Home > Politiko, Racjonalo, Szef kuchni poleca... > Chrześcijanin a szczepienia

Chrześcijanin a szczepienia

Gdybym miał ze wszystkich zdobyczy medycyny wybrać najbardziej widowiskowe, najbardziej czaderskie osiągnięcie, bez wahania wskazałbym na szczepionki.

To zabawne: znałem nazwisko odkrywcy penicyliny, a kompletnie nie wiedziałem, kto pierwszy wpadł na pomysł podawania zarazków ludziom w celu uodpornienia ich na chorobę przez te zarazki wywoływaną. Ten ktoś nazywał się Edward Jenner i żył na przełomie XVIII i XIX wieku. Trudno mi o nim opowiadać bez hiphopowego zadęcia: otóż Edward Jenner, bracia i siostry, to dopiero był gość! Dochodziły go słuchy anegdotyczne, że dójki nie zapadają na czarną ospę, a czarna ospa, ziomale, to nie ta sama ospa, od której macie swoje dzioby. Nie, czarna ospa to taka choroba, od której umierał co trzeci zarażony i która wybiła prawie wszystkich Inków. Jennerowi przyszło do głowy, że dójki nie chorują, bo od krów zarażają się łagodniejszą odmianą ospy, krowianką — i to je uodparnia.

Oczywiście historia nie jest tak prosta jak słowa hiphopowego szlagieru. Być może Jenner słyszał o (wcale nie anonimowych) farmerach, którzy podawali swoim rodzinom wirusy krowianki. Tak czy owak, to on jako pierwszy zdecydował się dokładniej przetestować całą sprawę i opublikować wyniki.

W 1796 r., tym samym roku, w którym Hahnemann opublikował pierwszą pracę o homeopatii, Jenner najpierw zaszczepił ośmioletniego chłopca wirusem krowianki, a po jakimś czasie — kiedy młodzianek przechorował bydlęcą zarazę — wprowadził do jego organizmu wirusy śmiertelnej czarnej ospy. W tym miejscu hiphopowcy i osoby o wysokim poczuciu sprawiedliwości społecznej powinny zakrzyknąć NOOOOO MENGELE WTF ARE U DOING!!1 Nie było ich jednak w pobliżu i nie niepokojony Jenner przeprowadził swój zbrodniczy eksperyment jeszcze na kilku chłopcach. I okazało się, że miał rację! Chłopcy nie pomarli (ani nawet nie zachorowali), Jenner nie zawisł na szubienicy, a ludzkość dostała do ręki broń przeciw chorobom. Hahnemann zaś… Cóż, powiedzmy, że odcisnął się trwale w wodzie.

Jak potężną bronią są szczepionki? To chyba jedyna medyczna strzelba z karbem na kolbie. Tylko w XX wieku czarna ospa zabiła, według różnych szacunków, od 300 do 500 milionów ludzi. Dzięki szczepieniom udało się ją wyplenić do zera. Światowa Organizacja Zdrowia w 1976 r. ogłosiła oficjalnie jej eradykację. W 1980 r. wskutek błędu ludzkiego zachowane wirusy wydostały się z angielskiego laboratorium, zabijając jednego z pracowników. Ostatnią metaforyczną ofiarą była osoba odpowiedzialna za ów wyciek, która popełniła samobójstwo.

Czarna ospa to jedyna choroba, którą udało się wybić do cna. Ale jest jeszcze cała lista schorzeń, które właściwie żółkną już tylko w starych podręcznikach medycznych — na przykład tyfus plamisty czy okrutnie okaleczające polio. To ostatnie, czyli choroba Heinego-Medina, zostało już właściwie kompletnie wyeliminowane — dzięki ogólnoświatowej akcji szczepień liczba zachorowań spadła z 350 000 (1988 r.) do kilkuset. Większość nowych zarażeń ma miejsce w północnej Nigerii, gdzie muzułmańscy duchowni ogłosili, że szczepionka przeciw polio to spisek amerykańskich imperialistów mający na celu pozbawienie Nigeryjek płodności i/lub zarażenie ich HIV.

thestupiditburns_400

Nie tylko mułłowie mają problem z zaakceptowaniem szczepionek. Już dwa lata po doświadczeniu Jennera w Bostonie powstało Stowarzyszenie Przeciwszczepieniowe, które uważało szczepienie za akt wbrew woli Bożej. Oprócz grup religijnych, które z rozumianych zazwyczaj tylko przez siebie powodów protestują przeciw szczepieniom, szczepionek nie lubią też przedstawiciele medycyny alternatywnej, niektórzy wolnościowi prawicowcy („szczepić dobrowolnie, izolować przymusowo”) oraz — o czym ostatnio głośno — rodzice autystycznych dzieci, którym wmówiono, że chorobę ich dzieci wywołała rtęć zawarta w szczepionce MMR (przeciwko odrze, śwince i różyczce). Rtęć kryła się w konserwancie o nazwie thimerosal.

Cała sprawa okazała się piramidalną bzdurą. Andrew Wakefield, badacz, który opublikował badania o powiązaniu MMR z autyzmem, okazał się mieć nieczyste ręce, a wyników jego badań nie udało się powtórzyć innym naukowcom (więcej możecie przeczytać u Migg). Nie istnieje żaden teoretyczny model wpływu rtęci na powstawanie autyzmu, w dodatku w szczepionce znajdowało się jej bardzo mało (więcej znajdziecie w przeciętnej puszce z tuńczykiem). Jakby tego było mało, rtęć występowała w thimerosalu w postaci szybko wydalanego etylku rtęci, w odróżnieniu od obecnego w tuńczyku niebezpiecznego, kumulującego się w organizmie metylku rtęci — ale nawet ten groźniejszy związek nie powoduje autyzmu!

Ostateczny cios sensacji miał zadać fakt, że mimo iż od 2001 r. żadna szczepionka (EDIT: oprócz niektórych przeciw grypie) nie zawiera thimerosalu, liczba nowo zdiagnozowanych przypadków autyzmu nie maleje. Niestety, sprawą zainteresowała się amerykańska SuperDrzyzga, czyli Oprah. Postawiła na promowanie „matki-wojowniczki” Jenny McCarthy, której syn Evan jest autystykiem. Jenny święcie wierzy, że dostał autyzmu od szczepionki MMR — opowiada o tym tak:

Zaraz przed zastrzykiem powiedziałam lekarzowi: „Mam złe przeczucia. To jest ta szczepionka od autyzmu, prawda?”. A on na to: „Co też pani wygaduje. To zdesperowane matki szukają winnych” i na mnie jeszcze nakrzyczał, i pielęgniarka dała Evanowi zastrzyk. Pamiętam, jak myślałam „Boże, mam nadzieję, że nic mu nie jest”, a wkrótce potem bęc! — dusza uszła z jego ocząt.

Opinia publiczna wsłuchuje się w głos Jenny McCarthy, bo to w końcu była modelka „Playboya” i obecna dziewczyna Jima Carreya. Wiarygodności dodaje jej informacja, że udało jej się wyleczyć syna z autyzmu za pomocą dietyśrodków przeciwgrzybicznych (za to należy się co najmniej Nobel, choć w tym przypadku odpowiedniejszy byłby raczej Templeton). Jeśli jeszcze nie jesteście przekonani, czy można wierzyć Jenny McCarthy (How ’bout these credentials!), dodam, że według jej własnych słów jest ona Mamą Indygo (od koloru aury wytwarzanego przez czakrę trzeciego oka) a jej syn to Kryształowe Dziecko. Kryształowe Dzieci poznaje się po tym, że bardzo późno zaczynają mówić — dzięki posiadanym silnym zdolnościom telepatycznym umiejętność mówienia jest im mało przydatna.

Bartu, powiecie, czemu nie zostawić głupków w spokoju? Niech się nie szczepią i niech chorują, co nam do tego? Bracia i siostry, powitajcie odporność grupową. Po angielsku nazywa się ją „herd immunity”, czyli „odporność stada”, co jest nazwą więcej wyjaśniającą, lepiej zapadającą w pamięć i ogólnie fajniejszą. Ale trzymajmy się oficjalnej terminologii. Odporność grupowa to koncept dający się wyrazić kilkoma prostymi, eleganckimi wzorami matematycznymi. Mówi on, że po przekroczeniu pewnej proporcji osób zaszczepionych do niezaszczepionych społeczność staje się odporna na chorobę. Niezależnie od przekroczenia tego progu, im więcej zaszczepionych osobników, tym wolniej choroba się rozprzestrzenia.

Wyobraź sobie, że w łańcuchu kontaktów międzyludzkich między tobą a osobą chorą znajduje się dwoje ludzi-ogniw. Jakie są twoje szanse zarażenia, jeśli oboje są zaszczepieni? Jakie, jeśli tylko jedno z nich się zaszczepiło? Pamiętaj też, że szczepionka nie jest stuprocentowo skuteczna — nawet jeśli jesteś zaszczepiony, możesz zachorować. Może też zachorować twoje dziecko, które było jeszcze za małe na dane szczepienie. I właśnie z powodu problemu odporności grupowej możemy przyjąć hipotezę, że odpowiedniej wielkości ruch społeczny przeciw szczepionkom jest w stanie wywołać epidemię, w której zagrożeni będą wszyscy.

Zdjęcie ilustrujące artykuł w „Polonia Christiana”. Można je sobie kupić w Istockphoto.

Wierni dyskutanci i komentatorzy Blog de Bart wiedzą, że inspiracją do napisania tego tekstu był artykuł w „Polonia Christiana”, piśmie wydawanym przez skrajnie prawicowe Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. Ks. Piotra Skargi. Zajawkę artykułu znalazłem w Internecie, żeby go jednak przeczytać w całości, musiałem zdecydować się na kupno drukowanej edycji magazynu. Po przetrawieniu sporej porcji dylematów moralnych udałem się w końcu do Empiku. Bracia i siostry (zwłaszcza bracia), pewnie pamiętacie z lat młodości kupowanie świerszczyków w kiosku (that’s how we downloaded pron back then). Od tego czasu wiele się zmieniło — przede wszystkim w punktach sprzedaży prasy wprowadzono nieprzezroczyste torebki, w których można wygodnie ukryć inkryminujące czasopismo.

Tekst zatytułowany „Szczepionki — dylemat rodzica” napisała Bogna Białecka, z której blogaskowe towarzystwo miało nieco uciechy w związku z jej dramatycznymi opowieściami o dzieciach zamordowanych przez pigułkę antykoncepcyjną, wygłaszanymi przez panią Bognę drżącym zakonniczym głosem. Autorka zapewnia, że nie chce nikogo odwodzić od szczepień, ale szczerze mówiąc, mnie ta deklaracja słabo przekonuje.

O co w ogóle chodzi? Otóż używane w szczepionkach zarazki, drobnoustroje, patogeny i inne złe ścierwa hodowane są przez Big Pharmę na ludzkich komórkach. Najlepiej nadają się do tego celu komórki z abortowanych płodów. Krwiożerczej maszynerii nie trzeba dostarczać wciąż nowych ofiar z nienarodzonych — linia komórek o nazwie WI-38 bazuje na tkance płucnej płodu spędzonego w 1964 r. w Szwecji. Białecka snuje przypuszczenia:

(…) można przypuszczać, że matkę odpowiedniego „materiału” przekonywano do decyzji o aborcji argumentem, że „produkty ciąży” zostaną wykorzystane do ratowania życia ludzkiego.

Aha, superzbrodnia z namawianiem! W rzeczywistości szwedzkie małżeństwo po prostu nie chciało mieć już więcej dzieci. Ale proste odpowiedzi nie zwiodą na relatywistyczne manowce sprawnej katoliczki, która w swoim artykule z używania szczepionek hodowanych na bazie ludzkich komórek wywodzi wymuszanie społecznej zgody na badania z użyciem komórek macierzystych oraz („to dopiero wierzchołek góry lodowej”) na „handel częściami abortowanych dzieci”, a wszystko to okrasza przerażającą hipotezą:

Taka jest logika współczesnej cywilizacji śmierci. Akceptując podstawowe zło — traktowanie poczętego dziecka jak przedmiotu czy wręcz towaru — otwieramy furtkę dalszemu uprzedmiotowianiu człowieka i usprawiedliwianiu eksperymentów kierujących nas z powrotem do praktyk medycznych Trzeciej Rzeszy.

Śpieszę panią uspokoić, pani Bogno. To nie jest logika współczesnej cywilizacji śmierci. To powszechny wśród histerycznych religijnych prawicowców logiczny błąd równi pochyłej — dziś uśmiercamy Eluanę Englaro, jutro będziemy polować na emerytki pod kościołami. Tomasz Terlikowski pisze całe powieści odcinkowe oparte na tym błędnym rozumowaniu. Proponuję jakieś ćwiczenie energetyzujące, może uda się pani przywrócić równowagę homeostazy po tym cywilizacyjnośmierciowym stresie.

Bogna Białecka nie jest jedyną chrześcijanką cicho płaczącą nad losem anonimowej bardzo małej Szwedki, która przecież mogłaby być trzecią wokalistką zespołu ABBA („dziś miałabym czterdzieści pięć lat, tyle co ty wtedy, mamo…”). Szukając materiału do tekstu, natrafiłem na mały internetowy ołtarzyk ku czci pomordowanych dawców tkanek. Swoje stanowisko w sprawie złych szczepionek zajął też Watykan. Wyjątkowo pokrętne, nawet jak na Stolicę Apostolską: nie powinno się, ale można, jeśli nie ma alternatywy, a jak trzeba, to z pieśnią protestu na ustach. To nie in vitro, tylko szczepienia, tym razem cel uświęca środki, drodzy bracia w wierze.

Niestety, nie spiszę swoich przemyśleń z lektury całego numeru „Polonia Christiana”, przede wszystkim dlatego, że nie zamówiliście cudownych medalików, jak prosiłem. Medaliki rozsyła ta sama organizacja, która wydaje „Polonia Christiana”, jeden medalik z wysyłką kosztuje ich dwa pięćdziesiąt, pismo kosztuje dwanaście złotych, w związku z tym wyłudzenie pięciu medalików równoważy grzech kupna jednego numeru pisma tych brzydkich homofobów. Powiem wam tylko, że na wewnętrznej stronie okładki, na zdjęciu z Marszu Życia na pierwszym planie klęczy nasz stary znajomy Janek Bodakowski z własnoręcznie wykonanym kartonowym transparentem „HOMOFOBIA JEST-OK”. Ten to się wszędzie wciśnie.

  1. June 2nd, 2009 at 12:17 | #1

    @ bart:
    Ok.
    @ Gammon No.82:
    Dobra, zakumałem. Wolny start mam dziś ;)

  2. June 2nd, 2009 at 12:19 | #2

    Gammon No.82 :

    I czy np. skała tarpejska należy do “naszej kultury”, czy do “nienaszej kultury”?

    Ale co ma skała tarpejska do eugeniki akurat? Poza tym akurat wszystkie kultury przez ciebie wymienione odrzucały eugenikę w kształcie postulowanym przez Quasiego.

    Zdaję sobie sprawę, że “ogólnie pojęta normalność” jest pojęciem o zamglonych brzegach – i możemy obserwować, jak np. homoseksualizm raz się w jej ramach mieści, a raz z nich wypada. Tak samo mętny jest “konsensus świata naukowego” – dla wielu mieszczących się w nim poglądów można znaleźć jakieś fringe’owe badania owemu poglądowi przeczące (a dla poglądu, że homeopatia nie działa bardziej niż placebo – całe roczniki specjalistycznych magazynów). No ale według czegoś trzeba żyć, nie?

  3. Gammon No.82
    June 2nd, 2009 at 12:30 | #3

    bart :

    No ale według czegoś trzeba żyć, nie?

    “Żyć nie jest konieczne.”

    A w ogóle dyskusja to nie to samo co życie. Nie sądzę, żeby Budzący Lęki Quasi czaił się nocą na mieście ze szprychą od roweru i przemocą abortował wadliwe płody. Nie wydaje mi się też, żeby od samego dyskutowania jakaś niewinna ciąża się przerwała.

    Nie ma też tak głupiego pomysłu naukowego, żeby nie był wart sprawdzenia.

  4. Gammon No.82
    June 2nd, 2009 at 12:31 | #4

    Adam Gliniany :

    Wolny start mam dziś

    Taki dzień, mnie łeb rozsadza, oczy na podłogę wypadają i chyba jestem za mało komunikatywny. Sorrento.

  5. June 2nd, 2009 at 12:42 | #5

    bart :

    A tak z ciekawości spytam: jak znajdujesz Dawkinsa samolubny gen w takim razie?

    książki nie czytałem, znam tylko ogólnie koncepcję i zdaje mi się ona słuszna. nie wiem, jakie wnioski tam co do kształtu społeczeństwa i “normalności” są wyciągane i na ile bezpośrednio.

    bo mam taką ideję, ponieważ jestem dyletantem, to myślę, że sam ją wymyśliłem, ale może jest dość rozpowszechniona – że toto na dwóch poziomach działa. znaczy np. sądzę, że błędnie jest twierdzić, że człowiek jest gatunkiem “z natury” poligamicznym (a nie poliandrycznym), bo poligamia, monogamia i wszelkie inne rodzaje -gamii są zapośredniczone kulturowo. ale może być tak, że kultury poliandryczne są mniej “wydajne” pod względem płodności, więc mają tendencję do bycia wybijanymi/asymilowanymi przez kultury poligamiczne/monogamiczne. (sprawdzić czy nie pierdolę).

  6. June 2nd, 2009 at 12:59 | #6

    Gammon No.82 :

    Nie ma też tak głupiego pomysłu naukowego, żeby nie był wart sprawdzenia.

    Akurat pisałem o odwrotnym zjawisku – dla nawet najmądrzejsiejszego i najprawdziwsiejszego poglądu znajdą się badania mu przeczące.

  7. Slotna
    June 2nd, 2009 at 13:07 | #7

    Quasi :

    Nie twierdziłem, że sposób opisu mam odpowiedni dla odbiorców. Pewnie często nie jest odpowiedni i stąd mogą brać się nieporozumienia i mylne wrażenia na mój temat.

    W sensie ty piszesz dobrze, tylko my zle czytamy? ;D

    Quasi :

    (i) Moją tendencją do upartego, rozwlekłego i skrupulatnego analizowania i opisywania nawet błahych dla mnie kwestii (tl;dr). Stąd może powstawać mylne wrażenie, że na danej – w rzeczywistości błahej – kwestii jakoś bardzo, obsesyjnie mi zależy.

    Swietny trop. Naprawde. Wez takie wtykanie Nicponia do co trzeciego komentarza, nawet jesli akurat ci pasuje (imo sporo razy trafiales troche obok) – “normalny” czlowiek za ktoryms razem powiedzialby sobie mniej wiecej “kurwa, wkleilbym jeszcze i tu Nicponia, ale chyba przeginam, pomysla se, ze jakis jebniety jestem, ze sie nim tak podniecam i beda sie nabijac/ przestana mnie brac powaznie/ whatever”. To samo z rozwlekaniem jakis pomniejszych pierdol (czesto obrzydliwych aaaa) dla zilustrowania tezy. W realu mozesz o czyms mowic z wiekszym/ mniejszym zaangazowaniem, tu masz tylko literki i ich ilosc, jesli o czyms sie rozwlekasz na xxx znakow, to jasne, ze ludzie uznaja, ze to dla ciebie istotne.

    Quasi :

    (ii) Moją tendencją do używania do opisu uczuć zwrotów specyficznych dla działań. Stąd może powstać wrażenie, że bardzo zależy mi na realizacji jakichś kontrowersyjnych żądz czy poglądów, podczas gdy tak wcale być nie musi.

    Nie rozumiem.

    Quasi :

    Być może. Ale przecież taka holistyczna ocena całości wypowiedzi wraz z kontekstem to nie jest trywialna sprawa i pewnie większość ludzi coś w tej kwestii pomija prowokując nieporozumienia.

    Jasne. W takim wypadku zadaja sobie pytania i kilka dodatkowych komentarzy najczesciej sprawe wyjasnia. Z toba za to przewaznie komplikuje i tylko wydluza posty. A przede wszystkim te nieporozumienia wystepuja n razy czesciej na linii ty/ reszta komentatorow niz reszta/ reszta. Dlatego zdaje sie ta dyskusja?

    A propos ciezkich metafor, co to o nie pytales:
    Quasi :

    bart :

    A już przez myśl mi nie przeszło, że mój blog to regularna ubojnia!
    Dżizuuus. To przecież była metafora komponująca się z metaforą ze stołem bilardowym.

    Hmmm.

  8. Gammon No.82
    June 2nd, 2009 at 13:11 | #8

    bart :

    Akurat pisałem o odwrotnym zjawisku – dla nawet najmądrzejsiejszego i najprawdziwsiejszego poglądu znajdą się badania mu przeczące.

    Tak, tylko że kryterium normalności w zastosowaniu do badań naukowych nakazywałoby rozwijać teorie “normalne” czyli takie, które są “dobrze potwierdzone empirycznie” lub przynajmniej logicznie wyprowadzone z teorii “dobrze potwierdzonych empirycznie” (np. równania Maxwella) – i nie przejmować się zaobserwowanymi anomaliami.
    Należałoby natomiast ignorować teorie “nienormalne” czyli sprzeczne z “normalnymi” – nawet się nie zniżając do ich sprawdzania.
    Tymczasem teorie “nienormalne” (tak samo – “nienormalne” praktyki techniczne) sprawdza się empirycznie. Chociaż rzadziej, mniej chętnie i zazwyczaj z wynikiem negatywnym.

  9. Gammon No.82
    June 2nd, 2009 at 13:14 | #9

    Slotna :

    W sensie ty piszesz dobrze, tylko my zle czytamy? ;D

    Jeśli ktoś napisze, że twoje siły są nieodpowiednie do przeniesienia Tatr nad Bałtyk to znaczy, że (1) twoje siły są o.k., tylko Tatry za ciężkie, czy też (2) ciężar Tatr jest o.k., tylko twoje siły za małe?

    jesli o czyms sie rozwlekasz na xxx znakow, to jasne, ze ludzie uznaja, ze to dla ciebie istotne.

    To, że do opisu jednego zagadnienia użyto X literek, a do innego XXX literek, niekoniecznie świadczy o tym, że XXX jest bardziej istotne dla autora. Może XXX jest bardziej złożone i wymaga tych literek więcej. A może autor nie panuje nad skłonnością do dygresji albo źle konstruuje wypowiedź. Albo cokolwiek.

    bart :

    :
    A już przez myśl mi nie przeszło, że mój blog to regularna ubojnia!
    Quasi :

    Dżizuuus. To przecież była metafora komponująca się z metaforą ze stołem bilardowym.
    Slotna :

    Hmmm.

    Gdybyście oglądali więcej filmów akcji, tobyście wiedzieli, jaka ubojnia może być na stole bilardowym.

  10. Slotna
    June 2nd, 2009 at 13:44 | #10

    Gammon No.82 :

    Jeśli ktoś napisze, że twoje siły są nieodpowiednie do przeniesienia Tatr nad Bałtyk to znaczy, że (1) twoje siły są o.k., tylko Tatry za ciężkie, czy też (2) ciężar Tatr jest o.k., tylko twoje siły za małe?

    Tu raczej ktos pisze “jestem mocarz, nawet trener na silce mi tak powiedzial, ale kilogramowy hantelek to przesada i nieco mnie przerasta”.

    Gammon No.82 :

    To, że do opisu jednego zagadnienia użyto X literek, a do innego XXX literek, niekoniecznie świadczy o tym, że XXX jest bardziej istotne dla autora. Może XXX jest bardziej złożone i wymaga tych literek więcej. A może autor nie panuje nad skłonnością do dygresji albo źle konstruuje wypowiedź. Albo cokolwiek.

    Aha, niekoniecznie. Aha, moze. No i?

    Gammon No.82 :

    Gdybyście oglądali więcej filmów akcji, tobyście wiedzieli, jaka ubojnia może być na stole bilardowym.

    A to sie ma jakos do tematu?

  11. Gammon No.82
    June 2nd, 2009 at 14:01 | #11

    Slotna :

    Tu raczej ktos pisze “jestem mocarz, nawet trener na silce mi tak powiedzial, ale kilogramowy hantelek to przesada i nieco mnie przerasta”.

    Nie, pozwolę sobie w takim razie zacytować ponownie

    Quasi :

    Nie twierdziłem, że sposób opisu mam odpowiedni dla odbiorców. Pewnie często nie jest odpowiedni i stąd mogą brać się nieporozumienia i mylne wrażenia na mój temat.

    Slotna :

    Aha, niekoniecznie. Aha, moze. No i?

    No i jak sobie z tysiąca możliwych wyjaśnień wybierasz jedno, które ci pasi do koncepcji, to szczastja żełajem.

    A to sie ma jakos do tematu?

    Nie mam zielonego prącia, czy się jakoś ma. To wy zaczęliście o ubojniach i stołach bilardowych.

  12. Slotna
    June 2nd, 2009 at 14:09 | #12

    Gammon No.82 :

    Nie, pozwolę sobie w takim razie zacytować ponownie

    A czytales wczesniejsze posty? Nie? To ja ci tak w skrocie powiem, o czym jest rozmowa: Quasi moim zdaniem nie umie przekazywac emocji na pismie, Quasi twierdzi, ze bullshit. Ogolnie to umie, a w zacytowanym fragmencie dodaje, ze moze zle te umiejetnosc wykorzystuje. Ergo: nie umie.

    Gammon No.82 :

    No i jak sobie z tysiąca możliwych wyjaśnień wybierasz jedno, które ci pasi do koncepcji, to szczastja żełajem.

    Nie zrozumiales.

    Gammon No.82 :

    Nie mam zielonego prącia, czy się jakoś ma. To wy zaczęliście o ubojniach i stołach bilardowych.

    Tosmy se pogadali.

  13. Gammon No.82
    June 2nd, 2009 at 14:20 | #13

    Slotna :

    A czytales wczesniejsze posty? Nie? To ja ci tak w skrocie powiem, o czym jest rozmowa: Quasi moim zdaniem nie umie przekazywac emocji na pismie, Quasi twierdzi, ze bullshit. Ogolnie to umie, a w zacytowanym fragmencie dodaje, ze moze zle te umiejetnosc wykorzystuje. Ergo: nie umie.

    Po pierwsze to robiliście z niego człeka z zespołem Aspergera albo co gorsza gemütlose Psychopathe. Po drugie to, że komuś raz się nie udała czynność rodzaju X nie znaczy, że w ogóle nie umie on wykonywać czynności rodzaju X (np. snajper spudłował ergo snajper strzyloć nie umi, Quasi przypalił zupkę z kalarepki ergo Quasi nie umi gotować itd.).

    Nie zrozumiales.

    Być może. Więc pisz zrozumiale, bo inaczej będziesz należeć do jednego klubu z Quasi.

    Tosmy se pogadali.

    Toście se pogadali. O stołach i ubojniach.

    P.s. a jak chciałem koncyliacyjnie wytłumaczyć, że różnica między ubojnią a stołem bilardowym nie jest aż tak wielka, to mnie tępicie… :-( :-( :-(

  14. Slotna
    June 2nd, 2009 at 14:25 | #14

    Gammon No.82 :

    Po pierwsze to robiliście z niego człeka z zespołem Aspergera albo co gorsza Gemütlose Psychopathe. Po drugie to, że komuś raz się nie udała czynność rodzaju X nie znaczy, że w ogóle nie umie on wykonywać czynności rodzaju X (np. snajper spudłował ergo snajper strzyloć nie umi, Quasi przypalił zupkę z kalarepki ergo Quasi nie umi gotować itd.).

    Po pierwsze to jest czlekiem z aspergerem, o psychopatie go nie posadzalam, wrecz przeciwnie. Po drugie przypalil te zupke n razy, mimo wskazowek, ergo nie umie.

    Gammon No.82 :

    Być może. Więc pisz zrozumiale, bo inaczej będziesz należeć do jednego klubu z Quasi.

    Ojej. A wtedy sie zaplacze.

    Gammon No.82 :

    Toście se pogadali. O stołach i ubojniach.

    Aha. Ja zwlaszcza.

  15. June 2nd, 2009 at 14:26 | #15

    Gammon No.82 :

    Po pierwsze to robiliście z niego człeka z zespołem Aspergera

    Gwoli ścisłości: to nie my. Quasi otwarcie mówi o posiadaniu papierów na AS. Wartość dodana przeze mnie to tłumaczenie Aspergerem niektórych jego poglądów i punktów widzenia.

  16. Gammon No.82
    June 2nd, 2009 at 14:30 | #16

    bart :

    Gwoli ścisłości: to nie my. Quasi otwarcie mówi o posiadaniu papierów na AS. Wartość dodana przeze mnie to tłumaczenie Aspergerem niektórych jego poglądów i punktów widzenia.

    O, przepraszam, nie wiedziałem. Przeczytałem najwyżej 70% objętości bloga i albo to ominąłem, albo co gorsza zobaczyłem ale nie zatrybiłem.

  17. June 2nd, 2009 at 14:33 | #17

    Gammon No.82 :

    Przeczytałem najwyżej 70% objętości bloga

    O rany, wyrazy współczucia z powodu nudnej pracy/braku życia prywatnego :)

  18. Gammon No.82
    June 2nd, 2009 at 14:36 | #18

    Slotna :

    Ojej. A wtedy sie zaplacze.

    Będę bezlitosny: są gorsze rodzaje śmierci.

    Aha. Ja zwlaszcza.

    A kto napisał w pierwszej osobie “Tosmy se pogadali”?
    Ja zresztą do tej pory nie rozumiem, po co wam te szlachtuzy bilardowe.

  19. Gammon No.82
    June 2nd, 2009 at 14:37 | #19

    bart :

    O rany, wyrazy współczucia z powodu nudnej pracy/braku życia prywatnego

    W imię męki Pana Naszego Jezusa Chrystusa – przyjmuję te wyrazy współczucia.

    P.s.
    A tak na marginesie – to jest DRUGI blog świata, który chciało mi się czytać. Pierwszy to ten:
    http://mlodyfizyk.blox.pl/html/1310721,262146,21.html?0
    Nawet WO nie czytam, bo jest zmanierowany formalnie.

    P.s. II
    Blog nie WO. Chociaż WO też chyba jest zmanierowany. Ale chodzi mi głównie o białe literki na czarnym tle.

    P.s. III
    My tu ple ple gadu gadu, a licznik dojechał do 1218.

  20. Slotna
    June 2nd, 2009 at 14:44 | #20

    Gammon No.82 :

    Będę bezlitosny: są gorsze rodzaje śmierci.

    Moze bardziej bolesne, ale ten jest wyjatkowo zalosny.

    Gammon No.82 :

    A kto napisał w pierwszej osobie “Tosmy se pogadali”?

    My as ja i ty as Slotna i Gammon. Milusio i fajniusio, za to o niczym.

  21. June 2nd, 2009 at 15:34 | #21

    Gammon No.82 :

    chodzi mi głównie o białe literki na czarnym tle

    Zielone. I zawsze można sobie kliknąć na “Ignoruj style”, czy jak to się w twojej przeglądarce nazywa.

  22. June 2nd, 2009 at 18:01 | #22

    Gammon No.82 :

    Nawet WO nie czytam, bo jest zmanierowany formalnie.

    Ja sobie poradziłem, wyłączając CSS w Firefoksie. Inaczej też bym nie dał rady :)

  23. Gammon No.82
    June 2nd, 2009 at 18:33 | #23

    Slotna :

    Moze bardziej bolesne, ale ten jest wyjatkowo zalosny.

    Znam jeszcze bardziej żałosne, ale ich opis byłby zbyt długi i nie pamiętam źródeł :-(

    Milusio i fajniusio, za to o niczym.

    Nie zawsze musi być o czymś. Ja mam niestety trynd do wpadania w takie gaworzenie. Nad czym ubolewam.

  24. Slotna
    June 2nd, 2009 at 18:54 | #24

    Gammon No.82 :

    Znam jeszcze bardziej żałosne, ale ich opis byłby zbyt długi i nie pamiętam źródeł

    http://www.darwinawards.com/

    Gammon No.82 :

    Nie zawsze musi być o czymś. Ja mam niestety trynd do wpadania w takie gaworzenie. Nad czym ubolewam.

    Ubolewasz? No wez. Za gaworzenie bez sensu jest rycerz gratis.

  25. Quasi
    June 2nd, 2009 at 19:08 | #25

    bart :

    Tak czy inaczej, brak wysypu żałobnej liryki zwierzęcej nie dowodzi tego, że nie ma ludzi, którzy kochają jakieś zwierzęta co najmniej tak mocno, jak przeciętny rodzic kocha swoje dziecko.

    Czyli dopóki nie zmierzysz tego cipometrem, nie ma co z tobą dyskutować, że pewne uczucia, których nigdy nie zaznałeś, mogą być mocniejsze od innych. Jedyna nadzieja w tym, że istnieją naukowe przesłanki, żeby twierdzić, że z naszymi dziećmi łączą nas specjalne więzi, które nie mogą nas łączyć z ukochaną dzidą czy pieskiem. Vide “Samolubny gen”.

    bart :

    jasne. ja tylko alergicznie reaguję na uzasadnianie naturą tam, gdzie kultura styka :)

    A tak z ciekawości spytam: jak znajdujesz Dawkinsa samolubny gen w takim razie?

    Mam nadzieję, że ten tekst nie zasłuży na “kalarepkę”, choć mam spore obawy. No nic, zobaczymy.

    1. SAMOLUBNY GEN

    Pamiętasz może jak Dawkins w “Samolubnym genie” opisywał sposób w jaki kukułki, kukułcze pisklęta, pasożytują na swoich przybranych rodzicach? Jak perfidnie wykorzystują rodzicielskie odruchy ptasich rodziców indukowane widokiem czerwonej gardzieli w żółtym wrzeszczącym dziobku (a karmienie takich dziobków jest dla ptaków do tego stopnia podniecające, że widywano ptaki karmiące pisklęta kukułek w cudzych gniazdach)? Pamiętasz, jak Dawkins opisywał samce indyków usiłujące kopulować z kijkami uwieńczonymi czerwoną piłeczką (co zgrubnie miało przypominać indyczkę w szacie godowej)? I pamiętasz, jak ostrzegał, żeby nie śmiać się ze zwierzęcej głupoty/naiwności, wszak analogicznie postępują ludzie – choćby miliardy facetów onanizujących się do kawałków papieru pochlapanych farbą drukarską czy do punkcików migających na luminoforze/matrycy ekranu (tzw. pornografia)?
    Pamiętasz jak pisał o pasożytniczych mrówkach porywających niewolników z mrowisk mrówek innych gatunków i kontrolujących ich feromonami; pamiętasz jak pisał o królowych-uzurpatorkach przenikających do mrowisk innych gatunków i feromonami przejmujących kontrolę nad robotnicami, a nawet zmuszających je do zabicia własnej królowej?

    No właśnie. Bardzo często strategia pasożyta polega na przejmowaniu kontroli nad naturalnymi mechanizmami żywiciela i wykorzystaniem ich do własnych celów. Najdoskonalsze z pasożytów – wirusy i patogenne bakterie – posiadają wyjebane w kosmos molekularne narzędzia za pomocą który przejmują kontrolę nad komórkowym metabolizmem, transdukcją sygnału, cyklem życiowym, ekspresją genów i rozwojem, a bywa też tak, że (pośrednio) zapanowują nad ponadkomórkowymi mechanizmami organizmu – nad immunologią (stan zapalny, migracja leukocytów), hemostazą (np. przejmowanie maszynerii rozpuszczania skrzepów w celu penetrowania wgłąb tkanek), fizjologią (np. kaszel, świąd, biegunka itp.) i behawiorem (np. wścieklizna, toksoplazmoza wyłączająca u gryzoni lęk przed kotami).

    Zwierzątka domowe (pets) to także pasożyty. Pasożyty, które zamiast haczyków, przyssawek, toksyn, czerwonych gardzieli itp. mają wielkie oczka, mięciutkie futerka, słodkie mordki, fajniutkie zachowania itp.. I tymi swoimi pasożytniczymi ustrojstwami wczepiają się w naturalne ludzkie uczucia opiekuńcze (powstałe jako adaptacje do opieki nad dziećmi) niczym tasiemiec swoimi haczykami i przyssawkami wczepia się w wyściółkę jelita…
    Stąd powiedziałbym, że uczucia którymi (niektórzy) ludzie darzą swoje zwierzątka są (niemal) identyczne z typowymi ludzkimi uczuciami wobec małych dzieci.

    Pasożytami przejmującymi kontrole nad pewnymi mechanizmami psychicznymi bywają także memy.

    2. NATURALNY KULT NIEMOWLĘCIA

    Próbujesz przekonywać, że wielce namiętne uczucia, jakimi rodzice płci obojga darzą swoje – także upośledzone – noworodki/niemowlęta są uniwersalnie równie silne jak uczucia okazywane starszym dzieciom i że mają one podłoże czysto biologiczne. Ja za to twierdzę, że kult niemowlęcia to w znaczącej części efekt wpływu kulturowo-ideologicznego, lokalnej czaso-przestrzennie mody, stąd nie widzę żadnych niemożliwych do samoistnego zaniknięcia barier powstrzymujących ludzi przed zaakceptowaniem moich postulatów eugenicznych.

    Niestety, obserwacje zdają się niespecjalnie sprzyjać Twojej hipotezie:

    (1) W historii ludzkości noworodkobójstwo było bardzo rozpowszechnione, wręcz uniwersalne, osiągało naprawdę znaczącą skalę oraz obyczajową i intelektualną akceptację. Patrz:

    Wiki

    – Scott F. Gilbert, “BIOETHICS: When Does Human Life Begin?“, DevBio.com

    (2) Noworodkobójstwo było powszechnie praktykowane, przy sporym przyzwoleniu społecznym i (nieformalnie) prawnym, nawet w chrześcijańskiej Europie. Patrz:
    http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,3999

    (3) Zdecydowana większość [~34/10^6] dokonywanych przez biologicznych rodziców aktów dzieciobójstwa dotyczy noworodków/niemowląt (wiek 0-1lat), później drastycznie spada [w wieku jednego roku jest już ~9/10^6] i spadek utrzymuje się dalej właściwie monotonicznie. Za to w przypadku aktów dzieciobójstwa dokonywanego przez osoby niespokrewnione – w tym przez rodziców przybranych – takiej zależności od wieku się nie obserwuje (nastolatki mordowane są najczęściej, niemowlęta morduje się rzadziej niż dzieci starsze niż 1 rok). Dane: Kanada, 1974-1983r..
    Patrz:

    – Margo Wilson i Martin Daly, Homicide (Aldine Transaction, 1988).
    http://books.google.com/books?id=cK1OtZ2tGSEC&hl=pl

    (4) Buss, powołując się na Biuro Ewidencji Ludności USA 1978, informuje że “znaczny procent” (nie precyzuje jaki) dzieci z wadami wrodzonymi jest oddawanych do instytutów opiekuńczych, przy czym ok. 12% wszystkich dzieci oddanych do tych ośrodków w ogóle nie jest odwiedzanych przez (żyjących) rodziców, a dalszych 22% jest odwiedzanych tylko 1 raz na rok.
    Badania Janet Mann* sugerują, że matki niemowląt z chorobami wrodzonymi poświęcają im mniej czasu i okazują mniej czułości.
    W USA maltretowanych i zaniedbywanych przez rodziców jest ogółem 1,5% dzieci. Wśród dzieci z wadami wrodzonymi maltretowanych i zaniedbywanych jest od 7,5% do nawet 60%, w zależności od źródeł. Patrz:

    – Daly, M., Wilson, M., (1981) “Abuse and neglect of children in
    evolutionary perspective.” W: R. D. Alexander, D. W. Tinkel (red.), Natural selection and social behavior (s. 405-416) New York: Chiron

    * – Janet Mann, “Nurturance or negligence: Maternal psychology and behavioral preference among preterm twins,” w The Adapted Mind: Evolutionary Psychology and the Generation of Culture (Oxford University Press, USA, 1995).

    (5) Nawet w katokonserwatywnej, zatroskanej losem rodziny i dzieci nienarodzonych Polsce, poparcie dla dobrowolnej eugenicznej aborcji zarodków z wadami wrodzonymi jest wysokie – przeszło 60%.

    Powyższe przesłanki sugerują, że rodzice darzą znacząco mniejszym uczuciem dzieci (i) bardzo małe, noworodki/niemowlęta i (ii) dzieci obarczone wadami wrodzonymi, a zabijanie niemowląt lub niedorozwojów odruchowo postrzegane jest jako moralna niegodziwość mniejsza niż zabijanie starszych, pełnosprawnych dzieci. I ten stan rzeczy ma klarowne uzasadnienie ewolucyjne. “Natura” nie jest po Twojej stronie tak bardzo, jak Ci się wydaje…

    3. PODSUMOWANIE

    W sporze Cywilizacji Miłości z Cywilizacją Śmierci widoczne jest rozszczepienie postaw etycznych. Na jednym biegunie mamy etykę absolutystyczną – wyznawaną przez Kościół Katolicki – zimną, biurokratyczną, motywistyczną, posługującą się egoistyczną metodą kija i marchewki, opartą na mętnych abstrakcjach, myśleniu magicznym i antropocentrycznym szowinistycznym symbolizmie (podmiotem etycznym jest człowiek i tylko człowiek, bo jak napisano w pewnym zbiorze starożytnych legend syjońskich pastuchów, został on stworzony na obraz i podobieństwo Boga i przez tego Boga wyróżniony ponad inne stworzenie). Przeciwny biegun to etyki utylitarystyczne – reprezentowane choćby przez Petera Singera czy mnie – konsekwencjonalistyczne i empatocentryczne, redukujące symbolizm, myślenie magiczne i szowinizm.
    Wydaje mnie się, że Ty stoisz gdzieś w połowie drogi między tymi biegunami: starasz się zaadoptować empatocentryzm, jednocześnie nie mogąc się wyzbyć (post)katolickiego, absolutystycznego symbolizmu.

    pozdrawiam

  26. June 2nd, 2009 at 19:18 | #26

    @ Quasi:

    Zanim zacznę klikać w te wszystkie linki, powiedz mi, które prowadzą do noworodkobójstwa cudzych noworodków.

  27. Gammon No.82
    June 2nd, 2009 at 19:28 | #27

    @ Quasi:
    Na wpół serio:
    (1) czy jesteś w stanie zaakceptować mojego tasiemca, którego uwielbiam, i który stanowi całem moje życie wewnętrzne – czy będziesz chciał mi go eugenicznie resekować przemocą?
    (2) czy jesteś w stanie zaakceptować mojego kotka…
    (3) czy jesteś w stanie zaakceptować mojego CHOREGO kotka…
    (4) czy jesteś w stanie zaakceptować mojego chorego płoda…
    i tak dalej.

    A całkiem serio: czy przypadkiem nie mówimy jednak o SYMBIOZIE? Oczywiście nie ma żadnej “naturalnej, przyrodniczej” granicy między symbiozą a pasożytnictwem. Ale są to dwa różne pojęcia.

  28. Quasi
    June 2nd, 2009 at 19:32 | #28

    bart :

    Zanim zacznę klikać w te wszystkie linki, powiedz mi, które prowadzą do noworodkobójstwa cudzych noworodków.

    Większość tych skrótowych źródeł (do ich materiałów źródłowych nie zaglądałem) mówiących o dzieciobójstwie nie precyzuje, kto go dokonywał. Ale:

    – W przypadku dzieciobójstw rytualnych można się spodziewać, że często były one popełniane przez niespokrewnionych kapłanów itp..

    – Wilson i Daly (a także inni, w publikacjach których tu nie cytowałem) pokazują, że niespokrewnieni, przyrodnie rodzice znacząco częściej niż rodzice biologiczni dokonują dzieciobójstwa/maltretowania/zaniedbywania.

    – W artykule z racjonalisty piszą o ogólnym społecznym przyzwoleniu dla matczynego noworodkobójstwa oraz o obcych kobietach, które w nim pomagały.

    – Gilbert o poglądach Arystotelesa pisze:

    (…) Aristotle believed that the state should fix the number of children a married couple could have, and while Aristotle held the common Greek view that deformed children ought not to be reared, he objected to the exposure of healthy infants merely as a method of population control. In his view, the size of the family should be determined by the state, and if children were conceived in excess of the permitted number, an abortion should be procured at an early stage of pregnancy “before sensation and life develop in the embryo” (Bonner 1985).

    pozdrawiam

  29. June 2nd, 2009 at 19:41 | #29

    @ Quasi:

    Wiesz, o czym mówię, kiedy pytam o mordowanie cudzych noworodków. Ale OK, doprecyzuję: który z tych linków prowadzi do historii o mordowaniu cudzych noworodków bez zgody matki.

  30. June 2nd, 2009 at 19:46 | #30

    @ Quasi:

    Jeszcze jedno: co oznacza (najwyraźniej wymyślony przez ciebie) termin “empatocentryzm” i jak się ma do mordowania cudzych noworodków bez zgody matki?

  31. Quasi
    June 2nd, 2009 at 19:52 | #31

    Gammon No.82 :

    Na wpół serio:
    (1) czy jesteś w stanie zaakceptować mojego tasiemca, którego uwielbiam, i który stanowi całem moje życie wewnętrzne – czy będziesz chciał mi go eugenicznie resekować przemocą?
    (2) czy jesteś w stanie zaakceptować mojego kotka…
    (3) czy jesteś w stanie zaakceptować mojego CHOREGO kotka…
    (4) czy jesteś w stanie zaakceptować mojego chorego płoda…
    i tak dalej.

    Obawiam się, że Bart nie pozwoli mi odpowiedzieć na te pytania. “Kalarepka”…

    Gammon No.82 :

    A całkiem serio: czy przypadkiem nie mówimy jednak o SYMBIOZIE?

    Gdzie? W relacji human-pet (a nie zwierzę “pracujące”)?

    Gammon No.82 :

    Oczywiście nie ma żadnej “naturalnej, przyrodniczej” granicy między symbiozą a pasożytnictwem.

    Inaczej: pasożytnictwo jest formą symbiozy.
    Patrz:
    http://en.wikipedia.org/wiki/Biological_interaction#Interactions_categorized_by_effect
    http://en.wikipedia.org/wiki/Symbiosis
    http://en.wikipedia.org/wiki/Protocooperation#Mutualism

    Gammon No.82 :

    Ale są to dwa różne pojęcia.

    Tak jak różne są pojęcia “prostokąt” i “kwadrat”…

    Ah, bo może tu jest problem: “korzyść” w biologii mierzy się dość ściśle jako fitness.

    pozdrawiam

  32. Gammon No.82
    June 2nd, 2009 at 19:54 | #32

    Slotna :

    Ubolewasz? No wez. Za gaworzenie bez sensu jest rycerz gratis.

    To aluzja do masskultury? Jakkolwiek. Co ja bym robił z rycerzem gratis? Mam go kłuć dla zabawy rapierem, czy uprawiać z nim seks, ryzykując przytrzaśnięcie w szczelinach zbroi?

  33. Gammon No.82
    June 2nd, 2009 at 19:55 | #33

    Quasi :

    Przeciwny biegun to etyki utylitarystyczne – reprezentowane choćby przez Petera Singera czy mnie – konsekwencjonalistyczne i empatocentryczne, redukujące symbolizm, myślenie magiczne i szowinizm.

    Jaka jest różnica między utylitaryzmem i konsekwencjalizmem? Mnie prościuchowi się zdawało, że to synonimy.

  34. Quasi
    June 2nd, 2009 at 20:00 | #34

    bart :

    Wiesz, o czym mówię, kiedy pytam o mordowanie cudzych noworodków. Ale OK, doprecyzuję: który z tych linków prowadzi do historii o mordowaniu cudzych noworodków bez zgody matki.

    Wiem o czym mówisz i już Ci odpowiedziałem.

    bart :

    Jeszcze jedno: co oznacza (najwyraźniej wymyślony przez ciebie)

    Tak, przeze mnie. Już dawno temu.

    bart :

    termin “empatocentryzm”

    Tj. koncentrujący się bardziej na konsekwencjach uczuciowych danego czynu, niż na ogólnej symbolicznej wartości moralnej danej kategorii czynów (jak to ma miejsce w absolutyzmach).

    bart :

    i jak się ma do mordowania cudzych noworodków bez zgody matki?

    Już to (tj. że kaprysy matek mają dla mnie mniejsze znaczenia niż krzywda upośledzonego dziecka) precyzyjnie tłumaczyłem we wcześniejszych flejmach (zwlaszcza ze Slotną i inz.mruwnicą), a teraz nie będę powtarzał, bo wytniesz.

    pozdrawiam

  35. Gammon No.82
    June 2nd, 2009 at 20:03 | #35

    Quasi :

    Gammon No.82 :
    Gdzie? W relacji human-pet (a nie zwierzę “pracujące”)?

    Kot mruczy. To też praca.

  36. Quasi
    June 2nd, 2009 at 20:05 | #36

    Gammon No.82 :

    Jaka jest różnica między utylitaryzmem i konsekwencjalizmem? Mnie prościuchowi się zdawało, że to synonimy.

    Utylitaryzm jest systemem konsekwencjonalistycznym, tj. oceniającym moralną wartość czynu wyłącznie na podstawie konsekwencji, do jakich ten czyn prowadzi. Przy czym ocena ta w utylitaryzmie opiera się na “zasadzie użyteczności” – ogólnym bilansie szczęścia i nieszczęścia jakie dany czyn wygenerował.

    Być może istnieją jakieś inne, nie będące utylitaryzmem – i nie wyprowadzające moralnych ocen w oparciu o zasadę użyteczności – systemy konsekwencjonalistyzne, ale ja ich nie znam. W każdym razie zapewne są one do pomyślenia teoretycznie.

    pzdr

  37. June 2nd, 2009 at 20:06 | #37

    Quasi :

    Wiem o czym mówisz i już Ci odpowiedziałem.

    HAL: Dave, this conversation can serve no purpose anymore. Goodbye.

  38. Quasi
    June 2nd, 2009 at 20:08 | #38

    Gammon No.82 :

    Kot mruczy. To też praca.

    1. W terminologii kynelogicznej termin “pracujące” ma określone znaczenie. Chodzi tu o użytkowość psów: stróżujące, tropiące, myśliwskie, pasterskie itp..

    2. Purr to praca nie przekładająca się na wzrost fitness żywiciela, więc nie kwalifikuje się do tego, by zmienić charakter symbiozy z pasożytnictwa na mutualizm.

    pozdrawiam

  39. Gammon No.82
    June 2nd, 2009 at 20:12 | #39

    Quasi :

    Utylitaryzm jest systemem konsekwencjonalistycznym, tj. oceniającym moralną wartość czynu wyłącznie na podstawie konsekwencji, do jakich ten czyn prowadzi. Przy czym ocena ta w utylitaryzmie opiera się na “zasadzie użyteczności” – ogólnym bilansie szczęścia i nieszczęścia jakie dany czyn wygenerował.
    Być może istnieją jakieś inne, nie będące utylitaryzmem – i nie wyprowadzające moralnych ocen w oparciu o zasadę użyteczności – systemy konsekwencjonalistyzne, ale ja ich nie znam. W każdym razie zapewne są one do pomyślenia teoretycznie.
    pzdr

    Przepraszam, tym razem moje pytanie było bez sensu. Po prostu źle spojrzałem na interpunkcję i zobaczyłem coś innego, niż napisałeś. Mnie się to często zdarza. Kilka miesięcy temu zobaczyłem w sklepie cukierniczym wyrób pod nazwą “Zombiaczki w czekoladzie”. Dopiero po 5 sekundach zorientowałem się, że to były “Zodiaczki w czekoladzie”.

  40. Gammon No.82
    June 2nd, 2009 at 20:20 | #40

    Quasi :

    Kot mruczy. To też praca.
    1. W terminologii kynelogicznej termin “pracujące” ma określone znaczenie. Chodzi tu o użytkowość psów: stróżujące, tropiące, myśliwskie, pasterskie itp..
    2. Purr to praca nie przekładająca się na wzrost fitness żywiciela, więc nie kwalifikuje się do tego, by zmienić charakter symbiozy z pasożytnictwa na mutualizm.
    pozdrawiam

    No i wszystko jasne, to nie są żadne zaburzenia emocjonalne, o które cię wszyscy podejrzewają. Jesteś po prostu redukcjonistą lekko skażonym socjobiologicznie. Jak się czegoś nie da zredukować do fitness to tego nie ma. Pominę już, że tezę o całkowitym braku wpływu mruczenia i grzania w kręgosłup na ludzkiego fitnessa byłoby trudno udowodnić. Ale poza fitnessem są inne kryteria oceny mojego dobrostanu. I wałła (jak mawiali Tatarzy krymscy) komukolwiek do tego, co mnie wprawia w dobrostan.

    Niskie ukłony

  41. Gammon No.82
    June 2nd, 2009 at 20:30 | #41

    -TO DELETE-

  42. Gammon No.82
    June 2nd, 2009 at 20:31 | #42

    -TO DELETE-

  43. June 2nd, 2009 at 20:51 | #43

    Quasi :

    Purr to praca nie przekładająca się na wzrost fitness żywiciela

    Bezpośrednio nie ale czy wliczyłeś bezsprzeczną korzyść mentalną w postaci zadowolenia właściciela tego futrzaka?
    IMO tym się różnimy (m.in.) od zwierząt, że korzyści niekoniecznie muszą być materialne, nie? Mnie osobiście fajnie się robi, jak takie futro siada na kolanach, łasi się i mruczy.
    A jak nie lubisz kotów, to wyobraź sobie inne bydlątko.
    No jest zysk, czy nie?

  44. Gammon No.82
    June 2nd, 2009 at 20:54 | #44

    bart :

    Wydaje mi się, że jednak większość antyszczepionkowców jedzie nie na spędzonych trupkach, tylko na rzekomych potwornych powikłaniach, “nienaturalności” (cokolwiek by to miało znaczyć) i “przeciążeniu układu immunologicznego” (co jest idiotyzmem, bo podanie kilkunastu czy kilkudziesięsięciu antygenów w ciągu życia jest niczym w porónaniu z liczba antygenów z jakimi stykamy się naturalnie – co ja zresztą się będę rozpisywał, QuackWatcha nie zamknęli wszak).
    A Koprowski i szczepionka przeciw polio mają tyły, bo go oskarżyli, że jego prace nad szczepionką w Afryce doprowadziły do przeniesienia AIDS z ludzi na małpy. Co najprawdopodobniej nie jest prawdą, a nawet gdyby było, nijak ma się do bezpieczeństwa dzisiejszych szczepionek przeciw czemukolwiek, ale postraszyć nie zawadzi.

    Według opinii dość powszechnie wyrażanej przez Naród Polski w portalu Onet szczepionki wywołują MUTACJE WIRUSÓW I BAKTERII, wobec czego mamy do czynienia z CORAZ BARDZIEJ ŚMIERCIONOŚNYMI ICH SZCZEPAMI (rozumie się przed Pasteurem śmiercionośne drobne ustroje nie występowały).

  45. Quasi
    June 2nd, 2009 at 21:49 | #45

    Gammon No.82 :

    Jak się czegoś nie da zredukować do fitness to tego nie ma.

    Nieprawda. Wręcz przeciwnie – ja w odróżnieniu od konserwatystów, a miejscami także Barta, lubujących się w “argumentacji z naturalności” twierdzę, że ewolucyjna wartość czegoś nie ma żadnego związku z etyczną wartość tego czegoś.

    Tyle, że w rozważaniach na temat symbiozy, pasożytnictwa itp. poruszamy się ściśle w dziedzinie biologii, a tu o wszystkim decyduje fitness (“nothing in biology makes sense except in the light of evolution“). Rozróżnienie między ściśle biologicznymi pojęciami “pasożytnictwo” i “mutualizm” jest możliwe tylko dzięki ściśle biologicznemu kryterium “fitness”.

    Gammon No.82 :

    Pominę już, że tezę o całkowitym braku wpływu mruczenia i grzania w kręgosłup na ludzkiego fitnessa byłoby trudno udowodnić.

    Twierdzenie o braku związku czegokolwiek z czymkolwiek jest trudne do udowodnienia, dlatego w nauce – i ogólniej: w racjonalizmie – raczej nie domaga się dowodów na nieistnienie.

    Pamiętaj też, że purr nie jest za darmo, bo wymaga wykarmienia i utrzymywania kota.
    Zresztą, koty (żbiki) i psy (wilki) pierwotnie udomowiły się jako komensale (żerowały na odpadkach i gryzoniach towarzyszących ludziom), później relacja stawała się mutualistyczna (tępienie gryzoni żerujących na zbiorach, pilnowania, pasterstwo, pomoc w polowaniach…), dopiero na końcu – pasożytnicza.

    Gammon No.82 :

    Ale poza fitnessem są inne kryteria oceny mojego dobrostanu.

    Który sam w sobie z fitness nie ma żadnego związku.

    Poczucie dobrostanu zostało tak skonstruowane przez ewolucję, że zabieganie o niego w pierwotnych warunkach skłania do zachowań prowadzących do wzrostu fitness. Pasożyty natomiast mają takie adaptacje, które umożliwiają oszukanie żywiciela i spowodowanie, że to działanie na rzecz fitness pasożyta – za cenę działań dla własnego fitness – poprawia poczucie tego dobrostanu. Dla przykładu: ptasim rodzicom z gniazdem zakażonym kukułką zapewne karmienie pasożyta sprawia wielką przyjemność i nie mogą się od niego powstrzymać, choć ich fitness na tym nie zyskuje, lecz traci (ptaki tracą własny lęg).

    Adam Gliniany :

    Bezpośrednio nie ale czy wliczyłeś bezsprzeczną korzyść mentalną w postaci zadowolenia właściciela tego futrzaka?

    Sprawianie “zadowolenia mentalnego” to taktyka inwazyjna pasożyta. To zadowolenie nie przekłada się na wzrost fitness, lecz na jego spadek (koszta utrzymania kota, ryzyko chorób odzwierzęcych itp.).

    Adam Gliniany :

    IMO tym się różnimy (m.in.) od zwierząt, że korzyści niekoniecznie muszą być materialne, nie?

    W biologii – w której to rozróżnianie między pasożytnictwem a mutualizmem się odbywa – istotne jest wyłącznie fitness (bo jak rozumiem o takie “korzyści materialne” Ci chodzi?). “Niematerialne korzyści” odbieramy jak najbardziej – i nie tylko my: kukułki nie pasożytują na ludziach… – tyle że one są bez znaczenia dla rozróżnienia pasożytnictwa od mutualizmu.

    Adam Gliniany :

    Mnie osobiście fajnie się robi, jak takie futro siada na kolanach, łasi się i mruczy.

    A ptakom fajnie się robi, gdy karmią kukułkę, wściekłym psom fajnie się robi gdy opętańczo kąsają… Tak właśnie działa pasożyt – kontroluje Twój “ośrodek robienia fajnie” w ten sposób, byś służył jego, a nie Twoim “samolubnym genom”…

    Adam Gliniany :

    A jak nie lubisz kotów, to wyobraź sobie inne bydlątko.

    Uwielbiam koty (psy też), jeden nawet leży mi w tej chwili na kolanach.

    pozdrawiam

  46. June 2nd, 2009 at 23:03 | #46

    Quasi :

    W biologii – w której to rozróżnianie między pasożytnictwem a mutualizmem się odbywa – istotne jest wyłącznie fitness (bo jak rozumiem o takie “korzyści materialne” Ci chodzi?). “Niematerialne korzyści” odbieramy jak najbardziej – i nie tylko my: kukułki nie pasożytują na ludziach… – tyle że one są bez znaczenia dla rozróżnienia pasożytnictwa od mutualizmu.

    Nie no, zgoda (i to właśnie rozumiałem przez “korzyści materialne”). Niemniej nie sądzisz, że nie samą biologią człowiek żyje i oprócz oczywistych korzyści fitness wybiera również takie, które ww. ze sobą nie niosą – wyłącznie dla poczucia komfortu? Np. wysiłek związany z wychowaniem i utrzymaniem futra, którego obecność robi dobrze płaszczyźnie mentalnej a nie fizycznej?

  47. June 2nd, 2009 at 23:05 | #47

    Adam Gliniany :

    Np. wysiłek związany z wychowaniem i utrzymaniem futra

    Nie wspominając o wysiłku związanym z otrzymaniem futra :D
    Jak w: Rozmawiaja dwie kolezanki: – Ile dałaś za te futro? – Tylko pięć razy!

  48. Gammon No.82
    June 2nd, 2009 at 23:10 | #48

    eli.wurman :

    Jak w: Rozmawiaja dwie kolezanki: – Ile dałaś za te futro? – Tylko pięć razy!

    …a ja naiwnie myślałem, że kobietom futro samo rośnie…

  49. Slotna
    June 2nd, 2009 at 23:20 | #49

    Gammon No.82 :

    …a ja naiwnie myślałem, że kobietom futro samo rośnie…

    Coz z tego, kiedy bobra ma kazda, a szynszyle nie.

  50. June 2nd, 2009 at 23:23 | #50

    Slotna :

    Gammon No.82 :
    …a ja naiwnie myślałem, że kobietom futro samo rośnie…

    Coz z tego, kiedy bobra ma kazda, a szynszyle nie.

    A ja ostatnio widziałem jeża! I nie był pęknięty! Tylko sobie biegał.

  51. Slotna
    June 2nd, 2009 at 23:29 | #51

    eli.wurman :

    Slotna :
    Gammon No.82 :

    …a ja naiwnie myślałem, że kobietom futro samo rośnie…
    Coz z tego, kiedy bobra ma kazda, a szynszyle nie.

    A ja ostatnio widziałem jeża! I nie był pęknięty! Tylko sobie biegał.

    A na mnie ptaszek siedzi. A o jezu slyszalam pare dni temu od kumpla, ze w centrum Warszawy tuptal. Jakas plaga?

  52. Quasi
    June 3rd, 2009 at 02:40 | #52

    eli.wurman :

    A ja ostatnio widziałem jeża! I nie był pęknięty!

    A pękniętego widziałeś? Czy takich eksperymentów nie czyniłeś?

    I jak wygląda kwestia mody na depilację wśród gejów, jeśli wolno spytać?

    Slotna :

    A o jezu slyszalam pare dni temu od kumpla, ze w centrum Warszawy tuptal.

    Czy ktokolwiek z Was kiedykolwiek zastanawiał się nad tym, co to jest “ptanoc”? Bo mnie to sen z powiek spędzało…

    pozdrawiam

  53. Slotna
    June 3rd, 2009 at 02:49 | #53

    Quasi :

    Czy ktokolwiek z Was kiedykolwiek zastanawiał się nad tym, co to jest “ptanoc”? Bo mnie to sen z powiek spędzało…

    Nie, ale za to bylam przekonana, ze gdzies na poludniu, tam gdzie Polska ma morze, lezy wspanialy, piekny kraj Zagranica.

  54. Quasi
    June 3rd, 2009 at 02:52 | #54

    Adam Gliniany :

    Niemniej nie sądzisz, że nie samą biologią człowiek żyje i oprócz oczywistych korzyści fitness wybiera również takie, które ww. ze sobą nie niosą – wyłącznie dla poczucia komfortu?

    Dżizus. No przecież tłumaczę, że człowiek nie kieruje się fitness. Człowiek – jak i inne czujące zwierzęta – kieruje się wyłącznie szeroko rozumianym poczuciem komfortu, bez względu na to, jaki to ma związek z jego fitness (dlatego ulega pasożytniczym zwierzątkom, używkom itp.). Fitness to kieruje się dobór naturalny przy projektowaniu organizmów, z ich “zmysłem poczucia komfortu” włącznie.

    pozdrawiam

  55. Quasi
    June 3rd, 2009 at 02:59 | #55

    Slotna :

    Nie, ale za to bylam przekonana, ze gdzies na poludniu, tam gdzie Polska ma morze, lezy wspanialy, piekny kraj Zagranica.

    A zastanawiałaś się może, jak wyglądają “parasiwe” konie, te od “Malowany wózek…”? Ja mocno.

    Liczni bywalcy rzymskokatolickich mszy zastanawiali się nad tym, czym jest “poprawica Ojca”, w której siedział Jezus… Ja bywalcem byłem, ale nie pamiętam, abym się akurat nad tym zastanawiał.

  56. Anonymous
    June 3rd, 2009 at 03:04 | #56

    Spiewalam, ze “rondel z glowy zdjela” w koledzie. I nie wiedzialam jaki to “chleb powszedni”, chrupki, czy chalka, czy co, bo przeciez nie zwykly.

  57. Slotna
    June 3rd, 2009 at 03:15 | #57

    Wcielo mi komcia, pewnie sie nie podpisalam znowu. Nie pamietam takich przekretow ze slowami, ale blednych wyobrazen mialam sporo, z czego wiele makabrycznych. Bylam przekonana np. ze kobieta moze czasem urodzic weza, nawet sie denerwowalam, kiedy moja mama byla w ciazy. Myslalam, ze prad moze wyjsc podczas burzy z gniazdka, bedzie mnie wtedy gonic, az zlapie – nawet jesli wejde na stol, on i tak sie tam za mna wdrapie i dopadnie. W moim wyobrazeniu mial postac srebrzystej gestej cieczy, cos jak rtec, ale nie rozlewal sie na boki tylko do przodu, w formie cienkiego pasma.

  58. Quasi
    June 3rd, 2009 at 03:23 | #58

    Slotna :

    blednych wyobrazen mialam sporo, z czego wiele makabrycznych. Bylam przekonana np. ze kobieta moze czasem urodzic weza, nawet sie denerwowalam, kiedy moja mama byla w ciazy. Myslalam, ze prad moze wyjsc podczas burzy z gniazdka, bedzie mnie wtedy gonic, az zlapie – nawet jesli wejde na stol, on i tak sie tam za mna wdrapie i dopadnie. W moim wyobrazeniu mial postac srebrzystej gestej cieczy, cos jak rtec.

    Ale fajne. To może być inspiracja dla jakiegoś horroru.

    Ja nie miałem niestety takich fajnych. Balem się dochodzących zza ściany odgłosów agregatu od lodówki, bo wyobrażałem sobie, że to kilkanaście samodzielnych par obuwia kroczy po kuchni.
    A z wyobrażeń niestrasznych, to miałem np. takie, że samochód jest napędzany energią kręcenia kierownicą przez kierowcę.

    pozdrawiam

  59. Slotna
    June 3rd, 2009 at 03:35 | #59

    Niestrasznych mialam multum, takie klasyki bardziej: sledzie sa slone, bo zyja w morzu itp. A, jeszcze myslalam, ze trojkat bermudzki jest na Mazurach, a caly myk polega na duzej ilosci chmur, ktore wsysaja lodki z jezior.

  60. Quasi
    June 3rd, 2009 at 04:40 | #60

    Barts :

    Szkoda, że akurat tym razem nie masz linka, przydałoby mi się jako obiektywne potwierdzenie mocno subiektywnych odczuć na ten temat. A nie dałbyś rady znaleźć?

    Ja na ten news trafiłem 6 lat temu w Empiku przeglądając popularną prasę. Ale właśnie udało mi się wyguglować źródło (okazuje się, że był to Wprost)!

    (…) Brazylia, gdzie obecnie prawie 40 proc. społeczeństwa żyje w międzyrasowych małżeństwach.
    W związkach między rasami białą i czarną w trzech czwartych wypadków mężczyzna jest czarny, a kobieta biała. Te proporcje utrzymują się, mimo że czarne kobiety z reguły są lepiej wykształcone niż mężczyźni tej rasy, mają lepszą pracę, więc to one mają więcej okazji do zawierania związków z białymi mężczyznami. Zdaniem Steve’a Sailera, prezesa Human Biodiversity Institute, ta dysproporcja wynika z tego, że dla białych kobiet czarni mężczyźni są często atrakcyjni fizycznie. Z kolei czarnych mężczyzn pociąga w białych kobietach uroda oraz wyższy status społeczny. Małżeństwom mieszanym przeciwne są czarne kobiety, bo mają mniej partnerów z kręgu własnej rasy, a nie interesują się nimi biali mężczyźni. Bebe Moore Campbell, czarnoskóra pisarka, mówiła o “perfidii naszych mężczyzn”, którzy jeśli już interesują się czarnymi dziewczętami, wybierają te o jaśniejszym kolorze skóry. W związkach między rasami białą i żółtą w 73 proc. par mężczyzna jest biały, a kobieta wywodzi się z rasy żółtej. Azjatki cenią wysokich partnerów, a biali mężczyźni – filigranowe kobiety. Wywołuje to frustrację Azjatów, bo mają kłopot ze znalezieniem partnerki.

    Trudno mi teraz zweryfikować rzetelność tego doniesienia.

    Wikipedia oferuje jakieś artykuły-molochy, których nie chce mi się wertować:
    http://en.wikipedia.org/wiki/Ethnic_groups_in_Brazil
    http://en.wikipedia.org/wiki/Interracial_marriage

    pozdrawiam

  61. Quasi
    June 3rd, 2009 at 05:50 | #61

    Slotna :

    Nie twierdziłem, że sposób opisu mam odpowiedni dla odbiorców. Pewnie często nie jest odpowiedni i stąd mogą brać się nieporozumienia i mylne wrażenia na mój temat.

    W sensie ty piszesz dobrze, tylko my zle czytamy? ;D

    W sensie, że informacje na temat precyzyjnie zidentyfikowanych “przeżyć wewnętrznych” przekazuję w formie niepozwalającej na odebranie ich bez zakłóceń przez pewną część audytorium.

    Slotna :

    (ii) Moją tendencją do używania do opisu uczuć zwrotów specyficznych dla działań. Stąd może powstać wrażenie, że bardzo zależy mi na realizacji jakichś kontrowersyjnych żądz czy poglądów, podczas gdy tak wcale być nie musi.

    Nie rozumiem.

    Np. gdy pisałem o swoich uczuciach wobec prawicowych pojebów zilustrowałem je zwierzeniem, że świadomość ich krzywdy – np. spowodowanej śmiercią córki Nicponia – dałaby mi satysfakcję. To mogło stworzyć mylne wrażenie, że jakoś dybię na ich, czy ich rodzin, życie.
    Analogicznie wspomniałem o ochocie naplucia Terlikowskiemu na buty, która jednak nie łączy się z chęcią realizacji w normalnych warunkach, ale odbiorcy mogą sobie dopowiedzieć inaczej (bo skoro żądza, to pewnie i zamiar jej zaspokojenia).

    Podobnie gdy przedstawiam i bronię jakieś swoje poglądy, choćby te najbardziej kontrowersyjne, to u polemisty może się zrodzić podejrzenie, że bardzo zależy mi na ich zrealizowaniu, podczas gdy w rzeczywistości mogą one być dla mnie li tylko intelektualną rozrywką.

    A, teraz przypomniał mi się trzeci problem, który mi psychiatra wskazał:

    (iii) Czasem mogę używać terminów teoretycznie “neutralnych”, które polemiści mylnie odbiorą jako “nacechowane negatywnie” (i mogą sobie automatycznie “dośpiewać”, że np. potępiam jakoś to, co tym terminem określam).
    Tak mogło się stać w przypadku Adama Glinianego i flejma o tym, czy można nazywać zwierzątka domowe “pasożytami”.

    Może to też działać w drugą stronę – jeśli o jakimś powszechnie potępianym zjawisku wypowiadam się jedynie “opisowo”, a nie “ocennie”, to może powstać wrażenie, że go jakoś bronię/popieram/z nim się identyfikuję.
    Tak mogło być np. gdy pisałem o seksualnym molestowaniu dzieci i pedofilii. Albo gdy kiedyś w usenecie pisałem o konstytucyjnym zapisie o “ochronie moralności publicznej” w kontekście zakazu jakiegoś “marszu tolerancji” w Poznaniu (wtedy dostałem etykietkę homofoba). Albo gdy analizowałem walory Nicponia (a kiedyś w innym miejscu – Cejrowskiego).

    pozdrawiam

  62. Slotna
    June 4th, 2009 at 01:14 | #62

    No tak. Wszystko ladnie rozpisales, znaczy wiesz i rozumiesz. I co teraz? :)

  63. Quasi
    June 4th, 2009 at 01:29 | #63

    Slotna :

    No tak. Wszystko ladnie rozpisales, znaczy wiesz i rozumiesz. I co teraz? :)

    1. Nie “wiem i rozumiem” tylko to są jedynie hipotezy, poza tym niekoniecznie wyjaśniające całość zjawiska.

    2. Te hipotezy zakładają tylko moją winę, więc stosują się do warunków relacji z osobami wcale nie kierującymi się złą wolą i uprzedzeniami oraz nie będących obciążonymi poważniejszymi defektami intelektualnymi i błędami poznawczymi. A to jest sytuacja wyidealizowana.

    3. Potrafić zidentyfikować problem post factum nie oznacza jeszcze niezawodnej umiejętności przewidzenia możliwości jego pojawienia się w przyszłości (“mądry Polak po szkodzie”).

    4. Czasem, gdy nawet przewiduję możliwość pojawienia się problemu, przeciwdziałanie jego wystąpieniu – np. via zainstalowanie w wypowiedzi dodatkowych wyjaśnień uprzedzających przewidywane nieporozumienia – z niejasnych dla mnie powodów okazuje się nie być skutecznym.

    5. Tak czy inaczej, odnoszę wrażenie, że w kontaktach interpersonalnych robię postępy.

    pozdrawiam

  64. Slotna
    June 4th, 2009 at 01:46 | #64

    Quasi :

    Nie “wiem i rozumiem” tylko to są jedynie hipotezy, poza tym niekoniecznie wyjaśniające całość zjawiska.

    Taaaak, wiem.

    Quasi :

    Te hipotezy zakładają tylko moją winę, więc stosują się do warunków relacji z osobami wcale nie kierującymi się złą wolą i uprzedzeniami oraz nie będących obciążonymi poważniejszymi defektami intelektualnymi i błędami poznawczymi. A to jest sytuacja wyidealizowana.

    Tyz prawda. Ale akurat na tym blogu stali bywalcy (nie tacy znow debile przeciez) sa do ciebie nadal pozytywnie nastawieni, juz nie mowiac o gospodarzu. Nie mam pojecia jak to wyglada w innych miejscach, w ktorych sie paletasz.

    Quasi :

    Czasem, gdy nawet przewiduję możliwość pojawienia się problemu, przeciwdziałanie jego wystąpieniu – np. via zainstalowanie w wypowiedzi dodatkowych wyjaśnień uprzedzających przewidywane nieporozumienia – z niejasnych dla mnie powodów okazuje się nie być skutecznym.

    A ktore to momenty na przyklad?

  65. Quasi
    June 4th, 2009 at 02:56 | #65

    Slotna :

    A ktore to momenty na przyklad?

    Np.:

    – Ostatnia dyskusja na temat “zwierzątek-pasożytów”.
    Na początku (i) określiłem dziedzinę w której się poruszamy jako biologię (podałem linki do Wiki z definicjami, biologicznymi) i (ii) wyraziłem (zresztą, nie pierwszy raz na tym blogu) swoje stanowisko, że nie wyprowadzam moralności ani pragnień z teorii ewolucji, a wpływ na fitness jest irrelewantny wobec tego, czy daną czynność uznaję za moralną/pożądaną. A mimo tego zarzucono mi wyprowadzanie moralności i sensu życia z zasady maksymalizacji fitness i zaczęto przekonywać, że “nie samym fitness człowiek żyje”…

    – Przypisywano mi kwestionowanie/odmawianie prawa do cierpienia pewnej konkretnej zgwałconej i zaciążonej dziewczynki, mimo iż w rzeczywistości napisałem tylko, że (i) uważam funkcjonujące w wiedzy potocznej podejście do CSA za naznaczone tabu, moral panic i przesadą; (ii) możliwe jest obcowanie seksualne z dzieckiem za jego zgodą; (iii) przekonanie o związku doświadczenia CSA samego w sobie – obojętne, czy za zgodą czy bez niej – z trwałymi poważnymi powikłaniami psychicznymi jest wyolbrzymione i zmitologizowane; (iv) ze znanych nam medialnych źródeł nic konkretnego nie wiemy na temat cierpienia omawianej dziewczynki; (v) ewentualne cierpienie i los omawianej dziewczynki osobiście jest mi obojętny.
    Przypisywano mi obronę pedofilów, mimo że wcześniej wyraźnie napisałem, że nie opowiadam się za depenalizacją CSA. Nawet wyrażono podejrzenia, jakobym sam był pedofilem, choć nie dałem ku temu żadnych podstaw.

    – W dyskusji z Ami zarzucano mi, że próbuje wmawiać istnienie u kobiet ścisłego związku między ganitalnym i subiektywnym podnieceniem seksualnym, mimo że (i) jedną z konkluzji zacytowanych – i bronionych przed atakami Ami – przeze mnie artykułów jest brak tego związku, oraz (ii) że sam wprost napisałem, iż takiego związku u kobiet nie ma.

    – Bulwersowano się moim zwierzeniem o czerpaniu satysfakcji z krzywdy Nicponia spowodowanej śmiercią córki (najlepiej wywołanej afektem lub głupotą samego Nicponia), mimo że wyraźnie napisałem, że (i) nie mam zamiaru dybać na życie tej dziewczynki i (ii) takie krzywdzenie dzieci jest niezgodne z preferowaną przeze mnie moralnością. Nawet wycięto mój komentarz, w którym to precyzyjnie tłumaczyłem.

    To tak na szybko, z tego co mi teraz przyszło do głowy.

    pozdrawiam

  66. mudkipz84
    June 8th, 2009 at 11:11 | #66

    @ Quasi:
    @ CSA
    Zgadzam się że (i), ty natomiast twierdzisz, że

    Nawet wyrażono podejrzenia, jakobym sam był pedofilem, choć nie dałem ku temu żadnych podstaw

    Żadnych racjonalnych podstaw chciałeś powiedzieć, ale przecież: – jeśli (ii) to (i)
    – jeśli (iii)to (i)
    – jeśli (iv) to (i) itd.

    I’m only saying. Bo poza tym przyjmuję, że można czysto teoretycznie założyć możliwość (ii)i nn – wszystko jest możliwe są tylko rzeczy mało prawdopodobne.

  67. September 4th, 2009 at 09:26 | #67

    Jeszcze coś takiego: blogasek grypa666 kogoś czerpiącego info z prawda2.
    (hlb – czynisz dobro)

  68. Kate
    July 24th, 2016 at 22:54 | #68

    Drogi autorze powyzszego tekstu, bzdura za bzdura….nie dodales ze syn wynalazcy “szczepien” zmarl w wyniku eksperymentow wlasnego ojca, ktory dyplom lekarza kupil, zaczynajac prace od wiejskiego lekarza konczac na utytulowanym i nagradzanym medyku !!! Andrew Wakefield natomiast mial racje, zostal zrehabilitowany bo wreszcie zastraszani koledzy bedacy juz na emeryturze postanowli mowic. Andrew Wakefield mial jak najbardziej czyste rece…brudne zas maja wlasciciele i pracownicy firm farmaceutycznych, ktorzy najwyrazniej zaplacili ci za stworzenie tego bloga !!!! Radze 10 x sprawdzac to co sie zamierza napisac !

  69. Gammon No.82
    August 7th, 2016 at 11:21 | #69

    Kate :

    syn wynalazcy “szczepien” zmarl w wyniku eksperymentow wlasnego ojca

    Masz jakieś wiarygodne źródła historyczne jako dowód?

    ktory dyplom lekarza kupil

    Masz jakieś wiarygodne źródła historyczne jako dowód?

    zaczynajac prace od wiejskiego lekarza konczac na utytulowanym i nagradzanym medyku !!!

    Czy w twoim przekonaniu haniebne i komromitujące jest dla lekarza praktykowanie na wsi, czy raczej bycie “utytułowanym i nagradzanym”?

    Andrew Wakefield natomiast mial racje

    Nie miał.

    zostal zrehabilitowany

    Nie został.

    bo wreszcie zastraszani koledzy bedacy juz na emeryturze postanowli mowic

    I co powiedzieli, a zwłaszcza komu?

    Andrew Wakefield mial jak najbardziej czyste rece

    Cytując klasyków: “Sumienie miał czyste. Nie używane.”

    Radze 10 x sprawdzac to co sie zamierza napisac !

    Wzajemnie. A zacznij koniecznie od reguł interpunkcji.

Comment pages
1 11 12 13 2055
  1. No trackbacks yet.

Optionally add an image (JPEG only)