Sławek
Pierwszy raz pojawił się na moim blogu w zeszłym roku, w post scriptum do tekstu o niczym. Niby taki niepozorny w tym swoim szarym polarku, a przecież to Człowiek Najczęściej Wycinany ze Zdjęć w Wikipedii.
O Sławku wypada wiedzieć tyle: to nauczyciel angielskiego z południa Polski, zbierający zdjęcia znanych ludzi, dokładniej — siebie ze znanymi ludźmi. Sławek jeździ na różne zloty sław — targi książki, festiwale, prawybory, kabaretony itd. — i każdemu napotkanemu celebrycie lub celebrytce zadaje to samo pytanie: „Przepraszam, czy mogę sobie z panem/panią zrobić zdjęcie?”. Upolowane sławy kataloguje i umieszcza w odpowiedniej przegródce w swoim gigantycznym zbiorze fotografii na flickr.com. Uprzejmie udostępnia owe zdjęcia na licencji Creative Commons, dzięki czemu polscy wikipedyści mają czym ilustrować noty biograficzne pisarzy, polityków, sportowców, gwiazd estrady i telewizji. Przy okazji wycinają z tych zdjęć Sławka, zazwyczaj zwykłym kadrowaniem, czasem za pomocą pieczołowitego retuszu w Photoshopie (porównajcie oryginał z przeróbką).
Robienie sobie zdjęć ze znanymi ludźmi nie jest zajęciem śmieszniejszym od innych hobby. Niezamierzony efekt komiczny powstaje dopiero przy oglądaniu tych zdjęć po kolei. Sławek zgromadził na Flickrze prawie dwa tysiące zdjęć znanych ludzi, ale przecież są to również dwa tysiące zdjęć samego Sławka, ubranego w jeden ze swoich kilku praktycznych ciuszków, najczęściej w uniwersalną pogodowo szarą bluzę polarową. Na fotografiach Sławek trwa niezmienny niczym pomnik, zmieniają się tylko ludzie stojący obok niego. Zdjęcia są zazwyczaj kadrowane w półzbliżenie, a na twarzy Sławka maluje się zwykle ledwie zaznaczony, skupiony uśmiech Giocondy. Satysfakcję z kolejnej upolowanej ofiary sygnalizują jedynie szeroko otwarte oczy, triumfujący wzrok.
Kiedy pierwszy raz przeglądałem kolekcję zdjęć Sławka na Flickrze, właśnie z powodu opisanej powyżej powtarzalności ubioru, mimiki i kadru ogarnął mnie głupawy, niepohamowany rechot. Nie mogąc przestać, przewracałem kolejne wirtualne kartki albumu — i gdybym nie spadł w pewnej chwili z krzesła, zapewne bym się w końcu udusił.
Nastrój głupawki udzielił się również niektórym moim komentatorom. Sławek stał się, obok Nicponia, Moon, Tomka Torquemady czy Tomasza Terlikowskiego, jedną z kultowych postaci Blog de Bart — co ciekawe, jedną z niewielu budzących sympatię kultowych postaci Blog de Bart. Pewnego dnia komentator Inżynier Mruwnica (konto fikcyjne) przedstawił nam swój mały foto meszapik z udziałem Sławka…
…a my radośnie podchwyciliśmy pomysł (eksploatowany już wcześniej przez internety po wielokroć) i zaczęliśmy tworzyć własne fotografie, których zabrakło w Sławkowym archiwum. Poniżej przedstawiam najbardziej udatne wytwory.
Gammon No.82 :
Jechała jako pasażer. Feralny kubek kawy umieściła między nogami i zdjęła pokrywkę żeby czegoś tam domieszać. Zdejmowała ją jednak tak niefartownie, że całą kawę wylała na siebie. Poparzenie, szpital, proces, PROFIT!!!
Swoją drogą w Maku mają jakąś pojebaną franczyzę. Ile razy kupuję tam kawę, tylekroć podają mi wrzątek. A przecież nawet zupę podaje się gorącą a nie wrzącą. Że o kawie nie wspomnę. Niczego się nie nauczyli.
wo :
Jeśli ja nie przeczytałem, to pewnie przegapiłem, a jeśli Quasi, to nie wiem czemu.
On wygląda na szczerze przejętego odbiorem swoich komentów.
radkowiecki :
Wyjątek: węgierska zupa gulaszowa. Może są też inne.
A co z kawą z ekspresu ciśnieniowego? (niekiedy laną do nagrzanego parą porcelitu).
EDIT:
…a wpychanie sobie między udka styropianowego kubka w jadącym samochodzie to jednak sport ekstremalny, nawet jeśli kawa ma 60C.
Gammon No.82 :
Nie jest, bo poza socjopatią, popełniasz też trywialny błąd w rozumowaniu (bardzo zresztą charakterystyczny właśnie dla palanterii onetowo-forumowo-psych24owej). Zakładasz, że rzetelną rekonstrukcją jakiegoś wypadku może być rekonstruowanie jej tak, jakby to była inscenizacja, w której człowiek od początku wie co ma robić i w związku z tym robi to w idealnym czasie. W praktyce kiedy zajdzie prawdziwy życiowy problem, mnóstwo czasu zajmuje samo podjęcie decyzji, a potem szamotanie się w panice. Pytanie “jak optymalnie rozwiązać problem rozlanego wrzątku” to przecież inne pytanie niż “jak szybko zdjąć gacie”; to pierwsze obejmuje też dość długi proces decyzyjny, do “oops, rozlało się… no trudno, to będzie tylko plama, piłam kawę w McD setki razy i nigdy nie była tak naprawdę bardzo gorąca”, poprzez “o rety, to był naprawdę wrzątek” oraz “ech, gdybym miała stawy i mięśnie tak sprawne jak za Eisenhowera, to bym się rozbierała za kierownicą równie sprawnie jak niektórzy przygłupiaści blogerzy za wielką wodą”, a być może także “co robić z samochodem? włączyć awaryjne i wysiąść na jezdni? a jak mnie coś potrąci? ale przecież bezpieczna zatoczka do zaparkowania będzie dopiero za kolejne bezcenne 23,21 sek?”. Itd.
Gammon No.82 :
Dlatego zamawiam latte, co zresztą uratowało mnie raz przed poparzeniem, bo kelner (w Boogie Bar w Krakowie!!!one!!1eleven) był ciapa i wylał mi kawę na spodnie. Ale zrobił to w bardzo uroczy sposób i to jaki słodki był w całym zmieszaniu i przerażeniu, że omigod, oblałem klienta, że nie miałem powodu, żeby się awanturować.
radkowiecki :
Fakt, tego z kolei ja nie pamiętałem. Sorki. Zatem z owych bezcennych 90 sekund możemy wyciąć czas na zatrzymanie samochodu, ale zostawię, bo kompulsywne editowanie jest dobre dla ludzi mających waginę sensu largo z tyłu.
Gammon No.82 :
Ale to nie jest przypadek degustowania kawy dla jej smaku, to jest kawa do popicia posiłku serwowana w McD. W innym okienku w tym samym McD mająca już znacznie niższą temperaturę.
wo :
A ty poza ociekającym humanizmem i ogładą podejściem popełniasz nietrywialne błędy w rozumowaniu, nie biorąc pod uwagę (1) czegoś takiego, jak przyczynienie się poszkodowanego do powstania lub zwiększenia szkody (przynajmniej w Polsce jest coś takiego – w USA nie mam pojęcia); (2) tego, że przesadnie długie ściąganie gaci rzuca ponury cień wątpliwości na wiarygodność poszkodowanego; (3) tego, że wiek pani od kawy był znany tobie, ale nie mnie, a ty wnioski wyciągasz na temat mój i mojej socjopatii.
Gammon No.82 :
Ale do niczego nie prowadzi! Owszem, coraz więcej hoteli ma na wyposażeniu defibrylatory, ale nikt im tego nie nakazuje prawnie. Jeśli w Stanach zaczynają montować w broni po trzy-cztery bezpieczniki, to widocznie jest na taką broń popyt – chyba że są rozwiązania prawne, o których nie wiem.
eli.wurman :
To jest chyba z mlekiem? Odpada, nie mogie. Wolę ryzykować życiem, a w każdym razie poparzeniem moje tylnej waginy sensu largo.
wo :
Przepraszam, a czy to w ogóle miało jakieś racjonalne uzasadnienie, czy “po prostu tak było”?
bart :
Wiesz, to jest na ile rozumiem inaczej: niektóre hotele zainstalowałyby defibrylatory choć nie mają obowiązku, ale się boją, że jak pracownik zapomni wymienić bateryjkę, to będzie na nich. Powstaje pytanie: lepsze defibrylatory zainstalowane nieobowiązkowo, z których być może niektóre okażą się w potrzebie nieczynne, czy też brak defibrylatorów?
A co do rozwiązań prawnych – przecież to jest system półprecedensowy. To nie jest jak u nas “najpierw jest ustawa, w ustawie są literki, pod które podciągamy konkretne sytuacje”. To jest tak, że nagle sąd może ci z dupy stworzyć nowy precedens albo zreinterpretować stary.
EDIT:
A medycyna asekuracyjna to twoim zdaniem rzeczywistość, czy ściema?
Gammon No.82 :
W tym konkretnie wyroku sąd uznał, że w 80% wina leży po stronie McD, w 20% po stronie staruszki.
Gammon No.82 :
Tu mnie absolutnie masz. Obaj wiemy, że na IV Igrzyskach Spanikowanych Staruszek w Wąchocku rekordzistki wyskakiwały nagie z samochodu już w 23 sekundy po wlaniu wrzątku przez sędziego. Dlatego ta pani z tym dziewięćdziesięcioparosekundowym wynikiem jest podejrzana. Co ona robiła tak długo, naradzała się z lekarzami ze szpitala nad tym, jak najlepiej sfałszować dokumentację?
wo :
Czyli moje socjopatyczne wątpliwości były w 20% uzasadnione.
Ja nie wiedziałem. Do teraz. :-)
W oderwaniu od tej sprawy – nie wiem, jak w USA, ale w Polsce dokumentacja bywa fałszowana. Na różne strony.
Gammon No.82 :
I jak na Kongresie Futurologicznym wychodzi na rację WO (lub katastrofę ostateczną).
Bo mamy w USA hotele, które z ostrożności nie montują defibrylatorów (bo to panie koszty, sprawność, konserwacja, bateryjki, personel itd.) skoro nie muszą.
I mamy nasze dworce i muzea które mają defibrylatory, ale zamknięte na kluczyk, który ma pani Basia, ale właśnie wyszła.
W wariancie USA jak hotel ma AED – to klawo, jak nie ma – to marne szanse, jak ma ale niesprawny – to też marne szanse, ale spadkobiercy mogą być bogatsi.
A u nas tak czy siak przerąbane :-(
Gammon No.82 :
Uzasadnienie jest takie, że rzecz się dzieje w Ameryce, gdzie “kawa” oznacza napój spożywany w znacznie większych objętościach niż w Europie, w knajpach tego typu wlewany z dzbanka stojącego na elektrycznej płycie. Ta płyta podtrzymuje pewną stałą temperaturę w dzbanku, jednak generalnie taką, żeby dało się od razu pić. W okienku drive-in jednak taki dzbanek by się źle sprawdzał, polityką wszystkich franczyz McD było więc serwowanie kawy w temperaturze ok. 90 stopni, w której kawa się nie nadaje do picia.
Gammon No.82 :
To dlaczego właściwie uważasz, że 90 sekund to dużo dla spanikowanej staruszki?
eli.wurman :
Tak samo bym się przed dziewczyną tłumaczył, gdyby kelnerka na mnie kawę rozlała, a ja to bym za każdym razem wspominał z rozmarzonym uśmiechem.
Gammon No.82 :
Ja się czuję ubogacony przez środowisko tego blogu. Moja dusza rozkwita jak kwiat, tak jaskrawo, tak wzniośle, tak rozłożyście.
jaś skoczowski :
E, no taki chłopczyk, z 18 lat mógł mieć najwyżej. Wzbudził we mnie zdecydowanie uczucia rodzicielskie.
jaś skoczowski :
Może wrzuć linka do wstępu do magisterki, co? Będziesz się mógł zrewanżować, a nasze dusze rozkwitną jak kwiat, tak jaskrawo, tak wzniośle, tak rozłożyście.
Wstydzę się, bo ja ogólnie wszystkiego mam malutko, to się wstydzę.
Gammon No.82 :
Czas, który tracisz na dowiedzenie się w recepcji, że nie, nie ma defibrylatora, proszę wzywać pogotowie, wynosi X sekund. Czas, który tracisz na dowiedzenie się w recepcji, że owszem, jest defibrylator, zaraz poszukamy kluczyka, teraz proszę za mną, czekamy na windę, jedziemy na górę, bierzemy defibrylator, idziemy do pokoju hotelowego, zaraz przyjdzie pani Wiesia, która jest przeszkolona w obsłudze, pani Wiesiu, proszę odpalić, ojej nie działa, pewnie mu się bateria wyczerpała, pani spróbuje jeszcze raz, może to chwilowe – ten czas wynosi X + Z sekund. Pracownik pogotowia mówi z żalem: “Ech, gdybyśmy tylko przyjechali Z/2 sekund wcześniej” – no ale kto wtedy myślał o wzywaniu pogotowia, akurat szukaliśmy kluczyka do szafki z defibrylatorem.
Półsrecedensowy. Hotel nie ma obowiązku posiadania defibrylatora, kropka. To tak, jakbyś mnie podał do sądu, że na blogasku nie ma guziczka “oflaguj komcia jako niegrzecznego”.
A nie wiem, bo nie wiem, o co chodzi. W którym sezonie House’a to się pojawiło?
Ożfak! Wychodziłem to jeszcze żył św. Jan; wracam a tu upadek Cesarstwa Rzymskiego. Tak w dwóch zdaniach…?
jaś skoczowski :
Nie, no nie wstydź się. Jak mi pokażesz to ja Ci pokażę – wiesz, tak jak w przedszkolu się to robiło ;-)
A ja robię >myk< bo dopiero teraz notkę zaliczyłem.
Cholera! Ten Sławek Sławka obejmujący to najbardziej creepy rzecz, jaką w tym tygodniu zobaczyłem…. Brrrr….
Ogólnie- respektah. Zawsze miałem ogromny szacunek dla osób, które robią coś( cokolwiek, może to być najbardziej idiotyczna czynność) przerażająco konsekwentnie.
Gammon No.82 :
Donald Emsi rozbroił mnie swoim tłumaczeniem dlaczego kawa w drive-in ma temperaturę magmy, w odróżnieniu od kawy z podajnika na sali. Otóż gdy taki kierowca sobie kawę kupuje do samochodu, to on jej nie będzie od razu pił. Tylko trochę później. Może nawet za 70 kilometrów. I do tego czasu ona mu wystygnie do podchodzących 50-60 stopni. A jakby mu podali mniej gorącą, to zanim by się taki kierowca zdecydował na siorba, to by mu ta kawa całkiem wystygła. A od zimnej kawy bardziej wkurwia tylko ciepłe piwo i letnia cola. Frontem do klienta stanęli. Przepraszam, waginą sensu largo.
inz.mruwnica :
Polska jest, prawie, rajem wolnościowym. Niektórzy nie mogą natomiast dojść do porozumienia: czy w Stanach, w hotelach, są obowiązkowe defibrylatory i czy staruszka jest w stanie zdjąć gacie oblane wrzącą kawą w 23 czy 90 sekund, czy może w jakimś innym czasie?
Hyhy, mini-referral fun dla państwa. Z dziś:
eli.wurman :
Nie chodziłem do przedszkola, a podstawówkę przechorowałem, co tłumaczy libertarianizm.
@ bart:
Mnie w dalszym ciągu rozwala powtarzające się pytanie o to, gdzie można kupić nerdy (nerdów?).
jaś skoczowski :
Nie chodziłem do przedszkola, podstawówkę przechorowałem, co tłumaczy mój… eee… nic nie tłumaczy :P
Hehe, miałem ten sam pomysł, nawet wpisałem już Aspergera i lewactwo :)
@ eli.wurman:
Cmok
Oh, Eli, zreszta, jak seryjnie chcesz, to ja już potrafię obsługiwać google docs, dawaj maila.
eli.wurman na gmail
@ eli.wurman:
Daj znać, czy poszło, będziesz chyba mógł śledzić progress, regress, łatewaress.
EDIT: Aha, osobiście uważam, że to jest napisane drewniano, a gramatyki nie jestem pewien.
Doszło, doszło.
Pomijając nieszczęście tej pani co się poparzyła, której współczuję:
Nigdy nie pojmę jak to możliwe, że gadanie przez komórę w większości krajów to wykroczenie (dość surowo karane ze względu na bezpieczeństwo ruchu) a picie i jedzenie nie.
Natomiast wykonywanie w samochodzie jakiejś posranej ekwilibrystyki z płynami zimnymi i gorącymi oraz bułami z których wycieka majonez i wypada inne badziewne zielsko jest cacy.
I chuj ma znaczenie dla mnie, czy kierowca pije te kawki czy pasażer. Bo nawet jak ma ta rzygowata kawa z McD 60 stopni, to jak na jakiejś dziurze, a tych w NY to więcej i większe niż u nas, albo podczas awaryjnego ostrego manewru wyleci to komuś z ręki i poleje się na mordę albo gdziekolwiek indziej kierowcy, to odruch bezwarunkowy powoduje że ten kierowca ze swoim pojazdem staje się potencjalnym mordercą wszystkich okolicznych pieszych i zmotoryzowanych.
no więc temat kawy przemyślałam sobie solidnie. i jako osoba która wkłada sobie kubek z kawa między uda w samochodzie, z pełną świadomoscia tego że kawa może się wylać [ale kurwa, nie mam gdzie jej postawić a nie chce mi się jej trzymac w ręku i jak się wyleje to łotewer, będę miała mokre spodnie, które sobie pozniej wypiorę a plamy z kawy schodzą z dzinsów ale SIE NIE POPARZĘ bo wiem ze napoj o temp. 60 stopni nie spowoduje ze mieso odejdzie mi od kosci] uwazam ze zasądzenie było słuszne jak najbardziej, choć rozłozyłabym winę fifty/fifty – dla starszej pani 50% za durny zwyczaj wkładania goracego napoju między nogi i dla Makdonalda za kinderniepsodzianke pod postacią 90 stopni zamiast 60.
swoja droga, bardzo sie cisze ze konsekwencja tego procesu sa duze napisy na kubkach informujace o goracym napoju insajd, bo jak biore do reki zimny stropianowy kubek, to mimo ogólnożyciowej wiedzy ze kawa goraca powinna być, moje impulsy płynące z ręki do głowy komunikuja mi zupełnie coś innego i czesto zdaża mi się radośnie siorbnąć pierwszy łyk.
edit: kabotyna – o dlatego jako pasazer trzymam kawę miedzy udami a nie w ręki. bo w wypadku gwałtownego hamowania wylewa ją na siebie a nie radośnie na kierowcę; )
a tak wogole to wlasnie dlatego uwazam ze niezaleznie od napisów na kubkach, napoje w driveinach nie powinny miec wiecje niz 50 stopni. chcesz pic w samochodzie to pij letnie : )
jaś skoczowski :
To coś z Huntera Thompsona?
inz.mruwnica :
Nie, chłopcy dotarli na ten etap bez pomocy Doctora.
blue.berry :
Przecież to nie ma żadnego znaczenia czy na kierowcę wylewa się zimna cola czy ciepła kawa. Bezwarunkowy odruch kierowcy może zabić okolicznych współuczestników jezdni/chodnika. Poza tym tak jak nie jest zakazane chlać/żreć pasażerom tak i nie jest zakazane chlać/żreć kierowcy. To jest jakaś paranoja, bo wpierdalanie przez kierowcę buły z wyciekającym majonezem i popijanie tego kawunią jest większym zagrożeniem niż gadanie przez komórę.
A w jaki sposób zalewacie kawkę w domu? Rozpuszczalną. Ja sypię( dosypuję cukru), zalewam mleczkiem, dopiero potem zagotowaną wodą( bardzo szybko). I za cholerę nie wiem, skąd mi się wzięła ta odwrotność z mleczkiem i wrzątkiem.
@ Śledziu:
Ależ to proste:
stawiasz wodę, przygotowujesz kawę, masz wszystkie składniki w środku, dolewasz wrzątek, mieszasz i gotowe – parę sekund się zaoszczędzi.
Ja podgrzewam mleko w mikrofali, sypię kawę do kubka i zalewam ją gorącym mlekiem.
eli.wurman :
To raz, dwa – doznajesz sympatycznego uczucia robienia wstępnego zacieru. Trzy – moa, który nauczył mnie tej metody, twierdzi, że przy bezpośrednim zalewaniu granulek kawy wrzątkiem uwalniają się straszliwie trujące toksyny. I trzeba później płukać sobie jelita Coloniksem (to już sam dopowiadam).
bart :
o.O – a skąd niby? No i co za toksyny?
bart :
O, to, to – nie wiem czemu to takie przyjemne.
A i tak zaraz przyjdzie mrw i powie, że kawa tylko z ekspresu, a nie żadne rozpuszczalne, jak z mlekiem to tylko podgrzanym i że bez cukru.
Śledziu :
Fuj. Kawa rozpuszczalna to większa zbrodnia niż kawa zbożowa “Inka”.
Piję tylko ristretto z ciśnieniowego. No milk. Ever.
Przy okazji: z ciśnieniowego ekspresu który jest poprawnie ustawiony (żeby smaczną kawę zrobić) kawą poparzyć się nie da. Znaczy nie tak żeby się uszkodzić. Na wyjściu przed sitem z kawą temperatura wody to mniej niż 89 stopni (chyba że ktoś lubi gorycz dużą to 92). Po przejściu przez kawę i przelaniu się cienkim strumieniem przez około 20-25 sekund ma zwykle 65-70 stopni, a po dosłownie minucie, nawet w relatywnie ciepłej filiżance, to około 55 stopni. ;-)
bart :
A czy korzystanie z takiego najprostszego ekspresu, mechanicznego (woda w pewnym momencie podnosi się do góry, jak zawrze i wlewa się do drugiego zbiorniczka) pomaga na to?
jaś skoczowski :
No ale tam sypiesz mieloną? A nawet jeśli – to temperatura tam jest chyba niższa niż z czajnika.
eli.wurman :
A co ja, moa?
kabotyna :
Twoja stara to większa zbrodnia niż kawa zbożowa “Inka”.
No sorki, nieźle pasowało.
Mój mini-referral fun chyba obudził w kimś artystę…
Nowy ruch obrony czegoś i czegoś.
eli.wurman :
Nie nie, to kawę czarną piję z homeopatycznym cukrem, a kawę z mlekiem (którą robię tak: zaparzam kawę cukrem w mało wody, a potem dolewam gorące mleko z garnuszka/mikroweli oraz metaxę, czasem) to z kolei na słodko. B. słodko.
No i co Eli, tak spochmurniałeś, jak Ci przesłałem? :D .
wo :
Pewnie wyłącznie z tego powodu, że parę razy w życiu wylewałem na siebie gorące ciecze, w tym na dupę sensu largo też bywało. Panika paniką, a szmaty zdzierałem z siebie jak najszybciej szło. Alternatywnie polewałem się w krytycznym miejscu zimną wodą, ale w samochodzie to odpada. Wiadomo, że człowiek sądzi po sobie. No i do ciężkiej cholery, na początku w ogóle przyjąłem, że chodzi o przypadek, o którym “kiedyś, gdzieś” czytałem – kobieta w tzw. sile wieku poparzyła sobie kawą twarz i ręce. Skąd miałem wiedzieć, że nie twarz tylko thighs/groin/buttocks, i że chodziło o osiemdziesięciolatkę?
bart :
A nie doznajesz przykrego uczucia, że Ci się kawa niedorozpuści?
eli.wurman :
Milk is my sugar.
bart :
Właśnie staram sobie wyobrazić kogoś, dla kogo UPR to lewackie pedały. :)
Ausir :
Barnim Regalica?
bart :
A prawnicy, którzy wyrażają obawy, że hotel będzie bulić “bo defibrylator był nieobowiązkowy ale niestety także niesprawny”, zapewne histeryzują z powodu ostrego zespołu niedorżnięcia.
Medycyna asekuracyjna alias defensywna to praktyka lekarska tak wykonywana, by być nie do ugryzienia w ewentualnym procesie. Najbardziej popularne przejawy to mnożenie dodatkowej, a mało celowej diagnostyki oraz unikanie stosowania terapii ryzykownych.
EDIT:
Antyprzykładem medycyny defensywnej była działalność doktora G. zdemaskowanego przez magistra Z.
inz.mruwnica :
Nie, praktyka pokazuje, ze rozpuszcza sie bardzo dobrze. Oraz lepiej smakuje. I jest szybciej, bo mozna ten zacier zalac wrzaca woda bezposrednio z czajnika.
@przy bezpośrednim zalewaniu granulek kawy wrzątkiem uwalniają się straszliwie trujące toksyny
Czyli, ta moja odwrotność w zalewaniu, że najpierw mleczko, potem wrzątek to olrajt odwrotność. Wypróbuję metodę “zacieru”, a jakże.
@kabotyna
ekspresy-sresy:)
@ bart:
A właściwie czy jest jakaś różnica między straszliwie trującą toksyną i straszliwie toksyczną trucizną?
Gammon No.82 :
I pomiędzy różną różnicą i różnicującą różnią?
inz.mruwnica :
To mi się przypomniał taki kawałek poezji (autora nie pamiętam)
@ Gammon No.82:
Nie ma takiego wiersza, którego nie można by poprawić dodając na koniec “Elektryfikacja”:
To wcale nie jest pocieszające wiedzieć, że gdzieś są większe gnoje niż u nas: [klik-link]
asmoeth :
Nienienie. Nie napisałem, że o tym, że Qatryk i jego banda pieprzą bzdur wnioskuje z faktu zadawania się z ludźmi typu “Szczęść Boże”, lecz odwrotnie – zaliczyłem Qatryka i jego bandę do kolegów pana “Szczęść Boże”, ponieważ zaobserwowałem, że pieprzą podobne bzdury.
asmoeth :
A ja odpowiedziałem, że z racji niekompetencji nie jestem w stanie ocenić wartości merytorycznej tej tabelki, ale z faktu, że (i) znam jej autorów z innej pisaniny (którą oceniam negatywnie) i (ii) zaobserwowałem, że tabelka została merytorycznie zjechana przez człowieka, którego cenię (niszę), merytoryczna wartość tej tabelki jest dla mnie a priori więcej niż podejrzana. Choć oczywiście, nie wykluczam możliwości, że ta tabelko to przebłysk przełomowego geniuszu.
asmoeth :
Dlaczego? Opowiadają się za “nightwatchman state”/”państwem minimum” czy się nie opowiadają?
asmoeth :
To właściwie jedyny poważny zarzuty jaki słyszałem z ust libertarian na temat korwinizmu/upeeryzmu [abstrahując od zarzutów anarchokapitalistów, dla których państwowcowo-minarchiczny korwinizm nie jest dość “prawicowy”…]: “Korwin oczywiście jak zwykle ma 100% racji, ale żeby wygrywać nie wystarczy mieć rację – trzeba także umieć ją sprzedać ciemnemu ludowi; Korwin za to wychodzi z założenia, że kto inteligentny to się z nim zgodzi, a na przekonywaniu idiotów mu nie zależy – dlatego nigdy nie przestanie grzać kanapy, bo inteligentnych (tj. zgadzających się z naukami Korwina bez względu na ich formę) jest w tym kraju nie więcej niż 2-3% wyborców”.
Innymi słowy: “Korwinizm tak, wypaczenia – nie (a to tylko dlatego, że większość ludzi od których zależy nasze zwycięstwo to idioci i nie można im słusznych racji Korwina przedstawiać wprost)”.
asmoeth :
Jeden z anarchokapitalistów, uważający się także za libertyna (Qatryk), przekonywał mnie kiedyś, że konserwatyzm korwinowców niespecjalnie mu leży, choć w gruncie rzeczy sam konserwatyzm jest ideą mu miłą – rzecz w tym, że realizacja konserwatywnej ideologii wymaga istnienia państwa, a to jest nie do zaakceptowania dla anarchokapitalisty.
asmoeth :
Ja nie twierdzę, że Suworow tak twierdzi (nie wiem co twierdzi Suworow, bo nie czytałem nigdy jego rewelacji). Ja twierdzę, że pan elGuapo (“Szczęść Boże”) twierdzi, że Suworow tak twierdzi.
jaś skoczowski :
Tak właśnie jest i tak też pisałem. Po co zatem powyższa uwaga?
jaś skoczowski :
Współczuję znajomych.
jaś skoczowski :
Pewne pojęcie mam. Zwłaszcza o Wyrusie i trochę o Qatryku.
jaś skoczowski :
Była. Oficjalnie tabelkę stworzyła psychiatrykowa “Armia Wolności” (czyli sympatyzujący z konserwatyzmem anarchokapitalisci pod wodzą Qatryka) przy współpracy pewnych minarchistów (w tym pana Jlv2 – tego buca od bicia dzieci z ADHD i deklaracji, że sam torturowałby i zamordował swojego syna, gdyby ten przyniósł hańbę rodzinie dopuszczając się morderstwa z premedytacją…)
jaś skoczowski :
Nie znam ich, chyba że mają jakieś pseudonimy (samotnyclown? hPonimirski?).
jaś skoczowski :
No, zwłaszcza jego miałem na myśli.
jaś skoczowski :
Dlaczego?
jaś skoczowski :
Qatryk nie jest socjaldarwinistą? Poważnie???
Kpisz sobie?
Anarchokapitalizm jest socjaldarwinowski z zasady – brak przymusowej redystrybucji dóbr i ogólnego supportu dla pewnych grup (choćby inwalidów) siłą rzeczy musi prowadzić do ich czysto fizycznego przetrzebienia.
Kiedyś Quatryk promował pewną socjaldarwinowską piosenkę, w której wokalista płakał, że “normalni ludzi” zmuszeni są łożyć na element pośledni (“Nie jestem Murzynem, pedałem, kretynem, kaleką, samotną babą w ciąży…”).
Poza tym Qatryk jest przydupasem Nicponia i rutynowo lizali sobie fiuty przy socjaldarwinowskich pogadankach.
jaś skoczowski :
E tam. Qatryk kiedyś przekonywał, że istotą libertarianizmu jest sprzeciw wobec “przemocy“, przy czym “przemoc” definiował jako bezprawny atak na cudzą “własność” (“własność” obejmuje tu nie tylko “owoce własnej pracy”, ale także życie i zdrowie). O tym, co jest “prawne” a co “bezprawne” decydować ma “prawo naturalne“.
pozdrawiam
eli.wurman :
http://www.youtube.com/watch?v=noCLLY4_0iY
A bardziej na serio: sprawdzić czy to nie inicjatywa Akcji Wyborczej Polaków na Litwie, czy jak to tam szło. Oni chyba odpowiadają też za zaostrzenie prawa aborcyjnego tam do standardów polskich. Kuwa, wstyd się na tej Litwie pokazać jako Polak.
A jakby jednak komuś było dobrze, że u nich gorzej niż u nas, to jeszcze:
http://www.trojmiasto.pl/wiadomosci/news.php?id_news=33321
i akapit o niepełnosprawnych.
Quasi :
Nie. Choćby taki Karl Hess był przeciwny redystrybucji, co mu nie przeszkadzało (choć sam jakoś zamożny nie był, bo co zdobył forsę, to IRS mu ją wpierdalało na poczet zaległych podatków) i uczestniczyć w pomgaaniu innym, i np. opracowywać tanie techniki produkcji żywności, takie, żeby np. można było w piwnicy pstrągi hodować. :) . Mylisz skutek z nastawieniem wyznawców, to nie to samo.
Quasi :
No i wszystko się zgadza, bo akurat Rothbard z zasady, że każdy może decydować o sobie dedukował, że ma prawo do tego, co zawłaszczył jako pierwszy. Koledzy Otsuka i Vellentyne mają chyba inne zdanie na ten temat. I kolega John Locke. Tak więc to jest jedna z licznych odmian libertarianizmu. A nie jedyna.
EDIT przed EDITEM: O kurwa, a Qatryk był taki miły, jakżeśmy chlali. Choć ja się w sumie kompletnie zgadzam z tekstem piosenki, stuprocentowo: jeśli jesteś silny, to pomagasz słabszym, zaradny – pomagasz tym mniej. Jeśli umiesz kraść, to nie kradniesz, chyba, że ratujesz w ten sposób życie albo zdrowie.
Wymagam więc w sumie od biedactwa, by był okradany. Gdy domaga się odpowiedzi, rzucam mu na łeb Stirnera w twardych okładkach.
EDIT: to kurwa było po piosence. :)
jaś skoczowski :
Znaczy ja się na przykład bardzo cieszę, że mamy taki WOŚP i ogólnie miło jak ktoś chce charytatywnie wspierać biednych, tylko że taki WOŚP z parudziesięcioma milionami rocznie nie zastąpiłby bez zmiany pewnych parametrów (przeżywalność niemowląt, długość życia itede postępowe pierdoły) zajefajnej, socjalistycznej państwowej lewackiej służby zdrowia kosztującej kilkadziesiąt miliardów.
Najlepszą na świecie kawę robię tak – trzy łyżki rozpuszczalnej Nescafe (nie mogę pić parzochy, bo mi serce stawa) zalewam gorącą wodą z baniaka marki Dar Natury. Ale tej gorącej wody wlewam tylko 0,35 litra. Mieszam i mieszam aż się granulat rozpuści, dolewam setkę (albo setkę z pięćdziesiątką) wody zimnej z tego samego baniaka, mieszam aż się sklaruje i piję ze smakiem duszkiem. I nie spotkałem jeszcze nikogo, kto by zobaczywszy jak preparuję kawę, nie zaczął mówić coś o piędzi, chwale, rubieży i profanacji. A co ja poradzę, że taka kawa, wyłojona na hejnał, jest dla mnie najsmaczniejsza i rozświetla mi każdy poranek. Oczywiście nic nie przebija dobrej fusiastej zalanej wrzątkiem (nie idzie mi kawa z ekspresu), no ale po niej dostaję migotania i takiego kopa, że króliczek Duracell to przy mnie niemrawy anemik.
Ale taka pychotka to tylko w pracy, w domu normalny wrzątek z czajnika bez zimnej wody bo nie mam baniaka. Czasem chlapnę trochę Baileysa. Kiedyś piłem z mlekiem ale jakaś taka mdła była. Cukru do kawy nie wsypałem nigdy, bo jak będę chciał słodkiego, to sobie Colę fundnę. A tak w ogóle to cieszę się, że w końcu jakiś sensowny subwątek się pojawił.
Veln :
Zgłoś to Karlowi, ja od jakiegoś czasu mam nieco inne poglądy niż on. Ja tylko chciałem zaznaczyć, że libertarianie nie składają się tylko z Nicponi.
EDIT: Nie, żebym był przeciwnikiem/zwolennikiem pobierania od kogoś opłat na cokolwiek. Po prostu nie mam zdania. Na co mam zdanie wyrobione, napisałem.
radkowiecki :
Ja tak robie jak mleka nie ma ;)) Jaka nescafe, zwykla czerwona?
jaś skoczowski :
Ok, pokazałeś że nie jest socjaldarwinowski w założeniu, a ja pokazałem, że i tak byłby w praktyce.
W sensie, że UPRowcowi byś pokazał że jakaś tam partia socjalistyczna nie ma w programie “jesteśmy cywilizacją śmierci która będzie okradać polskich katolików podatami i zjadać ich zarodki jako kawior”, tylko wskazałbyś jakieś tam liberte-egalite-fraternite bzdurki, na co UPRowiec odpowiedziałby że to i tak doprowadzi do gułagów :-)
Veln :
Nie, tego nie pokazałeś. I będzie to cholernie trudno pokazać. Przecież zawsze ktoś mógłby się związać dobrowolną umową, zgodnie z którą zobowiązuje się przez całe życie wpłacać na fundusz ubezpieczający ludzi, pośród których żyje. Samoubezpieczenie, choćby w Stanach, całkiem skuteczne, działo do czasów po II W.Ś.
Veln :
O ile jestem mniej pewien, czy skrajne skasowanie przymusowego fundowania biednym przez bogatych (w teorii, z tego co ja czytałem, niektóre przymusowe składki mogą spływać właśnie do bogatych, bo krócej pracują, więc krócej płacą, a dłużej żyją) różnych usług mogło by być okrutne, o tyle wiem, że powoływanie się na te trzy hasła do gułagów nie powinno prowadzić prawie na pewno. Choćby z racji na ich mgławicowość. I nie tylko ich, sprawiedliwość społeczna to też taki bardzo, bardzo mglisty termin. Ni twierdzę, że to źle, kilkaset komciów wcześniej próbowałem organizować moje poglądy i wyrażać za pomocą pojęcia autonomii, które nie ma wiele więcej zdeterminowanej treści.
Gammon No.82 :
Czekaj, ale przećwiczmy to jeszcze raz, bo chyba zachodzi jakieś nieporozumienie.
Jeśli na jednej szali kładziesz obecny w hotelu defibrylator, z przeszkoloną obsługą, a na drugiej – brak defibrylatora, to sprawa jest prosta. A jest lepsze niż B, ani A, ani B nie są podstawą do sprawy sądowej przeciw hotelowi.
Teraz rozważ sytuację, w której na jednej szali masz brak defibrylatora, na drugiej – defibrylator zepsuty lub brak kogokolwiek, kto potrafi go obsłużyć.
W sytuacji A wzywasz pogotowie. W sytuacji B najpierw tracisz cenny czas na próby uruchomienia defibrylatora lub znalezienia kogoś, kto umie go obsłużyć, potem wzywasz pogotowie. Sytuacja A jest lepsza od sytuacji B (krótszy czas dotarcia do działającego defibrylatora). Dodatkowo w sytuacji B dana wdowa może właściciela hotelu pozwać do sądu, bo czas stracony na próby uruchomienia defibrylatora mógł zdecydować o śmierci męża.
Więc tak, moim zdaniem brak defibrylatora jest lepszy niż zepsuty defibrylator.
To jak już wiem, co to jest, to odpowiem: nie wiem, nie znam realiów. Ktoś, kto zna realia (bo np. pracował w amerykańskim szpitalu jako lekarz), mógłby powiedzieć – że się odwołam do terminologii z tabelki antyinterwencjonistycznej – czy medycyna asekuracyjna to działanie praktyczne, czy sporadyczna patologia.
Ale z pół sezonu House’a było o jednym policjancie, który go strasznie męczył i ścigał, bo House mu złośliwie zmierzył temperaturę w odbycie zamiast w buzi. Czy mierzenie temperatury w buzi to medycyna asekuracyjna?
radkowiecki :
Ostatnią z ekspresu piłem pod koniec kwietnia 2006, kiedy podwójne espresso na lotnisku w Mediolanie omal mnie nie zabiło.
@Bart
Coloniks brzmi jak wyjątkowo obleśny Gall z wioski Asteriksa który ma kłopoty z jelitami i brzydko pachnie.
@kawa
Wariant domowy: dwie łyżeczki rozpuszczalnej, dwie cukru, dwie śmietanki rozpuszczalnej, zero dwadziescia pięć wrzątku.
Wariant pracowy: dwie kostki cukru na dno, odpalić automat na małą porcję, która wlewana rozpuści cukier, dolać uzupełnić kubek mlekiem.
Słodkie, lepkie, mleczno-kawowe. Wiem, to gwałt na szlachetnym napoju, ale ja tak lubię.
@ bart:
To techniczny szczegół nie mający dużego związku z metodami działania sądów w Stanach, ale pogotowie zawsze wzywa się na początku. Niezależnie, czy masz pod ręką defibrylator, czy doktora House’a. Ofiara nieprzytomna -> sprawdzasz, czy oddycha i dzwonisz pod 112/999 (jak oddycha, też).
@ Patso:
Noo, mi to chyba trochę miesza w rozważaniach…
A nasi przyjaciele z Rzepy tymczasem przekraczają kolejne granice satyry rysunkowej…
ja tez rozcieram zacier czyli granulat w mleku (bez cukru bo ja bez cukru) i zalewam wrzatkiem. nauczyłam sie od barta. ale ogolnie to nie za bardzo rozpuszczalną, dla mnie to nie ten smak. najbardziej to lubie cieple spienione mleko (dużo) + podwójne espresso. a ponieważ jak napisał kabotyna esspresso ma ok. 50-60 stopni a melko tez nalezy pienic do max 60 (bo potem traci ponoc swoja słodycz: ) to nie można sie tym oparzyc : ))
blue.berry :
Widzisz moa, jak się ładnie twój memik kawowy propaguje?
@ bart:
Ok, tylko co ja poradzę na to, że ja akurat z tych, co rzeczywiście akceptują zoofilię, o ile nie krzywdzi zwierzaka, a zwłaszcza – jeśli doprowadza go bez bólu do orgazmu, stąd nie tyle śmieszy mnie głupota panów rysowników z Rzepy, tylko śmieszy, jak bardzo obruszają się na coś, co mniem pasujem… [wywala język i ucieka, śmiejąc się radośnie]
EDIT: Tak, dla mnie zoofilia powinna być dopuszczalna z tej samej paki, co stosunki z każdego stworzenia z człowiekiem, o ile nie krzywdzą ani człowieka, ani stworzenia. Oczywiście w wypadku krzywdy wyrządzanej przez stworzonko, które nie jest człowiekiem, człowiekowi rozumku wymagam od człowieka.
Drogi popcornie, czy to lepiej leczyć lobotomią, czy elektrowstrząsami?
optuje za lobotomią. a potem jeszcze elektrowstrzasy.
blue.berry :
Opcja full service, to lubię. A lewatywa? Przed, po, pomiędzy, w trakcie?
Slotna :
Zwykła, czerwona nescafe. Próbowałem ją zdradzać z Maxwellem, bo miałem do niego sentyment postudencki. Jak go łyknąłem po latach, to przypomniałem sobie, że Maxwella kupowałem z powodów oszczędnościowych (zużywałem duży słoik kawy w jakieś 10 dni) a nie dlatego, że był najlepszy. Raz czy dwa wypróbowałem jakąś szlachetniejszą Neskę (nie granulat a pył a’la Inka, nazwy nie pamiętam) ale jakoś tak dziwnie zajeżdżała. Wróciłem więc do standardu i się już nie wygłupiam.
Co do zabójczej kawy, o której wspomniał Śledziu to zdarzyło mi się coś takiego z rok temu i od tamtej pory się nie wygłupiam. Wpadłem kiedyś na imprezę do lokalu, uczynny menago spojrzał w moją wymiętą twarz i zasugerował lekkie pobudzenie. Nie wiem co mi odbiło ale walnąłem duszkiem podwójne espresso i po 3 minutach poczułem się jakby w klatce piersiowej eksplodował mi ziemniak. Owszem, praktycznie przez całe party byłem nie do zaorania ale strach był, bo serce mi łomotało okrutnie. Nigdy więcej.
jaś. skoczowski
może byc potęzny kop. bo mnie przy temacie zoofilii poczucie humoru wyłacza sie kompletnie. tak jakoś mam. więc lepiej wrócmy do tematu kawy (dzieki radek).
bart
u mnie robienie zacieru nie wynika z rozważania nad toksynami tylko z zabijania nudy w oczekiwaniu na zagotowanie się wody. i jest zabawne. i jakos tak poprawia mizerię faktu picia rozpuszczalnej, a wlasciwie doprowadza to do takeigo absurdu że na tyle to odkawia, że zaczyna stawac się w miare znośne : )
bart :
Co do zasady brak defibrylatora jest lepszy już z tego powodu, że zepsuty defibrylator zajmuje cenny metraż, a brak defibrylatora – nie. Oraz z licznych innych powodów, w tym wymienionych przez ciebie.
Ale faktycznie zachodzi pewne nieporozumienie, bo tu nie ma alternatywy “zepsuty defibrylator vs. brak jakiegokolwiek”. Jeśli prowadzisz hotel i myślisz o nabyciu defibrylatorów, to zapewne w dobrej wierze. To znaczy nie chcesz zainstalować atrap defibrylatorów, co może wypadłoby taniej i wyglądało równie imponująco, ale w razie wypadku wyszłaby skucha i zmaza odstraszająca przyszłych gości. Jeśli zainstalujesz sprawne defibrylatory, to jako derektor nie będziesz sam biegał ich serwisować, a boisz się, że ktoś z pracowników coś przeoczy. Jeśli w razie procesu post mortem hospitis sąd przyjmie zasadę “hotel nie ma obowiązku zainstalować defibrylatora, ale jeśli już to zrobił, to defibrylator ma być używalny” (a takie obawy wyrażano w artykule), to leżysz.
A powyższa zasada nie jest taka głupia. “W hotelu nie musi obowiązkowo być winda, ale jeśli jest, to ma być sprawna” itp.
Podobno niesporadyczna patologia, ale słyszałem z drugiej ręki.
Mam wrażenie, że nie ma różnicy, tzn. mierzenie tu i tam jest równie dobre. Ale jak pójdziesz do okulisty, a ten ci zrobi badanie per rectum, to albo jest zwolennikiem medycyny asekuracyjnej, albo zwyczajnie lubi grzebać ludziom w dupie. W dupie sensu stricto.
@ blue.berry:
Bardzo Cię przepraszam.
jaś skoczowski :
a to jebał Cie pies ;p
jasiu, ależ proszę bardzo. i bardzo mi miło. i w ogóle.
wo :
No więc kiedyś był w PTI felieton opisujący wspomnienia faceta, który siedząc w więzieniu został (faktycznym) kierownikiem więziennego warsztatu samochodowego i bardzo sobie chwalił właśnie pracowników – na ogół wykształceni, spokojni, starają się zasłużyć na zwolnienie warunkowe, nikomu się po robocie pod celę nie śpieszy, a jak który jednak podskoczy szefowi, to bez żadnych związków zawodowych odsyła się go do prostowania gwoździ.
@ FSZYSCY (kawa)
Znajomy Izraelita (dokładniej – obywatel izraelski, ateista po mojżeszowych rodzicach) twierdzi, że najlepsza jest parzona w tygielku – metodą, której nauczył się we wojsku od kolegów Beduinów (bo Beduini w przeciwieństwie do Arabów służą w ideefie).
A ja osobiście na rozpęd wolę herbatę, ale taką, przez którą słońca w południe nie widać. Bez mlek, cukrów itp. psujaczy. I w przeciwieństwie do 007 nie uważam, że herbata zamula.
Gammon No.82 :
Szybki gugiel zwrócił to:
http://lawandhelp.com/q298-2.htm
bart :
W rozliczeniu oferuję poroże…
janekr :
Czyli niedbalstwo sprowadzało się do tego, że serwowali bardzo-ale-to-bardzo gorącą (i nierozsądnie niebezpieczną) kawę, przy czym nie napisali na kubeczkach “nasza kawa jest tak gorąca, że wywołuje oparzenia porównywalne z iperytem”.
No cóż, można i tak. Ale z drugiej strony czy stada Macanych klientów, zapytanych “czy państwa zdaniem kawa, któą codziennie pijecie jest nierozsądnie niebezpieczna“, odpowiedziałyby twierdząco?
wo :
Fałszerstwo czego? Pieniędzy?
Niech fałszerz zapłaci wszystkim poszkodowanym – odszkodowanie oraz zadośćuczynienie. Po cholerę więzienie?
radkowiecki :
Znow sie okaze, ze jestem jedyna osoba, dla ktorej ta kawa jest kwasna.
Gammon No.82 :
Brrr! Dobra herbata jest jasna. Ciemna barwa bierze sie z miału i śmieci. Jak lubisz pić smołę to ok, ale po co mieszać do tego herbatę?
@inż.mru.inz.mruwnica :
Ah remember me, I used to live for music
Remember me, I brought your groceries in
Well it’s Father’s Day and everybody’s wounded
First we take Manhattan, then we take Berlin
Electrification