Choroby urojone: Candida
Tekst lekko wyedytowany: zacni komentatorzy zwrócili mi uwagę, że istnieje taka choroba jak występująca w pierwotnej wersji systemowa kandydoza. Jest to jednak schorzenie zupełnie inne niż „systemowa kandydoza” będąca postrachem forumowiczów z wegedzieciak.pl (nazywana również kandydozą przewlekłą). Kandydoza prawdziwa (systemowa) różni się od urojonej (przewlekłej) wszystkim: od występowania (głównie u osób o obniżonej odporności, np. AIDS, przebyta chemioterapia), poprzez objawy (chorzy w stanie ciężkim) do przebiegu (powikłania występujące w tej prawdziwej kandydozie systemowej: śmierć).
Zacznę od krótkiego P.S. do tekstu „Chrześcijanin a szczepienia”. Komentator Amatil zwrócił moją uwagę na forum wegedzieciak.pl — okazuje się, że wśród wegerodziców (a właściwie wegemam, bo gros użytkowników owego forum to kobiety) jest wielu przeciwników szczepień. Tak się składa, że znam jednego aktywnego członka forum wegedzieciak.pl, zapytałem go więc o szczepienia. Nie szczepi, jest z tego dumny. Z uśmiechem wyłuszczył mi, że dokonał najrozsądniejszego wyboru, bo pozostali, zaszczepieni członkowie społeczeństwa zapewniają jego dzieciom bezpieczeństwo, tworząc wokół nich odpornościowy kordon sanitarny. Oni ponoszą ryzyko straszliwych urazów i chorób wywoływanych przez szczepionki, on dzięki temu tego ryzyka ponosić nie musi. Możemy zatem przyjąć, że nieszczepiący forumowicze z wegedzieciak.pl (posiadający również własne forum Nie Szczepimy) to nie tylko głuptaki — to również cyniczne cwaniaczki.
Amerykanie mawiają „Kiedy życie rzuca w ciebie cytrynami, rób z nich lemoniadę”. Dzięki bolesnej i trudnej lekturze tekstów Cezarego Michalskiego o aferze Kataryny odkryłem znakomite forum wielodzietni.org, na którym można przeczytać, że kobiety nie przepuszczające ciężarnych w kolejce to „panie, których dzieci nie miały pogrzebu”. Z kolei dzięki wizycie na wegedzieciak.pl znalazłem świetny temat na kolejnego posta. A było tak: nowa forumowiczka zachwalała magiczne wahadełko…
Rodzicom i ich dzieciom zmagającym się z candidą gorąco i z pełna odpowiedzialnością polecam metodę w 100 % skuteczną i w 100 % bezpieczną. Jest to wahadło lecznicze biały ozyrys, które w środku ma substancję leczniczą grzybobujczą. Wahadło takie może służyć dla wszystkich członków rodziny, kosztuje 90 zł. Kupuje się je raz i ma się do końca życia. Leczenie nie polega na wprowadzaniu do organizmu żadnej chemii ale energii. Ja stosuję już od roku. Wyleczyłam candidę w rodzinie a nawet grzybice kopyta u mojego konia i klaczy koleżanki. Używam go również profilaktycznie, bo trudno mi i mojemu brzdącowi o dietę zabezpieczającą przed nawrotem grzyba, który pojawia się i tak przy każdym spadku odporności. To nie jest reklama ale szansa dla ludzi z otwartymi umysłami. Pozdrawiam.
Co to takiego candida, ta straszliwa choroba, z którą zmagają się rodzice z wegedzieciak.pl?
Jak wiadomo, czary-mary, czyli „terapie medycyny alternatywnej” działają na zasadzie placebo, a więc ich wpływ na zdrowie człowieka jest ograniczony do „ogólnej poprawy nastroju” czy „nieco szybszego wychodzenia z grypy”. Ponieważ lista schorzeń, na które czary-mary pomagają, jest ograniczona, jakiś anonimowy szaman wpadł na genialny pomysł: trzeba wymyślić nowe, bardzo niebezpieczne choroby, z którymi nasze praktyki będą sobie doskonale radzić. Dziś z tych chorób zamierzam omówić chroniczne zakażenie Candida albicans — mam nadzieję, że niniejszy post będzie początkiem ślicznego cyklu artykulików.
Candida albicans to drożdżak żyjący w naszym przewodzie pokarmowym. W pewnych sytuacjach wywołuje on prawdziwą chorobę zwaną drożdżycą lub kandydozą. My mówimy jednak o kandydozie przewlekłej, czyli o sytuacji, w której drożdżak wskutek nadmiernego rozwoju zapuszcza swoje drapieżne korzonki w ścianki kiszek i powoduje tzw. zespół nieszczelnego jelita a w konsekwencji powolne, niewykrywalne zakażenie całego organizmu. Zespół nieszczelnego jelita jest też podejrzewany o wywoływanie autyzmu u tych dzieci, u których nie wywołała go szczepionka przeciw odrze, śwince i różyczce.
Współczesna medycyna konwencjonalna nie zna co prawda takiej jednostki chorobowej jak przewlekła kandydoza czy zespół nieszczelnego jelita („Ten artykuł lub sekcja opisuje teorie, metody lub czynności niezgodne z aktualną wiedzą medyczną”), ale przecież współczesna medycyna konwencjonalna nie pierwszy raz nas zawodzi, prawda? Przewlekła kandydoza to jak najbardziej realne schorzenie, z którym zmagają się ogromne ilości ludzi na całym świecie. Jakie są jego objawy? Uczynny wysportowany młodzieniec Sayheello ze Sportowego Forum Dyskusyjnego publikuje długaśną listę, na której znajdziemy takie symptomy, jak stronienie od towarzystwa, alkoholizm (jeśli połączony ze stronieniem, to najpewniej chodzi o picie w samotności), krytykanctwo, sucha cera, swędzenie odbytu i skóry, ataki paniki i płaczu, łaknienie pewnych pokarmów, bezsenność, bóle brzucha, nadwaga lub niedowaga, bóle głowy, brak koncentracji, niepewność, zagrożenie, niecierpliwość, niestrawność, objawy psychiatryczne, gazy, wzdęcia, odbijanie się, ospałość, leniwość, pesymizm, gderliwość, zapalenia zatok (przeziębienia), kłopoty w nauce i wychowaniu, kłopoty decyzyjne, zły zapach ciała i z ust oraz — last but not least — złe mniemanie o sobie. Jeśli dodam, że wystarczy rozpoznać u siebie tylko niektóre z objawów, konkluzja może być tylko jedna: wszyscy chorujemy na kandydozę!
Ale nie traćcie nadziei, moi chorzy bracia i siostry, to się leczy.
Google na zapytanie „candida homeopatia” zwraca 30 000 wyników. Słynny koncern homeopatyczny Boiron produkuje środek przeciw kandydozie zawierający, rzecz jasna, bardzo rozcieńczonego drożdżaka.
Za niewiele ponad dwa tysiące złotych możecie kupić Digital Clark’s Zapper i Digital Silver Pulser, czyli urządzenia, które oprócz kandydozy wyleczą wszystkie inne choroby powodowane przez drobnoustroje: wywoływane przez przywry jelitowe AIDS („Po zlikwidowaniu wszystkich stadiów rozwoju pasożytów wirus HIV znika w ciągu 2 godzin”), depresję („przyczyna depresji tkwi w infekcji mózgu małymi robakami obłymi”), alergię („u wszystkich alergików wykryto poważną inwazję owczej motylicy wątrobowej żyjącej w drogach żółciowych”), Alzheimera („chorobę Alzheimera wywołują pospolite przywry pochodzące z niedogotowanego mięsa i od naszych ukochanych zwierząt”), astmę („w 100% przypadków astmy obserwowana jest infekcja larwami glisty ludzkiej usytuowanej w płucach”) i wiele innych chorób, wobec których konwencjonalna medycyna pozostaje bezradna.
Można też sięgnąć po oczyszczający jelita preparat o nazwie Colonix. Strona reklamująca ten środek straszy: „jak wiemy ze starego powiedzenia, śmierć zaczyna się w jelitach”. Nie znałem wcześniej tego przysłowia, ale w końcu wzrastamy w różnych środowiskach, nie wszystkie mądrości ludowe występują w każdym regionie.
Colonix to niezwykły środek — po jego zażyciu czeka nas przerażająca niespodzianka w ubikacji: z naszego ciała via odbyt wydobywa się długi na metr, pusty w środku obiekt, wyglądający jak brązowa, gumowata skóra węża (zapraszam do ostrożnego obejrzenia galerii foto). To oblepiające nasze jelita toksyczne złogi, pełne pasożytów, zakłócające pracę organizmu i powodujące wiele groźnych chorób.
Najwyraźniej efektem ubocznym stosowania Coloniksu jest potrzeba dzielenia się ze światem informacjami o swoich kupach. Świadczy o tym ilość zdjęć nadesłanych przez wdzięcznych pacjentów do opiekuna strony colonix.pl oraz listy sławiące moc Programu Oczyszczającego:
No cóż, mam teraz 5 wypróżnień dziennie i nie mam żadnych bólów. Mój stolec wygląda teraz normalnie, ale będę kontynuować oczyszczanie na wszelki wypadek. Powiedziałam już wielu osobom, jaki to wspaniały środek. Na mojej mamie sprawiło wielkie wrażenie, gdy powiedziałam jej, co ze mnie wyszło i że jej prezent był najlepszy w moim życiu.
O co chodzi? Preparaty wywołujące Efekt Brązowego Węża zawierają takie składniki jak bentonit (występujący również w zbrylających żwirkach dla kotów), wyciąg z babki płesznik, pektyna czy guma guar. Te chłonące wilgoć substancje, w połączeniu z… hm… zastanym w kiszkach budulcem, tworzą coś w rodzaju plastycznego odlewu jelita, który jest następnie wydalany. Brązowy Wąż to żaden chorobotwórczy złóg, efekt niewłaściwego odżywiania ani dusząca ścianki jelit powłoka z toksyn, to po prostu właściwy efekt działania preparatu.
Candidę można leczyć również sokiem Noni, który ponoć jest obrzydliwy w smaku, ale za to jaki drogi! Znakomite kompendium wiedzy na temat candidy można znaleźć na stronie poświęconej Reiki („Sponsorem strony jest biuro rachunkowe AFRO-TAX”), choć lekturę utrudnia nierówny poziom tłumaczenia („Jeden z zolnierzy z bazy amrykanskiej byl ciagle aresztowany za DUI stwierdzone przyrzadami nadmuchiwanymi”). Z owego poradnika dowiemy się, że drożdżaka można pozbyć się z organizmu za pomocą diety (jedzmy organiczne serdelki, „chleb ze spelt i kamut”, unikajmy keczupu), ziołowych i farmakologicznych środków antygrzybicznych (uwaga, wątroba może nie wytrzymać), wspomnianego wyżej czyszczenia jelit mieszanką bentonitu i babki płesznik oraz „zmiany trybu i poglądu na życie”. Jak ta zmiana ma wyglądać? Ot, chociażby lepszym wykorzystaniem swojego czasu wolnego. Propozycje wypełnienia tego czasu pozwalam sobie na koniec przedrukować z owego kompendium w całości:
UPRAWIAC AEROBIK & ZBIERAC JABLKA & STRZELAC Z LUKU &GRAC W BADMINTONA & PIEC & GRAC W KOSZYKOWKE & ZBIERACJAGODY & ZBIERAC GRZYBY & JEZDZIC NA ROWERZE & RZUCAC LOTKAMI & PLYWAC NA LODCE & GRAC W KREGLE & PODNOSIC CIEZARY &KALIGRAFOWAC & JECHAC NA CAMPING & GRAC W WARCABY & SZACHY&WRESZCIE POSPRZATAC & COS ZBIERAC OPRÓCZ PIENIEDZY & MALOWAC (OBRAZY) & TANCZYC & DEBATOWAC & DEKOROWAC & MARZYC &GIMNASTYKOWAC SIĘ & JECHAC NA RYBY (TYLKO NIE W GRZYBACH) &GRAC W HOKEJA & JEZDZIC KONNO & KUPOWC KWIATY& ZADBAC OFRYZURE & JEZDZIC NA ROLKACH & LYZWY & BIEGAC & UPRAWIAC JUDO& KARATE & PUSZCZAC LATAWCE & ROBIC NA DRUTACH & WYSZYWAC& SMIAC SIĘ & UCZYC SIĘ & ISC DO KINA ALBO NA FILM & GRABIC LISCIE&GRAC W PING PONGA & TENIS & ROZWIAZOWAC KRZYRZOWKI & POJECHAC NAD LEJK & CZYTAC $ RELAXOWAC SIĘ & JECHAC NA ZAKUPY&RYSOWAC & SPIEWAC & JEZDZIC NA NARTACH $ SANKI & USMIECHNĄĆ SIĘ & GRAC W PILKE & OPOWIADAC HISTORIE & TEATR & MYSLEC &PODROZOWAC & NIE OGLADAC TELEWIZJI & KUPIC KOMPUTER &UCZYC SIĘ HISZPANSKIEGO & GRAC W GRY VIDEO & ODWIEDZIC ZNAJOMYCH BEZ BUTELKI & GRAC W SIATKOWKE & PISAC & ZAJAC SIĘ YOGA& JECHAC DO ZOO & OZENIC SIĘ & ISC NA LODY & ODSNIEZYC CHODNIK& ZMIENIC OLEJ W GLOWIE & WYRZUCIC VIAGRE & KUPIC LORNETKE& UCZYC SIĘ ANGIELSKIEGO & NAPISAC LIST & GRAC NA GITARZE && CZYTAC & CZYTAC & CZYTAC
W następnym odcinku mam nadzieję zająć się morgellonami, czyli o matko, od GMO łażą mi pod skórą robaki! Będzie się działo.
Update: znakomite, wyczerpujące kompendium wiedzy o kandydozie znajdziecie na blogu Sporothrix (w trzech częściach): Drużyna Grzyba, Dwa Grzyby, Powrót Grzyba.
Gammon No.82 :
Tak. Nie. Tak.
Tak, owszem, nie ukrywam. Nie, nie ma sensu przy braku mechanizmów plonkujących. Tak, mam przymus czytania wszystkiego w zasięgu wzroku, zwłaszcza wychwytywania memów z mojej memosfery (nie ma wała, żebym nie przeczytał zdania, w którym jest “GITS”).
Gammon No.82 :
Fact: ktoś, kto nie przeżywa estetycznego uniesienia na takim “Metropolis” wg. Tezuki to nie ma po co w ogóle filmów oglądać.
Osiem komci do Grunwaldu.
mrw :
Siedem. Bart i tak pewnie zbiera 2k zurawi tym razem.
Sześć. Ja tu widzę zły pattern – levelowanie jak w grach rpg. Kiedyś do nowej notki wystarczyło uzbierać pińcset, ostatnio tysiąć, teraz 2, co będzie potem? Strach się bać.
mrw :
1. Jeśli nawet, to dlaczego ma to powstrzymywać kogokolwiek od wystawiania im skróconej oceny liczbowej? Tym bardziej, że takie oceny są standardem w popularnych recenzjach filmów, gier komputerowych itp..
2. Czasem startują.
3. Bart wprowadził ocenianie lolsławków zanim ogłosił plebiscyt.
mrw :
Nie plułem na obecność “prosiaczka” (Oolonga?), plułem ogólnie na obecność antropomorficznych zwierząt i innych infantylnych elementów.
Fakt, nie wiem dlaczego Toriyama zdecydował się na umieszczenie w swoim Wszechświecie tego typu istot – przypuszczam, że w ogólności nie stała za tym żadna głębsza ideologia: ot, pewnie pomyślał, że tak będzie śmieszniej&dziecinniej.
Być może niektóre zwierzęce postaci coś tam symbolizowały, tworzyły jakiś pun lub były czymś tam inspirowane, nie wiem. Wspominałem już, że “Dragon Ball” w ogólności był inspirowany jakimiś starymi chińskimi legendami, więc – domyślam się – pewnie niektóre ze zwierzątek (lub zwierzęcych cech, jak małpi ogon Son Goku) były jakoś zainspirowane nimi, zgadza się? Oolong nieprzypadkowo występuje na początku w uniformie chińskiego komunisty, zgadza się?
Ok, niechby nawet jakiś humorystyczny podtekst w tym był (ten komunistyczny strój wywołał mój uśmiech i zapadł mi w pamięci, jak w sumie niewiele gagów z tej mangi) – tylko co to qrva zmienia? Poważniejący “Dragon Ball Z” pozbywa się większości tego infantylnego balastu oraz wulgarnego humoru i IMO wychodzi mu to zdecydowanie na dobre, co wyraziłem nazywając zwykłego “Dragon Ball” “fekalnym”.
W skali bezwzględnej nie przekreślam go definitywnie. Zwykłemu “DB” daję notę 5/10, “DB Z” łączną notę 6/10, a 2 pierwszym sagom – 7/10, wszystko w skali liniowej. To są wysokie oceny.
Dla “GitS” i dla “Akira” daję po 6/10 (z zastrzeżeniem, że słabo je pamiętam – gdybym je sobie odświeżył, mógłbym nieco zmienić oceny).
mrw :
No i? Nigdy tu nic nie wyrażałem z poczucia obowiązku.
Przy okazji pozwolę sobie zauważyć, że nie ma obowiązku czytania moich komentarzy ani odpowiadania na nie.
mrw :
To, że moim zdaniem jest znacząco gorszy od “DB Z” (zwłaszcza od jego 2 pierwszych sag).
mrw :
1. Już kiedyś tu pisałem, że nie znam się na muzyce.
2. Nie pamiętam muzyki z “GitS” i “Akiry”, więc siłą rzeczy nic nie mogą o niej napisać.
3. IMO muzyka to detal o małym znaczeniu dla ogólnej oceny filmu (nigdy nie większym niż 0.5 punktu; być może z wyjątkiem musicali, ale takowych nie trawię i nigdy żadnego musicalu z prawdziwego zdarzenia w całości nie oglądałem). Owszem, czasem muzyka w filmie zrobi na mnie wrażenie (w tej chwili kojarzę 2 takie filmy: “Kill Bill vol. 1” i ostatnio “Watchmen”), ale nawet w takim wypadku do ogólnej oceny filmu wkład ma niewielki.
4. Jestem monistą, nie wierzę w istnienie duszy.
mrw :
Co nie znaczy, że musisz ją czytać. Ergo – piszesz nie na temat.
mrw :
0. “- Jesteś głupi. – To ty jesteś głupi. – Nie, ty jesteś głupi. -…”?
1. Zwykle mam wiele do powiedzenia – poza puszeniem się i stęknięciami niezadowoleni – na temat filmów, zwłaszcza tych filmów, które mi nie pasują.
2. Jak trafnie zauważył Gammon, nie mam zdolności prekognicji, więc przed obejrzeniem filmu nie mogę wiedzieć, jak bardzo będzie mi pasował/nie_pasował.
3. Ja lubię oglądać filmy, niekiedy nawet te, które mi nie pasują. I bardzo lubię je komentować&oceniać, zwłaszcza te, które mi nie pasowały. W związku z tym, odstąpienie od robienia tego nie uczyniłoby mojego życia lepszym, a wręcz przeciwnie.
pozdrawiam
@Quasi i MRW
Rety, chłopaki smarujecie się o czwartej rano z powodu DragonBalla?
Rozumiem, że MRW na słowo GITS zastrzygł uszami, ale DragonBall?
fan-terlika :
Oczywiście. I już zwracałem na to uwagę, w kontekście całościowej oceny Nicponia oraz awantury z tym związanej. Po co zatem o tym wspominasz?
mudkipz84 :
Myślę, że mogłoby mnie to zainteresować. Problem w tym, że mam skromną wiedzę na temat fantasy, więc zwyczajnie nie mógłbym się w ten sposób bawić. Mój brat ma wiedzę większą, ale też nie wystarczającą.
Tak czy inaczej, z chęcią obejrzałbym ten film w asyście kogoś, kto by mnie te wszystkie epigonizmy wskazał.
BTW: SW to również bezwstydna sklejka z ogranych w (pop)kulturze motywów. Takoż filmy Quentina Tarantino. Tyle, że w tych wypadkach jest to poczytywane jako wielka zaleta.
mudkipz84 :
Rzeczywiście. To są podstawowe, najbardziej zgrubne kryteria, które sam od wieków stosuję.
However:
1. Ten system ocen działa zasadniczo tylko na poziomie motywacji do obejrzenia filmu. Jest zbyt zgrubny, by coś istotnego powiedzieć o filmie.
2. Przynajmniej w moim odczuciu istnieją także filmy (bardzo) dobre, a jednak w jakimś sensie nudne na tyle, że niespecjalnie chce mi się oglądać je ponownie. Do takich filmów w moim odczuciu należy m.in. “Oldboy”, “Hero” (choć mimo wszystko oglądałem go ze 3 razy) i “Clockwork Orange”.
Z drugiej strony, istnieją także filmy fatalne – ale niekoniecznie na tyle, by wyraźnie przekroczyć granice “lulzowatości” – które w moich oczach jawią się na tyle ciekawie, że mogę oglądać je wielokrotnie. Takim filmem jest np. beznadziejny (i chyba jednak lulzowaty…) “Independence Day”. Podobnie podchodzę do serii “The Outer Limits” – krótkie filmy z tego cyklu są po prostu tragiczne (z kilkudziesięciu, które oglądałem podobał mnie się zaledwie 1 i ze 3 uznałem za całkiem niezłe), przy czym nie zawsze “lulzowate”, ale i tak po prostu uwielbiałem je oglądać, bo były dla mnie ekstremalnie ciekawe, tym bardziej, że nigdy nie wiedziałem o czym będą, czego mogę się spodziewać; przy tym bardzo często kończyły się jakimś zwrotem akcji i wprost uwielbiałem zgadywać/przewidywać, jaki ten zwrot będzie.
mudkipz84 :
IMO spośród całego legionu wad tego filmu, najbardziej rzuca się w oczy 5:
1. Film jest wykonany w konwencji hmm… “amerykańsko-młodzieżowej”. Szkolno-sercowe perypetie dorastających nastolatków, zmagania skromnego szkolnego outsidera (Son Goku…) z bogatymi bucami praktykującymi bulling itp..
2. Sceny walki nie mają za grosz ducha “DB”. Nie są długie, spektakularne, megalomaniacze. Bohaterowie nie latają, nie poruszają się szybciej niż zwykli ludzie, nie mają znacząco większej siły. Ich “energetyczne” emisje (z kamehameha na czele) są żałośnie słabe i brzydkie (skandal, żeby w 2009 wykonać tak marne efekty specjalnej troski…). I nie robią przerw, by z wrednymi uśmieszkami butnie rzucać sobie pogróżki.
3. Większość bohaterów zupełnie nie przypomina psychologiczno-biorgrafisznie swoich pierwowzorów z mangi/anime. ChiChi zamiast tępawą sepleniącą wieśniarą jest szkolną pięknością, w której skrycie podkochuje się dupowaty (a nie prostacki, naiwny i pozbawiony wiedzy&ogłady) i nie lubiący się bić (!) Son Goku. Bulma jest “magistrem broni palnej”…
W ogóle fabuła ma mało wspólnego z pierwowzorem i całkowicie brak kilku ważnych w pierwowzorze postaci. Myślę, że znaczne odstępstwa fabularne w ekranizacjach same w sobie nie są niczym złym (a często wręcz przeciwnie), ale tylko wtedy, gdy dostajemy w zamian coś interesującego. W “DB:E” nie dostajemy nic.
4. Wszechobecny fabularny chaos&bezsens na poziomie “Power Rengers”. Np. wykopana przez rzezimieszka-Yamchę dziura-pułapka przypadkiem okazuje się prowadzić do jakiejś opływającej lawą krainy we wnętrzu Ziemi, w której leży jedna kula i, nie wiedzieć czemu, czają się pachoły Piccola, z których ciał Son Goku buduje most przez rzekę lawy (!); Turniej Sztuk Walki pokazany jest przez minutę, bohaterowie trafiają na niego przypadkiem (w ogóle nie wiedząc, że coś takiego istnieje) i walczy w nim tylko ChiChi.
5. “Romans” Yamchy i Bulmy. Nie da się na to patrzeć…
Że też dyżurny twardziel z filmów Johna Woo – Chow Yun-Fat – w czymś takim zagrał…
pozdrawiam
Slotna :
1. W życiu nie oglądałem żadnego filmu Altmana :( W ogóle w sumie niewiele filmów w życiu oglądałem.
2. Co rozumiesz przez “styl Lyncha”?
Chodzi o (próbuję znaleźć jakiś wspólny mianownik lub często powtarzający się motyw w filmach Lyncha, które widziałem):
(i) Obsadzenie Kyle’a MacLachlana [o ile wiem: “Dune”, “Blue Velvet”, “Twin Peaks”]?
(ii) Powiązanie wątków zwyczajnych, często przestępczych, z wątkami tajemno-paranormalno-surrealistyczno-psychodelicznymi [znane mnie wyjątki: “Blue Velvet”, “The Elephant Man”, zasadniczo “Wild at Heart”]?
3. Gdzie jest sprzeczność z tym, co ja napisałem?
W dorobku Altmana jest nadreprezentacja docenianych przez Ciebie filmów, choć ma nie najlepszy styl. Czy nazwiesz się “fanką Altmana”?
4. Za znaczną częścią filmów Lyncha nie przepadasz, ale mocno doceniasz pewien element często powtarzający się w jego filmach i nazywasz się “fanką stylu Lyncha”. No cóż – jeśli poprawnie zidentyfikowałem to, co nazywasz “stylem Lyncha”, to także mogę powiedzieć, że go mocno doceniam. Przy czym uważam, że nie powinienem się określać mianem “fana stylu Lyncha”, ponieważ umiłowane przeze mnie elementy tegoż stylu – tj. tajemno-paranormalno-surrealistyczno-psychodelia – występuje nie tylko w “stylu Lyncha”, więc gdybym nazwał się jego fanem, zgubiłbym sedno. Mnie nie obchodzi kto jest twórcą danej psychodelii, więc bliższy prawdzie będę, jeśli zamiast “fanem stylu Lyncha” nazwę się “sympatykiem psychodelii” – termin ten jest szerszy niż “fan stylu Lyncha” (i go obejmuje), bardziej informatywny oraz bezpieczniejszy, bo mniej stanowczy (dopuszcza istnienie psychodelii i filmów w “stylu Lyncha”, które mnie się nie spodobają).
Slotna :
1. Ok. Zapewne można lubić styl sam w sobie. Ale w głowie mnie się nie mieści, żeby obecność samego ulubionego stylu była warunkiem wystarczającym do polubienia każdego dzieła wykonanego w tymże stylu. Dzieło to zwykle o wiele więcej niż sam styl.
2. Nie jestem pewien czy powyższe działa też w drugą stronę, tj. czy nie mogę sobie wyobrazić aż takiej nienawiści do danego stylu, która spowodowałaby, że obecność owego stylu staje się warunkiem wystarczającym do potępienia dzieła tym stylem się odznaczającego. Dlatego na wszelki wypadek swoją myśl sformułowałem w formie jednostronnej.
Slotna :
Ok. Patrz wyżej, pkt. 2..
Ja również nie potrafię sobie wyobrazić takiego atutu disco polo czy country, który mógłby zrekompensować moje obrzydzenie do konstytutywnych elementów tych stylów. Choć być może takim atutem mogłoby być np. sprzężenie takiej muzyki z jakąś wspaniałą sceną/czołówką/itp. filmową lub ze wspaniałym wizualnie/koncepcyjnie teledyskiem.
Slotna :
1. W życiu słyszałem (i widziałem – bo było to na nagraniu z jakiegoś koncertu or something) bodajże jedną piosenkę Portishead i mnie się nie podobała :( Choć kolega, który za nią lobbował, twierdził że powinienem ją docenić, bowiem wokalistka ma “wiedźmowaty” głos. Było to ze 3 lata temu i już nie pamiętam jaka to była piosenka.
Nie mam pojęcia co to jest “Liz Janes” :(
2. Tu sytuacja jest nieco inna, bowiem wymieniasz nie styl, a zespół. A zwykle jest tak, że w danym stylu tworzy więcej niż jeden zespół oraz – z drugiej strony – jeden zespół może tworzyć w różnych stylach. Choć tu pewnie pojawią się kontrowersje związane z definicją i szerokością pojęcia “styl”.
W każdym razie, ja jeszcze w życiu nie słyszałem zespołu/wokalisty, który stworzyłby choćby 10 piosenek, które by mi odpowiadały. Ba, większość nie stworzyła choćby pięciu takich… Dlatego w żadnym wypadku nie mogę się nazwać fanem jakiegoś zespołu/wokalisty ani nawet jakiegoś gatunku muzyki i nie pojmuję jak inni mogą to robić. Przecież utwory nawet w obrębie jednej płyty są radykalnie różne.
3. Czy dobrze rozumiem, że styl w którym tworzy Portishead (co to w ogóle za styl?) jest dla Ciebie tak wspaniały, że stanowi warunek wystarczający do zafascynowania się utworem w nim wykonanym?
Slotna :
Stanie się – ryzykujesz zmylenie rozmówcy lub przekazanie mu treści pozbawionej najistotniejszej informacji.
Ok, można powiedzieć, że każda mapa w skali innej niż 1:1, każdy wzór funkcji wyciągnięty z chmury punktów pomiarowych na wykresie, każda teoria naukowa i – w ogólności – każda generalizacja jest jakoś myląca, ponieważ jest formą kompresji związaną z utratą informacji i wprowadzaniem szumu. Tak też jest w przypadku o którym tu rozmawiamy – w deklarowaniu fanboizmu. Tyle, że – wydaje mnie się – w tym przypadku utrata informacji i wprowadzony szum mogą być tak duże, że zagubią istotę przekazu tj. to, co tak naprawdę się lubi.
pozdrawiam
Quasi :
Ułożenie pikseli w twoich literkach świadczy o autorytatywnym tonie.
bart :
Teraz Quasi zażąda, żebyś nareszcie uruchomił funkcję “wyłącz autorytatywne piksele w moich komentarzach”.
mrw :
Ale rozumiem, że mimo tego jeszcze pozwalasz Quasiemu oglądać filmy?
Gammon No.82 :
A dlaczego miałbym zabraniać? Jestem jedynie przekonany, że to bezcelowe.
mrw :
Dlaczego? Z powodów, o których pisałeś. W skrócie: aby jego nieczułe oczy nie szargały świętości (to BOLI!).
Być może Quasiego Słowacki nie wzrusza. No po prostu nie wzrusza. Ani nie przewierca mu duszy na wskroś.
Niemniej Quasi pozostaje jedyną osobą władną decydować, czy czytanie Słowackiego jest celowe dla Quasiego.
@ Quasi :
A słyszałeś ty Bacha ojca sonaty i partity na skrzypce solo w wykonaniu Nathana Milsteina (wydane przez DG)?
Quasi
@ Eragon
Była kiedyś na wiki nawet cała lista w dziale criticism ale widzę, że fani eragona wywalili;p
@SW
Znam mniej więcej;] Ale puszczam bratu zaraz.
Wog’le fantasy polega na zabawie z archetypami i legendami i w sumie każda epicka historia opiera się na tym, co siedzi w ludzkiej psyche. Problem jak odniesienia są nie do konkretnych memów (stary mędrzec wporowadzający bohatera w tajniki wiedzy) tylko do konretnych dzieł (dajemy typa w stylu Gandalfa, będzie wypas!). No chyba, że właśnie robimy nabijkę z konwencji (albo uważamy widzów za idiotów), ale nikt mi nie powie,że Lucasowi o to chodziło;p A Paolini się do dziś wypiera.
Ale czy naprawde można coś istotnego powiedzieć o filmie? ;p
Wiem, wiem żartuje sobie.
Ale i tak uważam, że np. porównanie budżetu filmów nie musi nic mówić o poziomie gry aktorskiej, reżyserii czy scenariusza (a to uważam za wyznacznik jakości) – przykład: Primer – kręcony w garażu i okolicach, z kolegami autora w rolach głównych i poboczynch (pasowali świetnie).
@Olboy/Hero
Oldboya rzeczywiście 2 raz mi się oglądać nie chce, ale jest u mnie b wysoko na liście dobrego kina. A co do Hero…jak zobaczyłem 5 min, a dostałem go na jednej płycie z Eragonem (przypadek? nie sądze…), to wymiękłem kompletnie – typek biegający na czworakach głównym bohaterem?! I ten morningstar z plastiku na 20m3?! I dorośli ludzie grający na super poważnie (na zasadzie kontrastu), w filmie mającym naśladować chińska mange (ale efekty za 40pln…) – to jest definicja lulzu u mnie. Chyba obejrzę jednak całość – ty dałeś rade 3 razy , więc coś tam musi być…(oprócz lulzu)
@The Outer Limits
Dokładnie dlatego zassałem ostatnio 2 sezony;p Poza tym jakoś kojarzą mi się z dzieciństwem (sorry mamo ;p) ale 2 raz to już nie to, widzę tylko niedoskonałości.
@Dragonball The Movie
Było do przewidzenia niestety..;p
Przeklejam recke kuzynowi (on widział prawie wszystko, ja tylko 5-6 odcinków) i pozostaje nam czekać na dvdripa – chyba, że do kina wpuszczą z alkoholem.
Gammon No.82 :
Ja nie słyszałem, a ostatnio ma ochotę nadrobić trochę klasyki. Ale raczej coś kameralnego (kwartety itp), więc jak coś polecasz to pisz.
mudkipz84 :
Swoją drogą jedyny w ostatnich latach film rzeczywiście science fiction.
Slotna :
A wiesz że już o tym zapomniałem. Co nie zmienia faktu, że raz wystarczy a dla zabicia nudy wolę gdy ktoś mi zwraca uwagę na błędy.
I odpryskowo z subwątku mrw vs Quasi – JAK??? JAK można nie pamiętać muzyki z GiTSa albo Akiry. No jak? Pytanie retoryczne, bo odpowiedzi i tak nie zrozumiem, tak samo jak nie zrozumiałbym dlaczego ktoś nie zapamiętał muzyki z Gwiezdnych Wojen czy Requiem for a dream.
Quasi :
A oprócz Aspergera masz Touretta?
Quasi :
Wo’gle nie mamy o czym rozmawiać, tylko więcej nie pierdol, żebyś zdał V-K. Może jakbyś wcześniej się nauczył odpowiedzi.
Gammon No.82 :
Być może Quasiego nie wzrusza rozepchana dziurka. No po prostu nie wzrusza. Ani nie przewierca mu duszy na wskroś. I Bart ma z tym problem, czemuż ach czemuż.
Quasi :
No sorewicz, ale you’re functioning automatic and you are dancing mechanic. Wspomniałem po to, bo myślałem, że po takim przedstawieniu zrozumiesz o co cho. Ale znowu się robi to, co zawsze, więc whatever.
Ausir :
Chciałbym kiedyś, chociaż raz w życiu zobaczyć jakiś “temporalny” odcinek Star Treka w ten deseń (= z sensem) zrobiony.
mrw :
Ale zdajesz sobie sprawę, że odpowiadając Quasiemu w ten sposób obrażasz wszystkich z AS (w tourreta też celujesz?) i jedziesz tylko po sobie?
@ Gammon No.82:
Czy masz na myśli tego samego ruskiego Żyda co ja? JSB pisał dużo numerów ad libitum, ale nie przewidział, że urodzi się taki DREWNIAK jak ten koleś i spróbuje przekształcić ciosanie drewna w sztukę.
z oceną Ouasiego filmów z gatunku który najwyrazniej mu nie lezy (cyberpunk, anime) jest troche tak jak z recenzjami filmow w gw. poniewaz tam kazdy krytyk jest super hiper znawcą a kazdy film powinien byc arcydziełem zmieniajacym poglady na zycie lub przynajmniej zostawiajacy dwutygodniowa traumę, filmy typu Wolverine origins czy terminator4 (zeby tak z ostatnich) nie maja po prostu szans. jakie by nie były, w tychże recenzjach gw zostana zjechane od góry do dołu.
poniekąd osobiście unikam wyrazania opinii na temat czegos co całościowo mi sie nie podoba (czyli np. komedie romantyczne), bo odgórny negatywny stosunek zafałszowuje obiektywną ocenę. i w sumie w pełni rozumiem mrw, jak doczytałam wypowiedz Q. że w sumie to on wogóle nie lubi, to tez jakos tak w duszy mi się wyrwało: “no to weź koleś …”
blue.berry :
To na temat faszyzmu/boga/filmu x się nie będziesz wypowiadać bo jeszcze kogoś nie urazisz;p?
Quasi
No cóż otaku maja 3 problemy – jak widać, Quasi naruszyłeś świętość i teraz za to zapłacisz – bo każdy wie, że GitS wielkim dziełem jest, a jak nie wie to jest chuj i wieśniak. A jak nie jesteś fanem to po chuj sie wypowiadasz?
Ja tam jestem za wolnoscia słowa, ale uwazam, że na pewne tematy sie powinni wypowiadac tylko experci(=mrw)
blue.berry :
Ciekawe, jakoś nie zauważyłem tego podejścia w recenzjach choćby WO.
poruszajmy sie w obrębie sztuki (szerokorozumianej) i nie mieszajmy do tego boga a juz na pewno faszyzmu. film czy literatura ma to do siebie że z racji mnogosci gatunków oferusze szeroki wybór dla kazdego. i na tą szczesliwą okoliczność nie ma przymusu by wielbic to czego wcale wielbic sie nie chce. ale negatywnie oceniając jakis utwór w kategori x, chyba warto rownolegle napomknąć ze sie na tej kategori nie zna lub ze tez sie jej po prostu nie lubi. sorry ale jak ktos faka na film, który ogladał tak dawno ze niespecjalnie pamieta, a jeszcze później dodaje że ogolnie faka na cały gatunek, to dla mnie może nie jest chuj i wiesniak, ale tez niech sie po prostu nie bierze do fakania. zwykłe “nie podoba misię”, “nie gustuję” chyba wystarczy. i to nie chodzi o urazanie kogoś, tylko najzwyczajniej o nie robienie z siebie debila.
edit: wzmianka o recenzjach w gw była ogolniełopatologiczna i bez nazwisk, więć nie rozwalajmy jej na szczegóły i nazwiska (oraz daty)
Jedynymi żałosnymi osobami w tym kręgu jesteście wy, komentujący. Nie ma tu miejsc na negatywne komentarze. Quasi stara się zwrócić naszą uwagę na rzeczy, których nie dostrzegamy. To po pierwsze. Po drugie, Quasi jest pierwszą osobą w naszej polskiej blogosferze, która nie boi się głośno wypowiedzieć swojego zdania. Jestem przekonany, że wiele ludzi ma takie same poglądy jak Quasi.
Cóż to za komentowanie? Co takiego ważnego Quasi ma do przekazania Polakom? Na czym się zna? Jakich wartości broni? Co ujawnia, czego byśmy nie wiedzieli?
mudkipz84 :
o przepraszam, a Moon?
:)
blue.berry :
Kiedy sama wspomniałaś o konkretnych filmach, więc ja się odnoszę choćby do konkretnego tekstu WO o T4 zamiast do hipotetycznego tekstu zjeżdżającego ten film z góry do dołu.
blue.berry :
Ale czy őuasi odbwa stosunki z mułem? Różni się w tym względzie wyraźnie od Moon.
blue.berry :
To Ty mówisz o obrazie uczuć artystycznych. Ja zwracam tylko uwagę, że to złe podejście i to nie chodzi o urażanie kogoś, tylko najzwyczajniej o nie robienie z siebie debila.
Ausir :
Strasznie plujesz na tego quasiego. Czy naprawdę tak bolą Cię sukcesy jednego z Nas, blogokomentatorów? Facet ma ciężkie życie, walczy ze spadającymi z każdej strony ciosami. Życie internauty nie jest łatwe w Polsce, zarówno tej zwanej PRL, jak i III RP. Czy bycie blogokomentatorem to powód do wstydu?
mudkipz84 :
Z kameralistyki jestem cieniutki (słucham dziwactw typu organy, klawesyn, a w dodatku o zgrozo – oper). Ale na pewno mogę powiedzieć, że zestaw 50 płyt na pięćdziesięciolecie wytwórni Harmonia Mundi jest wart nabycia w całości. Jest tam nie tylko kameralistyka, ale trochę jest. Tylko uwaga: głównie XVII i XVIII wiek + śladowe ilości muzyki wcześniejszej. Miewali to niedawno jacyś handlarze w Allegro, niektórzy nawet po 200 złotych.
a to sorry… nie chodziło mi o recenzje tych konkretnie filmów, dałam przykłady filmów o jakie mi chodzi ogólnie – niepotrzebnie, powinnam napisać “filmy typu:”
mrw :
99% ludzkości nie wzruszają etiopskie dzieci konające z głodu. Albo wzruszają akurat w tym stopniu, żeby publika pociągnęła noskiem przed telewizorem.
Tutensramon :
Tego samego.
A czemu drewniak? Lepsze to “jak zgrzyt żelaza po szkle”, niż Itzhak Perlman. Słodziuteńki jak sztuczny miód.
@ Tutensramon:
Gammon No.82 :
Z operami przegiąłeś, ale jeśli chodzi o koncerty organowe, szukam jakichś dobrze brzmiących wykonań Koncertów Brandenburskich. Poleć coś jeśli możesz, a jak podejrzewam dobrze znasz temat.
Tutensramon :
Przepraszam, czy Mooniowata odbywa z Mischlingiem konia z osłem, czy z osadami sedymentującymi na dnie zbiorników wodnych?
@ Veln:
Raczej:
Strasznie plujecie na tego Quasiego. Czy naprawdę tak bolą was sukcesy jednego z Nas, Polaka? Facet ma ciężkie życie, walczy ze spadającymi z każdej strony ciosami. Życie z AS nie jest łatwe w Polsce, zarówno tej zwanej PRL, jak i III RP. Czy bycie aspegetykiem to powód do wstydu?
Gammon no.82
Problem w tym ,że ja nie kupuję (bez odsłuchu ;p).
Niech będzie to co uważasz za najlepsze (może być nawet na klawesyn) – tytuł, wykonawca, itp.
EDIT: mam dostępne (od kolegi;p) – które cd polecasz dla n00ba na poczatek?
mudkipz84 :
nie, ja nie mówię o żadnej obrazie uczuc artystycznych. każdy ma prawo do tego aby lubić lub nie. ja np. lubie kiedy autorytatywne fakanie oparte jest o cos wiecej niż srednio zapamietane impresje sprzed lat oraz ogolną niechęć do gatunku.
edit: aha i tak ogolnie, bo wiedzę że głownie boli Cie fakt nawalania Q z powodu AS. ja nie nawalam z tego powodu. wręcz przeciwnie – AS u Q. jest dla mnie takim puchatym materacykiem, dzięki któremu jestem w stanie przyjąć o wiele więcej z rozważan Q. niz bart. w tej konkretnej kwestii (GiTS i BR) AS Q. nie ma nic do rzeczy.
Tutensramon :
Nie odważę się powiedzieć, że “dobrze znam temat”.
Ale trzy wykonania mogę jakoś tam polecić.
(1) Akademia św. Marcina pod Marrinerem – EMI – wydane razem z “Orchestersuiten”.
(2) Concentus Musicus Wien pod Harnoncourtem – Teldec “Das alte Werk”.
(3) nie pamiętam kto pod Ottonem Klempererem – EMI – mocno stare nagranie.
A’propos Ottona – Brunner w wersji literackiej miał na imię Otto, nie Hermann. Świat jest dziwny.
mudkipz84 :
Podaj jakieś namiary mailowe, bo strrrasznie odchodzimy od tematu.
Gammon No.82 :
Lubię swingujących gości, nawet jak grają Bacha. Itzhak Perlman już jako vundrerkid miał luzik. On nie wylkepuje. On płynie. Dlatego właśnie.
@ mudkipz84:
Cholera, dalej mi EDIT nie działa.
Jeśli chodzi o klawesyn – można brać w ciemno wszystko, co nagrał Gustav Leonhardt.
Tutensramon :
Ja mam wątpliwości, czy mam jakikolwiek tzw. gust (ja to nawet Ojstrachów słucham z satysfakcją).
Ale może Quasi coś dla siebie wyciągnie z Milsteina?
@ Gammon No.82:
Gust? Są tacy, których kręcił zespół w którym grał Bart. Zabawne nie? ;)
Tutensramon :
Właśnie się dowiedziałem, że był taki zespół.
Ja grywałem na harmonijce ustnej, ale przestałem, bo (1) i tak nikogo to nie kręciło, (2) już nie te płuca…
@ Tutensramon:
P.s.
[EDIT nadal mi nie działa – czy EDIT może się zepsuć z powodu wymiany karty graficznej?]
A w ogóle to ludzki obyczaj ciekawy jest nadzwyczaj. Jeden lubi zgniłe jaja, a drugi, jak mu się nogi pocą.
Wole wersję: “nie jest ładne co jest ładne, tylko co się komu podoba”. To może tyle jeśli chodzi o mądrości ludowe na dziś :D
@ blue.berry:
@AS
nie do Ciebie
No ma – głośno i nawet jeśli nie racji. A wy macie prawo go za to krytykować (tylko pliz nie ad personam ani ad aspergerum, bo żal się robi), a nie zamykać mu usta. To tyle.
Gammon
Daj spokój Blog nie ma nawet 2 levelu jeszcze;p
EDIT: wpis oczywiscie nie ma.
O rany. Jak moglam nie przewidziec, ze rozbierzesz moj post na czynniki pierwsze…
Quasi :
Polecilabym ci “Gosford Park” (wszystkim zawsze polecam “Gosford Park”, bo to w ogole jeden z moich najukochanszych filmow), ale obawiam sie, ze mozesz go znalezc nudnym.
Quasi :
Mniej wiecej to, co napisales.
Quasi :
Nie. Nie nazwe sie fanka Altmana. Wlasnie o to chodzi.
Quasi :
1)
– Lubie styl Lyncha.
– Aha, lubisz filmy Lyncha i filmy podobne do filmow Lyncha?
– Tak.
2)
– Lubie psychodele.
– Eee, czyli ze co…?
– No wiesz, taki styl jak Lyncha.
Hmmm….
Quasi :
No nie jest absolutnie wystarczajacym, ale co to zmienia niby? Przeciez nadal sie lubi styl.
Quasi :
Moze sie trafic jakis wyjatek, pewnie, ale co to zmienia? Zreszta… probuje sobie wyobrazic pieknego krasnala ogrodowego i jakos nie moge.
Quasi :
No widzisz, a ja slyszalam takich wokalistow i zespolow sporo.
Quasi :
Trip hop. To byl tylko przyklad. Akurat Portishead przyszlo mi do glowy, bo po pierwsze rzeczywiscie lubie ten zespol, po drugie maja charakterystyczne brzmienie. I ja tak bardzo lubie to brzmienie, ze faktycznie ciezko mi sobie wyobrazic piosenke w tym stylu, ktora by mi sie zupelnie nie podobala.
Quasi :
Uwazam, ze przesadzasz. Albo inaczej – jestem w stanie podjac to ryzyko ;) Zreszta zobacz – tworzysz takie dlugie posty z mnostwem precyzyjnych przykladow, jestes w tym zupelnie wyjatkowy, cala reszta stosuje uproszczenia i skroty – a paradoksalnie to ciebie najczesciej spotyka niezrozumienie.
Imo to dziala tak, ze skoro wszyscy “zaokraglaja”, wszyscy tez zakladaja, ze zaokraglaja ich rozmowcy. Czyli kiedy mowie, ze lubie Lou Reeda, osoba, ktorej to mowie nie jest wcale od tej pory przekonana, ze zasypiam przy dzwiekach “Metal Machine Music”, tylko raczej ma w glowie “a, Walk on the wild side, te klimaty, spoko”. I to jest dla mnie ok, zupelnie wystarczajace.
Quasi :
E tam. Jesli trafisz na fana danego stylu to pewnie i tak zaczniecie na ten temat gadac i sobie doprecyzujecie. Jesli trafisz na kogos, kto danego stylu nie zna – i tak nie bedzie wiedzial o czym konkretnie mowisz, wiec tracisz tylko oddech.
mudkipz84 :
Ale to i owo wypada może omówić na stronie – Bart ma mój adres, ty masz jego adres.
@ Gammon No.82:
brygadaFPRDL@gmail.com – flejmowy, bo normalny jest po nazwisku
pozdrawiam
mudkipz84 :
Chuja tam twoja stara pedały w dupę za majtami.
Ja mam wyjebane na to, czy się komuś GITS podoba czy nie, bo to kwestia jego porno; w podejściu Q. wkurwia mnie jedynie odczapistyczne wrzucanie chujowych uwag (bo nie czuje różnicy ładunku emocjonalnego słów “fekalne” i “słabsze od”) czy innych komunikatów o wartości “nie rozumiem jak można oglądać te seriale dla debili”. Więc jak potem wchodzi w jakieś androistyczne pomysły wyliczania sobie filmów suwmiarką, to już w ogóle nie chce mi się czegoś takiego czytać. A o niemożności powiedzenia “spierdalaj” już mówiliśmy, więc jedynym sposobem jest uświadomienie kolegi o nieobowiązkowości wyrażania wszystkich możliwych sądów.
mrw :
Chora idea gwałtu terapeutycznego opiera się na tym, że kobieta nie chce, ale podobno jak będzie dobrze to jej się spodoba i polubi. Z Rachel jest ten problem, że ona nawet nie bardzo wyraża sprzeciw. Zgody też nie wyraża, ona nic nie wyraża, więc Deckard wkłada jej słowa w usta i się staje. Kluczowe tu jest to co napisałeś: on ją “zaprogramował”, a nie “przeprogramował”. Gdyby ją wtedy wypuścił, to wypuściłby na ulicę zombie, które by się zachlało do nieprzytomności i dało zadźgać pierwszemu bandycie. Pozostaje jeszcze kwestia czy musiał ją posuwać. Penie urządzenie psychodramy pt. “dziewczyno opamiętaj się, w zyciu liczą się tylko chwile” byłoby mało skuteczne.
To czy rzeczywiście był to gwałt to mamy w filmie staranie wycięte, bo to zależy od tego, czy Rachel patrzyła w sufit z zaciśniętymi ustami jak ją Deckard pompował; czy był to obopólnie namiętny akt miłości cielesnej. I jakoś nie chce mi się wierzyć, żeby Deckard był aż takim bydlakiem, żeby zrobić to pierwsze.
Żeby tak zejść z esefowego pomysłu posuwania androidów rozważ taki przykład bardziej z życia: dziewczyna zarzeka się, że tylko po ślubie, bo Gniew Boży i dusza nieśmiertelna. Chłopak próbuje ją przekonać, ale ona się mu wywija. W końcu desperacko ją obłapia, jej namiętność uderza do głowy oraz gdzie indziej i dziewczyna odpuszcza sobie religijny bulszit. To był gwałt terapeutyczny?
Tu już sobie trochę za daleko mostek przerzucasz. Wtedy to Rachel była cwaniarą-flirciarą, a Deckard onieśmielonym gryzipiórkiem i to ona mu wtedy kręciła wora. AFAIR nie ma żadnych podstaw by mówić cokolwiek o tzw. orientacji Rachel.
@ Quasi :
Wygląda na to, że ta bolesna sprawa dobiega do szczęśliwego zakończenia. Na przyszłość po prostu staraj się używać (niekontrowersyjnego) funktora dwuargumentowego X jest słabsze od Y zamiast (kontrowersyjnego) jednoargumentowego X jest fekalne.
:-D
blue.berry :
Kiedy filmy “tego typu” zwykle w GW recenzuje właśnie WO. I raczej nie zjeżdża z góry na dół za bycie “tego typu”.
Ausir :
Blue.berry pewnie mówi o dodatku “Co jest grane”, gdzie jest dwóch dyżurnych mądrali ze skrętem w stronę rumuńsko-irańskich dramatów psychologicznych. Albo, zgrozo, o którymś z gazetowych portali, gdzie różnej palanterii tego typu masz na pęczki.
Gammon No.82 :
Wystarczy, że nie będzie bucem. Skoro uważa, że zdałby V-K, to będzie wiedział gdzie jest granica.
mrw :
Sprawdza pan, czy jestem replikantem, czy bucem?
inz.mruwnica :
Dla mnie to był gwałt, bo Deck Użył Przemocy, a ona Uległa. Jakby to był film kręcony przez zwolennika gwałtów terapeutycznych, to by przecież tak to właśnie wyglądało: nie chciała, ale jej się podobało.
inz.mruwnica :
Zależy co przez to rozumiesz.
inz.mruwnica :
Mówisz o facecie, który strzelił kobiecie w plecy.
Ausir – nie mam kompletnie floła na rozwijanie tego flejma: )
czytuje gw i recenzje w nej i ogolnie moj odbior jest taki ze sporo razy zdazało mi sie czytac recenzje w ktorych usilowano traktowac filmy akcji lub sf tak samo jak filmy Tiera czy Almadovara. co z zalozenia jest chyba gruba pomyłką. nie mozna sie doszukiwac tresci czy przesłania w miejscu gdzie tego nie ma. trzeba byc twardym i przyjąć ze niektory rzeczy powstaja zeby bawic i dac fan na najbliższe 2 godziny. przez wiele lat czytania gw jakos tak mi sie trwalilo ze niektorzy recenzenci chyba tego nie rozumieją. i nie chce mi sie wnikac aktualnie w to czy byl to wo czy js czy ktos inny. bo musialabym troche poryć po zasobach netu i dla przykładu znaleźć a nie chce mi sie okrutnie. może radkowiecki ew. mogłby sie w tym temacie dopisac bo zdaje sie ze on/u niego ta temata była poruszana.
edit: no i jeszcze dodatkowo zawsze uważałam ze bezsęsu jest dawanie do recenzowania filmu sf komus kto ma wkret na na zupełni cos innego a z zakresu sf nawet poprawnie nie potrafi podac dat czy nawiązań. i dzięki mrw – zapewne właśnie bardziej mówię o recenzjach w cojestgrane niz w głownej gw.
grzesie2k :
Ojeju, przepraszam ja Tobie! Pisałeś, że powiedziałeś i Ci nie brzmi, skąd miałem wiedzieć, że to oznacza, że Ci süty nie twardnieją?
bart :
80’s are back in town!
Quasi :
Karma police, arrest this man, he talks in maths! Wbrew pozorom moja uwaga o częściowym uporządkowaniu przeciwdziedziny suriekcji nie była tylko matematycznym mambo-dżambo. To jest sedno sprawy i w ogóle sedno istnienia różnych -metrów Mruwnicy. Wyobrażasz sobie skalę jakości filmu jako liczbę, ewentualnie wektor liczb (wówczas możliwe są pełne uporządkowania w podprzestrzeniach liniowych) ale to tak nie działa. Sam zbiór ocen jest tylko częściowo uporządkowany. Jeżeli rzeczywiście chcesz używać wartości liczbowych do oceny to przedstaw jakąś pozytywistyczną interpretację tej liczby. Co oznacza 10^6? Że Ci krew w żyłach krąży o 1.056 szybciej? Samo rzucenie liczby nie obiektywizuje oceny.
inz.mruwnica :
Właśnie przestają, teraz będą 90s. Które już były a’la 70s, więc będzie to zjadanie memetycznej kupy.
blue.berry :
Szkoda, bo do dwóch kilokomciów jeszcze trochę brakuje…
mrw :
A czy jest jakaś różnica ładunku emocjonalnego między “ten film jest fekalny”, a “ten człowiek jest bucem”?
Zawsze wolę zapytać eksperta.
mrw :
Gwoli ścisłości, już od dawna są.
Czy GW należy też do ITI? Pytam nie tylko złośliwie. Nie chce mi się sprawadzać.
Ausir :
Chccie uczcić 2000 rocznicę bitwy w Lesie Teutoburskim?
inz.mruwnica :
Nie nie nie. Proszę, nie.
Nie jestem fanem CGI, jak dla mnie stare techniki SFX są fajniejsze. Ale, kurwa, damskie fryzury oraz te pieprzone akordy Vangelisa-Srangelisa na syntezatorach kładą wszystko.
@ bart:
Ale gówno. Nie? To głównie Yamaha DX-7 i synteza FM. Nienawidzę tego ;)
Tutensramon :
Preferujemy orgazmy Hammonda?
inz.mruwnica :
Spierdalaj.
Klawisze z tych czasów są chujowe w sposób potężny. “Ucieczka z Nowego Jorku” jest muzycznym apogeum gówna. Hammondy? Tak. Te przynajmniej nie dewaluują się w czasie i zawsze jak brak na wódkę lub narkotyki można je sprzedać za doby hajs.
Tutensramon :
Ale trzeba wozić ze sobą gaśnicę. Chociaż z drugiej strony, jak się już rozwiąże logistykę przewozu samego Hammonda, gaśnica staje się ledwie wisienką na torcie.
:
Nie mów do niego tak ostro, bo mu od tego staje.
Tutensramon :
Mocno powiedziane, czy naprawdę nie ma lepszych kandydatów do tej roli?
8-|
Aha, tak na marginesie, czy w starych instrumentach lampy nie tracą emisji, i czy w razie czego można kupić zamienne?
http://www.youtube.com/watch?v=Gwq1s2cDzTA
Apropos. Moja stara była “kierownikiem muzycznym” ( obecniej akoś to się nazywa inaczej) tego zespołu. Jeździłem z tymi laskami w trasy jako dzieciak, żeby sobie dorobić. Jak tu nie nienawidzieć brzmienia tych instrumentów, skoro byłem za mały żeby je bzyknąc i tylko czasem, przelotnie mogłem złapać tą czy tamtą za coś fajnego.
@ Gammon No.82:
Lampy tracą emisję, a koleś, który zajmuje się. Hammondami kompleksowo nazywa się Więsik i zamieszkuje Otwock.
Tutensramon :
Nie, GW należy do żydów i żydowskich agentów. A ITI to jacyś inni agenci ale nie wiem jacy, bo już dawno mi się systematyka agentów popieprzyła dokumentnie. Może niemieccy agenci to są w tym ITI?
radkowiecki :
Iti to chyba jakiś agent z kosmosu był?
Gammon No.82 :
Nie. Ten był Żydem, a kolega twierdzi, że to bardziej Onet.
Tutensramon :
Miał zaskakująco płaską twarz, kojarzył się raczej ze szyrokimi stepami Azji Środkowej.
Gammon No.82 :
Bo dużo chorował.
Jajebię, włączcie se polsat 2 – żyły wodne, policja, radiesteci, kurwamać brakmisłów.
eli.wurman :
Błagam, wyjaśnij, co się dzieje.
Ja jestem nietelewizyjny.
@ eli.wurman:
Ej, no mam nadzieję, że z rozbawienia.
@ eli.wurman:
Pieprzę. Jako osoba kompletnie pozbawiona gustu, posiadajaca poziom inteligecji klasycznego fana AC/DC, wole ogladać historię powstania TENECIOUS D !
bart :
Myślę, że Twój zarzut jest nieprzemyślany.
Ja rutynowo aktywnie przeciwdziałam iluzji autorytatywności mojego tonu poprzez wprowadzanie określeń typu: “IM(H)O”, “wg mnie”, “myślę”, “wydaje mnie się”, “przypuszczam”, “podejrzewam”, “tak to odczuwam”, “być może”, “chyba”, “zdaje się”, “wygląda na to”, “prawdopodobnie” itp.. Ponadto zwykłem podkreślać opisowo (i) subiektywizm moich ocen oraz (ii) ewentualne niedobory kompetencji do formułowania ocen. Da się zrobić coś więcej?
Na tym blogu chyba nikt nie robi tego na aż taką skalę, choć ostrych, kategorycznych ocen i zarzutów tu nie brakuje. Jednak – paradoksalnie – to tylko mnie-asekuranta spotykają oskarżenia o “autorytatywny ton”.
No cóż, z tego powodu te oskarżenia jawią mnie się jako skrajnie bezzasadne/nieprzemyślane i się nimi nie przejmuję. Gdybym był WO, to bym do nich ustosunkowywał się tylko jednym słowem – “kłamiesz”.
pozdrawiam
Dobra, wspomóżcie nieść ideę w intertubsy, kopnijta newsa http://www.wykop.pl/link/196729/nowa-wikipedia-z-tekstami-uzytecznymi-w-internetowych-dyskusjach/
Quasi :
To jest pozorny paradoks. Zwyczajnie wyrażona opinia przechodzi bez echa, opinia obudowana blokiem dupochronów i tłumaczeń, dosolona suwmiarkami, srogo się wyróżnia.
mrw :
To mu piszcie: “ty srogo wyróżniający się, asekurancki autorytarysto”. Będzie adekwatniej.
@kopnijta newsa
Se kopnij Aktywiści homoseksualni pozbawili tytułu Miss Kalifornii
AJ :
Czy zamierzamy głośno zapłakać?
Gammon No.82 :
Jak już wspominałem, ja się zupełnie nie znam na muzyce i nawet nie posiadam żadnej własnej płyty, ani wyspecjalizowanego urządzenia do odtwarzania muzyki. Także nie potrafię relaksować się słuchaniem muzyki, nawet jeśli jakiś utwór mnie się spodoba – w takim przypadku wypreparowuję go i wysłuchuję kilka czy kilkanaście razy w życiu i na tym koniec.
Cały mój kontakt z muzyką właściwie ogranicza się do przypadków, gdy ją ktoś w mojej obecności odtworzy. A że w życiu miałem bardzo skromną liczbę kontaktów towarzyskich (a przy tym ludzie zwykle wiedzą, że nie słucham muzyki), więc siłą rzeczy bardzo niewiele muzyki usłyszałem.
Szczególnie dotyczy to klasyki, z której słyszałem jedynie fragmenty płyt z utworami Vivaldiego zademonstrowanymi mnie przez brata.
A – o czym także wspominałem – moja wiedza na temat teorii muzyki: nut, matematyki&fizyki fal, zasad działania instrumentów i odtwarzaczy dźwięków, historii muzyki, reguł komponowania, gatunków muzyki, twórców, zespołów itd. jest prawie żadna.
pozdrawiam
Quasi :
Poza tym chcialam zauwazyc, ze odkrylismy Ameryke i wynalezlismy druk.
Quasi :
Milstein nie służy do relaksowania się. Właściwie nie potrafię wyjaśnić do czego ta muzyka służy.
@ Quasi:
P.s. [w oddzielnym komentarzu, bo kuzynka Edita chyba zmarła nieodwracalnie] – do słuchania muzyki nie jest potrzebna wiedza na temat “teorii muzyki: nut, matematyki&fizyki fal, zasad działania instrumentów i odtwarzaczy dźwięków, historii muzyki, reguł komponowania”, a nawet gatunków muzyki. Co do twórców, zespołów “itd.” wystarcza wiedza śladowa, żeby zamiast hard rocka nie kupić piscodolo.