Home > Racjonalo > Czary-mary

Czary-mary

March 19th, 2009 Leave a comment Go to comments

Cześć, mam na imię Bart i jestem lewackim, antykatolickim, ateistycznym bucem.

Cześć, Bart.

Ale przecież to nieprawda i nie cała prawda! Lewak ze mnie żaden — moje poglądy gospodarczo-polityczne są miszmaszem grochu fragmentów każdej części politycznego kompasu z kapustą niezdecydowania. Moja antyreligijność w skali Dawkinsa/Hitchensa jest słaba, nie jestem w stanie zgodzić się np. z tezą, że religia jest źródłem wszelkiego zła i wszystkich wojen. Mój ateizm to z kolei tylko fragment większej całości, zwanej przeze mnie alergią na czary-mary.

Do worka z czarami wrzucam, oprócz religii, wszelkie New Age’owe wymysły: ufologię, parapsychologię, kryptozoologię, a przede wszystkim Królową Pseudonauk — tzw. medycynę alternatywną. Jakoś tak się jednak złożyło, że blogasek wyewoluował w stronę opisywania tylko wąskiego wycinka tego alergicznego spektrum. W życiu każdego Inteligentnego Projektanta przychodzi moment, kiedy trzeba swojej kreacji dać pstryczka kierującego ją na właściwe tory, w związku z tym będę powoli wprowadzał do bloga tematykę związaną z czarami-marami. Na początek, żeby nie wywołać szoku, proponuję łagodną kurację homeopatią, z osłonowym nawiązaniem do Forum Frondy.

Cała historia zaczęła się magicznie: „Rzeczpospolita” opublikowała tekst, któremu aż przyklasnąłem. Po wykonaniu rytualnego „NOOOO NOOO NOT TRUE CAN’T BE TRUE NOOO GOD WHY NOOO” doczytałem, że autorka Anna Piotrowska w „Rzepie” występuje gościnnie. Artykuł nazywa się „Kaczka homeopatyczna”, a jego przesłanie jest proste i dobitne:

Homeopatia stoi w sprzeczności z całą wiedzą, jaką w ciągu ostatnich stu kilkudziesięciu lat pozyskaliśmy na temat biologii i funkcjonowania ciała człowieka. A wiara w środki homeopatyczne może być niebezpieczna dla zdrowia.

W zasadzie można dopisać jeszcze zdanie „Efekty stosowania środków homeopatycznych nie różnią się zbytnio od efektów stosowania placebo” i już mamy gotowy podręcznik „Homeopatia dla początkujących”. Dla średniozaawansowanych kilka dodatkowych zdań: homeopatia zakłada leczenie chorób substancjami wywołującymi podobne objawy. Jeśli więc pacjenta dręczy kac, należy podać wódkę. Ale ale, jest pewien haczyk. Substancję aktywną należy rozcieńczyć w takim stopniu, aby napotkanie molekuły środka leczniczego w podawanej pacjentowi wodzie sięgnęło nieprawdopodobieństwa. Homeopaci wierzą, że im bardziej rozcieńczony lek, tym silniejsze jego działanie lecznicze. Podczas kolejnych rozcieńczeń należy też roztworem potrząsać, to podobno bardzo ważne. Uwaga na marginesie: katolicy twierdzą, że przy okazji potrząsania w homeopatię wkrada się Szatan, bo miarowe potrząsanie przypomina praktyki szamańskie.

Jak działa homeopatia? Otóż według wyznawców tych czarów-marów, substancja aktywna wskutek potrząsania zostawia swój ślad w cząsteczkach rozcieńczającej ją wody. Dzięki temu, mimo że substancja aktywna nie występuje w roztworze podawanym pacjentowi, ów roztwór zachowuje jej lecznicze właściwości.

Bzdura? Ba, i to jaka! Gorąco polecam przestudiowanie tekstu o homeopatii w Wikipedii, a chcącym dowiedzieć się więcej proponuję klikać w zawarte w nim linki — np. ten prowadzący do definicji miazmy (skazy zakłócającej energię życiową i utrudniającej bądź nawet uniemożliwiającej efektywną kurację homeopatyczną). Uważne przeczytanie tekstu może przysporzyć wiele uciechy. Oto np. fragment podrozdziału o zasadzie „podobne lecz podobnym”:

W nielicznych zastosowaniach, takich jak np. homeopatyczne leki antykoncepcyjne, zasada podobieństwa bywa krytykowana z powodu kontrowersji natury estetycznej.

Dlaczego homeopatia to Zuo? No cóż, tak jak zażywanie maruhainy prowadzi do wstrzykiwania heruiny, a pokolenie JP2 toruje drogę lefebrystom, tak i homeopatia nie kończy swej misji na byciu wyimaginowanym lekarstwem na nieistniejące przypadłości. „Medycyna alternatywna” najlepiej sprawdza się w łagodnych chorobach, które same przechodzą (katary, przeziębienia), niedefiniowalnych stanach ogólnego złego samopoczucia, problemach psychosomatycznych czy bólu, który jako stan czysto subiektywny w interesujący sposób zmienia nasilenie pod wpływem magicznych zabiegów. Niestety, szarlatani nie chcą na tym poprzestać.

Popatrzcie na komentarze pod tekstem w „Rzepie”. Ciężko się przez nie przegryźć, choć repertuar można było przewidzieć wcześniej. Dużo oskarżeń o chodzenie na pasku korporacji farmaceutycznych, ignorancję, przekupność, zapędy totalitarne. Dostaje się lekarzom, którzy traktują pacjentów jak numerki w szatni, a do tego na byle przeziębienie rzekomo przepisują antybiotyki — zarzut szprycowania antybiotykami to leitmotiv krytyki współczesnej medycyny. Do tego przytłaczająca masa tzw. dowodów anegdotycznych, zwanych również świadectwami łaski, czyli opowieści o tym, jak to od homeopatii moje dzieci nie chorują, psu zeszło przeziębienie, synowi kość się w nodze zrosła, grypa się skończyła, nim się zaczęła, angielska królowa-matka dzięki homeo dożyła 102 lat, inna pani początkowo leczyła się konwencjonalnie, przeszła nawet operację, ale efektów nie było żadnych i dopiero homeopatia postawiła ją na nogi — bez słowa wyjaśnienia, na co pańcię właściwie operowano albo co jej w ogóle dolegało. Bardzo dużo autodiagnostyki i doskonałej znajomości realiów polskiej służby zdrowia mimo jednoczesnych deklaracji o korzystaniu wyłącznie z usług znachorów. Dodatkowo dużo pseudonaukowych wywodów i zwykłego bełkotu. A jak się to wszystko odsieje, to zostaje zło. Np. komentarz faceta prowadzącego sklepik z medycyną chińską:

Nasz slawny kardiochirurg prof. Religa wiedzial, co go zabilo, oczywiscie wg. medycyny szkolnej to “chemia”
Gdyby skorzystal z metod alternatywnych, a moze i nawet tak niewdziecznej homeopatii, to by jeszcze zyl i byl miedzy nami. Panie prof. Gregosiewicz w Panskim pojeciu jest homeopatia oszustwem, niech Pan bedzie tak uprzejmy i powie naszemu spoleczenstwu czym jest chemioterapia? Przed dwoma laty byl opublikowany wywiad z niemieckimi onkologami odnosnie chemioterapii, pytano tych onkologow czy by tez u siebie zastosowali chemioterapie wlacznie z naswietleniami, kazdy z nich odpowiedzial, ze u nich takie leczenie by nie mialo miejsca, bowiem jest to “trucizna bez jakiegokolwiek efektu” ale u naszych pacjentow to sie stosuje chemioterapie az do “zabicia”

Albo link do bloga „o mojej walce z kamieniem żółciowym, o medycynie alternatywnej a także o Francji, języku i kulturze tego kraju”, na którym to blogasku, oprócz serii litanii chwalących alternatywne metody leczenia raka, można przeczytać takie coś o Patricku Swayze:

Na początku ubiegłego roku u aktora stwierdzono raka trzustki. Poddał się on jak zawsze w takich wypadkach standardowemu leczeniu, które nie daje najmniejszych szans na wyzdrowienie. Standardowe leczenie to chemoterapia, radioterapia i leczenie operacyjne. Patrick Swayze był poddawany tym wszystkim zabiegom. Teraz amerykańskie media donoszą, że aktor zrezygnował z dalszego leczenia, które jak wiemy od początku nie miały najmniejszego sensu. Chemioterapia wyniszczyła organizm a Swayze ostatnie miesiące życia zamierza spędzić z rodziną i znajomymi.

Kumacie już teraz zło? Czujecie, jak ignorancja zaczyna być trucizną? Po pierwsze, ta dziwaczna XIX-wieczna pseudonauka nie może być tylko odpowiedzią na banalny katar. Homeopatia i inne dziedziny „medycyny alternatywnej” mają być panaceum na wszystkie schorzenia, których współczesna medycyna nie potrafi uleczyć, w tym na nowotwory i AIDS. Po drugie, lekarzom nie ufać jak psom, bo są częścią megaspisku megafarmakorpów i Bóg wie kogo jeszcze, który to spisek ma na celu ukrycie faktu, że „zwykła” medycyna nie działa.

Na marginesie warto wspomnieć o dowodach anegdotycznych, bo to najczęstszy argument, z jakim spotyka się osoba myśląca sceptycznie w konfrontacji z wyznawcą czarów-marów. Niech blogasek spełnia też funkcję edukacyjną! Otóż dowód anegdotyczny nie jest żadnym dowodem. Ważne: nie dlatego, że opisywana w nim sytuacja nie miała miejsca — nie można z góry zakładać, że rozmówca kłamie, co więcej, opisywana przez niego sytuacja prawie na pewno miała miejsce. Dlaczego więc jego opowieść nie ma znaczenia dowodowego? Bo wspomnienia się zniekształcają; bo opowiadający pamięta ten jeden raz, kiedy czary-mary pomogły, a zapomina o tych pięciu razach, kiedy zawiodły; bo nagminne jest doszukiwanie się związków przyczynowo-skutkowych tam gdzie ich nie ma („pomodliłem się wieczorem, a rano wysypki już nie było”); w końcu — bo każdy dowód anegdotyczny na korzyść można skontrować dowodem anegdotycznym na niekorzyść („patrz, a ja się pomodliłem i mi nie zeszła”). Dowód anegdotyczny ma wartość wyłącznie jako przesłanka do badań — jeśli dużo osób przysięgnie, że od modlitwy zeszła im wysypka, znajdzie się naukowiec, który przeprowadzi poważne badania nad skutecznością rytuałów religijnych w terapii objawów schorzeń skórnych i będzie można o rezultatach poczytać w PubMedzie. I chyba właśnie z powodu dowodów anegdotycznych wciąż prowadzi się jakieś badania skuteczności homeopatii.

Homeopatia jest w naszym kraju bardzo popularna, autorka artykułu twierdzi, że używa jej co trzeci Polak. Reakcja czytelników była najwyraźniej na tyle silna, że „Rzepa” szybko się ugięła i zamieściła żałosny follow-up do artykułu, składający się z opinii „zwykłych użytkowników” (plus głosu pani wiceprezes Wielkopolskiego Stowarzyszenia Homeopatów Lekarzy i Farmaceutów, wymachującej badaniami rzekomo podważającymi niekorzystne dla homeopatii meta-analizy). Jedyny zacytowany głos krytyczny wobec homeopatii to następująca wypowiedź jakiegoś leśnego dziadka:

Próbuje się uformować pokolenia, które przyjmą za naukę wróżniarstwo i różdżkarstwo. Harry Potter, jakkolwiek na to spojrzeć, to skarb prawdziwy dla robiących to środowisk i wcale się nie dziwię, że tak lansowany. Od dawna pogardzane i uważane za siedlisko ciemnoty Radio Maryja walczy z homeopatią. Inna sprawa, że to, z czym to radio walczy, automatycznie zyskuje wsparcie wielu środowisk, inteligenckich przede wszystkim.

Żenada. A przecież mogli zacytować coś mojego. Trollowałem w komciach na maksa.

No właśnie, czas na osłonowe nawiązanie do Forum Frondy. Otóż przy okazji dyskusji ze zwolennikami homeopatii na blogu „Rzepy” dokonałem ciekawej obserwacji: dużo lepiej i spokojniej rozmawiało mi się z nimi, kiedy czułem stuprocentową pewność swojej racji. Innymi słowy, gdy odczuwałem absolutne przekonanie, że homeopatia to brednia i oszustwo, żaden z dyskutantów nie mógł mnie wyprowadzić z równowagi. Co więcej, czułem ogromną sympatię do moich adwersarzy i  chęć dodalszej rozmowy, aż normalnie chciałem kończyć każdy wpis słowami „nie spiesz się z odpowiedzią, kochaniutki, ja tu będę cały tydzień, 24/7”. Wystarczyło jednak, że do głowy wkradła się minimalna wątpliwość, a natychmiast wypadałem z rytmu i łapałem poirytowanie. O taką wątpliwość bardzo łatwo, w końcu otwarty umysł sam narzuca zastrzeżenie niewielkiej szansy omyłki. Być może pewnego dnia odkryjemy pamięć wody albo z danych statystycznych wyjdzie, że homeopatyczne cukrowe groszki leczą bardzo złośliwe guzy nowotworowe. Rozsądnie jest powiedzieć, że homeopatia prawie na pewno nie działa, nie różni się zbytnio od placebo, przy czym te „prawie” i „zbytnio” są tak małe, że w zasadzie pomijalne („w zasadzie” — see what I did there?). Ja jednak wiem, że od takich nawet malutkich wątpliwości rwie mi się wątek. Dlatego w dyskusjach ludzie idei — czy to überciaśni, czy New Age’owcy — zawsze będą górą. Wykończy nas nasz własny relatywizm.

  1. March 24th, 2009 at 17:15 | #1

    @ bantus:
    Coś popierdoliłeś z linkiem. Asekuracyjnie odpowiem: Allah jest wielki!

  2. urbane.abuse
    March 24th, 2009 at 17:21 | #2

    wo :

    jak oni sobie wyobrażają libido kobiety, która ma wysoki status materialny, bo na przykład rynek pracy wysoko wycenia możliwości jej umysłu?

    Przecież to zimna suka jest, żaden Prawdziwy Polak Nicpoń jej nie podnieca, a i PPŃ w jej towarzystwie nic nie stanie. Zamożna niezależna kobieta nie jest kobietą dla PPŃ, wogle nie jest kobietą. Pytanie, kto w tej sprawie daje faka.

  3. Quasi
    March 24th, 2009 at 17:28 | #3

    eli.wurman :

    Przypuszczam, że tu górę będzie brała ludzka potrzeba racjonalizacji. [Żadna nauka nie potrzebuje meta-badań tak jak socjologia].

    W kwestii formalnej: to badania psychologiczne, nie socjologiczne.

    “Potrzeba racjonalizacji”? – czyli co?, racjonalizacji czego?, i potrzeba czyja?

    eli.wurman :

    To, że badania socjologiczne są obarczone z natury rzeczy dużym marginesem błędu. (…)

    W kwestii formalnej: to badania psychologiczne, nie socjologiczne.

    “Duży margines błędu” sprawia, że nie potrafimy dobrze (i) wypreparować w badaniach konkretnego czynnika (np. pojęcie typu “sukces zawodowy” i “obiecująca profesja” są bardzo pojemne, niejednorodne, w dodatku mogą być różnie rozumiane/postrzegane przez różnych ankietowanych i przez jednego ankietowanego w różnym czasie); (ii) nie potrafimy łatwo określać wszystkich istotnych czynników wpływających na to, co wychodzi nam w pomiarach; (iii) oszacowanie realnej wartości parametru populacji jakim jest średnia wielkość wpływu badanego czynnika jest mocno zgrubna (no bo co to w rzeczywistości oznacza, że “kobiety oceniają ważność prestiżu potencjalnego partnera na +2.7 w skali od -3 do +3”?).
    Ale:

    1. To nie sprawia, że nie możemy w powtarzalny (w różnych badaniach, w różnych populacjach, w różnym czasie) wyłapywać ogólnych trendów, ogólnych prawidłowości (i w przyszłości ewentualnie badać ich bardziej szczegółowo) i dochodzić przyczyn istnienia takich a nie innych trendów i prawidłowości.

    2. To nie sprawie, że z naukowego punktu widzenia bardziej obiecująca jest koncepcja eli.wurmana (zresztą, wygenerowana metodą podobną do tej, którą waldemar.m odkrył “elektrino” i obalił mechanikę kwantową, a Hahnemann wykoncypował, że “podobne leczy podobne”, pod warunkiem, że rozcieńczymy je do nieskończoności…) stanowiąca de facto, że w realnej praktyce doboru partnerów nie ma żadnych trendów, żadnych prawidłowości – a jeśli nawet jakieś są, to są z zasady nieuchwytne – a wszystkim rządzi chaos i przypadek, wynikające z jakiejś absolutnej wyjątkowości, niepowtarzalności ludzkich cech oraz możliwości istnienia pierdylionów nieokreślonych czynników, które na ten dobór wpływają.

    Mechanika kwantowa pokazuje, że w skali mikro, na poziomie cząstek elementarnych i atomów wszystkim rządzi rachunek prawdopodobieństwa, ale jakoś dziwnym trafem nie uniemożliwia to wykrywania w ogromnych, makroskopowych zespołach cząstek/atomów pewnych ogólnych prawidłowości, zwanych prawami mechaniki newtonowskiej, chemii i biologii, oraz określania ogólnych właściwości tych atomów i cząstek. Np. to kiedy jakieś jądro atomowe ulegnie rozpadowi, to kwestia przypadku, absolutnie nieprzewidywalna, ale to nie przeszkadza nam w bardzo precyzyjnym wyznaczaniu okresu połowicznego rozpadu konkretnych izotopów; brownowskie ruchy cząsteczek są mocno chaotyczne, zaburzane pierdylionami nieidentyfikowalnych czynników, niemniej potrafimy określać prędkość dyfuzji i jej zależność od przeróżnych parametrów fizycznych; cząsteczki reagentów mają bardzo różne energie i zderzają się bardzo chaotycznie, rzadko kiedy produktywnie, ale mimo tego potrafimy z obserwacji ich makroskopowych konglomeratów wyprowadzać ogólne prawa kinetyki chemicznej i określać, jak różne czynniki (temperatura, stężenia/aktywności, siła jonowa, cechy rozpuszczalnika, inne substancje mogące mieć jakieś właściwości katalizatora albo inhibitora itd.) na nią wpływają; na losy osobnika/genotypu i jego sukces rozrodczy wpływa pierdyliardy najróżniejszych czynników i zwykły przypadek (nawet może mu na łeb spaść meteoryt), ale to nie zmienia faktu, że w populacji poszczególnym klasom osobników/genotypów krystalizuje się ogólny parametr zwany fitness, który umożliwia zachodzenie ewolucji.

    3. Wybrzydzanie na zasadność rozumowania indukcyjnego (np. szacowanie parametrów populacji generalnej na podstawie statystyk próby z niej pobranej) i podkreślanie epistemologicznej niemożliwości uzyskania pewności, że określiliśmy wszystkie istotne czynniki wpływające na uzyskiwane przez nas wyniki z badań danego procesu, godzi w całą naukę, a nie tylko w doszukiwanie się prawidłowości rządzących ludzkim behawiorem i dociekanie jego przyczyn.
    Owszem, można tak wybrzydzać na indukcję i metodologię nauki. Tylko – IMVHO – wypadałoby tu okazać pewną konsekwencję i obrazić się nie tylko wybiórczo na psychologię (ewolucyjną), ale także na kinetykę chemiczną, termodynamikę, enzymologię etc., olać je ciepłym moczem i zająć się np. łykaniem homeopatyków i konstruowaniem perpetuum mobile…

    I jeszcze uwaga porządkowa: Nie chodzi mi o to, że skoro ktoś ufa kinetyce chemicznej, to automatycznie powinien zaufać psychologii ewolucyjnej czy jakimś konkretnym jej hipotezom. Ależ skąd – psychologia ewolucyjna, w przeciwieństwie do takiej kinetyki, to młoda dziedzina, w dodatku siłą rzeczy karmiąca się bardzo ograniczoną ilością danych (przynajmniej na razie), zapewne jeszcze pełna czczych spekulacji/”just-so-stories” i zwykłych bzdur, zwłaszcza w swojej wersji pop. Mnie chodzi o to, że rodzaj argumentów, które przeciw niej wytaczasz – i handwaveingowy poziom ich ogólności – stosuje się tak samo do PE jak i do kinetyki, czy całej nauki empirycznej zajmującej się ilościową analizą procesów makroskopowych.

    eli.wurman :

    Co wiesz,

    To, że jakaś teoria może być nieprawidłowa, nie oznacza, że jest nieprawidłowa. Każda naukowa teoria, a tym bardziej hipoteza czy spekulacja, może być nieprawidłowa.

    eli.wurman :

    ale próbujesz wyprzeć racjonalizując swoją okejkę na pierdolenie Nicponia.

    Nicponia zacytowałem tu ze względu na to, co jest w jego wywodzie jeżącym włos na głowie pierdoleniem, a nie na to, co nim nie jest.

    Pierdoleniem nie jest przekonanie, o tym, że mężczyźni mają statystycznie wyraźny tropizm do tego, co jawi im się jako okazja do seksu (tak jak statystycznie wyraźne to, że mają wyższy wzrost), a kobiety do tego, co jawi im się jako męska zasobność, prestiż i co jest oznaką posiadania zdolności do ich zdobywania (tak jak jest statystycznie wyraźne to, że mają niższy wzrost), co jest konsekwencją ludzkiego dziedzictwa biologicznego (tak jak jego konsekwencją jest dymorfizm płciowy przejawiający się w innych cechach, chociażby we wzroście), kultury (na której kształt także wpłynęło dziedzictwo biologiczne, wszak kultura to twór stworzony przez ludzi, a nie dany z Niebios…) i “zdrowy rozsądek” podejmujących decyzje jednostek (częściowo podobny do tego, którym “kierował się” bezmyślny, automatyczny, bezcelowy dobór naturalny kształtujący nasze biologiczne dziedzictwo).
    Przy tym warto zwrócić uwagę, że kluczowy w tym systemie proces “jawienia się” biologia determinuje bardzo zgrubnie (dlatego też delfinom ścierwo rekin “jawi się” jako obiekt zachęcający do jego “uratowania” przed utonięciem), a kultura, doświadczenie i światopogląd kształtują wyraźnie, stąd np. to co dana kobieta postrzega jako oznakę “prestiżu” jest mocno zależne np. od tej kobiety pozycji społecznej (o czym zresztą pisał także Nicpoń).

    Cała reszta to właśnie pierdolenie, ze względu na które ten tekst mnie mocno poirytował, co skłoniło mnie do offtopicznego podlinkowania go tutaj – w przypływie namiętnego gniewu – zaraz po jego przeczytaniu, za co teraz przepraszam.

    eli.wurman :

    To nie jest jałowe wybrzydzanie. Po prostu praktyka dobierania się w pary wbija krzywy chuj w to, co sobie badamy, bo BIG_NUMzmiennych (…)

    To jest jałowe wybrzydzanie, w dodatku niekonsekwentne. Patrz wyżej.

    eli.wurman :

    Po pierwsze: Co to znaczy w tym kontekście “racjonalny”?

    As in “metoda naukowa”.

    Nie rozumiem. “Racjonalny” jest podjęcie decyzji do której skłaniają nas które uczucia (bo każda świadoma decyzja zawsze podejmowana jest pod wpływem jakichś uczuć)? I jaki związek z rozstrzyganiem o tej “racjonalności” ma metoda naukowa? I przede wszystkim co ma w kontekście tego co napisałem Twoje zastrzeżenie: “Gdyby wybór partnera (…) był wyborem racjonalnym, to tak.“?

    eli.wurman :

    Jedziesz w motyw: co powoduje, że ludzie są ze sobą, a nie co sprawia, że ludzie się dobierają w pary.

    No ale przecież to Ty pojechałeś w ten motyw, odpowiadając na moje wywody o dobieraniu się w pary uwagą: “[proces dobierania się w pary jest nieracjonalny, bo] kobiety, (…) są w związkach z nieobiecującymi debilami, bite, poniżane itd.“.

    eli.wurman :

    Poza tym – mocno mieszasz: zupełnie rozdzielną jest kwestia posiadania: kasy, prestiżu, zewnętrznych objawów talentu, (…)

    Są rozdzielne, ale nie zupełnie – stawiam, że są ze sobą silnie skorelowane. A na “sawannie” pewnie były skorelowane jeszcze silniej…

    eli.wurman :

    Desperaci i frustraci będą szukać wszystkiego, co im jakoś podpasuje do modelu teoretycznego. Więc będą bardziej dopasowani do modelu który wychodzi z badań.

    Nie. Człowiek wybiera “towar” najbardziej odpowiadający jego preferencjom spośród tego, który jest mu w danej chwili dostępny. Desperatów/frustratów charakteryzuje to, że dostępny jest dla nich tylko towar z “niższej półki”, a i to mocno przebrany.
    Poza tym desperat/frustrat często oprócz brania pod uwagę swoich preferencji, musi liczyć się z koniecznością i przymusem (ekonomicznym, społecznym, obyczajowym).

    pozdrawiam

  4. Quasi
    March 24th, 2009 at 17:34 | #4

    inz.mruwnica :

    Och… wyczuwam gorzką nutę…

    Oczywiście, ze nuta jest gorzka. A jakiej spodziewałeś się w odpowiedzi na nitpicking?

    inz.mruwnica :

    I znowu mówisz, że nie masz ochoty się starać, żeby wyrażać się asekuracyjnie, a właśnie to robisz! Nie wiem czy dla mnie, czy dla Ducha Nauki, ale robisz. Właśnie to. Zamiast “nie działa” piszesz (…) Jak to nie jest asekuracyjne wyrażanie się, żeby podpimpować ontologiczną neutralność to niech mnie dunder świśnie.

    To jest asekuracja, ale nie na tyle staranna, by zadowalać solipsystów, uber-sceptyków, postmodernistów i aparealistów.

    pozdrawiam

  5. bantus
    March 24th, 2009 at 17:41 | #5

    @Adam Gliniany:
    Sory, palec boży. Już działa.

  6. March 24th, 2009 at 17:51 | #6

    Quasi :

    To jest jałowe wybrzydzanie, w dodatku niekonsekwentne. Patrz wyżej.

    Przyjmij więc, że jestem jałowym, niekonsekwentym wybrzydzaczem na rzeczy, na które mam wyjebane.

    Quasi :

    koncepcja eli.wurmana

    Koncepcja? Stary, ja się po prostu dziele swoim: okay, faktycznie, lubimy sobie deklarować różne rzeczy, ale nie powoduje to automatycznie, że Nicpoń ma cokolwiek rację w swoim pierdoleniu.

    I EOT.

  7. Quasi
    March 24th, 2009 at 18:20 | #7

    Veln :

    No sorasy, ale podpadasz mi pod te powalone konserwatywne widzenie “natury, tego co naturalne, normalne”. Spieprzajmy z powrotem na drzewa i w ogóle.

    Pudło. Odpowiem słowami Edwarda Hagena z jego “Evolutionary Psychology FAQ”:
    http://www.anth.ucsb.edu/projects/human/epfaq/politics.html
    http://www.anth.ucsb.edu/projects/human/epfaq/galileo.html
    http://www.anth.ucsb.edu/projects/human/epfaq/sexism.html

    I z Talk.Origins Archive:
    http://www.talkorigins.org/indexcc/CA/CA001.html
    http://www.talkorigins.org/indexcc/CA/CA002.html

    A o swoim osobistym wstręcie do takiego konserwatywnego podejścia pisałem wielokrotnie. Chociażby tu:
    http://eumenes.salon24.pl/102054.html#comment-1473046
    http://boklazec.salon24.pl/51543.html#comment-772714

    pozdrawiam

  8. Quasi
    March 24th, 2009 at 18:52 | #8

    nameste :

    BTW, też się wybrałeś do autorytetu, heh, bo cóż w tym pierdoleniu jest oryginalnego?

    Sporo: Pierwszy raz widzę, żeby tak otwarcie opowiedział się za wartością stereotypów, teorii spiskowych i antysemityzmu, łykając przy tym jakiegoś żydożerczego hoaxa. Pierwszy raz widzę, żeby tak otwarcie wypowiedział się o feministkach, którym się w dupach poprzewracało za sprawą spowodowanego brzydotą niedopchnięcia. Pierwszy raz widzę, żeby jako katolicki “pan-i-władca” opowiadał się za poligynią. Pierwszy raz widzę, żeby – choć zapewne ma się za topowego kochanka – jasno zadeklarował, że gwiżdże na satysfakcje seksualną swoich partnerek. Pierwszy raz widzę, żeby deklarował gotowość uderzenia kobiety (i to de facto za “zbyt słoną zupę”). Pierwszy raz widzę, żeby ubliżał – w rasistowskim tonie – Michelle Obama (“czarna podróbka Jackie Kennedy”).

    nameste :

    Główny powód, dla którego jest to pierdolenie-j.-p., to przedstawienie tego mechanizmu jako uniwersalnego i koniecznego: kobiety zawsze, z natury, lecą na kasę “pana-i-władcy”, a jak któraś nie leci, to jej świadomość sfałszowały niedopchnięte feministki, albo inne obłe&spedalone manipulacje.

    Ale ja – jak już tłumaczyłem eliemu.wurmanowi – nie przeczę, że pierdoli. Wręcz przeciwnie – właśnie ze względu na to, że pierdoli, tu go podlinkowałem. Ale to nie zmienia faktu, że u podłoża jego pierdolenia znajdują się elementy, mające racjonalne uzasadnienie (i nie w sensie jak “powinno być”, tylko jak “jest”) i ja te elementy wymieniłem.

    nameste :

    Tobie to pasuje, bo (zdaje się) lubisz otwierać wszelkie zamki wytrychem “psychologii ewolucyjnej”. A jest to kompletna bzdura.

    Co jest “kompletną bzdurą”? Zacznijmy od tego, że to co wyłożył Nicpoń, nie jest brzmieniem psychoewolucyjnej hipotezy ludzkiego doboru partnerów, choć ma z nią kompatybilne elementy.

    nameste :

    Poczytaj sobie, w charakterze czytanki, wywiadzik z facetem, który właśnie opublikował książkę a propos zagadnienia. To całkiem prosta socjologia na cztery ekranowe scrolle.

    To, co jest tu napisane na temat socjobiologii/psychologii ewolucyjnej i jej rzekomej niezgodności z przytaczanymi obserwacjami, to wulgarny strawman.

    pozdrawiam

  9. March 24th, 2009 at 19:18 | #9

    Quasi :

    A jakiej spodziewałeś się w odpowiedzi na nitpicking?

    Twoja Stara nitpicking. To było całkowicie w temacie: lud się pyta “czy homeopatia działa?” I trzeba odpowiadać, że nie, a nie że “statystyka korelacji, placebo nie gorsze”, bo w ten sposób wcale nie wyrażasz się bardziej naukowo (tylko zamiast zwyczajowego “działa” rozwijasz definicję), a klimat pozostaje taki, że “coś jest na rzeczy”. Podejrzewam, że Cię ten klimat nie obchodzi, tylko trv science, ale on ma wpływ na życie ludzi.

    Ad. Rapture:

    Cała ta idea kojarzy mi się z takimi nadąsanymi, samobójczymi nastolatkami: zabiję się (Jezus mnie weźmie do nieba) i wtedy mamusia zobaczy jak bardzo byłem dobry i wszyscy będą płakać i mnie lubić, o!

  10. March 24th, 2009 at 19:21 | #10

    inz.mruwnica :

    […] zabiję się (Jezus mnie weźmie do nieba) i wtedy mamusia zobaczy jak bardzo byłem dobry i wszyscy będą płakać i mnie lubić, o!

    A proszsz… Ja żałuję, że mało jest takich. Emo mnie smucą, bo niby się próbują skasować ale im nie wychodzi. Mniej by takich buców łaziło…

  11. Veln
    March 24th, 2009 at 19:23 | #11

    @Quasi
    Dobra, trochę jak pies Pawłowa zareagowałem. Niemniej Nicpoń pierdoli. A racjonalne elementy to raczej cień przeszłości gdy małżeństwo było czymś co pozwalało przeżyć. Teraz to pewnie z tego zostały tylko frustracje “nie chciała mnie bo jak każda suka leci na kasę”.

  12. urbane.abuse
    March 24th, 2009 at 19:33 | #12

    “Czy to nie wielkie międzynarodowe koncerny, produkujące prezerwatywy stoją za ostrą krytyką pod adresem Benedykta XVI za jego słowa o tym, że ich dystrybucja nie pokona epidemii AIDS w Afryce? – zastanawia się włoski tygodnik katolicki Famiglia cristiana.” (główna WP)
    Ależ oczywiście, wielkie koncerny walczą między sobą o rząd dusz. Co za nieuczciwa konkurencja.

  13. March 24th, 2009 at 19:35 | #13

    Quasi :

    Pierwszy raz widzę, żeby tak otwarcie opowiedział się za wartością stereotypów, teorii spiskowych i antysemityzmu, łykając przy tym jakiegoś żydożerczego hoaxa.

    Zabawne! Jak wiadomo, jestem człowiekiem, który lubi szufladkować. Odrzucam zasadę, która chyba bliska jest gospodarzowi tego bloga, że każdemu trzeba się dać wypowiedzieć, może nawet taki Esse miałby coś ciekawego do powiedzenia. Uważam, że życie jest za krotkie, żeby słuchać tego, co niektórzy mają do powiedzenia, bo czasem da się to przewidzieć na podstawie samej szufladki. No i ja na przykład nie czytam Twojego idola, bo z góry wiem, że to spiskowy antysemita, rasista i klasyczny syndrom mizogina-z-krótkim. I jak zwykle okazało się, że moje szufladkowanie się potwierdziło.

  14. March 24th, 2009 at 20:12 | #14

    inz.mruwnica :

    Cała ta idea kojarzy mi się z takimi nadąsanymi, samobójczymi nastolatkami: zabiję się (Jezus mnie weźmie do nieba) i wtedy mamusia zobaczy jak bardzo byłem dobry i wszyscy będą płakać i mnie lubić, o!

    Jeden chłopiec w przedszkolu zgłosił ostatnio wychowawcy, że chce umrzeć, bo wtedy wreszcie pójdzie do nieba i spotka tego wspaniałego Pana Boga. Za wielką niesprawiedliwość ze strony Stwórcy uznaję, że mnie przy tym nie było i nie widziałem miny pana przedszkolanki.

  15. March 24th, 2009 at 20:45 | #15

    Quasi :

    Co jest “kompletną bzdurą”? Zacznijmy od tego, że to co wyłożył Nicpoń, nie jest brzmieniem psychoewolucyjnej hipotezy ludzkiego doboru partnerów, choć ma z nią kompatybilne elementy.

    A nadto wkurwiło Cię do białości, do tego stopnia, że flipflopujesz tu całe kilobity, usilnie podpierając “psychoewolucyjną hipotezę ludzkiego doboru partnerów”. Zauważyłem, że za wklejenie linka przepraszałeś, ale za resztę kuli śniegowej to już nie ;).

    Kompletną bzdurą nazwałem traktowanie “psychoewolucyjnej hipotezy…” jako jedynego czynnika i wystarczającego wyjaśnienia mechanizmów “ludzkiego doboru partnerów”.
    Quasi : (o popularnej czytance Gduli)

    To, co jest tu napisane na temat socjobiologii/psychologii ewolucyjnej i jej rzekomej niezgodności z przytaczanymi obserwacjami, to wulgarny strawman.

    Mejbi (choć nie wydaje mi się). Rzuciłem Ci ten link, żebyś się dowiedział o istnieniu innych mechanizmów wyjaśniających “ludz.dob.partn.”.

  16. Quasi
    March 24th, 2009 at 20:45 | #16

    wo :

    Zabawne! Jak wiadomo, jestem człowiekiem, który lubi szufladkować. Odrzucam zasadę, która chyba bliska jest gospodarzowi

    W szufladkowaniu generalnie nie ma nic zdrożnego, pod warunkiem wszakże, że dokonuje się go odpowiednio i jest się świadomym jego ograniczeń.

    Nicpoń też lubi szufladkować i wiele pisał na temat zasadność kierowania się stereotypami, “zdrowymi” kryteriami rasowymi i płciowymi. Wprost bronił stereotypów m.in. takich jak:
    – Cyganie kradną, więc gdy są w pobliżu, warto mieć się na baczności;
    – Cytuję: “(…) żydowski tropizm do banków, lichwy itp. brzydkich spraw. Później się dziwią, że nimi wściekli ludzie w piecach palą.“.
    – Bambusy ustępują pod względem cywilizacyjnym i kulturowym przedstawicielom Cywilizacji Białych Europejskich Chrześcijan.
    – Feminizm bierze się ze spowodowanego brzydotą niedopchnięcia.

    Ja możliwości, ze nawet te jego szufladki są w jakimś stopniu trafne nie podważam, i sam jestem ciekaw np. tego, jak wyglądają statystyki związku poglądów feministycznych z urodą i aktywnością seksualną kobiet.

    wo :

    klasyczny syndrom mizogina-z-krótkim.

    Czy jest “klasycznym mizoginem” to nie wiem, bo nie wiem na czym polega “klasyczna mizoginia”.

    Za to co do deficytu jego męskości (“z krótkim”) nie jestem przekonany.

    – Przypuszczam, że naprawdę ma tyle kasy i taką smykałkę do biznesu, jak twierdzi. I mógłby takich “cywilizacjośmierciowców” jak typowi bywalcy tego bloga kupować hurtowo.

    – Przypuszczam, że naprawdę jest takim macho, jak pisze i gdyby tylko chciał, to by typowemu “cywilizacjośmierciowemu” bywalcowi tego bloga gołymi rękami wyrwał jaja, scwelił go, a być może nawet zmusił do wysmoktania mu z połykiem obtoczonego w cukrze fajfusa, a następnie do ucałowania go w sygnet i wyszeptania “Dziękuje, Panie”, ze szczerą wdzięcznością za to, że np. nie wyłupił mu oczek i nie wepchnął ich do gardła.

    – Przypuszczam też, że ma dość charyzmy, żeby w razie jakichś ruchawek podburzyć jakichś prostych ludzi – z którymi się zżył i którzy go kochają za to, że daje pracę im i całym ich rodzinom, a przy tym jest “swój chłop” i wzór tradycyjnych, katolickich cnót i Prawdziwy Patriota – do wieszania takich jak bywalcy tego bloga na latarniach.

    – Przypuszczam, że co do swojej jurności też specjalnie nie przesadza i – metaforycznie mówiąc – miał więcej kobiet, niż typowy bywalec tego bloga zjadł ciepłych posiłków.

    Dlatego właśnie mam do niego respekt, choć jednocześnie brzydzę się jego poglądami i czuję do niego nienawiść. Ale nie znaczy to, że jest moim idolem.

    pozdrawiam

  17. Quasi
    March 24th, 2009 at 21:04 | #17

    nameste :

    Kompletną bzdurą nazwałem traktowanie “psychoewolucyjnej hipotezy…” jako jedynego czynnika i wystarczającego wyjaśnienia mechanizmów “ludzkiego doboru partnerów”.

    Psychologia ewolucyjna nie twierdzi, że wskazywane przez nią odziedziczone po przodkach preferencje to jedyne czynniki, jakie wpływają na dzisiejsze wybory partnerów, a jedynie to, że powinno dać się wpływ tych preferencji zauważyć nawet w dzisiejszych czasach i to praktycznie w każdej kulturze.

    nameste :

    Kompletną bzdurą nazwałem traktowanie “psychoewolucyjnej hipotezy…” jako jedynego czynnika i wystarczającego wyjaśnienia mechanizmów “ludzkiego doboru partnerów”.

    A piszesz tak zapewne dlatego, że Twoje wyobrażenie o tej hipotezie to strawman.

    nameste :

    Mejbi (choć nie wydaje mi się).

    Bzdurą/karykaturą jest choćby to, jak przedstawia determinizm genetyczny.

    nameste :

    Rzuciłem Ci ten link, żebyś się dowiedział o istnieniu innych mechanizmów wyjaśniających “ludz.dob.partn.”.

    Ale on tam nie mówi nic specjalnie odkrywczego, czego bym wcześniej nie wiedział/nie domyślał się i co by stało w jakiejś oczywistej sprzeczności z tym co mówi psychologia ewolucyjna.

    pozdrawiam

  18. March 24th, 2009 at 21:10 | #18

    Czy ja dobrze kombinuję że, gdyby Nicponia pieprznąć butelczyną przez łeb z partyzanta(skoro taki duży i chojrak), doprawić z “łokcia w pizdę” a potem już w horyzoncie poprawić liściem z laczka to wg jego standardów byłoby to całkiem spoks?

  19. March 24th, 2009 at 21:12 | #19

    inz.mruwnica :

    Cała ta idea kojarzy mi się z takimi nadąsanymi, samobójczymi nastolatkami: zabiję się (Jezus mnie weźmie do nieba) i wtedy mamusia zobaczy jak bardzo byłem dobry i wszyscy będą płakać i mnie lubić, o!

    http://www.lastfm.pl/music/Meret+Becker/_/Wenn+Ick+Mal+Tot+Bin

  20. Quasi
    March 24th, 2009 at 21:34 | #20

    Śledziu :

    Czy ja dobrze kombinuję że, gdyby Nicponia pieprznąć butelczyną przez łeb z partyzanta(skoro taki duży i chojrak), doprawić z “łokcia w pizdę” a potem już w horyzoncie poprawić liściem z laczka to wg jego standardów byłoby to całkiem spoks?

    Zapewne nie byłoby, bo podstępny atak z partyzanta jest niehonorowy, tchórzliwy, zdradziecki, “lewacki”.

  21. March 24th, 2009 at 21:44 | #21

    @Quasi- you made my evening!

  22. RobertP
    March 24th, 2009 at 21:49 | #22

    Quasi :

    – Przypuszczam, że naprawdę jest takim macho, jak pisze i gdyby tylko chciał, to by typowemu “cywilizacjośmierciowemu” bywalcowi tego bloga gołymi rękami ….

    Cywilizacyjnośmiercionośni bywalcy tego bloga miewają dziwne hobby.
    Ten w kraciastej koszuli to Ja. Ćwiczę walkę atrapami noża (sparing zadaniowy) na pierwszym polskim zjeździe miłośników noży (zanim powstał vortal Knives.pl) Klimaty coś jak z Fight Club
    http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/b76e1733942201a5.html
    http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/e54917b4734c19c2.html
    Sporo bywalców tamtego zjazdu ćwiczy tutaj http://miasta.gazeta.pl/warszawa/1,86776,4431987.html

  23. Veln
    March 24th, 2009 at 21:56 | #23

    @Quasi
    1) Popełniasz błąd. Gdybyś wierzył każdemu takiemu Nicponiowi, to by nam wyszło, że by te ich podboje miłosne były prawdziwe, na świecie musiało by być 10 kobiet na 1 mężczyznę, o innych rzeczach typu średnio półmetrowy fajfus u każdego faceta nie mówiąc. Sorry, ale to mitoman.
    2) Niedopchnięcie brzydkich feministek – argument w ustach gościa o takim ryju jak on… no cóż. Poza tym to zza majt argument, nawet gdyby prawdziwy. To się po prostu zlewa (tak jak np. powinien zrobić Mazowiecki w reakcji na aferę o “oskarżenia” o “żydostwo” i kościelne kontrzaświadczenia o aryjskości [taki mądry jestem bo wo to niedawno na blogu u siebie przypomniał])

  24. Quasi
    March 24th, 2009 at 21:57 | #24

    RobertP :

    Cywilizacyjnośmiercionośni bywalcy tego bloga miewają dziwne hobby.
    Ten w kraciastej koszuli to Ja. Ćwiczę walkę atrapami noża (…)

    Nicpoń chwali się, że w nim “nie jedna kosa już siedziała”, jakieś karate i teak won do trenował parę lat, a przede wszystkim jest zaprawiony w walkach ulicznych. No i ma broń palną. Tak wiec, chyba Twój gąbczasty kozik nie zrobiłby na nim specjalnego wrażenia…

    pozdrawiam

  25. March 24th, 2009 at 21:58 | #25

    Quasi :

    Psychologia ewolucyjna nie twierdzi, że wskazywane przez nią odziedziczone po przodkach preferencje to jedyne czynniki, jakie wpływają na dzisiejsze wybory partnerów, a jedynie to, że powinno dać się wpływ tych preferencji zauważyć nawet w dzisiejszych czasach i to praktycznie w każdej kulturze.

    “Preferencje odziedziczone po przodkach” – rozumiem, że w sensie biologicznym. I psychologia ewolucyjna jest w stanie ostro rozgraniczyć je od “preferencji odziedziczonych po przodkach” w sensie podłapanych via kulturowe memy i środowiskowe wzorce, rajt? Bo jeśli nie jest (a obstawiam, że nie jest), to Twoja charakteryzacja psychologii ewolucyjnej, o tu:

    psychologia ewolucyjna, w przeciwieństwie do takiej kinetyki, to młoda dziedzina, w dodatku siłą rzeczy karmiąca się bardzo ograniczoną ilością danych (przynajmniej na razie), zapewne jeszcze pełna czczych spekulacji/”just-so-stories” i zwykłych bzdur, zwłaszcza w swojej wersji pop.

    może powinna być jeszcze ostrzej sformułowana.

    Quasi : (o czytance Gduli)

    Ale on tam nie mówi nic specjalnie odkrywczego, czego bym wcześniej nie wiedział/nie domyślał się i co by stało w jakiejś oczywistej sprzeczności z tym co mówi psychologia ewolucyjna.

    Cóż, mnie się wydaje, że gdy streszcza Bourdieu następująco:

    Główna zasada doboru jest inna – ludzie znajdują partnerów w swoich klasach społecznych, bo łączy ich podobne widzenie świata. (…) Schodzą się ludzie, którzy mają wspólne zasady oceny świata – w tym zasady postrzegania tego, co atrakcyjne.

    to streszcza to trywializując (na użytek masowego czytelnika Wyborczej), niemniej mówi coś w oczywisty sposób sprzecznego[*] z “kobiety lecą na kasę, a faceci na seks”, czy jak tam brzmiała (porównywalnie strywializowana) teza psychoewoli.

    [*] bo teza psychoewoli w tej trywializacji stoi pod kwantyfikatorem wielkim (albo przynajmniej pod “statystyczną dominacją”)

  26. March 24th, 2009 at 21:58 | #26

    @ Śledziu:
    Jak on tak Ciebie – to ok. No ale jak Ty jemu – toś niehonorowa pizda.

  27. RobertP
    March 24th, 2009 at 22:06 | #27

    Quasi :

    Nicpoń chwali się, że w nim “nie jedna kosa już siedziała”, jakieś karate i teak won do trenował parę lat,

    Ja dlatego zacząłem trenować nóż, bo przekonałem się (treningowo na szczęście), że nawet podstawowa znajomość technik walki nożem wystarczy do udowodnienia, że to obiecują na aikido czy ju jitsu niestety NIE DZIAŁA.

  28. March 24th, 2009 at 22:12 | #28

    Quasi :

    Mechanika kwantowa pokazuje, że w skali mikro, na poziomie cząstek elementarnych i atomów wszystkim rządzi rachunek prawdopodobieństwa, ale jakoś dziwnym trafem nie uniemożliwia to wykrywania w ogromnych, makroskopowych zespołach cząstek/atomów pewnych ogólnych prawidłowości, zwanych prawami mechaniki newtonowskiej

    Ciągnąc tę analogię, tezę Nicponia (i zdaje się Twoją) można podsumować jako “skoro teoria sprężystości jest makroskopowo słuszna, to proton to taka mała twarda kuleczka”. Tak to już jest, że ogólne trendy są słuszne, tylko każdy przypadek szczegółowy jest wyjątkiem (do zestawu swoich obelg, którymi mnie obdarzasz możesz jeszcze dopisać “antyredukcjonista”. A co mi tam!).

    Quasi :

    jakieś karate i teak won do trenował parę lat, a przede wszystkim jest zaprawiony w walkach ulicznych. No i ma broń palną. Tak wiec, chyba Twój gąbczasty kozik nie zrobiłby na nim specjalnego wrażenia

    Man, I see a serious issue here…

    Quasi :

    Cytuję: “(…) żydowski tropizm do banków, lichwy itp. brzydkich spraw. Później się dziwią, że nimi wściekli ludzie w piecach palą.“

    A to ciekawe w ustach kogoś, kto dorobił się na oszustwach finansowych. A nie… on był po prostu sprytny.

  29. Veln
    March 24th, 2009 at 22:35 | #29

    inz.mruwnica :

    A to ciekawe w ustach kogoś, kto dorobił się na oszustwach finansowych. A nie… on był po prostu sprytny.

    Bo on to honorowo i otwarcie a Żydy to z partyzanta.

  30. March 24th, 2009 at 22:46 | #30

    Pfff, poczytałem sobie co soczystsze kawałki imć Nicponia i ostatnie, co można o gościu napisać to to, że jest maczo, alfa czy inny kozak. Gość sobie leveluje werbalnie warriora, jak z jakiegoś Wowa czy innego MMO. To wszycho. Nie różni się niczym od 40latka z głową pełną marzeń, mieszkającego w suterenie swojej starej.

  31. March 24th, 2009 at 22:57 | #31

    @ Śledziu:
    Koleś figuruje też jako producent pewnej szmiry i (jeśli mnie pamięć nie myli) zagrał tam nawet czwartoplanową rolę. Szmira była z gatunku sf (plus sam z siebie) natomiast efekt końcowy plasuje się w okolicach wiedźmina. Napisałbym, że gorzej ale niżej w statach upaść nie można.

  32. March 24th, 2009 at 23:08 | #32

    Jak pisałem- głowa pełna marzeń.

  33. March 24th, 2009 at 23:14 | #33

    negowanie istnienia innych cywilizacji jest kolosalnych rozmiarów głupotą. ba! – przeczy elementarnej logice.

  34. March 24th, 2009 at 23:17 | #34

    Quasi :

    Przypuszczam, że naprawdę jest takim macho, jak pisze i gdyby tylko chciał, to by typowemu “cywilizacjośmierciowemu” bywalcowi tego bloga gołymi rękami wyrwał jaja,

    Pomijając już to, że typowy cywilizacjośmierciowy bywalec tego bloga przeważnie przebywa w chronionych pomieszczeniach, więc w ogóle wannabe macho miałby najwyżej kilka minut na szybki atak, zanim go ochrona skuje i przekaże blacharni – to przecież w razie nawet niewinnego naruszenia nietykalności cielesnej taki wannabe macho musiałby potem sobie poradzić z gniewem prawników cywilizacji śmierci. Nec Hercules contra mecenas.

    Quasi :

    Przypuszczam też, że ma dość charyzmy, żeby w razie jakichś ruchawek podburzyć jakichś prostych ludzi – z którymi się zżył i którzy go kochają za to, że daje pracę im i całym ich rodzinom

    Chwileczkę chwileczkę – przecież te “biznesy”, do których on “ma smykałkę”, to jakieś drobne przekręty typu piramida finansowa. Takie biznesy nie dają “pracy całym rodzinom” – pracę tysiącom ludzi to daje raczej typowa cywilizacjośmierciowa korporacja.

    Quasi :

    Przypuszczam, że co do swojej jurności też specjalnie nie przesadza i – metaforycznie mówiąc – miał więcej kobiet, niż typowy bywalec tego bloga zjadł ciepłych posiłków.

    Dziwek, którym chodziło o kasę? Czy jest tu jakiś typowy bywalec tego bloga, któremu w ogóle chciałoby się rywalizować w takiej kategorii?

    Quasi :

    Dlatego właśnie mam do niego respekt, choć jednocześnie brzydzę się jego poglądami i czuję do niego nienawiść

    A ja tego szacunku nie mam za nic; owszem, gardzę jego poglądami, ale niczego mu nie zazdroszczę (co nas, mam wrażenie, silnie różnicuje – Twoja fascynacja ma ewidentny podtekst “ach, ja też bym chciał mieć taki drogi samochód”).

  35. March 25th, 2009 at 00:02 | #35

    @ Neniadt:
    Klawisz SHIFT na klawiaturze pozwoli Ci uzyskać duże litery.

  36. Quasi
    March 25th, 2009 at 00:10 | #36

    nameste :

    “Preferencje odziedziczone po przodkach” – rozumiem, że w sensie biologicznym. I psychologia ewolucyjna jest w stanie ostro rozgraniczyć je od “preferencji odziedziczonych po przodkach” w sensie podłapanych via kulturowe memy i środowiskowe wzorce, rajt?

    PE mając teoretyczną wiedzę na temat mechanizmów ewolucji, porównawczą wiedzę na temat etologii różnych gatunków, a także jakieś wyobrażenie o realiach życia naszych przodków, jest w stanie stawiać hipotezy, jakich uniwersalnych cech – w tym preferencji przy wyborze partnera u poszczególnych płci – należy się spodziewać u współczesnych ludzi (w ich behawiorze, psychologii, neurologii, anatomii/fizjologii). I tych cech, ich dystrybucji i szczegółowych własności różnymi narzędziami psychologicznymi, socjologicznymi, genetycznymi, antropologicznymi, kulturoznawczymi można poszukiwać. Działanie w przeciwnym kierunku (tj. wnioskowanie na temat realiów życia naszych przodków i działających wówczas presji selekcyjnych na podstawie obserwowanych współcześnie uniwersalnych cech ludzkich) też jest dopuszczalne, choć metodologicznie trudniejsze do weryfikacji.

    Ostre rozgraniczenie między predyspozycjami biologicznymi i kulturowymi nie ma wiele sensu, bo kultura jest tworem człowieka – a więc i jego biologicznych predyspozycji – a nie czymś danym z zewnątrz, nie mającym związku z biologią. Stąd relacja między biologią a kulturą nie zawsze muszą być antagonistyczne, bo mogą – i pewnie najczęściej są – synergistyczne.

    nameste :

    Bo jeśli nie jest (a obstawiam, że nie jest), to Twoja charakteryzacja psychologii ewolucyjnej,
    (…)
    może powinna być jeszcze ostrzej sformułowana.

    Myślę, że jest sformułowana tak jak należy. Ja ogólnie mam nie najlepsze odczucia odnośnie oferowanych obecnie wyjaśnień podłoża ludzkiego zachowania, ze względu na to, że oczywiste trudności ze stosowanie tu inwazyjnego eksperymentatorstwa bardzo utrudniają zdobycie tu klarownych danych.
    Psychologia ewolucyjna przynajmniej ma rozsądne podłoże teoretyczne – to, że na ludzkie zachowanie musi wpływać jakaś wygenerowana przez ewolucyjną przeszłość “uniwersalna biologiczna natura”, to stwierdzenie, który trudno w nauce rozsądnie podważyć (można to czynić z perspektywy pseudonaukowej, np. kreacjonistycznej – ale daleko temu do rozsądku), problem tylko w tym, żeby tę “uniwersalną biologiczną naturę” wystarczająco szczegółowo poznać. Kwestionowanie/ignorowanie istnienia jakiejkolwiek “uniwersalnej natury ludzkiej” i jej znaczenia w dzisiejszych społeczeństwach jest niemal jak ignorowanie/kwestionowanie przez homeopatów współczesnych poglądów na budowę materii i jej związków z fizjologia człowieka.

    Poważniejszą debatę na temat kontrowersji związanych z PE możesz poczytać tu:

    http://www.anth.ucsb.edu/projects/human/evpsychfaq.html

    http://en.wikipedia.org/wiki/Evolutionary_psychology_controversy

    – David J Buller, “Evolutionary psychology: the emperor’s new paradigm,” Trends in Cognitive Sciences 9, no. 6 (Czerwiec 2005): 277-83, doi:10.1016/j.tics.2005.04.003.
    http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/15925806
    [Sam artykuł i repliki do niego]

    – Riccardo Baschetti, “Evolutionary, neurobiological, gene-based solution of the ideological “puzzle” of human altruism and cooperation,” Medical Hypotheses 69, no. 2 (2007): 241-9, doi:10.1016/j.mehy.2007.03.020.
    http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/17507175

    – Aaron Sell et al., “Evolutionary Psychology: Application and Criticism,” w Encyclopedia of Cognitive Science (Nature Publishing Group, 2003).
    http://www.psych.ucsb.edu/research/cep/papers/A0640.pdf

    nameste :

    Cóż, mnie się wydaje, że gdy streszcza Bourdieu następująco:
    (…)
    to streszcza to trywializując (na użytek masowego czytelnika Wyborczej), niemniej mówi coś w oczywisty sposób sprzecznego[*] z “kobiety lecą na kasę, a faceci na seks”, czy jak tam brzmiała (porównywalnie strywializowana) teza psychoewoli.

    Ale dlaczego miałaby tu być jakaś sprzeczność? To jasne, że ludzie z jakiejś grupy/warstwy społecznej najczęściej wybierają sobie partnerów ze swojej grupy/warstwy, bo zwyczajnie mają do nich najłatwiejszy, najszerszy i najczęstszy dostęp; ale przy wyborze partnerów z tej grupy/warstwy “pierwotne preferencje” też muszą mieć znaczenie, przy czym na postrzeganie partnerów przez pryzmat tych preferencji zapewne wpływają działające w tej grupie efekty kulturowe, choćby te definiujące szczegółowe kryteria “prestiżu”/”obciachu”, “sukcesu”, “pozycji” czy minimalne wymagania/oczekiwania ekonomiczne.

    pozdrawiam

  37. March 25th, 2009 at 01:00 | #37

    Quasi :

    to, że na ludzkie zachowanie musi wpływać jakaś wygenerowana przez ewolucyjną przeszłość “uniwersalna biologiczna natura”, to stwierdzenie, który trudno w nauce rozsądnie podważyć

    To albo tautologia (as in “ludzie zachowują się po ludzku”), albo poznawczy postulat (“w różnych wzorach zachowań, które bywają tłumaczone tak-czy-śmak, w rzeczywistości realizuje się uniwersalna ludzka natura“, przy czym, bez żadnych zaskoczeń, uniw.l.n. ma się przejawiać redukująco i upraszczająco). W pierwszym wypadku giniemy z nudów, nie pierwszy zresztą raz, w drugim możemy przynajmniej pytać się o takie rzeczy, jak predykcyjna moc [takiej] metafory psychoewolucyjnej. W odniesieniu do jednostek i niezależnie od kultury, bo inaczej uniwersalizm idzie się koniugować.
    Quasi :

    Ostre rozgraniczenie między predyspozycjami biologicznymi i kulturowymi nie ma wiele sensu, bo kultura jest tworem człowieka – a więc i jego biologicznych predyspozycji – a nie czymś danym z zewnątrz, nie mającym związku z biologią.

    Ale to jest, wybacz, taka niezobowiązująca paplanina. Bo rzecz w tym, że tam, gdzie psychoewol postuluje jednorodny, uniwersalny mechanizm, kultura wyprodukowała dziesiątki wariantów, których rozrzut jest aż do A obok nieA. W to “ostre rozgraniczenie” ja też niezbyt wierzę, tyle że to właśnie psychoewole upierają się przy [uniwersalnych] czysto adaptatywno-biologicznych determinantach zachowań, przynajmniej w tym sensie, że chcą z tej metafory uczynić dominujące wyjaśnienie, rozrzut wariantów kulturowych traktując tak jak Ty: z użyciem słowa musi [“uniw.l.n musi mieć znaczenie”; zobacz wyżej, ile razy użyłeś tej konstrukcji]. I w tym właśnie sensie jest ono [wyjaśnienie] o kant potłuc.

  38. Quasi
    March 25th, 2009 at 02:37 | #38

    wo :

    Pomijając już to, że typowy cywilizacjośmierciowy bywalec tego bloga przeważnie przebywa w chronionych pomieszczeniach, więc w ogóle wannabe macho miałby najwyżej kilka minut na szybki atak, zanim go ochrona skuje i przekaże blacharni – to przecież w razie nawet niewinnego naruszenia nietykalności cielesnej taki wannabe macho musiałby potem sobie poradzić z gniewem prawników cywilizacji śmierci. Nec Hercules contra mecenas.

    No i ja konieczność wyręczania/zasłaniania się w takim wypadku ochroną i systemem prawnym odbieram jako coś bardzo wstydliwego. A co w przypadku, gdy macho wyzwie na honorowy pojedynek?

    wo :

    Chwileczkę chwileczkę – przecież te “biznesy”, do których on “ma smykałkę”, to jakieś drobne przekręty typu piramida finansowa. Takie biznesy nie dają “pracy całym rodzinom” – pracę tysiącom ludzi to daje raczej typowa cywilizacjośmierciowa korporacja.

    Macho chwalił się, że gdy wchodził w piramidę, był już ustawiony – miał jakąś firmę produkującą części metalowe i eksportował to do Niemiec. W piramidę wchodził jako osoba nr circa 6000, więc zarobienie na tym kilku milionów ówczesnych marek musiało wymagać jakichś nieprzeciętnych zdolności, pomysłowości i pracowitości. Później – chwali się – wykombinował, jak okantować fiskus i nie zapłacić za dochód z piramidy żadnego podatku. No i rzekomo kasę zarobioną na piramidzie pomnożył, zakładając liczne firmy, także w USA (podatki ponoć płaci na Bahamach).
    Do tego wszystkiego prowadzi hodowlę koni arabskich (hobbystycznie, acz przedsięwzięcie zarabia na siebie) oraz spore gospodarstwo rolne (stawy rybne, pasiekę, produkcję drewna), dające zatrudnienie lokalnej społeczności (z którą jest jakoby bardzo zżyty).

    wo :

    Dziwek, którym chodziło o kasę? Czy jest tu jakiś typowy bywalec tego bloga, któremu w ogóle chciałoby się rywalizować w takiej kategorii?

    Nie chodzi mi o rywalizację (on sam o kobietach, które zaliczał, wypowiada się z pogardą), lecz o to, że zakwestionowałeś jego “męskość”, dopatrując się w tym podłoża jego mizoginii.

    wo :

    A ja tego szacunku nie mam za nic; owszem, gardzę jego poglądami, ale niczego mu nie zazdroszczę (co nas, mam wrażenie, silnie różnicuje – Twoja fascynacja ma ewidentny podtekst “ach, ja też bym chciał mieć taki drogi samochód”).

    Nie, absolutnie nie o to mi chodzi. Respekt automatycznie czuję do ludzi, którzy (i) znaczącą przewyższają mnie szeroko rozumianą siłą (fizyczną, psychiczną, inteligencją, wiedzą, doświadczeniem, umiejętnościami, reputacją/popularnością, zaradnością) i (ii) stanowią dla mnie potencjalne zagrożenie, z którym nie byłbym w stanie sobie poradzić (zresztą, Nicpoń kiedyś deklarował ochotę obicia mi ryja).

    Oczywiście, do wielu ludzi mam większy respekt niż do Nicponia, ale też nie ukrywam, że wg powszechnie przyjmowanych kryteriów (życiowa zaradność, odwaga, pewność siebie, siła fizyczna/sprawność w walce wręcz, atrakcyjność dla płci przeciwnej, charyzma, pewnie i inteligencja, elokwencja itp.) jest człowiekiem znacznie bardziej wartościowym ode mnie (i podejrzewam, że także od sporej części bywalców tego bloga). Drogie samochody i zaliczanie stad dziwek osobiście zupełnie mnie nie interesuje [to co mi imponuje u innych ludzi, to nie stan posiadania, lecz ich siła fizyczna i psychiczna, sprawność fizyczna i intelektualna, wrodzone talenty, wypracowane umiejętności, wiedza i obycie], ale jestem świadomy, że ustępowanie pod tym względem Nicponiowi szarga moją reputację, więc brak drogiego samochodu czy dziesiątek/setek przekopulowanych kobiet w życiorysie jest czymś, czego mogę/powinienem(?) się wstydzić, ale nie zależy mi zupełnie na zmianie tego stanu rzeczy.

    pozdrawiam

  39. March 25th, 2009 at 09:10 | #39

    Ja napiszę tak: Quasi, nie wierz we wszystko co ludzie o sobie piszą w internecie.

  40. RobertP
    March 25th, 2009 at 09:16 | #40

    Quasi :

    No i ja konieczność wyręczania/zasłaniania się w takim wypadku ochroną i systemem prawnym odbieram jako coś bardzo wstydliwego. A co w przypadku, gdy macho wyzwie na honorowy pojedynek?

    To wtedy jako pozwany masz prawo wyboru broni, np. ciętej riposty.
    A wyręczanie się kimś przy opróżnianiu szamba czy usuwaniu jakiś kiboli, nazioli itp. to przejaw naszej cywilizacyjnośmiercionośnej wyższości.
    No i mniej Grzesiuka i Tyrmanda, “honorowe” solówki to lep na frajerów, żeby wyszli z lokalu i dostali oklep od kilku kolesi wyzywającego.

    Respekt automatycznie czuję do ludzi, którzy (i) znaczącą przewyższają mnie szeroko rozumianą siłą (…..) i stanowią dla mnie potencjalne zagrożenie, z którym nie byłbym w stanie sobie poradzić (zresztą, Nicpoń kiedyś deklarował ochotę obicia mi ryja).

    W moim życiu najwieksze potencjalne zagrożenie to przysypiający kierowca TIRa, lub przedstawiciel handlowy któremu bardzo śpieszy się na A7. Chyba za długo patrzyłeś w internet.

    Oczywiście, do wielu ludzi mam większy respekt niż do Nicponia, ale też nie ukrywam, że wg powszechnie przyjmowanych kryteriów (życiowa zaradność, odwaga, pewność siebie, siła fizyczna/sprawność w walce wręcz, atrakcyjność dla płci przeciwnej, charyzma, pewnie i inteligencja, elokwencja itp.) jest człowiekiem znacznie bardziej wartościowym ode mnie (i podejrzewam, że także od sporej części bywalców tego bloga). …..

    Upiłeś się na smutno? Laska cię rzuciła? Depresja wiosenna?

  41. March 25th, 2009 at 09:25 | #41

    Quasi :

    gdy macho wyzwie na honorowy pojedynek

    należy go pokonać szybką salwą śmiechu.

  42. March 25th, 2009 at 09:35 | #42

    Quasi :

    ustępowanie pod tym względem Nicponiowi szarga moją reputację, więc brak drogiego samochodu czy dziesiątek/setek przekopulowanych kobiet w życiorysie jest czymś, czego mogę/powinienem(?) się wstydzić

    dżizas, Quasi, masz jakąś partnerkę/partnera? jak masz, to weź się spytaj, czy wymienił(a)by Cię na Nicponia, a potem przestań robić dramę. nie ma zupełnie powodu, żeby Ci zależało na opinii ludzi, na których opinii Ci nie zależy, ferkrajsejk. i ja też wolałbym mieć więcej kasy, ale nie kosztem oszustw i przekrętów :/ don Corleone też zazdrościsz??

    sorsy za niezborność tej wypowiedzi, się zdenerwowałem :)

  43. March 25th, 2009 at 09:43 | #43

    Quasi :

    nie ukrywam, że wg powszechnie przyjmowanych kryteriów (życiowa zaradność, odwaga, pewność siebie, siła fizyczna/sprawność w walce wręcz, atrakcyjność dla płci przeciwnej, charyzma, pewnie i inteligencja, elokwencja itp.)

    Quasi, od ponad dwóch lat uparcie lansujesz (pod pozorem zwalczania i “dawania upustu nienawiści”) tego osobnika w internecie, hate & love syndrome jest ewidentny, powinieneś (serio) pomyśleć o jakiejś terapii. Co do tej Twojej listy, zapewne można by się zgodzić na “pewność siebie”, która (doświadczyłeś tego na własnej, polemicznej skórze) jest hm, przymiotem głupków.

    “Życiowa zaradność”? Odziedziczony kawałek ziemi + przekręty? “Odwaga”? Pamiętam ten typ ze szkoły podstawowej, kolesi, którzy opowiadaniem co-to-nie-oni zdobywali sobie uznanie wśród mniej wygadanych. Dorośnij. “Fizyczna sprawność & walka wręcz”? Zapisz się na siłownię ;). “Atrakcyjność dla płci przeciwnej”? A pamiętasz tę fotę, którą często linkowałeś? Końcem kija nie chciałbym dotknąć tej płci przeciwnej, dla której ktoś z takim fizis jest atrakcyjny. “Charyzma”? Bij się w piersi, swoim paroletnim lansowaniem tego buca przyczyniłeś się ;p. “Elokwencja”? Ja to już w 2006 rozpoznałem jako “niezborny słowotok”, na który naprawdę szkoda czasu.

    No i clou programu :>. “Pewnie i inteligencja”. To jedno świadczy, doprawdy, o Twojej desperacji. Zapewne jesteś jednym z najpilniejszych czytelników jego tekstów (wyrazy współczucia). I mimo to, po dwóch latach, nie masz pewności co do inteligencji? (Słusznie skądinąd.)

    Powtarzam, zastanów się nad terapią, może nie jest za późno :)

  44. March 25th, 2009 at 09:56 | #44

    A. Gliniany – zdaję sobie sprawę, z istnienia przedstawionego przez Ciebie mechanizmu. z tego, że zdania winno zaczynać się kapitalikami – również, bom filologiem polskim in spe. a nie zastosowuję się, gdyż mam taką fantazję. pozdrawiam.

  45. Veln
    March 25th, 2009 at 10:54 | #45

    @Quasi
    Klasyczny kompleks niższości. To niezdrowe, lecz to. Ja to mam ale Bogu dzięki nie wobec Nicponia.

  46. March 25th, 2009 at 11:18 | #46

    @Klasyczny kompleks niższości.

    Raczej niedopchania. Wielkim, brutalnym, zwierzęcym w swej istocie penisem.

  47. Veln
    March 25th, 2009 at 11:21 | #47

    @mrw
    Nie no chyba jest jakaś różnica między Tutensrakiem a Quasim?

  48. March 25th, 2009 at 11:22 | #48

    Łał. Czasami przeczucia się sprawdzają. Po przeczytaniu pierwszego komcia Quasiego, tego z linkiem do Nicponia, powziąłem postanowienie, że nie będę śledził tego wątku dyskusji. Sądząc po niektórych odgłosach, które mnie dobiegają z waszego pokoiku, była to świetna decyzja.

  49. March 25th, 2009 at 11:42 | #49

    ” A pamiętasz tę fotę, którą często linkowałeś? ”

    Poproszę o fotę Nicponia inną niż ta oficjalna na jego blogu (strzelba, kapelusz i ni chu chu nie widać). Ciekawym.

  50. March 25th, 2009 at 11:59 | #50

    Quasi :

    No i ja konieczność wyręczania/zasłaniania się w takim wypadku ochroną i systemem prawnym odbieram jako coś bardzo wstydliwego.

    Nie “konieczność” tylko “możliwość” :-). Ja to traktuję jako oznakę statusu.

    Quasi :

    A co w przypadku, gdy macho wyzwie na honorowy pojedynek?

    Kazać służbie oćwiczyć batogami a potem spuścić psy, ofkors.

    Quasi :

    Macho chwalił się, że gdy wchodził w piramidę, był już ustawiony

    To przecież bzdura, w którą uwierzyliby tylko bardzo naiwni.

    Quasi :

    Do tego wszystkiego prowadzi hodowlę koni arabskich (hobbystycznie, acz przedsięwzięcie zarabia na siebie) oraz spore gospodarstwo rolne (stawy rybne, pasiekę, produkcję drewna), dające zatrudnienie lokalnej społeczności (z którą jest jakoby bardzo zżyty).

    No więc niech będzie, że ma jakieś gospodarstwo rolne i zatrudnia, ho ho, ze pięć osób na krzyż. To ciągle nie jest ani nic imponującego, ani groźnego, jak to wyłania się z Twoich obsesji.

    Quasi :

    Nie chodzi mi o rywalizację (on sam o kobietach, które zaliczał, wypowiada się z pogardą), lecz o to, że zakwestionowałeś jego “męskość”, dopatrując się w tym podłoża jego mizoginii.

    I nadal kwestionuję, bo ja “męskości” nie mierzę liczbą zaliczonych partnerek skuszonych pieniędzmi. Taki typowy mizoginizm-faceta-z-krótkim polega na tym, że nie umie dać kobiecie radości po prostu jako partner, więc się boi kastracyjnych feministek. Z tego co piszesz wynika, że pośrednio nawet się przyznał do tego, że taka jest jego motywacja.

    Quasi :

    ustępowanie pod tym względem Nicponiowi szarga moją reputację, więc brak drogiego samochodu

    Quasi, czeka Ciebie teraz szok poznawczy. Skup się. Przytrzymaj się krzesła. TO NIE JEST DROGI SAMOCHÓD. Wprawdzie w nowym psychiatryku nie ma już tego zdjęcia, więc nie mogę się teraz wypowiedzieć dokładniej, ale gdy pierwszy raz zobaczyłem to zdjęcie, to na nim widniał jakiś na oko dwudziestoletni rzęch. Takie coś możesz mieć za paręnaście tysięcy. Do licha, ja mam droższą nogę, niż on ma samochód. Quasi, przebudź się i w poszukiwaniu ludzi, których powinieneś się bać, odwiedzaj siedziby wielkich cywilizacjośmierciowych korporacji :-)

  51. March 25th, 2009 at 13:20 | #51

    bantus :

    Zamiast jednak gadać o głupotach zastanówcie się nad swoją przyszłością bezbożnicy, nawet w was musiała pozostać iskierka wiary (część smaczna zaczyna się po pierwszej minucie).

    Co najmniej dwóch z tych aktorów widziałem w jakichś pornosach. Chyba nawet w tych samych ubraniach (początkowo).

  52. Quasi
    March 25th, 2009 at 15:45 | #52

    nameste :

    To albo tautologia (as in “ludzie zachowują się po ludzku”), albo poznawczy postulat (…).

    Tautologia? Też:

    CLAIM: Evolution teaches that people are animals. We should not be surprised when people who are taught evolution start behaving like animals.
    RESPONSE: (…) “Behaving like animals” does not mean anything, because different animals behave in different ways. A part of human behavior is the ability of people to learn and to modify their behavior according to cultural norms. Evolution teaches that people behave like humans. (…)

    http://www.talkorigins.org/indexcc/CA/CA009.html

    ;-)

    “Postulat poznawczy” (jeśli dobrze rozumiem o co Ci chodzi) jest taki:
    Tak jak jest to w przypadku anatomii, fizjologii, biochemii itp., także pod względem psychologicznym ludzie posiadają wspólną “uniwersalną naturę”, będącą konsekwencją genetycznego odziedziczenia po ostatnim wspólnym przodku determinantów pewnych wrodzonych mechanizmów psychicznych; określony kształt tych mechanizmów jest wynikiem określonych presji selekcyjnych działających na naszych przodków.

    Jest to postulat konkurencyjny np. wobec postulatów typu “tabula rasa”, stanowiących z grubsza, że coś takiego jak psychologiczna “uniwersalna ludzka natura” nie istnieje (przynajmniej ponad “id”), ludzie nie mają żadnych wrodzonych preferencji, schematów poznawczych i sposobów reagowania, a sposób zachowywania się, myślenia i odczuwania jest w całości wyuczony, nieświadomie zdeterminowany przez doświadczenia oraz będący konsekwencją świadomych, racjonalnych decyzji; wszystkie zbieżności między ludźmi (których generalnie jest bardzo niewiele) – także z różnych kultur – są wynikiem kulturowych zbiegów okoliczności, podobnych doświadczeń (a podobieństwo nieświadomych reakcji na podobne doświadczenia jest, konsekwencją nie wspólnego wrodzonego schematu reagowania na te doświadczenia, lecz czystego przypadku) oraz konwergentnego podejmowania zbliżonych racjonalnych decyzji wobec podobnych problemów (wynika to z tego, że dany problem zwykle ma jedno optymalne rozwiązanie i racjonalnie myślący ludzie dochodzą do niego niezależnie).

    nameste :

    (”w różnych wzorach zachowań, które bywają tłumaczone tak-czy-śmak, w rzeczywistości realizuje się uniwersalna ludzka natura“, przy czym, bez żadnych zaskoczeń, uniw.l.n. ma się przejawiać redukująco i upraszczająco)

    Nie bardzo rozumiem o co chodzi.

    – Owszem, twierdzi się, że jeden, uniwersalny mechanizm psychiczny może generować różne patterny zachowań/odczuć, w zależności od okoliczności (np. człowiek będzie preferował różne strategie doboru partnera w zależności od samooceny; człowiek będzie się wiązał z różnymi partnerami, w zależności od tego, do jakich ma dostęp; ludzie mogą się komunikować różnymi językami, choć zdolność do posługiwania się mową jest wrodzona).
    To tak samo jak jedna uniwersalna beta-galaktozydaza E.coli daje różny efekt – ot, np. przefermentowanie laktozy do paru kwasów i gazów albo zabarwienie komórki na niebiesko – w zależności od składu pożywki, na której rośnie bakteria; stężenie insuliny we krwi zależy od czasu od spożycia posiłku, jego składu chemicznego i ilości; ta sama ludzka skóra przybiera różną barwę w zależności od stopnia ekspozycji na promieniowanie UV; takie same embrionalne komórki macierzyste mogą się zróżnicować w różne tkanki, w zależności od tego, na jakie gradienty morfogenów zostaną wyeksponowane, czyli de facto od tego, jaką pozycję w zarodku zajmują.
    Truizm.

    – Owszem, wyjaśnienia psychoewolucyjne to jest redukcja i upraszczanie, tak jak każde naukowe wyjaśnienie (ot, choćby sprowadzenie chmury punktów pomiarowych na wykresie do wzoru funkcji czy wykreślenie mapy w skali mniejszej od 1:1) – a może i szerzej: każde wyjaśnienie empiryczno-indukcyjne. Zdaje się, że sam na ten temat ostro dyskutowałeś z powołującym się na Chaitina Hexenhammerem.
    Chyba też truizm.

    nameste :

    (…) w drugim możemy przynajmniej pytać się o takie rzeczy, jak predykcyjna moc [takiej] metafory psychoewolucyjnej. W odniesieniu do jednostek i niezależnie od kultury, bo inaczej uniwersalizm idzie się koniugować.

    Oczywiście, że psychologia ewolucyjna ma taką interkulturową moc predykcyjną – inaczej nie dałoby się jej uprawiać. I działa ona tak jak już to opisałem:

    PE mając teoretyczną wiedzę na temat mechanizmów ewolucji, porównawczą wiedzę na temat etologii różnych gatunków, a także jakieś wyobrażenie o realiach życia naszych przodków, jest w stanie stawiać hipotezy, jakich uniwersalnych cech – w tym preferencji przy wyborze partnera u poszczególnych płci – należy się spodziewać u współczesnych ludzi (w ich behawiorze, psychologii, neurologii, anatomii/fizjologii). I tych cech, ich dystrybucji i szczegółowych własności różnymi narzędziami psychologicznymi, socjologicznymi, genetycznymi, antropologicznymi, kulturoznawczymi można poszukiwać. Działanie w przeciwnym kierunku (tj. wnioskowanie na temat realiów życia naszych przodków i działających wówczas presji selekcyjnych na podstawie obserwowanych współcześnie uniwersalnych cech ludzkich) też jest dopuszczalne, choć metodologicznie trudniejsze do weryfikacji.

    A co do jej stosowalności do jednostek. PE koncentruje się nie na tym, co ludzi różni, lecz na tym, co ludzie mają wspólnego, więc oddzielne jednostki nie są przedmiotem jej zainteresowania – to raczej domena psychologii klinicznej or something.
    Choć owszem, psychologia ewolucyjna może wywierać wpływ na inne dziedziny psychologii, np. na rewizję poglądów na temat etiologii pewnych chorób psychicznych/zaburzeń osobowości (np. depresji); ale znów – nie o różnice indywidualne tu chodzi, lecz o podobieństwa, cechy wspólne. Dla przykładu:

    – R M Nesse, “Is depression an adaptation?,” Archives of General Psychiatry 57, no. 1 (Styczeń 2000): 14-20.
    http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/10632228

    nameste :

    Ale to jest, wybacz, taka niezobowiązująca paplanina.

    Co to znaczy “niezobowiązująca paplanina”?

    nameste :

    Bo rzecz w tym, że tam, gdzie psychoewol postuluje jednorodny, uniwersalny mechanizm, kultura wyprodukowała dziesiątki wariantów, których rozrzut jest aż do A obok nieA.

    1. Tam, czyli gdzie? Kultura gdziekolwiek wyprodukowała bo ja wiem: brak więzi rodzinnych; to, że kobiety popełniają więcej morderstw, pobić i wypadków niż mężczyźni; to, że kobiety są średnio/medialnie bardziej promiskuityczne od mężczyzn (i np. zawód męskiej heteroseksualnej prostytutki jest powszechniejszy niż prostytutki żeńskiej); to, że kobiety “stare, tłuste ale jare” cieszą się większym powodzeniem seksualną niż młode, zdrowe, wcięte w talii, z jędrnymi dupkami i cyckami; stabilny matriarchat i poliandrię; to, że ludzie do komunikacji nie używają mowy; szacunek do kobiet “puszczalskich”?

    2. Uniwersalny, jednorodny mechanizm nie musi prowadzić do finalnie identycznych fenotypów w różnych warunkach, tak jak nie prowadzi do tego np. identyczna beta-galaktozydaza E.coli, czy identyczna skóra. Patrz wyżej.

    3. Ludzki behawior jest wypadkową działania różnych mechanizmów psychicznych, które czasami działają przeciwstawnie, stąd w jednych warunkach siła jednych może przezwyciężyć siłę drugich, w innych warunkach – na odwrót. Szerzej pisałem o tym w kontekście dyskusji o fobiach w niniejszym komentarzu. Jakieś czynniki kulturowe/memy mogą zaprząc jedne mechanizmy psychiczne do tłumienia efektów działania innych, tak jak ma to miejsce np. w judeo-chrześcijańskiej pruderii (mechanizmy sterujące “intuicją moralną”, grupową lojalnością, troską o reputację i posłuszeństwem wobec wyżej postawionych w hierarchii wykorzystane do tłumienia efektów mechanizmów sterujących seksualnością), czy terrorysty-samobójcy.
    Jednak istnienie takiej “wojny domowej” powinno pozostawić po sobie wyraźne ślady. Takimi śladami może być np. (i) istnienie w kulturze odpowiednich systemów indoktrynacyjno-treserskich; (ii) hipokryzja; (iii) powszechność łamania narzuconych norm i istnienie jakiegoś systemu represyjnego dla tych, którzy je łamią.

    nameste :

    W to “ostre rozgraniczenie” ja też niezbyt wierzę, tyle że to właśnie psychoewole upierają się przy [uniwersalnych] czysto adaptatywno-biologicznych determinantach zachowań, (…)

    Ani psychoewole, ani inni biolodzy nie twierdzą, że wszystkie cechy organizmów są adaptacjami. Szerzej pisałem o tym tutaj:
    http://satyra.republikanska.salon24.pl/100353.html#comment-1453596

    pozdrawiam

  53. Quasi
    March 25th, 2009 at 16:56 | #53

    inz.mruwnica :

    Ciągnąc tę analogię, tezę Nicponia (i zdaje się Twoją) można podsumować jako “skoro teoria sprężystości jest makroskopowo słuszna, to proton to taka mała twarda kuleczka”.

    Nicponia być może, ale nie moja.

    inz.mruwnica :

    do zestawu swoich obelg, którymi mnie obdarzasz

    Nigdy nie chciałem Cie obdarzyć żadną obelgą. Przekonania i postawy, które Ci przypisywałem – postmodernizm(?), aparealizm, nitpicking – uznawałem, że te, do których sam się przyznajesz/z których jesteś dumny.

    Jeśli któreś z tych określeń odebrałeś jako obelgę, niniejszym najmocniej Cię przepraszam i obiecuję, że to się więcej nie powtórzy.

    Być może zarzut nitpickingu był na wyrost, ale odniosłem takie wrażenie, że choć z bywalców tego bloga nasze światopoglądy mimo wszystko wydają się najbardziej zbliżone (w sensie sceptycyzmu, relatywizmu i zdystansowania do ontologii, wiary) i mimo wszystko staram się pisać najbardziej asekuracyjnym językiem oraz ostrożnie stawiać tezy, to jednak mnie czepiasz się najbardziej.

    inz.mruwnica :

    A to ciekawe w ustach kogoś, kto dorobił się na oszustwach finansowych. A nie… on był po prostu sprytny.

    – On piramidy finansowej nie uważa z oszustwo, choć jest otwarty na cudze opinie w tej kwestii i jest gotów zmienić zdanie, pod warunkiem, że ktoś go do tego rozsądną argumentacją przekona. Twierdzi, że nikomu to się nie udało, choć okazji było aż nadto.

    – Machloje podatkowe to też wg niego nie jest oszustwo, tylko obrona przed kradzieżą jaką są podatki. Takoż korumpowania władzy, aby “nie dać się okradać”. Zacytuję jedną wypowiedź:

    no z tymi przepisami tosa jaja. Bo mnie kiedys zwineła psiarnia na drodze i okazało się, że mi sie jeden halogen nie pali. Więc panowie mundurowi stwierdzili, ze albo usune usterke na miejscu, albo mi dowód rejestracyjny zabierają. A tu jest noc, ja jestem w garniaku droższym od ich radiowozu i leko mzy. I co, mam się rzucac na asfalt żarówke wymieniac? To im powiedziałem, ze wyłaczę te halogeny w cholerę. I po kłopocie. Ale nie ma tak lekko. Jak sa to maja być sprawne.
    No i zostało mi tylko ich skorumpowac co tez uczyniłem i pjechalem dalej.
    Czego i tobie zyczę. Bo to nie jest uczciwośc dawac się kroic bandytom. Uczciwośc to jest nie dac sie kroic a placic tylko za to, na co sie umówiono. Nie ulegac bandytom i już.

    pozdrawiam

  54. March 25th, 2009 at 17:04 | #54

    Quasi :

    Machloje podatkowe to też wg niego nie jest oszustwo, tylko obrona przed kradzieżą jaką są podatki. Takoż korumpowania władzy, aby “nie dać się okradać”.

    w ten sposób se wszystko można wytłumaczyć, łącznie ze słuszną obroną Narodu przed zdradziecką piątą kolumną.

  55. March 25th, 2009 at 17:08 | #55

    Quasi :

    On piramidy finansowej nie uważa z oszustwo, choć jest otwarty na cudze opinie w tej kwestii i jest gotów zmienić zdanie, pod warunkiem, że ktoś go do tego rozsądną argumentacją przekona. Twierdzi, że nikomu to się nie udało, choć okazji było aż nadto.

    Każdy, kto dorobił się na piramidzie finansowej wiedział, na czym polega ten interes, wiedział, jakich metod trzeba użyć, żeby zdobyć pieniądze. Cały jego “spryt” w tej dziedzinie oznacza tylko to, że odpowiednio blisko znał ludzi zaangażowanych w ten przekręt, którzy powiedzieli mu co ma zrobić, by wyczesać hajs. Jeśli masz jakieś informacje w jakiej piramidzie finansowej uczestniczył – byłbym chętny, bo sobie potem te informacje przetrawię i poszperam dalej.

    Quasi :

    Machloje podatkowe to też wg niego nie jest oszustwo

    Chuja tam machloje, po prostu miał sprawnego księgowego.

  56. March 25th, 2009 at 17:23 | #56

    eli.wurman :

    Jeśli masz jakieś informacje w jakiej piramidzie finansowej uczestniczył – byłbym chętny, bo sobie potem te informacje przetrawię i poszperam dalej.

    http://blogdebart.hell.pl/2008/08/21/wzorce-moralne-polskiej-prawicy/

    :)

  57. Quasi
    March 25th, 2009 at 17:49 | #57

    wo :

    Nie “konieczność” tylko “możliwość” :-).

    “Konieczność”, jeśli chce się wyjść z konfrontacji cało.

    wo :

    Ja to traktuję jako oznakę statusu.

    1. No ale pisałeś nie o osobistym gorylu, tylko o jakiejś ochronie w biurowcu i o systemie prawnym. Taką ochroną może wyręczyć się każdy, bez względu na status.

    2. A jeśli nawet jest to “oznaka statusu”, to co to zmienia? Tchórzostwo pozostaje wstydliwe.

    wo :

    To przecież bzdura, w którą uwierzyliby tylko bardzo naiwni.

    Bo?

    wo :

    No więc niech będzie, że ma jakieś gospodarstwo rolne i zatrudnia, ho ho, ze pięć osób na krzyż. To ciągle nie jest ani nic imponującego, ani groźnego, jak to wyłania się z Twoich obsesji.

    Oprócz gospodarstwa ma jeszcze jakieś firmy, ale nie wiem jakie, nie widziałem, żeby zdradzał szczegóły.

    I nie mówię, że jest groźny teraz. Mówię, że uważam go za osobę charyzmatyczną, która, gdyby nadarzyła się jakaś okazja (bo ja wiem – wojna, anarchia, kataklizm), mogłaby stanąć na czele jakiejś bandy realizującej jego chore pomysły. Nie piszę tego po to, żeby uzasadniać, że jest groźny (bo w sytuacji, której mógłby realnie stać się groźny, mielibyśmy znacznie poważniejsze problemy niż on), tylko żeby zilustrować, o jaką charyzmę go podejrzewam.

    wo :

    I nadal kwestionuję, bo ja “męskości” nie mierzę liczbą zaliczonych partnerek skuszonych pieniędzmi.

    On twierdzi, że panienki najintensywniej kusił, gdy był jeszcze gołodupcem.

    wo :

    Taki typowy mizoginizm-faceta-z-krótkim polega na tym, że nie umie dać kobiecie radości po prostu jako partner, więc się boi kastracyjnych feministek. (…)

    Teraz rozumiem. Być może tak jest. Choć z drugiej strony – dlaczego z zasady miałby nie umieć dać satysfakcji jako partner (wielki macho, jurny, nadziany, popularny, wygadany i z jakąś erudycją, pewny siebie, ambitny, z jednej strony swojski, a z drugiej – snobistyczny)? Prędzej mógłby nie chcieć, no ale wtedy nie musi się nikogo bać.

    wo :

    TO NIE JEST DROGI SAMOCHÓD. Wprawdzie w nowym psychiatryku nie ma już tego zdjęcia, więc nie mogę się teraz wypowiedzieć dokładniej, (…)

    To jest, zdaje się, Ford Explorer (chyba kiedyś to potwierdził). Dodatkowo uzbrojony w osłonę atrapy, czy jak to się nazywa. Nie wiem, czy ze zdjęcia da się ocenić rocznik/generację – zdjęcie zachowałem na moim blogu:
    http://quasi-blog.salon24.pl/79382.html

    To nie jest (a właściwie nie był, bo gdzieś pisał, że już go skasował) jego jedyny samochód, właściwie to on go dla ojca kupił, coś takiego pisał (teraz mu wymienił na używanego Hummera, sprowadzonego z USA; za bodajże niecałe 20k$). Kiedyś chwalił się, że kolekcjonuje jakieś klasyczne amerykańskie wozy (nie pamiętam, opisywał, jak remontuje Dodge’a Challenger czy Forda Mustanga z wczesnych lat 70.).

    Ja nigdzie nie pisałem, że ma “drogi samochód” – choćby dlatego, że nie mam pojęcia jak drogie ma samochody. Ty użyłeś przykładu “drogiego samochodu”, pomyślałem, że metaforycznie, jako taki symbol zamożności, której jakoby miałbym mu zazdrościć.

    wo :

    Quasi, przebudź się i w poszukiwaniu ludzi, których powinieneś się bać, (…)

    Ja nie twierdzę, że się go boję, tylko, że jest on dla mnie potencjalnie groźny (z przyczyn, które wymieniłem) oraz bardziej ode mnie wartościowy, stąd mój odruchowy respekt.

    pozdrawiam

  58. Quasi
    March 25th, 2009 at 18:01 | #58

    eli.wurman :

    Każdy, kto dorobił się na piramidzie finansowej wiedział, na czym polega ten interes, wiedział, jakich metod trzeba użyć, żeby zdobyć pieniądze.

    Podobno każdy kto wchodził w piramidę, to wiedział, bo wszystko było tłumaczone na 4h wykładach podczas procedury rekrutacyjnej. Zresztą, to chyba prosty system, więc trudno tam czegoś nie wiedzieć.

    Na temat tego, co mi w piramidach śmierdzi kiedyś pisałem, zacytuję:

    Czy piramida finansowa koniecznie musi być oszustwem?

    – Tak. Sam kiedyś tłumaczyłeś, że oszustwo nie musi polegać na przekazaniu nieprawdy, ale także na zatajeniu jakiejś kluczowej części prawdy lub nawet na przekazaniu całej prawdy odbiorcy intelektualnie/merytorycznie niekompetentnemu, by ją zrozumieć i wyciągnąć z niej odpowiednie wnioski.
    W przypadku piramidy finansowej oszustwo nie polega – a przynajmniej nie musi polegać – na przekłamywaniu/zatajaniu informacji na temat zasad jej funkcjonowania, czy na przekazywaniu ich osobom niekompetentnym. Oszustwo polega na czymś innym – na zatajaniu kluczowej informacji jaką jest aktualny stopień nasycenia rynku, tj. jak bliski jest kolaps systemu, jak łatwo znajduje się nowych ochotników i jakie nakłady (czasowe, finansowe itp.) średnio trzeba ponieść, by zrekrutować kolejnego ochotnika.

    (a) Nikt, kto zostałby poinformowany o wysokim stopniu nasycenia rynku, czyli o tym, że startuje z pozycji bliskiej podstawy piramidy (i w jego przypadku zyski z gry nie mogą w sensownym czasie zrównoważyć uiszczonej wpłaty oraz nakładów ponoszonych na poszukiwanie nowych ochotników) nie wszedłby do systemu. Ergo, można mieć pewność, że przed każdym, kto na piramidzie stracił, zatajono informacje o autentycznym nasyceniu rynku i tempie jego nasycania.
    Warto też zauważyć, że z racji (wykładniczej) struktury piramidy z czasem rośnie nie tylko nasycenie rynku, ale także prędkość jego nasycania.

    (b) Nikt zaangażowany w piramidę po uświadomieniu sobie, że rynek zaczyna się nasycać (widzi, jak trudno rekrutuje się nowych ochotników i jak wiele czasu/wysiłku to kosztuje) nie będzie informował o tym namawianych przez siebie osób, ponieważ ujawniając tę informacje praktycznie przekreśliłby swoją szansę na ich zwerbowanie, a tym samym na swój zarobek/wyjście na 0. Ergo, możemy mieć pewność, że przynajmniej uczestnicy piramidy znajdujący się blisko jej podstawy będą zatajać przed rekrutowanymi przez siebie ochotnikami informacje o aktualnym nasyceniu rynku.
    Dodać należy, że sama informacja o tym, ilu czlonków liczy piramida bardzo niewiele mówi o stopniu nasycenia rynku.

    (c) Jak rozumiem, kolaps piramidy następuje nie wtedy, gdy zdecydują o tym uczestnicy z jej spodu, lecz gdy taką decyzje podejmie jej wlaściciel/zalożyciel/kierownik usadowiony na szczycie. Stąd szansa odkucia się/zarobienia niekoniecznie znika w momencie totalnego nasycenia rynku, lecz może zniknąć wcześniej – w chwili podjęcia przez szefostwo arbitralnej decyzji o zwinięciu interesu. Jak mniemam, także o zbliżaniu się tej decyzji nikt rekrutowanych osób nie informuje.

    Podsumowując:
    Czynnik (b) powoduje, że nieuczciwość jest immanentną cechą piramidy – w przypadku osób znajdujących się u spodu piramidy jedynym sposobem, by nie stać się oszukanym jest oszukiwanie innych (“eat or be eaten”). Oszukiwanie polegające przynajmniej na zatajaniu absolutnie kluczowej informacji o stopniu nasycenia rynku lub zbliżajacej się decyzji szefostwa o zwinięciu interesu. Cała reszta informacji (tj. o mechanizmie funkcjonowania systemu i o tym, że na grze można stracić) może być podawana zupelnie szczerze i kompletnie – co, jak przypuszczam, faktycznie miało miejsce – ale to nie czyni procederu mniej oszukańczym.

    pozdrawiam

  59. Quasi
    March 25th, 2009 at 18:11 | #59

    Barts :

    Poproszę o fotę Nicponia inną niż ta oficjalna na jego blogu (strzelba, kapelusz i ni chu chu nie widać). Ciekawym.

    Fotki już niestety nie ma: nalana, tłustawa gęba z petem w zębach, okularki przeciwsłoneczne, bardzo krótko ścięte włoski, zrośnięte brwi, a w tle skwierczące na grillu kiełbaski.

    Za to mogę dać cytaty, w których Nicpoń wypowiada się o urodzie innych:
    http://blogdebart.hell.pl/2009/02/11/fradzia-o-nas/comment-page-2/#comment-34671
    [Cytaty w przypisach]

    pozdrawiam

  60. March 25th, 2009 at 18:27 | #60

    Quasi :

    Nigdy nie chciałem Cie obdarzyć żadną obelgą.

    To dowcip, oksymoron taki “obdarzyć komplementem” wymieszane z “obrzucić obelgą”. Poza tym obrzuć obelgą można też przy pomocy określenia, którego obrzucany sam używa. Vide klasyczne “ty żydzie”.

    Quasi :

    odniosłem takie wrażenie, że choć z bywalców tego bloga nasze światopoglądy mimo wszystko wydają się najbardziej zbliżone

    Czytając to zdanie nie wiedziałem, czy zakończysz je na “zbliżone”, czy na “rozbieżne”, serio. Ja tam nie wiem, bo z wewnętrznego siedzenia nie wiem jak to ocenić. Ale jeżeli rzeczywiście jest tak jak mówisz, to nic dziwnego. Przecież Narodowy Front Wyzwolenia Judei najbardziej zawsze walczy z Ludowym Frontem Wyzwolonej Judei.

    Quasi :

    On piramidy finansowej nie uważa z oszustwo

    No przecież wiem. Dlatego nie piszę, że “dziwne”, tylko, że “ciekawe”. Koleś ma naprawdę bardzo daleko do łba, żeby nie zaczaić, że to kim palą w piecach zależy od poglądów tych którzy palą, a nie tych którzy mają “tropizm na brzydkie kwestie finansowe”.

    Quasi :

    Tchórzostwo pozostaje wstydliwe.

    Chuja tam! Ta cała historia z tchórzostwem i stawaniem honorowo do walki to jest ściema (chyba jedyna udana) wymyślona przez silnych-ale-głupich, którzy wiedzą, że jakiekolwiek szanse na zwycięstwo mają tylko o ile przeciwnik nie zniknie im z zasięgu łapy. Bo jak zniknie i zacznie używać mózgu to mają pozamiatane. Stąd ta cała heca ze “zdradzieckim atakiem z krzaków”. Może i zdradziecki, każdemu jego Susan, na końcu i tak liczy się tylko czyja głowa jest na kiju.

    Quasi :

    Mówię, że uważam go za osobę charyzmatyczną, która, gdyby nadarzyła się jakaś okazja (bo ja wiem – wojna, anarchia, kataklizm), mogłaby stanąć na czele jakiejś bandy realizującej jego chore pomysły.

    Ja jako tchórzliwy cywilizacyjnośmierciowiec, w razie jakiejś serio, serio ruchawki (o ile byłbym na tyle głupi, żeby nie wyczuć, że nadchodzi i spierdolić w czas) jedyne o czym bym myślał to jak wystrzelać sobie drogę do najbliższego spokojnego miejsca nieobjętego ruchawką. Jako niehonorowy bezbożnik i relatywista robiłbym to oczywiście w trybie [morality mode off]. A silni chłopacy i ich akolici niech wyciągają pepesze i walczą ze sobą o ostatnią kostkę smalcu na Połoninach. Taki Nicpoń to byłby nawet pożyteczny, bo podrzucając mu jakiś prosty polityczny humbug można by przy okazji coś sobie ułatwić na drodze do raju.

  61. March 25th, 2009 at 19:12 | #61

    Quasi :

    Ja (…) twierdzę (…), że jest on (…) ode mnie wartościowy, stąd mój odruchowy respekt.

    Ziom, porzuć ten psychoewolucyjny bulszit, bo się zajebistych kompleksów od niego nabawiłeś.

  62. March 25th, 2009 at 19:23 | #62

    Quasi :

    1. No ale pisałeś nie o osobistym gorylu, tylko o jakiejś ochronie w biurowcu i o systemie prawnym. Taką ochroną może wyręczyć się każdy, bez względu na status.

    Przecież nie pisałem o kimś, kto mieszka w biurowcu.

    Quasi :

    2. A jeśli nawet jest to “oznaka statusu”, to co to zmienia? Tchórzostwo pozostaje wstydliwe.

    Spuszczenie psów na Twojego idola to nie jest tchórzostwo, to adekwatna odpowiedź.

    Quasi :

    Mówię, że uważam go za osobę charyzmatyczną,

    Jesteś chyba w tej ocenie dość osamotniony.

    Quasi :

    To jest, zdaje się, Ford Explorer

    Bingo. Nie dość, że to samochód z pierwszej połowy lat 90., to jeszcze tak skompromitowany skłonnością do dachowania, że Amerykanie się go pozbywali za bezcen (wpisz do gugla Ford Explorer Rollover), szukając frajerów. Zwykle w krajach trzeciego świata oraz Al Katholiyyya Al Jamahiryaaa Bolanda. Tylko bohater Polish Jokes by takie coś kupił, ja bym nie chciał nawet za darmo. Jeśli za taki samochód zapłaciłeś dwa tysiące dolarów, to przepłaciłeś. Czego tu zazdrościć?

    Quasi :

    Ty użyłeś przykładu “drogiego samochodu”, pomyślałem, że metaforycznie, jako taki symbol zamożności, której jakoby miałbym mu zazdrościć.

    To była podpucha, żeby sprawdzić, jak bardzo Twoja ocena jest zafałszowana. Potwierdziło się, że na maksa.

    Quasi :

    Ja nie twierdzę, że się go boję, tylko, że jest on dla mnie potencjalnie groźny (z przyczyn, które wymieniłem) oraz bardziej ode mnie wartościowy, stąd mój odruchowy respekt.

    Każdy jest dla Ciebie potencjalnie groźny – choćby pozornie niewinny starszy pan, który nie zauważy czerwonego światła. Nie mam pojęcia według jakiej skali mierzysz wartościowość jego i swoją, ale w mojej skali przygłupiasty burak tego typu nie lokuje się specjalnie wysoko.

  63. Quasi
    March 25th, 2009 at 19:29 | #63

    Barts :

    Ja napiszę tak: Quasi, nie wierz we wszystko co ludzie o sobie piszą w internecie.

    Nie wierzę we wszystko. Gdyby Nicpoń twierdził, że potrafi lewitować, nie uwierzyłbym. Ale w tym co pisze nie widzę powodów, do dopatrywania się kłamstwa – można dopatrywać się najwyżej koloryzowania. Co też nie oznacza, że wierzę – ot, stosuje takie standardowe domniemanie prawdomówności.

    RobertP :

    A wyręczanie się kimś przy opróżnianiu szamba czy usuwaniu jakiś kiboli, nazioli itp. to przejaw naszej cywilizacyjnośmiercionośnej wyższości.

    Co nie zmienia faktu, że wstyd mi z tego korzystać.

    RobertP :

    Upiłeś się na smutno? Laska cię rzuciła? Depresja wiosenna?

    Ale dlaczego takie założenie? Po prostu nawet gdy wypowiadam się o kimś, kogo nienawidzę i czyimi poglądami się brzydzę, chce być uczciwy.

    czescjacek :

    należy go pokonać szybką salwą śmiechu.

    Proszę, odpowiedz szczerze: czy tchórzowsko wykręcając się od pojedynku nie czułbyś wstydu?

    czescjacek :

    dżizas, Quasi, masz jakąś partnerkę/partnera? jak masz, to weź się spytaj, czy wymienił(a)by Cię na Nicponia

    Żartujesz? Wiarygodność takich deklaracji jest jaka jest (no bo co miałaby mi powiedzieć?), abstrahując od niereprezentatywności takiego “badania” i tego, że ona Nicponia zna tylko z moich napomknięć. Zresztą, zapewne Nicpoń też by jej nie chciał.

    czescjacek :

    nie ma zupełnie powodu, żeby Ci zależało na opinii ludzi, na których opinii Ci nie zależy, ferkrajsejk.

    Ale wstyd to przecież uczucie odruchowe. Ja się wstydzę ludzi bez względu na to, co o nich myślę. Ty naprawdę masz inaczej?

    czescjacek :

    i ja też wolałbym mieć więcej kasy, ale nie kosztem oszustw i przekrętów :/ don Corleone też zazdrościsz??

    Ale już przecież tłumaczyłem, że nie zazdroszczę mu kasy, tylko stwierdzam, że wg wszelkich przesłanek, wg powszechnie przyjmowanych kryteriów mam niższą wartość od niego. I gdyby to wyszło przy jakiejś naszej konfrontacji, to bym się z tego powodu wstydził. Co w tym dziwnego? Ty masz inaczej?

    nameste :

    Quasi, od ponad dwóch lat uparcie lansujesz (pod pozorem zwalczania i “dawania upustu nienawiści”) tego osobnika w internecie, hate & love syndrome jest ewidentny, powinieneś (serio) pomyśleć o jakiejś terapii.

    Absolutnie nie pałam do niego żadną miłością. To o czym piszę, to zupełnie standardowe uczucie respektu, które zawsze mi się włącza w konfrontacji z kimś jakoś wyraźnie nade mną górującym. Nicpoń nie jest tu nikim wyjątkowym.

    Co, Ty nie masz takiego odruchu?

    nameste :

    Co do tej Twojej listy, zapewne można by się zgodzić na “pewność siebie”, która (doświadczyłeś tego na własnej, polemicznej skórze) jest hm, przymiotem głupków.

    Też. Ale to nie zmienia faktu, że jest to cecha powszechnie mile widziana.

    nameste :

    “Życiowa zaradność”? Odziedziczony kawałek ziemi + przekręty?

    Nie, nie odziedziczył (twierdzi, że ziemię jego rodowi komuna odebrała – pochodzi z Kresów). Zaczynał jako gołodupiec – za komuny z ojcem handlowali jakimś przemycanym z zagranicy badziewiem. Przed piramidą prowadził firmę, a po piramidzie stał się “wielkim biznesmenem” i dalej rentierem.

    nameste :

    “Odwaga”? Pamiętam ten typ ze szkoły podstawowej, kolesi, którzy opowiadaniem co-to-nie-oni zdobywali sobie uznanie wśród mniej wygadanych. Dorośnij.

    No i czego Twoje doświadczenie z podstawówki ma dowodzić w kontekście Nicponia? Że ściemnia o rozróbach, w których uczestniczył, o walkach na noże? Zresztą, przekrętów nie bał się robić.

    nameste :

    “Fizyczna sprawność & walka wręcz”? Zapisz się na siłownię ;).

    Chodzę na siłownię (rekreacyjnie, nie wyczynowo). Tylko to jest bez znaczenia, ponieważ ważę 65kg i z powodu AS mam zaburzoną integrację sensoryczną, więc nabycie umiejętności bojowych jest w moim przypadku raczej trudne, a dorównanie Nicponiowi niewykonalne.

    nameste :

    “Atrakcyjność dla płci przeciwnej”? A pamiętasz tę fotę, którą często linkowałeś? Końcem kija nie chciałbym dotknąć tej płci przeciwnej, dla której ktoś z takim fizis jest atrakcyjny.

    Nie chodziło mi o fizjonomię, tylko o to, że deklarowane przez niego doświadczenie przemawia za tym, że pozostałe wymienione atrybuty znajdują uznanie u kobiet. Zresztą, nie wypowiadam się w imieniu kobiet na temat atrakcyjności nicponiowej nalanej gęby.

    nameste :

    “Charyzma”? Bij się w piersi, swoim paroletnim lansowaniem tego buca przyczyniłeś się ;p.

    IMO za jego charyzmą przemawia choćby jego internetowa popularność, rzesze przydupasów, z Igorem Janke na czele, oraz uznanie poważniejszych osobistości, jak Bartek(ex-DB). Zresztą, sukcesy w biznesie i piramidce też są przesłanką na rzecz jego charyzmy.
    Podczas gdy ja charyzmy nie mam za grosz – za czym dobitnie przemawia choćby to, że nawet w grupie osób bliskich mi światopoglądowo wdaję się w spory i zrażam je do siebie, co mamy okazję obserwować choćby w tej chwili ;-)

    nameste :

    “Elokwencja”? Ja to już w 2006 rozpoznałem jako “niezborny słowotok”, na który naprawdę szkoda czasu.

    Nie wiem, ja dostrzegam w jego pisaninie przebłyski ciekawego stylu. Zresztą, nie wiem, nie znam się, nie mnie to oceniać. W każdym razie góruje nad moim stylem.

    nameste :

    No i clou programu :>. “Pewnie i inteligencja”. To jedno świadczy, doprawdy, o Twojej desperacji. Zapewne jesteś jednym z najpilniejszych czytelników jego tekstów (wyrazy współczucia).

    Nie, wbrew pozorom nie jestem (czytam może co 5 jego notkę, zresztą od względnie niedawna; a dyskusje z jego udziałem tylko gdy przypadkiem trafię). Wrażenie powstaje pewnie stąd, że nazbierałem na niego trochę kwitów, ale to dlatego, że jego radykalne wypowiedzi zapadały mi w pamięci i dzięki temu łatwo mogłem je odszukiwać.

    nameste :

    I mimo to, po dwóch latach, nie masz pewności co do inteligencji? (Słusznie skądinąd.)

    To, że się z nim nie zgadzam, że uważam jego poglądy za odrażające, twierdzenia za bezpodstawne, a rozumowanie za wadliwe, nie znaczy, że mogę kwestionować jego inteligencję. Z Tobą przecież z reguły też się nie zgadzam, a wyższość uznaję. Ba, pewnie nie zgadzałbym się z większością (świato)poglądów jakiegoś Leibniza czy Gaussa…

    Widzę, że gość mimo wszystko sprawnie rozumuje, błyskotliwie się wysławia (co z tego, że mnie się to nie podoba?). No i zarobienie tej kasy, choćby na przekrętach, czy “zbajerowanie” tych lasek, które mu się tak hurtowo oddawały, też musiało wymagać sprawnego łba.

    pozdrawiam

  64. March 25th, 2009 at 19:47 | #64

    Quasi :

    IMO za jego charyzmą przemawia choćby jego internetowa popularność, rzesze przydupasów, z Igorem Janke na czele, oraz uznanie poważniejszych osobistości, jak Bartek(ex-DB).

    Jeju, Quasi, ja już nie mam siły do Ciebie. Ta popularność to popularność rushka-limbaugh’szka, który wali soczyście (cóż z tego, że durnowato i brzydząco) w ideowych i politycznych wrogów owych przydupasów. Ale odzywam się tu tylko dlatego, że – rzeczywiście – jedyną osobą, którą można darzyć szacunkiem, a która rozmawia z AMN, jest Bartek (ex-DB), poza Tobą oczywiście, no, ale Ty, jak wiadomo, masz świra :). I powstaje pytanie, co z tym Bartkiem. Ja mam otóż dwie hipotezy. Że, pierwsza, jako dydaktyk filozofio-logiki wynajduje treningowo najbardziej opornych umysłowo rozmówców, by na nich poćwiczyć rozumowanie. Ale miałem wrażenie, w dyskusji o Paradoksie Zła (u wyrusa), że nawet on się poddał wobec poziomu debilizmu/niezrozumienia (przy nieodmiennej “pewności siebie” i “elokwencji”). Druga hipoteza jest mglista: to świeckiświęty z niecodziennym hobby, or smth. Znaczy, nie rozumiem :). Ale i tak jest to jedyny, odosobniony wyjątek.

  65. March 25th, 2009 at 20:14 | #65

    Quasi :

    Podobno każdy kto wchodził w piramidę, to wiedział, bo wszystko było tłumaczone na 4h wykładach podczas procedury rekrutacyjnej. Zresztą, to chyba prosty system, więc trudno tam czegoś nie wiedzieć.

    Wie jak to działa jako: wie, że jest w grupie na samym szczycie piramidy i on zarobi, a cała reszta straci. Tego się na spotkaniach nie mówi.

    Quasi :

    Ja nie twierdzę, że się go boję, tylko, że jest on dla mnie potencjalnie groźny (z przyczyn, które wymieniłem) oraz bardziej ode mnie wartościowy

    Koleś leci prostą socjotechniką wyuczoną na kursach “jak sprzedać jednostkę udziału w piramidzie finansowej” a Ty łykasz, jakby to była prawda objawiona.
    Okazywanie swojego stanu posiadania, by uwiarygodnić wykwity swojego emo może działać tylko wtedy, kiedy ktoś bierze na serio, że hajs=posiadanie racji. Źródła hajsu tego kolesia są zapewne proste: to, co dostał od rodziców + to, co ukradł będąc członkiem zorganizowanej grupy przestępczej. I o ile nie można mu zarzucić braku sprawności w tym, jak operuje różnymi “dowodami na posiadanie racji” to jednak racji nie ma: kiedy jesteś przy hajsie, to ładują się w twoje okolice ludzie, którzy chcieliby do tego hajsu się przytulić, albo chcieliby wejść w interes. Proponują, rozmawiają, dzielą się informacjami. Potem robią interesy – zyskują, tracą. Przy okazji mają księgowych, prawników, ludzi, którzy pomagają im się nie pogubić w tym, co się dzieje. Zwłaszcza w mniejszych miejscowościach pojawia się bardzo szybko punkt styczny pomiędzy władzą a tymi, którzy mają hajs. Piją razem wódkę i wymieniają się informacjami, kontaktami. I Nicpoń jest członkiem takiego układu biznesowo-towarzysko-politycznego. Więc Twoje uwielbienie dla Nicponia wynika z tego, że Ci się wydaje, że on sam z siebie wszystko. Podczas kiedy jest to przykład kolesia, który miał szczęście urodzić się w odpowiedniej rodzinie i mieć dostęp do odpowiednich ludzi +trochę hajsu.

  66. March 25th, 2009 at 21:15 | #66

    Quasi :

    Wiarygodność takich deklaracji jest jaka jest (no bo co miałaby mi powiedzieć?)

    no, możesz zostać wymieniony na “lepszego siebie”, ale raczej nie na człowieka będącego pod większością względów Twoim przeciwieństwem.

    abstrahując od niereprezentatywności takiego “badania”

    jak to niereprezentatywności? próba badawcza to 100% badanej populacji.

    Zresztą, zapewne Nicpoń też by jej nie chciał.

    a zależy Ci, żeby Nicpoń chciał Twoją partnerkę?

    Ja się wstydzę ludzi bez względu na to, co o nich myślę. Ty naprawdę masz inaczej?

    zależy. myślę że bardziej bym się wstydził chodzenia nago albo przewrócenia się na ulicy przed Nicponiem niż przed mą lubą, ale tego że się nie chcę bić? no skąd. uważam że niechęć do się bicia jest cnotą, a jeśli ktoś uważa co innego, to raczej mam dla niego pogardę.

    stwierdzam, że wg wszelkich przesłanek, wg powszechnie przyjmowanych kryteriów mam niższą wartość od niego

    jakich przesłanek. nie ma żadnych “obiektywnych” kryteriów wartości człowieka, są tylko Twoje subiektywne i może intersubiektywne, ale to głównie od Ciebie zależy, kogo wpuścisz do tego inter-.
    według powszechnie przyjmowanych kryteriów ja jestem zniewieściałą ciotą, eli wurman – zboczeńcem, a bart wychowuje dzieci na bezbożników, którzy nienawidzą Papieża. i chuj.

  67. March 25th, 2009 at 21:19 | #67

    Quasi :

    Nie wierzę we wszystko. Gdyby Nicpoń twierdził, że potrafi lewitować, nie uwierzyłbym. Ale w tym co pisze nie widzę powodów, do dopatrywania się kłamstwa

    Quasi, ja się coraz bardziej uświadczam w przekonaniu, że jesteś sztuczną inteligencją, która się podłączyła do Internetu i o ludziach wie tyle, co se wygugla. Dostrój swoje sieci neuronowe na to, co Ci teraz napiszę, bo to ważne. My, ludzie, jesteśmy zwierzątkami społecznymi. W odróżnieniu od, powiedzmy, niedźwiedzi polarnych, jesteśmy ewolucyjnie ukierunkowani na intereakcje międzyosobnicze i mamy potężne tropizmy pozwalające nam wykrywać przekazy niezwerbalizowane. Możesz je sobie wyobrażać jako takie mierniczki-liczniczki. Wśród tych mierniczków jest “bullshit detector”. Widzisz kolesia, który ściemnia i jeśli jesteś homo sapiensem, nagle bullshit detector leci na maksa.

    Ty jako sztuczna inteligencja go nie masz, więc wszystko co potrafisz zrobić, to analiza przekazu pod kątem fizykalnym (pisze że lewituje? nie można lewitować! a więc kłamie?). Nam te mierniki reagują na przekaz niewerbalny, ukryty między słowami. Jak chcesz się doskonalić w rozumieniu ludzkiego społeczeństwa, zobacz dlaczego jesteś tak osamotniony w ocenie swego obiektu fascynacji. Dużo nas różni z Elim czy Namestem, ale w tym jesteśmy zgodni: bullshitometer leci nam na maksa, gdy czytamy te opowieści dziwnej treści.

    To, że Igor Janke lubi swoich blogerów wcale nie oznacza, że JEMU bullshitometer pokazuje coś innego. Onet lubi Matkę Kurkę, Agora lubi Katarynę. Platformy blogo-foro-społecznościowe POTRZEBUJĄ dobrych trolli. Ruch w interesie od nich rośnie.

  68. Quasi
    March 26th, 2009 at 03:09 | #68

    inz.mruwnica :

    To dowcip, oksymoron taki “obdarzyć komplementem” wymieszane z “obrzucić obelgą”.

    Przepraszam, nie wiem dlaczego popełniłem taki błąd. W tym wypadku nie mam nic na swoje usprawiedliwienie.

    inz.mruwnica :

    Poza tym obrzuć obelgą można też przy pomocy określenia, którego obrzucany sam używa. Vide klasyczne “ty żydzie”.

    Ale to chyba działa tylko w przypadku, gdy (i) jest jasne, że adresat nie jest żydem oraz (ii) jest jasne, że autor wypowiedzi potępia żydów. Ja solipsyzmu Tobie nie przypisywałem (bo sam stwierdziłeś, że go wykluczasz); jeśli chodzi o aparealizm, to gdy kiedyś o tym rozmawialiśmy, stwierdziłem, że wydaje mi się, że de facto sam jestem aparealistą; o postmodernizmie nie mam zdania, bo tej filozofii/sztuki nie rozumiem.

    czescjacek :

    jak to niereprezentatywności? próba badawcza to 100% badanej populacji.

    Nie, bo twierdzenie dotyczyło powodzenia Nicponia u kobiet, a nie u akurat tej konkretnej kobiety.

    czescjacek :

    a zależy Ci, żeby Nicpoń chciał Twoją partnerkę?

    W praktyce jest to bez znaczenia. Ale w teorii to zawsze jakaś protekcja – gdyby mu się podobała, to w razie spotkania by jej nie znieważył, tak jak zwykł znieważać tych, których wygląd mu się nie podoba (Tuska, Iwińskiego, Jolę Rutowicz, Jana Osieckiego).

    czescjacek :

    uważam że niechęć do się bicia jest cnotą,

    Ja to czuję tak, że niechęć do bicia samą w sobie można uznać za cnotę, ale nie w przypadku, gdy jest ona efektem tchórzostwa, czyli lęku przed przegraną/obrażeniami/śmiercią.

    czescjacek :

    jakich przesłanek. nie ma żadnych “obiektywnych” kryteriów wartości człowieka, (…)

    Jasne. Ale tu jest analogicznie jak z tym obciachem, o który kiedyś z elim wiedliśmy flejm.

    Ja te kryteria typuję dwoma metodami: (i) intuicyjnie, tj. poprzez wgląd we własne emocje – widzę, jakie ludzkie atrybuty mam skojarzone ze wstydem, a jakie z respektem; (ii) przez obserwację innych ludzi – widzę, z czego ludzie (i w realu i w necie) szydzą, śmieją się, co wywołuje ich żałość i pogardę [gdybym miał to coś określić najogólniej jak się da, pojedynczym słowem, to chyba najlepszym byłoby słowo słabość].

    czescjacek :

    i chuj.

    Ale co to ma być? Zaklinanie rzeczywistości? Ani nie zmienisz tym ludzkiego postrzegania, ani – co najważniejsze – nie odgonisz swojego uczucia wstydu.
    Nie zrozum mnie źle, w żadnym razie nie sugeruję, że należy na siłę w sobie zmieniać cechy, które wywołują wstyd (np. starać się “przestać być” pedałem) – ja tu staram się przedstawić jedynie opis sytuacji (diagnozę), a nie oparty na nim instruktarz postępowania (terapię).

    DO WSZYSTKICH (zwłaszcza komentujących watek Nicponia: wo, inz.mruwnica, nameste, Bart, Barts, czescjacek, grzesie2k, Veln, eli.wurman)

    Przepraszam wszystkich za utoczenie tej nicponiowej kuli śniegowej. To, że zacząłem się zwierzać odnośnie moich związanych z jego osobą odczuć może Was dziwić, więc śpieszę wyjaśnić skąd to się wzięło. Otóż niefortunnie przyniosłem tu na buciorach wątek z urwanej dyskusji z nameste spod którejś z poprzednich notek Barta, w której nameste odświeża stawiany mi od dłuższego czasu zarzut – zarzut (niezasłużonej) “fascynacji” Nicponiem i jemu podobnymi bucami. W odpowiedzi na to, chciałem ostatecznie wyjaśnić mój stosunek do Nicponia i jego podłożę.
    Domyślam się, że po wyrwaniu z tego kontekstu, moje nagłe zwierzenia na ten temat mogły jawić się czymś kuriozalnym. Dlatego na wszelki wypadek chcę rozwiać zapewne automatycznie narzucające się skojarzenia: moją intencją nie było budowanie u Barta na blogu ołtarzyka ku czci Nicponia, przy którym zamierzam się publicznie umartwiać.

    pozdrawiam

  69. March 26th, 2009 at 03:20 | #69

    Quasi :

    Ja to czuję tak, że niechęć do bicia samą w sobie można uznać za cnotę, ale nie w przypadku, gdy jest ona efektem tchórzostwa, czyli lęku przed przegraną/obrażeniami/śmiercią.

    Ja na ten przykład (dowód anegdotyczny alert) uznaję, że w trakcie jedynego mordobicia jakie dane mi było obserwować wielkim moim sukcesem było to, że udało mi się uciec i schować. Pod stół. Moja znajoma w tym czasie salwowała się bohaterską ucieczką do szafy. Co więcej, chyba u WO pisałem, że ucieczka to dobry pomysł na przeżycie. Więc mam szacun dla mojego dziadka (z wehrmachtu!), który jak tylko przywieźli go pod Staliningrad to spierdalał w podskokach. Więc mam wielki szacun dla dziadków moich znajomych o ~żydowskim pochodzeniu, którzy wyczuli co się święci, spierdolili gdzie pieprz rośnie i, suprajz, suprajz, przeżyli.

    EDIT:

    Przepraszam wszystkich za utoczenie tej nicponiowej kuli śniegowej.

    Nie przepraszaj, chyba że faktycznie jesteś sztuczną inteligencją ;-) Ludzie mają na takie rzeczy wy-je-ba-ne. Wot, stało się, przywaliłem jak dzik w sosnę, rozpętałem near-flejma. Trudno. Po to są internety. Zwłaszcza takie, w których ludzie myślą ciepło o sobie niezależnie od tego, na jaki wtf-ftw się wzbiją. [Melt your leftwing heart in order to bring spring, czy jakoś tak].

  70. March 26th, 2009 at 07:53 | #70

    eli.wurman :

    Więc mam szacun dla mojego dziadka (z wehrmachtu!)

    Powiedz jeszcze, że jesteś z próbówki, a wstawimy cię do gablotki jako wzorcowego przedstawiciela cywilizacji śmierci.

  71. March 26th, 2009 at 08:28 | #71

    Quasi :

    Nie, bo twierdzenie dotyczyło powodzenia Nicponia u kobiet, a nie u akurat tej konkretnej kobiety.

    widzisz, nie zrozumieliśmy się. nie o to mi chodziło, tylko o to, że Teh One kobieta na której akurat Ci zależy zlewa Nicponia prostym.

    Zaklinanie rzeczywistości?

    nie, chodziło mi ponownie o to, że zupełnie nie ma powodu, żeby opinie niektórych ludzi dotyczące stosunków społecznych i relacji osobistych traktować poważniej niż bredzenia o żydounii czy łotewer.

  72. March 26th, 2009 at 08:33 | #72

    eli.wurman :

    jak tylko przywieźli go pod Staliningrad to spierdalał w podskokach

    oż ty żydzie, nie dość że hitlerowiec, to tchórz!

  73. RobertP
    March 26th, 2009 at 09:55 | #73

    Quasi :

    Ale w teorii to zawsze jakaś protekcja – gdyby mu się podobała, to w razie spotkania by jej nie znieważył, tak jak zwykł znieważać tych, których wygląd mu się nie podoba (Tuska, Iwińskiego, Jolę Rutowicz, Jana Osieckiego).

    Jak ktoś po moimi oknami krzyczy “Ty chuju” mnie nie znieważa, tylko zakłoca ciszę. Należy pogłośnić kino domowe, ewentualnie zadzwonić po Straż Miejską. Nie bierz życia zbyt serio i tak nie wyjdziesz z niego żywy ;-)

  74. March 26th, 2009 at 10:02 | #74

    @Quasi

    Jak tak czytam te Twoje smutne zdania, to mam ochotę zrobić taki eksperyment, że nazwę Cię chujem i sprawdzę, czy mnie za to przeprosisz.

  75. March 26th, 2009 at 10:38 | #75

    Quasi :

    przez obserwację innych ludzi – widzę, z czego ludzie (i w realu i w necie) szydzą, śmieją się, co wywołuje ich żałość i pogardę [gdybym miał to coś określić najogólniej jak się da, pojedynczym słowem, to chyba najlepszym byłoby słowo słabość].

    O! Ująłeś właśnie dokładnie moją reakcję, gdy widzę zdjęcie “właściciela gospodarstwa rolnego” pozującego na tle rzęcha za tysiąc baksów w przekonaniu, że to dowód jakiegoś jego niebywałego życiowego sukcesu. Przecież dla ludzi z klasy średniej na tym właśnie polega guilty pleasure przeglądania fotek z Naszej Klasy – te wszystkie zdjęcia “patrzcie, jakie ja mam egzotyczne podróże!” przedstawiające wyjazd last minute do Egiptu albo “patrzcie, mam mercedesa!” przedstawiające rzęcha z roku 1983. Myślę, że analiza jakiegoś bloga pod tytułem “polewamy z dziuń i ciach na Naszej Klasie” pozwoliłaby Twojej sztucznej inteligencji lepiej zgrokować nasze polewanie z Twego idola, który “zagrożeniem” to może być tylko w takim sensie, w jakim zagrożeniem dla wielkomiejskiego podróżnika jest każdy pijany burak w sztruclu na wiejskiej drodze.

  76. March 26th, 2009 at 10:48 | #76

    Wyniki 1 – 10 spośród około 177,000 dla zapytania śmieszne fotki z naszej klasy. (Znaleziono w 0,38 sek.)

  77. March 26th, 2009 at 11:03 | #77

    eli.wurman :

    Co więcej, chyba u WO pisałem, że ucieczka to dobry pomysł na przeżycie. Więc mam szacun dla mojego dziadka (z wehrmachtu!), który jak tylko przywieźli go pod Staliningrad to spierdalał w podskokach. Więc mam wielki szacun dla dziadków moich znajomych o ~żydowskim pochodzeniu, którzy wyczuli co się święci, spierdolili gdzie pieprz rośnie i, suprajz, suprajz, przeżyli.

    Z wspomnień Słonimskiego (też Żyd!) i tego jak spierdalał przed naziolami tudzież różnych innych wspomnień podskakujących spierdalaczy którzy przeżyli (świadectwa z “Kim pan jest, panie Sugihara?”, wspomnienia Tuwimam, wspomnienia ludzi którzy prysnęli z Hong Kongu tuż przed japońską okupacją itepe), jak również wywiadów z ludźmi którzy przeżyli współczesne wojny i masakry – no więc z przemyśleń na temat bohaterstwa i wojny ustabilizował mi się pogląd, że w przypadku jakiejkolwiek ruchawki w tym rejonie, to będę spierdalał tak szybko, że tylko po mnie będzie widać kurz jak w kreskówkach po Strusiu Pędziwiatrze. Szacun dla dziadka Eliego.

    @Nicpoń, Quasi, WO i niewierzenie we wszystko co się przeczyta
    Właśnie, bullshit detector, dobrze to WO ujął. Koleś sobie przedłuża penisa branzlując się fotką a la redneck ze strzelbą i dużym autem, tudzież swoim blogowym bełkotem budującym mit jego siły w internecie… który pisał między innymi jak się składał po upadku z konia, rotflmao, wielki mi kałboj.

    A niektórzy, tak przydupasy, jak i przeciwnicy to łykają, zupełnie niepotrzebnie przypisując temu facecikowi jakąś wartość, podczas kiedy to jest wiejski idiota z folwarku gdzieś na zadupiu. Wielkie mi halo.

  78. March 26th, 2009 at 11:15 | #78

    Faszystowski brat-łata i spoko zią :)

  79. Quasi
    March 27th, 2009 at 00:12 | #79

    eli.wurman :

    Ja na ten przykład (dowód anegdotyczny alert) uznaję, że w trakcie jedynego mordobicia jakie dane mi było obserwować wielkim moim sukcesem było to, że udało mi się uciec i schować. Pod stół. Moja znajoma w tym czasie salwowała się bohaterską ucieczką do szafy. Co więcej, chyba u WO pisałem, że ucieczka to dobry pomysł na przeżycie. Więc mam szacun dla mojego dziadka (z wehrmachtu!), który jak tylko przywieźli go pod Staliningrad to spierdalał w podskokach. Więc mam wielki szacun dla dziadków moich znajomych o ~żydowskim pochodzeniu, którzy wyczuli co się święci, spierdolili gdzie pieprz rośnie i, suprajz, suprajz, przeżyli.

    Dwie uwagi:

    1. Podobno ktoś bardzo mądry (Sun Zi?) powiedział kiedyś coś w stylu “największym tchórzostwem jest bać się uciec”.

    2. Ja swoim cywilizacjośmierciowym relatywistycznym sercem chyba odczuwam tu coś na kształt deontologii: w emigracji z zagrożonego ruchawką kraju nie widzę nic wstydliwego i uważam to za jedyne kuszące rozwiązanie, pod warunkiem wszakże, że jest dokąd i jak uciekać; ale sprzeniewierzanie się powinnościom żołnierskim – tj. ignorowanie rozkazów, dezercja itp. – zwłaszcza motywowane tak “niskimi” pobudkami jak tchórzostwo, już po wcieleniu do armii (obojętnie jakiej), jawi mi się jako mega-obciach; na miejscu Twojego dziadka pewnie wstydziłbym się nawiać (nawet z Wehrmachtu) oraz bałbym się ogromu ryzyka i niepewności związanych z dezercją (co do cholery miałbym robić? dokąd i jak uciekać? jak przetrwać ucieczkę? skąd miałbym to wiedzieć?), więc prędzej strzeliłbym sobie w łeb (lepsze to niż zamarzanie i narażanie się na śmierć w męczarniach w stalingrackiej samobójczej rzezi toczonej w imię jakichś chorych ideologii, które mnie brzydzą i są sprzeczne z moim interesem).

    eli.wurman :

    Ludzie mają na takie rzeczy wy-je-ba-ne.

    Co to znaczy w tym kontekście?

    BTW: Odnoszę wrażenie, że niektórych zwrotów (także “emo”, “greptować”, “fuck”…) używasz w niezliczonej liczbie znaczeń, tak jak używa się zwrotu “smerfować”… Dlatego czasem trudno mi się połapać.

    czescjacek :

    widzisz, nie zrozumieliśmy się. nie o to mi chodziło, tylko o to, że Teh One kobieta na której akurat Ci zależy zlewa Nicponia prostym.

    Ale to, że ona go zlewa nie ma żadnego związku z tym, o czym ja pisałem.

    czescjacek :

    nie, chodziło mi ponownie o to, że zupełnie nie ma powodu, żeby opinie niektórych ludzi dotyczące stosunków społecznych i relacji osobistych traktować poważniej niż bredzenia o żydounii czy łotewer.

    Ależ powód jest i to potężny – ja zwyczajnie tak czuję. Nie wiem jak Ty, ale ja nie potrafię na życzenie wyłączać sobie wybranych emocji, zwłaszcza niemiłych, takich jak wstyd i poczucie winy.

    Owszem, mogę przyjąć do wiadomości, ze Ty czy inni serwujący mi tę połajankę, czujecie inaczej (tak jak przyjmuję do wiadomości, że niektórych podniecają gołe chłopy czy gołe grube baby), ale mam też podejrzenia, że wcale się pod tym względem ode mnie nie różnicie i tylko pozujecie (także sami przed sobą) na takich twardych i zdystansowanych.

    RobertP :

    Jak ktoś po moimi oknami krzyczy “Ty chuju” mnie nie znieważa, tylko zakłoca ciszę. Należy pogłośnić kino domowe, ewentualnie zadzwonić po Straż Miejską.

    Owszem, ale znów – mogę się z tym (emocjonalnie) zgodzić, tylko pod warunkiem, że takie potraktowanie napastnika nie jest jedyną możliwością poradzenia sobie z nim jaką mam do dyspozycji; gdybym wiedział, że mam szansę go pokonać w walce wręcz, to olanie go w sugerowany przez Ciebie sposób nie stanowiłoby dla mnie żadnego emocjonalnego problemu, ale gdy wiem, że nie jestem w stanie tego dokonać – płonę ze wstydu.

    grzesie2k :

    Jak tak czytam te Twoje smutne zdania, to mam ochotę zrobić taki eksperyment, że nazwę Cię chujem i sprawdzę, czy mnie za to przeprosisz.

    Sorry, nie rozumiem do czego to jest aluzja (do których konkretnie przeprosin? – nie widzę żadnego podobieństwa) i co ma mi ona zasugerować.

    wo :

    O! Ująłeś właśnie dokładnie moją reakcję, gdy widzę zdjęcie “właściciela gospodarstwa rolnego” pozującego na tle rzęcha za tysiąc baksów w przekonaniu, że to dowód jakiegoś jego niebywałego życiowego sukcesu.

    Błąd. On nigdy nie twierdził, że to zdjęcie i ten “rzęch” są dowodem jego życiowego sukcesu.
    Więcej – zdaje się, że on gdzieś przyznawał, że to zdjęcie umieścił w ramach prowokacji, aby podrażnić “lewaków” swoją giwerą. Jakoby z tego samego powodu tak często posługuje się zwrotem “Cywilizacja Białych Chrześcijańskich Europejczyków” (wydaje mu się, że to “politycznie niepoprawne” i “lewactwo” doprowadza do białej gorączki).

    wo :

    Przecież dla ludzi z klasy średniej na tym właśnie polega guilty pleasure przeglądania fotek z Naszej Klasy – te wszystkie zdjęcia “patrzcie, jakie ja mam egzotyczne podróże!” przedstawiające wyjazd last minute do Egiptu albo “patrzcie, mam mercedesa!” przedstawiające rzęcha z roku 1983. Myślę, że analiza jakiegoś bloga pod tytułem “polewamy z dziuń i ciach na Naszej Klasie” pozwoliłaby Twojej sztucznej inteligencji lepiej zgrokować nasze polewanie z Twego idola,

    Ja od dawna regularnie przeglądam tego typu zdjęcia.

    I domyślam się, że ze specjalnym rodzajem drwiny spotyka się nie sama słabość, lecz stan, który można by określić jako “słabość powiązana z wannabe siłą” – często motywowane zakompleksieniem aspirowanie do wyższego statusu, niż się realnie reprezentuje (“wyżej sra niż dupę ma”), sprowadzające się do (i) przyprawiania sobie atrap wyznaczników statusu (np. utopiony w tandetnych ozdóbkach i basztach gargamel; obcowanie z “wyższą kulturą” Piotra Rubika; wywieszanie na potrzeby gości delikatnego pachnącego papieru toaletowego, a na co dzień podcieranie się burym i szorstkim) i (ii) ostentacji ocierającej się o kicz, często powiązane z popełnianiem gaf wynikających z braku obycia z (sub)kulturą grupy, do której się aspiruje.
    Domyślam się, że wyśmiewaną w tym przypadku słabością najprawdopodobniej jest widoczny brak “elitarnego” obycia, które nie jest łatwe do zdobycia (dlatego nadaję się na wyznacznik elitarności i detektor parweniuszy), bo albo wymaga szczęścia urodzenia i wychowania się w tym nieszerokim “elitarnym” środowisku, albo powolnego zdobywania stopni wtajemniczenia.

    Ale to tylko drobna część tych wyśmiewanych zdjęć z NK. Większość przedstawia klasyczne dziunie wypinające opalone w solarium pupy i klasyczne ciacha prezentujące napakowane torsy – bez jednoczesnego wywijania markowych metek z majtek czy stawiania w tle “wypasionej” fury. W takim przypadku owszem, widać ocierającą się o kicz ostentację, ale już nie aspirację do klasy wyższej, pozorowania siły. Siła dziuń i ciach jest autentyczna i uważam, że dla ładnie wyglądającej dziuni i ładnie wyrzeźbionego ciacha można mieć uznanie, bez względu na kiczowatość ich ostentacji i stosowanych ozdób (przesadna opalenizna zestawiona z tlenionymi włosami, tandetne kozaczki, skąpe różowe stroje, nieudolnie imitujące styl z magazynów erotycznych przeciąganie się na masce starego Volkswagen Passata, na tle jakiegoś śmietnika czy meblościanki itp.).

    I analogicznie z Nicponiem: nawet gdyby założyć, że jego image (zdjęcie ze szczelbą, wulgarny język, agresja, pozerstwo) jest w pełni na serio – a są przesłanki, że nie jest – to nie przekreśla to jego osiągnięć i właściwości, o których pisałem. Nawet dobry produkt można tandetnie reklamować.
    Wy staracie się bagatelizować nicponiowe przymioty na podstawie:
    (i) Niczym nie popartych domysłów o ich nieautentyczności.
    (ii) Argumentum ad hominem: skoro ma wstrętne poglądy, prostacko-pozerski image i obciachową fotografię, to nie może być autentycznie inteligentny, elokwentny, charyzmatyczny, życiowo zaradny/przedsiębiorczy, atrakcyjny dla kobiet, silny fizycznie i sprawny w walce wręcz itd..

    Być może wasze domysły (np. że Nicpoń nie jest tak nadziany jak twierdzi; nie dorobił się dzięki talentowi, pracy i pomysłowości, lecz dzięki szczęściu i układom; na temat swoich miłosnych podbojów przesadza itd.) są przynajmniej częściowo słuszne, ale póki co nie mam podstaw bardziej niż zapewnieniom Nicponia wierzyć im.

    pozdrawiam

  80. Quasi
    March 27th, 2009 at 00:43 | #80

    Jeszcze jedno.

    wo :

    (…) wyjazd last minute do Egiptu albo “patrzcie, mam mercedesa!” przedstawiające rzęcha z roku 1983.

    Dlaczego zakładasz, że ktoś przedstawiający zdjęcia z Egiptu czy starego mercedesa musi chcieć sprawić mylne wrażenie, co do wartości sfotografowanych obiektów i ich związku ze statusem? Dlaczego wykluczasz, że ktoś Egipt uznaje za wycieczkę dla plebsu, a stare sprowadzone z Niemiec graty za pojazdy plebejskie i jako takie je przedstawia?

    Zdaję sobie sprawę, że chwalenie się czymkolwiek jest ryzykowne i zwykle traktowane jako obciach, zwłaszcza, gdy zdobycie prezentowanego przedmiotu dumy nie jest specjalnym wyzwaniem (i nawet słabi są do tego zdolni). Ok, ale nie przesadzajmy – czy plebejusz bez narażania się na śmieszność nie może pokazać swoich zdjęć z tanich i pospolitych/modnych zagranicznych wakacji?
    Z drugiej strony, wpadł tu mtwapa by pochwalić się spłodzeniem dziecka, – co przecież jest wyczynem znacznie mniej imponującym i bardziej popularnym niż wybranie się na wycieczkę do Egiptu – i nikt go nie wyśmiał, a nawet stadnie mu pogratulowano. Dlaczego chwalenie się wczasami w Egipcie ma być bardziej obciachowe niż chwalenie się dzieckiem?

    pozdrawiam

  81. March 27th, 2009 at 01:48 | #81

    Quasi :

    ignorowanie rozkazów, dezercja itp. – zwłaszcza motywowane tak “niskimi” pobudkami jak tchórzostwo

    Tam tchórzostwo… instynkt samozachowawczy. Na wojnie najmądrzejsze co możesz zrobić to przeżyć. A wojsko to bandyci władzy (siedzącej spokojnie w bunkrach) więc się nie turbuj, że byś kogoś zdradził.

    Quasi :

    ale mam też podejrzenia, że wcale się pod tym względem ode mnie nie różnicie i tylko pozujecie (także sami przed sobą) na takich twardych i zdystansowanych.

    No to zróbmy małą analizę porównawczą… Weźmy trzy osoby, których blogi regularnie czytam. Bart — wiem, że ma dzieci (chyba dwójkę), pewnie żonaty, ale chyba nie wspominał i jest grafikiem; MRW — jest żonaty (blog Owca też czytam regularnie) i pisze teksty tu i ówdzie (to wiem bo czytam), ale gadam z gościem tyle lat i dalej nie wiem jak zarabia na masełko; Wojtek Orliński — o nim akurat wiadomo najwięcej, bo to prawie celebryt :-) z życia prywatnego: dom, żona, synowie (trzech?), Subaru. Wszystkie te informacje wyniknęły mimochodem w dyskusjach, a to o (niespodzianka) dzieciach, związkach, domach, samochodach.

    Jedyna żenua w całym towarzystwie, to plasująca się tak gdzieś 15 do 18 rzędów wielkości niżej od żenuły Nicponia to Wojtkowe i Eliowe “mam Maka”. Przy czym to też nie jest żadna oznaka statusu, bo nie są to egzemplarze złocone, tylko bardziej statement ideologiczno-popkulturowy.

    Dlatego widząc odjazdy Nicponia wychyla się bullshitometr — ludzie w internecie tak nie mają. Możliwości jest wiele, mnie przychodzą do głowy dwie: gość wplata w swoje rzeczywiste weryfikowalne osiągnięcia masę bullshitu, żeby publiczność przełknęła wszystko razem; rzeczywiście awansował, tyle, że od wyrywania brukwi zębami do poletka i traktora i teraz ma się za Pana Stworzenia.

  82. March 27th, 2009 at 08:13 | #82

    Przepraszam, że moje wtrącenia mogą brzmieć od czapy, bo jak wspomniałem, staram się nie śledzić tej dyskusji, ale dla mnie proza Nicponia pełna jest wtrętów, które świecą jak żaróweczki alarmowe. Weź ten fragment o zatrzymaniu przez policję. Tekst o garniturze droższym od ich radiowozu nie brzmi jak opowieść człowieka sukcesu. Takie słowa kojarzą mi się z filmem Dederki “Witajcie w życiu” i akwizytorem Amway zaklinającym rzeczywistość mantrą “Obrót, obrót, obrót”. Kojarzą mi się również ze spotkaniem mojej klasy z podstawówki (błędna decyzja), na które jedna koleżanka przyszła w futrze z norek czy innych soboli i, mimo późnojesiennej pory, baaardzo opalona.

    Imponowanie statusem i podkreślanie swojej kasy na każdym kroku to sygnał alarmowy. Takie rzeczy robią ciule od MLM.

  83. March 27th, 2009 at 13:11 | #83

    @Quasi & przeprosiny

    Na pięć przeproszeń na tej stronie, cztery są Twoje.

  84. March 27th, 2009 at 14:14 | #84

    Quasi :

    Być może wasze domysły (np. że Nicpoń nie jest tak nadziany jak twierdzi; nie dorobił się dzięki talentowi, pracy i pomysłowości, lecz dzięki szczęściu i układom; na temat swoich miłosnych podbojów przesadza itd.) są przynajmniej częściowo słuszne, ale póki co nie mam podstaw bardziej niż zapewnieniom Nicponia wierzyć im.

    Twoje sieci neuronowe muszą więc sobie dopiero wyrobić coś, co z grubsza odpowiadałoby bullshit detectorowi w ludzkim umyśle. Nie zamierzam tego dalej wyjaśniać, bo skoro tego nie masz, to byłoby to równie trudne jak objaśnianie przysłowiowych kolorów przysłowiowemu ślepemu.

    Quasi :

    Ok, ale nie przesadzajmy – czy plebejusz bez narażania się na śmieszność nie może pokazać swoich zdjęć z tanich i pospolitych/modnych zagranicznych wakacji?

    Podstawą dekonstrukcji jest sam temat zdjęcia. Przetestuj swoje sieci neuronowe:

    Exhibit A: Zdjęcie przedstawia umorusanych błotem, ale niewątpliwie bardzo szczęśliwych osobników różnej płci i wieku, podpisane: “budowanie zamków na skarpie rzeczki Rudawki paręnaście kilometrów ponad Pikuktowem Zadupnym”

    Exhibit B: Zdjęcie przedstawia rodzinę turystów z Polski upozowanych ze sztucznym uśmiechem przed frontem hotelu El Sheikh Del Shmeikh

    Oba zdjęcia mogą przedstawiać proletariuszy na wakacjach, w każdym razie, ludzi na wakacjach stosunkowo niedrogich. Zacznij skalowanie swojego symulowanego obciachometru od arbitralnego przyjęcia B za obciach, A za brak obciachu. Nie będę Ci tłumaczyć “dlaczego”, po prostu taka jest ta skala.

  85. March 27th, 2009 at 14:38 | #85

    Quasi :

    Dlaczego zakładasz, że ktoś przedstawiający zdjęcia z Egiptu czy starego mercedesa musi chcieć sprawić mylne wrażenie, co do wartości sfotografowanych obiektów i ich związku ze statusem?

    Hihi, to mi przypomniało wakacje w Galinach. Na jednym ze zdjęć widać budynek główny, a przed nim – srebrny drogi samochód. Kierowca właśnie wykonuje manewr parkowania samochodu pod samym wejściem do restauracji/recepcji, jego żona i towarzyszący znajomy cierpliwie czekają, aż skończy ustawiać auto. Kierowca wysiada, daje koledze aparat fotograficzny, po czym z żoną opierają się o samochód, a kolega robi im zdjęcie na tle samochodu i hotelu jednocześnie. Padłem na cycki.

  86. marcin.gam
    March 27th, 2009 at 14:51 | #86

    Nicpoń mecenasem Kraykowskim Quasiego.
    Nie zapomnij Quasi zaadresować na adres rancho Nicponia zaadresować swojej trumny jak już Cię kompleks niższości zje do reszty. No offence, ale straszne Emo odstawiasz apropos tego Nicponia. Mi tam się wydaje że to po prostu cholernia samotny facet który nie ma nic do zaoferowania ludziom, więc sobie stwożył image że on gardzi ludzmi bo się czuje lepszy, zamist przyznać że jest dupkiem i wszyscy go unikają.

  87. janekr
    March 27th, 2009 at 15:17 | #87

    wo :

    Zdjęcie przedstawia rodzinę turystów z Polski upozowanych ze sztucznym uśmiechem

    Zdefiniuj “sztuczny”

  88. March 27th, 2009 at 15:20 | #88

    janekr :

    Zdefiniuj “sztuczny”

    Zdefiniuj “uśmiech”

  89. March 27th, 2009 at 17:14 | #90

    eli.wurman :

    janekr :
    Zdefiniuj “sztuczny”
    Zdefiniuj “uśmiech”

    Zdefiniuj “zdefiniuj”

  90. March 27th, 2009 at 17:24 | #91

    czescjacek :

    Zdefiniuj “zdefiniuj”

    :*, tak właśnie wyobrażałem sobie utrącenie pytania jankar.

  91. March 27th, 2009 at 17:53 | #92

    @ eli.wurman:
    cieszę się, że mogłem zapiąć ;)

  92. janekr
    March 27th, 2009 at 19:25 | #93

    czescjacek :

    @ eli.wurman:
    cieszę się, że mogłem zapiąć

    Dobra, dobra, wszystko to nie zmienia faktu, że może i WO potrafi na pierwszy rzut oka rozpoznać zdjęcie upozowane ze sztucznym uśmiechem ale sztuczna inteligencja raczej nie. Więc cała tyrada WO było to wyjaśnianie niezrozumiałego niezrozumiałym.

  93. Tutensramon
    March 27th, 2009 at 22:09 | #94

    @ czescjacek:
    mruwnicę ? Zrobiłeś to? Jak było ?

  94. April 1st, 2009 at 02:51 | #95

    @Tuten: Zanim przeczytasz następne zdanie przyszykuj sobie chusteczki i lubrykant… Było cudownie.

  95. April 1st, 2009 at 08:22 | #96

    Świtało prawie. Zdrożony inżynier poprzekreślał ostatnie “t” i pokropkował ostatnie “i” w swoim eseju o postmodernizmie. Zanim ruszy do przejścia granicznego z Afryką w Terespolu, musi tylko jeszcze odwiedzić starego przyjaciela i wyciągnąć go na krótką pogawędkę o dupczeniu.

  96. April 1st, 2009 at 11:05 | #97

    E tam zdrożony… rozkręcony po przespaniu całego dnia. No i ja tam dobry chłopak jestem — jeśli mogę kilkoma naciśniętymi klawiszami wyprodukować porno dla kolegi to nie waham się ani chwili.

  97. uran4
    April 3rd, 2009 at 08:47 | #98

    Gazeta.pl też napisała: http://tinyurl.com/cem3kq :)

  98. April 12th, 2009 at 15:00 | #99

    Czy autor bloga, Pan Bart, wypróbowywał kiedykolwiek na sobie preparaty homeopatyczne?

  99. April 12th, 2009 at 18:57 | #100

    @”Czy autor bloga, Pan Bart, wypróbowywał kiedykolwiek na sobie preparaty homeopatyczne?”

    A widziałaś/eś kiedyś grubasa, który nigdy nie jadł cukru?

Comment pages
  1. No trackbacks yet.

Optionally add an image (JPEG only)