No.82 :
To o czym? O biskupie, o matce?
@ bart:
U MRW było.
inz.mruwnica :
A BO JA WIEM?
O, tutaj było.
Quasi :
A raki lubią być wrzucane do wrzątku. Aż piszczą z radości.
inz.mruwnica :
Tak podejrzewałem. Śmiałem się trochę, ale głośno.
Gammon No.82 :
Hmmm… Z takich wyzwolonych rewelacji to ja znam tylko tę:
ks. A. Kokoszka. “Moralność życia małżeńskiego. Sakramentologia moralna. Część III.” Tarnów 1998 s. 137
Czytałem za to kiedyś w jakiejś gazecie katolicką poradę dla małych chłopców co począć wobec ataku pożądania: “… zająć się modlitwą aż zmniejszy się penis”.
Quasi :
Viagra czyni cuda.
wo :
Jakich na przykład?
Quasi :
Jezus maria! A jak ktoś przesadzi z modlitwą, to mu całkiem zniknie!
Euuuiiiiiiii, (to był sygnał przeciągania się nieroba) Sorry, ale spałem. O czym jest? Jacyś na nerwie jesteście i w krótkich piłkach sprytni czy coś. Czy ktoś mógłby ,bardzo proszę, streścić w trzech żołnierskich, krótkich słowach?
Tutensramon :
Jak wyszedłeś to była plazma kwarkowo-gluonowa, a już mamy pierwotną zupę.
eli.wurman :
Jak tym biedakom w Afryce rok temu. Ale była afera, trzynastu czarowników w areszcie!
eli.wurman :
A i to od niedawna masz takie szczęście. Wspomniana waligrucha to wynalazek europejski. Praktyki homoseksualne były karana w cywilizowanych krajach Europy jeszcze w latach 50. (słynny przykład Turinga). No i pamiętaj, że nie tak mała część społeczeństwa marzy o powrocie do tamtych realiów:
Czy, Pana(i) zdaniem, pary gejów i lesbijek, czyli dwóch osób tej samej płci pozostających ze sobą w intymnym związku, powinny mieć prawo uprawiać stosunki seksualne?
Tak: 37%
Nie: 37%
Trudno powiedzieć: 26%
eli.wurman :
O kurwa. To zaraz będą jaskiniowcy (na jednym filmie mieli ogony dinozaura). Jak przyniosą flaszkę i powiększą mi to jestem zainteresowany.
Quasi :
Takie pytania nie za bardzo oddają sens tego o co pytają, bo mało facetów przeciwnych rozpatruje je logicznie i się zastanawia, tylko automatycznie podstawia sobie “czy chciałbyś być spenetrowany analnie”. Nielogiczne? Siur!
EDIT: A nie… logiczne, ale dłuższa sprawa, może jutro napiszę.
inz.mruwnica :
Skąd wiesz?
W Irlandii jest zabawnie: “Homosexuality was decriminalised in 1993, following the ruling of the European Court in Norris vs. Ireland with the Criminal Law (Sexual Offences) Act 1993. This same act places an age of 15 on acts of “gross indecency” between male homosexuals, but with no definition of what these are.”
Sorry za OT, ale skąd ta banda, która przysyła mi reklamy o powiększaniu pindola wie, że mam za małego? Pieprzone lobby pedryli- wiadrodupych próbuje dopasować świat ( w postaci mojej fujary) do własnych potrzeb i warunków fizycznych?! Przeciaż ja nawet nie jestem pedałem :( !
Quasi :
Jutro, jutro, panie kochany. Aha… i nie spodziewaj się bibliografii…
Tutensramon :
Michał mówił co innego.
@ inz.mruwnica:
To kłamca i dziwka.
Quasi :
Moja kocica potrafi takie nakrętki zdejmować (lubi się bawić pustymi pojemnikami po lekach). Nie mam pojęcia, jak ona to robi. W każdym razie, takich zwykłych nie zdejmuje.
Quasi :
Zwykle przewaznie trzeba mocniej przekrecic, a te “bezpieczne” tylko lekko nacisnac i same odskakuja. Dobry pomysl swoja droga, mam szybko nudzaca sie papuge, moze to ja zajmie na dluzej.
Slotna :
No sprawdzałem i tak nie jest. Znaczy się, trzeba przycisnąć i jednak przekręcić. Prawdopodobnie te pojemniki jej się otwierają, gdy je przyturla pod ścianę – jednocześnie przyciska pojemnik (do ściany) i toczy, a że te “bezpieczne” nakrętki są jakieś takie wielkie, to tocząc pojemnik stopniowo je odkręca.
I to ma być zabezpieczenie przeciwdzieciowe? Pfff
Quasi :
Troche przekrecic trzeba, ale zwykla nakretke przewaznie zakrecasz do oporu, wiec musisz troche sily wlozyc w odkrecanie. A z bezpieczna wystarczy, ze w odpowiednim momencie (po nacisnieciu) lekko ja przesuniesz.
Quasi :
Chyba pytasz o to, czy wolno relatywiście wyznawać jakieś wartości, skoro nie upiera się, że ich zestaw ma obowiązywać wszystkich, wszędzie i zawsze. Absolutysta by zakazał, chyba że akurat się pokrywają, wtedy relatywista popełnia “błąd mniejszy” (wyznaje “dobre” wartości, ale ze złych pobudek).
Quasi :
Trafna obserwacja. Gdy np. Michael Martin w debacie robi sieczkę z argumentów teistów, przychodzi następny z nową wariacją sformułowań, z logiką z osłabionym wyłączaniem środka, albo z propozycją, że w prawie pustym wszechświecie bez grawitacji (który panbuk jako wszechmogący może oczywiście stworzyć), gdzie jedynym ciałem jest pewien kamyczek, nawet panbuk nie może go podnieść, bo nie ma siły ciążenia (która to propozycja jest do dupy, bo nie da się tego kamyczka dopasować do “tak ciężki kamień, że…”, skoro… nie ma siły ciążenia).
Slotna :
Slotna, proponuję, żebyś zaczęła używać polskich znaków, bo rodzą się nieporozumienia. Moon zamiast “zwykłe przeważnie trzeba mocniej przekręcić” przeczytała “zwykle przeważnie trzeba mocniej przekręcić”, rzuciła kąśliwą uwagę o twojej inteligencji, a resztę wyzwała od debili. Opowiadam, bo skasowałem jej komcia, zanim zorientowałem się, że jest śmieszny.
Gammon No.82 :
ha, ja to słyszałem, ale nie o klerykach, tylko mnichach – moja mama gdzieś takie coś czytała :/ nic więcej nie wiem, to może być urban legend
czescjacek :
A u tych mnichów, którzy nawet nie mają własnych cel i śpią w zbiorówkach, to kolega może obsłużyć. I on też nie może myśleć o świństwach.
urbane.abuse :
“Odruchowy zabieg higieniczny”
inz.mruwnica :
Ależ my nie mamy co do tego żadnej wątpliwości. Na pewno nie byłeś i nie jesteś pawianem.
bart :
Po co? Może niech Mooniowata ćwiczy szare komórki. Od wysiłku po jakimś czasie któraś komórka ulegnie podziałowi, to będzie miała razem trzy.
janekr :
Co innego gibonem. Bonobo… tak.
bart :
http://mrw.blox.pl/2009/05/Ministerium-milosci-1.html
@W ZWIĄZKU RADZIECKIM KAPUCYN TRZEPIE CIEBIE.
Są jeszcze kapucynki. Miłe małe małpki. A jakie życie społeczne!
Quasi :
Takich jak wspomniany już paradoks Hala. Książki takie jak np.
http://helion.pl/ksiazki/75stat.htm (są tam przykładowe rozdz. w PDFie) są pełne zadań, w których nasz pierwotny zbieracko-łowiecki mózg bładzi straszliwie.
Tu też są takie triki http://oreilly.com/catalog/9780596007799/ (w google books jest przegląd)
Pomyśl przez ile stuleci cięższe ciała spadały szybciej niż wolne ;-)
RobertP :
Był już przerabiany niedawno. Ale tu nie ma żadnej sprzeczności między obserwacją, a commonsensem. Niewierzący w paradoks Halla nawet przy symulacji twierdzą, że trafienia wychodzą im “mniej więcej pół na pół”.
EDIT: zresztą ten paradoks w ogóle nie ujawnia się przy obserwacji, tylko przy analizowaniu wyników wielu obserwacji albo przy obliczeniach.
Czyli ściśle w zgodzie z commonsensem oraz obserwacją.
Zauważ, że jako człek rozsądny wolisz zaliczyć w śródstopie kilogramową poduszką, niż kilogramowym odważnikiem żeliwnym (przy założeniu, że spadają z tej samej wysokości, a nawet niekoniecznie przy). :-D
Mam wrażenie, że sprzeczność między obserwacją potoczną i commonsensem może się pojawić tylko przy oglądaniu niektórych złudzeń optycznych.
Już nie mówiąc o tym, przez ile stuleci nie warto było zmieniać bramki, jak prowadzący odkrywał kozę. :)
nameste :
Dyś Pambuk może stworzyć siłę ciążenia niezwiązaną z masą (albo też i jej nie stworzyć), a nade wszystko jako wszechmogący może stworzyć (albo też i jej nie stworzyć) dowolną logikę i dowolną semantykę, zgodnie z którą “podnieść” będzie oznaczało cokolwiek zgodnego w danym momencie z Pambukowym kaprychem.
Gammon No.82 :
Prostsza refutacja jest z kolei taka, że my ze względu na nasze ograniczenia pojęciowe wobec Boga jesteśmy jak u Dukaja stahsowie wobec inkluzji czy nawet phoebe – nasze pojmowanie “zbioru wszystkich możliwych rzeczy do zdziałania” jest beznadziejnie stahsowskie i na przykład sam wybór użytych tu pojęć (kamień, podnoszenie) zdradza, że to są rojenia kolesia, który wszystko sobie wyobraża jako pracę mięśni na ziemiopodobnej planecie. Trochę tak jakby ślimaki próbowały ironizować na temat homo sapiens.
janekr :
Odkryłeś kalambur-litrówkę, wygrał Pan zegarek.
Gammon No.82 :
To dość oczywiste, bo commonsense się bierze z (nieuważnej) obserwacji. Obserwacja uważna (systematyczna), zwana dla niepoznaki “metodą naukową” wytwarza alternatywny commonsense, zwany dla niepoznaki wiedzą.
Ausir :
Tylko nie zaczynajcie flejma o bułgarskim futbolu!
wo :
Na co pojawia się refutacja refutacji, że homy jako istoty z gruntu niezdolne do zatrybienia wszechmocy niech nie posługują się pojęciem wszechmocy, albowiem w tym ujęciu to nie pojęcie, to werbalizm.
inz.mruwnica :
“A litrówki czerwienią migają,
Bo na humor nam dobrze działają.
Wciąż większy gwar, wciąż więcej nas,
Przy litrówkach spędzamy czas.
[elektryfikacja]”
Prawdziwy commonsense nie prowadzi systematycznych obserwacji, albowiem dla każdego rozsądnego homa oczywiste jest, że prawdopodobieństwo kozy równe jest prawdopodobieństwu samochodu.
Alternatywny commonsense jest uncommon.
Ausir :
A jak pokrywał?
AJ :
To musiał ją potem sprzedać w sąsiedniej wsi.
Gammon No.82 :
Na co pojawia się refu-refu-refutacja, że człowiek się posługuje tym pojęciem tylko jako przybliżeniem podanym mu w objawieniu, żeby mógł sobie mniej więcej wyobrazić cechy Boga.
Gammon No.82 :
To zalezy w jakim community.
inz.mruwnica :
Na co pojawia się refutacja czwartego stopnia, że NAPRAWDĘ wszechmocny Pambuk byłby zdolny wytłumaczyć precyzyjnie, a nie w sposób przybliżony, pojęcie swojej wszechmocy nawet amebie, a co dopiero ślimakowi czy homowi (stworzonemu “na swój obraz i podobieństwo”).
Zresztą nie mówimy o przybliżonym pojęciu wszechmocy, mówimy o pustym pojęciu wszechmocy. Pustym, jak plan lokomotywy dla winniczka.
Jak się bardzo uprzeć, to community może być zbiorem jednoelementowym albo pustym.
EDIT: np. community Ancien Régime’u po tym, kiedy ostatni król zawiśnie na flakach ostatniego klechy.
Ausir :
Gammon No.82 :
Po +10 dla każdego z panów.
bart :
Fajnie :) A nie przyczepila sie do poziomu tych rozwazan? Bo mialam moralniaka, ze na takim powaznym blogu dyskutuje o zakretkach…
Gammon No.82 :
My Pambuk is cooler than yours? I tak sobie tylko wyobrażamy, co mogłoby by być we wszechświecie poza balonikiem naszego umysłu.
Slotna :
O rany. Obiecuję, następna notka o pseudonauce i cyckach. Nawet taki tytuł będzie!
urbane.abuse :
Pambuki są, jak karty graficzne, a ich wyznawcy, jak gimnazjaliści?
Ale pamiętaj, że rozmawiasz z wyznawcą, który mniej, niż miesiąc temu wymontował z kompa Voodoo 3.
Zgoda. Ale skoro to my sobie wyobrażamy, to poruszajmy się w naszych granicach pojęcia wszechmocy.
Jeśli Pobożni chcą powiedzieć: “Pambuk jest wszechmocny w nieznanym nam, własnym rozumieniu Pambuka, ale nie jest wszechmocny w naszym rozumieniu człowieczym”, mamy do czynienia z pustosłowiem.
Jeśli Pobożni chcą powiedzieć: “Pambuk jest wszechmocny w naszym rozumieniu człowieczym”, to można sobie darować argumenty o “niepojętości Pambuczej wszechmocy”.
Slotna :
To przyjmimy arbitralne założenie, że chodziło o zakrętkę z lolkatkami, ergo zakrętkę godną wzmianki nawet na najpoważniejszych blogach, prowadzonych przez Panie od Polskiego.
Gammon No.82 :
A tu refu^5tacja jest banalna: byłby zdolny oczywiście, ale nie jest to w jego planie. W jego planie był ludź, który tego nie obczai. Bo przecież jako wszechmocny może stworzyć istotę, która nwet nie będzie potrafiła podrapać się w dupę.
Gammon No.82 :
Otóż to. Czy to znaczy, że lokomotywy są nielogiczne?
Gammon No.82 :
To znajdź kogoś, kto się będzie chciał przy tym upierać. Nigdy nie spotkałeś się z tym, że ludzie się licytowali czyj komonsens jest bardziej komonsensowanty? No to naukowcy wynaleźli przez konsens taki kosmiczny komonsens, że nawet nazwę mu zmienili, żeby się z tym komon-komonsensem nie myliło. W dyskusji naukowej też często używa się dowodu z oglądu (przecież widać), choć szary ludź z ulicy mógłby włosy rwać z głowy, że “koza przecież nie może jeździć autem!”. Ten konsensualny dowód z oglądu to jest właśnie wspólne wyczucie grupy naukowej, ale powszechnie mówi się na to, że “oni wią”.
Gammon No.82 :
uwielbiam to słowo. ktoś wie jak się tego typu zniekształcenie oryginalnego słowa nazywa?
inz.mruwnica :
Ha ha, przewidziałem to. Bardzo fajnie. Mógł wytłumaczyć precyzyjnie, ale nie chciał (z powodów sobie znanych) i zamiast tego dał werbalizm.
W tej jednak sytuacji zanika jakikolwiek powód do wiary w Pambuczą wszechmoc.
A tu pełna zgoda, są nawet dowody empiryczne.
Na przykład ameba, która w rzeczy samej w dupę podrapać się nie może. Z braku dupy, paznokci i (zapewne) świądu nadającego się do drapania.
Jeśli ameba jest Dziecięciem Bożym, to faktycznie.
Plan lokomotywy jest uproszczeniem/przybliżeniem lokomotywy.
Skoro dla winniczka przybliżenie lokomotywy jest takim samym chujwieczym, jak lokomotywa, to znaczy, że winniczek winien powstrzymać się od wypowiedzi na temat Objawienia o Lokomotywie. Bo w takim ujęciu Objawienie o Lokomotywie to Objawienie o Wichajstrze, Który Się Obcyndala.
Ja.
Albo WO, jeśli mu przypadkowo przypasi.
RobertP :
Czyli sprzeczność między prawidłowym przetwarzaniem danych i przekazywaniem ich załodze a utrzymaniem w sekrecie istnienia monolitu?
czescjacek :
Zniekształcenie?
A “zajzajer” też ci się nie podoba? :-D
czescjacek :
Cyrkularka – Kreissäge
inz.mruwnica :
Mimo że ją swędzi? Naughty Pambuk!
urbane.abuse :
Nie nie, jemu chyba chodziło o to, jak językoznawcy nazywają takie przerobienie słowa jak kreissaege->krajzega, drive->drajwuj, curva->kurwa itp.
czescjacek :
Hę.
czescjacek :
What Gammon said. Ale że kalka fonetyczna czy co?
urbane.abuse :
Cierpienie ma ukryty sens, którego nam, amebom, nielzia przenikać.
Gammon No.82 :
No tak, stachanowski zapał przesłonił mi oczęta.
Ale ale, nic na próżno. Dodatkowy risercz wykazał, że polskim wikipedystom piła kojarzy się z – tadaam – apostołem Szymonem! Czyżby się drapał piłą po tyłku?
urbane.abuse :
ale masz grzech. całe życie myślałem, że to po chłopsku przerobione od “treibsäge”, a teraz zobaczyłem, że mam burdel w memosferze, a takiego słowa to w ogóle nie ma ;_;
still, to i tak ładne – “Kreis” nie ma nic wspólnego z krajaniem :)
Gammon No.82 :
szło mi o to, że coś niepojętego się przerabia na słówka trochę podobne brzmieniowo, ale zupełnie z dupy w stosunku do oryginału. to by było chyba coś w rodzaju etymologii ludowej? nie ciągnijmy tego w każdym razie, porozmawiajmy o kutasach.
urbane.abuse :
http://pl.wikipedia.org/wiki/Szymon_Apostoł
P.s. nie podano, czy cięto wzdłuż, czy w poprzek.
Znaczy się “dziadka piłą rżnęli, myśmy wszystko zapomnieli”.
Gammon No.82 :
pathetic – patetyczny, sympathy – sympatia etc.
A jak się nazywa tworzenie w “lengłydżu” słów, których w language nie ma?
czescjacek :
Tylko z kołem. Albo powiatem/okręgiem administracyjnym.
urbane.abuse :
Nie wiem. To Stalin był językoznawcą.
Gammon No.82 :
ani czy od dołu, czy od góry. btw też mieliście taki dylemat przy czekoladowych mikołajach – zjadać od nóg, żeby dłużej pożył, czy od głowy, żeby nie cierpiał?
czescjacek :
Ja nie miałem, bo za komuny tego nie było.
Ale obdzierać ze skóry należy w pozycji wiszącej, głową do dołu, żeby dłużej pożył.
czescjacek :
Ja zawsze najpierw odgryzam głowę. Mmmm, czekoladowy mózg.
urbane.abuse :
Moje ulubione to “ewentualnie” i “aktualnie”.
Przy okazji opowiem o chwili radości podczas oglądania filmu “Role Models”. Zdanie “I could be in New York now, doing coke in the Village” zdolny tłumacz-amator przełożył na “Mogłabym być teraz w Nowym Jorku, hodować kokę na wsi”.
urbane.abuse :
neologizm? czy chodzi Ci o taki myk jak z niemieckim “Handy”?
bart :
we wspomnieniach wojennych generała Bradleya jest wątek, jak generał urządzał sobie sztab polowy w północnej Afryce. nooo i opisał, że ogólnie się super zajebiście urządził i brakowało mu tylko (w polskim tłumaczeniu) “skrzynki koksu”. query: czego brakowało generałowi Bradleyowi?
czescjacek :
Otototo, ale to chyba nie neologizm?
A nawiązując do przyszłej bartowej notki – tej świętej, co jej cyce ucięli (Agnieszka?), to czym? Piłą?
czescjacek :
Przecież Bradley to jest BWP a nie jakiś generał.
Luuuuuudzie!!! Powstał UDŹWIĘKOWIONY Psychiatryk! Link: http://www.radiownet.pl/
Będzie się działo! ;P
AJ :
Czekając w kolejce do ślubu?
urbane.abuse :
fakt. sprawdzić czy nie na koks.
Slotna :
A ja miałem z poziomu tej debaty perwersyjną uciechę ;)
czescjacek :
Tego?
urbane.abuse :
Bewup się mówi.
czescjacek :
Dużego opakowania steroidów i testosteronu?
Gammon No.82 :
Don’t talk, just shoot.
Dobry Lew :
Radio rozumiem. Ale co konkretnie “wnet” będzie się działo? Wnet nadejdzie Chrystus sądzić żywych i umarłych?
@czescjacek
np voivodship