Choroby urojone: Candida
Tekst lekko wyedytowany: zacni komentatorzy zwrócili mi uwagę, że istnieje taka choroba jak występująca w pierwotnej wersji systemowa kandydoza. Jest to jednak schorzenie zupełnie inne niż „systemowa kandydoza” będąca postrachem forumowiczów z wegedzieciak.pl (nazywana również kandydozą przewlekłą). Kandydoza prawdziwa (systemowa) różni się od urojonej (przewlekłej) wszystkim: od występowania (głównie u osób o obniżonej odporności, np. AIDS, przebyta chemioterapia), poprzez objawy (chorzy w stanie ciężkim) do przebiegu (powikłania występujące w tej prawdziwej kandydozie systemowej: śmierć).
Zacznę od krótkiego P.S. do tekstu „Chrześcijanin a szczepienia”. Komentator Amatil zwrócił moją uwagę na forum wegedzieciak.pl — okazuje się, że wśród wegerodziców (a właściwie wegemam, bo gros użytkowników owego forum to kobiety) jest wielu przeciwników szczepień. Tak się składa, że znam jednego aktywnego członka forum wegedzieciak.pl, zapytałem go więc o szczepienia. Nie szczepi, jest z tego dumny. Z uśmiechem wyłuszczył mi, że dokonał najrozsądniejszego wyboru, bo pozostali, zaszczepieni członkowie społeczeństwa zapewniają jego dzieciom bezpieczeństwo, tworząc wokół nich odpornościowy kordon sanitarny. Oni ponoszą ryzyko straszliwych urazów i chorób wywoływanych przez szczepionki, on dzięki temu tego ryzyka ponosić nie musi. Możemy zatem przyjąć, że nieszczepiący forumowicze z wegedzieciak.pl (posiadający również własne forum Nie Szczepimy) to nie tylko głuptaki — to również cyniczne cwaniaczki.
Amerykanie mawiają „Kiedy życie rzuca w ciebie cytrynami, rób z nich lemoniadę”. Dzięki bolesnej i trudnej lekturze tekstów Cezarego Michalskiego o aferze Kataryny odkryłem znakomite forum wielodzietni.org, na którym można przeczytać, że kobiety nie przepuszczające ciężarnych w kolejce to „panie, których dzieci nie miały pogrzebu”. Z kolei dzięki wizycie na wegedzieciak.pl znalazłem świetny temat na kolejnego posta. A było tak: nowa forumowiczka zachwalała magiczne wahadełko…
Rodzicom i ich dzieciom zmagającym się z candidą gorąco i z pełna odpowiedzialnością polecam metodę w 100 % skuteczną i w 100 % bezpieczną. Jest to wahadło lecznicze biały ozyrys, które w środku ma substancję leczniczą grzybobujczą. Wahadło takie może służyć dla wszystkich członków rodziny, kosztuje 90 zł. Kupuje się je raz i ma się do końca życia. Leczenie nie polega na wprowadzaniu do organizmu żadnej chemii ale energii. Ja stosuję już od roku. Wyleczyłam candidę w rodzinie a nawet grzybice kopyta u mojego konia i klaczy koleżanki. Używam go również profilaktycznie, bo trudno mi i mojemu brzdącowi o dietę zabezpieczającą przed nawrotem grzyba, który pojawia się i tak przy każdym spadku odporności. To nie jest reklama ale szansa dla ludzi z otwartymi umysłami. Pozdrawiam.
Co to takiego candida, ta straszliwa choroba, z którą zmagają się rodzice z wegedzieciak.pl?
Jak wiadomo, czary-mary, czyli „terapie medycyny alternatywnej” działają na zasadzie placebo, a więc ich wpływ na zdrowie człowieka jest ograniczony do „ogólnej poprawy nastroju” czy „nieco szybszego wychodzenia z grypy”. Ponieważ lista schorzeń, na które czary-mary pomagają, jest ograniczona, jakiś anonimowy szaman wpadł na genialny pomysł: trzeba wymyślić nowe, bardzo niebezpieczne choroby, z którymi nasze praktyki będą sobie doskonale radzić. Dziś z tych chorób zamierzam omówić chroniczne zakażenie Candida albicans — mam nadzieję, że niniejszy post będzie początkiem ślicznego cyklu artykulików.
Candida albicans to drożdżak żyjący w naszym przewodzie pokarmowym. W pewnych sytuacjach wywołuje on prawdziwą chorobę zwaną drożdżycą lub kandydozą. My mówimy jednak o kandydozie przewlekłej, czyli o sytuacji, w której drożdżak wskutek nadmiernego rozwoju zapuszcza swoje drapieżne korzonki w ścianki kiszek i powoduje tzw. zespół nieszczelnego jelita a w konsekwencji powolne, niewykrywalne zakażenie całego organizmu. Zespół nieszczelnego jelita jest też podejrzewany o wywoływanie autyzmu u tych dzieci, u których nie wywołała go szczepionka przeciw odrze, śwince i różyczce.
Współczesna medycyna konwencjonalna nie zna co prawda takiej jednostki chorobowej jak przewlekła kandydoza czy zespół nieszczelnego jelita („Ten artykuł lub sekcja opisuje teorie, metody lub czynności niezgodne z aktualną wiedzą medyczną”), ale przecież współczesna medycyna konwencjonalna nie pierwszy raz nas zawodzi, prawda? Przewlekła kandydoza to jak najbardziej realne schorzenie, z którym zmagają się ogromne ilości ludzi na całym świecie. Jakie są jego objawy? Uczynny wysportowany młodzieniec Sayheello ze Sportowego Forum Dyskusyjnego publikuje długaśną listę, na której znajdziemy takie symptomy, jak stronienie od towarzystwa, alkoholizm (jeśli połączony ze stronieniem, to najpewniej chodzi o picie w samotności), krytykanctwo, sucha cera, swędzenie odbytu i skóry, ataki paniki i płaczu, łaknienie pewnych pokarmów, bezsenność, bóle brzucha, nadwaga lub niedowaga, bóle głowy, brak koncentracji, niepewność, zagrożenie, niecierpliwość, niestrawność, objawy psychiatryczne, gazy, wzdęcia, odbijanie się, ospałość, leniwość, pesymizm, gderliwość, zapalenia zatok (przeziębienia), kłopoty w nauce i wychowaniu, kłopoty decyzyjne, zły zapach ciała i z ust oraz — last but not least — złe mniemanie o sobie. Jeśli dodam, że wystarczy rozpoznać u siebie tylko niektóre z objawów, konkluzja może być tylko jedna: wszyscy chorujemy na kandydozę!
Ale nie traćcie nadziei, moi chorzy bracia i siostry, to się leczy.
Google na zapytanie „candida homeopatia” zwraca 30 000 wyników. Słynny koncern homeopatyczny Boiron produkuje środek przeciw kandydozie zawierający, rzecz jasna, bardzo rozcieńczonego drożdżaka.
Za niewiele ponad dwa tysiące złotych możecie kupić Digital Clark’s Zapper i Digital Silver Pulser, czyli urządzenia, które oprócz kandydozy wyleczą wszystkie inne choroby powodowane przez drobnoustroje: wywoływane przez przywry jelitowe AIDS („Po zlikwidowaniu wszystkich stadiów rozwoju pasożytów wirus HIV znika w ciągu 2 godzin”), depresję („przyczyna depresji tkwi w infekcji mózgu małymi robakami obłymi”), alergię („u wszystkich alergików wykryto poważną inwazję owczej motylicy wątrobowej żyjącej w drogach żółciowych”), Alzheimera („chorobę Alzheimera wywołują pospolite przywry pochodzące z niedogotowanego mięsa i od naszych ukochanych zwierząt”), astmę („w 100% przypadków astmy obserwowana jest infekcja larwami glisty ludzkiej usytuowanej w płucach”) i wiele innych chorób, wobec których konwencjonalna medycyna pozostaje bezradna.
Można też sięgnąć po oczyszczający jelita preparat o nazwie Colonix. Strona reklamująca ten środek straszy: „jak wiemy ze starego powiedzenia, śmierć zaczyna się w jelitach”. Nie znałem wcześniej tego przysłowia, ale w końcu wzrastamy w różnych środowiskach, nie wszystkie mądrości ludowe występują w każdym regionie.
Colonix to niezwykły środek — po jego zażyciu czeka nas przerażająca niespodzianka w ubikacji: z naszego ciała via odbyt wydobywa się długi na metr, pusty w środku obiekt, wyglądający jak brązowa, gumowata skóra węża (zapraszam do ostrożnego obejrzenia galerii foto). To oblepiające nasze jelita toksyczne złogi, pełne pasożytów, zakłócające pracę organizmu i powodujące wiele groźnych chorób.
Najwyraźniej efektem ubocznym stosowania Coloniksu jest potrzeba dzielenia się ze światem informacjami o swoich kupach. Świadczy o tym ilość zdjęć nadesłanych przez wdzięcznych pacjentów do opiekuna strony colonix.pl oraz listy sławiące moc Programu Oczyszczającego:
No cóż, mam teraz 5 wypróżnień dziennie i nie mam żadnych bólów. Mój stolec wygląda teraz normalnie, ale będę kontynuować oczyszczanie na wszelki wypadek. Powiedziałam już wielu osobom, jaki to wspaniały środek. Na mojej mamie sprawiło wielkie wrażenie, gdy powiedziałam jej, co ze mnie wyszło i że jej prezent był najlepszy w moim życiu.
O co chodzi? Preparaty wywołujące Efekt Brązowego Węża zawierają takie składniki jak bentonit (występujący również w zbrylających żwirkach dla kotów), wyciąg z babki płesznik, pektyna czy guma guar. Te chłonące wilgoć substancje, w połączeniu z… hm… zastanym w kiszkach budulcem, tworzą coś w rodzaju plastycznego odlewu jelita, który jest następnie wydalany. Brązowy Wąż to żaden chorobotwórczy złóg, efekt niewłaściwego odżywiania ani dusząca ścianki jelit powłoka z toksyn, to po prostu właściwy efekt działania preparatu.
Candidę można leczyć również sokiem Noni, który ponoć jest obrzydliwy w smaku, ale za to jaki drogi! Znakomite kompendium wiedzy na temat candidy można znaleźć na stronie poświęconej Reiki („Sponsorem strony jest biuro rachunkowe AFRO-TAX”), choć lekturę utrudnia nierówny poziom tłumaczenia („Jeden z zolnierzy z bazy amrykanskiej byl ciagle aresztowany za DUI stwierdzone przyrzadami nadmuchiwanymi”). Z owego poradnika dowiemy się, że drożdżaka można pozbyć się z organizmu za pomocą diety (jedzmy organiczne serdelki, „chleb ze spelt i kamut”, unikajmy keczupu), ziołowych i farmakologicznych środków antygrzybicznych (uwaga, wątroba może nie wytrzymać), wspomnianego wyżej czyszczenia jelit mieszanką bentonitu i babki płesznik oraz „zmiany trybu i poglądu na życie”. Jak ta zmiana ma wyglądać? Ot, chociażby lepszym wykorzystaniem swojego czasu wolnego. Propozycje wypełnienia tego czasu pozwalam sobie na koniec przedrukować z owego kompendium w całości:
UPRAWIAC AEROBIK & ZBIERAC JABLKA & STRZELAC Z LUKU &GRAC W BADMINTONA & PIEC & GRAC W KOSZYKOWKE & ZBIERACJAGODY & ZBIERAC GRZYBY & JEZDZIC NA ROWERZE & RZUCAC LOTKAMI & PLYWAC NA LODCE & GRAC W KREGLE & PODNOSIC CIEZARY &KALIGRAFOWAC & JECHAC NA CAMPING & GRAC W WARCABY & SZACHY&WRESZCIE POSPRZATAC & COS ZBIERAC OPRÓCZ PIENIEDZY & MALOWAC (OBRAZY) & TANCZYC & DEBATOWAC & DEKOROWAC & MARZYC &GIMNASTYKOWAC SIĘ & JECHAC NA RYBY (TYLKO NIE W GRZYBACH) &GRAC W HOKEJA & JEZDZIC KONNO & KUPOWC KWIATY& ZADBAC OFRYZURE & JEZDZIC NA ROLKACH & LYZWY & BIEGAC & UPRAWIAC JUDO& KARATE & PUSZCZAC LATAWCE & ROBIC NA DRUTACH & WYSZYWAC& SMIAC SIĘ & UCZYC SIĘ & ISC DO KINA ALBO NA FILM & GRABIC LISCIE&GRAC W PING PONGA & TENIS & ROZWIAZOWAC KRZYRZOWKI & POJECHAC NAD LEJK & CZYTAC $ RELAXOWAC SIĘ & JECHAC NA ZAKUPY&RYSOWAC & SPIEWAC & JEZDZIC NA NARTACH $ SANKI & USMIECHNĄĆ SIĘ & GRAC W PILKE & OPOWIADAC HISTORIE & TEATR & MYSLEC &PODROZOWAC & NIE OGLADAC TELEWIZJI & KUPIC KOMPUTER &UCZYC SIĘ HISZPANSKIEGO & GRAC W GRY VIDEO & ODWIEDZIC ZNAJOMYCH BEZ BUTELKI & GRAC W SIATKOWKE & PISAC & ZAJAC SIĘ YOGA& JECHAC DO ZOO & OZENIC SIĘ & ISC NA LODY & ODSNIEZYC CHODNIK& ZMIENIC OLEJ W GLOWIE & WYRZUCIC VIAGRE & KUPIC LORNETKE& UCZYC SIĘ ANGIELSKIEGO & NAPISAC LIST & GRAC NA GITARZE && CZYTAC & CZYTAC & CZYTAC
W następnym odcinku mam nadzieję zająć się morgellonami, czyli o matko, od GMO łażą mi pod skórą robaki! Będzie się działo.
Update: znakomite, wyczerpujące kompendium wiedzy o kandydozie znajdziecie na blogu Sporothrix (w trzech częściach): Drużyna Grzyba, Dwa Grzyby, Powrót Grzyba.
Quasi :
Tak.
Quasi :
Bo nie potrafisz sobie wyobrazić, że moja integralność cielesna jest ważniejsza od mojego poczucia triumfu nad debilami, którzy chcieliby mi zlać pysk? No proszę Cię – jasne, mogę się szlajać po mieście z obstawą, ale to po pierwsze kosztuje a po drugie jest durne. Jeśli dojdzie do sytuacji kryzysowej, gdzie nie masz opcji wyjścia masz obowiązek zachować się w najbardziej rozsądny z możliwych sposobów.
Quasi :
Ja też, dlatego middle-class-fu daje dobre efekty. Zazwyczaj chodzi im o portfel, a nie o Twoją godność.
Quasi :
Ale to jest Twój problem, że masz takie emo. Opanuj je i wszyscy będą zadowoleni.
Quasi :
Chuja tchórzostwa – rozsądku. Jeśli wiesz, że ktoś rozpieprzy Cię na kawałki, to rozsądne i pożądane jest to, że tego unikniesz. Tchórzostwo to termin ukuty dla debili, którym się wydaje, że siłą są w stanie organizować przestrzeń. Nie są. A przynajmniej nie na tyle, by było sensowne się im poddawać. Dlatego nicponie z ich antylewackim emo nie mają szans.
Quasi :
Można być dumnym z tego, że mimo aspergera funkcjonuje się w społeczeństwie, zgrepuj.
Quasi :
No i co z tego? Gówno mnie to obchodzi, tak długo, jak długo nie wpływa to na moje bezpośrednie otoczenie. A South Park i gej-lulzy to nie są rzeczy, które są homofobiczne. Służą obśmianiu homofobii przede wszystkim.
Good afternoon! Escort Kiev information there. prostitution men. Your Kyivska prostitute Rybka. You can visit my blog.
@Samoobrona i Quasi
Nie kumam jaki masz problem z uciekaniem przed mordobiciem, to jest najbardziej sensowna rzecz jaką można zrobić. Nie ma takiego kung-fu które cię obroni przed atakiem choćby dwóch gości. Będziesz się bronił przed jednym, drugi cię podcina, leżysz i jesteś od razu na podeszwach. Ba nawet z jednym sobie możesz nie poradzić, zaczniesz machać nogami to dostaniesz cegłówką i po tobie. Takie akcje zajebiście wyglądają w filmach w życiu jest cokolwiek inaczej. Dlatego jak widzę że coś się kroi to spierdalam ile fabryka dała. Wychowałem się w Gdańsku na Dolnym Mieście, podstawówka na Olszynce, kto z Gdańska wie jakie to podłe dzielnice. Napatrzyłem się na takie akcje przez całe dzieciństwo, plus że przynajmniej teraz potrafię ocenić że coś się kroi i wiem kiedy się ewakuować za w czasu.
Quasi :
Pojebało Cię? Masz wyobrażenia o honorze jak smarkacze słuchający hip-hopu ( wu tang klan chyba się ta kapela wabi) i oglądający “Szybkich i wściekłych”?
Co napinają mięśnie jak ktoś za długo patrzy na ich laskę.
Polecam cytat z
“Trudno być bogiem” Strugackich
-A czyj to helikopter stoi za chałupą?
-Mój. Nie mam czasu na bijatyki z chamstwem na gościńcach.
Quasi :
No ale co, mam ci przysiąc? Większość moich znajomych jest w jakimś sensie dupowata czy bez jaj, niektórzy zapewne są skrycie spedaleni. Przebojowi i aroganccy imprezowicze-jajcarze to ludzie, których się raczej boję. Miałem kiedyś takiego kolegę, co próbował napierdalać gości zajeżdżających mu drogę – a jak zrobiła to jedna pani, to zrównał się z nią i przejechał ładny kawałek obok niej, trąbiąc i wrzeszcząc. Ale już go nie mam.
Próbuję połączyć jedno z drugim i nie mogę.
Świadomość mojej własnej dupowatości nie sprawiła, że złapałem jakiś odjazd; raczej postarałem się znaleźć swoją ścieżkę w społeczeństwie. Nawet wśród jaskiniowców ci, co się nie nadawali na łowców, mogli zostać zbieraczami, nie? Uważam jednak, że ja, podobnie jak wielu moich dupowatych kolegów, wylądowaliśmy całkiem nieźle.
E tam. Nie buduję żadnej ideologii, ani zakładającej pogardę i wyższość, ani – tak jak u ciebie – szacunek i niższość. To traumatyczne przeżycia, które odłożyłem na półkę pt. “chwile, w których barta publicznie upokorzono”. Ich sprawcy nie budzą we mnie jakichś konkretnych uczuć. Nie to, żebym im dobrze życzył, oczywiście, ale agresja i frustracja mają swoje konkretne źródła.
Ja mogę dodać, że gdy ukradziono mi samochód, nie czułem wstydu w najmniejszym stopniu. Wściekłość, upokorzenie – tak. Ale wstyd?
Ja tam myślę, że Quasi kłamie (a przynajmniej ściemnia), z tym swoim podziwem dla oprychów, którzy go skopali, z tym swoim wstydem, który uniemożliwia mu zawracanie głowy biednym, zapracowanym policjantom itd. No a z tym powoływaniem się na “powszechną w Cywilizacji Zachodniej pogardę do słabości/pedalstwa itd.”, którego och-jakże-wyjątkowo nie krasi setką linków, to już wewogle: nawet nie widzi, jak mocno to cuchnie racjonalizacją (i żeby się powoływać na postacie z kreskówek, Cartman z SP? a to ci dopiero).
Quasi, Twoim fetyszem jest kontrola. To jej utratę odbierasz jako coś hańbiącego i powód do wstydu. To dlatego (a nie z altruizmu wobec zapracowanej policji) nie chcesz zgłaszać przestępstw: bo to ostateczny akt przyznania, że utraciłeś kontrolę nad fragmentem swojego życia, swojej własności itp. Czy nie tą samą obsesją kontroli jest podszyta Twoja chęć, żeby, po wyssaniu z palca uzasadnienia quasi-etycznego [ładny nomen omen, btw], wkraczać państwem i zabijać nie dość doskonałe noworodki, żeby nie cierpiały? A fakty są takie, że 100% idealny noworodek i tak swoje w życiu przecierpi, aż do (ostatecznie) śmierci. Jedyną słuszną postawą (w ramach quasi-etyki) wobec tej konstatacji jest nie mieć dzieci wcale.
Fetyszyzacja kontroli diagnozuje się (imho) jako socjopatia. Bo albo prowadzi do instrumentalizacji drugiego [=bliźniego], przy jednoczesnym złamaniu takich czy innych elementow konwencjonalnej “umowy społecznej” (“przebojowość” to postawa żerowania na innych), albo do samoizolacji, gdyby się uznało, że najlepszym gwarantem nietracenia kontroli jest unikanie interakcji.
A “pogarda dla słabości” nie jest konstytutywnym elementem Cywilizacji Zachodu. Chyba kupiłeś (bez żadnej reszty) skorwinsyński, samczo-alfi mem. Wyrazy współczucia.
janekr :
Ja poczułem ciążenie miedzi w kieszeni. To był twój samochód? Nie wiedziałem. Wstydź się (!), że go słabo zabezpieczyłeś. Powinieneś czuć wstyd ;)
Quasi :
He, he. Szedłem z trójką kumpli przez miasto, po czym zaczepił nas jakiś pijany, albo naćpany koleś szukający zaczepki. Grzecznie jeden przez drugiego próbowaliśmy go uspokoić. W końcu agresor zrezygnował i sobie poszedł.
Zgadnij, jakie teksty zaczęły padać po pięciu minutach, jak już ochłonęliśmy z wrażenia?
Bez urazy, ale dałeś z siebie zrobić idealną ofiarę. Taką, która nigdy w życiu nie będzie się opierać (a jak będzie, to tylko w sposób, jaki pasuje napastnikowi). A nawet, jak ją skopią i zabiorą kasę, podniesie się, otrzepie i powie “Czysta, sportowa rywalizacja, drogi panie. Nie mam pretensji, zarobił pan na te pieniądze.”
@ Quasi:
Wiesz co? Kup w allegrze skorupę od F1 razem z pustym zapalnikiem. Wyjdzie pewnie poniżej 50 złotych. W razie zadymy wyciągasz jajko z kieszeni z uśmiechem szaleńca i odbezpieczasz. Wątpię, żeby jakiś twardziel pokerzysta odważył się powiedzieć “sprawdzam”.
Jeśli jajko miałoby biały pasek (“ćwiczebny”) wystarczy zamalować.
Może być też kopia niemieckiego Stielhandgranate, ale nie zmieści się w kieszeni.
EDIT:
wyciągając zawleczkę można wyrecytować coś w tym rodzaju (jeśli jest na to czas)
http://wiadomosci.onet.pl/1985325,441,item.html
Ja wychowywałem się w Łodzi, dzielnica Bałuty. Przez rok byłem w Zespole Szkół Technicznych na Pojezierskiej, potem przeskoczyłem do liceum w centrum starych Bałut (tuż obok parku Śledzia). To też niespecjalne okolice, zresztą w latach 90tych cała Łódź była nieciekawa, tony dresów, kiboli i żulików.
Zapisałem się na karate, bo mnie lali w tym zespole niby-że-technicznym, potem chodziłem też dla samoobrony tylko już mniej konkretnej, obecnie od jakiegoś czasu ćwiczę krav magę. I podpisuję się pod RobertemP – to nie jest tego warte (chociaż u mnie w pracy limo i obita facjata nie przeszkadzają).
W życiu miałem już akcje kilku na jednego, raz mnie trochę obili, raz czy drugi uciekałem (i udało się), parę razy skończyło się na przepychankach, a ze dwa razy pomogła nasza policja (tak, tak). Nigdy nie miałem większych zwycięstw, ani większych porażek (typu intensywna terapia) – i uważam to za dobry rezultat.
Owszem, urażona duma trochę boli, ale rehab i wstawianie implantów na miejsce wybitych zębów też bolą (zwłaszcza rachunek). A kosą też można dostać, i to nie tylko u nas (arabskie wyrostki z banlieu we Francji, bo z takimi też miałem przyjemność).
Ogólnie, jeśli tylko mogę się wymiksować z takiej sytuacji, to z takiego wyjścia korzystam. Mam kolegę, który jest duży, silny i myślał że jest twardy i dostał zza węgła metalową rurą w głowę od gościa którego obił wcześniej. Po pół roku rehabu nadal czasem nie ma czucia w dłoniach, trzęsą mu się czasem ręce i miewa zawroty głowy.
Dwa moje największe życiowe sukcesy to bijatyka z trzema takimi właśnie gnojkami w centrum Lyonu, gdzie wprawdzie nie udało mi się wiele zwojować, ale nie odpuściłem i goście się wycofali. Widziała to moja ówczesna dziewczyna i zyskałem za to jej podziw, oraz, co śmieszniejsze, wielki szacun u jej brata, polskiego szowinistycznego głąba, który bardzo mnie polubił za “obronę honoru kraju” i “pokazanie gdzie asfalt ma leżeć” (I kid you not, gentle reader). Za to musiałem wyprosić z pobliskiego lokalu lód na rozbity nos i trochę byłem obity.
A drugi sukces, to to, że udało mi się wygadać z sytuacji w której obskoczyło mnie trzech młodzieńców, z tego dwóch poszukiwanych listem gończym i już z karierą penitencjarną za sobą. Miałem wtedy przy sobie 400PLN na nowe buty w czterech swiezutkich banknotach po 100, zero drobnych czy czegoś co bym im mógł oddać, za dwa dni wyjazd do pracy w laboratorium w Japonii i generalnie zero szans na zwojowanie czegokolwiek. Udało mi się rozwiązać sprawę dyplomatycznie, szybko myśląc i wybierając odpowiednie opcje dialogowe. Do dziś mi się ręce pocą na wspomnienie tamtej sytuacji, ale jestem wściekle dumny z siebie, że się z tego wyłgałem cały i bez strat własnych. Jeśli kogoś to interesuje, mogę opisać całość szczegółowo.
Quasi :
Zdefiniuj racjonalny, a potem zdefiniuj zdefiniuj. Pierdolicie hipolicie. Jest równie nieracjonalny, jak wiara w atomy i bogów greckich ( :D )! Po prostu do czegoś może się przydać. Sceptyckie poglądy są zajebiste, nieobalalalne, zabawne i czasem zupełnie do pominięcia. Ty je np. nontoper-nonstoper pomijasz twierdząc cokolwiek z zakresu wiedzy nauk indukcyjnych. Inni je pomijają jeśli chodzi o istnienie podmiotów (Ty zresztą też, jeśli zwracasz uwagę na czyjąś pogardę, chyba, że potrafiłbyś twierdzić, że np. jak się wywalisz w łazience, to kafelki Tobą gardzą).
Quasi :
A skąd kurwde wiesz, skoro-nie-wiemy-czy-ludzie-coś-w-ogóle-czują? Czemu akurat w tym przypadku nie możesz skorzystać z hipotezy sceptyckiej, że zasadniczo to nie wiadomo, czy on cokolwiek czuje?
Quasi :
Współczuję i cały czas wierzę (pun intended), że Ci przejdzie. Bo Quasi, sorry kurwa, jesteś pierdoloną chodzącą biblioteką, jak słyszę, że szanujesz bydle, które może Cię skrzywdzić, bo jest silniejsze, to naprawdę CIERPIĘ. Ty dla mnie jesteś pożyteczny, dzięki Tobie czegoś się dowiedziałem, mogłem się z Tobą pokłócić, mogłem poczytać rzeczy o ewolucji (wciąż powierzchownie, ale jednak). A dzięki bucowi, który skuje Ci twarz na sino, żeby wziąć kasę, nic – i myślę, że nie jestem odosobniony. Stary, z punktu widzenia utylitaryzmu, który prezentujesz, to sorry, na razie Ty jesteś rozdawcą utilsów dla mnie, a buce nie. Pisze Ci więc, przestuń.
EDIT: Ty w takim razie zaprzeczasz istnieniu świadomości u innych? E, misiak, udowodnij mi, że nie czuję. I jeszcze jedno, nie żartuję z Ciebie tutaj, a na pewno nie w taki sposób, żeby Cię jakkolwiek poniżyć.
jaś skoczowski :
Na bucach możesz studiować ewolucjonizm empirycznie ;-)
EDIT:
Ohohoho! To już żądamy dowodów negatywnych? ;-) ;-) ;-)
Gammon No.82 :
Fakty negatywne uważam za użyteczne fikcje, którym w rzeczywistości odpowiadają jakieś stany rzeczy :P .
jaś skoczowski :
… a dane empiryczne bez wyjaśnienia są tyle warte, co biały śnieg na ekranie telewizorni :P .
jaś skoczowski :
Miałem na myśli dowody negatywne. To jednak niezupełnie to samo.
Co do faktów negatywnych, to kiedy jesz zupę pomidorową, odpowiada temu nieskończenie “faktów” negatywnych, poczynając od “niejedzenia krupniku przez Jasia S.” kończąc na “niedewastowaniu Tokio przez Godzillę”. Na co to komu?
A co do dowodów negatywnych, możesz w ostateczności pośrednio udowodnić, że nie jadłeś grzybowej w określonym miejscu i czasie. Inne “dowody negatywne” są praktycznie niewykonalne.
jaś skoczowski :
A wyjaśnienie bez danych empirycznych to werbalizm czysty. Możesz sobie nie lubić empiryzmu, ale choćbyś się skichał dane są zawsze pierwotne.
@bić czy uciekać
Brakuje mi jakiegoś świadectwa jednego z tych mocarzy, co chodzą z nożem w kieszeni.
Quasi :
Ja za to mysle, ze mieszasz. Oczywiste jest, ze sila fizyczna, sprawnosc etc. budzi szacunek sama w sobie. Tego nikt nie neguje! Ty natomiast przekladasz ten szacunek na ludzi w calosci. No, stary, nie!
Ja bardzo lubie sie bic, regularnie tluklam sie z bratem i do tej pory czasem sie naparzamy dla picu. Zawsze jestem bardzo z siebie dumna jak go rozloze, bo jest ode mnie o 30 cm wyzszy, tylko te dlugie konczyny mu sie placza :)) Ale to sie przeciez nijak nie przeklada na inne wady/ zalety, to tylko czesc obrazka. W przypadku bandyty ten plus, czyli sila fizyczna nie zasloni mi minusow czyli skurwysynstwa, calosciowo nie mam do takiego kolesia szacunku i koniec. Moge podejrzewac – i zapewne slusznie – ze jest tepy i nie umie znalezc pracy (dlatego kradnie), ma kompleks nizszosci (dlatego dla rekompensaty napierdala przechodniow) i tak dalej. A juz w przypadku przewagi liczebnej, kiedy napada cie grupa takich chujow – co tu do podziwiania? Ze jest ich wiecej? Oh well, podziwiasz Kaczynskich, bo jest ich dwoch? Daj spokoj.
mrw :
Noszenie noża w kieszeni nikogo nie czyni mocarzem. No i kwestia zasadnicza nie dotyczy bytu noża w kieszeni, tylko tego, czy ty jesteś gotów tym nożem potraktować bliźniego.
@ FSZYSCY
Lamblia została bakterią!
http://wiadomosci.onet.pl/1985417,11,item.html
Ciekawe, czy teraz ich będą smarować ciastem na pierniki?
EDIT: a może by wystarczyło myć się miodem zamiast wodą? ;-)
EDIT (II): ALARM ODWOŁANY, zmienili tytuł: “100 żołnierzy chorych na lambliozę”.
Gammon No.82 :
Czyli jeśli ktoś ma nóż w kieszeni to jest albo debilem (bo nosi nóż bez sensu), albo psycholem (bo jest gotów kogoś pociachać).
mrw :
Zgoda. Ale pod warunkiem, że uważasz, że (1) noża używa się wyłącznie do krojenia tkanek ludzkich, (2) tylko psychol (cokolwiek przez to rozumiesz) jest gotów pociachać bliźniego.
Quasi :
Zarejestrowaliśmy już, że widzisz świat w bardzo popierdolony sposób, może Ty zarejestruj, że my wyszliśmy już z jaskiń?
Quasi :
Hej, kapitanie Tomie, tu ja, Grzesio. Nigdy nie dostałem żadnego konkretnego pierdolu, nie zostałem okradziony, może na imprezie zostałem wykorzystany, ale to się nie liczy. Pogardy czy wyższości nie czuję wobec nikogo, często nawet bardziej cenię sobie ludzi, którzy pobłądzili (a nawet wciąż błądzą), niż tych, którzy zbłądzić nie mogli, bo przez całe życie wszystko dostawali na złotej tacy. Ale jednocześnie umiejętność przypierdolenia w ogóle nie znajduje się w moim prywatnym katalogu cech, które cenię. Nie tak, że jest na ostatnim miejscu, po prostu jej tam nie ma.
Za to do dzisiaj, gdy widzę jednego znajomego, przypomina mi się, jak we wczesnej podstawówce zwijał się przeze mnie z bólu i jest mi z tego powodu kurewsko głupio.
eli.wurman :
Jak dla mnie to już przesada. Jestem w stanie zrozumieć taką osobę i o ile namawianie uważam za słuszne, to wszelkie przymuszanie (wyłączając szantaż emocjonalno-moralny) wrzucam na półeczkę “skurwysyństwa”.
nameste :
O, to, to!
@ Gammon No.82:
Czysta racja i dokładnie tak jest.
Sam kiedyś, mimo wątłej postury, popylałem tłuc się w ramach wymiany pozdrowień z kibicami drużyn przyjezdnych. Taki gówniarski system dowartościowania się.
Co do noszenia noży, rurek, kastetów, itp.: gówno warte jest gadanie, że to dla “własnego bezpieczeństwa”. Zdarzyło się, że wyszedłem na durnia (o wstydzie we własnych oczach nie wspomnę) wyciągając nóż i nie mając jaj ciachnąć tego palanta, co mi właśnie obluzował zęby.
Z drugiej strony – kumpel w czasie tej samej zadymy wyjął gaz. Ktoś z naprzeciwka był szybszy, podbił mu rękę, dość sprawnie złamał nadgarstek po czym własnym gazem… No, zagazował prawie.
Braki w uzębieniu mam do dziś.
IMO najlepsze rozwiązanie to albo spadać, jak się robi nieciekawie albo się dogadać. Nigdy nie wiadomo, na kogo się trafi (w sensie: da się w mordę czy zbierze się w mordę).
grzesie2k :
A ja pamiętam, jak mając lat dwadzieścia parę połamałem czołem nos jednemu agresywnemu palantowi, który w towarzystwie kilku kolegów od kilku godzin próbował mnie zmusić do wyjścia z imprezy, na której nie był gospodarzem. Jakoś się tym misiom nie spodobałem, a gospodarz był człowiekiem kulturalnym i nie reagował na to, co się dzieje.
Musiałem użyć czoła, bo dwóch z nich mnie przytrzymywało za ręce, a ten trzeci próbował walnąć mnie w ryj.
Pamiętam, że odczułem wredną satysfakcję, bo trafiony czołem typek rzucił się w objęcia gospodarza i zbroczył mu krwią nieskazitelnie białą koszulę.
To, że potem o mało nie wydłubali mi oczu, było zdecydowanie mniej przyjemne. Tak, czy inaczej, nie mam moralniaka.
EDIT:
To, że moje gałki oczne są jeszcze na swoim miejscu, jest zasługą gospodarza, który w końcu się ruszył i wywalił całą ekipę z domu.
Gammon No.82 :
Na to, żeby stwierdzić, że np. w krwi nie ma alkoholu. A nie że jest to, i to, i to, i tamto, i… zwłaszcza, że chyba nie jest znany pełny skład krwi ludzkiej. Czasem po prostu lepiej stwierdzić, że czegoś gdzieś nie ma, tak jak czasem – że coś gdzieś jest.
Gammon No.82 :
Całkowicie mi to wystarczy.
Gammon No.82 :
No I say. One są tylko cholernie przydatne. Ale w żaden sposób nie są pierwotne. I to w dodatku tylko te faktycznie faktyczne fakty, a nie tylko te fakty niefaktyczne. Czyli te, które nam się podobają.
jaś skoczowski :
Tzn. są wtórne – względem CZEGO?
EDIT:
No i niezależnie od faktycznej faktyczności, niefaktycznej faktyczności etc. – żądanie dowiedzenia “że ja nie czuję” jest z anusa wyjęte.
Gammon No.82 :
Czyli już BdB czyta cały łonet.
Barts :
Ja bym prosił. I pewnie nie tylko.
A tak przy okazji, to mam serio pytanie: jak uciekać? Jeszcze nie byłem w takiej sytuacji za dorosłego, żebym miał bezpośrednie zagrożenie pobiciem i serio nie wiem. Po prostu odwrócić się i w nogi, gdzieś do ludzi/światła/policji? A to nie jest tak, że oprawca (a nie daj panboże oprawcy) będzie gonić? I bardzo prawdopodbne, jeśli to jakiś drech z pragi, będzie bardziej wysportowany, więc dogoni? Jeszcze pewnie bym uciekał starając się nie zgubić ipoda czy portfela (bo przecież to dopiero głupio by było, gdybym zgubił), co by mnie trochę upośledzało.
Jak wy to robicie?
Gammon No.82 :
A muszą być wobec czegokolwiek? Fakty (rozumiem przez to cosie rozpięte w czasie i przestrzeni, i zakładam, że to właśnie postrzegamy naszymi oczętami, to wąchamy itd) są przydatne, więc w nie “wierzymy”, czy raczej wykorzystujemy. For fun and profit. Nie muszą mieć specjalnego miejsca w hierarchii bytów innego niż to – bardzo nam się podobają, jako homo-sapkom.
Resistance is futile, Dorothy. Kontrolujemy przekaz w pionie i poziomie.
@ Adam Gliniany :
Są ponoć jakieś badania z których wynika, że w zwykłej, tej szarej piechocie ca. 15% żołnierzy uczestniczących w pierwszoliniowej walce w ogóle oddaje strzał do przeciwnika. W oddziałach jelitarnych ten odsetek wzrasta do imponujących 25%.
Literaturę na ten temat cytuje Urszula Jarecka (“Nikczemny wojownik na słusznej wojnie. Wybrane aspekty obrazu wojny w mediach wizualnych” EDIT: rok wydania 2009, miejsca nie pamiętam) i podaję wszystko na jej odpowiedzialność.
No i jak tu oczekiwać od prostego, cywilnego człowieka podrzynania gardeł na stadionie? ;-)
jaś skoczowski :
Musi to na Rusi.
Niemniej to nie ja twierdziłem, że “nie są pierwotne”.
A żebyś mógł wybierać spośród faktów te, które ci paszą for fun and profit (co za ohydne instrumentalistyczne podejście!), one najpierw muszą zaistnieć. Nie możesz sobie wybrać czekoladki, póki ci nie podsuną bombonierki. Ergo: bombonierki są pierwotne względem wybieranych czekoladek.
Mania wielkości, wew łonecie też się zdarzają ludzie, którzy liznęli systematyki bio. I owi ludzie piszą do łonetadminów (którzy to ignorują) albo publikują komenty, po których łonetadmini cichcem wprowadzają poprawki do artykułu.
Gammon No.82 :
Nie, wystarczy, że ktoś, z kim się liczę zezna, że ich doświadczył.
Gammon No.82 :
Racja młody padawanie, ale ja nie napisałem też, że są wtórne w jakikolwiek sposób (choć oczywiście mogą być, ale na razie nie widzę powodu, by były). Po prostu fakty to pewne byty, które sobie zakładamy, że są. Ich cechą jest to, że są w jakimś czasie i jakiejś przestrzeni. Czyli Różowy Słoń Onanista, byleby przechadzał się po Warszawskiej w Katowicach jutro, jest faktem. Tylko po co on tam nam (pararampararam)?
Gammon No.82 :
No dobrze i dlaczego to wskazuje, że fakty są pierwotne względem tego, EDIT: jak rozpoznajemy, że coś jest faktem? Nie można też np. podróżować zbyt długo i przeżyć, jeśli tuptasz rytmicznie i znajdujesz się na piaszczystej planecie Arrakis.
EDIT: Pszepszam za wielokrotną edycję, nie potrafiłem się powstrzymać.
mrw :
A duży Victorinox (albo inny składak) się liczy? To ja noszę, ale jak już wcześniej pisałem – nóż to narzędzie. Do samoobrony to noszę yawarę lub comtech stinger’a. Normalnie mi nawet przez myśl nie przejdzie wyjmowanie go w innych celach niż użytkowych.
Gammon No.82 :
… tak właśnie napisałby Walterowski szpion!
jaś skoczowski :
Jasne. A więc spadanie meteorytów nie było faktem, lecz halucynacją, dopóki zeznawały o tym osoby, z którymi Jaś się nie liczył.
Jakiś śmieszny melanż Flecka z Berkeleyem doprawiony grafikami Alfreda Kubina. BTW co “jutro” to nie fakt. Zaczekaj do jutra i wtedy powtórz w czasie teraźniejszym (lub nie).
Jeśli uważasz, że obiekty halucynowane nie różnią się w hierarchii bytów i odbytów od obiektów niehalucynowanych, to muszę ci przyznać rację (rację w tym sensie, że przynajmniej spójnie rozumujesz).
EDIT:
Chodzi o komunistycznego szpiona z Drużyn Walterowskich, czy o OUNowskiego szpiona, który namierzył Gienerała “Waltera” Świerczewskiego, czy o imperialistycznego szpiona Błąda z Waltherem PPK, czy o coś jeszcze innego? 8-|
fan-terlika I do Quasiego też:
Tak naprawdę, gdy podchodzą do Ciebie, to już dokonała się połowa napaści. Polecam książkę Kruczyński Wojciech, Droździak Paweł “Zawsze bezpieczna Psychologiczne aspekty samoobrony kobiet” (dla facetów jeszcze nie napisali, choć mieli w planach) i stronę http://www.nononsenseselfdefense.com/
Wiktymolodzy pokazywali różnym przestępcom filmy (dworzec, ulica) a oni typowali ofiary. Niezależnie od siebie typowali te same osoby! To jak idziesz, czy się rozglądasz, jak trzymasz plecak może powstrzymać lub zachęcić napastnika.
Potem jest parę prostych zasad, typu “Nie stawaj jak Cię zagadują, powiedz grzecznie “Przepraszam, śpieszę się” i idziesz dalej” itp.
Gammon No.82 :
No tak albo uznajemy zeznania np. osób widzących zwisające penisy ze słońca. A takie przypadki medycyna odnotowała. :) .
Gammon No.82 :
Oki, to dzisiaj. Ba, jeśli nie chcesz posługiwać się tak niejasnymi terminami jak dzisiaj, jutro, wczoraj, można wymyślić jakąś datę.
Ani Fleck (nie znam, wstyd), ani Berkeley (nie znam tak naprawdę też, ale dla fasonu nie zapłonię się drugi raz :P ). Może, w pewnym sensie Hume, oczywiście nie po całości. I Quine, i Goodman (wykrzykuje szybko, zanim go zbanują za “prawicowy syndrom wiedzy jednej książki” czy jakoś tak).
Gammon No.82 :
Czyli uważasz, że kryteria tego, co zdarzyło, a co nie, się nie są arbitralne? Jak to?
@ eli.wurman
“bart :
No nie, ale jeśli faktycznie blogasek łapie jakiś odjazd, to bardzo proszę o feedback.
To chyba jest pytanie do lurkerów – komciujący czują się tu najwyraźniej dobrze.”
Jajakolurker jedyny odjazd Barta jaki odnotowałem to Quasi.
1. Po “dziecięcych cipkach” (czy jakoś tak) odleciał świętym oburzeniem jak chyba tylko frondziarze potrafią (nie bo nie, inaczej zbanuję, mimo że Quasi skutecznie wyśmiał to tygodnikiem “Nie”).
2. Na tym punkcie nie tylko Bart. Komentujący też odjechali: zabrakło argumentów i logiki więc zaczęły się “psychopaty” (vide ukrecanie łebków nowonarodzonym muminkom czyli konsekwentne stanowisko cywilizacji śmierci prezentowane przez Quasi).
Nawet nameste, jedyny próbujący poważniejszej dyskusji, odpuścił sobie “jakość życia” [cywilizacja śmierci jak to się w Polsce określa] i okopał się w starej, dobrej, katolickiej koncepcji “świętości życia”[po polsku: cywilizacja życia]. Aby było śmieszniej, arbitralnie wyznaczając granicę świętości na moment urodzenie.
PS
Zauważenie odjazdu nie powoduje “czucia się tu nie dobrze”. Przynajmniej w moim przypadku. A nawet wręcz przeciwnie – zajebiście się czyta :)
Gammon No.82 :
Ich wszystkich. Bo tak naprawdę to wszystko przykrywka i pracujesz dla Majestic12. Jak wszyscy.
A i o tych faktach to zmieniłem, to na końcu, widziałeś?
jaś skoczowski :
Rozumiem, że ty uwierzysz w te penisy lub nie – w zależności od tego, czy zeznawała na ten temat osoba, z którą się liczysz.
Pod warunkiem, że przed 15.03 (według mojego zdezelowanego zegarka). Zdania o przyszłości nie są o faktach.
Może nie wstyd, ale przeczytać warto, a prawie cały jest od niedawna dostępny.
Bo z pierwszej reki czytać się nie da. :-)
No bo nie są arbitralne – nawet, jeśli zawierają elementy konwencji. Czy ty aby na pewno prawidłowo używasz przymiotnika “arbitralny”?
EDIT:
Ja pracuję DLA CHLEBA, PANIE, DLA CHLEBA (to świetna przykrywka operacyjna).
A co to jest ten majestic? Jakaś masskultura?
(ale się umiejętnie uchyliłem)
Tak, tylko nie zapamiętałem, co było najpierw. :-(
EDIT (II):
…a teraz znikam, bo muszę obiad skończyć gotować i wydać.
Gammon No.82 :
Nie, ja nie liczę się nadmiernie z osobami, które twierdzą, że widzą złote peni zwisające ze Słońca. Tylko, że ja nie czuję się jakoś wyjątkowo przekonany, że to dlatego, że ze Słońca nic nie zwisa. Zwłaszcza, że nie umiałbym pewnie udowodnić tego komuś, kto tak widzi. A jest tak dlatego, że nie bardzo wiem, dlaczego jego świadectwo zmysłów miałoby być gorsze od mojej pośredniej wiedzy o Słońcu.
Gammon No.82 :
Czy Ty aby zasadnie twierdzisz, że nie? Oczywiście, że są arbitralne – wykaż mi, że nie. I wygodne – patrz Słoneczko Dyndalskie. Skoro mało kto widzi Słońce obdarzone w męski narząd w zwisie, mało komu zależy na zachowaniu takiego opisu Słońca. No i w dodatku ludzie dorobili się dość rozwiniętych poglądów dotyczących tego, czym Słoneczko jest, które to poglądy podobają się im i jednocześnie z wizją wyżej wspomnianą nie mają nic wspólnego.
EDIT: Ewentualnie mogę się zgodzić, że kryteria uznania istnienia czegokolwiek (nie tylko faktu) są pragmatyczne, co przy moim, bardzo przepastnym rozumieniu tego, co pragmatyczne, jest w bardzo bliskie stwierdzeniu, że te kryteria są arbitralne.
invinoveritas :
Jakość życia jest dobrym powodem, żeby życia z poważną dysfuncją nie powoływać (badania prenatalne + aborcja) albo nie utrzymywać (noworodek bez mózgu itp.). Oczywiście, problemem jest ta granica “poważności”. I po tej samej (tj. cywilizacjośmierciowej) stronie jest wg mnie wartość życia (a nie świętość, o świętości słowa nie pisałem). Wreszcie, urodzenie nie jest arbitralnym momentem ;), były organizmy połączone, a po [dłuższej] chwili — bum i są dwa odrębne.
@zwierzenia ws. odpału blogaska Barta
Mnie wzruszyło banowanie. Poparte w jednym wypadku również troll-wycieczkami na blog zbanowanej. Ta uniwersalność ;p natury ludzkiej…
jaś skoczowski :
To w końcu wydaje ci się, że wiesz coś w sprawie zwisów słonecznych, czy też deklarujesz sceptyckie désintéressement? Bo nie nadążam. A jeśli nie liczysz się zbytnio z Obserwatorami Zwisów, to dlaczego? Z powodu zwykłego, irracjonalnego kaprycha?
Ty nieszczęsna ofiaro postmodernizmu!
Jeśli “arbitralny” rozumieć jako “na podstawie swobodnego kaprycha z dupy wyjęty”, to oczywiście fakty nie są arbitralnie przyjęte. Inaczej mógłbyś w zależności od aktualnego nastroju obserwować Słońce jako chujozwisłe lub nie. A może tak masz? 8-|
Z bliskiego ci pragmatycznego punktu widzenia nie ma różnicy między Słońcem chujozwisłym i nie. Stokrotki fotosyntetyzują tak samo niezależnie od zwisu. Opalenizna i czerniak złośliwy rozwijają się identycznie. Itepede.
Za chwilę okaże się, że łyżeczka, któą mieszasz kawę istnieje lub nie, w zależności od tego, czy jej istnienie jest w danej sekundzie użyteczne.
@ jaś skoczowski:
I jeszcze jedno:
A co poza faktami “istnieje”?
Gammon No.82 :
Zdefiniuj irracjonalne, a potem zdefiniuj zdefiniuj – że się powtórzę po powtórzeniu moim.
Nie wiem, czy ze Słońca coś zwisa tak do końca (naprawdę faktycznie że to fakt), ani nie wiem, czy nie zwisa, acz jednak pewnie raczej zawierzyłbym astrofizykowi niż panu od Złotego Termojądrowego Peni – i to już chyba moje emo, porno, czy coś tak w tym stylu, bo niby co innego? Ra(hahahaha)cjonalność? Ar ju fakin insejn?
Choć kto wie? Gdybym bardzo chciał udowodnić sobie (czy może raczej udawać przed samym sobą, że sobie dowodzę, ach te urocze, autystyczno-autoerotyczne zabawy sam na sam z moim rozumkiem), że słońce jako takie emanuje typowo męskie coś, to byłoby zeznanie o Dyndającym Słonecznym Penisie jak znalazł. Nie wiem tylko, do czego by mi się przydało. A tym bardziej – przydałoby się komuś, kto się liczy, choćby w uprawianiu tzw. nauki.
Gammon No.82 :
Wiesz jak jest, ja jestem ofiarą pomo, Twoja Stara moją, wniosek – bez ofiar się nie obejdzie i mogą ucierpieć cywile.
Gammon No.82 :
Bardzo chętnie wysłucham Cię, dlaczego tak nie mam lub mam, bo moim zdaniem nie masz o tym pojęcia, ja Ci tego dowieść nie mogę, choćbym tysiąc razy powiedział, że nie mam i możemy sobie tylko głęboko w oczy spoglądać w ramach odpowiedzi. Ale wtedy to Ty musisz przynieść kwiaty i kupić wino.
Jeśli wiec dalej twierdzisz, że można tą sytuacje rozstrzygnąć nie arbitralnie… albo możesz po prostu stwierdzić, nie mając silnych podstaw, że raczej widzę okrągły złotawy krążek, czasem blado-złotawy. Bez siusiaka. Albo stwierdzić, że hej, po co miałbym Cię okłamywać, gdy twierdzę, że tak widzę?
Gammon No.82 :
Na pacz, zatchynamy się rosumhieć. Choć pełne porozumienie chyba będzie wymagało jeszcze trochę potu.
Gammon No.82 :
I? Z bliskiego mi pragmatycznego punktu widzenia, zakładając że cokolwiek wiem o tym jak działają gwiazdy (jakie-paskudne-kłamstwo), informacja o zwisającym penisie byłaby cholerną zagadką. Coś by musiałoby być nie teges w mojej wiedzy bo byłaby sprzeczna z zwisającym peni, albo byłoby wysoce prawdopodobne, że jest trywialna (zawsze prawdziwa, niezależnie od tego, co jeszcze wiem) i wszystko by z nią się zgadzało. Mylę się?
Gammon No.82 :
Cóż, nie ejstem np. matematykiem i za cholerę nie wiem, dlaczego matematycy często upierają się przy istnieniu tzw. bytów matematycznych. Ale to robią i nie uważam, że przez to należą do tego samego typu ludzi, co np. tego pana od Gwiezdnego P.
@ jaś skoczowski:
Najwyraźniej widzisz ten złoty krążek, bo go widzisz – albo też ci się wydaje, że go widzisz. Jakoś żadnej arbitralności tu nie widzę.
A co do reszty – wybacz, jaki sens ma dyskusja, skoro jakiekolwiek słowo może (zapewne) oznaczać cokolwiek, w zależności od chwilowych, pragmatycznych potrzeb?
Jeśli chcesz to odczytać jako swoje zwycięstwo, to o.k., zwyciężyłeś. Nie mam nic więcej do powiedzenia.
jaś skoczowski :
A dlaczego nie mają się upierać? Przecież każde twierdzenie na każdy temat jest równie dobre. Nawet jeśli w danym momencie nie odpowiada ci pragmatycznie, to najwyraźniej odpowiada pragmatycznie komuś innemu, kto je wypowiada. A przecież twoja pragmatyczność nie jest obiektywnie w żaden sposób lepsza od jakiejkolwiek cudzej pragmatyczności. Jak widzisz przekonałeś mnie par excellence. He he he.
Gammon No.82 :
Arbitralność tkwi w tym, że Ty do usranej śmierci nie dowiesz się, co ja widzę. I nie pomoże Ci aparatura żadna hipotetyczna. Ale nie martw się, ta niemoc dotyczy tez mnie względem Ciebie.
Gammon No.82 :
No, gdyby one były tymczasowe, to tak. Nie są. Raczej.
Gammon No.82 :
Wcale nie chce. Nie wiem, czy ta rozmowa z Tobą mnie rozwija (i nie chodzi tu o wątpliwości co do tego, co piszesz, tylko wątpliwości co do tego, czy ja rozumiem to, co piszesz), ale przynajmniej jestem zmuszony do generowania ciągów znaków o mniejszej, niż zerowa, zrozumiałości, w dodatku donoszącej się do dyskusji. Jedyną wadą jest w zasadzie to, że powinienem generować znaki do pliku tekstowego, który stanowi ostatni rozdział mojej mgr, ale cheh-he-che-ej – tu jest fajniej momentami. :)
RobertP :
Jasne, że się nie liczy – jeśli nie możesz tego otworzyć jedną ręką, to się nie przyda i tego nie ma.
Sam noszę Victorinoxa bo praktyczny i jak raz w wieku dorosłym mi się zdarzyło być zaatakowanym to przemknęło mi przez głowę że mam “nóż” ale wiedziałem, że ani nie ma czasu go wyciągać, ani nie będę w stanie nikogo zaszlachtować. No i wybrałem, ku własnemu zaskoczeniu, tzw. zakurwienie z laczka. Wystarczyło raz i pan uciekł.
jaś skoczowski :
To przyjmijmy pragmatycznie, że cię nie rozwija, a nawet cofa. Zwłaszcza, że (niech Bóg, Mzimu i Baal bronią!) chyba nie twierdziłem, że wypowiadam się zrozumiale? Bierz się do roboty, bo potem będzie na mnie.
Gammon No.82 :
No poza podanym przez Ciebie widzimisię, którego nie mógłbym pojąć najpewniej (jestem matematycznym debilem imo), może to im jakoś coś np. ułatwiać, co już jestem w stanie, hipotetycznie, zrozumieć. Np. na tej zasadzie, na której potrafię pojąć dlaczego zaokrągla się pewne cyfry. Albo dlaczego warto unikać subiektywizmu, jak się chce z kimś dogadać. Bo to po prostu pozwala na pominięcie wielu cholernie niewygodnych problemów. I tu wypowiem się tylko co drugiego wypadku (naprawdę uważam się za żałosnego matematyka, dlatego) – jeśli twierdzę, że w pokoju stoi stół czy, że Słońce nie ma penisa, to dużo łatwiej znaleźć dla tego dające się wypowiedzieć uzasadnienie, które następnie będzie można było przetestować. A dlaczego tak jest, nie mam pojęcia. Ale jeśli stwierdzę, że widzę stół, to równie dobrze mogę powiedzieć, że widzę różowego anioła lub penisowate Słońce i równie trudno będzie mi udowodnić, że tego nie widzę. Jak się uprę.
Gammon No.82 :
Jak Ty dobrze odczytujesz moje intencje :D.
fan-terlika :
Moje niewielkie doświadczenie pokazuje, że trzeba najdłużej jak to możliwe utrzymywać napastników w stanie konfuzji. Istnieją dwie zasadnicze reakcje: agresja i ucieczka i IMO sztuka polega na tym, żeby napastnicy nie mogli się zdecydować co wybrałeś. W praktyce wyglądało to tak, że zaczepiony odchodziłem szybkim krokiem utrzymując subtelny kontakt werbalny na poziomie “odpierdolcie się, co? kurwa może, co?”. Goście (dwóch, raczej gnojków) nie mogli się zdecydować, czy już mnie zacząć szarpać, czy gonić, aż w końcu wyszliśmy na otwartą przestrzeń i wtedy już kompletnie zrezygnowali. No i nic nie zastąpi sztuki rozpoznawania bandytów z dużej odległości. W sumie… tak jak z psami.
@ Quasi:
W sumie Quasi ma rację, że się wstydzi donosić na bandytów, bo jest częścią ich kultury oddając im szacunek i… nie donosząc na nich. Oczywiście jest to błędne koło, ale cóż, każdy ma swój irracjonalizm. Co do tzw. tchórzostwa i ucieczki to pozwolę sobie zacytować samego siebie: Ta cała historia z tchórzostwem i stawaniem honorowo do walki to jest ściema (chyba jedyna udana) wymyślona przez silnych-ale-głupich, którzy wiedzą, że jakiekolwiek szanse na zwycięstwo mają tylko o ile przeciwnik nie zniknie im z zasięgu łapy. Bo jak zniknie i zacznie używać mózgu to mają pozamiatane. Stąd ta cała heca ze “zdradzieckim atakiem z krzaków”. Może i zdradziecki, każdemu jego Susan, na końcu i tak liczy się tylko czyja głowa jest na kiju.
Wyższość bandytów też jest bardzo wątpliwa. Pomijając wysoki diapazon moralny, to jest to zawód, może i nieźle płatny, ale cholernie niebezpieczny i w dodatku komplikujący życie towarzyskie — w sam raz dla najmniej udanych egzemplarzy homosapiensów. Niżej jest już chyba tylko sprzedaż własnych organów. O wiele większy szacun ma u mnie ktoś, kto zgarnia swoją średnią krajową przesiadując 8h dziennie w klimatyzowanym biurze.
Quasi, wiem, że ze mną nie gadasz, bo się obraziłeś za psychopatę, ale działałem w stanie wyższej konieczności i nie zamierzam przepraszać.
inz.mruwnica :
Nie mówiąc już o drzewach.
AJ :
Masz, przyklej sobie na koszulkę: :-)
____________________
\ _____ _____ /
\ \ / __ \ / /
\ \ | / \ | / /
\ \| | | |/ /
\ \__/ /
\ ____ /
\ \ / /
\ \/ /
\ /
\/
Wybacz, ale robienie kupy na klatę to nie moje porno.
AJ :
Nie wiesz, nie próbowałeś.
http://www.news.com.au/dailytelegraph/story/0,22049,25590813-5005941,00.html
Do 25 lat dla rodziców homeopatów, którzy doprowadzili do śmierci swoje dziecko.
WSZYSCY
Macie sporą przewagę liczebną i nie dam rady Wam wszystkim odpowiedzieć, dlatego ustosunkuję się tylko do poważniejszych zarzutów.
@ ELI.WURMAN
eli.wurman :
1. Przynajmniej w przypadku znajomego mojego brata na pewno nie.
2. Jeśli nawet jest to wyśmiewanie homofobii, to przecież wyśmiewają realne, powszechne w spoleczeństwie zjawisko – w innym wypadku nie byłoby to śmieszne.
eli.wurman :
1. Nie masz podstaw tak twierdzić. Owszem, pewnie można znaleźć jakieś statystyki, które pokażą, że prawdopodobieństwo popełnienia przestępstwa przez osobę, która już raz je popełniła (albo chociaż popełniła inne, lżejsze przestępstwo) jest wyższe, niż w przypadku reszty populacji, ale:
(i) to prawdopodobieństwo jest mniejsze od 1;
(ii) analogiczne korelacje można pokazać w przypadku pierdylionów innych grup: Murzynów, mężczyzn w wieku 16-26lat, bezrobotnych, ludzi z wykształceniem podstawowym, miłośników hip-hopu, mieszkańców Pragi Północ etc.; żeby być konsekwentnym w Twoim rozumowaniu profilaktycznym, należałoby pozamykać wszelkie grupy ryzyka.
2. Wątpię, ażeby zgwałcenie było większą krzywdą niż wieloletnie więzienie (w którym wielu skazańców zapewne ani pobicia, ani zgwałcenia, ani psychoterror nie omijają…). Zdecydowanie bardziej wolałbym zostać zgwałcony niż skazany. Sorry, ale w utylitarystycznym bilansie wygrywa bandyta.
3. Osobiście, to ani los bandyty ani los jego potencjalnych anonimowych ofiar nic mnie nie obchodzi. Za to mój koszmar związany z przesłuchaniami i zwierzaniem się z upokorzenia psom, którzy będą mieli kolejną historyjkę do LOLania przy piwku, obchodzi mnie bardzo.
eli.wurman :
Chyba śnisz. Nie mógłbyś mnie do tego zmusić nawet torturami, a co dopiero mówić “opcjami cywilnoprawnymi”. Po prostu zeznałbym, że “nie pamiętam”, albo – w przypadku groźby tortur – zmyślałbym fałszywy rysopis itp., wszak moje wymysły byłyby nieweryfikowalne.
Nie wiem, może tylko użyty z zaskoczenia tiopental sodu (“serum prawdy”) by się sprawdził.
@ BART
bart :
Ja też się ich boję, w sensie, że zdaję sobie sprawę, że potrafią, chcą – i nierzadko swoje chęci realizują – mnie upokorzyć. Ale gdy kogoś się boję, to automatycznie go podziwiam, szanuję. Tak, tak to powinienem nazwać: “szanuję/podziwiam == boję się zaznania upokorzenia/wstydu z jego strony”. Kogoś takiego nie jestem w stanie szczerze wyśmiać, a wyśmianie postrzegam jak konieczny warunek disrespectu – strach tłumi mi uczucie śmieszności i pogardy. Strach to forma szacunku.
Jak się zachowuję wobec człowieka, którego się boję? Unikam go za wszelką cenę, staram się nie prowokować, nie wdawać w konfrontację z nim. A gdy do konfrontacji dojdzie, to mało się odzywam, ton głosu mi się podnosi, ogarnia mnie panika, chcę uciekać. I marzę o tym, by ta osoba przestała istnieć wraz z odnotowanymi w jej pamięci śladami mojego upokorzenia.
Jednym słowem: odruchowo okazuję uległość (jak pies podkulający ogon lub kładący się na boku i odsłaniający podbrzusze). To jest mój detektor szacunku/podziwu.
I analogiczne uczucie mam wobec współpracownika-kabotyna, który publicznie pozwala sobie na złośliwości pod moim adresem, jak i żula, który próbuje mnie obrabować lub po prostu podchodzi i z zaskoczenia wali z łokcia w łeb (a jak dojdę do siebie, to pogardliwie pseudo-pojednawczo chwyta mnie za paluszek i potrząsa, po czym śmiejąc się odchodzi – spotkało mnie coś takiego gdy miałem z 16lat, też w publicznym miejscu, na dworcu).
Czy już rozwiałem wszelkie wątpliwości odnośnie tego, o jaki “automatyczny, odruchowy podziw/respekt” mnie chodziło? Czy zgodzicie się ze mną, że nie są to żadne nietypowe odczucia i Wy także je macie, choć nie chcecie tego przyznać?
bart :
I nie pozostawili po sobie potomków…
bart :
No ale to przecież nie wyłącza Ci odruchowego uczucia wstydu, poczucia niższości, wyrzutów sumienia, czyż nie? I dzwoniącego z tyłu głowy wrażenia, że to co “zdobyłeś” tak naprawdę Ci się nie należy, to jedynie łaska, którą wspaniałomyślnie okazała Ci cywilizacja, czyż nie?
No właśnie. Ja tu piszę o tych uczuciach, nie o żadnej ideologii, nie o kryteriach normatywnych (jak powinno być).
bart :
No ale to osiągasz dzięki prostemu zabiegowi nie myślenia o przykrych sprawach. Ale gdy już szczerze o nich pomyślisz, to czujesz podobnie jak ja, prawda?
@ NAMESTE
nameste :
1. Wyżej sprecyzowałem o co mnie chodziło z podziwem dla oprychów. Nadal myślisz, że kłamię?
2. Nie pojmuję, cóż jest takiego niewiarygodnego we wstydzeniu się zawracać komuś dupę błahostkami i domagania się od kogoś stosowania się do wartości (obowiązki służbowe, deontologia, prawo…), o których się czuje, że ten ktoś ma je w pogardzie*?
3. Niby dlaczego miałbym kłamać/ściemniać?
* – Nieodłącznie kojarzę to z tym brodatym dowcipem:
Korytarzem szkolnym zmierza na zajęcia dwóch nauczycieli akademickich. Jeden, młody, dźwiga pod pachami pomoce naukowe, książki, konspekty, a drugi – starszy już, doktorant idzie tylko z małym notesem w dłoni… Młody podsumowuje tę sytuację:
– Kolega to ma dobrze. Kolega to wszystko ma już w głowie!
Na to odpowiada ten drugi:
– Znacznie niżej drogi kolego, znacznie niżej.
Zażądanie od policjanta by się zajął facetem, który na ulicy dał mi w łeb, nie dość że obezwładniłoby mnie wstydem spowodowanym koniecznością przyznania się do słabości (dałem się bezkarnie uderzyć), to i wymagałoby upokorzenia się naiwnością&bezczelnością: zakomunikowanie policjantowi, że uważa się go za jakiegoś ideowego neofitę i służbistę zainteresowanego zajmowaniem się, za głodową pensję, każdą pierdołą (nawet jeśli koszta wyśledzenia sprawcy i udowodnienia mu czynu znacznie przekraczają straty, które czyn spowodował) i sprawami niemożliwymi do udowodnienia (niby jak można dowieść, że to akurat ten facet dal mi w łeb?).
Kojarzę to także z opowieściami pracowników serwisów urządzeń elektronicznych. W jednym z serwisów za dowolną naprawę płaciło się ryczałtem bodajże 500zł., bez względu na to, jakie były realne koszta naprawy usterki/wymiany urządzenia. Nagminnie się zdarza, że klient przynosi “zepsuty” sprzęt, którego “naprawa” wymaga jedynie wciśnięcia jakiegoś przełącznika itp., więc trwa 5s i kosztuje 0zł.. Jednak gdy się “naprawę” przeprowadzi na oczach klienta, ten wybucha oburzeniem – “jak to?! za coś takiego 500zł.?! złodzieje! oszuści!”. Aby uniknąć użerania się z klientami, pracownicy serwisu przetrzymują naprawione w 5s urządzenie całymi godzinami, udając, że naprawdę było zepsute.
Przychodząc na policję z błahostką czułbym się jak przygłup zgłaszający “usterkę” w postaci wciśniętego/niewciśniętego przełącznika, niezdjętej folii osłaniającej itp.. Ot, kolejny dostarczyciel szeroko komentowanych w towarzystwie LOLi dla odbiorców zgłoszenia i powód do ich pogardliwego wzdychania nad intelektualną kondycją ludzkości…
Ja sporo takich LOLi i westchnięć się nasłuchałem (zwłaszcza od informatyków, instruktorów jazdy, czy nauczycieli akademickich sprawdzających kolokwia/egzaminy & prowadzących zajęcia z pierwszorocznymi studentami nie wiedzącymi co to “logarytm”) i nieodłącznie ogarniał mnie empatyczny wstyd za tych nieszczęsnych przygłupów. Naprawdę boję się zostania bohaterem takich opowieści.
nameste :
Po pierwsze: Nieprawda, że nie okraszałem linkami. Podawałem linki, choć tylko do badań polskich, bo innych nie znam, nie szukałem.
Po drugie: Powszechny odbiór społeczny jakiegoś zjawiska jak najbardziej można wnioskować z (pop)kultury danego społeczeństwa. Kultura z jednej strony oferuje ludziom to, czego chcą, a z drugiej – jakoś wpływa na to, czego ludzie chcą.
Po trzecie: W Cywilizacji Zachodniej nadal walczy się o tolerancję i tępi homofobię, więc chyba nadal jest o co walczyć i co tępić, czyż nie?
nameste :
1. Owszem, bycie ofiarą silniejszego & ujawnienie swojej słabości jest związane z utratą kontroli. Ale co w tym odkrywczego? Gdzie tu powód do mówieniu o moim “fetyszu”? Gdzie tu powód do kwestionowania tego, co pisałem o swoich odczuciach wobec oprawców i policjantów?
2. Nigdy nie twierdziłem, że moja niechęć do zgłaszania przestępstw wynika z altruizmu wobec zapracowanych policjantów. Osobiście mam ich gdzieś. Chodzi mnie tylko o to, że konfrontacja z nimi wywołałaby poczucie wstydu wynikające z działania czynników, które wyżej szczegółowo omówiłem. Przyznanie się do słabości – czy jak to wolisz nazywać: do “utraty kontroli” – to jeden z tych czynników.
nameste :
Grasz nieczysto, nameste. Wiesz, że nie mogę się przed tymi bzdurnymi zarzutami bronić, bo Bart moją obronę wytnie…
nameste :
Co to znaczy “instrumentalizacja bliźniego”? Czym się różni interakcja z bliźnim oparta na instrumentalizacji od tej, na niej nie opartej? Co w niej negatywnego?
nameste :
A to niby dlaczego?
Ja bym powiedział, że to radzenie sobie mimo braku przebojowości jest związane z żerowaniem na innych – osoba niezdolna do przebojowości część sukcesów (choćby zdobywanie kobiet) osiąga de facto na koszt społeczeństwa, bo bez supportu&ochrony cywilizacji nie byłyby w stanie skutecznie konkurować z przebojowymi lub znajdować sobie nisz wolnych od przebojowych konkurentów.
nameste :
Ja staram się – na ile jest to możliwe – stosować właśnie tę strategię.
nameste :
Oficjalnie, owszem – nie jest. Ale w praktyce, w relacjach nieformalnych IMO jest jak najbardziej, choć cywilizacja stara się ją jakoś przypudrować.
nameste :
Nic nie musiałem kupować, bo tego mema wyssałem z mlekiem matki (a raczej z nim się urodziłem, jak praktycznie każdy mężczyzna).
@ GANTOLANDON
gantolandon :
Pewnie typu: “Miał gość szczęście, że okazałem mu litość – jeszcze jedno słowo, a bym go skarcił, hehe.”, “Nie takich jak on zjadało się na śniadanko.”, “Wiesz, ja bym sprawę zakończył tak jak należało to zrobić, ale szkoda mi było ubrania narażać na zabrudzenie krwią.”. Zgadza się? Ale czego to dowodzi – że to na pewno czcze gadanie? Niby dlaczego?
gantolandon :
1. Jestem przeraźliwie tchórzliwy/płochliwy, więc panikuję, a w panice albo rzucam się do ataku (2 razy mi się udało; jedyna moja szansa to jako pierwszemu zadać cios z zaskoczenia i przewrócić przeciwnika, a następnie tłuc go aż przechodnie mnie odciągną; jeśli przeciwnik będzie się spodziewał ataku, lub go skontruje, to nie mam szans) albo do ucieczki (2 razy mi się udało).
Czasem noszę nóż albo młotek (w rękawie), w ostateczności ściskam w garści kluczyki do samochodu (chcę celować w oczy lub w gardło i wiać). Ale nigdy nie miałem okazji ich użyć.
2. Po ewentualnej porażce niewątpliwie moje uczucia byłyby takie, jak napisałeś: “Czysta, sportowa rywalizacja, drogi panie. Nie mam pretensji, zarobił pan na te pieniądze.”
3. “Idealną ofiarę” zrobili ze mnie rodzice/”matka natura”…
@ BARTS
Barts :
Vide ten sławetny filmik (tu niestety nie w całości) z Piotrkowskiej…
@ JAŚ SKOCZOWSKI
jaś skoczowski :
1. W sceptycyzmie filozoficznym nie ma nic nieracjonalnego. To jego negowanie jest nieracjonalne.
2. Sceptycyzm filozoficzny jest bezużyteczny z punktu widzenia nauki i w “życiu codziennym”, dlatego tam się go pomija. Ja również tam go pomijam (co nie znaczy, że go neguję).
3. Sceptycyzm filozoficzny natomiast jest kluczowy w debatach na temat ontologii (typu “Czy Bóg istnieje?”, “Czy rację ma kreacjonizm czy ewolucjonizm?”) i przy konstruowaniu fundamentów światopoglądu.
jaś skoczowski :
1. Ja piszę o swoich odczuciach, a nie o mojej wizji ontologii. Branie pod uwagę sceptycyzmu nie ma żadnego wpływu na moje odczucia w tej kwestii.
2. To czy inni ludzie na prawdę istnieją i czują, czy są tylko moimi omamami, które jawią mi się tak, jakby istniały i czuły, w perspektywie życia codziennego, a także nauki, jest bez znaczenia. W związku z tym w tych dziedzinach kwestia hipotez sceptycznych jest jałowa i pomijalna.
jaś skoczowski :
Nie, nie zaprzeczam. Stwierdzam tylko oczywisty wniosek, że nie mogę mieć pewności, czy ta świadomość u innych rzeczywiście istnieje. Wpływu na moje życie nie ma to jednak żadnego – ergo: wobec ludzi zachowuję się ta, jakby świadomość mieli.
@ SLOTNA
Slotna :
O, właśnie.
Slotna :
Nie o to chodzi. Siła wywołuje we mnie taki przytłaczający szacunek/lęk, że tłumi pozostałe uczucia.
Slotna :
Formalnie, owszem – jeden plus nie musi rekompensować minusów. Ale (i) bezpośredni impakt emocjonalny tego konkretnego plusa (szeroko pojmowana “siła”, przewagi fizycznej/intelektualnej/kompetencyjnej/towarzyskiej etc. nade mną) jest tak wielki, że tłumi odczucia ewentualnie wywoływane przez ewentualne minusy; (ii) formalnie, to nawet nie znam ewentualnych minusów atakującego mnie napastnika/”przebojowego” (więc nie mogą wiedzieć, czy nie jest inteligentniejszy/mądrzejszy ode mnie – co więcej: w przypadku “przebojowych” wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że zwykle są ode mnie inteligentniejsi/mądrzejsi), a uczucia wywoływane mglistymi domysłami (na temat minusów) z natury rzeczy są znacząco słabsze od tych wywoływanych bodźcami odbieranymi organoleptycznie (pochodzącymi od plusów).
@ GRZESIE2K
grzesie2k :
Mów za siebie. Im dłużej tu rozmawiamy, tym okazuje się, że moja emocjonalna wizja świata mniej się różni od wizji moich interlokutorów (vide choćby podziw&wstyd zadeklarowane przez Barta, Slotną…).
@ GAMMON
Gammon No.82 :
Mógłbyś o tym opowiedzieć coś więcej? Jak, czym i dlaczego chcieli Ci wydłubać oczy? Dlaczego akurat oczy? Chcieli wydobyć nietknięte gałki z oczodołów czy rozbebrać gałki w oczodołach (co byś wolał?)?
pozdrawiam
urbane.abuse :
Trekkera można, ma profilowany otwór w ostrzu z blokadę liner-lock. No i jest to niezły ciężar w łapie, lepszy niż rulon 25 centówek ;-)
Quasi :
Mógłbyś o tym opowiedzieć coś więcej? Jak, czym i dlaczego chcieli Ci wydłubać oczy? Dlaczego akurat oczy? Chcieli wydobyć nietknięte gałki z oczodołów czy rozbebrać gałki w oczodołach (co byś wolał?)?
pozdrawiam
(1) Czym? palcami.
(2) Jak? wtykając między gałkę oczną a oczodół (na tyle, na ile mogły to stwierdzić moje nerwy, mało co widziałem, dziwisz się?).
(3) Dlaczego? pewnie z frustracji.
(4) Dlaczego akurat oczy? trzeba by ich spytać, a od 20 lat nie mam z nimi kontaktu (co mnie jakoś nie martwi).
(5) Jak konkretnie chcieli to zrealizować (całościowo/w kawałkach)? nie mam pojęcia, nie mówili. Może zresztą niepotrzebnie dramatyzuję, może chcieli mi tylko pomemłać w oczkach bez wydłubywania?
(6) Co bym wolał? zdaje się, że oba sposoby gwarantują utratę wzroku, a który jest bardziej bolesny – można sprawdzić empirycznie, trzeba sobie jedno oko wydłubać w całości, a drugie we fragmentach i porównać :-)
(7) Wbrew pozorom gałka oczna jest dość odporna. Pamiętasz jak Newton sobie dłubał sobie szpikulcami w oczach, żeby zmienić krzywiznę soczewek i sprawdzić, co z tego wyniknie? Spędził potem dwa czy trzy tygodnie w zaciemnionym pomieszczeniu, bo drażniło go najsłabsze nawet światło. Wzroku nie stracił, jeśli go coś wykończyło, to raczej związki rtęci. Moje gały były już na trzeci dzień bez zarzutu.
inz.mruwnica :
Nie obraziłem się (ani za psychopatę, ani za nic innego). Nie jest też prawdą, że nie gadam z Tobą. A to, że mało się do Ciebie odzywam wynika z faktu, że: (i) czuję, jakbyś mówił obok mnie, a nie do mnie; (ii) nie mam akurat nic do powiedzenia, nic do dodania; (iii) nie rozumiem Ciebie lub (iv) nie wiem, jaką mógłbym znaleźć płaszczyznę porozumienia z cynicznym postmodernistą, który otwarcie leje na wszystkie płaszczyzny porozumienia, które przychodzą mi do głowy.
Poza tym zadeklarowałeś (u WO na blogu), że moich tl;dr nie czytasz, więc mam obawy, czy jest sens, żebym Ci odpowiadał, skoro jest ryzyko, że nie przeczytasz.
W każdym razie, żadnej osobistej niechęci do Ciebie nie czuję. Zaledwie lekko się Ciebie obawiam, bo Cie nie rozumiem (a jak już wyznałem, strach jest objawem mojego szacunku, więc potraktuj to jako komplement).
pozdrawiam
@ Quasi:
“Is – ought to be”. Uparcie twierdzisz, że mówisz tylko o swoich uczuciach, a nie ideologii, ale w istocie wciąż popełniasz ten błąd. Zauważasz, ze siła wzbudza strach, a pobicie wstyd i rozumujesz, że w związku z tym silniejsi są godni szacunku. W dodatku próbujesz narzucać ten pogląd innym. No więc wybacz, ale pierdolisz, jak potłuczony. Ja na przykład też wolałbym mieć kontrolę i chciałbym w przypadku napadu umieć obezwładnić napastników, ale wiem, że to nierealne i wcale nie uważam przez to, że jestem gorszy od byle dresa. Wręcz przeciwnie, uważam, że jestem lepszy, bo wiem, że jemu już prawdopodobnie nic innego nie pozostało, podczas gdy przede mną cały świat (znaczy się, studiuję jeszcze). Może on jest silniejszy, pewnie nawet lepiej wysportowany, ale ja jestem chociażby inteligentniejszy, a ta cecha jest znacznie bardziej pożądana w społeczeństwie.
@ Quasi cd.:
Również, całkowicie nie zgadzam się z Twoim poglądem na prawo/sprawiedliwość/pracę policji. Utylitaryzm miałby może sens, gdybyśmy nie mieli żadnych ustalonych praw, a ludzie byliby nierozróżnialnymi kulkami. Ale nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę z tego, że my, ludzie, umówiliśmy się, że na przykład nie będziemy się okradać. Ani bić i mordować. Ponieważ współpraca jest znacznie bardziej korzystna, a także przyjemność z pobicia kogoś jest znacznie mniejsza, niż przykrość z bycia pobitym, w związku z czym łatwo się zrzec prawa do bicia w zamian za bezpieczeństwo. A żeby umowa miała jakąś moc, ustaliliśmy kary, których celem jest odstraszanie potencjalnych ‘spryciarzy’. I w przypadku, gdy ktoś złamie ustalone prawo, trzeba tę karę konsekwentnie wymierzyć, niezależnie od tego, że krzywda już się stała (i nic jej nie naprawi).
Dwa. Możesz sobie uważać, że gwałt jest fajniejszy, niż więzienie, ale ja na przykład twierdzę coś zupełnie przeciwnego. Dlatego staramy się wspólnie ustalić, jaka kara jest odpowiednia za jaką zbrodnię (zasada proporcjonalności się to nazywa?). I jeśli za gwałt na przykład przysługuje 10 lat więzienia, to najprawdopodobniej jest to porównywalna ilość cierpienia.
Trzy. Zgłaszanie pobicia na policję jest jak najbardziej słuszne. Decyzję o tym, jakie siły zaangażować w ściganie sprawcy podejmie policja, a nie obywatel, który przecież nie ma pojęcia, czy agresywny żul nie jest ścigany (za pobicie pięciu innych osób albo za morderstwo na przykład) i czy informacja o nim może się policji przydać. Jak również, jeśli przestępstwa nie będą ścigane, to będą popełniane, a tego nie chcemy ani my, ani Ty nie powinieneś chcieć. Jak czytam te brednie o uznaniu własnej winy, to naprawdę myślę o podesłaniu cynku nicponiowcom, że jak chcą, to mogą bez problemu przybyć w pięciu i skopać cię dla zabawy, bo nawet jak ktoś zauważy i zawoła policję, to sam powiesz, że nie, nic się nie stało, to twoja wina, itd.
Patso :
Nieprawda.
Patso :
Nie.
Twierdzę tylko, że ja czuję do nich szacunek i domyślam się (empatia), że inni też czują podobnie. Nic o byciu “godny” szacunku (cokolwiek miałoby to znaczyć) nie pisałem.
Patso :
To nie tyle pogląd, co odczucie. I istnienia podobnych uczuć dopatruję się u innych.
Patso :
O, to to to.
Patso :
Sorry, ale to jawi mnie się jako takie sztuczne dowartościowywanie się. Jak stereotyp brzydkiej feministki, która dowartościowuje się wmawianiem sobie, że ładne kobiety są głupie (zresztą, jest to przekonanie fałszywe, bo najprawdopodobniej w rzeczywistości jest odwrotnie – ładne kobiety są mądrzejsze niż brzydkie). Albo jak w tym skeczu Monty Pythona:
“Dajcie mi coś powiedzieć! Przyjechałem aż z Oslo żeby wystąpić w tym programie. Jestem profesorem archeologii. Ekspertem od starożytnej cywilizacji. Fakt, mam tylko metr siedemdziesiąt! Tak, mam złą sylwetkę! Tak, rozwaliłem się na krześle! Ale miałem więcej kobiet niż wy obaj razem!!!
Przeleciałem pół Norwegii… więc wypchaj się pan tym swoim sir Robertem i tymi cholernymi Watutsi! Mnie wystarcza moje ciało! Moje skromne, małe ciało!”
Ani nie masz podstaw twierdzić, że jakiś dres, który Cię ewentualnie sklepie, jest mniej inteligentny od Ciebie; ani nie masz podstaw z góry zakładać, że inteligentni&zaradni(&wykształceni) nie biją. Wygląda na to, że taki Barts czy RobertP (wyćwiczeni w sztukach walki) mogliby Ci z łatwością wyrwać jaja czy wydłubać oczy i wepchnąć do gardła (i jeszcze zmusić, byś grzecznie im za to podziękował), a czy jesteś pewien, że jesteś od nich inteligentniejszy/mądrzejszy?
pozdrawiam
Quasi :
Aha. A ja mowilam tylko o fizycznej i bandytach. Odpowiedziales nie na temat.
Slotna :
Jak najbardziej na temat. Wyliczankę przymiotów nafaszerowałem funktorami “lub”, więc moja odpowiedź stosuje się także do samej przewagi fizycznej.
pozdrawiam
Quasi :
Ja nie czuje. Domyslam sie empatycznie, ze inni tez nie czuja.
Quasi :
Dres robi cos, za co moze beknac – jest glupi. Dres bije dla fanu, bo nie zna innych rozrywek – jest glupi. Dres bije, bo chce sie dowartosciowac i nie umie inaczej – jest glupi.
Quasi :
O panie, przeciez nie chodzi o to, ze ludzie sprawni fizycznie sa “gorsi” od nas, slabeuszy, chodzi o to, ze bandyci sa! Barts i RobertP MOGLIBY, ALE NIE ROBIA TEGO. Czaisz roznice? Szacun dla sprawnosci fizycznej, ok. Ale szacun dla _osoby_ za pozytywne ta sprawnoscia _rozporzadzanie_!
@ Quasi:
1. Strach nie implikuje szacunku. Nie u mnie. To że ktoś może mi zrobić krzywdę, nie ma nic wspólnego z tym, czy posiada cechy, które podziwiam i szanuję. W przypadku ulicznego zbira jest wręcz przeciwnie – posiada cechy, za które nim pogardzam.
2. “Siła to ostateczność, do której uciekają się tylko nieudolni.” (Asimov w “Fundacji”) To, że ktoś jest silny i może przypieprzyć, imponuje mi bardzo mało. Trochę owszem, bo siła fizyczna (oraz kondycja, wydolność, etc.) to cechy przydatne i wymagające pracy. Ale bez porównania mniej, niż ww. inteligencja.
3. Barts czy RobertP pewnie umieliby mnie stłuc, ale to nie znaczy, że chcieliby to zrobić. Na przykład dlatego, że są świadomi konsekwencji karnych. A podejrzewam, że przede wszystkim dlatego, że są normalnymi ludźmi o zdrowej moralności – tj. szanujący te same wartości co ja i większość społeczeństwa. I logicznie może nie mam powodów przypuszczać, że ktoś nieszanujący tych wartości na pewno jest głupi, ale jakoś tak się dzieje, że większość populacji tłukącej przechodniów i krojącej komórki niespecjalnie dobrze wypada w tej dziedzinie.
4. W związku z tym nie widzę żadnego sztucznego dowartościowania. Dla mnie to właśnie Ty sztucznie dowartościowujesz ulicznego bandytę, wynosząc umiejętność bicia się ponad wszystkie inne tylko dlatego, że jak on Cię pobije, to jest Ci głupio. Ale nie wiem, dlaczego sprowadzasz konfrontację z kimś takim do fizycznego spotkania w bójce. Jeśli porównasz na przykład wartość na rynku pracy, to na pewno wypadniesz lepiej (choć nie wiem, czy masz jakieś problemy związane na przykład z AS). Gdybyście spotkali się w teleturnieju albo na konkursie wiedzy biologicznej, to Ty rozłożyłbyś go na łopatki. Różnica jest tylko taka, że jemu Twoja wiedza nie imponuje, bo wychował się na podwórku, na którym liczy się tylko siła. Ale to przecież żaden powód, by przejmować taki światopogląd.
Quasi :
Pomieszales to jakos dziwnie.
Quasi :
Na zawsze?
Quasi :
Na zawsze? Ok, w starciu lub bezposrednio po (emocje, te sprawy) – ale na zawsze?
Quasi :
Kurde, no i to jest pomieszanie z poplataniem. Napastnik jest od ciebie gorszy z zalozenia, przez sam fakt, ze atakuje i odbierasz to organoleptycznie jak najbardziej. “Przebojowy” moze byc od ciebie lepszy, no ok, ale nie wiem po co to tu podczepiles. Czyzbys pod “przebojowy” podkladal “znecajacy sie nade mna”?
Quasi :
LONGEST POST EVAR!
Być może są jakieś badania współczesnych plemion z Nowej Gwinei wskazujące na proporcje liczby potomków u tych mężczyzn, którzy zajmują się w plemieniu łowiectwem i tych, którzy zbierają. Na zdrowy rozum oczywiście żołnierz jadący na wojenkę miał po powrocie duże szanse scoringu, ale i ci, którzy się od wojska wymigali, na pewno nie zostali na lodzie. Twój bon mot o zbieraczach nie zostawiających potomstwa jest co najmniej ryzykowna dla społeczności łowiecko-zbierackich, a już na pewno nie przystaje do dzisiejszego świata, w którym rozmnażają się nie tylko silni.
Chłopie, ale przecież współczesna cywilizacja nie opiera się na klasie robotniczej, a wyznacznikiem wartości człowieka od dawna już nie jest siła, z jaką może innemu osobnikowi przydzwonić w miskę. Śmiem twierdzić, że nigdy nim nie była! Współczesną cywilizację zbudowali dupowaci i spedaleni mózgowcy – owszem, rękami klasy robotniczej, za to klasie robotniczej po wieki cześć i chwała.
A zauważ, że mówię o pracownikach fizycznych. Twoi czy moi oprawcy to nawet nie robotnicy, to przestępczy margines współczesnego społeczeństwa.
Quasi, sęk w tym, że ja o nich nie myślę. Nie zawracam sobie nimi głowy. Nie jest mi to potrzebne. Ludzie, którzy mnie upokarzali czy okradali, to byli jacyś frustraci, kryminaliści. A jeśli byli z mojej grupy społecznej, no cóż… Miałem w liceum paru prześladowców. Specjalnie na potrzeby tej rozmowy sprawdziłem na NK, co u nich słychać. Jednego nie ma, ale to wiadomo, bo popełnił samobójstwo, dwóch ma szczątkowe profile, ze zdjęciami zrobionymi komórką, jeden ma zdjęcie standard przy palmie, czerwona smutna twarz, papierochy, browar, wąs. Przedstawiciel handlowy w firmie tytoniowej. Ciężko znaleźć zawód, w którym się bardziej kuca szatanowi.
Patso :
Nie wiem czy bym umiał. Gierojem sztuk walki byłem, zanim się okazało, że zmiany w moich stawach to nie od przetrenowania tylko paskudztwa co się po łacinie zwie spondyloarthritis ankylopoetica a potocznie Bechterew :-(
Przede wszystkim mnie to nie bawi (dręczenie itp.). Mógłbym włączyć “berserk mode”, ale tak jak każdy, gdy chodzi o bliskich. I to też jest pod silną kontrolną. Kiedyś podpity który wyskoczył z tramwaju zwalił mi dziecko z rowerka. Pierwszy myśl, skopać mu głowę z ramion, druga sprawdzić co z małym. Druga przeważyła.
A co dyskusji, żul zwykle wcale nie jest sprawniejszy fizycznie (kiepsko się odżywia, pali). W normalnym teście sprawnowościowym, gdzie bada się też wytrzymałość a nie ile wyciska na klacie pewnie by miał gorsze wyniki.
Tyle, że nie ma zahamowań, żeby komuś rozbić butelkę na głowie czy znienacka wyjechać z bańki. Dlatego dobre systemy samoobrony zawierają sporo elementów psychologii. Rozgrywa się nawet psychodramy. Na kursach WSDP http://samoobrona.kobiet.webpark.pl/ odgrywają scenki, gdzie każą kobiecie sobie wyobrażać, że oprych właśnie porywa jej dziecko (braciszka, kuzynkę itd).
Chodzi o wyłączenie zahamowań i przejście w “combat mode”, technika kopów i uderzeń jest drugorzędna (mają tylko bić podstawą dłoni).
Jak to wygląda można zobaczyć tu http://samoobrona.kobiet.webpark.pl/filmy.htm
Quasi :
Zgrokuj sobie. Skrajnym punktem w spektrum jest np. instrumentalizacja polegająca na gwałcie. Być może dla Ciebie niczym to się nie różni od uprawiania seksu ku obopólnej satysfakcji, wtedy, rzeczywiście, nic złego w instrumentalizacji.
Quasi :
Znowu prosty przykład: ktoś się wciska “przebojowo” przed innych w kolejkę. Uważasz, że nie żeruje na ich czasie?
Wydaje mi się ponadto, że mógłbyś spokojnie skonstruować tego typu przykłady czy też ukonkretnienie poglądów, z którymi polemizujesz, gdybyś zadał sobie minimum trudu. Czegoś Ci jednak nie dostaje. Wyobraźni? Chęci zrozumienia, co się do Ciebie mówi? Chwili, w ktorej odpuszczasz sobie 100% koncentrowanie się na swoim emo i jego racjonalizacjach? Bo już nie wiem.
Patso :
Owszem. Toteż ja nie neguję ścigania i karania przestępców, donoszenia na nich i zgłaszanie przestępstw policji. Wręcz przeciwnie – serdecznie to rozwiązanie cywilizacyjne i tą postawę obywatelską popieram.
Zauważ, że ja pisałem wyłącznie o decyzji jednostkowej. Z punktu widzenia jednostki, doniesienie na przestępcę może być, i pewnie zwykle jest, utylitarystycznie niemoralne; co nie znaczy, że takie jednostkowo niemoralne zachowania nie opłacają się społeczeństwu jako całości.
Analogicznie jest z zabijaniem i wojną (jednostkowo zabójstwo można uznać za niemoralne, ale mordowanie na wojnie się społecznie opłaca).
Albo z glosowaniem: ostatnio podjąłem decyzję, że już nie będę chodził na wybory, ponieważ (i) mój 1 głos w praktyce nie ma żadnego znaczenia, nie jest wart fatygi związanej z udaniem się do urny; (ii) nie mam bladego pojęcia o ekonomii, prawie, administracji, zasadach ustrojowych, politologii, polityce międzynarodowej itd. (ponadto nie jestem zbyt inteligentny/mądry), więc nie powinienem się w tych kwestiach wypowiadać, a tym bardziej mieć na nie realnego wpływu – ergo: nie powinienem mieć prawa do głosowania, więc się go de facto zrzekam. Ale to była decyzja jednostkowa i nie zależy mi na tym, by inni poszli w moje ślady, a wręcz przeciwnie – uważam, że byłoby fatalnie, gdyby poszli.
Jeszcze inną analogią jest wegetarianizm jako postawa osoby zatroskanej losem zwierząt. Jest to postawa generalnie niedorzeczna, ponieważ jeśli nawet jedna osoba zrezygnuje z kupowania mięsa, skórzanej odzieży, nabiału, produktów z żelatyną etc. to w praktyce raczej nie obniży to popytu na tyle, by rynek zareagował zmniejszeniem podaży, czyli produkcji zwierząt i ich cierpienia. A już skrajnie niedorzeczne jest odmawianie zjedzenia mięsnej potrawy (albo ubrania się w skórzaną odzież), która już została zakupiona, np. przez kogoś, kto nas nią częstuje (co za różnica, czy zniknie ona na śmietniku, czy w żołądku wielbiciela zwierząt?).
Z kolei masowe przechodzenie na wegetarianizm i obniżanie popytu na produkty wygenerowane dzięki zwierzęcemu cierpieniu ma sens jak najbardziej.
Podobną postawę reprezentują też przeciwnicy szczepionek, liczący na to, że to inni będą szczepić swoje dzieci.
Takie jakby odwrócenie kantowskiego imperatywu kategorycznego.
Patso :
Każdemu jego porno…
Patso :
No więc ja o takiej “zasadzie proporcjonalności” mam zdanie jak najgorsze. Uważam, że kara powinna służyć jedynie temu, by zniechęcać ludzi do popełniania przestępstw (w niektórych przypadkach także dodatkowo izolować ludzi szczególnie skory do ich popełniania). W związku z tym, kary powinny być tylko na tyle surowe/dolegliwe, żeby uzyskać pożądany efekt odstraszający i ani odrobinę bardziej.
Konsekwencją takiego myślenia jest być może radykalne obniżenie kar za przestępstwa, których popełnianie jest bardzo niepopularne i wiąże się z ciężkimi represjami pozaformalnymi (ostracyzm itp.), czyli takie jak morderstwo czy zgwałcenie.; za to radykalne zaostrzenie kar za przestępstwa, na które istnieje wielkie przyzwolenie społeczne (łamanie praw autorskich, śmiecenie/wandalizm/itp., okrucieństwo wobec zwierząt, pospolite pobicia i drobne kradzieże, łamanie przepisów ruchu drogowego itp.). Ponadto jest to koncepcja skrajnie motywistyczna (a nie konsekwencjonalistyczna) – np. osoba, która nieumyślnie zabiła samochodem 10 osób z powodu przekroczenia prędkości powinna być ukarana tylko za przekroczenie prędkości.
Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że takie podejście jest społeczeństwu – i prawodawcom – zupełnie obce. Ludzie swoją koncepcję kary opierają po prostu na upodobaniu do zemsty i do zadawania cierpienia potępieńcom (“altruistic punishment”), które eufemistycznie zowią “poczuciem sprawiedliwości”.
Patso :
Porównywanie cierpienie to zadanie ekstremalnie trudne i póki co w praktyce właściwie niewykonalne inaczej niż za pomocą subiektywnych mniemań – jest to jedna z najpoważniejszych wad utylitaryzmu.
No cóż, w moim odczuciu 10 lat więzienia to cierpienie o wiele rzędów wielkości przewyższające zgwałcenie, tym bardziej, że odsiadka zapewne nierzadko wiąże się z wielokrotnymi brutalnymi gwałtami, a przynajmniej z nieustannym strachem przed nimi.
pozdrawiam
Pytania zadane przez Quasi nie były głupie, a ty na w gruncie rzeczy nie nie odpowiedziałeś.
Na pytania:
można byłoby wyjechać ze “skrajnym punktem w spektrum” i podać przykład (dajmy na to) wyrżnięcia paru milionów ludzi przez Czerwonych Khmerów. Nadal nie wyjaśnia to ani co rozumiesz przez grzech. Ani dlaczego pycha / chciwość / nieczystość / zazdrość / nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu / gniew / lenistwo są be. Ani dlaczego koniecznie musisz czcić mamusię swoją i tatusia swojego tudzież nie wzywać imienia Pambuka nadaremno.
Quasi :
Jakieś 250 lat temu we Francji kroził kaes za zabójstwo, a za rozbój nie.
W tym samym czasie w Rosji groził kaes za jedno i drugie.
Jak to zauważył pewien facet o personaliach długich jak Brązowy Wąż (Charles Louis de Secondat baron de la Brede et de Montesquieu) – dawało to ciekawy efekt praktyczny: w Rosji ofiara rozboju niemal nigdy nie przeżywała.
Jakieś 65 lat temu w GG kaes groził – realnie, nie tylko na papierze – za wszystko, co przeszkadzało w niemieckim dziele odbudowy. I co? I nic, większość rolników hodowała “nielegalne” świnie, a pół Warszawy szmuglowało słoninę i rąbankę.
Don’t be too proud of this legal terror you’ve constructed. ;-)
Gammon No.82 :
W kontekście konsekwencji “fetyszyzacji kontroli”? Sądzę, że odpowiedziałem.
Nie mam ambicji, żeby objaśniać pojęcie[*], które jest [dla mnie] obcym konstruktem społecznym. O grzech pytaj chrześcijan.
EDIT: [*] a ściślej, żeby cokolwiek wyjaśniać przy użyciu takich pojęć
nameste :
Nie sądzę, aby jego pytania dotyczyły wyłącznie kontekstu fetyszyzacji kontroli. Zresztą może niech sam się wypowie?
Znowu unik?
Podałem rozumowanie (gówno warte):
“skoro potrafię podać przykład zachowania stanowiącego grzech, i co do tego zachowania zgadzamy się, że jest be, to tym samym musisz się zgodzić, że grzech jako taki jest be”.
Wcześniej ty na pytanie “co jest złego w instrumentalizacji bliźniego” odpowiedziałeś identycznie, tj. użyłeś przykładu (będącego “skrajnym punktem w spektrum” wg ciebie samego).
Gammon No.82 :
Ja w ogóle nie rozumiem o co w tym kontekście chodzi z “fetyszyzacją kontroli”…
Gammon No.82 :
Gammon No.82 :
Toteż ja ani nie twierdzę, że za rozbój powinna grozić taka sama kara jak za morderstwo, ani, że za cokolwiek powinna grozić kara śmierci, ani że surowość kar ma być ustalona raz na zawsze, a nie dynamicznie dostosowywana do reakcji społeczeństwa.
A odnośnie Twojej wymiany zdań z nameste, to pojechałeś bardzo trafnie, mnie by tak błyskotliwy argument nie przyszedł do głowy. Problem w tym, że najwyraźniej nameste się uprzedził, do mnie lub do tematu i nie ma ochoty jasno odpowiadać. Lub nie ma czasu.
pozdrawiam
Gammon No.82 :
Rzeczywiście, gówno warte. Jeśli uważasz, że gwałt nie jest skrajną formą instrumentalizowania drugiej osoby, to polemizuj z tym wprost, zamiast przywoływać mętne analogie na jeszcze bardziej mętnych pojęciach (as “grzech”). W odróżnieniu od Jasia Skoczowskiego nie szukam pretekstów do tracenia czasu.
Quasi :
Normalny [=przeciętny] człowiek rozumie (grokuje z autopsji), że nie sposób mieć kontroli nad wszystkimi wydarzeniami w życiu; uczy się godzić z tym, że różne przykre rzeczy się zdarzają. Postawiłem hipotezę, że fetyszyzacja kontroli (czyli ustawienie jako top priorytetu takiego wpływania na stan rzeczy, aby wszystko było “po mojej myśli”) prowadzi albo do samoizolacji (unikanie wszelkich interakcji), albo do instrumentalizowania drugiej osoby (tj. tej, z którą w interakcję się wchodzi). Instrumentalizowania, czyli traktowania instrumentalnie, jako przedmiotu mającego się dostosować do “po mojej myśli”. Spektrum takich zachowań jest szerokie, od nadopiekuńczej mamusi po gwałt. Oczywiście, nic w tym złego (podobnie jak socjopatia sama w sobie to nic złego), póki się komuś nie zrobi krzywdy.
Doprawdy nie sposób wysnuć takiej interpretacji z tego, co napisałem? Żesz…
Quasi :
Mniej więcej oddałeś istotę tamtej rozmowy.
Byłem uczestnikiem tej sytuacji, więc mogę z całą pewnością stwierdzić, że to było czcze gadanie. Pewnie, jakby facet zaczął nas klepać, to byśmy pewnie zareagowali w jakiś tam sposób. Co nie znaczyło, że komukolwiek się do tego paliło.
Daj sobie spokój z tym młotkiem i nożem. Zwłaszcza nożem. Bo pewnego dnia może Ci się atak udać, i to w dodatku całkiem sprawnie. A wtedy będziesz musiał tłumaczyć prokuratorowi, że wychodzisz sobie codziennie na spacer z kosą.
To miała być ironia. Gigantyczne przejaskrawienie. Przyznam, że mnie zatkało i kompletnie nie wiem, co na to odpisać.
A nie jest tak, że po prostu boisz się rozmowy twarzą w twarz z obcym człowiekiem o swoich problemach na tyle, że po prostu panikujesz? Jakoś trudno mi uwierzyć w to, że tak zaczyna obchodzi Cię Twój wizerunek w oczach starszego aspiranta Zdzisława Maślany z Brąchłowic Wzdłużnych.
nameste :
Wpychanie się do kolejki to “przebojowość”?
Wymaga jaj, żeby się celowo wepchać, czyż nie?
Quasi :
Wpychanie sie do kolejki jest atrybutem przebojowego, wedle tego jak te przebojowosc zdefiniowales. Wszak potrzebna do tego pewnosc siebie, arogancja, wyszczekanie, zadziornosc…
nameste :
Ale przecież każdy człowiek w każdej sytuacji zabiega o to, by inni zachowywali się “po jego myśli” (przy czym owa myśl jest w różnych sytuacjach w różnym stopniu precyzyjna – czasem dopuszcza szerokie spektrum zachowań). Ergo: każda interakcja sprowadza się do próby instrumentalizacji.
pozdrawiam
Quasi :
Nie za wszelką cenę.
Quasi :
Ta niby tautologia pokazuje jedynie, że postrzegasz interakcje instrumentalnie. Tymczasem ludzie ćwiczą szereg innych trybów interakcji, np. współpracę (cel jest zmienny i negocjowany), grę (jeśli obie strony przestrzegają reguł, wynik może nie być “po mojej myśli”, ale wchodząc w grę, godzę się na to) itd.
Slotna :
Ok, jeśli ktoś jest w stanie zbajerować ludzi w kolejce tak, że ci pozwolą mu na uzurpację pozycji, to faktycznie można to przypisać jego “przebojowości”. Ale co to ma wspólnego z żerowaniem na innych? Czy ktoś, kto zbajeruje ludzi (np. reklamą), by kupowali jego produkty też na nich żeruje? Albo ten, kto zbajeruje kobietę, by rozłożyła przed nim nogi?
Wywieranie wpływu, perswazja to “żerowanie”? W takim razie nie mam nic przeciwko “żerowaniu”.
pozdrawiam
nameste :
Ale to wszystko mieści się we wcześniej nakreślonym przez Ciebie pojęciu “instrumentalizowanie == postępowanie po myśli”. “Po mojej myśli” jest, by mój interaktor przestrzegał zasad współpracy, reguł gry itd..
pozdrwiam
Quasi :
Albo zmontuje jakąś piramidkę finansową. Za dużo rzeczy wrzucasz do tego wora.
Patso :
To zależy od szczegółów “myśli”. Przypuszczam, że sporo ludzi “za wszelką cenę” zabiega o to, by inni postępowali “po ich myśli” np. żeby nie zerżnąć i nie zarżnąć im dziecka…
pozdrawiam
Quasi :
Nie. Nieuważnie czytasz. Napisałem (o kontroli):
oraz (o instrumentalnym traktowaniu):
…co raczej wyklucza grę czy współpracę. Nawet jednak w Twoim myku (żeby włączyć do celów interakcji także jej tryb) się nie da. Bo co zrobić, jeśli “po twojej myśli” jest, aby to drugie przestrzegało reguł gry, a to drugie nie chce? Zawsze będziesz wymuszał zgodę na dopasowanie do reguł? Często się odpuszcza, zmienia tryb, redefiniuje reguły itd. Na tym polega interakcja.
Ale nie ma co grzęznąć w zabawkach tego typu. Mój punkt będący jest taki, że nieprawdą jest, że
Bo nie w każdej interakcji chodzi o zysk (“osiągnięcie jakiegoś celu”).
nameste :
Czy piramidka, czy badziewie (np. pecet), czy oszustwo (np. uzdrawiające wężopędne środki przeczyszczające)…
Widocznie samo “żerowanie” jeszcze nie przesądza o niemoralności/nieakceptowalności czynu.
pzdr
Nie żeby coś, ale chyba zeszliśmy na techniczną dyskusje nt. jakiegoś nieistotnego szczegółu, odchodząc od meritum. W tym przypadku istota rzeczy polega na tym, że normalni ludzie (normalni as in większość) potrafią się często pogodzić z myślą, że nie mają na coś wpływu i żyć dalej, zupełnie (albo prawie zupełnie) się tym nie przejmując, podczas gdy kontrolfetyszystę każda utrata kontroli będzie prześladować do końca życia, i narzucając swoją traumę innym będzie ich przekonywał na blogu, że siła fizyczna jest najważniejszym generatorem szacunku, bo pozwala wygrać w ulicznej bójce (największym sprawdzianie honoru).
Quasi :
“Żerowanie” (jeśli to słowo jest istotnie adekwatne do sytuacji/zachowania) imho jest nieetyczne. Na słabości drugiego pożywić się. Żeruje się na naiwności (oszustwa, piramida, reklama (?)). Żeruje się na słabości czy niechęci do burd (wcisk w kolejkę “na bezczela”). Itd.
W “za dużo rzeczy wrzucasz do wora” miałem na myśli to, że nie odgraniczasz sytuacji “żerowania” od innych, w których ktoś zawdzięcza sukces swoim przymiotom/osiągnięciom, czy nawet autolansowi, ale nie cudzym kosztem. Nawet w tak niewinnej niby sytuacji faceta na imprezie, który nieustannie (“przebojowo”) tokuje, jest “żerowanie”, bo gość zagłusza innych, realizując swoją hm, lepszość ich kosztem. Co jest może bardziej nieestetyczne ;) niż nieetyczne.
Patso :
Exactly. Mnie, po prawdzie, bardziej prześladuje (w powyższym znaczeniu) to, co złego wyrządziłem innym, niż rzekoma utrata rzekomego honoru wskutek tego czy innego upokorzenia/utraty własności etc.