Adieu, AdSense!
Napisało do mnie Google.
Zauważyliśmy, że wyświetlają Państwo reklamy Google w sposób, który narusza zasady polityki programowej. Odkryliśmy naruszenie zasad programu AdSense na stronach takich jak: http://blogdebart.hell.pl/2006/10/08/.
Zgodnie z zasadami programu wydawcy AdSense nie mogą umieszczać reklam Google na stronach zawierających treści przeznaczone tylko dla osób dorosłych, w tym teksty o jednoznacznym charakterze erotycznym.
Strona, do której prowadzi zawarty w mailu link, zawiera jedną króciutką notkę. Cytuję w całości:
A wiecie, że gdy okazało się, że republikański kongresman Mark Foley na amerykańskim gadu-gadu rozprawiał z nieletnimi gońcami kongresowymi o ich technikach masturbacyjnych, prawicowa stacja Fox News TV nagle zaczęła się mylić co do jego przynależności partyjnej i nazywała go Demokratą?
Być może namierzył mnie guglowski automat poszukujący niedozwolonych treści erotycznych (zgadzam się, „techniki masturbacyjne nieletnich” nie brzmią zbyt dobrze). A może ktoś doniósł! Ale kto? Znalazłoby się kilku kandydatów:
- Maciek Gnyszka, bo to żmija podstępna, co jednego dnia się ze mną brata, a drugiego dnia używa mojej niewinnej osoby w anegdocie o złodziejstwie — bo pewnie ma mnie za lewaka, a każdy lewak to złodziej. Po takich złych Maćkach można się wszystkiego spodziewać.
- Tomek Torquemada, bo moi czytelnicy zapaskudzili katolicką wyszukiwarkę, której jest właścicielem.
- Moon, bo dostała u mnie bana, a dodatkowo „brygada dr. Bartensteina” narobiła zamieszania na jej blogasku.
- Któryś z kolegów Moon.
- Ten gość, co ostatnio napisał do mnie maila, że „Jezus-gej obraża chrześcijan” obraża chrześcijan i on żąda, żebym zdjął „to obrzydliwe zdjęcie” ze strony.
- Jeden z tych innych gości, którzy wcześniej pisali do mnie dziwne listy — a przychodziły one wtedy, kiedy Maciek Gnyszka (plemię wężowe!) i Janek Bodakowski linkowali Blog de Bart na Forum Frondy.
- Janek Bodakowski, bo naśmiewam się z jego twórczości rysowniczej.
- Tomasz Terlikowski, bo naśmiewam się z jego twórczości literackiej.
Poczułem się jak Georges Laurent w „Ukrytych”. Odwiedziłem blogi podejrzanych, żeby sprawdzić, czy któryś nie napisał triumfalnego posta „A masz, łachmaniarzu!”. Sprawdziłem logi serwera. Przygotowałem plan awaryjny przenosin bloga do Wenezueli. Przygotowałem plan awaryjny przenosin siebie i rodziny do Wenezueli. Spieniężyłem akcje. Sprzedałem ziemię. Zamknąłem drzwi na wszystkie zasuwki. Zasłoniłem zasłonki. Usiadłem pod oknem (żeby uniknąć snajpera), uspokoiłem oddech i spróbowałem znaleźć odpowiedź na pytanie: czy na pewno chcę kontynuować moją przygodę z AdSense?
W sierpniu zeszłego roku, kiedy w moim blogu pojawiły się reklamy Google, obiecałem, że zaprzestanę ich emisji, jeśli zajdzie któraś z kilku wymienionych okoliczności. Pora na rachunek sumienia:
zacznę na cudzych blogach umieszczać sympatyczne komcie w stylu „fajnego masz blogaska, będę tu częściej zaglądać, pa pa”
Trudno powiedzieć, czy do tego doszło. Kilka razy zostawiając komentarz miałem świadomość, że nie wnoszę nic do dyskusji, a w tyle głowy ktoś szeptał „PageRank, PageRank, PageRank”.
Dodatkowo deklarowałem też, że w związku z zamianą bloga w maszynę do robienia pieniędzy przestanę podpisywać się linkiem do licorea.pl — tej obietnicy przestałem dotrzymywać chyba już po miesiącu.
posty w Blog de Bart zaczną pojawiać się częściej, za to będą głupsze i mniej treściwe
[miejsce na głupawy autoironiczny żarcik]
po kilku miesiącach okaże się, że — mówiąc kolokwialnie — dałem dupy za dwa złote
No i dałem — co prawda nie za dwa złote, ale za dwadzieścia jeden dolarów. Nie mam do was pretensji, że nie klikaliście, bracia i siostry. Starałem się nie narzucać z reklamami; większość z nich oglądały osoby trafiające do mnie z wyszukiwania gołych grubych i podobnych. Nie blokowałem nieprzystających do profilu bloga reklamodawców — uważałem za zabawne, że pod postem o cudownym medaliku pojawiała się reklama „Bóg cię kocha”, a pod tekstem o homeopatii — link do uzdrawiającego czyszczenia jelit. W kontekście zarabiania pieniędzy była to jednak taktyka samobójcza, bo za cenę śmichów-chichów rozsynchronizowałem content z targetem.
W świetle powyższych rozważań uznałem, że nie ma co sobie dłużej zawracać głowy zarabianiem na reklamach kontekstowych Google. Słomkami, które złamały wielbłądzi garb, były informacje wyszperane na forach pomocy AdSense: z Google nie ma możliwości bezpośredniego kontaktu, jego decyzje są praktycznie nieodwołalne, a jego bany — dożywotnie. Tym radośniej więc ogłaszam, że możecie wyłączyć AdBlocka, bo nie ma już reklam AdSense w Blogu niejakiego de Barta. Nie zawiesiłem swojego konta (jest taka opcja), ale je z hukiem zlikwidowałem. W specjalnym formularzu rezygnacyjnym, w dziale „Powody” wybrałem „Inne”, w okienku wpisałem „Próba niedopuszczalnej ingerencji Google w treść witryny (CENZURA!!!)” — niech potoczą się głowy po stracie takiego cennego klienta!
Cudownym zbiegiem okoliczności niemal w tym samym momencie Radkowiecki włączył reklamy u siebie, więc kto ma chęć, niech idzie klikać do niego.
Zaraz! A jeśli to on zakapował, żeby się pozbyć konkurencji?
Blaise :
NIe ten komć, pijaku ;-)
bart :
Jeśli to prawda, wibrator może okazać się panaceum.
Nie przejmuj się. Ja u siebie sam zrezygnowałem z Adsense, rok temu. Chyba w 2013 lub 2014 roku nastąpil gwałtowny spadek zysków głównie poprzez spadek liczby kliknięć pomimo tego, że strona zyskiwała coraz więcej odwiedzin. I z miesiąca na miesiąc przez kolejne lata spadek ten postępował. Doszło do tego, że zarabiałem 1/20 (słownie: jedną dwudziesta) tego co przed laty. To zjawisko dotknęło chyba większość wydawców. Stawki za kliknięcie też spadały ale minimalnie i obecnie jeszcze zdarzają się kliknięcia robiące wrażenie http://www.proseo.edu.pl/google-adsense-zeby-kazde-klikniecie-bylo-tak-platne/ Ja przeszedłem na reklamę w linkach, w treści a z AdSense nie chcę mieć już nic wspólnego.